caterina antonio socci


Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
Maryi Najświętszej i Jej Niepokalanemu Sercu,
które zawsze było i pozostanie naszym najbezpieczniejszym schronieniem,
poświęcam i oddaję tę książkę.
Wszystkim tym, którzy traktując nas jak swoją rodzinę,
poprzez modlitwę, wyrzeczenia i cierpienia ofiarowane za Caterinę pomogli nam poczuć czułość
Nazarejczyka.
 Nadejdzie czas, kiedy niebezpieczeństwo będzie wielkie, a wszystko wyda się stracone...
Wtedy to właśnie będę z wami .
Maryja w czasie objawienia
św. Katarzynie Labour (Paryż, 1830)
 Bóg bez powodu nigdy nie zakłóca radości swoich dzieci, a jeśli nawet, to jedynie po to,
by przygotować je na tę większą i pewniejszą .
Alessandro Manzoni
Nasze dzieci z leprozorium...
Wiele osób, pisząc komentarze na moim blogu, od miesięcy wciąż pyta o Caterinę1, o to, czy
zmienia się jej stan. Niektórzy dzielą się swoimi troskami, opowiadają o przeżywanych dramatach
i trudnych doświadczeniach. Pytają, co robić, by się nie dać przygnieść ich ciężarem. Napisałem tę
książkę dla nich.
To także wyraz wdzięczności wobec tych, którzy modlili się i modlą za Caterinę. Ośmielam się
jednak nadal (natrętnie) żebrać o żarliwe modlitwy. Wciąż zmagamy się jak w czasie burzy  a przed
nami jeszcze długa droga, dramatyczna, pełna zagrożeń i nieznanych zaułków.
Ta książka jest również wyznaniem wiary w Jezusa, który nakłania każdego z nas do modlitwy
pełnej ufności, jakbyśmy już otrzymali to, o co prosimy. Traktuję ją zatem jako akt wdzięczności.

Dziękuję Bogu za dar jakim jest Caterina. Za to, że powołał ją do życia i do chrześcijaństwa.
Dziękuję, że stworzył ją dobrą i piękną, także w głębi duszy. Dziękuję Mu za to, że wzrastała we
wspaniałej wspólnocie chrześcijan, którzy teraz wspierają ją w najcięższej próbie. Do nich kieruję,
pełen wdzięczności, prośbę o nieustanne modlitwy za naszą księżniczkę...
Wreszcie chcę dać świadectwo temu, co podtrzymuje mnie ustawicznie na duchu, co przynosi
ukojenie, daje odwagę, siłę, jak również radość; radość przez łzy. Być może lektura przyniesie ulgę
tym, których los doświadcza podobnie.
To także gest miłości  pragnę wykonać go z Cateriną i dla niej względem cierpiących
w samotności, którzy nie mogą liczyć na wsparcie tylu przyjaciół co my. Chciałbym, aby poczuli się
nam bliscy. Maryja nakłania nas, by współodczuwać w cierpieniu z innymi w takim stopniu, jak to
czynimy wobec naszych dzieci.
Już na samym początku dramatu Cateriny zdecydowaliśmy się wesprzeć materialnie
potrzebujących, przekazać środki finansowe na konkretne cele. Jednym z nich jest pomoc dla dzieci
z leprozorium w pewnym kraju Trzeciego Świata2. Dotarła do nas wiadomość od tamtejszego
misjonarza, że chore na trąd dzieci modlą się o uzdrowienie Cateriny. Bardzo nas to poruszyło. Od tej
pory dzieci z leprozorium traktujemy jak część naszej rodziny, jak naszych towarzyszy.
Cierpienie świata jest niczym bezkresny ocean. Jeśli jednak uczynimy drobny gest, w zakresie
naszych możliwości, by zmniejszyć skalę nędzy, o reszcie pomyśli Ona, słodka i błogosławiona
Matka.
Zatem całkowity dochód z tej książki, każdy wpływ z tytułu praw autorskich, aż do końca moich
dni będę przekazywać na dzieła misyjne, dzieła miłości względem najuboższych i opuszczonych,
między innymi na stworzony przez uroczą Rose Busingye3 Meeting Point International (partner
4
Stowarzyszenia Wolontariuszy dla Służby Międzynarodowej AVSI ). Rose jest w ugandyjskiej
Kampali uosobieniem świetlistej nadziei dla rzeszy ubogich i chorych na AIDS kobiet5.
