Pamietnik z powstania warszawskiego


Pamiętnik z powstania warszawskiego
Jest wtorek, 1 sierpnia 1944 r.  Święto słoneczników , jak
mówi narrator  Miron  wychodzący ze swego domu na
Chłodnej 40. Trwa wojna. Ale dzień jest ruchliwy. Widać
tramwaje, przebijające się przez chmury słońce. Za chwilę
okazuje się, że narracja toczy się w 1967 r. Miron leży na
tapczanie, cały, żywy, wolny, w dobrym stanie i humorze.
Rozpoczynająca się zatem opowieść będzie splotem
wspomnień autora sprzed dwudziestu trzech lat.
Tego dnia matka wysłała Mirona po chleb na ul. Staszica. W
drodze powrotnej narrator zauważa zamieszanie. Wie o
godzinie  W , czyli 17 po południu. Ale już wcześniej Polacy
napadają na Niemców. W pewnym momencie słychać
 Hurraaa! . Rozpoczyna się powstanie warszawskie.
Narrator jest wraz z koleżanką z polonistyki na tajnym
uniwersytecie, Ireną P. Z okien jej domu widzą pierwszego
powstańca. A wiesz, Mironku, że ja bym się mu oddała 
mówi Irena. W mieszkaniu jest narrator, Irena, Staszek.
Matka Ireny nie wróciła z miasta. Młodzi jedzą kolację,
rozmawiają o książkach (Rabelais), idą spać. Słychać deszcz,
terkot karabinów, bliższe i dalsze wybuchy.
Następnego dnia wszyscy zabrali się do budowania
barykad. Powstańców opisuje narrator tak: W ogóle
powstańcy. Się pokazali. W poniemieckim  co popadło:
hełmie, butach, z byle czym w ręku  dobrze, jak strzelało. Z
kamienic niemieckich, zwanych wachami, wrogowie
strzelali z wszystkich pięter. Bardzo trudno było zdobyć
taką kamienicę, powstrzymać ogień kierowany na Polaków.
Budowano barykady wszędzie, nawet niedaleko wach.
Czołgi łatwo przejeżdżały przez drewniane konstrukcje, więc
Polacy zaczęli wyrywać płyty chodnikowe, zbierać cegły z
ruin po wybuchach. Każdy materiał liczył się na barykadę i
każde ręce
do pomocy. Tramwajarze organizowali łomy. Hasło  do
schronu oznaczało zejście do zwyczajnej piwnicy, w której
tłumnie przeczekiwano naloty bombowców. Podczas
budowania jednaj z barykad powstańcy przewrócili kiosk z
papierosami. Znalazł się nawet ktoś, kto chciwie zaczął
zbierać pudełka. Ludzie podnoszą rumor na ten widok.
2 i 3 sierpnia są bardzo niespokojne. Powstańcy wraz z
cywilami budują barykady, kują piwnice i podziemne
korytarze. Ktoś zatknął polską flagę w bramie na Chłodnej,
pan Hanneberg zrywa druty tramwajowe, aby
przeszkodzić czołgom w natarciu. Na Woli pogrom sieją
Ukraińcy. Niemcy robią z cywili żywe tarcze, prowadząc
złapanych przed czołgami po to, aby powstańcy się
wycofywali. Kiedy biorą narratora do pomocy przy
pochówku ciał Niemców, Miron wstydzi się swoich myśli,
ale chce w nich nalotu, nie chce mieć kontaktu ze zwłokami,
nie chce pomagać. Mówi: Biorą mnie do pomocy. Wstydzę się
wymówić. Ale życzę sobie w tej chwili nalotu, żeby to zrobili
za mnie. I jest.
W drodze do domu na Chłodnej Miron widzi harcerzy z
butelkami z benzyną. W mieszkaniu zastaje matkę i Babu
Stefu, Żydówkę, która była sublokatorką Białoszewskich.
Narrator opowiada o swojej rodzinie. Babu Stefu żyła z
rodziną Mirona najpierw w mieszkaniu Ojca, a potem u
Mirona i jego Matki. Niemcy nie zauważali pochodzenia
żydowskiego kobiety, bo Babu Stefu zawsze paradowała
chwaląc się językiem niemieckim na ulicy, jeżdżąc w wagonie
tramwajowym dla Niemców. Przejęła nazwisko zmarłej
Zofii Romanowskiej. Któregoś dnia zniknęła ze względu na
nieufność dozorczyni. Dostała się do więzienia, bo ktoś
podrzucił żydowską opaskę do jej torebki. Teraz została
odbita przez powstańców.
Miron wspomina jak wraz z kilkoma przyjaciółmi 
Swenem, Haliną, Ireną, Staszkiem  robił jeden z wieczorków
patriotyczno-literackich. W programie było m.in. Wesele
Wyspiańskiego. Mimo że narrator narzekał na swą grę,
Wojtkowi, koledze z tajnego uniwersytetu, sztuka się bardzo
podobała.
