Spadamy z bezrobociem 25 08 2006


Spadamy z bezrobociem
Jest praca w Polsce! Na razie nie zawsze dobrze płatna. Jednak w wielu branżach
pracodawcom jest coraz trudniej znalezć dobrych pracowników, więc płace w końcu
będą musiały wzrosnąć.
Najlepiej to dziś widać w miejscowościach turystycznych. Kiedyś w sezonie nie było w
nich problemu z naborem ludzi do pracy. Teraz jest inaczej. Ludzie, którzy dotąd tam
pracowali, po prostu spakowali się i wyjechali za granicę. Za taką samą pracę dostają
tam znacznie lepsze wynagrodzenie.  Zaczynają się u nas braki recepcjonistek ze
znajomością języka niemieckiego, fizjoterapeutów, kucharzy, no i oczywiście
pracowników ze wszystkich zawodów budowlanych  wylicza Alicja Ogrodowczyk,
dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Kołobrzegu.  Nie potrafią u nas znalezć
zatrudnienia już tylko osoby bez żadnych kwalifikacji  dodaje.
Murarz zwycięzca
Wielkie problemy ze skompletowaniem kadry mają w Kołobrzegu ci pracodawcy, którzy
oferują pracę za najniższe pensje: od 899 do 1200 złotych. Coraz więcej z nich zaczyna
więc już oferować lepsze stawki. Barmani, kelnerzy, pokojowe coraz częściej znajdują
oferty za 1700 złotych. Od maja do września szczególnie są nad morzem poszukiwani
dobrzy kucharze. Mogą więc znalezć tam pracę za około 1700 2500 zł miesięcznie.
Są w Polsce firmy budowlane, z których wyjechało do Anglii 60 procent załogi. Dlatego
ci budowlańcy, którzy zostali w Polsce, mogą dziś przebierać w ofertach.
Także Narodowy Bank Polski odnotował przed tygodniem w swoim komunikacie, że w
polskich firmach nasila się zjawisko braku kadr. W czerwcu miało z tym kłopot trzy razy
więcej firm niż w pierwszym kwartale tego roku.  Trudności te przesunęły się na miejsce
7. z 13. na liście podstawowych problemów działalności przedsiębiorstw  napisał
NBP. Dodał też, że zwłaszcza firmy budowlane zapowiadają, że podniosą pracownikom
pensje.
 Niektórzy przedsiębiorcy budowlani mają podpisane kontrakty, z których muszą się
wywiązać  mówi dyrektor Ogrodowczyk.  Coraz częściej więc słychać, że
pracodawcy zaczynają oferować nawet do 3 tysięcy złotych murarzom, specjalistom od
robót wykończeniowych, elektrykom czy spawaczom  dodaje.
Pan Mirosław, elektryk z Bielska, wspomina, że dawniej w czasie przetargów toczył
zaciekłe pojedynki o wykonanie usługi z dziesięcioma konkurentami. Teraz w
przetargach ścigają się zaledwie dwie firmy, bo pozostali elektrycy... przenieśli
działalność do Anglii.  Byłem tym ostatnio tak zaskoczony, że z wrażenia nie
1
zażądałem wyższej zapłaty  śmieje się elektryk.
Na Zachód wyjeżdżają też na przykład mechanicy samochodowi.  Tam dramatycznie
brakuje rzemieślników. Czy pan wie, że w Londynie trzeba czekać na hydraulika 4
tygodnie? Może on tam zarobić za godzinę od 25 do 50 funtów. Dlatego Polacy będą
wciąż wyjeżdżać na Zachód  mówi ekonomista Ireneusz Jabłoński, ekspert Centrum
im. Adama Smitha.
