10 (470)






"Pan Tadeusz" czyli Ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu ksi臋gach wierszem. Adama Mickiewicza








J臋zyk polski:

揚an Tadeusz" czyli Ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu ksi臋gach wierszem.
Adama Mickiewicza
 






Tre艣膰
Wr贸偶by wiosenne. - Wkroczenie wojsk. - Nabo偶e艅stwo. - Rehabilitacja urz臋dowa 艣p. Jacka Soplicy. - Z rozm贸w Gerwazego i Protazego wnosi膰 mo偶na bliski koniec procesu. - Umizgi u艂ana z dziewczyn膮. - Rozstrzyga si臋 sp贸r o Kusego i Soko艂a. - Zaczem go艣cie zgromadzaj膮 si臋 na biesiad臋. - Przedstawienie wodzom par narzeczonych.
 
O roku 贸w! kto ciebie widzia艂 w naszym kraju!
Ciebie lud zowie dot膮d rokiem urodzaju,
A 偶o艂nierz rokiem wojny; dot膮d lubi膮 starzy
O tobie baja膰, dot膮d pie艣艅 o tobie marzy.
Z dawna by艂e艣 niebieskim oznajmiony cudem
I poprzedzony g艂uch膮 wie艣ci膮 mi臋dzy ludem;
Ogarn臋艂o Litwin贸w serca z wiosny s艂o艅cem
Jakie艣 dziwne przeczucie, jak przed 艣wiata ko艅cem,
Jakie艣 oczekiwanie t臋skne i radosne.
10 Kiedy pierwszy raz byd艂o wygnano na wiosn臋,
Uwa偶ano, 偶e chocia偶 zg艂odnia艂e i chude,
Nie bieg艂o na ru艅, co ju偶 umai艂a grud臋,
Lecz k艂ad艂o si臋 na rol臋 i schyliwszy g艂owy
Rycza艂o albo 偶u艂o sw贸j pokarm zimowy.
I wie艣niacy ci膮gn膮cy na jarzyn臋 p艂ugi
Nie ciesz膮 si臋, jak zwykle, z ko艅ca zimy d艂ugiej,
Nie 艣piewaj膮 piosenek, pracuj膮 leniwo,
Jakby nie pami臋tali na zasiew i 偶niwo.
Co krok wstrzymuj膮 wo艂y i podjezdki w bronie
20 I pogl膮daj膮 z trwog膮 ku zachodniej stronie,
Jakby z tej strony mia艂 si臋 objawi膰 cud jaki,
I uwa偶aj膮 z trwog膮 wracaj膮ce ptaki.
Bo ju偶 bocian przylecia艂 do rodzinnej sosny
I rozpi膮艂 skrzyd艂a bia艂e, wczesny sztandar wiosny;
A za nim, krzykliwymi nadci膮gn膮wszy pu艂ki,
Gromadzi艂y si臋 ponad wodami jask贸艂ki
I z ziemi zmarz艂ej bra艂y b艂oto na swe domki.
W wiecz贸r s艂ycha膰 w zaro艣lach szept ci膮gn膮cej s艂omki,
I stada dzikich g臋si szumi膮 ponad lasem,
30 I znu偶one na popas spadaj膮 z ha艂asem,
A w g艂臋bi ciemnej nieba wci膮偶 j臋cz膮 偶urawie.
S艂ysz膮c to nocni str贸偶e pytaj膮 w obawie,
Sk膮d w kr贸lestwie skrzydlatym tyle zamieszania,
Jaka burza te ptaki tak wcze艣nie wygania.
A偶 oto nowe stada, jakby gil贸w, siewek
I szpak贸w, stada jasnych kit i chor膮giewek
Zaja艣nia艂y na wzg贸rkach, spadaj膮 na b艂onie.
Konnica! dziwne stroje, nie widziane bronie,
Pu艂k za pu艂kiem, a 艣rodkiem, jak stopione 艣niegi,
40 P艂yn膮 drogami kute 偶elazem szeregi;
Z las贸w czerni膮 si臋 czapki, rz臋d bagnet贸w b艂yska,
Roj膮 si臋 niezliczone piechoty mrowiska.
Wszyscy na p贸艂noc: rzek艂by艣, i偶 wonczas z wyraju
Za ptastwem i lud ruszy艂 do naszego kraju,
P臋dzony niepoj臋t膮, instynktow膮 moc膮.
Konie, ludzie, armaty, or艂y dniem i noc膮
P艂yn膮; na niebie g贸r膮 tu i 贸wdzie 艂uny,
Ziemia dr偶y, s艂ycha膰, bij膮 stronami pioruny. -
Wojna! wojna! Nie by艂o w Litwie k膮ta ziemi,
50 Gdzie by jej huk nie doszed艂; pomi臋dzy ciemnemi
Puszczami ch艂op, kt贸rego dziady i rodzice
Pomarli nie wyjrzawszy za lasu granice,
Kt贸ry innych na niebie nie rozumia艂 krzyk贸w
Pr贸cz wichr贸w, a na ziemi pr贸cz bestyi ryk贸w,
Go艣ci innych nie widzia艂 opr贸cz sp贸艂le艣nik贸w,-
Teraz widzi: na niebie dziwna 艂una pa艂a,
W puszczy 艂oskot, to kula od jakiego艣 dzia艂a,
Zb艂膮dziwszy z pola bitwy, dr贸g w lesie szuka艂a
Rw膮c pnie, siek膮c ga艂臋zie. 呕ubr, brodacz s臋dziwy,
60 Zadr偶a艂 we mchu, naje偶y艂 d艂ugie w艂osie grzywy,
Wstaje na wp贸艂, na przednich nogach si臋 opiera
I potrz膮saj膮c brod膮 zdziwiony spoziera
Na b艂yskaj膮ce nagle mi臋dzy 艂omem zgliszcze:
By艂 to zb艂膮kany granat, kr臋ci si臋, wre, 艣wiszcze,
P臋k艂 z hukiem jakby piorun; 偶ubr pierwszy raz w 偶yciu
Zl膮k艂 si臋 i uciek艂 w g艂臋bszym schowa膰 si臋 ukryciu.
Bitwa! gdzie? w kt贸rej stronie? pytaj膮 m艂odzie艅ce,
Chwytaj膮 bro艅, kobiety wznosz膮 w niebo r臋ce,
Wszyscy pewni zwyci臋stwa, wo艂aj膮 ze 艂zami:
70 <<B贸g jest z Napoleonem, Napoleon z nami!>>
O wiosno! kto ci臋 widzia艂 wtenczas w naszym kraju
Pami臋tna wiosno wojny, wiosno urodzaju!
O wiosno, kto ci臋 widzia艂, jak by艂a艣 kwitn膮ca
Zbo偶ami i trawami, a lud藕mi b艂yszcz膮ca,
Obfita we zdarzenia, nadziej膮 brzemienna!
