rozdział 15 Tysiąc Więcej


Tysiąc więcej
Jest coÅ› upiornego w kwiecie;
Ten, zwiędły w mej dłoni, jest jednym z wielu
Które dał mi przed chwilą; nie dożyje godziny;
A jest ich tysiąc więcej; nie płaczesz po stracie róży.
 Charlotte Mew, In Nunhead Cemetery
Reszta dnia w Instytucie upłynęła pod znakiem dużego napięcia, gdy Nocni Aowcy
przygotowywali się na konfrontację z Nate m tej nocy. Znów nie podano posiłków o
zwykłych porach ze względu na ogólny rozgardiasz, w trakcie którego czyszczono broń,
przygotowywano stroje i konsultowano rysunki na mapach, podczas gdy Bridget, nucÄ…c pod
nosem ponure ballady, nosiła korytarzami tace z kanapkami i herbatą.
Gdyby nie Sophie i jej sugestie by  wrzucić coś na ząb , Tessa nie jadłaby przez cały
dzień. Ściśnięte gardło i tak pozwoliło jej jedynie na kilka kęsów kanapki, zanim poczuła się
tak, jakby się dławiła.
Zobaczę się dzisiaj z Nate m, pomyślała, wpatrując się w siebie w duże lustro między
dwoma oknami, gdy Sophie uklękła u jej stóp i zaczęła zawiązywać sznurówki jej butów.
Męskich butów ze schowka Jessamine pełnego męskich ubrań.
A potem go zdradzÄ™.
Przypomniała sobie jak Nate położył jej głowę na kolanach w powozie gdy uciekali z
rezydencji de Quincey a i sposób w jaki wykrzyczał jej imię i trzymał się jej kurczowo, gdy
pojawił się brat Enoch. Zastanawiała się ile z tego było prawdą, a ile przedstawieniem.
Prawdopodobnie jakaś część niego była wtedy przerażona  został porzucony przez
Mortmaina, znienawidzony przez de Quincey a i w dodatku znajdował się w rękach Nocnych
Aowców, którym nie miał powodu ufać.
Oczywiście prócz tego kiedy powiedziała mu, że są godni zaufania. Ale jego to nie
obchodziło. Pragnął tego, co mógł mu zaoferować Mortmain. Pożądał tego bardziej niż jej
bezpieczeństwa. Bardziej niż czegokolwiek innego. Te wszystkie lata jakie ze sobą spędzili,
czas, który tak bardzo ich do siebie zbliżył, że uznała ich za nierozłącznych, nic dla niego nie
znaczył.
- Nie może panienka o tym rozmyślać  odparła Sophie, podnosząc się z podłogi i otrzepując
ręce z kurzu.  On nie jest& nie jest tego wart.
- Kto?
- Panienki brat. To chyba o nim panienka rozmyślała, prawda?
Tessa zmrużyła podejrzliwie oczy.
- Możesz powiedzieć o czym myślę bo posiadasz Wzrok?
Sophie wybuchła krótkim śmiechem.
- Dobry Boże, oczywiście, że nie. Wyczytałam to z twarzy panienki jak z otwartej księgi.
Zawsze ma panienka taki sam wyraz twarzy gdy myśli o paniczu Nathanielu. Tyle że on
przynosi same kłopoty, więc nie jest wart panienki myśli.
- Jest moim bratem.
- To nie znaczy, że jest panienka taka sama jak on  odparła stanowczo Sophie.  Niektórzy
po prostu rodzą się zli i nic nie można na to poradzić.
Jakiś diabelski podszept kazał Tessie spytać:
- A co z Willem? Nadal uważasz, że urodził się zły? Cudowny i jadowity jak wąż, jak to
kiedyś powiedziałaś.
Sophie uniosła swoje delikatnie zarysowane brwi.
- Panicz Will jest bez wątpienia dużą zagadką.
Zanim Tessa zdążyła odpowiedzieć, drzwi otwarły się, a w przejściu stanął Jem.
- Charlotte przysłała mnie, żebym dał ci& - zaczął i urwał natychmiast, wpatrując się w
TessÄ™.
Obejrzała się w lustrze. Spodnie, buty, koszula, kamizelka. Wszystko na miejscu. To z
pewnością przez osobliwe uczucie noszenia męskich ubrań  były obcisłe w miejscach, w
których nie była przyzwyczajona nosić obcisłych strojów, oraz luzniejsze w innych. I w
dodatku swędziały. Ale to zdecydowanie nie tłumaczyło wyrazu na twarzy Jema.
- Ja& - Zaczerwienił się okropnie. Rumieniec rozlał mu się od szyi po twarz.  Charlotte
przysłała mnie, żebym przekazał ci, że czekamy w salonie  powiedział. Potem odwrócił się
szybko i w pośpiechu opuścił pokój.
- Na litość boską  odezwała się wstrząśnięta Tessa.  O co mu chodziło?
Sophie zachichotała cicho.
- Cóż, niech panienka sama nie siebie spojrzy.
Tessa zrobiła to, zauważając, że na jej policzkach również wykwitły rumieńce.
Rozpuszczone włosy opadały jej swobodnie na koszulę i kamizelkę. Jej koszula
najwidoczniej została zaprojektowana z myślą o kobiecej posturze, ponieważ nie opinała jej
biustu tak bardzo jak się tego obawiała. Mimo to nadal była obcisła ze względu na drobne
kształty Jessie. Spodnie również były obcisłe, tak jak nakazywała moda, i opinały jej nogi jak
druga skóra. Przekrzywiła głowę w bok. W tym stroju było coś nieprzyzwoitego, prawda?
