Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.75)
Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana
Maria Valtorta
Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego
–
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA –
75. NAUCZANIE
PRZY ROZSTAJU
DRÓG
W WIOSCE SALOMONA
Napisane 16
lutego 1946. A, 7996-8005
Mała grupa
wychodzi z domku,
powiększona o staruszka, który podziwia sam siebie w szacie jednego z
niższych
apostołów.
«Jeśli chcesz
zostać, ojcze...»
– zaczyna do niego mówić Jezus.
Ale starzec
przerywa Mu:
«Nie, nie. Ja też
pójdę. O!
Pozwól mi iść! Wczoraj się najadłem! Dziś w nocy spałem... i to w
łóżku! Nie mam
już w sercu boleści! Jestem silny jak młodzieniaszek...»
«Zatem chodź.
Zostaniesz ze Mną, z
Bartłomiejem i z Moim bratem Judą. Pójdziecie dwójkami, jak
ustaliliśmy. Przed
sekstą – wszyscy znowu tutaj. Idźcie i niech pokój będzie z wami.»
Rozdzielają się.
Jedni idą ku
rzece, inni – w stronę pól. Jezus pozwala im iść naprzód, a potem, jako
ostatni,
sam udaje się w drogę. Powoli przechodzi przez wioskę. Zauważają Go
rybacy, którzy
powracają znad rzeki lub idą tam. [Dostrzegają Go] pilne gospodynie,
które wstały o
świcie, aby prać, podlać ogrody lub wyrobić chleb. Nikt jednak nic nie
mówi. Tylko
jakiś chłopiec, idący ku rzece z siedmioma owcami, zagaduje staruszka:
«Dokąd idziesz,
Ananiaszu?
Odchodzisz z wioski?»
«Idę z Rabbim, ale
wrócę z Nim.
Jestem Jego sługą.»
«Nie. Jesteś Moim
ojcem – mówi
Jezus uroczystym tonem – Każdy sprawiedliwy starzec jest ojcem i
błogosławieństwem
dla miejsca, w którym mieszka, i dla tego, kto go wspiera.
Błogosławieni, którzy
kochają i szanują starców...»
Dziecko patrzy na
Niego,
onieśmielone, a potem szepcze:
«Ja z mojego
chleba zawsze dawałem
kawałek Ananiaszowi...»
Chłopiec mówi to
tak, jakby chciał
powiedzieć: “Nie czyń mi wyrzutów, na które nie zasłużyłem.”
«Tak, Michał był
dla mnie dobry.
Był przyjacielem moich wnuków... i pozostał nim dla dziadka. Jego matka
też nie jest
zła i wspierała mnie, ale ma jedenaścioro dzieci i wszyscy żyją z
połowów...»
Podchodzą jakieś
zaciekawione
niewiasty. Słuchają.
«Bóg zawsze
dopomoże człowiekowi,
który czyni dla biednego tyle, ile może. I zawsze istnieje sposób
udzielenia pomocy.
Powiedzieć: “nie mogę” to bardzo często – skłamać. Rzeczywiście, kiedy
się
chce, zawsze się znajdzie zbędny kęs, zużyte posłanie, szatę odłożoną
na bok, aby
ją dać komuś, kto nie ma. A Niebo wynagrodzi za ten dar. Bóg ci odda,
Michale, te
kęsy dane staruszkowi.»
Jezus głaszcze
dziecko i chłopiec
idzie dalej. Niewiasty, dotknięte, zostają na miejscu. Potem pytają
chłopca. Ten zaś
mówi tyle, ile sam wie. I lęk ogarnia skąpe niewiasty, które zamykały
serca na
potrzeby starca...
W tym czasie Jezus
dochodzi do
ostatniego domu, idzie ku skrzyżowaniu, z drogi głównej skręca ku małej
wiosce.
Widać stąd, że drogą ciągną karawany wracające do miast Dekapolu i
Perei.
«Chodźmy tam i
nauczajmy. Czy
chcesz to też robić, ojcze?» [– pyta Jezus.]
