v 04 073







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.73)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –







73. U BRODU, POMIĘDZY JERYCHEM I BATABARĄ


Napisane 14
lutego 1946. A, 7974-7986
W tych dniach, gdy
karawany
powracają do swych rodzinnych miejscowości, brzegi Jordanu w pobliżu
brodu
przypominają całkiem obozowisko Nomadów. Po trochu wszędzie - wzdłuż
krzewów,
tworzących zielone ograniczenie rzeki - są rozłożone namioty lub po
prostu okrycia.
Porozwieszano je od jednego pnia do drugiego. Wspierają się o kije
wbite w ziemię,
przywiązane są w górze do wysokich siodeł wielbłądzich lub po prostu
umocowane tak,
aby umożliwić schronienie się pod spodem. To kryjówka przed rosą, która
z
pewnością przypomina deszcz w tych miejscach poniżej poziomu morza.
Kiedy Jezus
przychodzi z uczniami w
pobliże rzeki, na północ od brodu, wszyscy obozowicze właśnie powoli
się budzą.
Jezus musiał wyjść z domu Nike przy pierwszym brzasku, gdyż nawet teraz
to jeszcze nie
jest świt. Okolica wygląda pięknie, świeżo, pogodnie. Najbardziej
śpieszący się
zaczynają wyślizgiwać się z różnokolorowych namiotów i schodzić do
rzeki, aby się
umyć. Przebudziło ich rżenie koni, ryczenie osłów, krzyki wielbłądów i
bójki lub
świergot setek wróbli czy też innych ptaków. [Znajdują się one] w
liścih wierzb,
w trzcinowych zaroślach oraz w wysokich drzewach, formujących zieloną
galerię ponad
ukwieconymi brzegami. Słychać jakieś niemowlęce płacze i łagodne głosy
matek,
przemawiających do swoich dzieci. Z minuty na minutę życie zaczyna się
ujawniać w
swoich wszystkich formach. Z pobliskiego Jerycha przybywają wszelkiej
maści handlarze i
nowi pielgrzymi, strażnicy, żołnierze. Pilnują lub mają utrzymywać
porządek w tych
dniach, gdy się spotykają grupy ludzi wszelkich religii. Nie szczędzą
sobie oni
zniewag i wyrzutów, w czasie których muszą mieć miejsce liczne
kradzieże dokonywane
przez złodziejaszków. W szatach pielgrzymów zmieszali się z tłumem po
to, aby
kraść. Są też i nierządnice, usiłujące odbyć “swoją” podróż
paschalną. Ośmielają się wyłudzać od pielgrzymów najbogatszych i
najbardziej
rozwiązłych pieniądze i podarki, jako zapłatę za godzinę przyjemności,
w której
unicestwione zostają wszelkie paschalne oczyszczenia... Uczciwe
niewiasty – ze swymi
mężami lub dorosłymi synami pośród pielgrzymów - skrzeczą jak
zaniepokojone sroki.
Przywołują do siebie mężów, którzy zażywają przyjemności przyglądając
się
ladacznicom. Być może tak się tylko wydaje ich małżonkom lub matkom.
One zaś
odpowiadają i śmiejąc się bezczelnie, odcinają się... kierując epitety
do uczciwych
niewiast. Mężczyźni, a zwłaszcza żołnierze, śmieją się i nie żałują
sobie
żartowania z tymi kobietami. Kilku Izraelitów, naprawdę rygorystycznych
w sprawach
moralności - lub jedynie obłudnie surowych – oddala się ze wzgardą,
inni zaś...
posługują się mową znaków, gdyż naprawdę dobrze się rozumieją z
nierządnicami.
Jezus nie idzie
drogą
bezpośrednią, która zaprowadziłaby Go do środka obozowiska, lecz
schodzi na brzeg
rzeki, zdejmuje sandały. Kroczy tamtędy, gdzie woda już muska trawy.
