BIAŁE RÓŻE 0 4


BIAAE RÓŻE
PROLOG
Płonęłam. Inaczej nie dało się tego nazwać. Czułam, jak języki
ognia spalają mnie. Miałam wrażenie, że zamieniam się w popiół. Ale
jak to było możliwe? Przecież jeszcze chwilę przedtem stałam na
idealnie okrągłej polanie i próbowałam uzmysłowić sobie, jak tam się
znalazłam.
Ten ogień był nie do zniesienia. Czy nie powinnam umrzeć?
Dlaczego jeszcze żyłam? Przecież żaden człowiek nie przeżyłby
takich katuszy.
I nagle, jakby na złość mojej prośbie usłyszałam bicie mojego
serca. Nigdy wcześniej tak szybko nie biło. Jakby chciało w ciągu
paru minut wystukać rytm za całe życie.
Płomień wcale nie ustał, ale teraz kumulował się w jednej części
mojego ciała- klatce piersiowej, co spowodowało jeszcze większy ból
i szybsze bicie serca.
Wtem wszystko ucichło. Ale tylko na chwile. Usłyszałam czyjeś
kroki. Ten ktoś biegł. Mogłam nawet powiedzieć, z której strony. Nie
chciałam, żeby mnie zobaczył. Jednym zgrabnym ruchem zerwałam
się z ziemi i pobiegłam ukryć się w zaroślach. Stanęłam jak wryta.
Jak mogłam tak szybko i z taką gracją się poruszać? Przecież
człowiek tak nie potrafi. Ale czy ja byłam człowiekiem? Słyszałam i
widziałam wszystko idealnie. W dodatku gardło piekło mnie tak. Jak
wcześniej całe ciało. Byłam zdezorientowana.
Nagle poczułam jakiś zapach. Był inny niż pozostałe.
Bardziej& hm& kwiatowy. Nie to złe określenie. Nie wiedziałam jak
go nazwać. Odrzucał mnie, ale jednocześnie przyzywał.
Postanowiłam poddać się odruchowi biegu w tamtą stronę.
ROZDZIAA PIERWSZY
Karoline bardzo się starała nie okazywać, jaką ulgę przyniosła
jej wiadomość o mojej przeprowadzce. Niestety, nie każdy umie
zataić swoje emocje przed światem. To tylko nas łączyło. Obie nie
potrafiłyśmy do końca zapanować nad mimiką naszych twarzy.
Mama zawsze powtarzała, że nasze twarze to otwarte księgi. Mama.
Jak zawsze, gdy pomyślałam o którymś w rodziców zrobiło mi się
ciężko na sercu. Oboje zginęli siedem lat temu. Nie wiadomo gdzie i
jak. Ich ciała znaleziono na skraju lasu. były zimne i wyglądały, jakby
nie było w nich ani jednej kropli krwi.
-Ale dlaczego? Czy nie było ci tu dobrze? Przecież się starałam.-
ciocia naprawdę wyglądała na zmartwioną.- samotne mieszkanie to
bardzo duża odpowiedzialność.
 Może mi powiesz, że nie jestem odpowiedzialna i samodzielna? -
miałam na końcu języka, ale zdecydowałam, że to by było nie do
końca fair.
Kiedy wprowadziłam się do domu Karoline- wielkiej i
przestronnej willi o kilkunastu sypialniach, z których trzy należały do
mnie musiałam dorosnąć w błyskawicznym tempie. Mojej
współlokatorki często nie było w domu. W dzień siedziała w pracy, a
noc spędzała bardzo często w klubie lub dyskotece. Nie raz chciała
mnie Zabrać ze sobą, ale to nie był mój świat. Nie lubiłam tańczyć,
ani się wygłupiać. Moim zdaniem to było bez sensu.
-Ja bardzo chcę jechać. Chciałabym zacząć samodzielne życie. A
poza tym nie chcę już dłużej sprawiać ci kłopotów.
-Nie sprawiasz żadnych kłopotów, a dorosnąć jeszcze zdążysz.
Proszę. Zostań.- Karoline chyba na prawdę się do mnie przywiązała.
-Przepraszam, ale nie mogę. Już kupiłam dom.
-Dlaczego? Chodzi o ludzi ze szkoły? Mogłabym cię przepisać do
innej szkoły.- Karoline nie myliła się za bardzo. Ale tu by nie
pomogła zmiana szkoły.
-Nie& tu chodzi o to, że chcę zacząć samodzielnie żyć. Proszę.
Zrozum to i zaakceptuj.- poprosiłam.
Ciocia przez chwilę się wahała. Chciała znów mieć cały dom dla
siebie, ale z drugiej strony- powinna się jeszcze mną opiekować. Bała
się konsekwencji mojego postanowienia. Jednak w końcu się
przekonała.
