Rozdział XV.
Dolina yrebaków, Equestria. Luty, 1252.
Ogier otulił się ściśle swoim starym kocem.
Caramel czuł, że powietrze nie było już tak zimne, a wiatr nie wiał tak mocno, jak przedtem.
Ale i tak było mu zimno. Wiedział, że to głównie przez to, że jego ciało po prostu nie
utrzymywało ciepła, biorąc pod uwagę, jak bardzo wychudł, ale... Pozostawała kwestia jego
ubrań i koca. To znaczy, nie miał już żadnych ubrań; miesiące w trudzie, brudzie i wilgoci
zmieniły je z wygodnych ciuchów w łachy godne kloszarda, a następnie w bezużyteczne
szmaty. Miał jeszcze tylko swój koc. Ale, co musiał z bólem przyznać, i on podążął tą samą
drogą, co jego ubrania. Był brudny. Postrzępiony. I był jego ostatnią linią obrony przed
zimnem.
Poczuł swędzenie. To te cholerne wszy - roiło się od nich i na kocu, i na jego sierści.
Jakby nie wyglądał już dość nędznie. Podrapał się po plecach, po czym skulił pod kocem. Do
ćwiczeń pozostała jeszcze godzina - chciał jak najdłużej pozostawać w cieple.
***
Tydzień pózniej.
Gryf siedział w naprędce skleconej klatce, tuląc złamane skrzydło i patrząc poprzez
drewniane pręty. Pióra w miejscach, w których był bity były całkiem połamane, a z ran po
wydartych lotkach sączyła się krew. Derpy siedziała przed nim.
- Naprawdę nie chcę, żeby działa ci się krzywda. - powiedziała łagodnie.
- Ta, widzę. Dzięki za troskę, zezowata. - gryf wskazał na swoje złamane skrzydło.
- Nie powiedziałam, że nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda. Dostrzegasz różnicę? Jeśli
będziesz z nami współpracował, odeślemy cię do twoich przyjaciół.
- Pewnie, i jeszcze dasz mi buziaka na drogę, prawda? Dobrze wiem, co robicie z jeńcami.
Słuchaj, siostro, nie jestem jednym z twoich bezmózgich kucyków. Nie jestem głupi. Oboje
wiemy, co się stanie, gdy już powiem wam to, co chcecie wiedzieć.
Derpy nie zmieniła tonu.
- Nie będę tłumaczyć się z naszych poczynań, i nie oczekuję, że ty będziesz usprawiedliwiać
waszą inwazję. Oferuję ci układ - wybór należy do ciebie. Jeśli ją odrzucisz, będziesz bity,
dopóki nie poddasz się albo ty, albo twoje ciało. Wtedy umrzesz. Jeśli ją przyjmiesz, a ja
mówię prawdę, przeżyjesz. Jeśli kłamię, dostaniesz szybką śmierć. W każdym razie,
milczeniem nic nie uzyskasz.
Gryf wytarł dziób łapą.
- Wolę umrzeć jako gryf, niż jako zdrajca.
Patrzyła na niego w milczeniu. W jego oczach płonął opór, jakkolwiek bezsilny mógł być. On
nigdy się nie złamie. To było beznadziejne. Zrobiła krok do przodu i przemówiła cicho.
- Rozumiem. Mam nadzieję, że nasi przodkowie wybaczą nam obojgu.
Gryf parsknął szyderczo w odpowiedzi. Derpy odwróciła się i odeszła w stronę stróżówki.
Duży, błękitny ogier zasalutował.
- Pani generał, czy mamy wznowić przesłuchanie?
Klacz pokręciła głową ze smutkiem.
- Nie, sierżancie Lucky. On się nie złamie. Nigdy. Straćcie go o świcie. Nie ma sensu dłużej go
krzywdzić.
- Ale... Wie pani, co oni robią z pojmanymi kucykami, prawda? Zaczynają od rozżarzonych
do białości ostrzy... Nie mówię, że powinniśmy, no wie pani... Ale zabijać wrogiego oficera
przed wyciągnięciem z niego wszystkiego, co wie, to chyba cholerne marnotrawstwo.
- Nie zrobimy tego. Szybka śmierć to jedna rzecz. Tortury to coś zupełnie innego. Nie
pozwalam go torturować.
- A jak pani nazwie to przesłuchanie? Bicie go do granicy śmierci to nie tortura? Tortura to
tylko jedno słowo, generale, które dzieli cię od wyciągnięcia z niego informacji.
