Jan Kasprowicz HYMNY
ISBN: 978-91-85805-89-1
漏 Litteraturs门刲 skapet Ligatur, 2009
P.O.Box 75
SE 730 50 Skultuna, Sweden
www.ligatur.se
office@ligatur.se
Jan Kasprowicz
HYMNY
[1902]
2009
4
Spis tre艣ci:
DIES IRAE
7
...........................................................................................................................
艢WI臉TY BO呕E, 艢WI臉TY MOCNY
23
....................................................
MOJA PIE艢艃 WIECZORNA
41
........................................................................
5
6
Hymny
DIES IRAE
Tr膮ba dziwny d藕wi臋k rozsieje, ogie艅 skrzepnie, blask 艣ciemnieje, w proch powr贸c膮 艣wiat贸w dzieje.
Z drzew wieczno艣ci spadn膮 li艣cie na S臋dziego straszne przyj艣cie, by 艣wiadectwo da膰 Psalmi艣cie..
A ty, psalmisto Pa艅ski, nastr贸j harf臋 swoj膮 ju偶 na ostatni ton!
Grzech krwi膮 czarn膮 dusz臋 plami..
Bez obro艅cy staniem sami -
kt贸偶 zlituje si臋 nad nami?
Kyrie elejson!..
O Bo偶e! Ty b膮d藕 nasz膮 艂ask膮 i obron膮!
Kyrie elejson!
O G艂owo, owini臋ta cierniow膮 koron膮, gasn膮cym wieki wiek贸w spojrzyj na nas okiem!
O spojrzyj na nas z tej g艂uszy, kt贸ra swym tchnieniem g艂臋bokiem ogarnia 艣wiat贸w bezmiary,
a kt贸r膮 ty wype艂niasz swych b贸l贸w ogromem, o G艂owo, owini臋ta cierniow膮 koron膮.
呕a艂obna drogo nieochybnej kary, brocz膮cej we 艂zach i przy j臋k贸w wt贸rze w ten pozbawiony ko艅ca
Pa艅skiego gniewu dzie艅,
7
Jan Kasprowicz w kt贸rym w po偶arach spokojnego s艂o艅ca szata艅skim chichotem p艂on膮
艣wie偶e, niezwi臋d艂e r贸偶e
grzechu i winy!
Na ich purpurze
osiad艂 pos臋pny i siny
tej Konieczno艣ci cie艅,
z kt贸rej przepastnej g艂臋biny, z 艂ona, pe艂nego niwecz膮cych tchnie艅, nad boskiej woli z艂omem
wyros艂y zab贸jcze kwiaty
w Pa艅skiego gniewu niesko艅czony dzie艅. .
A Ewa jasnow艂osa, matka gwiazd i ziemi, upaja si臋 ich woni膮, schylona nad niemi.
Kyrie elejson!
Przez ciebie w proch nico艣ci wracaj膮 Twe 艣wiaty, o Bo偶e mi艂osierny, zmi艂uj si臋 nad nami!
Od twego drzewa oderwany li艣膰, p臋dzi duch ludzki i naprz贸d, i wstecz, niby gar艣膰 kurzu, porwana cyklonem: przed nim i za nim p艂omienisty miecz iskrzy si臋 ostrzem czerwonem; przed nim i za nim wstaj膮 z swych cmentarzy upiory wiek贸w, naznaczone sromem winy i grzechu,
i kln膮, i blu藕ni膮, i p艂acz膮, j臋cz膮 i sycz膮, i dysz膮
nieustaj膮c膮 rozpacz膮,
od szale艅czego zamieraj膮 艣miechu w ten Pa艅skich gniew贸w niesko艅czony dzie艅. .
8
Hymny
O G艂owo, owini臋ta cierniow膮 koron膮, Ty, co rozpierasz swej m臋ki ogromem pier艣 Konieczno艣ci! O G艂owo, kt贸rej 藕renice, jako dwie pochodnie dogasaj膮ce, p艂on膮
nad kr臋t膮, pust膮, niesko艅czon膮 drog膮 i gasn膮, gasn膮, a zgasn膮膰 nie mog膮, zawrzyj, swe oczy nad nami,
nie patrz na bole艣膰 i zbrodni臋!. .
Jedno jest tylko w przestworzach widomem, jedno w zachodniej p艂omienieje zorzy nad p艂omiennymi falami
wiekuistego 呕ywota
i nigdy w ciemni臋 grobu si臋 nie z艂o偶y, i nigdy ci臋偶kich st贸p swych nie poruszy, by i艣膰 i i艣膰, i i艣膰
poza granice duszy -
jedno jest tylko Jednem,
grzmi膮cym miedzian膮 surm膮 archanio艂a ponad pokole艅 pokoleniem biednem w Pa艅skiego gniewu niesko艅czony dzie艅: wielki, wszechmocny B贸l.
O Bo偶e mi艂osierny, zmi艂uj si臋 nad nami!
Niech 艂aska Twoja winy nam odpu艣ci. .
A ty swe skronie tul
do zimnych opok, do strzaskanych grani, do stercz膮cych smutnie nad gard艂em czelu艣ci, i p艂acz. .
Surma j臋czy, surma wo艂a!
Gin膮 w chmurach wirch贸w czo艂a; 9
Jan Kasprowicz wa艂em m偶膮cych mgie艂 doko艂a
nieznany oddech miota,
jakie艣 potworne, dzikie kszta艂ty tworzy i po dolinach rozp臋dza ich stada, i zn贸w je skupia w przepastnej otch艂ani, i ku niebiosom wyrzuca ich k艂膮b, i w jakie艣 czarne rozsnuwa ca艂uny ten niewidzialny, dreszcz budz膮cy Tkacz, i ci臋偶k膮, mokr膮 t膮 prz臋dz膮 pokrywa wszystko, co jest. .
O biada!. .
Biada!.. Pier艣 艣wiat贸w, przed chwil膮 tak 偶ywa, kona pod strasznym ci臋偶arem. .
Olbrzymy 艣wierk贸w padaj膮 strzaskane; las si臋 po艂o偶y艂 na skalisty zr膮b; w臋偶e kos贸wek, wypr臋偶ywszy cia艂a w kurczach 艣miertelnych, dr臋twiej膮 bezw艂adne; wrzos na granit贸w pod艣cielisku szarem spe艂zn膮艂 na wieki;
kozice strom膮 oblepi艂y 艣cian臋 i patrz膮c trwo偶nie w bezmierny, daleki, w ten niesko艅czony chaos mgie艂 i cieni, run臋艂y w 偶lebny gr贸b. .
Rozkrzy偶uj silne ramiona
i paznokciami wpij si臋 w twardy g艂az, i odwr贸膰 oczy od onej przestrzeni, w kt贸rej rozsadza horyzont贸w kra艅ce ta G艂owa, w cier艅 uwie艅czona!
Nie patrz, gdzie siad艂a jasnow艂osa Ewa, wygnana z raju na wieczysty czas, maj膮ca zbrodni臋 u swych bia艂ych st贸p, 10
Hymny
wieczy艣cie 偶arta p艂omienist膮 偶膮dz膮 winy i grzechu. .
O duszo, pe艂na mi艂o艣ci,
a kt贸r膮 nieustanne szarpi膮 niepokoje!
Pa艅skiego gniewu zwali艂 si臋 ju偶 dzie艅!
Trombita S膮du nad tob膮 rozbrzmiewa piorunn膮 moc膮 archanielskich tchnie艅 w Pa艅skiego gniewu niesko艅czony dzie艅. .
Niechaj mnie s膮dz膮,
niechaj mnie karz膮 -
tak, mnie, Adama, com na barki swoje zabra艂 z Ogrodu to nadludzkie brzemi臋 przygniataj膮cej winy
i wieki wiek贸w pn臋 si臋 z tym ci臋偶arem ku wiekuistej wy偶y,
i zblad艂膮 nie 艣miem odwr贸ci膰 si臋 twarz膮 tam, ku tym zmrokom, co zaleg艂y ziemi臋, tam, ku piekielnej prze艂臋czy, na kt贸rej siad艂a jasnow艂osa Ewa z padalcem grzechu u swych bia艂ych st贸p. .
Miliardy krzy偶y,
opromienione okr臋gami t臋czy, z padolnych Styks贸w powstaj膮 g艂臋biny w Pa艅skiego gniewu niesko艅czony dzie艅 i rosn膮, rosn膮 w jaki艣 straszny las, co wierzcho艂kami swych bolesnych drzew przeszywa wszystkie mg艂y
i wszystkie blaski, kt贸re l艣ni膮 nad mg艂ami, wyp艂ywaj膮ce z Wszechmocy Istnienia.
O Bo偶e mi艂osierny, zmi艂uj si臋 nad nami!
Twojego gniewu nadszed艂 wielki czas, 11
Jan Kasprowicz g艂os ju偶 zagrzmia艂 hiobowy,
niebios wal膮 si臋 posowy,
z owini臋tej cierniem G艂owy
rzek膮 i morzem p艂ynie ciep艂a krew, w rzek臋 i morze krwi jej b贸l si臋 zmienia. .
W 艣wi膮tyni bo偶ej zamilk艂 艣wi臋ty 艣piew, ju偶 si臋 zas艂ona rozdar艂a na dwoje, mur si臋 ju偶 wali i ska艂a ju偶 p臋ka. .
A krew w tych morzach, w tych czerwonych rzekach, 艣ci臋艂a si臋 w ciemny l贸d. .
Kyrie elejson!
Ogromna, nies艂ychana, wiekuista m臋ka, z nie przygas艂ymi oczyma,
milcz膮ca, cicha i jak zmierzch poblad艂a, na wkl臋s艂ych skroniach siad艂a, na wp贸艂otwartych powiekach
i na wyd臋tych piersiach tych olbrzymich cia艂, kt贸re do krzy偶y przybi艂a
nielito艣ciwa D艂o艅. .
