Maciej Parowski - Diabeł nie śpi!
Fantastyka - maj 1987 r.
Maciej Parowski
Diabeł nie śpi!
Nagrody Nobla ożywiają nasze życie literackie
i wydawnicze. W 1986 r. dostaliśmy kilka książek Goldinga, a wśród nich
drugie wydanie najsłynniejszej jego powieści z 1954 r. - "Władca
Much". Strach pomyśleć jak długo jeszcze czekalibyśmy na to wznowienie
bez decyzji Szwedzkiej Akademii.
James Gunn zalicza książkę do powieści
kultowych; podobnie jak "Paragraf 22" Hellera, jak "Władcę Pierścieni"
Tolkiena. U nas w głównym nurcie rolę książki kultowej spełniało jeszcze
niedawno "Pod wulkanem" Lowry'ego. W latach siedemdziesiątych kultową
powieścią była bez wątpienia "Gra w klasy" Cortazara i może "Sto
lat samotności" Margueza, a przed wojną bodajże "Klub Pickwicka''
Dickensa. Książki kultowe to znaczy czytane bez końca, cytowane przez
wieIbicieli, dyktujące pewien styl życia oraz myślenia i używane jako
podstawa przyjacielskiego kodu.. Obecnie, wśród polskich fantastów czyta się
w ten sposób Raymonda Chandlera, wybitnego przedstawiciela czarnego kryminału.
Z czystej fantastyki - na pewno wszystko co wyszło spod pióra Philipa K. Dicka.
A z polskiej? Szczerze mówiąc nie wiem. Kiedyś może "Solaris"? Ale
dziś Lema nie odczytujemy już tak pasjonacko. l teraz, Golding? W 1963 r.
Peter Brook nakręcił znaczący film na podstawie powieści. My dostajemy
drugie polskie wydanie w dwadzieścia lat po pierwszym, tym razem w nakładzie
50 tys. Jak na kult trochę mało, ale jest szansa, że parę osób książkę
przeczyta.
Ci, którym się to uda nie będą żałować,
choć we wspomnianym gronie międzynarodowych rarytasów wygląda powieść
Goldinga na najmniej wyszukaną. Rzecz napisana jest prosto, alegoryczny i
moralizatorski zamiar powieści leży na wierzchu, oczywista jest też jej
inspiracja biblijna. Nie ma igraszek z formą, z językiem, nie ma eksperymentów
z czasem. Na bezludnej wyspie, pełnej jak biblijny raj smakowitych owoców, ląduje
w wyniku katastrofy samolotu grupka angielskich chłopców i zaczyna od zera.
Najpierw, wspólnie i zgodnie wybierają wodza, by jak w "Umowie społecznej"
Jana Jakuba Rousseau zrzec się części suwerenności na rzecz wybranej osoby.
Potem stanowią prawa. Demokratycznie podejmują decyzje. Dzielą się
zadaniami. Ale w toku nadto licznych obrad (choroba demokracji) uprawiają
gadulstwo, demagogię, pogardę dla słabszych maluchów. Nieodpowiedzialne mędrkowanie
chłopców sprawi, że zgaśnie ognisko, właśnie wtedy, gdy dym mógłby
przywołać przepływający obok statek. Ta sama nieodpowiedzialność i stadność
zachowań doprowadzi do pożaru, w którym zginie jeden z malców. Potem mamy
narastający konflikt między Ralfem, legalnie wybranym przywódcą i strażnikiem
ogniska, a Jackiem, agresywnym myśliwym. Ten konflikt, właściwie rewolta
Jacka, kojarząca się nieco z konfliktem Kaina i Abla, doprowadzi społeczność
chłopców do rozpadu i moralnego upadku.
Jest w książce więcej biblijnych tropów, a wśród
nich najważniejszy - zjawi się na wyspie diabeł-kusiciel. Najpierw w postaci
rojeń o wężu lub innym potworze czającym się w mroku. Później to co
realne duchowo, co kłębi się w duszy, zyskuje, jak uczy Jung, postać fizyczną.
Diabeł przybywa na wyspę w dwu wcieleniach: Władcy Much, świńskiego łba
wbitego przez myśliwych na pal i Zwierza, trupa lotnika, który nocą spadł z
nieba. Diabeł-symbol staje się wkrótce wymowną i skutecznie działającą
rzeczywistością. Potrafi skłócić społeczność chłopców. Potrafi
doprowadzić do zamordowania dwu wartościowych, choć pozbawionych charyzmy
istot, które mogłyby mu stanąć na drodze. Dlatego muszą zginąć zabici
przez kolegów: Prosiaczek, tłuścioszek w okularach, będący nie wysłuchanym
mędrcem i Simon, wrażliwa istota, ktoś w rodzaju kapłana, który miewa
widzenia.
