Ocalić to zginęło uzdrowienie wewnętrzne Nelly A Hidalgo, A Smets


Ocalić ta, co zginęło

NELLY ASTELLI HIDALGO
ALEXIS SMETS SJ
przekład Alina Liduchowska
Ocalić to, co zginęło
UZDROWIENIE
WEWNĘTRZNE
Wydawnictwo
WAM
Kraków
1998

Tytuł oryginału
Sauver ce qui etait perdu
La guerison interieure
1988, Editions Saint-Paul,
6 nie Cassette, 75006 Paris
Q dla wydania polskiego
Wydawnictwo WAM, 1998
31-510 Kraków, ul. Kopernika 26
Redakcja
Barbara Borowska
Projekt okładki i stron tytułowych
Joanna Wysocka-Panasiewicz
ISBN 83-7097-367-1
Protołony Prowincji Pobłd Południowej Towarzystwa lenisowefo
ks. Adam Żak Sl. Kraków. dŁ IC pafdaiOTiki 1998 r.. Ldz. 23K/9L

A teraz, Panie (...) wyciągać będziesz swą rękę, aby
uzdrawiać i dokonywać znaków i cudów przez unię
świętego Sługi Twego, Jezusa.
DL 4, 30
A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce spra-
wiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach.
Ml 3, 20
Czymże zatem jest Kościół? Jest wspólnotą ludzi
bezradnych wobec zła, lecz otwierających Miłosierdziu
Bożemu na oścież drzwi swoich serc.
Bernard Bro OP
Misją Kościoła jest dotrzeć do samych korzeni
pierwotnego rozdarcia grzechu, aby dokonać tam uzdro-
wienia i przywrócić, by tak rzec - stan pierwotnego
pojednania.
Jan Paweł II


Her
WSTĘP
Jezus, który przyszedł "ocalić to, co zginęło", gorąco
pragnie "zatrzymać się u nas", tak jak zatrzymał się
u Zacheusza.
Jakże boimy się stanąć w świetle! Jesteśmy przy-
wiązani do naszych dawnych przewinień, wolimy za-
kładać maski i pozorować szlachetne uczucia. Ukrywamy
zastarzałe rany, choć ból wciąż daje się nam we znaki.
Pozostajemy skrępowani i agresywni.
Chcielibyśmy służyć Bogu, lecz nasze dotychczasowe
sprzeciwianie się Jego woli czyni nas do tego niezdol-
nymi.
Wszystko jednak staje się możliwe, gdy Pan przycho-
dzi opatrzyć nasze zranienia...
Oto właśnie, co zdarzyło mi się przeżyć dzięki
spotkaniu z Nelly Astelli. Gdy ją poznałem, od niemal
siedmiu lat byłem już duszpasterzem więziennym.
Wierzyłem, że Bóg błogosławi moim wysiłkom. Od dłuż-


szego czasu pragnąłem służyć najbardziej potrzebującym
i wreszcie mogłem to robić! W rzeczywistości oszukiwa-
łem jednak samego siebie; nie przypuszczałem, że praca
z więźniami jest ucieczką przed budzącym we mnie
sprzeciw światem zewnętrznym.
Stałem się kimś w rodzaju opiekuna społecznego,
pochłoniętego mnóstwem posług socjalno-charyta-
tywnych. W istocie rzeczy pod tym działaniem skry-
wałem nieumiejętność czynienia dobra, jakiego chciałem
dla więźniów. Nie mogłem już znieść ciągłych ograni-
czeń w życiu więziennym i uciążliwości systemu rządzo-
nego najczęściej przez głupotę i niegodziwość. Byłem
nerwowy i zapalczywy. Udzielał mi się panujący w wię-
zieniu duch buntu. Niezwykle gwałtowne rozruchy
odebrały mi w końcu równowagę psychiczną.
Dzięki Nelly pojąłem, że Jezus pragnie "zatrzymać się
u mnie", by "ocalić to, co zginęło". Chciał On uleczyć
moją zranioną uczuciowość, spalić w ogniu swojej
miłości wszystkie lęki i urazy. W moim sercu - podobnie
jak w sercach moich braci - zamierzał dokonać czegoś,
co przerastało ludzkie możliwości. Wszelkie blizny i rany
wychodzą na jaw nieuchronnie, mimo naszych wysiłków,
by zachować je w sekrecie. Utrudniają one relacje
z Bogiem i bliźnimi; paraliżują cale życie wewnętrzne.


Przez modlitwę uzdrowienia Jezus przyszedł wskazać,
dotknąć i uzdrowić skutki bolesnych wydarzeń mojego
życia, naświetlić sytuacje konfliktowe i uwolnić od
wspomnień, które ciążyły mi i które próbowałem ze-
pchnąć w niepamięć.
Modlitwa Nelly za mnie dała początek prawdziwemu,
nowemu nawróceniu i przynoszeniu owoców; pozwoliła
mi zachwycić się potęgą Zmartwychwstałego!
W kilka miesięcy później Nelly zachęciła mnie do
wspólnej modlitwy za osoby, które o to prosiły. Odkry-
łem cudowną posługę uzdrowienia wewnętrznego.
Modlitwa o uzdrowienie, która tutaj będzie przedsta-
wiona, może przyjść z wydatną pomocą wielu chrześcija-
nom. Może ona przynieść kapłanom nowe światło
w pełnionej przez nich służbie. Drogą autentycznej
mistyki wiedzie ona do życia na wskroś chrystocentrycz-
nego, szeroko otwartego na działanie Ducha. Kształtuje
pokolenie chrześcijan wolnych i odpowiedzialnych,
wiarogodnych świadków żyjącego Chrystusa.
Dziękuję, że dla mnie i dla setek innych osób, które
miały szczęście ją spotkać, Nelly była wysłanniczką
światłości, że otwarła nasze serca na żywe Słowo Boże
i życie w Duchu Świętym.
Dlatego właśnie poprosiłem ją, aby na chwałę Bożą,
uczestnicząc w budowaniu Ciała Chrystusowego, podzie-


Kła się z nami swoim doświadczeniem. Znajdziemy tu
nieocenione skarby.
Za szczególnie wartościowe uważam osobiste świa-
dectwo Nelly, która opuściła wszystko, aby odpowiedzieć
na wezwanie Chrystusa i żyć wyłącznie Ewangelią,
służąc swoim braciom i siostrom początkowo w Chile,
później także w Europie, Izraelu i w innych miejscach.
Niezmierną radością było dla mnie spotkanie z tą
świecką kobietą, zauroczoną postacią Chrystusa i prowa-
dzącą swoich braci do poznania źródła wszelkiego
uzdrowienia.
Gdy Nelly mówi o Chrystusie, czyni to w sposób
zdumiewający. Jest On dla niej rzeczywiście Bogiem
żywym, zmartwychwstałym, obecnym w jej własnym
i naszym życiu, w Kościele i w całym świecie. Imię
Jezusa mieszka na jej ustach i w sercu, niosąc pokój
przewyższający wszelki umysł.
Na takim podłożu bez przeszkód rozwijają się dary
Ducha Świętego - łaska wiary i modlitwy, ufność
i pewność, wolność wewnętrzna i prostota, łaska radości.
Charyzmaty objawiają się wówczas całkowicie
spontanicznie. "Trzeba zachować prostotę wobec tego, co
nadprzyrodzone" - lubi powtarzać Nelly. Dlaczego więc
Bóg nie miałby upodobać sobie w obdarzaniu własnych
dzieci, które "otwierają Miłosierdziu Bożemu na oścież


drzwi swoich serc", .słowem poznania, proroctwami,
mądrością i rozpoznawaniem, ą nawet darem uzdrawiania
- charyzmatami koniecznymi, by dopomóc choremu
bratu lub siostrze?
Prawdziwym skarbem jest także optymistyczna wizja
człowieka i jego przeznaczenia. Najbardziej chorego,
zrozpaczonego, a nawet zdeprawowanego człowieka,
który otwiera serce przed Bogiem, Pan przyjmuje w spo-
sób właściwy jedynie sobie, uwalniając od wszelkiego
bezużytecznego cierpienia i niosąc integralne zbawienie
- ciała, duszy i ducha (por. l Tes 5, 23). Bóg jest Ojcem
i tylko w Jego miłosiernej miłości człowiek odnajduje
swój początek i cel ostateczny.
Modlitwa o uzdrowienie to łatwy temat. Można
napisać o niej wiele stron. Co przyniesie jednak ich
konfrontacja z rzeczywistością; jak zostaną one przyjęte
przez najbardziej doświadczonych, najbiedniejszych,
zrozpaczonych i chorych?
Najwspanialsze jest - i mogę to potwierdzić - że
Nelly nie obawia się spotkania z tymi osobami na
obszarze ich własnego ubóstwa. Właśnie wtedy Bóg
dokonuje za jej pośrednictwem cudów, których świad-
kiem byłem niejednokrotnie!
Mogę także zaświadczyć o skutkach własnej modlitwy
w szpitalach, u chorych czy też w celach więziennych


- modlitwy, której nauczyła mnie Nelly. Mimo słabej
wiary, wiem, że Pan usłyszał wołanie mojej prośby za
wszystkich szczególnie uprzywilejowanych w Jego
miłości. Jezus nadchodził ze swoim wyzwoleniem tam,
gdzie z ludzkiego punktu widzenia zmiany wydawały się
niemożliwe. Przywracał pokój i zaufanie, odwodził od
samobójstw. Dotykał ciał, serc i ducha. Umacniał wiarę
chorych, jednocząc ich ze sobą w swojej Męce.
Dziękuję za to Bogu, który pozwolił nam ujrzeć
wielkość i piękno swojego stworzenia, doświadczyć
nieskończonej miłości swego ojcowskiego Serca.
Obyśmy zrozumieli, że nie ma uzdrowienia bez
radykalnego nawrócenia ku Jezusowi Chrystusowi, bez
modlitwy i życia sakramentalnego! Obyśmy poznali moc
przebaczenia, podstawę wszelkiego uzdrowienia wewnę-
trznego!
Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy
otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla [uzyskania]
pomocy w stosownej chwili (Hbr 4, 16).
A. S.
Zesłanie Ducha Świętego, 1986


Odkrycie Odnowy w Duchu Świętym.
Powołanie do modlitwy
o uzdrowienia wewnętrzne
ALEXIS SMETS Od ponad dziesięciu lat służysz bliźnim
swoją modlitwą i prowadzeniem rekolekcji w Chile
i innych krajach. Czy możesz nam opowiedzieć, w jaki
sposób zetknęłaś się z Odnową w Duchu Świętym?
NELLY ASTELLI Przeżywałam wtedy czas próby;
byłam u kresu sił. Pewnego dnia, w moim pokoju,
upadłam na kolana przed Bogiem i powiedziałam: "Jeśli
nie odmienisz mojego życia, stanie się coś strasznego".
W kilka dni później całkiem niespodziewanie odkry-
łam Odnowę.
Mąż jednej z moich sióstr zmarł wcześniej na chorobę
nowotworową. Teraz ona sama była poważnie chora.
Zapytałam, czy nie słyszała o którejś z grup modli-
tewnych, których istnienie w naszym kraju, Chile,
sygnalizowała prasa. Ktoś wreszcie poinformował nas, że


w szpitalu gromadzi się na modlitwie niewielka grupa
osób. Zachęciłam siostrę do udziału w ich spotkaniu
i poprosiłam przyjaciółkę, by ją tam zaprowadziła.
Siostra udała się na spotkanie modlitewne po raz
pierwszy w życiu. Za drugim razem zdecydowałam się
jej towarzyszyć. Chciałam zaczekać na zewnątrz, siostra
nalegała jednak, abym weszła razem z nią. Byłam
katoliczką i nie miałam najmniejszej ochoty modlić się
wspólnie z grupą, którą uważałam za protestancką.
Poczułam co prawda ulgę na widok prowadzących
modlitwę zakonnic - Holenderki i Niemki, moje pierwsze
wrażenia nie były jednak korzystne, wręcz przeciwnie!
Po wyjściu długo zżymałam się na spotkanych tam
ludzi, utrzymując, że zachowują się jak protestanci. To,
co ujrzałyśmy, było dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
Wypożyczyłam jednak w bibliotece wszystkie wydane
w owym czasie publikacje na temat Odnowy Charyzma-
tycznej. Był rok 1974. Książki katolickich autorów
Wywodzących się z Odnowy stanowiły jeszcze rzadkość.
Istniały jedynie świadectwa protestantów, Dawida
Wilkersona, Nicky Cruza i innych. Największe wrażenie
wywarła na mnie książka Merlina Carothersa La puissan-
ce de la louange (Moc uwielbienia). Jej lektura odegrała
decydującą rolę w moim życiu, gdyż samo spotkanie
modlitewne raczej zniechęciło mnie do następnych.


Grupa wydała mi się zbyt oryginalna, a praktyki - nie-
zupełnie "katolickie".
Ku mojemu ogromnemu zdumieniu, następnego
wtorku, mimo wyrażonych wcześniej krytycznych uwag,
to ja właśnie najbardziej chciałam uczestniczyć w modlit-
wie. Podzieliłam się z siostrą spostrzeżeniem, że charyz-
matycy praktykowali "wkładanie rąk", podobnie jak
zielonoświątkowcy. Tych ostatnich poznałam dobrze już
w dzieciństwie. Było ich wielu w naszej chilijskiej
miejscowości. Zielonoświątkowcy ewangelizują tam,
gdzie nie ma parafii katolickich. Do ich grup należą
zazwyczaj bardzo prości ludzie. Odwiedzałam ich
niejednokrotnie, obserwowałam zwyczaje, a czasem
prosiłam nawet o modlitwę. Często zapraszali mnie na
spotkania modlitewne, moja odpowiedź brzmiała jednak
zawsze tak samo: "Jestem katoliczką, nie mogę zostać
z wami". Można powiedzieć, że w pewien sposób się
nimi posługiwałam.
"Charyzmatycy wkładają ręce jak zielonoświątkowcy.
Dlaczego nie mieliby się za ciebie pomodlić?" - zapy-
tałam siostrę. Tego wtorku, ze względu na postępującą
chorobę, poprosiła ona holenderską zakonnicę o modlitwę
z włożeniem rąk. "Za twoją siostrę także" - dodała
zakonnica, chwytając moją dłoń i sadzając mnie obok.


W tym miejscu czekał na mnie Pan. Zakonnica
położyła ręce na mojej głowie i zaczęła śpiewać w języ-
kach. Z najwyższym zaskoczeniem stwierdziłam, że
mogę przetłumaczyć słowa jej pieśni. Nie do wiary!
Znaczyły one: "Moja córeczko, szukałem cię wszędzie.
Gdzie się podziewałaś? Jestem szczęśliwy, że tu przy-
szłaś". Zupełnie jakby Pan śpiewał mi kołysankę. Byłam
olśniona.
Myślę, że przeżyłam wtedy wylanie Ducha Świętego.
Nie roztrząsałam zbytnio tego, co nastąpiło później.
Zaczęłam systematycznie żyć modlitwą. Oczywiście
modliłam się od dzieciństwa na sposób, jaki wpoiła mi
babka. Teraz jednak modlitwa stała się osobistą rozmową
z Chrystusem. Moje zdumienie wzrosło jeszcze bardziej,
gdy otrzymałam dar śpiewu w językach.
Pewna, że zwariowałam i mam urojenia, wróciłam do
książki Merlina Carothersa. Czytając ją powtórnie,
zrozumiałam, że autor opisywał tam własne przeżycia.
Było dla mnie istotne, że mogę powiedzieć: "Doświad-
czam dziś tego, co ów człowiek, i pozostaję w zgodzie
ze sobą".
Odkrycie śpiewu w językach było jednym z naj-
ważniejszych odkryć w moim życiu. Dzięki niemu, Jezus
stał się mi bliski, a napełniająca mnie podczas śpiewu


obecność przynosiła głęboki pokój i niezmierzoną radość.
Kosztowałam nieznanej dotąd przyjaźni z Panem.
Był to początek niezwykłej przygody. Nie wiedziałam
jeszcze, co się dzieje; byłam pełna obaw. Odpowiedzialni
w Odnowie nie rozumieli z tego niestety więcej niż ja
- chcieli nawet egzorcyzmować mnie, ponieważ otrzy-
małam dary Ducha Świętego!
Zebrałam wtedy kilka osób i zaczęłam organizować
spotkania w kaplicy, na wzgórzu, gdzie mieszkaliśmy.
Modląc się, poszcząc i korzystając z innych środków,
jakich dostarcza nam życie chrześcijańskie, starałam się
odgadnąć, czego oczekuje ode mnie Bóg. Z Biblii
przemawiał On do mnie słowami "Ja jestem Pan!". "Tak,
musisz stać się moim Panem, bo nie wiem, którędy
posuwać się naprzód" - odpowiadałam.
Nieco później wzięłam udział w rekolekcjach. Pozwo-
liły mi one pogłębić relacje z Bogiem i przyniosły
rozeznanie co do niedawnych przeżyć. Zdałam sobie
sprawę, że Pan chciał mi o czymś powiedzieć. Pragnął,
abym nie przykładała wagi do charyzmatów. Bóg oddaje
nam je do dyspozycji, abyśmy Mu służyli. Są niezbędne.
Miałam jednak nauczyć się prostoty wobec tego, co
nadprzyrodzone, nie próbując przywłaszczać sobie darów
Ducha Świętego. Tym lepiej, jeżeli je posiadam; równie

Ocalić... - 2

dobrze, jeśli ich nie otrzymałam. Kojarzą mi się one
trochę z lampkami na choince, które zapalają się i gasną.
Objawiają się lub zanikają zgodnie z wolą Bożą; przy-
znanie mi ich przez Pana lub Jego odmowa nie jest moim
zmartwieniem.
Ja także czułam w sercu pragnienie bycia narzędziem
w rękach Bożych. Pomyślałam, że z gitary lub skrzypiec,
na których nikt nie gra, nie wydobywa się dźwięk.
Podobnie jest z każdym z nas. Jesteśmy w pełni wolni
przed obliczem Pana. Chce On jednak posługiwać się
nami i przez nas działać. Narzędzie, jakim jesteśmy,
winno być całkowicie przezroczyste, aby Bóg mógł
okazywać swoją moc i dokonywać uzdrowień, jak zech-
cę | kiedy zechce.
A. W ciągu kilku lat przeżyłaś wiele nowych zasko-
czeń...
N. Rzeczywiście. W latach 1974-1979 poczyniłam
wszystkie fundamentalne odkrycia, którymi żyję dzisiaj;
wtedy też usłyszałam wezwanie do modlitwy o uzdro-
wienia wewnętrzne. Nakłoniła mnie do niej moja wspól-
nota, gdy przez około półtora roku należałam już do
Odnowy. Bracia i siostry przekonywali mnie, że posia-
dam dar rozeznania i inne konieczne predyspozycje.


A. Czy praktykowano wtedy posługę modlitwy
o uzdrowienie?
N. Tak, chodziło jednak o uzdrowienia fizyczne.
W całej Odnowie obserwowano cudowne powroty do
zdrowia za sprawą Bożą. Zdarzały się uzdrowienia
chorych na raka, cukrzycę i inne poważne choroby.
Niecodziennego uzdrowienia doznała u nas kobieta
w końcowym stadium cukrzycy. Chorej groziła śmierć,
gdy ktoś doradził jej, aby "poszła do modlących się
w kaplicy". Bóg dotknął jej natychmiast. Cud nie polegał
na zaniku cukrzycy, ale na powstrzymaniu jej rozwoju.
Dziś osoba ta ma wystarczająco dużo sił do pracy, choć
przedtem osłabienie przykuwało ją do łóżka.
A. Zaczęliście więc od modlitwy o uzdrowienia
fizyczne?
N. Tak. Musiałam jednak sporo się nauczyć. Chcemy
być dostrzegani, zdobywać uznanie, szukamy próżnej
chwały! Uzdrowienie fizyczne jest bardziej spektakularne
niż uzdrowienie wewnętrzne. O wiele silniej poruszyłoby
nas otrzymane wkrótce po włożeniu rąk uzdrowienie
osoby z ciężką chorobą płuc niż uzdrowienie wewnę-
trzne.


Pojawił się także nowy problem. Po trzech latach
posługi, lata 1974 do 1976, zauważyliśmy, że uzdro-
wienia fizyczne były rzeczywiście oszałamiające - ustę-
powały schorzenia serca, nowotwory i inne nieuleczalne
choroby. Równocześnie stwierdziliśmy jednak, że ci sami
ludzie, którzy wcześniej doznali uzdrowienia, wracali do
nas bardziej chorzy niż poprzednio. Dlaczego? Czyżby
Pan nie uzdrawiał raz na zawsze? Czy popełniliśmy jakiś
błąd? Zadawaliśmy sobie mnóstwo pytań...
Pojęłam wtedy, że nie wolno nam przeoczyć żadnego
znaku danego przez Boga. To, co się działo, było zna-
kiem dla nas, Jego sług, że powinniśmy wytrwać i czynić
postępy.
Duch Święty nadchodzi po to, byśmy posuwali się
naprzód. Nie chce On, by człowiek pozostał na brzegu,
ale by wypłynął na głębię. Tajemnice i mądrość Boga nie
mają granic. To my narzucamy granice Jego działaniu
i darom.
Doświadczenie ..uzdrowień fizycznych było więc
zachętą do pogłębienia naszej służby. Jest oczywiste, że
większość chorób ma charakter psychosomatyczny;
objawy fizyczne bywają często znakiem, symptomem
chorób psychiki lub ducha, biorących początek od
jakiegoś bolesnego wydarzenia z czasów młodości,
dzieciństwa, a nawet życia w łonie matki.


Byłam wstrząśnięta widokiem ludzi powracających
w bardziej zaawansowanym stanie chorobowym niż przed
modlitwą o uzdrowienie. Bóg udzielił mi jednak łaski
zrozumienia, że modliliśmy się do tej pory o uzdrowienie
objawów, nie zaś przyczyn.
Zagłębiłam się w lekturze książek mówiących
o uzdrowieniu wspomnień; ich treść była jednak nader
powierzchowna. Nie mogły mnie zadowolić. Posta-
nowiłam więc rozważyć tę kwestię podczas modlitwy.
Było konieczne, aby Pan ukazał nam, co leży u podstaw
różnorodnych chorób. Wtedy właśnie dowiedzieliśmy się,
że ich źródłem, w każdym przypadku, jest brak przeba-
czenia.
A. Docieramy tu do sedna problemu i jeszcze do nie-
go powrócimy. Doświadczenie, którego nabyłaś w dzie-
dzinie modlitwy o uzdrowienia, jest imponujące. Jej
przebieg został opracowany przez ciebie w szczegółach.
Jak ustaliłaś jej zasady?
N. Genevieve, moja siostra, cierpiała od wielu lat na
depresję. Wszystkie pochmurne dni spędzała w łóżku.
Matka twierdziła zawsze, że nic dobrego z niej nie
będzie! Pewnego dnia zapytałam ojca Agustina, jezuitę,
wspólnie z którym zaczęliśmy organizować rekolekcje,


czy można jakoś jej pomóc. "Powinnaś zacząć naukę od
własnej rodziny" - odpowiedział mi. Zachodziłam
w głowę, jak to zrobić. Sądziłam, że modlitwa za osobę
w stanie ciężkiej depresji jest przyjęciem zbyt wielkiej
odpowiedzialności.
Na domiar złego, siostra nie modliła się i nie przy-
stępowała do sakramentów. Wierzyła w Boga, lecz nie
praktykowała. Uznałam wtedy, że powinnam trwać
wiernie na modlitwie w jej intencji. Musiałam zastąpić ją
w tym, do czego nie była zdolna. Zaczęłam więc wsta-
wiać się za nią modlitwą obejmującą czas od urodzenia
aż do chwili obecnej, nie zaś modlitwą za życie płodowe,
którą odkryłam później. Genevieve miała wtedy dwa-
dzieścia pięć lat.
A. Po prostu przedstawiałaś Panu kolejne etapy jej
życia?
N. Tak. Powierzałam Mu też wszystkie bolesne
zdarzenia, jakie przeżyła. Przypomniałam sobie, że jako
dwuletnie dziecko upadła na piec.
Modliłam się w sąsiednim pokoju. Siostra leżała dalej
w łóżku, mimo przeświadczenia lekarza o jej dobrym
zdrowiu. Nie mówiła już nic, oprócz "Umrę, umrę,
muszę umrzeć. Bądźcie pewni, że umrę". ,W takich


chwilach modliłam się za nią w językach. Perswadowała:
"Nie módl się za mnie, tracisz czas. Możesz uzdrowić
wszystkich charyzmatyków, ale dla mnie trudzisz się na
próżno. Zobaczysz, jak umieram, i nie będziesz mogła
temu zaradzić. Ani ty, ani twój Chrystus!" Nie odpo-
wiadałam, lecz modliłam się, modliłam, modliłam...
W środku nocy zdarzało jej się często opuszczać łóżko
i uciekać daleko od domu. Jeśli nikt jej nie powstrzy-
mywał, docierała aż nad brzeg morza.
Pewnego dnia miałam wizję: ujrzałam kościół na
wzgórzu, a obok niego Cygankę. Zapytałam Genevieve,
czy przeżyła jakieś zajście związane z Cyganką. Potwier-
dziła, dodając, że nigdy nie ośmieli się o tym mówić.
"Co się wydarzyło? Opowiedz!" - molestowałam.
Wtedy opowiedziała mi swoją historię. Mając dwa-
naście lat, uczęszczała jako licealistka do klasy pierwszej
o profilu humanistycznym. Pewnego razu poszła do
szkoły jak co dzień. Tego popołudnia nie było jednak
lekcji. Pięć dziewcząt z tej samej klasy rozmawiało
między sobą. "Niedaleko kościoła zatrzymali się Cyganie.
Może poprosimy ich, aby przepowiedzieli nam przy-
szłość?" Wszystkim dziewczynkom spodobał się ten
pomysł. Do domu zamierzały wrócić pieszo, a pieniądze
na bilety autobusowe miały wystarczyć na zapłacenie
Cygankom.


Genevieve znajdowała się między nimi. Gdy dotarły
do obozu, Cyganki wyszły, aby im powróżyć. Jedna
z nich zwróciła się do mojej siostry: "Grozi ci śmierć.
Zabije cię koleżanka z tej samej klasy. Jeśli dasz mi pięć
pesos, uwolnię cię od niebezpieczeństwa. Wróć do domu.
Zabieram twoją rękawiczkę jako gwarancję, że przyj-
dziesz z powrotem".
Genevieve wiedziała, że ojciec, który był policjantem,
miał wiele zatargów z Cyganami. Nie odważyła się
prosić rodziców o pieniądze na zapłacenie Cygance
i ukryła starannie całe zdarzenie, nikomu się z niego nie
zwierzając.
Odnalazłyśmy źródło jej lęku, obaw, które popychały
ją do opuszczania łóżka nocą.
Błagałam więc Pana, aby uleczył jej wspomnienia.
O wyswobodzenie siostry od tych więzów prosiłam ojca
Agustina, któremu biskup zlecił posługę wyzwalania.
Wszystko wróciło do normy.
Modliłam się jednak dalej. Uświadomiłam sobie, jak
bardzo pewne epizody, nawet czysto przypadkowe, mogą
napiętnować osobowość i wpłynąć na całe ludzkie życie!
Odszukałam w życiu Genevieve jeszcze inny wstrząs,
który mocno zachwiał jej poczuciem bezpieczeństwa.
Siostra mojej matki zmarła w wyniku tragicznego
wypadku, w czasie pożaru sklepu optycznego. Ktoś przez


nieuwagę wrzucił zapaloną zapałkę do naczynia z łatwo-
palnym płynem. Ogień rozprzestrzenił się w ciągu kilku
minut i wszyscy klienci spłonęli żywcem. Była sobota.
Siostra sprzątała właśnie salon. Włączyła radio i usłyszała
głos spikera powiadamiającego o nieszczęściu. Wśród
ofiar pożaru wymieniona została także nasza ciotka.
Jak już mówiłam, w wieku dwu lat Genevieve miała
wypadek. Upadła na piec i poparzyła sobie całą lewą
rękę. Obrażenia, jakich musiała doznać nasza krewna,
przypomniały siostrze o jej własnych i obudziły wspom-
nienia. Genevieve przeżywała je teraz dwukrotnie silniej,
co stało się zaczątkiem depresji.
Ogarnęłam modlitwą całe jej życie. W ten sposób
uzdrowiona została tak gruntownie, że zaczęła nawet
szukać pracy! Trudno było w to uwierzyć. Pan odmienił
ją radykalnie zarówno w sferze fizycznej, jak i psy-
chicznej.
Pomyślałam, że Bóg może uczynić dla wielu innych
ludzi to, co uczynił dla mojej siostry. Razem z ojcem
Agustinem postanowiliśmy więc podjąć się innego
rodzaju służby. Zorganizowaliśmy "rekolekcje uzdrowie-
niowe", początkowo dla pięciu osób. Ponieważ nie
wiedzieliśmy nic bliższego o uzdrowieniu wewnętrznym,
musieliśmy wszystkiego się nauczyć. Bóg powoli ukazy-
wał nam całą złożoność ludzkiej istoty.


Byłam profesorem filozofii i żyłam w świecie staro-
żytnej filozofii grecko-łacińskiej, wyodrębniającej dwie
części osoby ludzkiej - duszę i ciało. Ten podział zawsze
wydawał mi się kontrowersyjny. Wiedziałam, że kilku
mistyków nazywało ducha "ostrzem duszy". Musiała kryć
się tu jakaś nieznana mi dotąd prawda.
Nie mogłam ochłonąć ze zdumienia, pojąwszy, że moi
filozofowie starożytni byli w błędzie! Istniał jeszcze
jeden element istoty ludzkiej. Biblia wyjaśniała mi, że
człowiek składa się z ciała, duszy i ducha. Wynikają stąd
zresztą przeszkody na drodze do osiągnięcia pełnej
wewnętrznej harmonii, jakiej pragnie dla nas Bóg.
W swojej pracy (jeszcze nie wydanej) ojciec Aldunate
trafnie wykłada Pawłową koncepcję struktury ciało
- dusza - duch. Ciało jest ludzkie, ponieważ ożywia je
ludzka dusza (por. l Kor 15, 39). Ciało i dusza tworzą
całość. Duch to zdolność otwarcia się na Boga, przyjęcia
Jego Świętego Ducha.
Człowiek zamknięty na Ducha pozostaje człowiekiem
"cielesnym", ograniczonym przez skłonności naturalne.
Święty Paweł mówi wówczas o "ciele", o "dawnym
człowieku", o "człowieku cielesnym", "zmysłowym",
"zewnętrznym".
W odniesieniu do człowieka otwierającego się na
Ducha Świętego, Paweł używa określeń "duch", "nowy


człowiek", "człowiek duchowy", "człowiek wewnętrzny"
(por. l Kor 2, 14; 3, 3; 2 Kor 4, 16; Ga 5, 16; Ef 4,
22-24; Koi 3, 9-10).
Przyrównuje on też strukturę istoty ludzkiej do
glinianego naczynia, zawierającego światło poznania
Chrystusa (2 Kor 4, 6-7). Ciało i dusza są więc naczy-
niem glinianym, duch - jego zdolnością przyjmowania
Ducha Bożego. "Człowiek zewnętrzny" nie posiada
w sobie ducha, "człowiek wewnętrzny" jest człowiekiem
integralnym - ciałem, duszą i duchem.
Wymowa terminów św. Pawła jest identyczna z wy-
mową słów Chrystusa, który ukazuje nam tę samą
rzeczywistość, choć nie wyszczególnia elementów
ludzkiej istoty.
Wielokrotnie mówi On o tym, co dla człowieka
wewnętrzne, a co zewnętrzne. Pozory nie wystarczają,
trzeba jeszcze serca przemienionego, otwartego na Boga
i na Jego Ducha. Człowiek jednoczy się z Bogiem
w swoim wnętrzu i przyjmuje życie; na ów dar potrafi
odpowiedzieć w Duchu i prawdzie. Wtedy to "Królestwo
Boże pośród nas jest".
Nowe życie, które zostaje nam dane, pochodzi ód
mocy należącej do Boga; przewyższa ona zwykłe ludzkie
możliwości i wolno o nią prosić. Bez życia Bożego nie
możemy nic uczynić.