Mężczyzna nie mógł mieć możliwości zobaczenia kobiecych ud, a tym bardziej zarysu jej
bioder. W tym męskim przebraniu było coś co sprawiało, że nie wyglądała jak mężczyzna,
tylko raczej jakby była& rozebrana.
- Mój Boże  wykrztusiła.
- W rzeczy samej  zgodziła się Sophie.  Ale niech się panienka nie martwi. Ubranie będzie
pasować lepiej gdy się panienka Przemieni. Poza tym& on i tak panienkę adoruje.
- Ja& no wiesz& Wydaje ci się, że mu się podobam?
- Całkowicie  odparła niczym nie zrażona Sophie.  Powinna panienka widzieć wyraz jego
twarzy kiedy myśli, że niczego panienka nie widzi, lub gdy unosi wzrok kiedy otwierają się
drzwi i jest rozczarowany, że to nie panienkę w nich widzi. Panicz Jem nie jest taki jak panicz
Will. Nie potrafi ukryć tego o czym myśli.
- A ty nie& - Tessa szukała przez moment odpowiednich słów.  Sophie, czy ty się ze mnie
nie naigrywasz?
- A po cóż miałabym to robić?  Ton głosu Sophie utracił odrobinę swojej zwykłej
wesołości. Teraz brzmiała przezornie neutralnie.
Teraz albo nigdy, Tesso, pomyślała.
- Wydawało mi się, że istniał taki czas kiedy sama spoglądałaś na Jema z pewnym
uwielbieniem w oczach. To wszystko. Nie miałam na myśli niczego niewłaściwego, Sophie.
Sophie milczała tak długo, że Tessa była pewna, że wpadła w gniew lub co gorsza,
została zraniona. Odezwała się jednak w końcu.
- Był tak moment kiedy& kiedy rzeczywiście go uwielbiałam. Był taki delikatny i troskliwy.
Nie zachowywał się jak żaden z mężczyzn, których znałam. I w dodatku był tak przystojny,
że miło było na niego popatrzeć. A muzyka, którą tworzył& - Pokręciła głową, a ciemne
kędziory jej włosów podskoczyły do góry.  Ale nigdy mu na mnie nie zależało. Nigdy
żadnym gestem czy słowem nie dał mi po sobie znać, że odwzajemnia moje uczucia, choć
nigdy nie był w stosunku do mnie nieuprzejmy.
- Sophie  odezwała się łagodnym głosem Tessa.  Byłaś czymś znacznie więcej niż tylko
pokojówką od momentu kiedy się tu zjawiłam. Stałaś się dobrą przyjaciółką. Nie zrobiłabym
niczego co zraniłoby twoje uczucia.
Sophie spojrzała na nią.
- Zależy na nim panience?
- Wydaje mi się  odparła powoli i ostrożnie Tessa  że tak.
- To dobrze  odetchnęła z ulgą Sophie.  Zasługuje na to. Panicz Will zawsze był jaskrawo
płonącą gwiazdą przykuwającą uwagę  ale to Jem jest stałym płomieniem, niezachwianym i
szczerym. Może cię uszczęśliwić.
- A ty nie będziesz miała nic przeciwko temu?
- Przeciwko?  Sophie pokręciła przecząco głową.  Och, panienko Tesso. To takie w
panienki stylu dbać o to, co sobie pomyślę. Ale nie. Nie będę żywić żadnego sprzeciwu. Moja
słabość do niego  i to by było na tyle  zmieniła się w przyjazń. Chciałabym żebyście oboje
byli szczęśliwi.
Tessa była zdumiona. Tak bardzo martwiła się uczuciami Sophie, a okazało się, że ona
nie miała nic przeciwko. Cóż takiego się zmieniło od momentu, kiedy Sophie rozpaczała z
powodu choroby Jema od czasu fiaska na Blackfriars Bridge? No chyba że&
- Czy spotykasz siÄ™ z kimÅ› ostatnio? Z Cyrilem lub&
Sophie przewróciła oczami.
- Dobry Boże, miej nas w swojej opiece. Najpierw Thomas, teraz Cyril. Kiedy panienka
przestanie wreszcie swatać mnie z każdym napotkanym mężczyzną?
- Ale musi być ktoś&
- Nie ma nikogo  odparła stanowczo Sophie, wstając i odwracając Tessę w stronę lustra. 
Gotowe. Wystarczy, że schowa panienka jeszcze włosy pod kapeluszem i już może służyć za
wzór przykładnego dżentelmena.
Tessa uczyniła to co jej kazano.
***
Gdy Tessa weszła do biblioteki, niewielka grupa Nocnych Aowców z Instytutu  Jem,
Will, Henry i Charlotte, wszyscy w bojowych strojach  stali wokół stołu i pochylali się nad
niewielkim podłużnym przyrządem z mosiądzu. Henry gestykulował żywo i mówił
podniesionym głosem.
- To  mówił  jest przedmiot, nad którym ostatnio pracowałem. Specjalnie na tą okazję. Jest
skalibrowany tak by funkcjonować jako broń przeciwko mechanicznym zabójcom.
- Mimo iż Nate Gray jest dość nieciekawą personą  powiedział Will  jego głowa nie jest
wypełniona metalowymi mechanizmami, Henry. Jest człowiekiem.
- Ale może przyprowadzić ze sobą te automaty. Nie wiemy czy nie będzie miał towarzystwa.
Ten mechaniczny stangret Mortmaina&
- Wydaje mi się, że Henry ma rację  powiedziała Tessa, a wszyscy odwrócili się w jej
stronę. Jem znów oblał się rumieńcem, choć tym razem nie tak mocno. Posłał jej krzywy
uśmiech. Will otaksował leniwym spojrzeniem jej ciało.
