O duchowości z krwi i kości / DEON.pl http://www.deon.pl/religia/rekolekcje/adwent-2010-rekolekcje/piorko...
Chrześcijanin to nie smutas
Dariusz Piórkowski SJ
Przybędą na Syjon z radosnym śpiewem, ze szczęściem
wiecznym na twarzach. Osiągną radość i szczęście, ustąpi smutek
i wzdychanie (Iz 35,10).
W III Niedzielę Adwentu Kościół wzywa nas do radości. Co roku rodzi się jednak we
mnie pewien dylemat. Bo nie wiem, na czym ta radość ma tak naprawdę polegać.
Niektórzy teologowie sądzą, że chrześcijańska radość to wewnętrzny stan
niezachwianego pokoju, który niekoniecznie wyraża się w zewnętrznych gestach.
Jako przykład podają św. Pawła, który z więzienia nawołuje Filipian: Radujcie się
(fot. Nwardez/flickr.com)
zawsze w Panu (Flp 4,4), chociaż okoliczności bynajmniej nie zachęcają do takiego
optymizmu.
Inni twierdzą, że adwentowa radość powinna wyrażać się w śpiewie, tańcu i uśmiechu, bo jako chrześcijanie nie mamy
powodów do tego, by chodzić ze zwieszoną głową. Ale czy rzeczywiście można zawsze być w skowronkach i nucić radosne
pieśni? Jak tu się cieszyć, jeśli nagle cierpienie lub inne kłopoty dotkną nas lub naszych bliskich? To prawda, że Jezus zachęca
w błogosławieństwach do radości nawet pośrodku prześladowań. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby chrześcijanie tańcowali i
śmiali się w chwili zadawanych cierpień. Byłby to raczej przejaw postradania zmysłów. Więc kto tu właściwie ma rację?
Niewiadomo, czy św. Paweł nie podskakiwał z radości w więzieniu. W każdym bądz razie, przypomnijmy sobie chociażby bł.
Matkę Teresę z Kalkuty. Ta kobieta przez przeszło 40 lat doświadczała ogromnych wewnętrznych udręk, ciemności i zwątpień.
Nadto, codziennie stykała się z umierającymi, porzuconymi i zapomnianymi przez innych. Z ludzkiego punktu widzenia nie
pozostawało nic innego jak tylko się załamać. Tymczasem, mimo konfrontacji ze smutkiem i cierpieniem, uśmiech nie znikał z
jej twarzy. Gdyby go na sobie wymuszała, nie byłaby w stanie przez tyle lat wypełniać owocnie swojej misji. Z jej twarzy
promieniowała prawdziwa radość, której zródło biło znacznie głębiej.
Ronald Rolheiser trafnie zauważa, że zbyt często mylimy radość z chwilową uciechą oraz pewnym zmobilizowaniem ducha,
kiedy próbujemy rozkręcić się na całego i rozładować nasze napięcia, na przykład, podczas przyjęcia w piątkowe wieczory.
Zazwyczaj myślimy o radości w ten sposób: W życiu istnieje zwykły czas, kiedy obowiązki, praca, emocjonalne i finansowe
ciężary, zmęczenie i troski oraz wszelkiego rodzaju presja powstrzymują nas od cieszenia się życiem w sposób, który
odpowiadałby naszym oczekiwaniom. Ale jest też czas, na który czekamy z niecierpliwością: specjalne okazje, weekendy, nocne
wyjścia, wakacje, celebracje i imprezy, które pozwalają nam zerwać z rutyną, cieszyć się sobą i doświadczyć radości .
Chociaż nie chciałbym deprecjonować wartości chwilowej rozrywki i oderwania od znojów życia, wydaje się, że chrześcijańska
radość przekracza zwykłe wytchnienie i emocjonalne podekscytowanie, podobnie zresztą jak miłość, która nigdy nie może być
utożsamiona z przelotnym uczuciem. Wydaje się, że św. Pawłowi chodzi o radość, która jest stałym elementem naszej
codzienności, niezależnym od zmiennych kolei życia.
Na początku Listu do Filipian apostoł wyjaśnia, gdzie leży zródło takiej radości. Pisze tak: Dziękuję Bogu mojemu, ilekroć was
wspominam zawsze w każdej modlitwie, zanosząc ją z radością za was wszystkich z powodu waszego udziału w [szerzeniu]
Ewangelii od pierwszego dnia aż do chwili obecnej (Flp 1, 3-5). Zauważmy najpierw, że radość św. Pawła wypływa z
uczestnictwa z Filipianami w tym samym powołaniu i łasce. Ten udział w misji apostoła został podarowany adresatom listu i
jego autorowi przez Ojca. To nie jest radość wyprodukowana naprędce, która pryska jak bańka mydlana, lecz stan ducha,
który towarzyszy nieustannie jego modlitwom i wszelkim innym poczynaniom. Po drugie, ta radość nie powstaje w izolacji od
innych, lecz musi być dzielona z wierzącymi. Pewnie nieraz zauważyliśmy, iż znacznie łatwiej jest nad czymś pracować i nie
poddawać się zniechęceniu (czyli smutkowi) w obliczu trudności, jeśli mamy świadomość, że nie jesteśmy sami. Wspólne
zaangażowanie w jakieś dzieło (chociaż każdy może wykonywać w jego ramach inne zadanie) wzmacnia motywację i rodzi
większą radość w momencie osiągnięcia zamierzonego celu.
Chrześcijańska radość bierze się więc z rozpoznania otrzymanych darów i aktywnego pełnienia misji w obrębie wspólnoty
Kościoła. Dzięki przyjściu Syna Bożego staliśmy się jednym Ciałem Chrystusa. Nie jesteśmy sierotami, ani nie działamy w
pojedynkę. Dobrze jest o tym wiedzieć. Powołanie każdego chrześcijanina to ważna cząstka ogromnej duchowej budowli. Św.
Paweł pisze, że cała wspólnota jest świątynią Boga (1 Kor 3, 16), a nie pojedynczy wierzący. W sumie nie jest istotne jaką
formę przyjmie nasze chrześcijańskie świadectwo. Jeśli więc będę robił to, co do mnie należy, w jedności z Chrystusem i
pozostałymi wierzącymi, będę doświadczał radości w Duchu (Rz 14,7).
Kiedy Jezus rozradował się w Duchu, zaczął wychwalać Ojca, a następnie zaprosił innych do przyjęcia Jego brzemienia i jarzma,
by mogli znalezć ukojenie dla swoich serc (Por. Mt 11, 25-30). Znamienne, że Chrystus doznał pocieszenia w chwili, kiedy
uświadomił sobie, że Ojciec objawił tajemnice królestwa prostaczkom , czyli tym, którzy wedle ludzkiego rozumienia, nie
zasługują na taki dar, bo nie błyszczą mądrością i elokwencją. Radość bierze się również z rozpoznania Boga działającego w
1 z 1 2010-12-13 17:43
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
15 1 Chrześcijanin to nie smutasLekcja 7 Trening pamieci to nie wszystko Zadbaj o swoja koncentracjeLecz To Nie To Ich Troje15 Address to Saul Pink21 11 Lipiec 2001 To nie byli przebierańcyPięniądze to nie wszystko Golec uOrkiestra txtTo nie ptak Kayah & Goran Bregovic txtWOLNO TO NIE JEST LICENCJAIndukcyjności To nie takie straszne, część 2więcej podobnych podstron