Juliusz Verne
biografia
Książki Verne'a, choć należą do gatunku zwanego fantastyką, nie brały się tylko z wyobrazni
pisarza. Śmiałość wizji odgrywa w nich wprawdzie ogromną rolę i być może to ona właśnie fascynuje
do dziś tysiące wciąż nowych czytelników, jeśli jednak fantazja, umożliwiająca im odbywanie
niewarygodnych, oszałamiających i pełnych barwnych przygód podróży, podróży w wyobrazni - jeśli
fantazja była tu motorem, to motor ów jako paliwa potrzebował wiedzy. Tylko ona - solidna informacja o
potencjałach i perspektywach współczesnej autorowi nauki i techniki - niemożliwe uczynić potrafiła
prawdopodobnym.
Wiedzy tej łaknął Verne przez całe życie. Nie rozstrzygniemy dziś, czy to szlachetna ciekawość,
trawiąca z reguły ludzi myślących i otwartych na świat, czy też przeczucie własnych, szczególnych
możliwości pisarskich kazały mu od najwcześniejszych lat spędzać dni w bibliotekach, by z książek,
czasopism i biuletynów naukowych przenosić na kartki podręcznego archiwum setki pozornie
przypadkowych ciekawostek technicznych. Przez długie lata ta praca nie miała żadnego określonego
celu - a raczej była celem samym w sobie. Verne gromadził informacje dla przyjemności. W jego
rosnącej i obejmującej wciąż nowe dziedziny kartotece tkwiły jednak także zalążki przyszłych głośnych
powieści.
Pierwsze kroki, które młodego pisarza wprowadziły na scenę literacką dziewiętnastowiecznej
Francji, nie zapowiadały rozwoju tak oryginalnego talentu. Urodzony w Nantes 8 lutego roku 1828 Jules
Verne miał - idąc w ślady ojca, właściciela dobrze prosperującej kancelarii adwokackiej - poświęcić się
karierze prawniczej. Dziewiętnastoletni młodzieniec, który przyjechał do Paryża na studia i zdołał
ukończyć je bez większych kłopotów, więcej jednak myślał o książkach, jakie chciał w przyszłości
napisać, niż o olśniewających tyradach sądowych. Życzliwość autora "Trzech muszkieterów",
Aleksandra Dumasa-ojca, który cieszył się wówczas we Francji ogromną popularnością, utwierdziła go
w przekonaniu, iż powinien poświęcić się literaturze. W czerwcu 1850 roku ujrzał na scenie paryskiego
"Teatru Historycznego" premierę swej pierwszej sztuki. Wierzył, że zdał tym samym swój pierwszy
artystyczny egzamin: udany debiut pozwalał z nadzieją myśleć o nadchodzących latach.
Fortuna nie była jednak aż tak łaskawa. Verne z wielkim trudem wiązał koniec z końcem. musiał
szukać pracy jako sekretarz teatru, potem agent giełdowy, próbował - bez większego zresztą
powodzenia - przeróżnych typów twórczości, pisał komedie, nowele, artykuły do gazet, kłopotał się o
utrzymanie swej młodej żony i narodzonego właśnie syna - a jednocześnie, z zapałem nie malejącym
mimo wielu zajęć, gromadził w swej kartotece notatki sporządzane podczas lektury książek i
czasopism naukowych. Jednym z takich zapisków była obszerna informacja o eksperymencie braci
Montgolfier, którzy w roku 1783 wypuścili w powietrze pierwszy balon. Verne bardzo interesował się
tym wydarzeniem i pózniejszymi eksperymentami z dziedziny aeronautyki, snując rozważania o
przeżyciach człowieka, który unosi się w przestworza za pomocą podobnego szybującego aparatu.
Potrafił wyobrazić je sobie - cóż zatem stało na przeszkodzie, by wizji tej nadać kształt literacki? Edgar
Allan Poe, jeden z jego ulubionych pisarzy, miewał przecież dużo bardziej wyszukane pomysły...
Tak powstała pierwsza naukowo-fantastyczna książka Verne'a - wydana w roku 1863 powieść
"Pięć tygodni w balonie". Natychmiast przyniosła pisarzowi sławę. Zainicjowała też obejmujący
kilkadziesiąt tytułów cykl "Niezwykłe podróże", nagrodzony w 1872 roku przez Akademię Francuską.
Rozchwytywano ją nie tylko w Paryżu; w parę miesięcy po wydaniu francuskim ukazał się przekład
amerykański, a w ciągu następnych paru lat - tłumaczenia na kilkanaście innych języków. Polscy
czytelnicy mogli przeczytać "Pięć tygodni w balonie" w roku 1873.