Podczas wojny ludzie starają się zachować chociaż pozory
normalności. Wciąż trwa walka o jedzenie. Nawet koszyk
zgniłych kartofli jest cenną zdobyczą. Żywność jest na kartki.
Ojciec załatwia kartki na nazwiska bliskich zmarłych. Ale
jest to na porządku dziennym w rzeczywistości wojennej.
Którejś zimy, 42 lub 43 roku, Ojciec zdobywa choinkę.
Rodzina narzeka, że to zwykła sosna.
Miron ciągle widzi zbombardowane miejsca, które kojarzą
się mu z ciepłymi wspomnieniami, m.in. szkoła na Lesznie, w
której przed wojną narrator widział szopkę. Teraz wynoszą
stąd trupy, szkoła jest zrujnowana. Narratorowi braknie
słów, by opisać swoje wzruszenie.
5 sierpnia: Z pakami, tobołami. Latają. Ci do bramy. Ci z
bramy. Ci do Ogrodowej prez dziurę. Tamci z Ogrodowej do
nas. Nagle zamieszanie. Straszny krzyk. Jakieś
zawirowanie tłumu. Coś niosą. Kogoś... Kładą. Trupy?
Krzyk. Czyj?
Ludzie schodzą coraz niżej, do piwnic. Miron, jeśli chce kogoś
odwiedzić, zastaje już wszystkich w piwnicach. Ludzie
gromadzą się ciasno  krewni, sąsiedzi, znajomi,
przypadkowi ludzie z ulicy. Starają się zachować ciszę.
Kobiety martwią się o dzieci. Panuje atmosfera modlitwy i
nasłuchiwanie odgłosów bomb. 6 sierpnia ktoś krzyknął, że
powstanie upadło. Wszyscy się poruszyli, nie rozumieli
dlaczego. Po chwili zdementowano plotkę. Powstanie trwa
nadal. Wzmaga się praca zespołowa cywili. Co chwila
narrator słyszy wezwania: Kto do gaszenia?, Kto do
odgrzebywania zasypanych?, Gasić bomby!, Kto pomoże
nieść rannego?.
Działa już gazetka powstańcza. Ale wtedy nikt nie jest w
stanie doliczyć się ofiar. Ludzie wciąż kopią pod ziemią
przejścia do kolejnych piwnic. Miron wraz z towarzyszami
przenosi się pod różne adresy. Życie cywili odbywa się pod
ziemią. Dochodzą tylko wiadomości o tym, co Niemcy
zbombardowali na powierzchni, jak przesuwa się linia
obrony powstańców. Spośród faszystów największe
spustoszenie sieją Ukraińcy. Wszyscy się ich boją. Polacy są
rozstrzeliwani, podpalani w domach, chorzy wyrzucani
żywcem w okien szpitali. W 1964 lub 65 roku ustalono, że
tylko w dniach 5 i 6 sierpnia zabito kilkadziesiąt tysięcy
osób na samej Woli. Miron pomaga sanitariuszce przenieść
ranną kobietę pod inny adres. Szpital powstańców mieści się
w gmachu Sądów. Panuje tu chaos, płacz, spazmy, wielki
pośpiech, bo przybywa rannych.
Ludność przemieszcza się coraz bliżej Starówki. Wszyscy
rozważają jak się dostać na Pragę, bo: na Żerań-Jabłonnę. A
tam już w Jabłonnie Rosjanie.
Miron orientuje się, że zabrał Mamie klucze od domu na
Chłodnej. Chce się tam dostać, bo martwi się o rodzinę.
Powstańcy zatrzymują narratora. Chłodną opanowali już
Niemcy. Teraz więc Miron postanawia przeprawić się
razem z Ireną i jej koleżankami na Rybaki, gdzie jest
przyjaciel narratora, Swen. Na Rybakach (Starówka)
panuje spokój. Swen, jego narzeczona, Matka Swena, ciotka,
Zbyszek, pani Ad. z córką śpią w piwnicy, kiedy narrator i
jego znajome docierają na miejsce.
Ukryci cywile ciągle śledzą, co się dzieje na powierzchni.
Docierają gazetki powstańcze, wydawane przez AK i AL.
Kobiety gotują na prowizorycznych kuchniach z cegieł,
mężczyzni i starsze dzieci zdobywają jedzenie. Biega się po
wodę tam, gdzie akurat pękła rura od wystrzału. Słucha się
radia. Nie jest ważne czy ludzie się znają, czy nie. Jeśli ktoś
dochodzi, znajduje się kawałek miejsca dla każdego. Jest upał
 zarówno od bomb, miotaczy ognia, tłumu i ścisku w
schronach, jak też z powodu gorącego lata. Wszędzie, gdzie
tylko jest fragment ziemi na ulicach, kwitną ziemniaki,
zasadzone po wybuchu wojny. Odczytywanie z gazetki bądz
wygłaszanie wiadomości z frontu odbywa się z tak wielkim
namaszczeniem, jak odprawianie mszy św. 7 sierpnia
okazuje się, że przepłynięcie Wisły jest niemożliwe. Ciągle
odbywa się tam ostrzał. Narrator przypomina sobie, jak
żałował swojej nieobecności w Warszawie w drugiej połowie
września 39 roku. Miało wtedy miejsce słynne 12-godzinne
bombardowanie miasta (25 września). Teraz, kiedy Miron
jest w centrum zdarzeń, pragnąłby stąd uciec jak najdalej.
