r1 Ameryka Łacińska w poszukiwaniu dróg rozwoju


I. Ameryka Łacińska w poszukiwaniu dróg rozwoju

Kraje regionu andyjskiego: Kolumbia, Ekwador, Peru, Boliwia i Chile

Poza Kolumbią i Chile ludność tego regionu w wysokim procencie to Indianie. W Ekwadorze stanowią
oni ponad jedną piątą ogółu, w Boliwii
niemal połowę, w Peru natomiast przeszło połowę. Nieco
większe są dysproporcje pomiędzy tymi, którzy deklarują swoją przynależność etniczną jako
Boliwijczycy, Peruwiańczycy etc., a należącymi do indiańskich grup etniczno
językowych Keczua czy
Ajmara. Biali i ludność rasowo mieszana zamieszkują głównie wąskie pasmo wybrzeża Pacyfiku,
gdzie znajduje się większość ośrodków miejskich. Społeczności indiańskie zamieszkują górzyste
regiony Andów, biegnących południkowo i oddzielających większość zachodniego wybrzeża od reszty
Ameryki Południowej. Najzamożniejszym krajem regionu jest Chile; produkt krajowy brutto Kolumbii i
Ekwadoru jest o połowę niższy; najbiedniejsze są Boliwia i Peru.
Aż do połowy XX w. Kolumbia pozostawała gospodarczo zacofanym krajem rolniczym, z
dominującymi uprawami kawy i bananów. Siłą rządzącą była tam oligarchia ziemska, której interesy
reprezentowali konserwatyści. W roku 1948 zamordowany został popularny przywódca lewicujących
liberałów Jorge Eliecer Gaitan, co wywołało krwawe zamieszki zarówno w miastach, jak i na wsi.
Kolumbia znalazła się na krawędzi wojny domowej. W rejonach wiejskich chłopi z wyjątkową
zaciętością występowali nie tylko przeciwko obszarnikom, ale i kościołom. Bardzo często rewolta
społeczna łączyła się ze zwykłym bandytyzmem. Szacuje się, iż w okresie dziesięciu lat tzw. violencia
("przemocy") śmierć poniosło ok. 200 tys. osób. Katastrofa "violencia" wpłynęła na przejściowe
porozumienie pomiędzy konserwatystami i prawicowymi liberałami, co pozwoliło tym pierwszym
utrzymać się przy władzy. Dopiero po wyborach w 1950 r. konserwatyści sprawowali władzę
samodzielnie, usiłując spacyfikować kraj za pomocą armii.
O wywołanie wojny domowej w krzykliwej propagandzie oskarżano komunistów, którą to etykietką
obdarzano zazwyczaj liberałów. W 1953 r. zmęczone wojną społeczeństwo poparło przewrót
wojskowy gen. Gustavo Rojasa, licząc na zaprowadzenie pokoju. Dzięki przejściowej zwyżce cen
kawy, Rojas miał za sobą pewne sukcesy gospodarcze i pozował również na populistę, przeprowadził
ograniczone reformy. Jego koncepcje polityczne, zbliżone do peronowskich, zyskały mu przeciwników
zarówno wśród liberałów, jak i konserwatystów. Wbrew obietnicom nie zaprowadził on zresztą w kraju
żadnego porządku. W 1957 r. obie partie zawarły sojusz zwany Frontem Narodowym, który z
poparciem części wojskowych odsunął Rojasa od władzy.
Koalicja konserwatywno-liberalna sprawowała władzę w Kolumbii aż do 1978 r. Wobec takiej
dominacji na politycznej scenie kolejne wybory przebiegały bez zakłóceń, choć przy bardzo niewielkiej
frekwencji. W mniemaniu większości społeczeństwa obie partie podzieliły między siebie Kolumbię
niczym prywatny folwark. Próby reform tylko minimalnie zmieniły strukturę własności ziemskiej, toteż w
latach siedemdziesiątych dał się zauważyć wyraźny ruch chłopski na rzecz przejmowania latyfundiów
przemocą. Przez długie dziesięciolecia Kolumbia pozostawała krajem kawowej monokultury,
stopniowo coraz większe znaczenie osiągało jednakże wydobycie ropy naftowej, węgla oraz rzadkich
metali. Niezadowolenie społeczeństwa z rządów Frontu Narodowego przejawiało się nie tylko w
postaci demonstracji, strajków i zamieszek, ale również zbrojnego oporu. Wielce znamienna była
ewolucja stanowiska kolumbijskiego Kościoła katolickiego, który z siły wspierającej oligarchię i aparat
państwowy przemienił się w czynnik poparcia lewicowych radykałów. Przejawem było nie tylko
upowszechnienie się "teologii wyzwolenia", ale i czynne zaangażowanie wielu księży w działalność
antypaństwową czy nawet partyzancką. Skali niesprawiedliwości społecznej nie można było
zlekceważyć. W 1966 r. szacowano, że 40% dochodu narodowego było dzielone pomiędzy 5%
społeczeństwa!
W tym też czasie w cieniu zbrojnych buntów chłopskich w Kolumbii dojrzewała guerrilla. Wkrótce kraj
ten znalazł się ponownie na krawędzi wojny domowej. Lewicowe ugrupowania partyzanckie, takie jak:
Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC), Armia Wyzwolenia Narodowego (ELN), Ludowa Armia
Wyzwolenia (ELP) czy M-19, dysponowały rozległymi wpływami. Jeszcze niedawno zresztą, mimo
działań sił rządowych, kontrolowały one niemal połowę terytorium Kolumbii. Głośnym echem odbiła się
w świecie zorganizowana przez chłopów obrona "wolnych stref", m. in. Marquetalii. Przeciwko rządowi
buntowała się nawet armia, i to niejednokrotnie. Władze nie kontrolowały również wspierających rząd
obszarników, którzy obwarowywali się w swoich włościach, chronionych przez prywatne armie, gdzie
prowadzili własną politykę. W roku 1970 na scenę polityczną Kolumbii powrócił ponownie Gustavo
Rojas. Składał populistyczne obietnice, toteż uzyskał szerokie choć niewystarczające wsparcie ze
strony chłopów i ubogiej ludności z wielkich miast. Jego niedoszły sukces osłabił jednakże spójność
koalicji rządzącej. Front Narodowy przetrwał do 1978 r., kiedy to polityczny układ Kolumbii powrócił do
systemu dwupartyjnego. Wśród liberałów wyraźne stało się rozbicie na frakcję zachowawczą i
radykalną.
Pomimo rozwoju gospodarczego, który przyniosły lata osiemdziesiąte, czemu towarzyszyło wydatne
zmniejszenie długu zagranicznego, położenie kolumbijskich chłopów niemal nie zmieniło się. Państwo
nie tylko nie wspierało ich, ale i bezlitośnie wyzyskiwało. Wahania cen na produkty rolne, zwłaszcza
na ziarno kawowe, skłaniały ich do poszukiwania nowych źródeł dochodów. Takim okazała się uprawa
koki, toteż wkrótce na wielkich obszarach Kolumbii pojawiły się przestępcze latyfundia, pozostające w
dyspozycji "narkokarteli".
System polityczny Kolumbii, kwestionowany przez większość społeczeństwa, już od dziesięcioleci
wykazywał zupełną bezradność wobec poczynań "narkobaronów". Z racji rozmaitych powiązań mówiło
się nawet o kolumbijskiej "narkodemokracji", jako że kolejnym ewenementem tego kraju był fakt, iż
poza krótkim okresem rządzony był on w sposób konstytucyjny. Problem polegał jednakże na tym, że
decydujące o życiu politycznym Kolumbii partie nie wykazywały ani zdolności, ani też woli do
przeprowadzenia niezbędnych reform; niewielkie ugrupowania natomiast nie miały większych szans
na przeprowadzenie czegokolwiek. Dopiero konstytucja z 1991 r. otwarła szersze możliwości dla
reprezentacji mniejszych ugrupowań. Podjęte zostały efektywne rozmowy z większymi organizacjami
partyzanckimi, a także skuteczne działania wymierzone w pozycję "narkobaronów". W polityce
gospodarczej kontynuowano neoliberalny kurs, który tylko na krótko przyniósł poprawę sytuacji
ekonomicznej Kolumbii i pozostawał w sprzeczności z roszczeniami najuboższych.
Przez długie dziesięciolecia niewielki Ekwador cieszył się wątpliwą reputacją najmniej stabilnego
państwa w Ameryce Łacińskiej. W toku wielu wojen z sąsiadami jego obszar zredukowany został do
jednej trzeciej w stosunku do czasu proklamowania niepodległości (1830 r.). Jeszcze w 1941 r., w
wyniku wojny z Peru, Ekwador utracił obszar w rejonie Pacyfiku oraz część górnej Amazonii. W ciągu
150 lat istnienia republiki władało nią 88 prezydentów, a 18 razy zmieniano konstytucję. Okresem
względnej stabilności oraz ekonomicznego rozwoju były jedynie lata 1948
1960. Bananowa
koniunktura zakończyła się jednak, a Ekwador nie zdołał stworzyć warunków dla uprzemysłowienia. W
1963 r. wojsko ponownie sięgnęło po władzę, obalając rzekomo prokomunistycznego prezydenta
Carlosa Arosemena. Były to pomówienia, gdyż sami wojskowi zainicjowali szereg radykalnych
przemian, m. in. reformę rolną, połączoną z wywłaszczeniem ziem nie uprawianych. Kwestia tego
rodzaju gruntów stanowiła zresztą problem w skali całej Ameryki Łacińskiej i nie oznaczało to
oczywiście, że ziemie te właścicieli nie posiadają. Rezultaty reform okazały się znikome, a w 1966 r.
kolejna junta zmuszona była ustąpić.
Dopiero z początkiem lat siedemdziesiątych sytuacja gospodarcza Ekwadoru poczęła zmieniać się na
lepsze w związku z odkryciem poważnych złóż ropy naftowej w prowincji Oriente. Wizja "wielkiej nafty"
sprzyjała nastrojom nacjonalistycznym w armii, której wydawało się, iż pozostawienie tej sprawy w
rękach cywilów sprzyjać będzie korupcji. Jednakże wbrew szumnym zapowiedziom rządy wojskowych
z lat 1972
1979 przyniosły krajowi ograniczony rozwój. Dzięki dochodom z ropy sfinansowano co
prawda podstawy industrializacji, po raz kolejny też zadekretowano reformę rolną. Ogólnie jednak
struktura posiadania w rolnictwie zmieniła się tylko w niewielkim stopniu. Ekwador w swojej
przeciętności był krajem nędzarzy i analfabetów. U schyłku swoich rządów armia wiele straciła z
poparcia społecznego, toteż w następstwie referendum z 1978 r. przywrócone zostały rządy cywilne.
Próby zastosowania rozwiązań neoliberalnych w gospodarce przez prezydenta Febresa Cordero
(1984
1988) również nie przyniosły pozytywnych rezultatów. Reformy narzucone przez Bank
Światowy były źle odbierane w społeczeństwie, elita władzy skłócona wewnętrznie, ceny na ropę
spadły, trzęsienie ziemi zaś uszkodziło rurociąg andyjski.
W wyborach z lat 1988 i 1992 zwyciężały przemiennie ugrupowania lewicujące (tzw. Lewica
Demokratyczna) i prawicowe (Jednolita Partia Republikańska). Sukcesy pierwszego z rządów
dotyczyły głównie płaszczyzny politycznej; w gospodarce socjaldemokraci nie zdecydowali się na
wprowadzenie reguł neoliberalizmu. Brak pozytywnych rezultatów w zwalczaniu inflacji oraz stagnacja
gospodarcza spowodowały masowe wystąpienia pracownicze, a następnie porażkę wyborczą.
Nadmiarem popularności nie cieszyła się również prawica, której następny rząd wyraźnie preferował
wolny rynek. Specyfiką ekwadorskich gabinetów było zresztą ich wewnętrzne skłócenie, co nie
sprzyjało konsekwentnemu wdrażaniu reform ani też dłuższej egzystencji.
Ubóstwo i kontrasty społeczne były udziałem Peru od czasu uzyskania niepodległości. Po dziś dzień
jedna trzecia jego mieszkańców, głównie andyjskich Indian, bytuje w warunkach urągających
schyłkowi XX w. Silna pozycja rządzącej tam od wieków oligarchii rzutowała szczególnie negatywnie
na wszelkie próby przeprowadzenia jakichkolwiek zmian. Dopiero w okresie międzywojennym na
tamtejszej scenie politycznej pojawił się lewicujący Ludowy Amerykański Alians Rewolucyjny (APRA).
Wbrew nazwie, partia ta nigdy rewolucyjną nie była, a swoją częściowo marksistowską frazeologię
porzuciła w imię sojuszu z klasą średnią. APRA nie podejmowała również problemów andyjskich
Indian, co oznaczało, iż ogromna część Peruwiańczyków pozostała poza zasięgiem oddziaływania
jakichkolwiek legalnych struktur politycznych. Żadne zresztą z peruwiańskich ugrupowań nie było aż
tak radykalne, by starać się takie problemy rozwiązać. Abstrahując jednak od kwestii indiańskiej, w
peruwiańskich realiach lewicująca APRA była siłą znaczącą o antyimperialistycznym nastawieniu,
stwarzającą wyzwanie dla rządzącego układu oligarchii ziemskiej wspieranej przez armię i
zagraniczny kapitał.
Doceniając skalę zagrożenia, rządzący Peru dwukrotnie delegalizowali APRA (1931
1945 i 1948

1956), a także dopuszczali się fałszerstw wyborczych. W 1963 r., pod wymyślonym pretekstem, armia
unieważniła wybory, a następnie osadziła na urzędzie prezydenta Fernando Beluande Terryłego. Z
jego osobą demokraci wiązali pewne nadzieje, choć już w 1963 r. skierowane przezeń oddziały
wojskowe zmasakrowały zbuntowanych chłopów. Wkrótce miał on przeciwko sobie także część armii.
Choć jednak oligarchia ziemska nadal zachowywała ogromne wpływy, oblicze społeczne Peru
zmieniło się. Rozwój ekonomiczny przyniósł wzmocnienie klas średnich, czego rezultatem było
zachwianie pozycji tradycyjnych elit władzy. Coraz bardziej widoczne stawały się ich manipulacje,
czego przejawem była obstrukcja wobec nader ostrożnego projektu reformy rolnej.
W październiku 1968 r. po stronie rosnących w siłę klas średnich opowiedziała się znaczna część
armii peruwiańskiej. Na czele przewrotu stanął gen. Juan Velasco. W opinii lewicujących wojskowych
tradycyjna oligarchia odpowiedzialna była za zacofanie kraju, który uratować mogła jeszcze tylko
gruntowna modernizacja. Niewątpliwym novum było również i to, że Velasco i jego współpracownicy
przejawiali zainteresowanie losem Indian. W krótkim czasie przeprowadzono w Peru szereg reform,
m. in. radykalną reformę rolną, znacjonalizowano banki, telekomunikację, koleje, elektrownie,
przemysł ciężki i rybołówstwo. Część wielkich posiadłości przekształcono w kooperatywy. Monopolem
państwa objęto również handel surowcami mineralnymi, a w wielkich przedsiębiorstwach mieszanych
ograniczono rozmiary kapitału zagranicznego. Zadekretowanie reform nie oznaczało oczywiście
uzdrowienia gospodarki, która w wielu sektorach nadal funkcjonowała fatalnie. Nawet tak oczekiwana
reforma rolna nie budziła wielkiego entuzjazmu z powodu złego zarządzania kooperatywami. Peru,
które było dotychczas tradycyjnym eksporterem produktów rolniczych, zmuszone było do importu ryżu,
bawełny i cukru. W sierpniu 1975 r. wewnętrzny przewrót odsunął od władzy Velasco, a jego miejsce
zajął gen. Francisco Morales. Wojskowi zarzucili stopniowo lewicowe eksperymenty oraz
antyimperialistyczną frazeologię, a w maju 1980 r. przywrócone zostały rządy cywilne.
Nieudolność w reformowaniu Peru, czego najbardziej jaskrawym przykładem była kwestia agrarna,
sprzyjała wzrostowi niezadowolenia wśród najuboższych. Na tym tle ukształtowała się, a w pewnym
momencie uzyskała znaczące wpływy
guerrilla, której znaną formą były ugrupowania Świetlistego
Szlaku (Sendero Luminoso) oraz Rewolucyjnego Ruchu Tupaca Amaru (MRTA). Szybki wzrost
gospodarczy, jaki dokonał się w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, również nie przyniósł trwałych
rezultatów. Dług zagraniczny państwa stale wzrastał, a organizacje światowe odrzucały pertraktacje.
Kwestia zadłużenia Peru sięgała zresztą połowy lat siedemdziesiątych, kiedy to wielkie wydatki na
cele publiczne spowodowały jego dramatyczny wzrost. Sytuacja kraju poprawiła się nieco dopiero w
okresie prezydentury Alberto Fujimori (od 1990 r.). Zdołał on ułożyć swoje stosunki z wpływową armią
peruwiańską, a także przeprowadzić szereg reform ekonomicznych. Operacje militarne zredukowały
zagrożenie ze strony lewackiej querrilli. Na płaszczyźnie politycznej ważnym zadaniem stała się
odbudowa pozycji rządów cywilnych oraz stworzenie przesłanek dla kształtowania się trwałego
systemu wielopartyjnego.
Daleko biedniejszym aniżeli Peru krajem regionu pozostawała Boliwia. Przegrana wojna z
Paragwajem z lat 1932
1935 pozbawiła ją rozległych obszarów Gran Chaco. Poderwała również
pozycję tradycyjnie rządzącej oligarchii, której miejsce zaczęła przejmować armia i klasy średnie.
Pośród ugrupowań reprezentujących te ostatnie szczególną rolę odgrywał utworzony w 1942 r.
Rewolucyjny Ruch Narodowy (MNR). Jego oparcie stanowiła nie tylko burżuazja, ale i związki
górników oraz robotników fabrycznych. W kwietniu 1952 r., w odpowiedzi na próbę odsunięcia przez
armię demokratycznie wybranego kandydata MNR
Victora Paz Estenssoro, w wielu regionach kraju
wybuchła rebelia. Korzystając z szerokiego poparcia, Estenssoro nie tylko przejął władzę, ale i
przeprowadził szereg reform: zadekretował poprzednie prawa wyborcze, znacjonalizował przemysł
wydobywczy, przeprowadził reformę rolną i
na krótko
ograniczył wpływy armii.
U schyłku lat pięćdziesiątych MNR osłabiły jednakże wewnętrzne podziały i tarcia pomiędzy orientacją
prawicową i lewicową. Rząd był stale atakowany przez zdesperowanych górników oraz studentów. W
tej sytuacji jego obalenie przez armię w 1964 r. nie było trudne. Rządy boliwijskich wojskowych trwały
aż do 1982 r., jednakże w różnych fazach i orientacjach. Nowy prezydent Boliwii, gen. Rene
Barrientos, przywrócił poprzednią konstytucję oraz wyraźnie przeciwstawił się strajkującym górnikom.
Zrewoltowani górnicy z rejonów Catavi, Uyuni, Oruroi in. ogłosili nawet swoje kopalnie "wolnymi
strefami", zostali jednakże krwawo spacyfikowani w czerwcu 1967 r. W tym samym jednak czasie,
licząc na rozszerzenie społecznego poparcia, rząd zadbał o zaspokojenie roszczeń części chłopstwa.
W takich warunkach działania partyzanckie w regionach wiejskich, jakie podjął m. in. "Ch Guevara i
jego Armia Wyzwolenia Narodowego, nie miały wielkich szans powodzenia. Barrientos tworzył zresztą
własne oddziały chłopskie do walki z guerrillą.
Podobnie jak społeczeństwo, podzieleni w swoich zapatrywaniach byli również wojskowi. W roku 1970
do władzy doszła grupa lewicowych oficerów z gen. Juanem Torresem na czele. Ich rewolucyjne
zamierzenia nie miały się jednakże ziścić. W sierpniu 1971 r. Torres obalony został przez
reprezentującego oficerską prawicę gen. Hugo Banzera.
Kolejne przewroty wojskowe, których liczba w dziejach Boliwii sięgnęła 184, bardzo negatywnie
oddziaływały nie tylko na stabilność polityczną, ale i ekonomiczną kraju. Utrzymanie konsekwentnego
kursu reform było praktycznie niemożliwe. Zdarzały się również junty tak skorumpowane, że ściągały
na swój kraj międzynarodowe sankcje. Tak było z reżimem Luisa Garcii z lat 1980
1981, oskarżanego
nie tylko o defraudacje, ale i wspieranie handlu narkotykami. W 1982 r. sytuacja gospodarcza była już
tak trudna, iż wojsko zdecydowało się przekazać władzę cywilom. Pierwszymi rywalami w wolnych
wyborach stali się liderzy różnych frakcji MNR: Hernan Siles Zuazo i Paz Estenssoro. W takiej też
kolejności sprawowali oni władzę do 1989 r. Mimo przeprowadzonych reform gospodarka Boliwii
pozostała zacofana. Wpływowymi ośrodkami politycznego nacisku pozostawały tam nadal: armia,
przemysłowe organizacje związkowe, a na indiańskiej wsi
tradycyjni przywódcy zwani kacykami.
Rozległe obszary Boliwii nadal znajdowały się poza kontrolą władzy centralnej, a uprawiana tam koka
zapewniała ponad 2/3 produktu krajowego brutto.
Aż do przewrotu wojskowego w 1973 r. Chile postrzegane było jako kraj o ustabilizowanym systemie
demokratycznym. Jego armia pozostawała lojalna wobec kolejnych rządów i nie aspirowała do takiej
roli, jaką odgrywało wojsko w krajach sąsiednich. Był to swoisty ewenement, którego tradycje
wywodzono z czasów "wojny o saletrę" 1879
1884. Również oligarchia ziemska nie posiadała w Chile
większych wpływów, które utraciła już u schyłku XIX w. Przez niemal wiek Chilijczycy byli dumni ze
swojej demokracji. Tradycyjnie Chile udzielało azylu prześladowanym w innych krajach. Gdy w 1970 r.
do władzy doszedł Salvador Allende i Jedność Ludowa, uważano, iż w ten sposób dawna "demokracja
arystokratów" uzyskała dopełnienie do postaci "demokracji ludu". Według niektórych opinii stało się to
już wcześniej, tj. w latach 1938
1952, kiedy reformy Aguirre Pedro przyniosły Chile demokratyczną
podstawę.
Już w okresie międzywojennym na chilijskiej scenie politycznej trwałe miejsce zyskały partie lewicowe,
w tym utworzona w 1933 r. Partia Socjalistyczna. Lewicowcy pozostawali przejściowo w składzie
rządzącego w latach 1938
1952 Frontu Ludowego. Już jednak w okresie rządów Jorge Alessandriego
(1958
1964) ukształtował się sojusz prawicy, reprezentującej liberałów i konserwatystów, oraz
centrum zdominowanego przez Partię Chrześcijańsko-Demokratyczną Eduardo Freia. Wzrost
popularności lewicy był jednakże wyraźnie widoczny. Ani prawica, ani też radykalna do pewnego
stopnia chadecja nie radziły sobie z problemami społecznymi i gospodarczymi Chile. Prezydentura
Freia i rządy chadecji przyniosły co prawda reformę rolną (1967 r.), jej postanowienia nie zaspokajały
jednakże narastających roszczeń chłopskich. Rząd, którego jednym z postulatów wyborczych była
"chilenizacja" zdominowanego przez Amerykanów wydobycia miedzi, był mocno uzależniony od
poparcia prawicy, tradycyjnie niechętnej przemianom społeczno-własnościowym na wsi. Pomimo
niewątpliwych dokonań, rządy chadeków nie spełniały nadziei Chilijczyków. Ich radykalizacja wyrażała
się nie tylko w żądaniach, ale i narastającym poparciu dla socjalistów i komunistów. Frei z coraz
większym trudem balansował pomiędzy wielką burżuazją oraz popierającymi ją Stanami
Zjednoczonymi a bezrolnymi i nisko wynagradzanymi. Trudno było oczywiście mówić o absolutnej
dominacji lewicy. W wyborach prezydenckich 1970 r. Salvador Allende i jego blok Jedności Ludowej
(Unidad Popular) odniósł zwycięstwo tylko dlatego, iż w przeciwieństwie do wyborów 1964 r. prawica
nie połączyła się z centrum. Jedność Ludowa była organizacją szerokofrontową, zdominowaną przez
socjalistów, których wsparli komuniści i radykałowie. Do wyborów szła pod hasłami niezależności
Chile, pogłębienia demokracji, ograniczenia pozycji wielkiego kapitału, zmian w strukturze własności i
szeregu reform socjalnych. Wbrew pomówieniom, Allende komunistą nie był, a jego wizja zakładała
państwo kapitalistyczne o rozbudowanej sferze socjalnej. Był zresztą silnie związany ze środowiskami
radykalnych warstw średnich i nic nie wskazywało na to, aby zamierzał dokonać transformacji
ustrojowej, tj. przejścia do socjalizmu.
Swoje rządy Jedność Ludowa rozpoczęła od nacjonalizacji przemysłu wydobywczego miedzi, w
dalszej kolejności przejęto banki, zrealizowano reformę rolną, przystąpiono do tworzenia
państwowego sektora przetwórczego, zaprowadzono szereg przywilejów socjalnych. Reformy te były
jednakże bardzo kosztowne, a światowe ceny na chilijskie surowce znacznie spadły w tym czasie.
Allende przeceniał również skalę społecznego poparcia dla swoich dokonań. Przeciwko sobie miał
bowiem potężne siły: wielką burżuazję, antykomunistyczną prawicę i przede wszystkim
Stany
Zjednoczone. W antyrządowej propagandzie zarówno Jedność Ludową, jak i Allendego oskarżano o
spiskowanie z Kubą, ZSRR i próbę implantowania komunizmu. Sytuacja gospodarcza Chile była
ciężka i panowało bezrobocie, wzrastała inflacja, pustoszały sklepowe półki
radykałowie zaś wzywali
do ostatecznej rozgrywki z prawicą. W połowie września 1973 r. przeciwko rządowi Jedności Ludowej
wystąpiła armia kierowana przez gen. Augusto Pinocheta. Allende, oblężony w swoim pałacu, poniósł
śmierć, a w kraju zapanował terror. Na 17 lat władzę w Chile przejęli wojskowi.
Przez niemal dekadę gospodarka chilijska znajdowała się w stanie kryzysu. Pomimo podjętych przez
juntę działań na rzecz stabilizacji ekonomicznej, pozytywne rezultaty były niewielkie, wyrzeczenia
społeczne zaś
ogromne. W Chile żyło się bardzo ciężko, w warunkach stałego zagrożenia
bezrobociem i na niskim standardzie. Stopniowo jednak skrajnie neoliberalny kurs przyniósł znaczący
wzrost gospodarczy. Chile było krajem otwartym dla zagranicznych inwestorów, i to bez żadnych
ograniczeń; gwarancję bezpiecznego inwestowania stwarzała oczywiście junta. Mało bowiem gdzie
działalność związkowa oraz roszczenia pracownicze były tak skutecznie likwidowane, jak pod rządami
Pinocheta. Ponadto wojskowi chętnie sięgali do interwencjonizmu, a niekiedy nawet do ustaw
wywłaszczeniowych z czasów Allende, co pozwoliło im w najgłębszej fazie kryzysu ratować
m. in. banki. Odbywało się to oczywiście kosztem nie posiadającej części społeczeństwa: wyzysku
pracowników, pozbawienia ich bezpieczeństwa socjalnego i tłumienia siłą wszelkich rozczeń
rewindykacyjnych. Pinochetowi zajęło kilkanaście lat odbudowanie gospodarki do stanu sprzed
przewrotu. Jak się również okazało, jego terror nie zdołał zniszczyć tradycji chilijskiej demokracji.
Kilkanaście dni po przewrocie w Chile zmarł na serce umieszczony przez wojskowych w areszcie
domowym wielki poeta, bard Ameryki Łacińskiej, laureat literackiej Nagrody Nobla z 1971 r.
Pablo
Neruda (właśc. Neftali Ricardo Reyes Besualto). Urodził się w roku 1904 i wiele lat pracował w służbie
dyplomatycznej Chile, m. in. podczas wojny w Hiszpanii 1936
1939. We wczesnym okresie swojej
twórczości pisał pod wpływem modernizmu i surrealizmu, później wiele jego wierszy stało się
rewolucyjnych. Otwarcie opowiadał się po stronie lewicy, sławił republikańską Hiszpanię oraz żołnierzy
radzieckich walczących z hitlerowcami (m. in. utwory Hiszpania w sercu
1937, Pieśni o
Stalingradzie
1942). Należał do partii komunistycznej i z jej ramienia zajmował fotel senatora.
Podczas pobytu na emigracji stworzył Pieśń powszechną
epopeję o wyzwalaniu Latynoameryki.
Wielką popularność przyniosły mu zbiory: Pobyt na ziemi (1935) i Trzeci pobyt (1947). W latach 1961