Zrozumiałe, że po tak triumfalnym wkroczeniu na rynek Verne bez trudu znalazł wydawcę i
zawarł z nim długoletni kontrakt. To jednak było sprawą mniej ważną, choć dla samego pisarza takie
potwierdzenie własnego talentu oznaczać musiało najbardziej krzepiące przeżycie. Na pózniej, na całą
drogę twórczą, liczyło się przede wszystkim coś innego: fakt, że Verne odnalazł w literaturze swoje
własne, przez nikogo dotąd nie uprawiane pole - teren, gdzie współczesna mu nauka otwierała
perspektywy dla fantazji, gdzie w oparciu o ścisłe fakty i liczby wynotowane z książek można było
marzyć o wspaniałych maszynach, przenoszących człowieka w niewiarygodnie krótkim czasie z
jednego krańca globu na drugi, o statkach zanurzających się aż na dno oceanów, o egzotyce i życiu
pełnym przygód. Verne ruszył w tę fantastyczną podróż z zapałem i entuzjazmem. W ciągu
najbliższych dwudziestu lat dostarczać miał swemu wydawcy, Pierre-Jules Hetzelowi, dwie powieści
rocznie. Dotrzymał słowa: już w roku 1864, zaledwie w parę miesięcy po swym pierwszym sukcesie,
poprowadził czytelników w "Podróż do wnętrza Ziemi", w rok pózniej - w "Podróż z Ziemi na Księżyc", w
1868 - w pełną emocji wyprawę "Dzieci kapitana Granta", w 1870 - w podmorski rejs na pokładzie
statku kapitana Nemo.
Po wojnie francusko-pruskiej roku 1870, Verne osiadł w Amiens, gdzie sprawował różne funkcje
społeczne. W rybackim porcie Crotoy u ujścia Sommy zwykł był spędzać wakacje, żeglując wraz z
synem Michelem początkowo po wodach przybrzeżnych, pózniej odbywał rejsy luksusowym jachtem
do portów Morza Środziemnegom Irlandii, Norwegii, odwiedził też Stany Zjednoczone.
Wymieniłem dla przykładu tylko parę z wielu tytułów. Verne pisał książkę za książką i nie
odpoczywając niemal ani chwili przedstawiał swym czytelnikom dziesiątki olśniewających wizji
wykorzystania techniki jeszcze wprawdzie fantastycznej, opartej jednak na znanych już i sprawdzonych
podstawach naukowych. Nie tylko bawił się nią na papierze, ale i wierzył, że umysł ludzki, skoro
pozbędzie się balastu przesądów, uprzedzeń i myślowego wygodnictwa, potrafi także w rzeczywistości
tworzyć cuda, które zmienią oblicze świata.
Jedną z takich wizji nie dających pisarzowi spokoju była maszyna latająca. Krótko po ukazaniu
się "Pięciu tygodni w balonie" przyjaciel Verne'a, paryski dziennikarz Feliks Tournachon, znany bardziej
pod pseudonimem Nadar i opanowany przez tą samą idee fixe, wzniósł się w powietrze balonem.
Eksperyment trudno było uznać za udany, balon opadł na ziemię już po krótkim locie - Nadar nie stracił
jednak entuzjazmu dla podobnych przedsięwzięć, Verne zaś z gorącym zainteresowaniem śledził jego
aktywność. Szło nie tylko o balony, Nadar i Verne byli również członkami "Towarzystwa Zwolenników
Latających Aparatów Cięższych od Powietrza", badającego - rzecz jasna czysto teoretycznie, gdyż
nikomu jeszcze nie udało się unieść w powietrze na podobnej maszynie - konstrukcje, z jakich pózniej
narodzić się miał samolot.
Pisarz o temperamencie Verne'a nie zdołałby odmówić swym czytelnikom emocji odbycia lotu
bodaj w wyobrazni. W roku 1886 ukazuje się "Robur Zdobywca" - powieść o genialnym konstruktorze,
który, pokrewny duchem kapitanowi Nemo, uciekającemu od cywilizacji w głębiny podmorskie, ucieka
w przestworza: pragnie stworzyć powietrzną Ikarię, dając ludziom, którzy zle się czują na ziemi,
możliwość wzniesienia się ponad nią i ponad sprawy jej zabieganych mieszkańców. Buduje statek
latający - maszynę wyprzedzającą stan techniki o dobrych kilkadziesiąt lat.
Verne nie był jednak tylko naiwnym technokratą, ufającym ślepo w możliwości przedmiotów i
pełnym złudnej wiary, iż doskonałość ich, bezduszna, mechaniczna perfekcja w każdej sytuacji służy
człowiekowi. Był pisarzem, zaś rodzaj pisarstwa, jaki uprawiał, uczynił go i myślicielem, skłaniając z
czasem do rozważania także i drugiej, ciemnej strony rozwoju techniki. Owo wyłanianie się refleksji z
początkowego entuzjazmu jest w jego twórczości procesem powolnym, ale wyraznym.