Derpy wyprostowała się tak, jak tylko potrafiła. Oczywiście fizycznie była o wiele mniejsza od
Lucky ego, ale i tak teraz nad nim górowała.
- Nie, sierżancie. Nie będziemy go torturować. Gdzieś muszę wyznaczyć granicę. I właśnie to
robię.
Derpy zasalutowała i ruszyła w stronę domku, który służył jej za kwaterę. Ogier oddał salut. A
gdy dowódczyni znikła z zasięgu wzroku, przywołał do siebie pozostałych strażników.
***
Kucyki darły zamarzniętą ziemię kopytami, próbując wykopać dół. Caramel pracował, pocąc
się na mrozie. Nie przeszkadzała mu ciężka praca. Oddział potrzebował nowych latryn, a ktoś
musiał je wykopać. Poza tym, to dawało mu siłę. Zazwyczaj. Potrząsnął głową. Nie czuł się
dzisiaj zbyt dobrze, i chyba nie było to spowodowane głodem. To nie mógł być głód. Dzisiaj
rano wszyscy zjedli porządny posiłek - dar od mieszkańców pobliskiego Saddleborough, jak im
powiedziano. To miło z ich strony, że wspierają armię, walczącą o ich wolność. Ale coś było
nie tak.
Zdał sobie sprawę, że czuje głuche łomotanie w głowie. Jak długo już to czuł? Cały dzień?
Chyba nie. Bez znaczenia. Wrócił do kopania. Było coraz trudniej. Ale kopał. Zakaszlał. I
znowu. Ciągle coś siedziało mu w gardle. Zaczęło brakować mu tchu. Może jednak po prostu
zasłabł z głodu? Nie, nie, przez ostatni tydzień jadł dużo więcej, niż wcześniej. Może... Może...
Zakręciło mu się w głowie. Poczuł panikę. Coś było nie tak. Jeszcze godzinę temu miał się
dobrze. Nie. Teraz też nic mu nie jest. Po prostu był zmęczony. Tylko trochę zmęczony.
Pracował cały dzień.
Nie mógł już ustać w miejscu. Usiadł więc, pochylając głowę w dół, a jego oddech był szybki i
płytki.
***
Promień porannego słońca przebił się przez okno, oświetlając spartańsko urządzony
pokój Derpy. Siedziała przy swoim biurku, pijąc gorącą wodę z kubka. Uniosła pędzel zębami.
Po czym zaczęła malować. Jedno pociągnięcie. I kolejne. A teraz kręta linia. I masa drobnych
dzgnięć.
Odsunęła głowę i spojrzała na swoje dzieło. Niezbyt dokładna podobizna Dinky patrzyła na
nią z płótna. Uśmiechnęla się. To nie było to samo. Ale to już coś. Nachyliła się i dmuchnęła
na zniekształconą twarz portretu swojej córki, po czym złożyła pocałunek na obrazie.
Zamknęła oczy. I siedziała w ciszy.
Nagle ktoś zaczął walić w drzwi. Podskoczyła w krześle, zaskoczona, po czym podeszła
do drzwi i otworzyła je. Znajoma, ale zmartwiona twarz patrzyła na nią.
- Poruczniku Davenport. - powiedziała ciepłym tonem. - Masz do mnie jakąś sprawę?
- Generale Hooves. Pewien sierżant chce złożyć raport na temat więznia.
- Hm? Mamy tylko jednego więznia, który powinien już dawno zostać stracony.
- Sierżant powiedział, że jego informacje są przeznaczone wyłącznie dla twoich uszu. Czy
mam go do pani przysłać?
- Tak. - Derpy odwróciła się i wróciła do biurka. Właśnie skończyła ukrywać dowody swojej
zbrodni przeciwko sztuce, gdy ponownie rozległo się pukanie do drzwi. Sierżant Lucky stał w
progu, salutując.
- Proszę o pozwolenie na wejście.
- Udzielam. - odpowiedziała, oddając salut.
Ogier zbliżył się do niej.
- Wiemy wszystko, pani generał. Wszystko. Ten gryf musiał być jakimś wysokim rangą
oficerem. Wiemy, którymi drogami poruszają się ich konwoje, i jaką mają eskortę. Możemy
ich złapać za jaja. Err, przepraszam za wyrażenie, proszę pani.
Derpy zebrało się na wymioty.
