Więcej państwa, mniej wolno


Więcej państwa, mniej wolności? http://wyborcza.pl/2029020,97559,6489317.html?sms_code=
Więcej państwa, mniej wolności?
Witold Gadomski 2009-04-13, ostatnia aktualizacja 2009-04-10 15:10:44.0
W tym roku w Europie upadły już cztery rządy, a do końca roku i końca kryzysu jeszcze daleko. Czy czeka nas
powtórka z lat 30. - rozpad światowego ładu politycznego i gospodarczego, triumf nowych idei i klęska
starych?
- Nie będziemy płacić za wasz kryzys - krzyczały tłumy demonstrantów w Londynie, Berlinie, Frankfurcie, Wiedniu,
Rzymie, Paryżu, protestując przeciwko szczytowi grupy G-20 w Londynie. To najmodniejsze hasło w tym sezonie.
Spodobało się także związkowcom z radykalnego Sierpnia 80. Wykrzykiwali je, demonstrując pod siedzibą rządu w
Warszawie.
Manifestacje organizowane przez skrajną lewicę nie są liczne, ale na transparentach coraz częściej pojawiają się hasła
klasowe, antysystemowe, kwestionujące porządek liberalno-demokratyczny: "Kapitalizm nie działa" lub jeszcze mocniej:
"Kapitalizm zabija".
Bardziej dramatyczny przebieg miały zamieszki w miastach greckich w grudniu 2008. W styczniu i lutym w Sofii, Rydze,
Wilnie tysiące demonstrantów, sfrustrowanych rosnącym bezrobociem, cięciami państwowych wydatków i brakiem
perspektyw, domagały się reform lub dymisji rządów.
Kryzys destabilizuje
8 lipca 1932 roku indeks akcji giełdy nowojorskiej doszedł wreszcie do dna i w następnych miesiącach zaczął bardzo
powoli rosnąć. Ale końca kryzysu nikt nie ogłaszał. W grudniu 1932 roku bezrobocie w Stanach Zjednoczonych sięgnęło
33 proc. Bez pracy pozostawało 14 mln osób. W Niemczech armia bezrobotnych liczyła 6 mln, w Wielkiej Brytanii - 2,5
mln, w Polsce bezrobotnych było 40 proc. robotników przemysłowych.
Brak pracy rodził bunt.
Przez Stany Zjednoczone i Europę przechodziła fala strajków i zamieszek. 7 marca 1932 roku policja otworzyła ogień do
3000 bezrobotnych protestujących przed fabryką Forda w Dearborn w stanie Michigan. W sierpniu wybuchły zamieszki
farmerów w stanach Środkowego Zachodu, organizowanych przez działaczy Farmers' Holiday Movement, którzy
proponowali, by rolnicy na jakiś czas zaprzestali produkcji i w ten sposób wymusili wzrost cen płodów. W Wisconsin
wybuchł strajk mleczny, w Iowa, w Sioux City farmerzy spalili mosty kolejowe.
W Polsce 300 tysięcy robotników zastrajkowało 6 marca 1932 roku na wezwanie Komisji Centralnej Związków
Zawodowych. W kwietniu przez kraj przetoczył się strajk robotników rolnych.
Nawet w krajach najbardziej stabilnych rosły w siłę ruchy skrajne, lewicowe i prawicowe, wzajemnie się zwalczając, a
jednocześnie podkradając sobie idee i pomysły polityczne. Krwawe walki między bojówkami skrajnych partii lewicowych i
nacjonalistycznych trwały w Niemczech. Według danych oficjalnych w 1932 roku zginęło w nich 115 osób. W sennej
Szwajcarii doszło do zamieszek w Zurychu i Genewie, gdzie lewicowi demonstranci starli się z faszystowskimi bojówkami.
Wojsko użyło broni. Kilkanaście osób zginęło, kilkaset zostało rannych.
W Wielkiej Brytanii radykalny działacz Partii Pracy Oswald Mosley, protestując przeciwko biernej postawie
laburzystowskiego rządu wobec bezrobocia utworzył The British Union of Fascists z radykalnym programem, bardziej
socjalistycznym niż faszystowskim. We Francji, która z powodu zapaści demograficznej nie odczuwała problemów
bezrobocia tak ostro, trwało nieustanne zamieszanie polityczne. Wybory w maju 1932 roku wygrała lewica, lecz rząd
douarda Herriota przetrwał tylko sześć miesięcy. Upadł w grudniu, gdy Izba Deputowanych sprzeciwiła się spłacie
długów wojennych wobec USA.
