Recenzja "Pana Tadeusza"
Środa, 26 Kwietnia Imieniny obchodzą: Marzena, Maria, Klaudiusz
Sciaga.pl > Prace
> Romantyzm >
Home | Reklama | Info
| Mail
Gdzie Cz@T ???
Gdzie jestSciaga.pl
?
Recenzja "Pana
Tadeusza"
kategoria: J.polski
zakres: Romantyzm
dodano: 2000-04-14
„Pan Tadeusz” jest
dziełem dla Polaków szczególnym. O ile przepełnione romantycznym
patosem i hasłami narodowego mesjanizmu „Dziady cz. III” dziś nie
wszystkich zachwycają, a niektórych wręcz męczą, o tyle „Pana
Tadeusza” czyta się z przyjemnością mimo to, że od czasu napisania
minęło sto pięćdziesiąt lat. Dlaczego tak się dzieje ? Bo w „Panu
Tadeuszu” nie doświadczymy natchnionych improwizacji, obrazów Polski
przybitej do krzyża, która ma zbawić Europę – wszystkiego tego co
dziś jest już nieaktualne i co ciężko nam, Polakom z przełomu
wieków, zrozumieć. Mamy natomiast w „Panu Tadeuszu” obraz Polski. Ta
Polska widziana oczyma emigranta stęsknionego za ojczyzną jest
piękna, barwna, szczęśliwa. Soplicowo staje się oazą polskości – tu
nikt nic nie mówi o zaborcach i niewoli (może poza księdzem Robakiem
– ale to jedyny romantyczny rys w tym utworze), tutaj cały czas żyje
dumna i wspaniała Rzeczpospolita Obojga Narodów. W Soplicowie jak w
soczewce zbiera się wszystko co w Polsce szlacheckiej było
najważniejsze – umiłowanie zabaw, tradycja, zachowanie pewnej
hierarchii, miłostki, polowania, spór rozstrzygany zajazdem. Mamy
też w „Panu Tadeuszu” obraz zwycięstwa nad śmiertelnym wrogiem –
Moskalem, a utwór w sprytny sposób kończy się przed klęską Napoleona
– i w ten sposób „Pan Tadeusz” pozostaje od początku do końca polską
sielanką ze szczęśliwym zakończeniem. Bo chociaż wiemy, znając
historię, że wielka armia, w której służyli Tadeusz i Hrabia
zostanie pokonana przez rosyjskie mrozy, a Polska jeszcze długo nie
odzyska niepodległości, to jednak wydaje nam się, że w „Panu
Tadeuszu” historia przyjmie inny bieg – Napoleon zwycięży, Polska
się odrodzi, a w Soplicowie dalej kwitła będzie tradycyjna polskość.
Polskość za którą tak tęsknimy po czasach zaborów, po czasach
hitlerowskiej okupacji, po czasach realnego socjalizmu kiedy to
wskutek celowego działania okupantów bezpowrotnie traciliśmy tą
tradycyjną, szlachecką polskość. Dziś chcielibyśmy odzyskać
przynajmniej jej cząstkę. Naprzeciwko naszym pragnieniom
wychodzi dziś Andrzej Wajda. Ekranizacja „Pana Tadeusza” to zadanie,
które spędzało sen z powiek wielu reżyserom. „Pan Tadeusz” jako
dzieło szczególne i powszechnie znane staje się poważnym wyzwaniem
dla filmowca, który nie tylko musi oddać niepowtarzalny
mickiewiczowski klimat „tych pagórków leśnych, tych łąk zielonych”,
ale jeszcze zmieścić dwanaście tomów w co najwyżej trzech godzinach
filmu. Przede wszystkim zaś musi stworzyć niepowtarzalny klimat
Soplicowa, gdzie czas zatrzymał się na zawsze, gdzie trwa Polska, a
z nią polska duma narodowa, ale i polskie grzeszki. Czy Wajdzie się
to udało ? Wajda na początku zaskakuje widza, który jeszcze nie
zdążył wygodnie usadowić się w fotelu, a już słyszy... epilog „Pana
Tadeusza”. Za chwilę okazuje się, że to nie żadna pomyłka – po
prostu Wajda przyjął pewną konwencję. Cały utwór czytany jest przez
Mickiewicza, a jego audytorium stanowią Tadeusz, Zosia, Telimena,
Hrabia i inni główni bohaterowie epopei. Czy reżyser miał prawo do
takiego odkształcenia naszego największego narodowego dzieła ?