- Nie powiedział wam tego... ot, tak.
Lucky wyszczerzył zęby.
- Oczywiście, że nie. Ale powiedział. Postaraliśmy się o to.
- Wy... Torturowaliście go.
- Wyciągnęliśmy z niego informacje. Informacje, które pomogą pokonać tych bydlaków.
- Torturowaliście go.
- Tak. - Lucky uniósł brew. - A teraz wiemy, którędy będą szły ich konwoje. Możemy je
przejąć.
Derpy kiwnęła głową.
- Tak... Umiesz pisać?
Sierżant pokręcił głową.
- To nic. Czy ktoś inny był obecny przy przesłuchaniu?
- Dwójka strażników. Szeregowi Bluebell i Sundrop Dew. Oni też wszystko słyszeli. Sama pani
zobaczy. Oni wszystko potwierdzą. Gryf śpiewał jak z nut.
- Czy... Czy więzień jeszcze żyje?
- Kazała pani go stracić. Wykonaliśmy rozkaz.
- Dobrze. Dziękuję ci. Pójdziesz teraz po szeregowych Bluebella i Sundrop Dew. Sprowadzisz
ich do tego domu i podyktujesz porucznikowi Davenportowi wszystko, czego się
dowiedzieliście. Wszystko. Także to, jakich technik przesłuchania użyliście. Ze szczegółami.
Chcę usprawnić nasze procedury przesłuchań; widzę, że poprzednie nie były adekwatne do
sytuacji. Dziękuję wam za waszą lojalność wobec naszej młodej armii naszej armii. I bądz
spokojny, ja także zrobię wszystko, aby zadbać o jej dobro.
Lucky uśmiechnął się z dumą, po czym zasalutował i wyszedł. Derpy westchnęła.
Pozostała jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Zeszła po schodach i podeszła do biurka
Davenporta.
- Poruczniku. - zaczęła. Ogier uniósł wzrok znad papierów. - Za kilka minut sierżant Lucky i
dwójka innych kucyków zgłosi się, aby opisać ci przesłuchanie więznia, którego dopuścili się
bez mojej wiedzy ostatniej nocy. Zapiszesz każdy szczegół z zeznania więznia, nieważne, jak
przypadkowy albo zaprzeczający pozostałym. Na oddzielnej karcie zapiszesz ich przyznanie
się do winy i opis technik, których użyli, aby wydobyć z niego te informacje. Kiedy już
powiedzą ci wszystko, co wiedzą, gwizdniesz trzykrotnie. Wtedy strażnicy wejdą do
pomieszczenia i aresztują tych katów. Pózniej zostaną oni osądzeni, uwięzieni, a być może
nawet straceni. Zrozumiałeś?
Davenport wyglądał na zszokowanego.
- Użyjesz informacji, których zdobyli, a potem każesz ich zabić?
- Nie, Davenport. Użyję uzyskanych informacji dla dobra naszej armii, a potem przeprowadzę
sprawiedliwy proces wojskowy. Prawo musi być przestrzegane.
- Tak jest, pani generał. - ogier zasalutował i wyszedł z domku.
Derpy wiedziała, że musi ostrożnie wybrać strażników do tego zadania. Czuła, że jeśli coś
pójdzie nie tak, może dojść do buntu.
***
Caramel drżał i pocił się pod kocami. Tuziny innych kucyków, leżących z nim w
pomieszczeniu, robiły to samo. Mieszczący się w zarekwirowanej stodole lazaret był
wypełniony po brzegi kucykami; każdy z nich miał te same objawy. Nagły atak choroby. Ból
głowy. Gorączka. Wyczerpanie i bóle mięśni. Wysypka pokrywająca ciało, dobrze widoczna
przez wynędzniałą sierść. Halucynacje. Otępienie. I śmierć. Albo wyzdrowienie. Ale częściej
śmierć.
Tyfus, tak się to nazywało. Słyszał wcześniej to słowo. Ale nie wiedział, co znaczyło. Ciągle nie
wiedział. Po prostu było mu zimno, wszystko go bolało, i nie mógł jasno myśleć.
Rano czuł się lepiej. Tak dobrze, że po raz pierwszy od kilku dni był w stanie trzezwo myśleć.