1970 stworzył m. in. Kamienne Chile, Pełnomocnictwo, Sto sonetów miłosnych, dramat Sława i śmierć
Joachima Murietty, a nawet poetyckie impresje z Polski. Pośmiertnie ukazały się jego wspomnienia
pt.: Wyznaję, że żyłem (1974). Jego pogrzeb w Santiago przekształcił się w wielką manifestację
przeciwko Pinochetowi i jego juncie.
Zob. A. Czock i in., Księga 100 pisarzy stulecia, Warszawa 1996.
Dopiero w 1987 r. rząd zezwolił na ponowną rejestrację niemarksistowskich partii politycznych. Rok
później, pod naciskiem Stanów Zjednoczonych (zawsze wpływowych w Chile i odpowiedzialnych za
przewrót w 1973 r.), Pinochet zniósł stan wyjątkowy i zgodził się przeprowadzić referendum w sprawie
wolnych wyborów. Jego wynik okazał się negatywny dla dyktatora, a w wyborach z grudnia 1989 r.
urząd prezydenta objął kandydat chadecji, Patrizio Aylwin. Przez długi czas pozycja Pinocheta jako
głównodowodzącego armią pozostała silna, a proces powrotu do demokracji nie był bynajmniej aktem
jednorazowym. Poparcie wojska utrudniało osądzenie dyktatora za jego zbrodnie, a żywość podziałów
uzewnętrznił kryzys związany z próbą osądzenia Pinocheta w Europie w 1999 r., po zatrzymaniu w
Wielkiej Brytanii. Pod rządami chadeków Chile kontynuowało swój rozwój gospodarczy. Choć
zapoczątkowała go w warunkach dyktatury armia, koszta z nim związane poniósł przede wszystkim
naród chilijski.

Od Morza Karaibskiego po La Platę: Wenezuela, Brazylia, Paragwaj, Urugwaj i Argentyna

Rozległe obszary kontynentu położone na wschód od Andów zajmują znaczące i relatywnie zamożne
państwa Latynoameryki. Zdominowała je ludność biała(Argentyna, Urugwaj, Brazylia) lub Metysi
(Wenezuela, Paragwaj), a także ich kultura i języki: na większości obszaru hiszpański, w Brazylii

portugalski.
Położona u wybrzeży Morza Karaibskiego Wenezuela już w okresie międzywojennym była znaczącym
eksporterem ropy naftowej. Już wówczas nafta decydowała o zamożności tego kraju. Dopiero jednak
w ostatnim ćwierćwieczu wielkie dochody płynące z eksportu tego surowca zdołano korzystnie
zainwestować w rozwój przemysłowej infrastruktury: petrochemię, stalownie, papiernie oraz huty
aluminium. Przydało to stabilności gospodarce wenezuelskiej. Choć skorzystała ona z naftowych
boomów lat 1973
1974 i 1979
1980, ponosiła również poważne konsekwencje z tytułu spadku cen,
zwłaszcza w latach osiemdziesiątych. Dominacja ropy naftowej w gospodarce miała w Wenezueli
swoje konsekwencje. Dysponujący relatywnie wielkimi sumami rząd zwykł był trwonić je w nader
rozbudowanym sektorze publicznym. Ogromne kwoty wydatkowano również na cele wyborcze, co z
jednej strony utrwalało demokrację, z drugiej zaś sprzyjało korupcji.
Niemal w ogóle nie dbano o wieś. Była ona głęboko zacofana, z rolnictwem godnym XIX w. Pomimo
zadekretowanej reformy rolnej, 3/4 areału nadal pozostawało w rękach grupy wielkich właścicieli.
Bezrolni wieśniacy wegetowali w warunkach zbliżonych do poddaństwa bądź uciekali do miast, gdzie
nieprawdopodobnie rozrosły się dzielnice slumsów. W strukturze produktu krajowego dochody z
rolnictwa spadły do kilku procent ogółu. Niewiele znaczyła nawet produkcja kawy, choć jeszcze w
okresie międzywojennym Wenezuela była jej trzecim producentem w świecie.
"Wielka ropa" sprzyjała jednakże znaczącej samodzielności politycznej, co w Ameryce Łacińskiej nie
należało do rzeczy zwykłych. Kolejne rządy okazały się zręcznymi negocjatorami, rozkładając na
dziesięciolecia proces nacjonalizacji, zakończony dopiero w 1976 r. Już wcześniej jednak Wenezuela
stała się bardziej aktywna na forum międzynarodowym. Była jednym z pięciu członków-założycieli
Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC), a organizację tę usankcjonowano
formalnie właśnie w Caracas, w styczniu 1961 r. (przyjęcie statutu).
W latach 1908
1935 Wenezuela była rządzona po dyktatorsku przez Juana Gomeza. Dyktator był
zręcznym politykiem, chociaż swój kraj traktował jak prywatny folwark. Podobnie jak w państwach
sąsiednich, armia gwarantowała nieuszczuploną pozycję tradycyjnej oligarchii ziemskiej. Sam zresztą
Gomez był nieodrodnym przedstawicielem klasy rządzącej; w okresie swojej dyktatury zapobiegliwie
zgromadził areał o powierzchni zbliżonej do obszaru... Węgier.
W roku 1945 wojskowy przewrót umożliwił przejęcie władzy przez ugrupowanie postępowej burżuazji
zwane Akcją Demokratyczną (AD). Reprezentowało ono interesy klasy średniej, wspieranej przez
bezlitośnie wykorzystywanych chłopów i niechętnej tradycyjnej oligarchii. AD była aliansem różnych
ugrupowań, w tym lewicowych, jej trzon stanowiła jednak tzw. Organizacja Wenezuelska (ORVE),
kierowana przez Romulo Betancourta. On też stanął na czele pierwszego rządu AD. Bardzo szybko
przeciwko AD wystąpili zarówno wielcy posiadacze ziemscy, zaniepokojeni perspektywami reformy
rolnej, Kościół
niechętny zmianom w oświacie, koncerny naftowe, z którymi Betancourt zamierzał
dzielić się zyskami po połowie, oraz armia
niezadowolona z upadku swej pozycji politycznej.
Rządy wojskowych nabrały cech bezwzględnej dyktatury w okresie władzy Pereza Jimeneza (1952

1958). W 1957 r. Jimenez wystąpił z propozycją plebiscytu utwierdzającego go na zajmowanym
stanowisku. Wywołało to falę powszechnych protestów, w które włączyła się nawet część dotychczas
popierającej go armii. Wkrótce jego rządy zostały obalone, a do władzy powrócił Betancourt, stając na
czele Akcji Demokratycznej (AD) i wspierającej ją społeczno-chrześcijańskiej COPEI (1959 r.).
Pomimo przeprowadzenia szeregu reform, Betancourt nie miał łatwej sytuacji. Atakowany był zarówno
z prawa, przez zwolenników obalonego Jimeneza, jak i lewa, przez komunistów i wspierających ich
radykałów. Trudności wewnętrzne, a także nafta wiązały Wenezuelę ze Stanami Zjednoczonymi, co w
czasach kryzysu kubańskiego stwarzało jednoznaczne implikacje. Wkrótce też wyraźnie lewicowy
Betancourt wsparł USA w działaniach przeciwko Kubie, za co Hawana rewanżowała mu się
zamachami oraz wspieraniem lewicowej guerrilli. W tym czasie w systemie politycznym Wenezueli
zarysował się dwubiegunowy układ: AD
chadecka COPEI. Utrzymał się on, przy wymiennych
gabinetach, aż do 1989 r. Wcześniej, do 1969 r., władzę sprawowała wyłącznie AD. Już wówczas AD
mocno ewoluowała na lewo, stając się partią socjaldemokratyczną i członkiem Międzynarodówki
Socjalistycznej.
W roku 1989 społeczeństwo wenezuelskie po raz kolejny głosowało na kandydata Akcji
Demokratycznej, Carlosa Pereza. Spodziewano się po nim powrotu do populistycznej polityki z lat
siedemdziesiątych. Tamte sukcesy były jednakże oparte na zwyżkujących cenach ropy, natomiast w
kolejnej kadencji Perez, pod wpływem MFW, przystąpił do wdrażania szeregu neoliberalnych reform.
Zwyżki cen i bezrobocie wywołały masowe protesty. W 1992 r. z niezadowolenia społecznego
usiłowała skorzystać grupa oficerów deklarujących się jako "boliwaryści". Wyraźnie uderzali oni w
dzwon nacjonalizmu, populizmu i antyliberalizmu. Zamach stanu nie powiódł się, a próby
wyhamowania reform przez następcę Pereza, Rafaela Caldera, nie przyniosły dobrych rezultatów.
Prawdziwą burzę polityczną w Wenezueli wywołały natomiast wybory z lat 1998 i 1999. Najpierw
prezydenckie, które przyniosły sukces populistycznemu rebeliantowi Hugo Chavezowi, później zaś do
Zgromadzenia Konstytucyjnego, gdzie jego zwolennicy zajęli niemal wszystkie miejsca. Chavez
otwarcie wezwał Wenezuelczyków do wystąpienia przeciwko "petrobiurokracji" oraz rządzącemu
układowi socjaldemokraci
chadecy. Rezultaty okazały się mniej spektakularne od zapowiadanych, a
utrzymujący się kryzys potwierdził tradycyjne uzależnienie kraju od ropy naftowej.
Wyraźny był brak stabilizacji wewnętrznej w powojennej Brazylii. Aż do 1945 r. ten największy kraj
Ameryki Łacińskiej rządzony był w warunkach nacjonalistycznej dyktatury Getulio Vargasa. Choć
położył on niewątpliwie podwaliny dla przyszłej industrializacji, jego autorytaryzm nasuwał nieodparte
skojarzenia z faszyzmem. Wojskowy przewrót nie przyniósł jednak demokratyzacji i zabezpieczenia
przed komunizmem, lecz znaczne rozprzężenie polityczne oraz zbyt daleko posuniętą, jak na warunki
brazylijskie, liberalizację gospodarki. W 1950 r. Vargas powrócił na scenę polityczną i po raz kolejny
wygrał wybory prezydenckie. W zmienionych warunkach jego polityka okazała się jednakże
nieskuteczna, a kraj pogrążyły nietrafne inwestycje, inflacja, bezrobocie i strajki. W 1954 r.,
zagrożony wojskowym przewrotem i zgnębiony niepowodzeniami, Vargas popełnił samobójstwo.
Wybory 1955 r. przyniosły sukces Juscelino Kubitschkowi, obiecującemu wyborcom pogłębienie
demokracji i rozwój gospodarczy. Choć jego niewątpliwym dokonaniem była budowa nowej stolicy,
Brasilii, niewiele jednak uczynił dla sprawiedliwej dystrybucji dochodu narodowego. Nie sprawdziły się
również jego obietnice "pięćdziesięciu lat postępu w pięć". Za jego rządów Brazylia wprawdzie
przyspieszyła swój rozwój gospodarczy, zwiększyło się jednakże jej uzależnienie od obcego kapitału.
Wzrostowi nie towarzyszyły jednak żadne reformy, których spodziewało się społeczeństwo. Wyraźnym
przejawem dysproporcji pomiędzy wzrostem a reformami było tworzenie się gigantycznych osiedli
nędzy, słynnych dziś favelas.
Kwestia wyboru drogi rozwoju stanęła przed brazylijskimi rządzącymi ponownie u progu lat
sześćdziesiątych. Konieczność reform społecznych dostrzegł Janio Quadros, który jednak swoje
prokubańskie stanowisko przypłacił nagłą dymisją (sierpień 1961 r.). Jego koncepcja reform
społecznych, jako jedynego środka zdolnego powstrzymać scenariusz kubański w brazylijskim
wydaniu, była oczywiście słuszna. Miał jednakże przeciwko sobie potężne siły, zaniepokojone nawet
ograniczonym programem przemian. Były to nie tylko klasy posiadające i armia, ale i Stany
Zjednoczone.
Jego następca, Joao Goulart, obejmował urząd już w warunkach silnej presji grup zmierzających w
kierunku reform. Prawica zdołała co prawda wprowadzić odpowiedzialność rządu przed
kontrolowanym przez siebie parlamentem (w Brazylii funkcjonował dotąd system prezydencki), lecz
dzięki społecznemu poparciu, w styczniu 1963 r. Goulart zdołał przywrócić poprzedni porządek rzeczy.
W atmosferze rosnących żądań płacowych władze wyraźnie nie radziły sobie z inflacją. Tempo
wzrostu gospodarczego Brazylii drastycznie spadło, a inwestycje w przemyśle niemal zanikły.
Jednocześnie na płaszczyźnie politycznej wzrastała radykalizacja nie tylko mas, ale i rządu. W 1963 r.
zweryfikowano szereg koncesji dla obcego kapitału. W marcu 1964 r. Goulart publicznie podpisał akt o
nacjonalizacji rafinerii ropy naftowej i ograniczonej reformie rolnej. Nie mniej radykalne zmiany
nastąpiły w polityce zagranicznej, z wyraźnym zwrotem w kierunku bloku wschodniego i Kuby.
W końcu marca 1964 r. przeciwko Goulartowi wystąpiła armia. Chroniła ona interesy nie tylko klas
posiadających, ale i własne. Goulart, odwołując się do podoficerów, mógł ją bowiem rozsadzić od
wewnątrz. Nie obyło się oczywiście bez amerykańskiego poparcia, a zapewne również
inicjatywy.
Waszyngton wolał nie ryzykować kolejnej Kuby w największym kraju Ameryki Łacińskiej. Odtąd na
scenie politycznej Brazylii dominować miał nurt antylewicowy i proamerykański. Zaprowadzone rządy
wojskowych na ponad dwa dziesięciolecia położyły kres demokracji. Brazylia stała się krajem
politycznych prześladowań, w tym krwawej działalności "szwadronów śmierci". Mordowały one przede
wszystkim tych, przeciwko którym nie posiadano żadnych dowodów. Na przekór pierwotnym
obietnicom i zamierzeniom, nie zdołano ograniczyć inflacji; przekształciła się ona w permanentną.
Bezskuteczne okazało się "mrożenie płac", wywołujące jedynie niepokoje społeczne, które trzeba było
uśmierzać siłą. Nędza stała się udziałem szerokichwarstw społeczeństwa. U schyłku lat
siedemdziesiątych szerokie niezadowolenie sprzyjało narastaniu obustronnej przemocy. Za
przykładem Kuby na drogę walki zbrojnej wkroczyła część brazylijskiej lewicy. W wielkich miastach
powstały ogniska guerrilli. Walka z nią była o wiele trudniejsza aniżeli na wsi, podobnie zresztą jak
próba zatajenia przed społeczeństwem toczącej się walki.
Ameryka Łacińska posiada rozległe tradycje ludowego oporu, w różnej postaci, o mniej lub bardziej
politycznym obliczu, przypominającym niekiedy zwykłe zbójnictwo. Na terenie Brazylii takimi właśnie
bandytami walczącymi z prawem ustanowionym przez quasi-feudalnych tyranów byli słynni
cangaceiros, znani w świecie nie tylko ze swoich wyczynów, ale i dzięki hymnowi Mule Rendera,
upowszechnionemu jako popularna piosenka. "Ostatnim z wielkich" był niejaki Virgulino Ferreira da
Silva, zwany "Lampiao"
"Latarnia", od płomienia, który pojawiał się nad lufą jego strzelby. Ojca
zgładzili mu volantes, opłacani przez wielkich właścicieli, a on sam zmuszony był w 1920 r. uciec w
lasy. Do 1926 r. jego banda stała się wielkim zagrożeniem dla okolicy, szlak "Lampiao" znaczyły trupy
dziesiątków volantes oraz żołnierzy.
W zamian za pomoc rządowi w pacyfikowaniu rebelii, "Lampiao" zagwarantowano nawet protekcję,
ale wkrótce ponownie wszedł na drogę zbrodni. Grabił oczywiście bogatych, brazylijscy chłopi z
Sertao byli tak biedni, iż trudno byłoby mu utrzymać się z takiego procederu. Do pewnego czasu
świadczyli mu swą pomoc, choć ostatecznie, sterroryzowani przez wojsko, najpewniej przyczynili się
do jego zguby. Tak czy inaczej, gdy w lipcu 1938 r. żołnierze wdarli się do jego kryjówki, zastali tam
tylko trupy. Odcięte głowy "Lampiao" i jego kochanki wyekspediowano do muzeum etnograficznego w
Bahii. Rachunek "Lampiao" tworzy dwieście bitew i potyczek, dwustu zabitych żołnierzy, tysiąc
zabójstw, ośmiuset utraconych kamratów.
Zob. R. Reouven, Słownik zabójców, Warszawa 1992.
Niewątpliwym sukcesem prawicowej junty było przyciągnięcie kapitału zagranicznego, czemu
sprzyjały nie tylko warunki do inwestowania (a raczej niekontrolowanego wyzysku), ale i amerykańskie
gwarancje. Wojskowi zresztą odgrzebali teorię z czasów Kubitschka, iż wzrost gospodarczy winien
wyprzedzać reformy, a tym samym i redystrybucję dochodu narodowego. Była ona jawnie
niesprawiedliwa. Przez długie lata większość Brazylijczyków nie tylko nie miała dostępu do zdobyczy
socjalnych, ale i pracowała za minimalne płace. Biorąc pod uwagę ograniczenia w zrzeszaniu się i w
artykułowaniu żądań, oznaczało to iście luksusowe warunki dla kapitalistycznego inwestowania.
Brazylijski "cud gospodarczy", o jakim mówiło się poczynając od schyłku lat sześćdziesiątych, był
przede wszystkim dla klas wyższych. Całkowicie pomijające kwestie społeczne plany gospodarcze
konstruowano zresztą tak, aby nierówno podzielony dochód można było ponownie zainwestować, a
nie zużywać na prostą konsumpcję. Być może w warunkach państwa zamożnego wyglądałoby to
zupełnie inaczej, ale w realiach morza blaszano-kartonowych favelas (już u progu lat pięćdziesiątych
ponad połowa Brazylijczyków żyła lub raczej wegetowała w miastach) ograniczanie konsumpcji
spychało miliony na dno egzystencji. Utrzymywanie dyktatorskiego systemu "kija" w warunkach braku
"marchewki" na dłuższą metę było niemożliwe. Wojskowi z ich metodami wywoływali nie tylko głębokie
niezadowolenie własnegospołeczeństwa, ale również krytykę ze strony światowej opinii publicznej
oraz brazylijskiego Kościoła katolickiego.
U schyłku lat siedemdziesiątych system uległ pewnej demokratyzacji, w 1985 r. natomiast wojsko
przekazało władzę cywilom. Już wówczas sytuacja państwa była bardzo trudna. Brazylijski dług
zagraniczny osiągnął monstrualne rozmiary, a inflacja w 1987 r. sięgała 800%. Pomimo niewątpliwego
rozwoju gospodarczego, cywile przejmowali bardzo niestabilną gospodarkę i pakiet nie załatwionych
od pół wieku spraw społecznych. Dla walki z inflacją prezydent Fernando Collor de Mello zmuszony
był podjąć w 1990 r. najbardziej drakońskie środki, z zamrożeniem wkładów bankowych na półtora
roku włącznie. Zdołał on również wynegocjować z zagranicznymi wierzycielami korzystne warunki
spłaty długu. Program Collor de Mello zjednał sobie jednakże szeroką opozycję wewnątrz parlamentu,
co
w połączeniu z oskarżeniami o korupcję spowodowało ustąpienie prezydenta (1991 r.). Zainicjowany
program brazylijskich reform był mimo to kontynuowany. Odwrót oznaczałby zresztą prawdziwą
katastrofę. W 1994 r. w Brazylii wprowadzony został związek reala z dolarem USA; zniesiono również
protekcjonizm celny, ograniczenia dla kapitału zagranicznego oraz przystąpiono do prywatyzacji
ogromnego sektora państwowego. Nie zmniejszyło to oczywiście strefy nędzy; jak się później okazało,
kolejny krótkotrwały wzrost wyprzedził reformy społeczne. W 1998 r. real ponownie zachwiał się, a
miliardy dolarów odpłynęły z Brazylii. Wybranemu na drugą kadencję w 1998 r. lewicującemu
prezydentowi Fernando Cardoso nie udało się złagodzić dolegliwości nowego kryzysu ani też
zmniejszyć społecznych dysproporcji. Wieloletnia dyktatura zniszczyła zresztą brazylijską opozycję i
dziś jest ona nieomal symboliczna (m. in. wspierana przez związki zawodowe i Kościół
Partia
Robotnicza). Neoliberalizm, który z taką nadzieją witano u progu ostatniej dekady, nie okazał się
skutecznym lekarstwem na schorzenia brazylijskiego organizmu społeczno
gospodarczego.
Aż do czasu wojskowego przewrotu w 1973 r. Urugwaj mógł służyć za wzór funkcjonowania
latynoamerykańskiej demokracji. System parlamentarny tego kraju już w XIX w. zdominowały dwa
ugrupowania: blancos ("biali") i colorados ("czerwoni"), o orientacjach zbliżonych odpowiednio do
konserwatystów i liberałów.
Wieloletnie rządy colorados przyniosły Urugwajowi znaczący rozwój. Osiedliło się tam wielu
emigrantów z Europy, a kolejne reformy zaowocowały nie tylko gospodarczym rozkwitem, ale i
szerszym dobrobytem społecznym. Znaczący wymiar uzyskała tamtejsza sfera socjalna. W 1959 r.
blancos po raz pierwszy w tym wieku przejęli władzę, jednakże nie radzili sobie z programem reform
narzucanych przez MFW. Znacząca obecność sfery socjalnej nie oznaczała oczywiście istnienia
pełnej sprawiedliwości społecznej, w sumie bowiem do kilkuset rodzin należała ponad połowa
urugwajskiego majątku. Żadna z partii nie ośmielała się naruszyć tego tradycyjnego układu
społecznego, choć nastroje rewindykacyjne Urugwajczyków stawały się coraz silniejsze. Narastaniu
kryzysu nie zapobiegły reformy systemu politycznego ani też przejściowy sojusz blancos z colorados.
Urugwaj stopniowo ogarniał zamęt, w czym wielki udział miały organizacje lewicowe. Nie były one
liczne, lecz popierała je znaczna część ludności. Szczególną popularność zyskał Front Wyzwolenia
Narodowego
Tupamaros. Jego aktywiści byli zwolennikami "akcji bezpośredniej", tj. zamachów
terrorystycznych wymierzonych w państwo. Na drodze pokojowej walkę prowadził Szeroki Front
(Frente Amplio), w którego skład wchodzili komuniści, socjaldemokraci, chadecy, a nawet radykalni
blancos i colorados.
W 1971 r. w wyborach powszechnych Frente Amplio uzyskał znaczącą liczbę głosów. Dwa lata
później, w czerwcu 1973 r., w obawie przed nasilającym się radykalizmem oraz destabilizacją
wewnętrzną, władzę w Urugwaju przejęła armia. Rozpoczął się okres krwawych represji i
prześladowań, a demokratyczny dotąd kraj stał się dla świata przykładem najbardziej drastycznych
przejawów łamania praw człowieka. Poza ogromną liczbą zgładzonych i aresztowanych, świadczyła o
tym również półmilionowa rzesza emigrantów, co w warunkach kraju liczącego 3 mln mieszkańców
stanowiło niebywały upust. Choć urugwajskim wojskowym powiodła się pacyfikacja kraju, zapewnienie
jego rozwoju przekroczyło ich możliwości. Nie byli zresztą do tego przygotowani, gdyż nigdy w
przeszłości takiej roli nie pełnili. Stopniowo przygotowywali oni grunt do przekazania władzy cywilom,
co ostatecznie stało się w marcu 1985 r. (prezydentura Julio Sanguinetti, z frakcji colorados).
Zalegalizowani zostali również partyzanci Tupamaros, którzy w postaci Ruchu Wyzwolenia
Narodowego (MLN) włączyli się do Frente Amplio. Ewoluowanie urugwajskiego systemu politycznego
okazało się jednakże nader powolne. Przewrót 1973 r. zatrzymał bowiem proces przekształcania się,
sięgającego jeszcze wieku XIX, tradycyjnego układu politycznego w odpowiadający realiom
nowoczesnego państwa.
W odróżnieniu od Urugwaju, wieloletnie rządy dyktatorskie stały się udziałem sąsiedniego Paragwaju.
W roku 1946 władający tym krajem po dyktatorsku gen. Higinio Morinigo został zmuszony do
zaakceptowania rządów koalicji konserwatywno-nacjonalistycznej (Stowarzyszenie Narodowo

