Rozdział 14
Zapytała w recepcji o numer jego pokoju i pobiegła na górę, nie troszcząc się o to, czy wolno mu
przyjmować gości. Myślała tylko o jednym, idąc długim korytarzem: Błagam. Jeśli z Davidem jest
wszystko w porządku, mo\e jeszcze uda się to wszystko naprawić.
Przy drzwiach wstrzymała oddech.
Umysł podsuwał najró\niejsze obrazy. Davida w śpiączce, podłączony do rurek i respiratorów,
zmieniony nie do poznania. I jeszcze gorzej. David \ywy, uśmiechnięty& o fioletowych oczach.
Wiedziała ju\, czego chciał Anioł, tak przynajmniej sądziła. Pytanie tylko, czy mu się udało?
Nie odwa\yła się odetchnąć. Zajrzał za drzwi.
David siedział na posłaniu. Był podłączony do kroplówki, ale tylko jednej. W pokoju było jeszcze
jedno łó\ko. Puste.
Spojrzał w stronę drzwi i ją zobaczył.
Powoli szła do niego. Miała nieprzeniknioną minę, wpatrywała się w niego.
Ciemne włosy. Szczupła twarz z resztkami letniej opalenizny. Fantastyczne kości policzkowe i oczy, w
których mo\na się zagubić.
śadnego uśmieszku. Patrzył na nią ze śmiertelną powagą, tak samo, jak ona na niego. Ksią\ka zsunęła
się z jego kolan. Gillian doszła do stóp łó\ka. Patrzyli sobie w oczy.
Po powiedzieć? David, czy to naprawdę ty? Nie, to zbyt głupie, zresztą co mi odpowie? Nie, Wa\ko, to
nie on? To ja?
Cisza się przedłu\yła. A\ w końcu chłopak na łó\ku zapytał:
-Dobrze się czujesz?
-No.- Krótko, bez emocji.- A ty?
-Tak, ju\ tak. Miałem szczęście.- Przyglądał się jej.- Wydajesz się& inna.
-A ty cichy.
W jego oczach błysnęło coś na kształt zagubienia. I jakby uraz.
-Ja& Słuchaj, wchodzisz z pogrzebową miną i mówisz tak& zimno& - Pokręcił głową. Nie spuszczał
jej z oka.- Gillian, czy ja coś powiedziałem? Czy to przez mnie wjechałaś na słup?
-Nie zrobiłam tego celowo!- Nagle podbiegła do niego, wzięła za ręce.
Wydawał się zaskoczony.
-No dobrze&
-Davidze, naprawdę. Robiłam, co w mojej mocy, \eby do tego nie doszło. Za nic w świecie nie
chciałabym cię skrzywdzić, nie wierzysz mi?
Rozpogodził się. W ciemnych oczach pojawi się spokój.
-Wierzę- odparł cicho.
Nie wiadomo skąd wiedział, ze tak jest naprawdę. Mim wszelkich dowodów, \e było inaczej,
wierzył jej. Zacisnęła dłoń na jego ręce. Patrzyli sobie w oczy. Zbli\ali się, a jednak \adne ani
drgnęło. I wtedy znowu się to stało, to samo, co wydarzyło się ju\ co najmniej dwukrotnie. Uczucie
tak silne i słodkie, ze nie mogła go wstrzymać. Dziwna bliskość, pragnienie, wiedza&
Powieki Gillian opadły, jakby \yły własnym \yciem. I nagle się całowali. Czuła na ustach ciepło
jego warg. Ciepło& radość& i coś jeszcze.
Miała wra\enie, \e znikła zasłona oddzielająca ich od siebie. Doznała objawienia. A więc o tym
mówił Anioł. Wiedziała to instynktownie, choć jeszcze ani razu tego nie powiedziała. Druga
połówka.
Znalazła ją. Swoją miłość. Człowieka, który był jej pisany, z którym nic jej nie rozdzieli. To nie
Anioł. To David.