Ja ciebie dot膮d widz臋, pi臋kna maro senna!
Urodzony w niewoli, okuty w powiciu,
Ja tylko jedn膮 tak膮 wiosn臋 mia艂em w 偶yciu.
Soplicowo le偶a艂o tu偶 przy wielkiej drodze,
80 Kt贸r膮 od strony Niemna ci膮gn臋li dwaj wodze:
Nasz Ksi膮偶臋 J贸zef i kr贸l westfalski Hieronim.
Ju偶 zaj臋li cz臋艣膰 Litwy od Grodna po S艂onim,
Gdy kr贸l rozkaza艂 wojsku da膰 trzy dni wytchnienia
Ale polscy 偶o艂nierze mimo utrudzenia
Skar偶yli si臋, 偶e kr贸l im marszu nie dozwala,
Tak radzi by co pr臋dzej do艣cign膮膰 Moskala.
W mie艣cie pobliskim stan膮艂 g艂贸wny sztab ksi膮偶臋cy,
A w Soplicowie ob贸z czterdziestu tysi臋cy
I ze sztabami swymi jenera艂 D膮browski,
90 Kniaziewicz, Ma艂achowski, Giedroj膰 i Grabowski.
P贸藕no by艂o, gdy weszli; wi臋c ka偶dy, gdzie mo偶e,
Zabieraj膮 kwatery w zamczysku, we dworze;
Skoro dano rozkazy, rozstawiono czaty,
Ka偶dy strudzony poszed艂 spa膰 do swej komnaty.
Z noc膮 wszystko ucich艂o: ob贸z, dw贸r i pole;
Wida膰 tylko, jak cienie, b艂膮dz膮ce patrole
I gdzieniegdzie b艂yskania ognisk obozowych,
S艂ycha膰 kolejne has艂a stanowisk wojskowych.
Spali: gospodarz domu, wodze i 偶o艂nierze;
100 Oczu tylko Wojskiego sen s艂odki nie bierze ;
Bo Wojski ma na jutro biesiad臋 wyprawi膰,
Kt贸r膮 chce dom Soplic贸w na wiek wiek贸w ws艂awi膰:
Biesiad臋, godn膮 mi艂ych sercom polskim go艣ci
I odpowiedn膮 wielkiej dnia uroczysto艣ci,
Co jest 艣wi臋tem ko艣cielnym i 艣wi臋tem rodziny:
Jutro odby膰 si臋 maj膮 trzech par zar臋czyny,
Za艣 jenera艂 D膮browski o艣wiadczy艂 z wieczora,
呕e chce mie膰 obiad polski. Cho膰 sp贸藕niona pora,
Wojski zebra艂 co pr臋dzej z s膮siedztwa kucharzy;
110 Pi臋ciu ich by艂o, s艂u偶膮, on sam gospodarzy.
Jako kuchmistrz bia艂ym si臋 fartuchem opasa艂,
Wdzia艂 szlafmyc臋, a r臋ce do 艂okci贸w zakasa艂;
W r臋ku ma plack臋 musz膮, owad lada jaki
Odp臋dza, wpadaj膮cy chciwie na przysmaki;
Drug膮 r臋k膮 przetarte okulary w艂o偶y艂,
Doby艂 z zanadrza ksi臋g臋, odwin膮艂, otworzy艂.
Ksi臋ga ta mia艂a tytu艂: Kucharz doskona艂y.
W niej spisane dok艂adnie wszystkie specyja艂y
Sto艂贸w polskich; pod艂ug niej Hrabia na T臋czynie
120 Dawa艂 owe biesiady we w艂oskiej krainie,
Kt贸rym si臋 Ojciec 艢wi臋ty Urban 脫smy dziwi艂;
Pod艂ug niej p贸藕niej Karol-Kochanku-Radziwi艂艂,
Gdy przyjmowa艂 w Nie艣wi偶u kr贸la Stanis艂awa,
Sprawi艂 pami臋tn膮 ow膮 uczt臋, kt贸rej s艂awa
Dot膮d 偶yje na Litwie we gminnej powie艣ci.
Co Wojski wyczytawszy pojmie i obwie艣ci,
To natychmiast kucharze robi膮 umiej臋tni.
Wre robota, pi臋膰dziesi膮t no偶贸w w sto艂y t臋tni,
Zwijaj膮 si臋 kuchciki czarne jak szatany:
130 Ci nios膮 drwa, ci z mlekiem i z winem sagany,
Lej膮 w kot艂y, skowrody, w rondle, dym wybucha;
Dw贸ch kuchcik贸w przy piecu siedzi, w mieszki dmucha,
Wojski, a偶eby ogie艅 tym 艂acniej rozpala膰,
Rozkaza艂 stopionego mas艂a na drwa nala膰
(Zbytek ten dozwolony jest w dostatnim domu).
Kuchciki sypi膮 w ogie艅 suche p臋ki 艂omu.
Inni na ro偶ny sadz膮 ogromne pieczenie
Wo艂owe, sarnie, combry dzicze i jelenie;
Ci skubi膮 stosy ptastwa, lec膮 puch贸w chmury,
140 Obna偶aj膮 si臋 g艂uszce, cietrzewie i kury.
Lecz kur niewiele by艂o; od owej wyprawy,
Kt贸r膮 w czasie zajazdu Dobrzy艅ski Sak krwawy
Zrobi艂 na kurnik, k臋dy Zosi gospodarstwo
Zniszczy艂 nie zostawiwszy sztuki na lekarstwo:
Jeszcze nie mog艂o ptastwem zakwitn膮膰 na nowo
S艂awne niegdy艣 ze drobiu swego Soplicowo.
Zreszt膮 za艣 mi臋s wszelkich by艂 wielki dostatek,
Co si臋 zgromadzi膰 da艂o i z domu, i z jatek,
I z las贸w, i z s膮siedztwa, z bliska i z daleka:
150 Rzek艂by艣, ptasiego tylko niedostaje mleka.
Dwie rzeczy, kt贸rych hojny pan uczty szuka,
艁膮cz膮 si臋 w Soplicowie: dostatek i sztuka.
Ju偶 wschodzi艂 uroczysty dzie艅 Naj艣wi臋tszej Panny
Kwietnej; pogoda by艂a prze艣liczna, czas ranny,
Niebo czyste, woko艂o ziemi obci膮gni臋te,
Jako morze wisz膮ce, ciche, wkl臋s艂o-wgi臋te;
Kilka gwiazd 艣wieci z g艂臋bi, jako per艂y ze dna
Przez fale; z boku chmurka bia艂a, sama jedna
Podlatuje i skrzyd艂a w b艂臋kicie zanurza,
160 Podobne do nikn膮cych pi贸r Anio艂a Str贸偶a,
Kt贸ry nocn膮 modlitw膮 ludzi przytrzymany
Sp贸藕ni艂 si臋, 艣pieszy wraca膰 mi臋dzy sp贸艂niebiany.
