Zbiorowa Basnie narodow republik zakaukazkich


L,
1

!"  1
; 1
.* Iw V 
l!WVVW
ULU
BAŚNIE
NARODÓW
REPUBLIK
ZAKAUKASKICH

Przełożył Waldemar Gajewski Graficznie opracował Michaił Anikst
*
WYDAWNICTWO
TPPR
 WSPÓAPRACA"
1988
8
BAŚNIE
NARODÓW
REPUBLIK
ZAKAUKASKICH
Tytuł oryginału !   ,/
Wyboru dokonali Robert Babłojan i Mirlena Szumska
Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo  Raduga" Moskwa, Wydawnictwo TPPR  Współpraca" Warszawa, 1981?
ISBN 83-7018-052-3
BAŚNIE GRUZICSKIE
O BIEDAKU I TRZECH OWOCACH GRANATU
Adaptacja: Nina Dolidze Ilustracje: Natalia Niestierowa
CUD-DZIEWCZYNA Z DALEKIEJ KRAINY NIGOZETI
Adaptacja: Helena Wirsaladze Ilustracje: Tengiz Samsonidze
O BIEDAKU I TRZECH OWOCACH GRANATU
yło to albo nie było  dawno temu żył sobie pewien biedak. Niczego ów biedak nie miał  ani domu, ani zagrody. Co więc miał począć? Poszedł do lasu, zbudował sobie chatkę z gałęzi i w niej zamieszkał.
Bywało, że zbierze naręcze chrustu, zaniesie do miasta, sprzeda, kupi kawałek chleba i z tego żyje.
Jednego razu wybrał się do miasta z naręczem drew. Drwa sprzedał, kupił chleba, wraca do domu. Chleb schował za pazuchę i zmarznięty, kuląc się z zimna wlecze się do swej chaty.
A droga prowadziła obok carskiego pałacu. Zobaczyła biedaka przez okno carska córka i mówi do
ojca:
 Ojcze, popatrz, diabeł idzie!
Spojrzał ojciec i widzi  nie żaden diabeł idzie, lecz ubogi człowiek. Rozzłościł się na córkę:
6
 To wcale nie diabeł, to człowiek!
 Wcale nie, jaki tam człowiek, taki czarny i obszarpany  upiera się córka  to diabeł, diabeł!
Posprzeczali się ojciec z córką. Wreszcie ojciec rozgniewany krzyknął:
 Za karę zostaniesz jego żoną, a jeśli odmówisz  skrócę cię o głowę.
Przelękła się carska córka. Pomyślała, że mimo wszystko lepiej wyjść za mąż za biedaka, niż oddać głowę pod topór. Zebrała carówna trochę rzeczy w tobołek, pobiegła za biedakiem i woła:
 Hej, człowieku, zaczekaj!
Odwrócił się biedak, lecz nie mógł uwierzyć, że taka piękność go woła; poszedł więc dalej nie oglądając się za siebie.
Wszedł biedak do swej chaty, a carówna  za nim.
Pyta biedak:
 Po coś tu przyszła? Ona odpowiada:
 Po to, żebyś się ze mną ożenił.
Przestraszył się biedak, myśli  po co mi taka żona, jakże ją żywił będę? Mówi zatem:
7
%"G5
" 'l
3 V ^ 
4

**
4
( ^-
%;4*
%
.1
%^'.V -^( 1
jg  
^! d

 Widzisz, jak żyję: sprzedam naręcze chrustu, kupię okrajec chleba. A ciebie czym nakarmię?
Carówna na to:
 Nie martw się, wyżywię i siebie, i ciebie. A potem dodała:
 Mam ja chustkę, którą sama utkałam, warta jest pięćset rubli, cena jest na niej wytkana. Wez tę chustę, zanieś na jarmark. Jeśli trafi się kupiec i spyta o cenę, odpowiedz: cena na niej wytkana. Chustkę sprzedaj i przynieś pieniądze.
Wziął biedak chustę i poszedł na jarmark.
Wtem podchodzi jakiś kupiec i pyta o cenę chustki.
 Cena na niej wytkana  odpowiada biedak. Spodobała się chusta kupcowi.
 Chodzmy, odliczę pieniądze w domu  powiada. Zaprowadził biedaka do domu, pięćset rubli odliczył, dał jeść i pożegnał.
Przyniósł biedak pieniądze do domu. Utkała carówna drugą chustę i taką samą cenę na niej wytkała. Dała chustę mężowi i rzecze:
 Tę chustę też zanieś na jarmark.
Wziął biedak chustę i poszedł. Nosi chustę, nosi, w żaden sposób sprzedać jej nie może.
9
Aż tu nagle podchodzi jakiś nieznajomy i mówi:
 Pieniędzy nie mam, ale jeśli chcesz, kupię od ciebie tę chustę za trzy mądre rady.
 Nie  odparł biedak  za rady niczego nie sprzedaję.  Po czym wrócił z chustą do domu.
Żona pyta:
 Czy ktoś pytał o chustkę?
 Pytał, ale chciał ją kupić za trzy mądre rady, więc nie sprzedałem  odpowiada mąż.
Rozgniewała się żona:
 Idz natychmiast na jarmark, odszukaj tego człowieka i oddaj mu chustkę za jego trzy rady.
Wrócił biedak na jarmark. Szuka, szuka nieznajomego, nareszcie znalazł go i mówi:
 Oddam chustę za twoje trzy rady.
 Chodzmy więc  odparł nieznajomy. Zaprowadził go do swego domu i rzecze:
 Po pierwsze  nie mów niczego bez zastanowienia  najpierw pomyśl, dopiero mów. Po drugie  gdybyś nasłuchał się o kimś strasznych rzeczy, cokolwiek powiedzą, ot, na przykład, że ten ktoś chce ciebie zabić  powściągnij swój gniew i nie zabijaj go, lecz pierwej dobrze się upewnij
11
czy to prawda. Po trzecie  gdybyś znalazł się nad rzeką i podszedł do ciebie jakiś człowiek, pytając czy w tym miejscu jest bród, nie wolno ci od niechcenia powiedzieć  jest", gdyż człek ów pójdzie i niechybnie utonie; powinieneś wtedy powiedzieć: nie wiem, bracie, lepiej sam sprawdz. Otóż i moje
trzy rady.
Tak nieznajomy wynagrodził biedaka i pożegnali się.
Przyszedł biedak do domu i opowiedział żonie, jakie to trzy rady otrzymał od nieznajomego. Wysłuchała żona męża
i mówi tak:
 Zapamiętaj dokładnie wszystko, coś usłyszał, na pewno się przyda. A teraz dobrze byłoby, żebyś znalazł jakąś pracę. Popracujesz, przyniesiesz nieco grosza, to kupimy uprząż i woły i zaczniemy jakieś godziwsze życie.
Wyruszył biedak do miasta. Po drodze spotyka trzech
kupców:
 Dzień dobry!  mówią kupcy.
 Dzień dobry!  odpowiada biedak.
 Zgodziłbyś się do nas za parobka?
 Czemu nie, chętnie.
 Jaką chcesz roczną zapłatę?
 Sześćdziesiąt rubli.
12

F '
...,r-.--. "
"^p 0)
W? -00  i'
VM -ta
* ^k, ( Hi
1
i. " . , idy Ł j4k " .* % li' 'i'- ,!,<*m" ' %* " Jt I " "
a/
"

. ;!|'8
s* i."
Zapłacili mu kupcy za rok z góry.
 Oto twoje pieniądze, poślij je do domu.
Wziął biedak pieniądze i posłał do domu przez swego ziomka, a sam powędrował z kupcami.
Szli przez trzy dni i trzy noce, nie napotykając nigdzie wody.
Dopiero gdy wspięli się górską ścieżyną, za górą, na dnie wąwozu zobaczyli zródło.
Dali kupcy parobkowi dzban i rzekli:
 Idz do wąwozu po wodę.
Wiedzieli, że posyłają go na śmierć  biedak miał zginąć dla jednego dzbana wody.
Podchodzi biedak do zródła, patrzy  stoi tam urodziwy witez, cały w zbroi i z orężem, z żabą igra, zabawia się.
Zobaczył witez biedaka i rzecze:
 Hej, bracie, powiedz, kto ładniejszy  ja czy ta żaba?
A żaba podskakuje na jego ramieniu, bawi się.
Już miał biedak odpowiedzieć co mu się na język nawinie, gdy przypomniał sobie słowa nieznajomego  nie mówić niczego bez zastanowienia; zamyślił się, cofnął się nawet
15
o trzy kroki. Nagle przeląkł się  a co, jeśli... jeśli witeziowi nie spodoba się, kiedy powiem, że jest piękniejszy od tej żaby i mnie zabije? Nie, w tym na pewno jest jakiś podstęp!
A witez ponagla:
 Mówże, czego milczysz?
Myśli biedak: coś tu nie tak  lepiej powiedzieć na odwrót, niż się z pozoru wydaje. To pomyślawszy, odpowiada:
 Żaba jest ładniejsza!
Na taką właśnie odpowiedz czekał witez. Ledwie zdążył biedak wymówić te słowa, gdy żabia skórka pękła i z jej wnętrza wyszła dziewczyna o najcudniejszej urodzie pod słońcem.
Uradował sie piękny witez, całuje, ściska biedaka.
 Iluż ludzi zgładziłem nad tą wodą, by nareszcie taką odpowiedz usłyszeć i cudowną dziewczynę od złego zaklęcia uwolnić! Idz teraz i powiedz wszystkim: dostęp do wody jest wolny, odchodzę stąd na zawsze.
Podarował witez na pożegnanie biedakowi trzy cudowne owoce granatu i złocisty pas kobiecy i rzekł:
Wez te owoce granatu  przydadzą ci się. A jeśli
16
...
*
w
, ,, ~
:
**<08ż^ **
s-
%w JU
1
'rtŁ|i O

! <
" Jr*'~ Ś? *\ *ffc
""?9= Vfł 1 i ( VĄ(
, " % \* '
HPk-. ;" U
jMPfc
Sb i

% % %
v . -%SY ' -" %. Si
\    -.
masz żonę, niech założy na siebie ten pas  urodzi złotowłosego syna.
Pożegnał się witez z biedakiem i odszedł ze swoją cudną dziewczyną.
A biedak zawinął w gałganek trzy owoce granatu i złocisty pas i odesłał żonie przez swego ziomka, sam zaś napełnił dzban wodą i zaniósł kupcom. Zdziwili się kupcy, że wrócił żywy, i pytają:
 Był tam kto nad wodą czy nie?
 Był, ale odszedł  odparł biedak  teraz można brać wodę.
Wszyscy biedaka ściskają, nadziwić się nie mogą:
 Cóż takiego mu powiedziałeś, że drogę do zródła otworzył? Od ilu to już lat brakuje nam wody.
Tymczasem ziomek biedaka odniósł jego żonie całe zawinięte w gałganek bogactwo.
Rozłamała żona jeden owoc granatu i wnet z jednej jego połowy wyrosło piękne miasto z pałacami i ogrodami.
Wypuściła na pola tabuny koni, stada owiec i bawołów, najęła pastuchów. Żyje sobie dostatnio i na męża czeka.
Odpracował biedak rok u kupców. Ci dodali mu za dobrą służbę pieniędzy i zwolnili do domu.
19
Niepotrzebny był im więcej parobek: droga do wody była wolna, a dotychczas tylko dla zdobycia wody najmowali
parobków.
Poszedł biedak do domu, szuka w lesie swej plecionej
chatki.
Idzie, patrzy  wkoło pasą się liczne stada bawołów.
 Czyje to stada?  pyta biedak pastuchów. W odpowiedzi usłyszał swoje własne imię.
Obraził się, a nawet rozzłościł  myślał, że naśmiewają się z niego, lecz nic nie powiedział i powędrował dalej.
Po drodze napotkał stada owiec, pyta do kogo należą i znów słyszy w odpowiedzi swoje' imię.
Przychodzi biedak do lasu, patrzy  nie ma już jego plecionej chatki, za to na jej miejscu ogromny pałac stoi.
Zamyślił się biedak. Wszedł na dziedziniec.
 A gdzie jest kobieta, która tu mieszkała?  pyta wymieniając imię swej żony.
 O naszą panią pytasz?  dziwią się ludzie.  Jest
u siebie, w pałacu.
Biedak aż zaniemówił ze zdumienia, pojąć nie może, co
się stało.
Zaroiło się wszędzie od sług, pytają, czego potrzebuje,
20

" %*W2VV"25W3
U
#

"I v
I
:
|;
tm
V).
m>rj

*''* * ,v- *
ff " ^ jMf
"-:

":' %' % % % % %'# % ._,.%
C
. % %.', . ....

\
fi ^
3.' ;V
.-" % %iV
,.***'


~ 2?
'\
V
"SF
czy nie szuka pracy, czy nie zgodziłby się pójść za parobka?
 Zgoda  odpowiada  chętnie.
Wszyscy zaczęli mówić jeden przez drugiego, podniósł się gwar. Jedni mówią:
 Nie przyda się nam. A drudzy:
 Przyda się.
Wreszcie pewien staruszek-gęsiarz powiada:
 Wezmę go do pilnowania gęsi.
I tak biedak najął się do pracy na dworze swej żony.
Minął miesiąc  biedak pracuje, gęsi pasie. Aż pewnego razu tak rzecze do staruszka-gęsiarza:
 Chciałbym zobaczyć się z naszą panią.
 Ha, ja sam nie śmiem pójść do niej  odpowiada starzec  może lepiej posłać do niej dziecko?
Posłano dziewczynkę mówiąc:
 Powiedz naszej pani, że pewien człowiek już miesiąc pracuje u nas i bardzo chciałby się z nią zobaczyć.
Dziewczynka poszła do władczyni i wszystko powtórzyła. Wyszła pani na balkon, myśli  kto wie, może to mąż
23
wrócił? Kazała więc sługom przyprowadzić go do siebie.
Idzie biedak i nie wie, co będzie.
A carówna spojrzała z góry, poznała męża i mówi do sług:
 Wezcie go na ręce i przynieście do mnie, żeby jego noga ziemi nie tknęła.
Pobiegli słudzy, wzięli biedaka na ręce, okrzyki na jego cześć wznoszą, a ukradkiem go podszczypują i złorzeczą  z jakiej niby racji okazuje się zwykłemu gęsia-rzowi takie honory?
Przyniesiono biedaka przed oblicze władczyni.
Ona zaś odesłała wszystkie sługi, a męża ubrała i
wystroiła.
A potem wzięła go pod rękę i wyszli ku ludziom.
Przelękli się słudzy, gdy okazało się, że to we własnej osobie ich gospodarz.  Wypędzi nas wszystkich  myślą. A on tymczasem wcale się nie gniewa, nikogo nie wypędza. Chodzi, ogląda komnaty.
Wtem patrzy: w jednej z komnat huśta się kołyska, a w kołysce złotowłosy chłopak. Widząc to biedak zapałał gniewem, chwycił kindżał, chce zabić niewierną żonę, gdy raptem wspomniał słowa nieznajomego  pierwej niżeli w
24