Wystarczająco dobrze, że zdał sobie sprawę z powagi swojej sytuacji i zaczął się bać. Na tyle
dobrze, że był w stanie błagać Siostrę Redheart, aby ta zapewniła go, że przeżyje. Ale nie na
tyle dobrze, żeby nie odpłynąć w otchłań nieświadomości po dwóch godzinach.
***
Lucky przemawiał do pięćdziesięciu kucyków, zajmujących miejsca w małym młynie,
przerobionym naprędce na salę sądową. Mówił przerywanym, nerwowym tonem, ale nie jego
głos martwił Derpy. Dwa kucyki zapisywały każde słowo, wypowiedziane podczas
posiedzenia. Zamiast niezwłocznie ich ukarać, Derpy zdecydowała się poprowadzić proces
przeciwko Lucky iemu, Sundrop Dew i Bluebellowi - wszystko w zgodzie z equestriańskim
kodeksem prawnym. Miała nadzieję, że dzięki temu armia zobaczy, że mimo, że żołnierze -
którzy jeszcze niedawno byli ochotnikami w jej milicji - uzyskali cenne informacje, ukaranie
ich było moralną koniecznością. Ale to działało w dwie strony. Oskarżeni mogli zabrać głos
publicznie. I to było dla niej głównym zagrożeniem.
Ogier zbliżał się do końca swojej przemowy.
- Ostatnie uwagi kieruję nie do Wysokiego Sądu, ale do innych ochotników. Ten proces to
czysta hipokryzja. Nie ma żadnego precedensu, który umożliwiałby przekształcenie młynu w
salę sądową. Ale oto jesteśmy w niej. Dlaczego? Bo najbliższy sąd z prawdziwego zdarzenia
znajduje się w Fillydelphii - gdzie mieści się baza operacji armii gryfów. Niezwykłe
okoliczności, w jakich się znajdujemy, zmusiły panią generał Hooves do wyznaczenia
nowych praw. W ten sposób zabijanie odmawiających współpracy czy bezużytecznych dla
pani generał więzniów stało się w naszej armii zwyczajną procedurą. To także jest sprzeczne z
prawem Equestrii, ale robimy to i jest to legalne i słuszne, bo niezwykłe okoliczności zmusiły
panią generał do wyznaczenia nowych praw.
Derpy obserwowała ogiera. Wiedziała, że tak będzie wyglądać ich linia obrony i przygotowała
się na to w duchu. Było oczywistym, że do znudzenia będą wałkować ten temat. Ale wiedziała
też, że ten argument trafi w jej armii na podatny grunt. Sama miała wątpliwości, czy ten
proces jest dobrym pomysłem. Czy w ogóle powinna karać katów. Ale było już za pózno.
Lucky kontynuował.
- I te właśnie okoliczności zmusiły Bluebella, Sundrop Dew i mnie samego, abyśmy
zakwestionowali nasze stare prawa, w chwili gdy wróg - wróg, który niszczy wszystko i
morduje wszystkich na swojej drodze - posiada informacje, dzięki którym możemy ocalić
tysiące istnień. Obawiam się, że w tym procesie nie idzie tyle o ustalenie, do jakich granic
mogą posuwać się zwykli żołnierze w obronie naszego kraju i naszych rodaków, ile o
zadośćuczynienie naszej szanownej pani generał za zszarganie jej całkowicie
niekonsekwentnych zasad moralnych. Dziękuję za uwagę.
Głos Lucky iego niósł się echem w zimnej, zakurzonej sali. Skłonił się, po czym usiadł. Bluebell
wyszeptał mu coś do ucha. Sundrop Dew przytuliła go. Po czym cała trójka spojrzała na
Derpy zza swojego stolika. Generał wstała i zabrała głos. Mówiła prosto i jasno. Nie było sensu
zarzucać słuchaczy prawnymi terminami, a żadna emocjonalna przemowa w jej wykonaniu
nie zmieniłaby sposobu, w jaki armia patrzyła na proces.