-Dobrze. Zgadzam się. Ale jak mi powiesz, gdzie zamierzasz
mieszkać.- wiedziałam, że kiedyś o to zapyta. Miałam już
przygotowaną odpowiedz. Jednak bałam się, że w trakcie mówienia
popłaczę się.
-Znalazłam dom w Forks.- Karoline zrobiła się podejrzliwa. Nie
chciała, żebym jezdziła do miasteczka, w którym mieszkałam i w
którym spędziłam cudowne lata.
-Gdzie dokładnie?
-W moim dawnym domu.- ciocia wpatrywała się we mnie z otwartymi
oczami. Tego nie spodziewała się. Nigdy nie chciałam wracać do
mojego dawnego życia. Za bardzo mnie to bolało.
-Jak to? Przecież sama mówiłaś, że nie chcesz tam jezdzić.
-Ale zmieniłam zdanie. Postanowiłam zamieszkać tam na stałe i pójść
do liceum w Forks. To już postanowione. Nie zmienię swojej decyzji.
-Dobrze. Zgadzam się. Kiedy chcesz wyjechać?
-Jak najszybciej. Najprawdopodobniej zaraz na początku marca.
Przepraszam cię, ale chcę się już położyć. Trochę jestem zmęczona.
Mam za sobą ciężki dzień. Dobranoc.
-Dobranoc.
Poszłam szybko do swojej sypialni nie czekając aż Karoline
zmieni swoją decyzję. Chociaż, to chyba by mnie nie powstrzymała.
Taka już byłam. Gdy obrałam sobie jakiś cel dążyłam do tego, aby go
jak najszybciej zrealizować.
Wzięłam szybki prysznic w swojej ogromnej kabinie i poszłam
do garderoby żeby wziąć piżamę. Przebrałam się i położyłam do łóżka.
Chciałam szybko usnąć. Chciałam, żeby ten dzień się jak najszybciej
skończył. Po paru minutach przekręcania się z boku na bok
odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Niemal w stu procentach byłam pewna, że śnię. Przede
wszystkim dlatego, że przed chciwą byłam jeszcze w swoim pokoju, a
po drugie dlatego, że nie wiedziałam dlaczego mam być aż tak
nieszczęśliwa.
Biegłam przez nieznany sobie las, a w mojej głowie kłębiły się
myśli typu  jak to jest możliwe?  dlaczego on? nie wiedziałam, o co
chodzi. Zastanawiałam się nad tym, gdy znalazłam się na idealnie
okrągłej polanie. Wyglądała tak, jakby ktoś specjalnie tak wyciął
drzewa wokół, ale nie zostawił po sobie żadnego śladu. Padłam na
kolana i schowałam twarz w dłoniach. To miejsce kojarzyło mi się z
jakąś osobą. Bardzo bliską mi osobą, której wspomnienie sprawiało mi
ból.
Nagle coś poruszyło się na drugim końcu polany. Odwróciłam
się w tamtą stronę. Przodem do mnie stał jakiś chłopak. Nie potrafiłam
ocenić, czy go znam, czy nie. Cały się błyszczał tysiącami małych
diamencików. I te oczy. Obce, a jednak tak znajome i bliskie mojemu
sercu, które na ich widok zaczęło bić szybciej niż zwykle. Te oczy
koloru miodu patrzyły na mnie z taką& czułością. Tak, jak nikt nigdy
na mnie nie patrzył, i najprawdopodobniej nie będzie patrzył. Ale ja
już go nie kochałam. Miałam do niego żal, że mi o czymś nie
powiedział. Tylko o czym?
-Bello. Kochanie. Ja ci wszystko wyjaśnię.- odezwał się anioł.
Szybko wycofałam się i pobiegłam z powrotem przez las. Ale on mnie
dogonił. Szybciej niż się tego spodziewałam&
Obudziłam się ciężko dysząc. Kim był ten chłopak? I co on dla
mnie znaczył w tym śnie? Pytania kłębiły się w mojej głowie i przez to
o mało nie eksplodowała.
-Spokojnie. Zastanów się nad tym spokojnie. Czy ty go w ogóle
widziałaś? Kiedykolwiek w swoim życiu? I czy ktokolwiek świeci się
w słońcu?!
Coś ponosiła mnie fantazja. Spojrzałam na zegar. Była trzecia
nad ranem. Postanowiłam jeszcze chwilę się przespać.
ROZDZIAA DRUGI
Rano ciągle miałam w głowie ten sen. Dręczyła mnie myśl, że ten
chłopak tak wiele dla mnie znaczył, a przez jedną informację
przestałam go kochać, może nawet znienawidziłam. Nie wiedziałam
dlaczego. Dręczyło mnie to cały ranek, więc gdy Karoline powiedziała
coś do mnie ja oczywiście nic nie usłyszałam.
