Tygodnik wedkarski - Nr 5, 1 maja 1999
NR 5 1 maja
1999
W NUMERZE:
Aktualności
Aktywność dobowa ryb - wykres na nadchodzący tydzień
Słońce i księżyc - wschody i zachody
Techniki wędkarskie - Bolonka
Drapieżniki - Z prądem czy pod prąd?
Kropkowańce - Pstrąg Brdy'99
Wędkarski survival - Czy masz bandaż?
Nasze brudy - Pamiątka z celulozy
Konkretna ryba - Duży lin z małej wody
Przegląd sprzętu wędkarskiego - O przelotce prawie wszystko...
Tam łowią ludzie z RYBIEGO OKA - Wieprz, rzeka nadziei
Po sąsiedzku - Jeść czy nie jeść?
Przegląd prasy - Wędkarz Polski
Recenzje - Świat Spinningu
Portal
Aktualności
Aktywność dobowa ryb
Słońce i księżyc
Techniki wędkarskie
Drapieżniki
Wędkarski survival
Nasze brudy
Kropkowańce
Konkretna ryba
Przegląd sprzętu
Tam łowimy
Po sąsiedzku
Przegląd prasy
Recenzje
ARCHIWUM
[ Zdjęcia satelitarne Wisły warszawskiej ]
Na pytanie, czy Wisła jest
brudna, czy czysta, jest wprawdzie tylko jedna odpowiedź, ale aż dwa sposoby
odpowiadania. Problem można skwitować jednym słowem - brudna. Można też
odpowiedzieć długim wywodem, który prowadzić będzie do pocieszającego zdania:
jest czystsza niż przed kilku laty.
Nie istnieje za to odpowiedź na pytanie, kiedy rzeka będzie na tyle czysta, by wrócili nad nią ludzie. Mieszkańcy Warszawy bowiem generalnie uważają, że Wisła jest tak bardzo zanieczyszczona, że życie w niej zamarło, a ryby, które jeszcze tu i ówdzie można złowić, są trujące.
Nie jest aż tak źle, aczkolwiek dobrze też
nie jest. Zdarzają się w ciągu roku krótkie okresy, kiedy Wisła na odcinku
Warszawy prowadzi wody III klasy, o czym jeszcze przed kilku laty nie było
mowy. Na praskiej stronie pracuje oczyszczalnia ścieków "Czajka", która
choć w części ratuje rzekę. Na poprawę czystości wód w ostatnich latach
znacznie wpłynęła budowa w województwie warszawskim wielu oczyszczalni zakładowych
i komunalnych. Dzięki otwarciu na problemy ekologiczne, większość nowych
inwestycji stanowią oczyszczalnie mechaniczno-biologiczne, najbardziej wydajne
i bezpieczne dla środowiska. W roku 1995 na terenie województwa warszawskiego
działało 139 oczyszczalni mechaniczno-biologicznych, w tym 22 komunalne
i 117 zakładowych.
Komunalna potworność
Problemem, który najbardziej odstręcza od Wisły mieszkańców stolicy, są ścieki komunalne. Lewobrzeżna Warszawa nie posiada żadnej oczyszczalni. Nieoczyszczone ścieki odprowadzane są bezpośrednio do rzeki kolektorem burakowskim (ponad połowa), a także kolektorami burzowymi pod ulicą Solec, pod Karową, pod Krasińskiego oraz burzowcami "Młociny" i "Bielany".
Badania laboratoryjne, system monitoringu, a także wykresy przygotowane w różnych komputerowych programach prezentacyjnych dowodzą jednoznacznie, że w latach 1995-98 stan wody wiślanej poprawił się znacznie. Z roku na rok wzrasta ilość ścieków oczyszczonych w procesie biologicznym, maleją zrzuty nieoczyszczonych. Fakt, że rzeka jest nieuregulowana, także korzystnie wpływa na czystość jej wód. Przyrodnicy zwykli mówić, że największą biologiczną oczyszczalnią ścieków jest sama rzeka. Jej szeroko rozlane koryto, mielizny, ławice piasku, przemiały, rafy kamienne, porośnięte roślinnością wyspy i brzegi powodują, że Wisła jest doskonale natleniona i - jak wykazują badania - już po kilkuset metrach od wylotu potrafi sobie w znacznym stopniu poradzić ze ściekami wyrzucanymi z kolektora.
Nie ze wszystkim, niestety. Mieszkańców Warszawy
nie da się przekonać analizami laboratoryjnymi i wykresami. Liczy się to,
co widać i czuć. A od burzowca na Karowej kończy się na przykład przyjemność
wędkowania w Wiśle. Na żyłce i przynętach wieszają się farfocle ohydnej
włókniny, zawiesiny celulozowej, powstałej z rozdrobnionego papieru toaletowego
i podpasek. We włókninie tej osadzają się drobiny paskudztwa, spływającego
do rzeki z kanalizacji miejskiej - od resztek żywności z naszych zlewów,
po ekskrementy z naszych toalet.