Ju偶 ostatnie per艂y gwiazd zamierzch艂y i na dnie
Niebios zgas艂y, i niebo 艣rodkiem czo艂a blednie,
Praw膮 skroni膮 z艂o偶one na wezg艂owiu cieni
Jeszcze smag艂awe, lew膮 coraz si臋 rumieni;
A dalej okr膮g jakby powieka szeroka
Rozsuwa si臋 i w 艣rodku wida膰 bia艂ek oka,
Wida膰 t臋cz臋, 藕renic臋 - ju偶 promie艅 wytrysn膮艂,
170 Po okr膮g艂ych niebiosach wygi臋ty przeb艂ysn膮艂
I w bia艂ej chmurce jako z艂oty grot zawisn膮艂.
Na ten strza艂, na dnia has艂o, p臋k ogni贸w wylata,
Tysi膮c rac krzy偶uje si臋 po okr臋gu 艣wiata,
A oko s艂o艅ca wesz艂o. - Jeszcze nieco senne,
Przymru偶a si臋, dr偶膮c wstrz膮sa swe rz臋sy promienne,
Siedmi膮 barw b艂yszczy razem: szafirowe razem,
Razem krwawi si臋 w rubin i 偶贸艂knie topazem,
A偶 rozl艣ni艂o si臋 jako kryszta艂 przezroczyste,
Potem jak brylant 艣wiat艂e, na koniec ogniste,
180 Jak ksi臋偶yc wielkie, jako gwiazda migaj膮ce:
Tak po nie藕miernym niebie sz艂o samotne s艂o艅ce.
Dzi艣 posp贸lstwo litewskie z ca艂ej okolicy
Zebra艂o si臋 przed wschodem woko艂o kaplicy,
Jak gdyby na nowego og艂oszenie cudu.
Zbi贸r ten pochodzi艂 w cz臋艣ci z pobo偶no艣ci ludu,
A w cz臋艣ci z ciekawo艣ci: bo dzi艣 w Soplicowie
Na nabo偶e艅stwie maj膮 by膰 jenera艂owie,
S艂awni dow贸dcy owi naszych legijon贸w,
Kt贸rych lud zna艂 imiona i czci艂 jak patron贸w,
190 Kt贸rych wszystkie tu艂actwa, wyprawy i bitwy
By艂y ewangelij膮 narodow膮 Litwy.
Ju偶 przysz艂o oficer贸w kilku, t艂um 偶o艂nierzy;
Lud ich otacza, patrzy, ledwie oczom wierzy
Ogl膮daj膮c rodak贸w mundury nosz膮cych,
Zbrojnych, wolnych i polskim j臋zykiem m贸wi膮cych.
Wysz艂a msza - nie obejmie 艣wi膮tynia male艅ka
Ca艂ego zgromadzenia; lud na trawie kl臋ka,
Patrz膮c we drzwi kaplicy, odkrywaj膮 g艂owy:
W艂os litewskiego ludu, bia艂y albo p艂owy,
200 Poz艂aca艂 si臋 jako 艂an dojrza艂ego 偶yta;
Gdzieniegdzie kra艣na g艂贸wka dziewicza wykwita,
Ubrana w 艣wie偶e kwiaty albo w pawie oczy
I wst臋gi rozplecione, ozdoby warkoczy,
艢r贸d g艂贸w m臋skich, jak w zbo偶u b艂awat i k膮kole.
Kl臋cz膮cy r贸偶nobarwny t艂um okrywa pole,
A na g艂os dzwonka, niby na wiatru powianie,
Chyl膮 si臋 wszystkie g艂owy jak k艂osy na 艂anie.
Wie艣niaczki dzi艣 na o艂tarz Matki Zbawiciela
Nios膮 pierwszy dar wiosny, 艣wie偶e snopki ziela;
210 Wszystko wko艂o ubrane w bukiety i w wianki,
O艂tarz, obraz, a nawet dzwonnica i ganki.
Czasem poranny wietrzyk, gdy ze wschodu wionie,
Zrywa wianki i rzuca na kl臋cz膮cych skronie,
I rozlewa jak z mszalnej kadzielnicy wonie.
A gdy w ko艣ciele by艂o po mszy i kazaniu,
Wyszed艂 przewodnicz膮cy ca艂emu zebraniu
Podkomorzy, niedawno przez powiatu stany
Zgodnie konfederackim marsza艂kiem obrany.
Mia艂 mundur wojew贸dztwa: 偶upan z艂otem szyty,
220 Kontusz gredyturowy z fr臋dzl膮 i pas lity,
Przy kt贸rym karabela z g艂owni膮 jaszczurow膮;
Na szyi 艣wieci艂 wielk膮 szpink膮 brylantow膮;
Konfederatka bia艂a, a na niej p臋k gruby
Drogich pi贸rek, by艂y to bia艂ych czapel czuby
(Na fest k艂adnie si臋 tylko kitka tak bogata,
Kt贸rej ka偶de pi贸reczko kosztuje dukata).
Tak ubrany, na wzg贸rek wst膮pi艂 przed ko艣cio艂em,
Wie艣niacy i 偶o艂nierstwo 艣cisn臋艂o si臋 ko艂em,
On rzek艂 : <<Bracia! og艂osi艂 wam ksi膮dz na ambonie
230 Wolno艣膰, kt贸r膮 Cesarz-Kr贸l przywr贸ci艂 Koronie,
A teraz Litewskiemu Ksi臋stwu, Polszcze ca艂ej
Przywraca; s艂yszeli艣cie rz膮dowe uchwa艂y
I zwo艂uj膮ce walny sejm uniwersa艂y.
Ja tylko mam s艂贸w par臋 przem贸wi膰 do gminy,
W rzeczy, kt贸ra si臋 tycze Soplic贸w rodziny,
Tutejszych pan贸w. <<Ca艂a pomni okolica,
Co tu zbroi艂 nieboszczyk - pan Jacek Soplica;
Ale kiedy o grzechach jego wszyscy wiecie,
Czas i zas艂ugi jego og艂osi膰 na 艣wiecie.
240 Obecni tu s膮 naszych wojsk jenera艂owie,
Od kt贸rych us艂ysza艂em wszystko, co wam m贸wi臋
Ten Jacek nie by艂 umar艂 (jak g艂oszono) w Rzymie,
Tylko odmieni艂 偶ycie dawne, stan i imi臋;
A wszystkie przeciw Bogu i Ojczy藕nie winy
Zg艂adzi艂, przez 偶ywot 艣wi臋ty i przez wielkie czyny.
<<On to pod Hohenlinden, gdy Ryszpans jenera艂
Na p贸艂 pobity ju偶 si臋 do odwrotu zbiera艂
Nie wiedz膮c, 偶e Kniaziewicz ci膮gnie ku odsieczy,
On to Jacek, zwan Robak, 艣r贸d grot贸w i mieczy
250 Przeni贸s艂 od Kniaziewicza listy Ryszpansowi,
Donosz膮ce, 偶e nasi bior膮 ty艂 wrogowi.
