v 03 110







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
III.110)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga III - Drugi
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –






110.
MATKA POUCZA MARIĘ Z MAGDALI
Napisane 8 sierpnia 1945. A,
5986-5998
«Gdzie robimy postój, mój Panie?» –
pyta Jakub, syn Zebedeusza, podczas marszu przez gardziel pomiędzy
dwoma
wzgórzami. Całkowicie pokrywają je uprawy, są więc zielone od podstawy
aż do
szczytu.
«W Betlejem Galilejskim. Ale podczas
najcieplejszych godzin zatrzymamy się na górze, która dominuje nad
Meralą. Dzięki temu twego brata po raz drugi uszczęśliwi widok
morza.»
Jezus uśmiecha się. Potem dodaje:
«My, mężczyźni, moglibyśmy przejść
dalszą drogę, ale idą z
nami uczennice, które nigdy się nie skarżą, ale których nie powinniśmy
nigdy nadmiernie męczyć.»
«One nigdy się nie uskarżają, to
prawda. My skarżymy się z
większą łatwością» – zauważa Bartłomiej.
«A jednak one są mniej od nas
przyzwyczajone do takiego życia...» – odzywa się Piotr.
«Być może dlatego robią to chętnie» –
mówi Tomasz.
«Nie, Tomaszu. Z miłości czynią to
chętnie. Wierz, że naprawdę Moja Matka i także inne panie
domów – jak Maria Alfeuszowa,
Salome, Zuzanna – nie opuszczają
swych domów dla przyjemności, ażeby chodzić drogami
świata, pośród ludzi. I Marta, i Joanna, kiedy i ona przychodzi... one
też nie są
przyzwyczajone do trudu. Nie podejmowałyby go chętnie, gdyby nie
skłaniała ich ku temu
miłość. A co się tyczy Marii z Magdali, to jedynie potężna miłość może
dać jej
siłę, ażeby znieść tę udrękę» – mówi Jezus.
«Dlaczegóż więc ją do tego skłoniłeś,
skoro wiesz, że to
udręka? – dopytuje się Iskariota – To nie jest nic dobrego ani dla
niej, ani dla
nas.»
«Tylko ta widoczna i bezsprzeczna
manifestacja może przekonać świat o jej przemianie. Nic
innego. Maria chce o tym przekonać świat. Jej zerwanie z przeszłością
było całkowite. Jest zupełne.»
«To się zobaczy. To dość wcześnie,
żeby o tym mówić. Kiedy jest
się przyzwyczajonym do pewnego sposobu życia, trudno się od niego
oderwać całkowicie.
Przyjaźnie i tęsknota znów nas ku niemu prowadzi» – mówi Iskariota.
«Tęsknisz więc za wcześniejszym
życiem?» – pyta Mateusz.
«Ja... nie. To tak się mówi. Ja
jestem człowiekiem kochającym
Nauczyciela i... mam w sobie składniki, które służą mi do pozostania
wiernym postanowieniu. Ale ona, to niewiasta... i jaka niewiasta! Poza
tym nawet jeśli nie brak jej wytrwałości, to
nie jest przyjemne
mieć ją pośród nas. Gdybyśmy mieli spotkać rabinów, kapłanów lub
potężnych faryzeuszy, wierzcie mi, że ich
komentarze nie byłyby miłe. Z wyprzedzeniem czerwienię się na myśl o
tym.»
«Nie zaprzeczaj sobie, Judaszu. Skoro
rzeczywiście przeciąłeś
mosty z przeszłością – co
usiłujesz powiedzieć – to po co
tak się smucisz, że biedna dusza idzie za
nami, żeby dopełnić swej przemiany w [kierunku] Dobra?» [–
mówi Jezus.]
«Ależ z miłości, Nauczycielu. Ja też
wszystko czynię z
miłości... do Ciebie.»
«Zatem doskonal się w tej miłości.
Miłość, ażeby być nią rzeczywiście, nigdy nie może
pomijać kogokolwiek. Jeśli ktoś potrafi kochać tylko jednego i nie umie
kochać nikogo
innego, to ujawnia, że
nie ma w nim prawdziwej miłości, nawet jeśli przedmiot jego miłości go
kocha.
Miłość doskonała kocha, w należnym stopniu, cały rodzaj ludzki, także
zwierzęta i rośliny,
gwiazdy i wody, bo wszystko widzi w Bogu. Kocha Boga, jak to należne, i
miłuje wszystko
w Bogu. Zauważ, że miłość wykluczająca kogoś jest często egoizmem.