3>AB
1 *
'' % %'".
'G ] h H

P'
H9IB:3
~*
gniewie kogoś zabić, należy się zastanowić. Zamyślił się biedak i przypomniał sobie, jak to posłał żonie złotolity pas i co powiedział mu witez.
Przypomniał sobie wszystko i pojął, że to ów pas sprawił, iż urodził się złotowłosy chłopczyk.
Przyszła żona i mówi:
 Na to wszystko zapracowałeś sam: pamiętasz, jak przysłałeś mi trzy cudowne owoce granatu i złocisty pas? Całe to miasto i pałac  wszystko co widzisz, zbudowałam tylko z połówki jednego cudownego granatu. A dwa i pół granata dotąd pozostało nietknięte: są tak drogie, że nikt nie zdołałby przeliczyć ich na pieniądze.
Uradował się biedak. Odtąd życie dwojga małżonków popłynęło beztrosko i szczęśliwie. Mówi raz żona:
 Zaproś mego ojca.
 Dobrze  odpowiada mąż.
Wyprowadzono z tabunu białego wierzchowca, srebrnym siodłem go osiodłano, srebrną uprząż założono, sługę w białą czerkieskę wystrojono i polecono zaproszenie ojcu-ca-rowi przekazać. Przestrzeżono też posłańca tymi słowy:
 Nie przyznawaj się w drodze nikomu, nawet samemu
27

1

4 fe
1

0\
J$

carowi nie mów, żeś naszym sługą. Powiedz tylko: twój zięć zaprasza ciebie, panie, do siebie w gościnę. Przybywa sługa do cara i mówi:
 Twój zięć zaprasza ciebie, panie, do siebie w gościnę.
Car tylko się roześmiał i odpowiada:
 Nie wstyd takiemu jak ty zuchowi przekazywać polecenia tego nieszczęsnego żebraka? Jak on ośmiela się mnie, cara, w gości prosić?
Pojechał sługa z powrotem, opowiedział, jak przyjął go car.
Nazajutrz wyprowadzono z tabunu bułanego wierzchowca, siodłem złotym osiodłano, sługę w złoty strój przyodziano i wysłano do cara.
Przybywa sługa do cara i mówi:
 O, wielki carze! Twój zięć zaprasza ciebie, panie, do siebie w gościnę.
Mówi carowa do cara:
 Pojedzmy, zabierzmy swoje sługi, jadło, wywołamy go z domu, damy trochę pieniędzy  mimo wszystko jest naszym zięciem.
Sługa wrócił do pałacu i powtórzył gospodarzom:
29
 Powiedzieli tak a tak  car jedzie ze swą świtą i jadłem.
Jedzie car, widzi stada owiec i pyta:
 Czyje to stada? Wypowiedziano imię jego zięcia.
Jedzie dalej, patrzy  pasą się tabuny koni. Pyta:
 Czyje to tabuny?
I znów usłyszał imię swego zięcia.
Car ogarnął wzrokiem tabuny, po czym kazał wyrzucić wszystko jadło, które wzięli ze sobą, zawrócił służbę i rzekł:
 Widać wzbogacił się mój zięć, wstyd byłoby jechać do niego ze swoim jadłem i służbą.
Przyjechał car na miejsce, patrzy  a tu cudowne miasto wzniesione, pośrodku miasta  pałac, a po pałacowym balkonie córka z zięciem spacerują.
Weszli car z carową do pałacu, córkę i zięcia ściskają, całują...
Pyta córka:
 Czemuście od razu nie przyjechali, czyżbyście się nas wstydzili?
Przeszli do sali jadalnej: stół zastawiony mnóstwem
32
wyśmienitych potraw, i to takich, o jakich carowi nawet się nie śniło.
Po obiedzie córka mówi do ojca:
 Rozmień nam pieniądze. Przyniosła dwa i pół granata i rzecze:
 Oto one. Rozmień je, jeśli możesz.
Na dwa granaty od biedy starczyło carowi pieniędzy, ale połówki już rozmienić nie zdołał.
Pobłogosławił car swojego zięcia, ofiarował mu złoty łańcuch i osadził na tronie.

CUD-DZIEWCZYNA Z DALEKIEJ KRAINY NIGOZETI
ył ongiś pewien car, który miał trzech synów. Kiedy zestarzał się i stracił wzrok, pomyślał sobie tak:  Muszę sprawdzić, który z moich synów najbardziej godzien jest tronu.
Zawezwał starzec najstarszego syna i rzecze:
 Powiedz mi, co jest najbardziej syte, co najszybsze, a co najpiękniejsze na świecie. Chcę sprawdzić, czy godzien jesteś mego tronu. Jeśli odpowiesz jak należy oddam ci władzę.
A miał ów car cudownego rumaka. Mówi więc najstarszy syn:
 Najbardziej syty jest twój rumak, najpiękniejsza  twoja małżonka a moja matka, a najszybsze  twoje psy gończe.
 Nie, mój synu, nie jesteś godzien tronu  odparł ojciec i wezwał średniego syna.
A średni syn odpowiada:
36
 Najpiękniejsza jest moja żona, najbardziej syty  mój rumak, a najszybszy  mój pies gończy.
 Nie, mój synu, i ty nie jesteś godzien tronu  rzekł ojciec i wezwał najmłodszego syna.
 Synu mój, w tobie cała nadzieja  i wzrok możesz mi przywrócić, i zagadkę moją odgadnąć. Powiedz mi, co jest najbardziej syte, co najpiękniejsze, a co najszybsze na świecie?
Na to odparł najmłodszy syn:
 Co może być piękniejsze od hożej wiosny, bardziej syte od obfitej w plony jesieni i szybsze od naszego spojrzenia  w mig dosięgnie wszystkiego i wszystko ogarnie wzrok nasz.
 Zaprawdę, ty jeden, synu, godzien jesteś tronu  rzekł ojciec  ty również przywrócisz mi utracony wzrok.
 Dobrze  odpowiada syn pozwól się tylko nad tym zastanowić.
A miał ów car  jak już wiecie  cudownego rumaka. Zatroskany młodzieniec podszedł doń, a rumak ozwał się ludzkim głosem:
 Cóżeś tak się zamyślił? Idz i poproś ojca, żeby zamówił siodło z dziewięcioma popręgami, i aby dał ci swój najlepszy miecz i bicz. Gdy mnie dosiądziesz, uderz biczem tak
37
*7*\
U

f
"$*:: VŁ. #&


V
 DJ
%Win V 1 ^^
V:

V; 
;7.

GC- '2ftjr ^ B

Ł WW
1 2? '' ~ & ^
B % % %' % % % '4JW /
~, ;'^V^ 33^ * 
* 
"!' "-4
/ 1 %!" 3''',^((
^9^78^1 ZS
V
mocno, żeby po trzykroć skóra ze mnie zeszła, a ja poniosę cię jak błyskawica  nikt nawet nie spostrzeże, czy w powietrze się wzniosłem, czy pod ziemię zapadłem. Tam gdzie się zatrzymam  zsiądz i zacznij kopać. Znajdziesz lekarstwo dla ojca. Tylko pamiętaj: chwytaj je jak najszybciej, bo jeśli nie zdążysz  uleci w niebo.
Młodzieniec uczynił, jak poradził mu rumak.
Kiedy przyleciał na miejsce, zeskoczył z konia i jął rozkopywać ziemię. Raptem coś z ziemi wyleciało, niby śnieżynka uniosło się w niebo i rozpłynęło w powietrzu, i to tak szybko, że nawet nie zdążył się przyjrzeć, a co dopiero chwycić w dłonie.
 Cóż, teraz lek dopiero za tydzień opadnie na ziemię. Zamiast czekać tu, lepiej wyruszyć w drogę  mówi rumak. Car Wschodniej Krainy ciągnie ze swą armią przeciw carowi Zachodu i chce go ujarzmić. Trzeba przeszkodzić złemu carowi, pośpieszyć napadniętemu z pomocą.
Spojrzał młodzieniec w dal i widzi: daleko, w tumanie czarnego pyłu coś się porusza. To wojska cara Wschodu ciągną na wojnę.
Pomknął młodzieniec na swym rączym koniu i wbił się w samą gęstwę nieprzyjaciół.
39
Rumak tratuje wroga kopytami, młodzieniec rąbie mieczem na prawo i lewo, wszystkich wyciął, jeden tylko car ze swymi doradcami zdążył uciec.
Tymczasem car Zachodu spogląda przez lunetę i widzi: oto wróg został rozbity a car uciekł z pola walki.
 Któż to wyświadczył mi taką przysługę, kto wszystkich moich nieprzyjaciół do szczętu wygubił? zdumiał się car Zachodu.
W boju młodzieniec rozciął sobie mały palec, polecił więc donieść carowi:
 Przyślijcie mi opatrunek.
Na te słowa przybiegli wszyscy, otoczyli kołem bohatera, prowadzą z honorami. Powiedli go do oddzielnej komnaty, ułożyli na spoczynek. A rumaka odprowadzono do stajni, rozsiodłano, wyczyszczono oraz nakarmiono rodzynkami i migdałami.
Zazdrość odezwała się w sercach carskich zauszników, zdjęła ich obawa, że młodzieniec pozyska większą niż oni łaskę władcy.
Przychodzą więc do cara i mówią:
 Ten młodzieniec-bohater może zdobyć tyle kości słoniowej, że wystarczy jej na zbudowanie pałacu. Każ mu ją zdobyć!
40
Wychodzi młodzieniec na śniadanie, a car zwraca się doń:
 Postaw mi pałac z kości słoniowej!
 Pozwól mi najpierw pomyśleć  odpowiada młodzieniec.
Po czym poszedł do rumaka i przedstawił żądanie cara.
 To wcale nietrudne  odpowiada koń  poproś tylko cara o sto bukłaków wina po trzydzieści wiader każdy i o dużą ilość wełny  a postawimy mu pałac z kości słoniowej.
Taką też odpowiedz zaniósł carowi młodzieniec.
Przygotowano dla niego wino i wełnę. I zaraz wyruszył do kraju, który zamieszkują słonie.
Przybył na miejsce, patrzy: góra wysoka stoi, u stóp góry dziewięć zródeł bije, ze zródeł woda lodowata spływa, w jeden strumień się łączy, a ze strumienia piją wodę słonie.
Wziął młodzieniec wełnę, przegrodził u samych zródeł strumień, a jego wody puścił w przeciwną stronę. Z reszty wełny i kamieni zbudował tamę i do utworzonej w ten sposób zatoczki nalał wina.
 Zobacz, czy słonie idą, czy odpoczywają  rzekł rumak.
 Widzę jedno stado  odpowiada młodzieniec.
41
 A więc wkrótce przyjdą  mówi rumak. I obaj ukryli się.
Przyszły słonie do wodopoju, a wody nie ma.
Spróbowały słonie wina. Nie zasmakowało im, więc się oddaliły. Ale pragnienie im doskwiera, co robić mają?
Postały chwilę słonie, popatrzyły, wreszcie nie wytrzymały, podeszły do zatoczki i zaczęły pić wino. Piją wino, piją, wreszcie senność je ogarnęła i zwaliły się ciężko na ziemie.
 A teraz idz i popracuj mieczem  polecił rumak  odcinaj słoniom kły.
Ile kłów mogli zabrać  zabrali, resztę zaś zgromadzili, żeby wywiezć następnym razem.
Tak przywiezli carowi kość słoniową.
Na ten widok carscy zausznicy znów zapałali zazdrością.
 A jednak nie zginął, wrócił!
A młodzieniec już pałac buduje, złotymi gwozdziami ściany mocuje. Raduje się car, a jego zausznicy znowu doń podchodzą i podszeptują:
 A to ci zuch dopiero! Ale to jeszcze nic! Jeśli zdoła pochwycić Car~ptaka, umieścić go w złotej klatce i zawiesić klatkę na ścianie pałacu  cały świat oniemieje zachwycony jego śpiewem!
42
Wzywa car młodzieńca i rozkazuje:
 Przywiez mi Car-ptaka!
 Pozwól mi namyślić się do jutra  odpowiada młodzieniec. I odszedł do swego rumaka.
 Władca kazał mi przywiezć Car-ptaka.
 To nic trudnego  mówi rumak  niech tylko car da dziewięć bukłaków prosa po trzydzieści wiader każdy  a przywieziemy mu Car-ptaka.
Car dał proso.
Pojechali w dalekie kraje.
Jadą, jadą  dokoła góry wysokie, w górach ptaków mnóstwo niezliczone. A wszystkie świergocą, szczebiocą, na wszelkie sposoby rozlewiście wyśpiewują!
 Połóż się teraz i cały zasyp się prosem  mówi koń. Gdy ptaki się zlecą, Car-ptak siądzie najwyżej, tuż nad twoim sercem. Pamiętaj: kiedy Car-ptak dziobnie cię raz, drugi i trzeci  wówczas pochwyć go, bo inaczej wszystko przepadło.
Położył się młodzieniec, prosem się obsypał i czeka.
Nadleciał Car-ptak, za nim  inne ptaki, a wszystkie świergocą, szczebiocą, na wszelkie sposoby rozlewiście wyśpiewują.
Siadły i poczęły dziobać ziarno.
43
'Wi % .- % %...... %
<-%...-
*44 ^*
# f&&" '
#
40 *
W "* '--.

