Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.33)
Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana
Maria Valtorta
Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego
–
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA –
33. W ZAMKU W
CEZAREI PANEADZIE
Napisane 29
listopada 1945. A,
7139-7145.
Skończył się
posiłek w gościnnym
domu. Jezus wychodzi z dwunastoma, z uczniami i starym gospodarzem
domu. Powracają do
“Wielkiego Źródła”, lecz nie zatrzymują się przy nim.
Droga, na którą
weszli, choć się
wznosi, jest wygodna. Jest to bowiem droga prawdziwa, po której mogą
podążać wozy i
konie. Wysoko w górze, na szczycie góry, znajduje się potężny zamek lub
forteca.
Zaskakuje swym dziwacznym kształtem. Można by rzec, że to dwie budowle,
wzniesione na
dwóch poziomach odległych o kilka metrów od siebie. Budowla, położona
bardziej w tyle
i bardziej umocniona, wznosi się ponad drugą, góruje nad nią i chroni
ją. Ponad murem
wysokim i szerokim wznoszą się w formie czworokątów masywne wieże.
Spajają one dwie
budowle, tworzące całość. Otacza je bowiem jedno ogrodzenie z kamieni
boniowanych,
prostych lub nieco pochyłych u podstawy, żeby dać lepsze wsparcie
ciężarowi wału
ochronnego. Nie widzę strony zachodniej. Dwa boki, północny i
południowy, opadają
stromo. Tworzą jedno z górą, osamotnioną i stromą z tych dwóch stron.
Sądzę, że
taka sama jest ona od strony zachodniej.
Stary Beniamin,
mieszkaniec dumny z
miasta, wyjaśnia – wskazując zamek Tetrarchy - że jest to zamek i
zarazem obrona dla
miasta. Opisuje jego piękno i potęgę, solidne wykonanie, użyteczne
zbiorniki, wolne
przestrzeni, rozległy widok, położenie itd... itd...
«Nawet Rzymianie
mówią, że jest
piękny. A oni znają się na tym!...» – kończy starzec i dodaje: «Znam
zarządcę,
więc możecie wejść. Pokażę wam najbardziej rozległą i najpiękniejszą
panoramę
Palestyny.»
Jezus słucha
życzliwie. Inni nieco
się uśmiechają. Ileż widoków już podziwiali... ale staruszek jest tak
dobry, że nie
mają sumienia sprawiać mu przykrości [odmową]. Umacniają nawet jego
pragnienie
pokazania czegoś pięknego Jezusowi.
Dochodzą do samego
szczytu. Widok
jest zaiste piękny, nawet z małego placu, który znajduje się przed
żelazną bramą
wejściową.
Ale starzec mówi:
«Wejdźcie,
wejdźcie!... W środku jest jeszcze piękniej. Wejdziemy do najwyższej
części
twierdzy. Będziecie mogli zobaczyć...»
Przez mroczne
wejście, wyżłobione
w murze szerokim na kilka metrów, wchodzą na sam dziedziniec. Tu czeka
na nich zarządca
wraz z rodziną. Dwóch przyjaciół wita się i starzec wyjaśnia cel swojej
wizyty.
«Rabbi z Izraela?!
Szkoda, że nie
ma Filipa. Pragnął Go ujrzeć, bo Jego sława doszła aż do niego. On
kocha prawdziwych
rabbich, bo tylko oni bronili jego prawa, i także dlatego, że chce
zrobić na złość
Antypasowi, który ich nie lubi. Chodźcie, wejdźcie!...»
Mężczyzna najpierw
obserwował
Jezusa. Potem pomyślał, że dobrze będzie uczcić Go pokłonem, godnym
króla.
Przechodzą przez jeszcze jedno wejście. Oto drugi dziedziniec i nowa
brama żelazna,
która wychodzi na trzeci dziedziniec. Za nim znajduje się głęboka fosa
i mur z
wieżycami twierdzy.
Zewsząd ukazują
się zaciekawione
twarze zbrojnych mężczyzn i zamkowych sług. Wchodzą do twierdzy, a
potem, po schodach,
wspinają się na bastion i stamtąd – na wieżę. Do wieży wchodzi tylko
Jezus z
zarządcą, Beniamin i dwunastu. Więcej by się nie zmieściło. Nawet teraz
są już
ściśnięci jak śledzie w beczce. Inni pozostają na wale obronnym.
