1.
KLUCZE KRÓLESTWA
DEMONS & WIZARDS
Winter of Souls
In higher lights we seem to drown
We hold the key but not the crown
(...)
Haunted by the lust of my father
Revenge is mine and down falls the kingdom
Your illgotten son
Your flesh and your blood
Bardzo wcześnie zdałem sobie sprawę, iż bycie Malfoyem ma swoje niewątpliwe zalety... I jest ich wiele. Jest rzeczą powszechnie znaną, niejako daną do publicznej wiadomości, że już samo słowo "Malfoy" uosabia jednocześnie arystokratyczną elegancję oraz skłonność do zimnego okrucieństwa, jest synonimem bogactwa i władzy... Przede wszystkim władzy.
Niewielu zdaje sobie sprawę, co to tak naprawdę znaczy. Że gdy Malfoy mówi: "władza", nie myśli o niej jak o środku do zdobycia konkretnych profitów, lecz traktuje potęgę jako cel ostateczny, który zawiera w sobie przyczynę i skutek wszystkiego, po co człowiek żyje i do czego dąży. Dla Malfoya władza jest panem, jest bóstwem, któremu służy się pokornie przez całe życie.
Paradoksalnie, najdumniejszy i najbardziej butny ze swego pochodzenia ród Starej Anglii w gruncie rzeczy pyszni się tym, że jest na odwiecznej służbie... Żadna religia nigdy nie trzymała swoich wyznawców w tak ścisłych więzach, nie konstytuowała całego ich życia od narodzin aż po śmierć, jak religia przekazywana z pokolenia na pokolenia w mojej rodzinie.
Dla nas świat jest planszą, a życie
grą, której celem jest zdobycie wszystkich pól. Bez wyjątku...
Draco, czas na trening te słowa słyszę codziennie, każdego dnia wakacji, od lat. Ale testem jest wszystko, nie tylko czas poświęcony na naukę potrzebnych umiejętności. Każdy dzień jest egzaminem, cokolwiek powiem czy zrobię, zostanie osądzone... w oczach moich rodziców. A oni nie są łaskawymi ani pobłażliwymi sędziami.
Stała czujność to dla Malfoya stan naturalny, naszym chlebem powszednim jest ostrożność bez choćby chwili odpoczynku. Muszę mieć oczy dookoła głowy, uważać na klątwy rzucone w ciemnościach, truciznę w jedzeniu czy trunkach, wrogie uroki, pułapki zastawione przez wszystkich i we wszystkim.
Podejrzliwość to sposób na życie. Nieufność to norma.
A więc, czas na trening... Chwytam drewniany, ćwiczebny miecz.
Prawa noga w wykroku, lewa skierowana na zewnątrz; ręka dzierżąca broń wyprostowana, skierowana sztychem w stronę przeciwnika. Przyjęcie postawy jest już odruchowe, po tych wszystkich lekcjach z bronią białą udział umysłu jest niemal niepotrzebny... Myśli skupiają się na obserwowaniu przeciwnika: smukłej sylwetki ojca, zastygłej nieruchomo niczym posąg, gotowej w każdej chwili zaatakować.
Niemal niezauważalne zwężenie źrenic przeciwnika ostrzegło mnie na ułamek sekundy przed wypadem. Szybka finta, wycelowana w brzuch, z gwałtownym skrętem nadgarstka i zmianą celu na odsłoniętą klatkę piersiową... Karkołomna parada w moim wykonaniu wywołała pogardliwe parsknięcie Lucjusza; zmusiłem się do milczenia. To też był test; wszystko nim było...
Po kolejnym natarciu wykonałem szybki unik, ale w pół sekundy później zaskoczyło mnie zwinne imbrocatto w wykonaniu mojego ojca, który pchnął ponad klingą i rękojeścią mojej broni, trafiając mnie w dłoń. Zdusiłem jęk i gwałtowną ochotę pocierania bolącego miejsca; uderzenia drewnianego oręża może nie stanowiły większego zagrożenia, ale i tak sprawiały niemałe cierpienie
co poznałem na własnej skórze.
Jesteś beznadziejny, Draco. Jak zwykle zresztą... suche słowa ojca zabolały bardziej nawet, niż uderzenie. Jeszcze raz. I postaraj się!