W kleszczach je swoich trzyma, wpija si臋 w k膮ty ust,
ramiona w kab艂膮k gnie
dr臋cz膮ca wieki niezmo偶ona si艂a i jak 艣miertelny sza艂,
zastyg艂y, skamienia艂y w godzinie konania, swoim ci臋偶arem si臋 wgniata
w zwi臋d艂e, z przepasek ods艂oni臋te brzuchy i biodra sp艂aszcza, kolana rozsuwa i pokrzywione, czarne palce n贸g, pokrytych sieci膮 fioletowych 偶y艂, 12
Hymny
w zamar艂ych karczach wyd艂u偶a. .
O grozo 艣wiata!
O widma, p艂yn膮ce w dal! -
W ten przestw贸r 艣lepy i g艂uchy, w wilgotny, mg艂awy py艂,
w te ciemne wn臋trza bezs艂onecznych bry艂 -
w potworne gmachy nadszczytowych chmur!
Jeszcze nie zapia艂 kur,
a na piekielnej prze艂臋czy,
nad dnem Styksowych otch艂ani, siedzi pod z艂omem niebotycznej grani pramatka Grzechu, jasnow艂osa Ewa, z gadzin膮 zdrady u swych bia艂ych st贸p.
Kyrie elejson!
Straszny przed nami otworzy艂e艣 gr贸b. .
I p艂yn膮, p艂yn膮 te milcz膮ce krzy偶e razem z ruchomym, wielkim trz臋sawiskiem, kt贸re sw膮 rdzaw膮 ka艂u偶膮 oblewa m臋cze艅skie drzewa.
Wszystko, co by艂o dalekiem i bliskiem, co opada艂o w niedojrzan膮 g艂膮b i w niedojrzane wznosi艂o si臋 wy偶e, teraz tym wielkim, grz膮skim bagnem p艂ynie w Pa艅skiego gniewu ostatniej godzinie..
Kyrie elejson!
艢wiaty poch艂ania nieprzebyty mu艂, 艣wiaty, od bo偶ych odepchni臋te bram.
A spod korzeni jadowitych zi贸艂, spod k臋p sitowia i trzciny, i traw, 13
Jan Kasprowicz z row贸w, przepadlisk, w膮dolc贸w i jam, pokrytych opa艂owym szkliwem zgni艂ych w贸d, zaczyna wype艂zywa膰 偶mij sk艂臋biony p艂贸d: czarne pijawki, zielone jaszczury wij膮 si臋 naprz贸d wp艂aw
i oplataj膮 kr臋gami 艣liskiemi m臋cze艅skich krzy偶y smutne miliardy, z bagnistej wyros艂e ziemi,
zapad艂e w bagnisty ka艂. .
I oto g艂owy swoje, dziwne, ludzkie g艂owy, 艣wiec膮ce trupim t艂uszczem z偶贸艂k艂ych, 艂ysych cz贸艂, o szcz臋kach otulonych k艂臋bem czarnych br贸d, k艂ad膮 na 艂onach tych pomar艂ych cia艂. .
I sko艣ne, m臋tne oczy podnosz膮 do g贸ry ku ich schylonym skroniom. .
I biodra opasawszy w lubie偶nym u艣cisku, zwilgotnia艂ymi usty
szepcz膮 im s艂owa rozpusty. .
O Bo偶e mi艂osierny, zmi艂uj si臋 nad nami!
W kr贸lestwie 艢mierci staje nagi sza艂.
W niedo艣cignionym b艂ysku
tchnienie 偶ywota przenika
to, co od wiek贸w zagas艂o. .
W Pa艅skiego gniewu ostatniej godzinie krew 艣wie偶a p艂ynie
z odrywaj膮cych si臋 od krzy偶y r膮k, z odrywaj膮cych si臋 od krzy偶y n贸g. .
I G艂owa, owini臋ta cierniow膮 koron膮, ta G艂owa, kt贸ra przestw贸r wype艂nia bezbrze偶ny, podnosi ci臋偶kie powieki i patrzy. .
14
Hymny
Jaka偶 to orgia dzika!
Jaki偶 to chaos m膮k!
Kyrie elejson!
Id膮 na si臋 zmartwychwstali,
ogniem wojny 艣wiat si臋 pali, t艂umy w krwawej brodz膮 fali!
Adamie pot臋piony, zwr贸膰 si臋 z strasznych dr贸g!
Zawi艣nij na swym krzy偶u, stercz膮cym w niebiosa, i nie patrz, gdzie w spokoju Ewa jasnow艂osa, piekielny zaj膮wszy pr贸g,
do rozpustnego przytula si臋 gada!
O biada! -
Id膮 na si臋 zmartwychwstali -
w oku m艣ciwy skrzy si臋 gniew, rozpaczy kurcz wypr臋偶a rozchylone wargi, kroplisty pot oblewa policzki zapad艂e, kud艂y w艂os贸w zlepia g臋sta krew.
Z wyciem hyjen, z rykiem lw贸w, z ps贸w szczekaniem, z r偶eniem koni, kt贸re cugli nie zazna艂y,
艂kaj膮c, j臋cz膮c, gro偶膮c, kln膮c, poszarpane miec膮c skargi,
p臋dzi tuman ludzkich 偶膮dz.
Ten upada, ten si臋 broni,
temu d艂o艅 艣cisn臋艂a krta艅,
ten si臋 w swojego brata paznokciami wry艂, a tamten z臋by szczerzy, poszarpawszy rami臋, a ten olbrzyma r臋k膮 pochwyci艂 dwie nogi i rozdar艂 na dwie szczypy tu艂贸w Heraklowy, i w ciemn膮 rzuci艂 bezde艅, w S膮du straszn膮 noc. .
A z par膮 szklanych, martwych kul, 15
Jan Kasprowicz rozsadzaj膮cych oczodo艂y,
biegnie bez ko艅ca, bez ko艅ca, bez ko艅ca, gnaj膮c przed sob膮 bratob贸jczy huf, niemy i g艂uchy Strach. .
Zakryj b艂臋dne 藕renice, 艣cigany Adamie!
Nad tob膮 tam! u szczytu
z艂ocistow艂osa Ewa!
Jej grzechu ci臋偶ar zgni贸t艂 ci臋, stan膮艂e艣 w p贸艂 drogi!
Zakryj b艂臋dne 藕renice i na wieki wiek贸w rzu膰 si臋 w przepastny 偶leb!. .
Enoch i Eliasz z proroczymi ksi臋gi przyszli obwie艣ci膰 szalonemu 艣wiatu Pa艅skiego gniewu moc.
Lecz nim zdo艂ali rozedrze膰 sw贸j p艂aszcz, nim g艂os wytrysn膮艂 z przepe艂nionych 艂on, padli w zam臋cie spadaj膮cych gwiazd, zga艣li jak s艂o艅ca,
na to wzniecone w przedpocz膮tkach bytu, a偶eby zgas艂y. . Amen.
Szum si臋 wielki sta艂 doko艂a, kiedy surma archanio艂a
na Ostatni S膮d zawo艂a.
G艂os rozlega si臋 ponury,
jak grzmot leci z艂otopi贸ry,
z dolinami r贸wna g贸ry.
Dr偶y strwo偶ona 艣wiat贸w dusza, a on g艂臋bie m贸rz wysusza.
ko艣ci wiek贸w w grobach rusza.
Gwiazdy z orbit wytr膮ci艂a
archanielskiej tr膮by si艂a,
16
Hymny
ju偶 rozwar艂a si臋 mogi艂a.
Id膮 na si臋 zmartwychwstali,
ogniem buntu 艣wiat si臋 pali, t艂umy w krwawej brocz膮 fali.
Z wyciem hyjen, z rykiem lw贸w, 艂kaj膮c, j臋cz膮c, gro偶膮c, kln膮c, p臋dzi tuman ludzkich 偶膮dz. .
A On,
pot臋偶ne 艁ono przepot臋偶nych 艂on, Jasno艣膰 jasno艣ci,
Zmrok zmrok贸w,
艁aska 艂ask i gniew贸w Gniew,
stan膮艂 nad skonem 呕ywota
i r臋k臋 po艂o偶ywszy na g艂owie Bole艣ci, na niezmierzonej, cierniem opasanej G艂owie, wype艂niaj膮cej wszech艣wiat贸w przestwory, rozpocz膮艂 S膮d.
Bij膮 pioruny,
a nad pioruny idzie Jego zew!
Ogrom bytu b艂yskawic wszystkich nie pomie艣ci, a Jego 艣wiat艂o艣膰 z艂ota
strzela nad pe艂ni臋, nad ogniste 艂uny b艂yskawicowych potok贸w. .
Czym jestem wobec Ciebie, ja, com z rajskich w艂o艣ci zabra艂 z sob膮, wygnaniec, t臋 艂ami膮c膮 win臋 i teraz gin臋,
od Wschodu do Zachodu tu艂acz nieszcz臋艣liwy, pod nieuchronnych wyrok贸w
w pocz膮tkach dnia i nocy wzniesionym obuchem?!
Stop臋 swoj膮 z艂o偶y艂e艣 na pokole艅 grzbiecie i s膮dzisz! Kyrie elejson!
17
Jan Kasprowicz P艂acz贸w i j臋k贸w s艂uchasz nie s艂ysz膮cym uchem i s膮dzisz! Kyrie elejson!
Na m臋k臋 wiek贸w patrzysz nie widz膮cym okiem i s膮dzisz! Kyrie elejson!
Niewiasta z rozpaczliwym krzykiem rodzi dzieci臋, Ty dusz臋 jego grzechu oblewasz hyzopem i s膮dzisz! Kyrie elejson!
Wicher idzie po rozdro偶ach westchnieniem g艂臋bokiem, ku Twojej wy偶y
modlitwy niesie krwawe, przybite do krzy偶y, Ty s膮dzisz! Kyrie elejson!
A kto mnie stworzy艂 na to, a偶ebym w tej chwili, odziany pot臋pienia podart膮 偶a艂ob膮, kawa艂em kiru, zdj臋tym z mar Twojego 艣wiata, wi艂 si臋 i czo艂ga艂 przed Tob膮, i martwym, os艂upia艂ym z przera偶enia okiem strasznego S膮du wy艂awia艂 p艂omienne, 艣wiat druzgoc膮ce rozkazy?