Kraje mające mniejsze tradycje demokratyczne pogrążały się w chaosie lub padały łupem dyktatorów. Najbardziej
dramatyczne zmiany nastąpiły w Niemczech. Niemiecki system finansowy, mocno zadłużony w amerykańskich bankach,
nadwerężony spłatami wojennych reparacji i upadkiem wielkiego austriackiego banku Creditanstalt, przeniósł kryzys ze
Stanów prosto do Europy Środkowej.
Chleb ważniejszy od wolności
Wielka Depresja poderwała zaufanie do wolnego rynku, a na piedestał wyniosła państwo. Kontrolowane demokratycznie
lub jawnie dyktatorskie, ale zawsze dysponujące władzą, o jakiej nie śniło się XIX-wiecznym politykom.
Friedrich Hayek w "Drodze do zniewolenia" napisanej w 1944 roku zauważa, że cywilizacyjne przemiany, jakie nastąpiły
w wyniku kryzysu lat 30., były w gruncie rzeczy kontynuacją procesów, które zaczęły się w okresie Wielkiej Wojny. To w
wyniku I wojny światowej, a nie kryzysu lat 30., narodziły się komunizm, faszyzm, nazizm. Ale światowy kryzys wzmocnił
te antywolnościowe idee, dał im alibi i przepustkę do środowisk wydawało się przywiązanych do wartości liberalnych.
Indywidualizm, a tym bardziej pogląd, że wolny rynek jest warunkiem i gwarantem wolności jednostki, były w odwrocie.
Najbardziej wpływowi intelektualiści lat 30. XX wieku: Bernard Shaw, Herbert Wells, John Maynard Keynes chwalili
eksperymenty prowadzone w państwach totalitarnych. Działacze Towarzystwa Fabiańskiego Beatrice i Sidney Webb w
książce "Soviet Communism" entuzjastycznie opisywali swe wrażenia z ZSRR (pierwsze wydanie nosiło podtytuł "Nowa
cywilizacja?", w kolejnych wydaniach opuszczono znak zapytania). W radiowym wykładzie dla BBC w czerwcu 1936 roku
Keynes, twórca nowej doktryny ekonomicznej, uznał "Soviet Communism" za książkę, "do której powinien zajrzeć każdy
poważny obywatel". "W odróżnieniu od innych systemów socjalistycznych nie pozostało tam nic, albo prawie nic, co
miałoby jakiś szczególny związek z Marksem lub marksizmem. Angażują się w wielkie administracyjne zadanie
zapewnienia sprawnego i skutecznego działania całkowicie nowych instytucji społecznych i ekonomicznych na terytorium
tak rozległym, że zajmuje jedną szóstą powierzchni lądowej Ziemi. Metody zmieniają się błyskawicznie w odpowiedzi na
doświadczenia. Stosowane są tam metody empiryczne i eksperymentalne w stopniu, w jakim nie były jeszcze nigdy
wprowadzone przez bezinteresownych administratorów" - mówił. Takie spojrzenie na państwa totalitarne stało się
popularne na kilka dziesięcioleci. Miliony bezrobotnych, bezdomnych, głodnych ludzi w krajach do niedawna
gospodarczo kwitnących były wystarczającym powodem usprawiedliwienia jak najgłębszych ingerencji państwa w
porządek ekonomiczny.
XIX-wieczne przekonania o samoregulacyjnych zdolnościach wolnego rynku były wyśmiewane. We Włoszech w 1933 r.
1 z 3 2010-10-12 01:03
Więcej państwa, mniej wolności? http://wyborcza.pl/2029020,97559,6489317.html?sms_code=
Mussolini utworzył państwowy holding Istituto per la Ricostruzione Industriale (IRI), który przejmował zagrożone
bankructwem firmy. W 1939 roku IRI kontrolował 20 proc. włoskiego przemysłu, 75 proc. produkcji stali i 90 proc.
przemysłu stoczniowego. Prywatna własność nadal dominowała, lecz poddana była kontroli państwa faszystowskiego.
Polityka gospodarcza Mussoliniego była prowadzona według keynesowskich recept. W latach 1929-33 wydatki na roboty
publiczne stały się najważniejszą pozycją we włoskim budżecie.
Niemcy po dojściu do władzy Hitlera poddały gospodarkę żelaznej kontroli i szybko zaczęły wychodzić z dołka.
Gospodarka została częściowo oddłużona dzięki pompowaniu w nią pieniędzy przez Reichsbank, na którego czele Hitler
postawił Hjalmara Schachta, bankowca, który w dziesięć lat wcześniej pokonał niemiecką hiperinflację. W 1934 roku
Schacht został dodatkowo ministrem gospodarki. Przez jakiś czas bankowiec świetnie dogadywał się z dyktatorem.