-Halo. Ziemia do Belli. Słyszysz mnie?
-C...co? och. Przepraszam. Zamyśliłam się trochę.- powiedziałam
zastanawiając się, jak ja znalazłam się w kuchni i to całkowicie ubrana.
Postanowiłam to po prostu zignorować.
-No właśnie zauważyłam. Pytałam się, kiedy zamierzasz wyjechać.
Chciałabym ci zorganizować jakoś ten lot.- ciocia wydawała się
naprawdę przejmować tym wyjazdem.
-Nie trzeba. Ja już mam bilet. Wyjeżdżam za dwa tygodnie. Lot mam o
8 rano.- Karoline była zaskoczona, że wszystko już załatwiłam.
-Myślałam nad tym od dłuższego czasu.- odpowiedziałam na malujące
się w jej oczach pytanie.  chciałam ci o tym wcześniej powiedzieć, ale
jakoś nie było kiedy.
-Dobrze. Najważniejsze że wszystko załatwione. Siódmego zawiozę
cię na lotnisko.
Kiedy czternaście dni pózniej wysiadałam z samochodu na
parkingu przed lotniskiem miałam oraz więcej wątpliwości. A co jeśli
sobie nie poradzę? Jeżeli tam też się nie odnajdę i spotka mnie to samo
co w Phoenix? Karoline zdawała się wyczytać z mojej twarzy, jakie
emocje mną targają, bo jeszcze parokrotnie zaproponowała mi zostanie
z nią i przełożenie wyjazdu o rok lub dwa, ale ja się nie zgodziłam.
Podjęłam decyzję. Chciałam w końcu zacząć żyć samodzielnie.
-Pamiętaj. Nie musisz tam, wsiadać. Wystarczy, że powiesz jedno
słowo, a zawrócimy i pojedziemy do domu.
-Nie. Ja chcę jechać. Naprawdę.
Samolot do Seatle wylatuje za dziesięć minut. Proszę wsiąść i zająć
miejsca.
-Dobra. Muszę już iść. Cześć.- przytuliłam ją mocno.- będę za
tobą tęsknić.- trochę było mi dziwnie gdy to mówiłam uświadamiając
sobie jednocześnie, że mówię prawdę. Nigdy z Karoline nie miałam
dobrego kontaktu, ale mimo to traktowałam ją jak członka rodziny.
-Ja też będę tęsknić. Tylko pamiętaj. Pisz jak najczęściej się da.
No i oczywiście od razu masz mnie poinformować, kiedy spotkasz tam
jakiegoś fajnego faceta.
Właśnie wtedy w mojej głowie na nowo zawitał tajemniczy
nieznajomy ze snu. Każdy zdrowy na umyśle człowiek dawno by o
tym zapomniał, lub powiedział, że nie ma się czym martwić, bo to
tylko sen. Ale on był tak realistyczny! Jakbym naprawdę tam była.
Niesamowite.
Na ziemię sprowadził mnie głos cioci.
-Zaraz się chyba popłaczę. Strasznie nie lubię pożegnań. Idz już, idz,
bo zaraz cię nie wpuszczą.- powiedziała wyjmując z torebki
chusteczkę i wycierając oczy.
-Pa. Do zobaczenia niedługo.- posłałam jej ostatni pożegnalny uśmiech
i pobiegłam do samolotu.
Podróż minęła szybko. Ani się obejrzałam a stuardessy kazały
zapinać pasy, bo podchodziliśmy do lądowania. Spędziłam jeszcze
parę minut czekają na bagaż, zamówiłam taksówkę i znów zagłębiłam
się w rozmyślaniach. O czym myślałam? O tym co mnie najbardziej
dręczyło. O moim śnie. Byłam niemal w stu procentach pewna, że w
Forks odnajdę tajemniczego chłopaka a polanu w moim śnie.
Określiłam go w mojej głowie mianem  młody bóg dlaczego? Bo
któż by inny iskrzył się w słońcu i miał takie hipnotyzujące spojrzenie.
Na chwilę zatraciłam się we wspomnieniu miodowych oczu, które
patrzyły na mnie z taką miłością i tysięcy małych diamencików na
ciele właściciela spojrzenia. Jednak chwilę pózniej z zadumy wyrwał
mnie głos kierowcy.
-Jesteśmy już prawie na miejscu. Chciałbym tylko wiedzieć. Mam
nadzieję, że nie uzna mnie pani za kogoś wścibskiego jak zapytam, co
sprowadza do Forks taką młodą i piękną kobietę? Przecież ta mieścina
jest maleńka i strasznie tam nudno.- wyglądał na takiego, który
rzeczywiście po prostu chce wiedzieć. Postanowiłam mu opowiedzieć
o swoim życiu.
