v 03 014







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
III.14)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga III - Drugi
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –






14.
JEZUS PRZEMAWIA DO GALERNIKÓW
W
CEZAREI NADMORSKIEJ
Napisane 4 maja 1945. A, 4951-4962
Jezus stoi pośrodku wielkiego i dość
ładnego placu, znajdującego
się na przedłużeniu bardzo szerokiej drogi, ciągnącej się wzdłuż brzegu
morza.
Przed chwilą galera opuściła port i wypływa na szerokie morze,
poruszana wiatrem i
wiosłami. Inna manewruje wpływając, bo żagle są już zwinięte, a wiosła
poruszają
się tylko z jednej strony, aby ustawić statek we właściwej pozycji. Z
placu nie widać
portu, ale musi być bardzo blisko. Przy placu wznoszą się przestronne
domy o murach
zewnętrznych prawie całkowicie pozbawionych otworów. Żadnego sklepu.
«Dokąd teraz idziemy? Wolałeś przyjść
raczej tu niż do
wschodniej dzielnicy. To miejsce pogańskie. Któż będzie chciał Cię
tutaj
słuchać?» – pyta Piotr, robiąc wymówkę Jezusowi.
«Pójdziemy w dół, do tamtego zacisza
blisko morza i tam będę
przemawiał.»
«Do fal?»
«Je także stworzył Bóg.»
Idą tam. Teraz są dokładnie w tym
zakątku. Widzą port. Wpływa do
niego wolno oglądana wcześniej galera. Cumuje. Kilku marynarzy próżnuje
przy
nabrzeżu. Kilku sprzedawców owoców ośmiela się podejść do rzymskiego
statku, chcąc
sprzedać produkty. Nie ma nikogo więcej.
Jezus z plecami wspartymi o mur
wydaje się rzeczywiście przemawiać
do fal. Apostołowie niezbyt zadowoleni z tej sytuacji znajdują się
wokół Niego. Jedni
stoją, inni siedzą na blokach skalnych rozproszonych wszędzie, aby
mogły służyć do
siedzenia.
«Głupcem jest człowiek, który widząc,
że jest potężny, w dobrym
zdrowiu i szczęśliwy, mówi: “Czegóż jeszcze potrzebuję? I kogo? Nikogo.
Nic mi nie
brakuje. Sam sobie wystarczam. Nie mają dla mnie żadnego znaczenia
nakazy Boga ani
moralności. Moje prawo jest następujące: czynić wszystko, co możliwe,
bez
zastanawiania się, czy to jest dobre czy złe dla innych...”»
Jakiś sprzedawca odwraca się słysząc
ten dźwięczny głos i idzie
w stronę Jezusa, który mówi dalej:
«Tak mówią mąż i niewiasta pozbawieni
mądrości i wiary. W ten
sposób ujawniają, że posiadają potęgę mniejszą lub większą, a
równocześnie
ukazują swoje spokrewnienie ze Złem.»
Mężczyźni schodzą z galery i z łodzi.
Idą w kierunku Jezusa.
«Nie słowami, lecz czynami ukazuje
człowiek swe pokrewieństwo z
Bogiem i Cnotą, gdy zastanowi się nad tym, że życie jest bardziej
zmienne niż morze,
które obecnie jest spokojne, a jutro się rozszaleje. W ten sam sposób
dobrobyt i
dzisiejsza potęga może stać się jutro nędzą i niemocą. Cóż uczyni wtedy
człowiek
pozbawiony związku z Bogiem? Iluż jest na tej galerze takich, którzy
niegdyś byli
szczęśliwi i mocni, a teraz są niewolnikami uważanymi za przestępców!
Za winowajców
– a więc podwójni niewolnicy: prawa ludzkiego, z którego próżno się
wyśmiewali,
ono bowiem istnieje i karze tych, którzy je przekraczają; oraz
[niewolnikami] szatana,
który na wieki bierze w posiadanie winnego, który nie dochodzi do
znienawidzenia swej winy.»
«Witaj, Nauczycielu! Ty tutaj?
Poznajesz mnie?»
«Niech Bóg przyjdzie do ciebie,
Publiuszu Kwintylianusie. Widzisz? Przybyłem.»
«I to nawet tu, do dzielnicy
rzymskiej. Nie miałem już nadziei Cię
zobaczyć. To przyjemność dla mnie słuchać Ciebie.»
«Dla mnie też. Czy na tej galerze
jest wielu wioślarzy?»