i I , p^

te--?--.- %BET ^ (N/'
KT* ( ; -
%
i
///9^^;' % % %!: 
Dziobnął Car-ptak raz, drugi, a gdy dziobnął trzeci raz, młodzieniec zerwał się i pochwycił go. Rzuciły się na niego inne ptaki, dziobami ostrymi go dziobią, szponami szarpią, skrzydłami biją  jeszcze chwila i na śmierć zadziobią biedaka. W samą porę nadleciał rumak, młodzieńca z Car-pta-kiem uniósł i pomknął jak wicher.
Przybywa młodzieniec do pałacu i Car-ptaka władcy przynosi.
Dziwują się zausznicy  a więc i tym razem dał sobie radę, i tym razem żywy powrócił!
Przychodzą do cara i mówią:
 Jeśli z niego taki zuch, niechaj sprowadzi dla ciebie żonę, cud-dziewczynę z dalekiej krainy Nigozeti.
Wzywa car młodzieńca i rozkazuje:
 Przywiez mi cud-dziewczynę z dalekiej krainy Nigozeti.
Wrócił młodzieniec do rumaka i wszystko mu powtórzył. Zamyślił się rumak:
 Niełatwa to sprawa! Cały sęk w tym, że owej dziewczynie z krainy Nigozeti służy klacz  moja siostra. Ona jest i wytrzymalsza, i szybsza ode mnie. Obawiam się, że nie damy jej rady. Ale cóż  było nie było  jedziemy. Pamiętaj jednak: mieszka ta cud-dziewczyna w zamku, w którym
45
drzwi od wschodu są otwarte, od zachodu zaś  zamknięte. U drzwi uwiązane są koza i wilk. Przed kozą leży kość, a przed wilkiem  wiązka siana. I jeszcze moja siostra  klacz  na straży tam stoi. Ty drzwi wschodnie zamknij, zachodnie otwórz, kozie rzuć siano, wilkowi  kość, a ja tymczasem uporam się z moją siostrą. Cud-dziewczyna będzie siedziała w zamku rozpuściwszy swoje długie włosy. Gdy tam wejdziesz, czym prędzej nawiń jej włosy na rękę. Jeśli zdążysz  będzie twoja, jeśli nie  obaj będziemy zgubieni.
Przybyli na miejsce. Chwycił młodzieniec kość, leżącą przed kozą, i rzucił wilkowi, a kozie dał siano, otworzył zachodnie drzwi, dostał się do zamku, po czym zamknął wschodnie drzwi, otworzył komnatę, w której była cud-dziewczyna, i w mig nawinął na rękę jej włosy.
Krzyknęła przerazliwie cud-dziewczyna:
 Wschodnie drzwi, pomóżcie mi, otwórzcie się!
 Ledwieśmy się doczekały, by nas zamknięto, zawiasom dano odpocząć, a już miałybyśmy znowu się otworzyć? odpowiedziały wschodnie drzwi.
 Zachodnie drzwi, pomóżcie mi, zamknijcie się!
 Ledwieśmy się doczekały, by nas otworzono, a już miałybyśmy się zamknąć? odparły zachodnie drzwi.
47
# ( ((-I
# % K'" V
5)
* * * #
.. -
H(<H(HH fil
; -V' (^(^^-^( 4:-:':: '^&4O
PI Fś^-AJ C V/V %! ii ((H(H9 V
? ! 4?fi^-w^^>i
!#'^
' 1*"^rff )ż&] i' *" * " " - 2 76V 3#/. 6. JBMfcrlt
/1 V
1 H


70?5@
.
' "
;
1
L ii
SM ^B0^V 8 O # ;1
" " /' @3 " '
ilSSP ,, , V, / -
'. * : ! -
; }1 *
/H
'(( \ B<>:^G
I
'l "11
^0,^H/] 

*8L,
I
!'1
 Kozo, ratuj!
 Ledwiem siana się doczekała, jak je zostawić mo-
gc?
 Wilku, ratuj!
 Dawno kości nie gryzłem, ani myślę ją rzucić! warknął wilk.
Woła cud-dziewczyna na pomoc swoją klacz:
 Ratuj mnie, najwierniejsza!
 Bratu mojemu rady dać nie mogę, nie potrafię ci pomóc! odpowiada klacz.
Tak oto młodzieniec pokonał cud-dziewczynę z krainy Nigozeti i przywiózł ją do cara.
Gdy znalezli się w pałacu, mówi cud-dziewczyna:
 Nie stanę przed obliczem cara, póki nie przyniosą mi wielkiej wanny, całej z marmuru, i nie napełnią jej wrzącym mlekiem, abym mogła się wykąpać.
Postawiono wannę, napełniono ją wrzącym mlekiem.
 Teraz poproście cara  mówi dziewczyna. Przyszedł car.
 Racz wykąpać się pierwszy, panie  rzekła cud-dziewczyna.
Zbliżył się car do wanny, a dziewczyna jak go nie popchnie! Wpadł car do wrzącego mleka i ugotował się.
49
Powrzucano do wanny i złych zauszników. Żaden z nich nie ostał się żywy.
Tak oto dzielnemu młodzieńcowi przypadło Wschodnie i Zachodnie państwo i cud-dziewczyna z dalekiej krainy Ni-gozeti.
Akurat nastał czas, gdy nareszcie ów lek na ślepotę miał zlecieć z nieba i w ziemi się schować.
Pomknął młodzieniec na swym rączym rumaku i w porę zdążył lekarstwo w powietrzu złapać, tak że nawet ziemi nie dotknęło.
Wraca młodzieniec do domu, wiezie cud-dziewczynę i lekarstwo na ślepotę dla ojca. Ucieszył się ojciec widząc zwycięstwo syna.
 Ojcze, oto lek na ślepotę twoją przywiozłem, tę cud-dziewczynę z dalekiej krainy Nigozeti zdobyłem i dwa królestwa we władanie wziąłem  rzekł młodzieniec uradowanemu ojcu.
Odzyskał ojciec wzrok, młodej parze wyprawiono huczne wesele i odtąd wszystkim żyło się szczęśliwie.
BAŚC ARMECSKA
AZARAN  PTAK TYSICA TRELI
Adaptacja: Jaków Chaczatrianc Ilustracje: Feliks Giulanian
> y/:^v'" \
AZARAN  PTAK TYSICA TRELI
awno temu żył pewien car. Miał on trzech synów: dwóch było mądrych, a trzeci  głupi. Głupca zwano Alo-Dyno. Miał też car przepiękny ogród, zaś w ogrodzie cudowną jabłoń, która rodziła tylko trzy jabłka.
Jednego razu przyszedł do ogrodu żebrak i prosi ogrodnika:
 Daj mi jedno z tych jabłek.
 Nie  kręci głową ogrodnik  nie wolno ich ruszać. Jedynie car ma prawo zerwać te jabłka.
Żebrak rozzłościł się i przeklął ogród. Wszystkie drzewa natychmiast uschły.
 Cóżeś uczynił, zły człowieku?  przeraził się ogrodnik. Czy nasz ogród już nigdy nie zakwitnie?
 Ogród będzie martwy dopóty, dopóki nie zdobędziecie Azarana  Ptaka Tysiąca Treli.
Niebawem zjawił się car i zobaczywszy uschnięte drzewa jął ganić ogrodnika.
52
Wówczas ogrodnik opowiedział mu o wędrownym żebraku.
 Co teraz będzie?  wykrzyknął car. Kto zdobędzie cudownego ptaka Azarana?
Usłyszał to jego najstarszy syn i powiada:
 Ojczulku, ja zdobędę tego ptaka. Po nim odezwał się średni syn:
 Ojczulku, ja zdobędę cudownego Ptaka Tysiąca Treli!
 Jedzcie po ptaka obaj  zdecydował ojciec. Dosiedli obaj bracia wierzchowców i wyruszyli w drogę. Tymczasem najmłodszy z braci, Alo-Dyno, gdzieś się
wałęsał. Ledwie wrócił  patrzy: nie ma braci. Pyta więc matkę:
 Gdzie są moi bracia?
 Oj, głuptasku  odpowiada matka  o niczym nie wiesz. Przecież twoi bracia pojechali po Azarana  Ptaka Tysiąca Treli.
Niewiele myśląc Alo-Dyno pobiegł do stajennego.
 Wybierz mi dobrego rumaka  rzekł  wyruszam w daleką drogę.
 Oto konie  wskazał stajenny  wybieraj sobie jakiego chcesz.
53

Alo-Dyno zaczął wybierać dla siebie wierzchowca. Ale zaledwie któregoś dotknie, ten zaraz przysiada pod ciężarem jego dłoni. Wyszedł Alo-Dyno ze stajni i zobaczył u wrót wyleniałego, brudnego zrebaka, o którego nikt się nie troszczył. Poklepał zrebaka po karku, a zrebak  o dziwo  wytrzymał. Kazał tedy stajennemu kąpać zrebaka trzy razy dziennie i karmić go rodzynkami  co godzinę dawać mu pud rodzynków.
Po trzech dniach najmłodszy brat dosiadł już swego konia i ruszył w drogę. Wkrótce dogonił braci.
Na widok głupca najstarszy brat rozzłościł się.
 Czego się nas uczepiłeś? Chcesz okryć hańbą nasze imię?  krzyknął i uderzył Alo-Dyna.
Wtedy wtrącił się średni brat:
 Dość tego, po co go bijesz. Niech jedzie z nami  będzie nam usługiwał.
I cała trójka ruszyła w dalszą drogę. Jechali tak długo, aż dojechali do miejsca, gdzie droga rozchodziła się w trzy świata strony. Siedział tam staruszek.
 Witaj, dziadku!  pozdrowili go bracia.
 Witajcie, carewicze!
 Dokąd prowadzą te drogi? pyta najstarszy brat.
 Pierwsza prowadzi do Tbilisi, druga  do Erewanu,
55
a trzecia to zła droga. Kto nią pojedzie, ten nigdy nie wróci  odparł starzec. Taką też nosi nazwę:  Gedan giałmaz" co znaczy  Kto pójdzie  nie wróci".
 Jedzcie obaj bezpiecznymi drogami  rzekł najmłodszy brat  ja pojadę  Gedan giałmaz".
 Niech jedzie, nareszcie pozbędziemy się głupca  zdecydował najstarszy brat.
Wiele nieszczęść spotkało starszych braci. Ratując się przed głodem sprzedali wierzchowce i odzież, wreszcie najęli się do pracy u właściciela łazni. Jeden został palaczem, a drugi łaziebnym.
Tymczasem Alo-Dyno pojechał drogą  Gedan giałmaz". Nie wiadomo, jak długo jechał, aż dotarł do Czerwonego Kraju. I drzewa, i kamienie, i ziemia  wszystko tu było czerwone. Raptem koń Alo-Dyna przemówił ludzkim głosem:
 Czy wiesz przynajmniej, gdzie trafiliśmy? To ziemia trójgłowego Czerwonego Dewa*.
Pod wieczór Alo-Dyno dojechał do domu Czerwonego Dewa. U wrót stała kobieta. Zobaczywszy młodzieńca użaliła się nad nim:
* Dew, diw  baśniowy stwór, na poły człowiek, na poły zwierz
57
 Chodz tu, chłopcze, ukryję cię przed mężem!
 Wielkie rzeczy  odparł Alo-Dyno  lepiej daj mi jeść, głodnym okrutnie!
Żona dewa przyniosła trzy wielkie półmiski jadła.
 I to ma być posiłek? Tylkoś apetyt mi podrażniła! Przecież powiedziałem wyraznie: daj mi jeść!
 Jeśli ci mało, wejdz na podwórze, tam stoi obiad przygotowany dla dewa. Jedz, ile dusza zapragnie!
Alo-Dyno wyszedł na podwórze i widzi: stoi ogromny kocioł pełny pilawu*, obok dwa pieczone byki. Młodzieniec za jednym zamachem zjadł ryż i obydwa byki.
Żona dewa znów użaliła się nad nim:
 Zginiesz niechybnie, chłopcze, szkoda mi ciebie. Chodz lepiej, to cię ukryję!
 Nie boję się twojego dewa!  rzekł Alo-Dyno. Przyszedłem stawić mu czoła.
Nagle dom zadrżał w posadach.
 Dlaczego dom się chwieje?  pyta młodzieniec.
 To dew nadchodzi  odpowiada kobieta.
Dew był coraz bliżej  gnał przed sobą stado wilków,
Pilaw  potrawa z gotowanego ryżu i mięsa
58
*W
*'# 
;
% D" (
- * (V




*

#
7, f&
!#


%ffcs' ' *
**
%
ft
$
Ź V
lisów i innych zwierząt. Zapędziwszy je do zagrody, stanął w progu, a gdy ujrzał Alo-Dyna, rzekł:
 Witaj, Alo-Dynie!
 Skąd znasz moje imię?  zdziwił się młodzieniec.
 Akurat tego dnia, kiedyś się urodził, buszowałem po górach; wszystkie kamienie, drzewa i trawy obwieściły twoje przyjście na świat. Myślę więc, że to właśnie ty jesteś Alo-Dyno, bowiem nikt inny nie ośmieliłby się przestąpić progu mego domu.
To powiedziawszy, dew mówi do żony:
 Daj mi jeść!
 Twój obiad zjadł ten młodzieniec  odparła kobieta  nic ci nie zostawił.
Dew nie odpowiedział ni słowa, wyszedł, zarżnął dwa wilki, a jego żona przygotowała obiad i wszyscy posilili się. Dew spostrzegł, że Alo-Dyno nie wyrzuca kości, lecz zjada je wraz z mięsem. Po obiedzie dew mówi do swego gościa:
 Czy będziemy walczyć teraz, czy też odłożymy pojedynek do jutra rana?
 Jak chcesz, ja w każdej chwili jestem gotów. Nazajutrz dew i Alo-Dyno wstali skoro świt. Każdy
ujął w dłoń maczugę.
60
Rzecze Alo-Dyno:
 Ty zacznij pierwszy  jesteś gospodarzem!
 Uwaga, rzucam!  odpowiada dew.
W tejże chwili rumak Alo-Dyna szepnął swemu panu:
 Kiedy dew zamachnie się  smagniesz mnie batem, podskoczę i maczuga dewa nas nie dosięgnie.
Tak też uczynili. Trzy razy rzucał dew swą maczugą  na próżno!
 Teraz moja kolej  mówi Alo-Dyno, po czym natarł na dewa i jednym uderzeniem maczugi zrąbał mu wszystkie trzy głowy. To uczyniwszy poodcinał martwemu dewowi nosy i wargi, schował je do churdżynu* i poszedł do żony Czerwonego Dewa.
 Witaj mi, bratowo!  mówi do niej.
 Nie bratową twoją chcę być, lecz żoną.
 Nie mogę się z tobą ożenić  odpowiada Alo-Dyno. Ty będziesz żoną mego starszego brata.
Po trzech dniach młodzieniec postanowił wyruszyć w dalszą drogę.
 Dokąd zamierzasz teraz jechać?  pyta żona dewa.
 Jadę po Azarana  Ptaka Tysiąca Treli!
Churdżyn  torba
61
;


