Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.202)
Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana
Maria Valtorta
Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego
–
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA –
202.
PRZYPOWIEŚĆ O NIESPRAWIEDLIWYM SĘDZIM
Napisane 27 września 1946. A, 9213-9224
Jezus jest znowu w Jerozolimie: w
Jerozolimie okresu zimowego
– wietrznej i szarej. Margcjam jest jeszcze z
Jezusem i również Izaak. Rozmawiając, udają się w kierunku Świątyni.
Wraz z
dwunastoma znajduje się Józef i Nikodem. Rozmawiają
przede wszystkim z Zelotą i z Tomaszem. Potem jednak rozdzielają się i
odchodzą naprzód, aby bez zatrzymywania się pożegnać Jezusa.
«Nie
chcą, aby zauważono, że się przyjaźnią z
Nauczycielem. To niebezpieczne!» – syczy Iskariota do ucha Andrzeja.
«Myślę,
że oni to robią z jakiejś słusznej przyczyny,
a nie z niegodziwości» – mówi Andrzej, broniąc ich.
«Zresztą
nie są uczniami i mogą tak postępować.
Nigdy
nimi nie byli» – stwierdza Zelota.
«Nie?!
Wydawało mi się...» [– odzywa się Judasz.]
«Łazarz
też nie jest uczniem ani...»
«Ależ
jeśli będziesz tak wyłączał i wyłączał, to
kto zostanie?» [– pyta Judasz Zelotę.]
«Kto?
Ci, którzy otrzymali misję, żeby być uczniami.»
«A zatem
kim oni są?»
«To
przyjaciele. Nie więcej niż przyjaciele. Czy może
opuszczają swe domy, swe sprawy, aby iść za Jezusem?»
«Nie.
Ale słuchają Go z przyjemnością i udzielają Mu
pomocy, i...» [– mówi Judasz.]
«O, jeśli o to chodzi! Nawet poganie
to czynią. Widzisz,
że u Nike znaleźliśmy osoby, które o Nim myślały. A te niewiasty z
pewnością
nie są uczennicami.»
[Judasz stwierdza:]
«Nie rozpalaj się tak!
Mówiłem tak, żeby coś powiedzieć.
Tak ci zależy na tym, żeby twoi przyjaciele nie byli uczniami?
Powinieneś,
tak mi się zdaje, pragnąć czegoś wręcz przeciwnego.»
«Ja się
nie rozpalam i niczego nie chcę, nawet tego, żebyś
ich skrzywdził, mówiąc, że są uczniami.»
«A komuż
miałbym to powiedzieć? Jestem ciągle z wami...»
[– broni się Judasz.]
Szymon
Zelota patrzy na niego tak surowo, że uśmiech
zastyga na twarzy Judasza i uznaje on za stosowne zmienić temat
rozmowy. Pyta:
«Czego
chcieli dziś ci dwaj, że tak z wami rozmawiali?»
«Znaleźli dom dla Nike, od
strony ogrodów, w pobliżu Bramy. Józef zna właściciela i wie, że
sprzedałby
go po korzystnej cenie. Damy o tym znać Nike.»
«To
pragnienie wyrzucenia pieniędzy!» [– mówi Judasz.]
«Należą
do niej. Może z nimi uczynić, co zechce. Chce być
blisko Nauczyciela. Jest w tym posłuszna woli swego małżonka i swego
serca.»
«Tylko moja matka jest daleko...» –
wzdycha Jakub, syn
Alfeusza.
«I moja...» – mówi drugi Jakub.
«Ale na
krótki czas. Słyszałeś, co powiedział Jezus do
Izaaka i do Jana, i do Macieja? „Kiedy wrócicie w nowym miesiącu
Szebat,
przyprowadźcie uczennice, a nie tylko Moją Matkę”.»
«Nie
wiem, dlaczego On nie chce, żeby Margcjam z nimi wrócił.
Powiedział mu: „Przyjdziesz, kiedy cię wezwę.”»
«Być
może dlatego, żeby Porfirea nie została bez
pomocy... Jeśli tam nikt nie łowi, nie mają jedzenia... Ponieważ my tam
nie
idziemy, musi iść Margcjam. Dla zapewnienia niewieście środków do
życia,
odzienia i jedzenia z pewnością nie wystarcza figowiec, ul, kilka
oliwek i
dwie owce...» – zauważa Andrzej.
