Ebook Zysk Berber


PROLOG  w którym dostałem
posadę
 Widzi pan, panie Sławku, kosmetyki to bardzo
specyficzny rynek. Wymaga wielkiego wyczucia. A naj-
ważniejsze jest, żeby klient kupował  jowialnie zahu-
czał prezes, a echo jego entuzjazmu odbijało się od for-
nirowanej sza i w kącie, skrywającej służbowy rosyjski
koniak. Sza a została jeszcze po poprzednim prezesie.
Koniak był na bieżąco uzupełniany dzięki kontaktom
zadzierzgniętym w tych samych czasach, w których po-
wstała sza a.
Lubię te biura prezesów, w których biurko ze szkla-
nym blatem na fantazyjnej dębowej więzbie zdobi krysz-
tałowy wazon ze sztucznymi różami.
 To od kiedy pan może zacząć?
 Od poniedziałku?  rzuciłem nieśmiało.
 Świetnie  dudnił prezes.  W poniedziałek jest
21 i zaczynamy 21. Ależ to się w tym roku niesamowicie
składa.
Zastanawiałem się, czy prezes nie jest jednym z tych,
którzy rządzą, jak umią.
Zastanawiałem się, czy prezes w ogóle ma pojęcie,
5
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
czym zajmuje się PR menedżer, czy raczej zatrudnił
mnie dlatego, że usłyszał o modnym zawodzie i za-
pragnął mieć w swojej firmie kogoś, kto się nim para
(w każdym razie się stara).
Kiedy schodziłem w dół marmurowymi schodami,
żułem w myślach tajemnicze zaklęcie prezesa.
W każdym razie od poniedziałku zaczynam pracę
jako menedżer public relations w dziale marketingu
Perfect Perfume Sp. z o.o.
21. TYDZIEC  który zacząłem od
obrażenia wszystkich
W poniedziałek 21 maja punktualnie o 7.45 prze-
kroczyłem bramę zakładu produkującego kosmetyki,
kremy, perfumy, odżywki, toniki etc., etc. Wartownik
obejrzał mnie tylko pogardliwie i przepuścił bez słowa.
Zastanawiałem się, czemu zawdzięczam ten honor.
Wkrótce okazało się, że to żaden honor. Cieć spraw-
dza tylko tych, którzy wychodzą, a nie wchodzą. Żeby
niczego nie wynieśli.
I tu po raz pierwszy zetknąłem się z czymś, co na
Wydziale Filozofii stołecznego uniwersytetu, na którym
zdobywałem wykształcenie wyższe, definiowało się jako
 dysonans poznawczy .
Okazało się, że dla straży przemysłowej nie jest waż-
ne, że może wejść do firmy psychopata i do dozownika
kremu wsypać worek czegoś, co bezpowrotnie podko-
pie zaufanie klientów do marki. Nie jest też istotne, czy
szpieg przemysłowy wykradnie plany akcji reklamowej,
powodując milionowe straty.
Ważne za to jest, aby jakiś zasraniec nie ukradł flako-
nu płynu po goleniu  Berber za 6,20 w cenie hurtowej.
 5,10 plus VAT  poprawiła mnie pani Lodzia,
kiedy podzieliłem się z nią moim spostrzeżeniem. 
7
Nasza firma może pochwalić się doskonałymi cenami
na jakże trudnym, konkurencyjnym rynku.
Kiedy kończyła swoją mantrę, zrozumiałem już, że
oto udało mi się ustanowić pewien rekord. Pierwsza
gafa już w 11. sekundzie pracy.
Pani Lodzia, szefowa działu marketingu, spojrzała
na mnie wzrokiem złym, a krogulczym, jak na małego,
donoszącego mądralę, nierozumiejącego solidarności,
która powinna łączyć pracowników umysłowych ze
zdrowym ciałem klasy robotniczej.
Grubianie z linii produkcyjnej złośliwie nazywali
ją Lodzia  lodziara. Podobno ze względu na wydat-
ne, karminową szminką zdobione usta i pewne braki
w uzębieniu. Moim zdaniem jednak przezwisko to było
atawistycznym wyrazem chuci, którą rozpalał w nich
ogromny biust pani Lodzi. Nie mogli jej posiąść fizycz-
nie, dlatego posiadali ją werbalnie bezecnym słowem.
