Łazuga Historia powszechna XIX wieku



Waldemar Łazuga

Historia powszechna XIX wieku

Wydanie II

Poznań 2001


Spis treści

WStęp 5

Przed rewolucją 11

I. Bój o emancypację stanu trzeciego - Wielka Rewolucja
Francuska 15

Francja przeżywa kryzys 15 Eksplozja 17 Kurs na
monarchię konstytucyjną 20 Rewolucja w rewolucji
i początek republiki 25 Rządy jakobinów i ciąg dalszy
radykalizacji 28 Jakobini się dzielą 30Rewolucja się
cofa 32 Potrzebny był generał 34 Rewolucja bogac-
twa czy nędzy, elit czy ludu 36

II. Grabarz czy kontynuator rewolucji? Napoleon Bonapar-
te i Francja napoleońska 38

Obok Aleksandra Macedońskiego i Cezara 38 Czy to
rzeczywiście Napoleon wywoływał wojny? 41 Cesarz
Francuzów, a nie Francji 43 Spętany przez blokadę 48
Mimo wszystko kontynuator 51 Nieszczęsna wy-
prawa i początek końca 52 Waterloo 54


IV. Zachodzące i wschodzące potęgi: Austria i Prusy 69

W cieniu Metternicha 69 Pruski kapitalizm 72
Związek Celny i diagnoza Metternicha 73

V. U progu wielkiej modernizacji - ludzie, gospodarka
i kultura w pierwszej połowie XIX wieku 75
Koniec epoki drewna 75 Początki kolejnictwa 76
Rodzi się proletariat 79 Rewolucyjne fobie - konser-
watyzm 80 Doktryna braku doktryny - liberalizm 81
Opozycja w kulturze - romantyzm 83

VI. Coraz słabsza monarchia - Francja ostatnich królów 86

Restauracja i ultrarojalizm 86 Rewolucja lipcowa i "Na-
poleon pokoju" 88

VII. Zwycięska i przegrana Rosja - Aleksander I i Miko-
łaj I 91

Konstytucyjne pomysły 91 Na czele: Arakczejew 92
Mikołaj i dekabryści 94 Dostojewski czy Turgieniew
i kłopoty z opozycją 96 Nieszczęsna wojna 98

VIII. Potęga wśród potęg 102

Od starego do nowego imperium kolonialnego 102

Luddyści, socjaliści i czartyści 104 Królowa, jej małżo-
nek i polityka 106 Repeal, czyli Irlandia 108

IX. Wiosna Ludów czy Wiosna Narodów? 110

Wewnętrzna cezura XIX wieku 110 Francuski scena-
riusz 111 Inne scenariusze i dramatyczne rozstania 115

X. Wojna czy druga rewolucja? - Stany Zjednoczone 117

Żyć na własny rachunek 117 Dwa państwa czy jed-
no? 119 Spór o niewolnictwo 119 Secesja i woj-
na 121 Rewolucja, wojna bratobójcza czy wojna spra-
wiedliwa? 125 Awantura meksykańska 126
Rekonstrukcja 127

XI.
Garibaldi czy Cavour? Jak dokonało się zjednoczenie
Włoch? 129

"Za późno" czy "zbyt nagle"? 129 Gioberti czy Maz-
zini? 132 Karol Albert, czyli "Włochy zjednoczą się sa-

240

XII.

me" 133 Cavour i francuskie wsparcie 135
Garibaldi i republikański wariant 137 Pojednanie i dalsze eta-
py 138

Zjednoczenie Niemiec - sukces Bismarcka, ale czy
wszystkich Niemców? 140

Zawiedzione nadzieje mieszczaństwa 140" Małe" czy
"wielkie" Niemcy? 141" Narodowi" Hohenzollerno-
wie 142 Bismarck i jego diagnozy 143 W zgodzie
z Austrią przeciw Danii 144 Wyrzucić Austrię 145
Państwo związkowe zamiast związku państw 147Ostat-
nia francuska przeszkoda 148Ziszczone plany 150

XIII.

Dwie różne Ameryki 152

Hiszpańska dominacja i brazylijskie cesarstwo 152
walizm i panamerykanizm 156

Na-

XIV.

XV. Wielka modernizacja. Jak zmieniał się świat w drugiej
połowie XIX wieku 162

świt masowej produkcji 162 Życie i bogactwo koncen-
trują się w miastach 163 Leon XIII i wstęp do plurali-
zmu 164 Karol Marks i jego filozofia 167Darwin
i dzieło, które wstrząsnęło światem 168
Pobocza darwinizmu 169 Cywilizacyjne sukcesy 170 Arkadia
i Apokalipsa 170 Co się wtedy czytało? 171 Co się
oglądało? 173 Czego się słuchało? 174Kapitalisty-
czny wyścig 175

Narody, państwa i stosunki międzynarodowe w drugiej
połowie XIX wieku 179

"Syte" Niemcy i zjednoczenie w sferze ducha 179
Liczy się przede wszystkim Europa 181Osłabiona Francja 182

Kwestia narodowa 182 Mocarstwa europejskie a kwe-
stia wschodnia 185 Koniec sojuszu trzech cesarzy 186

Austriacki kontynent ducha 187 Bismarck łagodzi
napięcia 189Zmiana warty i Weltpolitik 190 Z po-
zoru dziwny związek 191 świat należy do Europejczy-
ków 192 Afrykańskie konflikty białych ludzi 195

XVI. Anglo-francuski kompromis
i "rozdrapywanie" Chin 198


24

Różni architekci "serdecznego porozumienia" 198
Obsesje niemieckiego cesarza 199 Angielskie alergie 200
Nieoczekiwana zmiana 201Kryzys marokański
i Trójporozumieme 201 Azjatyckie kontrasty 202
Chiński placek 203 Powstanie bokserów 204 Koniec
cesarstwa, początek republiki 205

XVII. Euroazjatycka Rosja i azjatycko-europejska Japonia.
Wielkie starcie 206

Dwie modernizacje, dwa ekspansjonizmy 206 Rewolu-
cja w Rosji 208Odrodzenie w upadku 210

XVIII. Ku wojnie 212

Rozmaicie o przyczynach 212 Kocioł bałkański 215 Ć
Bohaterowie finałowej sceny 216 Najsłynniejsze mor-
derstwo 217 Wojna 218

Podsumowanie 219
Wskazówki bibliograficzne 223
Literatura cytowana w pracy 226
Indeks nazwisk 231


I.
Bój o emancypację stanu trzeciego
- Wielka Rewolucja Francuska


Francja przeżywa kryzys

W rozważaniach nad genezą rewolucji francuskiej
eksponuje się zwykle dwa zespoły przyczyn. Pierwszy
można byłoby nazwać strukturalnym. Społeczeństwo
francuskie było podzielone na stany. Dwa pierwsze
(duchowieństwo i szlachta) były uprzywilejowane; tyl-
ko bowiem szlachcic mógł być oficerem albo wyższym
duchownym, obciążenia podatkowe były tu niewiel-
kie, a prerogatyw bardzo dużo. Przeciwnie stan trzeci
(czyli ogół Francuzów, zarówno chłopi, jak i burżu-
azja): obciążenia podatkowe były tu ogromne i stale
rosnące, praw publicznych nie miano żadnych, dróg
karier były zamknięte, a upośledzenie prawne wido
czne na każdym kroku.

W przededniu rewolucji monolitem nie był już
żaden stan. Duchowieństwo dzieliło się na arystokrację
duchowną i ubogi kler parafialny (ogółem ok. 180 tys.
osób), szlachta - na arystokrację rodową i plebs szla
checki (ogółem ok. 200 tys. osób), a stan trzeci na bo
gatych bankierów, plantatorów oraz ubogich chłopów
i proletariat miejski (ogółem ok. 25 mln osób). O ile
jednak dwa pierwsze stany były rozbite (bo kler pa-
rafialny coraz odważniej atakował biskupów, a uboga
szlachta - arystokrację dworską, o tyle stan trzeci
imponował zwartością. Różnice w jego obrębie były
słabo uświadamiane. Przewodzili najświatlejsi, prze-
ciwnik był jasno określony, zadania również: odebrać
przywileje uprzywilejowanym, obciążenia podatkowe
rozłożyć sprawiedliwiej, pozbawionym praw nadać
prawa.

Siły stojące na straży ustroju stanowego we Francji
słabły. On sam zaś utrzymywał się siłą inercji. Nie bro-
nił go kler parafialny ani ogół zbiedniałej szlachty. Nie
broniła szlachta wprawdzie niebiedna, ale o świeżym
herbie (tzw. szlachta "z togi"), a nawet niektórzy świat-
lejsi arystokraci; nie bronili wreszcie zwolennicy idei
Oświecenia, kręgi ludzi myślących i czytających. Rodził
się proreformatorski sojusz, łączcy przedstawicieli róż-
nych stanów. Monarchia absolutna przeżyła się i była
anachronizmem, jeśli już nie fikcją. Doszły do tego bu-
rze i gradobicia z 1788 roku, głód na wsi, zamieszki
w mieście. Król w tych ciężkich chwilach zawiódł. Jego
konto obciążał fatalny traktat celny z Angli (z 1786 r.),
ustalający da na poziomie 12%. W rezultacie tańsze to-
wary angielskie zaczęły zalewać rynek francuski. Wiele
manufaktur zbankrutowało. Dochody królewskie spadły.

Nie znaczy to, że król nie myślał o reformach. Spro-
wadzał je jednak do finansów państwa, finanse zaś -
w praktyce - do podatków. Toteż reformatorami z je-
go ramienia zostawali ministrowie skarbu, niektórzy
- jak Annę Robert Turgot czy Jacques Necker - na-
wet zdolni. Receptę jednak miano prostą: znajdą się
pieniądze, minie kryzys - uważano na dworze i cze-
kano, coraz mniej cierpliwie, aż to nastąpi. Nie nastę-
powało, bo stan trzeci więcej płacić nie mógł, a uprzy-
wilejowani nie zamierzali. Zależne od nich parlamen-

16

ty (tj. sądy) odmówiły rejestracji edyktów podatko
wych króla. Doszło nawet do tego, że na oszczędność
w wydatkach dworu godziła się rodzina królewska
ale nie godziła się szlachta dworska, godził się Ludwik
XVI, ale nie godzili się jego żyjcy z apanaży dworacy

Wyjściem z sytuacji miały być Stany Generalne
niezwoływane od 1614 r., instytucja trochę już
zapomniana i anachroniczna. Król liczył, że się na nici
oprze; że mając deputowanych z całej Francji pod bo
kiem, pozyska zwolenników reform, skruszy opór prze
ciwników i przejmie inicjatywę.

Przeliczył się srodze, bo inicjatywa od początku
należała do stanu trzeciego. Tiers etat (jak teraz nazy
wano stan trzeci) nie myślał poprzestać na podatkacłi
Zabrał się za reformę samych Stanów Generalnych
zadbał o podwojenie reprezentacji stanu trzeciego i wy
stpił z wnioskiem o głosowanie indywidualne (w miej
sce dotychczasowego opartego na zasadzie, że każdy
Stan rozporządza jednym głosem). Z pozoru mówion
głównie o sprawach natury prawnej. W istocie - w ra
zie zwycięstwa Tiersu - o przekształceniu Stanów Ge
neralnych w Zgromadzenie Narodowe. Znamienne by
ły wyniki głosowania nad tym wnioskiem: wśród kler
133 głosy były za jego odrzuceniem, ale aż 114 z
przyjęciem. W stanie drugim nie było już tak dobrz<
141 przeciw i 47 za. Ostatecznie więc wniosek upad
ale Tiers zdołał policzyć swoich zwolenników i poczi
zbliżajce się zwycięstwo.

Eksplozja

W dniu 17 czerwca stan trzeci i jego zwolennic
ogłosili się Zgromadzeniem Narodowym. Wygrali k(
lejn próbę sił z królem i 9 lipca Zgromadzenie prz(
kształcili w Konstytuantę, zapowiadając, że nadadz
Francji nowy ustrój. Król - przed miesicem zwolen-
nik reform - teraz znalazł się w gronie ich przeciw-
ników, wśród uprzywilejowanych, których opór chciał
właśnie złamać, zagubiony i doszczętnie przybity.

Po "rewolcie uprzywilejowanych" Francja weszła
w okres "rewolucji adwokatów". Nazwę wzięto nie
od zagadnień prawnych, które zdominowały wersal-
skie obrady, lecz od składu stanu trzeciego zdomino-
wanego przez prawników (ponad połowa 578-osobo-
wej reprezentacji), głównie adwokatów (ok. 200). "Re-
wolucja adwokatów" przeszła następnie w "rewolucję
miejską" (albo ludową), której pocztek - 14 lipca 1789
roku - jest świętem narodowym Francji, a dla wielu
również jedną z nielicznych dat pamiętanych z lekcji
historii. Potem były "czasy wielkiej trwogi", gdy re-
wolucja dotarła na wieś. I jak w klasycznym dramacie
nastąpił wzrost napięcia (znaczony zwycięstwami sił
radykalnych i stopniową eliminacją umiarkowanych),
aż do wielkiego finału - dyktatury Robespierre'a. Po-
tem fala opadła. Rewolucja się cofała.

O "rewolcie uprzywilejowanych" czy "rewolucji
adwokatów" pamiętają chyba tylko historycy. Ogół
pamięta o 14 lipca, kiedy to lud paryski zdobył Basty-
lię i objł władzę w mieście. W uniesieniu pokonał 30
Szwajcarów i 80 inwalidów bronicych twierdzy za-
mienionej na więzienie, symbolu królewskiego pano-
wania. Ruszył, bo chciał ratować adwokatów i Ne-
ckera, bo mówiono, że król ściga pod Paryż oddane
sobie oddziały wojska. Potem nic już nie przemawiało
do wyobraźni bardziej, nie zapisało się w zbiorowej
pamięci trwałej i nie uosabiało rewolucji lepiej, niż to
wydarzenie. Na plan dalszy zeszły inne wypadki. Na
miejscu obalonego symbolu - Bastylii pojawił się no-
wy: bohaterstwo zdobywajcego Bastylię ludu.

18

W nocy z 4 na 5 sierpnia Zgromadzenie Narodowe
zniosło ciężary feudalne, skasowało sądownictwo se-
nioralne i przywileje podatkowe szlachty, a 26 sierpnia
uchwaliło słynn Deklaracja praw człowieka i obywatela,
dokument w historii myśli ludzkiej pomnikowy. "Akl
zgonu ancien reyme'u", "katechizm nowego burżuazyj-
nego porządku" i "manifest myśli liberalnej". Dekla-
racja głosiła prawa naturalne i niezbywalne: wolność,
własność, braterstwo i opieranie się uciskowi; wpro-
wadzała zasadę suwerenności ludu, równość obywa-
telską, tolerancję religijną oraz wolność słowa i prasy
Dla historyków idei była początkiem nowej epoki, naj-
ważniejszą cezurą w rewolucji, zwycięstwem wolności

Dekrety sierpniowe odmieniały Francję. Kładły kres
absolutyzmowi, przywilejom stanowym i przeżytkom
feudalnym. Królowi trudno je było przyjąć, jeszcze
trudniej odrzucić. W rezultacie chował głowę w piasek
i był ni to sojusznikiem przeciwników rewolucji, ni to
zakładnikiem. Lud jednak chciał go "uwolnić" od ary-
stokratów, sprowadzić do Paryża, umieścić blisko Zgro
madzenia Narodowego, które także miano przenieść
z Wersalu do stolicy, żeby lepiej strzec rewolucji i chro
nić króla.

"Pamiętne dni październikowe" to właśnie pochóc
kobiet na Wersal i przeprowadzka zastraszonego mo
narchy do pałacu Tuileries w sercu Paryża, a takż(
nadzieje na rychły koniec odnowy, wspólnotę obywa
teli, zgodę z królem. Miało być odtąd lepiej - w skle
pach i na ulicy, w Paryżu i na prowincji, w Zgroma
dzeniu Narodowym i w pracach nad konstytucją
W 1790 roku wiele z tego wydawało się możliwe. Re
wolucja zwolniła tempo. Emocje nieco opadły. Polity
cy z ulic przenieśli się do klubów, a król, nawołujc)
do zaprzestania konfliktów, nieoczekiwanie zyskiwa
nawet na popularności.




Kurs na monarchię konstytucyjną

W Konstytuancie rej wodził hrabia Honore de Mi-
rabeau, marzący o syntezie monarchii z rewolucj; o po-
pularność zabiegał bohater wojny amerykańskiej, mar-
kiz Marie Joseph de La Fayette; na łamach "Przyjaciela
Ludu" płomienne artykuły zamieszczał radykalny
Jean Pauł Marat, a na trybunie Zgromadzenia długie
mowy wygłaszał Maximilien Robespierre. Prawicę
w Konstytuancie stanowili zwolennicy silnej władzy
króla (i mniej lub bardziej skryci obrońcy przywile-
jów), centrum monarchiśd-konstytucjoniści (opowiada-
jcy się za angielskim parlamentaryzmem), a lewicę
demokraci (gotowi sprowadzić rolę króla do funkcji
reprezentacyjnych). O przyszłym kształcie państwa pi-
sano bardzo dużo, a dyskutowano jeszcze więcej. Ra-
dykałowie, zbierający się u franciszkanów, skupili się
w klubie kordelierów, umiarkowani w klubie feuillan-
tów, a z klubu bretońskiego i Stowarzyszenia Przyja-
ciół Rewolucji wyodrębnili się najsłynniejsi później ja-
kobini (nazwę sw biorc od miejsca obrad w refekta-
rzu klasztoru domlnikańskiego przy ulicy św. Jakuba).
Życie polityczne miało wysok temperaturę. "[...] każ-
dy Francuz - pisał publicysta szwajcarski Mallet du
Pan - uważał się za zdolnego do ułożenia konstytucji".
Czy dotyczyło to również króla, trudno powiedzieć.
Konstytuanta miała wtedy zatarg z Kościołem i Lu-
dwik XVI był w rozterce. Zaczęło się wszystko jesienią
1789 roku, gdy biskup Autun, Charles Maurice de Tal-
leyrand, postawił wniosek o uznanie dóbr kościelnych
za narodowe i o pensjach dla duchownych. Dobra te
następnie sprzedawano, a zyski obrócono na pokrycie
długów królewskiego skarbu. W 1790 roku zniesiono
już zakony i klasztory (z wyjtkiem zakonów i kon-
gregacji zajmujcych się nauczaniem i charytatywnych),

20

a 12 lipca tego roku uchwalono ustawę cywiln o du
chowieństwie, poddajc Kościół kontroli państwa.

Dla wielu Francuzów - zwolenników i przeciwni
ków konstytucji - zaczł się prawdziwy dramat. Księ
za mieli na ustawę składać przysięgę. Wpływy Rzymi
zredukowano do mlnimum, a na miejscu kośdoła rzym
skiego miał powstać francuski kośdół narodowy, na
zywany, jakże by inaczej, konstytucyjnym.

Papież - rzecz jasna - nie myślał go uznać. De
klarację praw człowieka i obywatela potępił, a ustawi
cywiln o duchowieństwie stanowczo odrzucił. Kro
jednak, choć znów wbrew sobie, nadał jej sankcję
W rezultacie wymagan przysięgę złożyło siedmiu bi
skupów i niemal połowa kleru. Reszcie ograniczon<
swobodę wykonywania kultu, a niektórych poddani
surowym represjom. W społeczeństwie francuskim -
tradycyjnie religijnym i przywizanym do Rzymu -
wywołało to rozłam. Sumienie katolika znalazło si<
w konflikde z sumieniem rewolucjonisty. Podzieleń
zostali księża. Nastpił konflikt dwu lojalnośd (wobe
Kośdoła i wobec państwa), jedni odchodzili od Ko
ścioła, inni na stronę przeciwników rewolucji.

Rok 1791 przyniósł zaostrzenie sytuacji. W kwiel
niu 1791 roku zmarł hrabia Mirabeau, jeden z najin
teligentniejszych "kacyków rewolucji", człowiek zgrab
nie poruszajcy się pomiędzy radykałami i królerr
studzcy emocje. Z 14 czerwca pochodzi słynne praw
Le Chapeliera (zakazujce strajków i zrzeszeń), bu
dzce od pocztku sprzeciwy i namiętności. Tydziei
później rodzina królewska zniknęła z pałacu Tuilerie
i zatrzymano j dopiero w Varennes. Król zbiegł
mówili jedni - bo nie mógł znieść ustawy cywilne
Uciekł - utrzymywali drudzy - bo nigdy naprawd
nie zaakceptował rewolucji i chciał j zdusić, ścigaj
na kraj obc inwazję.




Powrót Ludwika XVI do Paryża był "konduktem
pogrzebowym monarchii" (J. Baszkiewicz). Rzdy króla
zawieszono. Rozległy się głosy domagajce się likwida-
cji monarchii. Do prezydentury (niepolitycznie, bo
przedwcześnie) zaczł przymierzać się La Fayette, do
ewentualnej regencji - kuzyn króla, Filip, ksiżę orle-
ański. Ostatecznie Konstytuanta postanowiła utrzymać
monarchię. Inwazja w końcu nie nastpiła, zarzuty pod
adresem króla straciły na ostrości. On sam zreszt wy-
łonił się z niebytu 14 września 1791 roku i zaskakujc
swoich zwolenników, nadał sankcję konstytucji. Siebie
ocalił, choć absolutyzm, którego bronił, pogrzebał.

Od 14 września 1791 roku Francja była już monar-
chi konstytucyjn. Wstępem do konstytucji była De-
klaracja praw człowieka i obywatela. Obywatele nie byli
jednak równi. Podzielono ich na cztery kategorie: bier-
nych, czynnych, elektorów i wybieralnych. Biernych
pozbawiono prawa wyborczego, a prawa trzech po-
zostałych kategorii oparto na cenzusie majtkowym.
W miejsce arystokracji rodowej - pisał z pewn prze-
sad A. Mathiez - wprowadzono arystokrację pieni-
dza. Ideały konstytucji amerykańskiej połczono z ideo-
logi Oświecenia. Francję podzielono na 83 departa-
menty (dzielc je jeszcze na dystrykty, kantony i gmlny
- "44 tyś. autonomicznych republik"), władzę usta-
wodawcz oddano Zgromadzeniu Prawodawczemu
(wybieranemu na dwa lata), a wykonawcz - królo-
wi i sześciu mlnistrom odpowiedzialnym przed par-
lamentem. Na wniosek Robespierre'a o mandat do Le-
gislatywy (jak nazwano ciało ustawodawcze) nie mógł
ubiegać się żaden deputowany Konstytuanty, by Fran-
cja, która miała się dopiero wyłonić, mogła przejść
przez polityczny czyściec.

W Legislatywie, która zebrała się l października
1791 roku, na prawicy byli feuillanci, na lewicy ży-

22

rondyści (reprezentujcy burżuazję spoza Paryż
a w centrum - deputowani niezależni, oscyluj
pomiędzy tymi skrzydłami. Feuillanci opowiadali;

zrazu za wzmocnieniem władzy króla, żyrondyści
jej osłabieniem. Żyronda jednak - by odsunć fet
lantów - zmieniła front, porozumiała się z król(
i w zgodzie z nim wiosn 1792 roku opowiedziała ;

za wojn.

Wojnę nazwano oficjalnie "krucjat w obronie w
ności", ale mówiono też o "granicach naturalnych Frc
cji" na Renie i - całkiem już po cichu - o interesa
gospodarczych na ziemiach wyzwalanych spod f(
dalnego jarzma. Koalicja wojenna okazała się zad
wiajco szeroka. Obejmowała siły od lewa do prav
feuillantów (choć w mniejszości) i żyrondystów, kro
La Fayette'a, burżuazję parysk i z prowincji, a naw
lud uwiedziony politycznymi mirażami i hasłami: "w
na pałacom, pokój chatom". Przeciwny wojnie Robi
pierre i popierajca go garstka kordelierów nie mi
szans. Francję ogarniały nastroje wojenne.

W kwietniu 1792 roku wypowiedziano wojnę A
strii. Moment wydawał się stosowny. Niecałe dwa m
sice wcześniej zmarł cesarz Leopold II, a na troi
zasiadł niedoświadczony jeszcze Franciszek II. Swia
kowie wydarzeń ogldali sielankowe sceny z udz
łem Ludwika XVI, jego wiernych mlnistrów i depu
wanych Legislatywy. Spodziewano się wielkich zv\
cięstw. Panowała euforia. Nie podejrzewano jeszc
że król nie tylko nie liczył na zwycięstwo, ale pragi
klęski; że chciał w ten sposób stłumić rewolucję;

po to tę wojnę wydał.

Choć igrał z ogniem, zrazu wszystko układało ;

po jego myśli. Francuzi ponosili klęski na wszystki
frontach. Cofał się bezładnie ambitny Charles Durne
riez i cofał wojskowy dyletant La Fayette. Austńa




i sprzymierzeni z nimi Prusacy nacierali. Z dumnego
hasła rewolucjonistów: zwyciężyć albo umrzeć, robili
pośmiewisko, propagujc inn jego wersję: zwyciężyć
albo uciec. Wyszło na jaw, że Francja jest do wojny
kompletnie nieprzygotowana-. - Na sankiulotów wy-
starcz baty - drwili Austriacy. Trudności ekonomi-
czne jeszcze się spiętrzyły. Blamaż był oczywisty.

W czerwcu wybuchły pierwsze manifestacje prze-
ciwko królowi. Zaczęło się szukanie winnych niepo-
wodzeń. Żyronda umywała ręce. Do zamachu stanu
szykował się La Fayette. Gdy 20 czerwca tłum wdarł
się do komnat królewskich. Ludwik XVI znów ocalał:

założył czapkę frygijsk i wypił za zdrowie ludu.
W końcu lipca Robespierre zażdał jednak jego detro-
nizacji.

Do Paryża ścigali już ochotnicy z prowincji -

Marsylczycy z Pieśni bojow Armii Renu na ustach
(skomponowan przez Rouget de Lisie'a i znan pod
nazw Marsylianka) - wszyscy w podniosłych nastro-
jach, gotowi bronić "ojczyzny w niebezpieczeństwie".
Niekoniecznie zreszt przed wrogiem zewnętrznym,
króla bowiem pomawiano, jeśli już nie o zdradę, to
o knowania z wrogiem i sympatie do wojsk maszeru-
jcych na Paryż.

Z pocztkiem sierpnia dowiedziano się o manife-
ście księcia brunszwickiego, stojcego na czele wro-
gich wojsk. Wygldało na to, że wróg nie tylko nie
wojuje z królem Francji, lecz z Francuzami (którym
groził represjami) w jego obronie. Przedstawiciele
większości sekcji paryskich nie mieli wtpliwości: kró-
la należy obalić. Nawoływali do tego - wyjtkowo
teraz zgodni - Marat, Robespierre i szczególnie
w tych dniach aktywny Georges Danton, z wygldu
"osiłek z hal targowych", w istocie - główna postać
sierpniowych wypadków (J. Baszkiewicz).

24

Rewolucja w rewolucji i pocztek republiki

W dniu 10 sierpnia Paryż przeżywał wielkie ni<
pokoje. Tłumy ruszyły na Tuileries, a król, szukaj
ratunku, wraz z rodzin schronił się pod skrzydła L<
gislatywy. Tuileries jednak padły. Szwajcarzy, którz
ich bronili, poszli w rozsypkę, a zastraszona LegisL
tywa zamiast bronić króla, pospiesznie ogłosiła jeg
zawieszenie.

Odtd Ludwik XVI był więźniem osadzonyl
w dawnym klasztorze templariuszy; jego położeń
stawało się dramatyczne. Monarchia, któr uosabia
przestała istnieć. Przekreśleniu ulegała liberalna koi
stytucja 1791 roku. Przegrał La Fayette/ który w osta
niej chwili próbował j i króla ratować. Rozwizani
uległ rzd, którzy zastpiła Rada Wykonawcza z Dal
tonem na czele. Zapowiedziano wybory do nowe^
Zgromadzenia Narodowego (z udziałem ogółu Frai
cuzów) i rozwizano Legislatywę, kojarzon z obal
nym porzdkiem.

Po 10 sierpnia wszystko już wygldało inaczej. N
było monarchii, była republika. Nie ustały jednak ni
powodzenia na frontach (choć pod Valmy po kań
nadzie Kellermanna wróg po raz pierwszy się cofn
wciż szukano winnych, rosła psychoza strach
a w więzieniach paryskich dochodziło do masowy<
mordów.

Wybory do Konwentu - trzeciego już dała ust
wodawczego po Konstytuancie i Legislatywie - r
przyniosły niespodzianek: wygrali jakobini, którzy \
10 sierpnia "złapali wiatr w żagle", na prawicy b]
żyrondyści (zasiadajcy w poprzedniej izbie na levi
cy), a środek wypełniała "równina" o zmiennym i ni
wyraźnym obliczu (tu rej wodził opat Sieyes). Na cz
ło deputowanych od razu wysunł się jakobińs




triumwirat: Danton, Marat i Robespierre. W ławach
nie było już jawnych monarchistów. Prawica była
w defensywie, a przesunięcie na lewo oczywiste.

Mimo to jakobini musieli się mieć na baczności.
Frekwencja wyborcza była niska - zaledwie 10%. Po-
datność "bagna" na argumenty prawej strony była
większa aniżeli na te z lewej. Żyrondyści, słabi w sa-
mym Paryżu, w Konwencie byli nadal mocni. Jako-
bini zaś odwrotnie: silni w Paryżu, słabi poza nim.
Pierwsi byli niewtpliwie bardziej umiarkowani niż
drudzy, ale wcale nie bogatsi od nich i w nie więk-
szym stopniu prowincjonalni (skdind Robespierre
wywodził się z Arras w prowincji Artois, a Danton
z Arcis-sur-Aube, zabitej dechami mieściny). Chodzi-
ło raczej o to, czy Paryż, jak dotd, ma nadawać ton
wypadkom (jak chcieli jakobini) czy też w większym
stopniu uwzględniać wolę reszty Francji (jak chcieli
Żyrondyści).

Zrazu zreszt spory umiejętnie maskowano. Na pier-
wszym posiedzeniu Konwentu 21 września 1792 roku
zgodnie uchwalono zniesienie monarchii (na wniosek
posła "góry", czyli jakobińskiej lewicy, aktora Collota
d'Herbois). W późniejszym czasie nieraz jeszcze próbo-
wano pojednania z żyrondystami (zwłaszcza Danton).

Stopniowo jednak szansę na to malały, jakobini
chdeli bowiem pogłębienia i rozwinięcia rewolucji, mieli
lepsze kontakty z biedniejsz ludności i lepiej umieli
mobilizować j do walki z najeźdźc. Żyrondyści nato-
miast myśleli raczej o wyciszeniu nastrojów, ulicy się
bali, a Robespierre'a, niezbyt zręcznie, pomawiali o dy-
ktatorskie zapędy. Wreszcie chdeli sprowadzić wpływy
Paryża do 1/83 wpływu, "jak każdego innego depar-
tamentu", co naraziło ich na zarzut przygotowywania
federalizmu, gdy "Republika Francuska jest jedna i nie-
podzielna" - jak za Couthonem utrzymywali "górale".

26

Po dość operetkowym procesie, 21 stycznia 179
roku Ludwik XVI Bourbon został stracony. Żyrondys
ci nie chcieli tej śmierci. Oskarżonego bronili jak umie
li. Atakowali kuzyna króla, Filipa Orleańskiego (nc
szcego teraz rewolucyjny przydomek Egalite), że chc
zajć jego miejsce i wyrok próbowali uzależnić od re
ferendum ludowego. Wszystko na nic. Za śmierci Lu
dwika XVI głosował nawet - pozbawiony przyzwo:

tości - Filip Egalite. Grzmiał zaś, pognębiajc król.
Louis Saint-Just, największy chyba (i bezspornie ut<
lentowany!) demagog i trybun rewolucji: "Monarchi
jest wieczyst zbrodni" - wołał - a każdy król "je;

buntownikiem i uzurpatorem".

Nie tylko na dworach europejskich śmierć Ludw
ka XVI wywarła wstrzsajce wrażenie. Dopuszczeń
się królobójstwa, ścięto także królow. Czyż nie byi
to zapowiedź wyzwalania ludów przez obalanie tn
nów? Czyż nie przekroczono granicy, uznawanej 2
nieprzekraczaln? Odpowiedzi na te pytania była k<
alicja antyfrancuska - od Portugalii i Hiszpanii, p
Austrię, państwa włoskie, Holandię, Prusy, Austri
Anglię i Rosję. Francja, nie tylko z powodów zewn
trznych, przeżywała ciężkie chwile. Na rynku brak<
wało podstawowych towarów, szerzyła się drożyzn
mnożyły rozruchy uliczne i akty wandalizmu. Pój
wili się przywódcy zajść (ze słynnym w Paryżu cze
wonym księdzem Jacquesem Roux), kierujcy niech!
w stronę bogatych i uchodzcy za rzeczników biei
nych. Domagano się ustalenia maksymalnych cen i
podstawowe towary i pomocy dla najuboższych. Pię
ne, szlachetne hasła przeplatano tani demagogi. Ter
peratura rosła.

Dwa miesice po śmierci Ludwika XVI rewołuc
wdż była daleka od zapowiadanych zwydęstw. Chł
pi w Wandei pozostali wierni Kościołowi i monarch

Bronili się zaciekle, a nawet zyskiwali poparcie tam-
tejszej szlachty. Zdradził gen. Charles Dumouriez, ży-
rondysta, który najpierw poniósł klęskę w bitwie z woj-
skami koalicyjnymi pod Neerwinden (18 marca 1793 r.),
a następnie myślał o przywróceniu tronu dla ośmio-
letniego Ludwika XVII (oraz władzy dla siebie). Chciał
nawet zawrócić wojska na Paryż i rozpędzić Konwent.
Ostatecznie jednak, ostrzeliwany przez własnych żoł-
nierzy, przeszedł na stronę Austńaków, czym skom-
promitował do reszty popierajc go Żyrondę.

Rzdy jakobinów i cig dalszy radykalizacji

Starcie było nieuniknione. Atakom "góry" na ży-
rondystów towarzyszyły umizgi i gesty pod adresem
najuboższych i radykalnych sankiulotów. Robespierre
był teraz mało wybredny: kto gotów był obalić Żyron-
dę, ten stawał się sojusznikiem. W kwietniu żyrondy-
stom nie udało się wejść do Komitetu Ocalenia Publi-
cznego, który stał się właściwym rzdem rewolucyjnej
Francji. Z końcem maja wszystko było gotowe. Ulica
wrzała, sankiuloci byli żdni czynu, a żyrondyści -
przeciwstawiajcy się eskalacji społecznych żdań -
niepopularni jak nigdy dotd. W dniu 2 czerwca 1793 ro-
ku tłum otoczył Konwent, żyrondystów aresztowano,
a następnie stracono. Na placu boju pozostali jakobini.
Rewolucja francuska wchodziła w ostry wiraż.

Teraz przewaga jakobinów w Konwencie była oczy-
wista. "Równina" była zastraszona. Do wielkiego zna-
czenia doszły dwa komitety: Ocalenia Publicznego
i Bezpieczeństwa Powszechnego. Na czele pierwszego
z nich stanł sam Robespierre, na czele drugiego, bę-
dcego czymś w rodzaju mlnisterstwa spraw wewnę-
trznych, o wiele odeń radykalniejszy Chabot.

28

W dniu 24 czerwca 1793 roku Konwent przyjł nów
konstytucję, która (w punkcie 33) inaczej ujęła Deklarac
praw człowieka i obywatela. Zapowiadano powszechr
oświatę, pomoc dla biednych i mniej zdolnych, p<
wszechne prawo wyborcze, ubezpieczenia i renty d
potrzebujcych, a także większ troskę o wyżywień
i zdrowie obywateli. Ogtoszona w sierpniu tego rok
konstytucja jakobińska nigdy nie weszła w życie, alb<
wiem nie wiedziano, skd na rozmaite świadczeń
społeczne wzić pienidze. Mimo to składano obietni<
bez pokrycia. Deklarowano piękne intencje. Wzmacni
no rewolucyjny zapał. I na tym poprzestawano.

Zapał zreszt był pocztkowo rzeczywiście spór
Wkrótce jednak zaczł przygasać. Nie dokonano żai
nej redystrybucji dóbr, któr z takim patosem zap
władał Saint-Just, biedacy nie wzbogacili się, towa
nie pojawiły się na półkach, a walka ze spekulacj
w warunkach powszechnych niedostatków - nieprz
stała być walk z wiatrakami.

O sukcesy było trudno, a oczekiwania na poprav
doli i zmęczenie przecigajcym się kryzysem rosi
Ulica paryska była zniecierpliwiona, skrajni hebertys
(radykalna grupa pod przywództwem dziennikar
Heberta) - atakujcy już na oślep - stawali się c
raz popularniejsi. Biedakom obiecywano złote gól
oponentów straszono gilotyn. Jakobini - nie b
podstaw - oskarżali ich o anarchizowanie państv
skrajn nieodpowiedzialność i antyreligijne tumull
Sami zaś z dechrystianizacji z wolna się wycofywe
Danton wspomlnał teraz o umiarze w posługiwali
się gilotyn. Uważał, że trzeba sięgnć po ni raz
szcze, rozbić hebertystów, a potem już stopniowo
godzić rewolucyjny radykalizm i przejść do następr
go etapu. Ogłosić zwycięstwo rewolucji i zwycięstw
tego zbierać wreszcie owoce.




Jakobini się dziel

Proces hebertystów - jak większość procesów
przed rewolucyjnym trybunałem - był fars. Oskar-
żonym nie udowodniono ani zdrady, ani przygotowań
do powstania, ale nie miało to większego znaczenia:

24 marca 1794 roku hebertystów w majestacie prawa
stracono. Na rozprawie Hebert wołał, że rewolucja jak
Saturn pożera własne dzieci, ale na nikim chyba nie
zrobiło to większego wrażenia. Jedni pożerali drugich,
silniejsi elimlnowali słabszych, zdżono się już do tego
przyzwyczaić, choć zwycięstwa były coraz bardziej wt-
pliwe, a zwycięzcy coraz słabsi. Jakobini bowiem sami
przeżywali kryzys. Rozrywały ich podziały. Jedni chcieli
nadal rewolucję eskalować i rzucać na front coraz zna-
czniejsze siły, drudzy z wolna j hamować, a wojnę
zakończyć. Pierwsi, liczniejsi, skupiali się wokół Ro-
bespierre'a, nieskłonnego do kompromisów, gdy dru-
dzy, liczcy na poparcie niezdecydowanych w Konwen-
cie, za przywódcę uznawali Dantona.

Starcie pomiędzy dwoma filarami i tytanami re-
wolucji było nieuniknione. Na nic zdały się próby poro-
zumienia i rozmowy w cztery oczy toczone w wiejskim
ustroniu. Dzieliło ich już wiele. Robespierre opowia-
dał się za republik egalitarn, zmniejszajc i wy-
równujc społeczne różnice i chwalił się tym, że za-
rabia niewiele więcej od piekarza, u którego co rano
kupował bułkę. Dantona, wrażliwego na powaby ży-
cia, taki egalitaryzm odstręczał. Pocigała go za to re-
publika na wzór ateński, cenica ludzi za zasługi i ta-
lent, nie tak ascetyczna jak u Robespierre'a, dopusz-
czajca swobodn dyskusję i sprzyjajca elitom. No
i terrorem, o którym wciż mówił Robespierre/ Dan-
ton był już zmęczony. Chciał rewolucję zakończyć i za-
niechać terroru.

30

Drogi obu coraz wyraźniej się rozchodziły. Zwc
lenników i przeciwników miał jednak każdy. Jakobir
podzielili się więc na dantonistów i robespierrystóy
- na dwa skrzydła, na umiarkowanych i radykalnyd-
choć w obrębie tego samego radykalnego obozu. Pc
dzielili się według schematu, który rewolucja narzu
cała już nieraz - od Konstytuanty poczynajc, a prze
Legislatywę i Konwent, na klubach kończc. Cho
wiele mówiono o rozmaitych ideach, był to w dużyr
stopniu konflikt dwóch wybitnych osobowości, prób
sił, śmiertelne starcie. Silniejszy okazał się Robespiei
re. Danton, który tej batalii nie wytrzymał nerwow<
przegrał. Zmęczony i wyczerpany, pozwolił się an
sztować i po tyleż pięknej, co bezowocnej obronie prze
trybunałem rewolucyjnym, w kwietniu 1794 roku tr<
fił na szafot. Jak wcześniej żyrondyśd i hebertyśc
a jak już niebawem - tryumfujcy po raz ostatni
robespierryści.

Zarzutów, jakie wytoczono Dantonowi, naw<
przysięgli robespierryści nie brali serio. No bo jeś
Danton był wrogiem republiki, to kto w takim raz:

był jej obrońc. Jeśli Danton zdradził, to kto pozost,
jej wiemy. Rozumiano, że naprawdę chodzi o co ii
nego: gdy "głowy spadaj jak dachówki", należy zg
lotynować przeciwników, a nie czekać aż "sami z<
staniemy ścięci". Zrobić użytek z gilotyny, zanim 1
zrobi inni. Skazać tych, przez których sami byliby
my skazani. Obłędna konsekwencja. Koszmar. "Pć
dziesz za mn" - wołał pod oknami Robespierre
Danton, wieziony na katowskim wózku. Nie pomy]
się. Nie było to zreszt trudne.

Od egzekucji Dantona Robespierre robił błd ;

błędem. W kółko mówił o zdradzie i spiskach, stał s
chorobliwie podejrzliwy, nie liczył się z nikim i r
czym. Jeśli w coś jeszcze wierzył, to w gilotynę (l




"tylko umarli nie wracaj") i w rezultacie w lipcu 1794
roku liczba egzekucji sięgnęła 1376. Kaci mieli więc
pełne ręce roboty/ ale coś się zmieniało, bo widzów
tych ponurych ceremonii ubywało; w dodatku sym-
patia gapiów była coraz częściej po stronie skazańców/
co Robespierre'owi powinno dać do myślenia, ale wi-
dać wyraźnie, że nie dało.

Coraz bardziej nerwowy i znużony, budził strach

nawet w kręgu swoich zwolenników. Dookoła widział
spiski. Sam przemawiał ostro i pochwalał ostre, pro-
wokacyjne wypowiedzi Saint-Justa. Kiedyś starannie
przygotowywał swe wystpienia, teraz nie miał na to
czasu. Pltał się i gubił. Po nocach od dawna nie spał.

W dniu 9 termidora roku II (27 lipca 1794 r.) prze-
ciwko Robespierre'owi i Saint-Justowi wystpiły w iz-
bie połczone siły dantonistów, hebertystów i tzw. spe-
kulantów. Robespierre, jak wcześniej Danton, zacho-
wywał się pasywnie. O życie nie walczył i kierownictwa
powstania, które mogło uratować go przed gilotyn,
nie chciał objć. Następnego dnia jako przedostatni
z 22 skazańców stanł na szafocie. Był już ranny, miał
przestrzelon szczękę, mocno krwawił. Jego zwłoki,
odarte z ubrania, pochowano we wspólnym grobie.
Po władzę sięgnęli termidorianie - przypadkowa
i wielobarwna koalicja antyrobespierrystów z Paulem
Barrasem, Jeanem Tallienem, Josephem Fouche i Tal-
leyrandem w rolach głównych.

Rewolucja się cofa

Trudno powiedzieć, co poza wrogości do Robes-
pierre^ j scalało. Nazwę "termidorianie" wzięto od
republikańskiego miesica, w którym zaszły opisywa-
ne wypadki. Poza tym - przynajmniej na pocztku

32

- raczej wiedziano, co należy zniszczyć, niż co zbi
dować. Raczej kogo obalić, niż kogo wynieść.

Na pierwszy ogień poszedł Komitet Ocalenia Pul
licznego, który - choć czas jakiś jeszcze istniał - str
cił władzę na rzecz 15 komitetów. Potem rozwizał
komunę, a miasto podzielono na kilka okręgów. W ]
stopadzie 1794 roku zamknięto klub jakobinów, a mi
siać później zniesiono maksimum cen i zrywajc z p<
lityk reglamentacji w gospodarce, otwarto giełdę.

Wszystko to były pocignięcia decentralizacyji
i antyjakobińskie, podszyte strachem przed jakobir
zmem i obaw przed jego ewentualnym powroter
Zamieszanie było jednak potworne, bo rozbici sankh
lód stawali się teraz obiektem ataków "złotej młodzi'
ży" (elegantów - muscadins), głowę podnosili roj!
ści, burzył się wciż lud, cierpicy wcale nie mniejsa
nędzę. Żeby bronić republiki, jakobim nie mieli ju
siły, a termidorianie odwagi i determlnacji. Toteż ni<
którzy ze strachu nie wykluczali nawet przywróceń
monarchii, chowali głowę w piasek lub kluczyli.

Szczęściem dla nich była śmierć w więzieniu Ten
ple dziesięcioletniego następcy tronu, osłabiajca p<
zycje rojalistów, a także nieudany desant rojalistyczn
w Bretanii czy stłumione przez wojsko powstanie w P<
ryżu i na prowincji. Odtd rola generałów rosła, g<
niuszem błysnł Napoleon, który zdusił rojalistyczn
spisek, a sytuacja - choć napięta - z wolna zaczęi
się stabilizować.

Od jesieni 1795 roku Francja miała już now koi
stytucję. Z "jakobinizmem" (państwow opiek społ<
czn i podstawowym, bezpłatnym szkolnictwem) br;

no rozbrat. Stawiano na jedność terytorialn państw
i jego spoistość wewnętrzn (wprowadzajc np. nowe
czesny system miar i wag oraz inicjujc prace nad k(
deksem cywilnym), na elimlnowanie skrajności i urea

nienie prawa. "Konstytucja roku ni" (z 23 września
1795 r.) była niewtpliwie wynikiem kompromisu i wi-
dać to niemal na każdym kroku. Wybory były już wpraw-
dzie cenzusowe i w dodatku dwustopniowe, ale cen-
zus był stosunkowo niski. Parlament był dwuizbowy
(złożony z Rady Pięciuset i Rady Starszych), ale aż l / 3
składu posłów miano odnawiać w corocznych wybo-
rach. Rzd był kolektywny/ złożony z pięciu dyrektorów,
ale pozbawiony inicjatywy ustawodawczej. Departa-
mentom zaś - w imię tej samej filozofii - przyzna-
wano większe prawa (by osłabić pozycję rzdu), a mia-
stom, tym "wylęgarniom rewolucji" - mniejsze (by do
rewolucji właśnie nie dopuścić). Wszystko po to, by
przypadek Robespierre'a, którego wciż miano przed
oczyma, nie mógł się już powtórzyć, by zapobiec dy-
ktaturze: neojakobińskiej albo rojalistycznej - każdej.

Potrzebny był generał

Rzdy Dyrektoriatu nie należały do fortunnych.
Przechylały się to na jedn, to na drug stronę, a nie
majc programu, zmieniały oblicze. Najbliżej jeszcze
miały do żyrondystów z ich ide "siostrzanych repub-
lik" okalajcych Francję, z filozofi, która zakładała,
że przez ekspansję zewnętrzn rozwiże się problemy
wewnętrzne Francji. Oczywiście pod warunkiem, że
najpierw się tę wojnę wygra. A wojna - niestety -
wciż wygrana nie była. Niepowodzenia zaś wzmac-
niały jakobinów (aktualnym czynic ich hasło: "Ojczy-
zna w niebezpieczeństwie !"), wywoływały nadto ideo-
wy zamęt i przyczyniały się do renesansu pomysłów,
aby z kraju wypędzić cał szlachtę lub przywrócić kult
Istoty Najwyższej. Zamieszanie powiększały jeszcze
coroczne wybory uzupełniajce (z ich huśtawk na-

34

strojów) oraz demoralizacja władzy i wszechogarnia
jca korupcja. Nie było już "nieprzekupnego" Robes
pierre'a. Jego miejsce w świadomość wielu Francuzów
zajł jeden z czołowych termidorianów, przekupny as
do ostentacji, dyrektor Barras.

Już w trakcie zamykania klubu jakobińskiego
(w sierpniu 1799 r.) czy tłumienia buntu ludności sto
licy okazywało się, że naprawdę rzd może liczyć je
dynie na policję i wojsko. Wymarzona to sytuacja dc
wprowadzenia dyktatury - nie tylko Emmanuelow
Sieyesowi, jednemu z ambitniejszych dyrektorów, przy
chodziły do głowy podobne pomysły. Formalnie miał
by j objć któryś z wojskowych, zasłużony na tron
tach, "dobra szpada", której od dawna szukał Sieye;

i któr dzięki Talleyrandowi znalazł. Był ni brat prze
wodniczcego Rady Pięciuset, niedawny wielkorzd
ca w północnych Włoszech i mniej już fortunny wóds
ekspedycji egipskiej, młody i charyzmatyczny genera
Napoleon Bonaparte.

Od 18 brumaire'a roku VIII (tj. 9 listopada 1799 r.
był on już dowódc wojskowym Paryża, któremu wła
dzę oddali termidoriańscy augurowie: Barras, Fouch(
i Talleyrand. Dzień później obie rady: Pięciuset i Star
szych miały w St. Cloud zatwierdzić rozwizanie Dy
rektoriatu i odpowiedni do okoliczności rewizję koń
stytucji. W Radzie Pięciuset Napoleon wypadł słabo
ale sytuację uratował jego młodszy brat Lucjan (a ra
czej grenadierzy przekonani, że posłowie chc zamor
dować ich generała). Ostatecznie jednak opory prze
łamano i w miejsce Dyrektoriatu wprowadzono rzd^
trzech konsulów: Bonapartego, Sieyesa i Rogera Du
cosa. Z pozoru była to tylko zmiana ustroju egzeku
tywy (której nazwa nadal zreszt pozostawała w krę
gu antyku). Faktycznie jednak był to nie tylko koniei
republiki burżuazyjnej, lecz także koniec rewolucji.

Rewolucja bogactwa czy nędzy,
elit czy ludu

Mało jest w historii cezur równie niespornych, gdy
z jakimś wydarzeniem coś się wyraźniej kończy/ a coś
innego zaczyna - i to jednocześnie na kilku polach:

w polityce wewnętrznej i zewnętrznej, w życiu umy-
słowym i społecznym, a nawet - choć już w mniej-
szym stopniu - gospodarce. Rewolucja zmieniła bardzo
dużo: rozsiała nowe idee, "uobywatelniła" Francuzów,
przeobraziła ustroje, zdynamizowała mieszczaństwo
i zmodernizowała stosunki społeczne w stopniu dotd
niespotykanym. Stała się natchnieniem i przestrog,
wzorem rewolucyjnych i kontrrewolucyjnych działań,
obrotowym argumentem w wielu ideowych sporach,

przedmiotem niekończcych się analiz.
Niektóre z nich maj charakter historiozoficzny,
niektóre politologiczny. Historyk zapyta nawet: czy
rewolucja w ogóle była potrzebna? Wystarczyło prze-
cież poczekać. Francja - choć powoli - ulegała prze-
obrażeniom. Król Ludwik XVI stopniowo modyfiko-
wał ustrój. Chciał ograniczyć rolę parlamentów (tj. ciał
sdowniczych opanowanych przez arystokrację), się-
gał po nowych ludzi, wszczł reformy skarbowe, a na-
wet narzucił sobie oszczędności. Co z tego jednak -
padaj kontrargumenty - skoro była to droga doni-
kd, ruchy pozorne i ślepy zaułek. Parlamenty bo-
wiem nie podporzdkowały się rozporzdzeniom kró-
la, a nawet przeciw niemu wystpiły (co zyskało miano
"rewolty uprzywilejowanych"), arystokracja nie obja-
wiała skłonności do kompromisu, to zaś, co propono-
wali mlnistrowie skarbu, to były półśrodki. No i jesz-
cze król, który w ramach oszczędności zlikwidował...
psiarnię - zagubiony i nie na miarę czasu (J. Basz-

kiewicz).
36

Inne spory - nie tylko już naukowe - były nii
mniej wcigajce i trwaj właściwie do dziś. Kto mia
nowicie wywołał tę rewolucję? Elity intelektualne (ad
wokad, lekarze, dziennikarze, ludzie wolnych zawo
dów) czy siły ludowe (biedniejsi mieszczanie, czeladnic
i wyrobnicy)? Historiografia marksistowska ekspono
wała na każdym etapie rewolucji rolę mas (W. Mai
kov, A. Soboul), historiografia niemarksistowska - ra
czej rolę elit (E. Einstein, D. Richet). Były też naturalni
interpretacje pośrednie i próby zawłaszczania rewc
łucji przez rozmaite ideowe kierunki. Umiarkowar
demokraci akceptowali rewolucję francusk do rżę
dów żyrondystowskich włcznie (eksponujc zwłas2
cza Deklarację praw człowieka i obywatela), radykałowi
- okres jakobiński, rzdy rewolucyjnej lewicy i Robes
pierre'a.

Spory wokół tego ostatniego jak były, tak s wie
kim targowiskiem emocji. Chodzi w końcu o człowit
ka, który dla jednych był Cromwellem, tyranem i Kc
tylin, rozwizłym i krwawym potworem, marzcyi
skrycie o koronie Burbonów i ręce córki Ludwika XV
dla innych zaś - Kolumn Wolności, opok Święt
Góry, politykiem bez plamy i skazy czy "wielkim Ni<
przekupnym" (J. Baszkiewicz). Dla jednych i drugie
pozostał symbolem tego oblicza rewolucji, któł
swym radykalizmem pociga albo gorszy.

II.
Grabarz czy kontynuator rewolucji?
Napoleon Bonaparte
i Francja napoleońska


Obok Aleksandra Macedońskiego i Cezara

O Napoleonie Bonaparte - we Francji i poza jej gra-
nicami - napisano już bardzo dużo. Jego życie nie
przestaje zaciekawiać. Jednych fascynuje, innych gorszy,
wszystkim uzmysławia rolę jednostki w historii, bo, mi-
mo żywionych doń antypatii czy sympatii, wielkości
nie przyznać mu nie sposób. W końcu niewielu ma sobie
równych. Stawia się go więc czasem obok Juliusza Ce-
zara czy Aleksandra Macedońskiego (lub - o zgrozo -
ponurych dyktatorów XX w., co już jest skandalicznym
nadużyciem). Albo próbuje odpowiedzieć na pytania:
kim był? Prekursorem postępu czy złoczyńcą? Dobro-
czyńcą ludzkości czy cynicznym politykiem? Człowie-
kiem Oświecenia czy romantykiem. Dzieckiem i konty-
nuatorem rewolucji czy jej grabarzem? Wskrzesicielem
Polski czy jej szkodnikiem? (A. Zahorski).

Niewątpliwie błyskotliwa kariera Napoleona nie
byłaby możliwa w spokojniejszych czasach. Tego Kor-
sykanina, pochodzenia niezbyt wysokiego, wyniosła
fala rewolucji. W 25 roku życia za zasługi w stłumie-
niu kontrrewolucji tulońskiej został generałem. Przy-

38

jaźnił się wtedy z bratem wszechmogącego Maximi-
liana Robespierre'a, Augustynem. Po termidorze trafił
na krótko do więzienia. Potem stanął na czele armii
włoskiej. Ze swymi żołnierzami dokonywał cudów
waleczności. W 1797 roku zawarł z Austrią pokój
w Campo Formio i inicjując zwrot ku mocarstwowo-
ści, poddał Francji całe północne Włochy. W 1799 roku
po powrocie z Egiptu dokonał zamachu stanu i zosta^
pierwszym konsulem.