On potem w Hiszpaniji, gdy nasze u艂any
Zdoby艂y Samosiery grzbiet osza艅cowany,
Obok Kozietulskiego by艂 ranny dwa razy!
Nast臋pnie, jak wys艂aniec, z tajnymi rozkazy
Biega艂 po r贸偶nych stronach ducha ludzi bada膰,
Towarzystwa tajemne wi膮za膰 i zak艂ada膰;
Na koniec w Soplicowie, w swym ojczystym gnie藕dzie,
Gdy gotowa艂 powstanie, zgin膮艂 na zaje藕dzie.
260 W艂a艣nie o jego 艣mierci nadesz艂a wiadomo艣膰
Do Warszawy w t臋 chwil臋, gdy Cesarz Jegomo艣膰
Raczy艂 mu da膰 za dawne czyny bohaterskie
Legiji honorowej znaki kawalerskie.
<<Owo偶 te wszystkie rzeczy maj膮c na uwadze,
Ja, reprezentuj膮cy wojew贸dztwa w艂adz臋,
Moj膮 konfederack膮 og艂aszam wam lask膮:
呕e Jacek wiern膮 s艂u偶b膮 i cesarsk膮 艂ask膮
Zni贸s艂 infamiji plam臋, powraca do cze艣ci
I znowu si臋 w rz臋d prawych patryjot贸w mie艣ci;
270 Wi臋c kto b臋dzie 艣mia艂 Jacka zmar艂ego rodzinie
Wspomnie膰 kiedy o dawnej, zag艂adzonej winie,
Ten podpadnie za kar臋 takiego wyrzutu
Gravis notae maculae, wedle s艂贸w Statutu
Karz膮cych tak militem jak i skartabella,
Co by sia艂 infamij膮 na obywatela;
A 偶e teraz jest r贸wno艣膰, wi臋c artyku艂 trzeci
Obowi膮zuje r贸wnie i mieszczan, i kmieci.
Ten wyrok marsza艂kowski pan Pisarz umie艣ci
W aktach Jeneralno艣ci, a Wo藕ny obwie艣ci.
280 <<Co si臋 tycze legiji honorowej krzy偶a,
呕e p贸藕no przyszed艂, nic to s艂awie nie ubli偶a;
Je艣li Jackowi nie m贸g艂 s艂u偶y膰 ku ozdobie,
Niech s艂u偶y ku pami膮tce, wieszam go na grobie
Trzy dni tu b臋dzie wisia艂, potem do kaplicy
Z艂o偶y si臋, jako wotum dla Boga Rodzicy>>.
To powiedziawszy, order wydoby艂 z pokrowca
I zawiesi艂 na skromnym krzy偶yku grobowca
Uwi膮zan膮 w kokard臋 wst膮偶eczk臋 czerwon膮,
I krzy偶 bia艂y gwia藕dzisty ze z艂ot膮 koron膮;
290 Przeciw s艂o艅cu promienie gwiazdy zaja艣nia艂y
Jako ostatni odb艂ysk ziemskiej Jacka chwa艂y.
Tymczasem lud na kl臋czkach Anio艂 Pa艅ski mowi
Upraszaj膮c o wieczny pok贸j grzesznikowi;
S臋dzia obchodzi go艣ci i wiejsk膮 gromad臋,
Wszystkich do Soplicowa wzywa na biesiad臋.
Ale na przyzbie domu usiedli dwaj starce,
Maj膮c u kolan pe艂ne miodu dwa p贸艂garce;
Patrz膮 w sad, gdzie 艣r贸d p膮czk贸w barwistego maku
Sta艂 u艂an jak s艂onecznik, w b艂yszcz膮cym ko艂paku,
300 Strojnym blach膮 z艂ocist膮 i pi贸rem koguta;
Przy nim dziewcz臋 w zielonej sukience jak ruta
Pozioma, wznosi oczki b艂臋kitne jak bratki
Ku oczom ch艂opca; dalej panny rwa艂y kwiatki
Po ogrodzie, umy艣lnie odwracaj膮c g艂owy
Od kochank贸w, 偶eby im nie miesza膰 rozmowy.
Ale starce mi贸d pij膮, tabakierk膮 z kory
Cz臋stuj膮c si臋 nawzajem, tocz膮 rozhowory.
<<Tak, tak, m贸j Protaze艅ku>> rzek艂 klucznik Gerwazy.
<<Tak, tak, m贸j Gerwaze艅ku>> rzek艂 wo藕ny Protazy.
310 <<Tak to, tak!>> powt贸rzyli zgodnie kilka razy
Kiwaj膮c w takt g艂owami; wreszcie Wo藕ny rzecze:
<<l偶 proces nasz ko艅czy si臋 dziwnie, ja nie przecz臋;
Wszak偶e by艂y przyk艂ady; pami臋tam procesy,
W kt贸rych si臋 dzia艂y gorsze ni偶 u nas ekscesy,
A intercyza ca艂y zako艅czy艂a k艂opot:
Tak z Borzdobohatymi pogodzi艂 si臋 艁opot,
Krepsztulowie z Kup艣ciami, Putrament z Pikturn膮,
Z Ody艅cami Mackiewicz, z Kwileckimi Turno.
Co m贸wi臋! wszak Polacy miewali zamieszki
320 Z Litw膮, gorsze ni偶eli z Soplic膮 Horeszki,
A gdy na rozum wzi臋艂a kr贸lowa Jadwiga,
To si臋 bez s膮d贸w owa sko艅czy艂a intryga.
Dobrze, gdy strony maj膮 panny albo wdowy
Na wydaniu: to zawsze kompromis gotowy.
Najd艂u偶szy proces zwykle bywa z duchowie艅stwem
Katolickim albo te偶 z bliskim pokrewie艅stwem,
Bo wtenczas sprawy sko艅czy膰 nie mo偶na ma艂偶e艅stwem.
St膮d to Lachy z Rusami w sporach niesko艅czonych,
Id膮c z Lecha i Rusa, dwu braci rodzonych;
330 St膮d si臋 tyle proces贸w litewskich ci膮gn臋艂o
D艂ugo z ksi臋偶mi Krzy偶aki, a偶 wygra艂 Jagie艂艂o.
St膮d na koniec pendebat d艂ugo przed aktami
S艂awny 贸w proces Rymsz贸w z dominikanami,
A偶 wygra艂 wreszcie syndyk klasztorny ksi膮dz Dymsza,
Sk膮d jest przys艂owie: wi臋kszy Pan B贸g ni偶 pan Rymsza;
Ja za艣 do艂o偶臋: lepszy mi贸d od Scyzoryka>>.
To m贸wi膮c, p贸艂garc贸wk膮 przepi艂 do Klucznika.
<<Prawda! prawda! rzek艂 na to Gerwazy wzruszony
Dziwne膰 to by艂y losy tej naszej Korony
340 I naszej Litwy! wszak to jak ma艂偶onk贸w dwoje!
B贸g z艂膮czy艂, a czart dzieli, B贸g swoje, czart swoje!