Kolejne relacje narratora dotyczą zabawnych sytuacji
wśród znajomych. Celinka z koleżanką chodziły codziennie
do pracy w Ośrodku Zdrowia na Parysowie. Ich zapał i chęć
pracy nie mogły być jednak zrealizowane. Ośrodek
zbombardowano po kilku dniach. Długo się naurzędowały 
śmieje się Swen i Miron.
Wiele osób korzysta z pomocy sióstr sakramentek podczas
powstania. Wydają one darmowe obiady przy ul. Starej.
Akcja trwa do około 13 sierpnia.
Autor dzieli się swoją wiedzą na temat zgromadzeń
zakonnych, kościołów, zabytkowych bram  mówi o stylu
architektonicznym, o detalach zdobiących wnętrza i
frontony.
W połowie sierpnia są jeszcze w rękach powstańców duże
części: Mokotowa, Żoliborza, Czerniakowa, Powiśla,
Śródmieścia. Aączność  górą jest coraz trudniejsza, więc
powstańcy i łącznicy (dziewczyny i mali chłopcy) schodzą do
kanałów. Niemcy zajmują niestety wodociągi, elektrownię,
Stawki (tu były zapasy żywności Sytuacja w stolicy jest
coraz gorsza.
Miron wpada na pomysł chodzenia na spacery i wraz ze
Swenem zwiedzają kolejne piwnice i wykopane w ziemi
schrony. Po jednym z silniejszych bomabardowań, rodzina
Mirona i Swena chce przenieść się do tunelu pod jedną z
kamienic, gdzie schroniła się ciotka Trocińska. Panowały tu
jednak przeciągi i bardzo niskie temperatury. Wszyscy
przenoszą się znów do piwnic.
Ułożono litanię, którą szybko zaczęły modlić się i inne
schrony: Od bomb i samolotów - wybaw nas, Panie, Od
czołgów i goliatów - wybaw nas, Panie, Od pocisków i
granatów - wybaw nas, Panie, Od miotaczy min - wybaw
nas, Panie, Od pożarów i spalenia żywcem  wybaw nas,
Panie....
15 sierpnia Rosjanie zdobywają Pragę. Na Wiśle zatrzymuje
się jednak front wschodni. Armia Czerwona nie włącza się w
powstanie warszawskie. Alianci organizują zrzuty broni
dla powstańców, lecz niewiele z wysłanych samolotów
dociera nad Warszawę i do rąk Polaków. Niemcy
wprowadzają do walki nową broń ( V ).
W piwnicach powstają kolejne szpitale. Przybywa ciężko
rannych, ludzie coraz częściej nie wracają do swoich bliskich
w schronach.
Mirona męczy świadomość, że zabrał przez przypadek
klucze od domu Matki. Odwiedza więc rodzinę na
Bielańskiej 16, by dowiedzieć się czegoś. Mieszka tu ciotka
Limpcia (Olimpia) i Babka Frania (kuzynka Matki Mirona).
Narrator przytacza słowa piosenki, śpiewanej w tamtych
dniach przez wielu, wprowadza fragmenty wierszy. Wciąż
powtarza się naśladowanie przez Białoszewskiego odgłosów
bomb, miotaczy, wybuchów, świstu granatów, np.
wh...sz...wh rzsz...wh...sz; wijuuu; kha... kha... kha.
Często Miron i Swen muszą robić wypady na miasto, do
różnych mieszkań w poszukiwaniu jedzenia, głównie mąki,
ziemniaków, kaszy.
Kiedy po uroczystej mszy z okazji Maryjnego Święta 15
sierpnia, Niemcy bombardują sakramentki, siostry rozdają z
klasztoru wszystko dla cywili, zwłaszcza jedzenie i
zwierzęta. Wcześniej ukryte za kratami siostry klauzulowe,
stają się teraz działaczkami, sanitariuszkami.
W schronach jednak nadzieja upada. Kobiety nawołują do
poddania się. Gazetki z 17 sierpnia donoszą o
zbombardowaniu katedry przez Niemców. Miron wraz z
rodziną i bliskimi Swena postanawiają przenieść się do
skramentek, a potem do piwnic bliżej Miodowej. Panuje
chaos, w którą stronę iść, gdzie się ukryć, bo ciągle wybuchają
bomby. Wysypują się suchary, które Miron zbiera z
narażeniem życia. Wreszcie udaje się znalezć jakieś miejsce
na Miodowej.