Formalnie wciąż był zawołanym republikaninem
i stale to podkreślał, faktycznie jednak, powtórzmy
to raz jeszcze, był to już koniec Wielkiej Rewolucji
Francuskiej (M. Żywczyński).

Nowa konstytucja, uchwalona w grudniu tego ro
ku (zwana jeszcze na republikańską modłę konstytu
cją roku VIII) nie pozostawiała co do tego wątpliwości
Miało być wprawdzie nadal trzech konsulów (Bona
parte, Jean-Jacques Cambaceres i Charles Lebrun), al
nierównoprawnych (z decydującym głosem należącyn
do pierwszego z nich). To pierwszy konsul nominc
wał do różnych ciał kolegialnych, obsadzał wysoki
stanowiska wojskowe i sądownicze oraz zatrzymywc
pełnię inicjatywy ustawodawczej. Dwaj pozostali (L(
brun i Cambaceres) to figuranci i ludzie o wiele mni<
zdolni od Sieyesa, którego teraz pominięto. Obydw.
zresztą mieli otrzymywać trzy dziesiąte poboról
pierwszego konsula, rzec by można - proporcjonalnJ
do posiadanej władzy.

Po Radzie Pięciuset i Radzie Starszych nie poz<
stało w nowej konstytucji śladu. Były teraz cztery cia^
o zbliżonym obliczu (i niejasnych kompetencjach): S<
nat. Trybunał, Izba Prawodawcza i Rada Stanu. H
storycy (A. Zahorski i L. Bazylow) podkreślają, że chi
dziło o urzędy, które Bonaparte mógł obsadzić swoir
ludźmi, dokonując - dodawał H. Lefebvre - "fiu

rewolucyjnej burżuazji i ludzi anden regime'u", na czym
specjalnie mu zależało. Niewątpliwie z tego punktu
widzenia było to posunięcie zręczne, bo mitygujące
zwaśnione strony; niewiele w dodatku kosztujące, gdy
legislatywa była rozproszona, a egzekutywa - w oso-
bie pierwszego konsula - oparta na jednowładztwie.
Wielokrotnie podkreślano, że konstytucję roku VIII
oparto na dość mętnej formule Sieyesa: "zaufanie idzie
od dołu, władza idzie od góry", co rozumiano rozmai-
cie w zależności od potrzeb. Była to zresztą zarówno
wada, jak i zaleta tej (i nie tylko tej) konstytucji; wada
jednak dla konstytucjonalistów, walor zaś - i to nie-
wątpliwy - dla Bonapartego, który jej wykładnię sam
określał.

W 1800 roku zorganizowano plebiscyt, w którym
Francuzi poparli nową konstytucję i to podejrzaną
większością głosów. Nie chcieli już ani powrotu Bur-
bonów, ani ekscesów rewolucji, odmienieni przez nią,
przywykli do równości praw i szans (zwłaszcza w woj-
sku), do laickiego charakteru państwa i do demokra-
tycznych zachowań w polityce. Rewolucja ich wpraw-
dzie "uobywatelniła", ale nie znaczyło to jeszcze, że
chcieli ją mieć na co dzień, że od rewolucyjnych, nie-
złych zresztą, artystów woleli kiepskich ekonomistów,
od gospodarki - politykę, a od rynku - ideologię.

Napoleon tymczasem obiecywał poprawę doli
i usprawnienie maszynerii państwa. Skupił w swym
ręku pełnię władzy wykonawczej i miał za sobą woj-
sko. Podobno powiedział kiedyś, że "bardziej obawia
się rewolty z braku chleba niż bitwy z dwustutysię-
cznym wojskiem". I o chleb ten nadspodziewanie szyb-
ko potrafił zadbać, podobnie jak ściągnąć w terminie
podatki i powstrzymać drożyznę, założyć już w 1800 ro-
ku Bank Francji i przystąpić do emisji papierowych
pieniędzy. To sprawiło, że Francuzi w większości byli

40

zadowoleni. Znowu były renty, giełda i ustabilizow;
na waluta, skromniejsi ministrowie, których Bonapa
te trzymał krótko, zapełniające się towarami sklep
i zmniejszająca się korupcja.
Gdy tyle spraw cieszyło, rozbudowę policji przy
mowano ze zrozumieniem. Wybaczano obostrzeń
cenzury. Z większymi już oporami godzono się z ogra
niczeniami niektórych swobód demokratycznyd
z kontrolą prasy, a nawet listów. Przeciwników poi
tycznych - jeśli nie udało się ich przeciągnąć na sw<
ją stronę (a dodać trzeba, że przynajmniej próbowani
- stopniowo eliminowano. Względnie łatwo poradzi
no sobie z Wandeą, trudniej już i większym nakładei
sił z szuanami bretońskimi, na których czele stał l
gendarny i nieprzejednany Cadoudal.

W lipcu 1801 roku zawarto konkordat ze Stolii
Apostolską, odbierając rojalistom nadzieję na poparć
papieża. Po ekscesach rewolucji nastał pokój religijn
a Bonaparte, choć osobiście indyferentny, stanął i
jego straży. Z opozycją - z prawa i z lewa - walcz
stanowczo, ale bez rozgłosu. Ideologie mało go przej
mowały. Uprzedzeń nie miał żadnych.

W 1802 roku w wyniku plebiscytu (może naw
mniej "poprawionego" niż poprzedni) był już nie t)
ko pierwszym, ale i dożywotnim konsulem. Jego gwia
da świeciła coraz jaśniej. Francji już dawno nie wiod
się tak dobrze; w kraju panował ład, a na fronta<
odnoszono wspaniałe sukcesy.

Czy to rzeczywiście Napoleon wywoływał wojny?

Wojny z drugą koalicją Bonaparte, któremu nier
przypisuje się manię wywoływania konfliktów, stai
się uniknąć. Francja, wycieńczona rewolucją i wojna-
mi/ potrzebowała pokoju, opatrywała rany. Próbowa-
ła się ułożyć z Anglią i Austńą. Jednak ani premier
brytyjski William Pitt, ani austriacki kanclerz Franz
Thugut rewolucji we Francji nie uważali za skończo-
ną. Dla nich Napoleon był kryptojakobinem, a nawet
"zakamuflowanym Robespierre'em", szerzącym "te
same idee rewolucji, co jego poprzednicy" (A. Zahor-
ski), jednym z wielu dyktatorów rewolucji, którą na-
leżało stłumić.

Wojny Bonapartego opisywano już wielokrotnie.
W maju 1800 roku, przeprawiwszy się przez Alpy,
wkroczył do Włoch. W czerwcu po ciężkim boju poko-
nał Austriaków pod Marengo. W Niemczech, pod Ho-
henlinden, zwycięstwo nad nimi odniósł gen. Moreau.
W końcu Austriacy poprosili o pokój, który podpisano
w Luneville (w 1801 r.), potwierdzając w zasadzie ko-
rzystne dla Francji warunki układu z Campo Formio.

Anglia, po ustąpieniu wojowniczego Pitta, wal-
cząca dotąd cudzymi rękoma, podpisała pokój
w Amiens (w 1802 r.). Już jednak w maju 1803 roku
wojnę wznowiono i z różnymi przerwami prowadzo-
no ją przeszło jedenaście lat.

Nie brakuje historyków i publicystów, dla których
ten właśnie konflikt, Anglii z Francją, jest w całej epo-
pei napoleońskiej zagadnieniem kluczowym (S. Cat-
-Mackiewicz). Francuzi bowiem prowadzili rozliczne
kampanie, wygrywali słynne bitwy, a niezmordowani
Anglicy zawiązywali kolejne koalicje, łożyli ogromne
sumy na wojnę i choć na polach bitewnych pokazy-
wali się rzadko, to przegrywając wszystkie bitwy, wy-
grali tę najważniejszą, bo ostatnią.
Po drodze jedni obwiniają drugich. Napoleon, to
zdaniem Anglików krwiożerczy i zarozumiały tyran
i "imperialista". Anglicy z kolei, to w oczach Francu-

42

zów, pozbawieni honoru "kupcy". Różne brzydkie ce
chy przypisywano sobie nawzajem. W rzeczywistości
aspirując do przewodnictwa nad światem, żadna stro
na nie umiała złamać przewagi drugiej. Anglicy bo
wiem byli nie do pokonania na morzu (i Napoleoi
projektował nawet budowę uzbrojonych tratw dl
przerzucenia wojsk na wyspę), Francuzów natomias
- nawet siłami koalicji - trudno było pobić na lądzi
(M. Kukiel).

Wojna z Anglią ośmielała wrogów wewnętrznyc
Bonapartego. Zamachy (niektóre nie dochodziły do
skutku) planowali teraz zarówno jakobini, jak i roji
liści, widzący w nim nieodmiennie "spadkobiercę Rc
bespierre'a". Bonaparte jednak miał szczęście i z roz
maitych opresji wychodził bez szwanku. W marcu
1804 roku z jego inicjatywy porwano i rozstrzelan
księcia Louisa d'Enghien z bocznej gałęzi Burbonóv
nadzieję wielu rojalistów. Dla wielu historyków b^
to jeden z większych błędów Napoleona. Na rojali
stów bowiem padł wprawdzie strach, ale jednocześn
wzrosła ich nienawiść do Bonapartego. W dodatk
zamordowany książę, uwieczniony wytrawnym pi(
rem Francois Chateaubrianda, stał się bohaterem d
wielu pokoleń konserwatystów, jego zaś egzekucja
sygnałem dla całej monarchicznej Europy. Dla Roś
Aleksandera I był to może ostatni argument, by p<
grzebać profrancuską politykę cara Pawła, dla Ang:

- atut w rozmowach koalicyjnych w Berlinie, Peter
burgu czy Wiedniu.

Cesarz Francuzów, a nie Francji

Tymczasem Bonaparte znów odwołał się do piel
scytu i z konsula stał się cesarzem Francuzów. Obrz
du koronacji dopełnił 2 grudnia 1804 roku w katedrze
Nótre Damę, gdy odebrał koronę od Piusa VII i, nie
popełniając błędu Karola Wielkiego/ sam włożył ją so-
bie na skronie. Później na św. Helenie twierdził, że uczy-
nił to z myślą o Francuzach przywiązanych do form
monarchicznych władzy, zachowując wszakże formy
republikańskie. W rezultacie powstał ustrój, który opi-
sać trudno, zawierający syntezę starego z nowym i mo-
narchizmu z republikanizmem; daleki chyba od dy-
ktatury wojskowej ("spośród wszystkich wojskowych
- stwierdzał słusznie Sieyes - jest on jeszcze naj-
większym cywilem"), bliższy natomiast dyktaturze
biurokracji (M. Senkowska-Gluck), chętnie odwołują-
cy się do rządów plebiscytowych i łączący władzę
z demokracją, z ważnym zastrzeżeniem, które uczynił
Louis Bergeron, że władza w tym systemie jest aktyw-
na, a demokracja - bierna.

Napoleon był niewątpliwie jednym z największych
wodzów w dziejach. Był też niezgorszym politykiem
i człowiekiem imponującym wszechstronnością. Jego
kodeks cywilny (z 1804 r.), nazwany powszechnie ko-
deksem Napoleona, nadal budzi podziw jasnością wy-
łożonych w nim zasad i norm prawnych (obejmują-
cych m.in. wolność osobistą, równość wszystkich oby-
wateli wobec prawa i ochronę własności prywatnej).
Mniej już znany jest Bonaparte jako znawca literatury,
matematyk, fizyk i astronom (J. Wasiutyński nazwał
go nawet "pionierem kultu Kopernika w Polsce"), uta-
lentowany tłumacz (pierwszy przełożył Księcia Machia-
vellego na francuski), a także reformator szkolnictwa,
koneser teatru (którego statut przeznaczony dla Ko-
medii Francuskiej ułożył podczas kampanii 1812 r.)
i prekursor w dziedzinie fortyfikacji (W. Łysiak).

Rok 1805 był jednak głównie rokiem "Boga wojny".
Od 1803 roku trwała, jak pamiętamy, wojna z Anglią.

Szykując się do desantu, na francuskim wybrzeżu ka-
nału La Manche skoncentrowano około 200 tyś. woj-
ska, gromadzono olbrzymie ilości sprzętu pływające-
go i zastanawiano się, jak pokonać potężną brytyjską
flotę admirała Nelsona. Anglicy tymczasem pracowali
nad zawiązaniem nowej koalicji. Pozyskali cara Ale-
ksandra I (z wyższością traktującego "cesarza-uzur-
patora"), Austńę, a nawet Szwecję, co było niewątpli-
wym sukcesem. Bonaparte bowiem, zamiast na Wy-
spy Brytyjskie, ruszył w stronę Renu, pokonał pod
Ulm Austriaków, ale jednocześnie przeżył gorycz klę-
ski na wieść o wspaniałym sukcesie Nelsona, który
pod Trafalgarem (21 października 1805 r.) pobił flot<
francuską. Słynna ta bitwa, w której poległ także Nel-
son, kładła kres francuskim nadziejom na desant w Ań
glii. Anglia mogła wreszcie odetchnąć. Niebezpieczeń
stwo inwazjii minęło.

Na lądzie - inaczej niż na morzach - powodze
nie nie opuszczało Francuzów. W listopadzie Napo
leon wkroczył do Wiednia, zajął pałac cesarski, ruszy
stamtąd na północ i 2 grudnia, w pierwszą rocznia
cesarskiej koronacji, rozbił pod Austerlitz (dziś Sław
ków niedaleko Brna na Morawach) połączone wojsk.
rosyjsko-austriackie. W opinii historyków wojskowo
ści właśnie wtedy wspiął się na wyżyny swego wo
jennego geniuszu. Sam chyba chętnie by się z tą opinią
zgodził. Siły w końcu miał mniejsze, a mimo to naj
pierw udało mu się zepchnąć doborową rosyjską koń
nicę na zamarznięte jezioro, a następnie obrzucić j
bombami, grzebiąc pod lodem doborowe dywizje.

Klęska sprzymierzonych była całkowita. W jej wy
niku Austria wycofała się z koalicji. W Preszburgi
(dziś Bratysława) przekazała Francji swe posiadłoś<
włoskie (z Wenecją i Dalmacją) i kontrolę nad połud
niowymi Niemcami.

Napoleon miał teraz wolną rękę. W lipcu 1806 roku
powołał do życia Związek Reński, który skupił pod
jego protektoratem 14 państw niemieckich i oddał mu '
swoje armie. Francja panowała niepodzielnie. Przesta-
wało istnieć średniowieczne Cesarstwo Rzymskie
Narodu Niemieckiego. Z tytułu cesarza niemieckiego
zrezygnował Franciszek II Habsburg/ przyjmując
skromniejszy tytuł cesarza Austrii (jako Franciszek I).

Poza napoleońską dominacją pozostawały jeszcze
Prusy, od 1795 roku nie uczestniczące w anty francu-
skich koalicjach (i nieźle zarabiające na tej "neutral-
ności"), teraz zbuntowane i popierane przez Wielką
Brytanię, Szwecję i upokorzoną pod Austerlitz Rosję,
z zarozumiałym (i niemądrym) Fryderykiem Wilhel-
mem III na czele, który nabrał takiej pewności siebie,
że wtargnął do Saksonii i od Bonapartego zażądał wy-
cofania wojsk za Ren. Potem jednak już tylko się cofał
i odwrót znaczył klęskami. Wreszcie pod Jeną (gdzie
dowodził Napoleon) i pod Auerstadt (gdzie dowodził
Davout) stracił resztę ochoty do walki; już w paździer-
niku 1806 roku Napoleon był w stolicy Prus, Berlinie.
Tam też, nie mogąc dopaść Anglii, ogłosił blokadę
kontynentalną wyspy - od Trafalgaru stanowiącą je-
dyny już sposób na wyspiarzy. W listopadzie zaś, po
wielu wahaniach, wkroczył na ziemie polskie.

Entuzjazm Polaków, którzy go witali, zrobił na nim
duże wrażenie. Rozumiał ich oczekiwania, ale nie chciał
składać żadnych obietnic. W końcu - tłumaczył go Ig-
nacy Prądzyński - zbliżał się niebezpiecznie do tery-
torium Rosji, dobijał Prusy i godził w interes trzech
czarnych orłów, złączonych ziemiami polskimi. Pola-
ków zresztą znał nieźle. Wiedział, że sprawę polską
wiążą z jego imieniem. Pamiętał jeszcze z Lombardii
legiony Dąbrowskiego, powstałe u jego boku, i boha-
terstwo Polaków wykazane na polach bitew. Toteż nie

46

przeszkadzał polskim marzeniom, ale i ich nie podsycał
skoncentrował się na budowie administracji i ulegają<
wdziękom Marii Walewskiej, czuł się u nas coraz lepiej

Tymczasem wojna trwała nadal. Straszna, krwawe
bitwa pod Iławą (w lutym 1807 r.) nie przyniosła róż
strzygnięcia. W maju zdobyto jednak Gdańsk, bronio
ny przez Prusaków, a w czerwcu - pod Frydlanden
- rozgromiono wojska cara.

Wojnę (nazwaną przez Napoleona "polską") za
kończył pokój w Tylży (25 czerwca 1807 r.). Europf
podzielono tam na strefę wschodnią i zachodnią
wschodnią poddano wpływom Rosji, a zachodnią -
Francji. Rosję, która przystępowała do blokady koń
tynentalnej, traktowano z rewerencją. Prusy, któryci
nawet nie dopuszczono do obrad, odzierano z mocar
stwowości. Po Tylży imperium Napoleona było wie
ksze niż Imperium Rzymskie. W jego obrębie, n.
wschodniej ścianie, znalazło się Księstwo Warszaw
skie, utworzone z ziem drugiego i trzeciego zabon
pruskiego - państwo wprawdzie niewielkie, ale nc
wocześnie zorganizowane, dla Francuzów stanowiąc
przeciwrosyjski bufor, dla Polaków - a przynajmni(
dla ich dużej części - jeśli nie wolną Ojczyznę, to j(
obietnicę.

W Polsce zdania o Napoleonie były (i są) podzie
lone. Jedni, jak Tadeusz Korzon, oceniali go nadzwy
czaj surowo. Pisali, że sprawę polską i Polaków tral
tował zawsze instrumentalnie, krytykowali legion
i Henryka Dąbrowskiego, wytykali wysłanie Polakó\
na San Domingo dla tłumienia powstania tubylców
i "sumy bajońskie" (obciążające wierzytemościan
pruskimi Księstwo Warszawskie) oraz generalnie p(
mniejszali znaczenie Księstwa. Przeciwny obóz to Sz)
mon Askenazy i Adam Skałkowski, obóz akcentująca
że dla sprawy polskiej Napoleon był wielką szans

(drugą, podobną, była dopiero I wojna światowa), że
wobec tego rację mieli ci, którzy za nim poszli, a nie
zachowujący się bezczynnie; że cesarz Francuzów ni-
czego Polakom nie obiecywał, że był francuskim, a nie
polskim mężem stanu i że w końcu to, co dla Polaków
zrobił, i tak zasługuje na najwyższe uznanie. Z histo-
ryków współczesnych Jerzy Łojek wyraził opinię, że
żaden obcy polityk me zrobił dla Polaków więcej,
a Waldemar Łysiak, który się z tym chętnie zgadza,
nie protestuje, gdy nazywają go "ostatnim bonapar-
tystą".

Spętany przez blokadę

Trafalgar, jak wspomniano, było przełomem. Od-
tąd Napoleon chciał uwięzić Anglików na wyspie. Wy-
stąpił z ideą blokady kontynentalnej i idea ta rządziła
wielu jego decyzjami. Narzuci ją Prusom i innym pań-
stwom niemieckim, skłoni do niej Rosję i wyprawi się
na Półwysep Iberyjski, aby pozyskać Portugalię i Hi-
szpanię. Pilnuje, aby blokada była szczelna. Do Portu-
galii, "podnóżka Wielkiej Brytanii", wyśle korpus eks-
pedycyjny Junota, który w 1807 roku wprowadzi
w Lizbonie mańonetkowy reżim i zarządzi blokadę
w portach. Ingeruje wreszcie w Hiszpanii, narzuca się
na arbitra w sporach dynastycznych, wzywa do Ba-
jonny króla i jego syna, i skłoniwszy obu do abdykacji,
na tron wynosi swego brata, Józefa.

Nie był to wprawdzie najzdolniejszy z braci Bona-
partego, a przecież w porównaniu z hiszpańskimi Bur-
bonami wypadał nad wyraz korzystnie. W Hiszpanii
wprowadzał nowoczesne reformy, a mimo to od po-
czątku z trudem utrzymywał się na tronie. Kraj ogar-
niała antyfrancuska partyzantka, podsycana przez Ań-

48

glików. Francuzi niespodziewanie zaczęli przegrywa
i opinia o ich niezwyciężoności została wystawień
na ciężką próbę.
Cesarz, zaskoczony takim obrotem sprawy, poste
nowił interweniować osobiście (listopad 1808 r.). Ru
szył na Madryt, sforsował wąwóz Samosierra, zaj<
stolicę kraju, ale chyba nie do końca zrozumiał, dla
czego Hiszpanie się buntują. Zniósł przecież praw
feudalne, zlikwidował inkwizycję, przeprowadźił
wiele innych nowoczesnych reform. A Hiszpanie, głu.
si na wszystko, nadal prowadzili partyzantkę i nad.
chcieli powrotu na tron Karola IV, kompletnego idk
ty. W Hiszpanii - może po raz pierwszy - zabrakł
Bonapartemu wyobraźni (A. Zahorski, A. Manfred
Zapomniał o imponderabiliach, o dumie narodowi
Hiszpanów, o ich przywiązaniu do tradycji i o poczi
ciu godności. Zapłacił za to wysoką cenę. Hiszpani
związała jego siły na dobre.
W Hiszpanii zresztą długo nie zabawił. W 18C
roku przeciwko Napoleonowi znów wystąpiła Austri
i wojska francuskie, zbierane po drodze, pomaszen
wały w drugą stronę - na wschód. Trudno powi<
dzieć, na co liczył letargiczny i nieskłonny do awanfri
cesarz Franciszek I. Anglia dała wprawdzie pieniądz'
a car Rosji przyrzekł poparcie, ale ani jedno, ani drugi
losów wojny nie mogło przecież odmienić. Wynik sta
cia był z góry przesądzony, choć akurat nie brató
momentów dramatycznych. Austriacy trzymali s:
dzielnie, przez jakiś czas mieli nawet inicjatywę, zd<
łali Francuzów zepchnąć za Dunaj. Ostatecznie jedna
pod Wagram 5-6 lipca 1809 roku ponieśli ciężką kleskę
i Wiedeń, ku przerażeniu Franciszka I, stanął prze
Napoleonem otworem.

Po Wagram Austria przeżywała ciężkie chwile. Nie
wiedziano, jak daleko posunie się Napoleon? Czego
zażąda? Pod uwagę brano najczarniejsze scenariusze
- z podziałem państwa włącznie, toteż z pokoju wie-
deńskiego (Schónbrunn, 14 października 1809 r.) mog-
ła się Austria tylko cieszyć. Na południu traciła ziemie
Słowian południowych, na północy - dużą część Ga-
licji przyłączoną do Księstwa Warszawskiego. Docho-
dziła do tego kontrybucja. Jak na drugą już w ciągu
kilku ostatnich lat klęskę - i tak niewiele.

Zasługę tak szczęśliwego dla Habsburgów roz-
strzygnięcia dość powszechnie przypisywano Kle-
mensowi Metternichowi, byłemu ambasadorowi Au-
strii w Paryżu, a od niedawna jej ministrowi spraw
zagranicznych (F. Herre). Metternich znał Francję świet-
nie, cenili go Napoleon i Talleyrand, jego kochankami
były obie siostry cesarza Francuzów, a wielbicielami
błyskotliwego intelektu - paryskie salony.

Od pokoju wiedeńskiego aż po wyprawę na Mo-
skwę imperium Napoleona stało u szczytu potęgi.
W kręgu jego najbliższych sypały się awanse, nagra-
dzano, odznaczano, cieszono się sukcesami i ...życiem
w luksusie. Powstająca nowa imperialna arystokracja
coraz częściej łączyła się ze starą, rodową, od której
nieraz uczyła się manier. Wspaniały dwór Napoleona
coraz bardziej przypominał stare, feudalne dwory.

Napoleon, choć jego związek z Józefiną Beauhar-
nais trwał już kilkanaście lat, był dotąd bezdzietny.
Teraz zapragnął syna, dziedzica i sukcesora cesarskiej
korony. Ponieważ Józefina dać go nie mogła, zaczął
przemyśliwać o nowym ożenku. Maria Walewska, choć
była w ciąży i niebawem urodziła syna, nie wchodziła
w rachubę. Napoleon myślał bowiem o wysokich, dy-
nastycznych koneksjach: najpierw o siostrze cara
Aleksandra, Katarzynie, a następnie - gdy Peters-
burg umiejętnie się wykpił - o Marii Luizie, córce
Franciszka I Habsburga. Z powodów politycznych

50

atrakcyjniejsza była Rosjanka, z dynastycznych nie-
wątpliwie Austriaczka, przedstawicielka jednego z naj-
starszych panujących domów, której ciotka, Maria An-
tonina, była niedawno królową Francji i w dobie
rewolucji francuskiej przypłaciła to głową.

Mimo wszystko kontynuator

Historycy napoleoniści (A. Zahorski, A. Manfred
i in.) zwracają uwagę, że ujawnione wtedy ambicje
Napoleona popychały go w niedobrym kierunku, że
w syntezie ustrojowej, jaką stanowiło jego cesarstwo,
republikanizm ustępował przed monarchizmem,
a w jego najbliższym otoczeniu przybywało form i za-
chowań ancien regime'owych. W rezultacie cesarz, tak
niegdyś przystępny, zamykał się w sobie, narzucał co-
raz większy dystans i w polityce zewnętrznej w coraz
większym stopniu kierował się względami dynasty-
cznymi.

Mimo to był chyba nadal najskuteczniejszym pro-
pagatorem niektórych haseł Wielkiej Rewolucji Fran-
cuskiej. Społeczeństwom narzucił nowoczesny kodeks,
gospodarkom - kapitalistyczne warunki rozwoju,
a państwom, które uzależniał, zręby nowoczesnej ad-
ministracji. Nie był, rzecz jasna, cesarzem ludowym,
jak, budując już legendę, przedstawiał się na św. He-
lenie. Nie można jednak zaprzeczyć, że dla mieszczań-
skiego porządku zrobił więcej niż żyrondystowskie czy
jakobińskie elity. I w tym sensie był kontynuatorem
rewolucji, jak skłonny był uważać Metternich, a nie jej
grabarzem, jak utrzymywali neojakobini.

W 1811 roku przyszedł na świat syn Napoleona
i Marii Luizy, od kołyski "król Rzymu", pieszczotli-
wie zwany Orlątkiem. Miał być dziedzicem olbrzy-
miego imperium, cesarstwa obejmującego 130 depar-
tamentów i sięgającego po Hamburg, Ilirię, Rzym i Ka-
talonię. Dochodził do tego wieniec państw satelickich:
Księstwo Warszawskie na wschodzie. Królestwo Ne-
apolitańskie na południu, Hiszpania na zachodzie, stry-
jowie i stryjenki na tronach, cicha Austria pod berłem
dziadka; upokorzone Prusy i sprzymierzona po Tylży
Rosja. Wróg był właściwie tylko jeden i wciąż ten sam
- otoczona blokadą Anglia.

Nieszczęsna wyprawa i początek końca

W 1812 roku Napoleon, zebrawszy ogromne siły,
ruszył na Rosję, która tej blokady nie przestrzegała.
Inaczej jednak niż w przypadku Prus, nie chodziło mu
o upokorzenie przeciwnika, ani o zachwianie pozycji
cara. Żadnych więc reform nie zapowiedział i nie pró-
bował nawet, jak to miał w zwyczaju, zdobywać
przychylności rozmaitych odłamów społeczeństwa.
Aleksandra najchętniej pokonałby w jednej, walnej bi-
twie i zasiadł z nim do stołu obrad, aby stosunki fran-
cusko-rosyjskie znów wyglądały jak po Tylży: żeby
Rosja nadal rządziła wschodem Europy, ale także prze-
strzegała blokady kontynentalnej oraz była antyangiel-
ska. Rzecz bowiem w tym, że od pewnego już czasu
antyangielska nie była. Na blokadzie kontynentalnej
rosyjscy kupcy robili świetne interesy. Przez Rosję pły-
nął do Europy potężny strumień towarów angielskich.
Pośrednictwo przynosiło łatwe zyski, a to sprawiało,
że Anglia była nad Newą coraz popularniejsza, Fran-
cja natomiast akurat odwrotnie.

Już w 1809 roku - gdy Rosjanie wsparli w Księ-
stwie Warszawskim Austriaków - Napoleon pozbył
się wobec Aleksandra wielu złudzeń. Potem były nie-

52

szczęsne konkury o rękę jego siostry i dziwne żądani
cara, aby zobowiązał się, że nie odbuduje Polski. Wszys
ko jednak przesłaniała Tylża - układ zapewne nie id(
alny, ale dla Napoleon wciąż najlepszy z możliwycł
Wyprawę 1812 roku w literaturze naukowej i na ka]
tach literatury pięknej opisywano już wielokrotnie. Ce
sarz ogłosił wtedy drugą wojnę polską, zmobilizowc
sześćsettysięczną armię, zdobył Smoleńsk i wciągan
coraz bardziej w głąb terytorium, pomaszerował aż po
Borodino na przedpolach Moskwy. Bitwę, którą tar
stoczył, wprawdzie wygrał, ale oporu Rosjan nie zła
mał. Nie doczekał się też carskich kurierów z ofertarr
pokoju i nie znalazł schronienia ani prowiantu w ogai
niętej płomieniami Moskwie.
Odwrót wymęczonej armii okazał się koszmaren
Zimno, głód i kąsające ataki rosyjskie dziesiątkował
jej szeregi. Jako tako było jeszcze do przeprawy prze
Berezynę. Potem był już tylko chaos, rozprzężenie i upa
dek ducha. Przekroczywszy Berezynę, Napoleon opu
ścił armię (grudzień 1812 r.) i ruszył do Francji, ab
gromadzić nowe siły. Te zaś, które za sobą pozostawi
były w opłakanym stanie. Dowodzący nimi marszałe
Murat nie stanął na wysokości zadania. Pierwsi zdra
dy dopuścili się Prusacy. Szykowali się do niej Au
striacy, Rosjanie posuwali się na zachód i choć bronił
się jeszcze twierdze, nie mogło obronić się przed nim
najdalej na wschód wysunięte Księstwo Warszawskie

Wiosną 1814 roku Napoleon miał nadzieję zdoby
Berlin, zająć Gdańsk i przenieść działania wojenne a:
nad Niemen. Pod Liitzen i Budziszynem zdołał wpraw
dzie pokonać wroga, ale mając niewielkie siły, nieba
wem stracił impet i zgodził się na zawieszenie broni
Wtedy sytuację wykorzystała Anglia i niebawem ufor
mowała się nowa koalicja Rosji, Prus, Anglii i Austrii
zdeterminowana i gotowa walczyć do końca.

Kolejnej wojny Napoleon, choć nieraz jeszcze za-
skakiwał geniuszem, wygrać nie mógł. Najpierw pod
Lipskiem (16-19 października 1813 r.) przegrał wielką
"bitwę narodów". Potem, walcząc już na terytorium
Francji, wygrał jeszcze kilka pomniejszych bitew,
w końcu jednak abdykował w Fontainebleau, mając
jeszcze nadzieję, że uratuje koronę dla syna. Potem
już oglądał, jak na tron wstępuje Ludwik XVIII Bour-
bon i jak Francja - na mocy konferencji paryskiej
z 30 maja 1814 roku - powraca do granic z roku
1792.
Sam, zatrzymując tytuł cesarski, udał się na Elbę.

Syna więcej nie zobaczył, a z kobiet jego życia odwie-
dziła go tylko Mada Walewska. We Francji uwolnionej
od "tyrana" nastała restauracja. W Paryżu stały obce
wojska, w salonach błyszczał Aleksander I, a dawni
marszałkowie cesarstwa prześcigali się wręcz w aktach
zdrady. Do kraju powracali rojalistyczni emigranci.
Na widowni pojawił się znów Talleyrand.

Jesienią tego roku w Wiedniu zebrał się kongres,
który chciał w Europie przywrócić stary porządek. We
Francji bynajmniej o tym nie marzono, nie pamiętano
dawnych praw, a do starych instytucji nie tęskniono.
Królem Ludwikiem rozczarowano się bardzo szybko,
a za emigrantami nie przepadano.

Waterloo

Napoleon, na nieodległej Elbie, dobrze wiedział
o tych nastrojach. Nie przestawał myśleć o powrocie
i z początkiem marca 1815 roku raz jeszcze postanowił
sięgnąć po władzę. Nie można wykluczyć, że Metter-
nich i Talleyrand przewidywali taki właśnie scena-
riusz, a nawet, wskutek rozmaitych prowokacji, do
tego napisania walnie się przyczynili (J. Orieaux). Tak
czy inaczej Napoleon podjął to ryzyko i do Paryża
bez jednego wystrzału, dotarł szybciej niż się ktokol
wiek spodziewał. Czar jego osoby i sława dokonał
nadal działały. Skruszeni marszałkowie powracał
pod cesarskie sztandary. Bonaparte zadbał teraz o róz
szerzenie społecznej podstawy władzy. Do rządu po
wołał kilku liberałów, ogłosił "Akt dodatkowy dc
Konstytucji Cesarstwa" (faktycznie nową, zliberalizo
waną konstytucję) i w orędziu do monarchów zade
klarował pokojowe intencje. Musiał wiedzieć, że woj
na była właściwie nie do wygrania. Sprzymierzeńi
nie zdemobilizowali jeszcze wojsk. Unieważnili trak-
tat z Fontainebleau i postawili Napoleona poza pra
wem. Dysproporcja sił była ogromna.

Zaczął i tym razem od zwycięstw. Pod Ligny po-
konał Gebharda Bluchera, a "nawrócony" marszałek
Ney tego samego dnia pod Quatre Bras - Arthura
Wellingtona. Potem razem pociągnęli pod Waterloc
(na południe od Brukseli), by ostatecznie rozbić An-
glika, zanim jeszcze otrzyma posiłki. Wellington jed-
nak trzymał się dzielnie, a tymczasem nadciągnąć
Bilicher. Francuzi zaczęli się cofać. Bitwa, stoczona
18 czerwca 1815 roku i zamykająca napoleońską epo-
peję, była przegrana.

Kilka dni później Napoleon abdykował po raz dru-
gi. Skończyło się jego Sto Dni. Dla sprzymierzonych
nie był już cesarzem, lecz generałem. Afrontów mu
nie szczędzono. Upokorzonego i chorego poddano
pod angielski nadzór i zesłano na św. Helenę - od-
ległą, atlantycką wyspę, gdzie zmarł 5 maja 1821 roku.
Jego śmierć stała źródłem wielu spekulacji (mieliby
go otruć Anglicy lub - jak utrzymuje B. Weider -
Francuz z najbliższego otoczenia, przekupiony przez
Karola hrabiego Artois, późniejszego króla Francji).
Na tronie w Paryżu zasiadał wtedy Ludwik XVIII.
W Europie liczył się przede wszystkim Metternich.

Spór o Napoleona dzielił i dzieli historyków i pub-
licystów niemal od chwili jego śmierci. Dotyczy bo-
wiem jednego z największych fenomenów w historii
- wodza, polityka, człowieka; postaci, która niczym
słup graniczny widoczny z dala, stoi u początku post-
feudalnego świata.
I zdaje się on najlepiej potwierdzać słynną opinię
filozofa amerykańskiego Raipha Emersona, że "histo-
ria właściwie nie istnieje, jest tylko biografia". Bo jak-
żeby wyglądała historia bez Napoleona - zastana-
wiał się kiedyś Stanisław Zieliński i odpowiadał: "wy-
glądałaby jak kogut z wyskubanym kuprem".

Nowy (stary?) ład w Europie
- kongres wiedeński
i Święte Przymierze

Wielki zjazd

Już podczas pierwszego traktatu pokojowego w Pe
ryżu w maju 1814 roku ustalono, że o najważniejszych
dla Europy sprawach sprzymierzeni postanowią jesie
nią, na kongresie w Wiedniu. Miejsce obrad wybran
nieprzypadkowo. Austria najczęściej i najofiarniej stc
wała w polu przeciw Napoleonowi, w 1813 roku prz<
chyliła szalę na stronę koalicji, a nadto - jak zauważ)
J. Dróż - "starożytna" i feudalna, była ideologica
nym filarem wojny z Napoleonem, najlepiej więc uc
sabiała walne nad nim zwycięstwo.

Napoleon zaś, choć zięć Franciszka I Habsburg.
był teraz ucieleśnieniem diabelskich mocy, "tyranei
Europy" i "Antychrystem", odpowiedzialnym za "dzi(
sięciolecie despotyzmu" i "imperium zła". Gdy wi^
upadł, cieszono się nie tylko na arystokratycznych s;

łonach. Miało być odtąd lepiej, spokojniej, milej. Kor
flikty miały stopniowo zanikać, dobra przybywać, a z\
ubywać. No i przypadek rewolucji i Napoleona nigd
już nie miał się powtórzyć. Ten rozdział historii chci<
no zamknąć raz na zawsze.




Do Wiednia zjechało ogółem ponad 200 poselstw
i około 100 tyś. ludzi. W tej liczbie było dwóch cesarzy
(Franciszek I Habsburg i Aleksander I Romanów), czte-
rech królów (pruski, duński, bawarski i wirtemberski),
a nadto książęta, ministrowie, wysocy urzędnicy, żo-
ny, kochanki i służba. U boku cara występowało ośmiu
cudzoziemców wchodzących w skład delegacji rosyj-
skiej (a wśród nich Adam książę Czartoryski, Gustaw
Stackelberg z Kurlandii i zniemczony książę Andriej
Razumowski). Anglię reprezentował Robert Stewart
hrabia Castlereagh, a po nim zwycięzca spod Water-
loo, Arthur Wellington, Prusy - kanclerz Kari Har-
denberg i Wilhelm Humboldt, Austrię - wszechwład-
ny Metternich, a Francję, która zrazu miała zasiąść na
ławie oskarżonych, Talleyrand, eksminister spraw za-
granicznych za rewolucji i Napoleona, teraz wielka

nadzieja Burbonów.

Czym właściwie byt kongres?

Dyskusja wokół dzieła kongresu nieprędko zapew-
ne wygaśnie. Najpierw pojawia się pytanie, czym wła-
ściwie był kongres, którego nigdy oficjalnie nie otwar-
to ani nie zamknięto: parlamentem europejskim, zjaz-
dem monarchów czy spotkaniami, mniej lub bardziej
oficjalnymi, kilku polityków decydujących o obliczu
Europy? Czy kongres to dyrektoriat, czyli komitet czte-
rech (Rosja, Austria, Prusy, Anglia), a od stycznia
1815 roku komitet pięciu (z udziałem Francji)? Czy
raczej komitet ośmiu (piątka powiększona o Hiszpa-
nię, Szwecję i Portugalię), a może komisja ogólna zło-
żona z dziesięciu komisji roboczych przygotowują-
cych szczegółowe materiały? Gdzie zapadały kluczowe
decyzje i kto je ostatecznie podejmował?

58

Najważniejszy - zdaniem wielu historyków - by}
gabinet Mettemicha (H. Kissinger, W. Zajewski), miej-
sce codziennych niemal spotkań czterech, a następnie
pięciu ministrów spraw zagranicznych (tym piątyir
był oczywiście Talleyrand). To w tym gronie zapadał)
najważniejsze decyzje i prowadzono najsekretniejsz<
rozmowy. Dla Gordona A. Craiga kongres to właści
wie ogół negocjacji (choć i on przyznawał, że te u Met
ternicha były najważniejsze), dla wielu innych - tur
niej interesów, wielka gra największych ówczesnyci

polityków.

Napisano o nich wiele, rzadko chwaląc, częście
ganiać. Hardenbergowi wytykano głuchotę, Aleksan
drowi schizofrenię, a Stewartowi żenującą nieznajo
mość mapy. Nazywano ich "perfumowanymi sklepi
karzami na dyplomatycznym rynku" i - dwóch przy
najmniej - geniuszami (Talleyranda i Mettemicha
Dla jednych badaczy kongres był właściwie pasmer
przewag austriackiego ministra i jego monumenta^
nym pomnikiem (F. Herre), dla innych (R. Kosseleci
- pojedynkiem pomiędzy hrabią Castlereagh a Al<
ksandrem I, największą potęgą morską i największ

lądową.

W Wiedniu o epoce napoleońskiej chciano jak na
szybciej zapomnieć. Nie zapominano jednak o "koń
pensatach" dla zwycięzców i korektach granic. Franc
mogłaby na tym ucierpieć, toteż Talleyrand tłumaczy
że nie może ona odpowiadać za czyny rewolucji i N,
poleona, gdyż sama była ich ofiarą, a Burbonowi
Ludwik XVI i Maria Antonina, stracili wtedy życi
W rezultacie legitymizm stał się jedną z dwóch zasai
na które w Wiedniu stale się powoływano. Wład;

monarchiczna jest niezbywalna, monarchowie, któn
stracili trony, powinni na nie powrócić, a wraz z nir
stare porządki, żeby przez restaurację świat znów mó

wyglądać tak jak dawniej - na tyle przynajmniej, na
ile było to możliwe.

Pomiędzy legitymizmem i równowagą sil

Historycy lubią przypominać, że w Wiedniu co in-
nego nieraz mówiono, a co innego robiono; że o legi-
tymizmie nieraz dyplomatycznie zapominano; że nie
przywrócono korony Cesarstwa Rzymskiego Narodu
Niemieckiego i - o zgrozo! - potwierdzono wiele
tytułów nadanych przez Napoleona (koronę królew-
ską zawdzięczali mu m.in. bawarscy Witteisbachowie).
Natomiast Wettinów, wiernych Napoleonowi, ukara-
no, odbierając im olbrzymią połać państwa. W wielu
przypadkach wreszcie od legitymizmu ważniejsze by-
ło co innego: kompensaty dla zwycięzców (część Sak-
sonii przejmowały Prusy) lub druga z kardynalnych

wiedeńskich zasad: równowaga sił.

Równowaga sił (balance ofpower) to, jak wiadomo,
stara zasada polityki angielskiej, każąca czuwać, aby
na kontynencie nikt nie dominował nad nikim. W Wied-
niu jednak zasada ta przez Anglię reprezentowana by-
ła raczej w ogółach, w szczegółach natomiast urze-
czywistniana przez Klemensa Metternicha, który, sto-
sując ją umiejętnie, chciał zapewnić Europie pokój. To
właśnie w imię równowagi sił Metternich nie przy-
wrócił korony rzymskiej Habsburgom i opierał się roz-
maitym pomysłom zjednoczenia Niemiec. Dla równo-
wagi wycofał wojska austriackie znad Renu i ustalił
tam granicę pomiędzy Francją a Prusami.

Niewątpliwie ów Nadreńczyk wychowany w kul-
turze francuskiej był - jak ogół ówczesnych arysto-
kratów - kosmopolitą przywiązanym do starych form
i obyczajów. H. Kissinger nazywa go "rokokową fi-

60

gurą", ale nie zaprzecza pragmatyzmu, a za horyzont;

myślowe nieustannie chwali. Podobnie zresztą ja!
F. Hartau czy F. Herre, dla którego był on nie tylk<
"orędownikem pokoju", ale kimś w rodzaju ojca du
chowego dzisiejszej Unii Europejskiej.

Był Metternich konserwatystą, nie był jednak re
akcjonistą. Fenomenalnie inteligentny, cenił ład i hai
monię. Mówił, że nie lubi żadnej zmiany i smuci g(
nawet to, że zmieniają się pory roku. Nie zamierza
jednak nawiązywać do osiemnastowiecznej, kau
nitzowskiej idei koncertu mocarstw, opartego na pc
rozumieniu austriacko-francuskim (mimo iż wnuczk
Kaunitza, Eleonora, była jego żoną). Chciał osłabi
parcie Francji na wschód, a Rosji na zachód, Prusy za
uwikłać w Związek Niemiecki, a na jego czele posta
wić czuwającą nad wszystkim Austrię.

Ostatecznie sprawę niemiecką - jedno z najtrud
niejszych zagadnień kongresu - sprowadził w pral<
tyce do Związku Niemieckiego. Mieszczaństwo nit
mieckie chciało, rzecz jasna, więcej niż oferował Zwie
zek Reński, sprawny gospodarczo i wyposażeń
w nowoczesne francuskie prawa. W końcu nie po t
Niemcy niedawno jednoczyli się przeciw Francuzów
by teraz otrzymać mniej, niż on dawał. Chodziło o t(
że Metternich wcale nie zamierzał tych oczekiwań spe
nić. Po pierwsze dlatego, że uczucia narodowe uważi
za szkodliwe dla ładu i spokoju w Europie, za silni
powiązane z rewolucją i wzniecane sztucznie prze
radykałów i demokratów ("są najzręczniejszymi lud;

mi, by wszystko stracić i najbardziej niezdolnymi, b
cokolwiek uratować"). Po wtóre dlatego, że zjednc
czonych Niemiec nijak nie dałoby się wpisać w idę
równowagi, gdyż czynnik byłby to zbyt potężny. Zd<
cydował się więc na zjednoczenie połowiczne i w di
żym stopniu fikcyjne: Związek Niemiecki, luźną fed<




rację 35 państw i 4 wolnych miast, ze stałym dwuiz-
bowym sejmem (Bundestag) i arcyskomplikowaną stru-
kturą wewnętrzną. W rezultacie w skład Związku Nie-
mieckiego weszli królowie: Anglii, Holandii i Danii
(jako właściciele Hanoweru, Luksemburga i Holszty-
nu), a nie weszły ani Czechy należące do Austrii, ani
Wielkopolska należąca do Prus oraz inne obszary uz-
nane za etnicznie nieniemieckie. Przewodnictwo przy-
znano Austrii, inicjatywę zatrzymał Mettemich.

Sprawa polska na kongresie wiedeńskim budziła
nie mniejsze namiętności. Co zrobić z Księstwem War-
szawskim, "ponapoleońską resztówką", na którą w ca-
łości ochotę miał car Aleksander, zachęcany do tego
przez Adama Czartoryskiego. Anglia rywalizująca
z Rosją przedstawiła aż trzy projekty w sprawie Polski
(w tym jej odbudowy w granicach z 1772 r.), licząc,
że pokrzyżuje w ten sposób ambicje cara i skłóci go
z Prusami. Z pozoru plan obmyślany był sprytnie.
Księstwo bowiem składało się z ziem zaboru pruskie-
go i nie należało się raczej spodziewać, że Prusy -
nawet na rzecz Rosji - łatwo z nich zrezygnują. Nie
przypuszczano tylko, że wyżej jednak postawią Sak-
sonię, którą Wettinowie, wierni sojusznicy Napoleona,
mieli właśnie stracić. Królowi Fryderykowi Augusto-
wi I szykowano już nawet papieskie legacje, Prusy zaś
dla tej sukcesji gotowe były na wiele przystać.

Ostatecznie - jak wiadomo - Prusy otrzymały
mniej niż chciały. Wettinowie byli w końcu starą eu-
ropejską dynastią. W ich obronie stanęła Francja, po-
wołująca się na legitymizm (a naprawdę lękająca się
wzrostu potęgi Prus) i w efekcie Prusy dostały "tylko"
2/5 Saksonii i 850 tyś. "dusz saskich", otrzymując do-
datkowo zachodnie ziemie Księstwa Warszawskiego.
Austria zajmowała obwód tamopolski i saliny wielic-
kie. Resztę zaś - największą część ziem polskich -

62

zagarnęła Rosja, która utworzyła Królestwo Polskh
i nadała mu "rozciągłość wewnętrzną", jaką car uzna
za stosowną. Poza podziałem pozostał Kraków, któr^
w imię równowagi sił, po wielu sporach, ogłoszone
wolnym miastem.

W ten sposób rozwiązano sasko-polski węzeł. Pni
sy otrzymały jeszcze Nadrenię, Westfalię, Pomorz<
szwedzkie i Rugię, Austria zaś Lombardię, Wenecji
i Dalmację. Przywrócono Państwo Kościelne. Do po
mniejszych państw włoskich powracali Habsburgowie
Przez czas jakiś utrzymał się jeszcze marszałek napo
leoński i król Neapolu Joachim Murat. Ostatecznie jed
nak, pokonany przez Austriaków pod Tolentino (w ma
ju 1815 r.), stanął przed plutonem egzekucyjnym. Ne
apol zaś pod berłem Ferdynanda Bourbona połączon<
z Sycylią, tworząc Królestwo Obojga Sycylii, poddan
- podobnie jak cały prawie półwysep - wpływon
Austrii.

Inne sprawy, nie tylko terytorialne, rozstrzygnie
to już łatwiej. Zgodzono się więc na połączenie Belgi
z Holandią i Norwegii unią personalną ze Szwecji
nagradzając w ten sposób wiarołomnego marszałk
Napoleona, Jeana Bemadotte'a (który w Szwecji przy
jął imię Karola XIV). W imię równowagi sił ogłoszeń
"wieczystą" neutralność Szwajcarii, a dla ułatwieni
stosunków międzynarodowych opracowano regułami
dyplomatyczny, unormowano wiele zwyczajów i pc
wołano do życia urząd ambasadora.

Akt końcowy podpisano 9 czerwca 1815 roku. Pić
nem kongresu był ład wiedeński, chwalony przez h
storyków za konstrukcyjną solidność i trwałość, oparł
na równowadze sił i na restauracji, łączący porząde
zewnętrzny z wewnętrznym. Solidniejszy - jak si
później okazało - zarówno od ładu wersalskieg
(zwanego, nie całkiem słusznie, "pokojem Clemei




ceau"), który nie przetrwał nawet międzywojnia, po
I wojnie światowej, jak i porządku jałtańskiego po H woj-
nie światowej, który rozpadł się na naszych oczach.

'
Święte Przymierze

Święte Przymierze uchodzi czasem za dopełnienie
decyzji wiedeńskich, a dla wielu studiujących historię
niemal za ich symbol. Kto jednak ów symbol powołał
do życia - dokładnie nie wiadomo. Ojców bowiem
wskazywano kilku. Najbardziej zaś podejrzany, car
Aleksander I, do autorstwa się nie przyznawał skrom-
nie dodając, że najpewniej należy się ono... Panu Bogu.

Jeśli jednak Boga wyłączymy, to podejrzanym, choć
nie jedynym, stanie się bliski wówczas przyjaciel Alek-
sandra, Adam książę Czartoryski. Pomoc wzajemna,
obowiązek pokojowego rozstrzygania konfliktów, za-
sada interwencji - wszystko to bowiem były płody
myśli naszego rodaka, który wierzył, że na racjonali-
zacji sztuka polityki może tylko zyskać (A. Skowro-
nek). Innym podejrzanym byłby znany nam już Cast-
lereagh, który w marcu 1814 roku na zjeździe w Chau-
mont doprowadził do przymierza czterech mocarstw
(Rosji, Anglii, Austrii i Prus), inicjując system zbioro-
wego bezpieczeństwa. Największym podejrzanym był
jednak sam Aleksander I, "Anioł Pokoju" i "cesarz
jakobinów", dla jednych - mistyk, ulegający wpły-
wom rozmaitych szarlatanów, zwłaszcza Julianny von
Knidener, dla innych - człowiek chory na schizofre-
nię (H. Nicolson, G. Craig). Natomiast rola Metterni-
cha wydaje się mniejsza: gdy projekt stosownego tek-
stu był już gotów, naniósł poprawki i doprowadził do
jego przyjęcia, co ostatecznie nastąpiło 26 września

1815 roku.
64

Dokument miał piękną stylizację i zawierał myśli,
które urzekały. "W imię Najświętszej i Niepodzielnej
Trójcy" łączyli się monarchowie katolickiej Austrii, pra-
wosławnej Rosji i protestanckich Prus. Odwoływano
się do nakazów miłości, sprawiedliwości i pokoju. Prze-
mawiano w duchu "ekumenicznym" (wywołując za-
strzeżenia Piusa VII) i deklarowano wszem i wobec
solidarność braterską.

Do wzniosłej frazeologii dokumentu car Aleksan-
der przywiązywał dużą wagę, Metternich - o wiele
praktyczniejszy - mniejszą. Pierwszy reprezentował
w Przymierzu problematyczny liberalizm (który kazał
mu nadać Królestwu Polskiemu konstytucję), drugi -
pragmatyczny antykonstytucjonalizm (który kazał mu
konstytucje właśnie zwalczać). Obu zaś przerażały
konspiracje i spiski: zrazu karbonaryzm, a później
właściwie każda ich forma przyjmowana w środowi-
skach studenckich, wojskowych, szlacheckich czy
mieszczańskich; przerażały wszakże z nieco innych
powodów: Aleksandra, bo burzyły jego wyideali-
zowany obraz świata, a Metternicha, bo czuł się po-
wołany, by z nimi walczyć.

Z czasem Święte Przymierze stawało się instru-
mentem nie tyle Aleksandra, ile Metternicha, zwłasz-
cza gdy ruch rewolucyjny zaczął przybierać na sile,
Buntowali się studenci niemieccy, burzyli Włosi, a Po-
lacy, którym Aleksander nadał konstytucję, nie oka-
zywali wdzięczności. Wyglądało na to, że istotnie cho-
dzi o "wojnę śmiertelną starego z nowym" (F. Gentz),
a że Metternich był w tej wojnie skuteczny, Aleksan-
drowi wyraźnie to imponowało.

Idea Świętego Przymierza - nie od początku jas-
na - klarowała się zarówno na zjazdach, jak i w wal-
ce o utrzymanie konserwatywnego porządku
W 1818 roku w Akwizgranie spotkało się Czwórprzy-

mierze. W 1819 roku w Karisbadzie zaostrzono repre-
sje wobec ruchu studenckiego w Niemczech. Z po-
czątkiem 1820 roku wybuchła rewolucja w Hiszpanii,
a następnie w Królestwie Obojga Sycylii, Portugalii,

Piemoncie i w 1821 roku 'w Grecji.

"Doktryna interwencji" czy prototyp
Ligi Narodów?

Jesienią 1820 roku w czeskiej Opawie (Troppau)
spotkali się car Aleksander, cesarz Austrii Franciszek
I i król pruski Fryderyk Wihelm III, wszyscy z mini-
strami i doradcami, by zastanowić się nad sytuacją
w Europie. W protokole zamykającym obrady stwier-
dzono, że w razie potrzeby legitymizm przywróci się
nawet siłą i że nasili się walkę z rewolucją, liberali-
zmem i konstytucjonalizmem. W rezultacie car był już
mniej skory popierać Greków przeciw Turkom, a Au-
stria bardziej chętna do wysłania wojska przeciw kar-

bonariuszom.