«Nie potrafię. Co
mam mówić?»
«Potrafisz. Twoja
dusza zna
mądrość przebaczenia i wierności Bogu, a także poddania się w godzinach
bólu. I
wiesz, że Bóg pomaga człowiekowi, który Mu ufa. Idź i powiedz to
pielgrzymom.»
«O! To tak!»
«Judo, idź z nim.
Ja zostaję z
Bartłomiejem na rozstaju dróg.»
I rzeczywiście, po
dojściu tam,
podchodzą do cienia grupy liściastych platanów i czekają cierpliwie.
Na okolicznych
polach widać piękne
uprawy zbóż i warzyw. O tej porannej porze mają świeży wygląd. Oko
ogląda je z
przyjemnością. Karawany podążają drogą... Niewielu ludzi spogląda w
stronę dwóch
[mężczyzn] opartych o pnie drzew. Być może biorą ich za znużonych
wędrowców. Są
też i tacy, którzy rozpoznają Jezusa i pokazują Go sobie palcami lub
witają ukłonem.
Wreszcie jeden zatrzymuje swego osła i osły krewnych. Zsiada i idzie w
stronę Jezusa:
«Bóg niech będzie
z Tobą, o
Rabbi! Jestem z Arbeli. Słyszałem Cię jesienią. Oto moja małżonka...
jej siostra -
wdowa... dalej – moja matka. Ten starszy mężczyzna to jej brat, a ten
młody człowiek
to brat mojej małżonki. A to są wszystkie nasze dzieci. [Prosimy o]
Twoje
błogosławieństwo, Nauczycielu. Dowiedziałem się, że przemawiałeś u
brodu. Ale
przybyłem tam wieczorem... Żadnego słowa [nie powiesz] do nas?»
«Słowo nigdy nie
odmawia Siebie.
Ale zaczekaj jeszcze kilka chwil, bo przyjdą też inni...»
Istotnie,
mieszkańcy wioski bardzo
powoli dochodzą do skrzyżowania dróg. Wracają też inni: ci, którzy już
je minęli,
udając się na północ. Jeszcze inni zatrzymują się, zaciekawieni.
Schodzą ze swych
zwierząt albo zostają w siodłach. Formuje się mały krąg słuchaczy,
który stale
się powiększa.
Powraca też Juda
Alfeuszowy, a z nim
starzec i dwóch chorych oraz inni, zdrowi. Jezus zaczyna mówić:
«Ci, którzy
przemierzają drogi
Pańskie, drogi wskazane przez Pana, i podążają nimi z dobrą wolą, w
końcu znajdują
Pana. Wy znajdujecie Pana po wypełnieniu obowiązku, jaki na wiernych
Izraelitów
nakłada święta Pascha. I oto Mądrość mówi do was, jak tego pragniecie,
na tym
rozstaju dróg, gdzie dała nam się spotkać Dobroć Boża.
Tak liczne
skrzyżowania napotyka
człowiek na drodze swego życia. Więcej jeszcze - skrzyżowań
nadprzyrodzonych niż
fizycznych. Każdego dnia sumienie znajduje się wobec skrzyżowania lub
skrzyżowań
Dobra i Zła. I musi wybierać uważnie, aby się nie pomylić. Jeśli zaś
człowiek się
myli, musi umieć powrócić pokornie w tył, kiedy ktoś go upomina i
ostrzega. A jeśli
zdaje się mu piękniejsza droga Zła lub nawet po prostu obojętna, musi
umieć wybrać
drogę Dobra – kamienistą, ale bezpieczną.
Posłuchajcie
pewnej przypowieści.
Grupa pielgrzymów
przybyła z
odległych krain w poszukiwaniu pracy i znalazła się na granicach
państwa. Na tych
granicach stali posłańcy wysłani przez różnych panów. Byli wśród nich
tacy,
którzy szukali mężczyzn do kopalń, a inni – do pól i lasów. Inni
[szukali] sług
dla niegodziwego bogacza. Jeszcze inni – żołnierzy dla króla. Miał on
siedzibę na
szczycie góry, w zamku, do którego prowadziła jedna, bardzo urwista
droga. Król
pragnął straży, lecz wymagał, żeby była strażą nie tyle przemocy, ile
mądrości.