Pani Lodzia bujała wielkie cyce w koronkowym biu-
stonoszu skrytym pod bluzką z żabotem.
Na niemal przezroczystym muślinie bluzeczki po całym
roboczodniu pojawiały się pod każdą piersią wysepki potu.
A to z tego powodu, że przez niemal cały roboczodzień
pani Lodzia opierała baniaki o szybę chroniącą jej biurko.
Ranek w firmie dopiero się rozkręcał.
Nagle otworzyły się drzwi i do pokoju wparowała
z plastikową siatką na wpół zgniłych truskawek Iwon-
ka. Nawet nie zauważyła, że truskawki zaczęły cieknąć
przez dziury w siatce i czerwonymi plamkami znaczyć
białą jak śnieg spódniczkę Iwonki. Truskawki były na
tyle złośliwe, że czerwone ślady mogły wyglądać zarów-
8
no na pamiątkę po przechodzeniu przez zasieki z drutu
kolczastego, jak na przesunięcie się podpaski.
 Oj, ale się upaćkałam  powiedziała Iwonka, rzu-
ciła truskawki na biurko i wybiegła do toalety. Wróci-
ła z czerwono-mokrymi plamami w okolicach krocza
i wewnętrznej części ud. Teraz wyglądała nie tylko jakby
miała miesiączkę, ale na dodatek nie umiała w tym trud-
nym okresie utrzymać moczu. Byłem troszkę zażenowa-
ny. Ale skromnie milczałem.
 To jest nasza Iwonka  przedstawiła pani Lodzia.
 Zajmuje się u nas strategią marketingową. Na dniach
broni pracy dyplomowej.
 Świetnie, dobre wykształcenie to podstawa 
bąknąłem, licząc, że moja uwaga będzie równie istotna
dla rozmowy, jak wzmianka o pogodzie.  Tyle się po-
robiło tych prywatnych Szkół Dobrego Samopoczucia
i Wolnego Czasu, w których wystarczy zapłacić, żeby
mieć papier. Mówię pani, że jeszcze nadejdą czasy, kiedy
dyplom magistra porządnej, państwowej uczelni będzie
najlepszym paszportem ku lepszej przyszłości.
 Robię licencjat w Prywatnej Wyższej Szkole Biz-
nesu i Komunikacji Międzyludzkiej  odparła Iwonka.
Poczułem, że wytarta wykładzina pod moimi stopa-
mi zmienia się grząski piasek usypujący mi się spod stóp.
Nerwowo zacząłem szukać jakiegoś fortelu, który zagłu-
szyłby salwę mojej poprzedniej tyrady, kiedy zagrała mi
w głowie piosenka reklamowa, którą słyszałem dziś rano
w radiu. Debilizm tego tekstu był tak przerażający, że
piosenka wchodziła w głowę jak larwa muszki owoców-
ki w zwłoki porzucone na miejscu przestępstwa.
A naszym logiem gepard jest,
a naszym celem jest sukces.
9
 To wy macie taką fajną reklamę.  I chcąc się
przypodobać od pierwszego wejrzenia, zacząłem nucić
z idiotycznym uśmiechem.
 Nie, to reklama naszej największej konkurencji 
BAZiA.  Twardy wzrok Iwonki uświadomił mi kolej-
ną wpadkę. A moja najwyrazniej głupia mina zdradziła,
że nie mam zielonego pojęcia, co to jest BAZiA.
 Bielańska Akademia Zarządzania i Administracji
 wypaliło dziewczę i teraz z kolei ono zaczęło śpie-
wać:
Jeśli chcesz się nauczyć interesów
Jeśli chcesz zarabiać pieniędzy bez kresu
Wybierz najlepszą w mieście szkołę biznesu
Wybierz naszą szkołę biznesu
 Fajne  jeszcze nigdy w życiu dysproporcja mię-
dzy szerokością mojego uśmiechu a tym, co myślę, nie
była tak rażąca.  Fajnie się rymuje.
Tego było już dla Iwonki za wiele. Fuknęła i wysycza-
ła przez zęby:
 Wymyślił to profesor Bacior, nasz rektor. Straszny
palant.