6
v
 Zaklinam cię, nie jedz! To bardzo niebezpieczna droga, czeka cię niechybna śmierć!
 Jednak muszę.
Wkrótce Alo-Dyno przybył do kraju, gdzie wszystko dookoła  i ziemia, i drzewa, i kamienie  było białe.
 To kraj Białego Dewa  rzekł rumak. Wieczorem pójdziemy do niego w gości. Wiedz jednak, że Biały Dew to nie to samo co Czerwony  jest siedmiogłowy!
 To nic  odpowiada Alo-Dyno  odetnę mu wszystkie siedem głów.
Wieczorem podjechali pod dom Białego Dewa, ale drzwi zastali zamknięte. Wówczas młodzieniec głośno zawołał:
 Hej, jest tam kto?
Na te słowa drzwi otworzyła żona dewa i poleciła Alo-Dynowi odprowadzić konia do stajni. Młodzieniec odprowadził rumaka, po czym wszedł do komnat dewa i poprosił jego żonę o posiłek. Po chwili kobieta przyniosła pięć wielkich półmisków pilawu.
 I to ma być posiłek? Mówię raz jeszcze: daj jeść!  powtórzył Alo-Dyno.
Na to żona dewa:
 Oto stół dewa, proszę, najedz się do syta.
Na stole dewa stał ogromny kocioł pełny pilawu i trzy
64
pieczone byki. Młodzieniec w mig uporał się i z pilawem, i z trzema bykami. Nagle dom zadrżał w posadach.
 To nadchodzi dew. Chodz ze mną, to cię ukryję  mówi żona dewa.
 Nie trzeba, przecież do niego właśnie przyszedłem. Wkrótce ukazał się sam dew. Gnał przed sobą wiele
wszelakiego zwierza: lwy, wilki, niedzwiedzie. Zapędził je do zagrody, wszedł do swych komnat i ujrzawszy Alo-Dyna wyciągnął doń rękę:
 Witaj, Alo-Dynie!
 Skąd znasz moje imię?
 Kiedy się urodziłeś, wszystkie góry, skały, drzewa i trawy oznajmiły mi, żeś przyszedł na świat. Ty jesteś Alo-Dyno, ponieważ nikt inny nie odważyłby się zajrzeć tutaj.
Dew poprosił żonę o posiłek. Ta odparła, że gość zjadł cały jego obiad.
 No dobrze  odpowiedział dew  przygotujemy obiad raz jeszcze z nowej zdobyczy.
Wkrótce podano obiad. Dew spostrzegł, że gość zjada mięso wraz z kośćmi.
 Czy będziemy walczyć teraz?  pyta dew po posiłku.
 Twoja wola  jam zawsze gotów!  odrzekł Alo-Dyno.
65
 Lepiej odłóżmy pojedynek do jutra - - postanowił dew. Mamy taki zwyczaj: wieczorem gościa ugościć, a rano z nim walczyć!
Wczesnym rankiem Alo-Dyno zbudził się i zawołał:
 Hej, wstawaj, pora nam walczyć!
Dew wstał, wziął maczugę i wyszedł na pole.
Gdy młodzieniec dosiadł rumaka, ten szepnął do niego:
 Smagnij mnie batem  ja wtedy podskoczę i maczuga dewa nas nie dosięgnie.
 Rzucaj!  ryknął dew.
 Ty rzucaj pierwszy!  zawołał Alo-Dyno  ty jesteś gospodarzem!
 Uwaga, rzucam!
Po trzykroć dew zamachnął się maczugą, wreszcie rzucił. Ale rumak Alo-Dyna zdążył w porę podskoczyć i maczuga ze świstem przeleciała pod jego brzuchem, nie drasnąwszy ani konia, ani jezdzca, po czym uderzyła o ziemię. Podniosła się wielka chmura pyłu, przysłoniła rumaka i młodzieńca. Dew pomyślał, że jego przeciwnik
został zabity.
 Hej, Alo-Dynie, gdzie jesteś? Chcę cię powąchać,
zanim cię zjem.
 Spokojna głowa, jestem tutaj! Teraz ty uważaj! 
66
odpowiedział młodzieniec i spiąwszy konia ostrogami, zaatakował dewa.
Jednym ciosem odrąbał dewowi wszystkie siedem głów. Potem zsiadł z konia, poodcinał martwemu potworowi wargi i nosy, schował do churdżynu i wrócił do siedziby dewa.
 Mój drogi  ozwała się żona dewa  jak to dobrze, że go zabiłeś! Wez mnie za żonę!
 Nie, ty będziesz żoną mego średniego brata  odparł Alo-Dyno i począł szykować się do drogi.
 Dokąd jedziesz, mój miły?  pyta żona dewa.
 Po Azarana  Ptaka Tysiąca Treli.
 Ależ ty go nigdy nie zdobędziesz!  wykrzyknęła.
 Cokolwiek się stanie  muszę go zdobyć  rzekł młodzieniec i ruszył w dalszą drogę.
A kiedy trafił w końcu do kraju Czarnego Dewa, jego rumak znowu przemówił:
 Oto kraj czterdziestogłowego Czarnego Dewa. Rozejrzyj się dookoła  wszystko tu jest czarne: ziemia i kamienie, drzewa i trawy.
Wchodzi Alo-Dyno do domu Czarnego Dewa, a tam stoi ogromny kocioł pilawu, na wierzchu zaś leżą jeszcze cztery pieczone byki. Młodzieniec w czterech kęsach po-
67
% % % % % % .
HHH^D,:

V
chłonął wszystek pilaw, za jednym zamachem połknął cztery byki, otarł usta i poszedł do komnat Czarnego Dewa.
Pod wieczór dom zadrżał w posadach. To dew nadchodził ze zdobyczą. Kiedy potwór zauważył gościa, podszedł doń i rzekł:
 Witaj, Alo-Dynie!
 Skąd mnie znasz?
 Skały i góry, drzewa i trawy obwieściły o twych narodzinach  odparł dew, po czym zwrócił się do żony prosząc o jadło.
 Twój obiad zjadł Alo-Dyno  odpowiedziała żona.
 Nie szkodzi, przygotuj obiad z nowej zdobyczy.
Po obiedzie wszyscy poszli spać. Skoro świt przeciwnicy wstali i rozpoczęła się walka. Trzy dni i trzy noce trwał pojedynek, ale w żaden sposób jeden drugiego nie mógł pokonać. Koniec końców Czarny Dew padł martwy. Alo-Dyno poodcinał mu wszystkie nosy i wargi, schował do churdżynu i wrócił do komnat, gdzie powitała go uradowana żona dewa.
 Wez mnie za żonę  powiada.
 Dobrze  odparł Alo-Dyno i zamyślił się.
 O czym tak myślisz?
70
 Nasz ogród usechł  odpowiada młodzieniec. Pojechałem zdobyć Azarana  Ptaka Tysiąca Treli, a tkwię tutaj bezczynnie.
 Zdobyć cudownego Ptaka Tysiąca Treli  to nieprosta sprawa  odpowiada żona dewa. Car Aram jest jego panem. Już czterdziesty dzień mija jak car śpi. Gdy wstanie  zabije nawet czterdziestu takich zuchów jak ty.
 A jednak pojadę po tego ptaka  odparł Alo-Dyno. A kiedy wrócę, ożenię się z tobą.
Pożegnał się i wyruszył w drogę.
Kiedy dojechał do brzegu morza, rzecze doń rumak:
 Nie jestem morskim koniem i nie potrafię przeprawiać się przez morze.
Alo-Dyno zsiadł z konia, ułożył głowę na kamieniu i zasnął. Nagle słyszy we śnie jakiś głos:  Alo-Dynie! Pod kamieniem, na którym śpisz, zakopano trzy uzdy morskich koni. Dwiema uzdami przepasz się, a trzecią zanurz w morzu". Alo-Dyno wstał i podniósł kamień: w rzeczy samej znalazł tam trzy uzdy. Dwiema uzdami się przepasał, zaś koniec trzeciej uzdy rzucił w morze. W tejże chwili zjawił się morski koń i już-już chciał pożreć śmiałka, lecz Alo-Dyno był szybszy  chwycił konia za grzywę i wskoczył nań. Wówczas koń ozwał się ludzkim głosem:
71
% %
-
# "" "B0<
(8:-
%W.
5S
 I)2I)
GH ;


1
 Powiedz, czego chcesz  spełnię każde twoje życzenie.
 Chcę Azarana  Ptaka Tysiąca Treli.
 Nie mogę go zdobyć, ale przeniosę cię przez morze na wyspę: mieszka tam moja starsza siostra  ona zdobędzie dla ciebie cudownego ptaka.
To rzekłszy morski koń popłynął z Alo-Dynem na wyspę. Ale tu młodzieniec zapomniał zdjąć uzdę i koń umknął z nią do morza.
 Ach, co ja teraz pocznę?  wykrzyknął. Koń umknął z uzdą!
Długo błądził zmartwiony Alo-Dyno po wyspie.
Raptem przypadkowo dotknął pasa, przypomniał sobie, że przepasany jest jeszcze dwiema uzdami i uradował się.
Zdjął z pasa jedną uzdę i rzucił jej koniec do morza. W tejże chwili z wody wyskoczyła morska klacz i już chciała połknąć Alo-Dyna, lecz ten w okamgnieniu na nią wskoczył.
 Mów, czego chcesz  ozwała się klacz  wszystko spełnię.
 Chcę Azarana  Ptaka Tysiąca Treli  odparł młodzieniec.
 To bardzo trudna sprawa  mówi klacz. Klatka
74
z cudownym ptakiem wisi w oknie pałacu cara Arama, pałac zaś stoi nad samym morzem. Jeżeli potrafisz tak smagnąć mnie batem, żeby drgnęło we mnie wszystkich trzysta sześćdziesiąt żył, wówczas wzlecę na wysokość pałacowego okna, a ty wyciągniesz rękę i chwycisz klatkę z ptakiem. Ale pamiętaj: jeżeli nie chwycisz jej w porę  oboje spadniemy i zginiemy.
 Dobrze  skinął głową Alo-Dyno i tak mocno smagnął klacz, że zadrżało jej wszystkich trzysta sześćdziesiąt żył.
Klacz sprężyła się do skoku i doleciała do samego okna. Wówczas Alo-Dyno wyciągnął rękę i chwycił klatkę z cudownym ptakiem. Gdy opadli na ziemię, klacz rzekła:
 A teraz puść mnie wolno.
Młodzieniec wypuścił klacz i wyruszył w powrotną drogę. Odnalazł swego rumaka i wraz z cudownym Ptakiem Tysiąca Treli przybył do kraju Czarnego Dewa. Powitał swoją przyszłą żonę i zwrócił się do ptaka:
 Mój drogi Azaranie! Zaśpiewaj! Tysiącem treli obudz do życia te czarne góry  niech zaraz pokryją się zielenią!
Cudowny ptak zaśpiewał i czarne góry pokryły się bujną zielenią. Narzeczona Alo-Dyna była wprost olśniona niezwykłym darem ptaka.
75
('(
:#$

" V

,,3#*>0''"
A potem Alo-Dyno z narzeczoną zabrali wszystkie skarby Czarnego Dewa i podążyli do kraju Białego Dewa. Stamtąd również zabrali skarby dewa i jego żonę, dosiedli rumaków i pomknęli do kraju Czerwonego Dewa. Stamtąd  tak jak poprzednio  zabrali skarby dewa i jego żonę i przyjechali do starca, który wciąż siedział na rozstaju dróg, gdzie niegdyś pożegnali się bracia.
 Witaj, dziadku! rzekł Alo-Dyno. Czy wrócili moi bracia?
 Nie, carewiczu, nikogo nie widziałem  odparł starzec.
 Jeśli tak, zostawię ci te kobiety i ptaka, a sam pojadę szukać braci.
Szuka Alo-Dyno swych braci w różnych miastach, lecz nigdzie nie może ich znalezć. W pewnym mieście zaproszono go w gości. Pyta młodzieniec gospodarza:
 W jaki sposób mogę odnalezć w waszym mieście przybyszów z obcych stron?
 Pójdz rano na bazar  poradził gospodarz. Powiedz, że chcesz urządzić poczęstunek dla wędrowców. Gdy przybysze dowiedzą się o tym, zbiegną się, ty zaś bez trudu znajdziesz tych, których szukasz.
Wczesnym rankiem Alo-Dyno kupił siedem byków, kazał
77
je zarżnąć i przygotować rozmaite potrawy, a potem uderzył w dzwony.
Usłyszawszy bicie dzwonów, bracia Alo-Dyna, z których jeden był palaczem, a drugi łaziebnym w tym mieście, pytają gospodarza, dlaczego biją dzwony.
 To zwołują wędrowców na poczęstunek  odparł właściciel łazni.
Bracia poprosili, aby ich zwolniono. Na bazarze zebrali się wszyscy, którzy przybyli do miasta z obcych stron.
Gdy Alo-Dyno zobaczył w tłumie braci, zbliżył się, poczęstował ich winem i mięsem, po czym zapytał:
 Czy poznajecie mnie?
 Nie  odrzekli bracia.
 Co robicie w tym mieście?
 Pracujemy w łazni: jeden z nas jest palaczem, a drugi łaziebnym.
Alo-Dyno udał się z braćmi do właściciela łazni i rzecze:
 Rozlicz się z nimi  biorę ich ze sobą.
 A kim są dla ciebie?
 To moi bracia. Wówczas najstarszy brat rzekł:
 Nie znamy cię. Kim jesteś?
78
 Ech, wy gamonie! Jestem Alo-Dyno, wasz brat!
 Jeśliś naprawdę nasz brat  mówi najstarszy z braci  to powiedz, w jakim celu wybraliśmy się w drogę?
 Po Azarana  Ptaka Tysiąca Treli. Już zdobyłem go.
 Gdzie go masz?
 U tamtego starca, na rozstaju dróg  jedzmy, pokażę wam.
Kupił Alo-Dyno braciom nowe ubrania, przebrali się i wszyscy trzej ruszyli na rozstaje dróg.
Zobaczywszy obok starca trzy kobiety, bracia zapytali:
 A co to za kobiety?
 Ta  wskazał Alo-Dyno pierwszą  była żoną Czerwonego Dewa, którego zabiłem. I na dowód tego wydobył z churdżynu i pokazał braciom wargi dewa. Teraz będzie twoją żoną, najstarszy bracie. Ta  wskazał drugą kobietę  była żoną Białego Dewa, którego też zabiłem  oto jego wargi i nosy. Ona będzie twoją żoną  zwrócił się do średniego brata. Zaś ta  wskazał trzecią kobietę  była żoną Czarnego Dewa, a teraz będzie moją żoną.
Wzięli bracia klatkę z cudownym ptakiem, dosiedli koni, każdy posadził w siodle swoją narzeczoną i pomknęli razem w powrotną drogę.
79
Długo jechali, wreszcie natknęli się w lesie na studnię.
 Alo-Dynie, wejdz do studni po wodę  proszą bracia  chce nam się pić!
Słysząc to narzeczona Alo-Dyna podeszła doń i szepcze:
 Nie słuchaj ich, nie schodz do studni  bracia chcą twej zguby.
 Nie  odparł Alo-Dyno  oni tylko chcą pić, wejdę-więc do studni!
 Wobec tego wez moją rękawiczkę i pantofelek i dobrze je schowaj  powiedziała. Gdyby zostawili cię w studni, zażądam tych przedmiotów od cara. Jeśli zostaną znalezione i przyniesione do pałacu, będzie to znaczyło, że wydostałeś się z pułapki.
Ledwie Alo-Dyno wszedł do studni, bracia zabrali klatkę z cudownym ptakiem Azaranem, zabrali kobiety i jakby nigdy nic pojechali dalej. Kiedy zbliżyli się do swego miasta, posłali do cara gońca.
Car zwołał lud, wyszedł powitać synów i z wielkimi honorami wprowadził ich do pałacu. Pyta car:
 Co to za kobiety?
 Ta  rzekł najstarszy brat wskazując narzeczoną
81
Alo-Dyna  to moja narzeczona, ta druga  to narzeczona twego średniego syna, a ta trzecia będzie naszą służebnicą.
 Panie, on kłamie  powiedziała narzeczona Alo-Dyna  wcale nie jestem jego narzeczoną,
 Widzę, moje dzieci, że są miedzy wami niesnaski. Nie wiem, komu wierzyć, kto z was naprawdę zdobył Azarana  Ptaka Tysiąca Treli. A prawdziwym jego zdobywcą jest ten, którego cudowny ptak usłucha i przemówi.
 Przepuśćcie mnie, ja poproszę go, aby zaśpiewał  mówi najstarszy syn i zwraca się do ptaka:
 Mój drogi Azaranie, zaśpiewaj  niech nasz ogród zakwitnie!
Ale z gardła cudownego ptaka Azarana nie wydobył sie ani jeden dzwięk. Wtedy wystąpił średni syn.
 Azaranie, mój drogi  zaczął  zaśpiewaj, niech nasz ogród zakwitnie.
Lecz Ptak Tysiąca Treli milczał jak zaklęty.
Wszyscy zamyślili się głęboko, a ogród jak był, tak pozostał martwy.
Wróćmy tymczasem do Alo-Dyna.
Jak długo siedział w studni  nie wiadomo. Po pewnym czasie przejeżdżał tamtędy jakiś kupiec i kazał sługom nabrać ze studni wody.
82
Usłyszawszy ludzkie głosy, Alo-Dyno wykrzyknął:
 Dam wam tyle wody, ile chcecie! Pomóżcie mi tylko wydostać się stąd!
Ludzie opuścili do studni wiadro, nabrali tyle wody, ile potrzebowali, po czym w dziesięciu, a może w piętnastu chłopa wyciągnęli młodzieńca ze studni.
Pyta kupiec Aio-Dyna, w jaki sposób dostał się do studni, a ten odpowiada:
 Jestem pielgrzymem. Akurat wędrowałem nocą. W ciemnościach nie zauważyłem studni i spadłem na dno.
 Dokąd zamierzasz iść?
 Do mego miasta rodzinnego  odparł Alo-Dyno.
Potem zjedli razem kolację i ułożyli się do snu. Tak minęła noc. O świcie ruszyli w drogę. Po przybyciu do miasta swego ojca Alo-Dyno zamieszkał u pewnego staruszka i został jego przybranym synem.
Pewnego razu staruszek zobaczył, jak słudzy cara chodzą po mieście i pokazując mieszkańcom rękawiczkę wołają:
 Syn cara żeni się! Kto potrafi uszyć taką drugą rękawiczkę dla jego narzeczonej?
83