Na dwóch następnych kongresach Świętego Przy-
mierza: w Lublanie (w 1821 r.) i Weronie (w 1822 r.),
powrócono do kwestii interwencji zbrojnej. Aura wo-
kół niej była już jednak gorsza, dominacja Mettemicha
zaczynała bowiem drażnić cara. Z kolei Mettemicha
drażniła postawa króla pruskiego, który nikomu nie
chcąc się narazić, żadnej inicjatywy nie przejawiał.

Później okazało się, że protokołu opawskiego nie
uznała Anglia, której nowy minister spraw zagranicz-
nych George Canning był przeciwnikiem interwencji,
a do Świętego Przymierza odnosił się z rezerwą. Do-
prowadził natomiast do zbliżenia Anglii z Rosją i uz-
nania (w 1825 r.) przez oba te państwa faktycznej nie-
zależności Grecji, co Mettemich nazwał moralną ka-

66

tastrofą, a wielu historyków, w ślad za nim, formalnyn
końcem Świętego Przymierza (bo Grecja nie tylko niele
gitymistycznie oderwała się od Turcji, ale na domia
stała się państwem "konstytucyjnym"). Tymczasen
W. Zajewski słusznie zwrócił uwagę, że tłumiąc pow
stanie listopadowe w Polsce, Mikołaj I "doskonale re
alizował formułę zbrojnej interwencji". Mettemic]
zaś, gdy emocje opadły, z myślą o Świętym Przymie
rzu wcale się nie rozstawał. W 1833 roku na zjeździ
w Mlinchengratz przejściowo je nawet umocnił. Od
niósł też olbrzymi sukces osobisty: Mikołaj I, car bar
dzo wyniosły, publicznie nazwał go "swoim szefem'
i prosił o rady i wskazówki.

Nie jest pewne, czy po Mlinchengratz Rosja otrzy
mała wolną rękę na Bałkanach, a Austria we Wło
szech. Pewne jest natomiast, że to właśnie Mikołaj
przyszedł w sukurs Austrii ogarniętej powstaniem we
gierskim w 1849 roku, gdy chwiał się habsburski tron
a narody upomniały się o swoje prawa. Wtedy te;

pod potężnymi ciosami rewolucji upadł Mettemich -
"opoka porządku", jak sam lubił o sobie mówić i "je
dyny naprawdę wielki arcykonserwatywny mąż sta
nu", jak mówił o nim Wilhelm von Humboldt. W na
stępnych latach idea Świętego Przymierza miał;

wprawdzie jeszcze wielu zwolenników, ale nie miał;

już obrońców. Mniej dbano o solidarność monarchóv
i rzadziej skrywano pod tym szyldem imperialne am
bicje. Wojna krymska (1853-1856) nie pozostawiała c(
do tego złudzeń. Późniejsze plany trójcesarskie Bis
marcka również.

W ocenie Świętego Przymierza nie ma wśród hi
storyków zgody. Jedni eksponują ideę pokoju i arbi
trażu, drudzy - Opawę i zasadę interwencji; pierws
- podobieństwo do Ligi Narodów, a nawet ONZ, dru
dzy - winę za opóźnienie procesów państwotwór




s^ras^^s-s

ŁSS^^p^^^

łatwych do pogodzenia, ale składających się n )
i to samo zjawisko.


IV

Zachodzące i wschodzące potęgi:

Austria i Prusy

W cieniu Mettermicha

Cesarstwo austriackie było po 1815 roku naturairi
ostoją porządku wiedeńskiego. Na jego straży st<
wszechpotężny Mettemich, wspierał go z wysokcśi
tronu Franciszek I, a na gruncie wewnętrznym strzec
szef policji Joseph Sedinitzky. Jeśli nie liczyć ewołuc
państwa od absolutyzmu oświeconego do systemu p(
licyjnego, zmieniało się niewiele. W stosunkach wi
wnętrznych panował zastój. Życie publiczne był
skromne.

Bawaria, Badenia i Wirtembergia urządziły się in<
czej. Tam władcy poszli w ślady Ludwika XVIII i ogł<
sili konstytucje/ wzorowane na jego karcie konstyti
cyjnej. Na ich mocy ludności przyznano pewne sw<
body. Dbano przynajmnej o pozory.

Mettemich - w stosunkach wewnętrznych nie te
zgrabny, jak w polityce zewnętrznej - o pozory n
dbał. Pod jego okiem rozpanoszyła się cenzura, zdi
szono prasę i okrawano niewinne nawet sztuki teatra
ne. Gdy więc w powieści albo sztuce negatywną post
cią był hrabia (lub ktoś stojący od niego wyżej), cenzu




natychmiast interweniowała i z hrabiego robiła barona,
by hrabiemu nie uwłaczać. Nie oszczędzała też pisarzy
starożytnych, Liwiusza czy Salustiusza, gdy zdradzali
sympatie do republikańskiego Rzymu, ani ludzi nie-
prawomyślnych, których wsadzano do więzień lub za-
wracano na granicy. Tam też konfiskowano książki i za-
trzymywano druki. Toteż Austrię, otaczaną murem,

zaczęto niebawem nazywać Chinami Europy.

O sztuce tamtego czasu wyrażano się na ogół lek-
ceważąco. Literaturze wytykano przyziemność i niskie
loty, architekturze koszarowość, a malarstwu wtómość
i banał. Honoru literatury bronił właściwie tylko Franz
Grillparzer, malarstwa Moritz Schwind i tylko muzy- i
ka broniła się sama, szczycąc się zarówno wielkimi j
dziełami Ludwiga van Beethovena, jak i pogodnymi "
wiedeńskimi walcami Johanna Straussa (seniora) i Jo-

sepha Lannera.

Biedermeier był niemiecką kulturą mieszczańską, ko-
jarzoną głównie z przedmiotami codziennego użytku:

masywnymi, wygodnymi meblami, naczyniami stołowy-
mi i rozmaitymi bibelotami. Literacki Gottiieb Bieder-
meier, stworzony przez Ludwiga Eichrodta, to postać
symbolizująca niemieckiego filistra, człowieka poczci-
wego, ale niezbyt rozgarniętego, zanurzonego w co-
dzienności i pozbawionego marzeń. Dla Mettemichabył
to niewątpliwie ideał. Mieszczanie bowiem mieli "pora-
stać tłuszczem", a nie knuć i spiskować. Mieli żyć i uży-
wać żyda, a nie zmieniać świat i budować barykady.

W historiografii austriackiej erę Mettemicha okre-
śla się zazwyczaj terminem Yormarz ("okres przed-
marcowy"), co implikuje przesadną chyba niechęć do
"woźnicy Europy". Niektórzy historycy winią go za
niemal wszystkie niepowodzenia Austrii jeszcze pięć-
dziesiąt lat po jego śmierci: za anemię austriackiej tra-
dycji liberalnej i słabość instytucji państwowych, ana-

70

chroniczne struktury społeczne i rozmaite defekty w go-
spodarce; za to, że nie lubił zmian (i regułę "rządź
i niczego nie zmieniaj" uczynił leitmotivem polityki
austriackiej) i za to, że na tron wprowadził nieszczęs-
nego epileptyka, cesarza Ferdynanda; także wreszcie
za to, że Austrią z jego inicjatywy rządziła skleroty-
czna "rada starców", czteroosobowa Konferencja Pań-
stwowa (Staatskonferenz), złożona z dwóch nieudol-
nych arcyksiążąt (Franciszka Karola i Ludwika) i dwóch
nienawidzących siebie arystokratów: Mettemicha, któ-
ry kierował sprawami zagranicznymi, i Franza Kolow-
rata, który prowadził sprawy gospodarcze.

Dziś już nie za wszystko, co w polityce złe lub nie-
udane, obarcza się Mettemicha. Cenzura była rygory-
styczna, ale - jak podkreślił S. Grodziski - dotyczyłc
przede wszystkim gazet (i mniejszych druków w ogó
le), a nie książek (w słusznym przekonaniu, że małe
kto je czyta). Sukcesy w polityce wewnętrznej miał Met
temich niezbyt imponujące, ale za to w zewnętrznej -
niewątpliwe, mimo błędów i pomyłek. To w końcu ni<
kto inny postawił Austrię na czele Związku Niemiec
kiego, wyprowadził ją na czoło w Europie i przez trzy
dzieści lat nadawał znamię czasom. Yormdrz bowien
to Metternich, niezależnie od wszystkich ocen.

Pod względem gospodarczym Austria wypadał;

już mniej świetnie. Trzymano się bowiem gospodark
folwarczno-pańszczyźnianej, zwlekano z reformam
i nie sprzyjano - jak to działo się w Prusach - indy
widualnym regulacjom pomiędzy dworem a wsią
W rezultacie nie było żadnej polityki rolnej. W Austri
Górnej i Dolnej, w Czechach i na Morawach przewa
żały czynsze, w Tyrolu nie znano pańszczyzny, a n
Bukowinie i gdzie indziej panowała ona w najlepsza
Wydajność wszędzie była niska, a sprawa chłopska
od czasów Józefa II - pozostała nietknięta.




Pruski kapitalizm

Fryderyk Wilhelm III, król pruski, był o wiele mniej
inteligentny od Mettemicha, a jednak zrozumienie dla
spraw gospodarczych miał większe. Nigdy wpraw-
dzie nie zrozumiał wagi budowy kolei, bo uważał, że
to bez różnicy, czy do Poczdamu dojedzie się dwie
godziny wcześniej czy później, ale reformatorów

wspierał, choć ich zwykle nie lubił.

Z imieniem jednego z nich, barona Karla vom und
zum Steina, wiążą się ważne w historii Prus reformy.
W 1807 roku edyktem październikowym zniesiono dzie-
dziczne poddaństwo chłopów (dając chłopom swobodę
poruszania się, wyboru zawodu i dysponownia ziemią).
Szlachcie przyznano swobodę wyboru zawodu bez utra-
ty przywilejów stanowych. W 1808 roku wydano roz-
porządzenie królewskie o samorządzie miast i podziale
rządu na ministerstwa. Potem zaś - już z inicjatywy
Karla Augusta von Hardenberga - ogłoszono całą serię
ustaw i edyktów, które precyzowały położenie chłopa.
Z 1811 roku pochodzi tzw. regulacja, uwolniająca od
pańszczyzny chłopów posiadających grunty niedziedzi-
czne (które pod pewnymi warunkami mogły stać się
ich własnością), z 1816 roku natomiast ostatnie, drob-
niejsze już reformy agrarne. W rezultacie na wsi pruskiej
zatriumfował kapitalizm. Obok folwarków szlacheckich
powstały wielkie gospodarstwa chłopskie. Pojawiła się
wolna siła najemna, rekrutująca się z najuboższych chło-
pów, istniał niczym nie skrępowany obrót ziemią.

W nauce historycznej panuje pogląd, że u początku
wszystkich tych zmian legł wstrząs wywołany pogro-
mem Prus przez Napoleona w 1806 roku (M. Waw-
rykowa). Chcąc uratować Prusy, Stein, Hardenberg
i inni postanowili je unowocześnić. Żeby je skutecznie
podnieść z upadku, należało je zreformować.

W 1815 roku mieszczaństwo niemieckie liczyło, ż
na tym modernizacja się nie skończy, że nastąpią re
formy liberalne, a Niemcy - od stuleci podzielone
wreszcie się zjednoczą. Gdy jednak nic z tego nie wy
szło i miast zjednoczenia powstał "Związek Książa
i Królów Niemieckich" (jak ironicznie nazywano Zwie
zek Niemiecki), przeżyło zawód i w różnym stopni
przeszło na stronę opozycji. Po 1815 roku ośrodkier
mieszczańskiej opozycji stały się nie tyle parlament
krajowe, ile uniwersytety i organizacje studenckie (Bul
schenschaften). Żądano wolności słowa, zgromadzę
i druku, a także złamania partykularyzmów dziele
cych Niemcy oraz "ożywienia narodowej wspólnoty'
Na uczelniach utrzymywało się napięcie. Kilkakrotni
interweniowało Święte Przymierze. Niektórych lib(
rainie nastrojonych profesorów zwolniono z pracy.

W 1817 roku w Wartburgu odbył się zjazd niemie(
kich burschenschaftów z udziałem studentów i prc
fesorów z Berlina, Halle, Jeny i innych ośrodków. N
uczestników posypały się represje. W 1819 roku, gd
student Kar! Sand zamordował carskiego agenta, zni(
nawidzonego przez młodzież dramaturga Augusta vo
Kotzebue, represje rozszalały się na dobre. Tym razer
ruch studencki chciano zdusić w zarodku, zakazan
więc wstępowania do burschenschaftów/ relegowan
osoby najbardziej podejrzane, a od nowo przyjmow*
nych pedagogów żądano specjalnych zezwoleń wład
- dowodów lojalności.

Związek Celny i diagnoza Mettemicha

Fryderyk Wilhelm III miał powiedzieć kiedyś, i
Metternicha uważa również za swojego ministra. Jeś
tak, to Związkowi Celnemu, utworzonemu w 1834 n




ku, powinien przyjrzeć się uważniej. Prusy bowiem l
dokonywały nie tylko zjednoczenia gospodarczego
państw północnoniemieckich, ale stawały na jego cze-
le. Obok istniejącej już hegemonii austriackiej ustana-
wiały własną, solidnie zakorzenioną. Gospodarka wy-
przedzała politykę. Fryderyk Wilhelm III mógł nie zda-
wać sobie z tego sprawy - dla Prus nie było to
groźne. Groźne było dla Austrii i dlatego to "prze-
oczenie" Mettemicha, a raczej brak przeciwdziałania
był karygodny. Tymczasem w 1840 roku na tron pruski
wstąpił Fryderyk Wilhelm IV, pozujący za młodu
na romantyka, chyba inteligentniejszy od swego
poprzednika, a na pewno od niego wrażliwszy. Wśród
mieszczaństwa szybko obudził wielkie nadzieje i -
niestety - równie szybko je zgasił. Nie myślał bo-
wiem nadawać konstytucji i odmawiał zwołania
przedstawicielstwa stanów. Miał nadto głęboki kom-
pleks Habsburgów i choć zwolenników mu nie bra-
kowało, na przewodnika sprawy niemieckiej się nie

nadawał.

Tymczasem"stary porządek" trzeszczał nie tylko

w Austrii i Prusach. W Europie do powstań zrywali
się Belgowie i Polacy, niepokoili Włosi, Węgrzy i Chor-
waci. Mazzini organizował ludy przeciw dworom
i Mettemich - ostoja i symbol tego porządku - już
na rok przed Wiosną Ludów nie miał złudzeń. "Jestem
starym lekarzem - mówił - i umiem odróżniać cho-
roby przejściowe od śmiertelnych. My cierpimy na cho-
robę śmiertelną".

To "my" w dalszej perspektywie znaczyło przede

wszystkim Austria. Prusy bowiem wielką historyczną
rolę miały dopiero przed sobą. Austria już za sobą.
Czas Metternicha właśnie mijał. Czas Bismarcka, uro-
dzonego w roku kongresu wiedeńskiego, miał dopiero

nadejść.


V

U progu wielkiej modernizacji
- ludzie, gospodarka i kultura
w pierwszej połowie XIX wieku

Koniec epoki drewna

Jednym z najważniejszych wydarzeń XVIII wieku
była niewątpliwie rewolucja przemysłowa w Anglii.
Poprzedziła ją o stulecie wcześniejsza rewolucja bur-
żuazyjna. Tę drugą ułatwiła pierwsza: przemysłową
- polityczna i społeczna (L. Bazylow). Obie zaś zło-
żyły się na długi proces modernizacji, który nie tylko
wysunął Anglię na pierwsze miejsce w świecie, ale
i zapewnił przewagę nad kontynentem mierzoną
w dziesiątkach lat.

Modernizacja - termin bardzo dziś modny - to
droga od zacofania "ku nowoczesności" (N. Davies),
to także widoczne przyspieszenie tempa rozwoju go-
spodarczego: fabryka na miejscu manufaktury; para
zamiast owsa; koleje, huty i węgiel - "miara wszyst-
kich rzeczy". Zaczęło się wszystko od przemysłu tek-
stylnego (a dokładniej bawełnianego), od mechanicznej
przędzarki i rosnącej stale liczby wrzecion. W 1812 roku
Anglia miała ich już 4 min, Niemcy jeszcze w pół
wieku później - zaledwie 500 tyś. Pomysł gonił po-
mysł. Trwał ustawiczny proces ulepszania maszyn.




Słynna "Jenny" (Jamesa Hargreavesa) to przędzarka,
na której można było pracować jeszcze w domu. Na-
stępne były już coraz większe, wymagały hal fabry-
cznych. Richard Arkwright wprowadził napęd wod-
ny, a od 1790 roku parowy. Edmund Cartwright za-
stosował krosno mechaniczne. W rezultacie wzrósł
popyt na żelazo i węgiel, a spadł na drewno, którego
zresztą zaczynało brakować. W historii cywilizacji -
tak jak ją pojmował Lewis Mumford - dobiegła koń-
ca epoka drewna, zaczęła się epoka żelaza. W 1770 ro-
ku na głowę statystycznego Anglika produkowano
4 kg żelaza, w 1820 roku - już 25 kg (K. Piesowicz).
W tym samym roku - po raz pierwszy w dziejach -
liczba maszyn i narzędzi z żelaza przewyższyła liczbę
maszyn i narzędzi drewnianych. Nastąpił przewrót
w hutnictwie. Węgiel kamienny zastąpił węgiel
drzewny. Pojawiły się wielkie piece (pudlingowe),
a szybkie walcowanie żelaza zastąpiło żmudne kucie.

Nie ma przesady w twierdzeniu, że Anglia na po-
czątku XIX wieku zapewniła sobie przewagę w świe-
cie na sto lat. Tak znacznie bowiem wyprzedziła in-
nych w przemyśle tekstylnym i hutnictwie, a także
w wielorakim zastosowaniu maszyny parowej - głoś-
nego wynalazku Jamesa Watta (z 1769 r.) - w prze-
myśle, transporcie i komunikacji.

Początki kolejnictwa

Za "ojca" kolei żelaznych uznać należałoby wyna-
lazcę George'a Stephensona, który w 1814 roku zbu-
dował pierwszy parowóz. Za datę narodzin komuni-
kacji kolejowej uznano rok 1825, kiedy to otwarto pier-
wszą linię kolejową, łączącą Darlington i Stockton
(w północnej Anglii). Dziesięć lat później mówiono

76

i

l

już o gorączce budowy nowych linii. W 1837 roki
otwarto połączenie Liverpool-Birmingham, w 1838 ro
ku Londyn-Birmingham. Niewiele później powstah
linie kolejowe w Belgii, w Niemczech, a także w Rosji
choć zrazu były to raczej koleje lokalne (a niekiedy
dostępne tylko dla nielicznych, np. z Petersburga d(
Carskiego Sioła czy z Wiednia do Schónbrunnu)
W latach czterdziestych ruszyły połączenia daleko
bieżne: z Berlina do Lipska, Wrocławia i Szczecina
z Paryża do Bolonii i Brukseli, z Wiednia do Warsza
wy i wiele innych.

W rezultacie kolejnictwo rychło stało się dla państv
niemieckich tym, czym dla modernizacji w Anglii by
przemysł tekstylny. Pociągnęło za sobą inne gałęził
przemysłu. Ożywiło hutnictwo i przemysł maszyno
wy. Dopomogła zaś tym procesom "pruska droga d(
kapitalizmu" - zniesienie poddaństwa w Prusaci
(w 1807 r.), reformy uwłaszczeniowe na wsi, a takż<
utworzenie Związku Celnego (w 1834 r.)/ ułatwiają
cego handel na terenie północnych Niemiec.

Francja na drogę modernizacji wkroczyła wcześ
niej, ale rozwijała się nieco wolniej niż Niemcy. Dobr<
rezultaty uzyskiwała w przemyśle płóciennym, jedwab
nym i tkackim, słabsze jednak w kolejnictwie i hut
nictwie - nierzadko przy udziale robotników i inży
merów angielskich, czasem za angielskie pieniądze.

Jeśli pierwszeństwo Anglii w tym wyścigu nie ule
ga wątpliwości, to równie pewna staje się stopniowe
druga pozycja Stanów Zjednoczonych. Wojny napo
końskie dobrze im służyły, bo absorbowały Anglię
Brak dziedzictwa feudalizmu sprawiał, że nie trzebi
było rozbijać starych struktur. Przestrzenie były ogrom
ne, podbój ludności indiańskiej - względnie łatwy
Długość linii kolejowych rosła w zawrotnym tempie
W 1840 roku wynosiła już 4510 km (Anglia miała wte




dy 1350 km), po dziesięciu latach - 14 600 km (przy

10 650 km linii angielskich).

Koleje powstawały zresztą wszędzie: w zacofanej

Rosji i w nieźle rozwijającej się Lombardii; w biednej
Hiszpanii i zamożnej, choć niewielkiej Belgii. Wszę-
dzie wywierały nie mniejszy wpływ na stan umysłów
i psychikę ludzi niż alfabet czy druk (K. Piesowicz).
Czy jednak były "koniecznym elementem przewrotu
przemysłowego" - nawet w tak fundamentalnej, zda-
wałoby się, kwestii zdania są podzielone (A. Mączak).

Do 1830 roku Anglia przeszła na produkcję ma-
szynową i silniki mechaniczne, a także na węgiel jako
źródło podstawowej energii; Francji, Belgii i państwom
niemieckim zajęło to jeszcze pół wieku. Przez cały ten
czas Europa pozostawała kontynentem rolniczym. Pro-
letariat wszędzie jeszcze stanowił niewielki procent
ogółu społeczeństwa. Modernizacja jednak docierała
również na wieś. Mechanizowało się przetwórstwo,
pojawiały się młyny parowe i maszyny parowe, a na-
stępnie mechaniczne olejarnie, cukrownie, piekarnie

i browary.

Płodozmian połączony z uprawą nowych roślin (pa-
stewnych i okopowych) zastosowano w Anglii i Nider-
landach już w XVIII wieku, w innych krajach w XIX
wieku (E. Kaczyńska, K. Piesowicz). Rośliny pastewne
dostarczały większych ilości pokarmu dla bydła, oko-
powe (ziemniaki i buraki) były wydajniejsze od tradycyj-
nych zbóż. W większych majątkach ziemskich pojawiły
się pierwsze maszyny rolnicze. Zaczęto stosować na-
wozy sztuczne. Rolnictwo stało się przedmiotem badań
i eksperymentów naukowych. W 1840 roku ukazało się
dzieło chemika niemieckiego Justusa Liebiga Chemia
z zastosowaniem do rolnictwa i fizjologii. Większa włas-
ność nadal zachowywała swą uprzywilejowaną pozy-
cję, chłopi zaś ulegali podziałom. Niektórzy na mo-

78

demizacji zyskiwali i bogacili się. Inni ubożeli i zasilaj
szeregi wiejskiej biedoty lub udawali się do miast.

Rodzi się proletariat

Ludzi biednych, zwłaszcza w miastach, szybko przy
bywało. Nie wchłaniały ich jeszcze manufaktury ar
fabryki. Zarobki robotników były zresztą niskie, prac
wyczerpująca, a warunki mieszkaniowe niewyobra
żarnie prymitywne. Aby utrzymać się przy życiu, w fa
brykach pracowały całe rodziny robotnicze: rodzic
i kilkuletnie dzieci. Praca trwała zwykle kilkanaści
godzin. Wynagrodzenie było niskie, a choroba czy ka
lectwo - przy braku ubezpieczeń - skazywały zwy
kle na los żebraczy. Proletariackie dzielnice nędzy ludzi
majętniejsi omijali z daleka. Niektórzy jednak próbo
wali przyjrzeć się im z bliska i byli przerażeni - chc
roby, śmierć, nędza i niewolnicza praca. Murzyńsl<
niewolnik w Ameryce ma lepiej - stwierdzał Benja
min Disraeli, a Thomas Huxley ujmie to jeszcze dc
sadniej: "gdyby mi pozostawiono wybór między ży
ciem dzikiego i biedaka we wschodniej dzielnicy Łon
dynu, bez namysłu wybrałbym pierwsze".

U niektórych robotnik wywoływał wstręt pomk
szany z fobią. Chętnych do pracy było dużo. Nieliczr
wprawdzie cywilizacyjnie awansowali, większość jed
nak tkwiła na samym dole drabiny społecznej i ni
miała widoków na odmianę losu. W robotniku ni
widziano jeszcze potencjalnego konsumenta. Jego pc
trzeby nie ważyły jeszcze na obrotach w handli
W Niemczech płacono mu mało "dla zasady", bo wyj
sze zarobki mogłyby go zdemoralizować, niskie za
miały moc dyscyplinującą: kto bowiem mało zarabia
ten lepiej się stara.

Rewolucyjne fobie - konserwatyzm

"Nie zaznał słodyczy życia, kto nie żył przed ro-
kiem 1789 - mawiał podobno Talleyrand. Nie wszy-
scy brali to tak lekko. Arystokracja i Kościół przeżyli
tragedię. Francja skąpała się we krwi. Rewolucja zni-
szczyła dawny świat i - co może jeszcze okropniejsze
- przeraziła wizją nowego. Co ją spowodowało? -
zdania wśród jej przeciwników były podzielone. To
owoc spisku garstki "występnych filozofów" - utrzy-
mywał Barruel, autor Historii jakobinizmu (przekonany,
że "ruchawkę" zgniecie się z pomocą Boga). To "dzieło
kilku wieków, nie kilku ludzi" - pisał Joseph de Mai-
stre, nazywający rewolucję "epoką rodzaju ludzkiego".

W 1790 roku ukazały się Rozważania o rewolucji we
francji Edmunda Burkę'a - "najlepszy lek na francu-
ską chorobę" (E. Gibbon), z czasem niemal "biblia"
europejskiego konserwatyzmu, dzieło obrócone prze-
ciw teorii, racjonalizmowi i prawom podmiotowym.
Rewolucja - pisał Burkę - to obsesja doktryny, któ-
rą niesłusznie wynosi się nad mądrość doświadczenia;

to tryumf racjonalizmu, który prowadzi do utylitary-
zmu i ateizmu, to wreszcie prawa, które się wymyśla,
nie oglądając się na tradycję i religię. A przecież tylko
patrząc na naszych przodków, możemy ujrzeć naszych
następców, tylko przez doświadczenie sprawdzić in-
stytucje publiczne i tylko po upływie czasu zweryfi-
kować racje.

W 1816 roku inny myśliciel konserwatywny, Kari

Ludwig von Haller, ogłosił pierwszy tom dzieła Re-
słauratłon der Staatswissenschaft (którego szósty tom uka-
zał się dopiero w 1834 r.). Haller porównał państwo
do rodziny, panującego do ojca (wprowadzając termin
"patrymonialny"), a społeczeństwo do jego dzieci zor-
ganizowanych w stany.

Joseph de Maistre - "rozumny kontrrewolucjoni-
sta" (J. Szacki) - najśmielej sięgał do wielkiej tradycji
filozofii chrześcijańskiej. Potępił prawa "wymyślane
przez człowieka" oraz dziedzictwo wieku "moralnej
i społecznej destrukcji" (jak pisał o XVIII stuleciu).
Wierzył, że Bóg bezpośrednio rządzi światem i że z je-
eo woli władzę sprawują monarchowie. Ponieważ jed-
nak ludzie są z natury źli, to władza nad nimi powin-
na być silna, a że jednocześnie są moralnie słabi, to
dla ich wewnętrznego umocnienia silny w państwie
powinien być katolicyzm. Kto zatem wywołuje rewo-
lucję - uważał de Maistre - ten występuje przeciw-
ko naturze, przeciwko państwu i przeciwko Bogu. Dla
tego me ma wybaczenia. Należy go po prostu zwal-
czać.

Zwolenników takich poglądów - od pisma "Con-
servateur" Chateaubrianda - nazwano nieco później
konserwatystami. Znaleźli się w tym gronie myśliciele
i praktycy polityczni, pisarze, malarze i publicyści, nie-
którzy - jak Mettemich czy Chateaubńand - powra-
cający po latach na łono Kościoła katolickiego i nama-
wiający teraz do przymierza "tronu z ołtarzem"; często
rzecznicy "dyktatury szabli, która jest bardziej hono-
rowa niż dyktatura sztyletu" (J. Donoso-Cortes); ob-
rońcy tradycji i starych zasad; przeciwnicy "dyktatury
chaosu" i rewolucji.

Doktryna braku doktryny - liberalizm

Z wyjaśnieniem terminów: liberalizm i liberalny
zawsze były kłopoty, znaczeń bowiem było wiele, od-
deni również. Liberalny znaczyło zarówno "pozbawio-
ny dyscypliny, ograniczeń, rygoru", jak i "tolerancyj-
ny, postępowy, nieszablonowy". Liberałem nazywano




zarówno człowieka "zbyt wolnomyślnego", jak i człon-
ka klasy ludzi wolnych. Jako termin polityczny libe-
ralizm pojawił się na początku XIX wieku/ gdy mia-
nem liberałów angielscy torysi (czyli konserwatyści)
nazwali wigów, porównując ich do hiszpańskiej partii
Liberales. Po 1815 roku liberałem był już każdy, kto
sprzeciwiał się systemowi Metternicha, nie godził się
na konserwatyzm, krytykował władze albo ład wie-
deński, kto był zwolennikiem wolnego handlu albo

sprzeciwiał się stanowisku kleru.

Ideologię wziął liberalizm z filozofii Oświecenia.

Są jednak badacze, którzy poszukując źródeł jego inte-
lektualnych inspiracji, sięgają do Thomasa Hobbesa, l
a nawet Machiavellego (P. Manent). Wszyscy jednak
podkreślają, że osią liberalizmu jest "jednostka i za-
pewnienie jej jak największej wolności w ramach pań-
stwa" (E. Arnold, A. Edwards, G. Roberts). Od Johna
Locke'a, "ojca liberalizmu", prawa człowieka są "pra-
wami naturalnymi", państwo zaś sprowadza się do
roli "stróża"; od Monteskiusza, twórcy "liberalizmu
arystokratycznego", mamy trójpodział władz (na usta-
wodawczą, wykonawczą i sądowniczą); a od Adama
Smitha, ekonomisty raczej niż teoretyka państwa, "li-
beralizm klasyczny", oparty na przekonaniu, że źród-
łem bogactwa jest praca, źródłem zaś dobrobytu spo-
łeczeństwa - dobrobyt jednostek.

Zasadą w gospodarce była wolna konkurencja, wol-
ność handlu i swoboda prowadzenia interesów, pod
warunkiem jednak, że wszyscy mają jednakowe pra-
wa, że nikogo nie chronią przywileje, da prohibicyjne
lub ochronne, a także ingerencja państwa. Kto lepszy,
ten górą, kto silniejszy, ten zwycięża, byle tylko -
zgodnie z modną doktryną leseferyzmu - pozwolić
jednostkom działać (laissez faire znaczy właśnie: po-
zwólcie działać).

Z początkiem XIX wieku związek pomiędzy Ube
raiizmem a demokracją polityczną nie był jeszcze zby
ścisły. Cenzusy chroniły bogatych, a liberałowie bal
się demokracji, bo bali się "tyranii większości", równi(
niebezpiecznej, jak tyrania jedynowładcy. Jeszcze Ale
xis de Tocqueville przestrzegał, że źle pojęta równość
może zagrozić wolności, a rządy większości - tym,
którzy są w mniejszości. Stopniowo jednak zgodzono
się, że tylko w ustroju demokratycznym interesy rzą-
dzących i rządzonych nie są sprzeczne. Zgodzono się
też na ingerenq'e państwa w niektóre dziedziny życia
i pod wpływem Thomasa Paine^, Thomasa Jefferso-
na, Jeremy^go Benthama oraz Johna Stuarta Milla za-
akceptowano demokratyczny liberalizm.

Opozycja w kulturze - romantyzm

Romantyzm, podobnie jak liberalizm, był postawą
opozycyjną. Victor Hugo nazwał go nawet "liberali-
zmem w literaturze". Jeśli chodzi o uwypuklenie roli
jednostki - w zasadzie słusznie, ale na tym podobień-
stwa właściwie się kończą. Liberalizm bowiem był opo-
zycją wobec świata polityki i gospodarki, romantyzm

- opozycją w dziedzinie literatury i sztuki. Pierwszy
oficjalnie nawiązywał do filozofii Oświecenia, drugi tę
filozofię niemal równie oficjalnie zwalczał. No i jeśli
chodzi o poglądy społeczne, wśród romantyków mało
było liberałów. Poeta Francois Renę de Chateaubriand
był - jak wspomniano - akurat konserwatystą, apo-
legetą katolicyzmu i miłośnikiem średniowiecza, Mazzini

- spiskowiec i konspirator - demokratą. Liberałowie
w polemikach z konserwatystami chętnie powoływali
się na racje rozumu (przeciwstawiając go nierzadko
tradycji), romantycy - w dyskusjach z przedstawicie-

lami klasycyzmu - na pierwiastki uczuciowe i "du-
cha" (już nie tylko narodowych kultur, ale i samych

narodów).

Było więc tak, że wyrazem ideologii Oświecenia K

w literaturze i sztuce był pod koniec XVIII wieku kła- 1M
sycyzm. Nie było jednak tak, że podobnym wyrazem ^H
liberalizmu był na początku XIX wieku romantyzm. ^B
Jedno nie wynikało z drugiego, choć analogie często f
bywają pociągające. Romantycy wiedli swó] spór z kła- ^1
sykami, bo inacze] niż oni widzieli i rozumieli świat; J
bo nad antyczne wzory stawiali poezję średniowiecz- f
nych trubadurów i epickie opowieści rycerskie. Naj- Ć
pierw w Niemczech i Anglii, potem we Francji, Wło- m
szech i Europie Środkowe) - wszędzie zainteresowani Ć
byli poezją i sztuką ludową, akcentujący to, co indy- Ć
widualne, oryginalne, odmienne, a nie - jak ludzie j

Oświecenia - to, co podobne lub wspólne. |
Romantyzm w literaturze to wielka poezja: Johann |

Wolfgang Goethe, Friedrich Schiller, George Byron,
Yictor Hugo, Giacomo Leopardi, Sandor Petófi, Ale- |
ksander Puszkin, Michaił Lermontow, Adam Mickie-
wicz, Juliusz Słowacki i wielu innych. To nazwiska-
-pomniki, nieledwie symbole narodowych kultur i wiel-
ki dorobek europejskie] kultury. Spierać się można,
czy u jej początku były Cierpienia młodego Wertera Goe-
thego (z 1774 r.) i czy ich wpływ na pokolenie roman-
tyków - a przynajmniej twórców - był mniejszy czy
większy niż Wędrówek Childe Herolda Byrona, poematu
będącego nie tylko manifestem romantyzmu, ale i no-
we] filozofii żyda.

Są jednak ludzie stojący na przełomie epok. Zali-
czani do obu, choć nie mieszczący się do końca w żad-
ne]. W polityce takim człowiekiem byłby niewątpliwie
Napoleon Bonaparte (człowiek Oświecenia czy ro-
mantyk?), w muzyce - zrazu zauroczony nim, ge-


nialny Ludwig van Beethoven (S. Łobaczewska). Inni,
Franz Schubert czy należący już do innej generacji Fry-
deryk Chopin, Robert Schumann, Hector Berlioz GZ}
Felix Mendelssohn-Bartholdy, to już typowi romanty
cy (Schuberta np. docenił Beethoven dopiero na łożi
śmierci). W sztukach plastycznych takiej obfitości jus
nie ma. Klasycy (Jacques Louis David i jego kontynu
ator, Jean Ingres) długo nie oddawali pola. Eugen<
Delacroix był bojowym romantykiem, ale niezbyt ory
ginalnym malarzem. Honor ratował Francesc<
de Goya, największy malarz hiszpański od czasóv
Velasqueza.


VI

Coraz słabsza monarchia
- Francja ostatnich królów

Restauracja i ultrarojalizm

Po Stu Dniach Napoleona Ludwik XVIII powrócił
na tron francuski. Napoleon był daleko. O ewentualnej
regencji jego żony, Marii Luizy, i w perspektywie syna
Bonapartego i Austriaczki z wolna zapominano. Po-
dobnie zresztą jak o kilku innych restauracyjnych po-
mysłach (z Bemadottem lub którymś z książąt orle-
ańskich) kłębiących się w głowach augurów: Aleksan-
dra I, Castlereagha, a i Metternicha.

Nowy król był człowiekiem niemłodym, otyłym,

schorowanym, nie grzeszył charakterem ani inteli-
gencją. W dodatku od początku znalazł się w kle-
szczach. Aleksander bowiem naciskał na rozmaite
kompromisy z Francją rewolucyjną i napoleońską,
niedawni zaś emigranci, rodzina królewska i ultra-
rojaliści z góry je wykluczali. W rezultacie możliwy
był zarówno "biały terror", jak i karta konstytucyjna
- popierane w połowie, a w połowie narzucone: ter-
ror przez rojalistów, a konstytucja przez cudzoziem-
ców. I jednemu, i drugiemu bowiem Ludwik XVIII
nie potrafił się oprzeć.

Słowo "konstytucja", by nie budzić rewolucyjnyd
upiorów, zostało zresztą pominięte. Obywatele by]
znów poddanymi, a cenzusy wyborcze ustalono na ta
kim poziomie, że do izby niższej parlamentu mógł
wejść tylko nieliczni, płacący wysokie podatki, a d(
wyższej - wyłącznie parowie mianowani przez króla

Mimo to Karolowi hrabiemu Artois dokument ter
niezbyt się podobał. Mówił bowiem o wolności i rów
nośd wobec prawa, znosił przywileje podatkowe i na
zbyt "zalatywał" rewolucją. Bardziej już podobało mi
się to, że mimo protestów, silnych zwłaszcza w wojsku,
skasowano tricolore (czerwono-biało-niebieską flagę,
symbol zgody ludu z królem) i przywrócono biel ora2
burbońskie lilie. Miało być bowiem tak jak dawniej,
z pominięciem najnowszej historii. Tymczasem rojaliści
dominowali, przeważali w rządzie i izbach. To pod ich
wpływem Francja w 1818 roku przystąpiła do Świętego
Przymierza, a w 1823 roku interweniowała w Hiszpanii.
Po ulicach francuskich miast snuli się "ochotnicy królew-
scy^ którzy republikanom i bonapartystom urządzali
krwawe łaźnie. Wystarczył okrzyk: "Niech żyje cesarz!"
A miało być jeszcze lepiej, bo chory Ludwik XVIII nie
miał syna, a kandydat do tronu był tylko jeden - Karol
hrabia Artois, głowa ultrasów.

Kiedy w 1824 roku zmarł Ludwik XVIII, Karol hra-
bia Artois nie zawiódł swych zwolenników; koronację
jako Karol X odbył w historycznym Reims, a nie w re-
wolucyjnym Paryżu i to według ceremoniału żywcem
przeniesionego ze średniowiecza. Później jednak było
już gorzej; chciał rządzić absolutnie, choć na dłuższą
metę nie było to możliwe. Nękał słabą parlamentarną
opozycję, lekceważąc jednocześnie rosnący opór spo-
łeczeństwa. W lipcu 1830 roku wysłał wojska do Al-
gierii i w tym samym miesiącu rozwiązał dopiero co
wyłonioną izbę. Popełniał błąd za błędem. Chyba

w ogóle nie widział nadciągającej burzy i frontu, który
przeciw absolutyzmowi połączył już rewolucjonistów,
bonapartystów i liberałów, a także niemałe odłamy
szlachty i kleru. "Była w nim jakaś lekkomyślność -
pisał Jose Cabanis - zdumiony nieraz dezynwolturą
swego bohatera.

Rewolucja lipcowa i "Napoleon pokoju"

W dniu 27 lipca 1830 roku w Paryżu wzniesiono
barykady, powstała Gwardia Narodowa i wyłoniono
rząd, na którego czele stanął legendarny Marie Joseph
La Fayette, jeden z bohaterów Wielkiej Rewolucji Fran-
cuskiej. Przed oczyma miano dobrze znany scenariusz.
Karola X, króla ultrasa, obalono w trzy dni. Potem -
już dłużej - zastanawiano się, jak Francją rządzić bez
niego. Radykałowie bowiem chcieli republiki, libera-
łowie monarchii konstytucyjnej, a lud nie wiedział,
czego chce, ale wyglądał groźnie i bali się go wszyscy.

Rozwiązanie - nie bez udziału La Fayette'a - zna-
leziono salomonowe. Na czele państwa stanął wpraw-
dzie król, ale taki, który Francuzom kojarzył się z re-
wolucją: Ludwik Filip I Orleański, syn Filipa Orleań-
skiego (Egalite), który podczas pamiętnego procesu
Ludwika XVI głosował za jego ścięciem. Teraz do no-
wej roli nadawał się znakomicie. Ambicje miał nie-
wielkie, w negocjacjach był miękki, no i królem zosta-
wał nie "z łaski Boga", lecz obwołany przez parlament;

z tytułem "demokratycznym": "król Francuzów", a nie
- jak Burbonowie - "Francji i Nawarry"; ze sztanda-
rem trójkolorowym i zapowiedzią reform, czyniących
z jego monarchii "najlepszą z republik".

Jan Baszkiewicz napisał słusznie, że w monarchii
tej zmieniły się nie tyle zasady, ile posady. A raczej

88




ludzie, którzy je obejmowali. Byli to raczej bankierz
niż arystokraci, ale od swych poprzedników niewie]
lepsi. Oto bowiem wskutek wysokich cenzusów pra\
wyborczych me otrzymali członkowie Gwardii Narc
dowej i rzesze bohaterów lipca - ci, którzy otrzyma
je mieli pierwsi. Choć oburzenie było duże, specjalnii
się tym nie przejęto, nie przyspieszono reform i ni<
zrezygnowano z ostentacji. Władza we Franq'i żarnie

niała się w klub bankierów, a o interesach politycz
nych decydowały finanse.

Pamiętniki Ludwika Filipa dużo mówią o jego ho-
ryzontach. Nie były one imponujące. Chciał być po-
pularny i za popularnością gonił. Lubił chodzić po
mieście incognito, ale cieszył się, gdy go rozpoznawano.
Wygłaszał płytkie sądy, a ludzi dobierał niefortunnie.
Zrazu od "partii ruchu" (żądającej umiarkowanych
reform) wolał "partię oporu" (przeciwną reformom),
później wierzył już tylko Francois Guizotowi, słyną-
cemu z niedemokratycznych zasad. Jemu też oddał
faktyczną władzę, zanim jeszcze w 1847 roku formal-
nie postawił go na czele rządu. Sam był z takiego
rozwiązania zadowolony, ktoś bowiem zdejmował
z niego ciężar, którego dźwigać nie lubił.

W polityce zewnętrznej Ludwik Filip zasłużył na
miano ostrożnego. Na Oceanie Spokojnym uchwycił
kilka wysp, w Algierii umocnił pozycję Francji. W Eu-
ropie zaś, jak mógł, starał się nie popierać rewolucji,
choć sam zawdzięczał jej koronę. W 1830 roku nie
poparł więc Belgów przeciwko Holendrom, a rok póź-
niej powstańców listopadowych walczących z Rosja-
nami i liczących na jego pomoc. Schowany za Anglię,
cieszył się, gdy nie musiał działać. Odpowiedzialności
unikał, od ryzyka stronił.

Choć nazywano go przekornie "Napoleonem po-
koju", szybko tracił popularność. Guizot uznania mu

nie przysparzał, izby były skorumpowane, a do za-
rzutów o malwersacje zdążył już przywyknąć. Dopóki
jednak trwała koniunktura gospodarcza, można było
spać spokojnie. Francuzi - pisał Honore de Balzac
w Komedii ludzkiej - byli pochłonięci robieniem pie-
niędzy, za idola mieli Rothschilda i bogacili się na
potęgę - jak im radził Guizot. Potem było już gorzej.
Na początku lat czterdziestych koniunktura załamy-
wała się. Bogacili się już tylko nieliczni. Krajem wstrzą-
sały bankructwa i w ślad za tym zaczęło się poszuki-
wanie winnych.

Ludwika Filipa krytykowali teraz bonapartyści

(wzdychający do rządów bardziej zdecydowanych
i sprawniejszych), rewolucjoniści (tęskniący za repub-
liką), ogół biednych, którzy nie wyrwali się z nędzy,
i ci bogaci, którzy w swoim mniemaniu wzbogacili się
niedostatecznie. Monarchia lipcowa przeżywała kryzys.
Francja wchodziła w kolejny dziejowy zakręt.

VII
Zwycięska i przegrana Rosja
- Aleksander I i Mikołaj I

Konstytucyjne pomysły

Po 1815 roku bardzo wzrósł autorytet Rosji, l
zachodzie państwo carów powiększyło się o Pols
i Finlandię (odebraną Szwecji już w 1809 r.)/ na wscr
dzie sięgnęło po Kaukaz i obszary wokół Jeziora Ar,
skiego. Na koncie miało zwycięskie wojny z Per;

(zakończoną w 1813 r.) i Turcją (zakończoną pokoje
w Bukareszcie w 1812 r.). Finlandia i Polska, zwiążą:

z Rosją uniami personalnymi, miały konstytucje. Fra
cja - jak wspomniano - swą kartę konstytucyjną z
wdzięczała naciskowi cara. Aleksander I był u szczy
popularności, nazywano go "wyzwolicielem Europy

W Rosji mówiono o nim zazwyczaj "dziwny car
Nie uchodził raczej za liberała, miewał nawet dób
pomysły, ale jakoś niewiele z nich wynikało. Na prz
szkodzie bowiem stała jak nie wojna z Napoleoner
to budowa ponapoleońskiego ładu albo szczegółu
pochłaniające plany moralnej i religijnej napraw
świata. Zwykłymi sprawami szybko się nudził. Za

mowałago - jak sam mówił - troska o "dobro lud;

kości7'.

O jakimś ogólnym akcie konstytucyjnym dla Rosji
myślano na jego dworze od dawna. Powołano nawet
Komitet Tajny złożony z zaufanych doradców. Plonem
- miast konstytucji - były inne reformy: w 1802 ro-
ku powołano ministerstwa, a w 1803 roku umożliwio-
no szlachcie uwalnianie chłopów od poddaństwa.
W 1818 roku do prac nad konstytucją zabrał się Mi-
kołaj Nowosilcow i wydawało się, że tym razem do-
prowadzi je do końca. Car bowiem popierał właśnie
konstytucjonalistów w ...Niemczech i brał w obronę
represjonowanych studentów. Na opinię liberała pra-
cował za granicą tak ciężko, że na wsparcie Nowosil-
cowa nie znalazł już ani sił, ani ochoty.

Na czele: Arakczejew

W 1821 roku czołowym zagadnieniem w polityce
europejskiej była sprawa Greków walczących z tureckim
jarzmem. Dla Metternicha była to rewolucja konstytu-
cjonalistów przeciwko legalnej władzy, dla Aleksandra
- powód wielkiego rozdarcia. Najpierw dlatego, że Gre-
cy - podobnie jak Rosjanie - byli prawosławni, a Tur-
cja należała do wrogów państwa carów. Po wtóre dla-
tego, że Grecy wywołali powstanie pod hasłami libe-
ralnymi, którym car wciąż formalnie sprzyjał. Wreszcie
również rosyjska opinia publiczna była po strome Gre-
ków, spodziewano się więc, że car weźmie to pod uwa-
gę i perswazje Mettemicha przegrają z dobrze pojętym
interesem Rosji. Stało się inaczej: car uległ jego dykta-
towi. Nad solidarność prawosławnych i coraz bardziej
wątpliwą "miłość" do liberalizmu postawił legitymizm.
Był coraz mniej przystępny. Mało komu ufał.

Wiele napisano o jego nasilającym się obłędzie,
wpływach gen. artylerii Aleksego Arakczejewa, o mi-


92

stycznych kółkach i "świętych niewiastach" pojawia-
jących się u jego boku. Obłęd zaś tłumaczono rozmai-
cie: bądź reakcją na oświeceniowy wolterianizm, ży-
wy jeszcze w dobie napoleońskiej, bądź wyrzutami
sumienia związanymi ze śmiercią ojca, do której -
bodaj osobiście - się przyczynił (M. Winkler). Scho-
wany za Arakczejewa/ pogrążał się coraz bardziej,
pielgrzymował po klasztorach i publicznie pokazywał
się coraz rzadziej.

Z imieniem Arakczejewa, który stał się z czasem
drugą osobą w państwie, wiążą się słynne "osiedla woj-
skowe", nieszczęsne rosyjskie wioski zamienione na
obozy żołnierskie - z chłopami pracującymi na rozkaz
i traktowanymi okrutnie. Wśród światlejszych przed-
stawicieli szlachty rosyjskiej narastał opór. System był
nieludzki, Rosja zacofana, poddaństwo chłopów nace-
chowane barbarzyństwem. Co wrażliwsi Rosjanie, od-
wiedziwszy Zachód, po powrocie do kraju przeżywali
wstrząs. Dał temu wyraz Aleksandr Radiszczew w zna-
nej książce Podróż z Petersburga do Moskwy i Aleksandr
Bestużew w gorzkich słowach o niewolnikach na ame-
rykańskich plantacjach szczęśliwszych od rosyjskich
pańszczyźnianych chłopów.

Pierwsze organizacje rewolucyjne powstawały
w Rosji już od 1816 roku, nierzadko wśród młodszych
oficerów i pod zmieniającymi się szyldami. Przewrotu
miało dokonać wojsko - co do tego panowała jedno-
myślność. Poza tym o zgodę było już trudniej. Jedni
bowiem opowiadali się za monarchią konstytucyjną,
inni za republiką, a jeszcze inni - jak radykalny płk
Pawieł Pestel - za pozbawieniem życia cara i jego
rodziny (od czego reformy w kraju miałyby się dopie-
ro zacząć).

W 1821 roku wykształciły się ostatecznie dwie
większe tajne organizacje wojskowe: Towarzystwo

Południowe (z siedzibą w Tulczynie na Podolu) i To-
warzystwo Północne (z siedzibą w Petersburgu). Na
czele pierwszego z nich stanął faktycznie wspomniany
już Pestel, w drugim zaś większą rolę odgrywali: ksią-
żę Trubecki, Nikita Murawiow, pisarz Aleksandr Be-
stużew i poeta Kondratij Rylejew. Tulczyn był bardzo
radykalny, Petersburg w porównaniu z nim o wiele
bardziej umiarkowany i inteligencki.

Mikołaj i dekabryści

Aleksander I zmarł bezpotomnie 19 listopada 1825
roku. Do sukcesji tronu pretendowali jego bracia: re-
zydujący w Warszawie wielki książę Konstanty i prze-
bywający w Petersburgu najmłodszy syn Pawła I, wiel-
ki książę Mikołaj. Sytuacja była napięta, Aleksander
umarł bowiem stosunkowo młodo i nie wszyscy wie-
rzyli w jego zagadkową śmierć w Taganrogu. W do-
datku Konstanty zrzekł się tronu, Mikołaj zaś, który
miał go objąć, budził niechęć pomieszaną z lękiem.

Na połowę grudnia wyznaczono termin przysięgi,
którą wojsko miało złożyć nowemu carowi. Przywód-
cy Towarzystwa Północnego uznali, że to dogodny
moment do wybuchu powstania. Wydali "manifest do
narodu rosyjskiego", zawierający obietnicę reform i na
dyktatora powstania powołali księcia Trubeckiego. Po
czym przestraszyli się własnej odwagi i przez kilka
godzin nie zrobili nic; nie zdobyli ważniejszych bu-
dynków, nie ściągnęli artylerii, nie zwrócili się z ape-
lem do ludności cywilnej - stali z bronią u nogi i cze-
kali nie wiadomo na co.

Car w przeciwieństwie do nich nie tracił przytom-
ności umysłu. Użył kartaczy, rozproszył demonstran-
tów zebranych na placu Senackim i już w nocy przy-

94

stąpił do pierwszych aresztowań dekabrystów (jak
miesiąca grudnia, diekabr, nazywano powstańców
To, co w tej sytuacji zrobili członkowie Towarzystw
Południowego (pozbawieni w dodatku przywódzh
aresztowanego wcześniej Pestla), musi budzić zdumi
nie. Urządzili mianowicie podobną manifestację. W
prowadzili z koszar pułk czemihowski i po 40 k
marszu - nie wierząc w powodzenie całego prze'
sięwzięcia - dali się rozgromić wojskom cara. Jaki
o to właśnie im chodziło.

Powstanie było skończone. Nastąpiły aresztowań
i drakońskie wyroki. Przywódców skazano na ćwia
towanie (zamienione w drodze carskiej łaski na str
czek), aktywniejszych działaczy na katorgę, a prostyc
żołnierzy na "rózgi", po których, o ile przeżyli, trafia
do karnych batalionów. W mikołajowskiej Rosji z<
czynało się trzydziestolecie reakcji i represji. U jeg
początku stali, urastający z czasem niemal do ran^
symbolu, dekabryśd.

Popularni byli nie tylko w Rosji, wielu bowien
widziało w nich szlachetnych idealistów zgniecionyd
przez brutalną siłę, wielu później uznało ich za prę
kursorów rosyjskiej opozycji (od pietraszewców do ni
hilistów, a nawet bolszewików włącznie); wielu wre
szcie podnosiło życzliwy stosunek do Polski i Polaków
choć - dodajmy od razu - nie całkiem słusznie. Jak
kolwiek bowiem dekabryści nie mieli nic przeciwko
niezawisłemu bytowi politycznemu Polski, to jej przy
szłość widzieli w ścisłym sojuszu z Rosją i poza t^
granicę nigdy właściwie nie wyszli (J. Kucharzewski),

Rosja tymczasem stawała się biurokratycznym i po-
licyjnym monstrum. W 1826 roku utworzono korpus
żandarmów (z nadbałtyckim Niemcem, gen. Aleksan-
drem Benckendorffem, na czele), imperium podzielo-
no na siedem żandarmskich okręgów, a centrum uczy-

niono 111 Oddział Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej
Mości, nadzorujący i inwigilujący zarówno cudzoziem-
ców, jak i własnych poddanych. W ten sposób Ben-
ckendorff zastąpił Arakczejewa i choć trudno to sobie
wyobrazić, nie była to zmiana na lepsze.

Dostojewski czy Turgieniew i kłopoty
z opozycją

Życie umysłowe Rosji ogarniał paraliż. Najmniej
jeszcze dotyczyło to poezji, rozkwitająca pod piórem
Puszkina i Lermontowa i niejedną krytykę chowającej
w metaforze; najwięcej publicystyki i - w nieco już
mniejszym stopniu - prozy. Wstrząsem jednak był
dopiero List filozoficzny Piotra Czaadajewa, młodego
filozofa idealisty, malującego czarny obraz Rosji i Ro-
sjan, "umieszczonych jak gdyby poza czasem i nie
objętych powszechną edukacją ludzkości". To, co pi-
sał, wyglądało na akt patriotycznej desperacji: "Samo-
tni w świecie, nic nie daliśmy światu, niczego nie na-
uczyliśmy go; nie wnieśliśmy żadnej idei do ogółu
idei ludzkich, niczym nie przyczyniliśmy się do po-
stępu ludzkiego rozumu, a to, co nam dał ten postęp,

wypaczyliśmy".