- W ogóle nie wyglądasz jak chłopak  powiedział. Wyglądasz jak dziewczyna w męskim
przebraniu.
Nie była w stanie stwierdzić czy mówi to z aprobatą, dezaprobatą czy neutralnym
tonem.
- Moim zamiarem jest wyprowadzenie w pole postronnego obserwatora  odparła gniewnym
tonem.  Nate zna Jessamine jako dziewczynę. Ubranie będzie na mnie lepiej leżało kiedy się
w niÄ… ZmieniÄ™.
- Może powinnaś zrobić to już teraz  zasugerował Will.
Tessa rzuciła mu piorunujące spojrzenie, a potem zamknęła oczy. Przemiana w kogoś
kim się już było okazała się całkiem inna. Nie musiała już trzymać w dłoni należącego do
Jessamine przedmiotu czy być blisko niej. To było jak zamknięcie oczu i wyciągnięcie ręki w
stronę garderoby, rozpoznanie znajomego stroju samym dotykiem, i wyciągnięcie go na
zewnątrz. Sięgnęła po Jessamine w swoim wnętrzu i uwolniła ją, otaczając się jej postacią i
czując jak powietrze ucieka jej z płuc, gdy jej żebra się skurczyły. Jej włosy wyślizgnęły się z
węzła i opadły miękkimi jedwabistymi falami wokół twarzy. Wepchnęła je pod kapelusz i
otworzyła oczy.
Wszyscy gapili się na nią z wytrzeszczonymi oczami. Tylko Jem uśmiechnął się do
niej gdy zamrugała w jaskrawym świetle.
- Zadziwiające  mruknął Henry. Jego dłoń spoczywała lekko na przyrządzie na stole. Tessa,
nie czując się zbyt komfortowom, gdy oczy wszystkich były zwrócone ku niej, podeszła
bliżej.
- Co to takiego?
- To pewien rodzaj& piekielnej maszyny, którą stworzył Henry  odparł Jem.  Ma za
zadanie zakłócać działanie wewnętrznych mechanizmów - automatów, które umożliwiają im
poruszanie siÄ™.
- Przekręca się ją, o tak& - Henry udał, że przekręca połowę urządzenia w jedną stroną, a
drugą połowę w przeciwną - & a potem rzuca. Postaraj się trafić nią w miejsca styku
metalowych płyt lub tam gdzie da się je wbić. Maszyna ma zakłócić przebieg prądów w
ciałach automatów i powodować ich rozpadanie się na kawałki. Tobie również może
wyrządzić pewną szkodę nawet jeśli nie jesteś automatem, więc nie przebywaj w jej pobliżu
gdy już zostanie uruchomiona. Zrobiłem tylko dwie, więc&
Wręczył jeden Jemowi, a drugi Charlotte, która wzięła ją i bez słowa przytroczyła do
pasa z broniÄ….
- Wiadomość została wysłana?  spytała Tessa.
- Tak. Teraz czekamy tylko na odpowiedz twojego brata  poinformowała ją Charlotte.
Rozwinęła rolkę papieru na blacie, obciążając rogi miedzianymi kołami zębatymi, które
Henry musiał tu kiedyś zostawić.  To  powiedziała  jest mapa, która pokazuje gdzie
według tego co mówiła Jessamine, spotyka się zazwyczaj z Nate m. To magazyn na Mincing
Lane, w dole Lower Thames Street. Dawniej była to siedziba przedsiębiorstwa zajmującego
się paczkowaniem herbaty do momentu, w którym nie zbankrutowało.
- Mincing Lane  powtórzył Jem.  Centrum handlu herbatą. Oraz opium. Posiadanie
magazynu przez Mortmaina w takim miejscu ma sens.  Przesunął smukłym palcem po
mapie, śledząc nazwy sąsiadujących ulic: Eastcheap, Gracechurch Street, Lower Thames
Street, St. Swithin s Lane.  Dziwne miejsce spotkań dla Jessamine. Zawsze marzyła o
splendorze  o byciu przedstawioną na dworze i upinaniu wysoko włosów na bale. Nie było w
tym miejsca na sekretne spotkania w jakimś obskurnym magazynie w pobliżu doków.
- Zrobiła to co musiała  powiedziała Tessa.  Poślubiła kogoś, kto nie jest Nocnym Aowcą.
Usta Willa wykrzywiły się w półuśmiechu.
- Jeśli to małżeństwo jest legalne, Jessamine jest twoją bratową.
Tessa wzdrygnęła się.
- Ja& to nie jest tak, że żywię do niej jakąś urazę. Chodzi o to, że zasługuje na kogoś
lepszego niż mój brat.
- Każdy zasługuje na coś lepszego niż to.  Will sięgnął pod stół i wyciągnął stamtąd
zwinięty kawałek materiału. Rozłożył go na stole, omijając mapę. W środku znajdowało się
kilka cienkich sztyletów. Każdy miał wygrawerowaną lśniącą runę na powierzchni ostrza. 
Prawie zapomniałem, że parę tygodni temu kazałem zamówić Thomasowi kilka tych noży.
Właśnie je dostarczono. To mizerykordie  świetnie wbijają się w spojenia w metalowych
płytach tych automatycznych stworów.
- Pytanie tylko  powiedział Jem, podnosząc jedną z mizerykordii do oczu i przyglądając się
uważnie ostrzu  jak reszta z nas będzie obserwować spotkanie Tessy z Nate m i nie da się
przy tym zauważyć? Musimy być gotowi wkroczy do akcji w każdej chwili, zwłaszcza jeśli
okaże się, że zaczął nabierać podejrzeń.
