narbutt wesele na polu minowym










Maja Narbutt - Wesele na polu minowym






Rzeczpospolita - 27-02-2009

 Maja Narbutt

Wesele na polu minowym

 Gdyby chciały, mogłyby opowiedzieć
niejedną ciekawą lub wręcz kompromitującą historię. Obserwują naszą
rzeczywistość ze szczególnej perspektywy - tak zwanego najważniejszego
dnia w życiu 
- Wedding planner to twój najlepszy przyjaciel i sprzymierzeniec przez
tych kilka koszmarnych miesięcy, które następują po zaręczynach i kończą
się poprawinami - napisano na stronie stowarzyszenia ślubnych konsultantów.
Jeśli wierzyć niektórym moim rozmówcom, gdyby nie wedding plannerzy,
pewne śluby biznesmenów, bankierów czy polityków w ogóle nie doszłyby do
skutku. Zapracowane ViP-y nie znalazłyby czasu, by zorganizować uroczystość.
- Kryzys nie powinien dotknąć naszej branży. A nawet może jej sprzyjać.
Ludzie muszą się przecież jeszcze bardziej skupić na pracy zawodowej. Co
najwyżej panna młoda dojdzie do wniosku, że nie musi mieć sukienki za 10
tysięcy, w tej za 3 też będzie wyglądać ładnie - mówi jedna z
konsultantek.
Pewne jest jedno: państwo młodzi i wedding plannerzy muszą nadawać na
tych samych falach.
- Ślub i wesele to eventy o charakterze wizerunkowym. W zasadzie po względem
organizacyjnym podobne są do eventów promocyjnych, firmowych. Nasi klienci
oczekują tych samych wysokich standardów - mówi Katarzyna Gajek z agencji
Aspire. Na wizytówce ma napisane "managing director", przeszła solidny
trening w wielkich korporacjach i wielu jej klientów też się stamtąd
wywodzi. Jak mówi, najważniejszy jest dla niej pozytywny feedback od gości
imprez.
W konkurencyjnej agencji Beautifulday, najdłużej działającej na rynku, mówi
się raczej o satysfakcji i emocjach, jakie pojawiają się, gdy zbliża się
dzień ślubu. I podkreśla, że często prezesi wielkich firm wręcz nienawidzą
wszystkiego, co kojarzy się z korporacyjnością.
Pokaż mi swoje wesele, a powiem ci, kim jesteś. Tę prawdę znają
najlepiej właśnie wedding plannerzy.
- Ludzie, którzy mają identyczne pieniądze, mają często zupełnie inne
wesela. Kogoś satysfakcjonuje kameralna impreza za 20 tysięcy, inny może uznać,
że należy wydać 80 tysięcy - mówi Katarzyna Syrówka, właścicielka
agencji Beautifulday. Zdarza się, że właśnie ludzie o gorszym statusie
materialnym skłonni są wydać więcej. Nawet jeśli będzie to dla nich duży
wysiłek finansowy, skłonni są szarżować z żyłą na czole.
- Inaczej zachowują się ci, którzy mają świeże i bardzo szybko
zarobione pieniądze - potwierdza Zuza Kuczbajska ze Ślubnej Pracowni. -
Powiedzmy szczerze: prawie wszystkie majątki w Polsce są nowe. Ale bardziej na
luzie do swego ślubu podejdzie przedsiębiorca czy prezes koncernu, który
cieszy się wysoką pozycją finansową od kilkunastu lat, a inaczej ten, który
dopiero do takiej pozycji aspiruje.
I tak naprawdę o charakterze wesela decyduje niekiedy bardziej styl życia
niż finanse.
- Pewne rzeczy widać już przy pierwszych rozmowach. Dla niektórych fakt,
że wina będzie dobierał sommelier, jest oczywisty, ale są i tacy, którzy
nie tylko nie doceniają wagi zharmonizowania wina z daniem, ale nie słyszeli o
instytucji sommeliera. Po prostu uważają, że wino to nie jest to, co pije się
na weselu - mówi Katarzyna Syrówka.
Jeśli w pięciogwiazdkowym warszawskim hotelu znajdą się goście, którzy