Pozostaje to kwestią sporną. Wprawdzie epilog „Pana Tadeusza” równie
dobrze mógłby być prologiem. Mickiewicz umieścił go jednak na końcu.
Czyżby Wajda chciał poprawić wieszcza ? Chyba nie. Reżyserowi być
może chodziło o to, żeby zaznaczyć w pewien sposób siebie w swoim
filmie, podkreślić swój indywidualizm. Czy jest to słuszne ? Na to
pytanie każdy może sam udzielić odpowiedzi. Na pewno jednak nie
przeszkadza w odbiorze dzieła. Potem już na ekranie pojawia się
„bryczka, którą przed dom zajeżdża młody panek”. Przez chwilę
widzimy przewijające się w tle łąki, pola, las. Zaczyna się robić
bardzo polsko. Tadeusz wpada do domu, słyszymy melodię Mazurka
Dąbrowskiego, widzimy Zosię, w stroju, w jakim „Litwinka nie bywa
przez mężczyzn widziana”. Niewątpliwie jesteśmy już w Soplicowie.
Czy Wajda sprostał zadaniu, czy udało mu się przelać na filmową
taśmę esencję geniuszu Adama Mickiewicza ? Czy ambitny reżyser
stworzył dzieło, które stanie się polską klasyką filmową, tak jak
„Pan Tadeusz” jest klasyką literacką ? Problem jest bardzo złożony,
zwłaszcza, gdy trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy filmowy „Pan
Tadeusz” dorównuje swemu książkowemu odpowiednikowi. Spróbujmy
jednak porównać te dzieła. W „Panu Tadeuszu” przepiękne są
przede wszystkim opisy przyrody. Mickiewicz był mistrzem jeżeli
chodzi o plastyczne opisy krajobrazu, wyszukiwanie odpowiednich
porównań i przenośni, określanie barw. Nigdy nie zapomnę opisów
zachodu słońca, litewskiego matecznika, czy choćby tych fragmentów z
inwokacji, w których „gryka jak śnieg biała” i „panieńskim rumieńcem
dzięcielina pała”. Czyż nie jest to najpiękniejsze co może być w
poezji. Taka prosta przenośnia – „pała panieńskim rumieńcem”. A jak
oddziałuje na wyobraźnię ! Panieńskim, a więc wyjątkowo mocnym,
płomiennym. I już wyobrażamy sobie (tajemniczą skądinąd) roślinę. I
tego wszystkiego brakuje mi w filmowym „Panu Tadeuszu”. Oczywiście
nie chodzi o to, że w dziele Wajdy nie ma przyrody – ona jest, ale
jest bardzo zwyczajna, pozbawiona tego poetyckiego uroku jaki tchnął
w nią Mickiewicz. Czy można jednak winić za to Wajdę ? W jaki sposób
przedstawić ludzi w lesie, aby przypominali „elizejskie cienie”. W
jaki sposób przedstawić matecznik, skoro sam Mickiewicz pisze, że
ludzka stopa nigdy tam nie postanie. Reżyser na pewno zrobił
wszystko co mógł. Jednakże okazało się, że używając nowoczesnej
techniki nie można pokazać tego, co Mickiewicz przedstawił używając
pióra i kartki papieru. Rację miał Słonimski pisząc w swoim wierszu
pt. Mickiewicz: „Cóż by się z wami stało, nierozumne drzewa ? /
Tartak by was pochłonął od deski do deski, / i tyle by was było.
Lecz w ziemi litewskiej / razem z wami żył człowiek, który o was
śpiewał.” Tylko słowem, tylko poezją można było zapewnić litewskim
„dębom i bukom” nieśmiertelność. Bo filmowy obraz obdziera je z
poezji. Nie każdy człowiek ma oczy wieszcza aby dostrzegać
„panieński rumieniec”. Poeta musi o tym opowiedzieć. Dlatego
konfrontacja przyrody opisanej i przyrody sfilmowanej wypada
zdecydowanie na korzyść tej pierwszej. Wajda nie mógł osiągnąć
poezji opisu. Bo choć sam jest artystą, to nie jest poetą. A nawet
gdyby był – jak pisać poezję na rolce filmu ? Zaczęłam więc od
elementu, w którym film nie doścignął epopei. Nie oznacza to, że
dalej będą same wady. Są także elementy, w którym Wajda zbliżył się
do wizji Mickiewicza. Takim elementem jest choćby kreacja głównych
bohaterów. Zacznijmy od głównego bohatera epopei - księdza
Robaka. Tak, tak - to nie tytułowy Tadeusz (o nim później), ale
właśnie ksiądz Robak - bohater romantyczny - jest najważniejszą
postacią epopei Mickiewicza. W postać tą wcielił się w filmie
Bogusław Linda. Już na wstępie należą się Wajdzie brawa za odwagę.