Umiej więc
dojść do kochania także innych – z
miłości.
«Tak, Nauczycielu.»
Przedmiot ich rozmowy idzie w tym
czasie na przedzie z innymi niewiastami, u boku Maryi, nie
podejrzewając, że jest
powodem tak wielkiej dyskusji. Doszli do zabudowań Jafii, przeszli
przez nią i minęli
ją. Żaden z mieszkańców nie ujawnił chęci pójścia za Nauczycielem lub
zatrzymania Go. Idą dalej. Apostołowie
niepokoją się obojętnością tego miejsca, a Jezus usiłuje ich uspokoić.
Dolina ciągnie się ku zachodowi i
widać na jej krańcu inną osadę, leżącą u stóp jakiejś
góry. Również i ta osada, którą nazywają Meraba, jest obojętna. Jedynie
dzieci
podchodzą do apostołów, którzy czerpią wodę w przejrzystym źródle
przylegającym
do jakiegoś domu.
Jezus głaszcze je, pyta o imiona, a dzieci pytają Go o Jego imię i o
to, kim jest,
dokąd idzie i co robi. Podchodzi też jakiś żebrak, niedowidzący, stary,
przygarbiony
i wyciąga rękę, by otrzymać jałmużnę. Otrzymuje ją.
Podejmują marsz, wspinając się na
wzgórze przecinające dolinę, na
którą wylewa ono wody swych małych strumieni. Teraz są zaledwie
strużkami wody lub
kamieniami spalonymi słońcem. Droga jest jednak dobra, otwarta pośrodku
sadów
oliwnych, a potem – innych drzew.
Splatają one swe
konary, tworząc rodzaj zielonej galerii ponad drogą. Wchodzą na szczyt,
uwieńczony
lasem. Słychać jego
szum. O ile się nie mylę, to jest las jesionowy. Tam siadają, by
odpocząć i zjeść posiłek. Jedzą i
wypoczywają, ciesząc się czarującym widokiem. Panorama bowiem jest
cudowna. Kiedy
patrzy się ku zachodowi, widać łańcuch Karmelu po lewej. To łańcuch
bardzo zielony,
w którym odkrywa się wszystkie najpiękniejsze odcienie zieleni. Tam,
gdzie on się kończy, jest morze –
błyszczące, otwarte, bez granic, rozciągające ku północy
powierzchnię wzburzoną lekkimi falami. Obmywa brzegi, które od krańca
cypla,
utworzonego przez zbocza gór Karmelu, wznoszą się ku Ptolemaidzie i
innym miastom, aby ostatecznie zatracić się w
lekkiej mgle po stronie Syrofenicji. Nie widać morza na południu cypla
Karmelu, gdyż łańcuch gór –
wyższych niż wzgórza, na których się znajdują – zasłania im widok.
Godziny mijają w cieniu
szeleszczących drzew. [Miejsce jest]
przewiewne. Jedni śpią, drudzy mówią półgłosem, inni rozglądają się.
Jan oddala
się od towarzyszy, wchodząc najwyższej jak to możliwe, ażeby lepiej
widzieć. Jezus
idzie na osłonięte miejsce, żeby się modlić i rozmyślać. Niewiasty
oddaliły się
za falującą zasłonę z kwitnącego wiciokrzewu. Tu odświeżyły się przy
maleńkim
źródełku, które – będąc małą
strużką wody – tworzy na ziemi
kałużę. Nie udaje mu się
przekształcić w strumień. Potem najstarsze zasnęły, zmęczone.
Najświętsza Maryja z Martą i
Zuzanną rozmawiają o
[swoich] odległych domach. Maryja mówi, że chciałaby bardzo mieć ten
piękny krzew, cały w kwiatach, dla
ozdobienia Swej małej groty.
Magdalena, która rozplotła włosy, nie
mogąc udźwignąć ich
ciężaru, splata je znowu i mówi:
«Idę do Jana, teraz gdy jest z nim
Szymon, aby wraz z nimi popatrzeć na morze.»
«Ja też idę» – odzywa się Najświętsza
Maryja.
Marta i Zuzanna pozostają przy
śpiących towarzyszkach.
Aby dojść do dwóch apostołów, muszą
przejść obok zarośli, w
których ukrył się Jezus, by się modlić.