Jest to piwnica spalonego przed pięcioma dniami domu Izby
Rzemieślniczej, Miodowa 14. Pachnie pożarem. Narrator
pamięta taki zapach z 39 roku. Długo czuć, że dom się palił,
chyba ponad pięć lat. Dziwne jest to, że nie spaliły się
zupełnie fotele. Na jednym z filarów wisi krzyż z
Chrystusem. Teraz podczas nalotów wszyscy chowają się we
framudze. Ludzie nauczyli się, że tylko one są
niezniszczalne, zostają najdłużej. Stanowią więc
najbezpieczniejsze miejsce, tak samo jak filary. Po każdym
trafieniu gdzieś blisko kryjówki sypie się tynk, pył, kurz.
Czasem wpada nawet do jedzenia, ale to nikomu nie
przeszkadza. Mama Swena wysyła Mirona po jakieś
naczynia. Narrator wychodzi ze schronu i odnajduje w
jednym z mieszkań filiżanki. Okazuje się, że tuż po wyjściu
Mirona gorący odłamek bomby trafił w miejsce, gdzie
narrator wcześniej siedział.
Cywile liczą uderzenia bomb. Raz dochodzi nawet do 123.
Słychać nadjeżdżające czołgi i  szafy , czyli miotacze min,
miotacze ognia, granatniki. Schron staje się coraz bardziej
ażurowy, bo po każdym uderzeniu w okolicy  na Miodowej,
Kapitulnej, od Krakowskiego  sypie się coś z konstrukcji
domu. Ubywa jedzenia. Teraz Mama Swena przygotowuje
dla wszystkich tylko jeden posiłek dziennie  z resztek
kaszy. Suchary, nazbierane przez kobietę też powoli się
kończą. Miron chce przeczytać Swenowi swój poemat.
Przyjaciele odkładają to jednak na pózniej, bo trzeba zdobyć
wodę.
Na Rybaki przychodzi rodzina z ciotką, która wciąż jęczy z
bólu po poparzeniach w pożarze. Wszyscy z czasem uciszają
ciotkę. Kobieta staje się uciążliwa zwłaszcza nocami. Nowe
kobiety robią jedzenie dla siebie. Reszta nie ma tego za złe.
W pewnym momencie narrator stwierdza: Chciałem
powiedzieć, że na Starówce nie miało się już co pogarszać.
Ale nieprawda. To pogarszanie się właśńie nie miało dna.
Okazywało się zawsze, że może być jeszcze gorzej. I jeszcze
gorzej.
Ludzie czekają na wysadzenie mostów, ale one są nadal.
Długo trzyma się Kolumna Zygmunta, stoi kościół św.
Floriana na Pradze i cerkiew. Narrator wspomina ulubione
melodie psalmów, przypomina sobie tekst nieszporów, na
które uwielbiał chodzić przed wojną. Nagle teksty
liturgiczne nabierają nowego znaczenia. Warszawa kojarzy
się Mironowi z Jerozolimą, o którą walczą pokolenia, i której
strzeże lub od której odwraca się Bóg starożytnych
Izraelitów.
Jest coraz więcej problemów z wodą. Miron często udaje się
na ulice w jej poszukiwaniu. Pewnego dnia umiera obolała
od poparzeń ciotka. Rodzina wynosi ją przed kamienicę, ale
jest ciągły ostrzał. Niepochowane ciało zostaje na zewnątrz,
co zdarza się dość często na ulicach.
Podczas jednej wypraw po wodę Miron znajduje arkusze
papieru kancelaryjnego. Jest to jedna z cenniejszych
zdobyczy i powód do prawdziwej radości dla narratora.
Miron opowiada, jak 31 sierpnia 200 ludzi z batalionu
 Chrobry wróciło do swej kryjówki po akcji. Powstańcy
odpoczywali nocą, gdy nagle uderzyła w ich piwnicę bomba.
Nalot zabił wszystkich prócz czworga czy pięciorga ludzi.
W 1946 r. Miron, pracujący pózniej jako dziennikarz przy
ekshumacji zwłok, będzie świadkiem wydobywania spod
gruzów nóg, rąk, skrawków ubrań tych żołnierzy. 1 września
Matka Swena, zajmująca się kuchnią, ogłasza wykończenie
się zapasów żywności. Miron przyznaje się, że wraz ze
Zbyszkiem pomyślał nawet o zabraniu obrączki zmarłej
kobiety, siedzącej nadal przed wejściem do piwnicy.
Narrator często wraca myślami do pierwszego września
1939 r. Wspomina dobrą pogodę i dziwne przeczucie,
towarzyszące mu od lat właśnie pierwszego września. Tego
dnia 1944 roku okazało się, że Stare Miasto broni się
ostatkiem sił, że Niemcy tłumią powstanie. Po wejściu wroga
na Freta ogłoszono kapitulację Starówki. Było mało czasu na
ewakuację, bo Niemcy mieli niszczyć schrony granatami.