Ach, bracie Protaze艅ku! 偶e to oczy nasze
Widz膮! 偶e znowu do nas ci Koronijasze
Zawitali! S艂u偶y艂em ja z nimi przed laty,
Pami臋tam, dzielne by艂y z nich konfederaty!
Gdyby nieboszczyk pan m贸j Stolnik do偶y艂 chwili!
O Jacku! Jacku! - lecz c贸偶 b臋dziemy kwilili?
Skoro dzi艣 znowu Litwa 艂膮czy si臋 z Koron膮,
To膰 tym samym ju偶 wszystko zgodzono, zg艂adzono>>.
350 <<I to dziw, rzek艂 Protazy, 偶e o tej to Zosi,
O kt贸rej r臋k臋 teraz nasz Tadeusz prosi,
By艂o przed rokiem omen, jakoby znak z nieba!>>
<<Pann膮 Zofij膮, przerwa艂 Klucznik, zwa膰 j膮 trzeba,
Bo ju偶 doros艂a, nie jest dziewczyn膮 maluczk膮,
Przy tym z krwi dygnitarskiej, jest Stolnika wnuczk膮>>.
<<Owo偶, ko艅czy艂 Protazy, by艂 to znak proroczy
O jej losie, widzia艂em znak na w艂asne oczy.
Przed rokiem tu siedzia艂a w 艣wi臋to czelad藕 nasza
Pij膮c mi贸d, ali膰 patrzym: p臋c, pada z poddasza
360 Dw贸ch wr贸bl贸w bij膮cych si臋, oba samcy stare,
Jeden m艂odszy cokolwiek, mia艂 podgarle szare,
Drugi czarne; dalej偶e t艂uc si臋 po podw贸rzu,
Przewraca膰 kulki, 偶e a偶 zaryli si臋 w kurzu;
My patrzym, a tymczasem szepc膮 sobie s艂ugi;
呕e ten czarny niech b臋dzie Horeszko, a drugi
Soplica; wi臋c ilekro膰 szary by艂 na g贸rze,
Krzycz膮: 'Wiwat Soplica! pfe, Horeszki tch贸rze!'
A gdy spada艂, wo艂ali: 'Popraw si臋, Soplica!
Nie daj si臋 magnatowi, to wstyd na szlachcica!'
370 Tak 艣miej膮c si臋 czekamy, kto kogo pokona;
Wtem Zosie艅ka, nad ptastwem lito艣ci膮 wzruszona,
Podbieg艂a i nakry艂a r膮czk膮 te rycerze,
Jeszcze si臋 w r臋ku bili, a偶 lecia艂o pierze,
Taka by艂a zawzi臋to艣膰 w tym male艅kim lichu.
Baby patrz膮c na Zosi臋 gada艂y po cichu,
呕e pewnie przeznaczeniem b臋dzie tej dziewczyny
Pogodzi膰 dwie od dawna zwa艣nione rodziny.
A widz臋, 偶e si臋 dzisiaj zi艣ci艂 omen babi.
Prawda膰 to, 偶e naonczas my艣lano o Hrabi,
380 Nie za艣 o Tadeuszu>>. Na to Klucznik rzecze:
<<Dziwne s膮 sprawy w 艣wiecie, kto wszystko dociecze!
Ja te偶 powiem Waszeci rzecz, cho膰 nie tak cudn膮
Jak 贸w omen, a przecie偶 do poj臋cia trudn膮.
Wiesz, i偶 dawniej rad bym by艂 Soplic贸w rodzin臋
W 艂y偶ce wody utopi膰; a tego ch艂opczyn臋,
Tadeusza, od dziecka nie藕mierniem polubi艂.
Uwa偶a艂em, 偶e gdy si臋 z ch艂opi臋tami czubi艂,
Zawsze ich zbi艂; wi臋c ilekro膰 do zamku biega艂,
Jam go zawsze do trudnych imprez贸w pod偶ega艂.
390 Wszystko mu si臋 uda艂o; czy wydrze膰 go艂臋bie
Na wie偶y, czy jemio艂臋 oberwa膰 na d臋bie,
Czyli z najwy偶szej sosny z艂upi膰 wronie gniazdo,
Wszystko umia艂; my艣li艂em: pod szcz臋艣liw膮 gwiazd膮
Urodzi艂 si臋 ten ch艂opiec, szkoda, 偶e Soplica!
Kt贸偶 by zgad艂, 偶e w nim zamku powitam dziedzica,
M臋偶a panny Zofiji, mej Wielmo偶nej Pani!>>
Tu sko艅czyli rozmow臋, pij膮 zadumani,
S艂ycha膰 tylko niekiedy te kr贸tkie wyrazy:
<<Tak, tak, Panie Gerwazy>> - <<Tak, Panie Protazy>>.
400 Przyzba tyka艂a kuchni, kt贸rej okna sta艂y
Otworem i dym jako z po偶aru bucha艂y,
A偶 z k艂臋b贸w dymu, niby bia艂a go艂臋bica,
Mign臋艂a 艣wiec膮ca si臋 kuchmistrza szlafmyca.
Wojski przez okno kuchni, ponad starc贸w g艂owy
Wytkn膮wszy g艂ow臋, milczkiem s艂ucha艂 ich rozmowy
I poda艂 im nareszcie fili偶anki spodek
Pe艂en biszkokt贸w, m贸wi膮c: <<Zak膮艣cie wasz miodek.
A ja wam te偶 opowiem histori膮 ciekaw膮
Sporu, kt贸ry mia艂 bitw膮 zako艅czy膰 si臋 krwaw膮,
410 Gdy poluj膮cy w g艂臋bi Nalibockich las贸w
Rejtan wyp艂ata艂 sztuk臋 ksi膮偶臋ciu Denass贸w.
Tej sztuki omal w艂asnym nie przyp艂aci艂 zdrowiem;
Jam k艂贸tni臋 pan贸w zgodzi艂, jak to wam opowiem>>.
Ale Wojskiego powie艣膰 przerwali kucharze
Pytaj膮c, komu serwis ustawia膰 rozka偶e.
Wojski odszed艂, a starcy, zaczerpn膮wszy miodu,
Zadumani zwr贸cili oczy w g艂膮b ogrodu,
Gdzie 贸w dorodny u艂an rozmawia艂 z panienk膮.
W艂a艣nie u艂an uj膮wszy jej d艂o艅 lew膮 r臋k膮
420 (Praw膮 mia艂 na temlaku, wida膰, 偶e by艂 ranny),
Z takimi odezwa艂 si臋 s艂owami do panny:
<<Zofijo, musisz to mnie koniecznie powiedzie膰,
Nim zamienim pier艣cionki, musz臋 o tym wiedzie膰.