-Może i ma pan rację. Forks nie jest zbyt duże, ani rozrywkowe,
ale ja kocham tę mieścinę.- taksówkarz wyglądał na zdziwionego.
-Tak? A mogę wiedzieć dlaczego?
-Tutaj spędziłam dziesięć najwspanialszych lat mojego życia. Widzi
pan. Ja się tutaj wychowywałam. Byłam córką komendanta policji
-Naprawdę? A którego? I co się z nim stało?
-Komendanta Charliego Swana.- kierowca wyglądał teraz na
zmartwionego- gdy miałam dziesięć lat moi rodzice poszli na spacer, a
nie zostawili w domu z Karoline- przyjaciółką Renee. Byłam chora,
więc mimo szczerych chęci nie mogłam z nimi iść. Czekałyśmy z
ciocią na nich do póznej nocy. W końcu około pierwszej Karoline nie
wytrzymała i zadzwoniła na komendę. Zaczęły się poszukiwania, które
trwały tydzień, jeden okropny i przerazliwie długi tydzień.- głos mi się
załamał. Nie mogłam o tym mówić spokojnie. Tamten okres w moim
życiu zapamiętałam jako długie dni oczekiwania i niepokoju.-
odnalezli ich. Ale chyba bym wolała, żeby zaginęli, niż żeby się
znalezli. Ich ciała były pozbawione krwi. Nawet jednej kropli. Nie
wiadomo do dziś jak zginęli. Nie było na nich ani jednego śladu
strzału, pobicia, lub tym podobnego. Sekcja zwłok nic nie wykazała.
Ja& nie mogłam się po tym pozbierać. Zamieszkałam z Karoline, ale
postanowiłam wrócić i zmierzyć się z przeszłością.- uśmiechnęłam się
smutno.- to cała moja opowieść. Słyszał pan o ty komendancie?- tego
się nie spodziewałam. Na policzkach mojego rozmówcy
zobaczyłam& łzy.
-Dlaczego pan płacze?
-Ja znałem twojego tatę. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Renee
też znałem. Ich śmierć bardzo mnie zabolała. Szczególni, że
wiedziałem, że mieli małe dziecko. Ja i żona chcieliśmy cię wziąć, ale
twoja ciotka powiedziała, że ona chce się tobą zaopiekować. Sąd
przyznał jej opiekę nad Tobą.- to wyznanie wstrząsnęło mną do głębi.
Nigdy nie wiedziałam, że jacyś ludzie chcieli mnie adoptować. Nie
miałam o tym pojęcia.- może chciałabyś pojechać na grób swoich
rodziców? Ja zawiozę twoje rzeczy do domu i przyjadę po ciebie.
-Mógłby pan?- zapytałam lekko zdziwiona tą propozycją.
-Oczywiście. Pokażę ci dok& ładnie gdzie leżą, zawiozę twoje rzeczy
do domu i przyjadę po ciebie. Dobrze?
-Dziękuję.- tylko tyle byłam w stanie odpowiedzieć.
Zgodnie z umową Billy, bo tak miał na imię mój rozmówca
zawiózł mnie na cmentarz i pokazał grób, a następnie cicho się
wycofał. Nagrobek nie zmienił się od czasu gdy go widziałam
ostatni raz pięć lat temu. Czarna płyta, a na niej napisane imiona
moich rodziców i data śmierci. Pod spodem widniał napis
ZGINLI ŚMIERCI TRAGICZN
Azy popłynęły mi po policzkach. Nie umiałam i nie chciałam ich
zatrzymać. Zapaliłam świeczkę i postawiłam na środku nagrobka.
-Przepraszam. Przepraszam was za wszystko. Za to, że nie chciałam
tutaj przyjeżdżać, nie myślałam o was&
Billy pojawił się dopiero po pół godzinie, a mi łzy płynęły cały
czas.
-Może odwiozę cię do domu?- spytał, a ja tylko kiwnęłam głową na
zgodę. Nie stać mnie było na nic więcej. Gdy dotarliśmy pod dom
poprosiłam go, aby zostawił mnie samą, po czym wysiadłam i
weszłam do mieszkania. Nic się tu nie zmieniło. Ściany miały tai sam
kolor jak przed laty, tylko były przykryte kurzem. Ale to nie miało
znaczenia. Najbardziej liczyło się to, że znalazłam się w domu. Tu,
gdzie było moje miejsce. Wreszcie czułam, że jestem gotowa
zmierzyć się z nadchodzącym życiem i uwierzyłam, że szczęście
może też mnie spotkać.
ROZDZIAA TRZECI
-Dzień dobry. Nazywam się Izabella Swan i jestem nową
uczennicą.- przywitałam się podchodząc do kontuaru w sekretariacie,
za którym siedziała kobieta około czterdziestki z ufarbowanymi na
rudo włosami.