Pamiętając o zaangażowaniu Andrea Azianiego, o którym opowiem więcej w dalszej części
książki, chcielibyśmy pomóc także dzieciom i młodzieży z pogrążonych w przerażającej nędzy
peryferii Limy w Peru. Trzeba stworzyć im warunki do nauki. Wsparcia udzielimy też afrykańskiemu
Radiu Maryja. Rozgłośnia ta wypełnia godną podziwu misję w Afryce.
Wreszcie pragniemy wesprzeć adopcje na odległość w Pakistanie, gdzie fakt przynależności do
chrześcijaństwa skazuje dzieci na ciężki, jeśli nie okrutny los6.
Tym sposobem z wielkiego nieszczęścia, jakie dotknęło naszą rodzinę, dzięki łasce Boga wypłynie
coś dobrego dla tych, którzy wystawieni są na ciężkie próby.
Wraz z Cateriną ofiarujemy nasze cierpienia na chwałę Jezusa, by uwidoczniło się Jego
miłosierdzie wobec nas i dla zbawienia całej ludzkości (począwszy od tych, którzy sieją nienawiść).
Antonio Socci
1 Caterina  w jęz. pol. Katarzyna. W tekście pozostawiam oryginalne, włoskie brzmienie imienia córki Antoniego Socciego
z kilku powodów: po pierwsze książka jest niezwykle osobistym zapisem, po wtóre w świadomości tysięcy ludzi różnych
narodowości na czterech kontynentach świata, którzy modlą się za Włoszkę, imię Caterina stało się symbolem i znakiem osobistej
wędrówki do wiary. Odczytując myśl autora, mam nadzieję, że i polski czytelnik włączy się w ten nurt ogólnoświatowej modlitewnej
mobilizacji  za Caterinę  przyp. tłum.
2 Nie mogę podać nazwy tego kraju, ponieważ panujący tam reżim nie dopuszcza mówienia o trądzie. Tamtejsi misjonarze
ponieśliby surowe konsekwencje.
3 By zrozumieć fenomen Rosy, polecam lekturę książki Un avventura per se (pod red. Paola Brizziego i Alberto Savorany), wyd.
BUR 2008, s. 17-25. (Ugandyjka założyła w Kampali ośrodek zdrowia, gdzie pomaga rocznie ok. 4 tys. osób zakażonym wirusem
HIV  przyp. tłum.).
4 Organizacja pożytku publicznego, która działa w oparciu o naukę społeczną Kościoła katolickiego. Wspiera sieroty, zwalcza
bezrobocie, promuje godność człowieka w różnych aspektach życia  przyp. tłum.
5 W 2008 r. na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes odbyła się premiera pełnometrażowego dokumentu o Rose
i kobietach z ośrodka Meeting Point. Film zatytułowany Greater został nagrodzony przez jury, któremu przewodniczył sam Spike
Lee (reżyser, aktor i scenarzysta amerykański, wielokrotnie nominowany do Nagrody Akademii Filmowej oraz do Złotego Globu;
jeden z pierwszych czarnoskórych twórców, który bez skrępowania porusza tematy dotyczące rasizmu  przyp. tłum.).
6 Zobacz tekst autorstwa Stefano Vecchia, Il caso pakistano. Governo costretto ad ammettere: un vero racket rifornisce i ricchi ,
który ukazał się 10 czerwca 2010 r. na łamach  Avvenire .
CZŚĆ PIERWSZA
UKRZYŻOWANA CÓRKA
 Bóg jest z nami! Nie w błękicie nieba,
nie na krańcu nieskończoności.
Ani nie w gwałtownym ogniu czy burzy,
ani nie w odległych czasach. On jest tu i teraz!
Między marnością i smutkiem wydarzeń,
w rzece wzburzonej pełnym lęków życiem...
Bóg jest z nami! .
Vladimir Solov v
Wrzesień piękny i pełen udręki
 Zabierz mi chleb, jeśli chcesz,
odetnij mnie od powietrza,
ale nie pozbawiaj mnie twojego uśmiechu .
Pablo Neruda
Rankiem owego 12 września byłem pewien siebie jak dziecko i nie przypuszczałem, że Caterina,
moja Caterina, wieczorem ma umrzeć. Na godzinę 21.30 wyznaczono koniec świata. Mojego świata.