Linda jest wszak aktorem charakterystycznym, nieodłącznie już chyba
związanym z pewnym typem filmów. Powierzenie mu roli
księdza-emisariusza było decyzją bardzo śmiałą. Od początku
zadawałam sobie pytanie - jak przyjmę pana Bogusława w habicie.
Muszę przyznać, ze byłam pełna jak najgorszych przeczuć. Na
szczęście - mile się rozczarowałam. Linda okazuje się być właściwym
człowiekiem na właściwym miejscu. Pan Bogusław kojarzy się nam od
razu z tzw. "twardym mężczyzną" - łączymy go wszak z określonymi
rolami ( żeby przypomnieć tylko takie filmy jak "Psy", czy "Demony
wojny"). Wydawałoby się, że powinno mu to przeszkadzać w odgrywaniu
pobożnego mnicha-bernardyna. Tymczasem wcale tak nie jest. Bo nie
można zapominać, że Jacek Soplica tak naprawdę nie był mnichem.
Jacek był bardzo krewkim szlachcicem, skorym do walk, zatargów,
chętnie znaczącym szablą swoich przeciwników. I to się zgadza. Linda
bez trudu może być utożsamiony z takim bohaterem - łatwo nam sobie
wyobrazić tego aktora w roli polskiego szlachcica-zabijaki - już
nawet nie wcześniejsze role Lindy, ale sposób w jaki się porusza, w
jaki mówi, mimika jego twarzy - wszystkie te drobiazgi składają się
na obraz "prawdziwego mężczyzny". Takiego jakim był Soplica przed
zbrodnią i pokutą. A potem ? Habit wprawdzie zupełnie nie pasuje do
Lindy i wyraźnie mu przeszkadza, ale czyż nie tak musiało być z
Jackiem, który nagle z niepokornego szlachcica musiał stać się
pobożnym mnichem ? Linda - to realizacja wizji Mickiewicza. Wypada
świetnie kiedy chwyta za strzelbę i jednym strzałem zabija
niedźwiedzia, dużo gorzej zaś, gdy odmawia pacierze. Powtarzam
jednak taki musi być Robak-Soplica. Ktoś kto był zabijaką nie stanie
się nigdy do końca księdzem. I widać to, kiedy obserwuje się grę
Lindy - robi wprawdzie co może, aby grać jak najlepiej mnicha, ale
nie do końca mu się to udaje. I tak powinno być ! Nawet jeżeli nie
było to zamierzeniem Wajdy i Lindy - pewna sztuczność w grze pana
Bogusława jest wskazana. Dlatego też duże brawa dla obu panów. Odtąd
ksiądz Robak nieodłącznie kojarzył będzie mi się z twarzą Bogusława
Lindy. Tak więc kreacja głównego bohatera u Wajdy pokrywa się z tą
mickiewiczowską. Nieco gorzej jest z bohaterem tytułowym, bo w
prawdzie pan Tadeusz jest na ekranie taki jak w epopei – oznacza to
jednak, że jest bohaterem nijakim. Michał Żebrowski jest bardzo
przystojnym mężczyzną, świetnie wypada w ułańskim mundurze, ale
niestety role które mu przypadają są rolami niezwykle trudnymi. Bo i
Skrzetuski, i pan Tadeusz to postacie nieciekawe, płaskie i chyba
trochę niedopracowane przez autorów. Zostawmy jednak dzielnego pana
Jana, a zajmijmy się tylko Tadeuszem. Dlaczego to taka trudna postać
? Bo cóż jest ciekawego w tym dwudziestoletnim młodzieńcu ? Nie
ciąży na nim żaden grzech, który musiałby odkupić, nie pragnie
zemsty, nie jest przesadnym patriotą, ani romantykiem. Tak naprawdę
to bardzo nudny młodzieniec - i u Mickiewicza i, niestety, u Wajdy.