Dawid zrozumiała coś jeszcze, miała niewzruszoną pewność. To jest David, prawdziwy David. To
on ją obejmuje i całuję. Ją, zwyczajną Gillian w szarej bluzie, bez makija\u.
Idiotycznie, \e kiedyś uwa\ała, ze makija\ jest tak wa\ny.
David \yje- tylko to się liczy. Nie ma go na sumieniu. I jeśli jakimś cudem wyjdą z tej historii cało,
jest szansa, ze będą bardziej szczęśliwi, ni\ jest w stanie to sobie wyobrazić.
Dziwne, \e nadal mo\e myśleć. Ale ju\ się nie całowali, tylko obejmowali. Było jej tak dobrze, gdy
czuła jego ciało.
Odsunęła się.
-Davidze&
Patrzył na nią ze zdumieniem.
-Wiesz co? Kocham cię.-Wiem.- Wiedziała, \e to niezbyt romantyczna odpowiedz, ale nie mogła
nic na to poradzić. Przyszedł czas działania.- Muszę ci coś powiedzieć i nie wiem, czy mi
uwierzysz. Ale postaraj się.
-Gillian, wyznałem ci miłość. Mówię powa\nie. Ja& - urwał, przyglądał się jej uwa\nie i chyba
zobaczył coś, co sprawiło, \e zmienił zdanie.- Kocham cię- powtórzył innym tonem.- Więc ci
uwierzę.
-Po pierwsze, nie jestem taka, za jaką mnie uwa\asz. Nie jestem dzielna czy szlachetna, nie jestem
odwa\na. Nic z tych rzeczy. Ot wszystko to& ściema. Oto jak do tego doszło.
Opowiedziała mu.
Wszystko. Od początku, od chwili gdy usłyszała szloch na pustej drodze, gdy weszła do lasu, gdy
umarła i spotkała Anioła. Opowiedziała mu wszystko: jak Anioł pojawił się w jej pokoju i sprawił,
zę zmieniło się całe jej \ycie. O tym, jak mówił jej, co ma robić. I dalej, o swoim dziedzictwie.
dziedzictwie zaklęciu, które rzuciła na Tanyę. O świecie nocy. A\ do wypadku.
Skończyła. Odsunęła się, by na niego spojrzeć.
-No i co?
-właściwie powinienem uznać, ze oszalałaś. Ale tak nie myślę. Mo\e mi te\ odbiło. A mo\e to dlatego,
ze ja te\ kiedyś&
-Tak, zacząłeś mi o tym opowiadać pierwszego dnia, ale wtedy samochód wpadł w poślizg. Co się
stało?
-Kiedy miałem siedem lat, miałem ostre zapalenie wyrostka. Umarłem na stole operacyjnym& I
znalazłam się na łące. A wiesz, co jest najdziwniejsze? Ja tez poczułem, ze coś się do mnie zbli\a- coś
wielkiego, co widziałaś pod koniec. To coś do mnie dotarło. Nie było mroczne, nie bałem się. To była
biel, cudowne światło z pięknymi skrzydłami.
Gillian słuchała zafascynowana.
-A potem?
-Odesłało mnie. Nie miałem wyboru. Czułem miłość, ale musiałem wracać. No więc z powrotem-
tunelem, do ciała. Nigdy tego nie zapomniałem. I choć, trudno to wytłumaczyć, wiem, ze to się działo
naprawdę. Pewnie dlatego ci wierzę.
-Więc rozumiesz, co musze teraz zrobić. Nie wiem, czym naprawdę jest Anioł& Mo\e to demon. Ale
musze go powstrzymać. Nie wiem, poddać się egzorcyzmem&
David wziął ją za rękę.
-Nie mo\esz. Nie wiesz, jak.
-Ale mo\e wie Meluzyna. Albo ona, albo ten chłopak, Ash, z klubu. Wydawał się w porządku, jedyny
problem w tym, ze to chyba wampir.
David znieruchomiał.
-Wybieram czarownicę&
-Ja te\.
-Ale poczekaj na mnie. Dzisiaj mnie wypiszą, po południu.