Republikańskie, zwane tak jak w Urugwaju
Partido Colorado, colorados i Rewolucyjna Partia Lutowa

PRF). Rok później, obawiając się wzrostu społecznego radykalizmu, Morinigo pozbył się PRF i
sprzymierzył z colorados. Wkrótce wybuchła wojna domowa, w której konserwatyści, dzięki
argentyńskiej pomocy, pokonali liberałów wspieranych przez PRF i komunistów.
W 1954 r., po serii przewrotów wojskowych, do władzy doszedł gen. Alfredo Stroessner. Odwołanie
się do poparcia colorados zapewniło mu długoletnie rządy, co w przypadku wyłącznego oparcia się na
armii byłoby raczej niemożliwe. Dysponując pełnią władzy, Stroessner wprowadził w życie drakońskie
zalecenia MFW, a wszelkie protesty w związku ze znacznym obniżeniem się stopy życiowej tłumił z
użyciem przemocy. Przez 35 lat dyktator poczynał sobie wedle własnej woli. Przede wszystkim
rozpędził lub wewnętrznie skłócił większość partii politycznych. Jego bazą oparcia stała się
"wyczyszczona" Partido Colorado. Przynależność do niej była obligatoryjna dla wojskowych,
policjantów, nauczycieli i urzędników. Działalność opozycji paraliżował nie tylko metodami policyjnymi,
ale i poprzez tworzenie manipulowanych grup "alternatywnych". U schyłku lat sześćdziesiątych skłócił
się nawet z Kościołem katolickim, który patronował chłopskiemu ruchowi na rzecz reformy rolnej (tzw.
Lidze Agrarnej). Tak chłopów, jak i duchownych oskarżano o komunizm, a policja dokonywała rajdów
na kościelną własność.
Na polu gospodarczym natomiast dyktatura Stroessnera odniosła wiele sukcesów. W świecie biznesu
Paragwaj określany był mianem "Szwajcarii Ameryki Łacińskiej", gdzie stabilna dyktatura zapewniała
trwałe perspektywy i komfort inwestowania. Przejawem sukcesu gospodarczego była zwłaszcza
budowa hydroelektrowni na rzece Itaipu. Był to ogromny projekt realizowany w latach 1973
1984 (z
pełnym rozruchem w 1991 r.), dzięki któremu do Paragwaju spłynął znaczny kapitał zagraniczny. To,
że "przy okazji" wywłaszczono za bezcen lub wręcz eksmitowano tysiące rolników, co tylko zaostrzyło
kwestię agrarną, stanowiło dla dyktatury jedynie przykry zgrzyt. Rozwój kraju nie mógł się przecież
dokonywać niczyim kosztem.
Budowa na Itaipu pociągnęła za sobą nie tylko ogromne wydatki, ale i brazylijską kolonizację ziemi we
wschodnim Paragwaju. Wszystko to wywoływało nastroje niezadowolenia, co w połowie lat
osiemdziesiątych po raz pierwszy doprowadziło do publicznych wystąpień. Dyktator tracił też poparcie
USA, a jego Partido Colorado dzieliła się wewnętrznie. W lutym 1989 r., w odpowiedzi na próbę
ustanowienia ścisłej kontroli nad armią, przewrót wojskowy położył kres rządom Stroessnera.
Wydawało się, że do Paragwaju powoli wraca demokracja, choć podejmowane przez rządzących
próby realizacji neoliberalnego programu w połączeniu z zamrożeniem płac napotykały silny opór
społeczny. Destabilizująco rzutowała również nie załatwiona kwestia agrarna. Paragwajscy chłopi
otwarcie domagali się sprawiedliwej dystrybucji gruntów oraz podniesienia minimalnych cen na
uprawianą przez nich bawełnę. Jak się okazało już wkrótce, obalenie Stroessnera przez jego bliskich
współpracowników wcale nie przyniosło stabilizacji politycznej. W kwietniu 1996 r. przeciwko
cywilnemu prezydentowi Carlosowi Wasmosy zawiązano spisek, na czele którego stanął spragniony
władzy gen. Raul Cubas. Trzy lata później wypuszczony z więzienia Cubas wespół z urzędującym
prezydentem Lino Oviedo zaaranżowali... zgładzenie wiceprezydenta Luisa Arganii, co miało otworzyć
Cubasowi drogę ku szczytom władzy. Już wówczas sytuacja finansowa Paragwaju była zła, a dochód
narodowy nie wykazywał wzrostu od 1990 r., również ze względu na relatywnie wysoki przyrost
naturalny.
Już u schyłku XIX w. Argentyna była relatywnie nowoczesnym, dynamicznie rozwijającym się
państwem Ameryki Łacińskiej. Zachodzące tam przemiany gospodarcze i społeczne umocniły się w
okresie międzywojennej prosperity. Wyzwanie dla tradycyjnie rządzącej oligarchii już w początku
XIX w. stworzyła rozwijająca się klasa średnia i reprezentująca jej interesy Partia Radykalna. Z
pomocą części armii oligarchia powróciła co prawda do władzy w 1932 r., by utracić ją ostatecznie w
1943 r. W okresie wojny sympatie społeczeństwa argentyńskiego były podzielone, toteż Buenos Aires
podtrzymywało zarówno kontakty z Amerykanami, jak i hitlerowskimi Niemcami, co narażało kraj na
opinię państwa satelitarnego, a nawet sankcje (m. in. zablokowanie kont w USA). Stanowisko wobec
wojny odegrało zresztą niemałą rolę w przewrocie wojskowym z czerwca 1943 r. Armia argentyńska
aspirowała bowiem zarówno do pozycji gwaranta neutralności, jak i stabilizacji wewnętrznej.
W połowie 1944 r. funkcję wiceprezydenta objął Juan Peron, szybko awansujący, utalentowany polityk
i organizator. Zręcznie manipulując organizacjami związkowymi w krótkim czasie umocnił swą pozycję
tak dalece, iż podjęta w październiku 1945 r. próba wyeliminowania go z życia politycznego nie
powiodła się. Peron miał wyraźnie za sobą robotników i związki, z których część osobiście animował.
Fasadę dla popierających go sił stanowiła Partia Pracy. Przyszły dyktator otwarcie zwracał się o
poparcie zarówno do pracujących, jak i klas średnich, włączając w swoją kampanię nawet
burżuazyjnych "radykałów".
Sukces wyborczy w 1946 r., a także późniejsze manipulacje konstytucyjne zapewniły Peronowi aż
dziesięcioletnią władzę. Wielką rolę w dojściu do władzy, a później w kształtowaniu popularności
odegrała jego żona Evita, spikerka radiowa o szczególnej urodzie i wielkim talencie politycznym. To
ona właśnie odwołała się do kobiet, zapewniając im prawa wyborcze, których wcześniej nie posiadały.
W okresie prezydentury męża Evita zajmowała się polityką socjalną, co zjednało jej niesłychaną
popularność wśród najuboższych. Jej śmierć w 1952 r. w wyniku choroby nowotworowej okryła
Argentynę powszechną żałobą z pogranicza histerii. Powszechnie domagano się od Kościoła
katolickiego jej... kanonizacji.
Postać Evity Peron i jej rola w kreowaniu męża na dyktatora, wielbionego przez znaczną część
społeczeństwa, doczekała się wielu opracowań, a nawet filmu Evita, z "Madonną" w roli głównej.
Populistyczne gesty Perona miały swoje uzasadnienie do czasu. Argentyna wiele zyskała na
eksporcie żywności do zrujnowanej, powojennej Europy. Dyktator i jego żona dysponowali również
zagarniętymi na cele propagandowo
charytatywne pieniędzmi z narodowej zbiórki dla ofiar trzęsienia
ziemi w San Juan. Pozwoliło im to na tworzenie przedsięwzięć socjalnych oraz fundacji, bynajmniej
nie bezosobowych, lecz służących kreowaniu pożądanego, własnego image. Wyraźny był kontrast
pomiędzy liberalizacją systemu w okresie dochodzenia Perona do władzy a w okresie schyłkowym
jego rządów po 1953 r., kiedy to ograniczył wolność prasy i swobodę zrzeszania się. Evita jednała
uwielbienie nie tylko dzięki swojej urodzie, ale i pochodzeniu z nizin społecznych. Jej działalność
charytatywna opierała się na wymuszaniu od kapitału pieniędzy na szczytne cele; w warunkach
peronizmu mechanizmy socjalne ustępowały zresztą miejsca okazjonalnemu darczyństwu. Klasyczne
związki zawodowe wyraźnie traciły na rzecz populistycznych krzykaczy związanych z ugrupowaniami
peronistycznymi. Brak mechanizmów i stałe "szarpanie za kieszeń" nakręcało oczywiście ogromną
inflację i prowadziło do trwonienia majątku narodowego. Niewiele obchodziło to jednak demagogów i
ich sfanatyzowanych popleczników, wywodzących się głównie z warstw najuboższych i
niewykształconych. Dzięki Evicie i jej programom realizowali bowiem swój mit o dobrym władcy, który
dobra rozdaje za nic. Stąd też narastające niezadowolenie po śmierci Evity, niezależnie od innych
aspektów: wyczerpywania się zasobów finansowych czy też konfliktu z Kościołem, w związku z
pomysłem Perona zalegalizowania rozwodów i prostytucji.
Peronizm był ruchem populistycznym, odwołującym się do sojuszu międzyklasowego. Hierarchię
wartości porządkowało hasło: "Ojczyzna, Peronizm, Ludzie", oficjalną zaś doktryną stało się
justicialismo (od słowa "sprawiedliwość"). Justicialismo miało zapewnić równowagę pomiędzy prawami
jednostki a społeczeństwem, było czymś w rodzaju ugody klasowej. Peronizm był w dużej mierze
populistyczną demagogią, choć przez długi czas dobrze odbieraną. Skuteczność peronizmu zdawała
się również potwierdzać ogromnie rozbudowana sfera bezpieczeństwa socjalnego, co w Ameryce
Łacińskiej było raczej ewenementem. Władza prezydencka posiadała wszelkie atrybuty dyktatury,
sprawowanej rzekomo w interesie społecznym. Znacznej rozbudowie uległa armia i policja, zwłaszcza
polityczna. Wszelka opozycja była bezlitośnie likwidowana.
W gospodarce Peron ograniczył zakres tradycyjnych wpływów kapitału zagranicznego. Tzw. nowy
kapitał kierował się do sektorów nowo tworzonych i stosunkowo zyskownych. Znacznie rozwinęło się
rolnictwo, wydobycie, przemysł elektrotechniczny i chemiczny. Znaczne rozmiary osiągnęły obroty
handlowe z krajami bloku wschodniego, w tym z ZSRR i Polską. Jak na okres "zimnej wojny" rzeczą
niezwyczajną był fakt, iż stanowiły one trzy czwarte tego, co ze Stanami Zjednoczonymi.
W warunkach kapitalistycznego państwa populistyczne metody rozwiązywania napięć społecznych nie
miały oczywiście dłuższej racji bytu. Podwyżki płac ograniczały zyski inwestorów, a próby
ograniczenia kosztów własnych drogą redukcji zatrudnienia wywoływały protesty związkowców. W
Argentynie powoli narastał zamęt. Peron dodatkowo wdał się w bezsensowny konflikt z Kościołem
katolickim. W kulminacyjnym punkcie kryzysu, we wrześniu 1955 r., deklarowany przez dyktatora
"pokój klasowy" okazał się fikcją, on sam zaś człowiekiem niezdecydowanym. Być może brakowało
mu Evity, która stanowiła najsilniejszy element łączności z masami. Pod naciskiem armii wspartej
przez opozycję dyktator ustąpił i wyjechał z kraju. Emigrując, Peron nie zarzucił myśli o powrocie na
scenę polityczną. Nawet bez niego peronizm w Argentynie trwał nadal w formie opozycji zarówno
przeciwko rządom cywilnym (1958
1966), jak i wojskowym (1966
1973). Był co prawda rozbity na
prawicę i lewicę, w tym prokubańską. Populistyczne miraże sprawiedliwości społecznej związane z
osobą Perona okazały się jednakże wyjątkowo trwałe, a kolejne rządy musiały się z nimi liczyć.
Choć Partię Peronowską wielokrotnie delegalizowano, jej żywotność okazała się wyjątkowa. Ku
resentymentom za tym, co minęło, skłaniała zarówno destabilizacja polityczna Argentyny, jak i szereg
niepowodzeń gospodarczych. Masowych protestów nie powstrzymała nawet władza wojskowych. W
miastach argentyńskich ujawniła się inspirowana przykładem kubańskim guerrilla miejska. Choć jej
sukcesy były znikome, to wydźwięk propagandowy
znaczny. Niestabilność polityczna powodowała,
że praktycznie żadne działanie gospodarcze nie rokowało perspektyw na jego finalizację.
W obliczu pogłębiającego się kryzysu rządzący Argentyną Alejandro Lanusse rozpisał w 1973 r. nowe
wybory, w których zezwolił na udział Partii Peronowskiej. Peroniści odnieśli w nich zdecydowany
sukces, toteż wkrótce z Hiszpanii powrócił sam dyktator. Formalnie nie on był wybierany, lecz lider
ugrupowania Hector Campora, toteż wobec wyraźnego zamiaru peronistów dokonania "wymiany"
elektów wojskowi podzielili się w swoich zapatrywaniach. Ostatecznie we wrześniu 1973 r. Juan Peron
przejął ponownie władzę. Sprawował ją krótko, gdyż zmarł już w lipcu następnego roku. Prezydenturę
objęła po nim żona Estela (Isabelita). Żadne z nich nie zdołało jednakże zrealizować przedwyborczych
obietnic. Tempo wzrostu gospodarczego było podówczas bardzo niskie, toteż o wypeł-nieniu
populistycznych zobowiązań nie było mowy. Głęboki konflikt wewnętrzny rozdzierał nawet Partię
Peronowską. W całym kraju panował zamęt i anarchia, liczne były akty prawicowego i lewicowego
terroru.
W marcu 1976 r. wojsko ponownie sięgnęło po władzę. Nastały czasy terroru i prześladowań. W
wyniku masowych porwań i morderstw wojskowi zgładzili kilkadziesiąt tysięcy osób. Sytuacja
gospodarcza Argentyny stała się prawdziwie dramatyczna, a hiperinflacja skutecznie zniechęcała do
inwestowania. W kwietniu 1982 r., dla odwrócenia uwagi społeczeństwa od krytycznego stanu
państwa, tzw. trzecia junta gen. Leopoldo Galtieriego wszczęła z Brytyjczykami spór o Falklandy.
Wyspy te, zwane przez Argentyńczyków Malwinami, utracono jeszcze w XIX w., jednakże później
często do tej sprawy powracano. W nadziejach Galtieriego niewielki konflikt zbrojny miał scementować
zwaśnionych Argentyńczyków wokół swojej armii. W kwietniu 1982 r. wojska argentyńskie lądowały na
Falklandach, gdzie wzięły do niewoli niewielki garnizon brytyjski. Pomimo próby mediacji ze strony
ONZ, OPA i USA
Buenos Aires nie zamierzało ugiąć się przed żądaniami Londynu. W tej sytuacji
Brytyjczycy zdecydowali się na działania zbrojne, na co zresztą posiadali poparcie społeczne. W
wyniku krótkich starć w maju i czerwcu 1982 r. wyspy zostałyy ponieśli
poważne straty. Wojna kosztowała Argentynę kilka miliardów dolarów, a rządzących nią wojskowych

utratę prestiżu i władzy. W październiku 1983 r. zmuszeni byli znieść stan wyjątkowy i przeprowadzić
wybory.
Archipelag Falklandów ujrzała być może już wyprawa Vespucciego z 1502 r., za jego odkrywcę
uznaje się jednak Johna Davisa w 1592 r. W roku 1765 swój punkt oparcia na bezludnych wówczas
Wyspach Falklandzkich (Malwinach) utworzyli Francuzi, a później uczynili to Brytyjczycy. W roku 1770
prawa do wysp wykupili od Francji Hiszpanie, którzy podówczas władali niemal całą Ameryką
Południową i Środkową. Po upadku ich panowania pretensje do Falklandów zgłosiła niepodległa już
Argentyna, jako sukcesorka Hiszpani (1820 r.). Brytyjczycy jednakże odmówili w 1832 r., przepędzili
stamtąd osadników, a rok później ogłosili Falklandy tzw. kolonią Korony.
Od 1966 r. w sprawie wysp toczyły się pertraktacje brytyjsko
argentyńskie, które jednakże nie
przyniosły rezultatów. W walkach 1982 r. poniosło śmierć 750 Argentyńczyków, 255 Brytyjczyków i
trzech wyspiarzy. Na mocy nowej konstytucji z 1985 r. wyspiarzom przyznano prawo do
samostanowienia, co zdaniem Londynu wyklucza negocjacje na linii Londyn
Buenos Aires.
Powrót do demokracji był niełatwy. Przede wszystkim poważne zagrożenie stanowiła armia, toteż
próby realnego rozliczenia jej z popełnionych zbrodni okazały się fikcją. Stawiani przed sądami
wojskowi byli z reguły uniewinniani lub szybko ułaskawiani. Takie postępowanie wynikało nie tylko z
ostrożności, ale i z realnego zagrożenia, co zademonstrowały wojskowe bunty w obronie skazanych.
Odpowiedzialnych za terror było zresztą więcej. Fakty obciążały również Kościół, który w swoim
czasie wspierał juntę i nigdy nie zdobył się na jej pełne potępienie. Kwestia rozliczeń z tamtymi
czasami otwarta jest zresztą po dziś dzień i długo jeszcze będzie sprawdzianem funkcjonowania
argentyńskiej demokracji i praworządności.
Daleko większe sukcesy odniosły rządy cywilne na płaszczyźnie reformowania gospodarki. Dążąc do
ustabilizowania australa, w 1991 r. połączono go stałym kursem z dolarem USA. Z czasem dolar USA
stał się w Argentynie drugą walutąobiegową, na równi z narodowym australem. Z obawy przed
nawrotem inflacji rozważano nawet możliwość całkowitego zastąpienia australa
dolarem. Tym
samym powiązana zostałaby gospodarka obu krajów, co mogło zredukować zarówno inflację, jak i
wielki dług zagraniczny. Zreformowaniu uległ również system podatkowy, a rząd ogłosił program
prywatyzacji. Oznaczało to nie tylko pozbycie się znacznej części kosztownego sektora państwowego,
ale i odejście od sięgających jeszcze lat pięćdziesiątych peronowskich koncepcji gospodarczych.
Choć pozycja peronistów nadal pozostała silna, mocno zmodyfikowali oni swój program. Od sukcesów
gospodarczych zależy bowiem stabilizacja argentyńskiej demokracji i utrwalenie parlamentarnych
reguł gry politycznej.
Obok Falklandów innym przedmiotem sporu terytorialnego pomiędzy Argentyną a Wielką Brytanią jest
przynależność wysp Południowej Georgii i Południowych Sandwich, położonych w południowej części
Atlantyku. Wyspy zostały zajęte przez Anglików w 1775 r. i dziś wraz z fragmentem Antarktydy
wchodzą w skład tzw. Brytyjskiego Terytorium Antarktycznego. Argentyńczycy zgłosili pretensje do
Południowej Georgii w 1927 r., do Południowych Sandwich zaś w 1948 r. W 1955 r. Wielka Brytania
przekazała spór Międzynarodowemu Trybunałowi w Hadze, który jednakże odmówił rozpatrywania
sprawy, gdyż Argentyna nie chciała poddać się jego jurysdykcji. Aż do kwietnia 1982 r. na
Południowej Georgii znajdowała się brytyjska stacja naukowa, która została zajęta przez wojska
argentyńskie podczas wojny o Falklandy. Po usunięciu Argentyńczyków, na wyspy te powrócili
badacze brytyjscy. Południowe Sandwich były nie zamieszkane aż do 1976 r., kiedy to na Południowej
Thule pojawili się Argentyńczycy. Usunięto ich stamtąd po wojnie 1982 r. W 1993 r., w odpowiedzi na
zapowiedź Argentyny o sprzedaży licencji na połów ryb w tym regionie, Londyn ogłosił rozszerzenie
strefy wód terytorialnych z 12 do 200 mil morskich, dla ochrony tamtejszej fauny.