«Wielu. Przeważnie więźniowie
wojenni. Ciekawią Cię?»
«Chciałbym podejść do statku.»
«Chodź. A wy usuńcie się!» – nakazuje
kilku osobom, które
podeszły, a teraz szybko schodzą z drogi mamrocząc jakieś obelgi.
«Zostaw ich także. Jestem
przyzwyczajony do ścisku pomiędzy
ludźmi.»
«Można [podejść] aż dotąd. Dalej już
nie. To galera wojskowa.»
«Wystarczy. Niech Bóg ci odpłaci!»
Jezus zaczyna ponownie mówić,
żołnierz zaś w swym wspaniałym stroju wydaje się trzymać straż u Jego
boku.
«Niewolnicy z powodu jakiegoś
bolesnego wydarzenia, czyli niewolnicy,
którzy jeden raz [zawinili]. Niewolnicy na całe życie. Każda łza
spadająca na ich
łańcuchy, każde uderzenie, smagające ich ciało wywołując ból, zaostrza
kajdany,
lecz zdobi tym, co nie umiera, otwiera przed nimi pokój Boga, który
jest przyjacielem
Swoich biednych nieszczęśliwych synów, i udzieli im bardzo wiele
radości w zamian za
wszystko, co tutaj było ich bólem.»
Z wnętrza galery wychylają się
mężczyźni, członkowie załogi, i
słuchają. Oczywiście nie ma pomiędzy nimi galerników. Jednak z
pewnością przez
otwory, z których wychodzą wiosła, słyszą oni dochodzący do nich mocny
głos Jezusa,
rozlegający się w spokojnym powietrzu godziny odpływu morza. Publiusz
Kwintylianus,
przywołany przez jakiegoś żołnierza, oddala się.
«Chcę powiedzieć tym nieszczęśliwym,
których Bóg kocha, żeby
przyjmowali z poddaniem swe cierpienie, żeby czynili z niego płomień,
który jak
najszybciej przerwie łańcuchy galery i życia, pochłaniając w pragnieniu
Boga biedny
dzień, jakim jest życie, dzień mroczny, burzowy, napełniony lękami i
wyrzeczeniami,
aby wejść w dzień Boży – promienny, pogodny, w którym nie będzie już
nigdy
więcej lęków ani cierpień. Wejdziecie w wielki pokój, w nieskończoną
wolność
Raju, o męczennicy bolesnego losu. Obyście tylko w cierpieniu potrafili
być dobrzy i
pragnęli Boga.»
Publiusz Kwintylianus powraca wraz z
innymi żołnierzami. Za nimi
przybywa niesiona przez niewolników lektyka. Żołnierze torują jej
przejście.
«Kim jest Bóg? Przemawiam do pogan,
którzy nie wiedzą, kim jest
Bóg. Mówię do synów ludów poddanych, którzy nie wiedzą, kim jest Bóg. W
waszych
gajach, o Galowie, o Iberyjczycy, o Tracyci, o Germanie, o Celtowie,
posiadacie cień
Boga. Dusza spontanicznie podąża ku adoracji, pamięta bowiem Niebo.
Jednak wy nie
potraficie znaleźć Prawdziwego Boga, który złożył w waszych ciałach
duszę, taką
samą jak dusze nasze, synów Izraela; taką samą jak dusze potężnych
Rzymian, którzy
was podbili: duszę, która ma te same obowiązki i te same prawa w
obliczu Dobra. Wobec
tej duszy Dobro, to znaczy Bóg Prawdziwy, będzie wierne. Bądźcie i wy
wierni Dobru.
Bóg czy bogowie, których dotąd adorowaliście – których imienia lub
imion
nauczyliście się na matczynych kolanach, bóg, o którym być może teraz
już nie
myślicie, bo nie widzicie, by przychodził wam z pociechą w
cierpieniach, którego być
może nienawidzicie i przeklinacie w rozpaczy waszego dnia – nie
jest Bogiem prawdziwym.