Ów wewnętrzny skarb jest tak cenny, że dla zdobycia
go warto poświęcić wszystko, co posiadamy. "Duch daje
życie; ciało na nic się nie przyda" (J 6, 63; por. także
Mt 23, 26; Łk 17, 21; Mk 4, 1-20; 26-29; J 15, 4-5;
Mt 13, 44).
Wzmianki o tej strukturze człowieka znajdujemy
w przypowieści o ziarnie, które może pozostać na skraju
drogi lub paść na glebę żyzną i zapuścić tam korzenie.
Wspomnijmy także o synu marnotrawnym, który odjechał
w dalekie strony, przedkładając świat zewnętrzny nad
pobyt w ojcowskim domu. Po tym odejściu nawrócił się,
wchodząc w siebie i powracając do ojca.
Doszłam do przekonania, że dla miłującego, nieskoń-
czenie czułego spojrzenia Boga nic w człowieku nie
zasługuje na wzgardę - ani ciało, ani dusza, ani duch.
Stanowią one tak zwartą całość, że choroba somatyczna
może być sygnałem zranienia psychiki czy też sfery
duchowej.
Gdy spotykam dziś człowieka cierpiącego, zadaję
sobie pytanie o podłoże, na jakim rozwinęła się jego
choroba. Wieloletnie doświadczenie nauczyło mnie, że
muszę prosić Boga najpierw o wskazanie źródła dolegli-
wości osób, które przychodzą z prośbą o wstawiennic-
two. Nie można zaczynać od modlitwy o uzdrowienie


objawów. Bóg nieporównanie lepiej od nas wie, gdzie
tkwią przyczyny ludzkich zranień.
Do darów, które Bóg przyznaje nam wyłącznie
z własnej woli, powinniśmy podchodzić z całą prostotą.
Nie stwarzajmy pozornych problemów. Jest to bezcelowe.
Na ogół nie wiem nic o człowieku, który przychodzi
prosić mnie o modlitwę. Może to być Afrykanin, Izrael-
czyk, Niemiec... Muszę oczywiście brać pod uwagę
kulturę, jaka go ukształtowała. W naszej kulturze latyno-
amerykańskiej na przykład wypowiada się zwykle
pochopne i często bezwzględne sądy, zwłaszcza w spra-
wach dotyczących płciowości.
Zdumiewa mnie łatwość, z jaką Jezus przełamuje
w nas bariery kulturowe! Podaje zawsze koniuszek nitki,
po której możemy dotrzeć do kłębka. Mogę być spokoj-
na. Jezus nigdy nie powie mi tego, czego nie mam się
dowiedzieć. Gdy będzie to jednak konieczne, przemówi
do nas za pomocą znaku, ponieważ nas kocha.
A. Poznawałaś antropologią objawiono^ niemal
dotykalnie przekonując się o spójności i znaczeniu
wszystkiego, co składa się na istotę ludzką. Jak wpłynęło
to na twoją modlitwę o uzdrowienia wewnętrzne?


N. Dzięki całej tej wiedzy nie przeceniam już psycho-
logicznego aspektu chorób i zranień. Dla Boga wszystko
jest istotne; mogłam jednak stwierdzić, że najsilniej
dotknięta chorobą bywa zazwyczaj sfera ducha. Zrozu-
miałam jeszcze, że istota ludzka została stworzona przez
Boga razem z wszystkimi jej zaletami. Mimo ułomności
swej natury, pozostaje ona niepojętym cudem!
W moim odczuciu, najpoważniejsza z chorób (ta,
która skłoniła mnie do modlitwy o uzdrowienia) polega
na niewiedzy o Bożej miłości do człowieka. Jest nie do
pomyślenia na przykład, aby większość zakonników
i kapłanów pracujących w służbie Bożej nie zdawała
sobie w pełni sprawy z miłości, jaką darzy ich Pan.
Chorobą współczesnego świata jest jego odcięcie od
Boga. Z pewnością nie jest ono drogą do szczęścia.
Możemy dostarczać sobie sztucznie wszelkich powodów
do zadowolenia - komponentów tego, co nazywamy dziś
"szczęściem"; są one jednak tylko złudzeniem, imitacją
prawdziwego szczęścia, do jakiego powołuje nas Bóg.
Przedmiotem wielkiego odkrycia, którego musi
dokonać każdy z nas, jest miłość Boga do Jego dzieci
takich, jakimi są. Powinniśmy jednak wiedzieć, że jeśli
Pan kocha nas takimi, jakimi jesteśmy - nie chce, byśmy
takimi pozostali. Uzdrowienie wewnętrzne polega na


przemianie wszystkiego, co w nas chore. Bóg chce nas
pojednać z nami samymi - życiem, przeszłością, bolesny-
mi wspomnieniami...
A. Czy Bóg rzeczywiście może coś w nas zmienić,
jeżeli zranienie nastąpiło w przeszłości?
N. Tak, ponieważ jest Bogiem żyjącym! Wszyscy
wezwani jesteśmy do uświadomienia sobie tej prawdy.
Bóg nie przebywa daleko; przemawia do nas przez
najdrobniejsze zdarzenia naszego życia. Nie ośmielamy
się wierzyć, że wspólcierpiał z nami, gdy doznawaliśmy
bólu. Może On wszystko zmienić, może nas uzdrowić!
Największym cudem jest jednak to, że we własnym
życiu doświadczamy mocy Ewangelii i prawdziwości
wszystkich Chrystusowych obietnic. Pan jest Bogiem
wiernym, a Jego Słowo sprawia to, co wyrzekł.
Dokonując ciągle nowych odkryć, pojęłam, że Bóg
może wszystko odbudować. Kiedy mówi, że może nas
odnowić, czyni to istotnie, posiada bowiem wystarczająco
wiele mocy. Musimy jednak pamiętać, że nie przemienia
On swoich dzieci dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Wiele osób chciałoby też otrzymać uzdrowienie we-
wnętrzne w sposób odpowiadający współczesnym
metodom psychoterapeutycznym.


Spotykamy się tu z czymś odmiennym - początek
uzdrowienia wewnętrznego jest wejściem na drogę
wiodącą przez kolejne nawrócenia ku zdrowiu. Na drodze
tej człowiek staje się "chrystocentryczny", choć wie, że
nawet wtedy, gdy umieszczamy Chrystusa w centrum
własnego życia, wiele drzwi w naszym wnętrzu pozostaje
wciąż zamkniętych. Otworzą się, gdy Bóg tego zechce.
Uzdrowienia dokonywane przez Pana są całkowicie
różne od uzdrowień będących dziełem lekarzy. Lekarze
leczą ciało, psychiatrzy psychikę, kapłani - ducha.
Jedynie Chrystus troszczy się o całą moją istotę! Od
Niego właśnie pochodzi cud uzdrowienia wewnętrznego.


Przebaczenie,
podstawa uzdrowienia wewnętrznego
A. Co masz na myśli mówiąc, że modlisz się o uzdro-
wienie wewnętrzne?
N. Modlić się o uzdrowienie wewnętrzne, to przede
wszystkim zaprosić Jezusa do wszystkich tych chwil
naszego życia, w których doznaliśmy jakichś zranień.
Wspominałam już, że ich najczęstszym podłożem jest
brak przebaczenia. Jest to więc problem natury duchowej.
U podstaw choroby nowotworowej, na przykład, leży
często kwestia przebaczenia lub poczucia winy. Należy
odnaleźć jego źródło, moment powstania, przyczynę. Na
ogół zranienie jest głębokie.
Co przez to rozumiemy? Przyjmijmy, że nie byłam
dzieckiem oczekiwanym. Po moim przyjściu na świat,
z braku środków materialnych i miejsca, rodzice nie
mogli zatrzymać mnie w domu i powierzyli dziadkom.

Ocalić... - 3

Dotkliwie cierpiałam z powodu tego odrzucenia. Gdy
miałam trzy lata, wzięto mnie z powrotem do domu.
Rodzice byli dla mnie wtedy obcymi ludźmi, podobnie
jak rodzeństwo. Ponownie doznałam bólu odrzucenia.
Kolejną raną stało się dla mnie poczucie opuszczenia
przez dziadków. Później wysłano mnie do szkoły z inter-
natem. W ten sposób, nawarstwiając się, zranienia
wewnętrzne spowodowały rozwój choroby.
Dotknięty nią człowiek może próbować wielu metod
psychologicznych, które nie przywrócą mu zdrowia,
ponieważ jego sercu doskwiera brak przebaczenia. Jeśli
nie zostanie ono udzielone, chory nie odnajdzie pokoju
ze sobą samym, z bliźnimi ani też z Bogiem.
Modlić się o uzdrowienie wewnętrzne, to powrócić do
wszystkich faktów, które zadały nam ból, które sprawiły,
że nosimy maski, aby zadośćuczynić pewnym wymaga-
niom społecznym, żądaniom określonych reakcji na
określone bodźce.
Sami nie jesteśmy do tego zdolni. Musimy odgrywać
inną rolę we własnym domu, inną w pracy i w społe-
czeństwie. Istnieją różne role społeczne - rola na-
uczyciela, rodzica, kapłana, policjanta itd. Każdy z nas
jest zmuszony przyjąć zasady działania, postawy, sposób
ubierania się zgodne z rolą, do jakiej został powołany.


Czujemy się uwikłani w ciągłą grę aktorską. Trudno nam
pozostać wolnymi przed nami samymi, przed innymi,
przed Bogiem.
Dla mnie owocem uzdrowienia wewnętrznego jest
dziecięctwo Boże. Dziecko Boże jest istotą wolną.
Wolność jest bowiem jednym z najważniejszych przy-
miotów Boga. Jeśli nie jestem wolna tak, jak dziecko
Boże, zacieram w sobie obraz Bożego dziecięctwa. Bóg
jest wolny; jego dzieci wezwane są do wolności.
Uzdrowienie wewnętrzne pomoże nam wyzbyć się
lęków, poczuć dobrze we własnej skórze, być sobą. Nie
dlatego, że poddaliśmy się psychoterapii, lecz dlatego, że
spotkaliśmy żyjącego Chrystusa, który kocha nas i nie
przestaje nas kochać.
Nasze potknięcia mogą być przypadkowe. Możemy
zawsze podnieść się i zacząć od nowa, ponieważ otrzy-
maliśmy przebaczenie. Chyba że upadamy celowo, dla
popełnienia nieprawości.
A. Kilkakrotnie mówiłaś już o przebaczeniu. Co
w istocie oznacza to stówo? Niektórzy twierdzą, że nie
doznali krzywd, które musieliby darować bliźnim; inni
- że już darowali. Podczas modlitwy natrafiamy u nich
jednak na barierę w postaci braku przebaczenia.


N. Moja matka zwykła była mawiać: "Przebaczyłam,
ale nie zapomniałam!" Był to swoisty sposób przeba-
czania. Zabawne! Wielu ludzi utrzymuje, że trwa w po-
koju wewnętrznym i nie czuje do nikogo urazy; w końcu
jednak okazuje się to nieprawdą.
Przebaczenie jest tym, co najbardziej zdumiewające
w naszej posłudze. Stanowi ono podstawę uzdrowienia
wewnętrznego. Przyczyną wszystkich zranień jest brak
własnego lub cudzego przebaczenia.
Ośmielę się powiedzieć, że do dziś zagadnienie to
było źle interpretowane, także przez Kościół! Nie jest to
zarzut, ale raczej konstatacja. Pełniąc moją posługę
miałam wiele okazji, by zauważyć, że nie umiemy
przebaczać. Sądzimy, że uczyniliśmy to, choć w rzeczy-
wistości musimy darować jeszcze wielu osobom. Wystar-
czy spojrzeć na chorych - ich organizmy nie mogły już
znieść nienawiści i pretensji, gromadzących się w duszy
przez całe lata.
Powinniśmy zwłaszcza przyjąć do wiadomości, że
przebaczenie wykracza poza sferę uczuć. Kiedy zapew-
niam kogoś o konieczności przebaczenia, słyszę zwykle,
iż przerasta ono ludzkie siły. Potwierdzam wtedy i mó-
wię, że to prawda - sami nie jesteśmy w stanie niko-
mu nic przebaczyć. Jakże moglibyśmy uczynić to bez


pomocy Bożej? Doprowadzilibyśmy się tylko do utra-
ty zdrowia. Wyłącznie Chrystus może uzdolnić nas
do przebaczenia. Jest On jedyną drogą wiodącą do
osiągnięcia go.
Niektórzy dodają, że chcą przebaczyć, lecz byłoby to
z ich strony hipokryzją. Dlaczego? Powtarzam: przeba-
czenie wykracza poza dziedzinę uczuć. Stanowią one
niższą sferę ludzkiej osobowości. Nie lekceważę ich,
gdyż posiadają ogromne znaczenie i wartość. Przeba-
czenie zależy jednak od woli! Muszę powziąć decyzję
o przebaczeniu i prosić Jezusa, aby przyszedł i umocnił
ją swoją obecnością. Trzeba robić to codziennie, nie
tylko raz, przelotnie -jakże trudno nam to zrozumieć!
Czym więc ostatecznie jest przebaczenie?
Jest owocem łaski. Jedynie łaska Boża umożliwia nam
przyjęcie postawy przebaczenia.
Zagłębiając się pamięcią w historię mojego życia,
poczyniłam mnóstwo odkryć związanych z uzdrowieniem
wewnętrznym. Mówię często o sobie, gdyż posługa ta
wymaga daleko posuniętej dyskrecji w odniesieniu do
innych ludzi. Jeśli ktoś powierza mi swoje świadectwo na
piśmie, wolno mi je przytoczyć. W przeciwnym wypadku
czuję się zobowiązana dochować tajemnicy. Z tego
właśnie powodu sięgam najczęściej po przykłady z włas-
nego życia.


Zauważyłam, że przebaczenie sytuuje się'na trzech
poziomach:
- przebaczenie bliźniemu,
- przebaczenie sobie,
- przebaczenie Bogu. ,
Uprzytomnienie sobie po raz pierwszy, że muszę
wybaczyć coś innym, było dla mnie wstrząsem. Ufałam
do tej pory, że nie mam nikomu nic do przebaczenia
i cieszę się wewnętrznym pokojem; że mimo kilku
drobnych problemów, poważne trudności w relacjach
z bliźnimi są mi obce.
Jak pamiętam, od dnia zerwania zaręczyn powta-
rzałam sobie, że muszę przebaczyć narzeczonemu.
Klękałam przed Bogiem i mówiłam, że wybaczam to
i owo... Nie znałam jednak łaski przebaczenia. Trwałam
w takiej postawie aż do dnia, kiedy Pan, być może
zmęczony już słuchaniem mnie, która byłam tak skora do
przebaczania innym, zapytał: "A ty, jakie krzywdy mu
wyrządziłaś?" Ujrzałam wówczas drugą stronę medalu:
sposób, w jaki traktowałam narzeczonego. Uświadomiłam
sobie wszystkie przykrości, jakie mu sprawiłam. "Musiał
uciekać przede mną, biedaczek!" - litowałam się nad
nim. Mimo to, nie pojmowałam samej istoty przeba-
czenia - zwracałam się co prawda do Boga, lecz wolałam
przebywać od Niego z daleka.


To cudowne, że obserwowane przez nas uzdrowienie
dzieci Bożych stanowi część trwającego już od dawna
procesu. Dlatego właśnie powinniśmy z uwagą śledzić
znaki dane nam przez Pana, który nadchodzi, by roz-
począć dzieło uzdrowienia. Zamierzał On dokonać go
także dla mnie.
Miałam uczestniczyć w rekolekcjach uzdrowienio-
wych. Przygotowywałam się do nich prosząc Pana, aby
pokazał mi, co chce uleczyć w moim sercu. Bóg znał
doskonale moje zranienia, podczas gdy ja, ze swej strony,
nie wiedziałam, jakie przemiany powinny we mnie
nastąpić. Wykładałam filozofię, poprzednio zaś studio-
wałam także psychologię i inne dziedziny wiedzy. Nigdy
jednak nie interesowałam się psychoterapią; to mnie nie
dotyczyło.
W dwa tygodnie przed rekolekcjami Pan zaczął
oddziaływać na moje serce. Ktoś zapytał mnie, dlaczego
nie jestem mężatką. Odpowiedziałam, że dobrze się
z tym czuję: jestem wolna, mam zawód, swobodnie
dysponuję pieniędzmi, mogę podróżować. Rodzice
uważali moją samotność za dowód rozsądku. Miałam
szczęście! Nie byłam zobowiązana do gotowania mężowi
ani do prania jego koszul...
Ponad piętnaście osób indagowało mnie później w tej
samej sprawie i usłyszało identyczne wyjaśnienie.


Miałam oddać pewną pracę mojemu duchowemu kierow-
nikowi, ojcu Aldunate, który zapytał znienacka: "Może
to nie moja sprawa, Nelly, ale chciałbym wiedzieć,
dlaczego nie wychodzisz za mąż. Jesteś tak radosna,
masz tyle zalet... Zastanawiam się, dlaczego kobieta taka,
jak ty, nie jest mężatką".
Było to nieoczekiwane dotknięcie łaski. Modląc się,
zrozumiałam, z jakiego powodu tak wiele osób zadało mi
to pytanie. Byłam całkowicie niewrażliwa na kwestię
małżeństwa. Coś we mnie uległo wypaczeniu. Wyśmie-
wałam kobiety ustawicznie poszukujące męża. Wydawało
mi się komiczne, że chcą w ten sposób pozbyć się swojej
wolności. Tak, byłam wewnętrznie zraniona.
W tym stanie ducha pojechałam na rekolekcje.
W drugim dniu, podczas modlitwy o uzdrowienia, po-
jęłam, że przyczyną mojej niechęci do małżeństwa była
niewierność ojca wobec matki. Cierpiałam z tego powodu
już w dzieciństwie. Tato był dobrym ojcem, lecz zadrę-
czał mamę swoimi nie kończącymi się przygodami
miłosnymi. Nieświadomie postanowiłam w głębi serca,
że nie wyjdę za mąż, ponieważ nie chcę być zdradzana
i oszukiwana tak jak mama. "Pomyśl, jak łatwo jest
przebaczyć. Poproś Jezusa, aby przyszedł i przebaczył
w tobie tym, którym winna jesteś przebaczenie" - powie-
dział ktoś z modlących się za mnie.


Byłam uszczęśliwiona. Przebaczyłam ojcu.
Jakaż jednak ogarnęła mnie konsternacja, gdy po
powrocie do domu, ujrzawszy tatę, poczułam zwykłą
chęć posiekania go w kawałki. Łamałam sobie głowę nad
tym, co się ze mną działo, aż uchwyciłam wreszcie sens
słów Jezusa przytoczonych w Ewangelii św. Mateusza.
Piotr, zapytawszy Pana, ile razy mamy przebaczać,
usłyszał w odpowiedzi: "Nie mówię ci, że aż siedem
razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy" (Mt 18, 22).
Był to dla mnie ważny znak od Boga. Jeśli "siedemdzie-
siąt siedem razy" znaczy "zawsze", powinnam starać się
modlić i wybaczać aż do chwili otrzymania tego daru.
Póki nie zostanie mi on udzielony, muszę codziennie
prosić Boga o łaskę przebaczenia mojemu ojcu.
Od tej pory prosiłam dzień po dniu: "Panie Jezu,
spraw, abym darowała ojcu jego przygody, niewierności
i wszystko, co musieliśmy przez niego wycierpieć".
W tym czasie ojciec ożenił się po raz trzeci. Modlitwa
stopniowo przemieniała jednak moje uczucia; jej wpływ
stawał się wyraźny, a ja byłam coraz spokojniejsza
i śledziłam pozytywną zmianę, jaka zachodziła w moich
relacjach z ojcem. Ostateczny wynik wprawił mnie
w zdumienie.
Powinnam dodać, że gdy odmawiamy komuś przeba-
czenia, "związujemy" go, "zamykamy" i zachowujemy


coś w rodzaju władzy nad nim. Gdy tylko zgadzamy się
ją utracić, gdy cierpliwie modlimy się o przebaczenie,
Pan nadchodzi, by zerwać narzucone więzy i przywrócić
miłość.
Byłam zachwycona działaniem Pana nie tylko w mo-
im własnym sercu, lecz także w sercu mojego ojca.
Zwracam uwagę na konieczność wytrwałej modlitwy
o łaskę przebaczenia. Popełniamy w Odnowie fatalny
błąd sądząc, że przebacza się raz na zawsze, a wówczas
wszystko zostaje uporządkowane jak za wypowiedzeniem
magicznego zaklęcia.
Przypominam, że człowiek jest ciałem, duszą i du-
chem, a rany zadane jego istocie utrudniają mu przeba-
czenie. Tylko codzienna modlitwa zanoszona miesiącami,
a nawet latami, może wyjednać nam umiejętność daro-
wania cudzych przewin.
Kiedy zauważyłam, że jestem od niego daleka,
a przeszłość sprawia mi więcej bólu niż kiedykolwiek,
zaczęłam prosić Boga codziennie przez dziesięć minut
o łaskę zapomnienia ojcu wszystkiego, co zniosłam. Gdy
modliłam się w ten sposób, Pan przywodził mi na myśl
także dobre wspomnienia o ojcu. Po upływie około
ośmiu miesięcy otrzymałam upragniony dar.
Bóg działa za pośrednictwem swego Słowa. Na
zawsze utkwił mi w pamięci fragment Księgi Syracha


(3, 16), w którym mowa jest o obowiązkach dzieci
wobec rodziców:
"Kto porzuca ojca swego, jest jak bluźnierca, a prze-
klęty przez Pana, kto pobudza do gniewu swą matkę".
W owej chwili Pan zapowiedział, że chce użyczyć mi
daru przebaczenia. Przez cały rok mojej systematycznej
modlitwy przemieniał także serce mojego ojca. Uzmysło-
wiłam sobie, że niechęć, wywołana utrapieniami, jakich
przysparzał rodzinie, skłoniła mnie do odrzucenia mi-
łości, którą próbował mi okazać.
Pan pozwolił mi jednak odkryć ją w całej pełni.
Zdarza się, że wprawiamy bliźnich w zakłopotanie
naszą chęcią przebaczenia i odnowienia zerwanej więzi.
Pojąwszy, że musimy wybaczyć, niecierpliwie dążymy do
uczynienia kroku w stronę winowajcy. Przypominam
sobie chłopca, który zwrócił się do swojej matki sło-
wami: "Mamo, chcę ci przebaczyć". Matka, nie przygoto-
wana do tego, poczuła się niemile zaskoczona. Trzeba
prosić, aby Bóg przeniknął nasze serca swoją łaską
i podpowiedział nam gesty oraz słowa, których mamy
użyć w chwili pojednania. Musimy zdobyć się na to, aby
uniknąć następnych zranień. Ojciec nie wiedział, ile zadał
nam bólu. Nie miał pojęcia, że właśnie z jego przyczyny
zostałam samotna... Jak przyjąłby słowa: "Tato, wyba-
czam ci twoje zdrady małżeńskie?"


Pan wysłuchał moje prośby. Ojciec mieszkał o dwie
godziny drogi od naszego domu. Coś popchnęło go do
odwiedzenia nas. Zmierzał właśnie w naszą stronę, gdy
Bóg przemawiał do mnie słowami Pisma Świętego.
Ojciec uściskał mnie w progu, zapewniając, że mnie
kocha i bardzo chciał się ze mną zobaczyć. Wiedziałam,
że było to owocem upragnionego daru przebaczenia.
Trzeba też podkreślić, że modlitwa o przebaczenie
ojcu lub matce jest nieodzowna, abyśmy uwolnili się od
fałszywego obrazu ojcostwa i macierzyństwa. Pomoże
nam ona odkryć w pierwszym przypadku Boga jako
naszego Ojca, w drugim - Maryję jako naszą Matkę.
Wielu chrześcijan pomniejsza rolę Maryi. Nie ośmie-
lają się wierzyć, że Matka Boża oręduje za każdym
z nas! Nie mamy odwagi o nic Ją prosić, ponieważ nasza
wizja macierzyństwa uległa zniekształceniu.
Gdy przebaczamy, Pan odnawia w nas obydwie te
wizje. Bóg zawsze odbudowuje, nigdy nie burzy. Pozwoli
nam zobaczyć w naszym ojcu zarówno to, co dobre, jak
i to, co złe. Chce, aby nasz obraz ojcostwa został ponow-
nie zintegrowany przez naszą pamięć. Oto cud uzdrowie-
nia wewnętrznego!
A. Czy mogłabyś wyjaśnić, na czym polega przeba-
czenie samemu sobie?


N. Jest ono procesem wyjątkowo złożonym ze
względu na przepełniające nas poczucie winy, które może
towarzyszyć człowiekowi już od matczynego łona. Na
przykład świadomość odrzucenia, bycia dzieckiem
niechcianym, bycia kimś innym, niż oczekiwali tego
rodzice, sprawia, że sam fakt naszego istnienia budzi
w nas poczucie winy. Możemy czuć się napiętnowani
poniżającymi słowami, kierowanymi do nas w dzieciń-
stwie przez rodziców lub wychowawców ("Jesteś osłem!
Do niczego się nie nadajesz! Nie ma z ciebie żadnego
pożytku!"). Mogli oni także karać nas milczeniem, gdy
zachowywaliśmy się w sposób przez nich potępiany.
Mogli zawstydzać nas przed innymi, gdy robiliśmy coś
nagannego w oczach dorosłych. Poczucie winy może
mieć różnorakie źródła.
Tym, co uderzyło mnie podczas pełnienia mojej
posługi, były spotkania z osobami, które wiele lat
wcześniej dostąpiły sakramentalnego przebaczenia,
a mimo to wciąż oskarżały się o te same winy. Co
więcej, nie znając prawdy o przebaczeniu, dźwigały dalej
konsekwencje swoich grzechów.
O co zatem chodziło? Osoby te same sobie nie prze-
baczyły. Pamiętam kobietę, która od dwudziestu lat
cierpiała na bezsenność. Oto, co wydarzyło się w jej
życiu. Wyszła za mąż bardzo wcześnie, jako szesnastolet-


nią dziewczyna, za człowieka mającego około trzydziestu
lat. Małżonków dzieliła więc duża różnica wieku. Po
czterech latach kobieta zakochała się w innym mężczyź-
nie i zdradziła męża. Podtrzymywała potem związek,
który trwał blisko dwanaście lat i trwałby wciąż, gdyby
nie śmierć kochanka. Po tej przygodzie uczuciowej
wróciła do życia sakramentalnego - uznała swój grzech
i wyspowiadała się. Później jednak wyznawała go
w sakramencie pojednania jeszcze przez całe lata, nie
mogąc odnaleźć pokoju ani snu.
W trakcie rekolekcji uzdrowieniowych opowiedziała
mi swoją historię i prosiła o modlitwę. Wstawiając się za
nią, w wizji, zobaczyłam ją z usypanym na głowie
małym grobem. Chcąc przemówić do niej we właściwy
sposób, zwróciłam się do Boga o pomoc. Zrozumiałam
wówczas, co się dzieje, i poradziłam, by przebaczyła
samej sobie. Odpowiedziała, że jest do tego niezdolna.
Gdy zwierzyła mi się, że wyznała swój grzech i powtarza
to przy każdej spowiedzi, zapytałam, czy zdaje sobie
sprawę, co przeżywa: "Jest to pokusa! Pokusa niewiary
w Boże przebaczenie!".
Ponieważ zastanawiała się, czy wyjawić wszystko mę-
żowi, odpowiedziałam, że sytuacja ta jest obecnie jej
krzyżem. Jeśli zamierza ocalić własne małżeństwo, nie


powinna o niczym wspominać. Musi w zamian za to
przebaczyć sobie - prosić Jezusa o łaskę przebaczenia
i pojednania ze sobą samą.
Uczyniła to. Nieco później, promieniejąc radością,
przyszła do mnie i powiedziała: "Nelly, po raz pierwszy
w życiu przespałam całą noc!"
Wierzymy najczęściej tylko w to, czego doświad-
czamy. Wybaczając sobie czyn, który odcisnął na nas
swoje piętno, widząc owoce takiego przebaczenia,
uwierzymy być może w skuteczność naszej postawy
w odniesieniu do Boga, bliźniego i do nas samych.
Przypominam sobie również kobietę, która od lat
chorowała na depresję. W młodości cierpiała ona wiele
z powodu despotyzmu matki. Po śmierci ojca, gdy rozpo-
częła pracę zawodową, wzięła matkę do siebie. Od tego
czasu nie zrobiła dla niej żadnych sprawunków. Na
prośbę o buty lub inną rzecz odpowiadała, że nie wystar-
czy jej pieniędzy.
Matka zmarła ze zgryzoty. Córka zaczęła wtedy
nabywać i gromadzić w szafach sterty różnego rodzaju
przedmiotów, których nigdy nie używała. Próbowała
w ten sposób ukarać się za postępowanie wobec matki.
Wreszcie uświadomiła sobie poczucie winy, którego
przyczyną była chęć zemsty na matce. Przystąpiła też do
spowiedzi.