przyjadą z małego miasta, prawdopodobnie będą stremowani. Rożne widelce
przy nakryciu, kelnerzy przyzwyczajeni do wyrafinowanego sposobu podawania
potraw - mówi Katarzyna Gajek. - Goście nie tylko poczują się zagubieni,
ale może się to im nie spodobać.
Sushi po mielonym
Ciotki i kuzyni z prowincji, koledzy z podstawówki, przyjaciele z dzieciństwa.
Kiedy państwo młodzi zapraszają gości na ślub, chcą im zademonstrować, co
osiągnęli. I chociaż konsultanci nie mówią tego wprost, to ślub i wesele
ma wykreować wizję życiowego sukcesu młodej pary.
A polska rzeczywistość jest właśnie taka - drapieżni menedżerowie międzynarodowych
koncernów czy gwiazdy show biznesu często zostawili za sobą przaśną
codzienność prowincjonalnych miasteczek. Wychowali się na zupie ogórkowej i
kotlecie mielonym, ale teraz najchętniej jadają w sushi barach.
"Sushi bar" to hasło, które elektryzuje konsultantów ślubnych. -
Coraz częściej narzeczeni oświadczają na wstępie, że na weselu koniecznie
ma być sushi. Perswaduję, że to nie najlepszy pomysł. Zazwyczaj dochodzi do
kompromisu: sushi tak, ale jako jeden z bufetów - mówi jedna z wedding
plannerek.
Ale nawet jeśli państwo młodzi zrezygnują z sushi, to i tak jest spore
prawdopodobieństwo, że nie trafią w gusty tych, którzy na co dzień
pozostali przy schabowym.
- Tradycyjny model wesela, nadal dość szeroko rozpowszechniony, polega na
tym, że na stole sałatka i śledź sąsiadują z tortem. A w hotelu kelnerzy
ceremonialnie serwują kolejno przystawki oraz dania i trzeba czekać na ich wejście.
Niektórzy goście uważają, że jeśli stół jest pusty, to po prostu
gospodarze są skąpi - mówi jedna z konsultantek. Szczególnie denerwuje gości
fakt, że muszą czekać, aż kelnerzy naleją alkohol. W tej kwestii
zestresowani luksusem pięciogwiazdkowego hotelu goście są jednak nieugięci
- w końcu zawsze udaje się zmusić kelnera, by zostawił butelkę na stole.
- Problemem wedding plannera jest miks gości - twierdzą zgodnie
konsultantki. - Nowi znajomi państwa młodych najczęściej zdecydowanie się
różnią od ich rodzin. Trzeba dbać, by nikt nie poczuł się urażony.
Czasem jednak nie udaje się tego uniknąć.
- Państwo młodzi zaprosili znajomych z kręgu dużego biznesu, także
towarzystwo międzynarodowe. Było to naturalne, bo oboje byli prezesami
wielkich firm - opowiada Katarzyna Syrówka z Beautifulday. - Wszyscy
znakomicie się bawili, zdjęli natychmiast marynarki i na luzie testowali wina.
Z pewnym wyjątkiem. Przy czterech stolikach tkwiła rodzina młodej pary.
Sparaliżowani tkwiącymi za plecami kelnerami, sztywni i czerwoni ze
zdenerwowania ludzie. Do końca wesela nie zjedli niczego.
Zdarza się również, że przeflancowana w obce środowisko rodzina bawi się
jak umie, co też niekoniecznie jest sukcesem. - Zapamiętam na zawsze
wielkie, kilkusetosobowe wesele, na które państwo młodzi zaprosili senatorów,
polityków i świat biznesu. I oczywiście była rodzina. Ludzie, po których
znać było ciężką fizyczną pracę. Niektórzy nadużyli alkoholu, co skończyło
się tak, że rolnik przewracał się na elegancką damę i wybuchał mały
skandal - mówi Zuza Kuczbajska ze Ślubnej Pracowni.
Puste koperty w prezencie
Jeśli coś może pójść źle, na pewno pójdzie źle. To klasyczne prawo
Murphy'ego poznali w praktyce wszyscy wedding plannerzy. - Sił natury nie