Wyraz temu daje pisarz w kontynuacji przygód Robura w opowiadaniu "Pan Świata", powstałemu
w 1902 roku, a więc w blisko czterdzieści lat po części pierwszej tej historii. Ze zwielokrotnioną siłą
powraca tu myśl, iż ambicja i geniusz prowadzą czasem na niebezpieczne manowce. Umysł ludzki
zdolny jest bowiem tworzyć rzeczy, nad którymi sam nie umie potem zapanować, tak dalece
przerastają go one i obezwładniają zakresem możliwości, jakie przed nim otwierają. To właśnie grozny
aspekt wszelkiego rozwoju. Technika potraktowana jako instrument służący zaspokajaniu ludzkich
namiętności z dobrodziejstwa może łatwo przedzierzgnąć się w przekleństwo. Prawda dziś zupełnie
oczywista - czy jednak podobnie jasno dostrzegano ją u progu XX wieku? Verne był z pewnością
jednym z nielicznych pisarzy, którzy dali wtedy wyraz takim wątpliwościom.
"Pan Świata" nie jest jedynym w jego póznej twórczości przykładem takiej gorzkiej i niespokojnej
refleksji. Kilka lat wcześniej powstał "Sztandar ojczyzny", rzecz o chorym umysłowo uczonym, który
swój wynalazek - materiał wybuchowy o nieznanej dotąd niszczącej mocy - oddaje do dyspozycji
złoczyńcom; niedługo po "Sztandarze" - "Niezwykłe dzieje ekspedycji Barsaka", opowiadające o
naukowcu, któremu geniusz pomaga utrzymać nieludzki, okrutny reżim. Jak trafne i jak mądre były
ostrzeżenia Verne'a - o tym nie trzeba przekonywać dzisiejszego czytelnika.
Ostatnie lata życia pisarza, spędzone wśród udręk postępującej choroby wzroku, owocują tego
rodzaju przemyśleniami, jakby teraz właśnie, w obliczu starości, nadciągającej śmierci (Verne zmarł w
roku 1905), ale i u progu nowego, otwierającego się stulecia, przyszedł czas na dokonanie rekapitulacji
całego wspaniałego, zgromadzonego we wcześniejszych książkach arsenału technicznych
dobrodziejstw ludzkości. Czas na nadzieję, ale i towarzyszący jej jak cień lęk. Nie można oddzielić ich
od siebie: były to uczucia wizjonera, który rozporządzał rzadkim talentem łączenia wiedzy z wyobraznią.
Z mariażu tego mogły wyrastać piękne i oszałamiające projekty latających maszyn czy statków
poruszających się głęboko pod powierzchnią oceanów, mogły jednak - a w człowieku myślącym
musiały wręcz - rodzić się obawy przed wykorzystaniem nauki w złych, niegodnych jej celach.
Przykładem takiej sytuacji są początkowo wzniosłe, pózniej tragiczne, wreszcie szaleńcze losy Robura.
Siła techniki - zdaje się mówić Verne - sięga tylko tak daleko, jak siła moralna człowieka, który się nią
posługuje. Kiedy on zawiedzie, gdy podda się nienawiści, żądzy zemsty, pozwoli, by zapanowała nad
nim chorobliwa ambicja czy pragnienie władzy- cały zgromadzony w jego umyśle i sterowany jego
rękami postęp przemieni się we wspaniałą maszynę, gnającą nieprzytomnie ku własnemu zniszczeniu.
Także i taką wiedzę czerpał Verne z gromadzonych przez całe życie kartek, pełnych suchych
informacji o kolejnych osiągnięciach nauki.
Śmierć Verne'a 28 marca 1905 roku Francja przyjęła żałobą narodową.
Od napisania przez Verne'a pierwszej powieści fantastyczno-naukowej minęło już blisko 140 lat.
Zawrotny rozwój nauki i techniki sprawił, że twórczość Verne'a nie ma dla nas waloru szczególnie
niegdyś atrakcyjnego: wyprzedzania swego czasu. Wizjonerstwo autora "Wokół Księżyca" zostało
daleko zdystansowane współczesnymi osiągnięciami w zdobywaniu przestrzeni kosmicznej. A jednak
utrzymujące się zainteresowanie utworami starego klasyka literatury fantastyczno-naukowej świadczy
o tym, że oparły się one próbie czasu. Książki Verne'a zaspokajają bowiem właściwy młodości głód
zdarzeń niezwykłych i potrzebę utożsamiania się z silnymi indywidualnościami, są także barwną
ilustracją wiecznego procesu przekształcania się nieprawdopodobnego w rzeczywiste.
autor: foxfire
na podstawie posłowia do książki Robur Zdobywca * Pan Świata
wyd. Śląsk 1988
plik pobrano z www.literatura.z.pl - Klubu Dobrej Prozy
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Verne Juliusz Buntownicy Z BoJuliusz Verne Wspomnienie Szkocji (wiersz) [pl]Juliusz Verne Jeden dzień dziennikarza amerykańskiego w 2890 roku [pl]Juliusz Verne Buntownicy z Bounty [pl]więcej podobnych podstron