I c贸偶, 偶e przesz艂ej zimy by艂a艣 ju偶 gotowa
Da膰 s艂owo mnie? Ja wtenczas nie przyj膮艂em s艂owa:
Bo i c贸偶 mi po takim wymuszonym s艂owie.
Wtenczas bawi艂em bardzo kr贸tko w Soplicowie,
Nie by艂em taki pr贸偶ny, a偶ebym si臋 艂udzi艂,
呕em jednym mem spojrzeniem mi艂o艣膰 w tobie wzbudzi艂;
430 Ja nie fanfaron, chcia艂em m膮 w艂asn膮 zas艂ug膮
Zyska膰 twe wzgl臋dy, cho膰by przysz艂o czeka膰 d艂ugo.
Teraz jeste艣 艂askawa twe s艂owo powt贸rzy膰:
Czym偶e na tyle 艂aski umia艂em zas艂u偶y膰?
Mo偶e mnie bierzesz, Zosiu, nie tak z przywi膮zania,
Tylko 偶e stryj i ciotka do tego ci臋 sk艂ania;
Ale ma艂偶e艅stwo, Zosiu, jest rzecz wielkiej wagi,
Rad藕 si臋 serca w艂asnego, niczyjej powagi
Tu nie s艂uchaj, ni stryja pr贸艣b, ni nam贸w cioci;
Je艣li nie czujesz dla mnie nic opr贸cz dobroci,
440 Mo偶em te zar臋czyny czas jaki艣 odwleka膰,
Wi臋zi膰 twej woli nie chc臋, b臋dziem, Zosiu, czeka膰.
Nic nas nie nagli, zw艂aszcza 偶e wczora wieczorem
Dano mi rozkaz zosta膰 w Litwie instruktorem
W pu艂ku tutejszym, nim si臋 z mych ran nie wylecz臋
I c贸偶, kochana Zosiu?>> Na to Zosia rzecze
Wznosz膮c g艂ow臋 i patrz膮c w oczy mu nie艣mia艂o:
<<Nie pami臋tam ju偶 dobrze, co si臋 dawniej dzia艂o,
Wiem, 偶e wszyscy m贸wili, i偶 za m膮偶 i艣膰 trzeba
Za Pana; ja si臋 zawsze zgadzam z wol膮 Nieba
450 I z wol膮 starszych>>. Potem spu艣ciwszy ocz臋ta
Doda艂a: <<Przed odjazdem, je艣li Pan pami臋ta,
Kiedy umar艂 ksi膮dz Robak w ow膮 burz臋 nocn膮,
Widzia艂am, 偶e Pan jad膮c 偶a艂owa艂 nas mocno,
Pan 艂zy mia艂 w oczach; te 艂zy, powiem Panu szczerze,
Wpad艂y mnie a偶 do serca; odt膮d Panu wierz臋,
呕e mnie lubisz; ilekro膰 m贸wi艂am pacierze
Za Pana powodzenie, zawsze przed oczami
Sta艂 Pan z tymi du偶ymi, b艂yszcz膮cymi 艂zami.
Potem Podkomorzyna do Wilna je藕dzi艂a,
460 Wzi臋艂a mi臋 tam na zim臋, alem ja t臋skni艂a
Do Soplicowa i do tego pokoiku,
Gdzie mnie Pan naprz贸d w wieczor spotka艂 przy stoliku,
Potem po偶egna艂; nie wiem, sk膮d pami膮tka Pana,
Co艣 niby jak rozsada w jesieni zasiana,
Przez ca艂膮 zim臋 w moim sercu si臋 krzewi艂a,
呕e, jako m贸wi臋 Panu, - ustawniem t臋skni艂a
Do tego pokoiku, i co艣 mi szepta艂o,
呕e tam zn贸w Pana znajd臋, i tak si臋 te偶 sta艂o.
Maj膮c to w g艂owie, cz臋sto te偶 mia艂am na ustach
470 Imi臋 Pana - by艂o to w Wilnie na zapustach;
Panny m贸wi艂y, 偶e ja jestem zakochana:
Ju偶ci, je偶eli kocham, to ju偶 chyba Pana>>.
Tadeusz, rad z takiego mi艂o艣ci dowodu,
Wzi膮艂 j膮 pod r臋k臋, 艣cisn膮艂 i wyszli z ogrodu
Do pokoju damskiego, do owej komnaty,
K臋dy Tadeusz mieszka艂 przed dziesi臋ci膮 laty.
Teraz bawi艂 tam Rejent, cudnie wystrojony,
I us艂ugiwa艂 damie, swojej narzeczonej,
Biegaj膮c i podaj膮c sygnety, 艂a艅cuszki,
480 S艂oiki i flaszeczki, i proszki, i muszki;
Weso艂, na pann臋 m艂od膮 patrzy艂 tryumfalnie.
Panna m艂oda ko艅czy艂a robi膰 gotowalni臋;
Siedzia艂a przed 藕wierciad艂em radz膮c si臋 b贸stw wdzi臋ku;
Pokojowe za艣, jedne z 偶elazkami w r臋ku
Od艣wie偶aj膮 nadstyg艂e warkocz贸w pier艣cionki,
Drugie kl臋cz膮c pracuj膮 oko艂o falbonki.
Gdy si臋 tak Rejent bawi ze sw膮 narzeczon膮,
Kuchcik stukn膮艂 do艅 w okno: kota postrze偶ono.
Kot wykrad艂szy si臋 z 艂ozy prze艣mign膮艂 po 艂膮ce
490 I wskoczy艂 w sad pomi臋dzy jarzyny wschodz膮ce;
Tam siedzi, wystraszy膰 go 艂acno z rozsadniku
I uszczu膰, postawiwszy charty na przesmyku.
Bie偶y Asesor ci膮gn膮c za obr贸偶 Soko艂a,
Po艣piesza za nim Rejent i Kusego wo艂a.
Wojski obu z chartami przy p艂ocie ustawi艂,
A sam si臋 z plack膮 musz膮 do sadu wyprawi艂,
Depc膮c, 艣wiszcz膮c i klaszcz膮c, bardzo 藕wierza trwo偶y;
Szczwacze, trzymaj膮c ka偶dy charta na obro偶y,
Ukazuj膮 palcami, sk膮d zaj膮c wyruszy,
500 Cmokaj膮 z cicha; charty nadstawi艂y uszy,
Wytkn臋艂y pyski na wiatr i dr偶膮 niecierpliwie,
Jak dwie strza艂y z艂o偶one na jednej ci臋ciwie.
Wtem Wojski krzykn膮艂: <<Wycz-ha!>> Zaj膮c smyk zza p艂otu
Na 艂膮k臋, charty za nim, i wnet bez obrotu
Sok贸艂 i Kusy razem spadli na szaraka
Ze dw贸ch stron w jednej chwili, jak dwa skrzyd艂a ptaka,
I z臋by mu jak szpony zatopili w grzbiecie.
Kot j臋kn膮艂 raz, jak nowo narodzone dzieci臋.