Kraj ogołocony
Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że bezrobocie w Polsce spada. W
czerwcu 2005 roku jego stopa wynosiła 18 procent. W czerwcu obecnego roku było to
już 16 procent. To znaczy, że w ciągu roku liczba bezrobotnych zmniejszyła się o 339,8
tysiąca. To jednak, niestety, jeszcze nie jest okazja do otwierania szampana. Na rynku
pracy zrobiło się nieco luzniej tylko dlatego, że Polacy pracują za granicą. Moglibyśmy
się cieszyć, gdyby rosła liczba nowych miejsc pracy w kraju. A ona zwiększa się bardzo
nieznacznie. Ireneusz Jabłoński w ogóle nie wierzy w oficjalne dane na temat
bezrobocia.  Jedynym uczciwym wskaznikiem jest tu analiza miejsc pracy. Bezrobocie
maleje, jeśli jest przyrost miejsc pracy. A skoro tego przyrostu nie ma, to w ogóle nie
ma co mówić o spadku bezrobocia  ocenia. Według różnych szacunków, w Wielkiej
Brytanii pracuje od 300 tysięcy do miliona Polaków. Niektórzy oceniają liczbę Polaków
w samej tylko Irlandii na 300 tysięcy.  Część z nich szybko zza granicy wraca,
rozczarowana. Jeśli jednak ktoś trafia tam na dobrego pracodawcę, to szybko ściąga z
Polski kolejnych swoich znajomych  mówi Alicja Ogrodowczyk.
Na bardzo krótką metę to, że Polacy pracują na Zachodzie, przynosi polskiej
gospodarce jakieś korzyści. Część zarobionych w Anglii pieniędzy Polacy wydają
bowiem w ojczyznie. A to rozkręca naszą gospodarkę. Wielu ekonomistów bije jednak
na alarm: w dłuższej perspektywie to  upuszczenie krwi przez nasze państwo może się
skończyć naszym wykrwawieniem. Ireneusz Jabłoński uważa, że wyjazdy najbardziej
energicznych Polaków potwornie ogołacają nasz kraj.  Jeśli jednak ci Polacy zobaczą
trochę świata i wrócą do kraju, to może jeszcze wyjdzie to polskiej gospodarce na
zdrowie?  pytamy.  Wie pan, najlepsi już do Polski nie wrócą... Bo najlepszym tam,
za granicą, pracodawcy zaproponują lepsze warunki zatrudnienia  mówi Jabłoński. 
Zatrzymają ich tam z tej prostej przyczyny, że Zachód jest dotknięty przez kryzys
demograficzny. Tam się nie urodziły te dzieci, które my dzisiaj tak beztrosko tracimy.
Marnujemy nasz boom demograficzny z lat 70. i 80. To był ostatni boom demograficzny
Europy! Wyjazd tych ludzi to ogromna strata dla Polski. Ile oni mogą sobie
zaoszczędzić w Anglii? Tysiąc funtów? To jest nic w porównaniu z tym, o ile zwiększają
PKB Wielkiej Brytanii lub Irlandii. Oni dzisiaj pracują na rzecz rozwoju innych krajów i
narodów, a nie na rzecz Polski  mówi.
Takie doświadczenia dotknęły już w przeszłości inne europejskie państwa. Masowo
2
emigrowali w przeszłości za pracą mieszkańcy Włoch, Irlandii, Hiszpanii, Portugalii. I
jest tylko jedno państwo, do którego emigranci zaczęli wracać. To Irlandia.  Owszem,
w Irlandii następuje taki come back, powrót emigrantów z USA. Jednak czy stać nas,
żeby czekać na takie zjawisko przez 30 lat?  zawiesza głos Ireneusz Jabłoński.  No,
chyba że zdecydujemy się na radykalne działanie. Skoro wiemy, które posunięcia
gospodarcze Irlandii doprowadziły do tego sukcesu, to po co czekać 30 lat? Trzeba
wprowadzić podobne rozwiązania u nas już teraz! Trzeba zmienić tę patologiczną
sytuację w Polsce. Przyczyny są od dawna zdiagnozowane  mówi.