- Oskarżeni zbudowali swoją linię obrony na założeniu, że prawo i wojna wykluczają się
wzajemnie. Prawna i moralna ocena ich zbrodni jest jasna, tak więc wasz werdykt nie może
być inny, jak skazujący. Ale według nich, wojna sprawia, że prawo jest bezużyteczne. Mówią,
że armia może przetrwać tylko, jeśli wykorzystamy każdy wybieg, jeśli podepczemy każdą
zasadę, i jeśli sprzedamy nasze dusze dla jakiejkolwiek przewagi, nieważne, jak małej lub
iluzorycznej. Jestem świadoma, że w niektórych przypadkach wyższa konieczność zmusza
nas do robienia rzeczy, które jeszcze rok temu byłyby dla nas niewyobrażalne. Wszyscy
wiemy, że ja sama wydawałam rozkazy, które wciąż ciążą na moim sumieniu, i które mogą
skalać wizerunek Equestrii na wieki. Prawdopodobnie wydam jeszcze wiele takich rozkazów -
bo jeśli tego nie zrobię, konsekwencje będą jeszcze straszniejsze. Ale to nie usprawiedliwia
zbrodni, które popełniamy.
- Według oskarżonych, w czasie wojny pojęcia dobra i zła są nieistotne. Nic bardziej mylnego.
Prawdą jest, że musimy często czynić zło - ale to nie unieważnia samego pojęcia moralności.
My, kucyki, nie czerpiemy naszej mocy z brutalnej siły, tak jak gryfy. My czerpiemy ją z głębi
naszych serc i z naszych środków - w bardzo potężny i bardzo realny sposób. Gdybyśmy
walczyli jak gryfy, zostalibyśmy zmieceni z powierzchni ziemi, bo nie jesteśmy w stanie
prześcignąć gryfów w byciu gryfami. Ale jeśli będziemy walczyć jak kucyki, będziemy
niezwyciężeni.
Przestała myśleć co mówi. Śpiewała bez nut, i chociaż wiedziała, że chce przekazać, to
poczuła, że zaczyna zbaczać z tematu.
- Tak dochodzimy do sedna sprawy. Czy torturowanie więzniów w celu uzyskania informacji
o ruchach nieprzyjaciela jest koniecznością, na którą powinnam niechętnie się zgadzać, aby
zapewnić nam przetrwanie? Czy może czyniąc to, pozbywamy się naszego kucykowego ja ,
w zamian za informacje gryfa? Jeśli to pierwsze, to ten proces nie ma racji bytu, a oskarżeni
powinni zostać uniewinnieni. Ale jeśli to drugie jest prawdą, to oskarżeni narazili samą esencję
naszej armii na niebezpieczeństwo - i powinni zostać za to ukarani.
- Więc zadajcie sobie pytanie. Czy nie było innego sposobu, aby uzyskać te same informacje?
Czy nasi szpiedzy w Fillydelphi nie przekazaliby nam ich? Czy nasi zwiadowcy nie
zauważyliby konwoju złożonego z trzystu wozów? Czy, biorąc pod uwagę, że do tej pory
większość jeńców współpracowała z nami, nie znalazłby się żaden, który powiedziałby nam to
samo? Czy brak wiedzy o dokładnej trasie jednego konwoju jest dla nas tak wielkim
zagrożeniem? Czyn, jakiego dopuścili się oskarżeni, nie był konieczny. I mimo, że zło
pozostaje złem, nieważne, czy jest konieczne, czy nie - to niekonieczne okrucieństwo musi
zostać ukarane.
Zrobiła kolejną przerwę. Nie szło tak, jak się spodziewała. Nawet ona sama nie była całkiem
przekonana co do swojej racji. Bez reakcji tłumu, nie była pewna, co działało, a co nie.
Wznowiła przemowę, nie otwierając oczu.
- Bo jesteśmy kucykami. I walczymy, bo jesteśmy kucykami. Nie walczymy tylko dlatego, że
wolimy kopyta od łap. Walczymy, bo wierzymy, że mamy słuszność. Jeśli przestaniemy
choćby próbować czynić dobro tylko dlatego, że nadeszły czasy, w których sama dobroć nie
wystarcza, to znaczy, że zapomnieliśmy, o co walczymy.
Derpy odetchnęła głośno, po czym wróciła do swojego stolika i usiadła. Na sali panowała
cisza. Odetchnęła z ulgą. Nic już nie zależało od niej.
***
Caramel spał lekkim snem. Jego oczy nie były domknięte, a usta były całkiem otwarte.
W głowie miał pustkę. Spostrzegł rozmazaną, białą postać, stojącą nad nim. Próbował jej
powiedzieć... coś. Potrzebował czegoś. Ale nie wiedział, czego. Ani kim była ta postać.
Spróbował coś powiedzieć. Nawet dla niego dzwięk, który wyszedł z jego ust, nie był słowami.