Apostołowie idą
za Nim. Najstarsi, najbardziej nieprzejednani, szepczą:
«I pomyśleć, że
Chrzciciel tutaj
głosił pokutę!»
«Tak! A miejsce to
stało się
gorsze niż portyki w rzymskich termach!»
«I nie gardzą
rozrywką ci, którzy
mówią o sobie, że są święci!»
«Też to widziałeś?»
«Ja też mam oczy.
Widziałem!
Widziałem!...»
[Inaczej reagują]
najmłodsi czy
też najbardziej pobłażliwi. Należy do nich Judasz z Kariotu. Śmieje się
i patrzy
bardzo uważnie na to, co się dzieje w obozowisku. Nie gardzi
przyjrzeniem się pięknym
bezwstydnicom, podchodzącym w poszukiwaniu klientów. Tomasz śmieje się
na widok
złości małżonek i pogardy [okazywanej przez] faryzeuszów. Mateusz,
niegdyś
grzesznik, nie potrafi mówić surowo przeciw występkowi i występnym.
Ogranicza się do
westchnięcia i potrząśnięcia głową. Jakub, syn Zebedeusza, obserwuje
bez większego
zainteresowania i bez krytykowania – obojętnie. Właśnie oni idą na
końcu małej
grupy, która ma na czele Jezusa – pomiędzy Andrzejem, Janem, Judą i
Jakubem
Alfeuszowym.
Oblicze Jezusa
jest zamknięte,
marmurowe. I zamyka się coraz mocniej, tym bardziej że z góry, od
strony wału,
dochodzi do Niego wymiana zdań pełnych podziwu lub prowokujących
pomiędzy niezbyt
uczciwym mężczyzną i ladacznicą. Jezus patrzy cały czas prosto przed
Siebie. Nie
chce widzieć. I Jego zamiar uwidacznia się w całej postawie.
Jednak jakiś
odziany bogato
młodzian – który wraz z innymi tego samego pokroju ludźmi właśnie
rozmawiał z
dwiema nierządnicami – mówi:
«Idź! Idź! Chcemy
się trochę
pośmiać. Oddaj Mu się. Pociesz Go. Jest smutny, bo jest tak biedny, że
nie może sobie
kupić baby.»
Fala rumieńca
oblewa twarz Jezusa,
następnie zaś blednie. Ale nie odwraca głowy. Zmiana koloru jest
jedynym znakiem, że
usłyszał.
Bezwstydnica –
cała dźwięcząca
od swych naszyjników, w zwiewnych szatach – zeskakuje z teatralnym
krzykiem z niskiego
wału na brzeg. Znajduje sposobność, aby odsłonić przy tym liczne
sekrety swej
piękności. Upada do stóp Jezusa i – śmiejąc się pięknymi ustami,
zachęcając
oczyma i swymi kształtami – woła:
«O! Piękny spośród
zrodzonych z
niewiasty! Za jeden pocałunek Twoich ust [otrzymasz] całą mnie bez
zapłaty!»
Jan, Andrzej,
Juda, Jakub, syn
Alfeusza są zgorszeni i sparaliżowani. Z powodu zaskoczenia nie
potrafią wykonać ani
jednego gestu. Ale Piotr! Skokiem pantery rzuca się na nieszczęsną,
która jest na
kolanach, przechylona w tył. Potrząsa nią, podnosi i ciska ze
straszliwym określeniem
na wał, a potem bierze ją na plecy, aby dokonać reszty.
Jezus odzywa się:
«Szymonie!»
To wołanie to
więcej niż przemowa.
I Szymon powraca, czerwony z gniewu, do swego Pana:
«Dlaczego nie
pozwalasz mi jej
ukarać?»
«Szymonie, nie
karze się szaty,
która się poplamiła, lecz się ją pierze. Ona ma za szatę swe skalane
ciało, a jej
dusza jest sprofanowana. Módlmy się, aby oczyścić jej duszę i ciało.»