Według Jabłońskiego, na temat reformy nie trzeba nawet specjalnie debatować, bo
droga do naprawy jest dla ekonomistów oczywista.  Rząd musi tylko odrzucić
ideologiczne założenie, że tego, który więcej pracuje, trzeba karać większymi
podatkami... Trzeba po prostu radykalnie obniżyć podatki dotyczące pracy. A także
uprościć cały system podatkowy  mówi z naciskiem. Plantatorzy: wpuśćmy
Ukraińców
Brakuje pracowników do zbioru wiśni i malin.  Niestety, młodzież wyjechała za granicę.
A właśnie młodzieży dotąd było przy zbiorach najwięcej  ubolewa Leszek Przybytniak,
prezes oddziału Związku Sadowników RP w Grójcu. Według niego, w sadach pracuje
teraz średnio o połowę mniej ludzi niż w poprzednich latach. Jakie będą tego
konsekwencje?  Nie wykluczam, że część owoców zostanie w tym roku na drzewach 
ocenia. Owoce zbierają dziś w Polsce ludzie, którzy z różnych powodów nie mogli
wyjechać za granicę. Za kilogram zerwanych wiśni zarabiają około 40 groszy.  Dobry
 rwacz w ciągu ośmiu, dziesięciu godzin zerwie 100 130 kilogramów  mówi
Przybytniak. Jeszcze mniej można zarobić w Polsce na zbieraniu truskawek. Młodzi
ludzie, którzy tym się zajmowali, narzekają w Internecie, że za dzień harówki zarobili od
16 do 25 złotych. A przy truskawkach trzeba się schylać i znosić palące promienie
słońca.  Wyższego wynagrodzenia plantatorzy niestety nie mogą zaproponować, bo
cena owoców w skupie jest bardzo niska  mówi Przybytniak. A cena jest tak niska, bo
do portów całej Europy przybijają wciąż statki z Chin i Maroka, wyładowane setkami ton
mrożonych truskawek, wiśni i malin. Ich cena jest bardzo niska. To dla polskich
plantatorów zabójcza konkurencja.
Jaka na to rada? Wprowadzanie ceł to droga donikąd. Doprowadzi tylko do tego, że
inne państwa w rewanżu wprowadzą cła na nasze towary. Jest prostszy sposób. 
Skoro Polacy nie chcą tej pracy, trzeba pozwolić zbierać u nas truskawki na przykład
obywatelom Ukrainy  proponuje Leszek Przybytniak.
Stawka, za którą Polacy już nie zgadzają się pracować, dla pracowników z Ukrainy jest
całkiem godziwa, pozwala im utrzymać rodziny. Ukraińcy zapewne chętnie
przyjechaliby tu do sezonowej pracy. Jeśli nasz rząd im na to nie pozwoli, polskie
plantacje truskawek mogą zostać po prostu zaorane i nie zostanie po nich ślad.  A
przecież na całym świecie tak jest, że pracownicy sezonowi przemieszczają się. Na
3
plantacje do Francji jadą latem ludzie z Maroka, Polacy też. To jest normalne zjawisko,
nie ma w nim nic niewłaściwego. Dlatego powinniśmy dziś wpuścić także Ukraińców 
podkreśla Przybytniak.
Przemysław Kucharczak
(Gość Niedzielny)
2006-08-04 (16:03)
4


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
kurier sierpień 80 25 08 2006
1 Opinia PKPP Lewiatan dotycąca godzin nadliczbowych 24 08 2006
Rozp MEN 25 08 09 bhp w szkołach
PHP profesjonalnie programowanie obiektowe i narzędzia programisty 08 2006
Źle w stosunkach między Syrią i Irakiem (25 08 2009)
Posłowie debatowali o rynku pracy 24 08 2006 r
08 2006
25 08 2012
08 Rozdzial 25 26
MEDJUGORJE 2013 08 25

więcej podobnych podstron