Ale jakiż widok
[roztacza się przed
nimi], gdy Jezus i Jego [apostołowie] wychodzą na mały taras koronujący
wieżę!
Wszyscy wychylają głowy zza kamieni wału. Tu jest jego część zachodnia,
najbardziej
wzniesiona. Widać całą Cezareę, rozciągającą się u stóp tej góry. Widać
ją
dobrze, bo także leży nie na równinie, lecz na łagodnych wzniesieniach.
Za Cezareą
rozciąga się cała urodzajna równina położona przed jeziorem Meron. Ono
samo wygląda
jak małe, lekko zielone morze, z odblaskami jasnych wód koloru
turkusowego. Błyszczy na
zielonej przestrzeni jak okruch pogodnego nieba. Dalej ciągną się
radosne wzgórza,
ułożone jak szmaragdowozielone naszyjniki, ciemne, z prążkami srebrnych
oliwek
rozsianych tu i tam aż po krańce równiny. Dalej – lotne pióropusze
drzew w kwiatach
czy raczej całe góry drzew w kwiatach... Spoglądając ku północy i na
wschód,
[widzą] potężny Liban oraz Hermon, błyszczący w słońcu swymi perlącymi
się
śniegami, i góry Iturei. Potem dolina Jordanu, ściśnięta w korycie
uformowanym ze
wzgórz Morza Tyberiadzkiego i gór Gaulanicji, nagle się kończy,
zacierając się [jak]
w odległym marzeniu.
«To piękne!
Piękne! Bardzo
piękne!» – woła Jezus, otwierając ramiona i uśmiechając się, jakby
chciał
pobłogosławić lub objąć te cudowne miejsca. I odpowiada apostołom,
którzy Go
proszą o takie czy inne wyjaśnienie. Wskazują miejsca, w których już
byli lub okolice
i kierunki, w jakich się one znajdują.
«Ale nie widzę
Jordanu» - odzywa
się Bartłomiej.
«Nie widzisz go,
lecz on płynie po
tej rozległej powierzchni między dwoma łańcuchami gór. Tam, na
zachodzie, znajduje
się rzeka. Pójdziemy tamtędy, bo Perea i Dekapol czekają jeszcze na
Ewangelizatora»
– [mówi Jezus.]
W tej samej chwili
odwraca się.
Zdaje się zadawać nieme pytanie, gdyż długi przytłumiony lament
dochodzi do ich uszu
i to nie po raz pierwszy.
«To jedna z
niewiast na zamku.
Małżonka. Właśnie ma urodzić dziecko. Pierwsze i ostatnie, bo jej
małżonek umarł w
miesiącu Kislew. Nie wiem nawet, czy przeżyje, bo niewiasta, odkąd
została wdową,
cały czas płacze. To cień. Słyszysz? Nie ma już nawet siły krzyczeć...
Cóż...
została wdową, a ma siedemnaście lat... bardzo się kochali. Moja
małżonka i jej
teściowa mówią: “W swoim synu odnajdziesz Tobiasza”. Ale to są tylko
słowa...»
Wychodzą z wieży i
okrążają wał
ochronny, wciąż podziwiając miejsce i widoki. Potem zarządca koniecznie
chce
ofiarować gościom napoje i owoce. Wchodzą więc do przestronnego
pomieszczenia
[znajdującego się] w przedniej [części] twierdzy, gdzie słudzy
przynoszą to, co
nakazał.
Żałosna skarga
[rodzącej
niewiasty] rozlega się jeszcze bardziej rozdzierająco i z bliskiej
odległości.
Zarządca tłumaczy więc, że jego małżonka musi odejść od Nauczyciela.
Tymczasem
dochodzi do nich krzyk jeszcze straszniejszy niż wcześniejsza skarga.
Sprawia on, że
zastygają w powietrzu ręce, które podnosiły do ust owoce i kielichy.
«Pójdę zobaczyć,
co się stało»
- mówi zarządca.
I wychodzi, a
przez niedomknięte
drzwi dochodzi do nich jeszcze mocniejszy zgiełk, krzyki i szlochy.
Zarządca powraca:
«Jej dziecko
ledwie się
urodziło... i już umarło... Co za udręka! Niewiasta próbuje je ożywić
resztą swych
sił, ale chłopak już nie oddycha. Posiniał!...»
Zarządca potrząsa
głową i dodaje:
«Biedna Dorka!»