Ameryka Środkowa i region karaibski

Pośród krajów Ameryki Środkowej najznaczniejszą pozycję posiada Meksyk. Jego rozległe terytorium,
obejmujące 1,9 mln km2, w roku 1950 zamieszkiwało 25,7 mln ludzi; w 1993 r. zaś aż 91 mln.
Rewolucja demokratyczno-burżuazyjna z lat 1910
1917 zainicjowała w tym kraju głębokie przemiany
społeczne, dzięki którym stał się on państwem nowoczesnym, z relatywnie większym obszarem
sprawiedliwości społecznej aniżeli w innych krajach Ameryki Łacińskiej. Przez ponad siedemdziesiąt
lat monopolistycznie rządzącą siłą polityczną Meksyku była Partia Narodowo-Instytucjonalna (PNI).
Ugrupowanie to, o charakterze narodowo-populistycznym, wywodziło się z federacji stronnictw
wspierających demokratyczną konstytucję 1917 r., które w 1929 r. połączyły się w postać Partii
Narodowo-Rewolucyjnej (PNR, od 1938 r.
Partii Rewolucji Meksykańskiej, a od 1946 r.
PNI).
Przez szereg lat liderem tego ugrupowania był rządzący po dyktatorsku Meksykiem aż do 1940 r.
Lazaro Cardenas. Zwłaszcza po przewrocie 1935 r. dokonał on wielu radykalnych przemian, m. in.
zrealizował reformę rolną, dokonałzmian w strukturze gospodarczej, znacjonalizował koleje, a później
przemysł naftowy. Państwo zostało scentralizowane i uzyskało charakter populistyczno-
nacjonalistyczny. Tradycyjnie silny Kościół katolicki został drastycznie ograniczony w swoich prawach,
aż po antyreligijne represje.
Do cenionych w świecie zalicza się twórczość meksykańskiego malarza Diego Rivery (1886
1957),
uznanego za głównego twórcę tzw. murali (muralismo)
wielkich malowideł naściennych zdobiących
fasady rozmaitych budowli. Rivera był zdeklarowanym lewicowcem, toteż jego dzieła cechował ludowy
realizm. Gloryfikowały one "prostego człowieka"
robotników, chłopów, Indian, a wydarzenia
historyczne przedstawiały w ich społecznym aspekcie. W młodości Rivera studiował w Paryżu, gdzie
tworzył dzieła w stylu kubizmu (m. in. Krajobraz Zapaty
Guerrillero) i zyskał uznanie samego
Picassa. Później zwrócił się ku realizmowi, a po powrocie do ogarniętego rewolucją Meksyku w 1921
r. otrzymał pierwsze zamówienia na wielkie obrazy naścienne. W ciągu kilku lat stworzył wiele murali
ukazujących życie meksykańskiego społeczeństwa. W 1929 r. ozdobił freskami pałac Corteza w
Cuernavaca. Później wyjechał do USA, gdzie ze względu na lewicowe tematy (m. in. wymalowanie
postaci Lenina dla Rockefeller Center) długo pozostawał bez pracy. Po powrocie do Meksyku, w 1951
r. ozdobił malowidłami Pałac Narodowy. U schyłku życia, na jednym z murali wymalował napis "Bóg
nie istnieje", co spowodowało konflikt z Kościołem. Rivera należał do ścisłego kierownictwa
meksykańskiej partii komunistycznej; obwiniano go o wsparcie zamachu na Lwa Trockiego, którego
wcześniej gościł u siebie.


Druga wojna światowa sprzyjała gospodarczemu rozwojowi Meksyku. Wkrótce po jej zakończeniu
znacznie rozwinął się przemysł, czego głównym motorem było finansowanie przez państwo.
Poprzednie dochody przynosił niemal wyłącznie eksport surowców, stopniowo też zmniejszał się
udział sektora rolnego, choć nadal pozostał on niezmiernie ważny. W handlu powojenny Meksyk coraz
silniej wiązał się z USA, z drastycznie wzrastającym importem.
Z rozwoju kraju stosunkowo niewiele korzystali w Meksyku dominujący chłopi, stanowiący w 1960 r.
ponad połowę zatrudnionych. Rząd i PNI stawiali przede wszystkim na klasę średnią, stanowiącą
czwartą część społeczeństwa. Po odejściu Cardenasa rewolucja wytraciła swój radykalizm, a
prosperity z okresu wojny sprzyjała umocnieniu klas średnich. Z czasem zresztą PNI stała się
rzecznikiem kapitalizmu państwowego i coraz mniej przejmowała się zarówno rewolucyjną frazeologią,
jak i w ogóle relacjami z niezamożnym elektoratem. Fałszowanie wyborów stało się w Meksyku rzeczą
nagminną. System polityczny wywodzący się z rewolucji ewoluował zresztą wyraźnie na prawo.
Dopiero w latach siedemdziesiątych Meksyk stał się krajem przemysłowo-rolniczym. Wówczas też
znacznie rozwinął się jego przemysł, w tym ciężki. W najnowocześniejsze gałęzie inwestowały spółki
zagraniczne, głównie amerykańskie. Bardzo typowe stały się jednak nagłe zmiany w koniunkturze, z
dość długimi okresami recesji. Tak nierówny rozwój przysparzał wielu problemów społecznych
związanych z inflacją, wzrostem kosztów utrzymania i znacznym bezrobociem. Znaczna liczba
Meksykanów starała się ratować przed nędzą emigracją bądź nielegalną pracą w Stanach
Zjednoczonych. Wyraźne stały się głębokie dysproporcjespołeczne: nieprawdopodobne bogactwo z
jednej strony i porażająca nędza z drugiej. Na przedmieściach stolicy i innych wielkich miast powstały
rozległe dzielnice nędzy i przestępczości.
Negatywne aspekty rozwoju gospodarczego oraz autorytaryzm państwa doprowadziły już w 1968 r. do
konfliktu z rozpolitykowaną młodzieżą studencką. Apogeum zajść stanowiła krwawa masakra
demonstrantów na stołecznym Placu Trzech Kultur, w październiku 1968 r. W tym samym czasie w
regionach indiańskich powstawały zarzewia chłopskiej guerrilli, wśród nich tzw. Chłopska Brygada
Wymierzania Sprawiedliwości, związana z Partią Ubogich. Meksykańscy Indianie, których liczbę
szacuje się na kilka procent ogółu, zawsze czuli się obywatelami ostatniej kategorii, bezlitośnie
wyzyskiwanymi i na siłę pozbawianymi swojej tożsamości.
Wzrost cen ropy naftowej po 1973 r. na krótko zwielokrotnił dochody Meksyku. Rozbudowane
programy rozwoju gospodarczego spowodowały jednakże wysoką inflację i wzrost zadłużenia. W
niedługim czasie Meksyk stał się jednym z największych w świecie dłużników, a wskutek trudności
jego stabilny dotąd system polityczny uległ rozchwianiu. PNI coraz gorzej dawała sobie radę z legalną
opozycją, uciekając się do coraz bezczelniejszych fałszerstw wyborczych. Położenia rządu nie ułatwiło
dramatyczne trzęsienie ziemi w 1985 r., którego straty szacowano na kilka miliardów dolarów. W roku
następnym ceny ropy znacznie obniżyły się, co jeszcze bardziej pogorszyło sytuację.
Trudności gospodarcze miały jednak swoje aspekty pozytywne. Zmuszały bowiem rząd do
podejmowania reform i stopniowego zarzucania modelu rozwojowego preferowanego od wielu
dziesięcioleci. Wyraźnie przeżyła się polityka populistycznego nacjonalizmu, sięgająca czasów
rewolucji. Mrzonką okazała się również narodowa samowystarczalność oraz służący jej ekonomiczny
protekcjonizm. Meksyk był związany ze światem, a zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi.
W 1994 r. stał się on członkiem Północnoamerykańskiego Porozumienia o Wolnym Handlu (NAFTA) i
Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD).
Zaakceptowany neoliberalizm wymuszał również zmiany systemowe, w tym odchodzenie od władzy
monopartii. Utratę pozycji przez PNI przypieczętował w 1997 r. kolejny i trudny do przezwyciężenia
kryzys gospodarczy (od 1994 r.). Już wówczas jednak meksykański pluralizm był od kilku lat faktem;
znaczące wpływy uzyskały również prywatne przedsięwzięcia gospodarcze, w przeszłości daleko
ustępujące państwowym. Zmiany polityczne nie były jednak udziałem wszystkich Meksykanów.
Reformy gospodarcze i kryzys poważnie obniżyły stopę życiową najuboższych. Rezultatem tego była
m. in. indiańska guerrilla w stanie Chiapas prowadzona przez Armię Wyzwolenia Narodowego im.
Zapaty (EZLN).
Daleko poważniejszy był problem ubogiej ludności indiańskiej na terenie sąsiedniej Gwatemali. W tym
słabo rozwiniętym kraju, o bardzo niskim dochodzie narodowym, Indianie stanowili aż połowę
populacji. Aż do połowy XX w. Gwatemalą władali wojskowi dyktatorzy wspierani przez armię oraz
niewielką grupę posiadaczy ziemskich. Rozległe obszary stanowiły własność innej gwatemalskiej siły
politycznej, tj. amerykańskiego koncernu bananowego
"United Fruit Company" (jego następcą jest
współcześnie znany "Chiquita Brand"). W październiku1944 r. drogą przewrotu wojskowego sięgnęli
po władzę przedstawiciele umacniającej się klasy średniej. Z braku innego przedstawiciela to oni stali
się wyrazicielami interesów znacznej części chłopstwa.
Kolejne rządy: Jose Arevalo (1945
1950) i płk. Jacobo Arbenza (1951
1954) wprowadziły w życie
szereg reform obejmujących również ludność indiańską, dotychczas "poza wszelką kategorią". Zakres
reform był niewielki, choć w warunkach zacofanej Gwatemali stanowiły one prawdziwą rewolucję
np.
zniesiono formę pracy przymusowej, wprowadzono kodeksy pracy, zainicjowano reformę rolną. W
ocenie wielkich posiadaczy oraz Amerykanów rządzący wyraźnie schodzili na lewo, czego przejawem
była m.in. legalizacja partii komunistycznej. Dla celów reformy rolnej Arbenz zamierzał przede
wszystkim wywłaszczyć "United Fruit Company", po cenach przedstawianych przez kompanię dla
celów podatkowych. W Waszyngtonie rzecz oceniono w kategoriach zamachu na terytorium USA,
toteż znaczące wsparcie uzyskali spiskujący wraz z częścią armii gwatemalscy obszarnicy.
W czerwcu 1954 r. z terenu Hondurasu wtargnęły do Gwatemali oddziały płk. Carlosa Castillo. Arbenz
nie zdecydował się na zbrojną konfrontację, gdyż armia opuściła go, a do zbrojenia Indian nie miał
przekonania. Po jego upadku wszystko wróciło do stanu poprzedniego, i to w takim wymiarze, że
nawet Amerykanie uznali Gwatemalę za absolutnie niereformowalną. Rządy terroru umocnił przewrót
wojskowy w 1963 r., a odpowiedzią na to była lewicowa partyzantka. Tocząca się aż do 1995 r. wojna
domowa kosztowała życie około 150 tys. osób, w większości zgładzonych przez prawicowe
"szwadrony śmierci". Źródłem konfliktu był nie tylko represyjny system, ale i beznadziejne wyniki
gospodarcze: wysoka inflacja oraz bezrobocie sięgające połowy siły roboczej.
Nie mniej silne były amerykańskie wpływy na terenie sąsiedniego Hondurasu. Kraj ten był bardzo
biedny, a trzy czwarte jego dochodów pochodziło z rolnictwa. Ze względu na charakter upraw i
stosunki polityczne była to prawdziwie modelowa "republika bananowa". Tak jak i w Gwatemali,
rządziła tam ziemska oligarchia, armia i "United Fruit Company". Dopiero w 1957 r., po długim okresie
dyktatury, do władzy w Hondurasie doszli liberałowie z Jose Villedą na czele. Nowa elita ogłosiła
program reform i modernizacji kraju. W 1962 r. przyjęto ustawę o stosunkach własności w rolnictwie,
zezwalającą m.in. na opodatkowanie
i wywłaszczanie ziem nieuprawnych. Starano się również osłabić wpływy nadmiernie rozbudowanej
armii poprzez wyłączenie z jej składu sił policyjnych.
Takie pociągnięcia nie odpowiadały zarówno wszechwładnemu "United Fruit Company", jak i
wojskowym. W październiku 1963 r. rząd Villedy został obalony, a na czele nowego rządu stanął płk
Osvaldo Lopez. Nowe władze szybko przywróciły tradycyjny układ oraz anulowały reformy. Nie udało
się im jednak cał-kiem wyeliminować liberałów, których znaczenie później wzrosło. W roku 1969
Honduras stoczył krótkotrwałą "wojnę futbolową" z Salwadorem. Choć pretekstem do niej był mecz
piłki nożnej, u źródeł konfliktu leżały ograniczenia w prawach salwadorskich imigrantów osiedlających
się w słabo zaludnionym Hondurasie. Sięgający tamtego czasu spór terytorialny rozwiązany został
dopiero w 1992 r.
W wyniku wyborów w 1980 r., po długim okresie rządów wojskowych, do władzy powrócili liberałowie,
którzy w zmienionych czasach zyskali poparcie USA. Pozycja armii pozostała jednakże bardzo silna, a
kolejne gabinety zmuszone były akceptować rozmaitą ingerencję z jej strony. Wojsko pozostało
zresztą gwarantem interesów Stanów Zjednoczonych i ich najwierniejszym sojusznikiem. Widać to
było wyraźnie w okresie konfliktu w Nikaragui. Dopiero w 1990 r. Waszyngton podjął krytykę
honduraskich wojskowych, starając się wesprzeć proces demokratyzacji.
Belize, znane dawniej jako Honduras brytyjski, jest obszarem w Ameryce Środkowej, na wybrzeżu
Morza Karaibskiego. W XVII w. rejon ten zasiedlili angielscy piraci
bukanierzy, którzy stąd atakowali
hiszpańskie posiadłości na Karaibach. W 1802 r., na mocy traktatu w Amiens, obszar ten został
oficjalnie scedowany przez Hiszpanów Brytyjczykom, stając się w 1862 r. tzw. kolonią Korony. Po
uzyskaniu niepodległości przez Gwatemalę w 1821 r. państwo to zgłosiło pretensje terytorialne;
wybrzeże Hondurasu posiadało wyjątkowo dogodne warunki dla cumowania większych statków i tędy
właśnie wiodła większość karaibskiego handlu. W roku 1859, w zamian za uznanie granic, Brytyjczycy
zgodzili się wybudować drogę ze stolicy Gwatemali do wybrzeża, czego jednak nigdy nie wykonali,
gdyż po wybudowaniu kolei panamskich ciężar regionalnego handlu przesunął się w rejon Pacyfiku. Z
tych też powodów w 1945 r. Gwatemala uznała traktat za nie wypełniony i nieważny. W 1964 r.
Honduras brytyjski otrzymał samorząd, a w 1973 r. przemianowano go na Belize. Przygotowania do
niepodległości kolonii pogłębiły spór brytyjsko
gwatemalski. Gwatemala domagała się jeśli nie całości,
to przynajmniej części kwestionowanego terytorium. Za niepodległością Belize opowiadała się również
ONZ. We wrześniu 1981 r. Belize uzyskało niepodległość w ramach Commonwealthu.
Przez blisko pół wieku enklawą rodzinnej, proamerykańskiej dyktatury pozostawała Nikaragua. W
1909 r. Amerykanie wsparli rebelię tamtejszych "konserwatystów" przeciwko nacjonalistycznej
dyktaturze Jose Zelayi, co zapewniło obecność ich marines przez kilka dziesięcioleci. W roku 1936