Prawdziwy Bóg jest Miłością i
Współczuciem. Czy tym byli wasi
bogowie? Nie. Oni byli zaciętością, okrucieństwem, kłamstwem, obłudą,
występkiem,
złodziejstwem. Teraz was zostawili bez odrobiny pociechy, którą stanowi
nadzieja bycia
kochanymi i pewność odpoczynku po tylu cierpieniach. Tak jest dlatego,
że wasi bogowie
nie istnieją. Jednak Bóg, prawdziwy Bóg, który jest Miłością i
Współczuciem i o
którego istnieniu wam zaświadczam, to Ten, który uczynił niebiosa,
morza, góry, lasy,
drzewa, kwiaty, zwierzęta, człowieka. To Ten, który wpaja zwycięzcy
podobne do Swego
współczucie i miłość do ubogich tej ziemi. O potężni, o panowie,
pomyślcie, że
wszyscy macie to samo pochodzenie. Nie znęcajcie się nad tymi, których
nieszczęście
oddało w wasze ręce. Bądźcie ludzcy także wobec tych, których
przestępstwo
przywiązało do ławy galery.
Człowiek grzeszy wiele razy. Nikt nie
jest bez grzechów bardziej lub
mniej ukrytych. Jeśli się nad tym zastanowicie, będziecie dobrzy dla
braci, którzy
mając mniej szczęścia zostali ukarani za winy, jakie i wy
popełniliście, choć was
kara nie dosięgła. Ludzka sprawiedliwość jest tak niepewna w swych
osądach i byłoby
nieszczęściem, gdyby sprawiedliwość Boża była też taka. Są winowajcy,
którzy nie
wydają się nimi być i są też niewinni, których skazuje się jako
winowajców. Nie
usiłujmy dochodzić, dlaczego. Oskarżałoby to zbytnio człowieka
niesprawiedliwego i
napełniłoby nienawiścią wobec bliźniego! Są winowajcy prawdziwi,
których jednak do zbrodni doprowadziły
potężne siły, usprawiedliwiające częściowo ich winę. Dlatego wy, którzy
jesteście
zwierzchnikami galerników, bądźcie ludzcy. Ponad ludzką
sprawiedliwością jest
sprawiedliwość Boża, o wiele wyższa: sprawiedliwość Boga prawdziwego –
Tego,
który stworzył króla i niewolnika, skałę i ziarno piasku. On na was
patrzy: na was,
wioślarze, i na was pełniących służbę na statku. I biada wam, jeśli
bylibyście
okrutni bez przyczyny. Ja, Jezus Chrystus, Mesjasz Boga prawdziwego,
zapewniam was o tym: On,
przy waszej śmierci, przykuje was do galery wiecznej, powierzając bicz
zbroczony krwią
demonom i będziecie znosić te same tortury i te same razy, które
zadawaliście.
Chociaż bowiem istnieje prawo ludzkie, które przewiduje ukaranie
winnego, to nie należy
w karaniu przebierać miary. Starajcie się o tym pamiętać. Ten, kto dziś
jest
potężny, jutro może być nędzarzem. Jedynie Bóg jest wieczny.
Chciałbym zmienić serca i chciałbym
przede wszystkim zerwać
łańcuchy, przywrócić wam wolność i utracone ojczyzny. Bracia galernicy,
chociaż wy
nie widzicie Mojej twarzy, to jednak Mnie znane jest serce każdego z
was z wszystkimi
jego zranieniami. W zamian za wolność i ojczyznę ziemską, której nie
mogę wam dać,
o biedni ludzie, niewolnicy możnych, dam wam wyższą wolność i lepszą
Ojczyznę. Dla
was stałem się więźniem i opuściłem Moją ojczyznę, aby was odkupić.
Oddam samego
Siebie za was, także za was, którzy nie jesteście – jak się o was mówi
– hańbą
tej ziemi, lecz wstydem człowieka zapominającego o umiarkowaniu w
surowości wojny i
[wymierzaniu] sprawiedliwości. Ja ustanowię nowe Prawo na ziemi i
słodkie mieszkanie w
Niebie. Zapamiętajcie Moje Imię, wy, płaczący synowie Boży. To Imię
Przyjaciela.
Wypowiadajcie je w smutkach. Bądźcie pewni, że jeśli Mnie będziecie
kochać,
posiądziecie Mnie, nawet jeśli na ziemi nigdy się nie ujrzymy. Jestem
Jezusem
Chrystusem, Zbawicielem, waszym Przyjacielem.
Pocieszam was w Imię Boga
prawdziwego. Niech pokój rychło zstąpi na
was.»
Tłum, w większości złożony z Rzymian,
zgromadził się wokół
Jezusa, którego nowe idee zdumiały wszystkich.
«Na Jupitera! Sprawiłeś, że myślę o
nowych rzeczach. Nigdy o nich
nie myślałem, jednak czuję, że są prawdziwe...»
Publiusz Kwintylianus patrzy na
Jezusa równocześnie zamyślony i
pełen entuzjazmu.