-Dzień dobry.- odpowiedziała wyjmując dwie kartki ze stosu innych i
wręczając mi je.- tu jest twój plan zajęć, a to musi podpisać każdy
nauczyciel z którym będziesz miała lekcje.
-Dobrze. Dziękuję.
Już chciałam wyjść, gdy do pomieszczenia weszła grupa
uczniów. Nie zwróciłam na nich szczególnej uwagi. Poczekałam, aż
przejdą i wyszłam na dwór. Znowu padało, ale to nie było tutaj
nowością. Nałożyłam kaptur na głowę i ruszyłam przez podwórze na
pierwszą lekcję, którą był angielski. Doszłabym spokojnie do klasy,
gdyby nie moja wrodzona niezdarność. Oczywiście potknęłam się o
własne nogi i wpadłam prosto w ręce jakiegoś chłopaka.
-Uwaga.- powiedział śmiejąc się. Szybko stanęłam na nogach i
spojrzałam w górę. Niemal od razu tego pożałowałam. Albo nie. Nie
żałowałam, że spojrzałam w górę. Nie w tamtej chwili. Wtedy o
niczym innym nie myślałam, jak o parze złotych oczu wpatrzonych
we mnie i rudawych włosach, które były całe mokre, bo właściciel nie
miał kaptura. Przez chwilę nie umiałam wydobyć z siebie nawet
słowa. Po prostu odebrało mi mowę. W końcu jednak opanowałam
się i powiedziałam:
- Bardzo przepraszam. Nie chciałam. Zamyśliłam się.- mówiąc to
spłonęłam rumieńcem.
-Nic się nie stało. Nie widziałem cię tu wcześniej. Przeprowadziłaś
się niedawno?
-Tak. Wczoraj. Jestem Bella.- powiedziałam wyciągając przed siebie
dłoń, ale chłopak jej nie uścisnął.
-A ja Edward.- szybko schowałam rękę, uświadamiając sobie, że
najwyrazniej chłopak nie ma zamiaru jej uścisnąć.
-Przepraszam jeszcze raz za to, że na ciebie wpadłam. Muszę już iść.
Nie chcę się spóznić pierwszego dnia na żadną lekcję.
-Do zobaczenia.
Odeszłam szybko w stronę klasy. Jednak byłam pewna, że nie będę
mogła skupić się na lekcjach. Gdy patrzyłam w oczy Edwarda byłam
pewna, że je już kiedyś widziałam. Tylko gdzie? Nie pamiętałam,
żeby ktokolwiek kogo spotkałam miał taki kolor tęczówek. Chyba
że& chyba że wziąć pod uwagę nieziemsko przystojnego mężczyznę,
którego spotkałam siedem lat temu, a o którego istnieniu całkiem
zapomniałam. Przypomniał mi o tym dopiero Edward swoim
dziwnym zachowaniem. Przecież chyba się nie brzydził dotknąć
mojej ręki. Prawda?
Weszłam do sali i postanowiłam odłożyć na pózniej moje
rozmyślania. Bez względu na to, jak dużo to dla mnie znaczyło,
musiałam skupić się na lekcji. Podeszłam więc do nauczyciela i
wręczyłam mu kartkę do podpisania.
-Witamy z powrotem Bello. Cieszę się, że wróciłaś.- zaskoczył mnie
tym. Skąd mógł mnie znać nauczyciel? Przecież ja tu nie chodziłam
do szkoły, a nawet jeślibym chodziła w ciągu ostatnich siedmiu lat
zmieniłam się.
-Ty pewnie mnie nie pamiętasz. Uczyłem w twojej szkole, gdy tu
mieszkałaś, ale od tamtego czasu dużo się zmieniło. Prawda? A co u
twoich rodziców? Nie słyszałem o nich od dłuższego czasu, a zanim
wy wyjechaliście, ja przeprowadziłem się do Nowego Yorku i
wróciłem dopiero rok temu.- i znowu to samo. Nie mogłam
wypowiedzieć nawet słowa. Gdy wczoraj byłam na cmentarzu coś się
we mnie odblokowało. Nie potrafiłam już mówić o Charlim i Renee
spokojnie. W oczach pojawiły mi się łzy, ale postanowiłam nad tym
zapanować.
-Oni nie żyją. Zginęli tuż po tym, jak pan wyjechał, a ja
zamieszkałam z przyjaciółką mamy, ale teraz wróciłam.
-Bardzo mi przykro. Nie wiedziałem.- odpowiedział nauczyciel.
-Nie chcę o tym rozmawiać. Czy mogę już pójść do swojej ławki?
-Proszę bardzo. Usiądz w pustej ławce na końcu sali.