w następstwie długotrwałych walk, zarówno z legalnym prezydentem, jak i ludową partyzantką pod
wodzą gen. Augusto Sandino
po władzę w Nikaragui sięgnął dowódca Gwardii Narodowej,
Anastasio Somoza. Rok później, w wyniku bardzo wątpliwych wyborów, objął on urząd prezydenta i
sprawował go z przerwami przez dwadzieścia lat. W tym czasie Nikaragua przekształciła się w rodzaj
rodzinnego folwarku Somozów, w obrębie którego to klanu przekazywano sobie władzę. Rządy
Somozów opierały się na krwawym terrorze wobec wszelkiej opozycji oraz na amerykańskim poparciu.
W antykomunistycznej polityce USA Nikaragua odgrywała ważną rolę w regionie, zwłaszcza po
zwycięstwie rewolucji na Kubie. Rodzinna klika kontrolowała dzięsiątą część ogólnego areału
Nikaragui oraz ponad połowę wszelkiej tamtejszej aktywności gospodarczej.
W 1961 r. lewicowa opozycja utworzyła Sandinowski Front Wyzwolenia Narodowego (FSLN). Jego
aktywiści stworzyli kilkanaście "ognisk partyzanckich", jednakże dopiero w latach siedemdziesiątych
udało im się zorganizować walkę o szerszym charakterze. Stopniowo przeciwko dyktaturze kolejnego
Anastasio Somozy (młodszego) opowiedziały się również klasy średnie, a także Kościół katolicki. W
1979 r. przeciwnicy dyktatury zorganizowali się we Froncie Sandinowskim, a w Kostaryce powołany
został rząd emigracyjny (tzw. Junta Odrodzenia Narodowego). Miesiąc później dyktator, opuszczony
nawet przez wspierających go dotąd Amerykanów, uciekł z kraju.
Sandiniści rozwiązali w krótkim czasie wszystkie dotychczasowe instytucje państwa, zastępując je
własnymi. W 1981 r. liczba członków junty została zmniejszona, a większość władzy skupił w swoim
ręku Daniel Ortega. W swoim programie społecznym FSLN stopniowo radykalizował się, co jednało
mu wielu przeciwników. Wbrew zapowiedziom, nie odbudowywano też systemu demokratycznego, a
Front coraz bardziej przekształcał się w rodzaj partii w typie kubańskim. Sandiniści rządzili po
dyktatorsku, a wobec przeciwników stosowali terror. Wielu wrogów w świecie przysporzyły im
ekspedycje karne przeciwko zrewoltowanym Indianom. Uzależniona od eksportu surowców Nikaragua
zacieśniała swoje relacje z krajami bloku wschodniego, przede wszystkim z Kubą i ZSRR.
Konsekwencją było umacnianie się zbrojnej partyzantki, tzw. contras, oraz pogorszenie stosunków z
państwami Ameryki. W ocenie Waszyngtonu wydarzenia z Nikaragui zagrażały całemu regionowi,
toteż od 1982 r. kolejne administracje amerykańskie przekazywały contras znaczne sumy pieniężne.
Waszyngton zerwał wszelkie układy z Managuą na płaszczyźnie gospodarczej, a ponadto
zorganizował szeroką kampanię bojkotu Nikaragui. Wspieranie contras było oczywiście nielegalne z
punktu widzenia prawa międzynarodowego, co zresztą potwierdziło orzeczenie trybunału haskiego.
Stąd też ujawnienie uprawianych przez prezydenta Ronalda Reagana praktyk doprowadziło do
poważnej afery w USA, tzw. contrasgate.
Dla sandinistów szczególnie dolegliwe były sankcje gospodarcze, w tym ograniczenia importu
niezbędnych części zamiennych. Strat nie rekompensowała pomoc radziecka, szacowana na kilka
miliardów dolarów w latach 1978
1989. Kraj cierpiał na braki żywności, a inflacja w 1988 r. sięgnęła
36 tys.%! Toczona z contras wojna pochłaniała połowę dochodów państwa, toteż obsługa długu
zagranicznego stała się w ogóle niemożliwa.
Wraz z upadkiem ZSRR szanse na zachowanie pełni władzy ulotniły się. Sandiniści byli już zresztą
mocno niepopularni, m. in. z powodu prób narzucenia kolektywizacji, często z użyciem brutalnej
przemocy. Nie stracili oni jednak do końca społecznego poparcia ani też możliwości politycznego
manewrowania.
W lutym 1990 r. w prawdziwie wolnych wyborach rozpisanych przez FSLN opozycja zwyciężyła
niewielką większością głosów. Miejsce prezydenta Ortegi zajęła wdowa po zamordowanym jeszcze
przez Somozę demokratycznym opozycjoniście
Pedro Joaqinie, Violetta Barrios de Chamorro.
Sandiniści zachowali jednakże znaczną część swoich wpływów i nie zostali bynajmniej wyeliminowani.
Wysokie nadal notowania sandinistów uniemożliwiły demokratom nie tylko zmonopolizowanie władzy,
ale i przeprowadzenie wielu niezbędnych reform. Zubożone społeczeństwo nikaraguańskie nie godziło
się na dalsze wyrzeczenia, choćby i z gwarancjami świetlanej przyszłości. Opierający się na
niezamożnym elektoracie sandiniści skutecznie zablokowali wiele projektów neoliberalnych. Choć
stopniowo poparcie dla nich zmniejszyło się, nadal pozostają oni najbardziej liczącym się
ugrupowaniem opozycji parlamentarnej.
Wieloletnia wojna domowa była również udziałem nieodległego Salwadoru. Związany z "wielkim
kryzysem" drastyczny spadek cen kawy legł tam u podstawwielkiej rebelii chłopskiej w 1932 r., w którą
włączyła się partia komunistyczna. Krwawo stłumione powstanie przez wiele dziesięcioleci
przypominało jednym o okrucieństwie wojskowych, innym zaś o realności komunistycznego
zagrożenia. Przez długie lata gwarancją stabilności politycznej Salwadoru był dla Amerykanów alians
rządzącej tam oligarchii ziemskiej i armii. Ta ostatnia gwarantowała oligarchii jej przywileje, w zamian
za co sama przekształciła się w instytucję dyktatorskiej władzy.
Tradycyjny układ władzy naruszył rozwój klas średnich, jaki dokonał się w latach sześćdziesiątych i
siedemdziesiątych. W wyborach 1972 r. ewidentnie zwyciężył kandydat opozycji, jednak wojskowi nie
tylko sfałszowali wybory, ale i desygnowali na prezydenta przedstawiciela własnej Partii Porozumienia
Narodowego
Arturo Molinę. Część opozycji, sfrustrowanej towarzyszącą temu przemocą,
zorganizowała się w rozmaite struktury partyzanckie, m. in. we Front Wyzwolenia Narodowego
im. Farabundo Marti (FMLN; Marti był przywódcą rebelii z 1932 r.) oraz Front Demokratyczno-
Rewolucyjny (FDR). Zmiany, w tym przekazanie władzy cywilom, nastąpiły dopiero w początkach
1980 r. Przyczyniły się do tego wydarzenia w Nikaragui, a także nacisk Stanów Zjednoczonych na
przeprowadzenie reform. Wojskowi zdążyli już zresztą wypracować wiele mechanizmów
umożliwiających im "zdalne sterowanie". Poczynając od 1980 r. rządzący alians prawicowych
nacjonalistów i wojska przeprowadził szereg reform, w tym reformę rolną i nacjonalizację banków.
System polityczny pozostał jednakże w sferze manipulacji wojskowych, którzy bynajmniej nie
zamierzali przekazać pełni władzy demokratycznie wybranym cywilom. Problemem były siły lewicowe,
których radykalna część nadal uwikłana była w zbrojną walkę przeciwko rządowi.
Wieloletnia wojna przysporzyła ogromnych strat słabej gospodarce Salwadoru. Praktycznie bez
amerykańskiej pomocy państwo to pogrążyłoby się w ekonomicznym niebycie. Wielkie były również
straty w ludziach: do 1992 r. około 80 tys. osób zostało zabitych, pół miliona pozbawionych domostw,
a drugie tyle zbiegło za granicę. Partyzanci byli zdeterminowani w swoim oporze i nie uznawali
żadnych wyborów, choć kontrolowały je organizacje międzynarodowe. Dopiero w 1989 r. FDR zgodził
się wziąć w nich udział, co spowodowało rozdźwięk z nadal nieprzejednanym FMLN. Zakończenie
"zimnej wojny" wpływało jednakże pozytywnie również i na konflikt w Salwadorze. FMLN nie miał
wielkich szans na rozegranie wojny po swojej myśli. Zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie przejawiali
coraz większe skłonności do rozwiązania konfliktów regionalnych, a tylko nacisk na obie zwaśnione
strony mógł przynieść rezultaty. W uregulowanie sporu włączyła się również ONZ, pod której
patronatem zawarte zostało porozumienie 1991 r. W styczniu 1992 r. w stolicy Meksyku podpisany
został układ kończący wieloletnią wojnę. W wyborach 1994 r. zwycięstwo odniosła prawicowa ARENA.
FMLN uzyskał jednakże znaczącą liczbę głosów, stając się najpoważniejszą partią opozycyjną.
Przez długie dziesięciolecia znaczącą rolę w polityce USA odgrywała Panama. Jej obszar aż do
1903 r. wchodził w skład Kolumbii. Już jednak w XIX w. silne były tam zarówno tendencje
separatystyczne, jak i wpływy amerykańskie. W 1903 r., w związku z trwającą budową Kanału
Panamskiego, Waszyngton usiłował narzucić Kolumbii traktat o dzierżawie strefy kanału, co jednakże
zostało przez jej parlament odrzucone. Korzystając z sytuacji, Panamczycy po raz kolejny zbuntowali
się przeciwko władzy Bogoty, tym razem uzyskując skuteczne wsparcie Amerykanów. Wkrótce po
ogłoszeniu przez Panamę niepodległości USA narzuciły jej ten sam traktat, tym razem skutecznie.
Kanał, którego spółkę już wcześniej sprzedano Amerykanom, został uruchomiony w 1914 r.
Wymuszony układ zrewidowano co prawda w 1936 r., pozostał on jednakże przedmiotem stałego
konfliktu pomiędzy Panamą a USA. Amerykanie nie tylko bowiem czerpali olbrzymie korzyści z kanału,
ale i militarnie kontrolowali jego strefę, przekształcając w rodzaj kolonii ("terytorium Panamy pod
jurysdykcją USA"). Dopiero w 1977 r. rząd Torrijosa zawarł nowy układ, na mocy którego Kanał
Panamski zwrócono w 1999 r.
Aż do tego czasu sprawa kanału pozostawała siłą napędową panamskiego nacjonalizmu. Do 1941 r.
kraj ten był rządzony demokratycznie, później przemożny wpływ na życie polityczne uzyskali
wojskowi. Do czasu przewrotu płk. Omara Torrijosa ich wpływ nie był jednakże absolutny i dopiero od
1968 r. Panama weszła w trwający dziesięć lat okres bezwzględnej dyktatury wojskowych. Po
przywróceniu fasady życia politycznego w 1978 r. wojsko zachowało oczywiście swoje wpływy,
zwłaszcza że głównodowodzący posiadał nie mniejsze prerogatywy aniżeli nader fikcyjny prezydent.
W 1983 r., już po śmierci Torrijosa, na czele sił zbrojnych stanął protegowany Amerykanów, gen.
Manuel Noriega. Okazało się jednak, że jest to absolutnie nieobliczalny satrapa, polityczny watażka i
handlarz narkotykami. W odpowiedzi na amerykańskie oskarżenia, w 1988 r. obalił on prezydenta
Delvalle, a rok później ogłosił się "głową państwa". W grudniu 1989 r. w Panamie interweniowali
rozsierdzeni Amerykanie, gdyż wyczyny Noriegi wyraźnie groziły ich obecności w strefie kanału.
Dyktator został obalony i wywieziony do USA, a w nowych wyborach zwyciężył Alians Cywilnej
Opozycji Demokratycznej (ADOC, od 1994 r.
Alians Demokratyczny). Panama uzyskała również
amerykańskie wsparcie finansowe, co umożliwiło nowym władzom podjęcie szeregu reform. Swoiste
curiosum stanowi fakt, iż w Panamie od roku 1904 walutą obiegową jest dolar USA, co związki
gospodarcze pomiędzy obu krajami stawia w szczególnej pozycji. Z jednej strony konsekwencją tego
jest niezwykle niska jak na Latynoamerykę inflacja, z drugiej
napływ dolarów jest kontrolowany przez
rząd USA, czego konsekwencje dały się odczuć podczas konfliktu Waszyngtonu z Noriegą.
Zupełnie wyjątkowo
na tle regionu
przedstawiał się proces rozwoju Kostaryki. Kraj ten był nie tylko
relatywnie zamożny, o wysokim dochodzie narodowym, ale i demokratyczny. Proces umacniania
parlamentaryzmu trwał tam właściwie nieprzerwanie od początku lat dwudziestych. Już w okresie
rządów Rafaela Calderona (1940
1944) zaprowadzono powszechne ubezpieczenia społeczne, a do
konstytucji włączono poprawki o prawach socjalnych. Nader oryginalny był zbrojny przewrót wojskowy
w 1948 r., połączony z dwumiesięczną wojną domową. Dokonała go burżuazja w obronie demokracji,
gdy bardziej radykalny Calderon nie zamierzał pogodzić się z porażką wyborczą. Co ciekawe,
zwycięzcy wojskowi przekazali władzę faktycznie wybranemu Otillo Ulate, a jeszcze wcześniej nowa
konstytucja rozwiązała armię. W 1952 r. przywódca junty, Jose Figueres, utworzył Partię
Wyzwolenia Narodowego, a rok później został prezydentem. Jego wpływ na życie polityczne Kostaryki
trwał aż do połowy lat siedemdziesiątych, przy czym tylko dwukrotnie sprawował urząd prezydenta. W
odróżnieniu od swoich oponentów
konserwatystów był on zwolennikiem reform, z których wiele
zaprowadzono już w latach pięćdziesiątych, m. in. w zakresie ubezpieczeń społecznych i ochrony
zdrowia. W okresie walk wewnętrznych w Nikaragui Kostaryka wspierała sandinistów przeciwko
Somozie, toteż z wielką niechęcią przyjmowała amerykańskie naciski w sprawie pomocy contras.
W chwili zakończenia II wojny światowej w regionie karaibskim istniały trzy niepodległe państwa:
Kuba, Haiti (była kolonia francuska, niepodległa od 1804 r.) i Dominikana
dawna część francuskiego
San Domingo, która wydzieliła się z obszaru Haiti w 1844 r. Pozostałą część Karaibów zajmowały
wyspiarskie władania różnych państw kolonialnych oraz położone na kontynencie Gujany (francuska,
holenderska i brytyjska) oraz Honduras brytyjski.
Jedną z nielicznych już pozostałości kolonializmu w Ameryce Łacińskiej jest Gujana francuska. Region
ten ujrzeli Europejczycy już u schyłku XV w. Później zainteresowanie nim wzrosło, ponieważ uchodził
za obfitujący w złoto i drogie kamienie.
Z tych też powodów przynależność Gujany ulegała częstym zmianom. Władali nią Francuzi (od 1604
r.), Anglicy, Portugalczycy i Holendrzy, czego świadectwem są istniejące do niedawna trzy zależne
Gujany: francuska, brytyjska i holenderska
Surinam. Obszar francuski przeszedł we władanie tego
państwa na mocy traktatu paryskiego z 1814 r. Później przebieg granic był przedmiotem wielu sporów
i arbitraży.
W 1852 r. w Gujanie utworzona została kolonia karna, dokąd ekspediowano przestępców politycznych
i kryminalnych. Miejsce to zapisało się jak najgorzej we wspomnieniach więźniów. Wielu spośród nich
ginęło wskutek tropikalnych chorób oraz fatalnego klimatu. Główne terytorium penitencjarne
znajdowało się u ujścia rzeki Maroni, gdzie przebiegała granica z Gujaną holenderską. Tamtejszym
centrum więziennym było Saint Laurent du Maroni.
Po odbyciu kary więźniowie mogli zamieszkać pośród wolnych, ale do Francji wracało tylko niewielu.
Szczególnie krnąbrnych umieszczano na leżących w pobliżu kontynentu Wyspach Zbawienia
(Królewskiej, Św. Józefa i okrytej złą sławą
Diabelskiej). Na Wyspie Diabelskiej więziony był przez
pewien czas fałszywie oskarżony o zdradę kpt. Dreyfus. Gujanę "rozsławił" jednakże w świecie
rzeczywisty przestępca
Henri Charrie, zwany "Papillon" ("Motyl"), kilkakrotnie uciekający stamtąd
(ostatni raz
z sukcesem), autor książki Papillon, znanej z amerykańskiej ekranizacji z 1973 r. W
1937 r. system transportacji do Gujany został zakończony, chociaż więzienie egzystowało jeszcze
kilka lat. W marcu 1946 r. kolonia, znana jako Cayenne, przekształcona została w departament
zamorski Francji,podobnie jak Martynika, Gwadelupa i Reunion.
Zob. H. Charrie, Papillon, Warszawa 1994.
Najważniejszą rolę w regionie odgrywała Kuba
była kolonia hiszpańska, niepodległa od 1902 r. Aż
do 1934 r. pozostawała ona w silnym uzależnieniu od USA, co regulowała tzw. poprawka Platta. W
roku 1933 na Kubie nastąpił przewrót wojskowy, który pozbawił władzy dotychczasowego dyktatora,
Gerardo Machado. Siłą sprawczą byli młodzi oficerowie armii kubańskiej, reprezentującej interesy klas
średnich. Wkrótce dokonała się prawdziwa rewolucja demokratyczna, przeprowadzono szereg reform,
zrewidowano stosunki z USA, rozwinął się ruch ludowy, a nawet komunistyczny. Przez kilkanaście lat
Kuba była prawdziwym wzoremdemokracji jak na warunki latynoamerykańskie. Rozwój gospodarczy,
jaki wówczas nastąpił, spowodował jednakże umocnienie więzi ze Stanami Zjednoczonymi,
niezależnie od uchylenia "poprawki Platta" (1934 r.). Kraj nie posiadał bowiem znaczniejszych
bogactw naturalnych, a monokultura cukru uzależniała go od amerykańskiego importu. Amerykanie
zatem dominowali we wszelkich przedsięwzięciach, a uzależnienie wyspy wzrastało. W marcu 1952 r.
po dyktatorską władzę sięgnął jeden z przywódców przewrotu w 1933 r.
Fulgencio Batista.
Występował pod hasłami walki z korupcją oraz rozwoju gospodarczego. Faktycznie zaś jego rządy
zapisały się antydemokratyczną przemocą i rozszerzeniem wpływów kapitału amerykańskiego. Kraj
powoli przekształcał się w rodzaj amerykańskiej półkolonii, relatywnie zamożnej, lecz o wyjątkowo
niesprawiedliwym podziale dochodów. Jego wizytówkę stanowiły luksusowe dzielnice i kurorty, treścią
była natomiast biedna i zacofana wieś. Obrany przez Batistę kierunek bardzo nie odpowiadał znacznej
części klasy średniej, w tym zwłaszcza inteligencji, niezdolnej do znalezienia swojego miejsca w
warunkach dyktatury i komercjalizmu.
Bardzo charakterystyczne dla Antyli są synkretyczne kulty afrochrześcijańskie: santeria (Kuba), wudu
(Haiti) i szango (Trynidad). Santeria, popularna nie tylko na Kubie, ale przede wszystkim w
środowiskach emigrantów kubańskich w Stanach Zjednoczonych, powstała w wyniku połączenia
elementów katolicyzmu z kultami afrykańskimi, głównie Joruba. Na Kubie uważa się ją za religię
"Lukumi", tj. przywożonych na wyspę Murzynów Joruba. Sama nazwa wywiodła się ponoć od "kultu
świętych" (culto a los santos). Podstawowym terminem kultu jest "orisza", co oznacza bóstwa lub
duchy afrykańskie, które w santerii złączyły się ze świętymi katolickimi. Najważniejszym bóstwem jest
"Olorun", identyfikowany ze słońcem pan świata i stwórca wszystkiego, co istnieje. Głównym
elementem sanktuariów santerii, ozdobionych wizerunkami katolickich świętych, są kamienie, w które
wciela się "orisza". Kamienie te polewa się krwią ofiarnych zwierząt oraz wywarami z ziół. Podczas
obrzędów głowę wiernego zlewa się "świętymi płynami" po to, aby bóstwo mogło łatwiej w niego
wstąpić. "Orisza" symbolizują również święte rysunki.
Najważniejszym i najbardziej znanym elementem santerii jest "opętanie", kiedy to określone bóstwo
podczas specjalnej ceremonii wstępuje w wiernego i na czas "opętania" głosi przez niego swoją wolę.
W stan transu wyznawca wprowadzony jest za pomocą muzyki, stając się "koniem" bóstwa. W finalnej
fazie "opętania" wierny staje się samym bóstwem: głosi przyszłość, żąda posłuszeństwa, ofiar, udziela
porad i in. Proces popadania w trans nie jest poznany, choć z pewnością nie jest to symulacja.
Najważniejszymi kapłanami kultu są "babalaos", którzy cieszą się wielkim autorytetem i czerpią spore
zyski z organizowanych "opętań". Zajmują się oni również wróżbiarstwem, chociaż najbardziej cenione
przepowiednie pochodzą od samych bóstw, tj. sprowadzonych w najgłębszy trans. Kapłankami
santerii bywają również kobiety. W kultach afrochrześcijańskich każde z afrykańskich bóstw posiada
swój katolicki odpowiednik, w santerii np. Ogun to św. Piotr, Oya
Matka Boska Gromniczna, Obatala

Matka Boska Nieustającej Pomocy, Odudua
Jezus Chrystus, Orunbila
św. Franciszek, Agajiu