- Musimy przybyć tam pierwsi i ukryć się  odparł Will.  To jedyne wyjście. Będziemy się
przysłuchiwać czy Nate nie powie czasem czegoś użytecznego.
- Nie podoba mi się pomysł zmuszania Tessy do powtórnej rozmowy z nim  mruknął Jem.
- Świetnie sobie z tym radzi. Widziałem na własne oczy. Poza tym, prędzej coś powie jeśli
będzie mu się wydawało, że jest bezpieczny. Nawet gdy go pojmiemy, a Cisi Bracia
przenikną do jego umysłu, Mortmain by móc ochronić swoje plany przed ujawnieniem, mógł
nałożyć na jego myśli jakieś blokady, których rozbrojenie może zająć dużo czasu.
- Wydaje mi się, że Mortmain zrobił coś podobnego Jessamine  odezwała się Tessa.  Bez
względu na starania, nie mogę przeniknąć do jej myśli.
- W takim razie z pewnością zrobił to samo Nate owi  dodał Will.
- Ten chłopak jest równie słaby co nowonarodzone kocię  wtrącił Henry.  Powie nam
wszystko co będziemy chcieli wiedzieć. A jeśli nie, to mam taki przyrząd&
- Henry!  zawołała poważnie zaniepokojona Charlotte.  Tylko mi nie mów, że pracowałeś
nad jakimś narzędziem tortur.
- Ależ skąd. Nazywam to Zakłócaczem. Emituje wibracje, które mają bezpośredni wpływ na
ludzki umysł, uniemożliwiając mówienie nieprawdy.  Henry z dumną miną sięgnął po
pudełko.  Powie nam wszystko nie zważając na konsekwencje&
Charlotte uniosła dłoń w geście protestu.
- Nie teraz, Henry. Jeśli będziemy musieli użyć& Zakłócacza na Nacie Grayu, zrobimy to
kiedy ściągniemy go z powrotem tutaj. W tej chwili musimy skoncentrować się na dotarciu
do magazynu przed Tessą. To w końcu nie tak znów daleko. Proponuję, żeby Cyril nas tam
zawiózł, a potem wrócił po Tessę.
- Nate rozpozna powóz należący do Instytutu  sprzeciwiła się Tessa.  Gdy widziałam jak
Jessamine wymyka się na spotkanie z Nate m, chodziła na nie pieszo. Ja również wybiorę się
piechotÄ….
- Zabłądzisz  powiedział Will.
- Nie  odparła Tessa, wskazując na mapę.  To prosta trasa. Skręcę w lewo na Gracechurch
Street, pójdę dalej Eastcheap i dalej na Mincing Street.
Ku zaskoczeniu Tessy, między Jemem a Willem wywiązała się sprzeczka. Jem był
przeciwko pomysłowi by Tessa samotnie przemierzała ulice. W końcu zdecydowano, że
Henry pojedzie powozem na Mincing Street, a Tessa pójdzie piechotą. Cyril będzie jej
pilnował, zachowując bezpieczną odległość, na wypadek gdyby zgubiła się w zatłoczonym,
brudnym i hałaśliwym mieście. Zgodziła się na to ze wzruszeniem ramion. Uznała, że
zaoszczędzi jej to kłótni, a nie miała nic przeciwko obecności Cyrila.
- Rozumiem, że nikt nie wspomni o tym  dodał Will  że po raz kolejny zostawimy Instytut
pusty, bez żadnego Nocnego Aowcy, który mógłby ochraniać go od wewnątrz.
Charlotte zwinęła mapę jednym ruchem nadgarstka.
- A kto twoim zdaniem powinien zostać zamiast pomagać Tessie?
- Nie mówiłem ani słowa o pozostaniu w Instytucie. Tyle że Cyril będzie z Tessą, Sophie
otrzymała jedynie częściowe szkolenie, a Bridget&
Tessa spojrzała na Sophie, która siedziała w milczeniu w kącie biblioteki, ale służąca
nie dała po sobie poznać, że słyszała uwagę Willa. Tymczasem z kuchni dobiegł ich słaby
dzwięk głosu Bridget, która nuciła kolejną ponurą balladę:
 Wyjął więc John ze swej kieszeni
Nóż ostry i długi
I wbił go w pierś swego brata
Wylewając zeń krwi strugi
I mówi John do Williama:  Zdejm koszulę
I rozpruj ją na pół
I owiń wokół serca swego
Tak by krew nie lała się w dół.
- Na Anioła!  powiedziała Charlotte  chyba rzeczywiście musimy coś z nią zrobić, zanim
doprowadzi nasz wszystkich do szału.
Zanim ktokolwiek zdołał coś powiedzieć, dwie rzeczy wydarzyły się jednocześnie.
Coś zastukało w szybę, tak bardzo zaskakując Tessę, że cofnęła się o krok, a po Instytucie
rozszedł się potężny, odbijający się echem dzwięk uderzającego dzwonu. Charlotte
powiedziała coś Willowi, ale jej słowa zagłuszył huk dzwonu. Will wyszedł z salonu, a
Charlotte przeszła przez całą długość pokoju, otworzyła okno i chwyciła w dłoń coś co
unosiło się za szybą.
Odwróciła się od okna ze skrawkiem papieru w ręce. Wyglądał trochę jak biały
ptaszek z łopoczącymi na wietrze krawędziami. Włosy opadły jej na twarz, a Tessa znów
przypomniała sobie jaka młoda była Charlotte.