A kto mi kaza艂 patrze膰 na te czarne g艂azy, rozpadaj膮ce si臋 na gruz pod moc膮 Twojego gniewu, przera藕liwy Bo偶e -
na g艂azy te, gdzie straszny owoc Twego drzewa, z艂ocistow艂osa Ewa,
do piersi pier艣 padalca tuli obna偶on膮?. .
O G艂owo, przepasana cierniow膮 koron膮!..
Kt贸偶 si臋 nad dol膮 zlituje sieroc膮, nad moj膮 dol膮,
kt贸rej, Bo偶e, Twe r臋ce, z kajdan nie wyzwol膮?
Kyrie elejson!
Patrzaj!. . Kyrie elejson!
Ona sw膮 bia艂膮 d艂o艅
k艂adzie na jego skro艅 -
18
Hymny
na trupi膮, zapadni臋t膮, z偶贸艂k艂a skro艅 zlenia艂膮. .
Kyrie elejson!
I podczas gdy swe S膮dy sprawiasz Ty, o morze niewyczerpanych gniew贸w,
ona swym okiem patrzy w jego oczy -
omdlewaj膮cym okiem!
Kyrie elejson!
Jej nagie uda dr偶膮,
palcami rozczesuje z艂oto swych warkoczy i fal膮 z艂ocistych w艂os贸w
os艂ania jego nago艣膰 i pie艣ci, i pie艣ci ustami czerwonymi blado艣膰 jego ust.
Kyrie elejson!
W臋偶owe jego kr臋gi opasuj膮 biodra rozlubie偶nionej Bole艣ci,
a ona, wypr臋偶ywszy swe rozpustne cia艂o, nienasyconym oddycha pragnieniem.
Kyrie elejson!
Na 艂onie jej spocz臋艂a czarna, l艣ni膮ca broda rozpalonego Szatana,
co 艣wiat umieraj膮cy okry艂 swoim cieniem, a ona,
w zbrodniczych pieszczot rozdawaniu szczodra, zamkn臋艂a w dr偶膮ce go biodra, w nabieg艂e 偶膮dz膮 ramiona. .
Kyrie elejson!
M膮 dusz臋 pali wieczna, nie zamkni臋ta rana!
Kt贸偶 mi lekarstwo poda?
Ojcze rozpusty! Kyrie elejson.
Nic, co si臋 sta艂o pod sklepem niebios贸w, bez Twej si臋 woli nie sta艂o!
Kyrie elejson!
O 藕r贸d艂o zdrady! Kyrie elejson!
19
Jan Kasprowicz Przyczyno grzechu
i zemsty, i rozpaczy szale艅czego 艣miechu!
Kyrie elejson!
S膮d藕, Sprawiedliwy!
Krusz 艣wiat贸w posady,
roz偶egnij wielki po偶ar w tlej膮cej iskierce, na popi贸艂 spal Adama oszukane serce i p艂acz!
Z nim razem p艂acz, kamienny, lodowaty Bo偶e!
Niech Twa surma przera藕liwa
echem p艂aczu si臋 odzywa
nad pokosem Twego 偶niwa. .
Dwuj臋zycznego smoka,
Szatana o trzech grzbietach zwalczy艂 w wielkim boju archanio艂 pa艅ski, Micha艂, i zgin膮艂 w otch艂ani. Amen.
I sta艂 si臋 koniec 艣wiata.. O chwilo spokoju!
Zgas艂 p艂omienny g艂os proroka i wieczno艣ci noc g艂臋boka
nieprzejrzan膮 jest dla oka.
A ja, wygnaniec z Raju, tu艂acz nieszcz臋艣liwy, zes艂any, aby kona膰, na te ziemskie niwy, i patrze膰, jak pod z艂omem niebotycznej grani, usiad艂a matka 艢mierci, Ewa jasnow艂osa, pieszcz膮ca w臋偶a Grzechu, posy艂am w niebiosa, opad艂o nad wieczno艣ci tajemniczym mrokiem, to moje wiekuiste, nieprzebrzmia艂e: Amen!
Amen!
W umar艂ych byt贸w milczeniu g艂臋bokiem, s艂ycha膰 jedynie Amen, moje straszne Amen.
20
Hymny
O Bo偶e mi艂osierny, zmi艂uj si臋 nad nami!
Kyrie elejson!
Przede mn膮 przepa艣膰, zrodzona przez win臋, przez grzech Tw贸j, Bo偶e!. . Gin臋! gin臋! gin臋!
Amen.
A c贸偶 powstanie ponad nico艣ciami, gdzie ongi by艂y 艣wiaty
i Ja, w ch臋膰 偶ycia bogaty,
a dzi艣 w umar艂ych postawiony rz臋dzie?
Niech nic nie b臋dzie!
Amen!
Bo c贸偶 by膰 mo偶e, je艣lim ja zagin膮艂?..
Na wszystko mrok nico艣ci nieprzebyty sp艂yn膮艂
Amen.
21
Jan Kasprowicz 22
Hymny
艢WI臉TY BO呕E,
艢WI臉TY MOCNY
O niezg艂臋bione, nieobj臋te moce!
Skrzyd艂ami trzepoc臋
jak ptak ten nocny,
kt贸remu okiem kazano skrwawionem patrze膰 w blask s艂o艅ca. .
艢wi臋ty Bo偶e! 艢wi臋ty Mocny!
艢wi臋ty a Nie艣miertelny!. .
A moje skrzyd艂a plami
krew, kt贸ra cieknie bez ko艅ca.
z mojego serca. .
A oko moje zachodzi mg艂膮,
kt贸ra jest skonem
i mego serca, i duszy mej!
Niech b臋dzie skonem i Twoim!
艢wi臋ty Bo偶e! 艢wi臋ty Mocny,
艢wi臋ty a Nie艣miertelny,
zmi艂uj si臋 nad nami!
I niechaj 艂zy,
kt贸re o jasnym poranku
wisz膮 na k艂osach wypocz臋tych zb贸偶 lub szkliwa pian膮 okrywaj膮 k臋py 23
Jan Kasprowicz w sen otulonych traw,
zmieni膮 si臋 w g艂o艣ne skargi
i bez ustanku
p艂yn膮 do Twoich z贸rz. .
Niechaj rozszarpi膮 na strz臋py, na krwawe szmaty
艂uny 艣witowe, powsta艂e nad ziemi膮, gdzie b贸l i rozpacz drzemi膮, ogromne, przez Szatana zap艂odnione 艣wiaty, a mo偶e przez Ciebie,
o 艢wi臋ty, Nie艣miertelny, 艢wi臋ty, Mocny Bo偶e!
Dlaczego moje li wargi
maj膮 wyrzuca膰 krwaw膮 pie艣艅?!
P艂acz ze mn膮!
Dlaczego sam mam i艣膰 w t臋 przestrze艅 ciemn膮, cho膰 偶ar po艂udnia pali si臋 w przestworze?. .
Dlaczego sam mam wlec si臋 na rozdro偶e, ku tym pochy艂ym krzy偶om,
kt贸rym na czarne ramiona
kracz膮ca siada wrona
i dziobem zmar艂e rozsypuje pr贸chno?
Niech g艂uche 偶ale nie g艂uchn膮!..
Id藕 ze mn膮!
Zrzu膰 z Siebie, Ojcze, nietykalne blaski!
Zgarnij ze Siebie t臋 bo偶膮,
t臋 w艂adaj膮c膮 moc, co nad wiekami nieugaszon膮 p艂omienieje zorz膮 i 艣wiat艂o艣膰 daje 艣wiatom,
i 艣wiaty w swoim ogniu na popio艂y trawi!
24
Hymny
Sta艅 si臋 tak lichy jak ja, i skulony, i doczesno艣ci okryty 艂achmanem, wlecz si臋 nieszcz臋snym 艂anem za kluczem w dal przymglon膮 ci膮gn膮cych 偶urawi, ku cichej, na rozstajach kopanej mogile zapomnianego cz艂owieka!
Albo w swej ca艂ej, wiekuistej sile, w ca艂ej pot臋dze wszechmocnego bytu, sta艅 przy mym boku
i dusz臋 moj膮 rozszerz do Swego bezmiaru, i oczy moje, w smutku zapatrzone strony, rozewrzyj, kr贸lu glob贸w pe艂nych 偶alu, do nieobj臋tych orbit,
i wlecz si臋, wlecz si臋 ze mn膮 na samotne pola, ku tym ostami poros艂ym przydro偶om, gdzie, kurzem obsypana, 艣lepa siad艂a Dola. .
A wiatr rozwiewa jej w艂osy
i 偶wir jej w puste sypie oczodo艂y, a s艂o艅ce, rozpaliwszy bezdenne niebiosy, pali jej 偶贸艂te, pomarszczone skronie i po policzkach leje strumie艅 偶aru, w bezd藕wi臋czn膮 sk贸r臋 piersi wysuszone zmienia i wargi jej roztwiera, daremnie 艂akn膮ce ach! rze藕wi膮cego zbawienia.
A dzwon si臋 rozlega,
z j臋kiem si臋 czo艂ga po spalonej 艂膮ce, z p艂aczem si臋 wznosi nad umar艂e b艂onia, 艂kaniem wyschni臋te chce poruszy膰 wody i zrozpaczony zamilka u brzega, i zn贸w si臋 zrywa, i j臋czy, i p艂acze, i 艂ka, i p艂ynie, i p艂ynie, i p艂ynie w tej rozp艂akanej godzinie..
25
Jan Kasprowicz A jako widna ta ziemia, wspania艂a wielk膮 godzin膮 konania,
nie pogrzebione wok贸艂 le偶膮 cia艂a, a ci si臋 wlok膮, pop臋dzani moc膮 strasznego l臋ku.
