O odpowiedzialności zbiorowej


Leszek Kołakowski- O odpowiedzialności zbiorowej
Kiedy mówimy 'odpowiedzialność zbiorowa', nasuwają się na myśl
skojarzenia jak najgorsze: okupacyjne władze, które mordują
przypadkowych ludzi w odwecie za jakiś zamach; porywanie i zabijanie
zakładników, zamachy terrorystyczne, w których ginie mnóstwo ludzi w
sprawę nie zamieszanych; nienawiść do całych ludów, narodów czy ras z
powodu krzywd- czasem urojonych, czasem rzeczywsitych- jakich
doznaliśmy w naszym mniemaniu od członków tej zbiorowości. O takich
sprawach jednak dyskutować nie warto, zbyt są oczywiste.
Mówiono też nieraz, że chrześcijańska nauka o grzechu pierworodnym jest
przypadkiem odpowiedzialności zbiorowej, jako że karani jesteśmy za
uczynki nie znanej nam pary pierwszych ludzi z odległej i nieokreślonej
przeszłości. Trzeba tu jednka poczynić odróżnienie. Jeśli, jak głosiły
niektóre prądy w teologii chrześcijańskiej, dziedziczymy po Adamie i
Ewie nie tylko zapsucie naszej natury, ale ich faktyczną moralną winę,
jeśli jesteśmy realnymi uczestnikami grzechu, któregośmy wszakże nie
popełnili i za ten grzech karani jesteśmy przez Boga wszystkimi
okropnościami życia, to rzeczywiście jest to odpowiedzialność zbiorowa,
która sprzeciwia się zwykłemu poczuciu sprawiedliwości. Dlatego
humaniści chrześcijańscy nie mogli takiego wyobrażenie o Bogu strawić,
gdyż, powiadali, Bóg byłby w takim wypadku bezlitosnym despotą, nie
zaś miłującym ojcem.
Jeśli jednak nauka o grzechu pierworodnym tego założenia nie zawiera, a
głosi tylko, że natura ludzka przez ten grzech została znieprawiona i to
nieprawienie stało się udziałem potomków, to sytuacja jest podobna, jak w
przypadku dziedzicznej choroby, która może być oczywiście
nieszczęściem, ale której nie opisujemy w kategoriach winy i kary.
Dzisiejsza nauka Kościoła rzymskiego nie powiada też, że dziedziczymy
winą samą, lecz tylko zepsucie, które nas do grzechu często skłania, ale
nie przymusza; odpowiadamy więc za własne grzechy, nie zaś za
przodków. Zło moralne jest naszym dziełem i ludzkim dziełem są
cierpienia, jakie ludzie innym ludziom zadają; co do cierpień, jakie natura
sama, bez ludzkiego przyczynienia, sprawia, to domyślać się należy, że i
one nie są karą w sensie właściwym, ale że grzech naturę również
znieprawił.
Czy jednak istnieje taki sens, w jakim można bronić idei
odpowiedzialności zbiorowej, czyli odpowiedzialności za coś, czegośmy
sami nie uczynili, a co jednak nas obciąża? Myślę, że taki sens istnieje i że
nie sprzeciwia się zwyczajnemu poczuciu sprawiedliwości.
Każdy z nas należy do różnych zbiorowości ludzkich, które przechowują
swoją tożsamość, chociaż zmienia się ich skład; jest naturalne, że
identyfikujemy się z tymi zbiorowościami- narodem, Kościołem, jakoś
organizacją polityczną czy społeczną, jakąś instytucją, na przykład szkołą,
szpitalem, uczelnią, miastem, a że się identyfikujemy to znaczy, iż mamy
poczucie, że los tej zbiorowości jest naszym losem, nie tylko dlatego, że
nas osobiście dotykają jej niepowodzenia albo wzbogacją jej sukcesy, ale
także dlatego, że jest ta zbiorowość w naszych oczach pewnym ciałem
moralnym, czymś cennym, że więzi, które się w niej utrzymują i nas z nią
łączą, nie są tylko oparte na rachunku strat i zysków, ale na wierze we
wspólnotę przeznaczenia, na bezinteresownej solidarności, którą
uznajemy, nawet gdy przeciw niej grzeszymy. Jest więc chyba normalne,
że mamy poczucie uczestnictwa w tym, co ta zbiorowość czyniła i czyni-
złego lub dobrego- nie tylko z uwagi na nasz dorazny interes, ale interes
całości jako takiej, interes nie tylko materialny, ale moralny. To prawda,
bardzo łatwo przychodzi nam uczestniczyć w zasługach czy sukcesach
naszej zbiorowości a trudno- w jej porażkach lub niechlubnych
poczynaniach. Kibice klubu sportowego jakiegoś miasta czy kraju radują
się z jego zwycięstw i mają poczucie, że w nich uczestniczą, a chociaż są
w żałobie, gdy klub przegrywa, to jednak bodaj nie mają wrażenia, że na
nich samych jakaś odpowiedzialność spada, bo przecież sami nie brali
udziału w grze. Pewnie więc mamy skłonności, żeby w tych sprawach nie
zachowywać symetrii: w dobrych rzeczach miło nam się poczuwać do
uczestnictwa, w złych wolimy innych obrarczać.