呕a艂o艣nie! bieg膮 szczwacze: ju偶 le偶y bez ducha,
510 A charty mu sier膰 bia艂膮 targaj膮 spod brzucha.
Szczwacze pog艂askali psy, a Wojski tymczasem
Doby艂 no偶yk strzelecki wisz膮cy za pasem,
Oderzn膮艂 skoki i rzek艂: <<Dzi艣 r贸wn膮 odpraw臋
Wezm膮 pieski, bo r贸wn膮 pozyskali s艂aw臋,
R贸wna ich by艂a r膮czo艣膰, r贸wna by艂a praca;
Godzien jest pa艂ac Paca, godzien Pac pa艂aca,
Godni s膮 szczwacze chart贸w, godne szczwacz贸w charty;
Oto偶 sko艅czony sp贸r wasz d艂ugi i za偶arty;
Ja, kt贸rego艣cie s臋dzi膮 zak艂adu obrali,
520 Wydaj臋 wreszcie wyrok: oba艣cie wygrali,
Wracam fanty, niech ka偶dy przy swoim zostanie,
A wy podpiszcie zgod臋>>. - Na starca wezwanie
Szczwacze zwr贸cili na si臋 rozja艣nione lice
I d艂ugo rozdzielone z艂膮czyli prawice.
Wtem rzek艂 Rejent: <<Stawi艂em niegdy艣 konia z rz臋dem,
Opisa艂em si臋 tak偶e przed ziemskim urz臋dem,
I偶 pier艣cie艅 m贸j s臋dziemu w salarijum z艂o偶臋;
Fant, postawiony w zak艂ad, wraca膰 si臋 nie mo偶e.
Pier艣cie艅 niechaj Pan Wojski na pami膮tk臋 przymie
530 I ka偶e na nim wyry膰 albo swoje imi臋,
Lub gdy zechce, herbowne Hreczech贸w ozdoby;
Krwawnik jest g艂adki, z艂oto jedenastej proby.
Konia teraz u艂ani pod jazd臋 zabrali,
Rz臋d zosta艂 przy mnie; ka偶dy znawca ten rz臋d chwali,
I偶 jest wygodny, trwa艂y, a pi臋kny jak cacko:
Kulbaczka w膮ska, mod膮 z turecka kozack膮,
Kula na przodzie, w kuli s膮 drogie kamienie,
Poduszeczka z rubrontu wy艣cie艂a siedzenie.
A kiedy na 艂臋k wskoczysz, na tym mi臋kkim puszku
540 Mi臋dzy kulami siedzisz wygodnie jak w 艂贸偶ku;
A gdy w galop pu艣cisz si臋 (tu rejent Bolesta,
Kt贸ry, jako wiadomo, bardzo lubi艂 gesta,
Rozstawi艂 nogi, jakby na konia wskakiwa艂,
Potem galop udaj膮c powoli si臋 kiwa艂),
A gdy w galop pu艣cisz si臋, natenczas z czapraka
Blask bije, jakby z艂oto kapa艂o z rumaka,
Bo tabenki s膮 g臋sto z艂otem nakrapiane
I szerokie strzemiona srebrne poz艂acane;
Na rzemieniach musztuka i na u藕dzienicy
550 Po艂yskaj膮 guziki per艂owej macicy,
U napier艣nika wisi ksi臋偶yc w kszta艂t Leliwy,
To jest w kszta艂t nowiu. Ca艂y ten sprz臋t osobliwy,
Zdobyty (jak wie艣膰 niesie) w boju podhajeckim
Na jakim艣 bardzo znacznym szlachcicu tureckim,
Przyjm, Asesorze, w dow贸d mojego szacunku>>.
A na to rzek艂 Asesor, weso艂 z podarunku:
<<Ja niegdy艣 darowane od ksi臋cia Sanguszki
Stawi艂em w zak艂ad moje prze艣liczne obr贸偶ki,
Jaszczurem wyk艂adane, z kolcami ze z艂ota,
560 I utkan膮 z jedwabiu smycz, kt贸rej robota
R贸wnie droga jak kamie艅, co si臋 na niej 艣wieci.
Chcia艂em sprz臋t ten zostawi膰 w dziedzictwie dla dzieci;
Dzieci pewnie mie膰 b臋d臋, wiesz, 偶e si臋 dzi艣 偶eni臋;
Ale ten sprz臋t, Rejencie, prosz臋 uni偶enie,
B膮d藕 艂askaw przyj膮膰 w zamian za tw贸j rz臋d bogaty
I na pami膮tk臋 sporu, co d艂ugimi laty
Toczy艂 si臋 i nareszcie zako艅czy艂 zaszczytnie
Dla nas obu. - Niech zgoda mi臋dzy nami kwitnie.>>
Wi臋c wracali do domu oznajmi膰 za sto艂em,
570 呕e si臋 sko艅czy艂 sp贸r mi臋dzy Kusym i Soko艂em.
By艂a wie艣膰, 偶e zaj膮ca tego Wojski w domu
Wyhodowa艂 i w ogr贸d pu艣ci艂 po kryjomu,
A偶eby szczwacz贸w zgodzi膰 zbyt 艂atw膮 zdobycz膮.
Staruszek tak sw膮 sztuk臋 zrobi艂 tajemniczo,
呕e oszuka艂 zupe艂nie ca艂e Soplicowo.
Kuchcik w lat kilka p贸藕niej szepn膮艂 o tym s艂owo,
Chc膮c Asesora sk艂贸ci膰 z Rejentem na nowo;
Ale pr贸偶no krzywdz膮ce chart贸w wie艣ci szerzy艂,
Wojski zaprzeczy艂 i nikt kuchcie nie uwierzy艂.
580 Ju偶 go艣cie zgromadzeni w wielkiej zamku sali,
Czekaj膮c uczty wko艂o sto艂u rozmawiali,
Gdy pan S臋dzia w mundurze wojew贸dzkim wchodzi
I pana Tadeusza z Zofij膮 przywodzi.
Tadeusz, lew膮 d艂oni膮 dotykaj膮c g艂owy,
Pozdrowi艂 swych dow贸dc贸w przez uk艂on wojskowy.
Zofija z opuszczonym ku ziemi wejrzeniem
Zap艂oniwszy si臋, go艣ci wita艂a dygnieniem
(Od Telimeny pi臋knie dyga膰 wyuczona).
Mia艂a wianek na g艂owie jako narzeczona,
590 Zreszt膮 ubior ten samy, w jakim dzi艣 w kaplicy
Sk艂ada艂a snop wiosenny dla Boga Rodzicy.
U偶臋艂a zn贸w dla go艣ci nowy snopek ziela;
Jedn膮 r臋k膮 ze艅 kwiaty i trawy ro藕dziela,
Drug膮 sw贸j sierp b艂yszcz膮cy poprawia na g艂owie;
Brali zi贸艂ka, ca艂uj膮c jej r臋ce, wodzowie;
Zosia znowu dyga艂a w kolej zap艂oniona.