«Przynieś Mi to
niemowlę» [–
mówi Jezus.]
«Ależ ono nie
żyje, Panie» [–
wyraża zastrzeżenie zarządca.]
«Przynieś Mi
dziecko, mówię ci,
takie jakie jest. I powiedz matce, żeby miała wiarę» [– nalega Jezus.]
Zarządca oddala
się. Powraca:
«Nie chce [oddać
dziecka]. Mówi,
że nikomu go nie odda. Wydaje się szalona. Mówi, że chcemy to zrobić,
żeby jej je
odebrać.»
«Zaprowadź mnie do
niej, na próg
jej izby, żeby Mnie ujrzała.»
«Ale...» [–
próbuje coś
powiedzieć zarządca.]
«Pozwól Mi iść!
Oczyszczę się
potem, jeśli będzie trzeba...» [– przerywa mu Jezus.]
Idą pospiesznie
mrocznym korytarzem
aż do zamkniętych drzwi. Jezus sam je otwiera i staje na progu,
naprzeciw posłania, na
którym kruche stworzenie tuli do serca małą istotkę nie dającą już
znaków życia.
«Pokój z tobą,
Dorko. Spójrz na
Mnie. Nie płacz. Ja jestem Zbawicielem. Daj Mi twego małego...»
Nie wiem, co
takiego jest w głosie
Jezusa, ale zrozpaczona niewiasta, która w pierwszej chwili przycisnęła
martwego
noworodka do serca, spogląda teraz na Niego. W jej spojrzeniu,
udręczonym i szalonym,
pojawia się światło bolesne, lecz pełne nadziei. Oddaje małżonce
zarządcy małą
istotkę, zawiniętą w delikatne pieluszki... i pozostaje [w bezruchu] z
wyciągniętymi
ramionami. W jej poszerzonych źrenicach tli się życie i wiara. Ogłuchła
na prośby
teściowej, która chce ją zmusić do położenia się. Jezus odbiera
stygnące ciałko
zawinięte w pieluszki. Trzyma małego pod pachami i dotyka ustami
rozchylonej buzi.
Pochyla się, bo mała główka opada do tyłu. I silnie tchnie w nieruchome
gardło...
Pozostaje tak przez chwilę, z ustami przy małej buzi, potem się
prostuje... W
znieruchomiałym powietrzu rozlega się delikatne kwilenie... za drugim
razem nieco
silniejsze... potem trzecie... aż w końcu - prawdziwy płacz i
poruszenie małej
główki... ruch rąk, stóp... I w długim zwycięskim płaczu noworodka
nabiera kolorów
jego głowa pozbawiona włosów i jego maleńka twarzyczka... A krzyk matki
odpowiada mu:
«Moje dziecko!
Moja miłość!
Potomek mojego Tobiasza! Na moje serce! Na serce mamy... żebym umarła
szczęśliwa...»
– mówi, a jej szept gaśnie w pocałunku i w reakcji całkowicie
zrozumiałego
osłabnięcia.
«Umiera!» –
krzyczą niewiasty.
«Nie [– mówi
Jezus. –] Wchodzi
tylko w zasłużony odpoczynek. Kiedy się przebudzi, powiedzcie jej, żeby
nazwała swego
syna: Jesai-Tobiasz. Zobaczę się z nią w Świątyni, w dniu jej
oczyszczenia.
Żegnajcie. Pokój niech będzie z wami.»
Jezus zamyka po
cichu drzwi i odwraca
się, żeby powrócić do uczniów. Ci jednak są już tutaj, wzruszeni, bo
widzieli.
Teraz patrzą na Jezusa z podziwem. Wracają razem na dziedziniec.
Żegnają osłupiałego
zarządcę, który nie przestaje powtarzać:
«Jakże będzie
żałował
Tetrarcha, że go tu nie było!»
Oni zaś schodzą w
kierunku miasta.
Jezus kładzie rękę na ramieniu starego Beniamina i mówi mu: «Dziękuję
ci za to, co
nam pokazałeś, i za to, że przyczyniłeś się do cudu...»
Przekład: "Vox Domini"
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
TOP 33 033 00 04 Instrukcja i Schemat04 (131)2006 04 Karty produktów04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 104 How The Heart Approaches What It Yearnsstr 04 07 maruszewski[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiOr07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi04 kruchosc odpuszczania rodz2Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowychKNR 5 04więcej podobnych podstron