Na zawsze. Albo początek kolejnego, nowego.
Tego poranka intensywny błękit nieba przypominał płaszcz Królowej Niebios. Wychodząc z domu
po poranną prasę, w myślach nuciłem Magnificat, upajając się tym blaskiem, który wydawał się
niczym czujny matczyny uśmiech zawieszony nad przeznaczeniem, gniewem i marnością ludzi.
Niebo nad Toskanią czasami mieni się jak złoto z bizantyjskich obrazów Ducia7. Bywają piękne
wietrzne dni, kiedy chmury ścigają się pomiędzy gwiazdami. Latem w Toskanii, o świcie, zazwyczaj
niebo błyszczy tym czarującym błękitem. Za każdym razem wydaje się, że to pierwszy poranek
świata.
Tamtego dnia więc przeżyliśmy w nieświadomości cudowną sobotę, zachłyśnięci blaskiem
naszych wzgórz, przedsionkiem raju...
Przeglądaliśmy zdjęcia z wakacji na Isola de Giglio8, gdzie nie mogłem pojechać z rodziną
z powodu pracy nad nową książką o Jezusie9. Żyłem nadzieją, że pozwoli ona wielu osobom ujrzeć
morza nasączone intensywniejszym lazurem i bardziej fascynującą głębię oraz pozwoli doświadczyć
radości z obcowania z dziećmi i przyjaciółmi, ujrzeć słońce, które nie zachodzi...
W międzyczasie rozmawialiśmy o obronie Cateriny ( To już za dwanaście dni ,  Czy to my mamy
przewiezć wino, by uczcić to wydarzenie? ) oraz o tym, jak piękne jest życie. Snuliśmy plany,
myśleliśmy o przyjaciołach, kołysząc się we wspomnieniach długich spacerów wzdłuż plaży
w Castiglione della Pescaia albo między Donoratico i San Vincenzo10.
W swoim kalendarzu, pod datą 24 września, Caterina wpisała drukowanymi literami ozdobionymi
wesołymi rysunkami:  OBRONA . Zwieńczenie tylu lat studiów. Zasłużone.
Jakiż to dar, ta nasza trójka dzieci. Jakież są dzielne i piękne. I co za radość: pierworodna córka
kończy architekturę... Mała wielka radość.
Wstałem od stolika pod drzewem czereśniowym, przekroczyłem próg domu i, śmiejąc się,
zatańczyłem wokół stołu, przy którym siedziała moja żona Alessandra  Nie ma na świecie
szczęśliwszego człowieka ode mnie!  westchnąłem.
Uśmiechnęła się do mnie, ale jakby nieco zaniepokojona dodała:  Nie mów tak, proszę... Nigdy
nie wiadomo, co szykuje jeszcze życie . W ułamku sekundy nawiedziła mnie myśl o szczęściu
Wioleny11, o chwili, kiedy nie przeczuwała nawet, że jest w przededniu swojego męczeństwa... albo
raczej swojej chwały.
Cudowna sobota dobiegała końca. Alessandra poszła na mszę wspólnoty12. Kiedy wracała,
kończyłem właśnie przygotowywanie risotta dla naszego młodszego syna (którego i tak nie zjadł, bo
było zbyt słone). Przyjemny wieczór, jeszcze pachnący odchodzącym latem, w domu pełnym braci
i siostrzeńców. Zagłębiłem się w moich książkach.
O godzinie 21.30 zadzwonił telefon. Czekałem, aż ktoś na górze odbierze. Wyczułem jakieś
dziwne poruszenie, wzburzenie. Zaraz potem usłyszałem krzyk Alessandry. W ułamku sekundy
przypomniałem sobie z trwogą inny moment  dwanaście lat wcześniej żona krzyknęła w ten sam
sposób, bo okazało się, że może stracić dziecko.
Wieczorem 12 września woleliśmy, by zamiast rozrywać nasze serca, włócznia przeszyła je na
zawsze na wylot. Z Florencji dzwoniły przyjaciółki i współlokatorki Cateriny z wiadomością: nagłe
ustanie pracy serca. Co takiego? Caterina? Serce? Tak. Przestało bić. Upadła na ziemię i od godziny
jej serce stoi, a lekarze, którzy próbowali ją reanimować, nie wiedzą już, co robić. Zaprzestali
działań...