«Tak to jest, przyjacielu. Gdyby
człowiek posługiwał się rozumem,
nigdy nie doszedłby do popełnienia zbrodni.»
«Na Jupitera, na Jupitera! Co za
słowa! Muszę je zapamiętać!
Powiedziałeś: “Gdyby człowiek kierował się rozumem...»
«...nigdy nie popełniłby zbrodni.»
«Ależ to prawda! Na Jupitera! Czy
wiesz, że jesteś wielki?»
«Każdy człowiek, gdyby tego chciał,
mógłby być jak Ja, gdyby
był całkowicie zjednoczony z Bogiem.»
Rzymianin kontynuuje litanię swych:
“na Jupitera” – jedno
bardziej pełne podziwu od drugiego. Jezus mówi:
«Czy mógłbym dać pociechę tym
galernikom? Mam pieniądze. Owoc,
podniesienie na duchu, aby wiedzieli, że ich kocham.»
«Daj, mogę to uczynić. W dodatku jest
tutaj pewna dama, która ma
wielkie wpływy. Powiem jej o tym.»
Publiusz idzie ku lektyce i rozmawia
przez z lekka uchyloną zasłonę.
Powraca:
«Mam pełną władzę. Będę czuwał nad
rozdzielaniem, aby dozorcy
galerników nie zrobili tego niewłaściwie. To będzie jedyny raz, gdy
żołnierz
cesarski okaże litość niewolnikom wojennym.»
«Pierwszy raz, lecz nie jedyny.
Przyjdzie dzień, gdy nie będzie już
niewolników. Przedtem Moi uczniowie wejdą pomiędzy galerników i
niewolników, aby ich
nazwać “braćmi”.»
Następna seria “na Jupitera”
przeszywa spokój powietrza, w czasie
gdy Publiusz czeka na otrzymanie wystarczającej ilości owoców i wina
dla galerników.
Potem, przed wejściem na galerę, mówi Jezusowi na ucho:
«Tam, [w lektyce,] jest Klaudia
Prokula. Chciałaby Cię jeszcze
usłyszeć, lecz na razie chce Cię o coś zapytać. Idź.»
Jezus idzie w stronę lektyki. Zasłona
lekko się odsuwa ukazując
piękną niewiastę w wieku około trzydziestu lat.
«Witaj, Nauczycielu.»
«Niech zstąpi na ciebie pragnienie
mądrości» [– odpowiada
Jezus.]
«Powiedziałeś, że dusza przypomina
sobie Niebiosa. Jest więc
wieczna ta rzecz, o której mówisz, że w nas istnieje?»
«Jest wieczna. To dlatego
przypomina sobie Boga, który ją stworzył.»
«Co to jest dusza?»
«Dusza jest prawdziwym szlachectwem
człowieka. Jesteś dumna z tego,
że pochodzisz z rodu Klaudiuszów. Człowiek jest czymś więcej, bo należy
do Boga.
Masz w sobie krew rodu Klaudiuszów – rodziny potężnej, która jednak
miała początek
i będzie miała koniec. W człowieku dzięki duszy płynie krew Boża. Dusza
jest krwią
duchową – Bóg bowiem jest najczystszym Duchem – Stworzyciela człowieka:
Boga
wiecznego, potężnego, świętego. Człowiek jest więc wieczny, potężny,
święty z
powodu duszy, którą w sobie posiada i która żyje tak długo, jak długo
jest
złączona z Bogiem.»
«Jestem poganką, a więc nie posiadam
duszy...»
«Masz duszę, lecz ona wpadła w
letarg. Obudź ją do Prawdy i do
Życia...»
«Żegnaj, Nauczycielu.»
«Niech zdobędzie cię Sprawiedliwość.
Żegnaj.»
«Jak widzicie, tu też
są słuchacze» – mówi Jezus do uczniów.
«Tak, lecz poza Rzymianami, któż Cię
zrozumiał? To barbarzyńcy!»
«Kto [Mnie zrozumiał]? Wszyscy. Pokój
jest w nich i będą o Mnie
pamiętać bardziej niż wielu innych w Izraelu. Chodźmy na posiłek do
domu, który
udziela nam gościny.»
«Nauczycielu, ta niewiasta była tą
samą kobietą, która
rozmawiała ze Mną w dniu uzdrowienia chorego. Widziałem ją i
rozpoznałem» – mówi
Jan.