Mówi to łagodnie,
ściszonym
głosem, ale nie tak cicho, aby niewiasta nie mogła usłyszeć. Idzie
dalej. Odwraca
się... Tak, teraz na chwilę odwraca głowę. Spojrzenie Jego łagodnych
oczu pada na
nieszczęsną. Jedno spojrzenie, tylko jedno spojrzenie! Jedna chwila,
tylko jedna! Jednak
mieści się w niej cała moc Jego miłosiernej miłości! Niewiasta spuszcza
głowę,
podnosi welon, owija się nim...
Jezus idzie dalej.

Oto bród. Niskie
wody pozwalają
przejść dorosłym. Wystarczy podnieść szaty powyżej kolan i poszukać
szerokich
kamieni na dnie. Błyszczą w krystalicznych wodach, służąc za chodnik
przechodzącym.
Dalej, górą, przechodzą jadący na zwierzętach.
Szczęśliwi
apostołowie brodzą aż
po uda i Piotr nie może uwierzyć, że to prawda. Obiecuje sobie i
przyrzeka, że w
czasie pobytu w domu Salomona nie omieszka zażyć ‘odświeżającej
kąpieli’ – tak
mówi – aby ‘sobie powetować wczorajszą spiekotę’.
A oto są już po
drugiej stronie.
Tam też jest tłum, który udaje się w drogę po nocy lub ludzie wycierają
się po
przejściu przez bród. Jezus nakazuje: «Rozproszcie się, aby powiedzieć,
że jest tu
Rabbi. Idę do tego zwalonego pnia i czekam na was.»
Liczny tłum
zostaje szybko
powiadomiony i ludzie przybywają pośpiesznie. Jezus zaczyna mówić.
Korzysta z okazji,
że przechodzi orszak zalanych łzami ludzi. Idą za niosącymi posłanie na
którym jest
ktoś, kto się rozchorował w Jerozolimie. Skazany przez lekarzy szybko
wraca umrzeć w
swoim domu. Wszyscy o tym mówią, bo to człowiek młody jeszcze i bogaty.
Wielu
stwierdza:
«To musi być
wielki ból umierać,
gdy jest się tak bogatym i tak młodym!»
Są też i tacy,
którzy mówią
(być może te osoby wierzą już w Jezusa): «Ma za swoje! Nie potrafi
uwierzyć.
Uczniowie poszli powiedzieć krewnym: “Zbawiciel jest tu. Jeśli
będziecie mieć wiarę
i poprosicie Go, chory wyzdrowieje”. Ale on sam jako pierwszy odmówił
zwrócenia się
do Rabbiego.»
Po krytykach
następują oznaki
sympatii. Jezus wykorzystuje to wszystko, aby zacząć mówić:
«Pokój wam
wszystkim! Z pewnością
śmierć nie podoba się bogatym i młodym: bogatym – jedynie dzięki
posiadaniu
pieniędzy, a młodym – z powodu niewielu [przeżytych] lat. Jednakże dla
tych, którzy
są bogaci w cnoty, a młodzi dzięki czystości swych obyczajów, śmierć
nie jest
bolesna. Prawdziwy mędrzec, odkąd używa rozumu, tak kieruje swym
postępowaniem, aby
przygotować sobie śmierć spokojną. Życie jest przygotowaniem do
śmierci, podobnie
jak śmierć jest przygotowaniem do najpełniejszego Życia. Prawdziwy
mędrzec, od
chwili w której pojmuje tę prawdę o życiu i śmierci – o śmierci dla
zmartwychwstania – usiłuje na wszelkie sposoby oderwać się od
wszystkiego, co jest
bezużyteczne. Ubogaca się natomiast tym, co pożyteczne, czyli cnotami,
dobrymi czynami.