-Nie mogę. Chodzi o Tanyę i Kim. Mo\e Meluzyna wie, jak im pomóc. Zapytam ją. Nie mam czasu.
David przeczesał włosy ręką wolną od kroplówki.
-Dobra, daj mi pięć minut i pojedziemy razem.
-Nie.
Przyglądał się kroplówce, jakby się zastanawiał, jak ją odłączyć.
-Owszem, chwileczkę&
Gillian posłała mu całusa i szybko wyszła, zanim David podniósł głowę.
David jej nie pomo\e. Z Aniołem nie sposób walczyć tradycyjnymi metodami. David byłby tylko
przeszkodą. Mógł go wziąć jako zakładnika albo&
Wybiegła ze szpitala, na parking, do geo Amy.
Dobrze, oby Meluzyna była w sklepie&
Wcale nie chcesz tego zrobić.
Zatrzasnęła drzwi z hukiem. Siedziała sztywno wyprostowana, wpatrzona w przestrzeń, zapięła pas,
odpaliła silnik.
Posłuchaj, mała, nigdy nie będziesz miała takiego kumpla jak ja.
Wyjechała z parkingu.
No proszę, odpuść mi. Pogadajmy przynajmniej, co? Jeszcze wiele rzeczy nie rozumiesz.
Nie będzie go słuchać. Nie śmiała mu odpowiedzieć. Ostatnio ją zahipnotyzował, sprawił, ze mu
uległa, i przejął kontrole. To się nie powtórzy.
Nie wolno ci go kochać. Prawo tego zabrania. Mówię powa\nie. Teraz jesteś częścią świata nocy i
nie wolno ci kochać człowieka. Jeśli się dowiedzą, zabiją was obie.
A ty niby co chciałeś zrobić? Odpowiedziała mu. Więcej nie powtórzy tego błędu.
Tobie? Nic. Chodziło mi tylko o niego, mógłbym się wśliznąć, gdy odchodził&
Nie słuchaj tego, powtarzała sobie. Musi być jakiś sposób, by go nie słyszeć, nie myśleć&
Zaczęła śpiewać.
Kolędy.
Wcześniej, kiedy nuciła, nie słyszał jej myśli. Chyba podziałało, przynajmniej póki koncentrowała
się na tekście piosenki. Śpiewała na całe gardło. Najlepsze były szybkie, energiczne kolędy. Kilka
kilometrów przed Woodbrigde w jej repertuarze była ju\ tylko Cicha noc.
Oby Meluzyna była w sklepie.
-Ciichaaa noc- zawodziła. Wpadła do sklepu z pudełkiem po butach pod pachą. Niewa\ne, \e
uznają ją za wariatkę.- Święętaaaa noc&
Była ju\ przy drzwiach na zaplecze.
-Poookój nieesieeee&
Zdumiona Meluzyna podniosła głowę znad lady.
-Luuudziooom wszeeem& Musisz mi pomóc! Mój Anioł zabija!- Urwała, podbiegła do
dziewczyny.
-Słucham?
-Mój& taki jakby anioł. Ciągle do mnie mówi& - Nagle do Gillian dotarło, \e Anioł zamilkł.-
Mo\e się przestraszył, kiedy tu weszła, ale i tak musisz mi pomóc. Błagam.- Nagle znowu miała łzy
w oczach.
Meluzyna oparła się łokciami o ladę. Wydawała się zaskoczona, ale chętna do pomocy.
-Zacznij od początku.
I po raz drugi tego dnia Gillian opowiedziała całą historię. Liczyła, ze dzięki temu Meluzyna
zrozumie, czemu tak bardzo jej się spieszy. I czemu jest taka niedoświadczona.
-Wiec nawet nie jestem czarownicą- zakończyła.
-Ale\ owszem, jesteś- zapewniła meluzyna. Zarumieniła się, patrzyła na nią zafascynowana.- co do
tego się nie mylił. Wszyscy znają historię o zaginionych dzieciach Harmanów. Mała Elspeth& Z
kronik wynika, \e umarła w Anglii. Ale najwyrazniej \yje. A ty jesteś jej prawnuczką.