Dali nam do zrozumienia, że nic nie da się zrobić. Cateriny już nie ma i nigdy więcej nie zobaczę
jej uśmiechu.
Burza myśli i emocji zawładnęła mną w jednej chwili. Pamiętam tylko, że wydobyłem z siebie
rozpaczliwy i ogłuszający okrzyk:  Jezu móóóóóóóóój!!! .
7 Duccio di Buoninsegna (ok. 1260-1318)  mistrz sieneńskiej szkoły malarskiej, zainspirowany sztuką bizantyjską, choć używał
pogodnych kolorytów; autor czterometrowej Madonny królującej nad ołtarzem katedry w Sienie  przyp. tłum.
8 Wyspa Archipelagu Toskańskiego, na Morzu Tyrreńskim  przyp. tłum.
9 Śledztwo w sprawie Jezusa, Rafael, Kraków 2010  przyp. tłum.
10 Wszystkie trzy miejscowości należą do nadmorskiej prowincji Grosseto, w południowej Toskanii  przyp. tłum.
11 W Zwiastowaniu Paula Claudela (BUR 2001, s. 33-34) główna bohaterka Wiolena na samym początku tragedii mówi:  Chwała
Panu, który wyznaczył mi od razu moje miejsce, nie muszę więc szukać go sama. I o nic innego Go nie proszę. Mam na imię
Wiolena, osiemnaście lat, mój ojciec nazywa się Anne Vercors, a matka Elżbieta. Moja siostra to Mara, a narzeczony  Jakub. Ot, to
wszystko; niczego więcej nie trzeba o mnie wiedzieć . Tymczasem wszystko dopiero miało się wydarzyć. (Dramat Claudela
rozgrywa się w czasach Joanny d Arc we Francji. To poetycka opowieść o naturze wiary, o zaufaniu do Boga i ludzi, a także
o cudzie, który może sprawić, że życie ludzkie całkowicie się zmienia. Wiolena bowiem poświęca swoje życie, aby odkupić grzechy
innych  przyp. tłum.)
12 Alessandra i Antonio Socci należą do wspólnoty ruchu Komunia i Wyzwolenie  Comunione e Liberazione  przyp. tłum.
Ja i Caterina
 Nie miłujemy, jeśli wcześniej nie byliśmy kochani .
św. Augustyn
Caterina jest przepiękna. Zawsze była blaskiem i dumą rodziny, od najmłodszych lat. Dobra,
urocza i cichutka dziewczynka. Jej ciemne oczy bacznie obserwowały świat spod długich rzęs
wyłaniających się spod kędzierzawych włosów. Caterina jest kwiatem i owocem pewnej historii.
Historii chrześcijańskiej.
Zanim opowiem o tym, co wydarzyło się w kolejnych godzinach po moim krzyku, w czasie, kiedy
pędziliśmy zrozpaczeni do Florencji, nakreślę  co w moim przekonaniu jest konieczne  jak
wzrastała Caterina. Proszę mi więc wybaczyć tę pozorną dywagację i prześledzić z uwagą jej przebieg,
bo jest to wielka i piękna historia. W niej, jak w życiu mojego ulubionego (cytowanego) poety,
zmieszało się niebo z ziemią. Caterina narodziła się ze spotkania nieba i ziemi.
Ziemia jest toskańska, a precyzyjniej mówiąc chodzi o region Chianti, gdzie przez dekady moi
przodkowie  najpierw dziadek, potem ojciec  pracowali w pocie czoła na kawałek chleba jako
górnicy. Ziemia, nad którą unosi się zapach wieków chrześcijaństwa.
Tu, u podnóża zamku w Monteriggioni, nieopodal romańskiego kościoła w Abbadia a Isola13,
urodziła się Alessandra.
Wśród łagodnych wzgórz ozdobionych średniowiecznymi wieżami zapuściłem głębokie korzenie.
Na pamięć znam tutejsze zapachy i barwy, wszystkie kościoły parafialne, retabulum ołtarzy, lasy
i winnice, aż po wszystkie odcienie każdej pory roku i dnia... I cyprysy, i gaje oliwne. Splendor
Toskanii.