Prowadzi nas Golding do samych źródeł
tajemnicy zła bez wykrętów i właściwej dwudziestemu wiekowi scjentystycznej
wstydliwości. Cóż to jest diabeł? Otóż Władcę Much chłopcy wzniosą własnymi
rękami. Gdy rozum śpi budzą się upiory... Myśliwi powodowani głodem mięsa,
chęcią zabawy, ale i poszukiwaniem bezpieczeństwa - dołączą do swego
ambitnego wodza i złamią ustalone wcześniej prawa. Prawie wszyscy chłopcy
dobrowolnie doprowadzą się do histerii, w której zabiją Simona, później
poprą najgorszego ze swego grona w bezlitosnej walce o prestiż i władzę. Będą
na siebie polować za pomocą obustronnie zaostrzonych dzid. Będą wymyślać
barbarzyńskie symbole. Używając tych symboli spróbują przekupić ciemne
moce. Spróbują - sami z siebie, ale i z inspiracji Belzebuba (filistyński Władca
Much), który czeka na człowieka nawet na najmniejszej wysepce i czai się w
zakamarku jego duszy, grając w niej kiedy przyjdzie pora na ambicji, pysze,
wygodnictwie, strachu i bezkrytycznej potrzebie wspólnoty... Tym różni
się powieść Goldinga od większości tego co
powstaje i powstawało w fantastyce: Gwiezdne imperia zła! Agresorzy! Albo
nasza fantastyka socjologiczna - z jej bohaterem, poczciwą jednostką tłamszoną
przez gwiezdne systemy. Albo literatura polityczna, mówiąca o klasach,
narodach, kapitałach czy gangach... Zimno, zimno! Golding idzie dalej, do
sedna. Mamy wyspę, owoce, słońce, mamy cywilizowanych chłopców, nikt im
niczego nie narzuca, nie naciska, nikogo nie przynosi w teczce i... nie
wychodzi. Dlaczego wszystko się psuje? - pyta w powieści Ralf, pyta
Prosiaczek. Winien Szatan, odpowiada Golding, szatan w postaci świńskiego łba
na kiju i szatan w naszej duszy.
Nie wygląda to na myśl nową i wyrafinowaną
ani na propozycję bezsprzeczną. W Polsce z Szatanem różnie bywało. W każdym
razie Goldinga w tej materii warto wysłuchać. W czasie wojny, jako uczestnik
bitew morskich zobaczył do czego są zdolni dorośli. Po wojnie, jako
nauczyciel, dokładnie przyjrzał się dzieciom. Zobaczył tu i tam tego samego
człowieka. Ciekawe byłoby dotrzeć dziś do jego wychowanków, mają koło pięćdziesiątki
i niewykluczone, że wszyscy są sympatyczni i bardzo teraz dumni ze "swego
pana". Ale Golding nie wyobraził ich sobie w społeczeństwie, gdzie
temperuje nas obyczaj, szkoła, prasa i prawa - lecz na bezludnej wyspie,
gdzie w s z y s t k o w o l n o. l wtedy zobaczył w nich tego
samego człowieka, którego Conrad poznał w Afryce i opisał potem w "Jądrze
ciemności" jako istotę skażoną, z której zawsze może opaść pozłotka
cywilizacji i kultury, jeśli świadomie, z wysiłkiem nie będzie się strzec.
Takich morałów słucha się raz dobrze, raz źle,
zależnie od mody i koniunktury. Jak jest fajnie, jak krzywa rośnie - to źle.
Bronisława Bałutowa w pracy o powieści angielskiej XX wieku pisze o
fluktuacjach krytycznego odbioru "Władcy Much". Zmieniało się to co
dekadę. Zrazu mówiło się, że powieść jest nieprzyzwoicie symboliczna i
oderwana od rzeczywistości. Potem rozwodzono się nad jej subtelnością i głębią.
Następnie rzecz była znów zbyt realistyczna i płytka. Angielski badacz robił
nawet zestawienie kontrastowych opinii, wychodzących w różnym czasie spod piór
tych samych krytyków.
Ciekawa metoda badania - ale czego? Raczej Ducha
Czasu niż książek, raczej kultury niż literatury. Samotnicy jak Golding nie
robiący sobie nic z mód i nowinek, nie ukrywający wiary i moralizatorskich
zamiarów - wprawiają w zakłopotanie świecką, migotliwą i zmienną kulturę.
Czasem dostają Nobla lub inne nagrody. Czasem nie. Nie ma tu reguł. Dla nich i
dla ich czytelników, których zawsze znajdą, ważne jest jedno. Wśród ludzi,
którzy przemyśleli przerażającą przygodę Prosiaczka, Ralfa, Jacka i
pozostałych możemy się czuć w miarę bezpieczni. Oni już wiedzą, zostali
ostrzeżeni.
Ale inni?
William Golding: Władca Much. Tłumaczył W. Niepokólczycki. Czytelnik, Warszawa 1986.
Fantastyka-naukowa - subiektywny wybór
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
FreeBSD – czyli nie taki diabeł straszny cz 2Kraj SEJM NIE ROZWIĄZANYDlaczego kobiety nie osiągają orgazmuKto nie chce poznać tajemnicy Smoleńska Nasz DziennikCo było i nie wróci ŻydziChoresterol nie jest groźny margaryna art PolitykiGoralu czy ci nie zal txtLiderzy jedza na koncu Dlaczego niektore zespoly potrafia swietnie wspolpracowac a inne nie lidjedNie w wymowie slowwięcej podobnych podstron