List ów, wielokrotnie cytowany, pochodzi z 1829
roku. Dwie dekady później w ruchu umysłowym Rosji
nastąpiło charakterystyczne rozszczepienie na okcy-
dentalistów (z rosyjska: zapadników, od słowa "zapad"
- zachód) i słowianofilów. Pierwsi, nawiązując do Cza-
adajewa, podkreślali, że Piotr I otworzył okno Rosji do
Europy, skąd należy czerpać rozwiązania i wzorce.
Drudzy tę argumentację odwracali i dowodzili, że Piotr
otworzył okno nie do Europy, lecz dla Europy i że osta-
tecznie to Europa, a nie Rosja więcej na tym otwarciu

96

skorzystała. Pierwsi atakowali samowładztwo, drudzy
go bronili. Pierwsi w europeizacji Rosji widzieli szansę,
a nawet ratunek, drudzy - degrengoladę i zagrożenie.
Wśród zapadników był charyzmatyczny Wissarion Bie-
linski, wybitny myśliciel społeczny i krytyk literacki,
oraz Iwan Turgieniew; wśród słowianofili - rywalizu-
jący z nim nie tylko na polu literatury, genialny Fiodor
Dostojewski, nazywany czasem "duchowym ojcem ro-
syjskiego nacjonalizmu" (S. Cat-Mackiewicz). Car - co
charakterystyczne - nie znosił jednych i drugich, sło-
wianofilów jednak bardziej niż okcydentalistów. Okcy-
dentalistom bowiem skłonny był wybaczyć pomysły
zniesienia poddaństwa jako nieszkodliwe dziwactwa.
Słowianofilom - gdy mówili o tym samym - zarzucał
zdradę. Bywało więc, że Turgieniewa, choć uprawiał
zawoalowaną opozycję, zapraszał do siebie na śniada-
nia; Dostojewskiego, sławiącego samodzierżawie i skry-
cie o tym marzącego, nigdy.

Z opozyq'ą demokratyczną w Rosji car radził sobie
względnie łatwo. Po dekabrystach przyszła kolej na
pietraszewców - "niedouczonych studentów, kup-
ców, a nawet sklepikarzy handlujących tytoniem". De-
kabrystom - oficerom i arystokratom - udało się
przynajmniej zawiązać spisek, który car rozbił; pietra-
szewcy, tworzący dyskusyjne kółka, zostali rozbici,
zanim jeszcze pomyśleli o spisku.

Z ruchami wolnościowymi kłopot był już większy.
W 1830 roku do powstania zerwali się Polacy. Niespo-
kojnie było w Gruzji (przyłączonej w 1801 r.), w Azer-
bejdżanie i Armenii. Przez ćwierć wieku wojska carskie
zmagały się z góralami Dagestanu i Czeczenii, przez
pięć lat z Czerkiesami. Powody wystąpień wszędzie
były podobne: nieznośny ucisk feudalny, straszliwy re-
żim polityczny oraz dyskryminacyjna polityka wobec
islamu prowadzona pod sztandarami prawosławia.

97




Nieszczęsna wojna

Wojna krymska (1853-1856) miała podreperować
nadszarpnięty autorytet Rosji. Turcja, strzegąca cieś-
nin czarnomorskich, słabła/ silniejszy od niej stawał
się jej formalny wasal, Egipt. Przez jakiś czas Rosji
udawało się utrzymywać przewagę w tym rejonie
świata. Popierała mianowicie Turcję przeciw Egiptowi
i w rezultacie Turcja (w tajnej klauzuli układu z 1833 r.)
przyrzekła/ że zamknie cieśniny dla floty wojennej
państw trzecich. Oburzyło to Anglię i Francję, marzące
o własnym protektoracie nad Turcją. Zaczęła się skom-
plikowana gra dyplomatyczna. Anglia popchnęła Tur-
cję do wojny z Egiptem/ by uniezależnić ją od Rosji.
Wojnę jednak zaczął wygrywać Egipt. Rosja pogubiła
się w tym wszystkim, Anglia straciła głowę, Egipt nie
wykorzystał przewagi, a Turcja, szarpana ze wszy-
stkich stron, ocalała.

W 1840 roku Anglia, Rosja, Austńa i Prusy podpi-
sały w Londynie konwencję w sprawie wschodniej (jak
nazywano kwestię turecką), ponowioną - już z udzia-
łem Francji - w roku następnym. Turcja przyrzekła,
że zamknie cieśniny dla okrętów wojennych wszy-
stkich państw, co oznaczało nie tylko zamknięcie Rosji
na wodach Morza Czarnego, ale i kres jej uprzywile-
jowanej pozycji w Turcji.

Znawcy przedmiotu podkreślali, że dla Rosji cieś-
niny oznaczały handel, którego obroty w basenie Mo-
rza Czarnego były o ponad 50% większe niż obroty
uzyskiwane na szlakach bałtyckich czy białomorskich
(M. Tanty). To właśnie w tym rejonie świata Rosjanie
skutecznie konkurowali z Anglikami, nie mówiąc już
o słabszym handlu francuskim. Toteż Rosja wiedziała
o co walczy i nie myślała godzić się z londyńską po-
rażką.




Wiosna Ludów (1848) znacznie poprawiła samo-
poczucie cara. Gdy inni mieli kłopoty, pogrążali się
w rewolucjach i tracili trony, Rosja trwała niewzru-
szona. Pospieszyła nawet na pomoc Austrii i ratując
Habsburgów, stłumiła powstanie na Węgrzech (1849).
Teraz ona okazała się prawdziwą ostoją Świętego Przy-
mierza, potęgą, która w Europie przywracała spokój.

Co zrobić z Turq'ą? Mikołaj I miewał różne pomy-
sły. Nie wykluczał na przykład, że podzieli się nią
z Anglią i wciągnie do spółki Austrię, sam - rzecz
jasna - zachowując nad wszystkim kontrolę. Niech
Anglicy starają się o terytoria pozaeuropejskie, ale Ro-
sji pozostawią cieśniny. Austria zaś powinna odtąd
stać po jego stronie. Od Wiednia należy mu się wdzię-
czność, uratował przecież Habsburgów.

Kalkulował naiwnie i rozpoznanie sił miał mamę.
Chciał wojny z Turq'ą, bo sądził, że Francja długo nie
wyjdzie z izolaq'i, Anglia nie będzie walczyć samot-
nie, a Austria go poprze. Wobec tego dla Rosji sytuaq'a
miała być wyśmienita, bo dla Turcji fatalna.

Pretekstem do wojny stał się spór o miejsca święte
w Palestynie i znajdujące się tam religijne pamiątki.
Zwyczajowo już opiekę nad nimi sprawowało ducho-
wieństwo chrześcijańskie: najpierw katolickie, potem
prawosławne, a od 1850 roku - wskutek interwenq'i
prezydenta Franq'i Ludwika Napoleona - znowu ka-
tolickie. Wtedy Rosja stanęła w obronie prawosławia
i szukając pretekstu do interwencji, uciekła się do akcji
dyplomatycznej, a gdy to nie poskutkowało - zbroj-
nej. Od Turq'i zażądała przywrócenia opieki prawo-
sławnych nad miejscami świętymi i zgody na opiekę
Rosji nad jej poddanymi wyznania prawosławnego,
na wzięcie pod rosyjskie skrzydła Bułgarów, Serbów,
Macedończyków, a nawet częściowo Greków. W od-
powiedzi urażona Turcja zażądała wycofania wojsk

99

rosyjskich z zajętej właśnie Mołdawii i Wołoszczyzny,
gdy zaś Rosja na ultimatum nie odpowiedziała, w paź-
dzierniku 1853 roku wypowiedziała jej wojnę. Jednak-
że jako tako radziła sobie tylko na początku, przewaga
Rosjan była bowiem przygniatająca. Już w listopadzie
1853 roku admirał Pawieł Nachimow rozbił flotę tu-
recką pod Synopą/ w styczniu następnego roku po
długim marszu Rosjanie byli już w Bułgarii. Turcy
ustępowali i wydawało się, że dni imperium ottomań-
skiego są policzone.

Już Synopą wstrząsnęła Anglikami. Na cenzuro-
wanym znalazła się królowa Wiktoria. Opieszałość,
a nawet zdradę interesów Anglii zarzucono jej sasko-
-koburskiemu małżonkowi (E.W.Tarle). Chcąc nadro-
bić stracony czas, zwrócono się do Francji i w atmo-
sferze wielkiego podniecenia wyprawiono przez cieś-
niny okręty. Od Rosji zażądano ewakuaqi z Mołdawii
i Wołoszczyzny. Zaryzykowano wojnę. W lutym 1854
roku poirytowany car tę wojnę sprzymierzonym wy-
powiedział. Do ostatniej chwili liczył na Wiedeń, Fran-
ciszka Józefa i jego polityczne długi. Rozczarował się
bardzo, Austria bowiem - zgodnie z przewidywania-
mi mądrego Felixa księcia Schwarzenberga: "zadzi-
wiła świat czarną niewdzięcznością". Rosji nie pomog-
ła i zrewanżować się nie chciała. Specjalny wysłannik
carski, hrabia Orłów, nad Dunajem przyjmowany był
serdecznie, ale wrócił z niczym.

Tymczasem po przystąpieniu Anglii i Francji woj-
na wzięła inny obrót. Skończyła się przewaga rosyj-
ska, zaczęło natomiast ostrzeliwanie Odessy i obrzu-
canie bombami klasztoru na Wyspach Sołowieckich.
Od września 1854 roku głównym teatrem zmagań stał
się Krym. Sprzymierzeni wysadzili 60 tyś. ludzi, Ro-
sjanie wskutek niezrozumiałych decyzji dowództwa
mieli tam zaledwie 35 tyś. Zaczęły się ciężkie walki

na lądzie, jedenastomiesięczne oblężenie Sewastopol
(odkrytego niemal od strony lądu), seria błędów ger
Aleksandra Mienszykowa, wreszde udany szturm Frań

cuzów i - mimo bohaterstwa żołnierza - klęska Ro
sjan.

Główny jej sprawca, car Mikołaj l, nie doczekał ju;

końca wojny. Zmarł w lutym 1855 roku, popełniwsz}
- być może - samobójstwo. Wojna krymska obnaży-
ła słabość Rosji, słabość jej uzbrojenia, wyposażenia,
aprowizacji i sztuki dowodzenia. Bez wielkiej przesa-
dy można powiedzieć, że w wojnie tej spotkały się
dwa światy: feudalna Rosja i kapitalistyczny Zachód;

żaglowce, stanowiące podstawę floty rosyjskiej, z pa-
rowcami; chaos i improwizaq'a na szczeblu dowodze-
nia z nowoczesną pracą sztabów; dwie technologie
i filozofie wojny. Dwie gospodarki, dwie cywilizacje.

Terytorialnie Rosja traciła niewiele: ujście Dunaju
na rzecz Księstwa Mołdawskiego, a bezpośrednio już
na rzecz Turcji (bo Mołdawia formalnie pozostawała
tylko pod jej zwierzchnictwem) kilka punktów zakau-
kaskich zdobytych w toku wojny. Na mocy pokoju
paryskiego (z 1856 r.) Sewastopol powracał do Rosji,
kwestię zaś cieśnin rozstrzygnięto po myśli koaliq'i:

Bosfor i Dardanele, tak jak przed wojną krymska, nie-
dostępne miały być dla okrętów wojennych, zamyka-
jąc Rosję w basenie Morza Czarnego.

System stworzony przez Mikołaja I doprowadził
państwo na skraj bankructwa i wymagał zmiany. Ro-
zumiał to dobrze jego następca, jeden z najinteligen-
tniejszych władców Rosji, Aleksander II. Imperium pod
jego berłem wchodziło w epokę reform.







VIII
Potęga wśród potęg

Od starego do nowego imperium
kolonialnego

Z wojen napoleońskich Anglia wychodziła wzmoc-
niona. Nie dosięgną! jej obcy żołnierz, nie złamała blo-
kada kontynentalna, Francuzi nie zaryzykowali de-
santu i to nie kto inny, lecz Wellington pod Waterloo
pokonał Napoleona.
W Wiedniu dyplomaci angielscy nikogo wpraw-
dzie nie zachwycili, ale wielu pozbawili złudzeń. Gu-
biąc się nieraz w geografii, dbali o równowagę w Eu-
ropie, o proporcję sił pomiędzy Austrią i Prusami, o od-
powiednie osłabienie Francji i o niedopuszczenie do
zbytniego wzmocnienia Rosji. Postępowali niekiedy
może mało efektownie, ale przeważnie nader skute-
cznie.
Zajęci Europą, nie przestawali myśleć o koloniach.
Z początkiem XIX wieku ambiq'e kolonialne Anglii
dalekie były od spełnienia. "Stare imperium kolonial-
ne" (old colonial empire) nie cieszyło. Nowe dopiero
powstawało. Po okresie wielkich uniesień nastał czas
kalkulacji: rozrzucone po oceanach wyspy, różne pun-

102

kty oparcia w Azji i Afryce, odległa i mało przyjaźń,
Australia, rozległa Kanada - dużo kilometrów kwa
dratowych i o wiele mniej realnych zysków. Inacze
niż w Indiach - prawdziwej perle korony brytyjskiej

Po 1830 roku w polityce kolonialnej Anglii wiel(
się zmieniło. Przestano do kolonii wysyłać przestęp
ców i ludzi nieprzystosowanych, zaczęto ludzi przed-
siębiorczych i młodych. W koloniach obiecywano im
autonomię, inicjatywę, a także swobodę decydowania
O wielu lokalnych sprawach. Nie bano się już, że osłabi
to związek kolonii z metropolią, przeciwnie, liczono
na to, że ten związek jeszcze wzmocni. W 1830 roku
powołano do życia Stowarzyszenie Kolonizacyjne, na
którego czele stanął Edward Gibbon Wakefield, a dzie-
więć lat później - już na nową modłę i w nowym
stylu - skolonizowano Nową Zelandię.

W gospodarce angielskiej zaczął się teraz bardzo
ważny okres. Szybko rosła liczba ludności (od 9 min
na początku wieku do ponad 21 min w jego połowie),
rozwijały się manufaktury i fabryki, w ośrodkach prze-
mysłowych następowała koncentracja siły roboczej na-
pływającej ze spauperyzowanych wsi, bogaciła się bur-
żuazja, korzystająca z wolności gospodarowania, pań-
stwo wspinało się na szczyty ekonomicznej potęgi.

Przewaga nad europejskimi rywalami w tym kapi-
talistycznym wyścigu była ogromna. Wielka Brytania
przodowała w wydobyciu węgla i produkcji żelaza,
w przemyśle bawełnianym i wełnianym, rewolucja
przemysłowa była na etapie maszyny parowej, a Lon-
dyn był niekwestionowaną stolicą finansową świata.
Za życia jednego pokolenia dokonał się niebywały skok.
Trzykrotnie wzrosło wydobycie węgla, ośmiokrotnie
produkcja surówki, wielkie postępy zrobiło kolejnic-
two, wybudowano wiele mostów, wiaduktów i tuneli.
W 1837 roku zainstalowano pierwszy telegraf, a w 1843
roku - w aurze niebywałego entuzjazmu i dumy
z osiągnięć człowieka - ukończono budowę tunelu
przechodzącego pod Tamizą.

Luddyści, socjaliści i czartyści

Były naturalnie i mniej jasne strony tego triumfal-
nego pochodu: nędza proletariatu/ niesprawiedliwe sto-
sunki społeczne/ powtarzające się kryzysy/ rosnące nie-
zadowolenie najuboższych. Już w dobie wojen napo-
leońskich pojawili się na scenie luddyści (od nazwiska
robotnika Neda Ludda)/ //burzyciele maszyn"/ zwra-
cający się przeciwko rozmaitym urządzeniom służą-
cym do produkcji. Potem były wybuchy niezadowo-
lenia/ ilekroć wskutek protekcyjnej polityki państwa
drożała żywność/ i "luddyzm agrarny" - akty wan-
dalizmu zdesperowanych chłopów (którzy podobnie
jak robotnicy winą za niedostatek obciążali nie wła-
ściciela ziemi czy środków produkcji/ lecz //postęp"
odbierający im miejsca pracy). Dalej na tej drodze był-
by ruch na rzecz zdemokratyzowania prawa wybor-
czego i jego wybitni przedstawiciele: William Cobbett
i Robert Owen/ reformator/ działacz polityczny i spół-
dzielczy/ utalentowany myśliciel i pisarz.

Owen - jedyny w tym gronie Anglik - należy do
znanej trójki socjalistów utopijnych (dwaj pozostali to
Francuzi: Ciaude Saint-Simon i Charles Fourier). Naj-
pierw w Szkocji/ a następnie w Stanach Zjednoczo-
nych organizował on (w skali mikro) nowe społeczeń-
stwo/ wolne od wyzysku i żyjące w harmonii (której
zasady sam opracował). W 1833 roku założył Ogólno-
krajowy Związek Związków Zawodowych (National
Trades Union) i zdołał skupić pod jego sztandarami
około 500 tyś. robotników. Związek domagał się skró-

104

cenia dnia pracy/ głosowania powszechnego i corocz-
nych wyborów do parlamentu. To dzięki niemu
botnicy uwierzyli/ że poprawa ich doli zależy od
formy prawa wyborczego.

Czartyzm był właściwie tylko następnym krokiem
na tej drodze/ choć skala zjawiska była już zupeł
inna. Świetną organizację i masowość ruchu podl<
siali nawet historycy marksistowscy. Uznanie budi
krytyka systemu angielskiego, a podziw analiza r
których wynaturzeń kapitalizmu.

Zaczęło się od Karty Praw Ludu (People Chart*
opracowanej w 1837 roku przez Londyńskie Stov
rzyszenie Robotnicze, założone przez Williama Love1
W Karcie - zredagowanej w formie petycji - doma-
gano się powszechnego prawa wyborczego dla m<
czyzn/ którzy ukończyli 21 rok życia/ corocznych wy
borów, zniesienia cenzusu majątkowego i tajnego g
sowania. Izba Gmin petycję kilkakrotnie odrzuciła/
spowodowało/ że jej popularność gwałtownie wzn
ła. W ruchu zaś zaznaczyły się dwa skrzydła: zwole
ników "siły moralnej"/ organizujących nadal wielo!
sieczne pochody, i zwolenników //siły fizycznej", r
wetujących do walki zbrojnej. Na czele pierwszy
stał znany nam już stolarz i nauczyciel Lovett, na cze
drugich - niespokojny/ kontrowersyjny oryginał/ a
wokat irlandzki Feargus Edward O'Connor. Z czase
zwolennicy przemocy zaczęli dominować w ruch
Doszło nawet do kilku starć z wojskiem. Ruch jedn<
przez to nie zyskiwał, robotnicy popierali go cór.
mniej chętnie/ a sam O'Connor wpadł w ślepą uliczk
nawołując ich do osiedlania się na wsi.

Tymczasem Anglia weszła w okres prosperity. N
pięcia zelżały. Rządy mogły otoczyć opieką najubo
szych/ a robotnikom zezwoliły na zakładanie organ
zaq'i zawodowych. W 1868 roku były one już tak siln

że powołały do życie centralę związkową Trade Union
Congress (TUC), która po upływie pięciu lat skupiła
5 min wykwalifikowanych robotników. Reszta miała
się gorzej i na odmianę doli raczej liczyć nie mogła.
Kolonialna Anglia bogaciła się. Warunków do rozru-
chów społecznych nie było.

Królowa, jej małżonek i polityka

Przynajmniej do wstąpienia na tron królowej Wik-
torii (w 1837 r.) Anglia miała niewątpliwie lepszych
premierów niż władców. Jerzy II był człowiekiem umy-
słowo chorym, Jerzy IV nerwowym chimerykiem, Wil-
helm IV podstarzałym ojcem wielu nieślubnych dzieci
i dopiero intronizacja osiemnastoletniej Wiktorii wniosła
do obrazu korony jakieś sympatyczniejsze, cieplejsze
rysy. Panna wprawdzie piękna nie była, ale swe obo-
wiązki traktowała serio. Wyszła za mąż (i to z miłości!)
za księcia Alberta Sachsen-Coburg-Gotha i była żoną,
a następnie matką równie przykładną i obowiązkową,
jak władczynią.

Trudno orzec, jak wielki był wpływ jej księcia-mał-
żonka na politykę brytyjską (co dla wielu historyków
wciąż stanowi przedmiot sporów). Wiktoria, zakocha-
na "po uszy", nieraz mu w polityce ulegała. On zaś
ambicje miał niemałe, ale czy możliwości równie wiel-
kie? - można wątpić. Anglii chyba nie szkodził, choć
stale go o to podejrzewano (bo pochodził z dynastii
"na dorobku" i w Niemczech parantele miał niemałe),
prawdopodobnie u boku Wiktorii współpanował, ale
chyba niewiele ponadto. Współrządzić w każdym ra-
zie ze względów oczywistych nie mógł.
Nie mógł, ponieważ Anglią - przynajmniej od po-
czątku XIX wieku - rządzili już nie zasiadający na

106

tronie władcy (a zwłaszcza ich zasiadające obok tronu
małżonki i małżonkowie), lecz szefowie gabinetów,
czyli premierzy. Państwo było monarchią konstytu-
cyjną - efektem długiego historycznego rozwoju;
z dwupartyjnym układem w życiu politycznym (co
dla wielu nadal uchodzi za ideał), premierem wyła-
nianym przez parlamentarną większość i opozycją, któ-
rą po przegranych wyborach stanowiła parlamentarną
mniejszość.

Wybory zaś aż do lat trzydziestych przeprowadza-
no na podstawie mocno ograniczonej ordynacji wy-
borczej (z wysokim cenzusem majątkowym, dającym
prawo głosu jedynie stosunkowo zamożnym). W 1832
roku cenzusy obniżono i liczba wyborców uległa po-
trojeniu (Reform Bili), jednak scena polityczna właści-
wie tego nie odczuła.

Nadal społeczeństwo angielskie dzieliło się na dwa
mniej więcej równe elektoraty. Arystokracja, Kościół
anglikański, elity finansowe, uniwersytety, wojsko
i admiralicja oddawali głosy na konserwatystów
(zwanych torysami), a gentry (szlachta powiązana in-
teresami ze środowiskami miejskimi), wolne zawody,
średnia burżuazja i protestanccy dysydenci - na libe-
rałów (zwanych wigami). Deputowani pochodzący
z wyborów zasiadali w Izbie Gmin, na której spoczy-
wał (i nadal spoczywa) główny ciężar pracy ustawo-
dawczej. Izbę Lordów natomiast stanowili wybrańcy
króla (z tytułem para), pochodzący z najznakomit-
szych rodów arystokratycznych i zasiadający w ła-
wach Izby dożywotnio.

Niewątpliwie na tle innych państw europejskich
Anglia przedstawiała się nadzwyczaj dodatnio i wielu
wybitnych cudzoziemców jej ustrój uznawało za nie-
mal doskonały. Rozległe i respektowane były swobo-
dy konstytucyjne, kwitło życie polityczne, ukazywała

107

się niezależna prasa ("Times" wychodził od 1785 r.,
"Manchester Guardian" od 1821 r., a "Daiły Tele-
graph" od 1855 r.), powstawały stowarzyszenia spół-
dzielcze i związki, a słynny Hyde Park w Londynie
stał się synonimem wolności słowa.

Repeal, czyli Irlandia

Problemem dla korony najtrudniejszym była spra-
wa Irlandii. Irlandczycy bowiem, związani z Anglią
od XII wieku, nie porzucili myśli o niepodległości.
W dobie reformacji pozostali przy katolicyzmie, gdy
Anglicy przeszli na protestantyzm, a w 1798 roku
w przystępie bezsilnej rozpaczy zerwali się do anty-
angielskiego powstania. W rezultacie w 1800 roku An-
glicy narzucili im ścisłą unię i kazali zapomnieć o re-
sztkach niedawnej odrębności. Wtedy na czoło ruchu
irlandzkiego wysunął się Daniel O'Connell, założyciel
Stowarzyszenia Katolickiego i - po wielu perype-
tiach - niesforny członek brytyjskiej Izby Gmin, czło-
wiek, z którego imieniem chyba już na zawsze zwią-
zało się hasło Repeal (anulować), dotyczące - rzecz
jasna - unii, powtarzane z ust do ust jak zaklęcie na
obszarze całej Zielonej Wyspy, z wyjątkiem Irlandii
Północnej - protestanckiego Ulsteru. Tam dla
wzmocnienia związków z koroną ziemie należące do
katolików często konfiskowano. Przejmowali je prote-
stanci. Powstawała przepaść.

O'Connell, choć płonął patriotyzmem jak pochod-
nia, me wzywał swych rodaków do walki zbrojnej. Z unią
walczył przez całe życie, znużony jednak i wyczerpany,
gotów był ją pod pewnymi warunkami przyjąć.

Członkowie Młodej Irlandii, organizacji założonej
w 1842 roku, takich wątpliwość nie mieli, odrzucali

108

ją w całości, nazywali "podbojem", a Anglików razem
z ich wyspą najchętniej wysadziliby w powietrze.

W latach czterdziestych XIX wieku Irlandia prze
żyła klęskę głodu. Umarło ponad l min ludzi, a bliskc
2 min, ratując się przed śmiercią, wyemigrowało za
ocean. Rozmiary tej tragedii do dziś budzą zdumienie
i nie do końca są jasne. Anglikom z pewnością nie
zależało na zagłodzeniu Irlandczyków, choć Irland-
czycy stale ich o to oskarżali. Pomoc zresztą płynęła
zewsząd; organizowano roboty publiczne, działały or-
ganizaq'e filantropijne, zmobilizowano niemałe środ-
ki, a mimo to efekty były niewspółmierne do wysił-
ków. Zielona Wyspa przeżywała koszmar.

Doświadczała go może tym boleśniej, że w sąsied-
niej Anglii nastąpił właśnie okres gospodarczego roz-
woju. Anglia nasiliła ekspansję w koloniach i w 1846
roku zniosła ustawę zbożową chroniącą własny rynek.
Trzy lata później zdobyła się na krok jeszcze odważ-
niejszy: zniosła obowiązujący od 1651 roku Akt Na-
wigacyjny, uprzywilejowujący w żegludze i handlu
morskim statki brytyjskie. Stała się rzecznikiem libe-
ralizmu gospodarczego. Największym - i pierwszym
na świecie - orędownikiem wolnego handlu.


IX

Wiosna Ludów
czy Wiosna Narodów?

Wewnętrzna cezura XIX wieku

Wiosnę Ludów niektórzy historycy nazywają Wios-
ną Narodów. Za każdą z tych nazw kryje się nieco
inne rozumienie rzeczy, inny kąt widzenia/ inaczej po-
łożony akcent. Chodzi wszak o to, co dominowało
i czym wypadki 1848 roku były przede wszystkim:

wielkim zrywem ludowym czy przebudzeniem naro-
dowym? Bo niewątpliwie były jednym i drugim (S. Ka-
lembka): rewolucją narodowo-liberalną i rewolucją
demokratyczno-społeczną (B. Croce); dramatem o wie-
lu ideowych obliczach i odsłonach (S. Kieniewicz); naj-
wyrażniejszą cezurą wewnętrzną XIX wieku. Przed
nią była era Mettemicha: kongresowy porządek. Święte
Przymierze, ofensywny konserwatyzm, defensywny
liberalizm, konspiracje i spiski - "epoka uniesień";

a po niej o wiele już mniej skrzydlaty "wiek postępu"
(Cz. Miłosz) - przemysł, wielkie wynalazki, cywili-
zacja, technika i polityka bloków; inne znaki czasu,
inne tendencje.

U podłoża "niespokojnego roku 1848" legły prze-
słanki dwojakiej natury: wspólne niemal dla wszy-

110

stkich państw, w których rewolucja wybuchła, i chara-
kterystyczne dla każdego z nich z osobna. Nieurodza-
je i zaraza ziemniaczana (z 1845 r.) należałyby do tej
pierwszej kategorii zjawisk, podobnie jak kryzys rze-
miosła (wynik zarówno biedy, jak i nadmiaru rąk do
pracy), aktywność tajnych związków (karbonariusze,
masoneria. Młoda Europa) czy spuścizna ideowa Wiel-
kiej Rewolucji Francuskiej (krynica i źródło inspiracji
dla setek konspiratorów i spiskowców). Przeciwień-
stwa pomiędzy konserwatyzmem a liberalizmem na-
leżą oczywiście do tej samej kategorii zjawisk, podob-
nie jak konflikt sił feudalnych z kapitalistycznymi,
a także - choć brzmi to najmniej konkretnie - star-
cie ustępującego świata z nadchodzącym.

Zaczęło się wszystko od powstania ludowego w Pa-
lermo na Sycylii w styczniu 1848 roku. W marcu fala
rewolucji dotarła już do Włoch północnych. I tu,
i w Niemczech silny był motyw zjednoczenia narodo-
wego - na północy Włoch powiązany dodatkowo
z akcją wyzwoleńczą i erupcją nastrojów antyaustriac-
kich, nakładających się na żądania reform. Na połud-
niu tendencje narodowe były słabsze, natomiast spo-
łeczne dla odmiany silniejsze, choć gorzej na ogół arty-
kułowane.

Francuski scenariusz

Francja znajdowała się wówczas na zupełnie in-
nym etapie historycznego rozwoju. Była monarchią
konstytucyjną, dla wielu Niemców i Włochów - pań-
stwem marzeń. Dla Francuzów jednak - a przynaj-
mniej dla dużej ich części - był to ustrój pełen orga-
nicznych wad. Na cenzurowanym był król i premier,
w ogniu krytyk cenzusowe prawo wyborcze, a na szpal-




111

tach gazet i ustach wszystkich - korupcja sięgająca
wyżyn władzy.

W lutym 1848 roku w wielu miastach Francji od-
bywały się opozycyjne bankiety. Sytuacja gospodarcza
była zła, a nastroje wśród najuboższych coraz gorsze.
Termin jednego z bankietów wyznaczono na 22 lute-
go. Przygotowywano go specjalnie starannie. Władze
jednak nie wydały nań zgody/ a demonstrantów, któ-
rzy mimo to się zebrali, rozpędziły. W kilka godzin
później w Paryżu stanęły pierwsze barykady. Następ-
nego dnia do rozpędzania tłumów użyto już Gwardii
Narodowej, a raczej zamierzano użyć, gwardziści bo-
wiem przyłączyli się do demonstracji. Wtedy król zdy-
misjonował Guizota, rzucając niepopularnego premie-
ra rewolucji na pożarcie. Dla jednych "stchórzył", dla
innych dał popis "pragmatyzmu", dla większości jed-
nak zażegnał kryzys.

Pomylono się. Najgorsze miało dopiero nadejść.
Zanim bowiem Guizot zdołał na dobre odejść, na jed-
nym z bulwarów padł strzał, o który strony uczestni-
czące w zajściu natychmiast obwiniły się wzajemnie.
Teraz jedni rzucili się na drugich. Paryż ogarnęło po-
wstanie. Było jasne, że z tą chwilą los Ludwika Filipa
jest przesądzony, choć budził on raczej obojętność niż
nienawiść. Nie udała się abdykacja na rzecz dziesię-
cioletniego wnuka, hrabiego Paryża, padły bezbronne
w zasadzie Tuileries, nie obroniono parlamentu, w któ-
rym następca tronu miał jako takie poparcie. Już 25 lu-
tego Francja była republiką. Ludwik Filip udał się na
emigrację. Jego rola była skończona. We Francji nie
ujął się za nim nikt.

Nowy rząd natrafił tymczasem na pierwsze rafy.
Łatwiej było zdobyć władzę, niż ją utrzymać. Pojawia-
ły się pomysły coraz bardziej skrajne. Coraz więcej
żądano, coraz mniej było woli kompromisu. Stosun-

112

kowo łatwo było jeszcze zadekretować niemal nieo
niczoną wolność słowa, trudniej już zapewnić be
bornym pracę. Zajęła się tym Komisja Luksembu]
(nazwana tak od miejsca obrad w pałacu Lukseml
skim), ruszyły - budząc nadzieje i zawody - "v
sztaty narodowe". Idea tych warsztatów, tak póz
krytykowanych w historiografii, nie była nowa -
dobne przedsięwzięcia organizowano we Francji j(
cze przed 1789 rokiem. Nie były to jednak nowe miej
pracy, na które liczyli robotnicy, lecz roboty publi
ne, w dodatku często nonsensowne, rozmaite pr.
ziemne, przy których zatrudniano około 100 tyś. lud
rujnując budżet państwa i drżąc już na samą myśl, J
całą akcję zakończyć.

W kwietniu 1848 roku przeprowadzono wybc
do Konstytuanty. Zwyciężyli wprawdzie republika!
(z 500 mandatami), ale nadspodziewanie dobrze w
padli rozmaitej maści monarchiści (z 300 mandatam
W rezultacie pięcioosobowa Komisja Wykonawcza, kt
ra stała się nowym rządem, była na tyle umiarkowan
że radykałom aż nienawistna. Szybko więc powsta:

dwa nowe fronty: rząd centra ulica i parlament cont
radykalne kluby, przy czym aktywnością odznaczać
się ulica i kluby, a pasywnością - na razie jeszc2
ostrożne - rząd i parlament.

Do większych manifestacji ulicznych doszło w mi
ju 1848 roku. Demonstranci wdarli się do gmachów
publicznych, opanowali ratusz i sparaliżowali prac
parlamentu. Utworzyli też własny rząd i zapowiedzie
li walkę z dotychczasowym. W odpowiedzi władz<
użyły Gwardii Narodowej i rozwiązały Komisję Lu
ksemburską. Planowały też zamknięcie "warsztatów
narodowych": młodsi robotnicy mieli być wcieleni dc
wojska, starsi zaś wysłani poza Paryż i skierowani do
równie nonsensownych robót ziemnych.

Na wieść o tym w Paryżu zawrzało; 40 tyś. robot-
ników wyszło na barykady. Walki trwały trzy dni (od
23 do 26 czerwca 1848 r.) i odznaczały się niebywałą
zaciętością. Rząd zmobilizował wielkie siły. Postawił na
ich czele byłego gubernatora Algierii, a od maja repub-
likańskiego ministra wojny Louisa Cavaignaca. Powsta-
nie zduszono. Marcowe przymierze robotników z mie-
szczaństwem pękło (M. Żywczyński, S. Kalembka).

Panem sytuacji został bezwzględny Cavaignac,
który przez najbliższe miesiące sprawował dyktaturę.
W dniu 12 listopada 1848 roku przyjęto konstytucję
II Republiki, a 10 grudnia w plebiscycie powszech-
nym wybierano prezydenta.

Wybory - raczej nieoczekiwanie - wygrał Lud-
wik Napoleon Bonaparte (bratanek wielkiego Napo-
leona), kandydat wszystkich skłóconych dotąd mo-
narchistów: orleanistów, zwolenników Burbonów i bo-
napartystów (A. Liebfeid). Poparli go masowo chłopi
i robotnicy, arystokracja i prości Francuzi. Zadziałał
urok wielkiego nazwiska. Cavaignac - faworyt tej ba-
talii - przepadł.

Co prawda "książę prezydent" (jak mówiono o no-
wej głowie państwa) był prezydentem tylko przez jedną
kadencję i to raczej formalnie. Stopniowo budował bo-
wiem jedynowładztwo; zwalczał republikańską opozy-
cję w parlamencie, a urzędy zapełniał oddanymi sobie
ludźmi. W dniu 2 grudnia 1851 roku dokonał zamachu
stanu, rozwiązując Zgromadzenie Prawodawcze, po
czym jeszcze w tym samym miesiącu urządził plebi-
scyt, który - odpowiednio przygotowany - przedłu-
żył jego prezydenturę do lat dziesięciu. Od stycznia
1852 roku na mocy nowej konstytucji miał już władzę
niemal dyktatorską, a 2 grudnia tego roku - w pierw-
szą rocznicę zamachu, 48 koronacji wielkiego Napoleo-
na i 47 bitwy pod Austerlitz - ogłosił się cesarzem.

114

Po czteroleciu II Republiki Francja znów była m
narchią. Na tronie zasiadał Ludwik Napoleon III (dr
gi napoleoński numer rezerwując dla "Orlątka", syi
zwycięzcy spod Wagram), a państwo szybko zaczę
nazywać II Cesarstwem.

Inne scenariusze i dramatyczne rozstania

Poza Francją scenariusze Wiosny Ludów były oc
mienne, choć epilog w zasadzie okazał się podobna
Odmienność polegała głównie na tym, że w par
stwach niemieckich, Austrii czy Włoszech dążono wła<
ciwie do tego, z czym Francja, obalając Ludwika Fili
pa, właśnie zrywała - do monarchii konstytucyjne]
ograniczającej rolę króla. Nawet bowiem we Włoszed
republikanie skupieni wokół Giuseppe Mazziniego by
Ii w mniejszości, a w Niemczech czy Austrii stanowił
margines, W Prusach konstytucjonalizm zespolił su
z ideą zjednoczenia Niemiec, w Austrii z problemem
narodowościowym (kulminującym w powstaniu wę-
gierskim), a we Włoszech z walką o wyzwolenie spod
austriackiego panowania, aby narodowe państwo wło-
skie w ogóle mogło powstać. Gdy bowiem Francuzi
ustrojowo przeobrażali swoje państwo, Austriacy je
unowocześniali, a Niemcy z wielu tworzyli jedno,

Włosi najpierw chcieli je mieć. Różnica była więc za-
sadnicza.

Wiosna Ludów (której przebieg we Włoszech i środ-
kowej Europie dokładniej omawiam w poszczególnych
rozdziałach) była niewątpliwie jednym z najważniej-
szych wydarzeń XIX stulecia. Zaczęła się pod hasłami
"solidarności ludów przeciw pałacom", a skończyła
pretensjami jednych narodów do drugich, gdy okaza-
ło się, że ich ambicje krzyżują się i trudno je ze sobą

115

pogodzić. Z deklarowanej na wstępie solidarności
Niemców z Czechami, Węgrów z Chorwatami czy Po-
laków z Ukraińcami pozostało niewiele. Na firmamen-
cie pojawiły się nacjonalizmy, z wolna dojrzewające
i wybuchające jeden po drugim pod koniec tego wie-
ku (J. Chlebowczyk). O internacjonalizm (karbonarski,
masoński czy wszechsłowiański), o wspólne działanie
było coraz trudniej. Drogi narodów - jak to ujął kie-
dyś S. Cat-Mackiewicz - się rozeszły.

Nie było to zresztą jedyne dramatyczne rozstanie,
jedyny symptomatyczny zwrot. Rozeszły się bowiem
także drogi robotników i mieszczaństwa, zaczynają-
cych tę rewolucję razem, ale kończących już osobno.
Nie bez wpływu Karola Marksa i jego intemacjonaliz-
mu klasowego (proletariackiego), który pomieszał szy-
ki w narodowo-liberalnym obozie. Sprzeciwił się bo-
wiem dotychczasowym więziom i na kanwie nowej
ideologii, komunizmu, budował nowe. Liberalizm po-
zostawał mieszczańskim wyznaniem wiary. Robotni-
cy zaś - o ile chcieli - mogli już przyjmować inną.
Nawiązując do ewangelii, obiecywano im "raj na zie-
mi" (N. Davies), wywyższano proletariusza. Miało być
lepiej i sprawiedliwej. Wyzysk i ucisk miały zniknąć.

A jednak - mimo to i mimo klęski Wiosny Ludów

- liberalizm przetrwał i niebawem odżył. Powtórki
kongresu wiedeńskiego nie było. Święte Przymierze
nie powróciło do dawnej roli. Wielu zmian nie dało
się już cofnąć, choć wiele reform cofnięto, by je następ-
nie przywrócić. Ma więc rację B. Croce, że w tym sen-
sie porządek narodowo-liberalny zwyciężył, chociaż

- dodajmy - nie wszędzie pod własnym szyldem.
Ustroje państw "łagodniały", a o nowe "cezaryzmy"
było coraz trudniej.


X

Wojna czy druga rewolucja?
- Stany Zjednoczone

Żyć na własny rachunek

Połowa XVIII wieku przyniosła dalsze wzmocnie-
nie pozycji Anglii w Ameryce Północnej. Francja i Hi-
szpania traciły wpływy i terytoria, Anglia obejmowała
Kanadę i Luizjanę (do niedawna francuską). Z kolonu
ciągnęła coraz większe zyski, choć z kolonistami -
przeważnie ludnością angielską - miała coraz wię-
ksze kłopoty. Ci bowiem byli niechętni wzrastającym
ciężarom. Woleliby żyć na własny rachunek niż
w "Ameryce angielskiej". Toteż konflikty zaczęły się
mnożyć, a więzi z metropolią słabnąć.

W 1774 roku koloniści zwołali do Filadelfii kongres
i uchwalili zerwanie stosunków handlowych z Anglią,
tworząc jednocześnie pierwsze oddziały zbrojne.
W 1775 roku pomiędzy Londynem a koloniami ame-
rykańskimi wybuchła wojna, która w historiografii no-
si miano wojny o niepodległość lub - nieco rzadziej
- wojny rewolucyjnej. Zakończona dopiero w 1783
roku, przyniosła proklamację niepodległości (6 lipca
1776 r.), jej pokłosiem zaś była konstytuq'a (1787) i wy-
bór na prezydenta wodza naczelnego armii, "człowie-

117

ka niezastąpionego", George'a Washingtona (J.T. Flex-
ner).

Stany Zjednoczone w czasach pierwszego prezy-
denta to na początku 13 dawnych prowincji angiel-
skich pomiędzy Appalachami i Atlantykiem, tzw. stany
założycielskie. Potem stopniowo obszar był coraz wię-
kszy. W 1803 roku nowe państwo objęło resztę Luizjany,
w 1819 roku Florydę (odkupioną od Hiszpanii), w 1848
roku Teksas (odebrany w wyniku wojny z Meksykiem)
i terytoria sięgające Pacyfiku, gdzie z czasem powstały
nowe stany: w 1850 roku Kalifornia, w 1864 roku Ne-
vada, w 1869 roku Utah, w 1912 roku Arizona i Nowy
Meksyk. W 1867 roku nabyto od Rosji Alaskę.

Tak organizujące się państwo było kolosem, obej-
mującym ziemie o rozmaitym ukształtowaniu terenu,
rozmaitej żyzności gleb, rozmaitych zasobach natural-
nych i klimacie. Budowano je właściwie od podstaw
- europejskie doświadczenia zdały się nie na wiele.
Amerykańska historia była krótka, tradycje słabo je-
szcze wykształcone (przypominały raczej europejską
miksturę i to podlejszych gatunków). Narodowości by-
ło więcej niż w monarchii habsburskiej, a w dodatku
mieszających się jak w tyglu. I przy tym wszystkim
wprowadzono ustrój, który olbrzymim regionom i lu-
dziom tam zamieszkującym narzucał samodzielność
(trochę - co prawda - "wymuszoną", bo admimstra-
cyjnie trudno to było sobie inaczej wyobrazić).

Na mocy konstytucji z 1787 roku regiony miały
więc swoje parlamenty i swoich gubernatorów, daleko
idącą niezależność ustawodawczą i wykonawczą. Sfe-
derowane ze sobą były luźno, co wobec olbrzymich
odległości i odmienności znowu wydawało się roz-
wiązaniem najszczęśliwszym. Implikowało jednak nie-
małe i trudne do uniknięcia zagrożenia: skoro bowiem
niektóre stany były samowystarczalne, to po co Unia,

118

administracja centralna i podatki, po co Waszyng
i prezydent, skoro prezydentem na miejscu mógł 1
dotychczasowy gubernator.

Dwa państwa czy jedno?

Trzeba zresztą nadmienić, że o przepołowieniu U
mówiono niemal od samego jej początku: na przen
słowa Północ i rolnicze Południe, na dwa odrębne ^
spodarczo regiony, na kominy fabryczne i plantac
na stany wolne (północne) i niewolnicze (połudn
we). Potem doszedł do tego jeszcze problem Zachce
Czy ma on mianowicie być "anektowany" przez jed
czy przez drugą stronę, przez Północ czy przez F
ludnie? Północ opowiadała się za nierozerwalność
związku. Południe było chwiejne. Jakie więc siły m
wzmocnić Zachód - odśrodkowe czy dośrodkow
I jakie w związku z tym będzie ostatecznie oblicze ji
nie tylko Unii, ale Ameryki?

Zrazu na Zachodzie dbano o równowagę i g(
w jednym stanie dopuszczano niewolnictwo, w dr
gim natychmiast uchwalano jego zakaz. Siły rywc
miały bowiem rosnąć równo i miało to być widoczi
w Senacie, w którego skład wchodziły reprezentac
poszczególnych stanów.

Spór o niewolnictwo

W tym sensie niewolnictwo, a raczej spór o nil
stał się skrótem wszystkich innych sporów i zagac
nieniem symbolicznym. W Ameryce, nie obciążon<
dziedzictwem feudalnym, ludzie mieli być wolr
i równi. Pochodzenie nie było ważne. O miejscu człc

wieka w społeczeństwie miały decydować: zaradność,
pracowitość i uczciwość. Co do tego zgadzali się wszy-
scy. Czy jednak miało to dotyczyć również Murzy-
nów?

Kiedy Washington był chłopcem, "niewolnictwa
nie kwestionowano nigdzie" (J.T. Flexner). Thomas Jef-
ferson, prezydent Stanów Zjednoczonych w latach 1801
-1809, nieraz wprawdzie wypowiadał się przeciwko
niewolnictwu, ale własnych niewolników nie uwolnił
do końca życia. Na Północy jednak przynajmniej się
tym nie chwalono. Na Południu miało ono najgorliw-
szych obrońców.

Nietrudno zresztą to zrozumieć. Na ludności nie-
wolnej opierała się bowiem praca na plantacjach ba-
wełny, a to znaczy, że w niemałym stopniu gospodar-
ka Południa w ogóle. Mało kto chciał kwestionować
te podstawy. Wielu natomiast chciało je usprawiedli-
wić. Tłumaczono więc, że niewolnictwo jest rodzajem
opieki rasy białej nad czarną, która nie dojrzała jeszcze
do wolności i równości; że los niewolnika na planta-
q'ach jest często znośniejszy niż dola robotnika w fa-
bryce. Niewolnika bowiem traktuje się na Południu
patriarchalnie, natomiast o robotniku na Północy my-
śli się wyłącznie w kategorii zysku.

Kto czytał Chatę wuja. Toma, słynną powieść Harriet
Beecher Stówę, ma zapewne pojęcie o obrazie niewol-
nictwa dominującym na Północy (całkowicie zresztą
sprzecznym z obrazem "obowiązującym" na Połud-
niu). Dla niektórych abolicjonistów (zwolenników znie-
sienia niewolnictwa) te różnice były - być może -
ważne. Ogół jednak nie musiał w nie wnikać, niewol-
nictwo bowiem uznawał za zło samo w sobie i nie
chciał wdawać się w dyskusję nad przewagami dobrze
traktowanego niewolnika nad pomiatanym proletariu-
szem, ani nad złymi i dobrymi stronami niewolnictwa.

120

Z punktu widzenia moralnego zapewne nie moż]
im odmówić racji. Warto jednak zastrzec, że tylko p(
względem prawnym niewolnik był niewolnikowi róv
ny. Pod względem sytuacji życiowej różnice były ji
bowiem kolosalne. Lepiej na ogół wiodło się niewc
nikom na małych farmach, gorzej na wielkich plant
cjach. Lepiej mieli niewolnicy zatrudnieni w domu lu
w bezpośrednim jego obejściu, gorzej pracujący na p(
lu. W stanie Maryland tylko 1/8 białych rodzin z<
trudniała niewolników, ale w Karolinie Południow<
- już niemal połowa. Wszędzie jednak niewolnik b)
drogi, a to sprawiało, że okrutnie - pomijając już in
ne względy - traktowali go tylko rozrzutni (I. Bie
żuńska-Małowist, M. Małowist).

Gdy w 1859 roku na Południu stracono przywódo
powstania niewolników Johna Browna, Północ zare
agowała na to falą ostrej krytyki. Południe odrzuciłc
ją jako ingerencję w wewnętrzne sprawy swoich sta
nów i odpowiedziało atakami pod adresem Unii. Nie-
bawem polaryzacja widoczna już była gołym okiem
Za wzmocnieniem i nierozerwalnością Unii opowie-
dzieli się republikanie najsilniejsi na Północy, za jej
rozluźnieniem - demokraci dominujący na Południu.
Debata nad abolicjonizmem przechodziła w debatę nad
Unią, a spory o Unię przeradzały się w spory o aboli-
cjonizm.

Secesja i wojna

W 1860 roku, gdy wybierano prezydenta, republi-
kanie szybciej zwarli szyki i opowiedzieli się bardzo
zgodnie przeciwko niewolnictwu (z różnym, co praw-
da, przekonaniem). Demokraci, choć liczniejsi, byli
podzieleni. W rezultacie prezydentem został polityk

z Północy, adwokat ze stanu Kentucky, republikanin
Abraham Lincoln, uchodzący na Południu - nie cał-
kiem słusznie - za twardego abolicjonistę.

Jego wybór Karolina Południowa przyjęła z oburze-
niem. Stan ten od dawna miał opinię buntowniczego;

już w 1832 roku za prezydentury Andrew Jacksona usi-
łował wyłamać się z Unii i opowiedział się za tzw. za-
sadą nullifikacji (tj. prawem stanów do unieważniania
zarządzeń federalnych). Teraz do tej tradycji nawiązał
i na konwencji stanowej opowiedział się jednomyślnie
za secesją (164 głosami), co na całym Południu zrobiło
ogromne wrażenie. W rezultacie w ślad za Karoliną
Południową poszło sześć innych stanów, które zawią-
zały konfederaq'ę i na prezydenta wybrały południow-
ca, niemal rówieśnika Lincolna, Jeffersona Davisa, o któ-
rym mówiono, że jest rzecznikiem plantatorów.

Historycy od dawna zwracali uwagę na to, że po-
parcie dla secesji w poszczególnych stanach zależało od
liczby mieszkających tam niewolników i było tym wyż-
sze, im było ich więcej. Gdy w danym rejonie ich liczba
nie przekraczała 25% ludności, przewaga secesjonistów
wynosiła jak 2: l. Gdy jednak niewolików było powyżej
60%, przewaga osiągała proporcje jak 4: l.

Zrazu - mimo konfliktu - nie zanosiło się na woj-
nę. Nie wierzył w nią zresztą ani Abraham Lincoln,
ani jego rywal (i krajan z Kentucky) Jefferson Davis.
Południe z Północą kłóciło się o kwestie natury praw-
nej. Południe uważało, że rząd federalny stanowi tyl-
ko emanację woli poszczególnych stanów. Północ, że
emanację narodu. Południe twierdziło, że można, nie
łamiąc konstytucji, wystąpić z Unii (i mówiło już o re-
publice południowej). Północ utrzymywała, że nie jest
to możliwe. Napięcie zaczęło szybko rosnąć, przybie-
rać niepokojące rozmiary. Na końcu ludzi ogarnął szał
(R. Todd).

122

n

Atak Karoliny Południowej na Fort Sumter, wiei
Unii, uważa się powszechnie za początek wojny. Twi
dza - jak wiele innych na Południu - należała
władz federalnych. Jej znaczenie strategiczne było n
wielkie. Południe jednak domagało się jej ewakuai
a Waszyngton - aby nie wyglądało, że szybko ule
presji - z decyzją zwlekał. W rezultacie 12 kwietr
1861 roku 75-letni secesjonista Ruffin oddał pierws
strzał w kierunku Fortu, co miało być specjalnym w
różnieniem dla tego dzielnego południowca. Potem
na oczach licznie zgromadzonej publiczności - n
stąpiła obustronna kanonada artyleryjska, w któr
nikt wprawdzie nie zginął, ale wojska federalne u
nały się za pokonane i w paradnym szyku opuści}
twierdzę.

Ten dosyć operetkowy początek otwierał jedn
z najkrwawszych w dziejach wojen i jedną z najokru
niejszych (historycy dostrzegli w niej nawet cechy kor
fliktu "totalitarnego"!). Siły były nierówne. Północ pc
wołała pod broń około 2 min ludzi. Południe zaledwi
około 850 tyś. Po stronie Północy znalazło się 80/
przemysłu Unii i niemal tyleż procent kapitału, niema
cała flota wojenna i nieprzebrane zasoby ludzkie. Wy
dawało się, że na pokonanie Południa wojska Północ}
potrzebują kilku miesięcy. Potrzebowały kilku lat i nic
od razu było jasne, że tę wojnę wygrają.

Południe miało niewątpliwie lepszą armię, lepszych
szeregowców, podoficerów i oficerów, lepszego głów-
nodowodzącego, gen. Roberta Lee, bitnych myśliwych
i farmerów. Pierwsza walna bitwa (nad potokiem Buli
Run w lipcu 1861 r.) nie pozostawiła złudzeń, po której
stronie jest kunszt wojenny i kto kończył wojskowe
szkoły. Południowcy dowodzeni byli lepiej, strzelali
celniej, na polu bitwy nie tracili głowy, a ich konnicę
trudno było powstrzymać.

T

Południe ogarnął optymizm. Do Waszyngtonu by-
ło niedaleko. Wielu spodziewało się rychłego końca
wojny, a krótki, ale ostry kryzys gospodarczy na Pół-
nocy i bankructwo wielu firm chętnie brano za dowód
ostatecznego jej upadku. Przewagi liczebnej Północy
już się nie obawiano. Wierzono, że "każdy południo-
wiec może pobić pięciu jankesów7'. Jankesów zaczęto
lekceważyć, na razie brali same baty.

Lincoln i jego współpracownicy przeżywali trudne
chwile. Bałagan panował nie do opisania. Na frontach
sytuacja wymykała się spod kontroli. We wrześniu
1862 roku prezydent ogłosił słynną proklamację eman-
cypacyjną i obiecał, że zniesie niewolnictwo - o ile
dzięki Bożej pomocy "gen. Lee będzie wyparty z Pen-
sylwanii". Zniósł je ostatecznie w styczniu 1863 roku
i niebawem - nie tylko wśród ludności murzyńskiej
- zyskał nowych zwolenników (L. Korusiewicz).

Na frontach też zresztą unionistom zaczęło się wieść
lepiej. Na czele wojsk - po kilku przykrych pomył-
kach - stanął zdolny gen. UlissesGrant. Talentem błys-
nął gen. William Sherman i po kilku porażkach Po-
łudnia karta wojny powoli zaczęła się odwracać. Za
wydarzenie przełomowe w tej wojnie uchodzi kilku-
dniowa bitwa pod Gettysburgiem (w lipcu 1863 r.).
Po morderczym boju, legendarny już gen. Lee został
pokonany. Konfederaci przestali zagrażać Waszyng-
tonowi. Jeszcze w tym samym miesiącu gen. Grant
zdobył ważną strategicznie twierdzę Vicksburg. Ini-
cjatywę przejęły wojska Unii.

Południe było w odwrocie. Wojna coraz bardziej da-
wała się we znaki. Eksport bawełny gwałtownie spadał
(z 3,5 min bal w 1861 r. do 132 tyś. w 1862 r., a w latach
następnych tylko nieznacznie się podniósł). Na planta-
cjach było niespokojnie. Blokada morska z każdym
tygodniem dosłownie wyniszczała Południe.

124

Koniec wojny był więc właściwie tylko kwestią (
su. Gen. Lee skapitulował ostatecznie 9 kwietnia l
roku pod Appomattox, zamknięty w pułapce pr
wojska Granta i Shermana. Trzymał się i tak dłu
w zwycięstwo Południa nie wierzył bowiem już
dawna; zapewne - od Gettysburga - nie on jed
Nastroje w każdym razie były jak najgorsze.