Wspólnie planowali ogromne wydatki publiczne na budowę autostrad, linii kolejowych, a przede wszystkim fabryk
zbrojeniowych. Schacht wymyślił sposób finansowania rozwoju przemysłu zbrojeniowego wekslami emitowanymi przez
rodzaj funduszu parabudżetowego Metallurgische Forschung (MeFo). Był to rodzaj inżynierii finansowej, którą można
porównać do dzisiejszych działań amerykańskiego rządu i Fedu.
Reichsbank poprzez MeFo pompował do gospodarki pieniądze, nie przejmując się rosnącym długiem publicznym.
Formalnie to nie budżet wydawał pieniądze, lecz MeFo, które emitowało weksle bez pokrycia. Ten system zapewne by
splajtował, gdyby wcześniej nie wybuchła wojna, dzięki której państwo jeszcze mocniej ścisnęło gospodarkę pętlą
kontroli. Michał Kalecki nazwał politykę gospodarczą III Rzeszy "militarnym keynesizmem".
W Stanach Zjednoczonych w listopadzie 1932 roku wybory wygrał Franklin Delano Roosevelt. Zwiększył wydatki
państwa i zatrudnienie w administracji publicznej. Wbrew legendzie jego polityka ekonomiczna nazwana New Dealem nie
była radykalnie inna od polityki poprzednika. Raczej rozszerzała pomysły republikanina Herberta Hoovera. Faktem jest,
że rozszerzono regulacje w przemyśle, rolnictwie, sektorze bankowym. Rząd Roosevelta zerwał z wymienialnością dolara
na złoto, co stworzyło w przyszłości możliwości dowolnego kreowania pieniądza przez Rezerwę Federalną. Powstało
kilka nowych agencji rządowych, w tym Works Progress Administration, zarządzająca programem robót publicznych.
Deficyt budżetu federalnego wzrósł w roku 1934 do 5,9 proc. PKB (w roku 2009 będzie dwukrotnie wyższy, ale trzeba
pamiętać, że przed 75 laty wydatki rządu stanowiły zaledwie 10 proc. PKB - dziś trzykrotnie więcej). Rząd federalny
zwiększył kontrolę nad obszarami dotychczas nieregulowanymi lub pozostawionymi regulacjom lokalnych władz. Ale w
procesie tym nie poszedł tak daleko jak niektóre rządy europejskie.
Paul Krugman, jeden z najmodniejszych w obecnym sezonie ekonomistów, jest zdania, że Roosevelt zbyt ostrożnie
zwiększał wydatki publiczne, a w drugiej kadencji (1937-41) zbyt wcześnie zaczął finanse publiczne równoważyć.
"Dopiero II wojna światowa, która podwoiła wydatki rządu, była prawdziwym New Dealem" - pisał Krugman w felietonie w
"New York Timesie".
Koniec ery optymizmu
Wielki Kryzys lat 30. wybuchł po długim okresie prosperity w Stanach Zjednoczonych i kilku krajach europejskich. W
naszych czasach okres prosperity był jeszcze dłuższy. Trwał z niewielkimi przerwami od początku lat 90., a towarzyszyło
mu wiele pozytywnych zjawisk gospodarczych i społecznych na całym świecie.
Na początku lat 90. rozwiązany został problem zadłużenia kilku krajów latynoamerykańskich, azjatyckich i
postkomunistycznych. Opanowana została inflacja, kolejne rundy negocjacji w ramach GATT, a potem WTO obniżyły
taryfy celne, wymienialność walut i swoboda ponadgranicznych operacji finansowych stały się standardem. Między
rokiem 1990 a 2008 w obieg gospodarki światowej włączyło się pół miliarda ludzi uwięzionych dotychczas w granicach
gospodarki naturalnej lub wytwarzających tylko na lokalne rynki. Ich rodziny przestały żyć w nędzy. Wytwarzane przez
nich tanie produkty dały na całym świecie dodatkowy efekt antyinflacyjny. Deregulacja w sferze telekomunikacji i
transportu uczyniła te usługi powszechnie dostępnymi w krajach bogatych i średnio zamożnych.
Bez przesady można powiedzieć, że był to jeden z najlepszych okresów w historii ludzkości. Nie rozwiązał wielu
problemów, nie wydobył z biedy krajów subsaharyjskich, nie złagodził napięć międzykulturowych, ale liberalizm bez trudu
bronił się w krajach stabilnych i zyskiwał pole w krajach, które chciały się szybko rozwijać. Liberalna demokracja miała
być według Fukuyamy końcem historii. Wstrząsy w Europie Środkowo-Wschodniej, kryzys azjatycki lat 1997-98, wreszcie
zamachy 11 września szybko uświadomiły nam, że historii końca nie ma. Nie podważyły jednak wiary w wartości
liberalne.
