Tygodnik wedkarski - Nr 6-7, 9-16 maja 1999
NR 6-7 9-16 maja
1999
W NUMERZE:
Aktualności
Aktywność dobowa ryb - wykres na nadchodzący tydzień
Słońce i księżyc - wschody i zachody
Techniki wędkarskie - DS na kanale
Drapieżniki - Odległy boleń
Kropkowańce - Poniżej Piekła
Wędkarski survival - Strzałka na północ
Nasze brudy - Rząd nad Wisłę
Top secret - Szczupak spod sufitu
Konkretna ryba - Słodkie srebrniaki
Przegląd sprzętu wędkarskiego - Wędki są garbate
Tam łowią ludzie z RYBIEGO OKA - W górę od Lublina
Po sąsiedzku - Małe majowe porno
Notes Marka Kaczówki - Rybki i kwiatki
Muchowy koszyk - Jazie na muchę
Morskie opowieści - Szczury morskie
Reportaż - Ostatnie SWI
Jak to wygląda naprawdę - Zawodowcy
Recenzje - Zanim wyruszysz...
Portal
Aktualności
Aktywność dobowa ryb
Słońce i księżyc
Techniki wędkarskie
Drapieżniki
Kropkowańce
Wędkarski survival
Nasze brudy
Top secret
Konkretna ryba
Przegląd sprzętu
Tam łowimy
Po sąsiedzku
Notes Marka Kaczówki
Morskie opowieści
Reportaż
Jak to wygląda naprawdę
Recenzje
ARCHIWUM
Sprawa zagospodarowania brzegów Wisły warszawskiej powraca co pewien czas na łamy prasy i sygnalizowana jest przez różne gremia. W lipcu dwa lata temu w stołecznym ratuszu odbyła się kolejna konferencja poświęcona rzece. Wygłoszono kilkanaście referatów, przedstawiono kilka koncepcji, wytknięto błędy, zaniedbania, zasygnalizowano potrzeby. I spokojnie powrócono do codzienności. Skutki widać i dzisiaj. Czyli nic nie widać...
Pomysłów na zagospodarowanie samej rzeki oraz jej brzegów
na terenie międzywala i wiślanej skarpy jest wiele. Hydrotechnicy nadal
forsują pomysł skaskadowania dolnego odcinka Wisły. Najbardziej zaś zapatrzeni
w stare założenia techniczne marzą o uregulowaniu także Wisły środkowej.
Wciąż powraca się do pomysłów z innej epoki i powtarza, że wiele elektrowni
powstało dlatego w pobliżu królowej polskich rzek, by wodą spławiać węgiel
ze Śląska. Wciąż powtarzany jest argument o małych kosztach transportu wodnego,
nikt z lobby kaskaderskiego nie mówi jednak o kosztach tak ogromnej i tak
kompleksowej inwestycji.
Wspólny mianownik
Gdyby ludziom zatrudnionym przy rzece groziło masowe bezrobocie,
to upór hydrotechników byłby zrozumiały, ale nie ma takiego niebezpieczeństwa.
Drugi skrajny pomysł, by Wisłę całkowicie pozostawić naturze, także jest
utopią. Zbyt wiele bowiem wybudowano domów, zakładów przemysłowych na dawnych
terenach zalewowych, zbyt wiele nadwiślańskich obszarów wykorzystanych jest
rolniczo, by można było pozwolić na zaniedbanie umocnień przeciwpowodziowych,
na naturalne zmiany koryta. Wciąż muszą trwać odcinkowe prace regulacyjne,
trzeba na bieżąco budować ostrogi i opaski, zwane kierownicami nurtu, by
rzeka nie powodowała nadmiernej erozji brzegów, by nie zbliżała się niebezpiecznie
do obwałowań. Paradoks polega też na tym, że na nadmiernie uregulowanych
fragmentach rzeki także potrzebna jest praca hydrotechników w celu przywrócenia
stanu jak najbardziej zbliżonego do naturalnego.
Między hydrotechnikami a ekologami musi w możliwie szybkim
czasie dojść do kompromisu. Rozbieżności, a niekiedy wręcz otwarta wojna,
jaka panuje pomiędzy tymi dwoma środowiskami, wydłuża w nieskończoność okres
zawieszenia, wyczekiwania na jakąkolwiek decyzję. Jeśli wojna ta trwać będzie
dalej, to rzeka nie ma żadnych szans. O "wiślanym stanie wojennym" sporo
się już pisało, wspomina się wciąż o rozwiązaniu francuskim i rządowym programie
zagospodarowania Loary. Francuzi, zdając sobie sprawę, że racje hydrotechników
i ekologów nie dadzą się pogodzić, wprowadzili element, który obie strony
musiały uwzględniać w swoich opracowaniach - bezpieczeństwo ludzi, rolnictwa,
przemysłu. Okazało się to bardzo trafionym rozwiązaniem i dało problemom
Loary wspólny mianownik, który przerwał wojnę środowisk - tam, gdzie bezpieczeństwo
tego wymaga, rzekę się reguluje, umacnia. Na odcinkach, gdzie można, Loara
oddawana jest naturze. Dochodzi do tego aspekt ekonomiczny - w miejscach,
gdzie koszty utrzymania rolnictwa czy przemysłu są zbyt wysokie, rezygnuje
się z ochronnej regulacji rzeki, proponując właścicielom lokalizacje zastępcze,
a nawet płacąc ogromne odszkodowania.