Zwycięstwem Unii w tej wojnie prezydent Ab
ham Lincoln nie zdążył się nacieszyć. Zginął w niec<
tydzień po jej zakończeniu od kuli zamachowca Joh
Bootha. śmierć spotkała go w teatralnej loży. Kil
dni wcześniej nawoływał rodaków do pojednania..

Na fotelu prezydenta zastąpił go Andrew Johns<
(1865-1869), a Johnsona z kolei słynny gen. Gra
(1869-1877), lepszy z pewnością wojskowy niż polity
Następowała, choć z trudem, odbudowa kraju, Un
stabilizowała się wewnętrznie, nienawiści z woh
wietrzały.

Rewolucja, wojna bratobójcza czy wojna
sprawiedliwa?

O wojnie secesyjnej historycy mówią, że była drug
rewolucją amerykańską (pierwszą byłaby wojna o nie
podległość), że dla młodej demokracji była ogniow,
próbą i że próbę tę demokracja nie tylko wytrzymała
ale nawet w jej rezultacie głębiej zakorzeniła się i okrze
pła (L. Korusiewicz). Dla generałów, brad Crittenden
walczących po przeciwnych stronach frontu - a wy
padek to wcale nieodosobniony - największym dra-
matem tej wojny był jej bratobójczy charakter. Do-
słownie i w przenośni. Dla Giuseppe Mazziniego była
to wojna o ideały republikanizmu, abolicjonizmu i spra-
wiedliwości, jedna z nielicznych wojen słusznych, po-




stepowa i zwycięska. Dla współczesnych soq'ologów
wreszcie - wojna, z której wyłoniło się nie tylko no-
woczesne państwo, ale i coraz bardziej świadomy
swej odrębności amerykański naród.

Awantura meksykańska

Po wyniszczającej wojnie Unia nie miała dość sił,
aby angażować się w sprawy pozaamerykańskie. Po-
wrócono więc do doktryny Jamesa Monroego (z 1823 r.)
i zasady zawartej w haśle: "Ameryka dla Ameryka-
nów". Nie chciano mieszać się do spraw europejskich
i oczekiwano wzajemności, myśląc zwłaszcza o Mek-
syku i szalejącej tam wojnie. Wyglądało bowiem na
to, że z niepokojów skorzysta Napoleon III i prezy-
denta Benito Juareza zastąpi tam któryś z protegowa-
nych Francji.

Nie pomylono się, choć zaskoczenie i tak było nie-
małe; protegowanym bowiem okazał się rodzony brat
cesarza Franciszka Józefa, arcyksiążę Ferdynand Mak-
symilian, który oczyma wyobraźni widział się już wład-
cą Nowego Świata. Na razie jednak zrzekał się praw
dynastycznych w Austrii i zdawał na Francuzów, którzy
mieli stanowić jego zbrojne ramię. W 1864 roku chłodno
odprawiony przez Franciszka Józefa wyruszył za ocean.

Chciał być cesarzem "zeuropeizowanego" Meksy-
ku i dziwił się, że Meksykanie widzą w nim raczej
"spóźnionego konkwistadora" (E.C. Corti). Cesarzem
zresztą został, choć ani przez chwilę nie rządził. Wraz
z Karoliną belgijską - jeszcze bardziej ambitną niż
on sam - stanowili obłąkańczą i zupełnie operetko-
wą parę (H. Andics). Przez niemal trzy lata żyli złu-
dzeniami, oglądając się to na "miłość ludu", to na fran-
cuskie wsparcie. W 1867 roku sen się jednak skończył.

126

Francuzi nie dali rady Meksykanom. Bitwa pod Q
taro została przegrana, a w jej następstwie dui
Habsburg - do końca nie wypadając z roli - st
przed plutonem egzekucyjnym.

Awantura meksykańska dobiegła końca.

Rekonstrukcja

Po czteroletniej wojnie Stany Zjednoczone zajęły
sprawami wewnętrznymi. Straty i zniszczenia b
ogromne: około l min zabitych (H.S. Commanger), w
le tysięcy inwalidów i rannych, zdewastowane oibr;

mię połacie ziemi, zniszczone tory kolejowe, wiadul
i mosty, a do tego najtrwalsza pozostałość wojny: ot
stronne urazy, pretensje i kompleksy oraz daleki wci
od rozwiązania problem murzyński na Południu.

Człowiekiem wolnym z niewolnika nie stawało s
z dnia na dzień. Wielu uwolnionych nie radziło sob
w nowych warunkach, niektórzy uchylali się od j
kiejkolwiek pracy, wielu od wolności wolało niewc
nictwo. Niezaradnymi i zagubionymi długo nie mi,
się kto zająć. Powołane przez Kongres Biuro Uwo
nionych nie miało właściwie środków. Z trudem org<
nizowano pracę i zaopatrzenie. Z olbrzymim opó-z
nieniem zakładano szkoły.

Coś jednak w stosunku do Murzynów się zmienia
ło. Z wolna zatrudniano ich na zasadach wolnego naj
mu (co jakoby miało przynieść serię bankructw). Zain
teresowano się ich oryginalną muzyką, opowiadające
o znojnym trudzie (bluesem). Zauważono wreszcie,
że w większości są ludźmi miłymi i przyjaźnie nasta-
wionymi do otoczenia.

Taka była jedna strona medalu. Druga wyglądała
inaczej. W 1867 roku powstał Ku-Klux-Klan, organi-

zacja skupiająca białych, którzy nie pogodzili się zp
zniesieniem niewolnictwa. Dla nich nic się nie zmie-
niło. Biali i czarni powinni nadal żyć osobno, czarny
u białego pracować, uznawać go za pana i znać swoje
miejsce w tym porządku, a nie myśleć o równoupraw-
nieniu. Terror i mordy skrytobójcze miały siać strach
miały paraliżować zarówno emancypujących się Mu-
rzynów, jak i tych białych, którzy im sprzyjali.

Południe długo jeszcze nienawidziło Północy ("prze-
mądrzałych jankesów"), źle znosiło urzędników ze sta-
nów północnych, ustawiczne pouczenia, wielkie sło-
wa wypowiadane przez nich przy lada okazji i ich
dziwną "słabość" do Murzynów, których tak napraw-
dę wcale nie znali. Południe głosowało na demokra-
tów - tak jak przed wojną secesyjną, tak i po niej,
właściwie do dziś. W oczach jankesów z kolei połud-
niowcy byli prymitywnymi barbarzyńcami, ludźmi
popisującymi się swoim bogactwem, ceniącymi życie
na pokaz, ale naprawdę wewnętrznie pustymi, zam-
kniętymi w sobie i na sobie tylko skupionymi. Północ
głosowała na republikanów. Przez całe lata. Do dziś.

XI
Garibaldi czy Cavour?
Jak dokonało się zjednoczenie
Włoch?

"Za późno" czy "zbyt nagle"?

Spory wokół zjednoczenia Włoch nie ustają od ponad
stu lat. Dotyczą one wielu spraw drobniejszych i kilku
zagadnień natury ogólniejszej, wykraczającej często po-
za obręb historii. Historycznie jednak zawierają się
w sporze, czy Włochy zjednoczyły się "zbyt późno"
i "nazbyt nagle" (w sposób odgórnie narzucony) czy
też zjednoczeniowy epilog poprzedziły długotrwałe
przygotowania i procesy (czyli w sposób "naturalny").
Przyjęcie pierwszej wersji wysuwa na czoło "piemon-
tyzację Italii" i trzy nazwiska: Camillo Cavour, Giu-
seppe Garibaldi i Wiktor Emanuel II. Przyjęcie drugiej
każe pamiętać o karbonariuszach, tajnych spiskach. Mło-
dej Europie, Mazzinim i Wiośnie Ludów, Włoszech
Środkowych i Południowych. Pierwsza wersja "fawo-
ryzuje" Włochy Północne - po dziś dzień najsilniej-
szy region gospodarczy i kulturalny kraju (spogląda-
jący na resztę Włoch z wyżyn własnych faktycznych
i domniemanych przewag, ujawniający, zwłaszcza
w Lombardii, nieco zaskakujący separatyzm). Druga
sprowadza Piemont na ziemię i reprezentuje dobrze

129

znaną ideę jednakowych zasług. Słabością obu są in
terpretacje zjawiska antyklerykalizmu i klerykalizm
towarzyszące początkom państwa włoskiego, a tak?
konfliktu Rzymu z Watykanem i korony z tiarą ~ p.
by już ująć rzecz najkrócej (J.A. Gierowski, T. Wituch)

W obu wersjach - choć akcenty rozkładają się od-
miennie - u początku tego procesu w XIX wieku jest
Napoleon Bonaparte, który w toku kampanii włoskiei
wyrzucił z północnych Włoch Austrię i utworzył tam
tzw. republiki siostrzane (wzorowane na republice fran-
cuskiej doby Dyrektoriatu): Liguryjską, Cispadańską
i Lombardzką. W 1797 roku Cispadańską i Lombardz-
ką połączył, tworząc Republikę Cisalpińską, tę zaś na-
stępnie rozszerzył i w 1802 roku nazwał już Republiką
Włoską, by w 1805 roku - p>o dalszych, niewielkich ko-
rektach i paryskiej koronacji na cesarza - ogłosić kró-
lestwem pod berłem króla Włoch, Napoleona Bona-
partego.

Po 1809 roku i nowych zwycięstwach Napoleona
nad Austrią z obszarów włoskich tylko Sycylia i Sar-
dynia znajdowały się poza kontrolą Francuzów. Na
obcą więc modłę Włochy zostały zjednoczona, choć
nie były niepodległe, miały króla włoskiego, choć nie
był nim Włoch i miały nowoczesny porządek prawny,
choć został on Włochom narzucony. W porównaniu
z panowaniem austriackim postęp był jednak niewąt-
pliwy. Na znaczeniu zyskiwała burżuazja, korzysta-
jąca ze swobody handlu, swobodniej też manifesto-
wały się tłumione dotąd w zarodku włoskie aspiracje
narodowe.

Stawało więc pytanie: czy było to wyzwolenie czy
nowa, łagodniejsza postać okupacji? Okazało się bo-
wiem, że możliwe jest zjednoczenie bez wyzwolenia,
wolność bez niepodległości i państwo powstające bez
starań samych zainteresowanych; że możliwe są różne

130

v pośrednie, trudne nieraz do zdefiniowania (b<
5'Ćodległość czy połowiczna wolność to jedna]
Lty kuriozalne), że wreszcie, aby zrealizować cel, po
trzebne są nie tylko środki, ale i półśrodki.

Jeśli jednak mimo to - albo wskutek tego - wie
, Włochów odnosiło się do Napoleona z rezerwa
a nawet niechęcią, to po 1815 roku szybko ona topnia
ła Znowu bowiem było osiem odmiennych systemóv
pieniężnych, rozmaite rodzaje miar i wag, były żółt
odznaki dla Żydów, tortury w piemonckim sądów
nictwie, dziesięcina, przywileje arystokracji, a nawę
zakaz szczepień ospy (wprowadzonych przez Francu
zów) i kontynuowania wykopalisk archeologicznyd
w Pompei. Wszędzie też oczywiście zniesiono kodek
Napoleona.

W rezultacie po 1815 roku lepiej wiodło się Włc
chom z regionów bezpośrednio wcielonych do Austri
(Lombardii i Wenecji) niż we Włoszech środkowyd
czy południowych (z wyjątkiem jednej może Toskani
pod berłem światłego Fryderyka III Habsburga). In
zresztą dalej na południe, tym ucisk srożał, a feuda
lizm trzymał się lepiej, z kulminacją wszystkich na]
gorszych jego przejawów w Neapolu pod burbońskin
berłem; toteż opór tam zrodzony przybrał od razi
drastyczne formy. Pojawili się karbonariusze tęsknią
cy za wolnością, dochodziło do terrorystycznych za
machów i krwawych mordów.

W latach 1820-1821 i w 1831 roku na południu i pó\
nocy Włoch wybuchały rewolucje karbonarskie. W 182
roku w Neapolu na czele karbonariuszy stanął ksiąd
Minichini. Na północy działali filadelfi. Tu i tam intci
weniowało Święte Przymierze. Rewolucje karbonarski<
słabo ze sobą powiązane, stłumiono.
Koncepcji zjednoczenia Włoch było już wówcza
przynajmniej kilka. Jedna z nich mówiła o federac
państw włoskich pod egidą dynastii sabaudzkiej (pie-
monckiej) - jedynej rodzimej na Półwyspie Apeniń-
skim, druga - o konfederacji pod egidą papieża, choć
ani Leon XII, ani Pius VIII/ ani Grzegorz XVI (panujący
kolejno pomiędzy 1823 a 1846 r.) do takiej roli się nie
nadawali. Mimo to ta ostatnia koncepq'a nieźle toro-
wała sobie drogę. Wszystko zaś za sprawą pisarskiego
(i politycznego) talentu księdza Vincenzo Giobertiego,
z czasem duchowego przywódcy umiarkowanych li-
berałów, zwanych również poza Włochami neogwel-
fami.

Gioberti czy Mazzini?

Ideowym przeciwnikiem Giobertiego był Giuseppe
Mazzini, jedna z charyzmatycznych postaci włoskiego
Risorgimento (odrodzenie), dla wielu - konspirator nie-
mal doskonały, demokrata i mistyk zjednoczenia, ma-
rzący o republikańskich Włoszech i... narodach zjed-
noczonych Europy (J. Borejsza), częściej przebywający
poza Włochami niż w kraju. Na obczyźnie, w Marsylii,
zakłada scentralizowane i konspiracyjne Młode Wło-
chy, których hasłem staje się wyzwolenie ojczyzny,
celem zaś - zjednoczone i niepodległe państwo.
W 1834 roku - znów na obczyźnie - Mazzini two-
rzy szerszą organizaq'ę pod nazwą Młoda Europa,
skupiającą komitety narodowe: włoski, polski, niemie-
cki i francuski. Marzy mu się już ogólnonarodowa,
europejska rewolucja - przyszła Europa sfederowa-
nych narodów (przypominająca nieco kantonalny
ustrój szwajcarski).
Z końcem lat trzydziestych wpływy Mazziniego
we Włoszech słabną, choć jako symbol jest obecny sta-
le, a nawet - pisze Giosue Carducci - "przypomina

132

słońce". Nadzieją jednak staje się Pius IX; po sw
poprzedniku, Grzegorzu XVI, który osiągnął "szcz
niepopularnoścf (R. Aubert), nie było to nawet te
trudne. Wystarczyło kilka drobnych reform, parę
stów, by nowy papież zaczął uchodzić za liber
a także za najpoważniejszego rywala króla Piemor
Karola Alberta, we włoskim ruchu narodowym.

Ile warte były te plany i nadzieje, pokazały v
padki Wiosny Ludów. Zaczęły się one we Włosz<
od manifestacji patriotycznych, skończyły zaś na an
austriackich. Wenecję opanowano niemal bez wa
(bo Austriacy wycofali tamtejszy garnizon), mia;
szybko ogłoszono republiką. Na jej czele stanął słyń
konspirator, włoski Żyd, Daniel Manin.

Pius IX - wielka nadzieja wielu Włochów - i
wiódł już na samym początku rewolucji. Przeciw
Austrii - ostoi katolicyzmu w Europie - ani wysł
pić nie mógł, ani nie chciał. Włosi, widząc to, szyb]
stracili do niego serce i nadzieje przenieśli teraz i
Karola Alberta, który już w marcu 1848 roku ogłoś
Statut Fundamentalny Królestwa (tj. konstytucję) i L
bił w ogóle dużo, aby się podobać.

Karol Albert, czyli "Włochy
zjednoczę się same"

Naprawdę jednak król Piemontu był człowiekier
słabym i bezwolnym. Uchodził za silnego, gdyż chda
no go takim widzieć. Czasem coś zgrabnie powiedzia
nie brakowało mu zręczności, ale do herosa było mi
daleko, choć miało być inaczej. Powiedział kiedyś, ż<
Włochy zjednoczą się same (L'Italia fara da se) i zdani<
to, które przeszło do historii, zrobiło zawrotną karierę
stając się tyleż ogólnonarodowym hasłem, co patrio
tycznym zaklęciem. Prawda była jednak taka, że Karol
myślał raczej o Piemoncie niż o federacji włoskiej, a i
później raczej o federacji państw północnowłoskich
niż o zjednoczeniu całych Włoch. Toteż gdy w marcu
1848 roku wybuchła w Wiedniu rewolucja, sądził, że
wybiła dlań historyczna godzina. Postanowił uderzyć
na osłabioną Austrię i sięgnąć po Lombardię, o której
marzył od dawna.

Choć moment rzeczywiście był dogodny, przegrał,
i to w kiepskim stylu. Nawet bowiem osłabiona Au-
stria była silniejsza od najsilniejszego Piemontu, zwła-
szcza gdy jej wojska poprowadził świetny dowódca,
sędziwy feldmarszałek Joseph Radetzky. Pod Custozą
(w lipcu 1848 r.), a następnie Novarą (w 1849 r.) Ra-
detzky był górą. Karol Albert pospiesznie abdykował.
Wojna, zwana "królewską", była skończona, choć za-
powiadała się tak pięknie. Na tronie zasiadł Wiktor
Emanuel II, który uwagę przyciągał głównie cienkim
wąsem.

Nielepiej powiodło się inicjatywie republikańskiej,
która po załamaniu się polityki piemonckiej była dla
wielu Włochów już ostatnią szansą, jeśli nie deską ra-
tunku. W listopadzie 1848 roku Pius IX opuścił Rzym,
a w lutym 1849 roku wieczne miasto było już repub-
liką pod rządami triumwiratu: Carlo Armelliniego, Au-
relio Saffiego i Giuseppe Mazziniego. Szczęście nie
trwało jednak długo. Papieżowi w sukurs przyszła
bowiem Francja. Na Rzym natarł gen. Oudinot i nie-
bawem już nie tylko znękany Pius IX mógł powrócić
do swej stolicy, ale i Austriacy do Wenecji.

Tak więc z trzech inicjatyw: papieskiej, królewskiej
i republikańskiej sukcesu nie odniosła żadna. Herosi
zawiedli, zjednoczenie nie postąpiło i Austriacy -
choć poturbowani na Węgrzech - rządzili Włochami
nadal.

134

Cavour i francuskie wsparcie

Nowy rozdział w Risorgimento otwiera dopiero Ca-
irdllo hrabia Cavour, syn Francuza i Włoszki, przed-
siębiorczy ziemianin, utalentowany dziennikarz, wie-
lokrotny minister, a od 1852 roku także premier rządu
piemonckiego - polityk tyleż antyrepublikański, co
antypapieski, słabo mówiący po włosku, ale lepiej ro-
zumiejący Włochy niż ktokolwiek inny. Poza tym nie-
wątpliwie był nowoczesny; parlament zawdzięczał
mu reformę ustawodawstwa, rząd - siłę, a król -
spokój. Na jego herbie rodzinnym widniała dewiza:
"Bóg chce prawa". On jednak chciał być przede wszy-
stkim skuteczny i dlatego na co dzień wyznawał inną
zasadę: właściwa reforma we właściwym czasie (wzię-
tą jakby od Tocqueville/a). Wszystko zaś po to - tłu-
maczył kiedyś w parlamencie - by władzę wzmac-
niać, a nie osłabiać, a ducha rewolucyjnego unicestwiać,
a nie wzmagać (A. Ostrowski).

Cavour - i na tym polega jego największa zasługa
- zerwał z dogmatem, że Włochy zjednoczą się same
(skoro nie zjednoczyły się, gdy Austria znajdowała się
na dnie upadku). Zerwał "po cichu", by nie drażnić
dumy narodowej Włochów. Równie dyskretnie posta-
wił na Francję. Delikatnie zagrał na ambicjach Napo-
leona Ul, a nawet wprowadził Sardynię do wojny krym-
skiej, by w efekcie małym kosztem (bo udział był to
raczej symboliczny) znaleźć się w gronie jej zwycięz-
ców i na konferencji paryskiej (w 1856 r.) mówić głów-
nie o sprawie włoskiej, o której z wysokiej trybuny
wszyscy mogli nareszcie usłyszeć. W 1858 roku Ca-
vour zawarł w Plombieres tajny traktat z Francją, któ-
rą przekonał, że we Włoszech ma do odegrania wiel-
ką, historyczną rolę. Napoleon III miał pójść w ślady
Napoleona I, wskrzesić dawną świetność i dodać ko-

135

ronię blasku. Rzecz jasna, przez zwycięstwo nad Au-
strią, którą najpierw należało wyrzucić z północnych
Włoch.

Cavour scenariusz miał gotowy od dawna,
a w osobie Napoleona III znalazł wreszcie jego wyko-
nawcę. Pozostało już tylko sprowokować wojnę. I cze-
kać na zwycięstwo Francji.

Nie jest całkiem pewne, czy już wówczas Cavour
myślał o zjednoczeniu całych Włoch czy raczej o bu-
dowie królestwa północnowłoskiego, skoro w Plom-
bieres rozważano różne warianty. W grę wchodziła
federacja czterech państw włoskich z papieżem na
czele (ale w roli przywódcy honorowego) i królem
sardyńskim jako faktycznym przywódcą. Co z tego
jednak Cavour traktował serio, a co było próbnym
balonem - trudno orzec. Napoleon III miał w każ-
dym razie wizje, a premier piemoncki plany. Drugi
pierwszego krępować ani ograniczać nie chciał, bo się
bez niego nie mógł objeść. Napoleon III miał wszak
pokonać Austrię, a z tego punktu widzenia wszystko
inne było dla Cavoura sprawą drugorzędną.

Wojna wybuchła w kwietniu 1859 roku. Zaczęli ją
Austriacy pod dowództwem gen. Gyulaia. Przeciwko
nim po sardynskiej stronie walczył ochotniczy korpus
"strzelców alpejskich" Garibaldiego. Potem w sile
100 tyś. żołnierzy do Włoch wkroczyli Francuzi.
W czerwcu doszło do wielkiej i zwycięskiej dla nich
bitwy pod Magentą i jeszcze w tym samym miesiącu
- drugiej, równie udanej, pod Solferino.
Ta ostatnia zwłaszcza, przerywana burzą, liczbą
ofiar i cierpień wstrząsnęła finansistą szwajcarskim Hen-
ri Dunantem. W 1863 roku z jego inicjatywy powstał
międzynarodowy Czerwony Krzyż, którego organiza-
cją zajął się inny niebiedny Szwajcar, wpływowy
prawnik Gustave Moynier.

136

Tymczasem zwycięski Napoleon III dość nieoczi
kiwanie zaproponował Austrii zawieszenie broni. Pr<
liminaria podpisano w Villafranca, a pokój w listopc
dzie 1859 roku w Zurychu. W Villafranca mówion
jeszcze o federaq'i wszystkich monarchii włoskich z c<
sarzem Austrii włącznie i papieżem na jej czele. W Zu
rychu sprawę właściwie odłożono.

W 1860 roku o jej rozwiązaniu decydowali już sam
Włosi. Cavour bowiem wymyślił plebiscyty, któri
miały zapobiec wojnom, a Napoleon III, mimo protes
tów papieża, ostatecznie się na nie zgodził. Rezulta
łatwo odgadnąć. Za połączeniem z Piemontem opo
władali się ludzie wszędzie tam, gdzie ich o to pytane
- w habsburskich secundogeniturach i w Państwu
Kościelnym, w mieście i na wsi, na północy półwyspt
i we Włoszech środkowych. Teraz już naprawdę
"Włochy jednoczyły się same", choć Francuzom za-
płaciły za to Sabaudią i Niceą, a scenariusz niewiele
miał wspólnego z "wojną królewską" Karola Alberta,

Garibaldi i republikański wariant

Na południu podniecenie było nie mniejsze, ale
wpływy Piemontu o wiele słabsze. W Neapolu i na
Sycylii od Cavoura popularniejszy był Mazzini, a od
piemontyzacji republikański wariant zjednoczenia kra-
ju. Sławę rewolucjonisty gruntował tam Giuseppe Ga-
ribaldi - przez prostych zwłaszcza ludzi kochany i po-
dziwiany. Niegdyś związany z Mazzinim, później przej-
ściowo z Cavourem, był już za życia legendą Włoch
i herosem nad herosami. Lekceważony przez Karola
Marksa (który nie mówił o nim inaczej jak "pajac"),
nie grzeszył może inteligencją, ale nie odmawiano mu
intuicji ani gorącego serca. Ideowo zadłużony u Maz-
ziniego, na kierownika akcji zbrojnej na południu na-
dawał się znakomicie (T. Wituch).

"Wyprawa tysiąca" ochotników na Sycylię w maju
1860 roku okazała się wielkim sukcesem Garibaldiego.
Wyspę opanowano, popisując się się brawurą i boha-
terstwem. Z Sycylii wyruszono do Kalabrii. Król wszę-
dzie się cofał, wszędzie też zaprowadzano republikań-
skie porządki, a ziemię należącą do rodziny królew-
skiej natychmiast rozdawano chłopom.

Tak więc los Królestwa Obojga Sycylii był przesą-
dzony. Niejasny natomiast pozostawał nadal los Włoch,
a przynajmniej ich oblicze, skoro od północy były one
monarchiczne, a od południa republikańskie. Mogło
być różnie, nie wykluczając wojny domowej. Mazzini
bowiem nie rezygnował i do Neapolu chciał zwołać
ogólnowłoski, republikański parlament. Piemont też
nie zasypiał gruszek w popiele i sadowił się już mocno
w Marchii i Umbrii.

Pojednanie i dalsze etapy

W Teano Garibaldi stanął oko w oko z królem Sar-
dynii, Wiktorem Emanuelem II. Starcia jednak nie za-
ryzykował. Po długiej jak wieki chwili wzniósł okrzyk
na cześć Piemontczyka i dopiero po tym symbolicz-
nym pojednaniu Włochy były zjednoczone.

Lepiej wykształceni Włosi mówią, że dzięki Ca-
vourowi, a ogół, przywiązany do symboli, że dzięki
Garibaldiemu - bohaterowi w czerwonej koszuli. Nie-
stety nawet po zjednoczeniu różnice pomiędzy półno-
cą a południem nie zniknęły. Południe miało o to pre-
tensje do północy, a północ do południa. Dla jednych
na samym tylko południu piemontyzacja była zbyt
głęboka i oznaczała narzucenie Włochom instytucji

138

i urządzeń sardyńskich, dla innych znów - niem
nieodczuwalna, nie obiecująca nawet poprawy w
runków życia.

W lutym 1861 roku w Turynie zebrał się pierws;
ogólnowłoski parlament. W marcu tego roku Wikti
Emanuel II przyjął tytuł króla Włoch. Poza jego paJ
stwem pozostawały nadal Wenecja i Rzym z nieust
pliwym i niechętnym Risorgimento Piusem IX, któj
na wszystkie propozycje kompromisu odpowiadał ni
zmiennie: non possumus. Cavour umarł nagle w czerv
cu 1861 roku. W 1862 roku Garibaldi bezskuteczn
próbował opanować Rzym. W 1866 roku Prusy pok<
nały Austrię i w rezultacie Włosi zajęli Wenecję, któł
Wiedeń i tak od dawna spisywał na straty. W 187
roku wybuchła wojna francusko-pruska. Francja pc
niosła w niej klęskę i mając dosyć własnych zmai
twień, wycofała z Rzymu stacjonujące tam od 20 lc
wojska. Wtedy Rzym zajęli Włosi, przenosząc tar
z Florencji (a wcześniej Turynu) swoją stolicę. Papie
żowi natomiast pozostawiono jedynie Watykan, czegi
Pius IX nigdy nie uznał i na znak protestu ogłosił si
"więźniem Watykanu".

Garibaldi więc czy Cavour? Który z nich zjedno
czył Włochy? Zapewne zasługę miał i jeden, i drugi
a także jeszcze - nieco mniej eksponowani - Maź
zini i Wiktor Emanuel II. O ile jednak Garibaldi i Maź
zini uosabiali, jak nikt inny, ciągłość idei Risorgimento
o tyle Cavour i Wiktor Emanuel II, jak nikt inny, nadal
jej konkretną polityczną postać. Liczyło się jedno i dru
gie i nie ma większego sensu rozważać, co w ostate-
cznym rachunku bardziej.

XII
Zjednoczenie Niemiec - sukces
Bismarcka, ale czy wszystkich
Niemców?

Zawiedzione nadzieje mieszczaństwa

Włochy, jak pisaliśmy, zjednoczył najpierw Napo-
leon, Niemcy - do pewnego stopnia - również. Naj-
pierw poprzez redukcję liczby państw niemieckich (z 289
do 176), następnie przez rozwiązanie Rzeszy i niemal
równoczesne powołanie do życia Związku Reńskiego ^|
(w 1806 r.) - organizacji, która łączyła niemieckie pań- ^.
stwa nadreńskie nie tylko w jeden obszar administra-
cyjny, ale i gospodarczy. W porównaniu z feudalnymi
potęgami Austrii i Prus był to organizm na wskroś
nowoczesny! - choć narzucony - niemieckie miesz-
czaństwo szybko doświadczyło jego zalet (W. Jakób-
czyk). Nie przeszkodziło to później Prusom zwrócić
niechęć wielu Niemców przeciwko Napoleonowi, a na-
wet zjednoczyć państwa niemieckie przeciwko niemu.

W 1815 roku na kongresie wiedeńskim utworzono
Związek Niemiecki. Książęta byli nim zachwyceni, ale
mieszczaństwo niemieckie przeżyło zawód. Związek
był bowiem w dużej mierze fikcją i to dzieło Metter-
nicha - z ich punktu widzenia - nie mogło się z na-
poleońskim równać.

140

W 1834 roku powstał Związek Celny, skupiający
państwa północnoniemieckie pod egidą Prus; formal-
nie jedynie unia gospodarcza, faktycznie zaś już pre-
ludium do późniejszego zjednoczenia Niemiec.

Wiosna Ludów, podobnie jak w przypadku Włoch,
przyniosła ożywienie tendencji narodowych. Do zjed-
noczenia parło mieszczaństwo, któremu Związek Nie-
miecki nie wystarczał. Z problemami narodowościowymi
borykała się wielonarodowościowa monarchia habsbur-
ska. Nigdzie zaś w programach nie brakowało sprzecz-
nych haseł i "dziwnych związków": liberalizmu z pro-
tekcjonizmem, idealizmu z pragmatyzmem, a nawet he-
glizmu (dostrzegającego w państwie pruskim najwyższy
wyraz "obiektywizującego się ducha absolutnego") z za-
sadami parlamentaryzmu i konstytucjonalizmu.

"Małe" czy "wielkie" Niemcy?

Kiedy w maju 1848 r. do Frankfurtu nad Menem
zwołano ogólnoniemiecki parlament - sprawa zjed-
noczenia Niemiec była już zagadnieniem kluczowym.
Zamieszanie jednak panowało ogromne. Jakie bo-
wiem mają być przyszłe Niemcy i kto ma stanąć na
ich czele? Czy "wielkie", skupione wokół Austrii, czy
"małe", organizowane wokół Prus? Jednoczące się
pod habsburskim czy hohenzollernowskim berłem?
Propozycji i kontrpropozycji było wiele. Kompromi-
sem miała być godność "administratora Rzeszy"
(Reichsverweser), którą chciano powierzyć arcyksięciu
Janowi Habsburgowi. W odpowiedzi Prusy zapro-
ponowały, aby w skład Rzeszy weszły tylko niemiec-
kie ziemie Austrii, co - jak należało się spodziewać
- odrzucił Felix książę Schwarzenberg, kanclerz Au-
strii, tępiący na każdym kroku wpływy pruskie.

141

Gdy wreszcie w parlamencie frankfurckim przewagę
zdobyli zwolennicy "małych Niemiec", uchwalono
urząd "cesarza Niemców" z nadzieją, że obejmie go
romantyk na tronie, Fryderyk Wilhelm IV, król Prus.
Romantyk jednak wolałby tytuł mniej "demokratycz-
ny" i "ludowy", za parlamentem nie przepadał i na
końcu przyjęcia tytułu odmówił. Pozostały niekończą-
ce się popisy retorów (w liczbie 223). I gasnący powoli
entuzjazm.

Skończyło się więc podobnie jak we Włoszech -
niewielkimi retuszami. W Związku Niemieckim na-
dal bowiem dominowała Austńa, a Prusy nieodmien-
nie miały wielkie ambicje. W Ołomuńcu jednak
(w 1850 r.) musiały na nich poprzestać. Austria bo-
wiem oddawać hegemonii nie myślała i Prusy pozba-
wiała złudzeń (czego nie mógł jej darować jeszcze Bis-
marck).

"Narodowi" Hohenzollernowie

Z "hańba ołomuniecką" na honorze Prusy wciąż
jednak miały wielu zwolenników. Niemcy bowiem tę-
sknili za państwem narodowym i to tak dotkliwie, że
z czasem stało się to "źródłem kompleksu niższości,
zawiści i nienawiści do innych" (J. Krasuski). Nadzieją
byli więc Hohenzollernowie i ich państwo; dynastia
- jak zapewniano teraz - na wskroś patriotyczna
i narodowa. W przeciwieństwie do Habsburgów, któ-
rym wytykano wręcz "nieniemieckość", wszystkie
grzechy uniwersalizmu i kosmopolityzm. Za pochwa-
łę Hohenzollernów wzięły się więc najtęższe niemiec-
kie pióra: Gustav Freytag, Johann Gustaw Droysen
i Heinrich von Treitschke. Pisarze i historycy, świetni
styliści. Podziwiani, czytani i uwielbiani przez mło-

142

dzież, budujący stopniowo jeden z największych nie-
mieckich mitów - że przeznaczeniem Prus jest zjed-
noczyć Niemcy (B. Engelmann).

Bismarck i jego diagnozy

Na takim tle rozwijała się kariera Ottona von Bis-
marcka, postaci posągowej, choć wciąż wzniecającej
spory. Urodzony w 1815 roku, pochodził z niebogatej
szlachty. Wychowywał się pod przemożnym wpły-
wem matki. Ambicje zawsze miał ogromne. Podobno
już w szkole średniej zapowiadał zjednoczenie Nie-
miec i ... własną, wielką karierę w dyplomacji. Poza
tym uczył się tylko tego, co uznawał za przydatne
(historii, niemieckiego, języków obcych, z wyjątkiem
greki, i geografii). Starał się też obniżyć głos (dość
nieprzyjemnie brzmiący) i przez odpowiedni dobór
gestów nadać sylwetce wyraz siły i zdecydowania.
Z natury był skończonym neurotykiem (E. Engelberg),
człowiekiem pobudliwym i nerwowym, na zewnątrz
zaś - uosobieniem spokoju, choć gdy spokoju nadu-
żył, lądował w łóżku.
Zrazu był raczej patriotą pruskim niż niemieckim,
zdeklarowanym konserwatystą. Do sejmu frankfurc-
kiego odniósł się nieufnie. Irytował go nadmiar wy-
powiadanych tam słów i długie, demokratyczne pro-
cedury. W inicjatywy oddolne nie wierzył. Z parla-
mentarzystów kpił, bo u nich wszystko zaczynało się
i kończyło na słowach. Z Wiosny Ludów Cavour wy-
ciągnął naukę, że Włochy nie zjednoczą się same; Bis-
marck, że Niemcy nie zjednoczą się na drodze parla-
mentarnej. Obydwaj myśleli o zjednoczeniu przepro-
wadzonym odgórnie i poprzez wojnę. Przeszkodę dla
obu stanowiła Austria.

143

Najpierw należało ją wyrzucić ze Związku Nie-
mieckiego. Bismarck - od 1862 roku premier pruski
- nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Rzad-
ko który polityk widział rzeczy równie jasno i do celu
dążył równie konsekwentnie. Skoro bowiem nieunik-
niony jest konflikt z Austrią, to należy zadbać o dobre
stosunki z Rosją. Z jej kłopotów podczas wojny krym-
skiej nie radził się więc cieszyć. Gdy inni podczas po-
wstania styczniowego w Polsce krytykowali carat, on
do Petersburga wysłał gen. Alvenslebena, który obie-
cał Rosji pomoc w ściganiu powstańców (konwencja
Alvenslebena z 1863 r.). Jeszcze do niedawna Rosja
wśród państw niemieckich faworyzowała Austrię,
a nie Prusy. Teraz - za sprawą Bismarcka - miało
być odwrotnie.

W zgodzie z Austrią przeciw Danii

W 1864 roku w stosunkach prusko-austriackich na-
stąpiła poprawa. Wynikła sprawa Danii, a raczej dwóch
związanych z nią dynastycznie księstw: Szlezwika
i Holsztynu - genealogiczny rebus. Po śmierci Fry-
deryka VII najbliżej tronu był Chrystian IX, który chciał
przyłączyć Szlezwik do Danii, ale niewiele dalej miał
książę Fryderyk Augustenburg, który był temu prze-
ciwny. "Całą zaś sprawę - jak mówił lord Palmer-
ston - rozumiało trzech ludzi w Europie: książę
Albert [małżonek królowej Wiktorii - dop. W.Ł.], pe-
wien stary Duńczyk i ja. Lecz książę Albert na nie-
szczęście niedawno zmarł, stary Duńczyk znajduje się
obecnie w domu wariatów, a ja zupełnie zapomnia-
łem, o co tam chodziło". Wiadomo natomiast, o co
chodziło Bismarckowi: o demonstrację siły i narzuce-
nie Duńczykom swojej woli - w pojedynkę albo wes-

144

pół z Austrią, którą przy okazji można było uwikłać
w "nie kończącą się serię błędów" (H. Kissinger).

Na pretekst długo nie czekano. Gdy Chrystian IX
ogłosił nową konstytucję, utrwalającą więzy łączące
Danię ze Szlezwikiem, Bismarck natychmiast zażądał
jej odwołania. Potem wysłał wojska, namówił do in-
terwencji Austriaków i po łatwym zwycięstwie nad
malutką Danią najpierw wprowadził kondominium,
a następnie Prusom przydzielił Szlezwik, a Holsztyn
Austrii (konwencja w Gastein z 14 sierpnia 1865 r.).
Kongresowe procedury pominął i sprawy niemieckie
przeniósł poza Niemcy.

Wyrzucić Austrię

Odtąd już nie Dania była dla niego ważna, lecz Au-
stria, z którą stosunki łatwo było popsuć. Holsztyn od
Austrii leżał daleko, przedzielony dziesiątkami mil, kil-
koma państwami niemieckimi i terytorium Prus. Szlez-
wik od Prus dzieliła tylko granica. Wiedeń w lokalnych
zawiłościach orientował się słabo, Berlin - znakomi-
cie. Austria właściwie nie wiedziała, na kogo w ewen-
tualnym konflikcie może liczyć. Prusy wiedziały, że Fran-
cja zachowa życzliwą neutralność, a Włosi je poprą.

Napoleon III sądził, że na wojnie austriacko-pru-
skiej zyska, bo obydwaj rywale znacznie się osłabią,
wojna potrwa długo, a polityka francuska - jak utrzy-
mywał jego minister spraw zagranicznych hrabia Wa-
lewski - "wyciągnie z tego niejedną korzyść".

Pomylił się bardzo. Korzyści wyciągnął bowiem
Bismarck. Zrazu, co prawda, górą była Austria, która
pokonała Włochów pod Custozą (w czerwcu 1866 r.)
i u wybrzeży Dalmacji (niedaleko wyspy Lissa) w lip-
cu tego roku rozbiła ich flotę. Nad Prusami zaś miała

145

przewagę w artylerii i rezerwach, gorsze jednak kara-
biny i o wiele słabsze dowództwo. Austriakami bo-
wiem, właściwie wbrew sobie, dowodził gen. Ludwig
von Benedek, Prusakami zaś utalentowany i głodny
zwycięstwa Helmut von Moltke,

Do decydującej bitwy doszło 3 lipca 1866 roku pod
Sadową (w pobliżu Kóniggratz, dziś Hradec Kralove,
na południowy zachód od Kłodzka). Bitwa miało kilka
faz, strony na przemian to traciły, to odzyskiwały ini-
cjatywę i był nawet taki moment, że Bismarck myślał
o popełnieniu samobójstwa (O. Urban). Ostatecznie
jednak zwycięstwo Prus było całkowite. Austria stra-
ciła ochotę do dalszych działań. Prusy przeprowadziły
Blitzkrieg (wojnę błyskawiczną) i droga do Wiednia
stanęła przed nimi otworem.

Wtedy właśnie Bismarck wielu zaskoczył. Nie ob-
chodziły go bowiem ani aneksje, ani kontrybucje, ani
śląsk Cieszyński, ani Czechy. Godził się co najwyżej
na zajęcia Holsztynu i niewielkie odszkodowania. Na-
legał za to na rozwiązanie Związku Niemieckiego i zgo-
dę Austrii na nową organizację Niemiec, ale już bez
jej udziału.

Król pruski i Moltke nie do końca rozumieli, o co
mu właściwie chodzi. Dlaczego pokonanych traktuje
tak oględnie? Dlaczego robi wszystko, aby ich nie upo-
karzać?

W sierpniu 1866 roku, gdy zawierano pokój w Pra-
dze, Bismarck myślami wybiegał już w przyszłość.
Obawiał się przymierza austriacko-francuskiego obró-
conego przeciwko Prusom. Dręczyła go "zmora kau-
nitzowskiej koalicji", która podczas wojny siedmiolet-
niej nieomal nie doprowadziła do ich upadku. Starał
się więc zapobiec nastrojom odwetu nad Dunajem,
Francję zaś, a raczej jej cesarza, zasypywał wyrazami
poważania - wszystko po to, by o tej wojnie jak naj-

146

szybciej zapomniano i by po upadku premiera au-
striackiego Friedricha von Beusta (w 1867 r.) nie było
już w Wiedniu następnych "gabinetów rewanżu za Sa-
dowe" (R. Charmatz).

Państwo związkowe zamiast związku
państw

Na miejsce Związku Niemieckiego Bismarck utwo-
rzył teraz Związek Północnoniemiecki, a nawet sam
ułożył dla niego projekt konstytucji. Odtąd 19 państw
leżących na północ od Menu miało stanowić państwo
związkowe (a nie związek państw), z dwoma ciałami
prawodawczymi: Reichstagiem (sejmem) i Bundesra-
tem (Radą Związkową) oraz kanclerzem i prezydentem
Związku jako jego organami wykonawczymi. Kancle-
rzem zostawał oczywiście sam Bismarck, prezydentem
zaś - z prawem weta absolutnego i ogromnymi kom-
petencjami - król pruski, a po nim jego następcy (pre-
zydentura bowiem miała być dziedziczna).

Poza Związkiem pozostawały państwa południowo-
niemieckie - w większości niechętne Prusom, kato-
lickie i przywiązane do zasad konserwatywnych. Z Ba-
warią/ Badenią, Wirtembergią i Hanowerem należało
postępować ostrożnie. Bawaria miała na tronie Wit-
telsbachów wielokrotnie spokrewnionych z Habsbur-
gami i wśród antenatów cesarza Rzeszy. Hanowerczy-
cy znów słynęli nie tylko z dumy, ale i niechęci do
Prus. Na szczęście dla Bismarcka coraz mniej podzi-
wiali Francję. I nie mieli nic przeciw umowom hand-
lowym, celnym, a nawet wyłonionemu w drodze wy-
borów parlamentowi celnemu (Zollparlament).

Niektórych te propozycje zaskakiwały: junkier, któ-
ry w ekonomii zachowuje się jak liberał; konserwaty-

147

sta, który w polityce wprowadza jakieś procedury wy-
borcze; arystokrata, który kokietuje niemieckie miesz-
czaństwo i najwyraźniej dąży do zmiany istniejącego
stanu rzeczy - niekonwencjonalny i trudny do
zaszufladkowania polityk. Czy w tym wszystkim cho-
dziło mu o Prusy czy o Niemcy? Raczej o Prusy (J. Pa-
jewski, M. Żywczyński), choć niewykluczone, że -
podobnie jak Cavour wobec Piemontu - bardziej na
początku zjednoczenia niż na końcu. Czy likwidując
mniejsze państwa niemieckie dokonywał gwałtów po-
równywanych z rewolucją? (H. Kissinger). Może, choć
termin rewolucja lepiej chyba rezerwować na inne oka-
zje. Czy wreszcie - jak mu zarzucał największy ideo-
wy przeciwnik Constantin Frantz - jego polityka to
triumf "ponurego barbarzyństwa" i zaprzeczenie
wszelkich konserwatywnych zasad? (G. Kucharczyk).
Niektórych zasad na pewno, choć czym w polityce
może być barbarzyństwo, Frantz, żyjący w XIX wieku
(i nie przewidujący nadejścia XX stulecia - jak to ka-
pitalnie ujął kiedyś Stanisław Jerzy Lec), nie miał po-
jęcia.

Ostatnia francuska przeszkoda

Po pokonaniu Austrii na drodze do zjednoczenia
Niemiec pozostawała jeszcze jedna wielka przeszkoda
- Francja. Było jasne, że już powstanie Związku Północ-
noniemieckiego przełknęła ona z największym trudem
i na więcej nie pozwoli. Zwłaszcza że teraz chodziło
o kierunek południowo-zachodni zjednoczenia i ruch
w stronę jej granic. Wojna była więc nieunikniona.
Potrzebny był tylko pretekst.

Dostarczyła go - jak wiadomo - słynna depesza
emska. W dniu l lipca 1870 roku prasa europejska

148

opublikowała krótki komunikat o tym, że wakuje
po Izabeli II tron hiszpański obejmie najprawdopodc
niej książę Leopold Hohenzollem-Sigmaringen z ł
cznej, katolickiej linii domu panującego w Prusa
Sprawy - okazało się - zaszły już bardzo daleko. ]
Hohenzollerna dobrze usposobiony był rząd hiszpc
ski (gen. Juan Prim y Prats) i Kortezy. Mówiło
o jakichś wielkich pieniądzach z tym związany
i o Witteisbachach, którzy mogli zabiegać o tę suki
sję, a których Bismarck wystrychnął na dudka.

Najbardziej - rzecz jasna - oburzona była Fra
cja, przewrażliwiona po ostatnich niepowodzeniac
fiasku wspomnianej awantury meksykańskiej i rezy
nacji z planów aneksji Luksemburga. Teraz, może j
nigdy dotąd, Napoleon III potrzebował sukcesu, n
nister spraw zagranicznych, książę de Gramont - u
nania, a prasa ujścia dla nagromadzonych frustra
i napięć.

Po kanonadzie na łamach prasy ambasador Frani
w Niemczech, Benedetti, udał się do Ems i od kro
pruskiego zażądał nie tylko odwołania wspomnian
kandydatury, ale i rezygnacji z podobnych kroków i
przyszłość. Bismarcka demonstracyjnie pominął, a w'
bęc chorego króla popisał się stanowczością. Król n
tomiast, choć za Leopoldom Sigmaringen nie przep
dał, o wszystkim natychmiast powiadomił Bismarck
ten zaś otrzymany tekst depeszy ("emskiej") odp<
więdnie skrócił i po rozmaitych redakcyjnych koń
ktach, ogłosił w prasie. We Francji wrażenie było pi(
runujące. Król zlekceważył ambasadora, zlekceważon
została cała Franq'a. Uznano, że miarka się przebrał
i Prusy oraz ich bezczelny premier muszą być uk<
ranę.

W lipcu 1870 roku wybuchła wojna, którą Pranej
sama wypowiedziała. I - choć to dziwi - liczyła n

wielką ofensywę, na sukcesy, które olśnią Austrię, a na-
wet Włochy i na powstanie wielkiej koalicji, która Pru-
sy i ich sojuszników pobije raz na zawsze.

Było, jak wiadomo, inaczej: ślamazarna mobiliza-
cja Francuzów i szybkie ruchy wojsk pruskich. Mar-
szałek Achille Bazaine został zamknięty w Metzu,
a Edme Mac-Mahon cofał się w Alzacji. Potem nastą-
piło oblężenie Sedanu i 2 września 1870 roku kapitu-
lacja Napoleona III, marszałka Mac-Mahona, 39 gene-
rałów i 80 tyś. korpusu - wielka kompromitacja
Francji i koniec II Cesarstwa.

Na wieść o Sedanie w Paryżu wybuchła rewolucja.
Ogłoszono republikę, po władzę sięgnęła komuna. Dla
Prus było to mimo wszystko raczej ułatwienie niż utrud-
nienie zadania. W stronę Paryża ruszył Moltke. Nie
pomogły oddziały garibałdczyków ani kilkuset Pola-
ków (z Jarosławem Dąbrowskim na czele) wspierają-
cych komunardów. Oblężone miasto skapitulowało,
28 stycznia 1871 roku podpisano w Wersalu zawie-
szenie broni, a miesiąc później - preliminaria poko-
jowe. Warunki były nadzwyczaj ciężkie. Niemcy brały
całą Alzację (z wyjątkiem twierdzy Belfort), trzecią część
Lotaryngii i kontrybucję w wysokości 5 mld franków
w złocie. Do czasu jej spłaty Francuzi mieli utrzymy-
wać niemieckie wojska pozostawione we Francji. Po-
kój potwierdzający te warunki zawarto we Frankfur-
cie nad Menem w maju tego samego roku. Francja
przeżywała jedne z najgorszych dni w swojej historii,
Prusy niewątpliwie najlepsze.

Ziszczone plany




francuskiej ziemi, w obecność królów i książąt nie-
mieckich proklamowano Rzeszę Niemiecką (Deutsches
Reich). Na tej uroczystości wystąpił w białym mun-
durze kirasjerów. Akt nosił wszak charakter wojsko-
wy, co podkreślały widoczne na znanym obrazie uni-
formy obecnych. On sam promieniał szczęściem,
przeżywał chwile uniesienia. Wszystko wszak doko-
nało się tak, jak zaplanował - "krwią i żelazem", z po-
minięciem Austrii, odgórnie.

Z punktu widzenia organizacji państwa II Rzesza
była właściwie kopią Związku Północnoniemieckiego
powiększonego o państwa południowe. Tyle tylko, że
prezydenta zastąpił teraz cesarz niemiecki Wilhelm I
Hohenzollern, a Bismarck był już nie kanclerzem Związ-
ku, lecz Rzeszy.

Cytowałem już opinię, że Włochy zjednoczyły się
zbyt szybko, co miałoby utrudniać naturalny, wewnę-
trzny rozwój państwa. O Rzeszy - współcześni i histo-
rycy - mówili właściwie to samo, ale ci ostatni pod-
kreślali coś jeszcze: że gdy Włochom w XIX wieku da-
leko było do mocarstwowości, to Rzesza od razu stała
się europejskim hegemonem. Urodziła się bowiem mo-
carstwem. I odtąd wszystko wyglądało inaczej.

XIII
Dwie różne Ameryki
Hiszpańska dominacja
i brazylijskie cesarstwo

Ameryka Łacińska przez cały niemal wiek XIX le-
żała na uboczu spraw, o których pisały gazety. Od
XVI wieku należała do korony hiszpańskiej (oprócz
Brazylii). Politycznie podzielona była na cztery wice-
królestwa (Nową Hiszpanię/ Nową Grenadę, Peru i La
Pląta) i cztery kapitanie generalne (Gwatemala, Kuba,
Chile i Wenezuela). Madrytowi dostarczała złota, sre-
bra, trzciny cukrowej, bawełny i tytoniu. Inwestycje
Hiszpanii na tym kontynencie - jak zresztą wszędzie
- były niewielkie. Przeważała gospodarka rabunko-
wa w starym kolonialnym stylu. Ameryka miała przy-
nosić dochód. Najlepiej jak najmniejszym kosztem.

Do ludności miejscowej Hiszpanie odnosili się z wy-
niosłością. Dyskryminowali nawet Kreolów (Hiszpa-
nów urodzonych w Ameryce), nie mówiąc już
o mozaice ras kolorowych, układającej się w skompli-
kowaną hierarchię: Metysach i Mestykach (potomkach
ze związków hiszpańsko-indiańskich i hiszpańsko-




-murzyńskich), niżej sytuowanych mieszańcach Indian
i Murzynów (mulattos i zambos) i znajdujących się na
samym dole tej drabiny Murzynach.
W całej Ameryce Łacińskiej wielką rolę w życiu
publicznym odgrywał Kościół. Zaludnienie - mimo
znacznej imigracji - było niewielkie. Na jeden kilo-
metr kwadratowy przypadało 3/4 osób.
Do arystokracji hiszpańskiej Kreole odnosili się nie-
chętnie. Jak mogli, starali się obchodzić zakazy handlu
z innymi krajami i żywo reagowali na wszystkie kry-
zysy polityczne, jakie przechodziła Hiszpania. Poder-
wali się więc w dobie wojen napoleońskich i w latach
1810-1811, wystąpili pod hasłem suwerenności na-
rodu. W 1812 r. nastąpiła hiszpańska kontrofensywa.
Powstania zduszono. Niebawem jednak nie zdołano
już zapobiec ani ogłoszeniu niepodległości Argentyny
(w 1816 r.)/ ani akq'i Wenezuelczyka Simóna Bolfvara,
który najpierw doprowadził do wyzwolenia Wene-
zueli i Kolumbii, a następnie (w 1819 r.) został prezy-
dentem republiki Wielkiej Kolumbii (w skład której
wszedł także Ekwador).

W 1820 roku powstanie ogarnęło Meksyk, a w 1821
roku niepodległość ogłosiły Nikaragua, Honduras,
Kostaryka, Salwador i Gwatemala. W tym samym ro-
ku niepodległość proklamowało najlepiej i najdłużej
bronione przez Hiszpanów Peru, które prawdziwą
wolność wywalczyło jednak dopiero w trzy lata
później, gdy w wielkiej bitwie pod Ayacucho (9 grud-
nia 1824 r.) pokonano siły hiszpańskie. Od tej chwili
- choć lokalne wojny trwały nadal - Ameryka hisz-
pańska była wolna.

Najważniejszym dla niej problemem stała się teraz
jedność wyzwolonych obszarów. Formalnie była to
idea powszechnie niemal popierana, faktycznie trud-
na do przeprowadzenia i mimo rozmaitych prób nie

153

urzeczywistniona do dziś. Rzeczników - i to zdol-
nych - miała ona wielu, na czele ze wspomnianym
już Simónem Bolfvarem. Brakowało jednak podstaw
materialnych takiego zjednoczenia i - co chyba jesz-
cze ważniejsze - odpowiednio licznej i zdetermino-
wanej warstwy społecznej, która byłaby nim zaintere-
sowana. Mimo więc starań Bolivara część Peru utwo-
rzyła w 1825 roku oddzielną republikę (nazwaną na
jego cześć Boliwią)/ a w 1830 roku Wielka Kolumbia
rozpadła się na trzy republiki: Kolumbię, Wenezuelę
i Ekwador.

Później jeszcze kilkakrotnie powracano do idei fe-
deracji, jeśli już nie całej Ameryki hiszpańskiej, to
przynajmniej niektórych jej części. Rezultat jednak za
każdym razem był podobny. Federacje (np. Stanów
Zjednoczonych Ameryki Środkowej) okazywały się efe-
merydami. Po władzę sięgali coraz to nowi dyktatorzy
(noszący piękny tytuł caudiiio - wódz). Przewrót na-
stępował za przewrotem, a rządzący zmieniali się jak
w kalejdoskopie. Rekord należał do Meksyku, który
w latach 1830 - 1870 miał aż 26 szefów państwa. Ko-
staryka i Nikaragua miały w tym czasie po 20 prezy-
dentów, Wenezuela - 18, Peru - 16, zaś Kolumbia -
"tylko" 14.