Poza tym każdego dnia modliła się, aby mocą Jezusa
udzielony jej został dar przebaczenia sobie własnego
grzechu. Dzięki temu została uzdrowiona.
Poczucie winy niszczy nas; jesteśmy dla siebie
bezlitosnymi sędziami. Oceniamy się bardziej surowo niż
Bóg, który jest samą miłością i miłosierdziem.
A. Nadszedł czas, abyś powiedziała nam o przeba-
czeniu Panu Bogu. Słowa, które wydają się brzmieć
paradoksalnie! Bywa jednak, że uraza żywiona do Boga
odbiera nam zdolność życia.
N. Czujemy niejednokrotnie bezwiedny żal do Boga
i miewamy fałszywe o Nim wyobrażenie. Moja posługa
uzdrawiania jest skupiona wokół miłości Boga do
człowieka. Odkrywszy miłość wszechmogącego Boga,
który akceptuje nas takimi, jakimi jesteśmy, pozbywamy
się mnóstwa uporczywych problemów.
Zaskoczyło mnie pewne spostrzeżenie. Mimo iż
modliłam się wiele i organizowałam rekolekcje, w głębi
duszy wątpiłam, że Pan kocha mnie taką, jaką jestem.
Nosiłam w sercu nieufność do Boga.
W jaki sposób odkryłam potrzebę przebaczenia Bogu?
Możemy rzeczywiście mówić o Jego miłości, możemy


rozumowo uznawać Jego bliskość; jesteśmy jednak
czymś więcej niż inteligencją - jesteśmy ciałem, duszą
i duchem; na wszystkich tych trzech poziomach powin-
niśmy doświadczać miłości Bożej. Nie będzie to jedynie
kwestia uczuć, które, jak wiemy, łatwo gasną.
Gdy moja wspólnota nakłoniła mnie do modlitwy
o uzdrowienia wewnętrzne, pomyślałam: "Cechą wyróż-
niającą chrześcijan ma być miłość, muszę jednak przyz-
nać, że nie wszystkich ludzi toleruję". Lubiłam obracać
się w towarzystwie ludzi inteligentnych i posiadających
dyplomy naukowe, ponieważ mogłam rozmawiać z nimi
o tym, co mnie interesowało. Zaangażowałam się jednak
w posługę uzdrawiania, czyli posługę miłości! Niektóre
z przychodzących osób irytowały mnie powtarzaniem
wciąż tych samych zdań. Zastanowiłam się, dlaczego nie
potrafię ich kochać. W myśl pierwszej odpowiedzi, jaka
mi się nasunęła, nie czułam się kochana przez Boga i nie
kochałam siebie samej.
Zawołałam wtedy: "Jezu, dlaczego nie kocham tak,
jak Ty? Dlaczego nie wszystkich akceptuję? Skąd bierze
się mój brak miłości?"
Któregoś dnia ogarnął mnie smutek, ponieważ w cza-
sie spotkania modlitewnego pewna biedna kobieta rzuciła
mi się na szyję ze słowami: "Tym, co najbardziej w tobie
lubię, Nelly, jest miłość i akceptacja dla wszystkich

Ocalić... - 4

ludzi. Przyszłam cię uściskać, bo cię lubię i wiem, że ty
także mnie lubisz". Wydałam się sobie tak obłudna, że
zapragnęłam czym prędzej stamtąd uciec. Ponownie
zawołałam do Jezusa: "Panie, musisz mi powiedzieć,
dlaczego nie posiadam miłości tak wielkiej, jak Twoja?
Jezu, czy mnie kochasz? Czy kochasz mnie naprawdę?"
Modląc się o uzdrowienie wewnętrzne, mogłam
dotrzeć również do owych zranień, które uniemożliwiają
wszelkie życie duchowe i które nazywam "blokadą".
W pewien sposób zamykają one Bogu swobodny dostęp
do naszego życia.
Podczas rekolekcji ignacjańskich stawiałam Panu
wciąż to samo pytanie: "Powiedz mi, czy mnie kochasz?"
Nic nie wydarzyło się w ciągu pierwszych dwóch dni.
Trzeciego ujrzałam oczyma duszy kosz płaskich i szarych
strąków grochu. Na samym wierzchu leżał okazały
strączek, pełen wspaniałych ziaren. Był w odcieniu
zieleni, jakiego nie spotyka się na tym świecie. Spod
rozchylonej łupinki wyzierały spoczywające we wnętrzu
nasiona. Podczas tego widzenia pojęłam, że dojrzałym
strączkiem jestem ja. Przywłaszczałam sobie dary Boże
z niezaspokojoną chciwością. Wzięłam wszystko, nie
potrafiłam jednak dać niczego. Ta diagnoza Pana zasmu-
ciła mnie (widzenie jest dla mnie diagnozą daną przez
Boga), i słusznie - byłam zachłanna na wszelkie dobra


duchowe. Nie umiałam jednak nikomu nic ofiarować,
a zwłaszcza - ofiarować miłości!
Musiałam zapytać Boga o przyczynę tego stanu
rzeczy. Otóż byłam lękliwa i niepewna siebie. Mogłam
oczywiście występować publicznie, głosić wykłady... lecz
gdy mówiłam o Jezusie, czułam niepokój i byłam pełna
obaw. Nikt nie chciał w to uwierzyć, ponieważ widziano
mnie przemawiającą do tłumów; w rzeczywistości jednak
umierałam ze strachu.
Około północy Pan dał mi odpowiedź. Zobaczyłam
siebie, jedenastoletnią, w bibliotece liceum, gdzie rozpo-
częłam naukę w klasie o profilu humanistycznym. Mała,
drobna dziewczynka przyszła tu po podręczniki szkolne.
Ojciec był nadzwyczaj rozrzutny, a matka miała przez
niego ciągłe kłopoty finansowe. Chciałam oszczędzić jej
zmartwień i konieczności zakupu książek, których
potrzebowałam w szkole. Zamierzałam wypożyczyć je
w bibliotece. Nie spodziewałam się na nich jednak
pieczątki "Stowarzyszenia uczniów ubogich". Owa
pieczątka na pierwszej stronie wywołała u mnie trwały
uraz. Na jej podstawie wszyscy mogli zorientować się, że
muszę korzystać z wypożyczalni. Czyny miłosierdzia nie
zawsze łączone były z dyskrecją. Tak oto powstało
zranienie, które nie pozwalało mi przyjąć uzdrowienia
i miłości Bożej.


Ponieważ byliśmy liczną rodziną, korzystałam z po-
bytu w internacie, opłaconego ze stypendium, jakie
uzyskał dla mnie ojciec. Za każdym razem, gdy o coś
prosiłam, odpowiadano mi: "Panna Astelli nie ma prawa
się o nic upominać i wie, dlaczego".
Bardzo peszyło mnie również to, że nigdy nie zwraca-
no się do nas po imieniu. Mówiono do mnie "panno
Astelli". Od najmłodszych lat słyszałam w szkole:
"Panno Astelli, proszę do tablicy. Panno Astelli, proszę
zrobić to lub owo". Stwarzano w ten sposób zbyteczny
dystans między nauczycielem a dzieckiem, co odbiło się
na moim późniejszym życiu duchowym i stało się
przyczyną rozluźnienia więzi z Bogiem.
Moje wyobrażenia o Bogu rozmijały się więc z praw-
dą. Kim był On dla mnie? Bogiem nadzorującym wypeł-
nienie wszystkich moich obowiązków, bo w przeciwnym
wypadku stypendium zostanie mi odebrane; sędzią, który
śledzi mnie krok po kroku, z lupą w dłoni, jak badacz
obserwujący mrówkę, gotów rozdeptać mnie za pier-
wszym moim potknięciem. Na szczęście chodziłam do
szkoły świeckiej i obce mi było, wpajane przez szkoły
chrześcijańskie, poczucie winy z powodu grzechu,
moralności itp.
Gdy uświadomiłam sobie moją fałszywą wizję Boga,
poprosiłam Go o przebaczenie i sama przebaczyłam


Bogu. Wydaje się herezją mówić, że przebaczamy coś
Panu! Mimo to darowałam Bogu wszystko, co do tej
pory Mu przypisywałam i ze swej strony prosiłam
o wybaczenie mi wszelkich nieprawdziwych wyobrażeń
na Jego temat.
Silnie przeżyłam to pojednanie; dzięki niemu jak
gdyby narodziłam się ponownie. Wiele moich zranień
sięgało swymi początkami owej zniekształconej wizji
Boga. Ona to właśnie przeszkadza nam w przyjęciu daru
Królestwa Bożego.
Dlaczego nie wierzyłam w Bożą miłość do mnie?
Ponieważ miałam do Boga wiele żalu. Nasz dom zawalił
się wskutek trzęsienia ziemi. Moja matka od pewnego
czasu już nie żyła. Niesłusznie pozbawiono mnie zatrud-
nienia... Buntowałam się przeciwko Bogu, który postępo-
wał ze mną "niesprawiedliwie".
Można utrzymywać, że idea "przebaczenia Bogu" jest
bluźnierstwem, lecz właśnie w chwili, w której zgodziłam
się Mu przebaczyć, zaczęłam powracać do zdrowia.
Odmieniła się także moja wizja Boga.
Powtarzałam więc: "Panie, przebaczam Ci, że nasz
dom uległ zniszczeniu. Przebaczam, że zabrałeś moją
matkę. Przebaczam Ci wszelkie tragiczne wydarzenia
mojego życia". Ujrzałam wtedy swój grzech, opaczny
sposób pojmowania wszystkiego i przestałam oskarżać


Boga o to, co zaszło. Bóg nie był odpowiedzialny za
zawalenie się naszego domu; prosiłam przecież ojca, aby
kazał przeprowadzić niezbędne ekspertyzy, ten odmówił
jednak w przekonaniu, że nic nam nie grozi. Bóg nie
ponosił odpowiedzialności za śmierć matki, która była
już starszą kobietą i jej odejście nie było zaskoczeniem.
Gdy postanowiłam przebaczyć Bogu, odnalazłam sens
życia. Wszystko powróciło w nim na właściwe miejsce.
Mamy różne pretensje do Boga i oskarżamy Go o rzeczy,
które w istocie wynikają z grzechu pierworodnego,
z naszych grzechów osobistych lub powszechnych.


Uzdrowienie pamięci i wspomnień
A. Ukazałaś nam więc wagę różnych rodzajów
przebaczenia. Czy nie trzeba by jeszcze napomknąć, że
modlitwa w intencji przebaczenia dociera do najdalszych
zakamarków naszej istoty, przenikając także wspomnienia
i pamięć?
N. Dlaczego tak trudno jest powrócić do zdrowia?
"Czy zostaniemy kiedykolwiek uzdrowieni?" - wołają
chorzy. Musimy wiedzieć, że droga uzdrowienia wewnę-
trznego jest bardzo długa. Nie uzyskamy go od razu.
Podczas naszych rekolekcji powtarzam zawsze, że nikt
nie otrzyma na poczekaniu całej Bożej mocy uzdrowie-
nia. Gdyby Pan powiedział mi: "Nelly, uzdrowię cię teraz
z wszystkich twoich kłamstw, wszystkich grzechów
i wszystkich zranień" - byłabym z pewnością jak anioło-
wie w niebie! Nawet lekkie muśnięcie Bożej łaski może
Ściąć nas z nóg. Pan chce uzdrawiać w nas to, co jest
gotowe do przyjęcia uzdrowienia. Liczy się przy tym


z naszą osobowością, przeszłością, nabytą wiedzą... Wie
najlepiej, jak dotknąć naszych zranień.
Nie musimy więc posługiwać się introspekcją: Bóg
sam będzie działać. Naszym zadaniem jest żyć modlitwą
osobistą; długą - jeśli to możliwe. Pozwalam sobie
podkreślić, że modlitwą osobistą nie nazywam zwyczaju
pewnych charyzmatyków, którzy skupiają myśli na Bogu
przez kilka minut podczas jazdy pociągiem, autobusem
czy samochodem: "Bądź uwielbiony, Panie, chwała
Tobie, alleluja!" To ważne, aby tak się modlić, i sama to
robię. Mówiąc jednak o modlitwie, mam na myśli
zatrzymanie się przed Obliczem naszego Pana i Boga na
dłuższy czas - pół godziny lub godzinę, w zależności od
stopnia naszego rozwoju duchowego. Im dalej posunie
się dzięki temu proces mojego uzdrowienia, tym bardziej
jeszcze przybliżę się do Boga.
Do uzdrowienia wewnętrznego konieczne są modlitwa
i życie sakramentalne. Nie zaniedbujmy zwłaszcza tego
ostatniego -Eucharystii, sakramentu pojednania, namasz-
czenia chorych. Posiadają one niewyobrażalną moc
uzdrowienia. Pamiętajmy również o czytaniu Słowa
Bożego i kierownictwie duchowym.
Uzdrowienie wewnętrzne winno być podtrzymywane
za pomocą wszystkich tych oddanych nam do dyspozycji
przez Kościół środków. "Niechaj nie spodziewają się


łaski ci, którzy o nią nie proszą" - mawiała pewna
mistyczka. To oczywiste, albowiem - powtarzam jeszcze
raz - nie zdobędziemy daru uzdrowienia w sposób
magiczny. Wielu chrześcijan chciałoby odzyskać zdrowie,
nie pogłębiając swojej wiary. Niepodobna jednak wrócić
do zdrowia bez dosłownego "uczepienia się" Chrystusa
- tylko On może uczynić dla nas ten cud.
Podążając za Chrystusem, kroczymy drogą nawrócenia
i powolnego zdrowienia. Nie lękajmy się, choć nie
wiemy, dokąd nas ona zaprowadzi. Pozostajemy przecież
w ręku Boga.
Z zachwytem odkrywamy dziś, że dzięki pedagogii
Ducha Świętego, naszym udziałem staje się duchowość
wcielona, "stojąca na twardym gruncie" - jesteśmy
wszakże istotami ludzkimi, posiadającymi własną prze-
szłość, żyjącymi na ziemi, w konkretnym państwie
i określonych warunkach. Powinniśmy umieć żyć pośród
świata. Jedynym zaś sposobem realizacji tej koniecznoś-
ci jest trwać przy Chrystusie, w wolności dzieci Bo-
żych, nawet gdybyśmy zostali uwięzieni. Dziecko Boże
nie przestaje być wolne w zamknięciu ani w żadnych
innych okolicznościach. Chrześcijanie udowodnili, że
można osiągnąć duchowość wcieloną, być świadkami
i nauczać za pomocą świadectwa! Nie zostaliśmy weź-


wani do stwarzania pozorów, lecz do autentycznego
życia naszą prawdą.
Słysząc nieprzychylne opinie o praktyce uzdrowienia
wewnętrznego, myślę o długich zmaganiach, które tylu
już ludziom przyniosły duchowe ubóstwo, pokorę,
czystość oraz inne wartości, kultywowane przez świętych.
I wiem, że zdążamy we właściwym kierunku! Trzeba
dodać, że nowa pedagogia Ducha Świętego kształtuje
dzisiaj Kościół za sprawą kapitału modlitw całego świata
i wszystkich dotychczasowych/.cierpień ponoszonych
przez świętych.
Bóg zachęca jednak do pójścia za sobą jeszcze dalej.
Objawił nam rzeczy niemal niewiarogodne, jak udział
mocy przebaczenia w uzdrowieniu pamięci.
Warto wskazać różnicę między pamięcią a wspomnie-
niem. Ograniczając się do tego, co najistotniejsze, nie
będę wprowadzała uczonych rozróżnień. Pozostawmy
specjalistom naukowe polemiki; mnie wystarcza obecność
Chrystusa.
Pamięć - jest przechowalnią wspomnień, czyli
trwaniem naszej przeszłości.
Wspomnienie - to jak gdyby klisza, na której wyda-
rzenie zostało zarejestrowane w pamięci. Mogło ono być
dla nas szczęśliwe lub nie. Wydarzenie szczęśliwe jest


zapamiętywane bez zakłóceń i staje się integralną częścią
naszego życia. Dodajmy, że Bóg wykorzystuje pomyślne
wydarzenia, aby uzdrowić to, co w nas chore.
Przykre wspomnienia zapisują się w naszej pamięci
i ranią uczuciowość. Będąc śladem po doznanych frustra-
cjach lub braku miłości, przenikają naszą istotę i czynią
ją chorą.
Uważamy na ogół, że pamięć mieści się w mózgu,
najbardziej uprzywilejowanym miejscu, ale w modlitwie
o uzdrowienie wewnętrzne przekonaliśmy się jednak, że
pamięć obejmuje całe nasze wnętrze, dlatego właśnie tak
trudno zabliźnić się niektórym zranieniom. Wiemy, że
idee powstają za pośrednictwem zmysłów. Podobnie
możemy mówić o poziomie wzrokowym, słuchowym,
węchowym, smakowym i dotykowym pamięci. Musimy
również brać pod uwagę jej poziom cenestetyczny, mówi
się, że cała nasza pamięć jest wpisana w skórze.
Odkrycie to przechodzi wszelkie nasze wyobrażenia
dotyczące na przykład mechanizmów obronnych, które
wykształcamy sobie w różnym wieku.
Oto świadectwo osobiste: za każdym razem, gdy
wchodziłam do sklepu, kierowałam się ku stoisku
z damską odzieżą. Miałam manię gromadzenia bluzek.
Kupowałam najładniejsze, w najrozmaitszych kolorach.


Pewnego dnia, wróciwszy z podróży, zaczęłam szukać
ich w szafie. Znalazłam tylko sześć. Zdenerwowałam się
na matkę, gdyż to ona rozdała w międzyczasie moje
bluzki, uważając, że mam ich za dużo. Ponieważ nie
należałam jeszcze do Jezusa, wpadłam we wściekłość.
Gdy byłam w Europie, znajomi zaprosili mnie kiedyś
na kolację. Jedna z przyjaciółek przyjechała właśnie
z Chile. Przed wyjściem uprzedziłam ją, że idę się
przebrać. "Nelly, zmieniasz bluzkę już trzeci raz w ciągu
kilku godzin!" - zauważyła z zaskoczeniem. Odrzekłam,
że nie jest już całkiem świeża. "Ale przebierasz się po
raz trzeci! Twoje ubranie nie jest przecież brudne!", nie
dawała za wygraną moja przyjaciółka. Jej słowa wpra-
wiły mnie w zakłopotanie. Czułam się nieswojo.
Przebrałam się mimo wszystko, myśląc, że jest w tym
coś nienaturalnego. Policzyłam swoje bluzki. Było ich
pięćdziesiąt! Poszłam na kolację, miałam jednak zepsuty
wieczór. Byłam szczęśliwa, mogąc wrócić do siebie
i zapytać Pana, co mi dolega. Pomodliłam się i otrzyma-
łam słowo poznania, brzmiące "brudna szyja". O co
chodziło?
Jak daleko sięgam pamięcią, miałam cerę tłustą,
wydzielającą ogromne ilości łoju. Każda czysta bluzka,
gdy ją zakładałam, była nieświeża po upływie pół


godziny. Matka oddawała czasami bieliznę do wyprania
pewnej kobiecie, mówiąc: "uważaj na te bluzki, Nelly
mocno je brudzi". Gdy przechodziłam przez podwórko,
praczka przezywała mnie "górą tłuszczu". Złościłam się
wtedy. Ponieważ miałam zawsze ostatnie słowo w kłót-
niach z rodzeństwem, Alicia, jedna z moich starszych
sióstr, brała na mnie odwet, donosząc: "Mamo, Nelly
wzięła prysznic, ale nie umyła sobie szyi!" "Idź się
umyć!" - mówiła do mnie matka. Na próżno tłuma-
czyłam jej, że już to zrobiłam; matka była nieodmiennie
przekonana, że moja szyja jest brudna.
Gdy rozpoczynałam szkołę średnią, matka uprzedziła
wychowawczynię w internacie, że trzeba dopilnować,
abym dobrze myła szyję. Przez wszystkie lata nauki
byłam niezmiernie wylękniona, bo mówiono mi o tym
bez przerwy. Mycie szyi stało się moją obsesją. Kiedy
zaczęłam pracować na uczelni, okazało się, że studenci
bardzo lubią moje żywe i pełne humoru wykłady. Po ich
zakończeniu dosłownie okupowali mój gabinet; ja jednak
myślałam podejrzliwie: "na pewno przyszli zobaczyć
moją szyję". Odpychałam ich jednym gestem i nie
pozwalałam się do siebie zbliżyć.
Podczas modlitwy zrozumiałam, że moja pamięć
wzrokowa i słuchowa uległy zranieniu. Musiałam przeba-


czyć personelowi internatu, praczce, rodzeństwu i wszy-
stkim, którzy dokuczali mi z powodu mojej szyi.
Co stało się później? Sprawiałam sobie wciąż nowe
bluzki, ale moje postępowanie utraciło już charakter
patologiczny. Zaczęłam usuwać tłuszcz za pomocą waty
i wody kolońskiej. W tej chwili jestem całkowicie
pojednana z moją cerą, rodzeństwem, matką, internatem
i wszystkimi ludźmi, którzy mnie zranili. Modliłam się
przez trzy miesiące tym usilniej, że przypomniałam sobie,
jak to w internacie wstawałam każdej nocy, prałam
bluzkę i wkładałam pod materac, aby się wyprasowała!
A. Uzdrowienie pamięci roztacza przed nami nie-
zwykle możliwości - dotyka wielu dziedzin życia i wielu
cierpień. Należałoby dodać, że w przypadku modlitwy za
narkomanów dobrze jest prosić o uzdrowienie ich
pamięci smakowej.
N. Dane mi było widzieć na własne oczy powrót do
zdrowia niektórych osób uzależnionych wcześniej od
narkotyków. Człowiek zostaje uzdrowiony natychmiast,
gdy Jezus przecina więzi uzależnienia. Ważne jest
jednak, by modlić się o uzdrowienie pamięci smakowej
i węchowej, przeciwdziałając ryzyku nawrotów, spo-


wodowanych zranieniami na poziomie tych zmysłów. Po-
dobnie rzecz ma się z alkoholizmem.
Inny przypadek: gwałt. Niektóre kobiety nigdy nie
pogodzą się z wydarzeniem tak destruktywnym dla całej
ich istoty. Można jednak prosić Jezusa, aby mając na
względzie ten fakt, uzdrowił ich pamięć cenestetyczną.
Jedynie Bóg może pogodzić człowieka z nim samym po
tego rodzaju przeżyciach.
Wśród wszystkich typów pamięci zmysłowej, najczę-
ściej zraniona bywa pamięć słuchowa. Któż z nas nie
słyszał epitetów: "brzydalu, krętaczu, kłamczuchu, malu-
chu..."? Spotkałam kiedyś księdza, który cierpiał nie-
wymownie z powodu przezwiska, jakie nadano mu, gdy
był dzieckiem. Przezwisko może zabić. Jezus powiedział
przecież, że nie mamy prawa zwracać się do bliźniego
nawet słowem raka (por. Mt 5, 22). Przezwisko może
zdeptać osobowość. Najgorsze jednak, że słowo doko-
nuje wszystkiego, co oznacza. To prawda. Jestem o tym
w każdym razie przeświadczona, gdy chodzi o prze-
zwiska.
Kiedy zaś matka mówi do swojej córki lub syna:,,Nie
jesteś już moim dzieckiem!" - zadaje najgłębszą ranę
jego sercu i całej jego istocie.
' "Głupcze"


Biblia poucza nas o ojcowskim i macierzyńskim
błogosławieństwie i przekleństwie (por. Syr 3).
Nie wypowiadajmy więc nierozważnych słów, gdyż
wszystko jest zapisywane w pamięci słuchowej i przenika
do serca. Słuchamy, rejestrujemy i czujemy się zdetermi-
nowani: "Zostałem przeklęty!" Znam kobietę, na którą
ktoś rzucił przekleństwo przed zawarciem przez nią
ślubu. Jej dzieci przyszły na świat z wrodzonym upośle-
dzeniem. Co stało się powodem nieszczęścia? Jej własne
obawy czy przekleństwo? Stykamy się tu z tajemnicą.
Oglądajmy wszystko przez pryzmat miłości, gdyż to
ona jest kluczem do istoty ludzkiej. Jesteśmy przecież
stworzeni dla królestwa Światłości Bożej, a złorzeczyć,
to opowiedzieć się po stronie zła.
A. Mówisz czasem o rekonwalescencji pamięci. Co
kryje się za tym określeniem?
N. Jest to bardzo ważny element uzdrowienia. Pod-
kreślałam już, że nasza przeszłość wpisana jest w całą
naszą istotę. Zranienie na poziomie wzrokowym lub
słuchowym dotyka również psychiki i ducha; przysparza
nam cierpień, a proces powrotu do zdrowia będzie
długotrwały.


Jeśli w trakcie modlitwy Pan wskazuje nam jakąś
ranę, jej wspomnienie ma zostać uleczone bezzwłocznie;
pozostaje ona jednak zapisana w pamięci jako nośnik
bardziej lub mniej dokuczliwego cierpienia. Takie
obciążenie uczuciowe sprawia nam ból i pociąga za sobą
pewne reakcje.
Człowiek, który przeszedł chorobę somatyczną - na
przykład tyfus - nie może od razu jeść wszystkiego, co
zapragnie; w okresie rekonwalescencji powinien przes-
trzegać diety. Podobnie gdy Pan dokonuje uzdrowienia,
gdy przychodzi uzdrowić wspomnienie czegoś, co odcis-
nęło się na całej naszej przeszłości, potrzebujemy czasu,
aby osiągnąć pojednanie na wszystkich poziomach włas-
nej istoty.
Czas trwania rekonwalescencji będzie zależał od
naszej wierności modlitwie osobistej i życiu sakramental-
nemu. Najtrudniejsze bowiem do pokonania są wywołane
przez to zranienie postawy wobec nas samych, wobec
bliźnich i wobec Boga.
Uzdrowienie powinno dotyczyć więc także naszych
niewłaściwych postaw. Nie dokona się to z dnia na dzień.
Załóżmy, że byłam świadkiem gwałtownej kłótni między
rodzicami. Doznane stresy zapisały się u mnie w pamięci
słuchowej i wzrokowej. Wiele zachowań, wyrażających

Ocalić... - 5

zazdrość, gniew, nienawiść, urazy - bierze początek
r naszego dzieciństwa.
Pamiętam, że modliłam się kiedyś za pewną kobietę.
Utraciła ona matkę bardzo wcześnie. Ojciec ożenił się
powtórnie, a macocha przyprawiała ją o prawdziwe
tortury, grożąc na przykład: "Jeśli powiesz ojcu, że cię
zbiłam, wsypię mu do zupy kawałki potłuczonego szkła
i umrze". Już w okresie dorosłości owa kobieta przeży-
wała silne stany lękowe, nie wiedząc jednak, co leży
u ich podstaw. W głębi duszy obawiała się wciąż, że
macocha uśmierci jej ojca. Dziecko wierzy we wszystko,
co słyszy. To, że macocha nosi się z zamiarem zabicia
swojego męża, było niezupełnie prawdą, lecz dziewczyn-
ka tak myślała. Wspomnieniu, które pojawiło się w trak-
cie modlitwy, towarzyszyły także wspomnienia wzroko-
we. Osoba ta widziała ponownie talerze z podawanymi
jej ojcu posiłkami, w których, jak sądziła, znajdowało się
potłuczone szkło. Doradziłam jej, aby nie ustawała
w modlitwie, nawet całymi miesiącami, jeśli będzie to
możliwe. W dalszym ciągu obawiała się ona wszystkich
ludzi, szczególnie zaś tych, którzy podawali jej pożywie-
nie. Im dłużej się jednak modliła, tym gruntowniej była
uzdrawiana, gdyż Pan złożył w jej sercu przebaczenie dla
macochy i uleczył wspomnienia wszystkich chwil lęku


przed grożącym ojcu niebezpieczeństwem. Przeżyła ona
autentyczną rekonwalescencję pamięci.
Wielu sądzi, że Bóg po prostu zaciera nagromadzone
w naszej pamięci złe wspomnienia. Bóg pomaga nam
jednak zaakceptować ich treść. Można powiedzieć, że
ponownie wpisuje On w ludzką pamięć dawne wyda-
rzenia, ułatwiając nam pogodzenie się z nimi. Nie zmieni
On wspomnień i nie wymaże bolesnych doświadczeń,
gdyż pozbawiłby nas własnej, osobistej przeszłości.
A. Co rozumiesz przez "ponowny zapis wydarzeń
w pamięci"?
N. Chcę przez to powiedzieć, że pamięć rejestru-
je zdarzenie minione w chwili teraźniejszej, to zna-
czy obecnie, nie zaś w tych latach, w których ono na-
stąpiło.
Pomyślmy o siedmioletniej dziewczynce, którą
macocha straszyła zamiarem zabicia ojca. W dniu
modlitwy dziewczynka ta była już dorosłą kobietą,
zdobią do oceny owych pogróżek, do spojrzenia na nie
oczyma miłości i przebaczenia. Potrafiła też zrozumieć,
że Bóg darzący ją swoją miłością kocha również osobę,
która ją skrzywdziła taką, jaka ona jest.