Wiedziałem, że chce mnie sprowokować, a jednak nie potrafiłem się powstrzymać i zagryzłem wargi ze złości, przeklinając się za ten dowód słabości i braku umiejętności panowania nad sobą. Kpiący wzrok Lucjusza upewnił mnie, że zauważył to i zapewne wytknie mi przy najbliższej okazji.
Tłumiąc wściekłość, stanąłem raz jeszcze w pozycji, po czym sam zaatakowałem. Mój szybki wypad do przodu i pchnięcie w dół spełzły wszakże na niczym, bo ojciec zablokował cios z siłą, od której zachwiałem się i opadłem na jedno kolano.
Uwielbiam, gdy klękasz przede mną, Draco... Czy to w walce, czy w łóżku, zawsze uważałem, że to dla ciebie odpowiednia pozycja.
Łzy upokorzenia zalśniły mi w oczach, kiedy poderwałem się z furią, raz jeszcze nacierając na Lucjusza, tracąc zarazem resztki swojego opanowania. Ojciec sparował atak, wykonał zamaszysty krok w tył i opuścił ostrze, po którym przesunął się w dół brzeszczot mojego własnego miecza.
Ostatnie, co ujrzałem, to pełny obrót, od którego zawirowała dokoła szata Lucjusza, po czym drewniana klinga uderzyła mnie z ogromną siłą w kark.
"Och... Incartata. Perfekcyjne"
pomyślałem słabo i osunąłem się w zimną, beznamiętną ciemność.
* * *
Gdy wreszcie ocknąłem się, leżałem na swoim łóżku, rozebrany do samej bielizny i troskliwie przykryty aż pod szyję. Uśmiechnąłem się lekko: to musiało być dzieło mojej matki. Narcyza opiekowała się mną za każdym razem, gdy doznawałem jakichś urazów podczas treningów. Zawsze brała sobie do serca każdy siniak czy stłuczenie, czym narażała się na docinki ojca, że trzęsie się nade mną jak nad niedorozwiniętym dzieckiem.
I że sam powinienem sobie radzić. Zawsze i w każdej sytuacji, jak przystało na Malfoya.
Podniosłem się niepewnie, próbując usiąść, ale szybko opadłem z powrotem na poduszki; palący, przeraźliwy ból przeszył moją szyję, rozchodząc się przez całe plecy i ramiona. Jęknąłem mimowolnie i przymknąłem powieki, próbując odegnać czarno-czerwone plamy, jakie pojawiły mi się przed oczyma. Zrobiło mi się niedobrze, mdlący ból wywoływał torsje i zawroty głowy.
Draco? Dobrze się czujesz?... usłyszałem ciche pytanie.
Ojciec. Nie wiedziałem, że jest w pokoju.
No tak... Zapomniałem, że matka wyjechała do ciotki, pewnie on musiał się mną zająć przez cały ten czas, kiedy byłem nieprzytomny. Cóż za niewiarygodne marnotrawstwo jego cennego czasu! Ciekaw byłem, czy będę musiał wysłuchiwać jego pełnych jadu wymówek, że jestem najgorszych z wszystkich jego obowiązków. Jakbym był rzeczą, którą trzeba się zająć...
Z trudem uchyliłem powieki.
Lucjusz podszedł powoli do mnie i usiadł obok, na brzegu łóżka. Smukłą dłonią odgarnął mi włosy z twarzy, które wcześniej opadły na nią niesfornymi kosmykami.
Przeżyję... odpowiedziałem, mimowolnie kuląc się od tego dotyku i poprosiłem głosem, który niebezpiecznie przypominał kwilenie: Nie przejmuj się mną, ojcze...
Wolałem nie zwracać na siebie jego uwagi. Lepiej być niewidzialnym... bo inaczej znów przyjdzie, uchyli kołdrę i zażąda... Nie. Lepiej nie istnieć dla niego, zniknąć z pola jego widzenia, zniknąć z jego świata.
A jednak, przejmuję się. Dziwne, prawda?... wibrujący, aksamitny głos jak zwykle przyprawiał mnie o drżenie, choć tym razem był o ton cieplejszy niż zazwyczaj. Zaledwie o ton... ale jednak. Wiesz, że gdybym uderzył mocniej, złamałbym ci kark?
Spojrzałem zszokowany na ojca, a jego pytanie zawisło między nami w ciężkiej, dusznej ciszy. Moje serce biło szybko, nierówno, oddech stał się płytki i urywany. Przez wyschnięte wargi zdołałem jedynie wyszeptać, nie wiedząc właściwie, co chcę powiedzieć:
Ojcze?...