«Mój Syn znajduje odpoczynek w
modlitwie» – mówi cicho Maryja.
Magdalena odpowiada:
«Sądzę, że dla Niego to konieczne
odizolować się, żeby zachować Swe doskonałe opanowanie,
jakie świat wystawia na ciężką próbę. Wiesz, Matko, robię to, co mi
mówiłaś. Co
noc oddalam się na dłużej lub krócej, aby wzmocnić spokój, jaki zakłóca
tak wiele
spraw. Czuję się potem o wiele silniejsza.»
«Teraz – silniejsza, a potem
poczujesz się szczęśliwsza. Wierz w
to, Mario: w radości jak i w smutku, w pokoju jak i w walce, nasz duch
potrzebuje
całkowitego zanurzenia się w oceanie medytacji. [To konieczne] dla
odbudowania tego, co
niszczy świat i wydarzenia
życia, i dla nabrania nowych sił, żeby coraz bardziej się wznosić. W
Izraelu posługujemy się modlitwą ustną i
nadużywamy jej. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest bezużyteczna lub
źle widziana przez Boga. Stwierdzam jednak,
że użyteczniejsze dla ducha jest duchowe wzniesienie się ku Bogu – medytacja. Kontemplując w niej Jego
Boską
doskonałość i naszą nędzę lub nędze tak wielu biednych dusz – nie po to, żeby je ganić, lecz po to,
by im
współczuć i je zrozumieć i aby dziękować Panu, że nas podtrzymał,
przeszkadzając
nam w grzechu, lub wybaczył nam, żeby nas nie pozostawić w upadku – dochodzimy do rzeczywistego modlenia
się, czyli do
kochania. Bo modlitwa, żeby być tym, czym rzeczywiście być powinna,
musi być miłością. Inaczej jest
poruszaniem warg, a dusza nie jest obecna.»
«Ale czy można mówić do Boga, gdy ma
się wargi brudne od tylu
bezbożnych słów? Ja w godzinach skupienia, które spędzam –
jak mnie tego nauczyłaś, Ty, mój najsłodszy apostole –
zadaję gwałt memu sercu, które pragnęłoby powiedzieć Bogu: “Kocham
Cię”...»
«Nie! Dlaczego?»
«Bo wydaje mi się, że dokonam ofiary
świętokradczej, ofiarowując moje serce...»
«Nie popełnisz [świętokradztwa],
córko, nie zrobisz tego. Twoje
serce, przede wszystkim, jest ponownie uświęcone przez przebaczenie
Syna. Ojciec widzi tylko to przebaczenie. Ale nawet gdyby Jezus jeszcze
ci nie przebaczył, a ty w swojej nie znanej [nikomu]
samotności – która może być równie
dobrze
materialna jak i moralna –
wołałabyś ku Bogu:
“Kocham cię, Ojcze, przebacz moje nędze, bo żałuję za nie z powodu
boleści, jaką
Ci zadają”, wierz w to, Mario, Bóg Ojciec sam by ci przebaczył. Jakże
drogi byłby
Mu twój krzyk miłości. Oddaj siebie miłości, zdaj się na nią. Nie
zadawaj jej
gwałtu. Pozwól jej nawet stać się tak gwałtowną, jak pożar. Pożar spala
wszystko,
co materialne, lecz nie niszczy ani jednej cząsteczki powietrza, bo ono
jest bezcielesne.
Przeciwnie, oczyszcza je z maleńkich brudów, jakie przynosi wiatr,
czyni je lżejszym.
Tak samo czyni miłość z duchem. O ile Bóg na to pozwala, pochłania
szybciej materię
człowieka, lecz nie niszczy ducha. Przeciwnie, powiększa jego żywotność
i czyni
czystym, lekkim, by wzniósł się ku Bogu. Widzisz Jana, tam? To naprawdę
chłopiec. A
jednak jest orłem. On jest najsilniejszym ze wszystkich apostołów, bo
pojął
tajemnicę mocy, formacji duchowej –
miłosnej medytacji.»
«Ale on jest czysty.
Ja... To chłopiec. A ja...»
«Zatem spójrz na Zelotę. To nie jest
chłopiec. Żył, walczył, nienawidził. Uznaje to szczerze. Ale
nauczył się medytować. I on także, wierz Mi, jest bardzo wysoko.