Załamanie gospodarcze przyszło nagle, a wraz z nim radykalna zmiana nastrojów. Odrzucane zostają zasady, które
wcześniej się sprawdzały, stwarzały ramy stabilności i wzrostu. Ekonomiści, którzy przez ostatnie dziesięciolecia
powtarzali, że stabilny pieniądz i zdrowe finanse publiczne są warunkiem gospodarczego rozwoju, domagają się, by rządy
porzuciły rozsądną politykę fiskalną, a banki centralne gasiły kryzys, lejąc strumienie pustych pieniędzy.
Na cenzurowanym są finansiści, zwłaszcza ci z wielkich międzynarodowych banków. Do niedawna uchodzili za elitę elit,
tych, którzy posiedli tajniki wyższej ekonomii. Jeszcze przed rokiem z uśmieszkiem wyższości krytykowali politykę
gospodarczą wszystkich rządów i politykę pieniężną wszystkich banków centralnych. Gdy kryzys dotarł do ich miejsc
pracy, poprosili rządy o opiekę na skalę niepraktykowaną nigdy dotąd. Przyznali się nie tylko do ignorancji, ale i do braku
zasad, poza jedną: liczy się tylko moja premia!
Przeciwnicy wolnego rynku mają dość powodów, by triumfować i ogłaszać koniec znienawidzonego "neoliberalizmu".
Populizm lewicowy i prawicowy szerzy się w Stanach Zjednoczonych - ojczyznie wolności gospodarczych, a ostatnio
kryzysu zalewanego miliardami dolarów z publicznej kasy. Lewica żąda nacjonalizacji banków, prawica - zaprzestania
publicznej pomocy dla chciwych finansistów. Pod naciskiem populistycznie nastawionych polityków Kongres USA nałożył
z datą wsteczną (!) 90-procentowy podatek na premie wypłacane menedżerom w spółkach korzystających z pomocy
publicznej. W Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Francji wprowadzono ustawowe ograniczenia wynagrodzeń
prezesów spółek korzystających z pomocy publicznej. Podobne ograniczenia istniejące w Polsce (odnoszące się tylko do
spółek skarbu państwa) od lat były krytykowane, jako przejaw "socjalistycznego myślenia". Teraz stają się normą.
Czy stoimy w obliczu wielkiego przełomu, w polityce i świecie idei, porównywalnego do zmian, jakie dokonały się pod
wpływem depresji lat 30.? Nie sądzę.
Za wszelką cenę
Rządy wielu krajów podejmują chaotyczne, dorazne działania, mające na celu ustabilizowanie systemu bankowego,
rynków finansowych i wyciągnięcie gospodarki z głębokiej recesji. Dziś nikt nie jest w stanie stwierdzić, czy działania te
będą skuteczne i jakie wywołają skutki uboczne. Dotychczasowy rozwój sytuacji nastraja raczej pesymistycznie. Kolejne,
gigantyczne programy pomocowe w USA i Europie nie powodują trwałej poprawy na rynkach finansowych. A to jest
kluczem do zażegnania kryzysu. Gospodarka w USA i krajach europejskich zbyt mocno się zadłużyła. W rozmaity sposób
2 z 3 2010-10-12 01:03
Więcej państwa, mniej wolności? http://wyborcza.pl/2029020,97559,6489317.html?sms_code=
zostały zaciągnięte kredyty, zabezpieczone majątkiem (akcjami, nieruchomościami, obligacjami itd.), którego wartość
rynkowa spadła. Kiedyś zapewne wartość niektórych aktywów wzrośnie i wówczas okaże się, że poziom zadłużenia
wcale nie jest tak dramatyczny, lecz na razie próby sztucznego podbicia wartości rynkowej przez rządy okazują się
nieskuteczne i co więcej są kosztowne. Być może wydłużają okres dostosowania wartości kredytów do wartości
zabezpieczeń kredytów. W gruncie rzeczy USA i niektóre inne kraje prowadzą te same działania antykryzysowe co rządy
Japonii w latach 1990-2005, gdy kraj ten przeżywał najdłuższą w swej współczesnej historii stagnację. To były działania
zupełnie nieskuteczne, a mimo to są dziś powtarzane. Dlaczego? Ponieważ politycy i menedżerowie są niecierpliwi.
Najwyrazniej z nauk Keynesa przyswoili sobie także sentencję, iż liczy się tylko dzień dzisiejszy i najbliższa przyszłość,
gdyż "w długim okresie wszyscy będziemy martwi".