 Ale coś jednak w tym jest  rozpaczliwie ratowa-
łem sytuację. Czułem się jak Hugh Grant w  Czterech
weselach&  , który strzelił strasznego babola, a potem
udawał, że wszystko jest OK. Niepotrzebnie. Było tylko
gorzej.
W tym momencie wszedł do pokoju pan Stefan.
Z grafitowymi nitkami siwizny wplecionymi w ulizane
na mokro, brudne włosy położył na biurku swoją teczkę,
wyjął z niej kanapkę i podszedł do czajnika.
10
Jakież szczęście, że większość mózgów, z którymi ob-
cujemy, nie jest zdolna do koncentracji na jednym za-
gadnieniu dłużej niż 180 sekund. Ku mej radości wejście
Stefana kompletnie urwało wątek szkoły.
 Nie wie pan, kto przyjechał tym nowym fordem?
 rzucił z ledwie dostrzegalną zawiścią w głosie, stojąc
plecami do mnie.
 Ja  bąknąłem nieśmiało, ale już wiedziałem, że
bystry, przez caluteńkie życie wożony autobusami ko-
munikacji miejskiej umysł pana Stefana nie przeoczył
nowego auta na parkingu przed firmą. Chociaż określe-
nie  nowe auto w wypadku mojego trzydziestoletniego
mustanga nie jest chyba najtrafniejsze.
 No to zaczynamy dwudziesty pierwszy  uroczy-
ście oznajmiła pani Lodzia, kiedy krzesło jęknęło pod jej
tyłkiem.  Ależ to się w tym roku niesamowicie składa.
Zaczyna się dwudziesty pierwszy i dziś jest dwudziesty
pierwszy.
Nagle w rozumie przestawiła mi się klapka. Zaczynał
się dwudziesty pierwszy tydzień roku. Nie od razu doce-
niłem doniosłość tej informacji. Skąd miałem wiedzieć,
że, jak się pózniej okazało, znacząca część pracy działu
marketingu polegała na odliczaniu kolejnych tygodni
roku i planowaniu działań zgodnie z numeracją tygo-
dni. To się nazywało timing i było oczywiście działaniem
pozorowanym w najczystszej postaci.
 Tak, dzisiaj dwudziesty pierwszy maj  radośnie
świergotała Iwonka.
 Maja  poprawiłem odruchowo, a bezmyślnie jak
pies Pawłowa i natychmiast zacząłem żałować swojego
starannego wychowania.
11
 Co maja?
 Mówi się 21 maja, a nie 21 maj  zacząłem du-
kać.
Kwaśne spojrzenie pana Stefana mówiło wyraznie, że
nie powinienem poprawiać Iwonki, która bądz co bądz
robiła licencjat.
Po tym jak od początku pracy udało mi się chcący
lub niechcący obrazić lub zrazić do siebie moich współ-
pokojowców, wszyscy zabrali się do swoich zajęć. Iwon-
ka non stop klepała w komputerze i żuła truskawki. Pani
Lodzia przeglądała jakieś papiery, a pan Stefan cały czas
załatwiał coś przez telefon. Zdaje się, że były to nawet
sprawy firmowe.
Reszta tygodnia upłynęła mi na poznawaniu topo-
grafii zakładu i podpatrywaniu zachowań współpoko-
jowców. Doszedłem do wniosku, że Iwonka mimo nie
najlepszego pierwszego wrażenia bardzo zyskuje po
dłuższej obserwacji. Linia pupy, bioder, brzucha i biustu
układała się w kształt klasycznej wiolonczeli.
Do końca tygodnia nie dowiedziałem się jednak, do
kogo należy puste biurko stojące pod oknem.
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ebook Zysk Wencel Gordyjski
Ebook Zysk Rozbitek@Brzeg
zysk berber
Stroiciel Ciszy Zysk I S Ka Ebook
Zysk Dom W Toskanii Ebook
Fundacje i Stowarzyszenia zasady funkcjonowania i opodatkowania ebook
ebook pimsleur french 1
Śnieżny Dzień Powieść o wierze, nadziei i miłości Billy Coffey ebook

więcej podobnych podstron