Chciał ją wysłać następnie do miast dla uświęcania jego poddanych.
Także on żył
tam, w górze, jak w pustelni, aby formować swe sługi, nie pozwalając,
żeby światowe
rozproszenia psuły ich, spowalniając lub niwecząc kształtowanie ich
ducha. Nie
obiecywał wielkiej zapłaty. Nie obiecywał łatwego życia, lecz dawał
pewność, że z
jego służby wypłynie świętość i nagroda. Tak mówili jego posłańcy tym,
z
którymi się spotykali na granicach.
Wysłannicy
właścicieli kopalń lub
pól mówili: “To nie będzie łatwe życie, lecz będziecie wolni i
otrzymacie
zapłatę wystarczającą, żeby się nieco zabawić.” Ci, którzy szukali sług
dla
niegodziwego pana, obiecywali od razu obfite wyżywienie, przyjemności,
uciechy,
bogactwa: “Wystarczy, że zaspokoicie jego wymagające zachcianki – o!
nic strasznego!
– a sami będziecie się rozkoszować przyjemnościami jak tyrani.”
Pielgrzymi
rozmawiali między sobą.
Nie chcieli się rozdzielać... Pytali więc: “A czy te pola i kopalnie,
pałac wesołka
i tego króla sąsiadują ze sobą?”
“O, nie! –
odpowiedzieli
szukający pracowników - Podejdźcie do tego rozstaju dróg, a pokażemy
wam różne
drogi.”
Poszli tam.
“Oto droga
wspaniała, cienista,
ukwiecona, prosta, ze świeżymi źródłami. Prowadzi do pałacu pana” –
powiedzieli
szukający sług [dla niego].
“Ta zakurzona,
wiodąca poprzez
spokojne pola, prowadzi do pól. Jest wystawiona na promienie słońca,
ale widzicie, że
mimo to jest piękna!” – rzekli wysłannicy z pól.
“Oto ta pożłobiona
ciężkimi
kołami i okryta ciemnymi plamami wskazuje kierunek do kopalń. Nie jest
ani piękna, ani
też niemiła...” – powiedzieli wysłani z kopalń.
“Ta stroma
ścieżka, wyżłobiona
w skale, spalona słońcem, pokryta cierniami i pocięta parowami – co
spowalnia marsz,
lecz za to ułatwia obronę przed atakami nieprzyjaciół – prowadzi na
wschód, do
zamku, który jest surowy, ale my mówimy: święty. Tam duchy formują się
w Dobru” -
tak mówili posłańcy króla.
Pielgrzymi
patrzyli, patrzyli.
Rozważali... Kuszeni licznymi sprawami, z których tylko jedna była
całkowicie dobra.
Powoli się rozdzielili. Było ich dziesięciu: trzech poszło na pola...
dwóch do
kopalń. Pozostali spojrzeli na siebie. Dwóch rzekło: “Chodźcie z nami
do króla. Nie
będziemy mieć wielkiej zapłaty i nie będziemy zażywać przyjemności na
ziemi, ale
staniemy się na zawsze świętymi.”
“Tą ścieżką?!
Musielibyśmy
być szaleni! Bez zapłaty? Bez przyjemności? Nie warto więc było
opuszczać
wszystkiego i iść na wygnanie, aby otrzymać jeszcze mniej niż to, co
mieliśmy w
naszej ojczyźnie. Chcemy zarabiać i cieszyć się życiem...”
“Ale utracicie
Dobro wieczne! I nie
słyszeliście, że pan, [do którego chcecie pójść,] jest nikczemny?”
“Bajeczki! Po
jakimś czasie go
zostawimy, kiedy się nacieszymy i będziemy bogaci.”