,
Staruszek opowiedział młodzieńcowi o tym, co widział i słyszał.
Wówczas Alo-Dyno poszedł do mistrza krawieckiego i poprosił, aby ten przyjął go jako ucznia do swej pracowni. Krawiec nie poznał carskiego syna i przyjął go do siebie. Posłusznym był uczniem Alo-Dyno  dbał o porządek w pracowni i robił wszystko, co do niego należało.
Tymczasem wezyrowie i nazyrowie chodzili wciąż po pracowniach krawców pokazując rękawiczkę. Wstąpili także do mistrza, u którego pracował Alo-Dyno, i zapytali, czy nie uszyłby takiej rękawiczki. Mistrz krawiecki odmówił. Wtedy wystąpił nowy uczeń i poradził mistrzowi przyjąć zamówienie:
 Ja potrafię uszyć taką rękawiczkę!
 Chyba oszalałeś! oburzył się mistrz. Dopiero zacząłeś naukę, a już chcesz się podjąć takiej robo-ty!
 Niech spróbuje  wtrącili się carscy dostojnicy. Ale jeśli nie uszyje, car skróci go o głowę.
 Zgoda  odparł Alo-Dyno. Mistrz przeraził się nie na żarty.
 Przepadniesz jak nic! Dwadzieścia lat pracuję i nie podjąłem się, a ty...
84
 Nie obawiaj się, mistrzu! Jeżeli kupisz mi pięć pudów orzeszków  uszyję rękawiczkę!
Poszedł krawiec i kupił cztery pudy orzeszków.
 Dlaczego kupiłeś tylko cztery pudy? pyta Alo-Dy-no.
 Nie starczyło mi pieniędzy  odpowiada krawiec.
Aż do świtu Alo-Dyno gryzł orzeszki. Rano mistrz przychodzi do pracowni i cóż widzi: obok carskiej rękawiczki leży druga  kubek w kubek taka sama. Już krawiec wyciągnął rękę, żeby ją obejrzeć, gdy uczeń powstrzymał go:
 Nie dotykaj, mistrzu, bo zniszczysz! Wkrótce zjawił się nazyr i wezyr.
 No jak, mistrzu, robota gotowa?
Krawiec oniemiał ze strachu i nic nie odpowiedział. Zaś nowy uczeń wystąpił naprzód i pokazał obie rękawiczki. Zdumieli się carscy dostojnicy.
 Chodzmy do cara, mistrzu  powiadają  już on ci dobrze zapłaci za robotę.
 Idz, mistrzu, wez wynagrodzenie  mówi Alo-Dyno.
 Nie, synku, ja nie pójdę, lepiej ty idz. A nuż robota
85
się nie spodoba? Niech już lepiej car odrąbie głowę tobie, a nie mnie.
Alo-Dyno udał się do pałacu. Kiedy pokazano carowi rękawiczkę, władca rzekł:
 Nie znam się na tym  pokażcie narzeczonej. Narzeczonej robota się spodobała i wypłaciła krawcowi
trzysta rubli. A car dołożył od siebie jeszcze dwieście.
Uczeń wrócił do krawca i położył przed nim pieniądze:
 Masz, mistrzu, wez to!
Krawiec uradował się i schował pieniądze. Alo-Dyno zaś dodał:
 Jesteś złym człowiekiem, mistrzu.
 Dlaczego?
 Dlatego, że prosiłem cię o pięć pudów orzeszków, a ty kupiłeś tylko cztery. Nie zostanę u ciebie dłużej! I odszedł do pracowni szewskiej.
 Mistrzu  zwrócił się do szewca  jestem sierotą, nie mam nikogo  ulituj się nade mną, naucz mnie rzemiosła.
Szewc przyjął go do pracy.
Po jakimś czasie do szewca przyszli wezyr i nazyr. Poka-
86
się nie spodoba? Niech już lepiej car odrąbie głowę tobie, a nie mnie.
Alo-Dyno udał się do pałacu. Kiedy pokazano carowi rękawiczkę, władca rzekł:
 Nie znam się na tym  pokażcie narzeczonej. Narzeczonej robota się spodobała i wypłaciła krawcowi
trzysta rubli. A car dołożył od siebie jeszcze dwieście.
Uczeń wrócił do krawca i położył przed nim pieniądze:
 Masz, mistrzu, wez to!
Krawiec uradował się i schował pieniądze. Alo-Dyno zaś dodał:
 Jesteś złym człowiekiem, mistrzu.
 Dlaczego?
 Dlatego, że prosiłem cię o pięć pudów orzeszków, a ty kupiłeś tylko cztery. Nie zostanę u ciebie dłużej! I odszedł do pracowni szewskiej.
 Mistrzu  zwrócił się do szewca  jestem sierotą, nie mam nikogo  ulituj się nade mną, naucz mnie rzemiosła.
Szewc przyjął go do pracy.
Po jakimś czasie do szewca przyszli wezyr i nazyr. Poka-
86
zali pantofelek i zapytali, czy nie uszyłby podobnego. Szewc już chciał odmówić, gdy wystąpił nowy uczeń i powiedział, że sam uszyje pantofelek.
 Przecie dopiero cię przyjąłem na ucznia, jakże możesz podjąć się takiej roboty? zirytował się szewc.
 Nie złość się, mistrzu, wykonam zamówienie  u-spokoił go Alo-Dyno.
 Ale wiedz  wtrącił wezyr  jeśli nie uszyjesz, car każe ściąć was obu.
 Nie przyjmuj zamówienia  błaga szewc  ulituj się nade mną starym!
 Uszyję, nie obawiaj się, mistrzu! Kup mi tylko dwadzieścia pudów orzeszków, a uszyję pantofelek w ciągu jednej nocy  zapewnił uczeń.
Szewc kupił mu dziewiętnaście pudów orzeszków.
 Teraz, mistrzu, idz spokojnie do domu, a ja wezmę się do roboty  rzekł Alo-Dyno.
Strapiony szewc poszedł do domu. Nie wytrzymał jednak: w środku nocy, ukradkiem zaczął podpatrywać, co robi uczeń. Przekonawszy się, że ten gryzie orzeszki, zaczął sobie w duchu wymyślać:  Diabeł mnie podkusił, żem związał się z tym nicponiem! Głowę mi zetną przez niego!"
87
Skoro świt szewc przychodzi do pracowm \ cóż widzi', obok carskiego pantofelka stoi drugi  kubek w kubek taki sam. Już chciał wziąć pantofelek w rękę, gdy uczeń powstrzymał go:
 Wczoraj nie chciałeś przyjąć tej roboty  dzisiaj nie dam ci dotknąć pantofelka!
Wkrótce przybyli nazyr i wezyr. Bardzo zadowoleni byli z dobrej roboty.
 Niech któryś z was idzie do cara po zapłatę  rzekli.
 Lepiej idz ty, synku  mówi szewc do Alo-Dyna  a nuż pantofelek nie spodoba się carowi?
Poszedł Alo-Dyno do pałacu. Pontofelki pokazano carowi, ale ten kazał zanieść je narzeczonej swego syna. Narzeczona, rzecz jasna, zaraz domyśliła się, że brakujący pantofelek przyniósł Alo-Dyno, i poznała go:
 Dlaczego nie przychodzisz do pałacu? zapytała.
 Jeszcze nie pora! odpowiada młodzieniec. Narzeczona carewicza wypłaciła Alo-Dynowi pięćset
rubli. Car dodał od siebie jeszcze pięćset.
Alo-Dyno wrócił z nagrodą do szewca i rzecze:
 Oto twoje pieniądze, mistrzu. Dłużej u ciebie nie zostanę.
88
Skoro świt szewc przychodzi do pracowni i cóż widzi: obok carskiego pantofelka stoi drugi  kubek w kubek taki sam. Już chciał wziąć pantofelek w rękę, gdy uczeń powstrzymał go:
 Wczoraj nie chciałeś przyjąć tej roboty  dzisiaj nie dam ci dotknąć pantofelka!
Wkrótce przybyli nazyr i wezyr. Bardzo zadowoleni byli z dobrej roboty.
 Niech któryś z was idzie do cara po zapłatę  rzek-
8-
 Lepiej idz ty, synku  mówi szewc do Alo-Dyna  a nuż pantofelek nie spodoba się carowi?
Poszedł Alo-Dyno do pałacu. Pontofelki pokazano carowi, ale ten kazał zanieść je narzeczonej swego syna. Narzeczona, rzecz jasna, zaraz domyśliła się, że brakujący pantofelek przyniósł Alo-Dyno, i poznała go:
 Dlaczego nie przychodzisz do pałacu? zapytała.
 Jeszcze nie pora! odpowiada młodzieniec. Narzeczona carewicza wypłaciła Alo-Dynowi pięćset
rubli. Car dodał od siebie jeszcze pięćset.
Alo-Dyno wrócił z nagrodą do szewca i rzecze:
 Oto twoje pieniądze, mistrzu. Dłużej u ciebie nie zostanę.
88
 Dlaczego?
 Prosiłem cię o dwadzieścia pudów orzeszków, a tyś kupił mi tylko dziewiętnaście.
To powiedziawszy Alo-Dyno opuścił pracownię szewca i wrócił do staruszka  swego przybranego ojca.
 Gdzieżeś to bywał, synku? pyta starzec.
 Młody jestem, to i włóczyłem się po mieście  odparł młodzieniec i nasypał staruszkowi dziesięć garści złota.
Jakiś czas pózniej starzec zobaczył na bazarze liczne wojsko i dowiedział się, że to przybył ze swymi żołnierzami car Aram, poszukujący tego, kto ośmielił się wykraść z jego pałacu cudownego ptaka Azarana. Alo-Dyno dowiedział się o tym i prosi starca:
 Idz, ojcze, do naszego cara i powiedz tak:  Daj rumaka mojemu synowi, on zaś pojedzie do cara 30B0".
Starzec pośpieszył do pałacu. Car wysłuchał jego prośby i rzecze:
 Od kiedy przyprowadzono rumaka, nikt nie odważył się do niego zbliżyć, jak stał, tak stoi u żłobu.
Domyśliła się narzeczona carewicza, że starzec jest posłańcem Alo-Dyna i poprosiła cara, aby dał zgodę na wyprowadzenie rumaka.
89
Car zgodził się. Wówczas narzeczona carewicza wyprowadziła konia ze stajni, przekazała go starcowi, ten zaś odprowadził rumaka Alo-Dynowi.
Wyjechał Alo-Dyno na swym rumaku na pole. Wtem patrzy  jedzie najstarszy brat.
 Dokąd jedziesz? pyta Alo-Dyno.
 Zdobyłem cudownego ptaka Azarana, a teraz jadę do jego poprzedniego władcy  odrzekł brat i zawrócił konia w stronę wojsk cara Arama.
 Gdzie namiot cara? pyta.
 To tamten  czerwony! odpowiadają mu. Podjechał najstarszy brat do czerwonego namiotu,
wszedł do środka i carowi Aramowi siedem razy się pokłonił.
 Tyś jest carewicz? pyta car Aram.
 Tak jest.
 Tyś porwał mego Azarana  Ptaka Tysiąca Treli?
 Tak jest.
 Jakeś go zdobył?
 Zdjąłem go z drzewa w twoim lesie. ,
 Kłamiesz, bratku: nie ty zdobyłeś Ptaka Tysiąca Treli, zejdz mi z oczu  rozkazał car.
90
Najstarszy brat jak niepyszny wrócił do domu. Wówczas średni brat dosiadł swego rumaka i pojechał do cara Arama.
 Dokąd jedziesz? pyta go Alo-Dyno.
 Zdobyłem Ptaka Tysiąca Treli i jadę do cara Arama.
Wszedł średni brat do namiotu cara i siedem razy się
pokłonił.
 Czy to ty wykradłeś mego ptaka? pyta car.
 Tak jest.
 Opowiedz zatem, jakeś tego dokonał.
 Było ciemno. Nagle patrzę  przyleciał cudowny ptak i siadł na gniezdzie. Wyciągnąłem więc rękę i cap! złapałem Ptaka Tysiąca Treli.
 Kłamiesz, to nie ty wykradłeś mego ptaka! rzekł car i kazał przepędzić średniego brata.
Potem car Aram wydał rozkaz:  Natychmiast odnajdzcie mi człowieka, który wykradł ptaka, w przeciwnym razie cały kraj obrócę w perzynę!"
Usłyszawszy to Alo-Dyno stanął przed obliczem swego ojca-cara i prosi, aby zezwolono mu iść do cara Arama. Car nie poznał najmłodszego syna i mówi:
 Dobrze, idz, jeśli chcesz.
91
 Panie, daj mi jednak słowo  prosi Alo-Dyno  jeżeli car Aram ze swymi wojskami odstąpi, wówczas na trzy godziny oddasz mi władzę.
Car zgodził się. Pojechał Alo-Dyno do cara 30B0.
 Tyś carewicz? pyta car Aram.
 Tak jest.
 Tyś wykradł mego Azarana?
 Tak jest, ja wykradłem Azarana  Ptaka Tysiąca Treli.
 Opowiedz, jak tego dokonałeś. Alo-Dyno opowiedział wszystko po kolei.
 To znaczy, że to ty jesteś Alo-Dyno? pyta zdumiony car.
 Tak jest.
 Jak mi zatem dowiedziesz, że wszystkie te bohaterskie czyny są twoją zasługą?
Alo-Dyno, niewiele myśląc, zdjął z konia churdzyn, wydobył zeń wargi i nosy trzech dewów i pokazał carowi.
Na to car Aram ozwał się tymi słowy:
 Synu, oddaję ci w darze mego ptaka! i zebrawszy swoje wojsko odjechał.
93
Alo-Dyno powrócił do swego ojca-cara i zapytał:
 Poznajesz mnie?
 Nie.
 Jam twój syn, Alo-Dyno.
 Jeśliś naprawdę moim synem, spraw, żeby nasz ogród się zazielenił.
Wtedy Alo-Dyno podszedł do cudownego ptaka i poprosił:
 Drogi mój Azaranie, zaśpiewaj tysiącem treli  niech nasz ogród zakwitnie, niech nas rozweseli!
Cudowny ptak zaśpiewał i cały ogród okrył się zielenią i kwieciem.
Wtenczas Alo-Dyno rzekł do cara:
 Obiecałeś, że na trzy godziny oddasz mi władzę.
 Tak, masz do tego prawo  zgodził się car. Alo-Dyno siadł na tronie i zaczął sądzić swych braci.
Przyznali się bracia do wszystkich niegodziwości.
 Jak ich ukarać, ojczulku-carze? pyta Alo-Dyno.
 Twoja wola, mój synu. Wtedy rzekł Alo-Dyno:
94
\L
t-TTJ -
. .