Dzięki temu wspomnienie przestaje nas trapić, a fakty
powracają na stosowne dla siebie miejsce w przeszłości.
Pan przybywa zawsze, by dotknąć rany, która może
zostać uzdrowiona, ból zaś ustępuje.
A. Mówisz, że Bóg dotyka tych zranień, które mogą
zostać uzdrowione. Nie musimy więc spędzać czasu na
wyszukiwaniu doznanych krzywd. Uzdrowienie wewnę-
trzne nie jest równoznaczne z introspekcją.
N. Zaznaczam, że drogi Boże są całkowicie różne od
metod stosowanych w psychologii. Nie mamy przeprowa-
dzać introspekcji, ale zintegrować całą naszą istotę
- ciało, duszę i ducha.
Powtarzam znowu - Bóg daje nam pewne znaki,
zapowiedzi uzdrowienia. Nie ma ono nic wspólnego
z psychoterapią. Jeśli regularnie się modlimy, prowa-
dzimy życie sakramentalne i poddajemy duchowemu
kierownictwu, możemy z czasem zauważyć, że określone
sytuacje wywołują w nas wewnętrzne opory. Trzeba
wówczas prosić Boga tak długo, jak długo jest to ko-
nieczne, aby wskazał nam źródło tego zjawiska.
Pozostawieni samym sobie nie możemy nic uczynić.
Zranienia są właściwe każdej ludzkiej egzystencji. Nikt


nie może JJówiedzieć, że nigdy nie spotkała go żadna
krzywda. "
Nie powinno nas to jednak niepokoić. Swoją światłoś-
cią Chrystus wydobywa na jaw te rany, które gotowe są
otrzymać uzdrowienie. Pan doskonale zna nas samych,
naszą osobowość i sposób, w jaki przebiegało nasze
życie. Towarzyszył nam nieustannie, żył w nas; wie
o wszystkim - również o tym, że od dzieciństwa wiele
doznań chowaliśmy na dnie serca. Spychaliśmy je
w podświadomość i rozwinęliśmy różnorodne mechaniz-
my obronne. Zakładaliśmy maski i obnosiliśmy je całymi
latami, by zadowolić oczekiwania społeczeństwa, ro-
dziny, środowiska szkolnego i zawodowego.
Nigdy nie stosowałam psychoterapii i właśnie to
pozwoliło mi uchwycić Boże wymagania co do mnie
samej. Nie chce On, bym dokonywała introspekcji
i szukała nagromadzonych w mojej pamięci stresów.
Koncentrowałabym się w ten sposób na sobie. Pan
pragnie, bym obracała wzrok wytrwale na Niego, w Nim
zaś - dostrzegała moich braci.
Nadmierne skupienie na sobie może zamienić mnie
w egocentryczkę i egoistkę. Droga Pańska została ściśle
wyznaczona - Bóg chce obdarzyć nas wolnością dzieci
Bożych. By nas uwolnić, przychodzi uzdrawiać nasze


rany i posługuje się znakami odpowiednimi dla naszego
umysłu. Stara się zawsze dać nam do zrozumienia, że
uzdrowi wspomnienie określonego wycinka naszego
życia. Pochodzące od Niego znaki są różnorodne. Należą
do nich charyzmaty, jak na przykład dar wiedzy o tym,
co wiąże się z uzdrowieniem wewnętrznym, czy też
słowo poznania usłyszane w głębi serca lub wypowie-
dziane przez inną osobę.
Przychodzi mi na pamięć słowo "zając". Co może ono
oznaczać? Zając jest zwierzęciem nieśmiałym i lękliwym.
Czy jestem lękliwa? Kiedy pojawił się u mnie taki
sposób bycia? Bez wątpienia jakąś rolę musiała odegrać
tutaj władza ojcowska. Za pośrednictwem wyrazu tak
osłuchanego, Bóg chce dać mi uzdrowienie i dopełnić
mojego pojednania z ojcem.
Znakiem od Pana może być także proroczy sen. Sny
tego rodzaju zdarzają mi się czasem około trzeciej nad
ranem. Po przebudzeniu, zostawiają w pamięci ślad tak
wyrazisty, że nie mogę ich zapomnieć. Nawet gdy mi się
to udaje, Bóg powtarza je aż do chwili, w której zaczy-
nam interesować się ich wymową.
Przypominam sobie sen, powracający przez sześć
miesięcy, póki nie uświadomiłam sobie, że Jezus chce mi
coś przez niego powiedzieć. Oglądałam we śnie nadjeż-


dżające w moją stronę na czymś w rodzaju mechanicz-
nych taśm ogromne ilości butów. Widziałam je wyraźnie,
lecz nie zadawałam żadnych pytań. Po sześciu miesiącach
zaczęłam wreszcie pytać Boga o znaczenie tej wizji.
Odnalazłam wówczas w umyśle wyraz "saboty". "Gdzie
są twoje saboty?" - pytała matkę moja babka mówiąc
o dziewczynkach. W Chile rodzina posiadająca licznych
synów wzbudza ogólny podziw. Ale dziewczęta?...
"Kogo urodziła ci żona, chłopca czy dziewuchę?"
- zwracają się do młodego ojca znajomi, zastępując to
ostatnie słowo wyrazem "sabot". Babka mówiła więc do
matki: "Zadzwoń po mnie, jeśli urodzisz syna. Przyjadę
go zobaczyć. Jeśli będzie kolejny sabot, nie trać czasu".
Słowo "sabot" raniło zarówno mnie, jak i moje siostry.
Nasze rodzeństwo liczyło dwóch "książąt" i siedem
dziewczynek. Ów proroczy sen uzdrowił naszą pamięć
słuchową.
Bóg może dać nam znak w postaci czyjegoś niedys-
kretnego pytania.
Pamiętam pewną kobietę, mającą pięć córek i ani
jednego syna. Zanim znalazła się w Odnowie, powtarzała
wszystkim, że czuje się szczęśliwa. Zapytałam ją, czy nie
jest rozgoryczona z powodu braku chłopca. "Ach, Nelly,
to nieważne!" "Tak sądzisz?" - nalegałam. - "Dobrze


jest stanąć w prawdzie przed Bogiem". Pewnego dnia,
gdy grała w kanastę przy podwieczorku, ktoś wypalił
raptownie: "Szkoda, że masz same córki!" Uświadomiła
sobie wtedy swój stłumiony bunt i przyznała, że martwi
ją ten fakt.
Bóg może przemówić do nas nawet przez czyjś
złośliwy żart.
Najpotężniejszym środkiem, jakim posługuje się Bóg,
jest Pismo Święte. Gdybyż chrześcijanie mogli poznać
uzdrawiającą moc Słowa Bożego! Jest ono owocne
i żywe. Poważnym błędem katolików jest jednak przeko-
nanie, że Słowo Pańskie przemienia nasz umysł i sposób
pojmowania, nie mając wpływu na całą istotę ludzką.
Odnajdując w Słowie Pańskim narzędzie uzdrowienia,
doświadczamy cudów. Mówi o tym fragment Listu do
Hebrajczyków:
Żywe bowiem jest Słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze
niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do
rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne
osądzić pragnienia i myśli serca. Nie ma stworzenia,
które by przed Nim było niewidzialne, przeciwnie,
wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego,
któremu musimy zdać rachunek (Hbr 4, 12-13).


O mocy Słowa Bożego przekonuję się podczas
rekolekcji ignacjańskich, których uczestnicy otrzymują
każdego dnia zaledwie kilka fragmentów Pisma Święte-
go. Pozornie znanym tekstem Bóg dotyka wspomnienia
faktów, mogących być przyczyną choroby, buntu lub
głębokiego zranienia od dawna rujnującego nam życie.
W jaki sposób Słowo Pańskie może uzdrawiać?
Weźmy dwa pierwsze rozdziały Ewangelii św.
Łukasza, zwane Ewangelią Dzieciństwa. Mogą one
przynieść uzdrowienie osobie, która wciąż jeszcze się
"nie urodziła", jak gdyby nie zerwała pępowiny łączącej
ją z matką lub pozostaje zbyt mocno przywiązana do
swojego ojca.
Pan może posłużyć się ' najmniej oczekiwanymi
środkami, aby uzdrowić w nas to, co w danej chwili ma
zostać uzdrowione.
Musimy być niezwykle uważni na sposób, w jaki Bóg
przemawia do nas podczas modlitwy o uzdrowienie
wewnętrzne, możemy bowiem zadać wiele cierpień
innemu człowiekowi, nie licząc się z jego osobowością
ani z wolą Bożą. To bardzo istotne, zwłaszcza gdy
wstawiamy się za ludzi głęboko zranionych, gdyż im
właśnie najtrudniej będzie wejść na drogę uzdrowienia.
Jest tak między innymi w przypadku bliźniaków - nie-


ustannie poszukują oni swojej tożsamości. Mogłabym
wymienić trzy lub cztery osoby, które definitywnie
pozbyły się tego problemu w czasie modlitwy o uzdro-
wienie.
W modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne ludzie
dopatrują się często terapii psychologicznej. Widząc
jednak, że chodzi o duchowe nawrócenie i przyjęcie
osobistej odpowiedzialności przed Bogiem żywym
- rezygnują.
A. Chodzi przecież o to, by osiągnąć dorosłość.
N. Tak, związaną z poczuciem odpowiedzialności.
Kiedy bowiem stajemy się odpowiedzialnymi chrześci-
janami, podejmujemy zaangażowanie wobec Kościoła
i wobec bliźniego. Zaczynamy wypełniać nasze indywi-
dualne zadania wewnątrz Ciała Chrystusowego, tak jak
wypełniają je, w myśl słów św. Pawła, oczy, ręce lub
nogi tego wielkiego organizmu. Jako dojrzali chrześci-
janie, jesteśmy zdolni sprostać przeznaczonej nam roli
w Kościele i wziąć udział w uzdrawianiu tego Ciała.
Uzdrowienie wewnętrzne potrzebne jest całemu
Kościołowi! Biorąc na siebie swoją część odpowiedzial-
ności, chrześcijanin jest w stanie odpowiedzieć, dać


odpowiedź całemu Ciału Chrystusowemu i przyjąć
odpowiedź innych jego części. Staje się on jednym
z żywych kamieni, z których powstaje Królestwo - dar
nie zasłużonej niczym łaski, z Królestwa tego zaś nikt
nie będzie wyłączony. Wszyscy jesteśmy wezwani do
uczestnictwa w jego budowaniu.


Mechanizmy obronne
A. Nelly, czy chciałabyś teraz powiedzieć nam coś
o mechanizmach obronnych?
N. Zaczynamy tworzyć je sobie już w łonie matki.
Jesteśmy doprawdy bardzo przemyślni! Cztero- lub
pięcioletni maluch uderzony w przedszkolu przez kolegę
potrafi wypracować swój "system obronny".
W jaki sposób nauczyliśmy się poznawać świat? Przez
"okna na świat", jakimi byli dla nas matka i ojciec.
Czynnikami wpływającymi na mój rozwój były wycho-
wanie, kultura, szkoła. Urodziłam się w pewnym środo-
wisku. Domagało się ono ode mnie postępowania
adekwatnego do jego norm i zapatrywań. Nie potrafiłam
zharmonizować odpowiedzi na wszystkie jego oczeki-
wania. Rodzina wymagała innych zachowań niż szkoła;
społeczeństwo, swymi żądaniami, zmuszało mnie do
wykształcenia mechanizmów obronnych.


Mogą one być wielorakie. Z rozbawieniem przypo-
minam sobie, że nosiłam zawsze jedną chusteczkę za
paskiem i drugą w rękawie. Potrzebowałam ich pilnie,
gdy przy stole nagle zaczynało mi kapać z nosa. Miałam
imponujące ilości chusteczek pięknie haftowanych
w kwiatki, z literą N w rogu. Pewnego dnia ojciec
Aldunate poprosił mnie, abym towarzyszyła mu podczas
pewnych rekolekcji. Rozpoczynając wykład, otworzyłam
torebkę, aby wyjąć z niej ołówek. Co znalazłam? Mnós-
two chusteczek! Pomyślałam, że noszenie przy sobie aż
takiej rezerwy chusteczek nie jest normalne. Po wykła-
dzie, wróciwszy do swojego pokoju, uklękłam do modlit-
wy i zwierzyłam się Jezusowi, że chyba nie powinnam
mieć dziesięciu chusteczek w torebce, a na dodatek
trzydziestu pięciu w walizce. Było lato, mogłam więc je
prać. Dlaczego zabrałam aż tyle? Po dłuższej modlitwie
o wskazanie mi źródeł tej obsesji, usłyszałam w duchu:
"baran z cieknącym nosem". Oniemiałam z wrażenia. Co
mogły oznaczać te słowa?
Moi rodzice hodowali owce. W rodzinie tak licznej,
jak nasza, dzieci zadają sobie nawzajem wiele ran.
Przypuszczam, że nie wycierałam nosa, gdy było to
konieczne i podczas kłótni bracia rzucali w moją stronę:
"Baran z cieknącym nosem!" Wiem, że wołali do mnie


czasami: "Idź do twoich baranów, wytrzyj pyski swoim
przyjaciołom baranom!" Modliłam się przez sześć
miesięcy o zabliźnienie tej rany. Jestem dziś od niej
wolna. Zapominam nawet o zabraniu chusteczek, a mój
nos już nie cieknie. Oto, czym są mechanizmy obronne.
Myślę także o innym mechanizmie obronnym: zaniku
wrażliwości na bodźce. Jest on częsty. W krajach ubo-
gich spotykamy na przykład dzieci, które cierpią z powo-
du zimna, ale nie odczuwają go. Jak to się dzieje, że
potrafią osiągnąć tak daleko posuniętą niewrażliwość na
zimno? Kiedy zaś dziecko płacze z głodu, a egoistycz-
nym rodzicom zdarzy się je uderzyć, dziecko rozwinie
w sobie niewrażliwość na głód, który będzie kojarzył mu
się z bólem.
Inny rodzaj mechanizmu obronnego, to ucieczka przed
określoną sytuacją. Wycofując się, nie znamy przyczyn
naszego zachowania.
Pamiętam przedszkolankę, która w chwili modlitwy
miała około czterdziestu pięciu lat. Jej wybór zawodu był
podświadomą ucieczką. Przez całe życie wykazywała ona
tendencje samotnicze. Stworzyła też grupę Odnowy,
odsuwając się od pozostałych jej członków pod pretek-
stem, że nie słuchano jej świadectwa. Postępowała
zawsze odwrotnie niż wszyscy; miała zresztą silną
osobowość i budziła respekt.


Pewnego dnia usłyszeliśmy słowo poznania: Bóg
chciał uzdrowić osobę, która doznała szoku w wieku
czterech lat, gdy zmuszono ją do pochylenia się nad
leżącym w otwartej trumnie zmarłym. Przedszkolanka
zaczęła wówczas krzyczeć przeraźliwie. Podeszłam do
niej, by się pomodlić, i poradziłam, aby zaprosiła Jezusa
do owego dramatycznego epizodu z przeszłości.
Co się zatem stało? Po śmierci jej matki, wujek wziął
dziewczynkę na ręce i trzymając nad trumną, kazał
ucałować zwłoki. Po pewnym czasie zerwała ona wszel-
kie kontakty ze swoim krewnym.
Musiała więc przebaczyć Bogu, że tak wcześnie
utraciła matkę, i przebaczyć wujowi, do którego nie
odezwała się od trzydziestu pięciu lat. Bóg pokazał jej,
że wypracowała sobie mechanizm ucieczki. Dziś jest
uzdrowiona.
Innym jeszcze mechanizmem jest sublimacja. Może
ona polegać na tym, że nie chcemy dostrzec w naszych
rodzicach żadnych wad. Ileż osób pośpiesznie wstępuje
do zakonu, by umknąć przed władzą macierzyńską lub
ojcowską! Już jako zakonnicy i zakonnice przypisują oni
swoim rodzicom wszelkie możliwe zalety. Takie samo-
okłamy wanie się może pociągnąć za sobą bardzo przykre
konsekwencje...


A. Mówiąc o uzdrowieniu wewnętrznym, wspominasz
często o destabilizacji. Czy możesz wyjaśnić nam, o co
chodzi?
N. Trudno jest pogodzić się z destabilizacją, polega-
jącą na przejściu od "dawnego" do "nowego człowieka".
Znam "dawnego człowieka", jakim jestem, lecz nie
potrafię zaakceptować istoty, której Jezus chce dać życie.
Aby stać się dzieckiem Ducha Świętego, muszę porzucić
wszystkie swoje maski, pancerze - i przywdziać nowego
człowieka. Nie jest to łatwe. Stare odzienie pasowało do
"dawnego człowieka", znającego świetnie swoje sekretne
miejsca, próbującego jeszcze ukrywać się i wymykać.
Chce on pozostać takim, jakim był.
Życie duchowe jest jednak walką. Nie możemy
podtrzymywać dawnego stanu, trwając we wszystkicn
naszych winach i grzechach.
Niektóre osoby proszące o modlitwę w intencji
własnego uzdrowienia wewnętrznego nie mają poczucia
grzechu, a ich postępowanie jest nieszlachetne. Wiedzą,
że dopuszczają się przewinień wobec Boga, są jednak
zdania, że wystarczy spowiedź, aby być w porządku.
Jest naprawdę konieczne, abyśmy zaprzestali czynie-
nia jakiegokolwiek zła. Nasze niewłaściwe przyzwy-

Ocalić... - 6

czajenia odcinają nas od pełni życia Bożego, od Bożej
miłości i czułości dla człowieka. Jeśli na przykład
uparcie osądzamy bliźnich, pozostaniemy zamknięci na
miłość, jaką chce obdarzyć nas Jezus.
Zerwanie z wszystkimi złymi czynami dawnego
człowieka przynosi poczucie destabilizacji - nie znamy
przecież nowej osobowości, jaką otrzymamy. Istnieją
również pokusy i potknięcia. Jeśli jednak, podawszy dłoń
Jezusowi, podążymy w ślad za Nim, grzech będzie
zaledwie przypadkiem w naszym duchowym życiu,
a słabości zaczną stopniowo zanikać.
A. Do tej pory niewiele mówiłaś o grzechu...
N. W czasie modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne
stajemy z nim twarzą w twarz. Poznajemy własną
grzeszną naturę, nieumiejętność czynienia dobra, naszą
nicość przed Bogiem. Grzeszymy oczyma, słuchem, całą
naszą istotą. Jezus musi wziąć nas w swoje ręce, uzdro-
wić i odnowić. Każde zwycięstwo nad sobą zawdzię-
czamy wyłącznie Jego łasce.
Nasze rozumienie grzechu bywa często niepełne.
Podstawowy grzech polega na odrzuceniu miłości Bożej.
Świadomi, że Bóg nas kocha, pojmujemy, iż są rzeczy,
których nie wolno nam już powtarzać.


Czasami też, w trakcie modlitwy o uzdrowienie
wewnętrzne, przypomina nam się konkretny grzech
popełniony w przeszłości; czyn, który uznawaliśmy za
naturalny, a który postrzegamy dziś jako zło. Ważne jest,
aby wyznać go na spowiedzi i w tej właśnie sprawie
pojednać się z Bogiem.


Modlitwa wyciszenia, modlitwa cząstkowa
i modlitwa chronologiczna
A. Czy możesz teraz przedstawić nam różnice między
modlitwą wyciszenia, modlitwą cząstkową i modlitwą
ł?ii
chronologiczną? ,
^*
N. Gdy ktoś prosi o wstawiennictwo naszą grupę
modlitewną, orientuję się szybko, po który z tych trzech
rodzajów modlitwy należy sięgnąć.
Najprostszą i najłatwiejszą modlitwą, na która stać
każdego z nas, jest modlitwa wyciszenia. Na czym ona
polega?
Odwiedziła nas kiedyś pewna kobieta. Modliliśmy się
wszyscy w otwartej kaplicy, ona zaś pozostawała w głębi
nawy. Gdy zaczęłam wykład o miłości Boga do czło-
wieka, osoba ta rozzłościła się na mnie, zarzucając, że
niepodobna mówić o Bożej miłości, skoro ludzkość
nękana jest przez tyle nieszczęść - tortury, pozbawienie


wolności, handel bronią... Jak mogę powoływać się na
miłość Bożą, wiedząc o całym udręczeniu świata?
Uznałam, że dyskusja nie przyniesie żadnych rezulta-
tów. Zapytałam tylko, czy chce, abyśmy się za nią
pomodlili i zachęciłam, by usiadła. Rozpoczęłam modlit-
wę wyciszenia słowami: "Panie, stawiam przed Tobą
Twoją córkę. Znasz dobrze ją samą i jej przeszłość.
Proszę, napełnij jej serce, umysł, całą jej istotę, Twoją
miłością i czułością". Kobieta płakała przez niemal
kwadrans, gdy śpiewaliśmy w językach, a przyjąwszy
łaskę nawrócenia, uczestniczyła odtąd w spotkaniach
naszej grupy.
Modlitwa wyciszenia jest nieskomplikowana. Wystar-
czy, że poprosimy Jezusa, by obdarzył swoim pokojem
osobę, za którą orędujemy. Gdybyśmy odważali się
częściej przekazywać innym to, co zostało nam dane
mimo naszego ubóstwa, zebralibyśmy o wiele obfitszy
plon nawróceń.
W odmienny sposób przebiega modlitwa cząstkowa.
Służę nią osobom nie należącym do Odnowy w Duchu
Świętym. Tak jak poprzedni rodzaj modlitwy, bywa ona
zaczątkiem ludzkich powrotów do Boga. Proszę zaintere-
sowaną osobę, by opisała swoje przeżycia, zwłaszcza zaś
te, które najmocniej ją zraniły. Następnie ogarniam


modlitwą każdy z powierzonych mi faktów. Modlitwa
cząstkowa dotyczy więc zapamiętanych zdarzeń, które
boleśnie odbiły się na naszym życiu.
Modlitwa chronologiczna o uzdrowienie jest modlitwą
o szerszym zasięgu, do której nie wszyscy jesteśmy
przygotowani. Aby zrozumieć ją i przeżyć w sposób
odpowiedzialny, trzeba jakiś czas należeć do Odnowy
w Duchu Świętym, regularnie modlić się i przystępować
do sakramentów.
Modlitwa ta obejmuje całe życie człowieka od
poczęcia aż do chwili obecnej. Wiemy, że Bóg dotknie
wszystkich zdarzeń naszej przeszłości gotowych do
przyjęcia uzdrowienia; dotknie naszych wspomnień.
Rozpoczynamy wiec od modlitwy za moment poczę-
cia. Dalej modlimy się za każdy miesiąc spędzony przez
dziecko w łonie matki i za każdy rok późniejszego życia,
na ogół po pięć kolejnych lat. Pamiętajmy, że okres ciąży
oraz dziesięć pierwszych lat wywierają dominujący
wpływ na cały rozwój osobowości. Podczas modlitwy
przyjmujemy dary Ducha, których zechce nam On
udzielić. Bóg objawia nam zdarzenia, jakich człowiek ten
nie ma odwagi wyznać, a także inne, znajdujące się poza
kręgiem jego świadomości; wszystkie te sytuacje, które
zraniły go lub doprowadziły w jego zachowaniach do
pewnych odchyleń od normy.


Dobrze jest modlić się bez pośpiechu, zgodnie
z indywidualnym rytmem danej osoby. Można robić to
nawet przez cały rok, jeżeli przeżycie uzdrowienia było
zbyt intensywne i konieczny jest dłuższy okres na
przyswojenie odebranych łask. W każdym razie należy
posuwać się krok po kroku, przypominając wciąż o po-
trzebie życia modlitwą i sakramentami w czasie dzielą-
cym poszczególne spotkania.
Modlitwa chronologiczna o uzdrowienie musi więc
być kontynuowana niejednokrotnie przez cały rok. Jej
trwanie zależeć będzie od duchowej i psychicznej
dojrzałości danego człowieka.
Oferuje nam ona wiele możliwości i trzeba wiedzieć,
że jest to przedsięwzięcie, które nigdy nie zostanie
ukończone. Jedyną drogą do coraz pełniejszego zdrowia
jest przyjęcie odpowiedzialności i znaków, które Bóg
daje nam zgodnie ze swoją wolą w ciągu całego naszego
życia, tak bogatego w wydarzenia.
Jestem bardzo zaskoczona, że mimo wieloletniej
służby, podczas wszystkich prowadzonych przeze mnie
spotkań i rekolekcji, Bóg dotyka w mojej pamięci coraz
to innych faktów przysparzających mi cierpień, choć
zapomnianych lub zepchniętych w podświadomość.
Przypomnijmy, że modlitwa taka wywołuje silne
poczucie destabilizacji. Boże oczyszczanie przebiega


czasem w sposób niełatwy do zniesienia. Rzadko gotowi
jesteśmy odstąpić od wszystkich naszych mechanizmów
obronnych. Nie chcemy pozostać bezradni wobec innych
ludzi i wobec życia. Nie wiemy, jakie mielibyśmy wtedy
przyjąć zasady postępowania.
Jeśli jednak dochowamy wierności, Bóg wkrótce
postawi nas na nogi i uczyni wolnymi! Nie bójmy się, że
utracimy cokolwiek. Od Boga otrzymamy wszystko,
a życie odmieni wówczas swoje oblicze.
A. Powiedz nam, proszę, coś o modlitwie dotyczącej
życia w tonie matki.
N. Modlitwa ta jest najpiękniejszą częścią mojej
posługi. Przynosi niebywałą ilość uzdrowień!
Powinniśmy wiedzieć, że cierpienia spotykały nas już
od chwili poczęcia. Choć może się to wydawać niepraw-
dopodobne, także w łonie matki jesteśmy wolni. Nie
chodzi oczywiście o wolność w rozumieniu psychologicz-
nym, o zdolność dokonywania wyboru między A i B,
między "czarnym" i "białym". Wolność taka jest zaled-
wie częścią naszego "ja".
Wolność, o której mówię i którą odkryłam (niektórzy
psychologowie i psychiatrzy na pewno podadzą to
w wątpliwość), jest wolnością w Chrystusie, wpisaną


w całą naszą istotę i w pewien sposób zawiera w sobie
naszą wolność psychiczną, gdy zaczynamy działać.
Na czym zasadza się wolność w Chrystusie?
Jest to wolność, którą Chrystus zdobył dla nas swoją
śmiercią i zmartwychwstaniem. Powołajmy się na
fragment Księgi Powtórzonego Prawa:
Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć
i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana,
Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego
polecenia, prawa i nakazy, abyś żył (...) (Pwt 30,
15-16).
W Księdze Syracha znajdujemy inny cytat mówiący
o ludzkiej wolności:
Położył przed tobą ogień i wodę, co zechcesz, po to
wyciągniesz rękę. Przed ludźmi życie i śmierć, co ci
się podoba, to będzie ci dane" (Syr 15, 16-17).
Znaczenie tej wolności w Chrystusie polega na
uzdolnieniu nas do wyboru życia. W każdych warunkach
możemy dokonać wyboru między życiem i śmiercią.
Co dzieje się w łonie matki? Wystarczy czasem
wypadek, a nawet zupełnie błahe zdarzenie, abyśmy
wybrali śmierć.
Przypuśćmy, że kobieta oczekująca dziecka znajduje
się w domu sama. Nagle ktoś wkrada się i grozi, że ją


zabije. Kobieta mdleje, mężczyzna z jakiegoś powodu
ucieka. Dziecko w jej łonie przejęło na siebie jednak cały
lęk, jakiego doświadczyła matka. Będzie nacechowane
nim do końca życia. Ze względu na ów szok, dziecko
w matczynym łonie wybierze śmierć, przerażenie i strach.
Wiemy, że w Ameryce Łacińskiej najgorętszym
pragnieniem rodziców oczekujących dziecka jest mieć
syna. Jak już mówiłam, w naszej rodzinie było siedem
dziewcząt i dwóch chłopców. Urodziły się więc pierwsza,
druga, trzecia dziewczynka... byłam nią ja. Babka robiła
wiele przykrości mojej bardzo młodej wtedy matce.
Nakazywała ojcu mieć syna, który nie przychodził wciąż
na świat. Podczas modlitwy o uzdrowienie czułam, że
oczekiwano mnie jako chłopca, a nie jako dziewczynkę.
Całej ciąży mojej matki towarzyszył lęk. Modląc się,
słyszałam w głębi duszy jej obsesyjne pytanie: "Czy
będzie to chłopiec, czy dziewczynka?" Nadszedł moment
rozwiązania. Nie chciałam się jednak urodzić, ponieważ
byłam dziewczynką. Wybrałam śmierć; odmawiałam
przyjęcia życia, które otrzymałam. Później walczyłam
zawsze z wszystkimi, nigdzie nie było mi dobrze,
nosiłam w sercu poczucie odrzucenia.
Możemy w ten sposób odnaleźć wiele stresów, jakie
dotknęły nas podczas życia płodowego. Modląc się za


kolejne miesiące istnienia maleńkiego człowieka w łonie
matki, widzimy wszystkie niewiarogodne zranienia, które
odsłania przed nami Bóg.
Modlitwa ta pociąga za sobą prawdziwe uzdrowienia
fizyczne. Do niedawna na przykład często chorowałam
na wątrobę. Pewnego dnia czułam się bardzo źle, badania
nie wykazały jednak nic szczególnego. Ponieważ zajmo-
wałam się formacją grup modlitwy o uzdrowienie
wewnętrzne, postanowiłam poprosić braci i siostry, aby
się za mnie modlili.
Jedna z sióstr w Panu otrzymała rozeznanie, zgodnie
z którym moja matka miała żółtaczkę, gdy w moim
organizmie formowała się wątroba (drugi lub trzeci
miesiąc życia płodowego). Najwłaściwszym rozwiąza-
niem było rzecz jasna prosić Boga, aby wziął w swoje
dłonie moment formowania się tego organu, uzdrawiając
go ze skutków przebytej przez matkę choroby. Wkrótce
potem lekarze stwierdzili, że jest on w doskonałym
stanie. Szybko wróciłam do całkowitego zdrowia.
Dziecko odczuwa więc każdy wstrząs, cierpienie lub
wypadek, zdarzający się jemu samemu i matce, pod
której sercem przebywa. Pomyślmy, co czuje dziecko,
którego matka zmuszona jest leżeć w łóżku, aby zacho-
wać ciążę. Pomyślmy także o matkach - ofiarach poważ-
i
l


nych wypadków drogowych lub tych, które utraciły
właśnie kogoś bliskiego. Mała istotka w ich łonie będzie
naznaczona piętnem śmierci, lękiem przed śmiercią.
Pamiętajmy też o wpływie serca matki na rozwój
dziecka. Przez cały czas życia płodowego mały człowie-
czek słyszy odgłos uderzeń, będących znakiem matczynej
obecności.
Pomyślmy o wszystkich doznaniach odbieranych
wprost lub za pośrednictwem matki, o wstrząsach,
poczuciu opuszczenia... Niektóre kobiety zdają sobie
sprawę ze swojej ciąży dopiero w czwartym lub piątym
miesiącu. Dziecko, które nie czuje się oczekiwane,
rozwija w sobie emocje negatywne.
Z najwyższym zdumieniem przekonujemy się, jak
olbrzymią, nieocenioną wagę może posiadać modlitwa za
życie płodowe.
Warto wreszcie podkreślić znaczenie chwili narodzin.
Lekarze powinni za wszelką cenę znaleźć sposób, aby
złagodzić stres, jakim dla noworodka jest poród. Jak
opisać strach wywołany przez pierwszy kontakt z chło-
dem tego świata?
Narodziny dziecka zagrażają czasem życiu matki. Po
porodzie natychmiast odsuwa się dziecko, by czuwać nad
zdrowiem kobiety. Może to wpłynąć niekorzystnie na


niemowlę: "Nie kochacie mnie, pozostawiacie samego,
trudno, muszę sobie jakoś radzić". Ewolucja tego czło-
wieka w wieku dojrzałym postępować będzie w kierunku
głębokiej depresji. Nikt nie jest przecież w stanie polegać
wyłącznie na własnych siłach.
Wielkim szokiem dla dziecka jest użycie kleszczy
porodowych. Następuje wówczas wtargnięcie do miejsca
jego schronienia, dziecko zostaje pochwycone za główkę
i odbiera to jako agresję. Jeśli noworodek nie jest
odpowiednio rozwinięty, umieszcza się go w inkubatorze.
Dziecko doznaje wtedy rozdzierającego poczucia opusz-
czenia. Nową ranę może zadać mu odmowa karmienia
piersią...
Możemy zostać zranieni na różne sposoby, nawet jeśli
matka zrobiła wszystko, by nas przyjąć.
Pan w swojej dobroci przybywa, aby ukazać nam
nasze życie płodowe i korzenie obecnych cierpień,
sięgające najgłębszych sfer naszej istoty. Uzdrawia
choroby i wszelkie zachowania odbiegające od normy,
czyniąc to dla naszego dobra i na swoją chwałę.


Związki między
uzdrowieniem wewnętrznym a psychologią,
uzdrowieniem fizycznym i wzrostem duchowym
A. Przejdźmy teraz, proszę, do innego tematu. Chciał-
bym, abyś porównała uzdrowienie wewnętrzne z osiąg-
nięciami psychologii.
N. Wielu ludzi interesuje się psychoterapią oraz
innymi metodami stosowanymi przez psychologię.
Gotowi są zapłacić słono, aby poddać się tym popular-
nym dziś sposobom leczenia. Wypróbowawszy każdy
z nich w swoim dążeniu do większej harmonii wewnę-
trznej, zachowują mimo wszystko wiele zranień. Jedyną
osobą, która może przynieść nam uzdrowienie, jest
Chrystus, nikt inny! Nie ujmuję zasług psychologii, moja
służba ma jednak charakter duchowy.
Osoby, które przeszły leczenie tego rodzaju, dostępują
często uzdrowienia wewnętrznego na poziomie psycholo-
gicznym. Ich droga uzdrowienia jest drogą psychoterapii.