“Już się nie
wyzwolicie. Pierwsi,
[którzy odeszli,] źle zrobili, bo przyciągnęły ich pieniądze. Ale wy?
Was pociąga
przyjemność! O! Nie wymieniajcie na jedną przemijającą godzinę całego
losu
wiecznego!”
“Jesteście
głupcami, skoro
wierzycie w nierealne obietnice. My idziemy ku rzeczywistości.
Żegnajcie!...”
I odeszli żwawo
piękną,
zacienioną drogą, porośniętą kwiatami, z orzeźwiającymi źródłami,
prostą. U jej
kresu błyszczał w słońcu czarodziejski zamek rozkoszującego się życiem
[bogacza].
Dwaj pozostali
odeszli, płacząc i
modląc się, stromą dróżką. Była tak uciążliwa, że po kilku krokach omal
się nie
zniechęcili. Ale szli dalej i ciało stawało się coraz lżejsze - w miarę
jak pięli
się w górę. Zmęczenie ustawało z powodu dziwnej wielkiej radości.
Doszli zdyszani,
podrapani, na szczyt góry. Dopuszczono ich przed oblicze króla.
Powiedział im wszystko,
czego wymaga, aby uczynić ich swoimi dwoma dzielnymi [żołnierzami]. Na
koniec rzekł:
“Myślcie o tym przez osiem dni, a potem odpowiecie.”
Wiele się
zastanawiali. Prowadzili
ciężkie walki z Kusicielem. Chciał ich przestraszyć ciałem, które
mówiło:
“Wyrzekacie się mnie”; wspomnieniami o świecie, który ich jeszcze
zwodził. Jednak
zwyciężyli. Pozostali.
Stali się
bohaterami Dobra.
Przyszła śmierć, czyli chwała. Z wysokości Niebios ujrzeli w czeluści
tych, którzy
poszli do niegodziwego pana. Już poza życiem, związani łańcuchami,
jęczeli w
ciemnościach Piekła. “A chcieli być wolni i cieszyć się życiem!” –
powiedzieli
dwaj święci.
Trzej potępieni
ujrzeli ich i,
potworni, przeklęli ich, przeklęli wszystko – począwszy od Boga -
mówiąc:
“Wszystkich nas
zwiedliście!”
“Nie, tego nie
możecie mówić.
Powiedzieliśmy wam o niebezpieczeństwie. Wy zaś chcieliście waszego
zła” –
odpowiedzieli błogosławieni. Trwali w pokoju nawet wtedy, gdy widzieli
i słyszeli
nieprzyzwoite urąganie i bezwstydne bluźnierstwa rzucane na nich.
Ujrzeli także tych
z pól i z
kopalń w różnych częściach Czyśćca. Oni także ujrzeli ich i rzekli:
“Nie
byliśmy ani dobrzy, ani źli. Teraz pokutujemy za naszą obojętność.
Módlcie się za
nas!”
“O, uczynimy to!
Ale dlaczego nie
poszliście z nami?”
“To dlatego że nie
byliśmy ani
demonami, ani dobrymi... byliśmy pozbawieni wspaniałomyślności.
Kochaliśmy to, co –
choć szlachetne – przemija, bardziej od tego, co Wieczne i Święte.
Teraz uczymy się
sprawiedliwie poznawać i kochać.”
Przypowieść
skończona. Każdy
człowiek jest na rozstaju, na stałym skrzyżowaniu. Błogosławieni ci,
którzy są
wytrwali i wspaniałomyślni w pragnieniu pójścia drogami Dobra. Niech
Bóg będzie z
nimi. Niech Bóg dotknie i nawróci tych, którzy takimi nie są. Niech ich
doprowadzi do
tego, żeby tacy byli. Idźcie w pokoju.»
«A chorzy?» [–
dopytują się
obecni.]
«Co jest tej
niewieście?» [–
pyta Jezus.]
«Złośliwa gorączka
wykręca jej
kości. Była w samych cudownych źródłach nad Wielkim Morzem, lecz żadnej
ulgi...»
