Do Olka Kozłowskiego str.-99
Patrz. To już dwadzieścia dwa lata.
Minęło& dwadzieścia dwa. A jednak wciąż trwa.
Wielka dola. Dla mnie - powrót do Warszawy.
Ze snów niepewności, z gorączki tęsknoty do smutnej jawy.
O, pamiętam. Ten widok i dziś myśli moje pęta.
Bo gdy ujrzałem prochy u brzegów Wisły marzenia prysły.
A po tym, mój marsz samotny, przez gruzy miasta&
Co krok barykada wyrasta. Co krok rowy i leje&
Tragiczne dzieje. Odgłos mych kroków o bruk ulicy&
Dudnił trwożnie, bijąc w mur kamienicy.
Pustej, gdzie się tylko duchy błąkały, gdzie jęk ludzki nie zamarł.
Gdzie jeszcze od huku bomb, kikuty murów drgały.
Gdzie wśród rumowisk resztki domostw tlały.
Gdzie oczodołami okien wyziera.
Przestrach, dławi ból a serce zamiera&
A jednak to nie tylko wspomnienie.
Ono ma swe miejsce w sercu. : - To cierpienie.
Daremnie szarpie się myśl, rwie i płacze&
Dwadzieścia dwa lata, wybacz, już nie skończę.
Bo i dziś jeszcze świeży jest ten ślad krwawy.
Po tylu latach, Twojej i mojej Warszawy.
1967r.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
H A Kozłowskim str 188Do Lusi Zacharskiej str 79Olkowi Kozłowskiemu str 96więcej podobnych podstron