Postać uciszyła go łagodnie, po czym otarła jego czoło mokrym ręcznikiem. Zastanowił się,
kim ona była, ale gdy tylko wyszła z jego pola widzenia, pamięć o niej przepadła, a on sam
osunął się w nicość.
***
Derpy siedziała w swoim pokoju i malowała, ale nie szło jej to zbyt sprawnie. Myślała o
wszystkich rzeczach, które musiała rozważyć.
Minął już tydzień od egzekucji Lucky iego i uwięzienia Sundrop Dew i Bluebella. Ogólny
sprzeciw, jakiego się obawiała, nie nastąpił, ale to nie znaczyło, że wygrała. Stanowisko
sierżanta było bardziej popularne, niż jej własne. Oczywiście, że tak. Jego było proste. Jej było
jednocześnie zawiłe i banalne; było nieudaną próbą przypodobania się i sędziom, i masom.
Mimo to, cieszyła się wśród żołnierzy takim zaufaniem i miłością, że większość z nich
ostatecznie poparła jej stanowisko. Ale nie wszyscy, rzecz jasna. Część żołnierzy
zdezerterowała. Jeszcze inni złożyli skargi do swoich oficerów. Ci z kolei oskarżyli ją o
hipokryzję i stawianie dobra nieprzyjaciela nad dobrem armii. Część strażników zagroziła
odejściem, gdy w życie weszły nowe regulacje, dotyczące kar za zbrodnie przeciwko
sumieniom kucyków . Ale wszystkie te głosy ucichły po kilku dniach. Prawdę powiedziawszy,
sama nie spodziewała się, że wszystko pójdzie tak gładko. W dodatku mogła cieszyć się z
faktu, że Big Mac znowu odwzajemniał jej uśmiechy.
Ale myślenie o Big Macu było dla niej niezdrowe. Skupiła się na grzywie Dinky. I
próbowała przenieść myśli na kwestie wojenne. Miała niezbędne informacje, i czas potrzebny
na wykorzystanie ich. Cały tydzień miał zająć marsz na miejsce, w którym zaplanowała
zasadzkę. Pozostawały jej dwa tygodnie na przygotowanie armii do walki. Armia liczyła tylko
1100 kucyków wszystkich rodzajów, a dopiero za miesiąc będą mogli pozwolić sobie na
przyjęcie nowych rekrutów. Konwój, będący ich celem, miał składać się z 300 wozów
wypełnionych po brzegi zaopatrzeniem. Ciągnąć je miało 600 zniewolonych krów. Ich mogła
nie uwzględniać w obliczenia - na pewno nie będą walczyć. Ale eskortę stanowić miało 800
gryfów. Żadnych lwów, tylko gryfy. Derpy miała niecałe 200 pegazów, i żaden z nich nie
przeszedł wojskowego treningu; nie było szansy, że osiągną panowanie w powietrzu.
Więc Derpy siedziała, malując i wytężając mózg. Ta informacja była prezentem. Ale nie mogli
przejąć konwoju bez zneutralizowania eskorty. I nie mogli wygrać bitwy powietrznej.
Klacz wyjrzała przez okno, za którym panowała popołudniowa szarówka. Wiatr pędził przed
sobą martwe liście i trawę. Derpy instynktownie przycisnęła skrzydła do ciała.
I wpadła na pomysł. Nie mogli pokonać gryfów w powietrzu. Ale... Może nie będą musieli.
Odłożyła pędzel i zawołała Davenporta. Planowanie zajmie cały wieczór.
***
Siostra Redheart robiła poranny obchód. Zmieniała koce, karmiła i poiła chorych. I
wieszała czerwone wstążki na kojach tych kucyków, które nie przeżyły nocy. W końcu
wyszła ze stodoły i przygryzła język. To była zła noc. Siedem wstążek. Jedna przy koi
Caramela.
Jego namiot został przeszukany w poszukiwaniu rzeczy, które jeszcze mogły przydać się
armii. Jedyna rzecz, którą posiadał - brudny, zawszony, podarty koc - nie nadawała się już do
użytku. Zawinęli więc weń ciało Caramela.
Po czym wrzucili je do zbiorowej mogiły.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 33MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 01MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 27MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 29MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 02MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 02MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 32MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 11MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 06MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 36 (KONIEC)MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 16MLP FIM Fanfic Rainbow FactoryRozdział 15 Pozostałe urządzenia wejścia16 Rozdział 15Rozdzial 1517 Rozdzial 15więcej podobnych podstron