Reszta lekcji minęła spokojnie. Poznałam parę fajnych osób i
idąc na lunch rozpoznawałam już pierwsze twarze. Dawno już
zapomniałam o Edwardzie i mężczyznie spotkanym przed laty.
Przypomniała mi o tym Jesicca- dziewczyna poznana na
trygonometrii.
-Podobno dzisiaj rano wpadłaś na jednego z Cullenów. To
prawda?- moja nowa koleżanka była fajna, ale zdecydowanie zbyt
wścibska. Postanowiłam to zignorować. Wzruszyłam tylko
ramionami.
-Nie wiem. Nie powiedział mi jak się nazywa. Zresztą wpadłam
dzisiaj też na parę innych osób. Jakoś jestem dzisiaj zbyt zamyślona.-
była to prawda. O ile dobrze pamiętam tego dnia zdarzyło mi się
potknąć i wylądować w ramionach trzech chłopaków, w tym jednego
spotkania na pewno nie chciałam zapomnieć i miałam nadzieję, że
ponownie spotkam Edwarda.
-Hej. Czy to ten z rudawymi włosami siedzący razem ze swoim
rodzeństwem przy tamtym stoliku i przyglądający się tobie? To na
niego wpadłaś?- spytała Jass wskazując na chłopaka poznanego na
parkingu.
-Taak& chyba na niego. Nie jestem pewna. Padało.- powiedziałam
jakbym chciała usprawiedliwić swoją niewiedzę.
Na moje szczęście przerwa na lunch chwilę pózniej się
skończyła i musiałam iść na lekcje. Była to biologia. Bardzo lubiłam
ten przedmiot, a gdy weszłam do pracowni moja sympatia do tego
przedmiotu wzrosła jeszcze bardziej. A to dzięki Edwardowi
Cullenowi, który siedział na samym środku klasy. Chciałam z nim
porozmawiać. Znowu usłyszeć ten słodki baryton, który pieścił uszy i
zatopić wzrok w jego oczach, ale najpierw musiałam podejść do
biurka nauczyciela błagając go w myślach, żeby posadził mnie ze
swoim nieziemskim uczniem. Moje prośby zostały wysłuchane. Z
braku innych miejsc pan Banner kazał mi usiąść z Cullenem. Chłopak
też wyglądał na zadowolonego.
-Znowu się spotykamy.- powiedział z uśmiechem na ustach. Ustach,
które wydawały się stworzone do pocałunków. Postanowiłam zdusić
w sobie tę myśl i odpowiedziałam opanowanym na pozór głosem.
-Tak. Tylko że tym razem nie wpadłam na ciebie tak jak ostatnim
razem. Jeszcze raz przepraszam.- mówiąc to przypomniałam sobie
tamtą sytuację i zarumieniłam się. Edward zachichotał. Na szczęście
w tym momencie nauczyciel poprosił klasę o uwagę i nie musiałam
kontynuować tej rozmowy. Miałam jednak zamiar porozmawiać z
nim po lekcji, jednak mój sąsiad wyszedł z sali zaraz po dzwonku.
Był naprawdę dziwny. Tak więc na wf poszłam sama. Nie cierpiałam
tego przedmiotu. Przede wszystkim dlatego, że ciągle się potykałam i
przewracałam. Niestety, okazało się, że tutaj jest on obowiązkowy. Po
godzinie poważnie zastanawiałam się nad powrotem do Phoenix.
Jednak nie zmieniłam decyzji.
Po lekcjach pojechałam prosto do domu. Musiałam tam
posprzątać. Poprzedniego dnia doprowadziłam do stanu używalności
tylko mój pokój. Dzisiaj postanowiłam zabrać się za kuchnię.
Porządki zajęły mi trzy godziny, więc do lekcji usiadłam dopiero
o ósmej. W małym pokoiku czułam się trochę jak w klatce. Co
prawda nigdy nie korzystałam ze wszystkich moich pokoi, ale jednak
były one co najmniej dwa razy większe. Postanowiłam się do tego
przyzwyczaić. Nie miałam wyboru. Na sprzedaż domu miałam zbyt
mało odwagi. Żeby to zrobić musiałabym posprzątać pokój moich
rodziców i wynieść z niego ich rzeczy, które były tam cały czas, bo
Karoline też nie mogła się na to zdobyć.
Po odrobieniu lekcji, zjedzeniu kolacji i szybkim prysznicu
położyłam się do łóżka. Niemalże od razu gdy się położyłam
usnęłam. Albo raczej byłam pewna, że śnię. Do mojej głowy zaczęły
napływać różne sceny. Niektóre spokojne i noc nie znaczące, jednak
kilka sprawiło, że się wzdrygnęłam. Właśnie wtedy, gdy tak leżałam
przypomniałam sobie pewną rozmowę odbytą około dwóch lat temu.