Wtem jenera艂 Kniaziewicz wzi膮艂 j膮 za ramiona
I z艂o偶ywszy ojcowski ca艂us na jej czole,
Podnios艂 w g贸r臋 dziewczyn臋, postawi艂 na stole,
600 A wszyscy klaszcz膮c w d艂onie zawo艂ali: <<Brawo!>>
Zachwyceni dziewczyny urod膮, postaw膮,
A szczeg贸lnie jej strojem litewskim, prostaczym;
Bo dla tych wodz贸w, kt贸rzy w swym 偶yciu tu艂aczym
Tak d艂ugo b艂膮kali si臋 w obcych stronach 艣wiata,
Dziwne mia艂a powaby narodowa szata,
Kt贸ra im wspomina艂a i m艂ode ich lata,
I dawne ich mi艂ostki; wi臋c ze 艂zami prawie
Skupili si臋 do sto艂u, patrzyli ciekawie.
Ci prosz膮, aby Zosia wznios艂a nieco czo艂o
610 I oczy pokaza艂a; ci, a偶eby w ko艂o
Raczy艂a si臋 obr贸ci膰 - dziewczyna wstydliwa
Obraca si臋, lecz oczy r臋kami zakrywa.
Tadeusz patrzy艂 weso艂 i zaciera艂 r臋ce.
Czy kto艣 Zosi poradzi艂 wyj艣膰 w takiej sukience,
Czy instynktem wiedzia艂a (bo dziewczyna zgadnie
Zawsze instynktem, co jej do twarzy przypadnie),
Dosy膰, 偶e Zosia pierwszy raz w 偶yciu dzi艣 z rana
By艂a od Telimeny za upor 艂ajana,
Nie chc膮c modnego stroju, a偶 wymog艂a p艂aczem,
620 呕e j膮 tak zostawiono, w ubraniu prostaczem.
Spodniczk臋 mia艂a d艂ug膮, bia艂膮; sukni臋 kr贸tk膮
Z zielonego kamlotu z r贸偶ow膮 obw贸dk膮;
Gorset tak偶e zielony, r贸偶owymi wst臋gi
Od 艂ona a偶 do szyi sznurowany w pr臋gi;
Pod nim pier艣 jako p膮czek pod listkiem si臋 tuli.
Od ramion 艣wiec膮 bia艂e r臋kawy koszuli,
Jako skrzyd艂a motyle do lotu wyd臋te,
U d艂oni skarbowane i wst膮偶k膮 opi臋te;
Szyja tak偶e koszulk膮 obci艣niona w膮sk膮,
630 Ko艂nierzyk zadzierzgniony r贸偶ow膮 zawi膮zk膮;
Zauszniczki wyrzni臋te sztucznie z pestek wiszni,
Kt贸rych si臋 wyrobieniem Sak Dobrzy艅ski pyszni
(By艂y tam dwa serduszka z grotem i p艂omykiem,
Dane dla Zosi, gdy Sak by艂 jej zalotnikiem);
Na ko艂nierzyku wisz膮 dwa sznurki bursztynu,
Na skroniach zielonego wianek rozmarynu,
Wst膮偶ki warkocz贸w Zosia rzuci艂a na barki,
A na czo艂o w艂o偶y艂a zwyczajem 偶niwiarki
Sierp krzywy, 艣wie偶ym 偶臋ciem traw oszlifowany,
640 Jasny jak n贸w miesi臋czny nad czo艂em Dyjany.
Wszyscy chwal膮, klaskaj膮. Jeden z oficer贸w
Doby艂 z kieszeni portefeuille z plikami papier贸w,
Roz艂o偶y艂 je, o艂贸wek przyci膮艂, w ustach zmoczy艂,
Patrzy w Zosi臋, rysuje. Ledwie S臋dzia zoczy艂
Papiery i o艂贸wki, pozna艂 rysownika,
Cho膰 go bardzo odmieni艂 mundur pu艂kownika,
Bogate szlify, mina prawdziwie u艂a艅ska
I w膮sik poczerniony, i br贸dka hiszpa艅ska.
S臋dzia pozna艂: <<Jak si臋 masz, m贸j Ja艣nie Wielmo偶ny
650 Hrabio, i w 艂adownicy masz tw贸j sprz臋t podr贸偶ny
Do malarstwa!>> - W istocie by艂 to Hrabia m艂ody,
Niedawny 偶o艂nierz, lecz 偶e wielkie mia艂 dochody
I swoim kosztem ca艂y pu艂k jazdy wystawi艂,
I w pierwszej zaraz bitwie wybornie si臋 sprawi艂,
Cesarz go pu艂kownikiem dzi艣 w艂a艣nie mianowa艂:
Wi臋c S臋dzia wita艂 Hrabi臋 i rangi winszowa艂,
Ale Hrabia nie s艂ucha艂, a pilnie rysowa艂.
Tymczasem wesz艂a druga para narzeczona:
Asesor, niegdy艣 cara, dzi艣 Napoleona
660 Wierny s艂uga; 偶andarm贸w oddzia艂 mia艂 w komendzie,
A cho膰 ledwie dwadzie艣cie godzin by艂 w urz臋dzie,
Ju偶 w艂o偶y艂 mundur siny z polskimi wy艂ogi
I ci膮gn膮艂 krzyw膮 szabl臋, i dzwoni艂 w ostrogi.
Obok powa偶nym krokiem sz艂a jego kochanka,
Ubrana bardzo strojnie, Tekla Hreczeszanka;
Bo Asesor ju偶 dawno Telimen臋 rzuci艂
I aby t臋 kokietk臋 tym mocniej zasmuci艂,
Ku Wojszczance afekty serdeczne obr贸ci艂.
Panna nie nadto m艂oda, ju偶 pono p贸艂wieczna,
670 Lecz gospodyni dobra, osoba stateczna
I posa偶na, bo oprocz swej dziedzicznej wioski
Sumk膮 z daru S臋dziego powi臋ksza艂a wnioski.
Trzeciej pary daremnie czekaj膮 czas d艂ugi.
S臋dzia niecierpliwi si臋 i wysy艂a s艂ugi;
Wracaj膮: powiadaj膮, 偶e trzeci ma艂偶onek,
Pan Rejent, szczuj膮c kota, zgubi艂 sw贸j pier艣cionek
艢lubny, szuka na 艂膮ce; a Rejenta dama
Jeszcze u gotowalni, cho膰 艣pieszy si臋 sama
I cho膰 jej pomagaj膮 s艂u偶ebne kobiety,
680 Nie mog艂a w 偶aden spos贸b sko艅czy膰 toalety:
Ledwie b臋dzie gotowa na godzin臋 czwart膮.

 

 







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
470 10
WSM 10 52 pl(1)
VA US Top 40 Singles Chart 2015 10 10 Debuts Top 100
10 35
401 (10)
173 21 (10)

wi臋cej podobnych podstron