Zasadnicza różnica leży w tym, że uzdrowienie
wewnętrzne jest spotkaniem z Chrystusem, Bogiem
żywym, który uzdrawia nas i stopniowo nawraca. Wy-
obraźmy sobie, że może On doprowadzić w krótkim
czasie do rezultatów uzyskiwanych przez psychologów
lub psychiatrów po dziesięciu latach lub jeszcze dłuż-
szym czasie leczenia! W trakcie naszych modlitw Bóg
posługuje się charyzmatami. Sam Kościół nie zawsze
rozumie te ostatnie i ma skłonność do ich odrzucania.
Przemieniając ducha, Jezus przemienia również ciało
i duszę. Nie jestem wcale zaskoczona, gdy u osoby
wyzwolonej od poczucia winy, raniącego zwykle ducha,
duszę i ciało - następuje zanik nowotworu. Jednym
dotknięciem Bóg uzdrawia całą naszą osobę.
Powtarzam z naciskiem, że trudno odmówić znaczenia
psychologii. Niektórzy zostali zranieni tak głęboko, że
trzeba cierpliwej pracy psychologa lub psychoanalityka,
by pomóc im ponownie narodzić się do życia; pod
warunkiem, że wysiłkowi temu towarzyszyć będzie
wytężona modlitwa. Przyznajmy, że do modlitwy
o uzdrowienie wewnętrzne konieczne jest pewne mi-
nimum zdrowego rozsądku i rozeznania naturalnego oraz
wiele miłości. Są to zarazem cechy dobrego psychologa.
Ludziom prostym, jakich spotyka się na co dzień"
w Ameryce Łacińskiej i tu, w Europie, ludziom, któryctf


zranienia są na szczęście powierzchowne, oraz tym,
którzy modlą się i godzą naśladować Jezusa - modlitwa
o uzdrowienie wewnętrzne wystarczy w zupełności.
Trzeba podkreślić, że pierwotną przyczyną wszelkich
chorób jest odejście od Boga. Grzech pierworodny,
odcinając nas od Stwórcy, otworzył dostęp do świata złu
i śmierci. Jedynym sposobem odzyskania zdrowia jest
powrót na drogi Boże, nawrócenie i podjęcie wszystkie-
go, od czego odstąpiliśmy. Uzdrowienie wewnętrzne
otwiera nam oczy na skarby Kościoła i życia sakramen-
talnego, na wartości duchowego życia świętych. Dzięki
niemu dokonujemy ponownego odkrycia utajonych
bogactw. Na przykład wielu jezuitów związanych z Od-
nową w Duchu Świętym z radością doświadczyło mocy
uzdrowienia kryjącej się w Ćwiczeniach ignacjańskich.
Czy pomniejszam rolę psychologii?
Psychologia nie jest moją domeną. Naszym Panem
jest Bóg! Jezus jest sprawcą uzdrowienia. My sami
pozostajemy tylko narzędziami, przez które przepływa
Jezusowa moc uzdrowienia. To Jemu przypada inicjatywa
dotknięcia ludzkiego ducha lub psychiki.
Nie uważam się za psychologa, trudno jednak powie-
dzieć, że się nie modlę lub ignoruję znaki Boże. Nie
mogę też kwestionować owoców mojej posługi, za które
wielbię Boga.

Ocalić... - 7

A. Widzę jednak, że nie lekceważysz podstawowych
zasad psychologii. Okazujesz także najwyższą ostrożność
w swoim podejściu do osób ciężko chorych.
N. Oczywiście. Członkowie Odnowy nie muszą być
profesjonalistami w każdej dziedzinie. Wnikliwe rozezna-
nie jest nieodzowne. Musimy za wszelką cenę unikać
podejścia czysto psychologicznego. Nasza droga jest
drogą duchową, zachętą do nieustannych nawróceń.
Wyobraźmy sobie człowieka ciężko chorego, o zupeł-
nie zniszczonych płucach. Ktoś radzi mu, aby poprosił
grupę Odnowy w Duchu Świętym o nałożenie rąk
i modlitwę o uzdrowienie. Dowie się on, że do grupy
należy "niezwykła kobieta, posiadająca nadzwyczajne
charyzmaty". Jego płuca zostaną być może uzdrowione.
Powtarzam, że jestem zdziwiona odchodzeniem od grup
modlitewnych osób, które doznały uzdrowienia. Są one
jakby "konsumentami" Bożej rzeczywistości. Człowiek
ten odzyskał zdrowie i wierzy, iż Bóg miał go uzdrowić.
Odchodzi i nie dochowuje wierności w modlitwie.
Dzięki uzdrowieniu wewnętrznemu, przemianie
podlega cała istota ludzka. Znamy nasz stan i mamy
świadomość stanu, w którym znajdowaliśmy się poprzed-
nio. Osobiście nie chciałabym do niego powrócić. Byłam
intelektualistką walczącą bronią racjonalizmu. Wiem, od


czego uwolnił mnie Jezus. Nikt nie może powiedzieć, że
Jezus nie uzdrawia. Przekonałam się o tym na podstawie
doświadczeń własnych i mojej rodziny.
Zamykając temat, chciałam dodać, że w dniu, w któ-
rym psychologowie staną się autentycznymi narzędziami
w ręku Boga, na nowo odkryjemy sens przebaczenia.
Kiedy zapomną oni o sobie i zechcą być narzędziami
Bożymi, Pan dokona za ich pośrednictwem licznych
cudów. Już dzisiaj Jezus czyni cuda przez lekarzy
gotowych złożyć swoją wiedzę u Jego stóp.
A. Proszę, przedstaw nam teraz związek pomiędzy
uzdrowieniem wewnętrznym a uzdrowieniem fizycznym.
N. Wracam do prawdy, o której już wspominałam:
istota ludzka składa się z ciała, duszy i ducha.
Jest powszechnie wiadome, że większość chorób ma
charakter psychosomatyczny. Znaczy to, że choroba
fizyczna swymi korzeniami sięga głębszych warstw
naszej osobowości.
Bóg zna nas na wylot. Wie, co możemy przyjąć. Są
tacy, którym do nawrócenia potrzebne jest uzdrowienie
fizyczne. Nie wszyscy jednak ludzie uzdrowieni na ciele
pozostają wierni Bogu. Podczas rekolekcji natomiast


zdarza się często, że Bóg dotyka samych korzeni cho-
roby. W jednej chwili przywraca On harmonię całej
istoty: ciała, duszy i ducha.
Myślę w tej chwili o pewnej chorobie uznanej przez
medycynę za nieuleczalną. Zakonnica, która przyjechała
kiedyś odbyć rekolekcje, cierpiała tak bardzo, że nie była
w stanie nawet uklęknąć. Razem z ojcem prowadzącym
rekolekcje wyjaśnialiśmy jej, na czym polega przeba-
czenie. Powtarzaliśmy, że nie zależy ono od uczuć
i można zdobyć się na nie mimo drzemiącego w nas
buntu. Sam Chrystus chciał pomóc jej w uczynieniu tego
kroku pojednania. Zakonnica postanowiła zrobić go
w oparciu o moc Pana. W cztery dni później zaczęła
odczuwać pokój wewnętrzny. Opuścił ją dziwny ciężar.
Zaproponowaliśmy wtedy modlitwę o uzdrowienie
fizyczne, która odniosła natychmiastowy skutek. Zakon-
nica mogła też przekonać się, do jakiego stopnia niewłaś-
ciwa postawa wobec innych, a głównie brak przeba-
czenia, naruszyły jej zdrowie fizyczne. Jej organizm
został uzdrowiony wbrew niepomyślnym przewidywa-
niom lekarzy; odzyskała równowagę psychiki oraz ducha,
gdyż przebaczenie dotyczy zwłaszcza naszej sfery
cfachowej. Ukoronowaniem wszystkiego stały się dla niej
spowiedź i sakrament namaszczenia chorych. Dziś jest
uzdrowiona fizycznie, psychicznie i duchowo. '


Uzdrowienie to nie wyeliminowało jednak skutków
około sześćdziesięcioletniej historii cierpień. Wiele
innych rzeczy potrzebowało jeszcze przemiany w jej
sercu; dzięki uzdrowieniu poznała ona jednak Bożą
miłość i czułość dla człowieka.
A. Chciałbym prosić cię teraz o ostatnie porównanie
- uzdrowienia wewnętrznego ze wzrostem duchowym...
N. Uzdrowienie wewnętrzne jest organicznie związane
ze wzrostem duchowym. Powtarzam jeszcze raz: uzdro-
wienie wewnętrzne mocą żyjącego Chrystusa przywraca
równowagę całej istoty ludzkiej (ciała, duszy i ducha).
Dążąc do uzdrowienia wewnętrznego, powoli staję się
"chrystocentryczna", zachowując oczywiście wiele
zamkniętych furtek w swoim sercu. Pozostaje w nim
mnóstwo więzów, zatrzaśniętych zamków, "nie" po-
wiedzianych Bogu, mnóstwo nieuporządkowanych
przywiązań. Bóg jest jednak cierpliwy. Wiem dobrze, że
jeśli dochowam wierności modlitwie i życiu sakramental-
nemu, coś we mnie ulegnie przemianie. Ponieważ ma ona
być dogłębna, nie obędzie się przy tym bez trudu i cier-
pień. Muszę pozwolić Bogu zawładnąć mną i dopuścić
światło w zakamarki mojej przeszłości.


W miarę jak Bóg ukazuje mi nieznaną ranę, jestem
coraz bardziej wolna. Wzrastam duchowo i powoli
ustępuję z moich pozycji obronnych. Coraz jaśniej
oświetla mnie blask Boga żywego, który zachęca każde-
go człowieka do coraz większego oddania, do bycia
"chrystocentrycznym" - ugruntowanym w Chrystusie.
Na ogół nie zastanawiam się nad własną świętością.
Nie robię tego, ponieważ świętość pochodzi od Boga.
Jezus polecił nam jednak być doskonałymi, jak
doskonały jest Ojciec nasz niebieski. Powinniśmy dobrze
zrozumieć Jego słowa - mamy miłować tak, jak miłuje
Bóg. Doskonałość leży w miłości; łaska Boża pozwala
nam osiągnąć miłość w Chrystusie, całkowicie otwartą na
Boga Ojca i bliźniego, okazującą troskę o wszystkich bez
wyjątku i patrzącą na cały świat Jezusowymi oczyma.
Zdobędziemy prawdziwe szczęście dopiero wtedy, gdy
razem ze św. Pawłem będziemy mogli powiedzieć "...już
nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus" (Ga 2, 20).
Fascynuje mnie przypadek świętego Piotra. Do
jakiego stopnia nawrócenia udało mu się dojść, skoro
nawet jego cień przywracał zdrowie leżącym na drodze
chorym!
Czy charyzmatycy modlący się dziś o uzdrowienie
potrafią tak dalece zapomnieć o sobie i pozwolić działać


Jezusowi z Jego mocą uzdrawiania? Czy nie 'szukają
próżnej chwały, czy obumierają sobie samym? Nie
jestem wcale pewna, że mnie się to udaje!
Chciałabym więc kochać bliźnich jak Jezus, nie
odrzucając nikogo. W takiej właśnie postawie tkwi istota
świętości.
A. Czy to, o czym mówisz, ma związek z życiem
mistycznym?
N. Określenie "mistyka" kojarzy nam się z wycią-
gniętymi ku górze ramionami, ze świętą Teresą z Avila
i świętym Janem od Krzyża.
Mistyk żyje tajemnicami niewidzialnymi, lecz bardziej
realnymi niż to, co postrzegają nasze zmysły. Usiłujemy
ogarnąć mistykę naszym intelektem. Za każdym razem
jednak, gdy sięgamy po dary Ducha Świętego, stajemy
się mistykami. To jasne jak na dłoni!
A. W czasie modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne pro-
simy często Jezusa, aby obdarzyl serce danej osoby cala
miłością ojcowską, jakiej potrzebuje; w wielu przypad-
kach modlimy się też do Maryi, aby wlala weń swoją ma-
cierzyńską miłość. Czy doświadczenie miłości Boga Ojca
i Maryi jest nieodłącznym składnikiem uzdrowienia?


N. Przekonaliśmy się dzięki modlitwie, że Bóg chce
odnowić w każdym człowieku swój obraz jako Ojca,
a także odnowić obraz Maryi.
Postrzegamy świat tak, jak postrzegaliśmy naszych
rodziców. Człowiek, który miał apodyktycznego ojca,
pozostanie napiętnowany jego władzą. Ten, kto nie miał
ojca, w wieku dorosłym doświadczać będzie skutków
jego nieobecności. Syn, który nie był kochany dlatego, że
ojciec życzył sobie mieć córkę, odczuwać to będzie
również w późniejszym swoim życiu.
Człowiek może cierpieć z powodu zaborczości matki,
która do reszty zdusiła jego osobowość.
Oto cała seria czynników wpływających na życie
człowieka w dzieciństwie i wieku dojrzałym. Nawet
wielki uczony może zachować w podświadomości
uczucia dwu- lub trzylatka zranionego przez wydarzenie,
które zablokowało rozwój jego osobowości.
Nad naszym rozwojem może zaciążyć zniekształcony
obraz ojcostwa, który rzutować będzie na wyobrażenie
o Bogu, naszym Ojcu. Jeśli ojciec był zawsze nieobecny,
Bóg Ojciec będzie całkowicie obcy naszemu życiu. Jeżeli
natomiast dziewczynka doznała jakiejś krzywdy ze strony
dorosłego mężczyzny, Jezus Chrystus przestanie być
i nigdy nie stanie się bliski jej sercu.


Dziecko natomiast, w którego życiu nieobecna jest
Maryja, zostało zranione w swoich relacjach z matką.
W jakim kierunku przebiega proces uzdrowienia
wewnętrznego? Cudownie jest przekonywać się, że Bóg
pragnie odnowić w nas wizję macierzyństwa i ojcostwa.
Nadchodzi, by złożyć w sercu człowieka dorosłego
zdolność przebaczenia rodzicom (lub wszystkim, którzy
w jakiś sposób ich zastępowali), pomagając mu pojednać
się z obiektywnym obrazem jego ojca lub matki.
Na początku modlitwy o uzdrowienie nie posiadamy
zwykle jasnego rozeznania, które pojawi się jednak
wkrótce. Na przykład oschłość ojca wobec dzieci wynika
często z braku jego własnego doświadczenia ojcowskiej
czułości. Czy mógł dać nam więcej, niż otrzymał?
Odnowienie obrazu rodzicielstwa poszerza nasz świat
duchowy, wybitnie przyczyniając się do wzrostu wewnę-
trznego i pozwalając człowiekowi zjednoczyć się z całą
Trójcą - Ojcem, Synem i Duchem, a także z Maryją
i świętymi. Umożliwia nam ono przyjęcie wszystkich
duchowych skarbów wiary chrześcijańskiej.


Filary uzdrowienia wewnętrznego
l
ŻYCIE w DUCHU. PROWADZENIE PRZEZ DUCHA ŚWIĘTEGO
A. Jezus jest naszą drogą do Ojca; Maryja jest naszą
matką. Co mogłabyś dodać na temat życia w Duchu
Świętym?
N. Jesteśmy wezwani do tego, by w Duchu Świętym
podążać ku uzdrowieniu wewnętrznemu. Słowo Boże
głosi, że Duch prowadzi nas do całej prawdy. Jest
naszym przewodnikiem. Życie w Duchu ma dla nas
decydujące znaczenie, ponieważ od Ducha Świętego
otrzymujemy wszystko. To On otwiera nasze oczy na
poznanie Boga i objawia nam Jego tajemnice. To On
czyni z nas chrześcijan wcielających w życie swą wiarę,
oczyszcza nasze spojrzenie i snach. Duch Święty prowa-
dzi do Jezusa.
Niezmiernie ważne jest, aby każdy człowiek zrozu-
miał, że Duch Święty to osoba, trzecia osoba Trójcy.


s
Poddać się Duchowi Świętemu, to pozwolić się Mu
prowadzić. Nasz Ojciec w niebie chce, abyśmy prosili Go
o tę łaskę; pragnie nam jej udzielić, abyśmy byli dosko-
nali tak, jak On sam jest doskonały. Bóg jest miłością;
miłość to podstawa całego życia chrześcijańskiego.
Powinniśmy prosić o łaskę prowadzenia przez Ducha
Świętego, ponieważ zostaliśmy powołani do świadczenia
o Bogu naszym życiem. Jeśli uda nam się ożywić czyjąś
wiarę, nie stanie się to dzięki mnożeniu słów, ale dzięki
świadectwu naszego życia, przemianie dokonanej przez
Ducha Świętego w nas samych.
Na czym polega więc prowadzenie Ducha Świętego?
Jest to Jego specjalne kierownictwo, przeznaczone dla
wszystkich chrześcijan - prostowanie, nauczanie, oczysz-
czanie i wskazywanie grzesznych przyzwyczajeń, wyraża-
nie woli Bożej za pośrednictwem znaków (natury fizycz-
nej i innych), Jego Słowa, charyzmatów, modlitwy,
sakramentów itd.
Prowadzenie Ducha Świętego jest tak czytelne, że
niepodobna zignorować je, gdy zostanie nam objawione.
Zrozumiemy bez trudu, że nie chodzi tu o zachowy-
wanie pozorów. Jezus zachęca nas, abyśmy byli żywym
Słowem dzięki świadectwu, jakie dajemy bliźnim. Chcąc
być świadkami, musimy pozwolić, aby przemieniał nas
w siebie. Taka przemiana wymaga z naszej strony
l


Żyje On i posiada wszystkie przymioty Boskie. Duch
Święty mieszka w nas, my zaś jesteśmy Jego świątynią.
A. Nadszedł chyba moment, abyś powiedziała nam
o tym, j& nazywasz "prowadzeniem przez Ducha Świę-
tego".
N. Dla mnie odkrycie Ducha Świętego było naj-
ważniejszym odkryciem życia. Powiódł mnie On ścieżką
duchowego wzrostu. Także wtedy, gdy stajemy się coraz
bardziej chrystocentryczni, powinniśmy zwracać uwagę
na wszystkie istniejące w nas przeszkody. Tak wiele
przyzwyczajeń ogranicza naszą wolność wobec Boga,
bliźnich i wobec nas samych!
Posłuszeństwo Duchowi Świętemu to niezawodny
sposób, aby pokonać wszystkie bariery na drodze na-
szego duchowego rozwoju.
Wiemy, co znaczy posłuszeństwo. Być posłusznym
Duchowi Świętemu, to zgodzić się podporządkować Mu
naszą wolę. Na ogół nie podobają nam się te słowa. I nie
jest grą pozorów prosić Ducha Świętego, aby nas sobie
podporządkował. Czytamy w Ewangelii św. Jana:
A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec po-
śle w moim imieniu, On was wszystkiego1 nauczy
i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem
(J 14,26). ,


go uwieńczyłeś" (Ps 8, 6). Duch Święty ukazuje nam
nasze przewinienia z wielką łagodnością, respektując
naszą naturę. Nie zatrzymuje się jednak na tym i ujawnia
całą prawdę, wskazując ich źródło - chwilę i motywy ich
powstawania.
Każdy człowiek został stworzony do pełnego udziału
w miłości. Jeżeli to podstawowe dążenie naszej istoty nie
zostało zaspokojone, doznajemy silnego braku miłości
i trudno nam zaakceptować siebie samych. Zaczynamy
odgrywać różne role, przesłaniamy twarze maskami, by
odpowiedzieć na oczekiwania innych ludzi. Odpowiedzi,
jakie wymuszają na nas rodzice, szkoła, społeczeństwo,
prowadzą do niewłaściwych zachowań, które szybko
utrwalają się i stają jak ubranie, jak druga natura. Kiedy
szczęśliwie udaje nam się spotkać i poznać żyjącego
Boga, odgrywamy przed Nim dalej nasze gry, staramy się
wywoływać podziw, szukamy próżnej chwały. Posłu-
szeństwo Duchowi Świętemu nabiera wtedy szczególnego
znaczenia, pomagając nam zerwać z twarzy maski
noszone od wielu lat.
Jednym z najbardziej znamiennych sygnałów przesy-
łanych nam przez Ducha, gdy popadamy w słabość lub
grzech, gdy odpowiadamy agresją na miłość, jest smutek
- "Nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego" - napomi-
na św. Paweł (Ef 4, 30).


szczerego pragnienia pójścia za Chrystusem. Tego
samego, rzecz jasna, oczekuje od nas Pan.
Stając przed Nim, uświadamiamy sobie, ile zostało
w nas jeszcze do naprawienia. Musimy więc wytrwale
pogłębiać doświadczenie Bożej obecności.
Bóg jest osobą najbardziej zainteresowaną tym,
abyśmy stali się w pełni Jego dziećmi. Jedną z najważ-
niejszych cech dziecka Bożego jest wolność. "Jeśli więc
Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście
wolni" (J 8, 36). Powołani, by coraz bardziej upodabniać
się do Chrystusa, widzimy ł słyszymy wciąż źle, po-
pełniamy te same błędy w wyborze. Nie możemy wzra-
stać, jeśli brak nam duchowej higieny. Jezus powiedział:
"Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was
do całej prawdy" (J 16, 13). Duch nadchodzi nie po to,
by nas potępić lub zdruzgotać, ale by oświecić nas
jeszcze jaśniej swoim blaskiem, czynić coraz bardziej
skłonnymi do poświęceń, chrystocentrycznymi, otwartymi
na społeczność miłości, z której nikt nie został wyklu-
czony.
Czym w praktyce odznacza się prowadzenie człowieka
przez Ducha Świętego? Przypomina ono nieco światła
drogowe. Wspaniale jest widzieć, z jaką pieczołowitością
stworzył nas Bóg. Psalmista powiada: "Uczyniłeś go
niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią


tem, iż była to najgorsza rada, jaką ode mnie usłyszeli.
Mnogość dotyczących jej świadectw dowodzi, jak zobo-
wiązującą rzeczą jest opowiedzieć się po stronie Boga.
Przykładem będzie relacja, jaką usłyszeliśmy od
pewnego mężczyzny po trzech miesiącach od opisanego
w niej zdarzenia. Udał się on kiedyś w Chile do super-
marketu, aby poczynić różne sprawunki. Kasjerka przy
wyjściu pomyliła się o 3000 pesos. Gdy szedł do samo-
chodu, cieszył się niespodziewanym zyskiem, ale wró-
ciwszy do domu, przypomniał sobie moje nauczanie.
Pojechał czym prędzej do supermarketu; wejście zastał
już zamknięte. Następnego dnia odszukał kasjerkę, która
powiedziała mu o swoich tarapatach. 3000 pesos miały
zostać jej potrącone z pensji.
Już od lat doświadczam prowadzenia Ducha Świętego
i wiem, że z moją grzeszną naturą mogłabym bezustannie
popełniać złe uczynki, gdyby w porę nie ostrzegało mnie
przed nimi Jego "czerwone światło". Duch uświadamia
mi niewłaściwe aspekty mojego postępowania i myślenia.
Z pewnością przykro jest zobaczyć swoje grzechy
i nędzę, tym jednak, co w zamian proponuje nam Duch
Święty - jest wolność.
Gdy zaczęłam modlić się o uzdrowienie wewnętrzne,
szukałam jeszcze ludzkiego uznania. Nosiłam w sercu
wiele zranień i pragnęłam, aby mnie doceniano.

Ocalić... - 8

Przypominam sobie^że któregoś dnia poproszono
mnie w domu o zrobienie zakupów w sklepie warzywni-
czym. Sprzedawca pomylił się w rachunku o mniej
więcej dwanaście pesos. Widząc to, ucieszyłam się
i pomyślałam: "Tym gorzej dla niego!" Zamknęłam uszy
na głos Ducha, który nie chciał milczeć, wyrzucając mi
kradzież tej sumy. Dziecku Bożemu nie wolno jednak
czynić podobnych rzeczy. Ogarnął mnie smutek. Po
dwóch godzinach powiedziałam siostrze, że zwrócę
pieniądze. "Zwariowałaś? - odpowiedziała mi - nie
widzisz, że warzywa są w połowie przegniłe? To ty
zostałaś okradziona!" (Zauważmy interwencję szatana
u samego początku nawrócenia...) Nie mogłam odzyskać
spokoju, coś mnie uwierało. Zaczęłam się modlić.
Otwierając Biblię, natrafiłam na słowa: "Jeśli więc
w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się
wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy?" (Łk 16,
11). Zdanie to poruszyło mnie do głębi. Postanowiłam
wrócić do sklepu. Sprzedawca był niewymownie zdumio-
ny, gdy usłyszał, że pomylił się o dwanaście pesos, które
właśnie zamierzałam mu oddać. Poczułam ogromną
radość.
Ważne jest, by zdawać sobie sprawę z owego prowa-
dzenia przez Ducha Świętego. Jest ono częstym przed-
miotem moich wykładów. Słuchacze mówią później żar-


dzenie Ducha Świętego, który właśnie odpowiedział na
moją prośbę. Bóg, który mnie kocha, będzie cierpliwie
mnie korygował, aby umożliwić swemu dziecku duchowy
postęp.
Bóg uzdrawia za pomocą niektórych znaków. Ojciec
Agustin często irytował mnie, gdy zaczynałam z nim
współpracować. Uczestnicząc w organizowanych przez
niego, bardzo wyczerpujących rekolekcjach, poczułam się
źle. Denerwowało mnie wszystko. Byłam wręcz wściekła
na tego kapłana, który miał zwyczaj poruszania dłońmi
w czasie modlitwy. Szemrałam w duchu sądząc, że chce
on koniecznie dołączyć jakiś własny element do tak
pełnego przecież mocy działania Bożego.
W sześć miesięcy później zaproszono mnie do
pewnego miasteczka, abym wygłosiła tam naukę. Korzys-
tając z mojej obecności, animator Odnowy postanowił
zorganizować modlitwę o uzdrowienia. Po krótkim
wstępie, zaczęłam się modlić i wzniosłam ręce ku górze.
Jakież było moje zdumienie, gdy stwierdziłam, że nie
mogę zapanować nad samorzutnie poruszającymi się
dłońmi! Byłam naprawdę zaskoczona, natychmiast
otrzymałam jednak wyjaśnienie Ducha Świętego: "Przy-
pominasz sobie, co myślałaś o ojcu Agustinie? Proś teraz,
abym ci przebaczył". Przeprosiłam więc Boga za osądza-
nie Jego tajemnic. W tym samym momencie moje dłonie


Pewnego dnia pomyślałam, że powinnam koniecznie
wygłaszać wspaniałe proroctwa. Postanowiłam zapamię-
tać kilka zdań, aby powtórzyć je w odpowiednim mo-
mencie. Wszyscy na pewno zachwycali by się: "Jak
pięknie prorokuje Nelly!" Zapominając o posłuszeństwie
Duchowi Świętemu, oglądałam już tę scenę oczyma
duszy.
Nauczyłam się więc na pamięć: "Proście, a otrzyma-
cie...". Było to przed Zesłaniem Ducha Świętego. Pod-
czas czuwania, w chwili ciszy, zaczęłam recytować swoje
"proroctwo". Nie zdążyłam jednak skończyć, gdy po-
czułam, że mój język jest jakby sparaliżowany (jeden ze
znaków, za pomocą których Duch okazuje nam swoją
dezaprobatę co do niektórych naszych słów i gestów).
Przestraszyłam się i zaczęłam drżeć. Poprosiłam braci
i siostry o modlitwę. Lęk nie ustępował. Wiedziałam, że
Duch Święty dał mi znak i przez trzy dni modliłam się
bez odpowiedzi. Ta, którą w końcu otrzymałam, na całe
życie wpoiła mi szacunek dla Słowa Bożego! Werset 16
psalmu 50 przemawiał do mnie następująco: "A do
grzesznika Bóg mówi: Czemu wyliczasz moje przy-
kazania i masz na ustach moje przymierze ty, co nie-
nawidzisz karności i moje słowa rzuciłeś za siebie?".
Trudno było mi przyjąć tę naganę, zostałam jednak
wyleczona. Przypomniałam sobie, że prosiłam o prowa-



Znam swoją niewiedzę, ograniczoność, nędzę i grzesz-
ność, wiem jednak, że Duch czuwa w moim wnętrzu,
przemawia i daje mi swoje natchnienia. Nie jestem
pewna, czy bardziej niż poprzednio opłakuję swoje winy,
z niczym nie da się jednak porównać uzdrowienia
i wolności, jakie przynosi nam prowadzenie Ducha
Świętego!
A. Wypowiedziałaś słowa, które na ogół rzadko
padają z twoich ust. Mówiłaś przed chwilą o szatanie,
o złym duchu. Modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne
umieszcza na właściwym miejscu obecność i działanie
szatana. Nawet, jeśli prosimy o uwolnienie od jego
wpływu, nie koncentrujemy się na samej jego obecności.
N. Oczywiście. Aby wyczerpać ten temat, trzeba by
napisać osobną książkę. Poruszając go, należy zachować
ostrożność.
Nie bądźmy nadmiernie zaprzątnięci obecnością
szatana. To prawda, że w niektórych grupach przywiązuje
się większą wagę do działania złego ducha niż do
obecności Chrystusa. Im bardziej skupiamy uwagę na
Jezusie, tym bardziej staje się On ośrodkiem naszego
życia; tym mocniej wierzymy w potęgę Zbawiciela
zasiadającego po prawicy Ojca.


znieruchomiały, a co najważniejsze - przestałam wypo-
wiadać sądy na temat Kościoła Chrystusowego.
Prowadzenie Ducha Świętego może objawiać się na
różne fizyczne sposoby, między innymi - za pośred-
nictwem bólu. Kiedy zaczęłam modlić się w intencji
chorych, Jezus wysłuchiwał mnie tak cudownie, że
niekiedy przypisywałam sobie Jego działanie. Pewnego
dnia pomodliłam się za kobietę, która została uzdrowiona
błyskawicznie. "Brawo, Nelly, świetnie! Dobrze wstawia-
łaś się za tą osobą" - pogratulowałam sobie. Natychmiast
poczułam zesztywnienie i ból rąk. Nie od razu skoja-
rzyłam te odczucia z myślą, która przyszła mi do głowy.
Wróciwszy do domu, zamknęłam się w pokoju, aby
porozmawiać z Jezusem o tym, co się zdarzyło. Może
było to dziełem złego ducha, może choroby? Bałam się.
Już na samym początku usłyszałam słowa Pana: "Nelly,
kto dokonuje uzdrowienia? Kto udziela przez ciebie
swojej mocy?" Cała we łzach, zawołałam: "To Ty, Ty
uzdrawiasz!" Moje ręce odzyskały nagle swobodę
ruchów. Otrzymałam nauczkę, której nigdy nie zapomnę.
Wspaniale jest więc prosić Ducha Świętego, aby nas
prowadził, gdyż skłonność do kłamstwa, do ucieczki
przed Bogiem żywym i wymagającym nigdy nas nie
opuszcza. Jakąż jednak wolność ofiarowuje nam Duch
Święty!


go nie zauważać. Szatan działa także za pośrednictwem
osób odmawiających świeckim prawa do wszelkiej
aktywności. Jako człowiek świecki wiem doskonale, że
nie wolno mi dokonywać egzorcyzmów. Leży to w wyłą-
cznej gestii biskupa; ochrzczony człowiek świecki
powinien jednak używać innych darów ofiarowanych mu
przez Boga. Według Tertuliana, wierzący niezdolny
wygnać złego ducha nie zasługuje na miano chrześci-
janina, ale na śmierć...
Powinniśmy na nowo odkryć całą moc otrzymaną
podczas chrztu. Jestem wdzięczna moim rodzicom
i mądrości Kościoła, że w najwcześniejszym okresie
mojego życia uczynili mnie dzieckiem Bożym. Zrozumie-
nie, że Jezus jest Bogiem żyjącym, odnawia w nas łaskę
chrztu. Dostrzegamy dzięki temu całą sferę życia chrześ-
cijańskiego, którą dziecko Boże, człowiek ochrzczony,
ma prawo wyzwalać od ciemności, zwłaszcza u siebie
samego, lecz także w życiu bliźnich.
Na mocy naszego chrztu wolno nam dokonywać
zupełnie prostych wyzwoleń. Czując na przykład rosnącą
we mnie złość lub bunt, mogę poprosić: "Mocą mojego
chrztu, Jezu, uwolnij mnie od ducha buntu i agresji!"
Chrystus, powtórnie przemierzając z nami historię
naszego życia, chce uwolnić nas od wszelkich nieupo-
rządkowanych przywiązań.