Jezus
zatrzymał się przy murze Świątyni i patrzy, jak
podchodzą. Jest z Piotrem, Margcjamem i Judą Alfeuszowym. Ubodzy wstają
z
kamiennych posłań, umieszczonych na drodze prowadzącej do Świątyni – z
Syjonu do Moria, a nie na tej, którą się idzie od Ofel do Świątyni – i,
uskarżając się, idą ku Jezusowi, prosząc Go o jałmużnę. Nikt nie prosi
o
uzdrowienie. Jezus nakazuje Judaszowi, żeby im dał pieniądze, potem
wchodzi
do Świątyni.
Nie ma
tłumu. Po wielkim napływie na święta nie ma już
pielgrzymów. Wchodzą do Świątyni jedynie tacy, którzy z powodu ważnych
spraw zmuszeni są udać się do Jerozolimy lub tacy, którzy mieszkają w
samym
mieście. Dziedzińce więc i krużganki, choć nie są całkiem puste, są
jednak mniej ludne i wydają się bardziej przestronne i bardziej święte,
bo są
mniej hałaśliwe. Także mniej jest wymieniających pieniądze i
sprzedawców
gołębi oraz innych zwierząt. Opierają się o mury od strony
rozświetlonej słońcem:
słońcem bladym, które toruje sobie przejście pośród szarych chmur.
Po
modlitwie na Dziedzińcu Izraelitów Jezus, obserwowany
przez innych, wraca tą samą drogą i opiera się o kolumnę, aby też
obserwować...
Widzi,
jak od strony Dziedzińca Hebrajczyków idzie mężczyzna
z niewiastą. Kobieta, która nie płacze otwarcie, ma twarz bardziej
zbolałą,
niż gdyby była zalana łzami. Mężczyzna próbuje ją pocieszyć, ale widać,
że i on jest bardzo zasmucony.
Jezus
odrywa się od kolumny i wychodzi im na spotkanie.
«Z
jakiego powodu tak cierpicie?» – pyta z litością.
Mężczyzna
patrzy, zaskoczony tym zainteresowaniem, które
być może wydaje mu się niedelikatne. Ale Jezus ma tak łagodne
spojrzenie, że
mężczyzna czuje się rozbrojony.
Jednak,
zanim powie o swej boleści, pyta: «Jakże to rabbi
może się interesować cierpieniami prostego
wiernego?»
«To znaczy, że rabbi jest twoim
bratem, o mężu. Twoim
bratem w Panu i kocha cię, jak poleca przykazanie.»
«Twoim bratem! Jestem ubogim
rolnikiem z Równiny Szaron, z
okolic Dory. Ty jesteś rabbim.»
«Cierpienie tak samo dotyka rabbich,
jak wszystkich.
Wiem, co to jest cierpienie, i chciałbym cię pocieszyć.»
Niewiasta
odsłania na chwilę zasłonę, aby spojrzeć na
Jezusa, a potem szepcze do swego męża:
«Powiedz
mu o tym. Być może będzie nam mógł pomóc...»
«Rabbi,
mieliśmy córkę. Mamy. Na razie mamy ją
jeszcze... Zaślubiła godnie młodzieńca, o którym wspólny przyjaciel
zapewniał, że będzie dobrym mężem. Byli małżeństwem przez sześć lat i
mieli dwoje dzieci. Dwoje, bo potem miłość ustała... do tego stopnia,
że
teraz... małżonek chce rozwodu. Nasza córka płacze i marnieje. To
dlatego
powiedzieliśmy Ci, że jeszcze ją mamy, ale niebawem umrze ze
strapienia.
Wszystkiego próbowaliśmy dla przekonania tego człowieka i tak bardzo
prosiliśmy
Najwyższego... Ale nikt nas nie wysłuchuje... Przybyliśmy tutaj z
pielgrzymką
i pozostaliśmy przez cały miesiąc. Każdego dnia wchodzimy do Świątyni:
Ja
– na moje miejsce, ona – na swoje... Dziś rano sługa naszej córki
przyniósł
nam nowinę, że małżonek udał się do Cezarei, aby jej wysłać list
rozwodowy. I taka jest odpowiedź na nasze modlitwy...»