Widzisz? Obydwaj
szukają się, bo są do siebie podobni. Osiągnęli ten sam doskonały wiek
ducha i tym
samym sposobem: przez modlitwę myślną. To dzięki niej chłopiec stał się
pełen
życia w duchu. To dzięki niej ten, który był już stary i zmęczony,
powrócił do
pełni życia. I znasz jeszcze kogoś innego, kto – chociaż nie jest
apostołem – będzie, a nawet już jest
bardzo daleko na drodze
[doskonałości] z powodu swej naturalnej skłonności do rozmyślania.
Odkąd jest
przyjacielem Jezusa, ona stała się w nim duchową potrzebą. To twój
brat.»
«Mój Łazarz?... O! Matko! Powiedz mi,
Ty, która wiesz tyle rzeczy,
gdyż Bóg Ci je ukazuje, jak potraktuje mnie Łazarz przy pierwszym
spotkaniu? Przedtem
milczał, gardził mną, lecz czynił to, bo nie znosiłam wymówek. Byłam
bardzo okrutna
dla mojego brata i dla mojej siostry... Teraz to pojmuję. Teraz – kiedy
wie, że może mówić – co mi powie?
Obawiam się z
jego strony otwartych wyrzutów. O! Z pewnością przypomni mi wszystkie
męczarnie, jakie
zadałam... Chciałabym pofrunąć do Łazarza, ale boję się. Przedtem
chodziłam tam,
ale wspomnienia zmarłej mamy, łzy jeszcze obecne na przedmiotach, które
do niej
należały, łzy wylane nade mną, z mojej winy, nic mnie nie wzruszało.
Moje serce było
cyniczne, bezwstydne, zamknięte na wszelki głos nie pochodzący od
“zła”. Teraz
jednak nie mam już niedobrej siły Zła i drżę... Co uczyni mi Łazarz?»
«Otworzy przed tobą ramiona i nazwie
cię “umiłowaną siostrą” – bardziej
swym sercem niż wargami. On jest tak dobrze
ukształtowany w Bogu, że może zachować się tylko tak. Nie obawiaj się.
On nie powie
ci nic o przeszłości. To tak, jakbym go widziała: jest tam, w Betanii,
i dni
oczekiwania bardzo mu się dłużą. Czeka, żeby cię przytulić do serca i
zaspokoić
swą braterską miłość. Musisz go tylko kochać –
tak, jak on cię kocha – aby
zakosztować słodyczy zrodzenia z jednego łona.»
«Kochałabym go nawet wtedy, gdyby
czynił mi wymówki. Zasłużyłam na nie.»
«On będzie cię tylko kochał. Nic
więcej.»
Doszły do Jana i Szymona,
rozprawiających o przyszłych podróżach. Wstają, pełni
szacunku, kiedy przybywa Matka Pana.
«My też przyszłyśmy wychwalać Pana za
piękne dzieła Jego
stworzenia.»
«Matko, czy kiedykolwiek widziałaś
morze?»
«O! Widziałam je. I było wtedy, w
czasie burzy, mniej wzburzone niż Moje serce i mniej
słone niż Moje łzy. Uciekałam wzdłuż wybrzeża Gazy ku Morzu Czerwonemu
z Moim
Dzieckiem w ramionach, a strach przed Herodem gnał Mnie. I widziałam je
też, gdy
wracaliśmy. Wtedy była wiosna na świecie i w Moim sercu: wiosna powrotu
do ojczyzny.
Jezus klaskał małymi rączkami –
szczęśliwy, że
poznaje nowe rzeczy... Józef i Ja byliśmy szczęśliwi, choć dobroć Pana
uczyniła na
tysiące sposobów lżejszym [nasze] wygnanie w Matarea.»
Rozmowa toczy
się dalej.
Ja nie mam już możliwości nic ujrzeć ani usłyszeć.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
03 zabawy z sylabami 110 6854idB25
Magazine Fantasy & Science Fiction [Vol 110] Issue 03 March 2006 (v1 0) [html]
863 03
ALL L130310?lass101
Mode 03 Chaos Mode
110 Amazing Magic Tricks With Everyday Objects
2009 03 Our 100Th Issue
jezyk ukrainski lekcja 03
DB Movie 03 Mysterious Adventures
Szkol Okres pracodawców 03 ochrona ppoż
Fakty nieznane , bo niebyłe Nasz Dziennik, 2011 03 16
2009 03 BP KGP Niebieska karta sprawozdanie za 2008rid&657

więcej podobnych podstron