j*i&ew Chrystusa jest dla nas niewyobrażalną osłoną
przed ziem. Wierząc coraz silniej w Jezusową moc
uzdrowienia, pozbawiamy szatana jego wpływu. Dzięki
swej ofierze, Chrystus stał się Zbawicielem świata,
wszystkiego, co na niebie, na ziemi i w otchłani. Jego
moc ogarnia wszechświat.
Rozpoczynając życie duchowe, angażujemy się
w walkę z szatanem. Jest on naszym oskarżycielem,
pragnie zatrzymać nas w swojej sieci. Łatwiej przychodzi
nam karmić się złudzeniami i uważać za wolnych, gdy
w rzeczywistości pozostajemy niewolnikami zła.
Jak powiedziano trafnie, "najperfidniejszy podstęp
szatana polega na utwierdzeniu nas w myśli o jego
własnym nieistnieniu". Czyni on wtedy spustoszenie
w duszach i korzysta z naszych zranień. Jest obecny
w każdym momencie duchowej walki, a zwłaszcza, gdy
dążymy do uzdrowienia wewnętrznego, które, powtarzam
- nieodmiennie wiąże się z nawróceniem.
Świat oferuje nam tyle możliwości! W chwili nawró-
cenia diabeł szeptał mi do ucha: "Wszystko to bzdura,
a tymczasem kto inny proponuje ci zyski. Nie wchodź na
drogę Bożą!"
Rzeczywistość złego ducha jest mroczna i tajemnicza.
Może on spowodować tyleż szkód u ludzi, którzy widzą
go wszędzie, co u tych, którzy upierają się, by w ogóle


uwolnienia z egzorcyzmem. Bądźmy jednak pewni mocy
Chrystusowej: Jezus zwyciężył! Samo Jego imię jest
niezawodną bronią dla odparcia każdego ataku złego
ducha.
Wiedząc, że królestwo ciemności istnieje, nie zapomi-
najmy o Królestwie Bożej Światłości! Czego mielibyśmy
się lękać, skoro poznaliśmy żyjącego Chrystusa?
Bardziej niż szatan i konieczność uwolnienia spod
jego wpływu osób, za które się modlę, absorbują mnie
ich zranienia. Oglądając je w świetle Chrystusowej łaski,
mogę przewidywać bliskie uzdrowienie i wyzwolenie
ciała, duszy i ducha.
Dlaczego niektórzy ludzie pasjonują się astrologią lub
okultyzmem? Być może dlatego, że szukają miłości,
której nie spotkali w domu, w środowisku zawodowym
ani w całym swoim życiu. Cierpią z powodu samotności.
Właśnie ta choroba współczesnego świata skłania ich do
kaleczenia się i zatruwania własnego wnętrza, nie znają
bowiem Jezusa - Miłości, Drogi, Prawdy i Życia.
Zły duch? Jego moc na pewno jest wielka. Panem
wszakże jest Jezus; to On zwyciężył świat!
*,i oo s. -


Przypominam sobie swój niepohamowany apetyt na
czekoladę. Nie potrafiłam nigdy oprzeć się tej pokusie.
Bóg wymaga jednak, abyśmy zachowywali umiar w je-
dzeniu. Pomodliłam się więc słowami: "Jezu, mocą
mojego chrztu, zrywam wszelkie nadmierne uzależnienie
od słodyczy". Dzisiaj nie jestem już łakoma i jem
czekoladę w niewielkich ilościach.
Podobnie postępujemy w naszych relacjach z innymi
ludźmi. Mając do czynienia z osobą wyjątkowo napastli-
wą, modlę się cicho, a Bóg zawsze mnie wysłuchuje:
"Panie, przez łaskę chrztu i łaskę bycia Twoim dziec-
kiem, wypędzam ducha buntu i niewiary, składając je
u stóp Twego krzyża, abyś nad nimi zapanował". Zwykle
coś się wydarza i mogę kontynuować rozmowę. Jej
rezultat z pewnością będzie pozytywny.
Ileż razy spotykaliśmy osoby sparaliżowane nieśmia-
łością, strachem, niepokojem, poczuciem winy! Wystar-
czała wówczas modlitwa o wyzwolenie mocą chrztu, aby
Pan zaczął działać i otwierał zamknięte bramy serc.
Jestem przekonana, że dzieciom Bożym powierzone
zostały wszystkie skarby Królestwa. Do całego tego
bogactwa należy również moc zawarta w łasce naszego
chrztu.
Świadomi, że wypadki prawdziwego opętania zdarzają
się rzadko, pozostańmy ostrożni i nie utożsamiajmy


Częścią tej modlitwy powinno być uwielbienie.
Uwielbianie Boga nie sprowadza się do hałaśliwych
podziękowań; jest ono bardzo wymagającą formą spotka-
nia z Bogiem i prawdziwym odkryciem, jakie przeznacza
nam Pan.
Ważne jest, byśmy pamiętali, że Bóg stworzył nas
wolnymi. Wolność wpisana została w najgłębsze warstwy
naszej istoty. Bóg wiedział, że zrobimy z niej zły użytek
i że będziemy zrzucać na Niego odpowiedzialność za
wszystkie cierpienia i nieszczęścia świata. Nasze rzeczy-
wiste uzdrowienie rozpoczyna się w chwili, gdy uświada-
miamy sobie, że Bóg kocha nas takimi, jakimi jesteśmy.
Zaczynamy wracać do zdrowia, gdy pojmujemy, iż nic
nie należy do nas naprawdę, oprócz woli, zdolnej odpo-
wiedzieć Bogu "tak".
Uwielbiać Boga, to dostrzec wszystkie Jego dobro-
dziejstwa i obecność, we wszelkich - szczęśliwych
i nieszczęśliwych - zdarzeniach naszej przeszłości.
Przeżywamy niejednokrotnie czas próby. Jeśli udaje
nam się przebrnąć przez nią z uwielbieniem na ustach,
otrzymujemy lekcję oczyszczającą i pełną błogosła-
wieństwa. Gdy uwielbiamy Boga we wszystkim, jesteśmy
posłuszni Jego przykazaniu: "W każdym położeniu
dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie


UWIELBIENIE
A. Aby nasze wstawiennictwo przynosiło owoce,
musimy kultywować autentycznego ducha modlitwy.
Mówisz często o uwielbieniu. Wprowadź nas w jego
tajniki.
N. Kto zaniedbuje modlitwę, nie może spodziewać się
Jezusowych łask. Chrześcijanie za wszelką cenę powinni
przekonać się o znaczeniu modlitwy w ich życiu; modlit-
wy długiej, wzbogaconej lekturą Słowa Bożego, charyz-
matami, glosolalią itd.
W swoich Ćwiczeniach duchownych święty Ignacy
Loyola wymienia różne rodzaje modlitwy. Każdy czło-
wiek powinien dobrać sobie ten, który najbardziej mu
odpowiada. Musimy w każdym razie przejść od wygła-
szania monologów przed Bogiem do głębokiego i bez-
pośredniego dialogu. Trzeba czasu, aby wyostrzyć swój
duchowy słuch i zrozumieć, co Pan chce nam przekazać.
Modlitwa osobista powinna stać się bardzo naturalną
czynnością w naszym życiu. Powtarzam: Bóg zaprasza
nas na dłuższe spotkania, każdego poranka i wieczoru,
trwające przez co najmniej pół godziny.


niałam już mówiąc o przebaczeniu, nie należy opierać się
na uczuciach, lecz szukać zawsze woli Bożej.
Podkreślam, że modlitwa uwielbienia wprowadza nas
w świat głębokich doświadczeń duchowych, pozwalając
Bogu na dokonanie zmian w naszym życiu.
Nie wysławiamy Boga za nieszczęścia, ale za to, że
jest z nami, w każdej opresji, każdym tragicznym
położeniu. Był obecny w zranieniach mojej przeszłości,
gdy czułam się opuszczona przez bliskich. Zostałam
upokorzona? I wtedy był ze mną, nie odstępował mnie
nawet na krok.
W obliczu nieszczęścia możemy przybrać dwie
postawy:
- uwielbiać Boga i wypełnić tym Jego wolę. W odpo-
wiedzi Bóg zsyła nam strumienie łask i darów Ducha
Świętego;
- wybrać drogę urazy i rozgoryczenia, a w ten sposób
dać przystęp do naszego serca złu. Konsekwencją tego
wyboru są grzechy, nienawiść, obecność ducha śmierci.
Chciałabym opowiedzieć o czymś, co zdarzyło się
podczas ostatniego trzęsienia ziemi w Chile. Prowadziłam
wtedy rekolekcje, w których uczestniczył młody semina-
rzysta. Nie wiedział on nic o charyzmatycznym, pełnym
niezwykłych przeżyć, uwielbianiu Boga. 3 marca 1985
roku, około siódmej dwadzieścia, miało miejsce jedno



Chrystusie względem was" (ITes 5, 18). Święty Ignacy
powiada, że człowiek został stworzony, by uwielbiać
Boga, swego Pana, szanować Go i służyć Mu. Oto słowa
pełne mocy.
Oczywiście zdarzają się sytuacje, w których nie
potrafimy uwielbiać Boga. Skłaniając jednak serce ku
modlitwie uwielbienia, wkrótce staniemy się zdolni, by
wysławiać Go i błogosławić w najmniej sprzyjających
warunkach, czy będzie to porażka, poniżenie, czy też
utrata kogoś bliskiego lub wypadek, który przyprawił nas
o kalectwo.
Słyszę już obiekcje: "Po co uwielbiać Boga? Wielbiąc
Go, niczego Mu nie dodaję. Dlaczego mam to czynić,
skoro w niczym Boga tym nie wzbogacam?" Nie rozu-
miemy, że uwielbianie Boga przynosi korzyść nam
samym. Powinniśmy wysławiać Go, aby mógł przemie-
niać nasze serca i otworzyć nam prowadzącą do Niego
drogę. Jak umiejętnie bronimy się przed Panem! Roz-
pinamy nad głowami parasole dla ochrony przed desz-
czem łask, mogących zmienić nasze życie.
Słyszy się też: "Dlaczego miałbym wielbić Boga
w doświadczeniach? Byłoby to hipokryzją! Jak uwielbiać
Go, kiedy wszystko się we mnie burzy?"
yf
" Przekonałam się, że Bóg jest obecny we wszystkich
/ wydarzeniach, pomyślnych i niepomyślnych. Jak wyjaś-


śmierci i chwile zmartwychwstania. Uwielbienie pozwala
nam przejść ze śmierci do życia tak, jak uczynił to
Chrystus. Krzyż, który zdawał się być największą
przegraną, stał się przecież najwspanialszym źródłem
życia! Właśnie krzyż objawia nam, że Jezus jest Panem.
Jako dzieci Światłości, zostaliśmy wezwani do
kroczenia wytyczoną przez Nią drogą.
Słowa te nie są owocem duchowości oderwanej od
życia. Płyną z doświadczenia. Gdy uwielbiamy Boga
mimo rozmaitych nieszczęść, nasze uczucia odmieniają
się i widzimy spoczywającą na nas Jego rękę. Miłość
Boga towarzyszy nam wśród wszelkich katastrof; pozos-
tajemy bezpieczni w Jego dłoniach.
Zbyt często postrzegamy Jego łaski jako rodzaj
"supermarketu", stworzonego, aby zapewnić nam dosta-
tek różnorodnych dóbr. Bóg jest jednak przede wszys-
tkim pełen czułości i uwagi na wszystko, co dzieje się
z Jego dziećmi w nieszczęściu i utrapieniu. Gdy zaczy-
namy wypełniać Jego wolę, gdy przychodzimy do Niego
jak do Ojca, który może nam pomóc, Bóg w swoim
miłosierdziu zasypuje nas niezwykłymi darami. Bardzo
często nie wiemy, jaki pożytek wyniesiemy z trudnego
dla nas położenia.
Lubiłam głosić w grupach modlitewnych naukę
o uwielbieniu. Przemawiając, byłam pełna zapału i czu-


z najpoważniejszych (biorąc pod uwagę zwłaszcza straty
materialne) trzęsień ziemi w naszej historii.
Ponieważ zaczęliśmy już modlitwę, wielbiliśmy Boga
przez wszystkie nie kończące się minuty wstrząsów
sejsmicznych, uznając Go za naszego obrońcę, naszą
skałę. Wierzyliśmy w Jego obecność pośrodku tego nie-
opisanego kataklizmu. "Alleluja! Chwała Tobie, Panie,
bo jesteś z nami! Ty jesteś naszym Bogiem, my zaś
Twoim ludem; spoglądasz na nas i kochasz nas, Panie
nasz i Boże!" - śpiewaliśmy.
Seminarzysta był nadzwyczajnie poirytowany. Pod-
szedł do mnie złoszcząc się, że można chwalić Boga
w tak beznadziejnym położeniu. "Czemu to służy?"
- krzyczał. Wyjaśniłam mu, że myśl o Bożej opiece
wśród niebezpieczeństw napełnia nam dusze radością
i pokojem. Istotnie, wydaje mi się, że jeszcze nigdy nie
kosztowałam tak głębokiego pokoju wewnętrznego jak
w owej chwili, gdy prawie nie mogłam utrzymać się na
nogach.
Należy więc chwalić Boga nie tylko dlatego, że może
On zmienić określony stan rzeczy, ale i dlatego, że
posłuszeństwo Jego woli uczy nas życia w Nim. Mod-
litwa taka nie gwarantuje nam cudownej interwencji
Bożej i nie odbiera kielicha goryczy, który został nam
przeznaczony. Całe życie duchowe obfituje w chwile


Im dłużej chwaliłam Boga za wszystko, tym bardziej
napełniałam się radością i pokojem. W trzy miesiące
później odebrałam telefon od najlepszej przyjaciółki.
"Nelly, podjęłam pensję i chciałam dać ci pieniądze. Bóg
podpowiedział mi jednak co innego: mam odnowić
pokrycie twoich materaców!" - usłyszałam w słuchawce.
Odnalazłam wówczas potęgę uwielbienia. Istotnie, ła-
two jest przeczytać Moc uwielbienia Merlina Carothersa,
trudniej jednak wielbić Boga bez względu na okolicz-
ności!
W swojej książce Carothers pomija pewną prawdę: nie
uwielbiamy Boga za nieszczęścia, ale za to, że jest
z nami pośród nich obecny. Uwielbienie jest drogą
duchową, nie przynosi jednak rezultatów w sposób
magiczny, na zawołanie.
Nie bądźmy powierzchowni. Musimy przyjąć cały
Boży plan miłości, gdyż to ona uzdrawia i jest jedyną
rzeczywistością, która nigdy nie ustanie (lKor 13, 8).
Wielbiąc Boga, stajemy się uwielbieniem, wchodzimy
w jedność z Bogiem i światem stworzonym.
Droga uwielbienia wiedzie przez ubóstwo i wyzucie
się z wszystkiego. Bóg zachęca nas do porzucenia
rozpaczy, buntu, fałszywych krzyży, błędnych systemów
wartości, próżności, intelektualizmu, do otwarcia bram

Ocalić...-9

łam na sobie niewidzialną dłoń Ducha Świętego. Wiele
osób doznawało przemiany dzięki moim słowom, sama
jednak nie wcielałam w życie tego, o czym mówiłam. Co
więcej, wzburzenie wywołane spotykającymi mnie
przeciwnościami do szczętu odbierało mi zdolność
modlitwy.
Od pewnego czasu nie miałam pracy. Matka zmarła,
ojciec ożenił się ponownie. Razem z siostrami żyłyśmy
z niewielkiej sumy, którą ojciec przekazywał nam co
miesiąc. Wystarczała najedzenie, była jednak zbyt niska,
aby zapewnić utrzymanie domu.
Jedyną moją pracą było codzienne ścielenie łóżek.
Każdego dnia brałam do ręki igłę, by zreperować matera-
ce, które coraz bardziej się darły. Wiedziałam dobrze, że
następnego dnia będę musiała powtórzyć tę samą czyn-
ność. Szyjąc, płakałam i obrzucałam Jezusa wyrzutami!
^*
Pewnego dnia zastygłam z igłą w powietrzu. Za-
częłam płakać jak zwykle, kiedy mój umysł przeszyło
pytanie: "Nelly, czy wierzysz w to, czego nauczasz?
Wierzysz, że Bóg jest obecny w tej sytuacji? Sądzisz, że
chce On, aby Jego dzieci sypiały w tak niegodziwych
warunkach?" "Jezu, nie będę już płakać, nie będę
rozpaczać, chcę Cię uwielbiać, ponieważ widzisz, jak
naprawiam materace" - postanowiłam., ,


stępnym tygodniu nasza siostra w Panu opowiadała
o cudownym połowie ryb, jaki przydarzył się jej synowi.
Jeśli Bóg może zaradzić ludzkim problemom dzięki
naszej wytrwałej modlitwie uwielbienia, może On także
oddziaływać na nasze zdrowie, mieć wpływ na pojedna-
nie w rodzinie, państwie i na całym świecie.
Gdy uwielbienie stanie się jak gdyby naszym "ciałem
i krwią", odzyskamy wolność dzieci Bożych, współdzie-
dziców Jezusa Chrystusa, dziedziców Królestwa, mają-
cego początek już na tej ziemi.
WSTAWIENNICTWO, MODLITWA WSPÓLNOTOWA
A. Opowiedziałaś nam o modlitwie uwielbienia, co
chciałabyś dodać na temat wstawiennictwa w modlitwie
o uzdrowienie wewnętrzne?
N. Nie sposób odgraniczyć modlitwę wstawienniczą
od modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne, gdyż każdy, kto
godzi się być narzędziem Pana i modlić za brata - wsta-
wia się za nim, a Chrystus nadchodzi ze swoją łaską, by
spełnić jego prośbę. v.. i


serca dla prawdziwej Mądrości. Nie zatrzymujmy się na
tym, co Bóg uczyni. To Jemu przysługuje inicjatywa.
Dzięki uwielbieniu przeprowadzi nas przez próby i hojnie
obdarzy łaskami, owocami Ducha, jakich nawet się nie
spodziewamy. Gotowi wielbić Go, przyjmijmy pokój
przewyższający wszelki umysł!
Ośmielmy się także uznać, że Bogu nieobce są nasze
potrzeby. On zna lepiej niż my sami nasze przeszłe życie.
Nie mamy odwagi wierzyć, że dla każdego z nas, tu
i teraz, Pan chce dokonywać cudów, ponieważ jest "li-
tością i miłosierdziem". Jakże często zapędzamy się
w ślepy zaułek z braku wiary w konkretną pomoc Bożą!
Pewnego dnia jedna z członkiń naszej grupy modli-
tewnej poskarżyła się, że jej syn, będący rybakiem, nie
złowił nic w ciągu ostatniego tygodnia. Sytuacja stawała
się coraz bardziej krytyczna. Zapytałam naszą siostrę, co
zrobiła do tej pory. Odpowiedziała mi, że się modliła.
Zrozumiałam jednak, że jej modlitwa była raczej próbą
manipulacji Bogiem. Poprosiłam, aby zaczęła modlić się
inaczej, wychodząc zawsze od dziękczynienia za wspa-
niałe ryby, jakie złowi jej syn. To niewiarogodne, co się
dzieje, gdy zaczynamy żyć dynamizmem Ewangelii
- "wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam,
tylko wierzcie, że otrzymacie" (Mk l łi>,34). Już w na-



do prośby w jej intencji. Gdy postąpiłam zgodnie z Jego
wolą, wizja zaczęła powracać coraz natarczywiej. Co się
okazało? Moja siostra spadła ze schodów z wysokości
drugiego piętra i nie odniosła żadnego poważnego
obrażenia. Wszyscy zastanawiali się, co uratowało ją
przed złamaniem. Ja wiedziałam natomiast, że Bóg kazał
mi uprzedzić wypadek modlitwą i w ten sposób uchronił
siostrę przed jego konsekwencjami.
Często nie rozumiemy Bożych wezwań. Bóg ukazuje
nam potencjalne zagrożenia, którym jesteśmy w stanie
zapobiec naszą modlitwą.
Wyobraźmy sobie, że Bóg ostrzega nas przed katas-
trofą w jakimś kraju. Wizja taka nie będzie miała charak-
teru "parapsychologicznego jasnowidztwa", lecz będzie
dla nas znakiem Bożej miłości, zachętą do wspólnej
modlitwy o powstrzymanie owych brzemiennych w sku-
tki wydarzeń. Bóg uprzedza o ewentualnym ich nadej-
ściu, ponieważ chce, aby Jego dzieci żyły w pokoju
i bezpieczeństwie.
Tak właśnie zapowiadał On w naszej grupie modli-
tewnej możliwość wybuchu wojny między Chile a Ar-
gentyną. Nie uważaliśmy tego konfliktu za nieunikniony,
prosiliśmy jednak, aby nigdy do niego nie doszło.
Nie jesteśmy dostatecznie otwarci na Boże natchnie-
Im bardziej poddamy się Duchowi Świętemu, tym


Modlitwa wstawiennicza ma dla nas doniosłe zna-
czenie. Może wyjednać nam moc żyjącego Chrystusa,
który pragnie uzdrawiać swój lud i przywracać równo-
wagę w zranionych sercach. Nie odważamy się prosić,
nie dość wierzymy w naszą odpowiedzialność związaną
z modlitwą wstawienniczą. Nie dopuszczamy myśli, że
Jezus wysłucha nasze prośby. Mimo to pragnie On
wkroczyć w najdrobniejsze szczegóły ludzkiego życia.
Oczekujemy nadzwyczajnych łask, to zrozumiałe
- stwierdziłam jednak ze zdziwieniem, że Bóg wysłu-
chuje mnie nawet wtedy, gdy proszę o rzeczy mniej
istotne. Jezus udziela mi wszystkiego, czego potrzebuję!
Podjąwszy się modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne,
powoli uświadamiamy sobie wagę wstawiennictwa. Jeśli
będziemy wierni natchnieniom Ducha Świętego, zechce
On posłużyć się nami w każdych warunkach i uczyni
wszystko, aby objawić nam darmo dane skarby Króles-
twa, które możemy otrzymać będąc współdziedzicami
Chrystusa.
Jeśli dochowuję posłuszeństwa Duchowi Świętemu
w mojej modlitwie za braci, mogę usłyszeć Jego polece-
nia - "zrób określoną rzecz, oręduj w danej sprawie" itp.
Przypomina mi się pewna wizja otrzymana podczas
modlitwy. Oglądałam twarz jednej z moich sióstr zde-
formowaną jak gdyby przez wypadek. Bóg zachęcał mnie


Jego ludu. Gdy zachęca nas On do prośby za kimś lub
w jakiejś sprawie, przyjmijmy tę odpowiedzialność
i pomódlmy się!
A. Czy utwierdzenie się w lasce uzdrowienia wewnę-
trznego wymaga przynależności do grupy modlitewnej?
N. Ma ona niebagatelne znaczenie. Wspólnota jest
miejscem, w którym Bóg udziela nam łaski coraz pełniej-
szego uzdrowienia.
Grupa modlitewna to zgromadzenie charyzmatyczne,
w którym działa Duch Święty. Zna On nasze potrzeby.
Nasze wierne uczestnictwo w modlitwie Jezus wynagra-
dzać będzie uzdrowieniem. Jestem zaskoczona ilością
darów, jakie Pan zesłał mi podczas tych cotygodniowych
spotkań.
Zdani na siebie samych, nie potrafimy wstąpić na
drogę uzdrowienia ani wytrwale nią kroczyć. Potrzebu-
jemy wspólnoty. Do każdej grupy należy zwykle choć
jedna osoba posiadająca wiele doświadczenia, która
pomoże wzrastać swoim siostrom i braciom. Niestety,
Europejczykom brak prostoty; ukrywają oni wiele rzeczy.
Nie ma jednak nic ukrytego przed Bogiem.
Uczestnictwo w spotkaniu modlitewnym dostarczy
nam także nowych sił dzięki poczuciu przyjaźni i dziele-r


swobodniej będzie On mógł nami dysponować. W sposób
całkowicie naturalny, Duch zainspiruje nas do modlitwy
za sprawy i wydarzenia, jakie dziś trudno nam sobie
nawet wyobrazić.
Może On na przykład powiedzieć do nas tak jak
kiedyś do mnie: "Udaj się pod numer X przy ulicy Y;
spotkasz tam kobietę, która woła do mnie ze wszystkich
sił". Ponieważ nie byłam jeszcze przyzwyczajona do
takich poleceń, poprosiłam o znak. Było to przed Bożym
Narodzeniem; znajdowałam się na poczcie wypełnionej
tłumem ludzi. "Jeśli to wezwanie rzeczywiście pochodzi
od Ciebie, spraw, abym została obsłużona w ciągu pięciu
minut" - zwróciłam się do Pana. Kolejka była długa.
Większość stojących w niej osób nagle opuściła pocztę
i zostałam obsłużona natychmiast. Nie pozostawało mi
nic innego, jak udać się pod wskazany adres! Weszłam
do mieszkania kobiety, która leżała i oczekiwała śmierci.
"Jeśli istniejesz, poślij kogoś, kto opowie mi o Tobie!"
- wołała do Boga. Pan chciał, abym zaniosła jej prawdę
o Zbawieniu. Nasza rozmowa stała się dla niej począt-
kiem autentycznego nawrócenia.
Nie komplikujmy bez potrzeby zagadnienia wstawien-
nictwa. Mamy skłonność do roztrząsania i analizowania
wszystkiego... Zatracamy prostotę i przestajemy być
dziećmi Boga, wybranymi przezeń do dzieła uzdrawiania


N. Kilka lat temu, gdy podjęliśmy pierwsze próby
modlitwy o uzdrowienia wewnętrzne, nie podejrzewa-
liśmy nawet, jaka moc uzdrowienia i bogactwo kryją się
w sakramentach, powierzonych przez Pana Jego Kościo-
łowi.
Od czasu do czasu w modlitwie o uzdrowienie
pojawia się bariera nie do pokonania. Na próżno wysi-
lamy się na wszystkie możliwe rodzaje modlitwy; nic nie
skutkuje. Jedynym ratunkiem jest wtedy sakrament
pojednania. Mamy wówczas do czynienia z grzechem lub
sytuacją udaremniającą wszelkie wstawiennictwo.
Istnieją ludzie tak zablokowani w swoim cierpieniu,
że tylko sakrament namaszczenia chorych umożliwi im
powrót do zdrowia i przywróci pokój ducha.
Namaszczenie chorych jest dla Kościoła źródłem
wielkich błogosławieństw, a jednak unikamy go! Powin-
niśmy raz na zawsze przestać uważać je za sakrament
umierających i dostrzec w nim namaszczenie Boże dla
żywych. Bóg przychodzi, aby wylać swój olej uzdrowie-
nia, swoje błogosławieństwo, na wszystkie rany, których
nie potrafimy już znieść.
Dzięki sakramentom, Bóg rozpościera przed nami
bogactwo swojej łaski; Jego moc uzdalnia człowieka do
ogarnięcia spojrzeniem siebie samego, wyprostowania się
i wyboru drogi wiodącej do życia.
l


niu się Słowem Bożym. Słowo Boże uzdrawia, dodaje
otuchy i umacnia. Za każdym razem, gdy odwiedzam
nieznany mi kraj lub okolice, pytam o najbliższe miejsce
spotkań modlitewnych, aby odnaleźć tam obecność
zarówno Pana, jak i braci.
Oczywiście nie wystarczy modlić się raz w tygodniu.
Wiele osób do tego się ogranicza, dodając codziennie
najwyżej kilka Ojcze nasz i Zdrowaś Mario. Wytrwała
modlitwa jest filarem życia w Duchu Świętym. Uczestni-
cząc w modlitwie wspólnej, odkryjemy sens dialogu
z Bogiem, tak bardzo lubiącym rozmawiać ze swymi
dziećmi, oraz rolę, jaką modlitwa ta odgrywa na równi
z życiem wspólnotowym i sakramentalnym.
Grupy modlitewne są żywo krytykowane. Dzięki nim
jednak setki tysięcy chrześcijan powróciły do modlitwy
i sakramentów, poznały istotę Kościoła oraz braterskiej
miłości.
SAKRAMENTY
A. Po długich wyjaśnieniach na temat modlitwy, być
może, wypadałoby dorzucić kilka słów o sakramentach?


sobie przez nich nawzajem sakramentu? Możemy także
sięgnąć ponownie po moc daną nam w sakramencie
chrztu, który uczynił z nas dzieci Boże i dzieci Kościoła.
CHARYZMATY
A. Charyzmaty bywają często źródłem nieporozumień.
Jakie miejsce przeznaczasz dla nich w modlitwie o uzdro-
wienie wewnętrzne?
N. Obszernie wyjaśniałam już związek między charyz-
matami a modlitwą o uzdrowienie. Praktykując ją,
używamy charyzmatów niemal wszyscy. Ważne jest, aby
zachować prostotę i posłuszeństwo działaniu Ducha
Świętego, nie starać się przywłaszczać sobie łask Bożych,
przeciwnie - być dobrymi szafarzami darów, jakie Bóg
zsyła swojemu ludowi.
Pan przyznaje nam charyzmaty, jak i kiedy zechce.
Inicjatywa należy do Niego. Uzdrowienie pewnych osób
może być nawet bardziej radykalne, jeśli nie użyjemy
charyzmatów. Nikt nie ma obowiązku przyjęcia tych
znaków Bożej miłości. Niektórych dziwią one lub wręcz