Ale porażka czy wygrana na boisku ma mało wspólnego z moralnym
obciązeniem. Sprawa jest trudniejsza tam, gdzie właśnie takie obciążenie
jest rozważane. Najważniejsza być może kwestia odnosi się do
współodpowiedzialności narodowej. Każdy naród europejski ma w swojej
przeszłości niechlubne karty, o których wolał by zapomnieć ( albo raczej:
każdy oprócz mojego ).
Czy wolno nam żądać, żeby ludzie, którzy w tych nieładnych
poczynaniach osobiście w żaden sposób nie brali udziału, poczuwali się do
winy albo wstyd cierpieli? Czy wolno nam domagać się nam, żeby
Niemcy narodzeni po wojnie, albo krótko przed wojną, a więc dziś już 60-
letni, czuli się odpowiedzialni za zbrodnie hitlerowskie? Żeby współcześni
Amerykanie mieli poczucie winy za niewolnictwo czy za wyyżynanie
czerwonoskórych, Anglicy- za wyzysk dzieci w epoce wiktoriańskiej, a
Polacy- za prześladowania religijne w siedemnastym wieku lub okropną
poolitykę wobec mniejszości narodowych w latach międzywojennych?
Odpowiedz chyba jest taka: nie, żądać od innych tego nie można, ale żądać
od samych siebie można i należy, bo to się przyczynia do naszego zdrowia
duchowego (w rzeczywistości dzieje się, rzecz jasna, zazwyczaj
odwrotnie: żądamy od innych, sobie wybaczamy na mocy odrzucenia idei
odpowiedzialności zbiorowej). Nie jesteśmy osobiście odpowiedzialni za
swoich przodków, ale jeśli wierzymy w to, że naród jest całością duchową
i moralną, że przechowuje w czasie swoją tożsamość, chociaż pokolenia
wymierają a inne przychodzą na ich miejsce, to chyba jest dobrze wierzyć,
że obok odpowiedzialności jednostowej jest i zbiorowa, tj. narodu jako
całości ciągłej. Można by to porównać z dziedziczeniem majątku, kiedy to,
przejmując mienie rodziców, przejmuje się również ich długi, ale analogia
jest tylko częściowa: musimy wyrazić zgodę na dziedziczenie, a wolno
nam spadek odrzucić i nie jest to nam koniecznie za złe poczytane, ale gdy
zgodę wyrazimy, jesteśmy prawnie zobligowani, do spłacenia długu.
Pod dwoma względami zbiorowa odpowiedzialność różni się od
przejmowania spadku: nie jesteśmy zobowiązani prawem do
odpowiadania za grzechy przodków, ale też nie jest w naszej mocy spadek
odrzucić, skoro już przyznajemy się do udziału w narodowej zbiorowości.
Nie jesteśmy przeto prawem związani i nie powinni inni od nas tego
żadać, ale, powtarzam, jest to sprawa zdrowia duchowego narodu, byśmy
poczuwali się do odpowiedzialności i, gdy trzeba, do winy i wstydu. W
przeciwnym wypadku zdrowi nie będziemy; będziemy nosili cień
zakłamania i nie będziemy zdolni do oporu, gdy jakieś nowe, ale pod
pewnym względem podobne sytuacje powstaną, kiedy trzeba bronić
narodowej godności.
Analogicznie jest chyba w przypdaku zbiorowości religijnych. Przycznia
się to do zdrowia duchowego Kościoła, kiedy umie powiedzieć ( jak umie,
ku swej chwale, Kościół rzymski dzisiejszy), że żałuje i wstydzi się
różnych nieprawości, prześladowań i zbrodni w jego imieniu kiedyś
popełnionych, a nie zadowala się powiedzeniem  to nie my, to jacyś inni
ludzie . Kościół jest organizmem zbiorowym ciągłym, przez wieki
żyjącym, znacznie bardziej niż naród wewnętrznie skoordynowanym i
dawne przewiny są jego przewinami, nie zaś dziełem anonimowych sił
albo sił grzechu dawno pomarłych jednostek.
Czy jednak nie można sobie powiedzieć: a ja nie należę do żadnego
narodu ani Kościoła ani żadnej w ogóle zbiorowości, która jakby
przechowuje moralną ciągłość, nic mnie nie obchodzą ani sukcesy ani
niepowodzenia, dobra czy zła przeszłość, ja się zajmuję własnym
interesem i niczym więcej? Otóż powiedzieć tak sobie można, ale w
całkiem dobrej wierze nie można tak myśleć. Jeśli otwarcie wyrzekamy się
udziału we wszystkich zbiorowościach, jeśli z niczym do żadnej
solidarności się nie poczuwamy, możemy żyć, ale będzie to życie marne i
nieszczęśliwe i nie wolno nam wtedy oczekiwać solidarności czy pomocy
od innych w razie niepowodzeń czy klęsk, jakie wszystkim się zdarzają.
Obojętność wobec innych będzie nam opłacona ich obojętnością i nie
możemy się skarżyć.
Jest normalne, że rodzimy się w sytuacji całkiem od nas niezależnej i że
pózniej, kiedy już na własną rękę coś robimy, sytuacje są nadal w
znacznym stopniu, choć już nie całkowicie, od nas niezależne, a mimo to
musimy się do nich przyznawać.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Odpowiedzialność podmiotów zbiorowych
ustawa o odpowiedzialnosci podmiotow zbiorowych
59 Języki świata bez odpowiedzi

więcej podobnych podstron