«Widzicie więc, że był tutaj ktoś,
kto na nas czekał. Jednak nie
wydajecie się zbyt zadowoleni. Wiele zdziałam w dniu, w którym was
przekonam, że to
nie tylko do Izraela przyszedłem, lecz do wszystkich ludów i że to dla
wszystkich was
przygotowałem. Powiadam wam więc: pamiętajcie o wszystkim, co [przekaże
wam]
Nauczyciel. Nie uczyniłem niczego – choćby to było pozornie bez
znaczenia – co nie
miałoby być któregoś dnia zasadą dla apostolatu.»
Nikt nie odpowiada. Jezus uśmiecha
się ze smutkiem, pełen
współczucia.


Tego ranka
Jezus i do mnie tak się uśmiechnął... Ogarnęło mnie
bowiem takie zniechęcenie, że zaczęłam z wielu powodów płakać. Jednym
było
zmęczenie pisaniem oraz pisanie z przekonaniem, że bezużyteczna jest
wielka dobroć
Boga i ogromny wysiłek małego Jana. Płacząc przywoływałam mojego
Nauczyciela. A
ponieważ dzięki Swej dobroci zaraz przyszedł do mnie, wypowiedziałam Mu
tę myśl.
Wzruszył ramionami, co miało oznaczać: “Porzuć świat z jego sprawami”.
Potem
pogłaskał mnie, mówiąc: “Więc nie chcesz Mi już pomagać? Ludzie nie
chcą znać
Moich słów? Zatem opowiedzmy wszystko sami sobie dla radości, jaką Ja
mam powtarzając
je sercu wiernemu, a ty – słuchając ich. Zmęczenie apostolstwem!...
Bardziej
przygniatające niż zmęczenie jakąkolwiek pracą! Zaciemnia najbardziej
pogodny dzień
i napełnia goryczą najsłodszy pokarm. Wszystko staje się popiołem i
błotem,
mdłością i żółcią. Jednak, Moja duszo, to są godziny, w których my
bierzemy na siebie jarzmo
zmęczenia, zwątpienia, nędzy ludzi, którzy umierają, bo nie posiadają
tego, co my
mamy. To są godziny, w których działamy więcej.
Powiedziałem ci o tym
już w ubiegłym roku. “Po co to?” – pyta dusza pogrążona we wszystkim, w
czym
zanurzony jest świat, to znaczy [dusza pogrążona] w falach zsyłanych
przez szatana, w
których świat tonie. Jednak dusza przybita ze swym Bogiem do krzyża nie
ginie. Ona
traci na chwilę światło i zanurza się w odrażających wodach duchowego
zmęczenia, a
potem uwalnia się ożywiona i piękniejsza. To zmęczenie powoduje, że
mówisz: “Nie
jestem już do niczego zdolna”. [Sama] nigdy nie będziesz do
niczego zdolna. Jednak Ja jestem zawsze
Sobą i dlatego ty będziesz zawsze zdolna do służby posłańca Słowa.
Powiedziałbym
Moje: “dość”, gdybym widział, że wielki i bardzo cenny klejnot Mojego
daru jest ze
skąpstwa ukrywany, nieroztropnie używany lub z opieszałości nie ochroni
się go
gwarancjami, jakie złośliwość ludzka narzuca, by je przedsiębrać w
pewnych wypadkach
dla ochronienia daru i stworzenia, poprzez które przychodzi.
[Powiedziałbym Moje:
“dość”] tym razem
bez odwrotu. “Dość” dla wszystkich z wyjątkiem Mojej małej duszy, która
dziś
wydaje się małym kwiatkiem powalonym gwałtowną ulewą. Czy przy tych
wszystkich
pieszczotach możesz wątpić, że cię kocham? Chodźmy! Pomagałaś Mi w
czasie wojny.
Pomóż Mi także teraz... Jest tyle do zrobienia.»
I uspokoiłam
się głaskana tą smukłą dłonią i widząc jakże
słodki uśmiech mojego Jezusa – w bieli, jak zawsze kiedy przychodzi
tylko do mnie.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
014 03 (7)
Arkusz kwalifikacja E 03 mechatronik e014 x
03 0000 014 02 Leczenie pierwotnych niedoborow odpornosci u dzieci immunoglobulinami
863 03
ALL L130310?lass101
Mode 03 Chaos Mode
2009 03 Our 100Th Issue
jezyk ukrainski lekcja 03
DB Movie 03 Mysterious Adventures
Szkol Okres pracodawców 03 ochrona ppoż

więcej podobnych podstron