Błękitne niebo wdarło się do życia mojego i dziewczyny, którą poślubiłem dzięki grupie przyjaciół
z krzykliwego Mediolanu z lat siedemdziesiątych. Dzięki Opatrzności zakwitła nasza przyjazń,
młodość, zakochaliśmy się w naszej ziemi i naszych świętych. U zródła tej historii jest wielki ojciec
i mistrz: ks. Luigi Giussani14.
W punkcie, gdzie styka się nasza ziemia i owo błękitne niebo, zakwitł kwiat, któremu na imię
Caterina, jak nasza wielka Święta z niebios i ziemi. Nigdy nie poznalibyśmy się z Alessandrą, a co za
tym idzie nie pobralibyśmy się, gdybyśmy się nie spotkali w tej wspaniałej  małej paczce przyjaciół,
szekspirowskiej  bandzie braci , wokół Andrei i Dado, Lorenza czy Ornelli, wysłanych do Sieny przez
don Giussaniego.
 Od teraz aż do końca świata będą nas wspominać. Nas niewielu. Nas nielicznych szczęśliwych. Naszą bandę braci. Bo
ktokolwiek ze mną przelał krew swoją, jest mi bratem 15.
Kiedy 14 września 1980 roku Jan Paweł II odwiedził Sienę, wówczas jako studenci ze wspólnoty
Komunii i Wyzwolenia rozciągnęliśmy gigantyczny transparent na il Campo, rynku miasta.
Wypisaliśmy na nim jedno ze zdań św. Katarzyny:  Jeśli staniecie się tym, kim powinniście być,
rozpalicie ogień we Włoszech 16. Papieżowi wyraznie musiało się to spodobać, bo jeszcze tego
samego dnia w jednym ze swoich przemówień przytoczył te słowa Świętej.
My, dwudziestolatkowie, odczytaliśmy ten gest jako wyzwanie i rodzaj misji powierzonej nam
wówczas przez Ojca Świętego.
Nieprzypadkowo cztery lata pózniej z Alessandrą umieściliśmy ten sam cytat św. Katarzyny na
ślubnych zaproszeniach. Nieprzypadkowo również nasza pierworodna córka miała otrzymać imię
Świętej: Caterina...
Zawsze w sercu nosiła swoją patronkę. Bo święci patroni to rzecz poważna, jak nauczył nas
Pguy17. Tam, w górze, ponad nami, mają swoje  obowiązki względem powierzanych ich opiece
dzieci18.
Ale Caterina jest nie tylko owocem tego chrześcijańskiego splotu wydarzeń. Ona sama, najpierw
jako nastolatka, a pózniej młoda kobieta, z entuzjazmem i przekonaniem przylgnęła do swojej
patronki, wnosząc do tej relacji piękno oraz wyjątkowość własnej osoby i swojego śpiewu.
To Caterina, przez swoją wrażliwość, w 2008 roku pomogła mi wrócić w objęcia wspólnoty, po
tym, jak na krótki czas i z powodów prawdę mówiąc błahych oddaliłem się od niej (nigdy jednak
sercem).
Ona, studentka uniwersytetu we Florencji, dyskretnie dbała o moje miejsce w szeregach
wychowanków don Giussianiego. Była pewna, że powrócę. Jak się okazało, czekał na mnie również
sam don Giussani. Caterina wiedziała, że był dla mnie jak ojciec...
Dzień przed jego śmiercią, 22 lutego 2005 roku, zatelefonowałem do Cateriny, by poinformować
ją, że jego stan pogorszył się i że już odchodzi do Pana... Następnego dnia podzieliła się ze mną
swoimi uczuciami w liście:
Dziękuję, Tatusiu, za wiadomość. Nie potrafię niczego robić...
Wczoraj wieczorem wydawało mi się na tyle mało prawdopodobne to, o czym mówiłeś, że musiałam do Ciebie oddzwonić,
by upewnić się, czy to prawda. Po odmówieniu różańca poszłam się zobaczyć z Mariellą, a kiedy wracałam do domu z Teą,
płakałam. (& ) Nie nad ks. Giussanim, bo przecież jestem pewna jego świętości, ale nad samą sobą. I dręczyło mnie pytanie:
 Co będzie jeśli don Gius umrze, co będzie z nami? .