Miron, Zbyszek i Swen zgłosili się do pomocy przy
transporcie rannego kanałami do Śródmieścia. Tu Miron ma
rodzinę  Ojca, Zochę (drugą, nieślubną żonę Ojca), Halinę.
Kobiety z Rybaków, zwłaszcza Matka i ciotka Swena
żegnają młodych z płaczem i wielką czułością. Miron nigdy
przedtem ani pózniej nie przeżył takiego rozstania z kimś.
We trzech udają się do punktu zbornego, gdzie są umówieni
z sanitariuszem Heniem.
Kanały podniecały wszystkich. W punkcie zbornym, czyli
szpitalu za placem Krasińskich panuje bieganina. Wszyscy
są rozemocjonowani. Ranny, którego Miron wraz z
kolegami ma przenosić, jest postrzelony w dziewięciu
miejscach. Trudno będzie ukryć przed strażnikami włazu do
kanału, że jego stan jest ciężki. Ciężko ranni mają być
zostawieni w szpitalu. Miron przypomina sobie książkę
Victora Hugo, opisującą podobne przejście z rannym
kanalami Paryża. Teraz Śródmieście zdaje się narratorowi
tak odległe jak sam Paryż od Warszawy.
Najpierw narrator musi przedrzeć się wraz z rannym i
innymi powstańcami przez ulice Starówki. Wejście do
kanałów jest przy barykadzie na Miodowej. Ludzie pełzają,
czołgają się, ciągną rannych po ziemi. Ostatni widok na
powierzchni to kościół Garnizonowy. Zaraz potem Miron z
powstańcem uwieszonym na plecach znajduje się w tunelu.
Kanał jest wypełniony tak zwaną wodą do pół łydki. Tu w
kanale odgłosy walki są bardzo przytłumione. Jest właściwie
cisza, słychać tylko wydłużone głuche u-uu  uuuu  uu  uu
 u i chlupotanie kroków. Ludzi jest cały rząd w kanale, na
całej długości od Starówki do Śródmieścia. Szepty idących
rozchodzą się tu jak w muszli albo studni. Na owalnych
ścianach widać oznakowania kredą  nazwy ulic, strzałki,
napisy. Przed zwartą grupą powstańców idzie sanitariuszka
ze świecą. Trzeba bardzo ostrożnie przechodzić pod
otwartymi włazami. Niemcy mogą zauważyć
przechodzących, rzucić granat. Droga do Krakowskiego
Przedmieścia zdaje się Mironowi bardzo długa. Trudno jest
określić czas, jaki już upłynął. Co jakiś czas Miron oddaje
rannego na plecy Zbyszka lub Swena. Powstaniec błaga o
wodę, chce się napić tej z kanału. Sanitariuszka ratuje
sytuację kostką cukru. Miron wciąż stara się podtrzymać
chorego na duchu. Ściany są oślizgłe, pokryte grubą warstwą
zielonej mazi. Nie można się zatrzymać na chwilę ani
oprzeć. Wszystkim jest już coraz trudniej, ale nagle okazuje
się, że pochód wkracza w Nowy Świat. Wyjście na Wareckiej
już niedaleko.
Przy wychodzeniu z kanału trzeba było czekać. Przed grupą
Mirona szedł dwustuosobowy konwój  Parasola . Okazuje
się, że nie tylko Miron niósł rannego na plecach. Za tych
pozostawionych, zwłaszcza rannych żołnierzy wszyscy czują
się winni. Przy wyjściu pomaga Mironowi dwóch ludzi.
Narrator jest wyczerpany. Chorego zabierają na nosze
sanitariuszki.
Miron, Swen i Zbyszek udają się na Chmielną 32, do Ojca
Mirona. Narrator był umówiony z Haliną na 1 sierpnia, a
dziś jest miesiąc pózniej  1 września. Wszyscy trzej są
zaskoczeni, kiedy dozorca informuje, że rodzina śpi w
mieszkaniu, a nie w schronie w piwnicy. Okazuje się, ze w
Śródmieściu panują w miarę normalne warunki. Jest woda,
jest jedzenie, świeże ubrania. Obudzona pocałunkiem Mirona
Halina zaraz zajmuje się przybyłymi. Przybyli z kanału
muszą się przede wszystkim umyć i zjeść. Ludzie jedzą
podczas wojny właściwie wszystko, byle kalorycznie  np.
makaron ze smalcem (okraszony).
Trwają rozmowy o aktualnych wydarzeniach. Ojciec, Zenek,
jest w AK, Zocha ma kuchnię na kwaterze. Przybyli ze
Starówki dowiadują się o liniach frontu w Warszawie, że za
Marszałkowską jest gorzej, że tu u nich ataki Niemców są
przewidywalne, że dowództwo AK mieści się w gmachu
PKO na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej, że są
rozkazy. Ojciec Mirona, Zenek należy do AK. Nie poświęca
się jednak bez potrzeby, sam decyduje, kiedy przyznać się do
służby, a kiedy udać, że się nie jest w AK.