A ka偶da g艂owa ku ziemi si臋 s艂ania ka偶de kolano si臋 chwieje,
a krzy偶e posmutnia艂e dr偶膮 w wychud艂ych r臋ku, a w wietrze chor膮gwie trzepoc膮, a w martwym, niemym s艂o艅cu gromnice si臋 z艂oc膮, a 艢mier膰 przed t艂umem kroczy, wielkimi kroczy odst臋pami
i z 艣miechem na trupich ustach wywija kos膮 stalow膮,
po艂yskuj膮c膮 w po艂udniowym skwarze, A nad jej g艂ow膮,
jak wieniec z czarnych zi贸艂, rozkwit艂ych podmuchem 偶a艂oby, gdzie drzemi膮 stuleci groby, zg艂odnia艂ych kruk贸w kr膮偶膮 stada chmur膮 艣ciemnion膮
i wysun膮wszy dzioby,
偶膮dliwie ch艂on膮
ten wiew, kt贸ry idzie od ziemi -
truj膮cy, 艣miertelny wiew. .
A ona, 艣wiata przebiegaj膮c smug, kroki swe liczy na mile
i kos膮 zatacza 艂uk,
偶e jako zbo偶e w dzie艅 ko艣by, tak pokolenia padaj膮
na niesko艅czonym obszarze,
kt贸ry jej mocy odda艂 si臋 spokojny, kt贸ry jej mocy odda艂 si臋 bezwiedny. .
26
Hymny
O dzwonu 艂kaj膮ce pro艣by!
O szumie wi臋dn膮cych drzew!
O Bo偶e, 艢wi臋ty Bo偶e! 艢wi臋ty a Nie艣miertelny!. .
A ci si臋 wlok膮,
blask贸w s艂onecznych odziani pow艂ok膮.
A dzwon si臋 rozlega
w blask贸w s艂onecznych poz艂ocistym pyle, opadaj膮cym na zielska przydro偶y, na melancholi臋 okryte przecznice, na gr贸b samotny
zapomnianego cz艂owieka.
Kopcie samotny gr贸b!
Niechaj w nim ko艣ci po艂o偶y
ten, kt贸ry z matki 偶ywota
wyni贸s艂 nieszcz臋sny los!
Nieokie艂zana gna艂a go t臋sknota za widmem b贸lu,
kt贸ry sam jeden
wszechmocny posiada g艂os,
kt贸ry sam jeden rozpie艣nia
dusz臋 s艂abego cz艂owieka
w natchnion膮 pie艣艅,
zap艂adniaj膮c膮 艣wiaty. .
Kopcie samotny gr贸b,
po艣r贸d krwawnik贸w kopcie i dziewanny, u st贸p
pr贸chniej膮cego krzy偶a,
gdzie w po艂udniowy skwar
bratnie si臋 schodz膮 duchy,
t艂um zapomnianych mar,
i w艣r贸d spalonej usiad艂szy murawy, j臋k wyrzucaj膮 g艂uchy
27
Jan Kasprowicz z skrwawionych 艂on..
A j臋k ten idzie po z偶臋tych zagonach razem z t膮 pie艣ni膮, kt贸r膮 j臋czy dzwon -
na r偶yskach rusza porzucone k艂osy, czarnymi o偶yn jagodami chwieje i wierzb p艂acz膮cych srebrne czesze li艣cie, i szumi w wierzchach czerwonych chojar贸w. .
Kopcie samotny gr贸b
tam, na tej miedzy szerokiej, gdzie ro艣nie 艂opian chropawy, gdzie srebrne l艣ni膮 si臋 podbia艂y, gdzie aksamitna bylica
rozpierza mi臋kkie swe ki艣cie!
Tam, gdzie ten par贸w
s膮czy resztkami wody,
gdzie ten w膮dolec ospa艂y,
gdzie ci si臋 wlok膮,
blask贸w s艂onecznych odziani pow艂ok膮, gdzie si臋 nad drog膮 kurzu wzbija s艂up, kopcie samotny gr贸b!
Gdzie ziemia p臋ka od 偶ar贸w,
gdzie ka偶da jej grudka
pe艂na jest znoj贸w
i krwawych pr贸b,
gdzie dzwon si臋 rozlega,
gdzie w wietrze chor膮gwie trzepoc膮, gdzie si臋 gromnice z艂oc膮 -
kopcie samotny gr贸b!
Gdzie w dali pob艂yskuje jezioro t臋skni膮ce, gdzie jaskier wi臋dnie na 艂膮ce -
gdzie opuszczone mogi艂y -
te kopce poleg艂ych woj贸w
nielito艣ciwy rozorywa p艂ug,
28
Hymny
rdzawe szablice wyrzucaj膮c z wn臋trza, dzi艣 wroga zbrodniczy 艂up,
tam wy samotny, cichy, kopcie gr贸b!. .
Niechaj w nim ko艣ci po艂o偶y
ten, kt贸ry powsta艂 z tej ziemi, kt贸ry mia艂 w sobie jej trud, jej tajemniczy j臋k,
id膮cy z g艂臋bin przestworzy
w po艂udnia senny skwar.
Niechaj w nim spocznie na wieki ten, kt贸ry zabra艂 z jej chat 偶alniki 艂ez
i czeka艂, kiedy przyjdzie wybawienia kres, i z jej szumi膮cych zb贸偶
zgarnia艂 ten dziwnie przejmuj膮cy szum, i w swoich dum
tre艣膰 go zamyka艂, i w 艣wiat
jak wielk膮 艣wi臋to艣膰 ni贸s艂.
I 偶al go zdejmowa艂,
偶e mu nie dan膮 by艂a moc,
by zmieni膰 w tryumf te 艂zy;
偶e nie mia艂 si艂y,
aby te szumy 偶a艂obne
w jaki艣 weselny,
w jaki艣 radosny hymn si臋 rozpie艣ni艂y!
I obarczony przekle艅stwem najdro偶szych, stan膮艂 na drodze w dzie艅 tuczy, jak krzew pogi臋ty,
i z piorunami w zawody
rozpacz膮 grzmia艂!
A burza huczy i huczy,
a chmur si臋 k艂臋bi wa艂,
a wiatr mu deszczem miecie w 艣lepe oczy, 29
Jan Kasprowicz a grzbiet mu dr偶y jak brzoza w艣r贸d pustego pola, a 艣lepa na przydro偶u przykucni臋ta Dola 艣mieje si臋 dzikim 艣miechem,
偶e si臋 nie spotka艂 z echem
ten rozpaczliwy g艂os,
偶e go wch艂on臋艂y odm臋ty
tej burzy.
呕e w tej nie艣miertelnej podr贸偶y, w tej drodze znojnej,
na tym zsieczonym 艂anie
upad艂 bezsilny cz艂ek,
do wichru zwali艂 si臋 st贸p.
Kopcie samotny gr贸b!
A Ty, o 艢wi臋ty,
o Nie艣miertelny,
kt贸ry swym jednym oddechem
wype艂niasz wiek贸w wiek,
Ty od powietrza, g艂odu, ognia i wojny, i od Szatana, kt贸ry w dom przychodzi i dusze zwodzi,
zachowaj nas. Panie!
艢wiat d贸艂 sw贸j grzebie
od pierwszych dni,
a w obramieniu Tr贸jk膮ta
Twe oko l艣ni
nad w臋g艂em niebieskiej bramy. .
A my wo艂amy do Ciebie,
a my wzdychamy,
Ewy nieszcz臋sne dzieci. .
A z g艂uchym 艂oskotem
na trumn臋 sypi膮 si臋 grudki
ziemi oblanej potem,
30
Hymny
ziemi oblanej krwi膮. .
A naoko艂o zapad艂e mogi艂y
i cicho 艂kaj膮ce smutki
w艣r贸d trawy, co z cichym szelestem po偶贸艂k艂e li艣cie ko艂ysze.
A 艣wiat艂o艣膰 wiekuista biednym ludziom 艣wieci w t臋 podr贸偶 ciemn膮. .
Jestem!
I Ty jeste艣 tu ze mn膮!
Przerwij t臋 cisz臋!
Niech Twoje s艂owo gromowe
zagrzmi nad wielkim cmentarzem!
Radosne niech g艂osi nadzieje!
Niech zapomniani wstan膮,
a 偶ywym niechaj 偶ycie nie b臋dzie ponurym, wieki kopanym do艂em!
Zmi艂uj si臋, zmi艂uj nad nami!
Z kornym b艂agamy czo艂em!
Spu艣膰 Swoj膮 艂ask臋 na t臋 nasz膮 g艂ow臋, na oczy zmroczone 艂zami!
Zmi艂uj si臋, zmi艂uj nad nami!
Daj spiek艂ym 艂anom
rze藕wi膮cy deszcz!
Nie zsy艂aj gradu,
kt贸ry nam zbo偶e zsiecze, nim dojrzeje..
Nie tra膰 naszego dobytku
w owcach i koniach!
Trzymaj z daleka pomory,
kt贸re nam bij膮
ostatni膮 krow臋 z obory!
Ze 偶yta wyple艅 sporysze
i chwast k膮kolu
i w r臋ku trzymaj te chmury,
31
Jan Kasprowicz by si臋 nie rwa艂y
i nie topi艂y w ulewie
snop贸w na polu!
Niechaj nie p艂acz膮 stulecia!
Niech mr贸z sp贸藕niony nie warzy nam kwiecia na ledwie rozkwit艂ym drzewie, na naszych wi艣niach i gruszach, na naszych starych, pochy艂ych jab艂oniach. .
I wdzi臋czno艣膰 rozpal nam w duszach, by艣my Twe dary godnie ocenia膰 umieli.
O pe艂en kary
i przebaczenia pe艂ny!
Chocia偶 ci nasze te grzechy utrudni膮 stan膮膰 nad nimi z powiek膮 zamkni臋t膮, niech Twoja lito艣膰 stokro膰 wi臋ksz膮 b臋dzie ni偶eli wszystek nasz grzech!
O Panie!
Nie daj wysycha膰 studniom!
Niech si臋 Szatana nie rozlega 艣miech!