pokonamy. Naszą zmorą jest pogoda. W jedną sobotę września w nocy jest 25
stopni, w następną nieoczekiwanie kilkanaście stopni mniej. Ogrodowe przyjęcie
nie będzie sukcesem. Namiot trzeba zamknąć, staje się po prostu zwykłym
pomieszczeniem - mówi Katarzyna Syrówka.
Czasem może być jeszcze gorzej, bo okazuje się, że namiot przecieka. -
Wesele zaczęło się chylić ku upadkowi, zdenerwowana zaczęłam myśleć,
jakie pretensje zgłoszą klienci. I wtedy muzycy zaimprowizowali. Zaczęli grać
"Singing in the Rain ", a potem inne kojarzące się z deszczem utwory -
wspomina jedna z konsultantek. - Nagle wszyscy zaczęli się świetnie bawić,
zrzucili buty i tańczyli w kałużach.
Każdy z wedding plannerów ma przygotowanych kilka scenariuszy wyjścia z
krytycznych sytuacji, kiedy zawiedzie na przykład któryś z podwykonawców. I
oczywiście zawsze należy się liczyć z banalnymi problemami, które występują
na każdym weselu.
- Pojawiamy się z wielką, wypakowaną torbą. Aspiryna na ból głowy dla
druhny, lekarstwa żołądkowe dla cioci, igła z nitką, by zszyć rozerwaną
kreację. Ładowarka do telefonu. Masa drobiazgów, a w zaparkowanym samochodzie
piętrzy się góra potrzebnych gadżetów - mówi Zuza Kuczbajska.
Konsultantka ślubna zastąpi w potrzebie druhnę panny młodej, która co
prawda niezwykle starannie zaaranżowała swój wygląd, ale zapomniała dowodu,
więc nie może być świadkiem na ślubie. Wyśle kogoś, by wyłączył żelazko
w domu pana młodego. Jest buforem, który odgradza młodą parę od przyziemnej
rzeczywistości. A jednak i tak czasem jest tylko bezsilnym świadkiem ich stresów.
- Coraz częściej przynosi się zamiast prezentów koperty z pieniędzmi. Taką
prawidłowość obserwujemy od roku. I kiedyś, po bardzo udanym weselu młodych
ludzi z wyższej kadry bankowej, poszliśmy razem do ich pokoju hotelowego -
opowiada Katarzyna Syrówka. - Chcieli zapłacić ostatnią ratę za wesele i
zamierzali wykorzystać podarowane im pieniądze. Co druga koperta była pusta.
Patrzyłam, jak z wrażenia usiedli na łóżku.
Zaprosić tak, żeby nie przyszli
Czy zaprosić swoją asystentkę na ślub czy nie? W końcu to osoba, która
spędza wiele czasu ze swym szefem. Często jest wtajemniczona w jego życie
prywatne. Ale z drugiej strony, czy zwykła asystentka pasuje do gości prezesa,
czy odnajdzie się w towarzystwie jego znajomych?
Jeśli wierzyć wedding plannerom, takie problemy dręczą ich klientów z dużych
firm. Ślub i wesele są jak pole minowe. Możliwości gaf i wpadek jest nieskończenie
wiele. Najpoważniejsze wyzwania, przed jakimi stają konsultantki ślubne, wypływają
jednak nie z savoir vivre'u, ale współczesnej obyczajowości.
Co zrobić z dziećmi państwa młodych? Często w grę wchodzą powtórne małżeństwa
i każdy z partnerów ma już swoje dzieci. W tej kwestii konsultantki ślubne
nie mają wątpliwości - dzieci należy zaaranżować, wyeksponować, wypchnąć
do przodu i w ten sposób stworzyć atmosferę rodzinnej harmonii.
Znacznie trudniej przedstawia się problem byłych małżonków czy
narzeczonych.
- Dobry obyczaj wymaga, by zaprosić ich na ślub. Ale oni powinni wiedzieć,
że absolutnie nie mogą na ten ślub przyjść - uważa Katarzyna Syrówka.
Kiedy wedding planner rozmawia z klientem, stara się ustalić mapę
towarzyskich i rodzinnych powiązań.
- To dzieje się spontanicznie. Jeśli spotykamy się przez rok, to w końcu
wszystko staje się jasne. Klienci sami zresztą mówią, że pewnych osób nie