W Śródmieściu panują w miarę ścisłe reguły wojskowe.
Dowództwo stara się utrzymać maksymalną dyscyplinę
dzielnicy. Trzeba znać hasło i odzew, które zmieniają się
codziennie. Powstańcy zatrzymują przechodniów do prac
publicznych  kopań, kuż, barykad, legitymują po zmroku.
Dlatego też przybyli ze Starówki muszą znalezć sobie tu
pracę. Miron zastanawia się z Haliną nad przystąpieniem
do powstania, podobno niechętnie przyjmują nowych,
ponieważ brakuje powstańcom broni.
W tym momencie sytuacja powstania jest tragiczna.
Niemcy zbombardowali Wolę, Starówkę, inne dzielnice.
Ocalała prawie jedna trzecia Śródmieścia z pozorami
porządku. Z dowództwem AK i gazetką pięciominutowa
 Rzeczpospolita Śródmieścia . Niemcy zapuszczają się i
tutaj, robią naloty, wpadają z czołgami na niektóre ulice.
Ojciec i Halina opowiadają o bohaterskich Polakach, którzy
odpierają ataki wroga  o smarkaczu, który butelkami z
benzyną zniszczył kilka czołgów; o rodzinie, która mimo
kilkakrotnych próśb upierała się, że nie wyjdzie z piwnicy
swego domu i zginęła; o kobiecie, która dzięki lamentowaniu
na ulicy otrzymała pomoc w przenosinach noszy z jej
rannym synem, Jankiem Markiewiczem. Po wojnie Irena P.
opowiada Mironowi o koncercie szopenowskim, granym
przez Woytowicza w kawiarni na Nowym Świecie. Muzyka
rozlegała się na ulicy pomimo nalotu. Pianista nie
przerywał, nikt ze słuchaczy nie reagował na bomby.
Halina mówi, jak w kinie  Apollo wyświetla się film
dokumentalny z walk w kościele Świętego Krzyża. 3
września narrator znów wraca myślami do tego samego
dnia sprzed pięciu lat. W 1939 r. ktoś śpiewał na ulicach
Warszawy  Marsyliankę , bo Francja i Anglia przystąpiły
do wojny. Teraz, w 1944 r., Miron urządza odczyt swego
poematu, napisanego w schronie na Rybakach oraz
początku dramatu o powstaniu. Wśród słuchaczy są Halina,
Zbyszek i Swen.
Na ulicach wciąż przybywa ciał zmarłych. Nie chowa się ich
już, tylko pali na stosach z powodu zagrożenia epidemią.
Miron, tak jak większość cywili, zaczyna chorować na
wymioty i biegunkę. Nie wiem, czy najpierw zaczęło się
bombardowanie, czy wielka sraczka  mówi narrator. 4
września Ojciec każe Mironowi i Swenowi leżeć w łóżku, ale
przez ciągłe naloty i zbieganie do piwnic jest to niemożliwe.
Miron opowiada o swoim Ojcu. Jest to miłośnik zwierząt, w
ogóle człowiek życzliwy dla życia, świata i ludzi.
Przedwojenny pocztowiec zajmuje się podczas okupacji
podrabianiem podpisów niemieckich i wyrabianiem
fałszywych dokumentów Polakom. Załatwia ausweisy.
Pomaga mu w tym Zocha, która przebiera się, udaje
seplenienie, aby zdobywać pieczątki u Niemców. Jednego
dnia w 1940 r., kiedy zaczynają się łapanki i jeżdżą po
Warszawie słynne budy łapankowe, Ojciec Białoszewskiego
długo patrzy na Leszno, gdzie właśnie trwa łapanka. Zenek
Białoszewski pomaga przy zdobyciu Poczty Głównej,
organizuje pózniej wyprawę po cukier dla powstańców.
4 września 1944 r. upada Powiśle. Miron spotyka jakiegoś
pana z oberwanym policzkiem. Przypomina go sobie także
po wojnie, kiedy rany prawie już nie widać i policzek jest z
powrotem zrośnięty.
W nocy z 6 na 7 września wszyscy postanawiają się
przenieść w bezpieczniejsze miejsce, tzn. na Nowogrodzką,
do Mięcia, kolegi Ojca. Miron i jego rodzina biorą
najpotrzebniejsze rzeczy do walizek, koty zostają w
piwnicy. Miron wraz z Ojcem odwiedzają przyjaciela
Mirona, Zdzisława Śliwierskiego z Żurawiej 6, po czym
wszyscy udają się do znajomych na Wilczą 21. Mieszka tu
rodzina Wojów, pani Jadwiga i pan Stanisław, znajomi
Ojca. Jadwiga zajmuje się szyciem mundurów dla żołnierzy.