Na naszej grz臋dzie,
gdzie ci臋偶ki trud rozpocz臋to, niech trud ten 偶niwem si臋 stanie!
Spraw, aby w wielkie, uroczyste 艣wi臋to, w t臋 chwil臋 weso艂膮,
gdy na organie
i 艣piewem, i kadzid艂em wielbimy Tw膮 moc i dobro膰 Twoj膮,
nie by艂a dla nas potrzeba
sk膮pi膰 dziecinom chleba!
Chro艅 nas od zdrady
i daj nam tyle,
by艣my we w艂asnej spocz臋li mogile; by nasze dzieci czy wnuki,
32
Hymny
gdy przyjdzie im dla ojc贸w starych kopa膰 gr贸b, nie by艂y przymuszone i艣膰 mi臋dzy s膮siady i prosi膰 o ja艂mu偶n臋, ach! na cztery deski, na prost膮, bia艂膮 skrzyni臋 z naznaczonym smo艂膮 krzy偶em u g艂owy. .
Ojcze niebieski!
Na pokropienie daj
i aby grosz by艂 gotowy
dla dziadka proszalnego, co w gor膮cej wierze ciche odm贸wi pacierze..
A je艣li ziaren swych 艂ask
nie zechcesz r贸wna膰 strychulcem po brzegi swej szczodrej 膰wierci, od nag艂ej i niespodziewanej 艣mierci racz nas zachowa膰. Panie!
I niechaj w wietrze chor膮gwie trzepoc膮, niech si臋 gromnice z艂oc膮,
niech blask ich p艂ynie w ten s艂oneczny blask!
Pogrzebne niech zabrzmi膮 艣piewy nieszcz臋snym dzieciom Ewy!
Pad艂ym na znojnym 艂anie
niech dzwoni 偶a艂obny dzwon,
niech szumi z tej trawy szelestem. .
艢wi臋ty Bo偶e! 艢wi臋ty Mocny!
Jestem!
Jestem i p艂acz臋. .
Bij臋 skrzyd艂ami,
jak ptak ten ranny,
jak ptak ten nocny,
kt贸remu okiem kazano skrwawionym patrze膰 w blask s艂o艅ca. .
33
Jan Kasprowicz A u mych st贸p
samotny kopi膮 gr贸b,
a czarna wrona,
na Bo偶ej m臋ki usiad艂szy ramiona, bez ko艅ca
kracze i kracze,
i dziobem zmar艂e rozsypuje pr贸chno. .
A ci si臋 wlok膮,
艣wietlist膮 mgie艂 sierpniowych odziani pow艂ok膮, jak cienie,
do wielkiej si臋 wlok膮 mogi艂y. .
Za nimi dziewanny
z piaszczystych wydm si臋 ruszy艂y, z miedz si臋 ruszy艂y krwawniki, spoza zap艂oci bez si臋 ruszy艂 dziki, tatarak zaszumia艂 w w膮dolcach i z mu艂u otrz膮sn膮wszy pachn膮ce korzenie, idzie wraz z niemi. .
Z mokrade艂 k臋py rogo偶y,
z przydro偶y
osty o 偶贸艂tych kolcach,
szerokolistn臋 艂opiany,
senne podbia艂y,
fioletowe szaleje,
cierniste g艂ogi
wsta艂y
i id膮. .
Li艣膰mi mi臋kkiemi
wierzb zaszele艣ci艂 rz膮d
i w cichej, rozpaczliwej sunie si臋 偶a艂obie 艣ladem ich drogi. .
Ca艂e r偶yskami za艣cielone 艂any oderwa艂y si臋 w tej dobie
34
Hymny
od macierzystej ziemi
i niby olbrzymie 艣ciany
wznios艂y si臋 w g贸r臋 i p艂yn膮
t膮 wielk膮 偶alu godzin膮. .
A Ty, o Bo偶e!
o Nie艣miertelny!
o wie艅cem blask贸w owity!
na niedost臋pnym tronie
siedzisz pomi臋dzy gwiazdami
i g艂ow膮 na z艂ocistym spocz膮wszy Tr贸jk膮cie, krzy偶 tr贸jramienny maj膮c u swych n贸g, proch gwiazd w klepsydrze przesypujesz z艂otej i ani spojrzysz na padolny smug!
Zmi艂uj si臋, zmi艂uj nad nami!
S艂o艅com naznaczasz obroty,
gasisz ksi臋偶yce,
jutrznie zapalasz i zorze
i p艂odzisz zasiew na byty,
na pe艂ne cierpie艅 偶ywoty,
kt贸re tu musz膮 mrze膰,
w samotny k艂a艣膰 si臋 gr贸b. .
Zmi艂uj si臋, zmi艂uj nad nami!
O Bo偶e!
O Mocny!
Ty si臋 upajasz wielko艣ci膮 stworzenia, po tym 艣miertelnym wygonie,
Jak bed艂ki tak jarmu偶u syty ginie lud.
A jako rycz膮cy lew
Szatan po ziemi tej kr膮偶y,
na pokolenia
zarzuca zdradn膮 sie膰,
w synu na ojca zapalczywo艣膰 budzi, wynaturzony gniew,
35
Jan Kasprowicz 偶e syn przed ojcem zamyka sw贸j dom!
Bratu na brata wciska krwawy n贸偶, a nasze siostry i 偶ony
na straszny rzuca srom. .
Podpala nasze stodo艂y
z garstk膮 zwiezionych 艣wie偶o zb贸偶, mordy narod贸w wszczyna i po偶og臋 sieje na miasta i wsi,
i przekle艅stwami znaczy swoj膮 drog臋. .
O zniszcze艅 dymi膮ce dni!
A my, ten r贸d pot臋piony,
krzy偶e uj膮wszy w d艂onie
i zblak艂e w krwawym pochodzie, trupimi piszczelami znaczone chor膮gwie, idziem o g艂odzie
a po艣r贸d nas tu g艂贸d!
w ten znojny,
w ten nieszcz臋艣liwy czas,
w kt贸rym konaj膮 wieki
i wraz si臋 rodz膮 nowe
na ci臋偶sz膮 jeszcze niedol臋 -
idziemy, biedn膮 pochyliwszy g艂ow臋, jak ten zsieczony las -
idziemy, a kres tak daleki!
A l臋k niespokojny
biczem pop臋dza nas
i dech zapiera w艣r贸d 艂on..
A naoko艂o rozlega si臋 dzwon, na to cmentarne przelewa si臋 pole, na te wyschni臋te rzeki,
w chojary 偶a艂ob膮 sw膮 godzi,
偶e te si臋 k艂ad膮 na piaszczystym 艂anie..
A pier艣 nasza 艂ka,
36
Hymny
a w oku b艂yszczy 艂za,
a ptak ci臋偶ko ranny
uderza w skrzyd艂a krwi膮 ociekaj膮ce, a jaskier wi臋dnie na 艂膮ce,
a z nami id膮 dziewanny
i krwawnik, i wodne lilije,
a m贸r nam byd艂o bije,
a dom si臋 nasz pali,
a siostra uton臋艂a w rozplenionej fali, a ojciec gdzie艣 daleko w strasznej zgin膮艂 bitwie, a Z艂e ur膮ga modlitwie..
C贸偶 z nami si臋 stanie!?
O Ty, 艂askami hojny,
Ty, od powietrza, g艂odu, ognia i wojny, od nag艂ej i niespodziewanej 艣mierci i od Szatana, kt贸ry w dom przychodzi i dusze zwodzi,
zachowaj nas, Panie!. .
Nie sk艂oni艂 si臋 jeszcze dzie艅, a Szatan z moczar贸w 艂o偶yska, gdzie noc膮 ognikami b艂yska,
z czelu艣ci b艂ota wsta艂
i gdy najkr贸tszy s艂o艅ce rzuca cie艅 na te manowce, na te 艣cierniska, pod rami臋 chwyci艂 Ko艣ciotrupa i wzr贸s艂 nad jego niebosi臋g艂膮 stal -
nad Ciebie, Bo偶e, wzr贸s艂!. .
Maszli Ty grom -
Maszli Ty chmur臋 w ten po艂udnia skwar, aby z niej piorun pad艂
i od Szatana uwolni艂 ten 艣wiat?. .
Wal b艂yskawic膮, wal!
37
Jan Kasprowicz Niechaj si臋 艂amie,
niech si臋 rozkruszy ta zdrada, kt贸ra nad 偶yciem i nad 艣mierci膮 w艂ada!. .
. . . . . . . . . . . .
Szatanie!
Ty Ko艣ciotrupa chwyci艂e艣 pod rami臋 i nad wysoko艣膰 jego ostrej kosy wzros艂e艣 w niebiosy -
a grom nie pada!
Z nieukojon膮 偶a艂ob膮
kl臋kam przed Tob膮!
Zlituj si臋, zlituj nad ziemi膮, gdzie b贸l i rozpacz drzemi膮, gdzie b贸l i rozpacz dzwonem si臋 rozlega i w strasznej pie艣ni brzmi. .
Szatanie!
Kop mi samotny gr贸b
na opuszczonym 艂anie,
u krzy偶a czarnego st贸p,
pod gliny pow艂ok膮 rdzaw膮!
A i偶by nie por贸s艂 traw膮,
ta艅cz na nim taniec piekielny po wszystkie dni!. .
A Ty, o 艢wi臋ty!
A Ty, o Mocny!
Ty Nie艣miertelny,
proch gwiazd przesypuj w Swej klepsydrze z艂otej i p艂od藕 偶ywoty,
aby tak kl臋艂y jak ja;
aby p艂aka艂y jak ja;
aby w szarpi膮cej modlitwie,
co jako dzwon ten 艂ka,
o zmi艂owanie prosi艂y;
38
Hymny
aby si臋 wlok艂y z gromnicami w d艂oni ku tej nieznanej ustroni,
do tej - ostatniej mogi艂y;
aby tak wysch艂y jak 艂za,
kt贸r膮 ju偶 oko me p艂aka膰 nie mo偶e; aby tak mar艂y jak ja -
o 艢wi臋ty, Nie艣miertelny! 艢wi臋ty, Mocny Bo偶e!