 -Kim jesteś?!- krzyczała piętnastoletnia dziewczyna o brązowych
oczach, w których było widać strach.
-Wampirem.- odpowiedział spokojnie jej rozmówca. Miał złote oczy, ale one
jeszcze niedawno miały barwę szkarłatu. To on zabił rodziców dziewczyny i
pozbawił ją szczęścia i rodziny.
-Moje oczy zmieniły kolor, bo przestałem pić krew ludzi, a zacząłem odżywiać
się zwierzętami. Dlatego mają taki kolor. Chciałem, żebyś wiedziała kim
jestem& 
Gwałtownie usiadłam na łóżku. Wiedziałam już, dlaczego oczy
Edwarda wydały mi się znajome. Przecież tamten wampir miał
dokładnie ten sam kolor tęczówek! Nie mogłam w to uwierzyć. Nie
chciałam w to wierzyć. Ale taka była prawda.
ROZDZIAA CZWARTY
Następnego dnia miałam ogromną ochotę urwać się z lekcji.
Wiedziałam, że nie będę mogła skupić się na lekcjach. Nie w takim
stanie. Cały czas byłam roztrzęsiona. Nie mogłam uwierzyć w to,
co stwierdziłam parę godzin wcześniej. Ale wszystko wskazywało
na to, że miałam rację. Przede wszystkim kolor tęczówek i skóry.
Blady, niemal przezroczysty. Drugim powodem dla którego
chciałam się urwać z lekcji był oczywiście Edward. Nie chciałam
się z nim spotkać. Byłam pewna, że mnie nie zaatakuje, ale
wspomnienia z przeszłości nie dawały o sobie zapomnieć. W
końcu jednak postanowiłam pójść do szkoły.  po prostu go
zignoruję. Powiedziałam sobie w myślach zanim wyszłam na
podjazd przed domem.
Zrobiłam tak, jak sobie obiecałam. Wchodząc do klasy
udawałam, że nie widzę Cullena spoglądającego na mnie
podejrzliwie i chcącego się dowiedzieć, dlaczego jestem w tak
okropnym nastroju. Ja jednak nie odezwałam się do niego ani
słowem.
-Bello. Co się dzieje? Wczoraj zachowywałaś się jakoś inaczej.-
usłyszałam za sobą głos sąsiada z ławki gdy pakowałam się po
skończonej lekcji. Nie chciałam mu odpowiadać, ale nie potrafiłam
go ciągle ignorować. Chciałam, żeby wiedział, że wiem, kim jest.
-Wczoraj nie pamiętałam jeszcze mojej rozmowy z pewnym
facetem.- ciągle dziwiłam, się sobie, jak to było możliwe. Przecież
nie dało się zapomnieć tak z dnia na dzień tego, że wampir zabił
twoich rodziców. Ale ja byłam do tego zdolna. Może dlatego, że
nie chciałam o tym pamiętać i wmawiałam sobie, że te postaci
rodem z legend nie istnieją.
-Jakim facetem? I co to ma wspólnego ze mną? Widziałem, że do
innych odnosisz się całkiem normalnie. O co chodzi?- głos
Edwarda wyrwał mnie z zamyśleń. Odwróciłam się w jego stronę
uważając, żeby nie spojrzeć mu w oczy.
-Siedem lat temu umarli moi rodzice.- zaczęłam.- Zginęli w bardzo
dziwnych okolicznościach. Znaleziono ich w lesie. Ich ciała były
pozbawione choćby jednej kropli krwi.- chłopak wydawał się
wiedzieć, o czym mówię.- przez pięć lat nie wiedziałam kto to
zrobił, ale dwa lata temu w moim domu pojawił się pewien
człowiek. Przedstawił się jako James. To on zamordował moich
rodziców.
-Ale ja nadal nie rozumiem.- powiedział szczerze zdziwiony.
-Powiem jaśniej. Ten facet zapolował na moich rodziców i wyssał
z nich krew. Sam przede mną przyznał się do tego.- zniżyłam głos
do szeptu.- dobrze wiesz, kim był, bo i ty należysz do tej rasy. On,
ty i twoja rodzina. Jesteście wampirami.- Edward zesztywniał.
Patrzył na mnie przerażonym wzrokiem.
Czułam, że nic więcej nie powie, więc odwróciłam się na pięcie
i chciałam odejść, gdy chłopak złapał mnie za rękę.
-Możemy porozmawiać?