św. Krzysztof z Hawany.
Zob. T.C. Echanove, La santeria cubana, Actas del Folklore 1961/1.
W końcu lipca 1953 r. grupa młodych inteligentów pod wodzą Fidela Castro
młodego adwokata,
pochodzącego z powszechnie szanowanej rodziny
zaatakowała koszary Moncada w Santiago de
Cuba i w Bayamo. Ich zamiarem było obalenie dyktatury, co jednakże się nie powiodło. Większość
rewolucjonistów po prostu wymordowano, a Fidela wraz z kilkudziesięciu osobami postawiono przed
sądem. Zapewne w innym kraju lub w innym czasie również i oni nie ujrzeliby sali sądowej, lecz
wówczas Batista czuł się jeszcze bardzo silny. Świadczy o tym również fakt rychłego, bo już po półtora
roku, amnestionowania Castro i jego towarzyszy.
Pomimo niepowodzenia nie zamierzali oni rezygnować. Już w początku grudnia 1958 r. nowy oddział
po wodzą Castro lądował na kubańskim wybrzeżu. Po starciu z wojskiem pozostało z niego zaledwie
dwunastu ludzi. Castro nie miał jeszcze wówczas sprecyzowanych poglądów politycznych, poza ideą
walki z konkretną dyktaturą. W sumie były to poglądy typu wolnościowego, kształtujące się w cieniu
ideałów rewolucji francuskiej czy też XIX
wiecznego ruchu wyzwoleńczego na Kubie. Fidel był zresztą
typem latynoamerykańskiego rewolucjonisty i chciał w ogóle działać. Na krótko przed lądowaniem na
"Granmie" złożył Batiście ofertę, iż w zamian za przywrócenie demokracji jest skłonny zwrócić się
przeciwko... dyktatorowi Dominikany
Rafaelowi Trujillo. Jest to zapewne jakaś wskazówka
wyjaśniająca jego późniejsze nastawienie jako rewolucjonisty w wymiarze całej Ameryki Łacińskiej, ze
szczególnym widzeniem jedności regionu.
Miejscem umacniania się partyzantki Castro stały się góry Sierra Maestra, a punktem odniesienia
tamtejsi chłopi. Wtedy właśnie dojrzała późniejsza koncepcja "partyzanckiego ogniska", służącego
"zrewolucjonizowaniu" chłopstwa. Przez długi czas tzw. armia powstańcza była słaba i liczyła kilkuset
ludzi. Armia dyktatora była jednakże również niezbyt liczna, a ponadto nie przygotowana do działań w
dżungli. Pozycja dyktatora i zaprowadzonego przezeń skrajnie skorumpowanego systemu zdążyła już
osłabnąć. Miał on przeciwko sobie wielu przeciwników, nie tylko chłopów, ale i znaczną część klasy
średniej. Dochodziło nawet do buntów w armii. Stopniowo, wskutek związków ze zorganizowaną
przestępczością, jego notowania spadły również w Waszyngtonie. Nikt tam zresztą nie postrzegał
Castro jako potencjalnego komunisty; sądzono, że jest to przywódca jednej z setek
latynoamerykańskich rebelii. Było to oczywiste niezrozumienie, gdyż wszystkie ruchy w tej części
świata, jeśli znajdowały oparcie w chłopstwie, szybko stawały się szczególnie radykalne. Bliskie
stosunki gospodarcze ze Stanami Zjednoczonymi skłaniały jednakże do wniosku, że Kuba nie jest w
stanie wymknąć się spod amerykańskiej kontroli. Skompromitowany do szczętu Batista nie mógł
zatem liczyć na realne wsparcie, którego tak hojnie udzielano w innych częściach świata.
W lipcu 1958 r. organizacje antybatistowskie zawarły ze sobą porozumienie co do wspólnej walki z
reżimem. Nie byli to oczywiście tylko rewolucjoniści Castro, choć ze względu na swoje sukcesy
kierowany przezeń "Ruch 26 lipca" szybko wysunął się na czołową pozycję. W sierpniu tegoż roku, po
nieudanej ofensywie Batisty, "brodacze" Fidela (zgodnie z jedną z wersji, nie mieli golić bród do czasu
uwolnienia Latynoameryki od imperialistów ...) ruszyli przeciwko ośrodkom miejskim. Armia rządowa
była już wówczas mocno zdemoralizowana i nie stawiała poważniejszego oporu. Dla większości
obserwatorów to, co działo się na Kubie, zapowiadało jedynie kolejną zmianę na górze. Program
Castro był zresztą bardzoogólnikowy i nader demokratyczny, pod którym podpisać mógłby się niemal
każdy. Stopniowo dyktator tracił jedną pozycję po drugiej, choć dopiero u schyłku grudnia 1958 r.
rozegrana została poważniejsza bitwa o Santa Clara. Z początkiem stycznia 1959 r. oddziały
rewolucyjne wkroczyły do Hawany.
Radość z powodu obalenia dyktatury była niemal powszechna, a Fidela Castro przez pewien czas
wspierali nawet liberałowie. Utrzymanie władzy w spauperyzowanym społeczeństwie nie było
oczywiście możliwe bez nasycenia programu elementami radykalnymi i populistycznymi. Przejawem
tego było obniżenie cen, rzecz raczej nie spotykana w gospodarce rynkowej. W maju 1959 r. rząd
Castro podjął reformę rolną, a z konfiskowanych latyfundiów tworzono podstawy dla rozwoju sektora
państwowego i spółdzielczego. Już jednak reforma rolna wywołała pierwsze napięcia z USA w kwestii
odszkodowań. Na płaszczyźnie politycznej stopniowo eliminowano niedawnych sojuszników, a
opróżnione stanowiska przekazywano ludziom "26 lipca". Wkrótce i armia uległa gruntownej
przebudowie w formę dyspozycyjną wobec Castro i jego ruchu. W roku 1959 cały kraj pokrył się siecią
CDR-ów, tj. castrystowskich Komitetów Obrony Rewolucji.
Przez pewien czas Hawana prezentowała daleko idącą samodzielność, z nadziejami na poprawne
ułożenie stosunków z USA. Już jednak w początkach 1960 r. przystąpiła do zacieśniania kontaktów z
blokiem wschodnim, zwłaszcza z ZSRR. Rządzący pod bokiem USA Castro wyraźnie aspirował w
kierunku niezależności oraz płynących z niej korzyści. Próbą przywrócenia go do porządku była już
odmowa przerobu radzieckiej ropy przez rafinerie amerykańsko-brytyjskie w czerwcu 1960 r.
Spowodowało to ich bezzwłoczną nacjonalizację, co z kolei pociągnęło za sobą wstrzymanie przez
USA zakupów kubańskiego cukru. Rafinerie kubańskie znacjonalizowano już wcześniej, bo w
listopadzie 1959 r. Do 1960 r. proces nacjonalizacji był tak zaawansowany, iż ogarnął niemalże całość
kubańskiego przemysłu, górnictwa, transportu, banków i handlu.
Wyraźnie złe stosunki z USA sprzyjały zamysłom emigrantów dążących do restytucji dawnego
systemu. W połowie kwietnia 1961 r. na plażach Zatoki Świń lądował blisko półtoratysięczny desant
kontrrewolucjonistów, wzorujących się zapewne na tym, co uczynił Fidel pięć lat wcześniej. Kuba nie
była już jednak taka sama, a jej system obronny oparty na CDR-ach i jednostkach milicyjnych
funkcjonował doskonale. Pomimo niezłego przygotowania, akcja zakończyła się niepowodzeniem, a
ponad tysiąc napastników trafiło do niewoli. Próba ingerencji z zewnątrz przyspieszyła tylko ewolucję
kubańskiego systemu politycznego oraz umocniła proradzieckie sympatie Castro. Dla ZSRR była to
historyczna szansa usadowienia się w Nowym Świecie, w bezpośrednim sąsiedztwie Stanów
Zjednoczonych. Rezultatem tego był kryzys kubański, którego wygaszenie nie oznaczało jednakże
oczekiwanego przez Castro zniesienia amerykańskich sankcji gospodarczych. Kuba zachowała
obrany przez siebie wariant niezależności, lecz trudności ekonomiczne miały stać się jej trwałym po
dziś dzień udziałem.
Izolacja w regionie oraz zagrożenie ze strony USA sprzyjały hermetyzacji rządów Castro. W
ugruntowanym przekonaniu Kubańczyków ich wyspa była rodzajem bastionu w świecie imperializmu,
a ich rzeczywistą misją było rozniecenie rewolucyjnej iskry na całym obszarze Ameryki Łacińskiej. Już
w 1959 r. represjonowano zwolenników dawnego reżimu, później przed plutony egzekucyjne trafili
liberałowie, demokraci, a nawet "tradycyjni" komuniści. Jedyną właściwą receptą na rozwój kraju
dysponował sam Castro; nikt nie mógł mieć w tej kwestii żadnych wątpliwości. Permanentne trudności
ekonomiczne sprzyjały oczywiście tworzeniu się nastrojów opozycyjnych, z czasem stały się one
jednakże marginalne. Większość Kubańczyków była po prostu dumna z wyjątkowości swojego
państwa, uznanej w świecie charyzmy przywódcy, a także niewątpliwych osiągnięć, takich jak ochrona
zdrowia czy edukacja. Wobec perspektywy światowej rewolucji system kartkowy jawił się jako
dolegliwa acz niezbędna konieczność. Fenomenu szerokiego i wieloletniego poparcia dla Castro, na
tle bezgranicznych trudności życia codziennego, nikt zresztą dotąd nie zdołał wyjaśnić. Zapewne
jednak, na tle większości krajów Ameryki Łacińskiej, na Kubie żyło się po prostu wcale nie tak źle.
Nie ulega kwestii, że przynajmniej w okresie kryzysu kubańskiego amerykańskie służby specjalne
korzystały z usług mafii, w przeszłości silnie obecnej na wyspie, w związku z czym posiadającej tam
dobre rozeznanie. Zresztą sam prezydent John F. Kennedy bywa pomawiany o przynajmniej
pośrednie kontakty ze światem zorganizowanej przestępczości USA, w tym zwłaszcza z jej bossem
Samem "Mooneyem" Giancaną. Jeszcze w latach pięćdziesiątych ogólnoamerykański związek
organizacji przestępczych gangsterzy opatrzyli nazwą "Kombinacja" lub "Komisja". Organizacje
regionalne miały własne kryptonimy: "Mob" w Nowym Jorku, "Mafia" w Nowym Orleanie czy "Outfit" w
Chicago. Tak oto wspomina "Mooney" Giancana swoją współ-pracę z CIA:
"Tej wiosny Mooney powiedział Chuckowi w zaufaniu, że inwazja na Kubę jest już bliska i CIA
czeka tylko na wyeliminowanie Castra z gry przez Outfit. Żeby tego dokonać
według relacji
Mooneya
CIA i Outfit zdecydowały się użyć telentów pewnego chemika i naukowca z
Uniwersytetu Illinois. Śmiercionośne mieszanki chemiczne owego pracowitego naukowca były
wielokrotnie używane przez obie organizacje przez wiele lat. Lista broni chemicznej, której planowano
użyć przeciw Castro, była długa i obejmowała, według Mooneya, cygara nasączone trucizną;
śmiercionośny proszek antyseptyczny, wnikający do organizmu przez skórę; wody toaletowe mające
wywołać atak serca; niezwykle mocną truciznę, której jedna kropla sprawia, że facet pada martwy i
którą zamierzono dodać do jedzenia i napojów Castro; zastrzyk powodujący nowotwór, i inny,
wprowadzający wirusa śmiertelnej choroby. Mówiło się nawet, jak opowiadał Mooney, o
ewentualnym użyciu skupionych promieni Rentgena, żeby wywoływał raka u ofiary. Jednak w
ostateczności wszystkie próby zabicia Castro
a Chuck słyszał o trzech
nie powiodły się, pomimo
ich wyrafinowania i przebiegłości".
W czerwcu 1975 r. największy boss chicagowskiej mafii
Sam "Mooney" Giancana
został
zamordowany krótko przed złożeniem zeznań na forum komisji senackiej ds. wywiadu. Jego
wyjaśnienia dotyczyć miały tajnych operacji, a przy okazji
powiązań establishmentu ze światem
przestępczym. Wygląda na to, iż w czyjejś ocenie wiedział na ten temat zbyt dużo.
Cyt. za: Sam i Chuck Giancana, Zdradzeni, Warszawa 1992.
W lipcu 1961 r. różne organizacje rewolucyjne, w tym "Ruch 26 lipca" i "Rewolucyjny Dyrektoriat 13
marca", połączone zostały w postać "Zespolonej Organizacji Rewolucyjnej" (ORI), stanowiącej zalążek
partii. W 1963 r. z ORI wyłoniła się Zjednoczona Partia Rewolucji Socjalistycznej (PURS),
przekształcona dwa lata później w postać Komunistycznej Partii Kuby. KP Kuby była przez długi czas
organizacją kadrową, a faktyczną rolę wykonawczą wobec decyzji kierownictwa pełniły wszechwładne
CDR-y
Komitety Obrony Rewolucji. System ten sprawiał wrażenie bliższego wzorcom
dalekowschodnim aniżeli pochodzącym z europejskich krajów bloku wschodniego.
Pomimo głębokiego uzależnienia od subwencji i pomocy radzieckiej, Hawana w swojej polityce
zagranicznej przez długi czas wykazywała znaczącą samodzielność. Szereg działań nie odbywało się
wprawdzie bez wiedzy Moskwy, były jednak i takie, które stawały w sprzeczności z polityką ZSRR,
zwłaszcza na terenie Ameryki Łacińskiej. Sam Fidel zresztą aspirował do roli teoretyka i przywódcy
ruchów rewolucyjnych. Dobrze zdawał sobie sprawę, iż jest on gwarantem radzieckiej obecności w
Nowym Świecie, toteż subwencjonowanie słabowitej gospodarki kubańskiej miało stanowić dla Rosjan
niezbyt wygórowaną cenę ich imperialnych aspiracji.
Istotnym przedmiotem sporu pomiędzy komunistyczną Kubą a Stanami Zjednoczonymi była i jest
amerykańska baza w Guantanamo. Baza znajduje się na wybrzeżu prowincji Oriente i zajmuje obszar
112 km2, gdzie stacjonuje 2500 żołnierzy USA. Wydzierżawienie bazy na 99 lat było jednym z
warunków uznania niepodległości republiki, którą w 1901 r. mocno ograniczyła tzw. poprawka Platta
do konstytucji USA, a dokonało się na mocy odrębnego traktatu z 1903 r. Traktat z maja 1934 r. zniósł
co prawda formy uzależnienia Kuby od Stanów Zjednoczonych, ale nie dotyczyło to Guantanamo. W
1960 r. rewolucyjny rząd Castro zwrócił się do USA o anulowanie traktatu z 1934 r. Teoretycznie
traktat utracił ważność, gdyż służył umocnieniu przyjaźni pomiędzy stronami, USA odmówiły jednak
opuszczenia bazy, zasłaniając się koniecznością zgody obu stron. Przez wiele następnych lat
otoczona specjalnymi obwarowaniami Guantanamo była rejonem rozmaitych incydentów. Tam też
zmierzało wielu uciekinierów z Kuby, a niekiedy na obszar ten przemieszczano z USA nielegalnych
imigrantów. W okresie kryzysu karaibskiego 1962 r. rząd kubański był bardzo niezadowolony, iż
Moskwa nie zdołała wynegocjować z Waszyngtonem usunięcia bazy, sprawę rakiet w Turcji uważając
za ważniejszą.
Zarówno przykład, jak i czynne zaangażowanie Hawany poprowadziły w latach sześćdziesiątych
większość latynoamerykańskiej lewicy na drogę walki zbrojnej. Już w czerwcu 1959 r. Kubańczycy
zaangażowali się czynnie w próbę obalenia dyktatora Dominikany, Rafaela Trujillo. W 1963 r.
zainspirowali wszczęcie wojny partyzanckiej przez partię komunistyczną Wenezueli, a trzy lata później
przez komunistów Kolumbii. Kubańczycy posiadali również swoje wpływy wśród guerilleros Ameryki
Środkowej, m. in. w Gwatemali i Salwadorze. Wspierali oczywiście również sandinistów z Nikaragui, a
także ugrupowania partyzantki miejskiej w Brazylii, Argentynie i Urugwaju. Trzon boliwijskiego
oddziału "Ch Guevary stanowili kubańscy działacze partyjni. Wojska kubańskie walczyły w Angoli i
Etiopii. Przez długi czas relacje z Hawaną stanowiły w Ameryce Łacińskiej swoisty miernik
rewolucyjności, a często również były wskazówką dla amerykańskiej interwencji lub patronatu nad
przewrotem. Tak było w Chile w 1973 r., czy też dziesięć lat później na Grenadzie. W sumie polityka
"akcji bezpośredniej" czy też prób zakładania "partyzanckich ognisk" przyniosła latynoamerykańskiej
lewicy ogromne straty, a liczne partie zredukowała do rangi "kanapowych". W wielu przypadkach
nacisk radziecki odnosił niewielkie rezultaty. Dopiero w 1975 r. partie komunistyczne wraz z KP Kuby
porozumiały się w sprawie wstrzymania tego rodzaju praktyk.
Prawdziwym ciosem dla Kuby stało się zakończenie "zimnej wojny". Związek Radziecki upadł, a wraz
z nim płynące stamtąd subwencje oraz podstawowe artykuły. Zwłaszcza w pierwszym okresie
sytuacja gospodarcza stała się tak krytyczna, że z powodu braku ropy naftowej przystąpiono do
uprawiania ziemi za pomocą bawołów, a w transporcie szeroko wykorzystywano rowery. Nikt nie
odbierał już kubańskiego cukru po preferencyjnych cenach, a amerykańskie sankcje gospodarcze
nadal pozostawały w mocy. Wbrew jednak niektórym przewidywaniom reżim Castro wcale nie upadł,
nie ujawniła się też realna opozycja.
Rolę głównego przeciwnika systemu pełniły nadal ośrodki emigracyjne. Przez całe lata Castro
skutecznie likwidował opozycję m. in. drogą wielkich akcji emigracyjnych. Najbardziej spektakularne
miały miejsce w 1980 i 1994 r. Podczas pierwszej z nich Kubę opuściło aż 140 tys. osób, w tym wielu
kryminalistów oraz pensjonariuszy zakładów dla obłąkanych. Mieszkańcy Kuby wyraźnie bali się
konsekwencji powrotu emigrantów. Castro zresztą, nie mogąc osiągnąć zniesienia sankcji przez Stany
Zjednoczone, doprowadził do pewnej liberalizacji systemu gospodarczego. Złagodziło to trudności
życia codziennego, choć system polityczny nie uległ zmianie.
Z powodu braku realnej opozycji świat przestał oczekiwać eksplozji na Kubie. Jej zaczynem nie stała
się również wizyta papieża w 1998 r. Castro usiłował ją wykorzystać dla zniesienia sankcji, co Jan
Paweł II w swoich homiliach delikatnie sugerował. Sprawę tę blokowało jednak dość wpływowe w USA
lobby kubańskich emigrantów. Wiele koncernów byłoby natomiast skłonnych do zainwestowania na
wyspie, głównie z powodu jej bliskości, a także rozeznania w możliwościach.
Nieodległą wyspę Haiti, znaną niegdyś jako San Domingo, zajmują dwa państwa
utworzone w
1804 r. Haiti oraz wyłączona z jego obszaru czterdzieści lat później
Dominikana. Udziałem obu były
niemal nieprzerwane rządy dyktatorskie. Oba też należały do państw ubogich, choć z pewnością Haiti

do najbardziej ubogich. Haiti stało się państwem ludności czarnej, potomków dawnych niewolników
mówiących językiem kreolskim lub francuskim; w Dominikanie przeważała ludność rasowo mieszana,
w tym Metysi i Kreole posługujący się językiem hiszpańskim. Choć Haiti miało piękne tradycje walki o
niepodległość, późniejsza praktyka daleka była od wolnościowych ideałów. Już u schyłku XIX w.
amerykańskie wpływy były tam przemożne, a w 1915 r. Waszyngton otwarcie interweniował na
wyspie, ponoć w obliczu zagrożenia wpływami niemieckimi. Oddziały amerykańskie wycofały się
dopiero w 1934 r., a jedną z pozostałości był zaostrzony problem rasowy. Rządy zdominowała
mulacka mniejszość, a okres jej wpływów zakończyło dopiero dojście do władzy prezydenta Franois
Duvaliera. Problem rasowy na Haiti sięgał zresztą czasów niepodległości, a konflikt pomiędzy
mulackąelitą władzy i pieniądza a czarną większością mieszkańców był stałym elementem tamtejszej
rzeczywistości. Rządy Duvaliera, zwanego "Papa Doc", szybko zwyrodniały w postać dyktatury. Dla
poderwania silnych wpływów armii utworzył on czarną gwardię prezydencką, tzw. tontons macoutes.
Wkrótce też przystąpił do krwawej rozprawy z Mulatami. Masowe ucieczki przerażonych terrorem
Haitańczyków spowodowały nawet wycofanie amerykańskiej pomocy. W 1964 r. Duvalier mianował
się dożywotnim prezydentem, ale jego skrajny antykomunizm skłaniał Waszyngton do
niepodejmowania radykalnych kroków.
Haiti znane jest z kultu wudu (voodoo), którego najnowsze dzieje wiążą się z władzą "dynastii
Duvalier". Wudu łączy w sobie elementy zachodnioafrykańskie z katolicyzmem. Powstał on w kręgu
murzyńskich niewolników przywożonych na San Domingo w XVII
XVIII w. Nazwa wywodzi się z
języka Ewe i oznacza opiekuńczego ducha. Niemal wszyscy Haitańczycy to wyznawcy wudu, które to
praktyki są przez nich uprawiane na równi z wyznawanym chrześcijaństwem. W 1685 r. kult został
zakazany przez białych właścicieli mocą tzw. Code noir. Nadal jednak praktykowano go nielegalnie, a
w 1791 r. dał polityczną inspirację dla antyniewolniczego powstania Boukmanna. Po uzyskaniu przez
Haiti niepodległości w 1804 r. wudu ponownie zakazano. Dopiero po wyborze w 1957 r. Franois
Duvaliera na prezydenta Haiti szereg obrzędów zostało oficjalnie uznanych, a sam kult określono jako
religię wyzwolenia. "Papa Doc"
F. Duvalier
odwoływał się zresztą do murzyńskich mas, zachęcając
je do walki z mulacką oligarchią
wyznawcami katolicyzmu i przeciwnikami "czarnego" wudu. Za te
praktyki "Papa Doc" został w roku 1971 ekskomunikowany przez Kościół katolicki (formalnie 85%
ludności Haiti jest również katolikami).
W wudu obok bóstw afrykańskich występuje również kult świętych katolickich. U szczytu hierarchii
znajduje się Bon Dieu (Dobry Bóg). Inni bogowie (tj. loa) to Agwe (Pan Mórz), Azaka
Tonnerre (bóg
błyskawic oraz rolników), Damballah Wedo (bóg płodności), Erzulie (bogini miłości) i wielu, wielu in.
Najbardziej znani w świecie są jednak ponurzy bogowie cmentarni, z Baron Cimitier(Panem
Cmentarza) na czele oraz podległymi mu: Baron Samedi (Sobota), Baron la Croix (Krzyż) i Maman
Brigitte. Ku ich czci odbywają się rozmaite obrzędy, w tym orgie seksualne. Podobnie jak w przypadku
santerii, kluczowym rytuałem jest wejście "loa" w ciało inicjowanego adepta, który staje się boskim
"koniem". Obrzędom towarzyszą rytuały składania zwierząt, a także ekstatyczne tańce z udziałem
śpiewów, bębnów i grzechotek. Kobiety są również uprawnione do kapłaństwa, a ich arcykapłanki to
"mamaloa" (u mężczyzn: papaloa
bóg ojciec). Znaną praktyką wudu jest tworzenie "zombie"

żywych trupów, tj. ludzi grzebanych w stanie pozornej śmierci, pod wpływem narkotyków, a później
przywracanych do życia i manipulowanych przez kapłanów. Niegdyś zombie sprzedawani byli panom,
co umacniało wiarę w kapłanów, przed którymi nie chroniła nawet śmierć. Przekształcenia w zombie
obawiał się nawet "Papa Doc", który przed śmiercią polecił strzec swojego grobowca.
Zob. A. Mraux, Voodoo in Haiti, New York 1959.
Po śmierci dyktatora w 1971 r. władzę po nim przejął syn Jean Claude, zwany "Baby Doc". Zdani na
rodzinną klikę, Amerykanie tolerowali ją do 1986 r., kiedy to w wyniku narastającego konfliktu
wewnętrznego "Baby Doc" zmuszony był uciekać z kraju. Państwo straciło stabilność wewnętrzną. Nie
przyniosły jej nawetdemokratyczne wybory w 1990 r. Zwyciężył w nich Jean-Bertrand Aristide, który
jednakże nie potrafił porozumieć się z tradycyjnymi elitami władzy. We wrześniu 1991 r. został on
obalony przez wojskowych. Haiti zostało obłożone międzynarodowymi sankcjami, a wskutek terroru
junty tysiące ludzi zbiegło za granicę, m. in do USA. W lipcu 1994 r. ONZ upoważnił Stany
Zjednoczone do usunięcia junty siłą. Inwazja dokonała się we wrześniu 1994 r., a prezydent Aristide
powrócił na swój urząd. Wbrew nadziejom nie okazał się jednak zręcznym politykiem i nie
przeprowadził żadnych zmian na Haiti. Rezultatem była jego porażka wyborcza w 1996 r.
Bezpośrednia amerykańska okupacja była również udziałem Dominikany. Kraj ten był niestabilny
wewnętrznie od czasu uzyskania niepodległości, był ponadto mocno zadłużony. Jednym z rezultatów
amerykańskiej obecności było utworzenie armii dominikańskiej. Miała ona zagwarantować
bezpieczeństwo wewnętrzne państwa, w praktyce jednak wykreowała wieloletniego dyktatora Rafaela
Trujillo (1930 r.). Bezpośrednio lub pośrednio sprawował on władzę w kraju aż do śmierci w 1961 r.
Przez ten czas stworzył rodzinną koterię kontrolującą dwie trzecie potencjału wyspy. Przekupstwo,
porwania i zbrodnie osiągnęły pułap przekraczający nawet latynoamerykańskie realia tamtego czasu.
Przez długi czas zachował on poparcie Stanów Zjednoczonych. Udało mu się również zlikwidować
dominikański dług oraz przywrócić utraconą na rzecz Amerykanów suwerenność celną. Był
maniakalnym antykomunistą, a komunistami byli dla niego wszyscy przeciwnicy. Do niebywałych
rozmiarów rozwinął kult własnej osoby, a tytułów miał chyba więcej niż Stalin. Swojego ojca, pastucha
i syfilityka, kazał pochować w stołecznej katedrze w Santo Domingo. Miasto przemianowano zresztą
na "Miasto Trujillo" (Ciudad Trujillo). Cierpliwość Waszyngtonu wyczerpała się, gdy dyktator kazał
porwać z USA i dostarczyć sobie jednego z oponentów politycznych, którego zanim rzucił na pożarcie
rekinom ponoć ugotował żywcem W 1961 r., nie bez wiedzy CIA, a wygląda na to, że z jej udziałem,
Trujillo został zastrzelony w zamachu. System rozpadł się wkrótce po śmierci dyktatora, a wybory w
1962 r. przyniosły sukces lewicowej Rewolucyjnej Partii Dominikany (PRD). Przywódca tego
ugrupowania, Juan Bosch, uzyskał urząd prezydenta, lecz wkrótce
oskarżony o komunizm
został
odsunięty od władzy przez wojskowych. Lewicowa próba przywrócenia do władzy Boscha nie
powiodła się (kwiecień 1965 r.). W Dominikanie lądowały wojska amerykańskie, a po spacyfikowaniu
kraju do władzy doszła Reformistyczna Partia Chrześcijańsko-Społeczna z Joaquinem Balaguerem na
czele. Balaguer utrzymał się przy władzy, z przerwami, aż po schyłek XX w.
Niewielkie wyspy Karaibów, a także kolonialne terytoria na kontynencie długo po II wojnie światowej
pozostawały obszarami zależnymi. Wyspy Antyle, należące zarówno do Francji, jak i do Holandii,
włączone zostały ostatecznie w skład metropolii. Nie przekreśliło to całkowicie ich szans na
suwerenność, czego przykładem może być Surinam. Do 1975 r. ta holenderska posiadłość na terenie
Gujany wchodziła w skład trójczłonowego królestwa Holandii, później zaś uzyskała niepodległość.
Brytyjczycy planowali utworzenie jednolitej państwowości karaibskiej, w ramach Commonwealthu. W
1958 r. powołali do życia Federację Indii Zachodnich, złożoną z trzech największych wysp: Jamajki,
Barbados i Trynidadu, a także WyspZawietrznych i Podwietrznych. Twór ten był nie tylko rozproszony,
ale i niespójny. W 1961 r. Jamajka wycofała się z Federacji. Miała już zresztą samorząd, a jej
zamożność w pełni uzasadniała samodzielny byt. W 1962 r. stała się państwem niepodległym. W tym
samym roku Federację opuściły Trynidad i Tobago, uzyskując niepodległość w ramach
Commonwealthu. Federacja stała się zatem iluzją, a jej los przypieczętowało wyłączenie się
Barbadosu. Podobnie jak Barbados, również w 1966 r. niepodległość uzyskała brytyjska Gujana.
Pomimo protestów Gwatemali, w 1981 r. Brytyjczycy udzielili niepodległości swojej kolonii Honduras
(tzw. brytyjski), znanej jako Belize. Mniejsze wyspy uzyskały początkowo status "stowarzyszonych".
Stopniowo jednak i one zdobyły się na suwerenność.
Od strony gospodarczej większość karaibskich państwowości pozostała w kręgu monokultury cukru, a
ich rozwój czy nawet egzystencja były silnie uzależnione od zbytu tego artykułu. Niemal wszędzie
wielki problem stanowiło bezrobocie, toteż wiele osób emigrowało w poszukiwaniu pracy, głównie do
USA. W całym regionie wielką rolę odgrywały Stany Zjednoczone, toteż szanse na realizację
politycznych eksperymentów tzw. własnej drogi były niewielkie.
W 1979 r. na niewielkiej Grenadzie lewicowy przewrót wyniósł do władzy grupę zorientowaną na Kubę
i Nikaraguę. W październiku 1983 r., w związku z perspektywą udostępnienia tamtejszych lotnisk
krajom bloku wschodniego, na Grenadzie interweniowali zbrojnie Amerykanie, co przywróciło jej
prozachodnią orientację. Zakończenie "zimnej wojny" i wzrastająca potęga ekonomiczna USA w
regionie doprowadziły do umocnienia wzajemnych więzi. Tamtejsze gospodarki były zawsze zależne

już od czasów kolonialnych. Tak jak wówczas, tak też i dziś rodziło to określone orientacje polityczne.
Poza zasobnymi w ropę Trynidadem i Tobago, niemal żadna z wysp nie posiada energetycznej
samowystarczalności, żadna też nie jest monopolistą zdolnym do dyktowania ceny jakiegokolwiek
surowca.