Poniżej
kolektora na Karowej każdy kamień, każda zatopiona gałązka, oplątana jest
kłębem tej obrzydliwej pamiątki z celulozy. Z każdym kolektorem jest gorzej;
poniżej burakowskiego jest po prostu strasznie. Wypoczywający w Parku Młocińskim
warszawiacy rzadko chodzą nad rzekę. Granica lądu i wody pokryta jest nieskończoną
ilością filtrów od papierosów, zapałek, plasterków cytryny. I kawałkami,
za przeproszeniem, gówna - rozmaitych rozmiarów, kształtu i koloru. Właśnie
ten fragment lewego brzegu Wisły słynie z widoku spływających tuż pod powierzchnią
alwaysów, donn, libresse - ze skrzydełkami i bez - oraz prezerwatyw i kup
różnej mocy i potęgi. Do ludzi, którzy przez kwadrans postoją na tym odcinku
rzeki, nie trafią najlepiej przygotowane prezentacje multimedialne, mające
za zadanie przekonać publiczność, że jest lepiej. Potworny smród roznoszony
przez wiatr w pobliżu kolektorów ma większą moc przekonywania.
Najwyższy poziom abstrakcji
Tadeusz Komorowski, dyrektor Wydziału Ochrony
Środowiska, Rolnictwa i Leśnictwa w Urzędzie Wojewódzkim, zapytany o to,
kiedy Warszawa lewobrzeżna doczeka się wreszcie oczyszczalni ścieków komunalnych,
wzruszył ramionami i jak echo powtórzył pytanie. Mógł tylko pokrótce opowiedzieć
historię pomysłów, jakie miały kolejne władze miasta w tej materii. Więc
najpierw powstała idea budowy tzw. oczyszczalni "Pancerz" na północy stolicy.
Pomysł jak najbardziej racjonalny - to przecież kolektorem burakowskim wali
do rzeki połowa nieczystości komunalnych. Potem przyszła kolej na pomysł
"Oczyszczalni Południe", która miała neutralizować ścieki z Ursynowa, Mokotowa
- jednym słowem z południowych dzielnic Warszawy. Powołana została spółka,
dyrekcja, biura, które funkcjonują i zżerają pieniądze od wielu lat. Kiedy
bodaj przed pięcioma laty pisałem o tym pomyśle, zapewniano mnie, że pierwsze
prace zostaną wykonane... trzy lata temu, zaś próbny rozruch nastąpi w zeszłym
roku. Do dzisiejszego dnia nikt jeszcze nie wkopał szpadla na terenie łuku
siekierkowskiego, gdzie miała być zlokalizowana ta inwestycja. Ba, "nie
ruszone" zostały sprawy związane z własnością gruntu, tak że wszystkie prace
studialne i projektowe nadal znajdują się na najwyższym poziomie abstrakcji.
Ta
abstrakcja jednak straszy - zarówno Komorowskiego, jak i dyrektora Miejskiego
Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, Wojciecha Charkiewicza.
Otóż samorząd wymyślił sobie, że ma być "po francusku" - na odwrót i nowocześnie.
We Francji od lat obowiązuje zasada, że punkt poboru wody przez przedsiębiorstwo
musi znajdować się poniżej spustu ścieków produkowanych przez zakład. O
ile taka zasada sprawdza się w przypadku przedsiębiorstw przemysłowych,
o tyle pomysł, by ujęcie wody dla miasta znajdowało się poniżej kolektora
odprowadzającego ścieki z oczyszczalni, zakrawa na paranoję. Awaria w oczyszczalni,
zbyt wysoka woda, przerwa w dostawie energii elektrycznej - a to wszystko
zdarzało się na "Czajce" i zdarza we wszystkich oczyszczalniach świata -
spowoduje, że do rzeki pójdą (bo muszą) nieoczyszczone ścieki. Pójdą prosto
na ujęcia wody pitnej...
Bogu dzięki - problemy związane z warszawskim odcinkiem Wisły roją się od takich podziękowań - nikt nie wie, kiedy rozpocznie się budowa oczyszczalni południowej. Nikt więc nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, kiedy powstanie oczyszczalnia "Pancerz", której budowę zakłada się w planach rozwojowych miasta zaraz po zakończeniu inwestycji południowej.
Przed wylotem kolektora spod ulicy Krasińskiego
bardzo często spotykam łowiącego leszcze staruszka. Poluje na nie za pomocą
gruntówki z dzwoneczkiem, alarmującym o braniu ryby, może więc pozwolić
sobie na czytanie nad wodą gazety. I kiedyś, podczas strząsania z żyłki
komunalnych pamiątek z celulozy, spytał mnie, pokazując artykuł o kosztach
obchodów czterechsetlecia stołeczności Warszawy:
- Czy nie lepiej wydać było tę forsę na zainicjowanie oczyszczania Wisły?
Od tamtej pory stale mi po głowie chodzi to
pytanie...
(jaj)
Serdecznie dziękujemy Łukaszowi Szymańskiemu za ściągnięcie map satelitarnych z serwera Microsoftu.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
syfsyfsyfsyfwięcej podobnych podstron