«Nie mów
tak, Jakubie – błaga niewiasta cichym głosem i
na koniec dodaje: – Rabbi nas przeklnie jako bluźnierców... a Bóg nas
skarze. To nasz ból. Pochodzi od Boga... A skoro nas uderzył, to
znaczy, że
na to zasłużyliśmy» – kończy, wybuchając szlochem.
«Nie,
niewiasto. Ja was nie przeklinam, a Bóg was nie
ukarze. Mówię wam też, że to nie Bóg wam zadał to cierpienie, lecz
człowiek.
Bóg dopuszcza to, aby was doświadczyć i aby doświadczyć męża waszej
córki.
Nie traćcie wiary, a Pan was wysłucha.»
«Za
późno. Teraz nasza córka jest już odtrącona i zhańbiona.
Umrze...» – mówi mężczyzna.
«Nigdy
nie jest za późno dla Najwyższego. W jednej chwili
– z powodu wytrwałości waszej modlitwy – może On zmienić bieg wydarzeń.
Śmierć może uderzyć swym mieczem w czasie, który dzieli puchar od warg,
i
przeszkodzić napić się temu, kto zbliża puchar do ust. To może się stać
za sprawą Boga. Ja wam to mówię. Wróćcie na miejsca, na których się
modlicie, i trwajcie tam dzisiaj, jutro i jeszcze pojutrze, a jeśli
będziecie
potrafili mieć wiarę, ujrzycie cud.»
«Rabbi,
chcesz nas pocieszyć... ale w tej chwili... Wiesz,
że nie można unieważnić listu rozwodowego, kiedy już został wręczony
odtrąconej
niewieście» – upiera się mężczyzna.
«Miej
wiarę, mówię ci. To prawda, że nie można go
unieważnić. Skąd jednak wiesz, że twoja córka go otrzymała?»
«Z Dory
do Cezarei jest niedaleka droga. W czasie kiedy sługa
tu przybywał, Jakub z pewnością już wrócił do domu i wypędził Marię.»
«Droga
nie jest długa, ale czy jesteś pewny, że on ją
pokonał? Czy wola wyższa od człowieczej nie mogła zatrzymać tego
mężczyzny,
skoro Jozue, z pomocą Boga, zatrzymał słońce? Czyż wasza modlitwa –
wytrwała i ufna, odmawiana z dobrą intencją – nie jest świętą wolą
przeciwstawiającą się złej woli tego człowieka? Czy Bóg, wasz Ojciec,
którego
prosicie o coś dobrego, nie zatrzyma w drodze szaleńca? Czy już wam nie
dopomógł?
A nawet gdyby człowiek jeszcze się upierał, żeby iść, czy będzie mógł
to uczynić, skoro wy tak uporczywie prosicie Ojca o coś słusznego? Ja
wam
powiadam: idźcie i módlcie się dziś, jutro i pojutrze, a ujrzycie cud.»
«O!
Chodźmy, Jakubie! Rabbi wie. Skoro mówi, że mamy się
modlić, to znak, że On wie, że to sprawa słuszna. Miej wiarę, mój mężu.
Ja odczuwam wielki pokój, silną nadzieję, która powstaje tam, gdzie
było
tak wiele bólu. Niech Ci Bóg wynagrodzi, o Rabbi, Tobie, dobremu,
i niechaj Cię
wysłucha. Módl się i Ty za
nas. Chodź, Jakubie, chodź!»
Kobiecie
udaje się przekonać męża, który idzie za nią
po pożegnaniu Jezusa zwyczajnym pożegnaniem hebrajskim: «Pokój niech
będzie z Tobą!»
Jezus
odpowiada mu tymi samymi słowami.
«Dlaczego
nie powiedziałeś im, kim jesteś? Modliliby się
z większym pokojem» – mówią apostołowie, a Filip dodaje:
«Powiem mu to.»
Ale Jezus go zatrzymuje, mówiąc:
«Nie
chcę. Modliliby się rzeczywiście z większym
pokojem, ale byłaby to modlitwa o mniejszej
wartości i mniej zasługująca. Teraz ich wiara jest doskonała i będzie
nagrodzona.»