Jezus pochyla się
nad chorą i pyta:
«Według twojej
wiary kim jestem?»
«Tym, którego
szukałam. Mesjaszem
Bożym. Ulituj się nade mną. Tak bardzo Cię szukałam!»
«Niech twoja wiara
da zdrowie twoim
członkom i sercu. A ty, mężu?» [– pyta dalej Jezus.]
Mężczyzna nie
odpowiada. Niewiasta,
która mu towarzyszy, odpowiada zamiast niego: «Gangrena zżera mu język.
Nie może już
mówić i umiera z głodu...»
I rzeczywiście ten
mężczyzna to
szkielet.
«Masz wiarę, która
cię może
uzdrowić?»
Mężczyzna
przytakuje głową.
«Otwórz usta» –
nakazuje Jezus.
Zbliża twarz do straszliwych ust, czerwonych od gangreny. Tchnie w nie.
Mówi:
«Chcę!»
Chwila oczekiwania
potem słychać
dwa okrzyki [uzdrowionych]:
«Moje kości
powracają do
zdrowia!»
«Mario, jestem
zdrowy! Spójrzcie!
Popatrzcie na moje usta. Hosanna! Hosanna!»
I chce wstać, ale
chwieje się ze
słabości. Tłum woła [do Jezusa:]
«Nie odchodź!
Przyjdą inni chorzy!
Przyjdą inni... Dla nich, dla nich też!»
«Będę tutaj
każdego poranka, od
świtu do godziny seksty. Niech kilku mężczyzn dobrej woli zajmie się
zgromadzeniem
pielgrzymów.»
«Ja, ja, Panie!» –
mówi wielu.
«Niech Bóg was za
to
pobłogosławi.»
Jezus kieruje się
w stronę wioski.
Idzie ze Swymi pierwszymi towarzyszami oraz z tymi, którzy przybywali
małymi grupkami w
czasie Jego przemawiania. A wszyscy [przyprowadzili do Niego] ludzi.
«A gdzie jest
Piotr i Judasz z
Kariotu?» – pyta Jezus.
«Poszli do
sąsiedniego miasta z
wielką ilością pieniędzy. Robią zakupy...»
«Tak. Judasz
dokonał cudu i jest
radosny» – mówi z uśmiechem Szymon Zelota.
«Andrzej również.
Dostał
owieczkę na pamiątkę. Uzdrowił złamaną nogę pasterza i otrzymał od
niego tę
zapłatę. Damy ją ojcu. Mleko dobrze robi starym ludziom...» – mówi Jan
głaszcząc
szczęśliwego staruszka.
Wchodzą i
przygotowują mały
posiłek...
Mają właśnie
zasiąść do stołu,
gdy nadchodzą dwaj [apostołowie], których brakowało. Są objuczeni jak
osły. Za nimi
jedzie wózek załadowany plecionymi matami, służącymi biednym w
Palestynie za
posłania.
«Przebacz,
Nauczycielu, ale to było
nam potrzebne. Teraz będzie nam dobrze.»
A Judasz [dodaje:]
«Zauważ: wzięliśmy
to, co
ściśle konieczne, schludne i ubogie, jak lubisz.»
I zaczynają
wyładowywać, aby
odprawić woźnicę.
«Dwanaście posłań
i dwanaście
mat. Kilka naczyń. Tu są nasiona. Gołąbki. I pieniądze. A jutro – wiele
ludzi. Uff!
Jaki upał! Ale teraz będzie wszystko dobrze. Co robiłeś, Nauczycielu?»
Jezus zaczyna
opowiadać, oni zaś,
radośni, zasiadają do stołu.
Przekład: "Vox Domini"
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
04 (131)2006 04 Karty produktów04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 104 How The Heart Approaches What It Yearnsstr 04 07 maruszewski[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiOr07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi04 kruchosc odpuszczania rodz2Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowychKNR 5 04egzamin96 06 04więcej podobnych podstron