Latynoameryka i jej problemy u schyłku XX w.

Rozległy obszar liczącej około 20 mln km2 Ameryki Łacińskiej (ok. 1/7 powierzchni wszystkich lądów)
w 1975 r. zamieszkiwało 320 mln ludzi, w 1990 r.
już 455 mln, z przewidywaniami na rok 2010

583 mln. Ostatnie dwie dekady były czasem głębokich przemian regionu. Z ekonomicznego punktu
widzenia lata osiemdziesiąte oceniane są negatywnie, częstokroć mianem "straconej dekady", także
ze względu na ówcześnie niskie ceny surowców. Nieporównywalnie lepiej szacuje się wyniki lat
dziewięćdziesiątych, choć u schyłku tego dziesięciolecia ponownie zarysowały się zjawiska
kryzysowe. Znacząco wzrósł jednakże eksport. Aż do początku ostatniej dekady XX w. był on niski, co
negatywnie oddziaływało na dochody większości krajów regionu, w tym nawet na eksploatujących
ropę naftową, tj. Meksyku, Ekwadoru i Wenezueli. Rozwijające się latynoamerykańskie gospodarki
przyciągnęły również licznych inwestorów zagranicznych, a wysokość poczynionych przez nich
nakładów wzrosła kilkakrotnie. W większości krajów reformy finansowe przyniosły zmniejszenie się
inflacji. W przypadku Argentyny spadła ona z 3000% w 1989 r. do 11% w 1993 r.; w Boliwii z 11 000%
w 1989 r. do 21% w 1991 r.; w Chile z 26% w 1989 r. do 13% w 1993 r. W wielu krajach regionu
ponowna zwyżka inflacji, chociaż już nie tak dramatyczna, nastąpiła w ostatnich latach XX w.
Zmniejszyła się również krytyczna w przedostatniej dekadzie wysokość zadłużenia, zwłaszcza w
części dotyczącej spłaty odsetek. Umożliwiło to wielu krajom sięgnięcie po nowe pożyczki, bez których
ich rozwój nie mógłby osiągnąć właściwego tempa. Wyniki te, choć
jak się okazało później
nie
całkiem trwałe, pozwalały z pewną dozą nadziei spojrzeć na latynoamerykańskie państwowości,
niewiele wcześniej znajdujące się w stanie zapaści.
Wraz z zakończeniem "zimnej wojny" umocniła się tendencja w kierunku akceptowania
amerykańskiego modelu gospodarczego. Dla większości rządzących Stany Zjednoczone były krajem
niekwestionowanych sukcesów ekonomicznych, które przyczyniły się do ich triumfu w konfrontacji z
ZSRR. O ile integracja polityczna w ramach różnych struktur Organizacji Państw Amerykańskich
(OPA) utworzonej w 1948 r. na konferencji w Bogocie i będącej instytucjonalnym wyrazicielem idei
panamerykańskich przebiegała wolniej, o tyle nieporównywalnie większe nadzieje wiązano z
gospodarczą integracją regionalną. Już w roku 1967, na spotkaniu państw-członków OPA w
Urugwaju, prezydent USA Lyndon Johnson obiecywał utworzenie wspólnego rynku do 1985 r. Tak się
oczywiście nie stało. Nie były do tego przygotowane ani gospodarki poszczególnych państw, ani też
nie uruchomiono amerykańskiego finansowania. Paternalistyczny wzorzec wpływów USA realizowany
był praktycznie aż do czasów administracji Cartera. Również kraje Ameryki Łacińskiej jeszcze do
niedawna stosowały silne bariery celne. W roku 1994, na kolejnym spotkaniu OPA w Miami, Bill
Clinton ponownie zadeklarował utworzenie wspólnego rynku, tym razem w ciągu dwóch pierwszych
dekad XXI w. Wstęp do tego ogólnoamerykańskiego porozumienia zwanego AFTA miały stanowić
struktury integracji regionalnej, a przede wszystkim utworzenie w 1993 r. NAFTA.
Północnoamerykańskie Porozumienie o Wolnym Handlu (NAFTA) stanowi rodzaj otwartego układu,
aktualnie funkcjonującego z udziałem USA, Kanady i Meksyku. Ze względu na Meksyk, jego pełna
integracja potrwa zapewne bardzo długo i może okazać się bardzo kosztowna. Kwestia nierównego
poziomu gospodarczego i związanych z tym barier celnych dotyczy zresztą wszystkich układów
regionalnych. Do najstarszych form latynoamerykańskiej integracji należy utworzony w 1969 r. Pakt
Andyjski, z udziałem Boliwii, Kolumbii, Ekwadoru, Peru i Wenezueli. Najsilniejszą strefą wspólnego
handlu stał się natomiast MERCOSUR, powołany do życia w 1991 r. przez Brazylię, Argentynę,
Paragwaj i Urugwaj. W Ameryce Środowej znaczącą rolę odgrywa struktura gospodarcza G-3
(1995 r.) łącząca Meksyk, Kolumbię i Wenezuelę. Znacznie mniejszą rolę odgrywa grupująca
niewielkie republiki tamtego obszaru Wspólnota Karaibów (CARICOM, 1973 r.) czy też Unia
Środkowoamerykańska (1993 r.
CAEU). Większość państw pozawierała z sobą również umowy
dwu- i trójstronne. Wyraźne są również procesy dalszej integracji, jak np. G-3 z CAEU i CARICOM. Na
dłuższą metę ograniczona integracja regionalna, sprowadzona do NAFTA czy MERCOSUR, nie
stanowi oczywiście rozwiązania. Przesuwa bowiem jedynie bariery celne, a nie likwiduje ich. Zapewne
też koszty związane z wyrównywaniem meksykańskiej gospodarkiw ramach NAFTA spowodują
pewne ograniczenie amerykańskiego zaangażowania kapitałowego w innych krajach regionu. Pomimo
niewątpliwych osiągnięć, długoletnie niedoinwestowanie i zacofanie Ameryki Łacińskiej sprawią, iż
proces jej gospodarczej integracji postępować będzie wolno. Jest to bowiem zarówno obszar
nieprawdopodobnie rozległy, jak i gęsto zaludniony.
Wraz z zakończeniem "zimnej wojny" zmieniły się również formy odniesienia Stanów Zjednoczonych
wobec krajów Ameryki Łacińskiej. Przez przeszło półtora wieku w amerykańskiej polityce dominował
pragmatyzm. Dobry dla USA był ten rząd, który gwarantował zachowanie pozycji, niezależnie od tego,
jaki mandat do sprawowania władzy posiadał. W ostatnich czasach do prezydentów reprezentujących
taki właśnie punkt widzenia należeli Ford i Reagan. Inną, mniej liczną grupę amerykańskich
przywódców stanowili ci, którzy uważali, że USA winny reprezentować nie tyle korzyści własne, co
nadrzędne wartości, takie jak demokracja czy moralność. Kładli oni nacisk na praworządne
wykonywanie władzy oraz respektowanie praw człowieka. Takimi byli zapewne Woodrow Wilson czy
Jimmy Carter. Niechętnie wspomagali oni dyktatury uważając, iż nie wspierają one amerykańskich
wartości, lecz wąsko pojmowany interes doraźny.
Poważne konsekwencje dla amerykańskiej polityki miało zwycięstwo rewolucji na Kubie. Krótko pełniła
ona rolę straszaka, dając podstawy do szeregu interwencji lub radykalnego wsparcia nawet
skorumpowanych reżimów. W dłuższej perspektywie Waszyngton rozumiał, iż bez likwidacji
obiektywnych przyczyn rewolucji, którymi są nędza i zacofanie, wariant kubański może się powtórzyć
w niemal każdym kraju Ameryki Łacińskiej. Przejawem takiego myślenia było m. in. utworzenie przez
prezydenta Stanów Zjednoczonych "Sojuszu dla Postępu" w sierpniu 1961 r. Jego celem było
zahamowanie postępów komunizmu poprzez wspieranie liberalnych reform oraz zapewnienie
wielostronnej pomocy Stanów Zjednoczonych. Chociaż rozwijał się on bardzo wolno, a jego częściowe
efekty oceniano jako fiasko, ostateczne rezultaty okazały się znaczące.
Przez długie dziesięciolecia USA skrzętnie skrywały swoje zaangażowanie w krajach Ameryki
Łacińskiej. W oficjalnej propagandzie "doktrynę Monroego", którą Stany Zjednoczone kierowały się od
1823 r., interpretowano jako obronną czy też wolnościową. Faktycznie stanowiła ona odpowiedź na
angażowanie się europejskich potęg na kontynencie: Francuzów i Brytyjczyków w części południowo-
zachodniej i Rosjan
na północnym zachodzie. Chociaż carski ukaz z 1821 r. rozszerzał strefę
rosyjskich wpływów aż po 51 równoleżnik, a później osadnictwo rosyjskie licznie notowano w
Kalifornii, carat jednakże okazał się niezdolny do realnego zaangażowania w Ameryce.
Amerykańskie interwencje wojskowe z XIX
XX w., zwłaszcza w regionie Ameryki Środkowej, bardzo
trudno byłoby sklasyfikować inaczej aniżeli imperialne
na Kubie, w Nikaragui, Panamie, Haiti czy
Dominikanie. Obecności tej nie towarzyszyły zresztą żadne korzyści ekonomiczne dla regionu. Z tych
też powodów w powojennej Ameryce Łacińskiej znikomy był oddźwięk dla płynących z Waszyngtonu
inicjatyw antykomunistycznego paktu czy też wielostronnego układu o wzajemnej obronie. Podstawą
dla takich działań miała być m. in. Konferencja Międzyamerykańska, której "akt z Chapultepec" z
marca 1945 r. stanowił próbę sojuszu w skali kontynentalnej. Również na konferencji założycielskiej
ONZ Amerykanie usiłowali podnieść "doktrynę Monroego" do rangi panamerykańskiej, globalnie
regulującej relacje ze światem zewnętrznym.
Próby narzucenia wspólnego bloku wojskowego podniesiono również na konferencji w Rio de Janeiro
w 1947 r., a później w Waszyngtonie w 1951 r. Zwłaszcza w Waszyngtonie Amerykanie usiłowali
przeforsować decyzję o utworzeniu wspólnych sił zbrojnych, z możliwością ich użycia również poza
kontynentem. Nie spotkało się to z pozytywną reakcją, gdyż zaprowadzona przez USA hegemonia
dała już bardzo negatywne rezultaty w gospodarce, m. in. w postaci wypływu dewiz. Zaangażowane w
Europie Stany Zjednoczone okazały się niezdolne do wspierania Ameryki Łacińskiej, którą i tak
uznawały za swoją domenę. Rozwiązania w skali kontynentu zastępowały natomiast wzajemne układy
dwustronne. Umacnianie więzi z niewiele znaczącymi latynoamerykańskimi armiami przynosiło
oczywiście korzyści, w wymiarze ingerowania w sprawy wewnętrzne. Niemal bowiem żadna z nich nie
posiadała rzeczywistej wartości militarnej, w przypadku zagrożenia z zewnątrz. W swoim
funkcjonowaniu były one bliższe siłom policyjnym i takie też wsparcie zapewniały im Stany
Zjednoczone.
Wyzwanie, jakim była rewolucja kubańska, stwarzało konieczność nowych przewartościowań. Przede
wszystkim Waszyngton zrozumiał, iż w większości przypadków zmuszony będzie do zainicjowania
realnych reform, a co z tym związane
rezygnacji z tradycyjnego oparcia na armii i klasie oligarchii
ziemskiej. Postawienie na klasę średnią wiązało się oczywiście ze wzrostem uprzemysłowienia i
gruntowną modernizacją struktur gospodarczych. Jeśli do władzy miały dojść nowe klasy i warstwy, to
bezwzględnie musiał odejść w przeszłość odwieczny model Ameryki Łacińskiej jako surowcowego
zaplecza USA. Stąd też wiele koncernów zajmujących się eksploatacją tradycyjnych bogactw regionu
utraciło poparcie Waszyngtonu. W nowym układzie coraz bardziej liczyli się inwestorzy. Armia
gwarantująca pozycję dotychczasowych elit musiała również unowocześnić swoje oblicze. Poza
wybitnie policyjnym charakterem, polegającym na tępieniu ruchów lewackich, otrzymała ona zadanie
wspierania reform. W tym też celu Amerykanie uruchomili całe programy szkoleniowe, których
zadaniem było nie tylko podnoszenie kwalifikacji fachowych korpusu oficerskiego, ale i intelektualnych.
Obok ośrodków regionalnych, bardzo znaną uczelnią tego rodzaju stała się policyjno-wojskowa
"Szkoła Ameryk" w USA. Prócz opisywanej wielokrotnie edukacji w zakresie przesłuchiwania i
torturowania, znaczące miejsce zajmowały tam wykłady z doktryn ekonomicznych, stosunków
międzynarodowych, nauki o polityce i in. Z upływem lat umożliwiło to wykształcenie kadry oficerskiej
zdolnej do przeprowadzenia szeregu reform, a później przekazania władzy cywilom.
Demokratyzacja życia politycznego i udział w niej wojskowych stanowi jeden z fenomenów ostatniego
dziesięciolecia. Tradycyjny obraz niedemokratycznej Ameryki Łacińskiej rządzonej przez junty odszedł
u schyłku XX w. w przeszłość. Teoretycznie, patrząc z punktu widzenia faktu "wolnych wyborów",
demokracja istniała tam już w okresie międzywojennym. Sam fakt "wyborów" nie był oczywiście
wystarczający. Z biegiem czasu rządzący wypracowali bowiem szereg obyczajów, dla których wybory
pełniły rodzaj kiepskiej atrapy. Trzeba bowiem przyznać, że dość konsekwentnie rozpisywano je
nawet w warunkach skrajnych dyktatur.
Rewolucja na Kubie sprzyjała przejmowaniu władzy przez wojskowych w latach sześćdziesiątych i
siedemdziesiątych. Pretekstem była oczywiście groźba destabilizacji i komunistyczne zagrożenie. W
praktyce odbywało się to przy poparciu usiłujących manewrować w nowym układzie politycznym
Stanów Zjednoczonych. Już wówczas było jasne, iż junty, pomimo swoich działań zbliżonych do
znanych z przeszłości, nie są ani takie same, ani też nie są w stanie rządzić w taki sam sposób.
Dyktatury tamtego czasu nie były już dyktaturami zachowania status quo, czyli stagnacji, były
dyktaturami reform i rozwoju. Sytuacja była bowiem na tyle poważna, iż rewolucji nie można było
zatrzymać siłą, mogły dokonać tego jedynie rzeczywiste przemiany.
Usuwanie najgłębszych sprzeczności i dysproporcji w dochodach rzadko przynosiło rezultaty.
Przejawy modernizacji państwa były jednak powszechnie widoczne. Rządząca armia zapewniała
stabilność inwestowania dla kapitału zagranicznego. Poza tym przeprowadzone z udziałem liberałów
reformy zahamowały inflację, co w nie mniejszym stopniu sprzyjało uruchomieniu rozwoju. To, że
niewielu z niego skorzystało, w warunkach Ameryki Łacińskiej było sprawą oczywistą. Ważne jednak,
że skorzystały z tego daleko szersze warstwy aniżeli w przeszłości.
W warunkach umacniającej się klasy średniej sojusz wojskowych z nią był nieuchronny. W
następstwie reform oligarchie, które armia wspierała w przeszłości, odeszły zresztą w przeszłość.
Tym, co wyróżniało junty lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych na tle poprzednich, była wola
bezterminowego pozostawania u władzy, a przynajmniej do czasu zrealizowania zapowiadanych
przemian. Jak na przyspieszony bieg zdarzeń schyłku XX w. władza w rękach junt pozostawała przez
stosunkowo długi czas: w Brazylii w latach 1964
1985, w Peru
1968
1975, w Chile
1973
1990, w
Argentynie
1966
1969 i 1976
1984, w Urugwaju
1973

1985, w Panamie
1968
1992, w Boliwii

1964
1982. Poza Panamą i Peru reprezentowały one orientację prawicowo-liberalną, co było
najbardziej typowe. Poza tym władzę wojskowych zazwyczaj wspierały quasi-cywilne rządy, o
niewielkim wpływie na bieg zdarzeń. Fakty te odegrały jednakże dużą rolę u schyłku lat
osiemdziesiątych, kiedy dokonywał się transfer władzy. Już sama modernizacja wymagała współpracy
z cywilnymi technokratami, a szybki wzrost gospodarczy nieuchronnie wymuszał demokratyzację i w
konsekwencji
odejście armii.
Jednym z negatywnych aspektów zdemontowania autorytarnego państwa i zaprowadzania modelu
neoliberalnego u progu ostatniej dekady XX w. był drastyczny wzrost przestępczości, zwłaszcza w
miastach. Nierówności społeczne istniały w Ameryce Łacińskiej od bardzo dawna, może "od zawsze",
w ostatnich czasach jednak uzyskały szczególnie głęboki wymiar. Wskutek narzucenia przez państwo
żelaznych zasad wolnego rynku bogaci stali się jeszcze bogatsi, biedni zaś znacznie biedniejsi. Ich
frustracja, w połączeniu z zanikiem dyktatorskich form kontroli policyjnej i drakońskiej penalizacji,
znalazła ujście w nie notowanej poprzednio fali przestępczości. Zdaniem niektórych badaczy, nie
wyłoniła się jeszcze bowiem nowa forma państwa politycznie sprawnego, stosownie do swojego
systemu ekonomicznego. W większości krajów Ameryki Łacińskiej policja stała się znacznie bardziej
brutalna, lecz znacznie mniej skuteczna. Jej bezradność pogłębiał ogrom dzielnic nędzy, w typie
brazylijskich favelas. Rodziło to akty bezsensownego terroru, jak działalność "szwadronów śmierci",
czy też znane z Brazyliiwystrzeliwanie dziecięcych gangów. Ogrom miejskiej nędzy spowodował
również osłabienie czynnika społecznego. Większość obywateli, przytłoczona jej rozmiarami,
rezygnowała bowiem z własnego zaangażowania w likwidowanie źródeł przestępczości, na rzecz
pełnego wyłączenia się w postać enklaw dla lepiej sytuowanych, stanowiących rodzaj samodzielnych
wysp we własnym mieście czy kraju. Zaniechanie to sprawiło również, iż dla wielu nędzarzy
przestępczość stała się jedyną dostępną i rozsądną formą zarobkowania.
Rysowanie się głębokiej dysproporcji pomiędzy demokracją a gospodarką wywołało również i inne
negatywne zjawiska. Powszechna stała się korupcja, zwłaszcza urzędników państwowych. Państwo,
ograniczając do minimum swój wpływ na sprawy społeczne, sprowadziło się do pozycji doraźnie
pozyskującego elektorat wyborczy.
Demontaż represyjnych systemów autorytarnych, upadek ZSRR i poprawa sytuacji ekonomicznej
warstw średnich oraz środowisk pracowniczych spowodowały znaczne ograniczenia zasięgu
latynoamerykańskiej guerrilli. Powszechna rewolucja, o jakiej marzył "Ch Guevara, stała się
nierealną legendą. W większości krajów znacząco spadły wpływy lewicowej partyzantki, działającej
niekiedy od dziesięcioleci. Latynoamerykańska guerrilla nie była wyłącznie formą walki właściwą
komunistycznej lewicy. Jej źródeł doszukuje się często w chłopskim oporze, sięgającym czasów
hiszpańskiego panowania. Nie stanowiła ona również "importu z zewnątrz", choć Kuba czynnie
przyczyniła się nie tylko do wzniecenia większości "partyzanckich ognisk", ale też udzieliła im
wydatnego wsparcia.
Z całą pewnością decydujący był kubański przykład
łatwość, z jaką dysponujący niewielkimi siłami
Castro obalił reżim Batisty. Jego sukces udało się powtórzyć w zasadzie tylko w Nikaragui, choć z
utrzymaniem władzy było już znacznie gorzej.
Obiektywne warunki istniały ponoć w całej Ameryce Łacińskiej lat sześćdziesiątych, powszechnie
dotkniętej nędzą, korupcją i przemocą. Zdaniem teoretyków, takich jak "Ch Guevara czy Regis
Debray, warunki subiektywne wytworzyć można było sztucznie, poprzez "zaczyn" ze strony
"rewolucyjnego ogniska", stanowiącego wytwór rewolucyjnej elity działającej na rzecz uświadomienia i
zrewolucjonizowania chłopów. We wcześniejszym wariancie ośrodkiem rewolucji miała stać się wieś,
dopiero niepowodzenia skłoniły inteligenckich rewolucjonistów do inicjowania rewolucji w miastach.
Tak więc u schyłku lat sześćdziesiątych przystąpiono do organizowania partyzantki miejskiej, znanej
dobrze z terenów Brazylii, Argentyny i Urugwaju. Rezultaty były podobne jak i na wsi, toteż choć
partyzantka dała się rządzącym nieźle we znaki, nie odniosła poważniejszych sukcesów.
Poza krajami Ameryki Środkowej, takimi jak Salwador, Gwatemala czy Nikaragua, gdzie guerrilla
osiągnęła wymiar wojny domowej, krajem silnie przez nią zdestabilizowanym pozostawała Kolumbia.
Tylko wojna wewnętrzna z lat 1948