Nastawiłam budzik na 7.30, aby zdążyć umyć głowę przed wyjściem, ale kiedy zadzwonił, nie ruszyłam się z łóżka. Po
dwóch minutach rozległ się dzwięk telefonu. Zerwałam się, żeby odebrać. Trochę jak wyrwana ze snu, trochę przygnębiona,
podniosłam słuchawkę.  Halo, to ja Eliza. Ksiądz Gius nie żyje... przekaż pozostałym... . Przez zaciśnięte gardło z ledwością
wycedziłam  tak . Odłożyłam słuchawkę i wybuchnęłam płaczem. Szybko zbiegły się pozostałe koleżanki. Nie trzeba było nic
mówić, w mgnieniu oka pojęły wszystko.
W czasie Mszy Paolo odczytał telegram Carróna19 i sam się rozpłakał, tak jak Bella (ks. Andrea) w czasie odprawiania
Mszy. Siedziałam między chórem, blisko ołtarza i obserwowałam moich przyjaciół. Wszyscy byliśmy sierotami... ale byliśmy
tam, w kościele, i to był fakt, bo śmierć nie ma ostatniego słowa .
Końcowe zdanie szczególnie mnie wówczas poruszyło:  Śmierć nie ma ostatniego słowa .
Dopadło do mnie ono trzy lata pózniej, z tym większą intensywnością, kiedy odnalazłem w nim
niezwykłą i uderzającą zbieżność z jednym z ostatnich wypowiedzianych przez Andrea zdań...
Czułem dokładnie to samo, co Caterina, kiedy poproszono mnie, bym napisał dla  Il Giornale
artykuł wstępny o odejściu tego niezwykłego kapłana i mistrza. Wtedy nagle zdałem sobie sprawę, że
dobre i kochane serce don Giussaniego nosiło w sobie oblicza moich dzieci i nasze losy.
Na łamach  Il Giornale zwróciłem się do całej rzeszy ojców, matek i dzieci, którzy wychowali się
u boku tego patriarchy, do tych wszystkich, którzy wypełnili po brzegi katedrę mediolańską i cały
Piazza del Duomo w dniu pogrzebu:
 Tego tekstu nigdy w życiu nie chciałbym napisać z własnej woli. Zdarza się, że człowiek musi
wyrzucić z siebie ze łzami i z rzeką atramentu, bez ładu, słowa i myśli. Dzieje się tak, kiedy umiera
ojciec. Nie chodzi o łzy nad sobą, najdroższy don Gius. Przecież jesteś już zanurzony w absolutnym
szczęściu, u boku swojego Przyjaciela i Ojca, Stwórcy, którego poznaliśmy dzięki Tobie i którego
z silną męską pasją uczyłeś nas kochać: nas, tysiące topielców pokolenia samotnych, zagubionych
i zdesperowanych.
(& ) Chodzi o łzy nade mną, nad nami, nad naszymi czasami. Koniec końców człowiek zawsze
płacze nad samym sobą. Patrzę na twarze moich dzieci i myślę, że nie istniałyby gdyby nie Ty, bez
historii przyjazni, której początek był w tobie. W pewnym momencie ocaliła ona mnie i tę
dziewczynę, która została moją żoną, niczym dwie łódeczki, w młodości dryfujące po nieznanych
wodach. Całe moje pokolenie, jakże specyficzne, patrząc dzisiaj na swoje dzieci, myśli podobnie.
Wie, że nie będą mogły już spotkać i słuchać tego odważnego i żyjącego z pasją człowieka, syna
katolickiej Brianzy, który ożywił naszą młodość.
Ksiądz Giussani rozpalił nasze serca, rozświetlił nasze ciemne drogi młodości spopielonej
ideologią i zżartej przez piachy Nicości, sprawił, że rozkwitły serca i inteligencja. Wprowadził do
naszego życia piękno Jezusa Chrystusa. Dokładnie tak, jak na jego ulubionym zresztą płótnie
Caravaggia Powołanie św. Mateusza. Jak snop światła na tym obrazie przedziera ciemność, tak Jezus
wkracza w życie Mateusza i wzywa go po imieniu, ten zaś zdziwiony poczuciem bycia dostrzeżonym
i pokochanym, podkreśla swoje zdumienie gestem dłoni: Ja? Wołasz właśnie mnie? (Mateusz
doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie zasługuje na uwagę Jezusa; on, który prowadził nędzne
i ponure życie).
Oto i pierwszy raz, kiedy człowiek prawdziwie mówi ja. (& ).