-Czyli mogę czarować?
Meluzyna się roześmiała.
-Jeśli umiesz to robić& Moim zdaniem tak. Choć nie wszyscy tak uwa\ają.
-A pomo\esz mi zdjąć zaklęcie?- Gillian otworzyła pudełko po butach. Wstydziła się, pokazując
laleczki meluzynie, choć przecie\ tutaj jej kupiła.- Gdybym wiedziała, co to jest, nie zrobiłabym tego-
tłumaczyła się cicho.
-Wiem- Meluzyna, która oglądała laleczki, gestem kazała jej milczeć. Gillian obserwowała ją i czekała
na wyrok.
-Wygląda na to, ze zaczęłaś dobrze. Dodamy jeszcze& maść uzdrawiającą i mo\e zioła&
Meluzyna śmigała na wózku po całym pomieszczeniu, zajmowała się laleczkami, poprosiła Gillian,
\eby się skupiła. Mamrotała niezrozumiałe słowa.
W końcu owinęła laleczki w biały jedwab i wło\yła z powrotem do pudełka.
-To ju\? Załatwiona?
-Na razie zachowaj laleczki, na wypadek gdyby trzeba byłe jeszcze raz je uzdrowić. Po wszystkim
zdejmujemy z nich imiona i je niszczymy.
-Ale Tanya i Kim wyzdrowieją?- Gillian szukała otuchy. Nie opanowała się, zerknęła na puste miejsce
po nodze Meluzyny.
Dziewczyna nie owijała w bawełnę.
-Jeśli doszło do amputacji, to nic nie zrobimy. Kończyny nie odrastają.- Dotknęła kikuta.- To się stało
na jachcie. Ale poza tym, tak, powinny poczuć się lepiej.
Gillian odetchnęła pełną piersią, chyba po raz pierwszy od wielu godzin. Zamknęła oczy.
-Dzięki, wielkie dzięki. Nawet nie wiesz, jakie to cudownie uczucie nie okaleczyć kogoś.
Zaraz uniosła powieki.
-Ale najtrudniejsze przede mną.
-Anioł.
-Tak.
-No có\, to chyba rzeczywiście będzie trudne.- Spojrzała Gillian prosto w oczy.- I niebezpieczne.
-To ju\ wiem.- Gillian nerwowo przechadzała się po sklepiku.- Wkrada się do mojego umysłu i zmusza
do ró\nych rzeczy.
-Nie tylko do twojego. Do ka\dego.
-I wydaje mi się, \e mo\e poruszać przedmiotami& Wprawia samochody w poślizg& I widzi,
wszystko.- Wróciła do lady.- Co to jest, Meluzyno? I dlaczego to robi? I dlaczego akurat mnie?
-ostatni pytanie jest najprostsze. Bo umarłaś.- Meluzyna podjechała do regału z ksią\kami. Wyjęła
opasły tom.
-Pewnie dopadł cię w pró\ni, w miejscu między \yciem a zaświatom. Tam, gdzie sam był.- Wróciła
do Gillian.- Udawała, ze jest wysłańcem, zę to on zaprowadzi cię na drugą stronę. To, co wyczułaś
pod koniec& Pewnie to było prawdziwy wysłaniec. Ale ten twój Anioł zabrał cię stamtąd, zanim
tamten do ciebie dotarł.
Gillian ściszyła głos.
-To nie jest prawdziwy anioł, prawda?
-Nie.
-Więc to& diabeł?
-Nie sądzę.- Meluzyna przekładała karty księgi.- Sądząc po tym, jak powrócił tu z tobą, myślę, ze to
duch. Są dwie metody, by sprowadzić ducha zza zasłony śmierci- mo\esz go przywołać albo udać
się po niego osobiście. Ty wybrałaś tę drugą opcje.
-Chwileczkę, chcesz powiedzieć, ze ja go tu sprowadziłam?