można posadzić obok siebie - mówi Zuza Kuczbajska. - Wspominają, że
jedna z zaproszonych pań niedawno poroniła, a inny gość jest Żydem, więc
trzeba szczególnie uważać, by prowadzący wesele nie mówił niestosownych
dowcipów.
Ale i tak, mimo wielu wspólnie spędzonych z klientem godzin, na finiszu
wedding planner musi zadać pytanie: czy jest coś, o co czym powinien wiedzieć?
Niewiele rzeczy jest w stanie go zaskoczyć - do takich należy jednak
sytuacja, gdy na przykład państwo młodzi bardzo stanowczo podkreślają, że
nie może być żadnych podziękowań dla rodziców.
Nieromantyczni urzędnicy
Wśród krzyżujących się promieni laserów, w oprawie widowiska "światło
i dźwięk" młoda para stanęła przed ołtarzem. Chwilę przedtem państwo młodzi
przybyli do kościoła, ścigając się jak w amerykańskim filmie dwoma
kabrioletami. Tak swój ślub wyobrażali sobie pewni niedoszli klienci agencji
Aspire.
- Musiałam odmówić. Nie wyobrażałam sobie kościoła, który zgodzi się
na taką ceremonię - mówi Katarzyna Gajek.
To jednak wyjątek - na ogół państwo młodzi wcale nie życzą sobie
specjalnych ekstrawagancji. Na spotkanie z wedding plannerem mogą co prawda
przynieść wycinki z gazet opisujące niezwykłe śluby, jakie odbyły się za
granicą, gdy wymiana obrączek nastąpiła w balonie lub pod wodą. Uprzejmie zachwycą się podsuniętymi przez konsultantkę fotografiami loftów na
warszawskiej Pradze. Ale w końcu i tak na miejsce wesela wybiorą pięciogwiazdkowy
hotel, dwór lub pałacyk.
Nawet marzenia na temat tak zwanego najważniejszego dnia w życiu są więc
raczej standardowe. Z reguły marzy się więc, by ceremonia ślubna - jeśli
jest to ślub cywilny - odbyła się w okolicznościach uznanych za
romantyczne. Najwyraźniej celem każdego wedding plannera jest wyciągnięcie
urzędników stanu cywilnego z ich naturalnego środowiska i ustawienie w
plenerze. Urząd stanu cywilnego działa na ambitnego wedding plannera jak płachta
na byka. Słuchając opowieści konsultantów ślubnych, można wręcz dojść
do wniosku, że urzędy te powinny zostać zburzone - orszaki ślubne mijające
się na schodach, zagubieni goście szukający właściwej sali, rozbrzmiewające
z różnych kierunków marsze Mendelssohna tworzą atmosferę koszmaru.
Jednak urzędnicy USC stawiają na ogół zacięty opór.
- Ustawa skonstruowana jest dość nieprecyzyjnie. Przewiduje możliwość
ślubu poza urzędem, ale niektórzy najchętniej uznaliby, że tylko śmiertelna
choroba kogoś z młodej pary może sprawić, że do tego dojdzie - uśmiecha
się Katarzyna Syrówka. Śluby VIP-ów w romantycznej scenerii świetnie
sprzedają się w mediach, które chętnie opisywały np. jak Superniania z TVN,
czyli Dorota Zawadzka, mówi "tak" swemu wybrańcowi w parku koło Sejmu. Często
jednak taki ślub to tylko zainscenizowany spektakl z udziałem aktora odgrywającego
rolę urzędnika, a sama ceremonia, zupełnie banalna, odbyła się wcześniej
cicho i bez rozgłosu w urzędzie.








Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wesele na Wsi taniec mołdawski]
Repertuar muzyczny na wesele
zespol;muzyczny;na;wesele;new;life,wizytowka,9763
Przerabianie stypy na wesele
Wyznaczanie sił działajacych na przewodniki w polu mag
BITWA NA KULIKOWYM POLU
Na moim polu
zestawy cwiczen przygotowane na podstawie programu Mistrz Klawia 6
PKC pytania na egzamin

więcej podobnych podstron