39
Jan Kasprowicz 40
Hymny
MOJA PIE艢艃 WIECZORNA
On by艂 i my艣my byli przed pocz膮tkiem -
niech imi臋 Jego b臋dzie pochwalone!
Razem z gwiazdami byli艣my i s艂o艅cem, zanim si臋 gwiazdy i s艂o艅ca
j臋艂y rozbija膰 w swych ko艂ach, zanim si臋 sta艂o to, co ci臋 po偶era.
O duszo, spragniona mi艂o艣ci, o duszo, spragniona spokoju!
On by艂 i ty w nim by艂a艣 przed pocz膮tkiem, nim jeszcze mi艂o艣膰 i spok贸j
sta艂y si臋 ogniem trawi膮cym,
zanim si臋 .sta艂y zab贸jcz膮 t臋sknic膮 i tym kamiennym, 艣lepym przera偶eniem. .
Dzie艅 m贸j przygasa -
za wielkim, niebotycznym przygasa mi szczytem, krwaw膮 za sob膮 zostawiaj膮c zorz臋, kt贸ra si臋 czepia ogniami
tych oto smreczyn i 艣cian poszarpanych, zatartych 艣lad贸w moich st贸p.
Dzie艅 m贸j przygasa, ten z艂oty, ten lazurowy, ten s艂oneczny dzie艅, w b艂ogos艂awie艅stwie swych drogich promieni wi臋偶膮cy kl膮tw臋 dla cz艂eka,
dla zb艂膮kanego pielgrzyma.
Niech ga艣nie! niech ginie!
Niech upragniony nadejdzie ju偶 wiecz贸r 41
Jan Kasprowicz ze swoj膮 cisz膮 wieczyst膮,
kt贸ra ci mg艂ami szepce miesi臋cznymi, 偶e zanim mi艂o艣膰 i spok贸j
sta艂y si臋 ogniem trawi膮cym,
zanim si臋 sta艂y zab贸jcz膮 t臋sknic膮 i tym kamiennym, 艣lepym przera偶eniem, On by艂, i my艣my byli przed pocz膮tkiem.
B艂ogos艂awion膮 niech b臋dzie ta chwila, kiedy si臋 rodzi wieczorny hymn duszy!
Kiedy od cichych p贸l,
od r偶ysk i rzecznych pobrze偶y, od przecznic i od ugor贸w,
od wypaczonych chat
i od tych stod贸艂 zwietrza艂ych ch艂opi臋ca p艂acze piosenka:
A graj偶e mi, piszcza艂eczko,
a graj偶e mi, graj!
Ulini艂em ci臋 z wierzbiny,
gdzie ten potok srebrnosiny, gdzie ten szumny gaj!
Pani pana tam zabi艂a,
zieleni si臋, hej! mogi艂a,
zieleni si臋, hej!
A cierniste krzewi臋 g艂ogu
艣wiat sw贸j sypie po roz艂ogu, s szept idzie z kniej!. .
A dusza s艂ucha i s艂ucha. .
A dzie艅 jej przygasa,
l ona 艣ladem t臋sknicy
p艂ynie rozlewn膮 fal膮 ksi臋偶ycow膮, rosami p艂ynie, l艣ni膮cymi na 艂膮kach, i wierzcho艂kami ukojonych drzew, 42
Hymny
i grzbietem bia艂ych g贸r
ku onym dniom zapomnianym,
gdy mi艂o艣膰 i spok贸j
nie by艂y ogniem trawi膮cym
ani kamiennym, 艣lepym przera偶eniem.
Przestw贸r si臋 przed ni膮 rozszerza I przepe艂niony wiekuist膮 noc膮, topi w swych g艂臋biach wszystko, co j膮 zmog艂o ur膮gowiskiem i grzechem,
i wype艂nion膮 pokut膮,
wstydu i ha艅by pociemnia艂膮 twarz膮, i podeptaniem 艣wi臋tych, bo偶ych praw, i krwaw膮 zemsty pochodni膮,
i bolu, bolu strasznego
tak po偶膮danym, a tak 偶r膮cym widmem.
B艂ogos艂awion膮 niech b臋dzie ta chwila, kiedy si臋 rodzi wieczorny hymn duszy!. .
Na senne kwiaty wyst膮pi艂a rosa, na 艂膮k p艂aszczyzny, na ciemny 艂an zbo偶a, a ona siad艂a na brzegu jeziora i rozmodlona patrzy w jego g艂臋bi臋 -
i oparami wznosi si臋 nad wielk膮, nad uciszon膮, rozmodlon膮 wod膮 -
i s艂ucha, i patrzy, i szepce swoje wieczyste pacierze.
Z zapad艂ych wiosek p艂yn膮 rozhowory, w bagniskach dzikie obzywa si臋 ptactwo, a gdzie艣 w pustkowiu, a gdzie艣 na rozstaju w samotnej chacie po艂yskuje 艣wiat艂o, a tam! z daleka cicha idzie 艢mier膰.
Od z贸rz zachodnich, w zi贸艂 zasypiaj膮cych rozkosznej woni piosnka si臋 ko艂ysze, 43
Jan Kasprowicz nad niemowl臋cia kolebk膮 wysnuta: O tej rado艣ci, o tym weselu, o tym cudownym, ukrytym zielu zza si贸dmej g贸ry, zza si贸dmej rzeki, kt贸re na smutek s艂odkie ma leki.
O tej godzinie, co szcz臋艣cie niesie, pie艣艅 si臋 ko艂ysze po krzach, po lesie, po falach 偶yta pie艣艅 si臋 ko艂ysze w t臋 uroczyst膮, wieczorn膮 cisz臋, a w 艣lad za pie艣ni膮 cicha kroczy 艢mier膰.
Wysz艂a z dziedziny, gdzie mi艂o艣膰 i spok贸j nie s膮-ci ogniem trawi膮cym
ani zab贸jcz膮 t臋sknic膮,
ani kamiennym, 艣lepym przera偶eniem, i w 艣wiat pod膮偶a, ku onym rozstajom, k`temu pustkowiu, ku chacie samotnej, k`temu s艂abemu, czerwonemu 艣wiat艂u. .
艢cie偶yn膮 zd膮偶a i traktem szerokim, po drodze zerwie jaki艣 k艂os zielony albo te偶 listek topoli
i w zamy艣leniu rzuci je pod nogi.
Lekkimi stopy przygnie jak膮艣 trawk臋 lub owad zdepce na miedzy,
albo sw膮 d艂ug膮, bia艂膮, prze藕roczyst膮 zanurzy r臋k臋 w staw
i jego srebrn膮 powierzchni臋
powlecze rdz膮 opa艂ow膮.
Czasem w tym swoim pochodzie si膮dzie na chwil臋 pod krzy偶em pochy艂ym na opuszczonej mogi艂ce
i g艂ow臋 ukrywszy w d艂onie,
g艂臋bokim j臋kiem zap艂acze,
rozlewaj膮cym si臋 na okr膮g 艣wiata, 44
Hymny
a potem wstaje i traktem rozleg艂ym albo miedzami idzie zn贸w 艣r贸d zb贸偶 k`temu pustkowiu, gdzie w chacie samotnej czerwone, s艂abe po艂yskuje 艣wiat艂o.
A za ni膮 snuje si臋 smuga
sinych opar贸w i mgie艂,
na kt贸rych ci臋偶kim, dalekim obrze偶u zachodnia krwawi si臋 zorza. .
Czemu nie ga艣niesz, ty zorzo?. .
On by艂 i my艣my byli przed pocz膮tkiem, zanim si臋 sta艂o to, co nas po偶era!
Czemu nie ga艣niesz?!
Ach! jak si臋 w twoich p艂omieniach pal膮 te grona jarz臋bin!
Jak si臋 roz偶arza ten 偶wir -
ten szary piasek na drodze p膮tniczej!
Wybaw cz艂owieka, o Panie,
od 偶agwi gniewu Twojego!
Dusza ci 艣piewa psalm, jak niegdy艣, niegdy艣 -
艣r贸d koralowych jarz臋bin,
przy rozszumia艂ych, wielkich polach zb贸偶, przy tajemniczych pogwarkach tych lip, rozko艂ysanych Twym 艣wi臋tym oddechem. .
Pokorna, cicha, nieskalana dusza stoi u wr贸tni ko艣ci贸艂ka
i psalm Ci 艣piewa, tak wieczny, jak wieczn膮 ona i Ty!
Na rozt臋czone mg艂awice kadzide艂
k艂ad膮 si臋 d藕wi臋ki organ贸w,
majestatyczne, cudotw贸rcze d藕wi臋ki, i podp艂ywaj膮 ku cichej, pokornej, ku nieskalanej, ku skupionej duszy, kl臋cz膮cej u progu 艣wi膮tyni.
45
Jan Kasprowicz Grona jarz臋bin rumieni膮 si臋 w s艂o艅cu, prastare lipy szumi膮 hymn pierwotny, przenikaj膮cy g艂臋bin臋 jestestwa, 艂an si臋 ko艂ysze, roz艂o偶ysty, z艂oty, w oknach 艣wiergoc膮 jask贸艂ki, nad poszeptami pacierzy
nieprzeliczonych p膮tnik贸w
bia艂e wzlatuj膮 go艂臋bie,
a w rozmodleniu milcz膮cym,
na skrzyd艂ach psalm贸w tak wiecznych jak wieczna ona i Ty,
wznosi si臋 dusza ku Tobie.
Bo gdzie偶 jest wi臋kszy Pan i kr贸l, i w艂adca?
Gdzie偶 moc Ci r贸wna i r贸wna pot臋ga?
Sam z Siebie艣 powsta艂, majestat Tw贸j p艂onie na tym z wieczno艣ci zbudowanym tronie.
Z Siebie stworzy艂e艣 ten przestw贸r bez ko艅ca i z Siebie艣 w niego rzuci艂 偶ar na s艂o艅ca.