W tym czasie Swen znajduje na Żurawiej Dankę, łączniczkę
w AK, która nadaje zaszyfrowane komunikaty przez radio.
Swen przenosi się do niej. Zbyszek natomiast chce zaciągnąć
się do grupy powstańców i za zgodą pani Rybkowskiej cała
grupa wprowadza się na parter w jej mieszkaniu.W
niedzielę odbywa się na Wilczej uroczysta msza św. Ze
spowiedzią powszechną. W rodzinie państwa Wojów są
dzieci, które bawią się w czołgi i wojnę. Narrator pamięta
momenty najbardziej błahe, prozaiczne, przyziemne
potrzeby dzieci i dorosłych.
Miron mówi w pewnym momencie, że śmierć była zasadą w
tamtych dniach, największą możliwością. Prawie jedyną i
stawia dramatyczne pytania o sprawiedliwość śmierci, o
jakiekolwiek logiczne uzasadnienia masakry na ludziach
oraz czy należy ratować wołających o pomoc pod gruzami,
skoro naraża się tym samym własne życie, a wobec tego kto
powinien zająć się taką pomocą... W gruzach
zbombardowanego domu znalazł się również Swen, ale
zostaje odkopany i wyciągnięty.
Miron z innymi ukrywa się w piwnicy kamienicy Kleina,
która ma sześć pięter i jest nadzieją dla wszystkich. Podczas
wypadów po wodę, jedzenie, za potrzebami fizjologicznymi
Miron spotyka różnych znajomych, słynną Wawę, Leonarda,
Wojciecha Bąka, Frania hrabiego Ż. I innych.
Z 9 na 10 września ma miejsce pierwszy nalot Sowietów na
niemieckie dzielnice. Za kilka dni, z 13 na 14 września,
pojawia się kukurużnik  sowiecki dwupłatowiec. Słychać
odgłosy z frontu, walkę wojsk Hitlera i Rosjan. Zrzucane są
suchary i broń. Trwają walki w Parku Skaryszewskim i przy
praskim wejściu na most kolejowy. Wreszcie Niemcy
ustępują z Pragi. 18 września nadlatują Amerykanie.
Zrzucają na kolorowych spadochronach broń, bandaże,
książki, ale niestety wiatr znosi je na stronę niemiecką.
Niemcy zwiększają siłę ataków. Padają Sielce i Marymont.
Miron opowiada o Nance i Michale, którzy pokłócili się na
Lesznie podczas powstania. Michał powiedział: Żeby cię,
cholero, pierwsza bomba zabiła! i Nanka wyszła od razu na
ulicę. Po wojnie długo nie mogli się wzajem odnalezć. Nanka
zamieszkała u Sabiny. Dopiero po wielu staraniach Michała
wybaczyła mu i wrócili do siebie.
Już po wojnie Miron dowie się, że jego Mamę i Stefę złapali
Niemcy, gnali przed czołgiem wśród masy trupów ulicami
Warszawy. Kobiety zostały wywiezione do Pruszkowa, a
potem Głogowa na roboty. Jest rok 1945. Pomiędzy kobietami
dochodzi do kłótni. Wychodzą na jaw osobiste zadry i
zdrady: między Ojcem, Mamą Mirona, Zochą, Sabiną.
Narrator z wściekłości kopie prowizoryczną kuchnię,
dopiero po tym wrzaski kobiet milkną. W 1945 r. Ojciec
wyjeżdża z Zochą do Gdańska, po powrocie do Warszawy
żeni się z Walą. Jego siostry Nanka i Sabina nadal
utrzymują wtedy kontakt z Matką Mirona. Mama
narratora także wychodzi za mąż. Z Ojcem pozostaje w
życzliwych relacjach. Nanka mówi o niej święta kobita.
Mironowi udaje się znalezć fryzjera. Płaci mu, czuje się
odnowiony, wraca do swoich schronowych rodzin. Narrator
przypomina sobie, jak w 39 roku poszedł do fryzjera
pierwszy raz na golenie. Pamięta ten dzień jako
postrzyżyny. Miron wspomina, jak dostał bochenek chleba,
potem kostkę cukru, jak wybrał się z Ojcem i Swenem po
zboże, bo były już niemieckie przydziały pszenicy w młynie
na Prostej.
Dzielnice Warszawy padają kolejno: 23 września 
Czerniaków i Powiśle południowe, 27 września  Mokotów,
30 września skapitulował Żoliborz. Resztkami sił broni się
Śródmieście. Niewiele pomogły desanty wojsk radzieckich
na przyczółku czerniakowskim, na Żoliborzu.
Zaczyna się plaga wszawicy wśród warszawiaków. Rozwija
się handel wymienny, dzięki zbożu. Pieniądze nie mają teraz
żadnej wartości. Ludzie wpadają powoli w obłęd, np. pan Szu
na cały głos śpiewa Godzinki, zachowuje się jak obłąkany.