Dzięki temu zdobywa bagaż dóbr dla Tego, który go do Siebie wzywa na
sąd, aby go
wynagrodzić lub ukarać w sposób doskonale sprawiedliwy. Prawdziwy
mędrzec prowadzi
życie, które – dzięki mądrości - czyni go bardziej dojrzałym od starca
i bardziej
młodym od młodzieńca. Żyjąc bowiem cnotą i sprawiedliwością, zachowuje
w sercu
świeżość uczuć, jakich czasem nie posiadają nawet najmłodsi. Jakże
wtedy jest
słodko umierać! Skłonić umęczoną głowę na piersi Ojca, rzucić się w
Jego
objęcia i powiedzieć pośród mgieł umykającego życia: “Kocham Cię, ufam
Tobie, w
Ciebie wierzę”. Powiedzieć to po raz ostatni na ziemi, aby potem
wypowiadać radosne:
“Kocham Cię!” przez całą wieczność, pośród wspaniałości Raju.
Śmierć. Ciężka to
myśl? Nie.
Słuszny wyrok dla wszystkich śmiertelnych. Wielki niepokój jedynie dla
tych, którzy
nie wierzą i są obciążeni winami. Na próżno człowiek – dla wyjaśnienia
licznych
lęków kogoś umierającego, kto w czasie swego życia nie był dobry –
mówi: “On
chciałby jeszcze żyć, aby wynagradzać. Nie chce umrzeć, bo nie zrobił
nic dobrego
lub uczynił niewiele”. Daremnie mówi: “Gdyby żył dłużej, otrzymałby
większą
nagrodę, bo uczyniłby więcej”. Dusza wie, przynajmniej niewyraźnie, ile
dano jej
czasu: niemal nic w porównaniu z wiecznością. Dlatego dusza skłania
całe ja do
działania. Jednak... biedna dusza!... Ileż razy jest miażdżona,
deptana, tłumiona,
aby nie słyszano jej słów! To zdarza się u tych, którym brak dobrej
woli.
Sprawiedliwi natomiast od młodego wieku słuchają duszy, posłuszni jej
radom i stałemu
oddziaływaniu. I święty umiera czasem u progu swego życia: młody w
lata, lecz bogaty
w zasługi. A mając sto lub tysiąc lat więcej, nie mógłby być bardziej
święty niż
jest teraz, gdyż miłość Boga i bliźniego - praktykowane na różne
sposoby i z całą
hojnością - czynią go doskonałym. W Niebie nie patrzy się na liczbę
lat, lecz na
sposób, w jaki się je przeżyło.
Okazuje się żałobę
nad zwłokami,
płacze się nad nimi. Zwłoki jednak już nie płaczą. Drży się przed
koniecznością
umierania, lecz nie troszczy się o życie w taki sposób, który by nie
wywoływał
drżenia w godzinie śmierci. Ale dlaczego się nie płacze i nie okazuje
żałoby nad
zwłokami żyjącymi, nad zwłokami bardziej prawdziwymi, które jak grób
noszą w swych
ciałach martwą duszę? I dlaczego ci, którzy płaczą na myśl, że ich
ciało musi
umrzeć, nie płaczą nad zwłokami, jakie noszą w swoim wnętrzu? Widzę
wiele trupów
śmiejących się i żartujących, nie opłakujących samych siebie! Iluż
widzę ojców,
ile matek, małżonek, braci, synów, przyjaciół, kapłanów, nauczycieli,
opłakujących syna, małżonka, brata, ojca, przyjaciela, wiernego,
ucznia. Oni zaś
umarli w jawnej przyjaźni z Bogiem, po życiu, które było wieńcem
doskonałości.
Tymczasem nie płaczą nad zwłokami dusz syna, małżonka, brata, ojca,
przyjaciela,
wiernego, ucznia, a przecież ci umarli z powodu występku i grzechu.
Umrą na zawsze,
zatracą się na zawsze, jeśli się nie opamiętają! Dlaczego nie próbuje
się ich
wskrzesić? To byłoby miłością, wiecie? Największą miłością. O! Głupie
łzy nad
prochem, który na powrót stał się prochem! Bałwochwalstwo uczuć! O,
nieszczerość
uczuć! Płaczcie, lecz nad umarłymi duszami tych, którzy są wam
najdrożsi. Usiłujcie
ich doprowadzić do Życia. I mówię szczególnie do was, niewiasty, które
tak wiele
możecie [zdziałać] w stosunku do tych, których kochacie.