- To od Nate a, jak mniemam  powiedziała.  Wiadomość do Jessamine.  Podała papier
Tessie, która rozerwała wzdłuż kremowy pergamin by odczytać zawartość.
Po chwili uniosła spojrzenie znad listu.
- Rzeczywiście jest od Nate a  potwierdziła jej przypuszczenia.  Zgodził się spotkać z
Jessie w umówionym miejscu o zachodzie słońca& - Odetchnęła gwałtownie gdy liścik
jakimś sposobem zorientował się, że został przeczytany, i zapłonął nie dającym ciepła
ogniem, który strawił papier. Na palcach Tessy pozostała jedynie smuga czarnego popiołu.
- Mamy zatem mało czasu  upomniał ich Henry.  Powiem Cyrilowi żeby przygotował
powóz do drogi.  Spojrzał na Charlotte, jak gdyby szukał u niej aprobaty dla swojego
pomysłu, ale ona tylko skinęła krótko głową, nie patrząc mu w oczy. Wzdychając, Henry
opuścił salon  i prawie wpadł na Willa, który wrócił, wiodąc za sobą postać w pelerynie
podróżnej. Przez moment Tessa zastanawiała się czy to nie jeden z Cichych Braci, dopóki
gość nie zsunął z głowy kaptura. Wtedy zobaczyła znajome kręcone włosy w kolorze piasku
oraz zielone oczy.
- Gideon Lightwood?  spytała, zaskoczona.
- Sprawa załatwiona.  Charlotte wsunęła trzymaną mapę do kieszeni.  Na straży Instytutu
będzie stał Nocny Aowca.
Sophie zerwała się pośpiesznie z miejsca  a potem zamarła, jak gdyby poza salą
treningową nie była pewna co robić i mówić w obecności starszego z braci Lightwoodów.
Gideon rozejrzał się po salonie. Tak jak zwykle, jego zielone oczy pozostały spokojne
i niewzruszone. Stojący za nim Will dla kontrastu zdawał się promieniować energią, nawet
wtedy gdy stał nieruchomo w miejscu.
- Wzywaliście mnie?  spytał Gideon, a Tessa uświadomiła sobie, że patrząc na nią widział
Jessamine.  Więc jestem, choć nie wiem po i co dlaczego.
- Wezwaliśmy cię pod pretekstem trenowania Sophie  odparła Charlotte.  Oraz po to, byś
zajął się Instytutem pod naszą nieobecność. Potrzebujemy dorosłego Nocnego Aowcy a ty się
do tego kwalifikujesz. Właściwie to sama Sophie podsunęła nam ten pomysł.
- Jak długo was nie będzie?
- Dwie, trzy godziny. Z pewnością nie całą noc.
- W porządku.  Gideon zaczął rozpinać pelerynę. Jego buty pokrywała warstwa kurzu, a
jego włosy wyglądały tak jakby spędził pół dnia na dworze bez kapelusza.  Mój ojciec
powiedziałby, że to dobry wstęp przed tym kiedy sam będę zarządzał Instytutem.
Will mruknął coś pod nosem co zabrzmiało jak  co za tupet . Spojrzał na Charlotte,
która niemal niezauważalnie pokręciła przecząco głową.
- Któregoś dnia może i dojdzie do tego, że Instytut będzie należał do ciebie  zwróciła się
dość uprzejmym tonem do Gideona.  Tak czy inaczej, jesteśmy wdzięczni za Twoją pomoc.
W końcu ochrona Instytutu jest powinnością każdego Nocnego Aowcy. To nasze miejsce
zamieszkania  nasze Idris z dala od domu.
Gideon odwrócił się do Sophie.
- Jesteś gotowa na ćwiczenia?
Sophie skinęła twierdząco głową. Całą grupą opuścili salon. Gideon i Sophie
skierowali się w prawo do pokoju treningowego, a reszta ruszyła w stronę schodów. Stąd
pogrzebowe zawodzenie Bridget było jeszcze lepiej słyszalne. Tessa usłyszała jak Gideon
mówi coś do Sophie, a ona odpowiada mu cichym głosem, ale chwilę pózniej znalezli się zbyt
daleko by mogła cokolwiek usłyszeć.
Naturalnym wydało jej się dotrzymanie kroku Jemowi, gdy zeszli po schodach i
ruszyli przez nawę głównej katedry. Szła tak blisko niego, że choć nie rozmawiali, czuła
bijące od niego ciepło i muśnięcie ręki na jej ręce, gdy wyszli na zewnątrz. Nadciągał
zmierzch. Niebo okryło się brązową poświatą, która pojawiała się tuż przed zachodem słońca.
Cyril czekał na schodach. Tak bardzo przypominał Thomasa, że aż serce krajało się na jego
widok. Trzymał długi, cienki sztylet, który bez słowa podał Willowi. Will wziął go i zatknął
za pas.
Charlotte odwróciła się i położyła dłoń na policzku Tessy.
- Spotkamy się w magazynie  powiedziała.  Będziesz absolutnie bezpieczna, Tesso. I
dziękuję ci, że to dla nas robisz.  Charlotte opuściła dłoń i zeszła po schodach, Henry tuż za
nią. Will był następny. Jem zawahał się, tylko na chwilę, a Tessa  przypominając sobie noc
taką jak ta, gdy zbiegł po schodach by życzyć jej dobrej nocy  uścisnął delikatnie jej
nadgarstek.
- Mizpah  powiedziała.
Usłyszała jak wciąga powietrze do płuc. Nocni Aowcy wsiadali właśnie do powozu.