Poruszający jest dla mnie także inny, żywy obraz związany z Giussanim, osobiste wspomnienie:
kiedy słyszałem go po raz ostatni. Był 20 listopada 2002 roku. Wieczór. Wraz z Giancarlo Giojellim
i Pietro Piccinim byłem w studiu Excalibura20. Niespodziewanie zadzwonił telefon. Podano mi
słuchawkę. Po drugiej stronie był don Giussani. Od kilku dni byłem jak w oku cyklonu, ze wszystkich
stron atakowano mnie na łamach gazet za to, że ośmieliłem się mówić o Matce Bożej (i o wierze
milionów ludzi) w jednym z wieczornych programów informacyjnych w godzinach najwyższej
oglądalności.
Z drugiej strony słuchawki usłyszałem znany mi głos, ale przytłumiony, przemęczony, choć jak
zawsze pełen pasji, siły i autentyczności: jestem z Tobą  powiedział.  Jestem blisko ciebie. Masz
moje całkowite poparcie i szacunek, i sympatię. Potem dodał: Dotyczy to wszystkiego, co mówisz,
bo wszystko to prawda... wszystko prawda. Jego głos załamał się pod naporem emocji, wzruszenia.
Dzień pózniej przesłał mi jeszcze jedno zdanie, którego wtedy nie zdołał wypowiedzieć Problem nie
polega na tym, czy Bóg istnieje, czy nie, ale czy Bóg stał się człowiekiem, czy nie. I Madonna jest
drogą, daje nam odpowiedz....
Mówiłem o łzach. Wylewam łzy nad najbliższą przyszłością naszych dzieci, nad pokoleniem,
które  tak sobie myślę  nie spotka już takiego świadka jak Giussani. Ale pozostaje Chrystus.
Myślę, że nie mógłbym dłużej żyć, gdybym nie słyszał i nie czuł, jak do mnie mówi. Ileż razy
Giussani powtarzał nam te słowa Charlesa Moellera o Jezusie.
Ta śmierć jest w jakiś sposób życiodajna dla tych, którzy naśladowali i kochali ks. Giussaniego.
Nawet jeśli nie ma już ojca, pozostały przecież tysiące jego dzieci, gotowych opowiedzieć o tym, co
widziały, słyszały, doświadczyły namacalnie, dać świadectwo, że życie ma sens, nawet takie, które
wydaje się być banałem, bez znaczenia: za każdym razem jest ono wielkie i cenne.
Pewnego dnia 1940 roku, pośród cierpień drugiej wojny światowej i w obliczu potwornej choroby
córki, Emmanuel Mounier napisał w swoim Dzienniku: To cudowne być chrześcijaninem z powodu
mocy i radości, jakie fakt przynależności do chrześcijaństwa wlewa w serce, z powodu przemiany,
jakiej dokonuje w rozumieniu miłości, przyjazni, czasu i śmierci. Tak, także poprzez śmierć wznosi
się chwała ku Bogu21.
Kiedy czytam ten tekst dzisiaj, niektóre ze zdań przyprawiają mnie o dreszcze. Wówczas, 22
lutego 2005 roku byłem zupełnie nieświadom tego, co miało się dopiero wydarzyć...
Trzy lata pózniej, 31 lipca, ponownie zatelefonowała do mnie Caterina. Wybuchła płaczem. Jako
pierwsza dowiedziała się o nagłej śmierci Andrei. Dostał zawału serca w Limie, w Peru, gdzie od
dwudziestu lat pracował na misji. Faktycznie oddał życie za Chrystusa.
To łzy Cateriny pozwoliły mi zrozumieć, gdzie jest moje miejsce, gdzie jest mój dom: we
wspólnocie!
13 Miejscowość należąca do gminy Monteriggioni, w prowincji sieneńskiej w Toskanii; Abbadia a Isola zamieszkuje zaledwie
136 mieszkańców, w kamieniczkach dookoła benedyktyńskiego Opactwa św. Salvatora i Ciria  przyp. tłum.