Istnienie艣 Swoje zamkn膮艂 w prochu ziemi i wichr piersiami oddycha Twojemi, Dusz臋 cz艂owieka wywiod艂e艣 ze Siebie wraz z dusz膮 glob贸w 艣wiec膮cych na niebie.
Ty艣, Bo偶e, ziarnem i k艂osem, i listkiem, Wszystko jest z Ciebie i Ty jeste艣 Wszystkiem, i przez Ci臋 Wszystko, nie艣miertelny Panie, ma nie艣miertelne w Tobie kr贸lowanie.
Gdzie偶 moc Ci r贸wna? gdzie偶 r贸wna pot臋ga?
Gdzie偶 jest ten p艂omie艅, co skry Twej dosi臋ga?
Gromem przemawiasz w 艂yskaj膮cej tuczy, g艂os Tw贸j morzami i wulkanem huczy, trz臋sieniem ziemi og艂asza Twe wie艣ci lub s艂odko szumi, szemrze i szele艣ci.
Straszliwym bywasz w Swym monarszym gniewie: 46
Hymny
rozkwit艂e pola zatapiasz w ulewie, 偶agwi膮 po偶ar贸w godzisz nam w zagrody, bijesz dobytek i zatruwasz wody.
Lecz kto opiece Twej odda si臋 szczerze, tego Twa 艂aska od z艂ego ustrze偶e.
Bo czyja偶 dobro膰 Twych bezmiar贸w si臋ga?
Gdzie偶 moc Ci r贸wna i r贸wna pot臋ga?. .
B艂ogos艂awion膮 niech b臋dzie ta chwila, kiedy si臋 rodzi wieczorny hymn duszy, tej nieskalanej, pokornej i cichej!. .
0n by艂 i my艣my byli przed pocz膮tkiem -
chwalmy i wielbmy Jego 艣wi臋te imi臋!
Czemu nie ga艣niesz, ty zorzo, nad oceanem tych ci臋偶kich opar贸w, co poch艂on臋艂y me s艂o艅ce?
Ksi臋偶yc si臋 d藕wign膮艂 ponad w臋偶a g贸r, osrebrza brzegi ob艂ok贸w,
l艣ni si臋 na rysach 艣nie偶ystych; od wschodu pe艂za cicha noc,
stoki swym wielkim przyt艂acza spokojem, a ty si臋 palisz!
Stamt膮d - od nizin dalekich, usypiaj膮cych poza stu wodami, poza tysi膮cem dr贸g,
jakie艣 si臋 echo przyczo艂guje w dusz臋 -
Cicho!
To p艂acz tej dawnej, ch艂opi臋cej piosenki: A graj偶e mi, piszcza艂eczko,
a graj偶e mi, graj!
Ulini艂em ci臋 z wierzbiny,
gdzie ten ruczaj srebrnosiny, 47
Jan Kasprowicz gdzie ten szumny gaj!
Ach!. .
Przeoratem 艂an o 艣wicie -
od pola do pola,
k膮k贸l wyr贸s艂 w moim 偶ycie,
dola偶 moja, dola!
A graj偶e mi, piszcza艂eczko,
a graj偶e mi, graj!. .
a graj偶e mi, graj !. .
Czemu si臋 偶agwisz?. .
Niech raz ju偶 wszystko zaga艣nie!
Jarz臋bina si臋 rumieni,
szepc膮 lipy stare,
suchy piasek si臋 podnosi - - -
Czemu nie milkniesz, ty zorzo?
Dlaczego krzykiem ognistym,
wystrzelaj膮cym z tych przepastnych szczelin pomi臋dzy dwiema piekielnymi 艣ciany, tak mnie o艣lepiasz i tak mnie og艂uszasz, 偶e doj艣膰 nie mog臋 do kresu?
Dzie艅 m贸j ju偶 przygas艂,
a zorza jego si臋 krwawi,
jakby si臋 krwawi膰 mia艂a w niesko艅czono艣膰!. .
Wszystko po偶era swymi p艂omieniami -
dusz臋 mi pali i 艣wiat ca艂y pali!
Z olbrzymich snop贸w ognia,
jakby m艂贸conych niewidzialnym cepem, sypi膮 si臋 ziarna skier
w okr膮g na niebo i ziemi臋!
Ksi臋偶yc si臋 zaj膮艂
i w mgnieniu oka wyr贸s艂szy
w ogromn膮 kul臋 ognist膮
zaczyna rwa膰 si臋 w kawa艂y
48
Hymny
i p艂omiennymi wali si臋 bry艂ami na cielska p艂on膮cych g贸r,
na popi贸艂 smrek贸w spalonych.
P艂on膮 jeziora, sto w贸d si臋 pali i tysi膮c dr贸g!
Z rozszala艂ego wn臋trza ziemi ogniem buchaj膮 wulkany,
gwiazd miliony tn膮 b艂yskawicami spieniony potop p艂omieni
i z hukiem
gin膮 w czelu艣ciach czerwonych. .
Bo偶e!
Czemu mnie karzesz?
W tych roz偶arzonych stan膮艂e艣 przestworzach, ca艂y sp艂omienion, wi臋kszy ni偶 przestwory, z krzy偶em ogromnym, p艂omienistym w d艂oni i roz偶agwiony rzucasz na mnie 艣wiat. .
Karz mnie!
Bom-ci ja cz艂owiek, kt贸ry wyszed艂 z grzechu i prze艣ladowan by艂 przez grzech - do ko艅ca l Moja to wina!
Bo oto moja nieprawo艣膰,
mnoga jak iskry tych ogni,
przesz艂a granice, Panie, Twych zamiar贸w!
Ojcam si臋 wypar艂,
a kiedy zamkn膮艂 powieki,
krzy偶a-m na jego grobie nie postawi艂, bom go nie prosi艂 o gar艣膰 tego b艂ota, o n臋dzny 偶ywot ten!
Moja to wina, moja wielka wina!
Matk臋-m wyp臋dzi艂 z domu, by nie jad艂a strawy, porwanej wi臋kszym ni偶 ja tch贸rzom -
a wyp臋dzi艂em j膮 w czas, gdy nad ziemi膮 49
Jan Kasprowicz przebiega艂 tuman nawa艂nic,
aby jej w drodze, w bezludnym pustkowiu, oczy wy偶ar艂y b艂yskawice,
a d膮b, wal膮cy si臋 od gromu,
aby j膮 przygni贸t艂 sw膮 k艂od膮 na wieczno艣膰!
Moja to wina, moja wielka wina!
O艣lep艂膮 siostr臋 spotkawszy 偶ebrz膮c膮 u wr贸t wspania艂ej katedry,
nie czu艂em tyle odwagi,
aby si臋 dotkn膮膰 jej r臋ki wyschni臋tej i na jej krwawe wskazuj膮c orbity, g艂upim powiedzie膰 lwom i pustym lwicom: Id藕cie l mnie 艂aski waszej nie potrzeba -
to siostra moja! przy niej mi pozosta膰!
Moja to wina, moja wielka wina!
Psa, kt贸ry zaszed艂 mi drog臋
i z g艂odu z臋by wyszczerzy艂,
i mi艂osierne wlepi艂 we mnie 艣lepie, kopn膮艂em nog膮,
a偶 ze skowytem pad艂 pod moim p艂otem!
Robaka-m zdepta艂 -
tysi膮ce owad贸w
mia偶d偶y艂em stop膮, wlok膮c si臋 przydro偶em, a偶eby dusz臋 znudzon膮
orze藕wi膰 wschodem lub zachodem s艂o艅ca.
A pn膮c si臋 w g贸r臋, ku rze藕bionym grotom, ku tajemniczym snom stalaktytowym albo ku wirchom, sk膮d pycha
wygra偶a 艣wiatu pi臋艣ciami z granitu, kaza艂em 艣cina膰 pacho艂kom
ga艂臋zie smrek贸w m艂odziutkich, gdy偶 iglicami dra偶ni艂y mi skronie..
Zabi艂em brata,
50
Hymny
bo mi si臋 wora艂 w miedz臋
i nar臋cz owsa mi wy偶膮艂
dla swego konia -
moja to wina, moja wielka wina!
Ch臋膰 mi raz przysz艂a ob艂臋dna, a偶eby kopa膰 dla siebie mogi艂臋, bo mi si臋 偶ycie sta艂o cmentarzyskiem, i w t臋 mogi艂臋 wtr膮ci艂em bli藕niego, tak 偶e oszala艂 mi臋dzy umar艂ymi!
Moja to wina!
Uwiod艂em 偶on臋 przyjaciela -
moja to wina!
Pod pr贸g s膮siada kaza艂em podrzuci膰 dziecko zrodzone z mego rozbestwienia.
A raz to grzech mi tak zaciemni艂 oczy, 偶em po omacku szed艂 w przepastn膮 g艂臋bi臋 strasznego lasu
i jadowite wyszukawszy ziele, 艣wiat nim st艂umi艂em w pocz臋ciu.
Moja to wina, moja wielka wina!
Nie karz mnie, Bo偶e, wed艂ug moich zbrodni!
W tej gniewu Twego straszliwej godzinie 艣wiat niech si臋 kaja, lecz niechaj nie ginie!
Wielka jest moc Twa i wielka pot臋ga, lecz czyja偶 dobro膰 Twej dobroci si臋ga?!
Rozpalonymi nami臋tno艣ci膮 d艂o艅mi umia艂em skazi膰 niewinn膮 wstydliwo艣膰, nim si臋 w s艂oneczne rozwin臋艂a kwiecie.
Podst臋pnie owoc zerwa艂em dziewiczy, s艂owem, kt贸remu da艂a moc ob艂uda, wielbi膮c zbawienie z mi艂o艣ci, a sobiem szepta艂 jak z艂odziej, co w ka偶dym widzi z艂odzieja: rwij, nim przyjdzie inny!