Teraz spójrzmy
razem na to, co
Mądrość wskazuje jako przyczyny śmierci i wstydu.
Nie znieważajcie
Boga, czyniąc zły
użytek z życia danego wam przez Niego, kalając je złymi działaniami,
które okrywają
hańbą człowieka. Nie znieważajcie rodziców przez zachowanie obrzucające
błotem ich
siwe włosy i wywołujące palące cierpienie w ich ostatnich dniach. Nie
okrywajcie
obelgami dobrze wam czyniących, aby was nie przeklęła miłość, którą
depczecie. Nie
obrzucajcie zniewagami tych, którzy wami rządzą. To nie przez bunt
wobec rządzących
narody staną się wielkie i wolne. To przez święte zachowanie obywateli
otrzyma się
pomoc od Pana. On może poruszyć serca rządzących, odebrać im ich
pozycję, a nawet
życie. Tak stało się już wiele razy w naszej historii Izraela, kiedy
przebrali miarę,
a zwłaszcza wtedy gdy lud, uświęcając się, zasługiwał na przebaczenie
Boga. On
zaś, z tej właśnie przyczyny, sprawiał, że znikał ucisk przygniatający
karanych.
Nie traktujcie
obelżywie swoich
małżonek, obrażając je cudzołożnymi miłostkami. Nie rańcie niewinności
dzieci
przez to, że poznają zakazane miłości. Bądźcie święci wobec tych,
którzy widzą w
was – z miłości i z obowiązku – tych, którzy mają być przykładami dla
ich
życia. Nie możecie oddzielić świętości wobec najbliższego bliźniego od
świętości przed Bogiem. Jedna bowiem kiełkuje z drugiej - tak samo jak
dwie miłości:
Boga i bliźniego, wzajemnie z siebie kiełkują.
Bądźcie
sprawiedliwi wobec
przyjaciół. Przyjaźń to spokrewnienie dusz. Powiedziano: “Jak jest
pięknie, gdy
przyjaciele postępują razem”. Jednak piękne jest, gdy idą dobrą drogą.
Biada tym,
którzy psują lub zdradzają przyjaźń, zamieniając ją w egoizm lub
zdradę, występek
lub niesprawiedliwość. Zbyt wielu mówi: “Kocham cię” - aby poznać
sprawy
przyjaciela i wyciągnąć z tego korzyść [dla siebie]! Zbyt liczni są ci,
którzy
przywłaszczają sobie prawa przyjaciela!
Bądźcie uczciwi
wobec sędziów. Wszystkich
sędziów: poczynając od Sędziego najwyższego, Boga – którego nie da się
oszukać
obłudnymi praktykami - aż po sędziego wewnętrznego, jakim jest
sumienie; aż po tych
[sędziów] serdecznych i cierpiących, uważnych w swej czuwającej
miłości, jakimi są
oczy członków rodziny oraz surowe oczy – sędziów ludu.
Nie kłamcie,
biorąc Boga za
świadka dla potwierdzenia kłamstwa. Bądźcie uczciwi w sprzedawaniu i
kupowaniu. Kiedy
sprzedajecie, chciwość mówi wam: “Kradnij, aby więcej zyskać”. Sumienie
zaś
mówi wam: “Bądź uczciwy, bo cierpiałbyś, gdyby ciebie okradano”.
