Nominiusz Karolina Sykulska


Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
e-booki .
Karolina Sykulska
Nominiusz
(parodia powieści historycznej  księgi wtóre)
Gerejówna
(introdukcja)
róz skuł step, wdzierał się z diabelskim wyciem
szparami w strzelającym z zimna drewnie do
Mizb, z przykrywającego ziemię śniegu uczy-
nił twardą, lodowatą skorupę. Nieskoro było uwierzyć,
że tak ponura sceneria przyozdobiła Wigilię Narodzenia
Pańskiego roku tysiąc sześćset trzydziestego siódmego.
Owego dnia podpisany został akt kapitulacji wieńczący
nieudane powstanie kozackie Pawła Pawluka. Roznie-
sione przez wojska Mikołaja Potockiego pod Kumejka-
mi niespełna tydzień wstecz i zmiażdżone w oblężeniu
Czerkas przy wsparciu chorągwi wojewody podolskie-
go Stanisława Potockiego i jednego z pułków hetmana
wielkiego koronnego Stanisława Koniecpolskiego. Poka-
zała Rzeczpospolita O bo j ga Narodów czerni, jak karze
buntowników  i jak gardzi swymi kozackimi dziećmi.
A podpisujący w imieniu Kozaków akt kapitulacji pisarz
wojska zaporoskiego, niejaki Bohdan Zenobi Chmielni-
cki, obaczył, jak nie prowadzić powstania. Historia zasię
miała pokazać, że uczniem był wcale pojętnym...
W ową Wigilię jednak, w najbogatszym i najmoż-
niejszym dworze postawionym na rubieżach Rzeczy-
pospolitej, na stepach ciągnących się ku Dzikim Polom,
ku chańskiemu Krymowi, jeśli nawet wiedziano o ka-
pitulacji (niektóre wieści potrafiły rozejść się bystrzej,
niż zasychał inkaust lub stygły działa po bitwach), nie
zawracano sobie nią głowy. Znaczny bowiem dramat
przeżywano, mącący umysł i zmysły, i nikt nie myślał
o polityce.
Dwór ów stanowił rodową siedzibę Bielińskich herbu
Bielina. Zacny to był ród, wywodzący się jeszcze z grun-
waldzkich rycerzy, którym sam król Władysław Jagiełło
herb nadawał, z ruskich kniaziów Rurykowiczów i skoli-
gacony z chanem krymskim, Mehmedem Gerejem.
Krewna onego chana leżała teraz zdjęta bólami poro-
dowymi w ozdobnym alkierzu, bogatszym nizli alkierze
w stepowych stanicach. Nie dziwota, że dziedzic na tak
świetnie los mu zgotowany się pchał. Ale pchał bez par-
donu, nie bacząc, jak noworodkom przychodzić na świat
przystoi  więc, jako rzekła akuszerka, zaklinował się
i Bożej dziedziny powitać obyczajnie nie mógł. Matka
nieboga krwawiła, poty na nią wystąpiły, puchła coraz
bardziej, wreszcie w malignie bredzić poczęła. Z godzi-
ny na godzinę krzyczała coraz rozpaczliwiej, po czym ci-
chła, jakby zawstydzona, że tak radosnemu wydarzeniu,
jakim jest powicie dziecięcia, nie może podołać.
Jej małżonek, znany i szanowany poseł na Krym,
szlachcic wielmożny i wierny Rzeczypospolitej pa-
triota, lubo szanujący inne nacje i zgodę między nimi
siejący, odchodził od zmysłów. Miłował okrutnie swo-
ją krymską księżniczkę, jak czule nazywał poślubioną
sobie niewiastę, dusza w nim więc jęczała na myśl, że
może ją utracić. A śmierć czaiła się w kącie, czarniej-
sza nizli oczy chanówny. Poseł Bieliński palce zagryzał,
żeby nie wybuchnąć płaczem. W końcu, mimo prote-
stów akuszerki, wpadł do alkierza, przypadł drżącymi
usty do wyschniętych cierpieniem ust ukochanej żony,
tulił ją bezradnie i jeno Boga przyzywał, czując, że bez
nadludzkiej interwencji się nie obejdzie. Okoliczny pop
zdołał dotrzeć rychło, cicho mamrocząc teraz modlitwy
nad nieszczęsną: dyskretnie wprawdzie, by wypadków
nie uprzedzać i ducha nie gasić, jednakowoż wolał sa-
kramentami niebogę opatrzyć, lubo nie był pewien,
czy mahometańska duszyczka bez przeszkód do raju
dotrze. Pocieszał się myślą, że taka cnotliwa niewiasta
z pewnością miła będzie Panu.
Posłał też Bieliński po cenionego medyka, który, we-
dle zapewnień akuszerki, sprawny był i potrafił niewie-
ści żywot tak naciąć, by dziecię dobyć, a matkę, równie
zręcznie pozszywaną, ocalić. Ale do medyka szmat dro-
gi, skute zaś lodem trakty i dujący, zasypujący je śnie-
giem wicher nie przyspieszały przyjazdu.