-Przepraszam, ale zaraz mam następną lekcję.- odmówiłam,
chociaż o niczym tak nie marzyłam jak o zamienieniu paru słów z
tym tajemniczym chłopakiem. Zaniepokoiło mnie to. Powinnam
trzymać się jak najdalej od niego. Nie zmieniać raz podjętej
decyzji. Powinnam wiele rzeczy, jednak wiedziałam, że prędzej
czy pózniej złamię się i wyznam mu co na prawdę do niego
czułam. Chociaż znałam go zaledwie dwa dni, to już czułam do
niego coś więcej niż do zwykłego kolegi.
-Proszę. Naprawdę mi na tym zależy. Może po szkole wpadnę do
ciebie? Nie będzie ci to przeszkadzało?- spytał. Chciałam się
zgodzić, ale się powstrzymałam. Nie byłoby to rozsądne. On był
wampirem, a ja człowiekiem. To nie mogło się udać.
-Nie. To nie jest dobry pomysł.- odpowiedziałam i szybko
odeszłam, zanim zdążyłam palnąć jakieś głupstwo.
Wf był jeszcze gorszy niż poprzedniego dnia. W głowie
kumulowały się myśli o Edwardzie. Czy porozmawiać z nim? Jeśli
tak, to gdzie? Czy powinnam się go bać? Przecież nie wydaje się
zły. On nie może być zły. Tego bym nie zniosła.
Po lekcji cały czas zadawałam sobie te pytania, ale nie
zbliżyłam się do odpowiedzi chociażby o milimetr. Ciągle
chciałam z nim porozmawiać, ale jednocześnie nie chciałam. Było
to bardzo dziwne. Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Jednak
musiałam przerwać moje rozmyślania gdy tylko wyszłam z Sali
gimnastycznej. Edward czekał na mnie tuż przy wyjściu.
-Cały czas mi zależy na rozmowie z tobą. Proszę. Zajmę ci tylko
chwilę. Obiecuję.- nie miałam wyboru. Musiałam się zgodzić. Nie
umiałam mu odmówić.
-Dobrze. Ale szybko. Muszę jeszcze zrobić zakupy.  chłopak od
razu się rozchmurzył.
-Dobrze. Może pojedziemy na małą przejażdżkę. Zapraszam do
mojego samochodu.- wtedy dopiero zwróciłam uwagę na to, jak
jest ubrany i zastanowiłam się, ile może mieć pieniędzy. Chyba
dużo. Szczególnie patrząc na jego samochód. Srebrne volvo. Był to
najprawdopodobniej najlepszy samochód na całym parkingu.
Oczywiście nie wliczając mojego cudeńka. Karoline jak zwykle
przesadziła.
-Ok. Ale pod jednym warunkiem.- Edward stał się podejrzliwy.
-To nic takiego. Po prostu moglibyśmy pojechać moim
samochodem? Nie będę miała jak pózniej wrócić do domu.
-Dobrze.- odpowiedział z wahaniem. Pewnie się zastanawiał, który
z tych aut nie mogących jezdzić więcej niż siedemdziesiąt na
godzinę jest mój. Już wyobrażałam sobie jego minę gdy zobaczy,
czym jeżdżę.
-To zapraszam. Nie bój się. To żaden z tych samochodów. Mój stoi
tam.- pokazałam na swoje cudeńko. Chłopak wytrzeszczył oczy na
jego widok, a ja zachichotałam.
Gdy wsiadaliśmy czułam na sobie spojrzenia wielu
ciekawskich osób. Postanowiłam ich zignorować.
-Dobra. Gdzie mam jechać?
-Może pojedziemy jednak do ciebie? Chyba tam będziemy mogli
spokojnie porozmawiać. Prawda?
-Jasne.
Pojechaliśmy do mojego domu. Dopiero gdy miałam otworzyć
drzwi przypomniałam sobie, że w domu jest straszny bałagan.
-Może pójdziemy do ogrodu?- spytałam, chociaż wiedziałam, że to
bez sensu. Zaczynało padać. Edward zdawał się pomyśleć o tym
samym i spojrzał znacząco na chmury.
-Coś mi się wydaje, że na dworze raczej nie będziemy mogli
spokojnie porozmawiać. Dlaczego nie chcesz wpuścić mnie do
domu? Boisz się, że ci coś zrobię?- chłopak zachichotał.
-Nie. Po prostu Jeszce nie zdążyłam wszystkiego posprzątać.
-Nic nie szkodzi. Mi to nie przeszkadza.
-W takim razie zapraszam.- powiedziałam jednocześnie otwierając
zamek.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
20 biale roze loch?melot t
Białe róże Avista
BIALE roze txt
Akrecja na gwiazdy ciągu głównego i białe karły
Stańcie przed lustrami Róże Europy
biale kielbaski
Smolarski Białe noce
mini róże
Biale labedzie Dystans
BIAŁE PLAMY OBOZU NARODWEGO
Białe kwiaty C Norwid
ZŁOTA W ROZE
Róże czerwone są Eleni

więcej podobnych podstron