Przez swoją nieuwagę mogłem cię zabić. Tak po prostu, wkładając nieco więcej siły w cios. I byłbyś martwy, Draco. Co za ironia losu, nieprawdaż? Codziennie pragnąłem, żebyś zniknął z mego życia, żeby został mi oszczędzony ten ciężar, jakim jesteś...
Przymknąłem oczy, całą siłą woli próbując zatrzymać łzy, które paliły mnie pod powiekami jak rozżarzone żelazo... Bezskutecznie. Gdy pierwsza kropla spłynęła po moim policzku, z głuchym jękiem schowałem twarz w dłoniach. On nie powinien widzieć moich łez, nigdy. Wykorzysta to. Wykorzysta to, by znów, kolejny, tysięczny chyba już raz, zgnębić mnie tak, jak tego nie robił dotąd nikt.
Na próżno więc próbowałem się ukryć przed jego wzrokiem; delikatne, ale stanowcze dłonie odjęły moje ręce od twarzy i tak oto leżałem przed nim, całkowicie odsłonięty, bezbronny.
Ironia losu, bo chociaż pragnąłem tego, gdy wreszcie otarłeś się o włos o śmierć, czułem... strach. Bałem się, że cię stracę powiedział Lucjusz łagodnie. Nie waż się umierać, Draco. Nigdy, rozumiesz?... Nie przeżyłbym tego.
Patrzyłem na niego oszołomiony, nawet nie próbując tego ukryć.
A potem ojciec pochylił się i zaczął scałowywać łzy z moich policzków, delikatnie muskając wargami wilgotną skórę, gładząc rękoma moje drżące ramiona i tuląc mnie do siebie z czułością, jakiej nigdy wcześniej nie znałem. Gdy wreszcie uspokoiłem się, uwolnił mnie ze swoich objęć i wstał.
Odpoczywaj, Draco powiedział jeszcze na odchodnym, po czym wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
* * *
Następnego dnia nie wracałem do tego "incydentu", nie dlatego wszakże, że nie chciałem tego robić; jednakże zimny, odpychający wzrok Lucjusza skutecznie odwiódł mnie od tego pomysłu. "Okazałem słabość, a nie powinienem był"
mówiło jego spojrzenie.
"Pomińmy ten fakt milczeniem".
Milczałem więc. I kontynuowaliśmy lekcje, jakby nic się nie wydarzyło. Jedyne, co się zmieniło, to fakt, że byłem jeszcze zbyt słaby i obolały, żeby próbować wracać do ćwiczeń fizycznych; uczyłem się więc teorii technik manipulacji, które w najbliższym czasie miałem wypróbować w praktyce. Kolejny test... kolejne wyzwanie. To było całe moje życie.
Przewracałem właśnie stronice starego pamiętnika mojego pradziadka, który stał się w naszej rodzinie wzorem, jak zdobywać władzę. To dzięki działaniom naszego przodka zyskaliśmy tak wielki prestiż i bogactwo jeszcze w czasach przed przyjściem na świat Czarnego Pana
czasach, kiedy czysta krew nie była w poważaniu, a stare rody szlacheckie zmarniały i skarlały do reszty.
Tylko my, Malfoyowie, wzrastaliśmy w siłę. A wszystko dlatego, że mój dziadek poznał tajniki ludzkiej duszy jak mało kto... i nie bał się wykorzystywać tej wiedzy w praktyce.
Czytałem tak już z godzinę, siedząc w gabinecie ojca, podczas gdy on wertował jakieś, zapewne ministerialne, papiery. Przez chwilę pozwoliłem sobie na myślenie o niczym i niedbale przewracałem pożółkłe stronice, od czasu do czasu czytając jakieś wyjęte z kontekstu zdanie. Wreszcie kilka słów przykuło moją uwagę na tyle, że odważyłem się przerwać Lucjuszowi.
Ojcze... mogę cię o coś zapytać? zapytałem z absurdalną nieśmiałością, za którą dałem sobie silnego kopniaka w myślach. Muszę być pewny siebie, jak przystoi Malfoyowi.
Mężczyzna spojrzał na mnie znad sterty papierzysk.
Pytaj. Ale mam nadzieję, że to coś ważnego.
Odchrząknąłem niepewnie. Tyle, co do pewności siebie...