Wydaje się, że warto skorzystać z doświadczeń francuskich...
Musi zapaść decyzja
Teraz Wisła nie ma żadnych szans. Nie będzie ani czysta, ani
uregulowana, ani zwrócona naturze... Nadal odbierać będzie zasolone wody
kopalniane, ścieki przemysłowe i komunalne. W dalszym ciągu przyjmować musi
przecieki z szamb oraz nawozy ściekające z pól, łąk i pastwisk. Trwająca
bitwa o Wisłę powoduje, że przyrodnicy na niektórych odcinkach mogą uzyskać
dla rzeki status krajobrazu chronionego czy nawet rezerwatu, ale na innych
niepodzielnie królują hydrotechnicy i zasypują koryto gruzem i ziemią z
wykopów budowlanych.
Tymczasem Wiśle toczącej swe wody od gór do morza potrzebny
jest jeden wielki, opracowany całkowicie na nowo program. Wydaje się, że
musi być to projekt rządowy, który, nawiasem mówiąc, jest zapowiadany. Ale
znowu mówi się o kaskadzie, o regulacji. Dom wariatów!
Ale
może nie będzie tak źle, może ktoś pójdzie po rozum do głowy i zastanowi
się, że żegluga śródlądowa już skonała i niekt nie będzie inwestował we
flegmatyczne przewozy, skoro nawet koleje państwowe dopłacają do interesu.
Więc może zapanuje zgoda i posługiwanie się logiką. Statki
morskie dopływające do Sandomierza równie zabawnie brzmią tak za socjalizmu,
jak obecnie. Więc ekolodzy, i kapitaliści, lobbyści i politycy muszą sobie
podać ręce - tylko w ten sposób można pogodzić interesy wszystkich zainteresowanych,
tylko tak da się uruchomić pieniądze z Komitetu Badań Naukowych, z Funduszu
Ochrony Środowiska. Tylko program rządowy jest w stanie zmusić nadwiślańskie
gminy do wspólnych działań i ustalić tempo prac oraz intensywność, rozdział
i rozłożenie w czasie nakładów z budżetu państwa...
Konieczność zapreliminowania w założeniach budżetowych
dużych pieniędzy potrzebnych na zagospodarowanie Wisły wydaje się największą
przeszkodą. Stan obecny - aczkolwiek wszyscy wiedzą, że fatalny - jest chyba
najwygodniejszy dla wszystkich. Pozwala na przykład hydrotechnikom wygrywać
małe boje o dość dowolną regulację niewielkich odcinków rzeki, pozwala ekologom
walczyć o pojedyncze wiślane łachy... Gminy nie mają obowiązku uregulowania
gospodarki wodno-ściekowej, brak jest planów, terminów, a niekiedy nawet
pomysłów na zabudowę terenów nadrzecznych.
Wszyscy wiedzą, że jest fatalnie. Wszyscy też widzą wielką
szansę i korzyści mogące wypływać z opracowania jednolitego, konkretnego
i umocowanego w czasie planu zagospodarowania Wisły. Po ostatnich powodziach
dużo się mówi o podziale kompetencji urzędników państwowych, o złej organizacji
systemu podejmowania decyzji, o sytuacjach wyjątkowych i nadzwyczajnych.
Być może nie jest konieczna kolejna klęska żywiołowa, by zauważyć, że Wisła
- sama w sobie - jest dla Polski sytuacją nadzwyczajną i wyjątkową. Płynie
przez wiele województw, przez wiele gmin, stanowi wyzwanie dla wielu środowisk,
zagrożenie dla wielu interesów, może też podobnej liczbie interesów sprzyjać.
Pełnomocnik?
Być może należy jak najszybciej powołać pełnomocnika rządu
do spraw zagospodarowania Wisły. Musiałby być to urzędnik o dużych uprawnieniach
- do niego należałoby rozsądzanie sporów między stronami, koordynacja prac
nad nowoczesnym programem Wisła i przyjęcie w określonym, możliwie najkrótszym
terminie ostatecznej wersji planu zagospodarowania rzeki. Potem zaś zacząłby
się etap, na który czeka Wisła, czekają ludzie i zwierzęta. Złośliwi twierdzą,
że taki pełnomocnik mógłby więcej pożytecznego zrobić dla kraju, niż pełnomocnicy
do spraw rodziny, prywatyzacji, reformy samorządowej i służb specjalnych
razem wzięci.
Tymczasem dzisiaj nikt poza wędkarzami nie wie, gdzie
właściwie podziała się Wisła...
Jarosław Szymon
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
syfsyfsyfwięcej podobnych podstron