Ale przecież większość żyjących na świecie ludzi ma przed sobą perspektywę kilkudziesięciu lat i obecny kryzys będzie
dla nich tylko epizodem. Być może ważnym, ale nie przesądzającym. Tymczasem próby rozruszania gospodarki za
wszelką cenę mogą oznaczać, że ta cena - płacona w przyszłości - okaże się zbyt wysoka.
Koszt polityki antyliberalnej
Dziś politycy tej ceny nie uwzględniają i nie informują o niej wyborców. Wymieńmy najważniejsze pozycje:
1. Wzrost długu publicznego w skali globalnej oznaczać będzie większe podatki, które obciążą następne pokolenia.
2. Wyssanie kredytów przez państwa spowoduje w dłuższym okresie wzrost ceny kapitału. Będzie mniej inwestycji i świat
będzie się rozwijał wolniej.
3. Przejęcie, przynajmniej czasowe, kontroli nad bankami doprowadzi do upolitycznienia decyzji, komu przyznać
pożyczkę, jakie firmy i branże preferować, a jakie dyskryminować. Doświadczenia krajów azjatyckich - Japonii, a przede
wszystkim Korei Południowej - pokazują, że w dłuższym okresie upolitycznienie banków i kredytów prowadzi do patologii.
4. Z pomocy publicznej dla zagrożonych branż (na przykład przemysłu samochodowego), będzie trudno się wycofać.
Pozostawienie tej pomocy będzie z kolei oznaczało odwrót od uczciwych (to znaczy nieobciążonych dyskryminacją)
zasad handlu międzynarodowego. W tym roku światowe obroty handlu zagranicznego skurczą się o około 10 proc. Nie
jest wykluczone, że w kolejnych latach świat nie powróci do dynamiki handlu sprzed kryzysu. To zaś spowoduje
ogromne, długofalowe problemy gospodarcze w krajach zależnych od eksportu.
5. Utrzymanie wysokiego poziomu pomocy publicznej osłabi innowacyjność. Nie przypadkiem liberalizacji rynków w
ostatnich dwu dekadach towarzyszyła wysoka fala inowacji.
6. Polityka gospodarcza mająca na celu ochronę krajowych firm, miejsc pracy, banków osłabi procesy integracyjne i
zwiększy napięcia polityczne na świecie. Wprawdzie wszyscy dziś są mądrzejsi o negatywne doświadczenia z kryzysu lat
30. - wprowadzenie w USA tzw. ustawy Smootha-Hawleya w 1930 roku rozpoczęło handlową wojnę wszystkich
przeciwko wszystkim - ale bez respektowania zasad wolnego rynku nie da się uniknąć wzrostu protekcjonizmu i
izolacjonizmu. Nie można wykluczyć rozpadu funkcjonujących od kilkunastu lat organizacji integrujących: NAFTA,
Europejskiej Unii Walutowo-Gospodarczej (popularnie zwanej strefą euro).
Z działań antykryzysowych podejmowanych obecnie przez wiele rządów nie rodzi się żaden nowy ład gospodarczy. Nie
powstała też żadna teoria opisująca w sposób całościowy przyczyny globalnego zamieszania na rynkach finansowych.
Nie ma nowego Keynesa, choć jest wielu pretendentów do tej funkcji, krytykujących wszystko, co się działo w światowej
gospodarce w ostatnich dwu dekadach. Tyle że przedstawiają oni co najwyżej dorazne pomysły, a jedyną radą, jakiej
udzielają, jest "więcej państwa, mniej wolności".
To nie są recepty oryginalne. Nie odpowiadają na pytania podstawowe: czy wady regulacji nierynkowych będą mniejsze
niż wolnego rynku.
Na razie mamy chaos, z którego coś się zacznie wyłaniać, gdy rynki finansowe dojdą do wniosku, że czas zakończyć
bessę. Ten nowy ład nie będzie się różnił tak wiele od tego, który przez kilka dekad zapewniał światu innowacyjną
stabilność.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html Agora SA
3 z 3 2010-10-12 01:03


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
jak pracujac mniej zarabiac wiecej
MNIEJ ZWIERZĘCIA TO WIĘCEJ CZŁOWIEKA Marcin Ryszkiewicz
jak pracujac mniej zarabiac wiecej 2
19 20 PAŹDZIERNIKA MNIEJ WIĘCEJ PRZYJACIELE Z POTENCJAŁEM CZ 1
Mniej znaczy wiecej Nowa koncepcja bogactwa
jak pracujac mniej zarabiac wiecej demo
jak pracujac mniej zarabiac wiecej

więcej podobnych podstron