Jem odwrócił się i pocałował ją szybko w policzek, a potem okręcił się na pięcie i zbiegł po
schodach, dołączając do reszty. Nikt niczego nie zauważył, ale Tessa przyłożyła dłoń do
twarzy, gdy Jem wsiadł do środka jako ostatni, a Henry usiadł na kozle. Wrota Instytutu
otwarły się na oścież, a powóz wyjechał, turkocząc, w ciemną noc.
***
- Idziemy, panienko?  spytał Cyril. Pomimo uderzającego podobieństwa do Thomasa, Tessa
uznała, że był mniej nieśmiały w obejściu. Spoglądał jej prosto w oczy gdy do niej mówił, a
kąciki jego ust zdawały się być zawsze uniesione w uśmiechu. Zastanawiała się, czy zawsze
było tak, że istniał jeden spokojny i jeden nerwowy brat, tak jak Gideon i Gabriel.
- Tak, chyba powinnyśmy& - Zatrzymała się nagle, z jedną nogą w górze gotową do zejścia
po stopniach. To było niedorzeczne, wiedziała o tym, a mimo to& zdjęła mechanicznego
anioła żeby ubrać się w strój Jessamine. I nie włożyła go z powrotem. Nie mogła go nosić 
Nate natychmiast by go rozpoznał  ale miała zamiar wsunąć go do kieszeni na szczęście i
całkiem o tym zapomniała. To było coś więcej niż tylko głupie przeczucie. Anioł już dwa
razy zdążył uratować jej życie.
Odwróciła się.
- Zapomniałam czegoś. Poczekaj tu na mnie, Cyrilu. Za chwilę wrócę.
Drzwi do Instytutu nadal były otwarte. Minęła je i wspięła się po schodach, obchodząc
hall i zmierzając w stronę korytarza, który prowadził do pokoju Jessamine. Docierając na
miejsce, zamarła.
Korytarz prowadzący do pokoju Jessamine był tym samym, którym szło się do pokoju
treningowego. Na własne oczy widziała jak Sophie i Gideon znikają w nim kilka minut temu.
Tyle że oni wcale nie zniknęli. Nadal tu stali. Światło było przytłumione, a oni wyglądali jak
dwa cienie w półmroku, ale Tessa widziała ich jak na dłoni: Sophie opierała się o ścianę, a
Gideon trzymał ją za rękę.
Tessa cofnęła się o krok. Serce niemal wyskoczyło jej z piersi. Żadne z nich jej nie
zauważyło. Wyglądali na całkowicie pochłoniętych sobą. Gideon pochylił się, mówiąc coś
przyciszonym głosem do Sophie, i delikatnie odgarnął jej kosmyk włosów z twarzy. Tessa
poczuła jak coś ściska ją w żołądku. Odwróciła się i odeszła, tak bezgłośnie jak tylko się dało.
Niebo pociemniało jeszcze odrobinę gdy wyszła z Instytutu i znów znalazła się na
schodach. Cyril był na miejscu, pogwizdując fałszywie pod nosem. Urwał gwałtownie gdy
tylko zobaczył wyraz twarzy Tessy.
- Wszystko w porządku, panienko? Zabrała panienka wszystko co chciała?
Tessa pomyślała o Gideonie odgarniającym włosy z twarzy Sophie. Przypomniała
sobie dłonie Willa na swojej talii i delikatny pocałunek Jema na policzku. Miała wrażenie, że
w głowie jej wiruje. Kimże była by mówić Sophie żeby zachowała ostrożność, nawet w
milczeniu, kiedy sama była zagubiona w swoich uczuciach?
- Tak  skłamała.  Mam to czego chciałam. Dziękuję, Cyrilu.
***
Magazyn okazał się wielkim budynkiem z piaskowca otoczonym czarnym parkanem z
kutego żelaza. Okna zabito deskami, a solidna żelazna kłódka utrzymywała w miejscu
zamkniętą bramę, nad którą widać było poczerniały napis Mortmain i Spółka, który ledwo
było widać spod warstw brudu.
Nocni Aowcy opuścili zaparkowany przy krawężniku powóz, na który rzucono czar
zapobiegający przez kradzieżą i zdewastowaniem go, przez przechodzących Przyziemnych do
momentu, w którym nie wróci Cyril i nie przejmie nad nim opieki. Bliższa inspekcja kłódki
pokazała, że była ostatnio oliwiona i otwierana. Runa sprawdziła się w miejscu klucza, tak że
Will i reszta wślizgnęli się do środka, zamykając za sobą bramę.
Kolejna runa posłużyła do otwarcia drzwi frontowych, prowadząc ich prosto do
gabinetów i biur pracowników. Tylko jeden z nich był nadal umeblowany. Stało w nim
biurko, lampa z zielonym abażurem oraz sofa obita kwiecistym materiałem z wysokim,
rzezbionym oparciem.
- Bez wątpienia to tutaj Jessamine i Nate dopełnili większości swoich zalotów  zauważył
wesoło Will.
Jem wydał z siebie pełne niesmaku prychnięcie i dzgnął sofę końcem swojej laski.
Charlotte pochylała się właśnie nad biurkiem, przerzucając szybko zawartość szuflad.
- Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że przybrałeś aż tak silną postawę anty-zalotniczą 
powiedział Will do Jema.
- Nie bez przyczyny. Sama myśl o Nacie Grayu dotykającym kogokolwiek& - Jem zrobił
minę.  W dodatku Jessamine jest przekonana, że on ją kocha. Gdybyś ją zobaczył, myślę, że
mógłbyś nawet zacząć jej współczuć, Will.
- Nie zrobiłbym tego  odparł Will.  Niechciana miłość jest czymś niedorzecznym i sprawia,
że ci, którzy padli jej ofiarą, również zachowują się niedorzecznie.  Poprawił bandaż na ręce
jakby sprawiał mu ból.  Charlotte? Znalazłaś coś?