Inaczej nieco potoczyły się losy dawnej kolonii por-
tugalskiej, Brazylii, utrzymującej długo ściślejsze
związki z metropolią. Do Brazylii właśnie uciekł z Por-
tugalii książę-regent Jan z dynastii Braganca i chcąc
pozyskać sobie Kreolów, ogłosił ją w 1815 roku Kró-
lestwem. Gdy po objęciu tronu w Lizbonie opuścił on
Amerykę, Kortezy portugalskie odmówiły równo-
uprawnienia Brazylii, co doprowadziło do wybuchu
tam powstania. Na czoło wysunięto młodszego
z Braganców, Pedro, który najpierw przyjął tytuł
"Nieustającego i Konstytucyjnego Obrońcy Brazylii",

154

a w grudniu 1822 roku ten wielbiciel Bonaparteg
ogłosił się cesarzem. Marcin Kula podkreśla, że mc
narchizm w Brazylii narzucał się do pewnego stopni
z przyczyn "technicznych".
Chodziło bowiem o to, aby wobec kraju macierzy
stego stanąć jak równy z równym. Trochę, co prawda
przesadzono (bo władca Brazylii nosił wyższy tytu
niż władca Portugalii), ale ostatecznie już w 1825 roki
Portugalia uznała niezależność Brazylii, a monarchii
Braganców istniała tam aż do 1889 roku, kiedy to Pe
dro n został usunięty.

Rok wczesnej zniesiono niewolnictwo. Wielcy wła
ściciele ziemscy byli oburzeni. Teraz już nawet on
woleli republikę, choć pojęcie o niej mieli dalece różn<
od naszego.

Znawcy przedmiotu stale podkreślają, że do dziejów
Ameryki Łacińskiej nie należy przykładać europejskie]
miary. Wojny o niepodległość nie były rewolucjami
burżuazyjnymi. Monarchie: brazylijska, meksykańska
czy zwłaszcza haitańska nie były tym samym, co mo-
narchie europejskie. Choć może to dziwić, trudno nawet
opisać grupy społeczne opowiadające się za niepod-
ległością (M. Kula, T. Łepkowski). Niełatwo bowiem
uchwycić jakieś trwalsze struktury czy tendencje,
a przynajmniej trudno je wyrazić w pojęciach dla Eu-
ropejczyka zrozumiałych.

O ustroju społecznym decydowała wielka własność
ziemska. Fazenda w Brazylii, estancia w Argentynie i ha-
cienda w Meksyku to majątki o powierzchni trudno
nieraz wyobrażalnej. Uprawiano i eksportowano trzci-
nę, bawełnę, kakao, a także rozmaite szlachetne ga-
tunki drewna. Brazylia już pod koniec XIX wieku stała
się największym eksporterem kawy. W Gwatemali ka-
wa i banany stanowiły 95% całego eksportu, a w Sal-
wadorze sama tylko kawa około 90%. Wszędzie ol-
brzymią rolę odgrywał obcy kapitał. Na razie jeszcze
nie północnoamerykański, na czele bowiem - i wła-
ściwie poza konkurencją - stali Anglicy, których in-
westycje kapitałowe w samej tylko Brazylii sięgały
1162 min dolarów.

Meksyk - podobnie jak Brazylia - miał dwóch ce-
sarzy: Agustina I Iturbide (ogłoszonego cesarzem po
uzyskaniu niepodległości przez Meksyk w 1821 r.)
i wspomnianego już Maksymiliana I Habsburga, oba-
lonego w 1867 roku przez oddziały Garcii Juareza,
Indianina z plemienia Zapoteków, polityka i prawni-
ka, który został prezydentem republiki i stał się bo-
haterem narodowym Meksyku.
Po nim - z wybitniejszych - władzę objął Porfi-
rio de la Cruz Dfaz, który miał wielkie zasługi, zwła-
szcza na polu kolejnictwa, ale podobnie jak Juarez nie
zdołał ustabilizować państwa i w 1911 roku padł ofia-
rą kolejnej rewoluq"i, która wyniosła następnego pre-
zydenta, obalonego po dwóch latach w kolejnym prze-
wrocie.

Nawalizm i panamerykanizm

Tempa rozwoju gospodarki Stanów Zjednoczonych
Ameryki Północnej nikt ze współczesnych chyba nie
przewidział. Skok po wojnie secesyjnej był prawdzi-
wie rewolucyjny: wydobycie węgla z 41 min ton w 1870
roku wzrosło do 517 min w 1913 roku, rudy żelaza
z 1,9 min ton do 31,5 min, a ropy naftowej z 3,4 min
ton w 1880 roku do 34 min ton w 1913 roku. Dodajmy
jeszcze, że towarzyszył temu równie gwałtowny roz-
wój kolejnictwa, koncentracja przemysłu i kapitału ban-
kowego, którego symbolem stał się bankier nowojor-
ski John Morgan.

156

W rolnictwie, zwłaszcza na południu, przemiany
były chyba nie mniej widoczne. Miejsce rozległych plan-
tacji zajęły farmy, ale produkcja bawełny rosła wolniej
i dopiero pod koniec wieku dwukrotnie przekroczyła
poziom z ostatniego roku przed wybuchem wojny.
Na zachodzie natomiast - pszenicznym i kukurydzia-
nym - obserwowano proces koncentracji w rolnictwie.
Kurczyła się drobna i średnia własność, rosły zaś po-
siadłości należące do rozmaitych spółek.
W pejzażu społecznym coraz liczebniejsza stawała
się "nowa emigracja" - Polacy, Ukraińcy, Czesi, Wło-
si, Słowacy i Żydzi z Europy Środkowej. Osobne miej-
sce w tym tyglu zajmowali szczególnie liczni
(ok. 4 min już na przełomie wieków!) Irlandczycy.
Najłatwiej i najszybciej asymilowali się i amerykanizo-
wali Anglicy, Szwedzi i Niemcy, najtrudniej i najwol-
niej - przybysze z krajów słowiańskich i romańskich.

Kwestia społeczna miała tu inne niż w Europie
oblicze. Przede wszystkim dlatego, że robotnikom po-
wodziło się stosunkowo lepiej, a w dodatku istniały
naturalne wentyle bezpieczeństwa - stały dopływ
biednych imigrantów z Europy i przestrzenie Zacho-
du wciągające odważnych i przedsiębiorczych. Pier-
wsi łatwo konstatowali poprawę swego losu, drudzy
natomiast uosabiali mit twardego, zahartowanego
w walce z przedwniościami losu jankesa.

Nikomu więc specjalnie nie przeszkadzało, że usta-
wodawstwo społeczne długo nie było jednolite. Po-
szczególne stany określały zazwyczaj maksimum go-
dzin pracy i miniumum zarobków. O resztę walczono
już bezpośrednio z pracodawcami, skuteczniej na ogół,
gdy skład narodowościowy robotników był jednolity,
a mniej skutecznie, gdy mieszany, złożony w dodatku
z ludzi nie władających językiem angielskim. Mimo
to już w 1886 roku udało się wywalczyć ośmiogodzin-

167

ny dzień pracy (na razie w niektórych gałęziach prze-
mysłu), co po fali strajków było niewątpliwym sukce-
sem Amerykańskiej Federacji Pracy (American Fede-
ration of Labour), zrzeszającej rozmaite związki za-
wodowe.

Cztery lata później zaczęła się w Ameryce "postę-
powa era" (Progressive Era) - dwudziestoletni okres
przebudowy systemu amerykańskiego, stopniowego
odchodzenia od zasad liberalnych i zwiększania inge-
rencji państwa w sprawy społeczne i gospodarcze. Do
1914 roku kontrolą objęto spółki i taryfy kolejowe, pro-
dukcję żywności i leków, federalny system kredytowy
i finansowy, inicjując jednocześnie - tak ważne dla
robotników - prawo pracy i rozmaite zabezpieczenia
socjalne.

W życiu politycznym Ameryki po śmierci Abraha-
ma Lincolna mało było polityków, którzy mogli go
choćby przypominać. Zapewne daleki od tego ideału
był republikanin William McKinIey, który zmarł po-
strzelony przez anarchistę. Niewiele bliższy ideału był
jego partyjny kolega, który zapoczątkował odwrót od
izolacjonizmu, laureat Pokojowej Nagrody Nobla
(w 1906 r.), Theodore Roosevelt, najbliższy zaś może
28 prezydent Stanów Zjednoczonych, popularny także
w Polsce "człowiek pokoju", kolejny laureat Pokojo-
wej Nagrody Nobla, demokrata Thomas Woodrow Wil-
son, który Amerykanom kojarzy się tyleż z I wojną
światową, co z reformami antymonopolowymi i ha-
słami Nowej Wolności (New Freedom).

Z końcem XIX wieku Ameryka była już na tyle
silna, że z tej siły zamierzała zrobić użytek. Nie zado-
walała się już pozycją gospodarczą na rynkach, ale
marzyła o odpowiadającej jej pozycji politycznej w świe-
cie. Izolacjonizm zdawał się wyczerpywać swą formu-
łę. Pociągały drogi i bazy morskie, dalekie punkty
oparcia na Pacyfiku, Hawaje, pobliska Kuba i kontrola
nad całym Morzem Karaibskim, chętnie porównywa-
nym do Morza Śródziemnego. O konieczności takiego
zwrotu w polityce przekonywali nie tylko politycy.
Jego głównym rzecznikiem stał się kapitan (a później
admirał) Alfred Thayer Mahan, którego teoria nawali-
zmu stanowiła nie tylko głos za rozbudową floty,
ale zarazem wskazywała koncepcje oraz obszary jej
użycia.

Uznanie, jakie szybko zdobyła doktryna Mahana,
dużo mówi o Ameryce przełomu stuleci i wiele po-
zwala zrozumieć z polityki amerykańskiej tamtej do-
by. Niewielką wyspę w archipelagu Samoa uchwycili
Amerykanie już w 1878 roku i założyli tam stację wę-
glową dla swojej floty. W 1898 roku sięgnęli po Ha-
waje i wyspę Guam w archipelagu Marianów, by
w 1899 roku powiększyć swe posiadłości na Samoa.

Kuba, należąca do Hiszpanii, interesowała Ame-
rykanów od dawna. Słynęła z uprawy trzciny cukro-
wej, którą przetwarzały amerykańskie rafinerie cukru,
i produkcji cygar nie mających sobie równych w świecie.
Z końcem ubiegłego wieku znana była także z bun-
tów, które Hiszpanie tłumili z coraz większym trudem
i coraz większym okrucieństwem - ku powiększające-
mu się oburzeniu Amerykanów, czytających o tym
wstrząsające relacje w prasie. W rezultacie rosły wśród
nich nastroje wojenne i wystarczył już tylko pretekst,
by słabej Hiszpanii "w imię wolności Kubańczyków"
wypowiedzieć wojnę.

Tym pretekstem był nieszczęśliwy przypadek: eks-
plozja na amerykańskim okręcie wojennym "Maine",
cumującym w porcie w Hawanie (15 lutego 1898 r.).
Kongres, tak nieraz opieszały, tym razem zareagował
błyskawicznie. Szybko uchwalono kredyty na wojnę i mi-
mo postawy Hiszpanii gotowej do ustępstw użyto siły.

159

Wojna - przy tak ogromnej dysproporcji poten-
cjałów - trwała zaledwie kilka miesięcy (od kwietnia
do początku sierpnia tego roku) i skończyła się tak,
jak się skończyć musiała. Amerykanie zajęli nie tylko
Kubę, ale także Puerto Rico i Filipiny, wspierając tam
powstańców walczących przeciwko Hiszpanom. Na-
stępnie na konferencji paryskiej (w grudniu 1898 r.)
zmusili Hiszpanów do uznania niepodległości Kuby
i do odstąpienia Ameryce w ramach odszkodowań
wojennych wysp Puerto Rico w Antylach i Guam na
Pacyfiku, a za odstępne w wysokości 20 min dolarów
także okupowanych już de facto Filipin.

Z Kuby wycofali się Amerykanie dopiero w 1901
roku, zanim to jednak uczynili, dobrze zadbali o swoje
interesy. Kubę bowiem związali ze sobą gospodarczo
i politycznie, narzucając niektóre zapisy w konstytucji
kubańskiej (tzw. poprawka Platta) i skłaniając Kubę
do traktatu handlowego, który aż do 1934 roku dawał
im prawo do jej wyłącznej eksploatacji. Pozostawili
też na wyspie garnizony wojskowe, ulokowane w waż-
nych bazach morskich w Guantanamo i Bahia Honda.

Na Kubie, łamiąc opór Kubańczyków, interwenio-
wali zbrojnie jeszcze kilkakrotnie. Podobnie było na
Filipinach, których ludność zrywała się do antyame-
rykańskich powstań. Ostatecznie zarówno Puerto Rico
(w 1900 r.)/ jak i Filipiny (w 1902 r.) stały się teryto-
riami zamorskimi Stanów Zjednoczonych - nie tylko
coraz aktywniejszych na Dalekim Wschodzie, ale i ma-
rzących o hegemonii na całej zachodniej półkuli.

Wobec Ameryki Środkowej i Łacińskiej rządy Sta-
nów Zjednoczonych długo nie umiały wypracować
jednolitej polityki. Już w ostatniej ćwierci XIX wieku
zrodził się panamerykanizm. Pojawiały się rozmaite
ogólnoamerykańskie iniq'atywy. Przewidywano obo-
wiązkowy arbitraż, unię monetarną i celną, współpra-

160

cę pomiędzy uniwersytetami i najbardziej chyba wi-
domy znak zjednoczenia - linię kolejową, łączącą Sta-
ny Zjednoczone przez Meksyk z Argentyną. Z kilku
zorganizowanych konferencji i spotkań niewiele jed-
nak wynikało. Integracja nie postępowała, a polityka
"kanonierek" i "grubej pałki" Th. Roosevelta nie przy-
nosiła spodziewanych rezultatów. Nie pomogło nawet
rozszerzenie doktryny Monroego w 1904 roku i przy-
znanie Stanom Zjednoczonym prawa do interwencji
zbrojnej w Ameryce Łacińskiej. Wciąż bowiem wysiłki
były niewspółmierne do efektów, choć relatywnie lep-
sze w Ameryce Środkowej, gorsze natomiast w Ame-
ryce Południowej. Niedocenione chyba oporu Latyno-
sów, a także wpływów angielskich w tym rejonie świa-
ta, przeceniono siły własne.

Ostatecznie za najważniejszą uznano sprawę ka-
nału łączącego dwa oceany i zrobiono rzeczywiście
dużo, aby tej batalii nie przegrać. Najpierw chodziło
o to, żeby kanał budować bez Anglików, później zaś,
żeby wybudować go w optymalnym miejscu. Gdy pier-
wszy cel osiągnięto już w 1901 roku, gwarantując jed-
nak Anglikom wolność żeglugi, drugi rozstrzygnięto
po wielu wahaniach, rezygnując z Nikaragui na rzecz
przesmyku panamskiego. Pozostało jeszcze doprowa-
dzić do oderwania Panamy od Kolumbii, czemu miała
służyć rewolta z 1903 roku, i można już było prokla-
mować niezależną republikę panamską, w której in-
teresy USA były dobrze strzeżone, a budowa kanału
- otwartego ostatecznie w 1914 roku - nie natrafiała
na trudności.

XIV
Wielka modernizacja.
Jak zmieniał się świat
w drugiej połowie XIX wieku

Świt masowej produkcji

"Żadna zmiana ludzkiego życia, jaka nastąpiła od
czasu wynalezienia rolnictwa, metalurgii i miast w No-
wej Epoce Kamiennej - pisał Eric Hobsbawn - nie
była równie głęboka, jak nadejście uprzemysłowienia^.
Jest to jedna z tych nielicznych opinii w humanistyce,
z którą niemal wszyscy się zgadzają, którą podpierają
wciąż nowymi dowodami i umacniają rejestrami róż-
norakich zależności. Przemysł bowiem to cywilizacja,
technika, urbanizacja, demografia, migracje, transport,
nowe ideologie i mody, rozrywki i tendencje w sztuce;

to "potężniejące technologie, większe miasta, szybsza
komunikaq'a, powszechne szkolnictwo" (N. Davies);

to wreszcie - a zdaniem Alvina i Heidi Tofflerów na-
wet przede wszystkim - świt masowej produkcji i ma-
sowej kultury.

W polskich (i nie tylko polskich) podręcznikach
historii wydawanych przed z górą dwudziestu laty
pisało się o nowym, monopolistycznym stadium ka-
pitalizmu końca XIX wieku, o powstawaniu nowo-
czesnych przedsiębiorstw produkcyjnych i handlowych

162

oraz o postępującej koncentracji kapitału. Po czym
stępowały passusy poświęcone "wewnętrznym sp
cznośdom" tego ustroju, niesprawiedliwym stosuni
społecznym, wyzyskowi "człowieka przez człowie
i innym grzechom, czyniącym tamte czasy istnym ]
kłem, które szczęśliwie minęło.

Gdzie indziej - rzecz jasna - optyka była odmi
na, a ujęda daleko odbiegały od ideologicznego e
nomizmu. Pisano o mieszczańskiej stabilizadi i dób
bycie, o pięknych i łagodnych czasach oraz o urokc
"epoki liberalnej", która stopniowo likwidowała og
niczenia wolności, rozszerzała prawo wyborcze i (
naczała postęp na drodze laicyzacji i demokratyza
życia publicznego (B. Croce).

Tu i tam uderzał jednak skok, jaki wówczas i
dokonał i jego najbardziej wyrazisty, demograficzi
wyraz: podwojenie liczby ludności w ciągu pięćdzi
siędu lat, licząc od połowy wieku; stuprocentowy prz
rost w wielu rozwiniętych państwach europejskie
i dwustuprocentowy w Stanach Zjednoczonych.

Życie i bogactwo koncentruję się
w miastach

Urbanizacja to naturalnie rezultat tego zjawiskc
wędrówek ze wsi do miasta, pustoszenia wsi i pęcz
nienia zwłaszcza wielkich aglomeracji miejskich. N<
krótko przed 1914 rokiem ponadmilionowych mias
było już w Europie kilkanaście - od starych kolosów
jak Londyn, Paryż, Wiedeń czy Stambuł, po stosun-
kowo młode, jak Manchester, Leeds czy miasta Zagłę-
bia Ruhry. Ludności trudniącej się rolnictwem było
procentowo coraz mniej (w Anglii ok. 22%, w Niem-
czech 38%), choć jeszcze około połowy wieku ponad




60%! Ludności zatrudnionej w przemyśle - z każ-
dym rokiem więcej. Rosły też oczywiście szeregi klasy
robotniczej, ale jej jednolitość wewnętrzna - wbrew
nadziejom Marksa i Engelsa - raczej malała niż wzra-
stała. Robotnik bowiem nie był robotnikowi równy.
Jeden wykonywał proste prace fizyczne, drugi obsłu-
giwał coraz bardziej skomplikowane maszyny. Pierw-
szy stale niemal miał przed oczyma widmo bezrobo-
cia, gdy drugi należał do "proletariackich arystokra-
tów" i był fachowcem, który zarabiał nieźle.

Inna sprawa, że hierarchie niemal w każdej grupie
społecznej kształtowały się teraz żywiołowo. Dawny
podział na chłopów i szlachtę stopniowo zanikał, po-
jawiał się na jego miejsce nowy - na robotników i klasę
średnią (także oczywiście wewnętrznie zróżnicowaną
i podlegającą ustawicznym ruchom). Dawna herbowa
tarcza była atutem coraz słabszym. O wiele silniejszym
- i właściwie jedynym - był pieniądz, a raczej duża
jego ilość. Można było więc oglądać ziemian nabywa-
jących kopalnie i fabryki oraz fabrykantów inwestują-
cych w ziemię; wspaniałe wzloty karier z samych spo-
łecznych nizin i bolesne, dramatyczne upadki z wyżyn.
Fortuny i bankructwa. Euforie i samobójstwa.

Leon XIII i wstęp do pluralizmu

Kontrasty pomiędzy bogatymi i biednymi nadal
były ogromne, ale w porównaniu z pierwszą połową
XIX wieku pojawiły się tendencje do ich częściowego
wyrównywania. Niemałe zasługi na tym polu miały
partie socjaldemokratyczne (najstarsza i najsilniejsza
z nich powstała w Niemczech już w 1869 r.), spore
organizacje charytatywne, niemałe Kościół, który za
pontyfikatu Leona XIII (1878 -1903) przestrzegał bo-

164

gatych przed wykorzystywaniem biednych i zachęcał
robotników do stowarzyszania się w katolickich or-
ganizacjach pracowniczych (encyklika Rerum Novarum
z maja 1891 r.).

Z Rerum Novarum wiąże się powstanie społecznej
nauki Kościoła, na którą chętnie powołują się dzisiaj
rozmaite partie chadeckie na całym świecie. W ogóle
jednak Kośdół pod koniec XIX wieku przeżywał cięż-
kie chwile, a autorytet papiestwa, podniesiony nieco
przez Leona XIII, był jednak o wiele mniejszy aniżeli
dziś. Papiestwo bowiem obciążano winą za utrudnia-
nie zjednoczenia Włoch, za niechęć do republiki fran-
cuskiej, do hiszpańskich powstań (pronunciamientos)
i za przyzwalanie na szerzącą się biedę i ubóstwo.
Gdy w 1864 roku w Syllabusie Rzym potępił libera-
lizm, socjalizm i racjonalizm, uznając je za "błędy cza-
sów", miał przeciwko sobie zwolenników wszystkich
tych poglądów, a także wpływowych ludzi, którzy
nigdy nie kryli swego antyklerykalnego nastawienia:

Leona Gambettę, Julesa Ferry'ego i plejadę intelektu-
alistów-pozytywistów marzących o rozdziale Kościo-
ła od państwa (co we Francji nastąpiło ostatecznie
w 1905 r.). Katolicki pisarz francuski Pierre Pierrard
przypomina, że Pius IX, podobnie jak Turcja, uchodził
za "chorego człowieka Europy". I że to również wsku-
tek jego programowej niechęci do nowoczesności wśród
katolików zaznaczył się podział na liberałów, otwar-
tych na zmiany, i integrystów, odnoszących się do
nich niechętnie.

Niewątpliwie wraz z gwałtowną urbanizacją i indu-
strializacją następowało obumieranie pewnej, trady-
cyjnej formy chrystianizmu. Robotnik był zazwyczaj
mniej przywiązany do Kościoła niż chłop i w prakty-
kach kultowych mniej niż chłop systematyczny. Na-
wet jednak na wsi odnotowywano spadek liczby wier-

166

nych, "spoganienie" mentalnośd i rosnące wpływy
"anty-proboszcza" (jak mawiał Thiers) - nauczyciela
ludowego, często zagorzałego republikanina i anty-
klerykała. W ogóle zaś umacniało się przekonanie, że
Kościół nie jest w stanie rozwiązać kwestii społecznej,
że broni dotychczasowych podziałów i mniej lub bar-
dziej milcząco akceptuje wyzysk.

"Antykościół socjalistyczny" był właśnie konsek-
wencją takich poglądów, wywołując "apostazją klasy
robotniczej", co Pius XI nazwał później "największym
skandalem XIX wieku". Wśród najuboższych popu-
larność zyskiwały hasła Marksa i Proudhona. Głoszo-
no "śmierć Boga" i bliski świt nowej epoki, którą otwo-
rzy rewolucyjny, zwycięski proletariat.

Wspomniany Leon XIII to "wprowadzenie do plu-
ralizmu", papież, który zachowując depozyt wiary,
nie mnożył anatem, wyszedł zwycięsko z Kulturkamp-
fu w Niemczech, Francuzom zalecał uznanie republiki
i nawiązał stosunki z Belgią, uczonych zaś wezwał do
pracy w dziedzinie filozofii i doktryny kościelnej (czym
zapoczątkował neotomizm), "objawiając zadziwiającą
jasność w wydobywaniu tego, co trwałe w zmienno-
ści" (P. Pierrard). Narażając się przy tym zarówno so-
cjalistom, jak i integrystom, ale - co nie ulega wąt-
pliwości - wyprowadzając Kościół z getta.

Modernizacja, czyli pęd ku nowoczesności, miała
różne oblicza. Większa produkcja to większy zysk, ale
tylko wtedy, gdy większej liczbie towarów towarzy-
szy większa liczba nabywców. Burżuazja zrozumiała
to bardzo szybko i w robotniku dojrzała nie tylko pra-
cownika najemnego w fabryce, ale i konsumenta, uczest-
nika rynku, masowego nabywcę tanich dóbr, których
produkcja obciążona była niewielkim ryzykiem; czło-
wieka, którego niskie zarobki w ogólnym bilansie prze-
stawały być cnotą.

Karol Marks i jego filozofia

Chodzi o to, że Karol Marks właściwie tego
przewidział. Ten uzdolniony filozof (zmarł w 188
receptę na naprawę świata miał stosunkowo prc
siłą napędową przemian jest walka klas, która pro
dzi w kapitalizmie do rewoluq'i, ta zaś do przeji
władzy przez robotników i do nowego, "sprawie
wego",podziału dóbr. Kapitaliści mieli przed taką ]
spektywą "drżeć", a proletariusze wszystkich kraj
"łączyć się" dla jej urzeczywistnienia (Manifest ko\
nistyczny z 1848 r.).

Dziełem życia Karola Marksa był Kapitał, któn
pierwszy tom wyszedł w 1867 roku, a ostatni, trz
już po jego śmierci w 1894 roku. Jest to dzieło \
jątkowo nierówne, chaotycznie skomponowane i r
dy właściwie nieukończone; w niektórych partiach
pewne genialne, w innych kompilatorskie i wtór
owoc niewątpliwie olbrzymiej erudycji i zadziwiaj.
nieraz słabej znajomości realiów życia. Kapitał zawi
wykład "materializmu dialektycznego". Jest próbą i
kreślenia uniwersalnej teorii rozwoju społecznego
miarę osiągnięcia Darwina, który stworzył podoi
teorię dla przyrody (co Marksowi niezmiernie imi
nowało). W czasach "realnego socjalizmu" stanom
"świętą księgę" wszystkich marksistów. Dzisiaj
także w Polsce - poddaje się go rozmaitym ocenę
krytycznym. Cytuje się więc I. Berlina i A. Walkę
wskazuje na rozmaite zapożyczenia w nim zawar
wymienia autorów, u których Marks ideowo się ;

dłużył (Claude'a Henry'ego Saint-Simona, Franci
Babeufa, Adama Smitha, Ludwiga Feuerbacha i 002
wiście Georga Wilhelma Hegla), podkreśla wreszc
że gdy jedni widzieli w nim obietnicę lepszej przyszl
ści, drudzy - zapowiedz powszechnej destrukcji.




Darwni i dzieło, które wstrząsnęło światem

Marks stał się więc rzecznikiem uciśnionych i wy-
glądających lepszego jutra. Na mieszczaństwie o wie-
le większe wrażenie robili inni: najpierw Thomas Ro-
bert Malthus i jego teoria populacji podwajającej się
co 25 lat lub w postępie geometrycznym, później zaś
- Karol Darwin, którego książka O pochodzeniu ga-
tunków (z 1859 r.) bez żadnej przesady wstrząsnęła
światem.

Darwin pisał o walce toczącej się w przyrodzie
i o zwycięstwie tych organizmów, które lepiej wyko-
rzystują dostępne zasoby pożywienia. Twierdził, że
poszczególne gatunki nie są wynikiem jednorazowe-
go aktu stworzenia, lecz wykwitem długiego łańcu-
cha ewoluq'i: doboru naturalnego, umiejętności przy-
stosowania się do warunków i zwycięstwa organi-
zmów silniejszych nad słabszymi. W młodości Darwin
obserwował gołębie. Zauważył, że niektóre ich od-
miany są tak od siebie różne, jakby należały do od-
rębnych gatunków. Skoro taki rezultat osiągają ho-
dowcy - stwierdził - natura z pewnością nie jest od
nich gorsza.

Teraz już skojarzenie z rodzajem ludzkim narzu-
cało się samo, zwłaszcza że w 1856 roku dokonano
ważnego archeologicznego odkrycia. Niemiec Johann
Kari Fuhirott odnalazł pradawne szczątki ludzkie w ja-
skini niedaleko Dlisseldorfu i nazwał je "neandertal-
skimi".

Skoro zatem nie istniał Adam ani raj (bo szczątki
uznano za "przedludzkie"), to może człowiek nie zo-
stał stworzony - jak opowiada Biblia - lecz podob-
nie jak inne organizmy żywe jest wynikiem długo-
trwałej ewolucji?

168

Pobocza darwinizmu

Reakcje na tak pojęty darwinizm były rozmai
Gdzieniegdzie wywołały fale religijnego fundame
talizmu (a nawet - jak w Stanach Zjednoczonych
powszechnych chrztów), gdzie indziej były źródłem n
ukowych i pozanaukowych inspiraq'i.

W 1899 roku Emst Haeckel wydał książkę zatyfr
łowaną Die Weitsratsel (wy d. polskie: Zarys filozofii m
nistycznej, 1905). Udowadniał w niej, że różnice ras'
we mają charakter fundamentalny, że narody kszta
tują się w nieuchronnej walce, a Niemcy kroczą r
czele tego historycznego (i zarazem ewolucyjnego) p<
chodu. Poza tym różnią się gatunkowo od innych li
dów. Pomiędzy bowiem Niemcami a na przykład H<
tentotami istnieje większa różnica niż pomiędzy owe
i kozą. Nie trzeba dodawać, że dla wielu nacjonalist)
cznie usposobionych Niemców były to złote myśli.

Z Herbertem Spencerem było inaczej. Jego Filozofi
syntetyczna tchnęła optymizmem, choć był to optymizn
miły głównie dla tych, którym się powiodło. Spence
bowiem przekonywał, że ewolucja sprzyja silnym
a walka, która eliminuje słabszych, doskonali środo
wisko. Dla niego bieda, zmartwienia, a nawet głó(
były "zrządzeniami dobroczynnej siły, która [...l uśmier
ca wcześnie dzieci rodziców dotkniętych chorobam
i wybiera ludzi przygnębionych, nieumiarkowanycł
i niedołężnych na ofiary epidemii" (cyt. za J. Burkę)
Nic dziwnego więc, że głosząc takie poglądy, Spencei
stał się ideologiem europejskich i amerykańskich in-
dustrialistów, a także wszystkich marzących o sukce-
sie - ludzi ufnych w sprawczą potęgę własnej pra-
cowitości i zapobiegliwości, zwolenników amerykań-
skiego zawołania: "wstawaj i zasuwaj!"/ rzeczników
niejednego amerykańskiego mitu.

Cywilizacyjne sukcesy

Kapitalizm końca XIX wieku miał rozmaite złe i do-
bre strony. Przynajmniej jednak jeśli chodzi o cywili-
zację i technikę u większości ludzi budził niekłamaną
dumę. Żyło się mimo wszystko coraz wygodniej. Po-
dróżowało coraz szybciej. Żeglowało o wiele krócej.
W 1869 roku otwarto Kanał Sueski, w 1895 roku Kanał
Kiloński, a w 1914 roku Kanał Panamski. Każdy z nich
skracał rejs o wiele mil morskich, a niekiedy nawet
o połowę. W inny sposób odległości redukowały te-
lefon (wynalazek Alexandra Bella z 1876 r.) i radio
(skonstruowane przez Guglielmo Marconiego w la-
tach 1895-1897).

Z końcem XIX wieku w samej tylko Austrii uka-
zywało się już ponad 2 tyś. gazet i czasopism. Kolej
przewoziła tysiące ludzi. Zamożniejsi zakładali w swo-
ich domach elektryczne oświetlenie, a prędkość auto-
mobili na angielskich ulicach ograniczono zrazu do
4 mil na godzinę (by mógł je poprzedzać człowiek
z czerwoną flagą, ostrzegający przechodniów o nie-
bezpieczeństwie). Z początkiem XX wieku organizo-
wano już pierwsze rajdy i wyścigi. Prędkość podnie-
cała, a świat kręcił się coraz szybciej.

Arkadia i Apokalipsa

Z końcem wieku Arkadia zaczęła sąsiadować z Apo-
kalipsą. Mieszczaństwo nadal wprawdzie przeżywało
"piękną epokę" (la belle epoaue), ale wiara w możliwo-
ści nauki (scjentyzm) i ustawiczny postęp (progresy-
wizm) wyraźnie słabła. Na widowni pojawiły się no-
we, drapieżne prądy i nowi politycy: agresywni na-
cjonaliści głoszący, że narody nie są sobie równe,

170

a interesy własnego stanowią ostateczne kryterium;

anarchiści dokonujący aktów terroru, siejący postrach
wśród głów koronowanych i wyższych urzędników
państwowych; antysemici wreszcie, obnoszący się ze
swoją niechęcią, a nawet nienawiścią do Żydów.

Parlamenty - również za sprawą powszechnego
głosowania - były polem coraz ostrzejszych starć. Po-
lityka ulegała brutalizacji. Konflikty narastały. W nie-
zmienionych, starych formach zewnętrznych pojawiały
się trudne do rozładowania napięcia narodowe i spo-
łeczne.

Zaczęto mówić o jesieni europejskiej kultury, o przera-
żeniu pomieszanym z niefrasobliwością i nadziei pomie-
szanej ze smutkiem. Realizm ustępował przed symboliz-
mem, klasycyzm przed neoromantyzmem, a psycholo-
gizm przed surrealizmem - wszystko zaś przetykane
było dziwnością, niedorzecznością, melancholią i nie-
zdecydowaniem; jak w powieściach Brunona Schulza,
sztukach Hugona Hofmannsthala czy dziełach Arthura
Schnitzlera; jak u Roberta Musila w Człowieku bez wła-
ściwości, w symfoniach Gustava Maniera czy rysunkach
Egona Schielego. Modne stawało się to, co mroczne,
tajemne, niepoznawalne, ocierające się o śmierć, per-
wersję lub - przynajmniej - cierpienie.

Co się wtedy czytało?

Z pisarzy rosyjskich rzesze zwolenników zdoby-
wał autor Zbrodni i kary Fiodor Dostojewski, wnikli-
wy analityk ciemnych stron ludzkiej duszy, uchodzą-
cy za jednego z prekursorów dekadentyzmu. Z filozo-
fów wyróżniono Arthura Schopenhauera i Friedricha
Wilhelma Nietzschego; pierwszy był piewcą filozofii
wyobcowania i rezygnacji, drugi obwieszczł "śmierć

171

Boga" i zwycięstwo "woli mocy" - ludzi silnych nad
słabymi. Z uczonych mirem cieszył się przede wszy-
stkim Sigmund Freud, twórca psychoanalizy/ którego
teorie miały objaśnić chorobę duszy.

Poza awangardą był jeszcze kanon i gusty mniej
lub bardziej wyszukane. W literaturze nadal więc kró-
lowała powieść, a wśród powieściopisarzy Victor Hu-
go, zmarły w 1885 roku i pochowany w Panteonie,
autor nieśmiertelnych Nędzników, tłumaczonych chy-
ba na wszystkie języki europejskie. Obok niego zaś
Gustave Flaubert, któremu zasłużoną sławę przynios-
ła Pani Bovary. Obydwaj - Hugo i Flaubert - to "re-
aliści".

Konkurowali z nimi na rynku czytelniczym Emile
Zola i Guy de Maupassant, przedstawiciele powieści
naturalistycznej, nie stroniący od drażliwości, dosłow-
ności i podejmujący tematy objęte tabu. Zola pisze
Nane (opowieść o życiu prostytutki) i Germmal (po-
wieść z życia górników). De Maupassant, mistrz kom-
pozycji, bierze za kanwę życie chłopów i ogłasza no-
welę Baryłeczka.

Dzied starsze mają w tamtej epoce swojego ulu-
bieńca. Jest nim Jules Veme, znany i czytany do dziś,
autor niezapomnianych Dzieci kapitana Granta, a także
takich bestselerów, jak 20 000 mil podwodnej żeglugi czy
Tajemnicza wyspa.

Za mistrza prozy, ale nie fabuły uchodzi tworzący
na przełomie wieków Anatole France. Marcel Proust
zasłynął wielkimi cyklami powieściowymi, Edmond
Rostand powieśdą Cyrano de Bergerac, a Alexandre Du-
mas, udany syn wielkiego ojca. Dama kameliowa.

Powieść angielską, przeważnie realistyczną, repre-
zentują między innymi: Lewis Carrol (Alicja w krainie
czarów), Robert Louis Stevenson (Wyspa skarbów), Józef
Conrad-Korzeniowski i "lord Paradoks", świetny afo-

172

rysta, Oscar Wilde. Szczególną rangę w literaturze ai
gielskiej zdobył Rudyard Kipling, nazywany niekied
"piewcą imperializmu angielskiego", czytelnikom o
wielu pokoleń znany zaś głównie jako autor Ksie^
dżungli.

Na tle innych oryginalnością wyróżniała się liter.
tura skandynawska i rosyjska. Równych sobie nie m
"niszczydel złudzeń", Norweg Henrik Ibsen, ani znaw
ca "walki płci" (sam często w nią uwikłany), Szwe
August Strindberg. Głębią psychologicznego rysunki
zachwycają wspomniany już Dostojewski i Iwan Tui
gieniew, świetny liryk, autor (znanego dziś także z ekra
nów kin) Szlacheckiego gniazda.

Osobne miejsce zajmują Amerykanin Mark Twai]
i Niemiec Kari May, autorzy powieści podróżniczyci
i "awanturniczych" (czyli "przygodowych"), znanycł
na całym świecie i czytanych, zwłaszcza przez chłop
ców, do dziś: Królewicz i żebrak. Przygody Tomka Sawye
ra Twaina czy Winnetou i inne opowieści z dzikiego
Zachodu Maya, który sam na dzikim Zachodzie nigd)
nie był.

Czasy były jeszcze "przedtelewizyjne" (godzi si^
nieraz przypomnieć taką oczywistość). To pisarze więc,
a nie producenci telewizyjnej galanterii byli prawdzi-
wymi reżyserami "masowej wyobraźni". To o nich się
pisało i mówiło w towarzyskich kręgach. To na owoce
ich pracy niecierpliwie czekało.

Co się oglądało?

Malarzy, tworzących rozmaite mniej lub bardziej
ekskluzywne grupy, podziwiało mniejsze grono. Uz-
naniem cieszyli się nadal realiści. W opozycji do nich
tworzyli malarze "światła, powietrza i koloru", czyli

impresjoniści, którzy nazwę wzięli od słynnego obra-
zu Ciaude Moneta Wschód słońca - impresja. W Anglii
wyodrębnili się tzw. prerafaelici, poszukujący inspi-
racji w dawniejszej sztuce katolickiej (zwłaszcza wło-
skiej sprzed czasów Rafaela, stąd nazwa). Z począt-
kiem zaś nowego wieku rozwinęły się kierunki abs-
trakcyjne: futuryzm, kubizm i fowizm, polegające na
swobodnym przechodzeniu od realizmu do deformacji.

Czego się słuchało?

W muzyce dzieł i twórców znakomitych byłaby
cała plejada. Rozwijały się bowiem wszystkie gatunki
i formy muzyczne. Powstawały utwory, bez których
trudno sobie wyobrazić repertuar wielu filharmonii
i oper. I tak dramat muzyczny najlepiej reprezentował
Niemiec, genialny kompozytor i teoretyk muzyki Ri-
chard Wagner (tetralogia: Pierścień Nibelunga). Piękną
kartę w historii muzyki zapisali Johannes Brahms i Ri-
chard Strauss, a także twórcy znanych na całym świe-
cie arcydzieł operowych, dwaj Włosi: Giuseppe Verdi
(Rigoletto, Traviata, Aida) i Giacomo Puccini (Tosca, Ma-
dame Butterfiy). Muzyka to oczywiście przede wszy-
stkim Wiedeń, a Wiedeń to niezapomniane walce dy-
nastii Straussów, z nastrojowym Nad pięknym, modrym
Dunajem (Johanna Straussa, syna), którego pierwsze
takty stały się niemal muzyczną wizytówką miasta.
To także lżejsza muza, operetka i cała plejada jej uta-
lentowanych twórców: Johann Strauss, syn (Baron cy-
gański, Zemsta nietoperza), Ferenc Lehar (Wesoła wdów-
ka), Franz von Suppe czy jedyny w tym gronie Francuz,
Jacques Offenbach (Orfeusz w piekle. Piękna Helena).

O miejsce na muzycznym Parnasie od dawna kon-
kurują ze sobą Czesi (Antonin Dvorak i Bedrich Sme-

174

tana), Norwegowie (Edward Grieg), Węgrzy (Bela B,
tok), Rosjanie (Aleksandr Borodin, Modest Musorgs
Nikołaj Rimski-Korsakow, Piotr Czajkowski), no i oca
wiście Polacy (Stanisław Moniuszko, Ignacy Padere
ski i Karol Szymanowski). Każde z tych nazwisk
a wymieniłem tylko niektóre - to ważny i piękny rc
dział w historii muzyki, to wciąż - na szczęście - m
zyka rozbrzmiewająca w salach koncertowych i prz
ciągająca rzesze melomanów.

Kapitalistyczny wyścig

Stulecie XIX nazywano rozmaicie: wiekiem "żelaza
i stali", "węgla i industrii" albo "elektryczności" (N. Da
vies). Europa przeżywała wtedy niewątpliwie "wi<
siły" i była "elektrownią świata" nie tylko w sens
dosłownym, ale i przenośnym. Ufna jeszcze w sv\
nieprzemijającą potęgę, panująca na morzach i oc
anach, szeroko rozpostarta w koloniach.

Z końcem XIX stulecia Anglia, najstarsza potę^
przemysłowa, przestała być "warsztatem świata". W1
przedziły ją Niemcy, a doganiały - i w końcu przi
ścignęły wszystkich - Stany Zjednoczone. Z przewag
jaką Anglia miała jeszcze w 1870 roku, nie pozostać
wiele. Niegdyś żelaza produkowała więcej niż wszi
stkie inne kraje razem wzięte, węgla zaś wydobywaj
trzy razy więcej niż Niemcy czy Stany Zjednoczone i a
siedmiokrotnie więcej niż Francja. Stopniowo jedna
traciła impet, modernizowała się wolniej, przegrywał
konkurencję w nowych gałęziach przemysłu i w rezu
tade dystans do niej odrabiała nie tylko Francja, al
nawet szybko przeobrażająca się Rosja.

W Europie na pierwszym miejscu były Niemcy
prawdziwy potentat w przemyśle chemicznym i elek
trycznym - z nowoczesnymi kopalniami i hutami
w Zagłębiu Ruhry oraz nauką oddaną na potrzeby
produkcji. Z końcem wieku gospodarka wchodziła
w okres wielkiej koncentracji kapitału; powstawał ogól-
noświatowy rynek, tworzono międzynarodowe mo-
nopole. W Niemczech i w Stanach Zjednoczonych kon-
centracja była największa, toteż - aby nie przeszka-
dzać sobie wzajemnie - zaczęto myśleć o nowym, tym
razem gospodarczym podziale świata. W 1907 roku
dwie wielkie firmy, amerykańska i niemiecka (GEC -
Generał Electric Company i AEG - Allgemeine Elektri-
zitatsgesellschaft), zawarły porozumienie w sprawie
podziału stref wpływów. Odtąd GEC miał rozwijać
ekspansję w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, a AEG
w Niemczech, Austro-Węgrzech, Szwajcarii, Belgii, Ho-
landii, Luksemburgu, krajach skandynawskich. Turcji,
na Bałkanach i w Rosji.

Ten ostatni, rosyjski, rynek wydawał się szczegól-
nie atrakcyjny nie tylko Niemcom. Państwo bowiem
było olbrzymie, zamówienia składało ogromne, a do
tego miało wszystkie niemal poszukiwane surowce
i wyjątkowo tanią siłę roboczą. Wielcy finansiści, Al-
fred Nobel i Rothschildowie, niewiele w istocie ryzy-
kowali, inwestując tam wielkie pieniądze w wydobycie
ropy naftowej i w budowę rafinerii. Na światowych
rynkach stali się bowiem konkurentami amerykańskiej
spółki Standard Oil (założonej przez Johna Rockefel-
lera w 1882 r.), angielsko-holenderskiej Royal Dutch
i mieszanej Anglo-Persian Oil Company, opartej głów-
nie na kapitale brytyjskim. Byli - także dzięki zło-
żom rosyjskim - potentatami wśród potentatów.

Przy tak olbrzymiej i rosnącej skali inwestycji
wzrosła niepomiernie rola banków, które mogły sty-
mulować koncentrację produkcji albo ją utrudniać, chro-
nić przed bankructwem swoich kredytobi
orców lub

176

skazywać ich na zagładę, osłabiać rywalizację pomię-
dzy analogicznymi przedsiębiorstwami lub ją wzma-
gać. Banki bowiem stawały się wielkimi centralami
finansowymi. Udzielały pożyczek zagranicznych, wią-
zały metropolie z koloniami i w coraz większym stop-
niu eksportowały kapitał. Przeważnie zresztą za ci-
chym przyzwoleniem rządów, doceniających polity-
czną wagę takich operacji, ale bywało, że i bez ich
wiedzy. Eksportowały bezpiecznie, do własnych tery-
toriów zamorskich lub państw zaprzyjaźnionych, albo
na rynki wprawdzie chłonne, lecz niepewne (jak chiń-
ski czy południowoamerykański). Kto stał na czele ban-
ku, ten o wpływy nie musiał nawet zabiegać. To bo-
wiem o niego przeważnie zabiegano, powierzając mu
niejedną państwową tajemnicę.
Trudno powiedzieć, jaki wpływ na porażkę zasady
wolnego handlu miały pod koniec wieku banki. Nieco
dogmatycznie trzymała się jej Anglia, ojczyzna Davida
Ricardo i Adama Smitha, a także - z rozmaitych po-
wodów - Holandia i Belgia. Rosja zaś do systemu
taryf powróciła już w 1877 roku, Niemcy w 1879 roku,
Francja w 1881 roku, a Stany Zjednoczone - w dwóch
etapach - dopiero pod koniec wieku. Wszystkim tym
państwom protekcjonizm na pewno się opłacał. Po-
zwalał bowiem skuteczniej chronić własny rynek przed
obcą konkurencją i wspierać słabsze gałęzie przemy-
słu. Groził jednak spowolnieniem tempa gospodarcze-
go rozwoju i obniżeniem poziomu niektórych gałęzi
produkcji. Prawdziwą sztuką w ekonomii stało się więc
umiejętne stosowanie protekcjonizmu, by więcej było
go tam, gdzie rodzima wytwórczość była słabsza, mniej
zaś tam, gdzie silniejsza.

Politykę taką należało oczywiście stosować u sie-
bie, u konkurentów natomiast - o ile to możliwe -
zwalczać. Chodziło o to, żeby wysokiej jakości towary

11

napływające z zewnątrz nie napotykały wysokich ba-
rier celnych. Ponieważ jednak na ogół było inaczej,
dochodziło do wielu napięć, a nawet "wojen handlo-
wych" (Francji z Włochami w latach 1887 -1898 i Nie-
miec z Rosją w 1893 r.), co dość szybko przyjęto na-
zywać "nacjonalizmem gospodarczym".
Ogólnie jednak sytuacja gospodarcza świata była
pomyślna; po depresji roku 1873 nastał bowiem długi
okres koniunktury, której kulminaq'a przypadła na prze-
łom wieków, ale skutki były widoczne aż do wybuchu
I wojny światowej, a kto wie, czy nie do wielkiego
kryzysu w 1929 roku.

XV
Narody, państwa
i stosunki międzynarodowe
w drugiej połowie XIX wieku

"Syte" Niemcy i zjednoczenie
w sferze ducha

Zjednoczenie Niemiec było, jak wspomniano, dzie-
łem życia Bismarcka. Powstała Rzesza, która - zda-
niem wielu badaczy - miała być tylko przedłużeniem
Prus (W. Mommsen, J. Pajewski), choć sam Bismarck
użył kiedyś formuły, że nie należy "borusyfikować"
(czyli prusaczyć) Niemiec, lecz raczej germanizować
\ Prusy. Inna sprawa, że w praktyce było raczej na od-
wrót, a i w deklaraqach sprzeczność nieraz goniła
sprzeczność (J. Krasuski). W końcu - lubił powtarzać
Bismarck - "polityka nie jest nauką ścisłą", jest nato-
miast, a raczej bywa, sztuką dwuznaczności.

W polityce zewnętrznej Bismarck był mistrzem nad
mistrzami i jest to stwierdzenie banalne w swej oczy-
wistości. W wewnętrznej takim mistrzem już nie był.
Olśniewających sukcesów nie odnotował, ciężko prze-
żył kilka dotkliwych porażek. Wolałby zapewne ści-
ślejsze zespolenie poszczególnych państw niemieckich
niż to, które nastąpiło. Uznał, bo musiał, odrębność
bawarskiego wojska, poczty i kolei, a także poczty

179

w Wirtembergii, ale niepokoiło go raczej co innego:
wielostronne resentymenty pomiędzy różnymi częścia-
mi Niemiec, słaba identyfikacja z Rzeszą, partykula-
ryzmy i separatyzmy, głębokie odmienności obyczaju
i kultury.
Bismarck wiedział, że są Niemcy - trudno orzec
jak liczni - oczekujący na akt drugi zjednoczenia:
w sferze ducha; i tacy, którzy już akt pierwszy przyjęli
jako dopust Boży; że rozmaici Niemcy rozmaicie sobie
to zjednoczenie wyobrażają. Jednym chodzi przede
wszystkim o zespolenie administracyjne (i redukcję wy-
stępujących na tym polu różnic), zaś innym - o wspól-
ną, świecką, niemiecką kulturę, osłabiającą różnice po-
między katolikami i protestantami.

Hasło Kulturkampf (walki o kulturę) wymyślił słyn-
ny niemiecki lekarz anatomopatolog Rudolf Virchow
(urodzony w Świdwinie na Pomorzu). Katolicy z po-
łudnia Niemiec przemianowali je od razu na "walkę
z kulturą" i "walce" sami wydali walkę. Bismarck na-
tarł ostro. W latach 1872 -1876 ogłosił całą serię ustaw,
podporządkowujących Kościół katolicki państwu. Czy
w katolikach widział pozostałość stronnictwa austriac-
kiego (jak chce B. Croce), czy przeszkodę na drodze
do pełniejszego zjednoczenia Niemiec - trudno orzec.
Dość, że całą batalię przegrał. Ustawy bowiem naj-
pierw łagodził, a potem stopniowo odwoływał, zawie-
szonych biskupów przywrócił, by wreszcie wszcząć
rozmowy z nuncjuszem apostolskim, co było jego ma-
łą Canossą (E. Engelberg, W. Mommsen).

Z socjaldemokracją było podobnie: najpierw ostra
walka, ustawy antysocjalistyczne z 1878 roku (zwane
"antywywrotowymi"), a potem (w 1890 r.) odwrót od
tej polityki. Bismarck/ choć osobiście sprzyjał ustawo-
dawstwu socjalnemu, pragmatyzmu socjaldemokratów
wyraźnie nie docenił (K. Rzepa). Skupił się na ogra-
niczaniu praw wyborczych i już na rok przed dymisje
- pisała bawarska "Germania" - "nie udawało mi-
sie niemal nic". Dreptał w miejscu.


Liczy się przede wszystkim Europa

Polem sukcesów pozostawała więc nadal polityka
zagraniczna: Rzesza wkomponowywana w ład wie-
deński, metternichowska równowaga sił, która wyma-
gała wielu korekt (ale nie zmiany filozofii polityki),
stabilizacja układu, który Niemcom zapewniał prze-
wagę, izolacja Francji i dbałość o to, aby zatrzymać
inicjatywę w Europie.

Koloniami natomiast interesował się mało: w 1888
roku oświadczył nawet, że "z natury" nigdy nie był
kolonialistą i chyba bardziej można mu wierzyć niż
wielu niemieckim socjaldemokratom (A. Czubiński).
Od zdobyczy kolonialnych wyżej bowiem stawiał po-
prawne stosunki z Anglią; od piasków Afryki - jasną
sytuację w Europie.
O tę "jasność" - swoiście pojmowaną - stale zre-
sztą zabiegał. Sprzymierzeńców i sojuszników pozy-
skiwał wszędzie. Starał się opleść Europę pajęczyną
dyplomatycznych nitek, by poza nawias wyrzucić Fran-
cję, marzącą o odzyskaniu Alzacji i Lotaryngii, oraz
bronić przed nią Niemcy - "zadowolone i syte". Po-
dobno po latach żałował zaboru Alzacji i Lotaryngii,
bo w zbyt dużym stopniu określiły one jego politykę.
Podobno wobec kultury francuskiej odczuwał kom-
pleks niższości (J. Pajewski, E. Engelberg). Francuzów
w każdym razie uważał za naród "najbardziej wojow-
niczy i niespokojny" i w słynnej mowie z 1888 roku
oświadczył: "My, Niemcy, boimy się tylko Boga, poza
tym nikogo na świecie".

Osłabiona Francja

Wyglądało na to, że kanclerz Rzeszy słabości Fran-
cji nie dostrzega, a raczej, że nie chce tej słabości wy-
korzystywać. Odmiennie niż wielu Francuzów, prze-
konanych o tymczasowości ustroju ich państwa, które
miało monarszą prezydenturę i republikańskie insty-
tucje, choć nie miało republikanów (Adolphe Thiers).
Już bowiem drugi prezydent III Republiki Patrice de
Mac-Mahon (1873 -1879) myślał o zamachu stanu i re-
publiki nie lubił, potem jednak przyszedł Jules Grevy
(1879 - 1887), szczery republikanin i ją umocnił. Na
ile skutecznie, przekonano się, gdy kilkakrotnie
wstrząsały nią kryzysy. Najpierw, gdy po władzę pró-
bował sięgnąć ambitny gen. George Boulanger, w któ-
rym niejeden polityczny krótkowidz widział nowe wcie-
lenie Napoleona, czy później, gdy wybuchła afera Al-
freda Dreyfusa (1894), która podzieliła Francję na dwa
przeciwstawne obozy. O tym, że Alfred Dreyfus, ofi-
cer francuski życiowskiego pochodzenia, jest winny
zdrady na rzecz Niemiec, przekonani byli monarchi-
ści, "bulanżyści" i chyba wszyscy przeciwnicy repub-
liki, że nie jest winien - nie mniej liczni jej zwolen-
nicy. Napięcie było olbrzymie i utrzymywało się dłu-
go, ale państwo przetrzymało kryzys. Republika nie
załamała się i przestano wreszcie mówić o jej upadku.