Posłuchajcie
tego ostatniego głosu pamiętając, że nie powinno się czynić innym tego,
czego nie
chcielibyśmy, aby nam czyniono. Pieniądze dawane wam w zamian za towar
są często
zroszone potem i łzami biedaka. Kosztowały go wiele trudu. Nie wiecie,
ile cierpienia to
kosztowało, jakie cierpienie kryje się za pieniędzmi, które wam,
sprzedającym,
wydają się zawsze zbyt małe w porównaniu z tym, co dajecie. Dzieci
chore, bez ojca,
starcy nie mają dość pieniędzy... O, święty bólu i święta godności
ubogiego,
której bogaty nie rozumie, dlaczego nie myśli się o tobie? Dlaczego
jest się uczciwym
w sprzedawaniu człowiekowi, który jest mocny i potężny – z obawy przed
jego odwetem
– gdy tymczasem wykorzystuje się bezbronnego i nieznajomego brata? To
zbrodnia
popełniona bardziej na miłości niż na uczciwości. Bóg przeklina tę
zbrodnię. Jak
krew odebrana żyłom przez zabójcę, Kaina bliźniego, tak wołają ku Panu
łzy wyrwane
biedakowi, który tylko je posiada, żeby zareagować na krzywdę.
Bądźcie uczciwi w
spojrzeniach, w
słowie oraz w czynach. Jedno spojrzenie na tego, kto nie zasługuje na
nie lub
odmówienie go temu, kto zasługuje, przypomina szubienicę i sztylet.
Spojrzenie rzucone
bezwstydnej ladacznicy i powiedzenie jej: “Jesteś piękna!”, a także
odpowiedź na
jej zachęcające spojrzenie patrzeniem własnym, wyrażającym zgodę, to
gorsze niż
węzeł zaciskający się, aby udusić. Spojrzenie odmówione ubogiemu
krewnemu lub
przyjacielowi, który popadł w nędzę, jest podobne do sztyletu
zatopionego w sercu tych
nieszczęśników. Podobnie jest ze spojrzeniem nienawiści na wroga i ze
spojrzeniem
pogardy na żebraka. Nieprzyjacielowi trzeba przebaczyć i miłować go
duchem, gdy ciało
odmawia kochania go. Przebaczenie to miłość duchowa, zaniechanie
zemsty to miłość
ducha. Żebrak powinien być kochany, bo nikt go nie pociesza. Nie
wystarczy rzucić
mu jałmużnę i minąć go pogardliwie. Jałmużna służy wygłodzonemu ciału,
nagiemu,
bez schronienia. Ale współczucie [wyrażone] uśmiechem przy dawaniu,
zainteresowaniem
się łzami nieszczęśliwego – to chleb dla serca.
Kochajcie!
Kochajcie! Kochajcie!
Bądźcie uczciwi w
dawaniu
dziesięcin i w zwyczajach, szlachetni we wnętrzu waszych domów. Nie
wykorzystujcie
ponad miarę sługi i szanujcie służącą, która śpi pod waszym dachem.
Nawet jeśli
świat nie wie, to Bóg zna wasz grzech popełniony w ukryciu waszego
domu: niewierność
wobec nieświadomej małżonki i okrywanie hańbą służącej.
Bądźcie uczciwi w
słowach. Uczciwi
w wychowaniu synów i córek. Jest powiedziane: “Działaj tak, żeby twoja
córka nie
wystawiła cię na pośmiewisko miasta.” Ja zaś mówię wam: “Postępujcie
tak, aby
nie umarł duch waszej córki”.
Teraz idźcie. Ja
też odchodzę po
daniu wam na drogę pokarmu mądrości. Niech Pan będzie z tymi, którzy
się starają
kochać.»
Błogosławi ich
gestem i szybko
schodzi ze zwalonego pnia. Wchodzi na małą ścieżkę pośród drzew. Idzie
w górę
rzeki i szybko znika w splątanych zielonych konarach.
Tłum komentuje z
ożywieniem. Zdania
są podzielone. Przeciwnikami są oczywiście uczeni w Piśmie i
faryzeusze, nielicznie
rozrzuceniu pośród tłumu pokornych.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO
r07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi
04 kruchosc odpuszczania rodz2
Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowych
KNR 5 04
egzamin96 06 04

więcej podobnych podstron