1958 kosztowała życie 200 tys. osób. Kontynuowaną w rejonach
wiejskich rebelię w roku 1966 wsparła czynnie Komunistyczna Partia Kolumbii, która powołała do
życia Rewolucyjne Siły Zbrojne (FARC). Obok nich działania partyzanckie prowadziła Armia
Wyzwolenia Narodowego (ELN), do której w swoim czasie dołączył słynny "ksiądz z karabinem na
ramieniu" i teoretyk latynoamerykańskiej rewolucji, Camillo Torres. Oba ugrupowania kontynuują
zresztą walkę po dziś dzień, choć w 1989 r. drogą negocjacji zdołano tam spacyfikować Ludową
Armię Wyzwolenia (EPL) oraz M-19.
Szeroki rozgłos uzyskała działalność utworzonego przez "Ch Guevarę "ogniska partyzanckiego" w
Boliwii, z lat 1966
1967. Guevara, którego za jego ultrarewolucyjność pod naciskiem Rosjan pozbyto
się z kraju, przekonany był o konieczności eksportu tamtejszego modelu walki na obszar kontynentu.
Jego eksperyment zakończył się klęską, gdyż przede wszystkim nie zyskał oparcia wśród zacofanych
chłopów indiańskich zamieszkujących góry Boliwii. Był wielkim idealistą rewolucji, przekonanym o sile
perswazji i przykładu. Okazało się jednak, iż ci, za których szczęście zadecydowany był walczyć,
wydali go za tabliczkę czekolady i parę dolarów...
W roku 1966 na drogę walki zbrojnej wkroczyła część komunistów brazylijskich. Miejscem ich
działalności, podobnie jak urugwajskich Tupamaros, były wielkie miasta. Już wówczas guerilleros
posiadali rodzaj regionalnej międzynarodówki, którą była Latynoamerykańska Organizacja
Solidarności (OLAS). W 1967 r., wbrew oczywistym faktom, uznała ona walkę zbrojną za formę
priorytetową. Pomimo początkowo spektakularnych sukcesów koniec brazylijskiej partyzantki był
równie tragiczny, jak większości form tego rodzaju, a jej przywódcy, Carlos Lamarca i Carlos
Marighella, zginęli w zasadzkach.
Stosunkowo późno, bo w początkach lat osiemdziesiątych ujawniły się znane ugrupowania lewackiej
partyzantki chłopskiej w Peru
Świetlisty Szlak oraz Rewolucyjny Ruch Tupaca Amaru. Operacje
wojskowe znacznie ograniczyły ich wpływy, choć
jak dowodzi niedawne powstanie indiańskiej
guerrilli z meksykańskiego Chiapas
pewien margines dla tego rodzaju form walki nadal pozostaje
aktualny.
Poważnym problemem wielu krajów Ameryki stała się produkcja roślin narkotycznych oraz wyrób z
nich substancji tego rodzaju. Rzecz daleko wykroczyła poza wymiar moralny i zdrowotny, choć z
pewnością dla świata aspekty te miały główne znaczenie. Dla regionu daleko ważniejsze było jednak
ekonomiczne znaczenie produkcji tego rodzaju, jak i jej konsekwencje społeczno-polityczne. Już w
przedostatniej dekadzie szczególnie wzrósł popyt na południowoamerykańską kokainę, której zbyt w
USA osiągnął nie notowane możliwości. Według niektórych szacunków chłonność
północnoamerykańskiego rynku w tym zakresie wyceniono na 200 mld $ rocznie, co, biorąc pod
uwagę 100-dolarową cenę jednego grama (1994 r.), otworzyło przed latynoamerykańskimi
eksporterami perspektywę wielkich zysków.
Koka jest rośliną pochodzącą ze wschodniego pogórza Andów, której liście tamtejsi Indianie żuli od
wieków, przy okazji ceremonii i obrzędów. Wyizolowana przez niemieckich uczonych już w XIX w.
kokaina przez długie lata stosowana była jako środek poprawiający samopoczucie. Ogólnie jednak
zainteresowanie nią było znikome, gdyż ówcześni narkomani zdecydowanie preferowali morfinę lub
opium. Już jednak w 1922 r. jej import do USA został prawnie zakazany. Zainteresowanie kokainą
wzrosło w latach siedemdziesiątych; zażywali ją w różnych postaciach głównie ludzie zamożni.
Negatywne tego skutki dostrzeżono dopiero w latach osiemdziesiątych. Już wówczas jednak kokaina
była bardzo popularna, zwłaszcza dzięki "bezpiecznej" w dobie AIDS formie stosowania
poprzez
aplikację do nosa. Dla Stanów Zjednoczonych nielegalny wwóz kokainy stanowił ogromny problem nie
tylko z powodu wzrastającego uzależnienia obywateli oraz wynikających z tego konsekwencji. Jak
szacowano, konsekwencje nikotynizmu były daleko groźniejsze, palaczy jest wszakże
nieporównywalnie więcej aniżeli narkomanów. Nielegalny obrót skutkował jednakże rozwojem całego
sektora przestępczości, który z pominięciem wszelkich regulacji finansowych dokonywał
gigantycznych operacji gotówkowych. W końcu nawet dla takiej potęgi jak USA nielegalny wywóz
wielu miliardów dolarów rocznie jest nie bez znaczenia.
Jak na ironię, uprawa surowca tak szkodliwego dla społeczeństwa USA i krajów Europy Zachodniej
stanowiła źródło prosperity dla wielu zacofanych obszarów. Jak się szacuje, ok. połowy surowców do
produkcji kokainy dostarczają plantacje ubogiego Peru, a po jednej piątej boliwijskie i kolumbijskie.
Według różnych ocen tylko w Peru mogło istnieć do ćwierć miliona hektarów uprawy koki. Takie
rozmiary "narkoprodukcji" zapewniały znośną egzystencję milionów latynoamerykańskich nędzarzy. W
przypadku Boliwii dwie trzecie produktu narodowego brutto pochodziło z kokainy, połowa zaś
"narkodolarów" finansowała legalny import. Z drugiej strony, w rejonach uprawy koki zamierała
produkcja innych roślin, a żywność była dwukrotnie droższa.
Produkcji narkotyków towarzyszyły prawdziwe dramaty polityczne. W Peru o kontrolę nad uprawami
walczyła zarówno armia z producentami, jak i producenci pomiędzy sobą, tj. lewackie ugrupowania
Świetlistego Szlaku i Rewolucyjnego Ruchu Tupaca Amaru. Na terenie Kolumbii "narkokartele"
wytworzyły sieć powiązań finansowych o takiej skuteczności, iż całkowicie zdestabilizowały kraj,
którego systemowi przydano mało chlubną nazwę "narkodemokracji".
Dla przeciwdziałania zjawiskom tego rodzaju, a także ograniczenia skali produkcji już w 1988 r. USA
przekazały znaczny obszar walki z narkotykami swoim władzom wojskowym. W grudniu 1989 r. w
Panamie dokonano zbrojnej interwencji, aresztując jej dyktatora, gen. Noriegę. Sposób reagowania
wywołał jednak niezadowolenie wśród państw latynoamerykańskich, toteż w wyniku porozumienia z
Kartageny w lutym 1990 r. prezydent Bush zobowiązał się wstrzymać od ingerencji zbrojnych
przeciwko "narkotykowym baronom", na rzecz pomocy gospodarczej, wojskowej i prawnej, kierowanej
bezpośrednio do Peru, Boliwii i Kolumbii. Podobne rozwiązanie zaoferowali Amerykanie w 1992 r. w
San Antonio prezydentom Ekwadoru i Wenezueli, aby i oni mogli własnymi siłami zwalczać nielegalny
biznes.
Sedno problemu leży oczywiście w przemianach gospodarczych i takiej pomocy finansowej dla
uprawiających kokę, aby mogli przestawić się na produkcję innego rodzaju. Nie jest to proste, gdyż
dochody z uprawy koki są gwarantowane i stanowią podstawę utrzymania masy ubogich plantatorów.
Niewiele jest zresztą artykułów rolnych o tak stabilnej cenie zbytu, a samo niszczenie upraw bez
jednoczesnych rekompensat spycha na dno egzystencji mieszkańców ogromnych obszarów Ameryki
Łacińskiej.
Ostatnie ćwierćwiecze przyniosło również daleko idące zmiany wewnątrz Kościoła katolickiego,
instytucji o szczególnym znaczeniu w Ameryce Łacińskiej w całych jej nowożytnych dziejach.
Poczynając od lat sześćdziesiątych stał się onsilnie podzielony, głównie na tle odniesienia do kwestii
społecznych. U schyłku lat osiemdziesiątych jednakże znaczenie "teologii wyzwolenia", podniesionej
na konferencji w Medellin w 1968 r. w związku z dyskusją wokół Soboru Watykańskiego II, odchodziło
powoli w przeszłość. Chociaż radykalizm latynoamerykańskiego Kościoła znacznie osłabł po 1979 r.,
nadal wyraźne pozostały wewnętrzne rozbieżności tyczące spojrzenia na sprawy społeczne.
Dominowały co prawda grupy o poglądach konserwatywnych lub umiarkowanie konserwatywnych,
łączone z ograniczoną zgodą na aktywność społeczną i polityczną kleru, wyraźne pozostały wpływy
sympatyków "lewicowej" i "prawicowej" wizji Kościoła.
Zwołanie przez papieża Jana XXIII Soboru Watykańskiego II było wydarzeniem o ogromnym
znaczeniu tak dla Kościoła katolickiego, jak i całego współczesnego świata. Obradował Sobór w
okresie 11 października 1962
8 grudnia 1965 r. i zamknięty został już przez następcę Jana XXIII
(zmarł 3 czerwca 1963)
Pawła VI. Vaticanum II, jak nazywano sobór, stanowiło przełomowe
wydarzenie w dziejach Kościoła. Hierarchowie w nowatorski sposób spojrzeli wówczas na wiele
kwestii religijnych, politycznych i społecznych. Poza sprawami z zakresu wiary szczególne znaczenie
miały: dekret o ekumenizmie (Unitatis redintegratio) z listopada 1964 r., deklaracja o stosunku do
religii niechrześcijańskich (Nostra aetate) z października 1965 r. oraz konstytucja o Kościele
współczesnym (Gaudium et spes) z grudnia 1965 r. Z różnic w nazwach podstawowych dokumentów
wynikała ich waga, przy czym najobszerniejszym dokumentem są konstytucje. W swoim stosunku do
innych kościołów oraz religii niechrześcijańskich Kościół katolicki wyraził wolę odejścia od nietolerancji
religijnej.
W Gaudium et spes wyrażono nawet nakaz szacunku i miłości do tych, którzy w sprawach
politycznych, społecznych i religijnych postępują inaczej aniżeli katolicy. Podkreślono również, iż
Kościół oraz wspólnota polityczna są niezależne od siebie i autonomiczne, choć służą tym samym
ludziom. Konsekwencją tego było opowiedzenie się za demokratyczną wersją państwa i odejście od
tradycyjnego w przeszłości potępienia liberalizmu. Na płaszczyźnie politycznej i społecznej akceptacja
ekumenizmu oznaczała zasadę tolerancji nie tylko wobec ludzi innej wiary, ale również innego
światopoglądu, co przyjęte zostało z zadowoleniem w bloku wschodnim (w przeszłości partie
komunistyczne i ich przywódcy okładani byli klątwami). Jednocześnie jednak Vaticanum II potępiło
systemy dyktatorskie i totalitarne.
Wielkimi autorami Soboru Watykańskiego II byli papieże Jan XXIII (Angelo Giuseppe Roncalli, 1881

1963) i Paweł VI (Giovanni Battista Montini, 1897
1978). Głównymi zamierzeniami pierwszego z nich
były: zwołanie synodu dla Rzymu, stworzenie nowego kodeksu prawa kanonicznego oraz zwołanie
ekumenicznego Soboru Vaticanum II, czym zaskoczył on kardynałów. Jako schorowanego starca,
Jana XXIII uznawano za "papieża przejściowego". W istocie dokonał on dla Kościoła bardzo wiele. W
odróżnieniu od poprzedników, wykazywał wielki umiar i takt w sprawach politycznych, przede
wszystkim wobec krajów bloku wschodniego. Otwierając Kościół na świat, demonstracyjnie zerwał z
papieską tradycją "niewoli watykańskiej", zainicjowaną sto lat wcześniej przez Piusa IX, udając się z
pielgrzymką do Loreto i Asyżu.
Wielki rezonans w świecie wywołała encyklika społeczna Jana XXIII Mater et Magistra (maj 1961), a
także kolejna
Pacem in terris (kwiecień 1963), odnosząca się do pokojowego współistnienia.
Zjednało to papieżowi wielkie uznanie nie tylko wśród katolików, ale i decydentów w krajach bloku
wschodniego.
Wielkość poprzednika stanowiła z pewnością rodzaj wyzwania dla jego następcy. Paweł VI był tym,
któremu przyszło rozwinąć i wcielić w życie postanowienia soborowe. Wielkim osiągnięciem tego
papieża było otwarcie Kościoła na kraje Trzeciego Świata; liczba tamtejszych kardynałów i biskupów
wzrosła. Paweł VI odbywał liczne pielgrzymki zagraniczne, co stanowiło fakt w przeszłości nie znany,
m. in. w 1964 r. gościł w Jerozolimie, a rok później w Nowym Jorku, gdzie na Zgromadzeniu Ogólnym
ONZ wygłosił przemówienie. Tyczyło ono pokoju, co wiele znaczyło w warunkach toczącej się wojny
wietnamskiej. Zdołał poprawić również stosunki z Kościołem prawosławnym, znosząc przy tym "wielką
ekskomunikę", trwającą od 1054 r. Ożywiły się również stosunki watykańsko
polskie, a w 1967 r.
gościł w Polsce papieski wysłannik Agostino Casaroli. W 1972 r., w odpowiedzi na układ
normalizacyjny z Niemcami, Paweł VI ustanowił stałych ordynariuszy apostolskich dla "Ziem
Odzyskanych", zamykając tym samym spór trwający od czasu II wojny światowej. Na tle rozmaitych
osiągnięć, papież spotykał się również z krytyką wielu gremiów. Dotyczyła ona głównie kwestii wiary
oraz jej implikacji na sprawy społeczne, m. in. kontroli urodzin czy celibatu księży.
Zob. R. Fischer
Wollpert, Leksykon papieży, Warszawa 1997.
Czołowym teoretykiem "teologii wyzwolenia" był peruwiański ksiądz-intelektualista, Gustavo Gutierrez.
W swoich dziełach wzywał on do zespolenia Ewangelii z rzeczywistością, by wiara stała się realną siłą
służącą wyzwoleniu z ucisku społecznego milionów żyjących w nędzy Latynoamerykanów. Szeroko
też w Chrystusie dopatrywano się działacza politycznego i społecznego. W dalszych interpretacjach
zwolennicy "teologii wyzwolenia", choć negujący marksistowski materializm, dopuszczali
wykorzystanie rozmaitych metod marksistowskiej analizy. A stamtąd do marksistowskiej praktyki był
już tylko krok. Równolegle z radykalną "teologią wyzwolenia" zarysowała się również wizja "Kościoła
ludowego"
wspólnotowego, zdecentralizowanego i pluralistycznego, o silnym zaangażowaniu w
sprawy społeczne.
Zdecydowanym przeciwnikiem takich koncepcji okazał się Jan Paweł II, któremu to stanowisku dawał
wielokrotnie wyraz w dokumentach i wypowiedziach.
Z tych też przyczyn, po wprowadzeniu amerykańskiego embargo na dostawy broni dla
nikaraguańskich contras w 1982 r., Kościół stał się dla Waszyngtonu ważnym sprzymierzeńcem w
walce z ruchami rewolucyjnymi w Ameryce Łacińskiej. Na rzecz zachowawczych dostojników Kościoła
oraz podległych im instytucji charytatywnych Amerykanie przez długi czas przekazywali znaczne
kwoty. Potępienie przez papieża na konferencji episkopatu Ameryki Łacińskiej w Puebla w 1979 r.
"teologii wyzwolenia" i "Kościoła ludowego" wyraźnie wskazywało na niemożność współdziałania
katolików i komunistów w świetle oficjalnej doktryny Kościoła. Było próbą powstrzymania zwrotu
Kościoła katolickiego Ameryki Łacińskiej na lewo, grożącego podziałem wewnętrznym, a na
płaszczyźnie politycznej
dostarczeniem nieprawdopodobnego impetu ośrodkom marksistowskiej
rewolty. Podważający autorytety "Kościół ludowy" poczytywany był w Watykanie za realne zagrożenie.
Stąd też amerykańskie sugestie co do papieskiej wizyty w krajach Ameryki Środkowej w 1983 r.
trafiały na podatny grunt. Podczas pobytu w Nikaragui papież wyraźnie potępił zarówno rewolucyjną
przemoc, jak i wizję "Kościoła ludowego". Już na lotnisku zresztą nie podał dłoni do ucałowania
jegoznanemu przedstawicielowi, zakonnikowi-trapiście, Ernesto Cardenalowi
ministrowi kultury w
rządzie sandinistów. Goszcząc w Salwadorze, nie skrytykował władającej tym krajem prawicowej
junty, nie potępił jej za śmierć biskupa Oskara Arnulfo Romero
zastrzelonego z inspiracji władz
podczas odprawiania mszy w 1980 r.
Stanowisko papieża Jana Pawła II w kwestiach społecznych jest bardzo złożone i trudno o jego
jednoznaczną ocenę. Jego myśl ukształtowała się w cieniu smutnych doświadczeń dwóch wielkich
totalitaryzmów: faszyzmu i komunizmu. Pewne wypowiedzi nowego papieża sugerowały niektórym
skłonność do ortodoksji, w 1981 r. ukazała się jednak jego encyklika Laborem exercens, a w 1987 r.

Sollicitudo rei socialis, w których skrytykował on ustrój kapitalistyczny, traktujący człowieka jako
narzędzie produkcji. Według jego oceny, zarówno komunizm, jak kapitalizm biorą człowieka w niewolę
odpowiednio
władzy i pieniądza. Nieco łagodniejsza krytyka kapitalizmu pojawiła się na stronach
encykliki Centesimus annus z 1991 r., gdzie wyraźnym kontekstem dla papieskich rozważań był
upadek komunizmu w Europie Środkowej i Wschodniej. Centesimus annus miała wyraźnie polityczny
charakter i zdaniem wielu zawierała wariant "trzeciej drogi" w rozwoju świata, która wyłaniała się z
analizy błędów kapitalizmu i komunizmu. Otwarcie, oczywiście, papież żadnych "trzecich dróg" nie
proponował. Jego wizja człowieka odrzucała jednakże wyraźnie zysk jako naczelne kryterium pracy,
co jest w końcu istotą kapitalizmu. W 1999 r., podczas podróży po Meksyku, ogłoszony został
dokument Ecclesia in America, w którym Jan Paweł II ostro potępił neoliberalizm, uznający zysk i
prawa rynku za wartości naczelne. Stanowisko papieża w kwestiach społecznych nie zamyka
jednakże dylematu w typie "reformator czy konserwatysta". Odniesienie Jana Pawła II do wielu
zagadnień współczesnego świata jest bowiem bardzo złożone, a sprawy społeczno
gospodarcze
bynajmniej nie wyczerpują "pakietu społecznego".
Jak na ironię jednak, występując przeciwko rewolucji i "Kościołowi ludowemu" papież udzielił silnego
wsparcia humanistycznej wizji rozwoju społecznego Ameryki Łacińskiej. Wynikało to wyraźnie z
wizyty na kontynencie w roku 1987, w okresie przechodzenia wielu państw Latynoameryki od
dyktatury ku demokracji. Krytyka dyktatur: chilijskiej i argentyńskiej była jednakże znikoma. Papież
unikał potępienia nieprawdopodobnych zbrodni przeszłości: tortur, zrzucania setek ludzi z
helikopterów do oceanu. Zwłaszcza w Argentynie, gdzie większość hierarchii zaangażowana była w
przeszłości po stronie junty. Podobnie było w Chile, gdzie krytyka poczynań wojskowych była
marginalna, choć papież modlił się używając brewiarza należącego do zamordowanego przez juntę
francuskiego misjonarza. Z tych też przyczyn, pomimo szlachetnych zamierzeń papieża, światowa
opinia publiczna szczególnie krytycznie odnosiła się do tej właśnie papieskiej wizyty. Być może
niektórzy oceniający papieskie pielgrzymki do krajów latynoamerykańskich oczekiwali zbyt wiele od
głowy Kościoła, i to w aspekcie politycznym. W istocie poruszając problemy społeczne Jan Paweł II
wypowiadał się aż "nadto rewolucyjnie". Wyraźnie też skłaniał wiernych ku poszukiwaniu nowych dróg
rozwoju, co jednak nie stanowiło poparcia dla tradycyjnej lewicy, czego być może wielu oczekiwało.
Bardzo symptomatyczne byłoby tu porównanie z papieską wizytą na Kubie w 1998 r., kiedy to Jan
Paweł II również uniknął konfliktowych wypowiedzi, na które z pewnością część świata oczekiwała.
Nie tylko problemy gospodarcze, społeczne i polityczne były udziałem Latynoameryki. U progu XXI
wieku palącą kwestią stały się sprawy środowiska naturalnego, czego implikacje znajdowały odbicie
na wielu płaszczyznach. Zagrożeniem o skali światowej okazała się postępująca degradacja zawsze
zielonych, wilgotnych lasów Amazonii, zwanych deszczowymi. Do początku ostatniej dekady XX wieku
ich obszar, szacowany na 570 mln ha, zmniejszył się o około 12 %, z czego połowę strat
spowodowano wyrębem na przestrzeni dekady. Oznacza to, iż w ciągu setek lat człowiek naruszył
jedynie kilka procent "selvy", a tylko w latach osiemdziesiątych XX w.
drugie tyle!
Lasy deszczowe Amazonii są ostatnimi wielkimi obszarami tego rodzaju, o nieocenionej wartości dla
światowego ekosystemu. Są "zielonymi płucami" Ziemi, porosłymi drzewami
olbrzymami, o
wysokości 40
50 m, jasnej korze i niewielkich, stłoczonych koronach drzew. Wiele gatunków
wykształca charakterystyczne korzenie podporowe, korzenie innych są umieszczone płytko pod
ziemią. W dolnych partiach lasów deszczowych panuje półmrok, jest wilgotno i bardzo gorąco. Ze
względu na niedobór światła, poszycie i runo leśne jest raczej ubogie, podobnie jak i świat zwierzęcy.
Liczne są ssaki żyjące na drzewach i ptaki, wiele jest również gatunków lian i porośli.
Wyrąb lasów deszczowych Amazonii prowadzi się zarówno w celu rolniczego zagospodarowania
ziemi, rozwoju infrastruktury, m. in. budowy dróg, jak i dla pozyskania cennych gatunków drewna. Na
wielu dawnych obszarach leśnych wydobywa się cenne minerały. Niewątpliwie eksploatacja Amazonii
przysparza wielu dochodów krajom Latynoameryki, pozwalając łagodzić niektóre problemy społeczne.
Na pozyskanych ziemiach osadza się bezrolnych z rejonów przeludnionych. Zatrudnienie daje budowa
autostrad i kopalni. Coraz wyraźniej jednakże jawi się sprzeczność pomiędzy interesami obszaru a
potrzebami globalnymi. Sprzeczność pomiędzy przyrostem naturalnym a możliwościami osadnictwa i
produkcji. Na cele ochrony Amazonii przez tworzenie tam parków narodowych oraz rezerwatów
indiańskich świat asygnuje znaczne sumy
nadal jednakże małe wobec potrzeb Ameryki Łacińskiej.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
polska ameryka łacińska powojenne stosunki dyplomatyczno konsularne
Modul 1 Miejsce i rola Ameryki Lacinskiej we wspolczesnych stosunkach miedzynarodowych
Modul 1 Miejsce i rola Ameryki Lacinskiej we wspolczesnych stosunkach miedzynarodowych
ROSJA WOBEC AMERYKI ŁACIŃSKIEJ
R13 Ameryka Łacińska
CHINY A AMERYKA ŁACIŃSKA
Modul 2 Ameryka Lacinska wobec wyzwan globalizacji
quin?81101129081 oeb?9 r1

więcej podobnych podstron