- Nie.  Charlotte zamknęła szuflady.  Tylko jakieś papiery z listą cen herbaty i datami
aukcji, ale nie licząc martwych pająków, nie ma tu nic ciekawego.
- Jak romantycznie  mruknął Will. Schował się za Jemem, który szedł właśnie w stronę
przylegającego biura, odgarniając laską pajęczyny. Kilka następnych pokoi było pustych, a
ostatni wychodził na coś, co musiało być kiedyś piętrem magazynu. Była to wielka pogrążona
w mroku przestrzeń, które sufit ginął w ciemnościach. Rachityczne schody prowadziły na
galerię drugiego piętra. Jutowe worki stały oparte o ściany pierwszego piętra, przypominając
bezwładne ciała. Will uniósł kamień z magicznym światłem, rozświetlając pomieszczenie,
podczas gdy Henry podszedł do jednego z worków, by przejrzeć jego zawartość. Wrócił po
chwili, wzruszajÄ…c ramionami.
- To tylko połamane liście herbacianej mieszanki  oznajmił.  Z tego co widziałem czarnej
herbaty z domieszką pomarańczy.
Jem pokręcił jednak głową, rozglądając się dookoła.
- Jestem w stanie przyjąć do wiadomości, że w swoim czasie był to aktywny ośrodek handlu
herbatą, ale oczywistym jest, że został zamknięty lata temu, kiedy Mortmain poświecił się
całkowicie pracą nad mechanizmami. A mimo to na podłodze nie ma kurzu.  Ujął Willa za
nadgarstek, prowadząc wiązkę światła z kamienia po gładkiej drewnianej powierzchni.  Coś
się tutaj dzieje  i nie mam na myśli tylko spotkań Jessamine i Nate a w nieużywanym biurze.
- Tutaj znajduje się jeszcze więcej gabinetów  powiedział Henry, wskazując na daleki
kraniec pomieszczenia.  Charlotte i ja zajmiemy siÄ™ ich przeszukaniem. Wy obszukajcie
drugie piętro.
Wydający rozkazy Henry był osobliwym i rzadkim zjawiskiem. Will zerknął na Jema i
uśmiechnął się. Po chwili zaczął wspinać się na górę po rozchwianych schodkach. Stopnie
trzeszczały pod wpływem ciężaru ciała jego i Jema. Magiczny kamień w dłoni Willa rzucał
jaskrawe świetlne wzory na ścianach, gdy dotarli wreszcie na szczyt.
Znalazł się na galerii  platformie gdzie prawdopodobnie składowano herbatę, lub
gdzie dozorca pilnował piętra poniżej. Teraz była pusta, nie licząc pojedynczej samotnej
postaci leżącej na ziemi. Było to ciało człowieka, szczupłego i młodego. Gdy Will podszedł
bliżej, serce zaczęło mu walić dziko w piersi, bo widział to już wcześniej  miał już tą wizję
bezwładnego ciała, srebrnych włosów i ciemnych ubrań, zamkniętych podbitych oczu
otoczonych firanką srebrnych rzęs.
- Will?  odezwał się stojący za nim Jem. Przeniósł spojrzenie z milczącej, zdumionej twarzy
Willa na ciało na podłodze i przepchnął się obok niego, by uklęknąć na ziemi. Chwycił
mężczyznę za nadgarstek w momencie, w którym Charlotte dotarła na górne piętro. Will
spojrzał na nią zaskoczony. Jej twarz lśniła od potu i sprawiała wrażenie nieco chorej.
- Wyczuwam puls  powiedział Jem.  Will?
Will podszedł bliżej i ukląkł obok swego przyjaciela. Z tej odległości z łatwością
widział, że ciało na podłodze nie należało do Jema. Ten był starszy i miał kaukaskie rysy
twarzy. Policzki i brodę porastała mu krótka szczecina srebrnych włosków, a twarz miał
szeroką i mniej wyostrzoną. Szaleńczy galop serca Willa zwolnił, gdy powieki mężczyzny
zatrzepotały.
Jego tęczówki przypominały dwa srebrne dyski, zupełnie jak u Jema. Will rozpoznał
go. Pachniał słodko-kwaśnym odorem palonego czarodziejskiego proszku. Wiedział już, że
widział kiedyś tego mężczyznę i przypomniał sobie nawet miejsce.
- Jesteś wilkołakiem  powiedział.  Jednym z niezrzeszonych z żadną sforą. Kupowałeś yin
fen od ifrytów na Chapel, zgadza się?
Wilkołak potoczył dookoła wzrokiem. Jego spojrzenie zatrzymało się na Jemie.
Powieki jego oczu zwęziły się, a dłoń wystrzeliła naprzód, chwytając Jema za klapy
marynarki.
- Ty  wyrzęził.  Ty jesteś jednym z nas. Masz przy sobie trochę proszku? Cokolwiek&
choć odrobinę?
Twarz Jema wykręcił wstręt. Will chwycił wilkołaka za nadgarstek i oderwał jego
dłoń od marynarki Jema. Nie było to wcale takie trudne. W jego pozbawionych czucia
palcach nie było tkwiło zbyt wiele siły.
- Nie dotykaj go  usłyszał Will swój własny głos, który był zimny, szorstki i zdawał się
jakby dobiegać z oddali.  On nie ma przy sobie ani grama tego paskudztwa. Na Nefilim nie
działa on tak jak na was.
- Will.  W głosie Jema słychać było milczące błaganie: Bądz delikatniejszy.