Kocha, ale tak dziecinnie, tracąc głowę dla każdej ładniejszej
kobiety, którą zobaczy. Jego miłość jest więc miłością typowo
sztubacką - brak w niej żaru, namiętności i dramatyzmu, który
potrafiłby zainteresować. Zresztą Żebrowski nie stara się nawet
tworzyć pozorów - zachowuje się dokładnie tak, jak opisał Tadeusza
Mickiewicz. Nie stara się zaznaczyć swojej indywidualności - choćby
jednym zmarszczeniem czoła, choćby jakimś filozoficznym spojrzeniem.
Młody Soplica widziany przez nas na ekranie wodzi wciąż po świecie
cielęcym wzrokiem, czasem z zachwytu otwiera usta, kwestie wygłasza
beznamiętnie - ot tak sielankowo. I nawet kiedy dochodzi do
kulminacyjnego punktu akcji - bitwy z Moskalami - i kiedy Tadeusz ma
szansę pokazać, że jest prawdziwym mężczyzną, pojawia się w...
słomkowym kapeluszu. Tak więc nawet Moskali zabija w sielankowy
sposób. I o to mam pretensję do Wajdy - po cóż był ten kapelusz ?!?
Czy reżyser naprawdę chciał zrobić z Tadeusza postać nieciekawą aż
do granic, tak sielankową, że aż nieprawdziwą. Jeśli tak - wyszło mu
to świetnie. Ale chyba nie o to chodziło. W zasadzie nie ma o co
mieć pretensji. Pan Tadeusz jest tak samo nieciekawą postacią na
kartach epopei i na ekranach kin. Jednakże ja oczekiwałam czegoś
więcej - szczypty indywidualizmu Żebrowskiego, jakiegoś
charakterystycznego rysu, który zapadłby w pamięć na długo. Sztuki
aktorskiej powinien się uczyć Żebrowski od Andrzeja Seweryna - który
wciela się w postać Sędziego. Sędzia na kartach Pana Tadeusza jest
równie nieciekawy jak Tadeusz - Mickiewicz na siłę chce z niego
zrobić bohatera pozytywnego, jednocześnie informując nas, że jest
targowiczaninem - a więc zdrajcą. Dlatego też jest to postać
niewyraźna - trochę dobra, trochę zła - a właściwie nijaka.
Tymczasem Seweryn, być może chcąc powetować sobie nieudaną (moim
zdaniem) rolę Wiśniowieckiego w "Ogniem i Mieczem", dokonuje cudów,
aby nadać swojej postaci wyraźny kształt. I nadaje. Seweryn-Sędzia
nie przekonuje nas, że jest człowiekiem dobrym. On jest po prostu
drobnym szlachcicem - ze wszystkimi sarmackimi wadami - kłótliwym,
upartym, jednakże kochającym ojczyznę i gotowym "stanąć z synowcem"
na czele powstania. Możemy nie lubić postaci granej przez Seweryna -
musimy jednak przyznać, że w filmie jest bardzo wyraźna. I za to
należą się aktorowi brawa. Tak więc są wśród bohaterów postacie
doskonale pasujące do swoich literackich odpowiedników (ksiądz
Robak), są postacie, które wręcz przewyższają te przedstawione na
kartach epopei Mickiewicza (Sędzia), są także kompletnie nieudane.
Bodaj najlepszą kreację stworzył Daniel Olbrychski, który znakomicie
wciela się w rolę Gerwazego. Głos jakim wypowiada swoje kwestie
klucznik Rębajło jest niesamowity - znając prawdziwy głos
Olbrychskiego wyobrażam sobie jaką trudność musiało sprawić aktorowi
nadanie swojemu głosowi takiego tonu. Okazało się jednak, że jest to
możliwe i chwała Olbrychskiemu za to. Nie chodzi zresztą tylko o
głos - przypomnijmy sobie te spojrzenia spode łba, które mroziły
krew w żyłach, emocjonalną przemowę w zaścianku Dobrzyńskim. Tak
musiał wyobrażać sobie Gerwazego Mickiewicz. Dodatkowo należy się
ukłon w stronę charakteryzatorów, którzy nadali twarzy Olbrychskiego
niesamowity wygląd (tak samo zresztą jak Lindzie). Łysa i pocięta
bliznami głowa klucznika wygląda bardzo sugestywnie i realistycznie.
Trzeba jednak przyznać, że pan Daniel miał łatwiejszą rolę niż np.
Seweryn. Gerwazy to bodaj druga najważniejsza postać w "Panu
Tadeuszu" niezwykle dobrze przedstawiona przez Mickiewicza.