 Gdybym cię z Bakczysaraju nie wywiózł, nie by-
łabyś tu teraz cierpiała z dala od medyków, serce moje
 obwiniał siebie nieszczęsny Bieliński, tuląc szarpane
konwulsjami ramiona żony. Ona jednak uśmiechnęła
się z wysiłkiem i wyszeptała:
 Gdybyś... mnie nie... wywiózł... dawno umarła-
bym... z tęsknoty..., nie skosztowawszy miłowania... Jeśli
umrę... przy tobie... to... to... warto było  opadła z sił.
Poseł Bieliński załkał bezradnie.
 Opiekuj się moim dzieckiem  wyszeptała rodząca.
W kuchni cicho, chyłkiem jeno ocierając oczy, krzą-
tała się służba. Przygotowywano potrawy wigilijne, ale
po prawdzie  nikt nie miał serca świętować. Płakała
służba kuchenna, płakali stajenni, bo takich dobrych
ludzi, jak szlachcic-dyplomata i jego tatarska żona, ze
świecą by szukać. Wszyscy z równą radością, bo w dwo-
rze owym służba na równi z domownikami traktowana
była, oczekiwali pierworodnego potomka i wszyscy
z jednakim szczerym oddaniem drżeli o swoją panią.
Nawet żywiołka  inwentarz wszelaki, psy, konie, oko-
liczne dzikie ptactwo  zmilkła, nie chcąc nieprzystoj-
nym ożywieniem cierpienia położnicy postponować.
Zdałoby się: drugi Jezusek na świat przychodzi i byd-
lątka hołd jemu oddają.
(...)
Lew Wschodu
(...)
 Gadaj, skąd się tu wziąłeś  rzekł ten ostatni ze
zrezygnowaniem. Bohusz nabrał powietrza:
 Losy moje z losami ojczyzny naszej udręczonej
nierozerwalnie splecione  westchnął.  Kiedy po be-
recteckiej victorii goniliśmy precz ordę, janczarzy ogar-
nęli majętność moją, w której zostawiłem swoją ledwie
przed buntem Chmielnickiego poślubioną małżonkę,
jejmościnę z Kreczkowskich stolnikową Grodecką,
świeć Panie nad jej duszą, niewiastę stateczną, osie-
roconą przez męża w kwiecie wieku, lubo starsza ode
mnie była o lat dziesięć, a i ja podówczas już nie goło-
wąs, gdym z nią w stadło małżeńskie wchodził...
 To ci się, Bohusz, poszczęściło  przerwał zgryz-
liwie Bieliński.
 Więc janczarzy majętność moją ogarnęli i mał-
żonkę w jasyr wzięli, licząc na okup znaczny, niedocze-
kanie psubratów!
 Toś żony nie wykupił?
 Tę heterę? A na cóż mi ona? Trzy wsie zostawiła,
majątek zostawiła, a niechże się z nią bisurmańcy mę-
czą!  zatchnął się Bohusz.
Bieliński uniósł ze zdziwieniem brwi, ale nic nie
rzekł.
 Kiedy się jeno wojna domowa nieco przyciszyła,
zapałałem był afektem do wojewodzianki żmudzkiej.
Trochę mi nie uśmiechał się posag tak daleko, ale rze-
kłem sobie: moje włości na Rusi, jej na Litwie, razem
stworzymy taką majętność, że niech się panowie Ra-
dziwiłłowie schowają. Zrazu tatuś panienki krzyw mi
był, żem niby niegodny córuni. Kiedy jednak Radzi-
wiłł począł się z Karolem Gustawem układać, by ten
mu z ziem litewskich lenno zrobił...
 Pamiętam  wtrącił Bieliński w zamyśleniu.
 ... okazało się  ciągnął Bohusz  że władza teś-
cia in spe byłaby wciśnięta między Radziwiłłów, któ-
rzy go nienawidzili, a Moskwę, szarpiącą wschodnie
ziemie Rzeczypospolitej. A żem ja zawsze obrotny
był, tedy tatuś przy mnie o stołek bać się nie musiał.
Ale przyszła wojna, wojewoda zginął, Moskwa swoje
urwała... z mojego posagu, psiekrwie!, a żonę mi Tata-
rzy ogarnęli...
 Jakże to?  przerwał Bieliński z powątpiewaniem.
 Przecie wtedy Tatarzy z nami byli.
 Pewnie jakiś zbuntowany czambuł  wzruszył ra-
mionami Bohusz  który nie obłowił się tak, jak mnie-
mał. Żądania okupu przez kupców ormiańskich do
mnie już po wojnie doszły.
 I wykupiłeś ją?
 A na co? Żal mi było, bo gładka wojewodzianka,
paluszki lizać  rozmarzył się Bohusz.  Ale na co mi
było własne dobra trwonić, kiedy z jej już nic nie zo-
stało? Odpisałem, że jej posag teraz w moskiewskich
rękach, niech do cara pretensje ślą.
Bieliński parsknął i pokiwał głową ze zdumieniem.