- Pracujesz dla Mortmaina  powiedział Will.  Powiedz nam co dla niego robisz. Powiedz
gdzie on siÄ™ znajduje.
Wilkołak wybuchnął śmiechem. Krew trysnęła mu z ust i ochlapała podbródek. Kilka
kropel rozprysło się na bojowym stroju Jema.
- Tak jakbym& wiedział& gdzie jest Magister  wycharczał.  Obaj jesteście głupcami.
Przeklęci bezużyteczni Nefilim. Gdybym miał& siłę& rozszarpałbym was na kawałki&
- Ale nie masz  odparł Will bezlitosnym głosem.  A może rzeczywiście mamy przy sobie
trochÄ™ yin fen.
- Nie macie. Myślisz& że nie wiem?  Wilkołak potoczył dokoła błędnym wzrokiem.  Gdy
dał mi to po raz pierwszy, widziałem różne rzeczy& rzeczy, których nie jesteście sobie w
stanie wyobrazić& wielkie kryształowe miasto& wieże Niebios& - Wstrząsnął nim kolejny
atak potwornego kaszlu. Jeszcze więcej krwi trysnęło mu z ust, miała lekką srebrzystą
poświatę, zupełnie jak rtęć. Will wymienił z Jemem znaczące spojrzenia. Kryształowe miasto.
Nie potrafił powstrzymać się od myślenia o Alicante, choć nigdy tam nie był.  Wydawało mi
się, że będę żył wiecznie& że będę pracował dzień i noc i nawet nie poczuję zmęczenia.
Wtedy zaczęliśmy wymierać, jeden po drugim. Ten narkotyk zabija, ale on nigdy nam o tym
nie powiedział. Przyszedłem tu, żeby sprawdzić, czy nie ma go tu ukrytego w jakimś schowku
ale nic nie zostało. Opuszczenie tego miejsca i tak nie ma sensu. Umieram. Równie dobrze
mogę sczeznąć tutaj.
- On wiedział co robi gdy dawał ci ten narkotyk  odparł Jem.  Wiedział, że cię zabije. Nie
zasługuje więc byś dochował jego tajemnicy. Powiedz nam co robił& do robienia czego
zmuszał was dzień i noc.
- Składaliśmy w całość te rzeczy& tych metalowych ludzi. Na początku się baliśmy, ale
pieniądze były spore, a narkotyk coraz lepszy&
- Te pieniądze nie przyniosą ci teraz niczego dobrego  przerwał mu Jem niepodobnym do
siebie pełnym zgorzknienia głosem.  Jak często brałeś narkotyk? Ten srebrny proszek?
- Sześć, siedem razy dziennie.
- Nic dziwnego, że na Chapel skończyły im się zapasy  mruknął Will.  Mortmain
kontroluje sprzedaż.
- Nie powinieneś brać go w ten sposób  powiedział Jem.  Im więcej się go przyjmuje, tym
szybciej siÄ™ umiera.
Wilkołak utkwił spojrzenie w Jemie. Oczy miał przekrwione.
- A tobie?  spytał.  Ile czasu zostało tobie?
Will odwrócił głowę. Charlotte stała za nim bez ruchu u szczytu schodów, wpatrując
się w nich. Podniósł rękę, przywołując ją gestem.
- Charlotte, jeśli uda nam się ściągnąć go na dół, to może Cisi Bracia będą mogli mu pomóc.
Gdybyś mogła&
Jednak ku zaskoczeniu Willa, Charlotte pozieleniała na twarzy. Zatkała sobie usta
dłonią i w pośpiechu zbiegła po schodach na dół.
- Charlotte!  syknął Will. Nie odważył się krzyknąć.  Och, niech to szlag trafi. W
porzÄ…dku, Jem. Ty bierzesz go za nogi, a ja chwycÄ™ za ramiona&
-ð Nie trzeba, Will  odparÅ‚ cichym gÅ‚osem Jem.  On nie żyje.
Will odwrócił się. Rzeczywiście. Jego srebrne oczy były szeroko otwarte i wpatrzone
w sufit. Klatka piersiowa przestała podnosić się i opadać w oddechu. Jem wyciągnął dłoń, by
zamknąć mu powieki, ale Will chwycił przyjaciela za nadgarstek.
- Nie rób tego.
- Nie miałem zamiaru dawać mu błogosławieństwa, Will. Chciałem jedynie zamknąć mu
oczy.
- Nie zasługuje na to. Pracował dla Magistra!  Szept Willa podniósł się do krzyku.
- Był taki jak ja  odparł bez ogródek Jem.  Uzależniony.
Will spojrzał na niego ponad ich złączonymi dłońmi.
- On wcale nie był taki jak ty. A ty nie umrzesz tak jak on.
Usta Jema rozchyliły się ze zdumienia.
- Will&
Obaj usłyszeli odgłos otwieranych drzwi i usłyszeli głos nawołujący Jessamine. Will
puścił nadgarstek Jema. Obaj przypadli do podłogi, cal po calu zbliżając się do krawędzi
galerii, by móc zobaczyć, co działo się na dolnym piętrze magazynu.
TÅ‚umaczenie: EricaNorthman


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział 15 Pozostałe urządzenia wejścia
16 Rozdział 15
Rozdzial 15
17 Rozdzial 15
Pan Wolodyjowski Rozdzial 15
Rozdział 15 (tł Kath)
Rozdział 15
15 Rozdział 15 (3)
Wings of the wicked rozdział 15
Rozdział 15 Sen Nikanora Iwanowicza
rozdział 15 Pierwsze zstąpienie Belzebuba na planetę Ziemia
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 15

więcej podobnych podstron