Olbrychskiemu pozostawało więc trzymać się tekstu i nic nie
zmieniać. Ale to także trzeba umieć. Dobrze wypada także Grażyna
Szapołowska - Telimena. Starzejąca się już aktorka doskonale wciela
się w rolę swojej książkowej równolatki i na ekranie staje się
prawdziwą kokietką. Wykonywane od niechcenia ruchy wachlarzem,
przelotne spojrzenia rzucane Tadeuszowi podczas opowieści o
"Peterburku", pełne namiętności wyznanie miłosne, kiedy Tadeusz
postanawia ją zostawić, a potem pełna wyrachowania rozmowa z Hrabią,
kiedy ten wraca do Soplicowa z Napoleonem. No i oczywiście słynna
scena z mrówkami - wszystko to składa się na niezwykle dokładny
obraz książkowej Telimeny. Szapołowska robi wszystko tak jak powinna
- niezwykle realistycznie adoruje Tadeusza i Hrabiego, jest bardzo
przekonywująca gdy snuje plany dotyczące siebie, Zosi, Tadeusza i
Hrabiego - po prostu bardzo dobra rola. Drugą po Tadeuszu nie do
końca udaną postacią jest Hrabia-Kondrat - tak jak i w książce, tak
na ekranie - marzyciel. Wydaje się być myślami daleko za Soplicowem,
ożywia się tylko wtedy, gdy jest szansa na jakąś romantyczną
przygodę. Kiedy nie ma co robić snuje się jak cień i wykonuje
kolejne szkice polskiego krajobrazu. Niby kocha Telimenę, niby
zachwyca się "nimfą leśną" - Zosią, ale w filmie specjalnie tego nie
widać. Hrabia wydaje się nie być członkiem akcji - włącza się
jedynie na chwilę w momencie zajazdu, a potem znów jest statystą.
Myślę, ze Kondrat podszedł do tej roli zbyt pasywnie. A szkoda, bo
gdyby grał trochę bardziej agresywnie mógłby stworzyć bardzo ciekawą
postać. Największe kontrowersje wzbudza Zosia, która jest chyba
najbardziej krytykowana, ale czy słusznie ? Zosia to najbardziej
niewdzięczna ze wszystkich ról. Mickiewicz opisał ją pięknie -
tworząc w naszych głowach "nimfę leśną pasącą gęsi" - ale niestety
opis ograniczył się do wyglądu zewnętrznego. Zosia to w epopei
śliczna buzia - i nic więcej. Pojawia się rzadko, a kiedy już ją
spotykamy - milczy, albo się rumieni. Skoro Mickiewicz stworzył taką
bohaterkę, dlaczego wymagamy tak wiele od filmowej Zosi ? Panna
Bachleda - Curuś - gra taką Zosię, jaką spotykamy w "Panu Tadeuszu"
- ładną, ale... nic więcej. Prawda, że swoje kwestie wypowiada wciąż
tym samym beznamiętnym głosem, ale należy to chyba złożyć na karb
jej młodego wieku i braku doświadczenia. Filmowa Zosia na pewno nie
olśniewa - ale nie oszukujmy się - nie olśniewa nas również ta
książkowa. Dlatego nie należy przesadzać z krytyką. Tak
prezentuje się plejada głównych aktorów. Kreacji bohaterów wypadają
w sumie na korzyść Wajdy. Potrafił stworzyć niezapomnianego księdza
Robaka, Gerwazego Rębajłłę, czy przewyższającego pierwowzór
Sędziego. Szkoda tylko, że tak jak Mickiewicz, czyli zupełnie
bezbarwnie przedstawił Tadeusza i Zosię, a także nie do końca udanie
wykreował hrabiego. Mimo to, tutaj był zdecydowanie bliżej
pierwowzoru niż w opisach przyrody. Przejdźmy do kolejnego
punktu – czyli do akcji. „Pan Tadeusz”, nawet jeżeli odrzucić długie
opisy przyrody, jest wciąż powieścią bogatą w treść i wielowątkową.
I Wajda wyraźnie postawił na akcję. Być może po to, aby zatrzymać
widza przy ekranie. Dlatego też niezbyt wiele było zdjęć przyrody
(może stąd mój niedosyt ?), natomiast bardzo wiele wątków. Wajda
podjął się przedstawienia niemal wszystkich konfliktów, sporów,
miłostek, które Mickiewicz umieścił w „Panu Tadeuszu”. Nadało to
akcji rozpędu, ale nie do końca jestem do takiej wizji przekonana.