Cóż więcej można powiedzieć o Eucharystii niż to, że
jest Ona kulminacją uzdrowienia - Jezus staje się moim
ciałem i krwią, uświęca mnie, umacnia, przynosi uzdro-
wienie fizyczne, psychiczne i duchowe. Zrozumiemy
istotę uzdrowienia wewnętrznego, gdy uświadomimy
sobie, że jest ono drogą nawrócenia, wiodącą przez
Kościół do Chrystusa, źródła naszego życia. Nawrócenie
łączy się z uzdrowieniem, przebaczeniem i pojednaniem
sakramentalnym.
Długo jeszcze można by mówić o mocy sakramentów;
chcę tylko dodać, że wielu księży nie domyśla się nawet,
jakie skarby zostały oddane przez Boga do ich dyspo-
zycji. Gdyby na przykład mieli odwagę udzielać częściej
sakramentu namaszczenia chorych, wiele rzeczy zmieni-
łoby się w Kościele Chrystusowym.
A. W modlitwie prosimy także, aby Pan przywrócił
nam całą moc sakramentu naszego chrztu, małżeństwa,
kapłaństwa.
N. Tak. Możemy odzyskać pełnię mocy, płynącej
z każdego już otrzymanego sakramentu, a częściowo
utraconej z powodu rutyny, obojętności lub grzechu. Co
zatem innego oznaczać może uzdrowienie małżeństwa niż
przywrócenie małżonkom całej skuteczności udzielonego


wiać. Było to przejawem działania daru wiedzy. Kobieta
zaczęła nagle płakać. Wyznała, że mąż był nałogowym
pijakiem, wskutek czego zmarł, roztrwoniwszy uprzednio
cały wspólny majątek.
Słowo poznania może zostać zastąpione pewnymi
odczuciami. Modląc się kiedyś za dwunastoletniego
chłopca, poczułam, że ogarnia mnie lęk. Dziecko było
szalenie blade, nie znałam jednak przyczyny odebranego
wrażenia. Dopiero po dłuższej modlitwie zrozumiałam, że
było ono daną mi przez Boga wskazówką. Gdy nieco
później znowu modliłam się za chłopca, Pan objawił mi
niespodziewanie, że dziecko jest codziennie bite przez
ojca. Odczuwany przeze mnie lęk odzwierciedlał parali-
żujący je strach przed życiem.
Bóg może przemówić do nas za pomocą pewnych
wyobrażeń. Czasami posiadają one niecodzienną treść,
zawsze jednak mówią nam coś o osobie, za którą pro-
simy. Myślę teraz między innymi o wizji mężczyzny
niosącego na głowie lichtarzyk z zapaloną świecą; gdy
świeca spadała, podnosił ją i ustawiał na tym samym
miejscu. Był to człowiek, który nie chciał poddać się
prowadzeniu Ducha Świętego, podsycał swój wewnętrzny
niepokój, intelektualizował relacje z Bogiem.
Patrząc na niektórych ludzi, miewam wizję strusia
chowającego głowę w piasek. W ten sposób Pan daje mł


bulwersują. Musimy więc być rozważni w przypadku
zarówno śpiewu w językach, jak i słów poznania, których
sens możemy wyjawić lub zataić. W takich chwilach
prośmy o mądrość, która podpowie nam, czy mówić
i dzielić się, czy też przemilczeć rozeznanie, jakie Pan
nam podsuwa. Zapytajmy również osobę, za którą się
modlimy, czy to, co wydaje nam się słyszeć w duchu,
jest zgodne z prawdą.
Moje doświadczenie pozwala mi mówić o swego
rodzaju "lokalizacji" rozeznania. Aby oszczędzić czas
i pomóc w szybkim dotarciu do sedna sprawy, Bóg daje
mi przejściowe uczucie bólu w różnych miejscach. Ból
w dłoni sygnalizuje na przykład, że dana osoba nie
akceptuje siebie samej; w prawym przedramieniu - że
powinna przebaczyć swojemu ojcu lub jakiemuś męż-
czyźnie; w ramieniu - że ma coś do "przebaczenia" Bogu
itd.
Czasem rozeznanie może objawić się za pośred-
nictwem jakiejś wyraźnej woni. Poznałam kiedyś starszą,
dosyć elegancką panią. Kładąc dłoń na jej ramieniu
poczułam nagle silny zapach wina. Osoba ta z pewnością
nie nadużywała alkoholu. Pomodliłam się o wyjaśnienie.
Co Bóg chciał powiedzieć mi przez to wrażenie wę-
chowe? Zapytawszy ją o męża, dowiedziałam się, że od
dawna nie żyje. Czułam, że powinnyśmy o nim porozma-


Temu, kto otwiera się na łaskę Bożą i postanawia na-
wrócić, Pan udziela wszystkiego, co potrzebne jest do
uzdrowienia. Na przeszkodzie staje nie Bóg, ale nasze
grzechy. Bóg uczynił nas współdziedzicami swojego Sy-
na; możemy oczekiwać z Jego strony wszelkiego dobra.
Aby słowo poznania stało się dla nas zrozumiałe,
musi upłynąć nieraz wiele czasu. To Pan wybiera odpo-
wiednie chwile, ponieważ nie zawsze jesteśmy gotowi
przyjąć Jego światło. Jego drogi nie są naszymi drogami.
Dodajmy jeszcze, że ludzie proszący o modlitwę uzdro-
wienia, zwłaszcza w trakcie wielkich spotkań, nieko-
niecznie mają ochotę się nawrócić. Warunkiem uzdro-
wienia jest przylgnięcie do Chrystusa. To my służymy
Bogu, nie odwrotnie. Uzdrowienie jest czymś różnym od
magii. "Szukacie Mnie dlatego, żeście jedli chleb do
sytości" - powiedział Jezus do podążających za Nim
tłumów.
Można powiedzieć jeszcze wiele o darze poznawania,
mamy jednak kilka dobrych opracowań tego przedmiotu
(np.: Philippe Mądre, Le charisme de connaissance
[Charyzmat poznania] Ed. du Lion de Juda, Nouan-le-
-Fuzelier, 1985). Podobnie jak uzdrowienie wewnętrzne,
słowo poznania jest drogą duchowego rozwoju. Nie
wystarczy usłyszeć je, trzeba jeszcze przyjąć i pogłębić
to, co zostało nam dane. "Nie rzucajcie swych pereł


znać, że osoba ta nie osiągnęła jeszcze dorosłości i po-
winna zgodzić się na życie.
W swojej dobroci, trosce i miłości Jezus objawia mi
sytuację tych, za których się modlę. Czyni to z nie-
słychaną prostotą. Jeśli pozwalamy się Mu prowadzić, nic
nie będzie dla nas zbyt trudne.
Do słowa poznania trzeba podchodzić z całą ostroż-
nością. W niektórych grupach słyszy się na przykład:
"Pan uzdrawia właśnie wszystkich cierpiących na bez-
senność". Bóg może uzdrowić w okamgnieniu. Chce On
jednak dotknąć również najgłębszych przyczyn owej
bezsenności. Jestem zdziwiona, gdy słyszę: "Pan uzdro-
wił". Należałoby powiedzieć raczej, że Bóg chce uzdro-
wić kogoś z takiego czy innego cierpienia. Człowiek,
którego dotyczy ta zapowiedź, może przejść jeszcze
długą, nawet wieloletnią drogę do pełnego zdrowia.
Czas ten w niczym nie umniejsza wartości wyrzeczone-
go w danej chwili słowa poznania. Na przykład, słowo
poznania skierowane niegdyś przez Boga do osoby ze
Wspólnoty Lwa Judy* spełniło się dopiero w trak-
cie odbywanych przez nią w Belgii rekolekcji ignacjań-
skich.
' Obecnie "Wspólnota Błogosławieństw".


A. Powróćmy do charyzmatów. Sądzę, że chciałabyś
powiedzieć nam jeszcze coś o pozostałych.
N. Owszem. Chciałabym zaznaczyć, że w modlitwie
o uzdrowienie wewnętrzne pewną rolę odgrywa dar
proroctwa. Niektórzy ludzie są tak nieszczęśliwi, noszą
w sercu tak dotkliwe rany, że potrzebują specjalnego
umocnienia. Bóg zsyła wówczas słowo, które dodaje im
odwagi i siły. Może to być pocieszenie w rodzaju:
.Jestem z tobą, nie lękaj się", lecz także fragment Pisma
Świętego przynoszący otuchę i rozeznanie.
Chciałabym także wymienić dar wymagający najwyż-
szej rozwagi - "odpoczynek w Duchu". Jego działanie
przenika nas tak dogłębnie, że nie podejrzewamy nawet,
jak odległych sfer naszej osobowości Bóg dotknie za jego
pomocą*.
Istotnie, możemy pozostać bardzo powierzchowni
w naszym rozumieniu charyzmatów. Duch Święty prag-
* Biorąc po uwagę dyskusyjny charakter tego daru sygnalizujemy: -ir,1
- że zjawisk posiadających aspekty psychosomatyczne nie można
sprowadzić do tych ostatnich; działająca w nich łaska może być rozpoznawana
po owocach, a także po autentyczności kontekstu;
- szczególna roztropność jest konieczna w przypadku objawiania się tego
daru w grupie osób. Należy wystrzegać się grupowych manipulacji, nadmier-
nych emocji, obsesji na tle niezwykłości, pogoni za darem uzdrowienia
w oderwaniu od doświadczonego kierownictwa duchowego (o czym mowa na
kolejnych stronicach książki).

Ocalić... -10

przed świnie" - mógłby powiedzieć Chrystus również
nam, którzy nazbyt często depczemy Jego łaski.
A. Czy istnieje związek między prawością człowieka
a udzielonymi mu charyzmatami?
N. Szatan uwielbia wciągać nas w pewną grę. Ludzie
nie posiadający charyzmatów twierdzą, że nie zasłużyli
na nie. Gdy je otrzymują, zły duch przekonuje ich, że są
niegodnymi grzesznikami.
Kto zdaje sobie sprawę, że Chrystus przyszedł dla
nas; kto prosi Boga o łaski - dostępuje spełnienia swojej
prośby. Szatan podpowiada mu wtedy, że udzielone przez
Boga charyzmaty są dowodem osobistej świętości
i usprawiedliwiają działanie zgodne z ludzką wolą. !
Zwróćmy uwagę, jak reagują wspólnoty na otrzymani
przez kogoś charyzmatu. Człowiek taki zostaje obwx?
łany świętym. Powtarzam, że świętość pochodzi od Bo-
ga. Tym, do czego mamy dążyć dla dobra naszych braci,
jest oczyszczenie, bycie drogą przepływu krystalicznej,
niczym nie skażonej wody. Prowadzi to do świętości,
a świętość jest darem Boga. Pamiętajmy o proboszczu
z Ars, całkowicie nieświadomym własnej świętości
i przypisującym wszystkie cuda orędownictwu świętej
Filomeny! '.


dlitw o uzdrowienie, jest on przeżywany jak najzwyczaj-
niej. Osoby, które go doświadczają, mogą otrzymać łaskę
definitywnej przemiany. Spostrzegliśmy jednak, że łaska
ta odbierana jest na różnych poziomach i że posługiwanie
się technikami relaksacji w modlitwie o uzdrowienie
stanowi pewne niebezpieczeństwo. Pozwólmy działać
Panu, gdyż to On dokonuje nadzwyczajnych uzdrowień.
U niektórych osób odpoczynkowi w Duchu towarzy-
szy przypomnienie zatartych w pamięci wydarzeń, a tak-
że zrozumienie ich wpływu na wizję świata i bliźnich.
Oto przykład: na spotkanie naszej grupy modlitewnej
przyszedł kiedyś mężczyzna w wieku około czterdziestu
pięciu lat. Źle funkcjonował on w życiu, nie tylko
w środowisku rodzinnym, lecz także zawodowym. Żywił
zapamiętałą nienawiść do ojca. Odmawiał mu jakich-
kolwiek cech dodatnich. Nazywał go nie inaczej, jak
"nieodpowiedzialnym pijakiem". Jego samego przerażała
niekiedy własna niepohamowana wściekłość na ojca.
Rodzice rozstali się, kiedy miał trzy lata. Chłopiec
pozostał u matki. Ojciec odwiedzał go i usiłował pozy-
skać sobie miłość dziecka. Przy okazji każdej wizyty
obiecywał w podarunku piłkę do futbola, której w końcu
nigdy mu nie sprezentował.
W czasie odpoczynku w Duchu Pan pokazał, że
u podstaw nienawiści do ojca, a także u podstaw nie-


nie jednak, abyśmy posunęli się dalej. Mówiłam już
o słowach poznania. Jak mało wierzymy w skuteczność
darów Ducha Świętego! Bóg może przez trzy lub nawet
cztery lata posługiwać się tym samym słowem poznania,
prowadząc osobę, która je otrzymała, do szczęścia i do
zdrowia, fizycznego i duchowego!
Nie wiemy, które wspomnienia ulegną przemianie pod
wpływem odpoczynku w Duchu. Posiadamy tak ograni-
czoną znajomość siebie samych, nie wiemy, do jakiego
stopnia zraniły nas, ile spustoszeń poczyniły w naszym
wnętrzu pewne fakty z okresu dzieciństwa, a nawet
pobytu w matczynym łonie! Jedyną rzeczą, jaką sobie
uświadamiamy, jest zapis określonego wydarzenia
w pamięci, wynikające z niego zachowania, projekcja
naszego zranienia na innych ludzi i przyswojenie sobie
w jego następstwie pewnych kryteriów oceny.
Jesteśmy silnie napiętnowani. Jedynym sposobem
dotarcia do prawdy o sobie jest pozwolenie Panu, aby
nas uzdrowił; Bóg pojedna nas z naszą przeszłością
i ponownie zapisze w pamięci wyłaniający się z niej fakt.
Upływ czasu jest niezbędny dla usunięcia piętrzących się
przeszkód i otwarcia wszystkich zamkniętych drzwi.
Wypowiedziano już wiele mylnych sądów na temat
odpoczynku w Duchu. W Chile, podczas naszych mo-


podświadomości skutków zranień i wynikającej z nich
często goryczy i smutku. Po odpoczynku w Duchu
nierzadko obserwuje się radykalną przemianę życia.
3. Aby uleczyć najboleśniejsze wspomnienia w naszej
pamięci, Bóg sprawia czasami, że odpoczynkowi w Du-
chu towarzyszy rodzaj nieświadomości. Stanowi to jeden
z Bożych sposobów działania.
Kiedy jednak nadejdzie moment przyjęcia dokonanego
przez Jezusa uzdrowienia, człowiek ten będzie przeżywać
trudne chwile i potrzebować z naszej strony troskliwego
prowadzenia, a także gorliwej modlitwy o pokój wewnę-
trzny, o Bożą interwencję i ponowny zapis wspomnień.
Podczas odpoczynku w Duchu pewna kobieta naśla-
dowała ruchy płodu, wydawała się dusić i mieć mdłości.
Postanowiliśmy rozpocząć modlitwę za dziewięć mie-
sięcy życia płodowego. Obejmując modlitwą czas
narodzin, poprosiliśmy, aby Pan dał jej łaskę zgody na
życie, wolność dzieci Bożych oraz odwagę do głębokiego
wdychania powietrza dla zapewnienia całkowitej wenty-
lacji płuc. Gdy odzyskała zmysły, pojęła, że nie mogła
dotąd w pełni narodzić się do życia.
Co się okazało? Jej rodzice byli nastawieni nad wyraz
materialistycznie. Pewnego dnia ojciec znalazł w prasie
informację, że wszystkie kobiety, których poród przy-



prawdziwej wizji Boga leży owa piłka, której człowiek
ten pragnął z całej swojej dziecięcej duszy i której
domagała się wciąż jego podświadomość. Rozpłakał się
z radości i skruchy, gdy odczuł płynącą z Chrystusowego
Serca moc pojednania.
Odpoczynek w Duchu pozwala doświadczyć głębo-
kiego uzdrowienia wewnętrznego. Ważne jest jednak,
by umieć odróżniać go od zwykłych zjawisk psycho-
pochodnych.
Oto kilka szczegółów.
1. Na rekolekcjach zauważamy, że w chwili modlitwy
o uzdrowienie wewnętrzne pewne osoby zapadają
w twardy sen. Jak stwierdziliśmy, przeżyte kiedyś stresy
zwykle powodują u nich wzmożone napięcie mięśniowe,
nerwowe i psychiczne. Ludzie ci nie są jeszcze predyspo-
nowani do przyjęcia Bożego działania, a sen jest tylko
efektem relaksacji.
2. W czasie odpoczynku w Duchu dana osoba traci
kontrolę nad mięśniami i upada na plecy. Pozostaje
całkowicie świadoma, nie jest jednak w stanie wykonać
najmniejszego ruchu. Jeśli nie stawia oporu działaniu
Ducha Świętego, otrzyma wielkie łaski - radości, pokoju,
skruchy lub pojednania oraz odczucie bezpośredniej
bliskości Boga. Dotknie On zakorzenionych ty naszej


5. Celem odpoczynku w Duchu może być zachęta do
modlitwy wstawienniczej. Taki odpoczynek w Duchu
wyróżniał się czasem szczególnymi przejawami zewnę-
trznymi. Aby to zilustrować, podaję przykład.
Gdy prowadziliśmy rekolekcje w wiosce u ojca
Hurtado, pewna osoba upadła bezwładnie na ziemię.
Leżąc, szeptała bez przerwy: "Mój syn, mój syn!"
Zaczęliśmy modlić się za nią, a ponieważ wiedzieliśmy,
że ma tylko jednego syna - prosić Boga także w jego
intencji.
Co działo się dokładnie w tej samej chwili? Po
pewnym czasie dotarła do nas wiadomość, że młodego
człowieka spacerującego po opustoszałej ulicy Santiago
zaatakowało brutalnie dwóch mężczyzn. Uzbrojeni
w noże bandyci ograbili go ze wszystkiego, co miał przy
sobie. Mamy pewność, że jego życie zostało ocalone
dzięki połączonemu ze wstawiennictwem odpoczynkowi
w"Duchu, jakiego doświadczyła jego matka.
"" 6. Stany analogiczne, choć nie mające nic wspólnego
'iii'
zodpoczynkiem w Duchu, mogą być wywołane hipnozą.
Upadek na plecy zostaje spowodowany przez kogoś siłą
sugestii.
Uważam, że nie powinniśmy kłaść dłoni na głowie
podczas modlitwy ze względu na wykazywaną przez


padnie w określonym czasie, będą korzystać z 25-pro-
centowego dodatku dla każdego dziecka i otrzymają
dodatkowe 25 procent, jeśli przyjdzie ono na świat
w styczniu. Rozwiązanie miało przypaść w okolicach
Bożego Narodzenia. Na żądanie męża lekarze opóźnili
poród, tak, że nastąpił on w początkach następnego
miesiąca.
Nowo narodzona dziewczynka czuła niechęć do siebie
samej, była pozbawiona poczucia bezpieczeństwa i miała
trudności z oddychaniem. Dzięki odpoczynkowi w Duchu
Pan dokonał w duszy owej kobiety autentycznego
pojednania na poziomie życia w łonie matki i relacji
z rodzicami. Bez tego nigdy nie dowiedziałaby się, że jej
brak pewności siebie wynika z tak oddalonych w czasie
faktów.
Żyjemy w oderwaniu od rzeczywistości! To, że sami
dowiedzieliśmy się tak wiele, zawdzięczamy odpo-
czynkowi w Duchu, podczas którego Jezus przemienia
nas na wskroś i pokazuje, kiedy i jak zostaliśmy zranieni
oraz jakie zachowania są tego rezultatem. Ten sposób
(Iziałania Boga jest doprawdy niepojmowalnym cudem.
4. Istnieje odpoczynek w Duchu, podczas którego Pan
udziela nam pewnych darów. Należy do nich między
VV ! !
jhnymi łaska modlitwy, rozumienia Słowa Bożego i dar
wyjaśniania go.


Wiadomo też, że gdy ktoś otrzymuje Bożą łaskę,
należy otoczyć go modlitwą. Pięciodniowe rekolekcje
wystarczają na odzyskanie pełnej równowagi.
Jeśli Bóg odebrał nam świadomość po to, by dotrzeć
do samego dna naszej podświadomości, w pewnej chwili
doprowadzi nas także do odkrycia faktów, których
dotknął wówczas bez naszej wiedzy. Mógł to być gwałt,
poczucie odrzucenia w łonie matki, jej trudny poród,
w dalszej perspektywie powodujący w nas nieśmiałość
lub stany lękowe. Nie wiemy nigdy, co będzie przed-
miotem Bożej ingerencji.
Po odpoczynku w Duchu i ponownym zapisie w pa-
mięci, do jakiego prowadzi nas Jezus, zaczyna się
rekonwalescencja pamięci i głęboka reedukacja w dzie-
dzinie zachowań. Wszystko to staje się możliwe dzięki
obecności kochającej i rozmodlonej wspólnoty.
Łaska odpoczynku w Duchu, podobnie jak cała
rzeczywistość wiary, skrywa przed nami jeszcze wiele
tajemnic. Musimy postępować roztropnie w obliczu
sekretów Bożych, do których przeżywania zostaliśmy
przecież wezwani. Chociaż niewidzialne, pozostają one
nie mniej realne. Bóg, który daje nam charyzmaty, chce,
abyśmy je przyjęli, nawet jeśli wydają się czymś nie-
zwykłym. Dary te są częścią pedagogii obranej przez


niektóre osoby wrażliwość. To istotne, ponieważ niebez-
piecznie jest oddawać się pewnym manipulacjom. Są one
niezgodne z wolą Bożą.
7. "Odpoczynek" przez sugestię lub sugestię kolek-
tywną ma miejsce zwłaszcza podczas rekolekcji dla
młodzieży. Wielu sądzi, że może sprowadzić go samo
dotknięcie sąsiada: "Dotknąłeś mnie w Duchu Świętym
i upadłem!" Ci młodzi ludzie nie są usatysfakcjonowani,
póki się nie przewrócą. Działanie Boże przenika nas
jednak na wskroś również bez odpoczynku w Duchu.
Jak wynika z mojego doświadczenia, odpoczynek
w Duchu, owa szczególna łaska Boża, powinien być
przedmiotem czujnego rozeznania. W przeciwnym
wypadku, zjawisko to może spowodować wiele szkód.
Inicjatywa należy do Boga, który wybierze sprzyjający
moment dla udzielenia swego daru.
W Chile właściwie nigdy nie kładziemy rąk na gło-
wie. Odpoczynek w Duchu jest samoistny, a specjalne
grupy dbają o to, by nikt nie odczuwał zesztywnienia
mięśni, związanego z nieprawidłowym ułożeniem lub
zbyt długim trwaniem w pozycji leżącej, gdy podnie-
sie się.
Czas odpoczynku w Duchu jest różny w poszcze-
gólnych przypadkach i waha się od dziesiecau minut do
._. ... f . lx
siedmiu godzin.


Posługa uzdrowienia i jej etyka
A. Jak dowiedzieć się, czy Bóg wzywa daną osobę do
posługi uzdrowienia wewnętrznego?
N. Rozeznanie, kogo powołał Bóg do konkretnej
posługi, należy w moim odczuciu do wspólnoty. Czło-
wiek nie wybiera swojej posługi. Byłam szczerze zdu-
miona, kiedy wysłano mnie do Yalparaiso celem prowa-
dzenia modlitwy o uzdrowienia wewnętrzne. Nie wie-
działam o niej prawie nic. Gdy wypytywałam braci
i siostry we wspólnocie, odpowiedzieli mi: "rozezna-
liśmy, że możesz się tego podjąć".
Kościół nie myli się pod warunkiem, ^te trwa na
modlitwie. Człowiek może mylić się cćPdo własnej
osoby, wspólnota - nie. Ta ostatnia widzi postępy swoich
członków, ich równowagę psychiczną lub jej brak oraz
konieczne do sprawowania posługi wartości duchowe
i ludzkie. Jej to przypada zadanie wyboru ludzi, którzy
najlepiej wywiązywać się będą z danej służby.


Ducha Świętego w epoce rzucającej rozmaite wyzwania
chrześcijaństwu.
A. Co odpowiedziałabyś na pytanie: "Czy należy
prosić Boga o charyzmaty?"
N. Moim punktem odniesienia są słowa Pisma
Świętego. Jezus powiedział: "Proście, a będzie wam
dane"! (Mt 7, 7). Musimy jednak oczyścić nasze pobud-
ki. Czy jesteśmy pewni, że nie szukamy uznania braci ani
próżnej chwały? Czy naprawdę chcemy służyć Panu
i budować Jego królestwo?
Jako dzieci Boga jesteśmy wolni. Każdy człowiek
może dostąpić Bożych łask. Logiczną konsekwencją
naszego wyjścia ku bliźnim z kręgu własnego "ja" będą
dary, jakimi w obfitości wynagrodzi nas Pan.
Otrzymanie charyzmatu nie jest przywłaszczeniem
sobie Bożej mocy. Wielu ludzi stara się uchodzić za
"właścicieli" charyzmatów, za "profesjonalnych charyz-
matyków", podczas gdy Bóg chce po prostu uszczęśliwić
swój lud.


wymagania, jakie stawia przed nami modlitwa o uzdro-
wienie.
N. Najważniejszym z nich jest dyskrecja, zwłaszcza
we wszystkim, co dotyczy pojedynczych osób. Jej brak
może zahamować proces uzdrowienia, wywołać rozgo-
ryczenie i spowodować mnóstwo niepotrzebnych cier-
pień. Można wyrządzić wiele zła ludziom, którym
zamierzało się pomóc. Człowiek wstawiający się o uzdro-
wienie, który nie został oczyszczony jako Boże narzę-
dzie, próbuje czasem dowieść, że Bóg uzdrawia za jego
pośrednictwem.
Dobrze jest w każdym razie poczekać na wyraźne
rezultaty naszej modlitwy, zanim poprosimy kogoś
o świadectwo. Wymagane zbyt wcześnie, może ono
zniweczyć rozpoczęte przez Pana dzieło uzdrowienia.
Osobę, która zdała sobie sprawę z wszystkiego, co Bóg
dla niej uczynił, powinniśmy jednak zachęcić do złożenia
pisemnej relacji - na chwałę Bożą, a także z myślą
o przyszłej pracy ewangelizacyjnej. Pan posyła nas,
abyśmy świadczyli o tym, czego dokonał w naszym
życiu.
Powtórzmy: wszystko to powinno być czynione
Z najwyższym taktem. Dlatego też nigdy nie żądałam


Możemy osobiście usłyszeć to, co nazywamy głosem
powołania, ważne jest jednak, by znać jego źródło
i własne motywacje. Każde powołanie - do życia konse-
krowanego, do małżeństwa czy też do pełnienia posługi
winno być rozeznane, najlepiej podczas rekolekcji.
Modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne w grupach
modlitewnych posiada odmienny charakter, ponieważ
Bóg przyznaje grupie zawsze to, czego jej potrzeba.
Posyłając do niej cierpiących, pragnie ich uzdrowić.
Objawia moc charyzmatów i przygotowuje w ten sposób
swoje narzędzia; buduje wspólnotę i sukcesywnie rozwija
poszczególne rodzaje posługi.
Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak zdać się na
Boga, nawracać coraz gruntowniej, dążyć do psychicznej
i duchowej równowagi oraz przyjąć wyznaczoną nam
odpowiedzialność w modlitwie indywidualnej i wspól-
notowej.
Grupy modlitewne nie dość starannie rozeznają
posiadane charyzmaty. Niektórym z nich dana jest
posługa czynienia pokoju, pobudzania skruchy, wstawien-
nictwa, innym - odwiedzania chorych itd.
>\
^L Mówiąc o uzdrpwieniach wewnętrznych, poruszasz
często temat etyki,, Myślę, Jfye dobrze byłoby określić


W służbie ubogim
A. Podchwytliwe pytanie: czy to prawda, że charyz-
maty cy nie interesują się kwestiami społecznymi? A może
właśnie modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne stawia nas
oko w oko z różnymi rodzajami ubóstwa?
N. Takie zarzuty kierowane przeciw charyzmatykom
są nieprawdziwe i powierzchowne. Wychodzą zawsze od
osÓb, które w istocie nie znają Odnowy w Duchu Świę-
tym.
Do grup modlitewnych przychodzą często ludzie prze-
żywający jakieś próby. Są to ubodzy Pańscy. Ci, którzy
w żadnym z Kościołów nie znajdują nikogo, kto chciałby
poświęcić im choć odrobinę uwagi. Którzy zrazili sobie
własną rodzinę swoją depresją, których niepowodzenia
spowodowały odejście przyjaciół, których zwolniono
z pracy ze względu na zły stan zdrowia... Ubodzy!
Charyzmatykom przypisuje się ciągłe uwielbianie
Boga przy jednoczesnym zamykaniu oczu na ubóstwo.


świadectwa od osoby, która została uwolniona od homo-
seksualizmu. Wystrzegam się tego również w przypad-
kach kazirodztwa lub gwałtu. Do delikatnych spraw
należy podchodzić z niczym nie ograniczoną dyskrecją.
Im głębsze jest uzdrowienie, którego dostępujemy,
tym bardziej gotowi jesteśmy o nim mówić. Pan uzdrowił
we mnie wiele ran i kiedy nauczam o uzdrowieniu
wewnętrznym, powołuję się na własne doświadczenia.
Pewna Argentynka zarzucała mi publiczne obnoszenie
się z całym życiem osobistym. Zrozumiałam, że w ten
sposób próbuje ona stawiać opór Bożemu działaniu w jej
własnym sercu. Ile już uzdrowień miało miejsce dzięki
świadectwu o tym, co uczynił we mnie Jezus Chrystus!
Składamy więc świadectwo na chwałę Bożą, zacho-
wując przy tym dyskrecję. Wolno nam mówić o własnym
uzdrowieniu, nie ujawniając nigdy, co zaszło w życiu
innych ludzi, chyba że w pełni się na to zgadzają i zosta-
liśmy do tego przez nich upoważnieni.


wyobraźni już dziś oglądam świat, w którym politycy
należeć będą do grup modlitewnych i wspólnie z nimi
zastanawiać się, czy ustawodawstwo respektuje prawa
ubogich i czy jego rozwiązania są zgodne z duchem
Ewangelii.
Musimy więc osiągnąć najpierw indywidualne uzdro-
wienie, później zaś określać swoją przynależność,
pamiętając, że istnieją różne rodzaje ubóstwa. Są ubodzy,
którzy przychodzą do grup modlitewnych i właśnie oni
zaliczają się do najbardziej potrzebujących.
Spotkałam kiedyś księdza bez reszty oddanego
teologii wyzwolenia. W czasie rozmowy nagle stał się
wobec mnie bardzo agresywny. Chodziło o moją przyna-
leżność do Odnowy w Duchu Świętym. Z odwagą, jaką
daje nam Bóg, zapytałam o przyczynę tego wybuchu
wrogości. Odpowiedział, że powinnam znać jego niechęć
do charyzmatyków. Miał on w swojej parafii współpra-
cownicę, bardzo dynamiczną i aktywną działaczkę
społeczną, która żywo wspierała jego poczynania.
Pewnego dnia poszła na spotkanie grupy modlitewnej
i zmieniła się krańcowo, przybierając nowe, łagodne
usposobienie. Jej zapalczywość i pasja rozwiały się
bezpowrotnie. "Rozumie pani chyba, że utraciłem
wspaniałe narzędzie uświadamiania" - argumentował.