9
B
8
&S&
 Oni mnie nie zabili, więc ja ich też na śmierć nie skażę. Niechaj razem ze swymi żonami opuszczą nasze państwo.
I bracia na zawsze opuścili rodzinne strony.
BAŚNIE AZERBEJDZANSKIE
O SIEROCIE IBRAHIMIE I CHCIWYM SKLEPIKARZU
Adaptacja: Achliman Achundow Ilustracje: Torgul Narimanbekow
ZMYŚLNA ZARNIJAR
Adaptacja: Michaił Bułatów Ilustracje: Torgul Narimanbekow
_iz"av
>ild3TXC 
O SIEROCIE IBRAHIMIE I CHCIWYM SKLEPIKARZU
pewnym mieście żył niegdyś ze swoją żoną ptasznik. Niełatwe było ich życie, często cierpieli głód i przeklinali swój los. Bywało, że ptasznik wyprawiał się na jakiś czas w obce strony, łowił tam ptaki, sprzedawał je za marne grosze i tak zarabiał na utrzymanie. Żona ptasznika pracowała u zamożnych gospodarzy i z trudem zarabiała na chleb. I oto przyszło jej znieść jeszcze boleśniejszy wyrok losu: mąż, z którym dzieliła swe radości i smutki, nagle zmarł.
Biedna wdowa w owym czasie spodziewała się dziecka i nie mogła ciężko pracować. Kiedy zaś urodził się jej syn, musiała się zatroszczyć nie tylko o siebie, lecz także o małego chłopca, któremu nadała imię Ibrahim.
Czas mijał. Kiedy Ibrahim skończył dwanaście lat, nie mógł dłużej obojętnie patrzeć na zmizerniałą od nieustannej harówki i zmartwień matkę.
Pewnego razu podszedł do niej Ibrahim i pyta:
98
 Matko, czy mam ojca? Jeśli tak, to gdzie jest i co robi?
 Miałeś ojca  odpowiada matka  lecz umarł. Był łowcą ptaków, pozostawił po sobie sieć i fujarkę do przynęcania.
 A gdzie one są? spytał Ibrahim.
 Leżą schowane tutaj  odrzekła matka i wskazała stary kufer.
Chłopiec natychmiast otworzył kufer, wydobył zeń sieć i fujarkę i począł się im przyglądać. Postanowił, że zajmie się  jak niegdyś jego ojciec  łowieniem ptaków.
Ibrahim wyjawił matce, co zamierza robić, i prosił, aby przygotowała mu zapasy na drogę. Zdziwiło matkę postanowienie syna, zapytała więc, dokąd zamierza pójść? Ibrahim odparł, że chce wyruszyć na wędrówkę. Nieszczęsną matkę do głębi poruszyły słowa syna, ze łzami w oczach zaczęła przygotowywać go do drogi. Od pewnego bogacza pożyczyła nieco pieniędzy i za nie kupiła synowi ubranie, trochę chleba i sera na drogę.
I oto wczesnym rankiem Ibrahim pożegnał się z matką i wyruszył w drogę. Szedł przez cały dzień i całą noc. Trzeciego dnia znalazł się na skraju nieznanego lasu. Tu chłopiec postawił sobie szałas, aby jakiś czas pomieszkać. Ledwie przygotował sieć i zaczął grać na fujarce, gdy pojawił się ptak niezwykłej piękności.
100
Każde pióro ptaka mieniło się inną barwą.
Ibrahim nie mógł wprost oderwać oczu od niego i jakaż była jego radość, gdy ptak wpadł w zastawioną sieć! Chłopiec w okamgnieniu pochwycił go wraz z siecią i niewiele myśląc wrócił do domu, żeby podzielić się z matką swoją
radością.
Matka Ibrahima niezmiernie ucieszyła się, że syn powrócił z taką wspaniałą zdobyczą. Była pewna, że każdy chętnie kupi cudownego ptaka. Ale chłopiec ani myślał go sprzedawać. Umieścił ptaka w klatce i jął rozkoszować się jego widokiem. Po jakimś czasie ptak zniósł jajko. Matka i syn popatrzyli na nie i aż oniemieli z zachwytu: jajko było tak niezwykle piękne i barwne jak sam ptak. Matka Ibrahima wzięła je i zaniosła do sklepikarza.
Sklepikarz dał jej za jajko nieco pieniędzy i obiecał zapłacić dwakroć więcej, jeżeli przyniesie mu jeszcze jedno. Matka zadowolona wróciła do domu. Tymczasem sklepikarz niewiele myśląc wziął jajko i wyruszył do miasta, aby jako podarek wręczyć je szachowi. Władca ogromnie ucieszył się z podarunku i hojnie wynagrodził ofiarodawcę.
Jak tylko sklepikarz wrócił do domu, matka Ibrahima przyniosła mu jeszcze dwa jajka cudownego ptaka, a ten znów zaniósł je szachowi. Szach pozwolił sklepikarzowi zabrać ze skarbca tyle pieniędzy, ile mógł unieść. Sklepikarz, rzecz jasna, skwapliwie skorzystał z łaskawości władcy.
102
W ten sposób w krótkim czasie stał się jednym z najbogatszych ludzi w mieście.
Tymczasem matka Ibrahima, dowiedziawszy się, dlaczego sklepikarz nagle się wzbogacił, przestała sprzedawać mu jajka, chociaż ten gotów był dać za każde mnóstwo pieniędzy.
Aż pewnego razu Ibrahim wziął kilka jajek cudownego ptaka i sam wybrał się do szacha. Szach wynagrodził chłopca jeszcze szczodrzej, pozwolił mu zabrać ze skarbca tyle pieniędzy, ile zechce.
Kiedy sklepikarz dowiedział się, że Ibrahim udał się do szacha, natychmiast podążył jego śladem. Po drodze spotkał Ibrahima wracającego od szacha i począł prosić go, by ten podzielił się otrzymanymi pieniędzmi. Ale Ibrahim odmówił. Wtedy sklepikarz wpadł w złość i poprzysiągł mu zemstę.
Ibrahim jeszcze kilka razy chodził do szacha z podarkami i za każdym razem otrzymywał od niego sowite wynagrodzenie.
Tymczasem zawistny sklepikarz jął przemyśliwać, jak by tu zagarnąć bogactwo Ibrahima i pozbawić go zródła dochodu.
Pewnego ranka chytry sklepikarz wybrał się do szacha i ozwał się tymi słowy:
 O, ostojo pokoju! Nie przyjmuj więcej od Ibrahima cudownych jajek  lepiej zażądaj od niego cudownego
103

fet \ 1 %,_ i
1 ' %::..
^^^^2 C H(H " % % % % % % 1 r ~/: 9
Wfif-^f:
LtfBjlsZ


5#
i.

w>
Al
X
2
i
%
^
1**4 f
**^-
1 . /'v #
! %/ IiJLf4 11 / %', % % %
V48 I)H Ł3 ( 1 V '"
S' 6^3VOV
ptaka, który je znosi. To ptak godny szacha, a nie jakiegoś wiejskiego chłopca.
Szach po niedługim namyśle zgodził się ze sklepikarzem.
Kiedy nazajutrz Ibrahim zjawił się u szacha przynosząc mu w darze cudowne jajka, władca jak zwykle wynagrodził go, po czym kazał przynieść niezwykłego ptaka, który je znosi.
Żądanie władcy legło niczym kamień na sercu chłopca.
Przygnębiony powlókł się do domu i o wszystkim opowiedział matce. Rozkaz oddania cudownego ptaka napełnił ich wielkim smutkiem, chociaż wiedzieli, że szach bardzo hojnie ich wynagrodzi.
Długo rozmyślali, lecz niczego nie udało im się wymyślić. Musieli spełnić rozkaz władcy i oddać cudownego ptaka.
Nazajutrz Ibrahim wziął ptaka i ruszył do pałacu władcy. Na widok cudownego ptaka szach wpadł w taki zachwyt, że pozwolił chłopcu zabrać ze skarbca tyle złota, ile zdoła udzwignąć.
Odtąd Ibrahim stał się prawdziwym bogaczem. Został też jednym z powierników szacha i codziennie u niego bywał.
Na wieść o tym okrutna zawiść odezwała się w sercu skepikarza  nie mógł dłużej ścierpieć przychylności, jaką cieszył się u szacha Ibrahim. Pewnego razu sklepikarz przybył do szacha i powiada:
 O, ostojo pokoju! Cudowny ptak, którego przyniósł
107
Ibrahim, znosi tylko trzy jajka w tygodniu, a po jakimś czasie, gdy dokuczy mu samotność, zupełnie przestanie je znosić. Rozkaż Ibrahimowi, żeby złowił i przyniósł jeszcze jednego ptaka.
Władca posłuchał rady sklepikarza i gdy nazajutrz Ibrahim jak zwykle przybył do pałacu, rozkazał mu natychmiast zdobyć jeszcze jednego cudownego ptaka, a w razie niespełnienia rozkazu zagroził śmiercią.
Rozżalony i zasmucony Ibrahim wrócił do domu i opowiedział o wszystkim matce. Matka uspokoiła syna i poradziła:
 Pójdz, synku, znowu w to samo miejsce, rozstaw sieć i zagraj na fujarce. A gdy przyleci cudowny ptak, bacz, aby nie umknął ci z sieci.
Słowa matki podniosły na duchu Ibrahima. Ponownie wyruszył w drogę. Trzeciego dnia znalazł się na skraju lasu. Tak jak poprzednio chłopiec postawił szałas, przygotował sieć i zaczął grać na fujarce, z niecierpliwością oczekując pojawienia się cudownego ptaka.
Wreszcie ptak przyleciał, a chłopiec bez większego trudu złapał go w swoją sieć. Złowiony ptak okazał się jeszcze piękniejszy od poprzedniego. Ibrahim bardzo się ucieszył  po raz drugi uśmiechnęło się doń szczęście! Od razu ruszył w powrotną drogę.
Gdy nareszcie znalazł się w domu, był tak wyczerpany
108
podróżą, że spał trzy dni i trzy noce. Czwartego dnia wziął ptaka i stanął przed obliczem szacha. Władca był olśniony pięknością ptaka i znów sowicie nagrodził Ibra-hima.
Kiedy dowiedział się o tym sklepikarz, ogarnęła go wściekłość. Jeszcze straszliwsza zawiść poczęła go dręczyć. Marzył o tym, że z woli szacha zgładzi Ibrahima, a tymczasem stało się akurat na odwrót  jeszcze bardziej wzrosła jego pozycja w pałacu, jeszcze większymi względami władcy zaczął się cieszyć.
Jął przemyśliwać sklepikarz, jak by tu zgładzić Ibrahima, i wreszcie postanowił opowiedzieć szachowi historię o cudownej róży. Kto ją posiadł, przez cały rok mógł radować oczy jej pięknem i świeżością i rozkoszować się jej delikatnym aromatem. Zdobyć wszelako tę cudowną różę wcale niełatwo. Rośnie tylko w jednym jedynym ogrodzie i tylko na jednym krzewie. Ogród zaś ów należy do diwa, który zabił niejednego śmiałka, próbującego zbliżyć się do murów ogrodu. Mur otaczający ogród jest na pięć sążni wysoki, na sążeń gruby i nie ma w nim żadnego wejścia.
Wczesnym rankiem sklepikarz wybrał się do pałacu. Władca był w dobrym nastroju i łaskawie przyjął gościa.
Po chwili milczenia sklepikarz oz wał się tymi słowy:
 O, ostojo świata! Jesteś niezmiernie bogaty i potężny. W twym pałacu bywają liczni goście z różnych krajów.
110
Wszyscy podziwiają jego przepych, ale też widzą, że czegoś w nim brak: nie ma cudownej róży.
 Chętnie obsypałdym złotem tego, kto przyniósłby mi tę różę  ozwał się szach  słyszałem jednak, że niejeden próbował ją zdobyć, lecz wszyscy pożegnali się z życiem.
 Twoje życzenie nietrudno spełnić  ciągnie chytrze sklepikarz  sierota Ibrahim, który dzięki twej łasce stał się teraz bogaczem, ma moc czarnoksięską. Czyż nie za sprawą czarów zdobył dla ciebie rajskie ptaki? Na świecie nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.
Szach dał wiarę słowom sklepikarza, a w dowód uznania za spryt uczynił go nawet swym pierwszym dostojnikiem. Kiedy w pałacu zjawił się Ibrahim, szach kazał mu spełnić to, co podsunął mu na myśl sklepikarz.
Ibrahim nigdy dotąd nie słyszał o istnieniu niezwykłej róży, nie mógł więc wiedzieć, gdzie i jak można ją zdobyć.
Ze łzami w oczach powrócił do domu. Na próżno matka usiłowała się dowiedzieć od syna, dlaczego tak gorzko płacze. Ibrahim nie był w stanie wymówić ani słowa, w końcu matka zaczęła płakać razem z nim. Długo szlochali, wreszcie zmęczeni zasnęli. Kiedy się obudzili, chłopiec opowiedział matce o nowym żądaniu władcy. Nieszczęsna matka nie raz słyszała o cudownej róży i wiedziała, ile trudów i niebezpieczeństw kosztuje jej zdobycie. Była pewna, że syn
111
nigdy już nie powróci z tej wyprawy. Trzeba było jednak podporządkować się i spełnić rozkaz szacha.
Zrozpaczony Ibrahim postanowił nie zwlekając wyruszyć w drogę po niechybną śmierć, aby przynajmniej skrócić swe cierpienie. Matka jednak przekonała syna, by pozostał z nią chociaż kilka dni.
Biedna matka nie odstępowała syna ani na krok. Gotowa była wyrzec się całego bogactwa, byle tylko Ibrahim pozostał w domu. Każdego dnia wymyślała dla niego najrozmaitsze smakowite potrawy, które przygotowywała w wielkiej obfitości. Ale Ibrahimowi nie przysmaki były w głowie: wciąż myślał o czekającej go wyprawie.
Wreszcie nastał dzień, kiedy matka po raz ostatni objęła swego syna i pobłogosławiła go na niebezpieczną drogę. Ponieważ podróż zapowiadała się dłuższa, Ibrahim wziął ze sobą dużo pieniędzy.
Prędkie jest w bajce bajanie, lecz nieprędko Ibrahim dotarł w pobliże ogrodu, gdzie kwitnąć miała cudowna róża.
Na trzeci rok swego wędrowania Ibrahim ujrzał wreszcie w oddali, z wysokości wzgórza, mur tajemniczego ogrodu.
Przez sześć dni chłopiec odpoczywał na szczycie wzgórza, siódmego dnia ostrożnie zbliżył się do muru.
Ogród był tak ogromny, że obejście go dokoła zajęło mu cały dzień. Nigdzie jednak nie mógł znalezć wejścia.
112
Chłopiec już miał położyć się i zasnąć, gdy naraz usłyszał straszny ryk. Odwrócił się i zobaczył, że w jego stronę biegnie ogromny jak góra potwór. Był to diw, władca ogrodu. Ibrahim, ogarnięty strachem, skrył się za pobliskim krzewem.
Tymczasem diw był coraz bliżej, w końcu znalazł się tuż-tuż przy krzewie. Na szczęście jednak nie spostrzegł chłopca.
Diw stanął przy murze i uderzył weń pięścią. Mur natychmiast rozstąpił się i potwór wszedł do ogrodu. Ibrahim w okamgnieniu wyskoczył z ukrycia i prześlizgnął się jego śladem. Gdy znalazł się w ogrodzie, przystanął olśniony jego pięknem i aromatem. Nie przestał jednak obserwować diwa, póki ów nie zniknął we wnętrzu pałacu. Pójść za nim chłopiec się nie odważył, z obawy, że diw spostrzeże go i zaraz rozszarpie.
Ibrahim usiadł pod drzewem i zaczął obmyślać, co robić dalej. Ciekawość jednak wzięła górę i mimo wszystko postanowił dostać się do pałacu.
Przeszedł bardzo wiele z przepychem urządzonych komnat, aż dotarł do sali wyłożonej różowym marmurem, w której na drogocennym dywanie siedziała dziewczyna niespotykanej urody. Obok dziewczyny, złożywszy łeb na jej kolanach, spał diw. Gdy śliczna dziewczyna zauważyła młodzieńca, przeraziła się: błagalnymi gestami wskazywała
113
mu, by się oddalił, lecz Ibrahim nie chciał słuchać. Wówczas rzekła:
 O, nieszczęsny! Czy widzisz tego olbrzyma? Dopiero co zasnął; minie dzień, obudzi się i rozerwie cię na strzępy  uciekaj lepiej, póki nie jest za pózno.
Ibrahim odparł na to, że ujrzawszy ją raz, nigdy nie mógłby jej już zostawić w niewoli diwa, więc albo ucieknie razem z nią, albo zginie.
 Nawet nie próbuj mnie uwolnić  odpowiedziała piękna dziewczyna  wielu śmiałków już usiłowało to zrobić i wszyscy zginęli tu, w pałacu diwa. Nie chcę, żebyś i ty zginął przeze mnie. Powiedz lepiej, po coś tu przyszedł, może mogłabym ci w czymś pomóc.
Na to Ibrahim odparł, że już trzeci rok wędruje i przybył tu jedynie po to, by ją uwolnić.
Usłyszawszy te słowa piękna dziewczyna zdjęła ze swych kolan głowę diwa, podniosła się z dywanu i zaprowadziła Ibrahima do ukrytej komnaty. Poradziła, by się wyspał i wypoczął do następnego dnia. Kiedy diw zbudzi się i wedle swego zwyczaju wyprawi się na polowanie  oni w tym czasie uradzą, co robić dalej. Powiedziawszy to, śliczna dziewczyna wróciła do komnaty i znów położyła głowę diwa na kolanach.
Nazajutrz, skoro tylko diw się obudził, pociągnął nosem i oznajmił, że w pałacu czuć człowieka.
114