Kwestia narodowa

Krzysztof Pomian przypomniał ostatnio, że kształ-
towanie się europejskich narodów przebiegało w dwóch
wymiarach: integracji poziomej (gdy naród samookre-
ślał się wobec innych) i pionowej (gdy rozwiązywał
swe wewnętrzne konflikty, obejmując tożsamością po-

182

szczególne warstwy i grupy). "Syte" Niemcy pierwszy
etap zakończyły w dobie napoleońskiej, a próbą przy-
spieszenia drugiego był właśnie Kulturkampf, zakończo-
ny jednak fiaskiem. Francuzi "unarodowili się" głów-
nie poprzez rewolucje (1789, 1830 i 1848 r.), a także
doświadczenia doby napoleońskiej, by integrację pio-
nową, najdalej posuniętą, przeprowadzić ostatecznie
już w czasach III Republiki francuskiej. Z Włochami
było nieco podobnie, jak z Niemcami (choć w prze-
ciwieństwie do Niemców nie było wśród nich rozbicia
religijnego). Natomiast Anglicy, Duńczycy, Szwedzi
Hiszpanie i Portugalczycy pierwszej z dwóch integra
qi doświadczyli za sprawą dynastii, drugą zaś prze
chodzili już odrębnymi drogami i w różnym czasie
Anglikom "pomogły" rewolucje i czartyzm, Duńczy
kom i Szwedom - niezakłócony rozwój wewnętrzm
państw w XIX wieku (a Szwedom, dodatkowo, aspi
racje narodowe Norwegów, którzy w 1905 r. dopro
wadzili do zerwania unii), natomiast Hiszpanie i Por
tugalczycy integrację pionową zakończyli dopierc
w połowie XX wieku. Hiszpanom bowiem w rozwoji
narodowym przeszkodził zarówno utrzymujący si(
absolutyzm, jak i ambitne mniejszości narodowe (Ka
talończycy i Baskowie), Portugalczykom z kolei - ab
solutyzm i polityka zdominowana przez kolonie. Wre
szcie narody szwajcarski, niderlandzki i belgijski wy
rosły, każdy inaczej, z porozumienia rozmaitycł
związków terytorialnych (K. Pomian).

W Europie środkowej i wschodniej procesy kształ
towania się narodów przebiegały odmiennie. Tu bo
wiem w wielkim skupieniu mieszkały narody (ludy^
które albo nigdy swego państwa nie miały (Chorwaci
Słoweńcy, Słowacy, Ukraińcy, Łotysze, Estończycy, Fi
nowie), albo je straciły (Polacy, Czesi, Węgrzy), żyjąc
w obrębie trzech wielkich imperiów (tureckiego, au
striackiego i rosyjskiego) i pozostający na rozmaitych
etapach historycznego rozwoju. Integracja pozioma tych
narodów zaczynała się zwykle od aspiracji kulturalnych
(ochrony i wzbogacania języka, otwierania szkół, zain-
teresowania własną przeszłością i zakładania instytucji
patriotycznych) i prawie wszędzie skupiała się zrazu
wokół Kościoła (katolickiego, prawosławnego lub -
jak w przypadku Finów, Estończyków i Łotyszów -
luterańskiego). Wszędzie też wielką rolę odgrywała
kształtująca się dopiero inteligencja - najsilniejsza
wśród Czechów, a najsłabsza wśród ubogich narodów
rolniczych. W rezultacie integrację pionową najwcześ-
niej przeprowadzili Czesi, przodujący na polu oświaty
i wyprzedzający pod tym względem Niemców, wcho-
dząc w XX stulecie już jako w pełni ukształtowany na-
ród (O. Urban). Polacy i Węgrzy nigdy wprawdzie nie
utracili dągtośd swojej kultury, co zapewniło im wczesną
integrację poziomą, ale integracja pionowa była u nich
wolniejsza niż u Czechów, bo oba te narody miały silną
szlachtę, ale słabe mieszczaństwo i oba musiały rozwią-
zać własne problemy narodowościowe (Polacy głównie
ukraiński, a Węgrzy chorwacki i słowacki). Dla Finów,
Estończyków i Łotyszów ważne znaczenie w rozwoju
świadomości narodowej miała rewolucja w Rosji
w 1905 roku (J. Chlebowczyk).

O narodach pozaeuropejskich - z wyjątkiem Sta-
nów Zjednoczonych - trudno mówić. Amerykański na-
ród - jak wspomniano - kształtował się po wojnie se-
cesyjnej, ale już z Indianami był kłopot. Przez dziesiątki
lat plemiona indiańskie traktowano jako niezależne na-
rody. Zawierano z nimi traktaty i wykorzystywano jed-
nych przeciw drugim. W ostatniej ćwierci XIX wieku
praktyk tych zaniechano. Przystąpiono do amerykani-
zowania Indian i w toku tego procesu zepchnięto ich
na margines. Czarna Afryka to z kolei około 1000 języ-
ków (z brakiem alfabetyzacji większości z nich), może
ka grup etnicznych i terytorialnych, z Burami (potor
karni holenderskich osadników) na południu oraz lu<
nośdą murzyńską, semicką, chamicką i indonezyjsi
(Malgasze na Madagaskarze) rozrzuconą po całym ko
tynende. W opracowaniach poświęconych historii Ch
pisze się najczęśdej tylko o jednej narodowośd chi;
skiej, Hań, bo ich wielość i odmienności wymykają s
najwyraźniej temu, co Europejczyk przez pojędu naroc
jest w stanie zrozumieć (W. Rodziński). Inna spraw
że do pojęda narodu będzie się odwoływać jeden z twó
ców republiki chińskiej. Suń Yat-sen, tradycyjnie oddzi
łający Chińczyków od reszty "barbarzyńców". W Austr
lii utworzenie Związku Australijskiego (proklamowanej
w 1901 r.) nie oznaczało zakończenia procesu kształt
wania się narodu australijskiego, lecz raczej jego pocz
tek. Wśród białych osadników poczude związków z ii
perium brytyjskim było bardzo silne. Jeszcze jedne
silniejsze było poczude odrębności nie tylko wobec lui
nośd tubylczej (Aborygenów), ale także Chińczykó
i kanaków (wyspiarzy z Pacyfiku).

Mocarstwa europejskie a kwestia wschodni

W 1872 roku do Berlina zjechali cesarze Niemie
Austrii i Rosji. Bismarck promieniał. Zdawało się, ;

Święte Przymierze się odradza, monarchie znów s
solidarne, a III Republika francuska na żadne wsparć
nie może liczyć. W trzy lata później przeżył zawói
Gdy poróżnił się z Francją, Rosja - ku jego zaskoczeni
- dyskretnie ją poparła. Niebawem stosunki skomp]
kowały się jeszcze bardziej. W 1875 roku w Hercegi
winie, należącej do Turcji, wybuchło powstanie. Rc
później za broń chwycili Bułgarzy, którym w suku

przyszły dwa słabe państwa słowiańskie: Serbia i Czar-
nogóra. W rezultacie w orbicie tego konfliktu znalazły
się trzy wielkie mocarstwa: Anglia, strzegąca całości
imperium ottomańskiego, Rosja, pracująca nad jego
rozpadem, i Austro-Węgry, pilnujące swojej południo-
wej granicy i mające Słowian po obu jej stronach.

W 1877 roku Rosja wypowiedziała wojnę Turcji.
Popierana przez Rumunię, zdobyła twierdzę Plewna
i w styczniu 1878 roku zajęła Adrianopol. Dwa mie-
siące później podpisano pokój wstępny w San Stefano
(nad Morzem Marmara), który Rumunii dał Dobru-
dzę, Rosji Besarabię, Serbii i Czarnogórze nabytki te-
rytorialne, a Bułgarom rozległe państwo, które Rosja
w ciągu dwóch lat miała dopiero zorganizować. Prze-
sunięcia sił były ogromne, triumf Rosji - "wyzwoli-
cielki" południowych Słowian - oczywisty.

Nie mogły się z tym pogodzić Anglia i Austro-Wę-
gry, które na preliminaria w San Stefano zareagowały
alergicznie. Sprawa miała się stać przedmiotem mię-
dzynarodowych obrad. Na 13 czerwca 1878 roku do
Berlina zwołano kongres. Trwał on dokładnie miesiąc
i przyniósł Rosji wiele upokorzeń. Księstwo bułgarskie
miało być teraz lennem Turcji, Serbia i Czarnogóra re-
zygnowały z części zdobyczy, Bośnia i Hercegowina
przechodziły pod zarząd Austro-Węgier; rezygnowa-
no nadto z planów utworzenia wielkiej Bułgarii, ale za
to Rumunia, Serbia i Czarnogóra uzyskiwały niezależ-
ność od Turcji (co Rumunii i Serbii pozwoliło nieba-
wem z księstw przekształcić się w królestwa).

Koniec sojuszu trzech cesarzy

Postanowieniami berlińskimi Rosja była oburzona.
Bismarck ją zawiódł, bo zapomniał o długu wdzięcz-
ności. Wcale nie był "uczciwym maklerem", choć za
takiego chciał uchodzić. Sprzyjał bowiem Austrii i nie
miał nic przeciwko temu, aby na Bałkanach powstrzy-
mała ona Rosję. No i pogrzebał sojusz trzech cesarzy,
bo nie zapobiegł konfliktowi Petersburga z Wiedniem
(H. Wereszycki). Czy jednak wspomnianemu konfli-
ktowi mógł zapobiec - to inna sprawa. W 1879 roku
zawarł już przymierze z Austrią, z którego zadowo-
lone były obie strony: Austria, licząca na poparcie Rze-
szy w rejonie bałkańskim, i Rzesza, zamykająca drogę
Francji do Wiednia. Niewykluczone jednak, że Austria
była zadowolona bardziej nawet niż Niemcy. W końcu
Bismarck komplikował swoje stosunki z Rosją, z tru-
dem je ocieplał, dwoił się i troił, a i tak pozostawało
wrażenie - niekoniecznie chciane - że ma o wiele
krótszą drogę do Wiednia niż do Petersburga.

Austriacki kontynent ducha

Częściowo zapewne przyczyną tego była gospo-
darka, która szybko cementowała to przymierze. Przez
Austrię prowadziła bowiem droga na Bałkany i do
Turcji, którą od dawna interesował się kapitał niemie-
cki. Austria ze swej strony liczyła na niemieckie in-
westycje i na zbyt swoich płodów rolnych. To duali-
styczne (od 1867 r.) państwo miało dobrze rozwinięty
przemysł (zlokalizowany w Austrii i Czechach) oraz
wydajne węgierskie rolnictwo. Było jednym państwem
(Austro-Węgrami), a zarazem dwoma (z osobnymi rzą-
dami i parlamentami w Wiedniu i Budapeszcie), z ce-
sarzem i w jednej osobie królem na czele.

Ów "kochany przez swoje ludy" monarcha to Fran-
ciszek Józef I - zasiadający na tronie od Wiosny Lu-
dów, jeden z ostatnich monarchów ulepionych z innej
gliny, roztaczających dawny majestat. Stosunkowo
jednak elastyczny (bo umiał zaakceptować rządy par-
lamentarne) i przystępny (bo na audiencji u niego
mógł się stawić właściwie każdy). Dostojny, ale żyjący
skromnie; odległy, ale przez pedantyczne wypełnianie
swoich codziennych obowiązków nader bliski tysią-
com niższych i wyższych urzędników (S. Grodziski).
Z czasem stał się niemal symbolem biurokratycznej
monarchii, a także - nie tylko przez długie panowa-
nie - symbolem niezwykłego "kontynentu ducha"
(P. Johnson). Mimowolnym patronem plejady twórców
wybitnie zdolnych: Jaroslava Yrchlickiego i Jana Ne-
rudy, Mora Jókaia i Imre Madacha, Stanisława Wys-
piańskiego i Jacka Malczewskiego, Martina Bubera,
Ludwiga Wittgensteina, Sigmunda Freuda i austriac-
kiego Żyda z Pragi, Franza Kafki, genialnych Pola-
ków, Czechów, Węgrów i Niemców, a także przed-
stawicieli innych narodowości tej wielonarodowościo-
wej mozaiki.

Pod względem politycznym obie części monarchii
rozwijały się nierówno. W Austrii po 1867 roku po-
stępowała liberalizaq'a, wolności przybywało, germani-
zacja ustała niemal całkowicie i przynajmniej formal-
nie język niemiecki nie był nawet językiem urzędo-
wym monarchii, lecz - jak to określano - "językiem
urzędowej korespondencji". Na Węgrzech zaś na od-
wrót: wolności stopniowo ubywało, a madziaryzacja
narodów niewęgierskich stała się niebawem oficjalnym
programem budapeszteńskiego rządu (G. Stourzh).
Współczynnikiem dualizmu była autonomia galicyjska
i swobody narodowe przyznane Polakom - "większe
nawet faktycznie niż formalnie" (z czego niemiecki
badacz przedmiotu, M. Bieberstein, uczynił jedną
z głównych tez swej książki). Polonizacja bowiem ob-
jęła nie tylko struktury krajowe (oświatę, sejm czy Wy-
dział Krajowy), ale i rządowe (z funkcją namiestnik
włącznie). Stała się też podstawą rosnących wpływów
polskich w Austrii i ich efektownej kulminacji: "po]
skich rządów" Kazimierza hrabiego Badeniego (1895
-1897), czy - jak mówili Niemcy - "polskiej prepon
derancji".

Na początku jednak był trudny kontrakt i zadraż
nienia z Czechami i Słowianami w ogóle. Polacy bo
wiem porzucali Czechów dążących do federalizacji pań
stwa i popierali Węgrów, opowiadających się za du
alizmem. Stawali po stronie korony, która tego właśnii
po nich oczekiwała i poparcie gotowa była szczodrz<
wynagrodzić - autonomią, jakiej nie znali Polacy po<
innymi zaborami, ale także perspektywą karier, o kto
rych do niedawna nawet nie marzyli.

Bismarck łagodzi napięcia

W 1881 roku Bismarck zneutralizował nieco wrą
żenię, jakie wywołał przymierzem z Austrią, i dopro
wadził do podpisania tajnego układu trójcesarskego
który miał uspokoić Rosję. Rok później przymierz<
rozszerzył o Włochy (pokłócone o Tunis z Francją
i stał u kolebki sojuszu austriacko-rumuńskiego (pod
pisanego w Wiedniu w 1883 r.).

W 1887 roku na tronie bułgarskim nastąpiła zmia
na. Nowym władcą po Aleksandrze Battenbergu zo
stał książę Ferdynand sasko-kobursko-gotajski, któr}
był oficerem wojsk węgierskich i poddanym cesarze
Franciszka Józefa. Rosja już tylko z tego powodu kan-
dydaturze była przeciwna; wybuchł kryzys i o odno-
wieniu układu trójcesarskiego nie było mowy.

Nie przeszkodziło to jednak Bismarckowi w za-
warciu tajnego traktatu "reasekuracyjnego^ z Peters-
burgiem (w 1887 r.), który pozwalał utrzymać cara
w pewnej zależności od Berlina. Asekurował się bo-
wiem na wszystkie strony. W traktatach uciekał się
do tajnych klauzul. Umawiał z Austrią przeciwko Ro-
sji i z Rosją przeciwko Austńi - w obu przypadkach
raczej implicite niż explicite i posługując się ideą bliżej
nieokreślanego wroga, nigdy Rzeszy, zawsze tych,
z którymi właśnie się układał. Francja w każdym razie
była izolowana. I o to przede wszystkim chodziło.

Zmiana warty i Weltpolitik

W 1890 roku Bismarck ustąpił. Jego filozofię poli-
tyczną, nastawioną na obronę niemieckiego stanu po-
siadania, Wilhelm II (od 1888 r. cesarz niemiecki) od-
rzucił, uznając za mało ambitną i nieodpowiadającą
potędze jego cesarstwa. Pomiędzy młodym cesarzem
a starym kanclerzem iskrzyło od samego początku.
Nie rozumieli się zupełnie. Urządzali próby sił. Szar-
pali się i jeden próbował zdominować drugiego. W koń-
cu Bismarcka zastąpił Leo von Caprivi - polityk, o ja-
kim cesarz marzył, nieporównanie mniej zdolny niż
jego poprzednik, uległy i oddany. W sam raz, gdy to
Wilhelm miał być "oficerem dyżurnym na okręcie"
i gdy miało się wielkie, marzycielskie plany: wprowa-
dzić Niemcy na tory polityki światowej (Weltpolitik),
porzucić horyzont europejski i dołączyć do imperial-
nych potęg tego świata: Anglii, Francji, Stanów Zjed-
noczonych i Rosji.

Leo von Caprivi zasłynął traktatami handlowymi,
które przyczyniły się do ekspansji niemieckiego kapi-
tału na zewnątrz. Bemhard von Biiiow, jeden z jego
następców, oświadczył, że "nikogo nie chcemy pozo-
stawić w cieniu, ale domagamy się naszego miejsca

190

pod słońcem". Caprivi zapowiedział, że polityka Nie
mieć będzie odtąd jasna (co miało oznaczać, że nie tat
zawiła, jak za Bismarcka). W rezultacie nie przedłuży
traktatu reasekuracyjnego z Rosją, przyspieszył nato-
miast odnowienie traktatu z Austro-Węgrami i Wło-
chami. Jasność polityki oznaczała w tym przypadku
całkowity brak kunsztu, a "miejsce pod słońcem" -
pretensje, jeśli już nie na wyrost, to spóźnione. Po Bis-
marcku stosunki z Rosją popsuto w tempie doprawdy
imponującym. Po mistrzu za politykę wzięli się par-
tacze.

Z pozom dziwny związek

Pierwszy krok w stronę Francji zrobiła Rosja już
w 1888 roku; zaciągnęła wtedy pożyczki we francu-
skich bankach, a zrezygnowała z niemieckich. Nie oz-
naczało to jeszcze żadnego przełomu, ale po ustąpie-
niu Bismarcka nie zadbano już o to, aby na tym całą
sprawę zakończyć. Przeciwnie, urażono Rosję i po-
pchnięto ją w stronę Francji - nonszalancko, niemą-
drze i lekkomyślnie.

Francji zaś w stronę Rosji nikt popychać nie musiał.
Marzyła o tym od dawna. Nikt w końcu lepiej nie
oskrzydlał Niemiec od wschodniej strony, nie dyspo-
nował większym potencjałem i nie miał liczniejszej
armii. Rosja była dla Francji niemal idealnym sprzy-
mierzeńcem i sojusznikiem. Nieśmiało więc poszuki-
wano formuły do tego zbliżenia i przy biernej właści-
wie postawie Niemiec zacieśniano wzajemne stosunki
krok po kroku.

W lipcu 1891 roku do Kronsztadu zawinęła eska-
dra floty francuskiej. Odegrano Marsyliankę (dotąd
w Rosji zakazaną) i Boże cara chroni, car się wyprężył,

a nawet przywitał z "republikanami", co dziennikarze
komentowali z rozbawieniem, donosząc, iż był zasko-
czony dobrą prezencją Francuzów ("nie wiedziałem,
że marynarze republikańscy mają tak dobrą postawę").
Miesiąc później wymieniono już noty dyplomatyczne,
a po upływie roku (17 sierpnia 1892 r.) podpisano
konwencję wojskową. Gdy zaś - ku uciesze Niemiec
- uległa ona pewnemu zachwianiu, nastąpiła rewizy-
ta floty rosyjskiej w Tulonie (witanej entuzjastycznie)
i wreszcie na przełomie 1893 i 1894 roku wymiana
listów pomiędzy ministrami spraw zagranicznych
obu oddalonych od siebie państw.
Teraz pośrodku były Niemcy i dożywający swych
dni Bismarck, było Trójprzymierze, które już nie izo-
lowało Francji, i Wilhelm II, który popsuł dobre sto-
sunki z Rosją.

Świat należy do Europejczyków

Wojna - o ile wybuchnie w ogóle - zacznie się
w koloniach i z ich powodu; tak w Europie sądzono
niemal do 1914 roku, obserwując narastające napięcia
i zaostrzające się spory. Koloniami z końcem XIX wieku
interesowali się niemal wszyscy: politycy i finansiści,
kupcy i drobni ciułacze, fabrykanci i klasa robotnicza.
Kolonie to były krociowe zyski, lub złudzenie takich
zysków, wentyl społecznego bezpieczeństwa, reme-
dium na bezrobocie i kryzysy w gospodarce, płonne
przeważnie nadzieje maluczkich, istny raj. "Czego brak
naszemu przemysłowi" - pytał retorycznie francuski
premier Jules Ferry - i odpowiadał: rynków zbytu.
Rynków zbytu to znaczy kolonii. Kto myśli o wielkich
zyskach - zapewniał angielski polityk Cecii Rhodes
- ten musi je mieć i o nie dbać. Przemawiają bowiem

192

za tym procenty i kalkulacje, magia szybko rosnących
cyfr przy każdej kolonialnej operacji i opłacalność, od
której Leo Capriviemu kręciło się w głowie.
Bo pieniądz zainwestowany poza Europą powra-
cał do niej cudownie rozmnożony, jeśli nie w kolo-
niach, to w półkoloniach: Turcji, Persji lub Chinach,
albo - wcale nie gorzej - w protektoratach: Egipcie,
Maroku czy Tunezji, państwach formalnie niezależ-
nych, faktycznie zaś rządzonych przez europejskich
konsulów czy rezydentów (ukrytych często za pleca-
mi lokalnych dostojników). Do najpewniejszych in-
westycji zaliczano kolejnictwo, do najzyskowniejszych
- zamówienia na sprzęt wojenny. W obu przypad-
kach lwia część pożyczek pozostawała na miejscu.
Banki wskazywały bowiem firmy, firmy wykonywały
zamówienia, doliczano do tego jeszcze koszty trans-
portu (przeważnie na olbrzymie odległości) i w efek-
cie 4/5 udzielonej pożyczki pożyczkobiorca nigdy nie
oglądał.
Były więc koncerny, które kolonializm winny bło-
gosławić (angielskie: Armstrong i Vickers, francuski
Schneider czy niemiecki Krupp) i przedsięwzięcia,
które musiały się udać. W Turcji na przykład niemiec-
kie Towarzystwo Ottomańskie miało koncesję na bu-
dowę i eksploatację linii kolejowej o długości 2467 km
(od Konya do Basry), a także na żeglugę na Eufracie
i Tygrysie. Zyski zaś - choć niemal pewne - gwa-
rantował dodatkowo rząd turecki i to zyski, przy tak
wielkiej skali całej operacji, niewątpliwie ogromne.
Kolonie to także oczywiście surowce, bez których
nie umiano się już obejść; to angielskie plantacje ba-
wełny w Indiach i Egipcie, to kauczuk pozyskiwany
najpierw w dżunglach Brazylii, a następnie uprawia-
ny na plantacjach rozrzuconych po całej Azji, to kru-
szec, korzenie i przyprawy, a także bardzo już popu-
larnę używki: kawa i herbata, bez których trudno
wprost sobie wyobrazić domowy ceremoniał Europej-
czyka.
Bilans ogólny zysków i strat wypadał jednak roz-
maicie. Afrykańskim koloniom niemieckim daleko by-
ło do opłacalności. Straty przynosiły plantacje kawy
w Afryce Wschodniej i spółki handlowe w Kamerunie.
W obrotach handlowych Rzeszy handel z koloniami
stanowił zaledwie 0,5% (od sumy 21,2 mil marek).
A jednak z powodów prestiżowych "łapano co się da"
(M. Czapliński). Ukrywano nieraz straty, zwielokrot-
niano - na papierze - zyski.
Nowym kolonialnym podbojom towarzyszyła no-
wa ideologia. "Rasa wyższa" miała cywilizować "rasę
niższą", biali - kolorowych, Europejczycy - zamor-
skich tubylców. Kolonista zdobywający nowe obszary
stawał się kimś w rodzaju misjonarza, dźwigał "brze-
mię białego człowieka" (R. Kipling), szerzył oświatę
i dla dobra "maluczkich" nakłaniał ich do przyjęcia
wyższej, europejskiej kultury. Cynizm tych enuncjacji
był oczywisty, a jednak brzmiały one pięknie i niejed-
nego uwodziły. Wiele bowiem pozwalały usprawied-
liwić. Wielu poczuło się lepiej. No i jakoś uwznioślały
całkiem prozaiczne cele; wyzysk bowiem przestawał
być wyzyskiem, zabór zaborem. Kolonie właściwie Eu-
ropie się należały i - jak się okazywało - były do-
brodziejstwem nie tylko dla niej samej.

Świat - jak nigdy dotąd - wydawał się należeć
do Europejczyków, w sensie dosłownym i przenośnym.
Nieznane bowiem równie ekspansywnej cywilizacji,
równie doskonałych technologu i równie sprawnej orga-
nizacji, toteż zawłaszczano coraz więcej. Jeszcze w 1876
roku do państw europejskich należała tylko 1/10 część
Afryki, w 1914 roku już niemal cały kontynent. Brał,
kto mógł, gdzie mógł i ile mógł - na wyścigi: Francuzi,
Niemcy, Włosi, Rosjanie, Portugalczycy i Holendrzy.
Najwięcej jednak panujący na morzach Anglicy. Z p
czątkiem XX wieku bowiem pod ich panowaniem b)
już czwarta część kuli ziemskiej i co czwarty jej miesz
kaniec, obszary leżące w różnych strefach klimatyc
nych i czasowych, na obu półkulach.

Europa - według słynnego już określenia - była
"wyniosłą wieżą" (B. Tuchman). Nie tylko bowie
panowała nad światem, ale i światem rządziła.

Afrykańskie konflikty białych ludzi

Na czarnym kontynencie głównymi rywalami były
stare potęgi kolonialne: Anglia i Francja. Niemcy i Wło
si dołączyli dopiero po zjednoczeniu swych państw
i opanowali terytoria uchodzące za mniej atrakcyjne
Togo, Kamerun i Afrykę Wschodnią (Niemcy) ora
Trypoli tanie, Cyrenajkę i Erytreę (Włosi). Francuzi na]
większe posiadłości mieli na zachodzie kontynenti
j w części równikowej, Anglicy natomiast na wscho
dzie i w części południowej (sięgając po Rodezję i Kap
sztad).

W Egipcie, będącym formalnie lennem Turcji, silne
wpływy miała zrazu Francja. W 1869 roku z wielkc
pompą otwarto tam Kanał Sueski, zbudowany prze2
Francuza Ferdinanda Lessepsa i w dużym stopniu za
francuskie pieniądze. W Kairze wystawiono wtedy Ai-
dę Verdiego. Zjechało wiele głów koronowanych, przy-
byli także Ibsen i Zola. W 1875 roku kontrolę nad
kanałem sprawowali już Anglicy, którzy nie od razu
zorientowali się, jakie dla nich ma on znaczenie. Szyb-
ko jednak naprawili swój błąd i po błyskawicznej ope-
racji Benjamina Disraeliego z Rothschildem, który pre-
mierowi pożyczył pieniądze, wykupili akcje od kedywa.

1

Teraz statki brytyjskie, płynąc do Indii, nie musiały
już opływać Afryki; miały drogę o połowę krótszą
(przez Morze Śródziemne i Morze Czerwone - z ba-
zami w Gibraltarze, na Malcie i w Adenie) oraz dobrze
strzeżoną.

Utraty wpływów w Egipcie Francja długo nie mog-
ła przeboleć. W 1897 roku z Konga francuskiego wy-
ruszyła na wschód ekspedycja wojskowa pod dowó-
dztwem kapitana Jeana Marchanda. W tym samym
czasie z Egiptu na południe, przez ogarnięty powsta-
niem Sudan, posuwał się lord Horatio Herbert Kitche-
ner na czele oddziałów angielskich. Francuzom ma-
rzyło się imperium kolonialne rozciągnięte wzdłuż rów-
noleżników, Anglikom wzdłuż południków (z osią
wokół linii kolejowej łączącej Kair z Kapsztadem).
Marchand, maszerując na wschód, dotarł aż do Faszo-
dy nad Nilem Białym (w 1898 r.). Do Faszody - tylko
od północy - dotarł też Kitchener, który wcześniej,
w bitwie pod Omdunnanem, słumił powstanie mah-
dystów. Jeden stanął naprzeciw drugiego, obydwaj zaś,
wywieszając narodowe flagi, czekali na decyzje rzą-
dów.

Czekali długo, bo odległości były ogromne. W An-
glii zawrzało. We Francji Marchand szybko stał się
narodowym bohaterem. Jedni pomawiali drugich o pro-
wokację, kryzys przeciągał się, a o honorowy kompro-
mis było niezmiernie trudno. Ostatecznie Marchand
opuścił Faszodę, flagę francuską zwinięto. Emocje
z wolna opadały, ale niechęci, pretensje i urazy po
obu stronach zostały i wydawało się, że prędko nie
ustąpią.

Tymczasem uwagę Europy przykuł inny afrykań-
ski spór: na południu kontynentu rozgorzała wojna
pomiędzy Anglikami a wojskami dwóch niezależnych
afrykańskich republik: Transwalu i Oranii, zamiesz-
kałych przez potomków osadników holenderski
(zwanych Burami). Zwłaszcza Transwal, sąsiadują'
z Rodezją i zasobny w złoża złota, był dla Anglikó
pokusą nie lada, toteż już w 1895 roku próbowali zaj
go siłą. Zorganizowali zbrojną ekspedycję (inspirow
na przez Cecila Rhodesa, twórcę Rodezji), ale ów "ra
Jamesona" (jak ją później nazwano), wobec mężn
postawy Burów, zakończył się fiaskiem. Transwal b
wiem obronił swą niezależność, ku radości nie tyli
Burów, ale i Wilhelma II, który na ręce prezyden
republiki Paulusa Krugera przesłał depeszę gratul.
cyjną, ku - z kolei - zaskoczeniu i zgorszeniu An
glików.

Potem jednak Niemcy były już ostrożniejsze. Z p(
parcia Burów pożytki w polityce były mamę. Angi
kom, którzy dominowali na morzach, trudno było cc
w Afryce wyrwać. Zainteresowały się więc raczej be
gijskim Kongiem i dwoma portugalskimi posiadłościc
mi: Angolą i Mozambikiem (J. Pajewski). O Burac
zaś zapomniały i nie protestowały, gdy w 1902 rok
Transwal i Oranie zamieniono na kolonie brytyjskie

XVI
Anglo-francuski kompromis
i "rozdrapywanie" Chin

Różni architekci "serdecznego porozumienia"

W 1904 roku Anglia i Francja zawarły "serdeczne
porozumienie", co było ogromnym zaskoczeniem dla
Berlina. Od Faszody bowiem Anglików i Francuzów
dzieliła głęboka nieufność. Nie szczędzono sobie po-
mówień: Anglik był chciwy, Francuz obłudny; Anglik
był szczurem, Francuz zającem lub na odwrót. Jedni
drugim odmawiali poczucia honoru i godności. Od-
grzewano resentymenty sięgające wojny stuletniej, prze-
ścigano się w kalumniach.
Wilhelma II mogło to tylko cieszyć. Anglię znał
nieźle, królowa Wiktoria (zmarła w 1901 r.) była wszak
jego babką. Jej syna i następcy Edwarda VII nigdy
wprawdzie nie lubił, ale nie sądził przecież, aby z jego
znanej, irytującej słabości do Francji cokolwiek w po-
lityce mogło wyniknąć (F. Mitterrand). Pomiędzy Pa-
ryżem a Londynem będzie więc tak, jak jest, czyli -
z punktu widzenia Niemiec - dobrze.
Cesarz byłby może zaskoczony opinią, że do en-
tente cordiale przyczynił się on sam i to w niemałym
stopniu (J. Pajewski, F. Fischer), że od pewnego już
198

czasu popychał Anglików w ramiona Francji i przy
gotował grunt pod paryską wizytę Edwarda VII (190C
nie gorzej może niż francuski minister spraw zagrc
tucznych Theophile Delcasse, który - podobnie ja
król angielski - umiał przełamać lody.
O co zatem chodziło? Co mogło skłonić Anglikó\
do porzucenia splendid isolation i układu z Francją
Francuzi wszak mieli z Niemcami stare porachunki
i nie zapomnieli o Alzacji (choć jeszcze Bismarck bai
dzo na to "zapomnienie" liczył). Ale Anglicy? Odpc
wiedz - dla uproszczenia - można zawrzeć w kilki
zdaniach. Chodziło o kolonie, o angielską dominacj
w świecie, o przewagę na morzach. Wszystko zaś inn
- to pochodne, sprawy niższego rzędu, incydenty.

Obsesje niemieckiego cesarza

Dziwne, jak mało Wilhelm II zważał na preferencja
Anglików i ich dobrze znane alergie. Ile popełnił błę
dów i jakich dopuścił się niezgrabności: nieszczęśni
depesza krugerowska, niefortunne, buńczuczne wy
powiedzi, żądza kolonii, której nie umiał ukryć, i spę
dzająca sen z powiek "obsesja kilometrów kwadrato
wych" (bo tyle ich ma na świecie niewielka Anglia
a tak mało o wiele większe od niej Niemcy).

W 1888 roku, gdy obejmował rządy, tonaż angiel
skiej floty wojennej wynosił 756 tyś. ton (by w 1913 r
wzrosnąć do 2029 tyś. ton), a niemieckiej 174 tyś. ton
i był ponad czterokrotnie mniejszy (K. Helffeńch). Tym
czasem w 1898 roku parlament Rzeszy uchwalił sze
ścioletni program rozbudowy floty i wyasygnował nc
ten cel olbrzymie środki. Utworzono Niemiecki Zwią
zek Floty (Deutscher Flottenverein), liczący niebawem
milion członków i zyskano dlań poparcie magnatów
niemieckiego przemysłu, Kruppa i Stumma. Potem był
wojowniczy admirał Alfred von Tirpitz/ który wystą-
pił z "koncepcją ryzyka" (Risiko-Gedanke), mającą dać
do zrozumienia Anglikom, że gdyby zdecydowali się
zaatakować Niemcy, musieliby, mimo przewagi na
morzach, liczyć się z ryzykiem. Wszystko zaś bez oglą-
dania się na konsekwencje i przy rażącym braku taktu.

Angielskie alergie

Reakcje po drugiej stronie kanału La Manche nie-
trudno było przewidzieć. Anglia miała stare zasady:
jej flota musi być silniejsza od dwóch flot po niej na-
stępujących razem wziętych (Two Powers Standard). Tyl-
ko wtedy bowiem mogła nie tylko skutecznie strzec
swych kolonii, ale i bezpieczeństwa wyspy. Na flotę
nie szczędziła więc środków; od 1906 roku wodowała
już okręty nowego typu, "dreadnoughty" (czyli nie
bój się niczego), "na jeden kil odpowiadała dwoma",
na każdy jeden niemiecki okręt, dwoma angielskimi.
Przewagi więc nie traciła, choć jej utrzymanie koszto-
wało coraz więcej.
Innym problemem we wzajemnych stosunkach by-
ła Turcja, a raczej związane z nią koleje. W 1888 roku
do Stambułu dotarł pierwszy pociąg z Wiednia. Niem-
cy - coraz mocniejsi w Turcji - otrzymali koncesję
na budowę linii kolejowej z Izmitu do Ankary,
z ewentualnym jej przedłużeniem do Bagdadu, a na-
wet Basry nad Zatoką Perską (J. Pajewski). Stamtąd -
i to lądem - do Indii było już niedaleko. Sama więc
wyobraźnia podsuwała dziennikarzom angielskim ob-
razy żołnierzy niemieckich docierających pociągami
do Basry (jak niegdyś pod Sadowe) i rozpoczynają-
cych długi marsz przez Persję w kierunku "perły ko-
rony brytyjskiej" - Indii. No i jeszcze Wilhelm II ro
pierający się na Bliskim Wschodzie, kokietujący i
prawo i lewo, samozwańczy przyjaciel "300 mln m
zułmanów". Czyż wobec tego bardziej obliczah
i "strawniejsza" niż Niemcy nie była dla Anglii j
"odwieczna rywalka" Francja?

Nieoczekiwana zmiana

W 1903 roku Edwarda VII przybywającego z w
żyta do Paryża witały nieprzyjazne gwizdy. Gdy o<
jeżdżał, żegnały nieśmiałe jeszcze oklaski. Rok późni
(8 kwietnia 1904 r.) Paryż i Londyn zawarły porozu
mienie i ustaliły afrykańskie strefy wpływów. Anglia
miała odtąd wolną rękę w Egipcie, a Francja w Ma
roku. Zaledwie sześć lat po Faszodzie przezwyciężeń
stare kompleksy i urazy, pokonano fobie. Francja w)
chodziła z izolacji. Niemcy dla odmiany zdawały si
w nią popadać.
Wilhelm II był zaskoczony, ale pocieszał się myśl<
że chodzi o dyplomatyczny bleff - jak niegdyś, gdy
Francja znalazła drogę do Petersburga, choć już wted
się pomylił. Postanowił więc to nowe porozumiem
poddać próbie; w 1905 roku udał się do Tangeru i pc
śród zapewnień muzułmanów o przyjaźni, wypowie
dział się za niepodległością Maroka, które Francja
za zgodą Anglii - uzależniała od siebie krok po kroki

Kryzys marokański i Trój porozumienie

Wybuchł "pierwszy kryzys marokański". Ustąpi
nieprzejednany Delcasse, do południowohiszpańskieg(
Algeciras zwołano międzynarodową konferencję i prze;
prawie trzy miesiące (do kwietnia 1906 r.) poszukiwa-
no kompromisu. Ostatecznie po strome Niemiec opo-
wiedziały się jedynie Austro-Węgry, natomiast po stro-
nie Francji wszyscy pozostali uczestnicy konferencji
z Anglią na czele i - co było nie mniejszym zasko-
czeniem - Włochami. Porozumienie zostało przypie-
czętowane. Anglia, choć Niemcy bardzo na to liczyły,
nie zawiodła.
Rok później porozumienie poszerzono o układ An-
glii z Rosją, uzupełniający francuskie sojusze z obu
tymi państwami. Kwestie sporne na obszarze Azji roz-
strzygnięto, wzorując się na entente cordiale: Afgani-
stan południowy uznano za strefę wpływów angiel-
skich, a dużą część Persji - za rosyjską. W ten sposób
naprzeciw Trójprzymierza zbudowanego jeszcze przez
Bismarcka (1882) stanęło Trójporozumienie, zbudowa-
ne przez Francję. Europę przepołowiono. Do wojny
było coraz bliżej.

Azjatyckie kontrasty

Jedna z dziewiętnastowiecznych karykatur przed-
stawia mocarstwa europejskie i Japonię zajęte dziele-
niem "chińskiego placka". Każdy chce wziąć jak naj-
więcej. Japończyk zastanawia się, co wybrać, Marian-
na, symbol III Republiki francuskiej, pozostaje nieco
z tyłu. Anglia, Rosja i Niemcy rozpychają się jeden
przez drugiego. Ich przedstawiciele o marsowych ob-
liczach w ręku mają noże.

Japonia wyrosła na światowe mocarstwo nieocze-
kiwanie. Na drogę modernizacji wstąpiła za rządów
młodego cesarza Mutsuhito, który w 1868 roku obalił
władzę szoguna (tj. wysokiego dowódcy wojskowego)
i rozpoczął okres reform w duchu absolutyzmu oświe-

202

conego (zwany Meidżi). Państwo urządzono według eu-
ropejskich i amerykańskich wzorców. Sprowadzono
ekspertów i fachowców. Budowano fabryki i koleje.
Na imponującą skalę rozwinięto handel. To wtedy właś-
nie powstały znane później firmy: Mitsubisi, Mitsui
czy Sumitomo, zrazu niewielkie przedsiębiorstwa ro-
dzinne, z czasem - potężne koncerny. W 1889 roku
Japonia otrzymała konstytucję (wzorowaną na pru-
skiej) i stała się monarchią parlamentarną - najbar-
dziej europejskim ze wszystkich azjatyckich państw,
"Niemcami Azji".

W przeciwieństwie do Japonii, Chiny z końcem
XIX wieku były w stanie permanentnego rozkładu.
Miały za sobą trzy wyniszczające "wojny opiumowe"
z Anglią oraz koalicją angielsko-francuską (w latach
1839 -1842, 1856 - 1858 i 1859 -1860), musiały przed
Europejczykami otworzyć porty, zalegalizować han-
del opium i wyrazić zgodę na rozmaite, upokarzające
ustępstwa terytorialne (na przykład wydzierżawić Hon-
kong Anglii). W 1894 roku, gdy pomiędzy Chinami
i Japonią wybuchła wojna, "rozdrapywanie Chin"
^Break-up ofChina) przez Europejczyków trwało w naj-
lepsze. Japonia - jak się okazało - nie chciała pozo-
stawać w tyle. Szybko opanowała Morze Żółte, zdobyła
potężnie ufortyfikowany (i broniony działami Krup-
pa) Port Arthur, zajęła Koreę i sforsowała bazę chiń-
skiej marynarki wojennej, port Wejhajwej (E. Kosiarz).

Chiński placek

Z końcem wieku Chiny podzielone były już na stre-
fy, z których rosyjska obejmowała Mongolię i Man-
dżurię, niemiecka ujście Żółtej Rzeki (Huang-ho), bry-
tyjska dorzecze Jangcy, japońska prowincję Fucien,

203

a francuska południe Chin, graniczące z francuskimi
Indochinami. Stany Zjednoczone - największa już
wówczas potęga przemysłowa świata - wciskały się
tu i ówdzie, ale raczej bez większego rezultatu. W tej
sytuacji 6 września 1899 roku wystosowały notę do
wszystkich państw - uczestników chińskiej uczty
(Włoch nie pomijając) - z propozycją wprowadzenie
zasady wolnego handlu, czyli "otwartych drzwi" albo
doktryny Haya (od nazwiska amerykańskiego sekre-
tarza stanu Johna Miltona Haya, autora wspomnianej
noty). Liczono - nie bez racji - że gospodarka ame-
rykańska na tym zyska, a jej udział w światowym
handlu (dotąd nieproporcjonalnie mały) wzrośnie.
Tymczasem Chiny pogrążały się coraz bardziej, sta-
jąc się mozaiką dzierżaw, półkolonii i protektoratów.
Próby reform podjęte przez Kang Ju-weja nie powiod-
ły się i do władzy powróciła regentka Tse-hi i jej do
cna skorumpowana klika.

Powstanie bokserów

W 1899 roku w kontrolowanym przez Niemców
Szantungu wybuchło powstanie ludowe wzniecone
przez tajne związki: Wielkich Mieczy i Wielkiej Pięści.
Od nazwy tego ostatniego powstańcom nadano ironi-
czne miano "bokserów". W 1900 roku "bokserzy" ru-
szyli na Pekin i wtargnąwszy do miasta, zabili posła
niemieckiego, barona von Kettelera.
Wtedy mocarstwa postanowiły interweniować; Ro-
sja i Anglia niezbyt jednak chętnie, natomiast Niemcy
z ogromnym entuzjazmem, narzucając feldmarszałka,
hrabia Alfreda von Waldersee na dowódcę całego
przedsięwzięcia. W czerwcu 1900 roku w Bremerhaven
Wilhelm II żegnał odpływające do Chin wojska. Nie-

204

zły, choć płytki mówca nawoływał do stanowczośći
i zdecydowania ("aby nigdy już żaden Chińczyk nie
odważył się nawet krzywo spojrzeć na Niemca"
i w przystępie retorycznego zapału własnych żołnie
rzy porównał do Hunów, którzy nie okażą litości i ni
będą brać jeńców! Mowa wywarła ogromne wrażenie
nie tyle jednak na Chińczykach, ile na Anglikach i Frań
cuzach, zdumionych jej agresywnym tonem. "Inni su
wereni są o wiele bardziej spokojni" - zauważył an
gielski minister spraw zagranicznych Edward Grey
Niektórzy odkrywali nowe oblicze Wilhelma: nieznoś
ny patos, dziwne secesyjne figury i zły smak.
Tymczasem powstanie bokserów wygasło, zanin
jeszcze "feldmarszałek świata", von Waldersee, zdążył
przybyć na miejsce. Cesarzowa Tse-hi utrzymała się n.a
tronie. "Rozszarpywanie" Chin trwało nadal.

Koniec cesarstwa, początek republiki

Decydujący cios dla starej monarchii przyszedł z po
łudnia. Narodził się tam ruch demokratyczno-repub
likański, któremu przewodził zdolny i charyzmatycz
ny Suń Yat-sen. W 1905 roku utworzył on tzw. Lig<ę
Związkową, a w 1907 roku sformułował jej trzypun
ktowy program (nacjonalizm, władza ludu, dobrobyt
ludu). W 1911 roku, po serii powstań, proklamowane
w Nankinie republikę chińską. W 1912 roku abdyko
wał cesarz, a w kilka dni później na prezydenta "Kwit
nącej Republiki Środka" wybrano gen. Jiian Szy-kaja
który wcześniej zmusił cesarza do ustąpienia, choć miał
go akurat bronić. Jeszcze w tym samym roku powstała
Krajowa Partia Ludowa (Kuomintang) i historia Chin
wkroczyła na nowe tory.




r

XVII
Euroazjatycka Rosja
i azjatycko-europejska Japonia.

Wielkie starcie
Dwie modernizacje, dwa ekspansjonizmy

Trudno powiedzieć/ skąd w Europie wzięła się nie-
chęć do "żółtej rasy" i rozmaite związane z tym fobie.
Pewne jednak, że sięgała ona wysoko, stopni tronów
i można się co najwyżej spierać, czy bardziej ulegał
jej "secesyjny" Wilhelm II czy skryty i neurotyczny
Mikołaj II (F. Hartau, F. Mitterrand, B. Tuchman). Ro-
sja w każdym razie miała z "żółtą rasą" długą, bez-
pośrednią granicę, na wschód się skłaniała i tam lo-
kowała swoje imperialne ambicje.
Jej gospodarka z początkiem XX wieku przeżywała
okres wyraźnego ożywienia. W 1895 roku założono
Bank Rosyjsko-Chiński, w 1898 roku Rosja wydzier-
żawiła od Chin Liaotung (z Port Arthur), dwa lata
wcześniej otrzymała koncesję na chiński odcinek kolei
syberyjskiej, a cały czas myślała o Mandżurii i Korei,
które chciała w ten czy inny sposób uzależnić.
O ile jednak rozumny minister finansów Siergiej
Witte zamierzał pokojowo penetrować Azję, o tyle mi-
nister spraw wewnętrznych Wiaczesław Piehwe wolał
"małą zwycięską wojną", która odda Rosji Koreę i umoc-

206

ni ją na Dalekim Wschodzie. "Odda" to znaczy zab
rżę Japonii, która swe wojska lądowe szkoliła na mo
łę pruską, a marynarkę na angielską - według najle
szych europejskich wzorców.
Car Mikołaj II wierzył, że ryzyko - mimo wsz
stko - jest niewielkie, że Rosja jest potężna, a Japon
nawet po reformach Meidżi słaba. Ta jednak, choć ni
duża, nie miała kompleksów. Zaatakowała najpier
(w lutym 1904 r.) cumujące na redzie Port Arthur jei
nostki rosyjskie, następnie opanowała Morze Żół
i przerzuciła wojsko do Korei. Na lądzie zaś po kill
drobniejszych zwycięstwach wtargnęła do Mandżur
opanowała Talien (rosyjskie: Dalnij) i pod Liaojangiei
na przełomie sierpnia i września 1904 roku pokona
wojska rosyjskie gen. Aleksieja Kuropatkina. Potei
było jeszcze jedno japońskie zwycięstwo pod Mukd<
nem i sukces największy: zdobycie l stycznia 1905 n
ku Port Arthur po jedenastomiesięcznym, ciężkim ol
leżeniu.

Najgorsze jednak miało dla Rosji dopiero nadejśi
Z Bałtyku wyruszyła wielka rosyjska flota, która p
siedmiomiesięcznej podróży, wyczerpana, dotarł
w marcu 1905 roku do Cieśniny Koreańskiej, gdzi
(niedaleko wyspy Cuszima) czekała już na nią potężn
flota japońska admirała Togo. Bitwa była nierówne
przewaga techniczna Japonii była ogromna. Rosyjski
jednostki, o wiele wolniejsze od japońskich, szły n
dno jedna za drugą. Zginął, ranny już na początki
bitwy, dowodzący wyprawą admirał Zinowij Rózdze
stwienski.

Na wpół azjatycka Rosja skompromitowała się m
całej linii. Na wpół europejska Japonia była górą.




Rewolucja w Rosji

Pokój w Portsmouth, zawarty kilka miesięcy póź-
niej, potwierdził w zasadzie zdobycze Japonii. Rosja,
ogarnięta niepokojami wewnętrznymi, przeżywała cięż-
kie chwile. Już od grudnia 1904 roku zbierano podpisy
pod petycją do cara. Domagano się w niej równości
wobec prawa, ośmiogodzinnego dnia pracy, ziemi dla
chłopów i amnestii dla więźniów politycznych. W sty-
czniu 1905 roku tłum odświętnie ubranych demon-
strantów, robotników i chłopów, ruszył w stronę pałacu
cesarskiego, by petycję złożyć na ręce cara. Śpiewano
nabożne pieśni, niesiono sztandary i portrety Mikoła-
ja. Na czele stutysięcznego pochodu kroczył niedawny
tajny współpracownik policji, jedna z bardziej zagad-
kowych postaci w historii Rosji, pop Gieorgij Gapon
ubrany w szaty liturgiczne. Pochód zatrzymały salwy.

Ponad stu jego uczestników padło.
W połowie roku liczba strajkujących sięgała już pół
miliona. Rewolucja ogarniała wsie i miasta. Strajko-
wali drukarze, kolejarze, robotnicy fabryczni, urzędnicy,
nauczyciele, aktorzy, a nawet ekspedienci sklepowi.
W październiku 1905 roku car ugiął się pod tą presją;
zapowiedział nadanie "niewzruszonych swobód oby-
watelskich", przyrzekł zwołać parlament (Dumę) i po-
wołał pierwszego szefa rządu w historii Rosji - zna-
nego nam już Siergieja Wittego.
Tymczasem w grudniu było jeszcze gorzej: zbun-
towały się garnizony wojsk lądowych i załogi okrętów
wojennych. Niespokojnie było w Kronsztadzie, Wła-
dywostoku i Sewastopolu. Wieś była podminowana.
W Moskwie przez dziesięć dni trwały uliczne walki.
Nowy rok przyniósł uspokojenie. Ukazały się de-
krety o reorganizacji państwa, kurialna ordynacja wy-
borcza, a także rozmaite ustawy sugerujące, że ustrój

208

Rosji nabiera charakteru konstytucyjnego (choć słowa
"konstytucja" starannie właśnie unikano). Wiele
wprawdzie miało się zmienić, ale jedno - i to naj-
ważniejsze! - pozostać niezmienne: "Do cesarza
Wszechrosji należy władza samowładna". W tym jed-
nym punkcie, nawet w obietnicach, nikt w Rosji nie
mógł mieć złudzeń (L. Bazylow).

Pierwsza Duma (1906) była raczej karykaturą par-
lamentu i nie podjęła żadnej pracy ustawodawczej,
Posłów było około 500; najwięcej "kadetów" (przed-
stawicieli rozmaitych ugrupowań liberalnych), spore
włościan, na których carat bardzo liczył; dużo, bardzc
dużo polityków niewyrobionych, niezdolnych do kom
promisu, atakujących chaotycznie wszystko i wszyst
kich. Z tego względu żywot pierwszej Dumy był bar
dzo krótki. Nowa zaś, druga, miała się zebrać dopiero
w przyszłym roku. Car miał więc czas, aby umocnił
kruszejące podstawy władzy, ukrócić terroryzm i opa
nować rewolucyjne żywioły. Nowym premierem zo
stał ambitny Piotr Stołypin, który sam omal nie zginą
w zamachu terrorystycznym. Przystąpiono do kontr
akcji i już niebawem szubienicę zaczęto nazywać "kra
watem Stołypina" - żeby nie było wątpliwości, że po
lityka będzie odtąd stanowcza.

Mimo to - z punktu widzenia caratu - druga Du
ma była niewiele lepsza od pierwszej. Duże bowier
wpływy znów mieli "kadeci", niemałe radykalni sc
cjaldemokraci i "trudowicy" (jak coraz powszechni!
nazywano włościan). Znów ostro atakowano rząd, ktc
ry ustami Stołypina grzmiał, że nie da się zastraszy
(nie zapuga]etie\} i znów carat uznał, że nie pozostał
mu nic innego, jak parlament rozwiązać. Jednocześni
ogłoszono zmianę ordynacji wyborczej i wybory d
trzeciej Dumy (1907 - 1912), która - jak łatwo zgac
nać - była już we wszystkim posłuszna i żadnej ro
nie odegrała. Rewolucja dobiegła końca. Carat, choć
osłabiony, jeszcze tym razem przetrwał.

Odrodzenie w upadku ',

O jego kondycji w okresie poprzedzającym wy-
buch I wojny światowej napisano bardzo dużo. Go-
spodarka - jeśli wziąć pod uwagę wskaźniki - biła
wszelkie rekordy: pomiędzy 1890 a 1900 rokiem pro-
dukcja surówki żelaza wzrosła o 216%, wydobycie ro-
py naftowej o 449%, a długość linii kolejowych o 71%
(L. Pasvolsky, H.G. Moulton, R. Pipes). W 1914 roku
wartość produkcji przemysłowej w Rosji przekroczyła
5,7 mld rubli, co dawało jej imponujące piąte miejsce
w świecie.

Obok tego jednak był całkiem inny świat: "patriar-
chalny absolutyzm" (R. Pipes) i coraz bardziej deka-
dencki dwór. Neurotyczna cesarzowa Aleksandra Fio-
dorowna (z dynastii heskiej), chory na hemofilię na-
stępca tronu Aleksy i zamknięty w sobie, pełen
najgorszych przeczuć Mikołaj II, a także wpływowa
dama dworu Wyrubowa i charyzmatyczny, zagadko-
wy chłop Grigorij Rasputin, w którego obecności ca-
rewicz wyraźnie zdrowiał. Znękanej nieszczęściem
Aleksandrze nic więcej nie było trzeba. Rasputina uz-
nała za "Bożego człowieka", proroka i cudotwórcę.
Na jego alkoholowe i seksualne libacje przymykała
oczy. Nie protestowała nawet, gdy z czasem zaczął
on wpływać na nominacje wyższych urzędników i mi-
nistrów. Wdzięczna za ulgę, jaką przynosił Aleksemu,
darowała wszystko.

Są historycy (francuscy zwłaszcza), którzy pozo-
stają pod urokiem Romanowów i pod wieloma wzglę-
dami stawiają ich ponad wszystkie inne dynastie

210

(F. Mitterrand). Inni - o wiele liczniejsi - do zachwy-
tów nie znajdują powodów. W ostatnich Romanowach
widzą raczej smutny symbol rozkładu samodzierża-
wia (R. Pipes, W. Serczyk) i schyłku starej, feudalnej,
"niereformowalnej" potęgi (L. Bazylow).

XVIII
Ku wojnie

Rozmaicie o przyczynach

"Panuje dziś moda na wymyślanie głębokich przy-
czyn wielkich wydarzeń. A może wojna, która wybu-
chła w 1914 r., nie miała głębokich przyczyn [...]. W lip-
cu 1914 r. sprawy potoczyły się źle. Jedyne bezpieczne
wyjaśnienie brzmi, że rzeczy się dzieją, ponieważ się
dzieją" (J.P. Taylor).

O przyczynach wojen można - jak widać - pi-
sać różnie. Można wskazywać na ich odległe chro-
nologiczne i merytoryczne przesłanki (J. Pajewski)
i można je zanegować w ogóle. Dzieje się dzieją, bo
taka jest ich istota. Nie ma istotnych antecedencji, splo-
tów wydarzeń, nieuchronnych ciągów logicznych ani
oczywistych następstw. Jest jak w życiu; są dni po-
godne, szare i tragedie, w których giną ludzie (P. Ken-
nedy). Zawsze jednak istnieje jakiś punkt krytyczny
wydarzeń, jakieś warunki, zbiegi okoliczności, przy-
padki i kulminacje. I zawsze dopóki beczka prochu
jest zamknięta, iskry nie są groźne (N. Davies). Istot-
nie, przynajmniej w tym jednym punkcie spierać się
nie ma o co.