Bo z „Pana Tadeusza” nie da się zrobić filmu akcji. Soplicowo jest
zbyt sielankowe a bohaterowie zbyt dostojni, żeby nagle starać się
umieścić ich w konwencji filmu przygodowego. Może lepiej było
postawić na spokojny tok akcji ? Może lepiej było umieścić w
filmowym „Panu Tadeuszu” barwne opowiadania Wojskiego, nieco dłużej
filmować chmury i lasy, trochę przedłużyć koncert Wojskiego po
skończonym polowaniu. Być może zniechęciłoby to do filmu kilka osób,
ale taki „Pan Tadeusz” byłby prawdziwszy. Wajda postanowił jednak
zrobić z „Pana Tadeusza” film akcji, i udało mu się. Świadczy to o
niezwykłym talencie pana Andrzeja. W ten sposób jednak „Pan Tadeusz”
nie jest już tym samym „Panem Tadeuszem”. Ale może zbyt wiele
wymagam. Główne wątki w filmie wyglądają tak samo jak w
powieści. To znaczy – miłość Tadeusza do Zosi jest niesłychanie
sztuczna i wręcz wydaje się nie istnieć, natomiast miłość Tadeusza
do Telimeny jest gorącym, pełnym namiętności uczuciem, wzbogaconym
przez Wajdę sceną, w której Telimena nieomal wciąga młodzika do
swojego pokoju. Dpór o zamek jest bardzo gwałtowny, Rębajłło
nienawidzi Sopliców, Sędzia chce się procesować, Asesor kłóci się
zajadle z Rejentem o Kusego i Sokoła, zajazd kończy się pogromem
drobiu, bitwa z Moskalami jest zwycięska, armia Napoleona imponuje
wielkością – wszystko to obrazy z „Pana Tadeusza”. I z epopei i z
jej filmowego odpowiednika. Wajda nie zmienił w przebiegu akcji nic
zdając się na geniusz naszego wieszcza. Wreszcie ostatnia rzecz
na którą chciałabym zwrócić uwagę, a za którą należą się panu
Andrzejowi brawa to dialogi. Zmuszenie aktorów do mówienia
trzynastozgłoskowcem w sposób naturalny, a także umiejętne
zatuszowanie momentów w których trzynastozgłoskowiec się urywa, to
naprawdę niezwykłe dokonanie. Za to Wajdzie należą się słowa
uznania. Ekranizacja „Pana Tadeusza” budzi więc we mnie mieszane
uczucia. Z jednej strony – na ekranie wszystko jest bardziej
rzeczywiste. Na własne oczy widzę Soplicowo, Tadeusza, Zosię,
księdza Robaka, Gerwazego. Widzę miłość i bitwę, piękne mundury
polskich ułanów i wieńczącego utwór poloneza. Z drugiej strony – nie
ma wtedy miejsca dla wyobraźni, nie ma pięknych polskich krajobrazów
przesyconych mickiewiczowską poezją, nie ma matecznika, nie ma
powtarzanego przez drzewa koncertu Wojskiego. Film jest niewątpliwie
udaną ekranizacją, nie można jednak zapominać że nie jest to to
samo, co epopeja Mickiewicza. Moim zdaniem każdy powinien obejrzeć
film, nie zwalnia go to jednak od przeczytania epopei. Bo prawdziwe
Soplicowo jest tylko jedno – na kartach utworu Mickiewicza.
Autor: Romero
Ocena : 5
oceń
prace:
1 2 3 4 5 6
Home | Reklama | Info
| Mail
Prace | Pomoc | Książki | Artykuły | News | Katalog | Forum
| Rozrywka
Wszelkie prawa zastrzeżone / All
rights reserved Sciaga.pl
2000
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Recenzja z pana tadeusza(film)recenzja pana tadeuszaRecenzja Pana TadeuszaRecenzja Pana Tadeusza (filmu)recenzja Pana Tadeuszarecenzja pana tadeuszarecenzja z Pana TadeuszaWymowa ideowa Pana Tadeusza A Mickiewicza ze szczególnym~2947 Nad kaszubska wersja Pana TadeuszaPrzesłanie Pana TadeuszaWątek miłosny Pana TadeuszaStreszczenie Pana TadeuszaGeneza i tło historyczne Pana TadeuszaOcena postępowania Jacka Soplicy z Pana TadeuszaPolubić Pana Tadeuszawięcej podobnych podstron