;.

s.
m
*j*
;;.

(
^
3
4
//
%'..
7/
\ Ił :^^^fe. ' 1 '[ %} % %

"*W
H
C %B@ **-"'~
> -J 2!
; ' ^^^^^ 9#';' O2 V V A v IA
#
..
> ?',

%
v4
:i
f
 Być może  odpowiedziała dziewczyna  pożarłeś jakiegoś nieszczęśnika i do tej pory czujesz jego zapach. Czyż bowiem zwykły śmiertelnik ośmieliłby się tutaj wejść?
Diw uwierzył dziewczynie i wyruszył spokojnie na polowanie. A piękna dziewczyna poszła do komnaty swego gościa i zastała go śpiącym. Obudziła Ibrahima. Postanowili, że uciekną z pałacu.
Diw miał w stajni wiele rączych rumaków. Dziewczyna wybrała spośród nich sześć najbardziej gorącokrwistych i kazała Ibrahimowi je osiodłać. Młodzieniec natychmiast spełnił polecenie. Potem otworzyli tajną komnatę diwa, gdzie zgromadzone było złoto, napełnili złotem osiem worków, objuczyli nimi cztery konie, sami dosiedli dwóch pozostałych i pomknęli ile sił.
Kiedy wieczorem diw wrócił z polowania i nie zastał swej ukochanej w pałacu, wpadł we wściekłość. Przetrząsnął wszystkie komnaty, przeszukał cały ogród  na próżno. Po Churszyd  bo tak miała na imię piękna dziewczyna  ani śladu nie zostało.
Rozjuszony diw wpadł do stajni, by osiodłać swego ulubionego rączego rumaka, lecz i jego nie było u żłobu. Wówczas dosiadł diw innego konia i pomknął tropem uciekinierów.
Ibrahim i Churszyd przez cały dzień pędzili bez wytchnienia, następnego dnia dziewczyna mówi do młodzieńca:
118
 Obejrzyj się za siebie i powiedz, co widzisz? Ibrahim odpowiedział, że widzi w oddali jakiś biały
obłok.
 To nie obłok, lecz para buchająca z nozdrzy i paszczy diwa  odpowiada dziewczyna. Diw wpadł we wściekłość i rzucił się w pogoń za nami.
Po pewnym czasie Ibrahim po raz wtóry obejrzał się za siebie. Tym razem usłyszał wycie, podobne do zawodzenia wiatru.
 To diw posapuje  wyjaśniła dziewczyna  znaczy to, że jest już niedaleko.
Gdy Ibrahim obejrzał się po raz trzeci, zobaczył, że obłok zgęstniał, zbliżył się, a okrywszy ich zaczął kropić drobnym deszczem.
 Diw jest już bardzo blisko  wytłumaczyła z przerażeniem Churszyd  ten deszcz to kropelki jego śliny.
Pomknęli więc jeszcze szybciej, żeby umknąć pogoni diwa. I oto w pewnej chwili dziewczyna z radością oznajmiła Ibrahimowi, że nie muszą się już niczego obawiać, ponieważ przekroczyli granicę, której diw nie odważy się przestąpić.
Resztę drogi Churszyd i Ibrahim pokonali na swych wierzchowcach w dwa miesiące, na trzeci miesiąc byli już w domu. Gdy matka Ibrahima ujrzała syna, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej radość nie miała granic. Ibrahim zaś wcale nie poznał swej matki  pobladłej, wychudzonej,
119
" * " 3
z zaczerwienionymi oczyma, odkąd bowiem pożegnała syna prawie nic nie jadła i nie piła, ciągle tylko go opłakiwała.
Ibrahim i Churszyd byli tak zmęczeni, że przez cały miesiąc nie mogli dojść do siebie. Ibrahim z każdym dniem coraz bardziej przywiązywał się do pięknej Churszyd, ona także bardzo go pokochała.
Gdy Ibrahim wreszcie wypoczął, zaczął wznosić dla Churszyd pałac, który swoim przepychem i pięknem przewyższać miał siedzibę szacha. A potem zamierzali się pobrać.
W dwa miesiące po przyjezdzie Ibrahim nagle przypomniał sobie o cudownej róży, po którą posłał go szach. W pałacu diwa tak mocno pokochał śliczną Churszyd, że zapomniał o róży i wrócił bez niej do domu.
Teraz miał do wyboru: albo po raz drugi jechać po różę, albo razem z Churszyd uciec do innego państwa. Churszyd, zobaczywszy bladą, zasmuconą twarz przyszłego męża, zlękła się i zapytała o przyczynę jego smutku. I tak musiał Ibrahim wyznać, że do królestwa diwa nie wybrał się tylko po to, by ją uwolnić, lecz z rozkazu szacha miał przywiezć cudowną różę, o której potem zapomniał.
Churszyd uspokoiła Ibrahima i poprosiła, by podał jej półmisek. Następnie wskazującym palcem lekko uderzyła w koniuszek swego nosa. W tejże chwili z nosa skapnęły na półmisek dwie kropelki krwi i przeobraziły się w dwa bukiety niewiędnących rajskich róż niezwykłej piękności.
120
Oszołomiony i zachwycony Ibrahim długo nie mógł wymówić słowa i zasypywał dziewczynę pocałunkami.
A potem wziął bukiety róż i pośpieszył do szacha. Władca bardzo się ucieszył i szczerze wynagrodził Ibrahima. A sklepikarz, który zamieszkiwał przy pałacu szacha, aż zzieleniał ze złości: nie spodziewał się już więcej ujrzeć Ibrahima, sądził, że młodzieniec dawno zginął.
Sława Ibrahima znowu nie dawała mu spokoju. Zamyślił tedy wysłać Ibrahima z takim rozkazem, którego nigdy nie mógłby spełnić śmiertelny człowiek.
W sposobnej chwili sklepikarz puścił w ruch swój język.
 O, ostojo świata! zaczął. Całkiem zapomniałeś o swych zmarłych rodzicach. Poślijmy Ibrahima na tamten świat: niech dowie się, czy zdrowi i jak im się dzieje.
Szach podziękował doradcy, że przypomniał mu o zmarłych rodzicach i postanowił, iż za wszelką cenę musi sprawdzić, jak żyją na tamtym świecie.
Zawezwał szach Ibrahima, wręczył mu list i rozkazał, aby młodzieniec udał się nazajutrz na tamten świat i przekazał list zmarłym rodzicom.
Ibrahim bardzo się zmieszał i chciał natychmiast odmówić wykonania tak bezsensownego rozkazu, lecz władca zażądał bezwzględnego posłuszeństwa.
Przyszedł nieszczęsny Ibrahim do domu i zrozpaczony
121
"
opowiedział Churszyd o tym, czego zażądał szach. Ta uspokoiła go i dała taką radę:
 Mój kochany! Szach, jak widać, niewiele ma rozumu, toteż nietrudno będzie go wyprowadzić w pole. Wyjedz na rok dokądkolwiek, potem wróć i powiedz, że rodzice jego są zdrowi i dziękują za pamięć.
Ibrahim uczynił, jak poradziła Churszyd  pożegnał się z matką i piękną narzeczoną i ruszył w drogę.
Czy długo wędrował, czy też krótko  jeden Allach raczy wiedzieć. Zawędrował do wielkiego miasta w obcym państwie. Tu Ibrahim przez cały rok uczył się czytać i pisać, zdążył też nauczyć się kilku języków.
Tymczasem Churszyd doglądała budowy pałacu.
Po roku Ibrahim wrócił do domu.
Ażeby pozbyć się swego śmiertelnego wroga, sklepikarza, Ibrahim wymyślił podstęp. Gdy stanął przed szachem, rzekł tak:
 O, ostojo świata! Rodzice twoi są zdrowi i dziękują ci za pamięć, ale rozgniewało ich, że wysłałeś do nich mnie, a nie swego pierwszego dostojnika. Przekazaliby ci o wiele więcej, gdyby właśnie on do nich przyszedł.
Szach uwierzył Ibrahimowi i wynagrodził go, a sklepikarz, który przysłuchiwał się rozmowie, zbladł ze strachu usłyszawszy te słowa. Chęć dowiedzenia się czegoś więcej o zmarłych rodzicach tak silnie owładnęła szachem, że
125
koniecznie postanowił wysłać do nich swego pierwszego dostojnika, niegdyś sklepikarza.
Po kilku dniach pierwszy dostojnik otrzymał od szacha rozkaz udania się na tamten świat i odwiedzenia zmarłych rodziców władcy.
Teraz dopiero sklepikarz znalazł się w trudnym położeniu! Odmówić jednak nie mógł, ponieważ szach zagroził mu ścięciem. Długo myślał, co począć, wreszcie postanowił poprosić o pomoc samego Ibrahima.
Nazajutrz sklepikarz wybrał się do Ibrahima, padł do nóg i ze łzami w oczach jął błagać go o pomoc, obiecując przy tym całe swoje bogactwo. Ibrahim z początku odmówił mu pomocy, potem jednak poradził, jak znalezć najkrótszą drogę, wiodącą na tamten świat. Przyprowadził swego wroga do studni głębokiej na czterdzieści arszynów* i powiedział:
 Skacz do tej studni. Na jej dnie zobaczysz dwie drogi: jedna prowadzi na wschód, druga  na zachód. Jeśli pójdziesz pierwszą, to za trzy lata dojdziesz do tamtego świata, ale musisz znieść wiele cierpień; jeśli pójdziesz drugą drogą, wówczas dojdziesz do celu za pięć lat i nie poczujesz żadnego zmęczenia.
Głupi i zawistny sklepikarz uwierzył Ibrahimowi 
* Arszyn  dawna miara długości (ok. 71 81 cm)
126
zamknął oczy i skoczył do studni, która stała się jego grobem. Tak zginął zły i chciwy sklepikarz.
A Ibrahim zaczął przygotowywać się do wesela.
Szach długo czekał na powrót swego pierwszego dostojnika  sklepikarza, a gdy nie doczekał się i jego cierpliwość się wyczerpała, wówczas sam wybrał się do swych rodziców na tamten świat. Ibrahim zaś ożenił się wkrótce ze swoją piękną Churszyd.
Czterdzieści dni i czterdzieści nocy trwało wesele. Tak rozpoczęło się szczęśliwe życie Ibrahima i Churszyd.
ZMYŚLNA ZARNIJAR
czym będzie ta opowieść? O kupcu imieniem Mahmed i jego żonie Zarnijar. Żył ów kupiec w mieście Misar, wyprawiał się do obcych krajów i handlował rozmaitymi towarami.
Pewnego razu zamyślił kupiec wybrać się do odległej krainy. Nakupił mnóstwo wszelakich towarów, wynajął służbę, pożegnał się z rodziną i wyruszył w drogę z całą karawaną.
Zatrzymał się w jednym miejscu, zatrzymał w drugim  wreszcie przybył do jakiegoś nieznanego miasta.
Tutaj Mahmed postanowił odpocząć po trudach długiej podróży i wstąpił wraz ze swymi sługami do karawanseraju*. Kiedy w najlepsze jadł sobie i popijał, raptem podchodzi doń jakiś człowiek i rzecze:
* Karawanseraj  dom zajezdny na Wschodzie, miejsce postoju karawany z pomieszczeniem dla podróżnych i składami na towary
128
 Hej, kupcze! Z daleka widać przybywasz, skoro nie znasz miejscowych zwyczajów.
 A jakie są tutejsze zwyczaje? pyta Mahmed.
 Każdy kupiec przybywszy do tego miasta musi zanieść szachowi godny podarunek. Wtedy szach zaprasza go do siebie na wieczór w gości i gra z nim w nardy*.
Cóż było robić? Musiał kupiec pójść do szacha. Wybrał spośród swoich towarów drogocenne materie, położył je na złotej tacy i udał się do pałacu.
Szach przyjął dary i jął wypytywać kupca, z jakiego miasta przybywa, jakie sprzedaje towary i w jakich bywał stronach.
Opowiedział Mahmed o wszystkim. Szach wysłuchał go i powiada:
 Przyjdz do mnie wieczorem  pogramy w nardy. Wieczorem przychodzi Mahmed do szacha i widzi:
szach już czeka, a przed nim stoją nardy.
 Posłuchaj, kupcze  mówi władca  oto moje warunki gry. Mam w pałacu uczonego kota, który może od wieczora do rana utrzymać na swym ogonie siedem lampek. Jeśli mój kot utrzyma lampki na ogonie od wieczora do rana, wówczas cały twój majątek, wszystkie twoje towary będą należeć do mnie, ciebie zaś każę związać i wtrącić do
* Nardy  gra u narodów Wschodu przypominająca warcaby
129
lochu. Jeżeli kot się poruszy, cały mój skarbiec będzie twój, a ze mną zrobisz, co ci się podoba.
Co miał kupiec począć? Uciec  nie sposób, odmówić  nie wypada. Trzeba było przyjąć warunki, jakie przedłożył szach.
Siedzi Mahmed, klnie w duchu samego siebie, że zatrzymał się w owym przeklętym mieście.  Jeszcze trochę, a będę zgubiony!" pomyślał.
Tymczasem szach przywołał swego uczonego kota.
Kot zbliżył się, wygiął ogon i usiadł przed władcą.
 Przynieść lampki! rozkazał szach.
Słudzy natychmiast spełnili rozkaz: przynieśli siedem lampek i postawili na ogonie kota.
Rozpoczęli grę. Kupiec przesuwa pionki, a sam od czasu do czasu zerka na kota. A kot siedzi jakby kamieniem wrósł  ani drgnie, ani okiem mrugnie.
Tak minęła noc i dzień, a potem jeszcze dwie noce i dwa dni.
Gra Mahmed z szachem w nardy, a kot jak siedział, tak siedzi.
Nie wytrzymał w końcu kupiec i mówi:
 Nie mam siły grać dłużej, wygrałeś, panie! Szach tylko na to czekał. Skrzyknął swoje sługi i przykazał:
 Wszystkie towary i złoto kupca przenieście do mego
131
pałacu, zaś jego samego mocno zwiążcie i wtrąćcie do lochu.
Pochwycili słudzy nieszczęsnego Mahmeda i spełnili rozkaz władcy.
Siedzi kupiec w lochu, przeklina siebie, że też nie ominął przeklętego miasta, przeklina szacha i jego uczonego kota...
Teraz pozostawmy na pewien czas Mahmeda i opowiedzmy, co uczyniła jego żona Zarnijar.
Siedzi Zarnijar w domu, czeka na męża  a jego jak nie ma, tak nie ma.  Czy aby nie przytrafiło mu się jakie nieszczęście?" myśli.
Wreszcie przybiega do niej sługa Mahmeda, cały obszarpany i brudny, i woła:
 Ach, pani! Pewien szach uwięził twego męża, zagarnął wszystkie towary i złoto! Ja sam ledwo uciekłem, głowę cało uniosłem. Co nam teraz począć?
Wypytała Zarnijar dokładnie sługę, jak doszło do nieszczęścia.
A potem kazała nałapać mnóstwo myszy i zamknąć je w wielkim kufrze. Następnie nabrała dużo rozmaitych towarów, dużo srebra i złota, załadowała wraz z kufrem na karawanę, przywdziała męski strój, włosy upięła i ukryła pod czapką, po czym wyruszyła mężowi na pomoc.
Jechała ze swą karawaną nigdzie nie odpoczywając i nie zatrzymując się na nocleg. Wreszcie przybyła do miasta, w którym uwięziono w lochu jej męża.
132
Jednym sługom poleciła czekać na siebie w karawanse-raju, innym zaś towarzyszyć jej do pałacu szacha.
Zarnijar wzięła wielką złotą wytłaczaną tacę, rozłożyła na niej drogocenne podarki i udała się do pałacu. Za nią  wraz z kufrem  podążyli jej słudzy.
Gdy zbliżyli się do pałacu, Zarnijar rzekła do nich:
 Kiedy ja będę grać z szachem w nardy, wy tymczasem przez uchylone drzwi zacznijcie po jednej wpuszczać do komnaty myszy.
Słudzy zostali pod drzwiami pilnując kufra, a żona kupca weszła do komnaty szacha. Stanęła Zarnijar przed władcą i rzecze:
 Bądz pozdrowiony, władco świata! Oto ja, wierny zwyczajom twego kraju, przynoszę ci drogocenny podarek!
Szach przyjął Zarnijar z wielkimi honorami, uraczył najsmakowitszymi potrawami i zaprosił do gry w nardy.
 Jakie są twoje warunki gry, władco świata? pyta Zarnijar.
 Będziemy grać dotąd, aż mój uczony kot nie ruszy się z miejsca! odpowiada szach.
 A jeśli twój uczony kot się poruszy? pyta żona kupca.
 Wtedy uznamy, że wygrałeś. I możesz zrobić ze mną, co tylko zechcesz.
134
 Zgoda  mówi Zarnijar  niech będzie, jak sobie życzysz.
Zawołał szach swego uczonego kota, kot zbliżył się i usiadł z godnością na dywanie przed swym panem. Zaraz też weszli słudzy z siedmioma lampkami i postawili je na ogonie kota.
Szach zaczął grać z Zarnijar w nardy. Przesuwa pionki, ale ukradkiem zerka, nie mogąc się doczekać, kiedy ów młody kupiec podda się.
Tymczasem kupieccy słudzy uchylili wieko kufra i wpuścili do komnaty małą myszkę.
Zobaczył kot myszkę i raptem zabłysły mu ślepia. Już chciał ruszyć się z miejsca, gdy szach tak groznie nań popatrzył, że kot natychmiast się uspokoił i znieruchomiał.
Nieco pózniej słudzy Zarnijar wpuścili do komnaty jeszcze kilka myszy. A myszy jak nie zaczną biegać po całej komnacie, figlować po zakamarkach! Tu już cierpliwość uczonego kota wyczerpała się  miauknął, zerwał się z miejsca upuszczając wszystkie siedem lampek i dalejże ganiać myszy!
Na nic zdały się prośby i grozby szacha  uczony kot wcale nie chciał go słuchać!
Wówczas Zarnijar zawołała swoje sługi. Ci wbiegli do komnaty, związali szacha mocnym sznurem i dalejże chłos-
135
tać go rzemieniem! I dotąd go chłostali, aż ten zaczął błagać o litość:
 Wszystkich moich więzniów zwolnię  krzyczy  wszystek ich majątek oddam, tylko mnie oszczędzcie!
Słudzy kupieccy łoją szachowi skórę, szach krzyczy wniebogłosy, wszyscy ludzie to słyszą, lecz nikt z pomocą mu nie przychodzi  zbyt długo cierpliwie znoszono jego okrucieństwo i chciwość.
Przykazała Zarnijar wypuścić z lochu swego męża i wszystkich, których szach uwięził, i wtrącić tam złego władcę.
A potem Zarnijar i Mahmed powrócili do rodzinnego miasta Misar. Tam sobie dobrze pojedli, popili i długo się weselili. I wy, moi mili, także jedzcie, pijcie i ich szczęściem się radujcie!
Z nieba spadły trzy jabłka: jedno dla mnie, drugie dla tego, który baśń opowiadał, a trzecie dla tego, co baśni wysłuchał!