212

Co innego jednak, gdy poszukujemy przyczyn, gd)
rozważamy wypadki, które wojnę przybliżyły, spo
wodowały lub złożyły się na ów "splot okoliczności"
Wtedy sporna bywa ich ranga i hierarchia, kaliber i re
perkusje. Czy bowiem na czoło wysunąć kryzys roki
1908, czy kryzysy marokańskie (z 1906 i 1911 r.)/ cz)
może dopiero dwie wojny bałkańskie, które zaognił)
stosunki na półwyspie i sprawiły, że zamach w Sara
jewie był tak brzemienny w skutki? Jak niektóre wy
darzenia "zważyć", jak je opisać i ocenić?

W 1908 roku Austro-Węgry dokonały aneksji Bośn
i Hercegowiny, dwóch prowincji, które okupowały oc
kongresu berlińskiego. Akcja - co dla nikogo nie by
ło tajemnicą - miała ostrze antyserbskie. Austriack
szef sztabu generalnego Franz Conrad von Hótzendor
mówił o preludium do całkowitego zniszczenia "serb
skiego gniazda rewolucji", a minister spraw zagrani
cznych Austro-Węgier Alyos Lexa von Aehrenthal -
o osłabieniu Serbii i uzależnieniu jej od Austrii (J. Pa
jewski). Chodziło o to, że za Serbią stała Rosja, ż(
wieko beczki z prochem uchylono, choć za chwilę ne
powrót je zatrzaśnięto.

W 1911 roku wybuchł drugi kryzys marokański
Zaczęło się od rewolty Marokańczyków przeciwko suł
tanowi Mulaj Hafidowi, skończyło na interwencji Fran-
cuzów w obronie mieszkających tam Europejczyków
i na francuskim protektoracie. Niemcy - jak należałc
się spodziewać - protestowali; do portu w Agadirze
wpłynęła niemiecka kanonierka "Pantera" (co od razu
nazwano "skokiem pantery do Agadiru"). Napięcie
znowu wzrosło, a następnie opadło: Niemcy bowiem
dały Francji wolną rękę w Maroku, otrzymując w za-
mian koncesje gospodarcze w tym kraju i część fran-
cuskiego Konga ("trochę błota" - jak to ujął ówczes-
ny francuski premier Joseph Caillaux).

Scenariusze zaczęły się powtarzać - z wielkich
chmur padały niewielkie deszcze. Czyż zatem nie miał
racji Norman Angello, że wojna jest "wielką iluzją"
(jak zatytułował swoją głośną książkę z 1910 r.), byłaby
bowiem samobójstwem, zbiorowym bankructwem
i niewyobrażalnym chaosem, a tego nikt przecież nie
chce. Nerwowym radził więc wziąć tabletkę uspoka-
jającą, gdyż - tłumaczył - kryzysy to jeszcze nie woj-
na, a wojna, na szczęście, to już nie przyszłość, lecz
przeszłość Europy i można spać spokojnie.

Były i głosy odmienne: że wojna jest "konieczno-
ścią biologiczną" i - jak wywodził niemiecki sztabo-
wiec gen. Bemhardi - pozostaje nadal wyzwaniem
narodów i pokoleń. Radził więc przygotować się do
niej jak najlepiej, gdyż "konieczności" się nie uniknie,

należy natomiast stawić jej czoło.

Opinie - jak widać - były różne, ale moda na
proroctwa i przepowiednie powszechna na wschodzie
i zachodzie Europy. Modny był więc Nostradamus
i św. Malachiasz, modne motywy apokaliptyczne: pę-
dzące konie, ślepi jeźdźcy, ekspresyjne wizje zagłady
i nadchodzącego kresu, modne wreszcie nastroje de-
kadencji i schyłku.

W 1913 roku (15 kwietnia) zatonął największy sta-
tek parowy na świecie, liniowiec brytyjski "Titanik"
- duma ówczesnej myśli technicznej. Siły natury -
żywioł morski i góra lodowa - okazały się potężniej-
sze. Zginęło ponad półtora tysiąca osób. Wrażenie by-
ło wstrząsające.
W tym samym roku, 29 maja, w Theatre des Champs-
-Ełysees odbyła się światowa prapremiera Święta wiosny
Igora Strawińskiego. Słynny balet kończy scena śmierd
w kręgu tętniącego życia. Szokowało wszystko: ekspre-
syjna muzyka, opętańczy taniec, bezceremonialne łama-
nie artystycznych konwencji, a także aura dekadencji,

214

homoseksualizmu i wyuzdania otaczająca rosyjski ba-
let (M. Eksteins). Wśród publiczności wybuchały bi-
jatyki. Przedstawieniu towarzyszył skandal.

Kocioł bałkański

Już wcześniej, w 1912 roku, wieko beczki z pro-
chem znowu uchylono. Bułgaria sprzymierzyła się
z Serbią/ do koalicji wciągnięto Grecję i Czarnogórę.
Powstało antytureckie czwórprzymierze. Wybuchła
pierwsza wojna bałkańska. Turcja została pokonana.
W Londynie w 1913 roku zawarto pokój.

Z pokoju tego najbardziej zadowolona była Rosja,
która stała u kolebki przymierza bułgarsko-serbskiego
(J. Pajewski). Bułgaria natomiast zadowolona była
o wiele mniej, czuła się bowiem pokrzywdzona w Ma-
cedonii i to nie przez Turcję, lecz przez swych nie-
dawnych sojuszników: Serbów i Greków, którzy - jej
zdaniem - wzięli nieproporcjonalnie dużo. Upomniała
się więc o nowy podział i wywołała nową wojnę. Te-
raz jednak przeciwko sobie miała nie tylko Serbów
i Greków, ale także Turcję i Rumunię, zgłaszającą pre-
tensje do południowej Dobrudży. Izolowana i walczą-
ca na kilku frontach, w 1913 roku poprosiła o pokój.
Zamieszanie było niewyobrażalne. Dwóch było po-
konanych w tej wojnie: Bułgańa i Turcja, jeden niewąt-
pliwy zwycięzca - Serbia. Za Serbią stała Rosja, nit
do końca rezygnująca ze swych wpływów w Bułgarii
Za Bułgarią - dla ratowania równowagi - Nieme)
i Austro-Węgry, biorące teraz w obronę Turcję. Chcąc
zagrodzić Serbii drogę do Adriatyku, w 1913 roku utwo-
rzono Albanię (formalnie "niepodległą" pod opieką mo
carstw). Serbia jednak nie rezygnowała i pewna popar
da Rosji przeszła do polityki "wielkoserbskiej" (czyrr

zasłużyła sobie na miano jugosłowiańskiego Piemontu).
Austro-Węgry, które Jugosłowian miały we własnych
granicach, przyglądały się temu z rosnącym niepokojem.
"Serbskie gniazdo" irytowało. Serbskie ambicje godziły
w całość wielonarodowościowej monarchii.

Bohaterowie finałowej sceny

Minister spraw zagranicznych Austro-Węgier Leo-
pold Berchtold, kanclerz Niemiec Theobald Bethmann-
-Hollweg i minister spraw zagranicznych Anglii Edward
Grey - to ludzie, którzy z decyzją o przystąpieniu do
wojny kojarzeni są bezpośrednio, a nawet osobiście. Dla
jednych byli to sprawcy wydarzeń, dla innych raczej ich
ofiary, dla większość jednak - choć w różnym stopniu
- politycy pozbawieni wyobraźni, nie ogarniający skali
spraw i nie przewidujący ich reperkusji.

Leopold Berchtold, grand-seigneur i dyplomata, decy-
zję o ultimatum wobec Serbii podjął powodowany znaną
antyserbską alergią. Kulturalnie czuł się silnie związany
z Francją (H. Hantsch). Do mocarstw zachodnich nie ży-
wił żadnych ujemnych uczuć. Nad Tamizą bywał wie-
lokrotnie. Czy zdawał sobie sprawę, że nieszczęsnym ul-
timatum inicjuje wielką wojnę - można wątpić.

Theobald Bethmann-Hollweg - "rozumny i ostroż-
ny" - mógł właściwie uchodzić za anglofila
(J. Pajewski). Syna miał na stypendium Rhodesa
w Oksfordzie, popołudniami pijał herbatę, a za dewi-
zę przyjął podobno hasło: "Światowe mocarstwo, ale
żadnej wojny" (Weltmacht und kein Krieg). Czy jednak
wobec ekspansji generałów w polityce wystarczało
mu siły woli i charakteru - można wątpić.

Sir Edwarda Grey'a G.B Shaw nazwał kiedyś "ty-
powym brytyjskim junkrem", a N. Davies przypomniał

216

ostatnio/ że podczas wojny 1870 roku ojciec późnię
szego ministra sympatyzował z Niemcami, a nie z Frar
cuzami. Czy jednak Grey walczący z parlamentem zdc
wał sobie sprawę z nadciągającego kataklizmu - znó\
wątpliwe.

Gavrilo Princip był skromnym serbskim studer
tem, poddanym Habsburgów, dla jednych zbrodnie
rzem, dla innych jugosłowiańskim patńotą i bohate
rem (V. Dedijer). Dla potomnych był sprawcą bodt
najsłynniejszego w dziejach morderstwa, a na pewno
morderstwa o nieporównywalnych skutkach. To Prin
cip zapalił lont pod beczką wypełnioną prochem. Cz
jednak świadomie - na pewno nie.

Najsłynniejsze morderstwo

\

Arcyksiążę Franciszek Ferdynand i Zofia Chotel
jego morganatyczna małżonka, mimo przestróg uda
wali się na manewry do Bośni. Teren był niebezpie
czny, upały nieznośne, w salonce, którą podróżował
zapaliła się oś. Zofia była pełna najgorszych przeczuć
a Franciszek - choć z wyjazdu nie zrezygnował - o<
dawna już je podzielał.
W Sarajewie 28 czerwca 1914 roku na arcyksiążęc
parę rzucono najpierw bombę, która raniła jednego z ofi
cerów, ale większych szkód nie wyrządziła. Nawet wted
jednak nie przerwano wizyty i nie zaostrzono środkóv
ostrożności. Niedługo potem, korzystając z zamieszanii
gdy kierowca wiozący Ferdynanda i Zofię pomylił drog<
strzały - tym razem celne - oddał Gavrilo Princip.Zgi
nęli oboje, choć Princip zeznawał później, że strzelał n
oślep i Zofii - matki dzieciom - nie chciał zabić.
Czy Princip był bezwolnym narzędziem? Wielu w ti
wierzyło. Niemal natychmiast pojawiły się rozmaił

fantastyczne wersje, wskazujące na faktycznych inspi-
ratorów tego zamachu i objęły zarówno brytyjski In-
telligence Service, jak i Żydów, masonów, ludzi blisko
związanych z Wilhelmem II, a nawet policję austriac-
ką (która chciała jakoby sfingować zamach, być może
nawet za wiedzą samego Franciszka Ferdynanda, nie
przewidziała jednak, że wśród tłumu znajdą się praw-
dziwi zamachowcy).

Wojna

Oficjalnie winą za mord obarczono Belgrad i 23 lip-
ca rząd Austro-Węgier wręczył Serbii słynne ultima-
tum. Dalej wypadki potoczyły się już błyskawicznie:

Serbia, pewna poparcia Rosji, odrzuciła ultimatum,
a Austria, pewna poparcia Niemiec, wypowiedziała
jej wojnę. W rezultacie 30 lipca Austro-Węgry i Rosja
ogłosiły mobilizację powszechną, 31 lipca Niemcy wy-
słały ultimatum do Rosji, 3 sierpnia Rzesza znalazła
się w stanie wojny z Francją, a 4 sierpnia wojnę Niem-
com wypowiedziała Anglia.

Na wieść o wojnie ludzi na ulicach, bo może nieko-
niecznie w domach, ogarnął entuzjazm. Coś się miało
zmienić, ale dokładnie nie wiedziano co. Na coś liczono,
ale dokładnie nie wiedziano na co. Z czegoś się cieszono,
ale dokładnie nie wiedziano z czego - jednakowo w Pa-
ryżu, Berlinie, Moskwie, Londynie i Wiedniu, w setkach,
tysiącach dużych i małych miast. Europa oszalała.

Piewca przedwojennego świata, stary arystokrata
Alfons CIary-AIdringen napisał, że wtedy właśnie po-
pełniła samobójstwo. Historyk naszych dni, Norman
Davies, że uległa samozagładzie. "Wyniosła wieża"
runęła, a wraz z nią w przeszłość odszedł długi wiek
dziewiętnasty.


Podsumowanie

Wiek XIX objawia znaną historykom właściwość
im bardziej się oddala, tym bardziej dostojnieje i na
biera majestatu. Na plan pierwszy wysuwają się jeg(
jaśniejsze strony, na plan coraz odleglejszy schodź.
ciemniejsze. Z jednej strony - to prawo czasu, z dru
giej - prawo kontrastu. Im surowiej bowiem ocenia
my wiek XX, tym łagodniej wiek XIX. Im bardzie
przeraża nas pierwszy, tym bardziej pociąga drug:

A potem już oceny obu układają się w charakterysty
czne pary; pochodowi wolności w XIX wieku towa
rzyszy jej odwrót w wieku XX; kultowi indywidualizm
- dyktatura kolektywizmu, liberalizmowi - oblicz
totalitaryzmu, a elitaryzmowi nie tyle egalitaryzm, ii
populizm i demagogia. Dochodzą do tego odmienn
style polityki, intelektualne mody, konwenanse i kor
wencje, rozmaite formy zewnętrzne - stosunków
mało wyszukane w XX wieku i wyrafinowane w wi(
ku XIX; jakby wiek następny był antytezą poprzedni
go i układał się na zasadzie przeciwieństw.

Tak to w każdym razie postrzegali ludzie żyjąc
w obu epokach, pisząc o rzeczach dużych i małyd
o obyczajach (nie tylko w polityce), które w XIX wiek

bardziej przypominały czasy Ludwika XIV niż Hitlera,
i o urodzie kobiet, które w XX wieku przestały być
urodziwe (M. Rosco-Bogdanowicz, A. CIary-AIdringen).

Z drugiej strony faktyczna czy pozorna odwrot-
ność wielu zjawisk świadczyła nie tyle o odległości
pomiędzy stuleciami, ile właśnie o ich bliskości;

o związku na podobieństwo negatywu z pozytywem
i o lepiej lub słabiej uświadamianej obecności jednego
w drugim. Nacjonalizm bowiem zrodził się pod ko-
niec wieku XIX, rasizm i antysemityzm - również.
Masowa produkcja i kultura rozwinęły się w XX wieku,
ale narodziły w wieku XIX, podobnie jak niemal wszy-
stkie podstawowe nurty ideowe, wiele prądów arty-
stycznych i wiele zjawisk życia społecznego obserwo-
wanych jeszcze dzisiaj.

Wprawdzie wielką politykę uprawiano jeszcze
w gabinetach, ale mniejszą już na ulicach i wiecach.
Wprawdzie na co dzień zajmowały się nią jednostki,
ale w rewolucjach uczestniczyły już masy. Beethovena
słuchali raczej wybrani, ale Straussa i Lannera już
wszyscy. Karetami, a później samochodami jeździli
jeszcze nieliczni, ale pociągami i tramwajami mógł już
jeździć niemal każdy. I coraz więcej ludzi sięgało po
czasopisma i gazety, oddawało się lekturze modnych
powieści, z zachwytem oglądało ruchome obrazy.
I w tym właśnie sensie wiek XIX był "wstępem do
współczesności" (G. Barraciough), choć ta "prolego-
mena" oznaczała później zarówno kontynuację, jak
i zaprzeczenie.

Oczywiście żadne stulecie nie jest na tyle jedno-
rodne, aby można je było zamknąć w kilkuzdaniowej
charakterystyce. Wiek XX inne miał oblicze w pierw-
szej jego połowie, a inne u schyłku. Bardziej może
dziewiętnastowieczne za Clintona niż za Hitlera. Z cza-
sem coraz łagodniejsze, nacechowane powrotem do

220

liberalizmu i jego dobrze znaną społeczną ewolucją.
Z wiekiem XIX było podobnie. Mniej więcej do Wios-
ny Ludów był on jeszcze w niektórych dziedzinach
osiemnastowieczny, oświeceniowy, rokokowy i na-
znaczony - zakłóconą nieco - "słodyczą życia
uprzywilejowanych" (E. Rostworowski). Potem jed-
nak zaczął się gwałtownie zmieniać, municypalizo-
wać, urbanizować, industrializować i demokratyzo-
wać, by u schyłku o wiele bardziej już przypominać
stulecie następne niż poprzednie.

Czym wiek XIX wyróżnił się wśród innych stuleci?
Oznaczał przede wszystkim gwałtowny wzrost pro-
dukcji materialnej i wspaniałe osiągnięcia myśli ludzkiej;

kaskadę wynalazków, do których zdążano świadomie
(a nie - jak w stuleciach wcześniejszych - zdając się
często na przypadek), gwałtowny rozwój handlu, obej-
mującego już niemal cały glob i dzięki mechanizacji
pracy nieporównywalny wzrost jej wydajności. Ozna-
czał również bezprecedensowy skok demograficzny,
ekspansję rozrastających się miast i ich kultury, wzmo-
żoną migrację - także międzykontynentalną - oraz
powstanie klasy robotniczej i ostateczny triumf kapi-
talizmu.

Z dawnego feudalnego ustroju pozostały tylko re-
likty. Zniesiono niewolnictwo. Wielkie zwycięstwo od-
niosły idee amerykańskiej wojny o niepodległość i fran-
cuskiej Deklaracji praw człowieka i obywatela. Nastąpiło
zjednoczenie Niemiec i Włoch. Umocniła się i okrzepła
republika we Francji. Kilka narodów uzyskało własne
państwo (Bułgarzy, Albańczycy, Norwegowie, Belgo
wie, Serbowie). Wolność stała się udziałem niemal ca
tej Ameryki Łacińskiej. Wykształciły się nowoczesn<
narody, które do państwowego bytu dojdą już w wie
ku następnym. Zeuropeizowała się Japonia.

Na firmamencie pojawiła się nowa potęga - Sta-
ny Zjednoczone Ameryki Północnej. Dzisiaj u schyłku
XX wieku ich dominacja jest bezsporna, Ameryka wy-
wiera tak olbrzymi i różnorodny wpływ na inne pań-
stwa, że mówi się - nie bez pewnej racji - o ame-
rykanizacji świata. W XIX wieku - nie mniej, a może
raczej bardziej słusznie - należałoby mówić o jego
europeizacji, o cywilizacyjnej, politycznej, gospodar-
czej, a nawet moralnej pozycji Europy, przewyższają-
cej chyba obecną pozycję jedynego już na globie su-
permocarstwa.

Dla piszącego te słowa jest to w każdym razie naj-
ważniejsze znamię XIX wieku - długiej, ale i pięknej
epoki.

Indeks nazwisk

Aehrenthal Lexa Alyos 213

Agustin I Iturbide 156

Albert, ks. sasko-koburski 106,

144

Aidringen dary Alfons 218,220
Aleksander I 43, 45, 50, 52, 58,

59,62,64-66,86,91, 92,94
Aleksander II 101
Aleksander Macedoński 38
Aleksandra Fiodorowna (Alicja

heska) 210
Aleksy Romanów 210
Alvensleben Gustav 144
Andics Hellmut 126
Angello Norman 214
Arakczejew Aleksy 92, 93, 96
Arkwright Richard 76
Armellini Carlo 134
Arnold Edward 82
Askenazy Szymon 47
Aubert Roger 133

Babeuf Francois 167
Badeni Kazimierz 189
Balzac Honore de 90
Barradough Geoffrey 220
Barras Pauł 32, 35
Barruel 80
Bartok Bela 175

Baszkiewicz Jan 22, 24, 36, 3'

88

Battenberg Aleksander 189
Bazaine Achille 150
Bazylow Ludwik 40, 75, 209, 21
Beethoven Ludwig van 70, 8

220

Beli Alexander 170
Benckendorff Aleksander 95,(
Benedek Ludwig von 146
Benedetti Yincent 149
Bentham Jeremy 83
Berchtold Leopold 216
Bergeron Louis 44
Berlin Isaiah 167
Berlioz Hector 85
Bernadotte Jean 63, 86
Bernhardi Friedrich 214
Bestużew Aleksandr 93, 94
Bethmann-HoUweg Theobald 2
Beust Friedrich 147
Bieberstein Marschall Christo]

188

Biedermeier Gottiieb 70
Bielinski Wissarion 97
Bieżuńska-Małowist I. 121
Bismarck Otto von 74, 142,14

145 -147,149 -151,179, U

185 - 187,189 -192,199, 2

Blucher Gebhard 55
Bolivar Simón 153, 154
Bonaparte Józef 48
Bonaparte Lucjan 35
Bonaparte Ludwik Napoleon

zob. Napoleon III
Bonaparte Napoleon zob. Napo-
leon I

Booth John 125

Borejsza Jerzy 132

Borodin Aleksandr 175

Boulanger George 182

Buber Martin 188

Bulow Bernhard von 190

Burkę Edmund 80

Burkę James 169

Byron George 84

Cabanis Jose 88
Cadoudal Georges 41
Caillaux Joseph 213
Cambaceres Jean-Jacques 39
Canning George 66
Caprivi Leo von 190, 191, 193
Carducci Giosue 132
Carrol Lewis 172
Cartwright Edmund 76
Castlereagh Henry Robert Ste-
wart 58, 59, 64, 86

Cat-Mackiewicz Stanisław zob.
Mackiewicz Stanisław

Cavaignac Louis Eugene 114

Cavour Camillo 129, 135 -139,
143, 148

Cezar Julius 38

Chabot Francois 28

Charmatz Richard 147

Chateaubriand Francois 43, 81,
83

Chlebowczyk Józef 116,184

Chopin Fryderyk 85

Chotek Zofia 217

Chrystian IX 144, 145

Clemenceau Georges 63
Cobbett William 104
Collot d' Herbois Jean 26
Commanger H.S. 127
Conrad Hótzendorf Franz von

213

Conrad-Korzeniowski Józef 172
Corti Egon Caesar 126
Couthon Georges 26
Craig Gordon A. 59, 64

Croce Benedetto 110, 116, 163,
180

Cromwell Oliver 37

Czaadajew Piotr 96

Czajkowski Piotr 175

Czartoryski Adam 58, 62, 64

Czubiński Antoni 181

Danton Georges 24 - 26, 29 - 32
Darwin Charles Robert 167,

168

Davies Jefferson 122
Davies Norman 75,116,162,175,

212, 216, 218
Davout Louis Nicolas 46
Dąbrowski Jan Henryk 47
Dąbrowski Jarosław 150
Dedijer Vladimir 217
Defoe Daniel 13
Delacroix Eugene 85
Delcasse Theophile 199, 201
d'Enghien Louis Antoine 43
Diaz de la Cruz Porfirio 156
Disraeli Benjamin 79, 195
Dostojewski Fiodor 97,171,173
Dreyfus Alfred 182
Dróż J. 57
Droysen Johann Gustaw 142
Ducos Roger 35
Dumas Alexandre 172
Dumouriez Charles 23, 28
Dunant Henri 136
Dvorak Antonin 174

Edward VII 198, 199, 201
Edwards Alistair 82
Eichrodt Ludwig 70
Einstein E. 37
Eksteins Modris 215
Emerson Raiph 56
Engelberg Emst 143, 180, 181
Engelmann Bemt 143
Engels Fryderyk 164

Fejto Francois 11
Ferdynand Bourbon 63
Ferdynand Habsburg 71
Ferdynand Maksymilian 126
Ferdynand sasko-kobursko-go-

tajski 189
Ferry Jules 192
Feuerbach Ludwig 167
Filip Orleański 22, 27, 88
Fischer Fritz 198
Flaubert Gustave 172
Flexner J.T. 118, 120
Fouche Joseph 32, 35
Fourier Charles 104
France Anatole 172
Franciszek I (Franciszek II) 23,

46, 49, 50, 58, 66, 69
Franciszek Ferdynand Habsburg

217

Franciszek Józef 16,126,187,189
Franciszek Karol Habsburg 71
Frantz Constantin 148
Freud Sigmund 172, 188
Freytag Gustaw 142
Fryderyk August I 62
Fryderyk Augustenburg 144
Fryderyk III Habsburg 131
Fryderyk VII 144
Fryderyk Wilhelm IH 46, 66, 72-

-74

Fryderyk Wilhelm IV 74, 142
Fuhirott Johann Kari 168

Garibaldi Giuseppe 129,136 -13
Gentz Friedrich 65
Gibbon Edward 80
Gierowski Józef Antoni 130
Gioberti Yincenzo 132
Grant Ulisses 124, 125
Grevy Jules 182
Grey Edward 205, 216, 217
Grieg Edward 175
Grillparzer Pranz 70
Grodziski Stanisław 71, 188
Grzegorz XVI 132, 133
Goethe Johann Wolfgang 84
Goya Francesco de 85
Guizot Francois 89, 90, 112
Gustaw III 12
Gyulai Franz 136

Haeckel Emst 169

Hafid Mulaj 213

Haller Kar! Ludwig von 80

Hantsch Hugo 216

Hardenberg Kari August 58,5

72

Hargreaves James 76
Hartau Friedrich 61, 206
Hay John Milton 204
Hebert Jacques 29, 30
Hegel George William 167
Helfferich Kari 199
Herre Franz 50, 59, 61
Hitler Adolf 220
Hobbes Thomas 82
Hobsbawn Eric 162
Hofmannsthal Hugon 171
Hugo Victor 83, 84, 172
Humboldt Wilhelm 58, 67
Huxley Thomas 79

Ibsen Henrik 173, 195
Ingres Jean 85
Izabela II 149




Jackson Andrew 122
Jakóbczyk Witold 140
Jan Habsburg 141
Jefferson Thomas 83, 120
Jerzy ffl 12, 106
Jerzy IV 106
Johnson Andrew 125
Johnson Pauł 188
Jókai Mór 188
Józef II Habsburg 11, 71
Józefina Beauhamais de 50
Juan Szy-kaj 205
Juarez Garda Benito 126, 156

Kaczyńska Elżbieta 78
Kafka Franz 188
Kalembka Sławomir 110, 114
Kang Ju-wej 204
Karol IV 49
Karol X 55, 87, 88
Karol XII 11
Karol XIV 63

Karol Albert 133, 134, 137
Katarzyna Romanów 50
Kaunitz Wenzel 61
Kellennann Francois 25
Kennedy Pauł 212
Ketteler Clemens 204
Kieniewicz Stefan 110
Kipling Rudyard 173, 194
Kissinger Henry 59, 60,145,148

Kitchener Horatio Herbert 195,
196

Kolowrat Franz 71

Konstanty Mikołajewicz 94

Kopernik Mikołaj 44

Korusiewicz Leon 124, 125

Korzon Tadeusz 47

Kosiarz Edmund 203

Kosseleck R. 59

Kotzebue August 73

Krasuski Jerzy 142, 179

Krudener Julianna 64

Kruger Paulus 196
Kucharczyk Grzegorz 148
Kucharzewski Jan 95
Kukieł Marian 43
Kula Marcin 155
Kuropatkin Aleksiej 207

La Fayette Mańe Joseph 20, 22 -

- 25, 88

Lanner Joseph 70, 220
Lebrun Charles 39
Le Chapelier Isaac 21
Lefebvre H. 40
Lec Stanisław Jerzy 148
Lee Robert 123, 125
Leon XII 132
Leon XIII 164-166
Leopardi Giacomo 84
Leopold II 23

Leopold Hohenzollern-Sigma-
ringen 149

Lermontow Michaił 84

Lesseps Ferdinand 195

Liebfeid Alfred 114

Liebig Justus 78

Lincoln Abraham 122, 124, 125

Lisie Rouget de 24

Liwiusz 70

Locke John 82

Lovett William 105

Ludd Ned 104

Ludwik XIV 12, 220

Ludwik XVI 17, 20, 22-26, 36,
37, 59, 88

Ludwik XVII 28

Ludwik XVIII 54, 56, 69, 86, 87

Ludwik Filip Orleański 88 - 90,

112, 115
Ludwik Habsburg 71

Łepkowski Tadeusz 155
Łobaczewska Stefania 85
Łojek Jerzy 48

Łysiak Waldemar 44, 48

Mac-Mahon Marie Edme 150,

182

Machiavelli Niccolo 44, 82
Mackiewicz Stanisław (pseud.

Cat) 42, 97, 116
Madach Imre 188
Mahan Alfred Thayer 159
Manier Gustav 171
Maistre Joseph de 80, 81
Maksymilian I Habsburg 156
Malczewski Jacek 188
Malthus Thomas Robert 168
Małowist Marian 121
Manent Pierre 82
Manfred Albert 49, 51
Manin Daniel 133
Marat Jean Pauł 20, 24, 26
Marchand Jean 195, 196
Marconi Guglielmo 170
Maria Antonina 59
Maria Luiza 50, 51, 86
Markov Walter 37
Marks Karol 116, 137, 164, 166-

-168
Mathiez A. 22
Maupassant Guy de 172
May Kar! 173
Mazzini Giuseppe 74, 83, 115,

125, 129,132, 134,137-139
Mączak Antoni 78
McKinIey William 158
Mendelssohn-Bartholdy Felix 85
Mettemich Klemens 50, 51, 54,

55, 58-60, 64-67, 69-71,

73, 74, 81, 82, 86, 92, 110
Mickiewicz Adam 84
Mienszykow Aleksandr 101
Mikołaj I 67, 94, 99, 101
Mikołaj n 206-208, 210
Mili John Stuart 83
Miłosz Czesław 110

Minichini Luigi 131
Mirabeau Honore de 20, 21
Mitterrand F. 198, 206, 211
Moitke Helmut von 146, 150
Mommsen Wilhelm 179, 180
Monet Ciaude 174
Moniuszko Stanisław 175
Monroe James 126
Montesquieu (Monteskiusz) Cha?

les82

Moreau Jean Victor 42
Morgan John 156
Moulton H.G. 210
Moynier Gustave 136
Mumford Lewis 76
Murat Joachim 53, 63
Murawiow Nikita 94
Musil Robert 171
Musorgski Modest 175
Mutsuhito 202

Nachimow Pawieł 100

Napoleon I 13, 33, 35, 38, 39, 41 -
-43, 45, 47, 49, 50, 52-54
56, 57, 60, 62, 63, 84, 86, 99
102, 131, 135, 140, 182

Napoleon III 114, 126, 136, 137
145, 149, 150

Necker Jacques 16

Nelson Horatio 45

Neruda Jan 188

Ney Michel 55

Nicholson H. 64

Nietzsche Friedrich Wilhelm 171

Nobel Alfred 176

Nowosilcow Nikołaj 92

0'Connel Daniel 108
0'Connor Feargus Edward 10(
Offenbach Jacques 174
Orieaux Jean 55
Orłów 100
Ostrowski Adam 135




Oudinot Nicolas 134
Owen Robert 104

Paderewski Ignacy Jan 175
Paine Thomas 83
Pajewski Janusz 148, 179, 181,
197, 198, 200, 212, 213, 215,
216
Pahnerston Henry 144
Pan Mallet du 20
Pasvolsky L. 210
Paweł I 94
Pedro I 154
Pedro II 155
Pestel Pawieł 95
Petófi Sandor 84
Pierrard Pierre 165, 166
Piesowicz Krzysztof 76, 78
Piotr I 96

Pipes Richard 210, 211

Pitt William 42

Pius VII 44, 65

Pius VIII 132

Pius IX 133, 134,139, 165

Pius XI 166

Platt OrviUe 160

Piehwe Wiaczesław 206

Pomian Krzysztof 182, 183

Prądzyński Ignacy 46

Prim y Prats Juan 149

Princip Gavrilo 217

Proudhon Pierre 166

Proust Marcel 172

Puccini Giacomo 174

Puszkin Aleksander 84

Radetzky Joseph 134
Radiszczew Aleksandr 93
Rafael 174

Rasputin Grigorij 210
Razumowski Andriej 58
Rhodes Cecii 192, 196
Ricardo David 177

Richet D. 37
Rimski-Korsakow Nikołaj 175
Roberts Geoffrey 82
Robespierre Maximilien 18, 20,
22-24,26,28,30,31,34,35,
42,43
Robespierre Augustyn 39
Rodziński Witold 185

Roosevelt Theodore 158, 161

Rosco-Bogdanowicz Marian 220

Rostand Edmond 172

Rothschild 90, 195

Rousseau Jean Jacques 11, 13

Roux Jacques 27

Rostworowski Emanuel 221

Rożdżestwienski Zinowij 207

Ruffin 123

Rylejew Kondratij 94

Rzepa Krzysztof 180

Saffi Aurelio 134
Saint-Just Louis 27, 29, 32
Saint-Sirnon Ciaude Henry 104,

167
Salustiusz 70
Sand Kari 73
Scherman William 124, 125
Schiele Egon 171
Schiller Friedrich 84
Schnitzler Arthur 171
Schopenhauer Arthur 171
Schubert Franz 85
Schulz Brunon 171
Schumann Robert 85
Schwarzenberg Felix 100, 141
Schwind Moritz 70
Senkowska-Gluck Monika 44
Serczyk Władysław 211
Shaw George Bernard 216
Siedinitzky Joseph 69
Sieyes Emanuel 25, 35, 39, W,

44
Skałkowski Adam 47

Skowronek Andrzej 64
Słowacki Juliusz 84
Smetana Bedrich 174
Smith Adam 82, 167, 177
Soboul Albert 37
Spencer Herbert 169
Stackelberg Gustaw 58
Stanisław August Poniatowski

12

Stein Kar! vom und zum 72
Stephenson George 76
Stevenson Robert Louis 172
Stołypin Piotr 209
Stourzh Gerald 188
Stówę Beecher Harriet 120
Strauss Johann (st.) 70, 220
Strauss Johann (mł.) 174
Strauss Richard 174
Strawiński Igor 214
Strindberg August 173
Suń Yat-sen 185, 205
Suppe Franz 174
Szacki Jerzy 81
Szymanowski Karol 175

Talleyrand Charles Maurice de

20, 32, 35, 50, 54, 58, 59, 80
Tallien Jean 32
Tanty Mieczysław 98
Tarle Eugeniusz 100
Taylor J.P. 212
Thiers Adolphe 166, 182
Thugut Franz 42
Tirpitz Alfred von 200
Tocqueville Alexis 83, 135
Todd R. 122
Toffler Alvin 162
Toffler Heidi 162
Togo Heihachiró 207
Toynbee Arnold J. 8
Treitschke Heinrich 142
Trubecki Siergiej 94
Tse-hi 204, 205

Tuchman Barbara 194, 206
Turgieniew Iwan 97, 173
Turgot Annę Robert 16
Twain Mark 173

Urban Otto 146, 184

Velasquez Diego 85
Verdi Giuseppe 174, 195
Veme Jules 172
Virchow Rudolf 180
Yrchlicki Jaroslav 188

Wagner Richard 174

Wakefieid Edward Gibbon 103

Walewska Maria 47, 50

Waldersee Alfred 204, 205

Walker A. 167

Washington George 118, 120

Wasiutyński J. 44

Watt James 76

Wawrykowa Maria 72

Weider Ben 55

Wellington Arthur 55, 58, 102

Wereszycki Henryk 187

Whitehead A.N. 5

Wiktor Emanuel II 129,134,138,

139

Wiktoria 100, 106, 198
Wilde Oscar 173
Wilhelm I 151
Wilhelm II 190, 192, 196, 198,

199, 201, 204, 206, 218
Wilhelm IV 106

Wilson Woodrow Thomas 158
Winkler Martin 93
Witte Siergiej 206, 208
Wittgenstein Ludwig 188
Wituch Tomasz 130, 138
Wolter Francois Marie Arouet

11, 13

Wyrubowa Anna 210
Wyspiański Stanisław 188

237

Zajewski Władysław 59, 67
Zahorski Andrzej 38, 40, 42, 49,

51
Zieliński Stanisław 56

Zola Emile 172, 195

Żywczynski Mieczysław 39,
114, 148




Zestawiła Martyna Łauga

Literatura cytowana w pracy

Andics H.: Kobiety Habsburgów, Wrocław - Warszawa - Kraków 1991
Arnold E., Edwarda A., Roberts G.: A New Dictionary of Political

Analysis, London 1991

Askenazy Sz,: Napoleon a Polska, Warszawa 1994

Aubert R.: Historia Kościoła. 1848 do czasów współczesnych, Warszawa 1985

Bartnicki A.: Konflikty kolonialne 1869-1939, Warszawa 1971

Baszkiewicz J.: Danton, Warszawa 1980

Baszkiewicz J.: Ludwik XVI, Wrocław - Warszawa - Kraków 1983

Baszkiewicz J., Meller S.: Rewolucja francuska 1789-1794. Społeczeń-
stwo obywatelskie, Warszawa 1983

Baszkiewicz J.: Robespierre, Wrocław - Warszawa - Kraków -
Gdańsk 1976

Baszkiewicz J.: Wolność. Równość. Własność, Warszawa 1981
Barradough G.: Wstęp do historii współczesnej, Warszawa 1971
Bazylow L.: Historia Rosji, Wrocław - Warszawa - Kraków -
Gdańsk 1975

Bazylow L.: Obalenie caratu, Warszawa 1976
Berlin I.: Karol Marks. Jego życie i środowisko. Warszawa 1999.
Bieberstein-Marschall Ch.: Freiheit in der Unfreiheit. Die nationale Autonomie der Polen in Galizien nach dem ósterreichisch-ungarischen
Ausgleich von 1867, Wiesbaden 1993
Bismarck O.: Gedanken und Erinnerungen, Die drei Bandę in einem
Bande, Stuttgart - Berlin 1919
Borejsza J. W.: Piękny wiek XIX, Warszawa 1984

Burke E: Rozważania o rewolucji we Francji, Warszawa 1994
Burke J.: Osiem stopni wtajemmniczenia czyli jak zmienialiśmy świat,
Warszawa 1995

Cabanis J.: Karol X. Król-ultras, Warszawa 1981
Charmatz R.: Oesterreichs innere Geschichte von 1848 bis 1907, Leipzig
1909

ChlebowczykJ.: Procesy narodowotwórcze we Wschodniej Europie Środ-
kowej w dobie kapitalizmu (od schyłku XVII do początków XX w.),
Warszawa - Kraków 1975
CIary-AIdringen A.: Geschichten eines alten Ósterreichers, mit einem
Vort von Golo Mann, Uistein 1967

Commager H.S. (ed.): The Blue and the Gray. The Story of the Civi\
War as Told by Participants, Indianapolis 1950

Corti E.C.: Franz Joseph, Graz - Wien - Koln 1976
Corti E.C.: Maximilian und Charlotte von Mexiko, Zurich - Wien 1924
Craig G.A.: Europę sińce 1815, wyd. 2, New York - Chicago - Sar
Francisco - London - Toronto 1966

Croce B.: Historia Europy w XIX wieku, Warszawa 1998
Czaadajew P.: Listy, Kraków 1992
Czapliński M.: Niemiecka polityka kolonialna, Poznań 1992
Czubiński A.: Stanowisko socjaldemokracji niemieckiej wobec polityk
kolonialnej II Rzeszy w latach 1876 -1914, Poznań 1966
Davies N: Europa. Rozprawa historyka z historia, Kraków 1998
Dedijer V.: Sarajewo 1914, t. l i 2, Łódź 1983
Eksteins M: Święto Wiosny. Wielka wojna i narodziny nowego wieku
Warszawa 1996
Engelberg E.: Bismarck. Urpreusser und Reichsgrunder, t. \, Berłu
1985; Das Reich in der Europas. t. 2, Berlin 1990
Engelmann B.: Prusy. Kraj nieograniczonych możliwości, Poznań 198^
Fejto F.: Józef II Habsburg rewolucjonista, Warszawa 1993
Fischer F.: Griff nach der Weltmacht. Die Kriegszielpolitik des kaiserliches Deutschlands 1914/1918, Diisseldorf 1962
Flexner J.T.; Washington, Warszawa 1990
Gierowski J.A.: Historia Włoch, Wrocław - Warszawa - Kraków
Gdańsk - Łódź 1986
Grodziski S.: Franciszek Józef I, Wrocław - Warszawa - Kraków
Gdańsk 1978

Grodziski S.: Habsburgowie. Dzieje dynastii, Wrocław - Warszawa
Kraków 1998

226





Hantsch H.: Leopold Graf Berchtold, Grandseigneur und Staatsmann,
t. 1-2, Graz - Wien - Koln 1963 ł
Hartau F.: Wilhelm II, Lublin [b.r.]

Herre F.: Metternich. Orędownik pokoju. Warszawa 1996 \

Hobsbawm E.: Industry and Empire, London 1969

Jakóbczyk W.: Niemcy 1815-1919. Miedzy partykularyzmem afederali-
zmem. Warszawa - Poznań 1984

Johnston W.M.: Osterreichische Kultur und Geistesgeschichte. Gesell-
schaft und Ideen im Donauraum 1848 bis 1939, Wien 1974

Kaczyńska E., Piesowicz K.: Wykłady z powszechnej historii gospodar-
czej, Warszawa 1977

Kalembka S.: Wiosna Ludów w Europie, Warszawa 1991

Katz H.: Historia Stanów Zjednoczonych, Wrocław - Kraków - War-
szawa 1971

Kieniewicz S.: Oblicza ideowe Wiosny Ludów, Warszawa 1948

Kissinger H.: Dyplomacja, Warszawa 1996

Korusiewicz L.: Abraham Lincoln, Warszawa 1975

Korusiewicz L.: Wo/na secesyjna 1860 -1865, Warszawa 1985

Kosiarz E.; Bitwy morskie, Gdańsk 1973

Krasuski J.: Historia Rzeszy niemieckiej 1871-1945, Poznań 1969

Kucharczyk G.: Constantin Frantz (maszynopis doktoratu)

Kucharzewski J.: Od białego do czerwonego caratu, Warszawa 1990

Kukieł M.: Dzieje wojska polskiego w dobie napoleońskiej 1795-1815,
t. 1-2, Warszawa 1918-1920

Kula M.: Historia Brazylii, Wrocław - Warszawa - Kraków - Gdańsk
-Łódź 1987

Lefebvre G.: Termidoriame. Dyrektoriat, Warszawa 1959
Liebfeid A.: Napoleon III, Warszawa 1979
Ludwik Filip: Pamiętniki z czasów Wielkiej Rewolucji, Warszawa 1988
Łepkowski T.: Dwie biografie amerykańskie. Boliyar i Juarez, Warszawa 1970
Łobaczewska S.: Beethoven, Warszawa 1983
Łysiak W.: Napoleoniada, Chicago - Warszawa 1998
Mackiewicz Cat S.: Dostojewski, Warszawa [b.r.]
Mackiewicz Cat S.: Byt bal, Warszawa 1973
Manent P.: Intelektualna historia liberalizmu, Kraków 1994
Manfred A.: Napoleon Bonaparte, Warszawa 1981
Małowist-Bieżuńska I., Małowist M.: Niewolnictwo, Warszawa 1987
Markov W" Soboul A.: Wielka Rewolucja Francuzów 1789, Wrocław
- Warszawa - Kraków - Gdańsk - Łódź 1984

228

Mączak A.: Peregrynacje, wojaże, turystyka. Warszawa 1984

Metternich K.: Denkwiirdigkeiten, Munchen MCMXXI

Miłosz Cz.: Świadectwo poezji. Sześć wykładów o dolkliwościach naszeg
wieku. Warszawa 1990
Mitterrand F.: Podcięte skrzydła, Poznań 1999
Mommsen W.: Otto von Bismarck, Lublin 1995
Mumford L.: Technika i cywilizacja. Historia rozwoju maszyny i ;'i
wpływ na cywilizacje, Warszawa 1966
Nicolson H.: The Congress of Vienna, London 1966
Orieaux J.: Talleyrand czyli niezrozumiany Sfinks, Warszawa 1989
Ostrowski A.: Garibaldi, Warszawa 1969
Pajewski J.: Historia powszechna 1871-1918, Warszawa 1996
Pajewski J.: Mitteleuropa. Studia z dziejów imperializmu niemieckie^
w dobie pierwszej wojny światowej, Poznań 1959
Pajewski J.: Pierwsza wojna światowa 1914-1918, Warszawa 1991
Pierrard P.: Historia Kościoła katolickiego. Warszawa 1981
Piesowicz K.: Wielki przewrót. Opowieść o rewolucji przemysłowej, Wai
szawa 1962

Pipes R.: Rewolucja rosyjska. Warszawa 1994
Pomian K.: Europa i jej narody, Warszawa 1992
Rostworowski E.: Historia powszechna wiek XVIII, Warszawa 1980
Rzepa K.: Od utopii do pragmatyzmu. Od sekty do milionowej parti
Socjaldemokracja niemiecka przed 1914 rokiem, Poznań 1998
Senkowska-Guck M.: Francja doby napoleońskiej, w: Europa i świat
epoce napoleońskiej, pod red. M. Senkowskiej-Gluck, Warszaw
1977

Serczyk W.: Poczet władców Rosji (Romanowowie), Londyn 1992
Skowronek J.: Adam Jerzy Czartoryski 1770-1861, Warszawa 1994
Stourzh G.: Die Gleichberechtigung der Yoiksstamme als Yerfassung,
prinzip 1848-1918, w: Die Habsburgermonarchie, hrg. A. Wann
szka, P. Urbanitsch, t. 3, cz. 2, Wien 1980
Szacki J.: Kontrrewolucyjne paradoksy, Warszawa 1965
Tanty M.: Bosfor i Dardanele w polityce mocarstw, Warszawa 1982
Tarle E.W.: Wojna krymska, t. 1-2, Warszawa 1953
Tocqueville de A.: Dawny ustrój i rewolucja, Kraków 1994
Tocqueville de A.: Wspomnienia, Wrocław - Warszawa - Kraków
Gdańsk 1987
Toffler A. i H.: Budowa nowej cywilizacji. Polityka trzecie) fali. Poznań, 1996

22

Toynbee A.J.: Cywilizacja w czasie próby, Warszawa 1991

Tuchman W.B.: Sierpniowe salwy, Warszawa 1988

Tuchman W.B.: Wyniosła wieża, Warszawa 1997

Urban O.: Ćeska spolećnost 1848-1918, Praha 1982

Urban O.: Frantisek Josef I, Praha 1991
Urban O.: Vzpominka na Hradec Kralove. Drawa roku 1866, Praha 1986
Walker A.: Marx. His Theory and Its Context, London 1989
Wawrykowa M.: Dzieje Niemiec 1789-1871, Warszawa 1980
Weider B., Hapgood D.: Morderstwo Napoleona, Warszawa 1993
Winkler M.: Zareniegende. Glanz und Geheimnis urn Alexander l, Berlin
1941
Wituch T.: Garibaldi, Wrocław - Warszawa - Kraków - Gdańsk 1983

Zahorski A.: Napoleon, Warszawa 1982
Zahorski A.: Spór o Napoleona we Francji i w Polsce, Warszawa 1974

Zajączkowski A.: Obrazy świata białych. Warszawa 1973
Zajewski W.: Europa i świat w epoce restauracji, romantyzmu i rewolucji, 1815-1849, t. 1-2, Warszawa 1991
Żywczyński M.: Historia powszechna 1789-1870, Warszawa 1967
Żywczyński M.; Włochy nowożytne 1796-1945, Warszawa 1971

Wskazówki bibliograficzne

Na rynku polskim jest bardzo dużo syntez obejmujących historię
powszechną XIX stulecia. Po kilka wydań miały klasyczne już nie-
mal opracowania M. Żywczyńskiego (Historia powszechna 1789 -1870)
i J. Pajewskiego (Historia powszechna 1871 -1918) wydawane nakła-
dem PWN, a także jednotomowe studium L. Bazylowa (Historia
powszechna 1789 -1918), opublikowane staraniem Książki i Wiedzy.
Od niedawna czytelnik polski może sięgnąć po słynną książkę B. Cro-
ce Historia Europy w XIX w. (Czytelnik, Warszawa 1998) - pasjo-
nującą opowieść o dziejach idei wolności.

Dziejom gospodarczym XIX wieku poświęcono między innymi
następujące prace: J. Ciepielewski, I. Kostrowicka, Z. Landau, J. To-
maszewski Dzieje gospodarcze świata do roku 1980 (Państwowe Wy-
dawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1985); E. Kaczyńska, K. Pie-
sowicz Wykłady z powszechne) historii gospodarczej - od schyłku
średniowiecza do I wojny światowe) (PWN, Warszawa 1977), a także
starsze, ale wciąż zachowujące wartość, opracowanie K. Piesowicza
Wielki przewrót. Opowieść o rewolucji przemysłowej (Wiedza Powszech-
na, Warszawa 1962), odznaczające się, poza wszystkim, sporymi
walorami czytelniczymi.

Stuleciu XIX - oglądanemu z różnych stron - sporo uwagi po-
święcili autorzy Historii Europy (pod red. A. Mączaka), wydanej
przez Ossolineum w 1988 r., a także N. Davies w tyleż oryginalnej,
co monumentalnej pracy Europa. Rozprawa historyka z historia (Wy-
dawnictwo Znak, Kraków 1998); myśl polityczną syntetycznie opra-




cował ostatnio M. Król (Historia myśli politycznej. Od Machiauellego
po czasy współczesne, Arche, Gdańsk 1998), a historię ustrojów
państw dwaj uczeni o uznanym dorobku: J. Baszkiewicz (Powszech-
na historia ustrojów państwowych, Arche, Gdańsk 1998) i S. Grodziski
{Porównawcza historia ustrojów państwowych, Kraków 1998).

Znajomość stosunków międzynarodowych najlepiej pogłębić się-
gając po obszerne opracowanie H. Kissingera Dyplomacja (Philip
Wilson, Warszawa 1996), słabo niestety na język polski przetłu-
maczone. Stosunki pomiędzy Rosją, Niemcami i Austro-Węgrami
dobrze opracował H. Wereszycki w trzech znakomitych książkach:

SO/MSZ trzech cesarzy. Geneza 1866-1872 (PWN, Warszawa 1965);

Walka o pokój europejski 1872 -1878 (PWN, Warszawa 1971) i Koniec
sojuszu trzech cesarzy (PWN, Warszawa 1977). Zainteresowanych
"sprawą wschodnią" warto odesłać do fundamentalnej pracy
M. Tantego Bos/or i Dardanele w polityce mocarstw (PWN, Warszawa
1982), a zainteresowanych kolonializmem do ciekawej i dobrze na-
pisanej książki A. Bartnickiego Konflikty kolonialne 1869 -1939 (Wie-
dza Powszechna, Warszawa 1971) i gruntownego studium M. Cza-
plińskiego Niemiecka polityka kolonialna (Wydawnictwo Poznańskie,
Poznań 1992) oraz do pracy J. Kieniewicza Od ekspansji do dominacji
(Czytelnik, Warszawa 1986), będącej - jak pisze sam autor - pró-
bą teorii kolonializmu.

Opracowań poruszających niektóre ogólniejsze problemy ważne

dla XIX stulecia wymienimy kilka. Przede wszystkim znakomitą
książkę J. Baszkiewicza Wolność. Równość. Własność (Czytelnik, War-
szawa 1981), poświęconą zagadnieniom rewolucji burżuazyjnych,
monografię: Niewolnictwo pióra I. Bieżuńskiej-Małowist i M. Mało-
wista (Czytelnik, Warszawa 1987), a także opracowanie I. Ihnato-
wicza Człowiek, informacja, społeczeństwo (Czytelnik, Warszawa 1989)
oraz ukazującą się w tej samej serii książkę A, Mączaka Peregrynacje,

wojaże, turystyka (Czytelnik, Warszawa 1984).

Dziejom papiestwa w XIX wieku interesującą pracę poświęcił
Z. Zieliński (Papiestwo i papieże dwóch ostatnich wieków, PAX, War-
szawa 1983). Nadal warto czytać L. Rankego Dzieje papiestwa w XVI
- XIX w. (PIW, Warszawa 1974). Warto też zajrzeć do tomu V
Historii Kościoła. 1848 do czasów współczesnych R. Auberta (PAX,

Warszawa 1985).

Syntetyczne szkice o dynastiach europejskich znajdzie czytelnik

w pięknie wydanej książce Dynastie Europy pod red. A. Mączaka

224




(Ossolineum, Wrocław 1997), a informacje o dynastiach świata
w opracowaniu J.E. Morby Dynastie świata. Przewodnik chronologicz-
ny i genealogiczny (Znak, Kraków 1998); w obu także dokładniejsze
informacje dotyczące literatury przedmiotu.

Historie poszczególnych państw (i kontynentów) przedstawiają
kolejne tomy ukazujące się w znanym cyklu "historii powszech-
nych", wydawanych przez Ossolineum. Afrykę Wschodnią opra-
cował H.Zins, Australię W. Olszewski, historię Chin W. Rodziński,
a historię Indii J. Kieniewicz - żeby poprzestać tylko na kilku syn-
tezach ogarniających większy obszar. Bardzo dobrze opracowana
jest również Ameryka Łacińska (w tomie III syntezy Dzieje Ameryki
Łacińskiej pod red. T. Łepkowskiego, wydanej w 1983 r. przez Książ-
kę i Wiedzę) i Stany Zjednoczone (w wielotomowym wydawnictwie
Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej pod red. A. Bart-
nickiego, PWN, Warszawa 1995, oraz w skromniejszym opracowa-
niu Ossolińskim H. Katza).

Osobny rozdział stanowią bardzo już liczne biografie. Od lat
konkurują na tym polu dwie renomowane serie: "Biografie Sław-
nych Ludzi" wydawane przez PIW i nie mające osobnego tytułu
biografie ossolińskie. W obu znajdziemy opracowania poświęcone
wielu postaciom występującym na kartach niniejszej książki. Dc
ważniejszych z tego punktu widzenia należałyby biografie: Ludwi-
ka XVI, Robespierre'a i Dantona (J. Baszkiewicz), Napoleona (A. Za-
horski), Mettemicha (F. Herre), Talleyranda (J. Orieaux), Karola X
(J. Cabanis), Napoleona III (A. Liebfeid), Garibaldiego (T. Wituch'
i Franciszka Józefa (S. Grodziski).

Od niedawna w księgarniach dostępna jest jeszcze jedna seria
biograficzna: "Oficyna Historii XIX i XX w.", przedstawiająca w nie
wielkich, popularnie ujętych książkach wielkich ludzi świata polityki
a wśród nich Bismarcka (W. Mommsen), Wilhelma II, Mettemich;

(F. Hartau) i Tocqueville'a (K. Pisy). Wszystkie przetłumaczone zo
stały z języka niemieckiego i wydane w jednakowym, "kieszonko
wym" formacie. Wszystkie też poświęcają sporo miejsca anegdoty
cznej stronie historii.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
066 Polskie malerstwo historyczne II poł XIX wieku
Architektura XIX wieku powszechna
ZAL HISTORIA ARCHITEKTURY XX WIEKU

więcej podobnych podstron