51
Jan Kasprowicz Za grosz kupionej rozpu艣cie
da艂em si臋 wlec po ka艂u偶ach
albo gdy przesyt wypi艂 ze mnie krew, jak widmom stawa艂 u bram lupanaru i 藕renicami zmienionymi w szk艂o, przez kt贸re ognia przeziera艂 ostatek, zazdro艣niem 艣ledzi艂 takich jak ja - trup贸w, by ich rozkosz膮 zw膮tlon膮
pod偶ega膰 w my艣li m膮 rozkosz przymar艂膮.
A nieraz pod艂o艣膰 tak mi 偶ar艂a dusz臋, 偶e chc膮c wype艂ni膰 jej pustk臋, ma艂om nie szepta艂 b艂膮dz膮cym przechodniom: Nie tymi drzwiami: tamte wam poradz臋.
Moja to wina, moja wielka wina!
Zwi膮zan 艣lubami,
kt贸re mi jarzmem si臋 sta艂y,
a si艂 nie maj膮c otwarcie
zrzuci膰 ze siebie tych b艂aze艅skich dzwonk贸w arcykap艂ana domowych o艂tarzy i i艣膰, gdzie w s艂o艅cu po艂udnia, 艣r贸d woniej膮cych ogrod贸w
krwawo si臋 z艂oci zakazane drzewo, dawa艂em w duszy przyst臋p takim szeptom: Niechaj偶e Szatan si臋 zjawi
i niech uwik艂a w sie膰 swojej pokusy t臋, co mi ongi by艂a moc膮 szcz臋艣cia, a dzi艣 mnie dusi sw膮 cnot膮!
W贸wczas jej krzykn臋: pod艂a艣! i ju偶 czysty w n臋dznym sumieniu p贸jd臋 spe艂ni膰 zdrad臋!
Moja to wina! moja wielka wina!
Oto jest mi艂o艣膰! oto jest to 藕r贸d艂o, z kt贸rego bije szlachetno艣膰!
Moja to wina! moja wielka wina!
52
Hymny
Panie!
Wszystkie ja grzechy wzi膮艂em na swe barki, bom-ci ja cz艂owiek, bom urodzon w bolu, bo 偶al i rozpacz, i przestrach, i wyczerpanie, i si艂a
s膮 przyczynami mojego istnienia. .
Sp艂on膮艂em chuci膮 do mej w艂asnej krwi, do matki mojej i do c贸rki mej!
A w noc tajemnicz膮,
kiedy przed moim pa艂acem,
wzniesionym z mg艂awych majak贸w, przedziwne kwiaty o zbiela艂ych oczach rozrzechotanej Meduzy
do jakich艣 strasznych rozmiar贸w w m偶ach wyrasta艂y miesi臋cznych -
kiedy si臋 ksi臋偶yc skrada艂 do mych komnat i k艂ad艂 na 艂o偶e mego wyczerpania, wonczas mnie ze snu budzi艂a lubie偶na, sprowadzaj膮ca warg bezw艂adne drgawki i 藕renic b艂臋dn膮 gor膮czk臋,
potworna 偶膮dza ku Twemu - zwierz臋ciu!
Moja to wina, moja wielka wina!
Oto jest mi艂o艣膰! Oto jest krynica, z kt贸rej wyp艂ywa zwyci臋stwo nad piek艂em!
Moja to wina, moja wielka wina!
Karz mnie!
Karz mnie!
W tym roz偶agwionym przestworze masz krzy偶 z p艂omieni, wi臋kszy ni偶 ten przestw贸r, wi臋c bezlito艣ci膮 swych p艂omiennych r膮k wyci膮gnij cz艂onki moje do ogromu Twojego krzy偶a, na kt贸rym艣 zawisn膮艂
Ty sam, o Panie! ongi przed pocz膮tkiem, 53
Jan Kasprowicz kiedy艣 si臋 zmusza艂, by spok贸j i mi艂o艣膰 przemieni膰 w ogie艅 trawi膮cy
i w skamienia艂e, 艣lepe przera偶enie!
Kiedy艣 ze swego spokoju
i swej mi艂o艣ci
wydziela艂 s艂o艅ca i gwiazdy,
by rozbija艂y si臋 w swoich elipsach, aby si臋 sta艂o to, co nas po偶era!
Karz mnie, cz艂owieka, co kr膮偶y po 艣wiecie z brzemieniem winy na ugi臋tym grzbiecie.
Wag臋 masz w r臋ku i miecz sprawiedliwy, z kt贸rego lec膮 skry na ludzkie niwy, a pomsty Twojej p艂omienna pot臋ga od pokolenia w pokolenie si臋ga.
Krew nam wysusza i po偶era ko艣ci wieczysta wszechmoc Twej zapalczywo艣ci -
偶adna si臋 przed ni膮 groza nie osta艂a: Niechaj Ci za to b臋dzie cze艣膰 i chwa艂a na wieki wiek贸w, Amen, Amen, Amen!
Panie!
K艂ama艂em!
Zawi艣膰 i zazdro艣膰 tuli艂y si臋 do mnie z偶贸艂k艂ymi tony i nago艣ci膮 swoj膮 opanowawszy m膮 dusz臋,
kaza艂y zezem patrze膰 mi na s艂aw臋 i na bogactwo rodzonego brata.
Krad艂em -
w ko艣ciele Twoim rozbi艂em skarbon臋!
Moja to wina, moja wielka wina!
A raz w czarownym, wielkim, ludnym mie艣cie, spiesz膮c ku 艣mierci, kt贸ra czeka na mnie, chciwie wstrzyma艂em krok przed stosem z艂ota i b艂yskawic膮, kt贸ra idzie z Ciebie -
54
Hymny
moja to wina, moja wielka wina!
my艣l mi przebieg艂a haniebna: tak! wymordowa膰 czcicieli Molocha i potem - zaj膮膰 ich miejsce!
Panie!
Fa艂szywym by艂em prorokiem
i nie umia艂em powstrzyma膰 blu藕nierstwa przeciwko Tobie, tak jak dzisiaj blu藕ni臋!
Krzywdy-m ja bratu nie przebaczy艂, cho膰 sam krzywdzi艂em - jak oszust!
Pogard臋 nios艂em t艂umowi,
jego sczernia艂ym, spracowanym d艂oniom, jego 艂achmanom przesyconym potem!
Ornat na siebie k艂ad艂em i koron臋 i wzi膮wszy jab艂ko do r臋ki i ber艂o, kaza艂em kl臋ka膰 przed swymi rozkazy, jakby nie by艂o Twego majestatu!
Moja to wina, moja wielka wina!
Okr臋ty s艂a艂em na spienione morza, a w bitwach, w moim wszczynanych imieniu, tysi膮ce k艂ad艂y si臋 we krwi swej w艂asnej, a wszak Ty jeden masz prawo
na 偶ycie cz艂eka wydawa膰 wyroki!. .
Moja to wina, moja wielka wina!
Karz mnie!
Bom-ci ja cz艂owiek skazany na kar臋, bo dzie艅 m贸j przygasa,
a zorza jego si臋 krwawi
i 艣wiat si臋 m贸j pali!
Bo dawno ju偶 przeszed艂 czas -
moja to wina, moja wielka wina -
gdzie mi艂o艣膰 i spok贸j
nie by艂y ogniem trawi膮cym
55
Jan Kasprowicz ani zab贸jcz膮 t臋sknic膮,
ani kamiennym, 艣lepym przera偶eniem. .
A graj偶e mi, graj!..
Jarz臋biny si臋 rumieni膮 -
suchy piasek si臋 podnosi -
A graj偶e mi, graj!. .
On by艂 i my艣my byli przed pocz膮tkiem, zanim si臋 sta艂o to, co nas po偶era. .
B艂ogos艂awion膮 niech b臋dzie ta chwila, kiedy si臋 rodzi wieczorny hymn duszy!
kiedy na wieki - na wieki
ga艣nie jej dzie艅 - - -
56
Jan Kasprowicz
(1860-1926)
鈥 polski poeta, dramaturg, krytyk literacki i t艂umacz. Przedstawiciel M艂o-dej Polski, zwi膮zany z kilkoma g艂贸w-nymi nurtami 贸wczesnej liryki, przede wszystkim z naturalizmem, symboli-zmem oraz ekspresjonizmem. Prekursor nowoczesnego wier-sza wolnego, katastrofizmu oraz szeregu tendencji prymity-wistycznych we wsp贸艂czesnej sztuce. Uwa偶any za jednego z najwybitniejszych poet贸w w dziejach literatury polskiej.
Ceniona zw艂aszcza za oryginalno艣膰 stylu i tw贸rcz膮 niezale偶-
no艣膰 poezja Kasprowicza powstawa艂a jako owoc bolesnych do-
艣wiadcze艅 偶yciowych zwi膮zanych z bied膮, samotno艣ci膮, rozpa-dem wi臋zi rodzinnych i pr贸bami nawi膮zania dialogu z Bogiem.
St膮d te偶 stopniowe przemiany postaw estetycznych tej 鈭艂 po-cz膮tkowo blu藕nierczej, p贸藕niej za艣 rozpaczliwej 鈭艂 tw贸rczo艣ci, kt贸rej finalnym etapem by艂a franciszka艅ska apoteoza blisko艣ci z natur膮, prostoty i pogody 偶ycia po艣r贸d przeciwno艣ci.
Wa偶ne miejsce w jego poezji zajmowa艂 zachwyt nad przy-rod膮 rodzinnych Kujaw oraz odbywane w latach p贸藕niejszych w臋dr贸wki po Tatrach. Cz臋艣膰 wierszy powsta艂a pod wp艂ywem fascynacji kultur膮 Dalekiego Wschodu oraz mitologi膮 greck膮.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Kasprowicz JanKasprowicz Jan Ksiega ubogich 9789185805884Kasprowicz Jan PoezjeKasprowicz Jan Piesn wieczornaDies Irae Jan KasprowiczJan Brzechwa Czerwony kapturekJan Brzechwa StryjekJan Brzechwa 呕abaNiznikiewicz Jan Tajemnice starozytnej medycyny cz Iwi臋cej podobnych podstron