Miron i Swen wychodzą na miasto, w stronę Chmielnej.
Kiedy widzą same gruzy, ruiny, trupy, zniszczoną
doszczętnie Warszawę, w ich oczach pojawiają się łzy,
jakiekolwiek słowa stają w gardle.
Rano 2 pazdziernika 1944 r. odgłosy walki cichną. Ogłoszono
kapitulację. Ludność cywilna ma opuścić miasto do 9
pazdziernika. Powstańcy składają broń. Ludzie zdolni do
pracy mają być wywiezieni na roboty do Rzeszy. Wszyscy
wychodzą z kryjówek. Panuje atmosfera rezygnacji i chaos.
Ludzie szukają się nawzajem, pytają, pilnują swoich rzeczy,
bo wszystko staje się cenne. Ci, którzy nie mogą pracować
będą rozwiezieni po Guberni.
Bliscy Mirona zostawiają w piwnicy dokumenty, zapiski
poety i aparat fotograficzny. Inne rzeczy, schowane w
starych schronach nigdy nie będą odnalezione. Ludzie
gromadzą się na Marszałkowskiej, siadają rodzinami na
tobołkach, czekają. Miron spotyka swojego kolegę Żyda,
Kubę, wraz z rodziną. Pani Trafna, która jest razem z
rodziną Mirona, również jest Żydówką, ale wszyscy
ryzykują, aby Niemcy się nie zorientowali. Najgorszym
losem był obóz koncentracyjny. Mąż cioci Limpci trafił do
Oświęcimia. Kobieta dostała po wojnie puszkę z prochami.
Narrator opowiada o cudownym odnalezieniu się Swena z
rodziną. Podczas wychodzenia ze schronów zgubili się w
tłumie. Swena i młodego Szu. Niemcy wywozili na roboty do
Rzeszy, ale młodzi mężczyzni uciekli z pociągu jeszcze w
granicach Guberni. Dotarli do wsi, wchodzą do domu, a tam
jest Mama, Ciotka Uff, Celina i Lusia z panią Rym. Miron,
Ojciec, Zocha, Halina zostają wraz z innymi przewiezieni
do przejściowego obozu w Pruszkowie. Narrator nie może
uwolnić się do skojarzeń z Zaduszkami. Metafora dnia
Wszystkich Świętych towarzyszy mu w całym opisie
podróży i wychodzenia fal ludzi, jak z cmentarza.
Rodzina Mirona staje do selekcji 6 pazdziernika. Miron i
Halina boją się rozdzielenia. Stacha na własną prośbę jedzie
z młodszymi na roboty  Halina gra jej córkę. Wreszcie
wszyscy zostają zaryglowani w świńskich wagonach. Pociąg
rusza w kierunku obozu w Aambinowicach na Dolnym
Śląsku.
W obozie są jeńcy różnych narodowości, niektórzy od 1939 r.
Starsi jeńcy pomagają nowoprzybyłym w codziennych
czynnościach. Francuzi mówią, że wiedzieli o powstaniu
warszawskim już od 1 sierpnia. Następuje kontrola czystości,
zwłaszcza jeśli chodzi o wszy. Kobiety myją się grupowo w
obecności Ukraińców. Miron jest zaskoczony opowieścią
Haliny o tym, że nie wszystkie Polki odnosiły się ze
wstrętem do wrogów. Niektóre umawiały się z żołnierzami
na randki.
W obozie śpi się na wiórach, pod namiotami. Ludzie
religijni, zwłaszcza Rosjanie śpiewają starocerkiewne
nieszpory. Polacy dbają o rozrywki kulturalne, ktoś recytuje
teksty Wiecha, ktoś inny gra na skrzypcach koncert
Wieniawskiego. Podczas burzy jeńcy robią wypady za druty
po warzywa rosnące niedaleko.
Z Aambinowic rozsyła się więzniów do innych miast. Miron z
Ojcem wybierają Opole z zamiarem ucieczki do
Częstochowy, Halina decyduje się na Wiedeń. 9 pazdziernika
wszyscy bliscy Mirona opuszczają obóz przejściowy. 11
listopada, po miesiącu pracy jako pomocnicy murarzy przy
rozbudowie gazowni w Oppeln obaj Białoszewscy uciekają
do Częstochowy, gdzie czeka na nich Swen ze swoją Mamą.
Do Warszawy Miron powróci w lutym 1945 r.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pamiętnik z Powstania Warszawskiego
Pamiętnik z powstania warszawskiego
KanaL,y w Powstaniu Warszawskim Nieznany
O powstaniu warszawskim
Udział Ukraińców w zdławieniu Powstania Warszawskiego
Powstanie warszawskie w literaturze filmie i fotografii 40zl
powstanie warszawskie (2)
06 Dr Jacek Tebinka Stosunek Związku Sowieckiego do Powstania Warszawskiego 1 8 2 10 1944

więcej podobnych podstron