«Naprawdę?»
«A
chcielibyście, żebym kłamał i zwodził dwoje nieszczęśliwych?»
[Por. Łk
18,1-8] Spogląda na ludzi, którzy się zgromadzili
w liczbie około
stu, i mówi: «Posłuchajcie przypowieści, która wam ukaże wartość
wytrwałej
modlitwy.
Wiecie,
o czym poucza Księga Powtórzonego Prawa, kiedy mówi
o sędziach i o urzędnikach. Powinni być sprawiedliwi i miłosierni. Mają
słuchać
bezstronnie tych, którzy się do nich udają. Powinni cały czas tak
myśleć o
sądzeniu, jakby przypadek, jaki muszą osądzić, był ich własnym. Nie
wolno
im zważać na podarki ani na groźby. Nie powinni umniejszać win swoich
winnych przyjaciół i mają nie być zawziętymi na tych, którzy są
skłóceni
z przyjaciółmi sędziego. Słowa Prawa są sprawiedliwe, ale ludzie nie są
w
pełni sprawiedliwi i nie potrafią słuchać Prawa. Przez to ludzka
sprawiedliwość jest często niedoskonała. Rzadkością są sędziowie,
którzy
potrafią zachować czystość od zepsucia; którzy potrafią okazywać
miłosierdzie
i cierpliwość tak samo wobec ubogich, jak i wobec bogatych, wobec wdów,
sierot i innych ludzi.
Otóż był
w pewnym mieście sędzia bardzo niegodny swego
urzędu. Otrzymał go dzięki potężnemu krewnemu. Był ponad miarę
niesprawiedliwy w sądzeniu. Zawsze bowiem skłaniał się do przyznawania
racji
bogatym i potężnym lub tym, których polecali mu bogaci lub potężni, lub
tym, którzy kupowali ich sobie wielkimi podarunkami. Nie bał się Boga i
wyśmiewał
się ze skarg ubogich i słabych, gdyż byli sami, pozbawieni mocnych
obrońców.
Jeśli nie chciał słuchać kogoś, kto miał do przedstawienia oczywiste
dowody przeciw bogatemu – a komu nie potrafił w żaden sposób nie
przyznać
racji – przeganiał go sprzed oczu i groził, że go wtrąci do więzienia.
Większość
znosiła więc jego gwałtowność, odchodząc – pokonana i pogodzona z
klęską
– jeszcze przed rozpoczęciem procesu.
W
mieście tym żyła też pewna wdowa, wychowująca dzieci.
Miała otrzymać wielką sumę pieniędzy od potężnego człowieka za prace
wykonane przez jej zmarłego męża dla tego bogacza. Przynaglona potrzebą
i
macierzyńską miłością próbowała uzyskać od bogacza sumę, która by jej
pozwoliła nakarmić dzieci i przyodziać je na zbliżającą się zimę. Kiedy
jednak okazało się, że naciski i błagania, z jakimi zwracała się do
bogacza, są daremne, wtedy poszła do sędziego.
Sędzia
był przyjacielem bogacza i powiedział jej:
„Uczynię to, jeśli mi przyznasz trzecią część sumy”. Pozostawał głuchy
na słowa wdowy, która go prosiła: „Obroń mnie sprawiedliwie przed moim
przeciwnikiem. Widzisz, że jest mi to potrzebne. Wszyscy mogą
powiedzieć, że
mi się należy ta suma.”
Sędzia
udawał głuchego, a jego pomocnicy wyrzucali ją.
Ale niewiasta powracała. Raz, dwa razy, dziesięć razy: rano, w porze
seksty,
nony, wieczorem – niestrudzenie. Chodziła za nim drogą, wołając: „Obroń
mnie. Moje dzieci cierpią głód i chłód. Nie mam pieniędzy, żeby im
kupić
mąki i odzienie.” Kiedy sędzia wracał do domu, chcąc zasiąść do stołu
ze swymi dziećmi, znajdował ją na progu domu. A krzyk wdowy: „Obroń
mnie
przed moim przeciwnikiem, gdyż moje dzieci i ja cierpimy głód i chłód”,
przenikał do wnętrza jego domu, do jadalni, a w nocy – do sypialni,
uporczywy jak krzyk dudka: „Zaprowadź sprawiedliwość, jeśli nie chcesz,
żeby
Bóg cię uderzył! Obroń mnie. Pamiętaj, że wdowa i sieroty są dla Boga
święte,
i biada temu, kto je depcze! Oddaj mi sprawiedliwość, jeśli nie chcesz
pewnego dnia cierpieć tego, co my cierpimy. Nasz głód, nasz chłód
znajdziesz w drugim życiu, jeśli nie okażesz sprawiedliwości! Biada ci!”