Ocalić...-11


EUL(ZOO nui3OBjqXyY^ iM.opojB|>j afep Sog spfBf 'p
D[.repOdSOż ApBSBZ 3UM9d Auiafnp
ApMBJd f3MOsn}sXaij3 gjjaiMs M
nui3iuziiq BSnjsoj -BiusiMOJpzn oSazog
od tutSoąn 9tqzn^s 5is pioSiMSod faids] 3Z '
9M/(zsjBj npafod qDi M łssf 'psgrai 3iu tum M 5is
OO B 'zazid o5ps/(zsM tezpiy\\. 'O
'BMODIM91 9iqB5[XpBJ t BAVooiMBjd
j5{ 'qoXx ^.njg/wpo Biruoj
-qoXuuizpoJ - 9izpi uiXj BZ oo B 'qoXuzo9jods UBM
oKuM9d z qoXofefB>[iuXAV 'ugziuod i BMjsoqn
3UO X^BUZBZ 9Z '9MBjds 9iqOS XlII9fBpZ OJS5Z3 'IUIIU
BZ 9AV}IJpOUI O UI9SBZO 3IUUI OUOZSOJd B - niUZIS5[JBUI
giuojjs od 9is /^BizpgiModo pB|5[/(zjd BU -
ifodo X^Buo5[op 9JOjjj 'qoBqoso o in
npXz nui9USB{M nsugs BTUBPBU Bjp nuBps
-5zozs9iu au^zpno 5is /ftusfnSnjsod 9Z 'BA\Xg ^qoiżoqn
Z09ZJ BU XoBjd M 9iq9IS qO/(UIBS B(B5[nZS 9IU 9Z 'lUM3d
BS XZQ ^qoXuUI Bjp ż3Bjd Z3Zjd BZBp Oż9ZO OQ ^ZSBIpJBS
-ZOJ U9J X|BO /(uXzO^Zjd f3I5[Bf Z i,^IUBlBIzP 1! UI9JOJ
-OUI JS9J" 03 'pSOUM/(}5[B foMO5[ZOBJ03 5lS qO/(OBfBppO I
9iuzo9{ods qo/(oBfnoBJd izpnj SfnpiM -
iuiXuzoyCjBtuos iureqojoqo BS
'feuzoajods feqojoqo jsaf OMjsoqn aż '

nie angażuje się w życie społeczne. W jakim sensie? Kto
modli się o wyjście z każdego trudnego położenia
politycznego? Kto modli się w czasie powodzi, trzęsień
ziemi? Charyzmatycy! Prosimy Boga i pościmy w inten-
cji każdego problemu o zasięgu lokalnym, państwowym
i międzynarodowym.
Podczas modlitwy otrzymujemy czasem wizję przy-
szłych wydarzeń. Myślę między innymi o ministrze
chilijskim, który został ocalony dzięki wstawiennictwu
charyzmatyków. Bóg ostrzegł nas o zamachu na jego
osobę. Modlitwą uratowaliśmy ludzkie życie. Duch
Święty uprzedził nas także o trzęsieniu ziemi. Niewielka
liczba ofiar śmiertelnych była niewątpliwie zasługą
modlitwy grup Odnowy. Czyż nie jest to zaangażowanie
społeczne?
Aby uprzedzić wszelkie niesłuszne posądzenia o ilu-
minizm i bezczynność, dodaję niezwłocznie, że właśnie
z modlitwy czerpiemy odwagę do poświęceń, wyrzeczeń,
siłę do świadczenia sobie wzajemnej pomocy w projekto-
waniu i realizowaniu inicjatyw, które pociągają za sobą
zmianę struktur społecznych (jako przykład może po-
służyć tu El Paso, a także wiele innych podjętych przez
wspólnoty Odnowy zobowiązań).
Nie wiem, czy europejską Odnowę w Duchu Świętym
cechuje zaangażowanie społeczne. Z pewnością odzna-


Jaką rolę mamy odgrywać w parafii? Być narzędziem
uświadamiania czy ewangelizacji?
Słysząc o kapłanach i zakonnicach walczących
i wyniszczających się dla ubogich, nie mogę doszukać się
w samej ich ofiarności chrześcijańskiego uzasadnienia
całego tego aktywizmu. Ich praca wynoszona jest pod
niebiosa, gdy jednak pytam: "O której godzinie stajecie
do modlitwy? Kiedy prosicie Ducha Świętego o rozwią-
zanie problemów ludzi ubogich, o to, by zaradził ich
cierpieniu?" - patrzą na mnie zaskoczeni, nie wiedząc, co
odpowiedzieć*.
Ubóstwo jest wymagającą naprawy chorobą społeczną.
Mamy dążyć do jej uzdrowienia tak, jak dążymy do
uzdrowienia wewnętrznego. Bóg może uwolnić państwo
od katastrofalnej sytuacji ekonomicznej; może wyzwolić
je od ubóstwa.
Gdy przypisuje się nam szaleństwo na punkcie
modlitwy, posądza o obojętność wobec ubogich, mówię,
że nie jest to prawdą, ponieważ nikt w równym stopniu
* Mowa o zwolennikach teologii wyzwolenia, z którymi autorka, pochodząca
z Ameryki Południowej, musiała zetknąć się wielokrotnie. Cały fragment nie
służy pomniejszeniu wartości czynnej służby ubogim i potrzebującym, ale
uwydatnieniu potrzeby zachowania równowagi między działalnością a modlit-
wą - przyp. tłum.


Przeszkody w uzdrowieniu
A. Czy mogłabyś na koniec powiedzieć nam, co stoi
na przeszkodzie uzdrowieniu?
N. Powtarzałam już kilkakrotnie, że wolą Pana jest
uzdrawiać Jego dzieci. Gdy poznajemy żyjącego Chrys-
tusa, wiara podpowiada nam, iż nic nie przeszkodzi Mu
w udzieleniu nam pomocy w każdych warunkach.
Jeśli to prawda, dlaczego zdarza się tak mało uzdro-
wień, dlaczego wciąż tyle chorób i tak niewiele cudów?
Przyczyną są nasze własne wewnętrzne bariery.
Pierwsza z nich, to niedostatek wiary. Sądzimy, że
łaski przeznaczone są dla innych. Brak nam ufności
w rozpoczęte przez Pana uzdrowienie, którego proces
zostanie zakończony być może dopiero po kilku latach.
Nikt nie może przyjąć w jednej chwili całej Bożej mocy.
Powrót do zdrowia jest stopniowy. Przebiega on ewolu-
cyjnie w sposób dostosowany do osobowości. Bóg nie
zamierza poddać nas szokowi, ale uzdrowić.


czają się nim, pochodzący z wszystkich środowisk
społecznych, członkowie grup modlitewnych w Chile.
Początkowo Odnowa rozwijała się raczej wśród ludzi
ubogich. Stopniowe uzdrawianie przez Pana skłaniało ich
do wyjścia ku jeszcze uboższym. Tą samą drogą Bóg
poprowadzi być może Europę. Jest dla mnie oczywiste,
że ten, kto posiada dobra materialne, powinien się nimi
dzielić. Jesteśmy szafarzami dóbr, jakie powierzył nam
Pan. Aby umieć je rozdawać, musimy przeznaczyć Bogu
centralne miejsce w życiu naszej rodziny.
W Chile wszyscy jesteśmy ubodzy. Pan przygotował
jednak swój plan dla każdego kraju. Gdy tylko zasiane
zostanie ziarno uzdrowienia, trzeba prosić Boga, aby
wzrosło ono wszędzie. Oto czego brakuje Europie:
ewangelizacji. Tutejsi członkowie Odnowy z większą
odwagą powinni składać świadectwo Ewangelii.


Do wsi, W której mieszkali wujostwo, prowadziła dłu-
ga droga przez pole. Pewnego razu, wędrując po spra-
wunki, dziewczynka znalazła się oko w oko z mężczyz-
ną, który okazywał wobec niej złe zamiary. Porzucając
wszystko, co miała w ręku, zerwała się do ucieczki
i wdrapała na drzewo. Pijany mężczyzna potrząsał nim,
aby ją zrzucić. Na szczęście nie zdołał wspiąć się po
pniu. Dziewczynka zaczęła krzyczeć, na pustkowiu nikt
nie słyszał jednak jej wołania. Pijak pozostał jeszcze
kilka godzin u stóp drzewa, usiłując strącić z niego
dziecko. Wreszcie zmęczył się i odszedł. Ogarnięta prze-
rażeniem dziewczynka spędziła resztę dnia wśród gałęzi.
Pan obudził w jej umyśle to wspomnienie, aby zdała
sobie sprawę, że w pewnym sensie "siedzi" wciąż na
swoim drzewie. Bóg sprowadził ją stamtąd, jak Zache-
usza. Jej małżeństwo, a zwłaszcza sprawa pożycia zostały
uzdrowione.
Wcześniej nie byłaby ona zdolna odtworzyć w pa-
mięci tego faktu. Zarzucanie jej braku wiary prowa-
dziłoby donikąd. W swojej mądrości, Jezus wybrał
najdogodniejszy moment. Bóg dysponuje czasem i nie
chce zrobić nam krzywdy. Oczekuje od nas cierpliwości
i rezygnacji z posądzania bliźnich o niedowiarstwo.
Inne przeszkody w uzdrowieniu to grzech i brak
pojednania. Powinniśmy starać się o pojednanie z Bo-


Niektórzy sądzą często, że nic się nie dzieje. Nie
uzyskali uzdrowienia, mimo że modlił się za nich ojciec
Tardif, Efraim czy też Nelly! Obwiniają wtedy modlą-
cego się o brak wiary. Trzeba jednak niekiedy wielu lat,
abyśmy ujrzeli niektóre zranienia w pełnym świetle.
Chcąc dotknąć ich, Bóg musi najpierw je odsłonić. Gdy
wkracza On w nasze życie z całą mocą, reagujemy
zaskoczeniem i trudno jest nam przebaczyć ludziom, ze
strony których doznaliśmy jakiś krzywd. W wybranym
przez Boga czasie potrafimy jednak znieść prawdę, której
nie wytrzymalibyśmy poprzednio.
Podczas rekolekcji pewna kobieta podzieliła się ze
mną wrażeniem panującego w jej życiu zastoju. Pomyślą-
łam, że jest to być może moment, w którym Pan chce
uzdrowić jakąś zadawnioną ranę, mającą wpływ na całą
jej przeszłość. Osoba ta doświadczała problemów w mał-
żeństwie, związanych głównie z dziedziną pożycia.
Zachęciłam, aby poprosiła Ducha Świętego o rozeznanie.
Pewnego dnia Jezus pokazał jej fakt, który zrodził
wszystkie trudności w relacjach z mężem. Mając sześć
lat, osierocona przez obydwoje rodziców, została przyjęta
przez wujka i ciotkę mających własne dzieci i stała się
niemal członkiem rodziny. Gdy jednak kuzynom wolno
było leżeć rano w łóżkach, musiała ubierać $ię i iść po
zakupy.


służonym darze królestwa. Ponieważ zawsze za wszystko
płacimy, wydaje nam się, że pewnego dnia Bóg prze-
dłoży nam rachunek. Pan przychodzi, aby nas uzdrowić,
my zaś podejrzewamy, że będzie domagać się czegoś
w zamian. Obawiałam się, że kategorycznie zażąda ode
mnie pójścia do zakonu. Nie uważałam tego za najgorszy
rodzaj losu, w żadnej mierze jednak nie czułam się do
niego powołana.
Prosiłam Boga o poznanie Jego woli i pojęłam, że do
niczego mnie nie zmusza! Czego ode mnie oczekiwał?
Abym pozwoliła się kochać!
Jesteśmy całkowicie wolni co do naszego pójścia za
Chrystusem. Możemy przyjąć Jego uzdrowienie lub je
odrzucić. Nie chcemy jednak wyzdrowieć, ponieważ
dobrze nam jest w naszym Egipcie.
Wielu ludzi szuka Bożej pomocy, lecz nie zamierza
się nawrócić, stawiając kolejną tamę uzdrowieniu.
"Uzdrów mnie i zostaw w spokoju!" - oto podejście
wielu chrześcijan. Dlatego właśnie, po pewnym czasie,
stan ich zdrowia jest gorszy niż przed modlitwą. Nie ma
uzdrowienia bez nawrócenia. Jeśli zostałam uzdrowiona,
lecz nie chcę naśladować Jezusa, rozchoruję się ponow-
nie. Nie wyzdrowieję, jeżeli nie powrócę do Boga.
Co da nam bunt przeciwko Bogu, jeśli grzech uniemo-
żliwia nam otwarcie się na źródło życia? Nie mogę

Ocalić... -12

giem, bliźnimi ia. nami samymi. Odejście od Boga jest
jednym z podstawowych czynników przedłużania się
chorób. Ileż osób woli trwać w swoich grzechach!
Uzdrowienie może być wstrzymywane przez poczucie
winy. Niektórzy ludzie czują się niegodni powrotu do
zdrowia. Pamiętam kobietę, której stłuczone kolano
zagoiło się. Potknęła się jednak po raz wtóry, miała
bowiem podświadomą potrzebę bycia chorą. Czuła się
odpowiedzialna za śmierć pewnej osoby i chciała ponieść
za to karę!
Proces uzdrowienia jest czasem hamowany przez lęk.
Boimy się wyjść z naszego "Egiptu". Mieliśmy tam
w bród mięsa, cebuli i innych dostatków. Urasta to do
rangi problemu, gdy zaczynamy wracać do zdrowia
- wyruszamy na pielgrzymkę do Ziemi Obiecanej, ziemi
mlekiem i miodem płynącej, lecz jeszcze do niej nie
dotarliśmy!
Jesteśmy wezwani do walki duchowej, duchowego
wzrostu, do nawrócenia, porzucenia "dawnego" i przy-
obleczenia "nowego człowieka", do odkrycia naszego
dziecięctwa Bożego, odnalezienia Prawdy, mówiąc
zwięźle - do bezwarunkowego powierzenia się Bogu.
Kiedy otrzymałam najważniejsze uzdrowienie w moim
życiu, zaczęłam z niepokojem zastanawiać się, czego
oczekuje ode mnie Bóg. Nie wiedziałam jeszcze o nieza-


Wiele osób przychodziło do mnie prosząc o uzdrowienie.
"O ile mi wiadomo, nigdy nikogo nie uzdrowiłam!
- odpowiadałam - zaszła jakaś pomyłka. Źle was po-
informowano". "Ale - kontynuowali moi rozmówcy
- choruję od dawna... nie sypiam... nie mogę dłużej tak
żyć! Proszę więc Boga, aby mnie uzdrowił. To moja
jedyna nadzieja". Kiedy pytam, czy się modlą: "Kilka
Zdrowaś Mario, jeśli nie jestem nadto zmęczony..."
"Czym jest więc dla ciebie uzdrowienie wewnętrzne?"
"Hm... Ktoś dotyka mnie, a choroba pierzcha!" Jak
gdyby uzdrowienie było wynikiem jakiegoś magicznego
rytuału.
Czasem, gdy ktoś prosi mnie o modlitwę za obłożnie
chorego, widzę nagle, że jest on mocno przywiązany do
swojej choroby i odrzuca możliwość wyzdrowienia. Jest
to sposób na zdominowanie rodziny, żałosna próba
wzbudzenia litości, udowodnienia sobie, że się żyje.
Człowiek ten unieszczęśliwia swoje otoczenie. Zapytany,
czy chce powrócić do zdrowia, zapewnia energicznie, że
tak. W istocie jednak nie chce tego, gdyż przestałby być
ośrodkiem zainteresowania swoich bliźnich.
Pewna Meksykanka miała chorą nogę. Została uzdro-
wiona i ukryła to. Jakże mogłaby żyć dalej bez swojej
choroby? Kogo jeszcze by obchodziła? Wolała być
wożona na wózku inwalidzkim. Pewnego dnia kazała się
l


powiedzieć "Jezu, uzdrów mnie", a następnie "Żegnaj,
Panie Jezu!". Oto powód, jak sądzę, dla którego nie
dostępują uzdrowienia fizycznego ludzie wypowiadający
Bogu posłuszeństwo.
Pytałam pewną osobę, czy należy do grupy modli-
tewnej. "Nie - odpowiedziała mi - bo gdy zaczęłam
przychodzić na spotkania, w moim życiu pojawiło się
cierpienie".
Czym jest cierpienie? Boimy się krzyża, ukrzyżo-
wania. Wiedzmy, że nie wszyscy zostaliśmy powołani do
cierpienia, ale wszyscy - do uwolnienia się od złych,
niepotrzebnych, bezowocnych cierpień, cierpień złego
łotra. Istnieje tylko jedno prawdziwe cierpienie: odku-
pieńcze cierpienie Chrystusa, który zbawił świat. "Czy
Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas" (Łk
23, 39). Buntując się, zły łotr przysparza cierpień innym
osobom. Dobry łotr, świadom swojej rozpaczliwej
sytuacji, zwraca się do Chrystusa słowami: "Jezu,
wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa"
(Łk 23, 42). Znamy odpowiedź Jezusa: "Dziś ze Mną
będziesz w raju" (Łk 23, 43). Rozpoznane jako zło
i oddane Chrystusowi cierpienie staje się źródłem praw-
dziwych bogactw - pojednania, pokoju i radości.
Inną jeszcze przeszkodą w uzdrowieniu jest przypisy-
wanie go człowiekowi. Uzdrowienie jest dziełem Bożym.


domie, że musi być chora, by zdobyć ich miłość. Jej stan
pogorszył się, gdy sama urodziła dziecko. Tym; co
najwspanialsze, było ukazanie nam przez Pana źródeł jej
choroby. Dziś jest ona dojrzałą kobietą o dobrym samo-
poczuciu. Jezus dowiódł jej, że chciała być chora, aby
skupiać na sobie uwagę innych ludzi. Przebaczyła też
bratu odczuwany z jego powodu mimowolny ból i rozża-
lenie.
Przeszkodą w uzdrowieniu może być nasza mylna
diagnoza. Dostrzegamy symptomy zewnętrzne, na
przykład depresję. Jeśli nie odnajdziemy jednak praw-
dziwej przyczyny, nic się nie zmieni. Człowiek może być
zatopiony w bezbrzeżnym smutku, naszym zadaniem jest
jednak doszukać się jego źródeł, zanim zaczniemy prosić
Boga o jego ustąpienie.
Mam w tej chwili na myśli dziewczynkę, która
musiała zawsze bawić się w ukryciu, bo matka systema-
tycznie ją za to karała. Ponieważ dzieci kochają swoje
zabawki, cierpiała okrutnie, gdy matka wyrzucała którąś
z nich do kosza na śmieci, uznawszy za zniszczoną. Jest
rzeczą wiadomą, że najstarsze zabawki posiadają w o-
czach dziecka najwyższą wartość. Ich utrata może być
dla niego prawdziwą tragedią.
Myślę także o tym, co spotyka czasem dzieci żyjące
na wsi. Mogą one otrzymać w podarunku zwierzątko,


zawieźć do naszej kaplicy. Tam zrozumiała, że odmawia
przyjęcia uzdrowienia, ponieważ chce podporządkować
sobie rodzinę za pomocą swojej dolegliwości. Wyspo-
wiadała się i zaakceptowała własny powrót do zdrowia.
Dziś miewa się doskonale.
Na zawadzie uzdrowieniu stoi także modlitwa o usu-
nięcie symptomów choroby, nie zaś jej korzeni. Duch
Święty pragnie, abyśmy modlili się rzetelnie.
Załóżmy, że ktoś cierpi na chorobę nerek. Mogę
powiedzieć Panu: "Stawiam przed Tobą tego człowieka.
Choroba mocno daje mu się we znaki, przyjdź, uzdrów
go, bo nie może sypiać i bardzo się męczy!". Mogę
prosić Boga o ustąpienie objawów, ignorując najgłębsze
ich przyczyny.
Modliliśmy się kiedyś za kobietę chorą na to scho-
rzenie. Prosiliśmy, aby Bóg wskazał nam podłoże jej
niedomagań. Jedno z nas miało wizję małej dziewczynki
siedzącej obok młodszego braciszka. Zapytaliśmy ją
o brata i jej wiek w dniu przyjścia chłopca na świat.
Okazało się, że skończyła wtedy trzeci rok życia i nie
potrafiła pogodzić się z obecnością noworodka, który, jak
myślała, chciał odebrać jej miłość ojca i matki. Braciszek
chorował bezustannie na nerki i moczył łóżeczko.
Zrozumieliśmy więc, że w dzieciństwie osoba ta
poczuła się opuszczona przez rodziców. Sądziła podświa-


* Czynnikiem udaremniającym modlitwę o uzdrowienie
bywa czasem otoczenie rodzinne osoby cierpiącej.
Wprowadzam często na drogę uzdrowienia osobę,
której rodzina dźwiga swoje własne ciężary. Przyjęte
uzdrowienie zakłócane jest wtedy przez powtarzające się
nawroty choroby.
Podobnie przedstawia się wpływ otoczenia zawodo-
wego. Ci, którzy mieli na przykład despotycznego ojca
i których zwierzchnik odznacza się tą samą cechą
charakteru, nie mają większych szans na szybkie wyzdro-
wienie.
Ktoś, kto cierpi z powodu swojej przynależności
społecznej, komu wypominane jest pochodzenie z ubo-
giego środowiska, będzie doświadczał również wielu
trudności z całkowitym powrotem do zdrowia.
Nieodzowne jest czasem odejście z otoczenia, w które
czujemy się uwikłani. Dzielnica, wioska, miasteczko,
gdzie dorastaliśmy, może być miejscem przeszka-
dzającym w uzdrowieniu lub hamującym je. W nie-
których wypadkach dobrze jest zerwać ze środowiskiem,
z pewnymi osobami lub przyzwyczajeniami.
Prośmy Boga, aby dał nam zrozumieć, że uzdrowienie
wewnętrzne jest procesem, który trwa w nas każdego
dnia. Jeśli ufamy Bogu i pozostajemy wierni modlitwie,
uzdrowienie będzie drogą nawrócenia. Prośmy także


kózkę lub owieczkę... Zaprzyjaźniają się z nią. Oswajają,
karmią, opowiadają jej o sobie i są szczęśliwe. Pewnego
dnia po powrocie ze szkoły dowiadują się, że ukochane
zwierzę zostało zabite i będzie podane na stół. Przeżycie
tak dramatyczne dla dziecka może pociągnąć za sobą
silne zaburzenia chorobowe. Musimy więc dążyć zawsze
do postawienia trafnej diagnozy.
Ktoś, kto nie jest w stanie przyjąć uzdrowienia, nie
może się też go spodziewać. Powtarzam uparcie, że
lekceważenie codziennej modlitwy może pozbawić nas
daru uzdrowienia.
Czasem niepodobna rozeznać, co dzieje się w naszym
życiu. Wszystko osnute jest ciemnością i mgłą. Ktoś
musi dopomóc nam w przeniknięciu ich wzrokiem. Nie
sposób przejść drogi uzdrowienia samemu, nigdy nie
otwierając przed nikim swojego serca. Ileż razy samo
powierzenie komuś własnych trosk pomagało mi znaleźć
odpowiednie wyjście!
Jest oczywiste, że ogromną rolę odgrywa wtedy
obecność wspólnoty. Znajdujemy w niej przyjaźń,
współczucie i orędownictwo braci i sióstr.
Wstawiający się o uzdrowienie koniecznie powinni
także prosić grupę o modlitwę za siebie samych - do
pełnienia tej niełatwej służby potrzebują oni wiele mocy
Ducha Świętego.


ZAKOŃCZENIE
Jezus fundamentem
uzdrowienia wewnętrznego
A. Czy moglibyśmy podsumować całą naszą rozmowę
stwierdzeniem, że Jezus - i tylko On - jest źródlem
i fundamentem uzdrowienia wewnętrznego?
N. Gdy Jezus przyszedł do Nazaretu, wziął księgę
proroka Izajasza i zaczął czytać: "Duch Pański spoczywa
na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym
ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność,
ą niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał
wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana" (Łk 4,
18-19).
"Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli"
(Łk 4, 21). One spełniają się dalej. Czytając Ewangelię,
poznajemy sposobów jaki uzdrawiał Jezus, Jego bliskość,


o świadomość, że do Boga należy zarówno moment, jak
inicjatywa uzdrowienia naszych ran. Niech Pan wyposaży
nas w cierpliwość i dyspozycyjność. Nadejdzie dzień,
w którym zostaniemy uzdrowieni - pod warunkiem, że
mamy nadzieję w Bogu i potrafimy czekać.


nie przylgnęliśmy do Ojca, Jezusa, Ducha Świętego
i Najświętszej Maryi Panny; jeżeli odwracamy oczy od
całego bogactwa życia duchowego.
Jezus jest Drogą, Prawdą i Życiem. Dobra tego świata
zapewnią nam być może przejściowe ukojenie, lecz tylko
Jezus może ofiarować człowiekowi "pokój przewyż-
szający wszelki umysł". Jedynie On może obsypać nas
darami Ducha, uświadomić, że wszystko jest łaską.
Gdy odkrywamy Jezusa i wszystkie skarby wiary,
życie staje się proste. To właśnie brak prostoty odbiera
nam ufność w ów niezawodny fundament, jakim jest dla
nas Jezus Chrystus.
Ludzie pytają czasem o przyczynę mojej radości, a na
wieść o jej Bożym pochodzeniu uznają mnie za szaloną.
Tym, którzy chcą poznać z kolei fundament mojego
wewnętrznego rozwoju i psychicznej równowagi, wska-
zuję na Jezusa, by usłyszeć w odpowiedzi, że to nie-
możliwe. Otóż Jezus jest rzeczywiście samą prostotą
i prawdą. My, ludzie, nie wiemy jednak, co znaczy
prostota i wspaniałomyślność. Dla Niego nie musimy
gromadzić zasług. Jezus daje nam wszystko.
Zdumiewa mnie coraz bardziej, że gdy upadam
- nazywam to upadkiem - Bóg nigdy nie osądza mnie,
ale stawia na nogi, a nawet - podnosi wyżej!


niezliczone sposoby zbawiania i wyzwalania, dosto-
sowane do potrzeb każdego człowieka.
Jezus będzie zawsze źródłem naszego uzdrowienia,
gdyż "w Jego ranach jest nasze zdrowie" (Iz 53, 5).
Odkrycie żyjącego Jezusa napełnia nas zdumieniem. Pan
nie chce jednak, abyśmy się na tym zatrzymali. Chce,
abyśmy przyszli do Niego, stali się Mu bliscy, z Nim się
zaprzyjaźnili, abyśmy przyjęli owoce Jego ofiary, ponie-
sionej z Miłości.
Pragnie, abyśmy czerpali dobrodziejstwa pojednania
ż całą naszą przeszłością, historią naszego życia, pomimo
wszelkich doznanych krzywd. Dzięki Niemu wszystko
zostaje na nowo stworzone, odnowione; może On od-
budować z gruzów każde ludzkie życie. Pozostaną oczy-
wiście blizny, które jednak nie otworzą się nigdy, jeżeli
to Jezus dokonał uzdrowienia.
Nauczmy się rozpoznawać oblicze Chrystusa-jest On
samą łagodnością i delikatnością. To On pyta niewido-
mego: "Co chcesz, abym ci uczynił?" (Mk 10, 51). Nie
wkracza nigdy do naszego życia, aby sprawić nam ból.
Dąży do tego, by zgromadzić w jedno rozproszone dzieci
Boże i zaprowadzić je do Ojca.
Jezus ukazuje nam ojcowską czułość Boga, Jego
Miłosierdzie. Uzdrowienie pozbawione jest sensu, jeżeli


F
SPIS TREŚCI
WSTĘP (7)
Odkrycie Odnowy w Duchu Świętym.
Powołanie do modlitwy o uzdrowienia wewnętrzne (13)
Przebaczenie,
podstawa uzdrowienia wewnętrznego (33)
Uzdrowienie pamięci i wspomnień (55)
Mechanizmy obronne (77)
Modlitwa wyciszenia, modlitwa cząstkowa
i modlitwa chronologiczna (85)
Związki między uzdrowieniem wewnętrznym
a psychologią, uzdrowieniem fizycznym
i wzrostem duchowym (95)


Znalazłszy oparcie w Jezusie, Synu Bożym, Kapłanie,
Proroku i Królu, otrzymamy pełne uzdrowienie jako
prawdziwi członkowie Kościoła, mistycznego Ciała
Chrystusa.
Wszyscy, którzy z racji naszego chrztu jesteśmy
uczniami, kapłanami Pańskimi (por. 1P 2, 9), głosicie-
lami Jego Słowa, wysłannikami niosącymi Dobrą Nowinę
o królestwie - należymy do Kościoła.
Wszelkie uzdrowienie pochodzi od Pana. Nie jesteśmy
w stanie nic zdziałać bez Chrystusa. Niech będzie to
oczywiste dla nas w chwilach modlitwy. Bez Niego nie
możemy nic uczynić! I wszystko jest łaską!


WYDAWNICTWO WAM POLECA:
Augusto Drago
DARY DUCHA ŚWIĘTEGO
seria: Człowiek i Wiara
ss. 218, format 124x194 mm, cena det. 14.60 zł
ISBN 83-7097^59-7
Książka w nowy i przystępny sposób przedstawia
klasyczną doktrynę siedmiu darów Ducha Świętego.
Uważnie snuje refleksje nad odpowiadającymi poszcze-
gólnym darom, ewangelicznymi błogosławieństwami.
Doniosłość darów Ducha Św. w życiu człowieka wie-
rzącego ukazuje na przykładzie świętych, przede wszys-
tkim św. Franciszka z Asyżu oraz św. Teresy od Dzie-
ciątka Jezus. Godna polecenia dla Czytelników przygoto-
wujących się do bierzmowania oraz pragnących osiągnąć
pełną dojrzałość chrześcijańską.
Władysław Kubik SJ
DUCH ŚWIĘTY
Jak odkrywam Jego działanie?
ss. 232, format 146x202 mm, cena det. 9.70 zł
ISBN 83-7097^ł49-X
Książka ta ma stanowić wkład w rozważania na temat
Ducha Świętego w roku 1998, roku szczególnie Jemu po-
święconym. Inspiracją do jej powstania były słowa Jana
Pawła U, który wzywa do głoszenia Ducha Świętego.
Głoszenie dokonuje się także, a może głównie na zasa-
dzie dawania świadectwa. Niniejsza publikacja zawiera
kilkaset wypowiedzi młodych osób.

Filary uzdrowienia wewnętrznego (107)
Życie w Duchu. Prowadzenie przez Ducha Świętego (107)
Uwielbienie (122)
Wstawiennictwo, modlitwa wspólnotowa (131)
Sakramenty (136)
Charyzmaty (139)
Posługa uzdrowienia i jej etyka (155)
W służbie ubogim (159)
Przeszkody w uzdrowieniu (165)
ZAKOŃCZENIE
Jezus fundamentem
uzdrowienia wewnętrznego (177)


Kazimierz Bukowski
ZWYKLI CZY NIEZWYKLI
Sylwetki osób współczesnych
ss. 344, format 146x202 mm, cena det. 23.00 zł
ISBN 83-7097-398-1
Na książkę tę składają się artykuły poświęcone oso-
bom nam współczesnym - świeckim i duchownym -
których życie i czyny, jak pisze autor, zasługują na
wdzięczną pamięć. Znajdziemy tu także artykuł omawia-
jący zagadnienie świętości na przykładzie wybranych
świętych wyniesionych na ołtarze przez Ojca Świętego
Jana Pawła H.
Zamówienia pisemne lub telefoniczne
należy kierować na adres:
WYDAWNICTWO WAM
KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA
ul. Kopernika 26
31-501 Kraków
tel.: (012) 429 18 88
fax: (012) 429 50 03
KOSZTY WYSYŁKI POKRYWA WYDAWNICTWO!!!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Uzdrowienie wewnętrzne przez rozważanie stacji Drogi Krzyżowej o R DeGrandis SSJ
Ocalić życie to jeszcze nie wszystko
Modlitwy o uzdrowienie duchowe, wewnętrzne i fizyczne
To dzięki wam Preludium
notatek pl sily wewnetrzne i odksztalcenia w stanie granicznym
The Best Way to Get Your Man to Commit to You
czytaj to teraz
czytaj to
Audyt wewnętrzny 2014 86 95
CSharp Introduction to C# Programming for the Microsoft NET Platform (Prerelease)
E Book Art Anime How To Draw Iria
Krytyczna temperatura wewnętrznej powierzchni
2 minutes to midnight
SIMULINK MATLAB to VHDL Route
Internet to lukratywne źródło przychodów

więcej podobnych podstron