 Minęło lat sporo, pomyślałem, czas się żenić,
o dziedzicu myśleć. Mają moje dobra przejść w tatar-
skie albo kozackie ręce? Sam, mój dobrodziej, wiesz,
jaka to niespokojność od Dzikich Pól. I kiedy sułtan ru-
szył na wojnę w siedemdziesiątym drugim, ruszył też
i ze swoimi żonami. Jedna z nich w świcie miała egipską
księżniczkę. Delicje! Umyśliłem sobie zostać faraonem
i gdy przed Kamieńcem sułtan niewiasty odesłać kazał,
napadłem z kupą skrzykniętych po drodze zbrojnych
na świtę i księżniczkę porwałem.
 I nie opierała się?
 Opierała. Ale czy to dzisiaj która baba jest potulna?
Ślubu mi okoliczny pop udzielił. Trochę wystraszony był,
bo nie wiedział, w jakim obrządku ceremonię prowadzić.
A Panu Niebieskiemu przecie wszystko jedno, byle dusza
szczera była. Jak już było po ślubie, to i moja Nefretete
przestała się opierać, bo, nie chwaląc się, po nocy ze mną
to już by musiała głupia być  dodał Bohusz chełpliwie.
Bieliński zmierzył go z góry na dół i zbył przechwałki
pełnym męskiej wyższości milczeniem.
 Ale nimem ją wywiózł w bezpieczniejsze strony,
janczarzy sułtanki mi ją odbili. Tu się zezliłem. Papier
miałem, żem jej prawowity mąż. Do hetmana wielkiego
uderzyłem po pomoc, boć to przecie dyplomata wielki.
Opowiedziałem mu o swoich perypetiach. Miłościwy
pan skonfudował się nieco i rzekł:  Mój zacny Bohusz,
mnie interweniować nie uchodzi, bo sam wiesz, jaką
wojną skończyła się przed laty walka o jedną białogłowę.
Ja ci mogę jeno glejt dać na potwierdzenie, żeś ślub wziął
zgodnie z prawem tej oto Rzeczypospolitej, a jak ci suł-
tan żony nie odda, tedy uderz do cara. Dwie pieczenie
przy jednym ogniu upieczesz, bo jeszcze przypomnisz,
że ci car dłużny ziemie, a jak mu procenta darujesz, to cię
może chętniej wesprze, bo sam na Portę zęby ostrzy .
 Tak ją miłujesz, Bohusz?  zapytał na poły drwią-
co, na poły pobłażliwie Bieliński
 Jakie miłujesz? Ani posagu nie dostałem, ani egip-
skich godności. Niech sobie kadina zatrzyma księżnicz-
kę, jeno niechaj odda, co mi należne, bom w prawie!
Bieliński słuchał jak urzeczony. Ta kuleczka śmielej
sobie poczynała niż on, syn chanów, kniaziów i grun-
waldzkich rycerzy! Zaiste, przyda mu się taki przebie-
gły sługa.
 To i ruszyłem do sułtana  ciągnął Bohusz. - Po
drodze janczarów napotkałem, którzy, rozlawszy się po
stepie, na Sicz zdążali. Nie po myśli mi to było, ale kłócić
się z pospólstwem nie chciałem, no i nie wiedziałem, czy
sułtana albo i samego cara z nimi łacniej nie będzie mi
znalezć. I takeśmy trafili na waszą miłość. W ostatniej
chwili, bo już waści na pal Kozacy nizać chcieli. Byliby
i janczarzy sami nanizali, jeno rzekłem im, że gdyby nie
waszmość, w którego Kozacy wpatrywali się jak urze-
czeni i tak byli zaślepieni żądzą mordu, że ich czambuł
wybrał niby ryby z saka, guzik by dostali. I że waszmość
zbawca, którego trzeba sułtanowi dowiezć jako bohatera.
 Bohusz, psie, zgubiłeś mnie  jęknął Bieliński.
 Skąd mogłem wiedzieć?  bronił się sługa.  Wo-
lałeś, mój dobrodziej, w sromocie na palu zginąć? Rany
ci się, mój dobrodziej, pootwierały, gdy cię Kozacy ni-
zać chcieli, bałem się, że nie przeżyjesz, ale trzyma się
ciebie życie, oj, trzyma. Trzeba przyznać, że janczarzy
pilnowali, by ci w niewygodach podróży ulżyć. Dopiero
kiedy nieprzytomnego na statek cię wniosłem, któryś
z dostojników rozpoznał w tobie sułtańskiego namiest-
nika i nader niepochlebnie ocenił twoje drzewo genea-
logiczne. Musiałeś im się niezle we znaki dać, mój do-
brodziej. Od tej pory kazali cię jeszcze pilniej doglądać.
I tak to było...
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
e-booki .


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Plagiat Karolina Sykulska
Personiusz Karolina Sykulska
Spragniony karoliny
OI4 Karolina Jochymek Gr2
Laboratorium nr 3 Jakóbik Piotr Klocek Karolina tabelka
TOBIE KAROLINO
Hymn do Ducha Świętego Powstań, Wietrze Północy (Sykulski)

więcej podobnych podstron