-Nie, nie celowo. Wierzę, ze tego nie chciałaś. Wygląda na to, ze złapał cię i pomknął z tobą
tunelem, który my nazywamy wąską ście\ką. Duchy nas obserwują, czasami przemawiają, ale nie
wchodzą w bezpośrednią interakcję. Sprowadzając go z powrotem, dodałaś mu sił.
-Cudownie- sapnęła.- Więc do tego wszystkiego wychodzi jeszcze to, \e to moja wina.- Uciekła
wzrokiem w bok, zaraz jednak spojrzała na Meluzynę.- czym właściwie jest duch? Zmarłym?
-Nieszczęśliwym- uściśliła Meluzyna, studiując księgę.- Duchy uwiązany to dusza ska\ona& -
Zamknęła gruby tom.- Słuchaj, to proste. Duch głęboko nieszczęśliwy, który zrobił coś strasznego
albo umarł, nie kończąc pewnych spraw, nie przechodzi w zaświaty. Siedzi & Tu napisali: w
astralnych sferach w pobli\u ziemi. My to nazywamy pustką.
-Siedzi.
-Nie chce iść dalej. Jest zły i nie szuka otuchy I jeśli wróci na ziemię, robi straszne rzeczy ludziom,
tylko dlatego, ze sam cierpi.
-Ale jak się go pozbyć?
Meluzyna głęboko zaczerpnęła tchu.
-No właśnie, tu mamy problem. Mo\na takiego ducha odesłać, jeśli ma się jego krew i włosy. Jeśli
się ma odpowiednie składniki, których nie mamy. I jeśli się zna odpowiednie zaklęcie. Których nie
znamy.
-No tak.
-Co i tak odsyła go tylko z powrotem za zasłonę, w pustkę. Nie pomaga. Ale widzisz, Gillian, jest
coś, o czym muszę ci powiedzieć.-Meluzyna spowa\niała, mówiła nagle bardzo oficjalnie.- Nie
musisz liczyć tylko na mnie.
-Jak to?
-Gillian, ty chyba ni do końca wiesz, kim jesteś. Czy on& Czy ten duch powiedział ci, kim są
Hermanowie?
-Powiedział, \e starsza siostra Elspeth to jakaś szefowa czarownic.
-Najwa\niejsza. Korona. Przywódczyni nas wszystkich. A rodzina Harmanów& to ród królewski.
Gillian uśmiechnęła się blado.
-Czyli jestem księ\niczką?
-Powiedziałaś, \e Elsepeth to baka twojej matki. Pochodzi od niej w prostej linii, i to po kądzieli. To&
cudownie. W naszym pokoleniu ju\ prawie nie ma dziewcząt Harmanów. Były tylko dwie, a teraz&
jesteś ty. Zrozum, kiedy świat nocy się o tym dowie, pośpieszy ci z pomocą. Oni zajmą się Aniołem.
Na Gillian nie zrobiło to wra\enia.
-Ile to potrwa?
-Muszą się zebrać, sprawdzić twoją rodzinę, poczynić przygotowania. Nie wiem, pewnie kilka tygodni.
-za długo, stanowczo za długo. Nie masz pojęcia, czego Anioł mo\e dokonać w ciągu kilku tygodni.
-Więc spróbuj sama.
-Ale jak?
-Musisz się dowiedzieć, kim był za \ycia i jakie niedokończone sprawy za sobą zostawił. Dokończ je za
niego. I przekonaj, \eby wyruszył dalej. Nie uda się w zaświaty.- Pojrzała na Gillian.- Mówiłam, ze
będzie trudno.
-Nie sądzę, \eby chciał współpracować. To mu się nie spodoba.
-I mo\e zrobić ci krzywdę.
Skinęła głową.
-Wiem, ale to niewa\ne. Musze to zrobić.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Rozdział8 (14)Rozdział 14 Chwała kogutowi!Siderek12 Tom I Część III Rozdział 14Rozdział7 (14)rozdzial& (14)Rozdział1 (14)Here Kitty, Kitty Rozdział 14Rozdział 14Rozdział 14Rozdział2 (14)Rozdzial 14Rozdzial 14Wings of the wicked rozdział 14więcej podobnych podstron