Natalia Niestierowa, laureatka wystaw plastyków w Moskwie, Japonii, RFN i Holandii, jest autorką rysunków do drugiej bajki gruzińskiej   O biedaku i trzech owocach granatu". Obrazy pędzla Niestierowej znajdują się w zbiorach najsłynniejszych galerii obrazów w Związku Radzieckim: w Galerii Tre-tiakowskiej w Moskwie i Muzeum Rosyjskim w Leningradzie.
^tff '-xx
Ludowy artysta Gruzji Tengiz Samsonidze jest laureatem wielu republikańskich i ogólnokrajowych konkursów grafiki książkowej, a także uczestnikiem międzynarodowych wystaw w Jugosławii, NRD i Polsce.
Do najbardziej znanych należą jego obrazy:  Gruzini u Piotra I",  Poranek",  Rustawi" oraz  Motywy starego Tyflisu".
Samsonidze wykonał ilustracje do gruzińskiej bajki  Cud-dziewczyna z dalekiej krainy Nigo-zeti".
Naczelny grafik armeńskiego wydawnictwa  Sowietakan Groch" Feliks Giulanian wyraził zgodę na zilustrowanie do naszego tomu ludowej bajki  Azaran  Ptak Tysiąca Treli".
Nie jest to pierwsza jego praca w dziedzinie grafiki książkowej. Opracował on szatę graficzną do wielu książek dla dzieci i dorosłych. Niektóre z nich przedstawione były na republikańskich i ogólnokrajowych wystawach grafiki książkowej i wyróżnione nagrodami.
Twórczość ludowego artysty Azerbejdżanu Torguła Narimanbeko-wa jest niezwykle różnorodna. Składają się na nią malarstwo, grafika, scenografia i malarstwo monumentalne.
Prace jego demonstrowane były na reprezentacyjnych wystawach w wielu krajach świata.
W niniejszej książce przedstawiamy dwie azer-bejdżańskie bajki  Zmyślna Zarnijar" i  O sierocie Ibrahimie i chciwym sklepikarzu" z ilustracjami Narimanbekowa.
Republiki zakaukaskie  Gruzja, Armenia i Azerbejdżan  weszły w skład Związku Radzieckiego wkrótce po zwycięstwie Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Pazdziernikowej. Zamieszkujące te obszary prastare ludy zjednoczyły się z narodem rosyjskim, z którym łączyły je wielowiekowe więzi gospodarcze, kulturalne i historyczne.
Obecnie Gruzja, Armenia i Azerbejdżan, będąc samodzielnymi równopraw-
140
nymi republikami, zachowują własne tradycje narodowe. W czasach władzy ludowej w republikach tych zaszło wiele zmian we wszystkich dziedzinach życia, ale narody każdej z republik pamiętają własną historię, dumne są ze wspaniałych zabytków prastarej kultury, znajdującej odbicie w malarstwie, architekturze, muzyce i literaturze.
W biografii ludów Armenii, Gruzji i Azerbejdżanu jest wiele podobieństw, ale najbardziej charakterystyczne cechy narodowe każdego z nich znalazły odzwierciedlenie w oryginalnym folklorze, który natchnął kompozytorów, artystów i poetów do stworzenia oper i baletów, barwnych płócien, rzezb i pięknych poematów.
Najwspanialsze dzieła spuścizny literackiej, takie jak poemat  Dawid z Sasunu" powstały na podstawie motywów armeńskiego eposu heroicznego, czy gruziński epos o Amirani, azerbejdzanskie przypowieści oraz legendy o mądrych i mężnych bohaterach, łączy wspólny temat  walka o samostanowienie i wolność, ofiarność w imię szczęścia narodu.
Twórczość ludowa była zawsze dla każdego narodu zródłem kultury, a ustna twórczość ludowa, jako jeden z przejawów twórczości ludowej, ma szczególne znaczenie historyczno-poznawcze. Albowiem właśnie w legendach, przypowieściach i bajkach przekazywali ludzie swe marzenia, ból i radość, nadzieję i wiarę. Dawno odeszły w niepamięć czasy postaci bajek ludowych: potężnych książąt, okrutnych szachów, chciwych bejów. Żyją jednak baśnie ludowe i zapoznają współczesnych z minionymi wiekami, przypominają imiona sławnych i nieustraszonych bohaterów. Zapisują więc troskliwie badacze folkloru każdy utwór ustnej twórczości ludowej, studiują je i włączają do nowo wydawanych zbiorów folklorystycznych. W ciągu dziesięcioleci uzbierali całe tomy różnego rodzaju bajek i baśni.
141
Nasz zbiór prezentuje zaledwie niewielką cząstkę z tego bogactwa twórczości ludowej. Niemniej baśnie te przenoszą czytelnika w oryginalny świat zakaukaskich republik i zapoznają z najbardziej charakterystycznymi cechami zamieszkujących je narodów.
BAŚNIE GRUZICSKIE
O biedaku i trzech owocach granatu 6 Cud-dziewczyna z dalekiej krainy Nigozeti 36
BAŚC ARMECSKA
Azaran  Ptak Tysiąca Treli 52
BAŚNIE AZERBEJDŻACSKIE
O sierocie Ibrahimie i chciwym sklepikarzu 98 Zmyślna Zarnijar 128
-\3* f\CtfS e^i-
TPPR Współpraca" Warszawa Wydawnictwo TPPK  4
 - -- _.  ~ - '
mm
1987


"

Wydawnictwo TPPR  Współpraca" Warszawa 1987
Wydanie I. Nakład 100 000 egz.
Obj. ark. wyd. 10,2. Obj. ark. druk. 12,32.
Oddano do składu 19.VIII.1986
Podpisano do druku 6.IV.1987
Druk w ZSRR
Cena zł 390.


s




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zbiorowa Basnie narodow republik nadbautyckich

więcej podobnych podstron