Sędzia
nie lękał się Boga ani nie bał się bliźniego.
Jednak stał się pośmiewiskiem całego miasta z powodu ścigania go przez
wdowę,
która stale za nim chodziła. Stał się także przedmiotem krytyki.
Zmęczyło
go to w końcu. Dlatego pewnego dnia powiedział sobie: „Chociaż nie boję
się
Boga ani gróźb tej niewiasty, ani tego co myślą mieszkańcy, jednakże –
aby położyć kres tym licznym utrapieniom – wysłucham wdowę. Przywrócę
sprawiedliwość, nakładając na bogatego obowiązek zapłacenia jej.
Wystarczy
mi, że już mnie nie będzie ścigać i nie będzie [się kręcić] wokół
mnie”. I wezwawszy swego bogatego przyjaciela, powiedział mu:
„Przyjacielu,
nie mogę już cię zadowalać. Wypełnij swój obowiązek i zapłać, bo już
nie zniosę nękania mnie z powodu ciebie. Powiedziałem.” I bogacz musiał
zapłacić, zgodnie ze sprawiedliwością.
Oto
przypowieść. Teraz musicie ją zastosować.
Słyszeliście
słowa niegodziwego męża: „Aby skończyć
z tak wielkim naprzykrzaniem się, wysłucham wdowę”. A był to człowiek
niegodziwy. A czy Bóg, bardzo dobry Ojciec, mógłby być gorszy od złego
sędziego?
Czyż nie potraktuje ze sprawiedliwością Swoich dzieci, które potrafią
Go
wzywać we dnie i w nocy? I czy każe im tak długo czekać na łaskę, aż
ich
osłabione dusze przestaną prosić? Powiadam wam: da im pośpiesznie to,
co słuszne,
aby ich dusze nie straciły wiary. Trzeba jednak umieć też prosić bez
zniechęcania
się po pierwszych modlitwach i trzeba umieć prosić o rzeczy dobre.
Trzeba też
powierzać siebie Bogu, mówiąc: „Niech się jednak stanie to, co w Swojej
Mądrości
widzisz dla nas jako najbardziej użyteczne.”
Miejcie
wiarę. Umiejcie modlić się z wiarą w [moc]
modlitwy i z wiarą w Boga, waszego Ojca. A On wam przyzna
sprawiedliwość
przeciw waszym przeciwnikom: czy to będą ludzie, czy demony, czy
choroby, czy
inne nieszczęścia. Wytrwała modlitwa otwiera Niebiosa, a wiara ocala
duszę
bez względu na to, w jaki sposób modlitwa będzie wysłuchana i
spełniona.
Chodźmy!»
I
kieruje się do wyjścia. Jest już prawie na zewnątrz murów,
kiedy – podnosząc głowę i obserwując nielicznych
ludzi, którzy idą za Nim, i licznych, którzy są obojętni lub Mu wrodzy
i
patrzą na Niego z daleka – woła smutno:
[Por. Łk
18,8] «Czy jednak Syn Człowieczy, kiedy powróci,
znajdzie
jeszcze wiarę na ziemi?»
I
wzdychając, owija się dokładnie płaszczem i idzie szybkim
krokiem w kierunku przedmieścia Ofel.
Przekład: "Vox Domini"
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
04 (202)dz u 04 202 2072 Zakres i forma dok projektowej,STWIORB04 (131)2006 04 Karty produktów04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 104 How The Heart Approaches What It Yearnsstr 04 07 maruszewski[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiOr07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi04 kruchosc odpuszczania rodz2Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowychKNR 5 04więcej podobnych podstron