Po prostu... nie rozumiem jednej rzeczy. Dlaczego na jednej ze stron jest napisane, w dodatku dużymi literami i pozłacanym atramentem: "Dzierżymy klucze królestwa, lecz nie jego koronę"? Co to znaczy?
Ku mojemu zdziwieniu, ojciec uśmiechnął się lekko. Odsunął od siebie wszystkie dokumenty, po czym wstał i usiadł obok mnie na dużej, obitej czarnym aksamitem sofie. Delikatnie pogłaskał mnie po policzku i pocałował czule. Zesztywniałem, spinając się cały i pragnąc uciec od tej bliskości, ale ku mojemu zaskoczeniu nie miała ona podtekstu seksualnego, jak zazwyczaj.
W takich momentach przypominasz mi mnie samego sprzed lat... powiedział Lucjusz cicho. Gdy byłem młody, uczyłem się z tej samej księgi. I pewnego dnia natknąłem się na to właśnie zdanie, po czym zadałem swojemu ojcu, a twojemu dziadkowi to samo, co ty, pytanie.
Rozluźniłem się; nie było niebezpieczeństwa. Mogłem siedzieć spokojnie obok ojca i nie bać się, że zrobi coś, czego ojciec robić nie powinien... Byłem bezpieczny.
I jaką otrzymałeś odpowiedź?... zapytałem, autentycznie zaciekawiony.
Lucjusz spojrzał na ciężką księgę, spoczywającą na moich udach. Przesunął powoli dłonią po stronie, na której napisane były pozłacane wersety. Pieszczotliwie pogładził je opuszkami swoich długich palców, których mógłby pozazdrościć mu niejeden pianista.
Widzisz, Draco, to jest największy sekret wszystkich naszych działań... Siła pozycji Malfoyów nie powinna nigdy zniknąć w ostrym świetle przynależnym najwyższym stanowiskom. Bycie królem, premierem, czy prezydentem, niesie ze sobą niebezpieczeństwo popadnięcia w zgubną dekadencję. My dzierżymy klucze królestwa, mając wpływy i środki, by uczynić wszystko, co będzie niezbędne do osiągnięcia naszych celów; ale też nie ciąży na nas presja i odpowiedzialność posiadania korony. Zapamiętaj sobie raz na zawsze: domeną Malfoyów jest ukrywanie się w cieniu, pociąganie za sznurki. Jesteśmy mistrzami marionetek, Draco.
Zamyśliłem się na chwilę.
Czy to dlatego przyłączyłeś się do Czarnego Pana, ojcze?... Zawsze mnie to zastanawiało. To nie jest w twoim stylu: służyć komukolwiek.
Kolejny uśmiech rozświetlił przystojną twarz Lucjusza, co sprawiło, że zdałem sobie sprawę, iż oprócz urody tkwi w nim także chłodne, spokojne piękno. I po raz pierwszy zrozumiałem, że te dwie rzeczy: uroda i piękno, nie są jednym i tym samym. Ale Lucjusz miał to wszystko, przez co potrafił oczarować swoją osobą nawet mnie. Nawet mnie...
Dokładnie, Draco. Naszym zadaniem jest stać tuż za tronem i szeptać do ucha władcy, kierując nim wedle własnej woli. Czarny Pan od początku miał w sobie ponury charyzmat i siłę władcy absolutnego, przez co mogłem przewidzieć, że niedługo każdy w Zjednoczonych Królestwach będzie drżeć na dźwięk jego imienia. Dlatego też byłem jednym z pierwszych, którzy się doń przyłączyli, przez co zapewniłem sobie stałe miejsce u jego boku, mogąc swobodnie doradzać i ukierunkowywać... Żywiołem każdego Malfoya jest bycie szarą eminencją, Draco. W tym tkwi prawdziwa potęga i władza.
Potęga i władza... Dwa magiczne słowa, o sile przyciągania większej, niż to jest w przypadku jakiegokolwiek zaklęcia...
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Tobie dam Klucze Królestwaadministracja w ksiestwie warszawskim i krolestwie polskimKlucze Rejestru Windowsklucze office 2013Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (01) Wielkie WrotaMargit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (16) Głód życiaMargit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (19) PodstępSandemo Margit Saga o Królestwie Światła 17 Na RatunekkluczePiskulak Kluczem do baśni może wytrychkrólestwoPrasa polska w Królestwie Polskim 1865 1915klucze windows xp professional sp3(1)klucze do Norton Internet Security 2009więcej podobnych podstron