14 Włoski duchowny katolicki, założyciel ruchu Comunione e Liberazione (CL, Komunia i Wyzwolenie); CL zrzesza ponad 60
tys. świeckich i duchownych we Włoszech  do najbardziej znanych należą obecny patriarcha Wenecji kard. Angelo Scola oraz
przedstawiciel włoskiej chadecji Rocco Buttiglione. Ruch działa w wielu krajach Europy  w tym w Polsce  oraz w obu Amerykach
i Afryce. Członkowie CL uczą się dojrzałego chrześcijaństwa, gdzie wiara staje się zródłem i kryterium działania oraz uczestnictwa
w misji Kościoła katolickiego we współczesnym świecie  przyp. tłum.
15 William Szekspir, Henryk V, akt IV, scena III; z włoskiego przeł. J.B.-B.
16 List 368.
17 Charles Pguy (1873-1914)  francuski pisarz, poeta, eseista i działacz społeczny; konwertyta, po publikacji monumentalnego
tryptyku o św. Joannie d Arc został uznany przez krytyków literackich za mistyka; urodził się i żył w Orleanie, rodzinnym mieście
francuskiej Świętej  przyp. tłum.
18 Wanda Półtawska w Beskidzkich rekolekcjach. Dziejach przyjazni księdza Karola Wojtyły z rodziną Półtawskich , pisze:  Mało
kto myśli o tym, że imię to właściwie nie jest tylko imię, ale wybór patrona  świętego, który jest w niebie. Wybiera się imię
człowieka, który potrafił zrealizować swoje życie zgodnie z Bożym planem i jemu oddaje się dziecko pod opiekę. (& ) Urodziny to
święto matki, bo to ona przeżywa wtedy wielki dzień, bierze udział w tajemnicy Stworzenia  narzędzie Bożej stwórczej mocy!
A imieniny to święto dziecka, które ma sobie przypomnieć o swoim patronie i może zawsze z jego pomocy korzystać. Patron ma
jakieś zobowiązania wobec ludzi oddanych mu pod opiekę (Edycja Świętego Pawła, 2009, s. 442).
19 Ks. Julin Carróna po śmierci don Giussaniego przejął funkcję osoby odpowiedzialnej za ruch Komunia i Wyzwolenie.
20 Program telewizyjny Socciego na antenie Rai Due  przyp. tłum..
21 Tekst ten ukazał się na łamach  Il Giornale 23 lutego 2005 r. Został też w całości przedrukowany w książce Antoniego
Socciego Com Ł bello il mondo, com Ł grande Dio, wyd. Piemme 2005.
Miłość silniejsza jest od śmierci
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Podróż na krańce nocy
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
 Jesteś zrenicą moich oczu
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
 Jestem z tobą...
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Powrót do Niej...
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Matka Boża odpowiada...
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Tajemnica córki
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Postscriptum
do  krańców ziemi
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
 Nie mogę od Niego odejść
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
CZŚĆ DRUGA
W GABI CIERPIENIA ŚWIATA
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Niesamowite historie
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Lodowate miesiące
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Gwiazda zaranna
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
 Nadszedł czas cudów!
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Tajemnice Króla
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Świadectwa
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Róże z Porcjunkuli
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Cierpienie świata
i męka Kościoła
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
CZŚĆ TRZECIA
WYDARZENIA
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Zapiski z dziennika
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
Pośrodku Morza Czerwonego
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej.
2010 RCS Libri S.s.A., Milano
Tytuł oryginału włoskiego
Caterina. Diario di un padre nella tempesta
Redakcja i korekta
Agata Chadzińska
Marlena Pawlikowska
Zdjęcie na okładce
Roberto Testi
Projekt okładki
Aukasz Sobczyk
Opracowanie graficzne
Andrzej Witek
Honorarium i całkowity dochód autora z tej książki są przekazywane na wsparcie działań
charytatywnych i na dzieła ewangelizacji misyjnej.
Wszelkie najnowsze informacje
oraz kontakt z autorem można znalezć
na jego stronie internetowej www.antoniosocci.com
ISBN 978-83-756-9501-4
2011 Dom Wydawniczy RAFAEL
ul. Dąbrowskiego 16, 30-532 Kraków
tel./fax 12 411 14 52
e-mail: rafael@rafael.pl
www.rafael.pl
Plik opracował i przygotował Woblink
woblink.com
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ANTONI LIBERA
Stanisław Brzozowski – Antoni Labriola (1907 rok)
Kazimierz Kelles Krauz – Antonio Labriola (1904 1905 rok)
Pawlak Antoni Strach w moich oczach jest głęboki PDF

więcej podobnych podstron