Debbie Macomber
Dom z marzeń
Przełożyła
Hanna Hessenmuxller
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
ROZDZIAA PIERWSZY
Ludzie powiadają, że żona zawsze
dowiaduje się ostatnia. Może i tak, ale
Emily wiedziała o tym wcześniej. Już pon-
ad tydzień żyła ze świadomością, że Dave,
jej mąż, związał się z inną kobietą.
A ponieważ był nie tylko jej mężem, lecz
także pastorem Dave em Flemmingiem,
tym większą odrazę i lęk wzbudzała
okropna myśl, że pokochał kogoś innego.
Sama zdrada była już wystarczającym
złem, ale zlekceważyć swoje obowiązki
moralne wobec kongregacji... wobec Bo-
ga! Nie, to po prostu nie mieściło się
w głowie.
Niestety, fakty mówiły same za siebie.
Wybierali się do lokalu, by uczcić kolejną
4/29
rocznicę ślubu. Emily czekała na Dave a
w kancelarii parafialnej i trochę już
zniecierpliwiona zdjęła z kołeczka na
drzwiach marynarkę męża. Gdy
przewiesiła ją przez rękę, z kieszeni
wypadło właśnie to. Kolczyk. Kolczyk z di-
amentem. Drugi, identyczny, spoczywał
w drugiej kieszeni.
Dwa przepiękne wielkie kolczyki
wysadzane diamentami, których właści-
cielką na pewno nie była ona, żona pasto-
ra.
W pierwszej chwili pomyślała, że jest to
prezent dla niej z okazji rocznicy ślubu,
jednak natychmiast to skorygowała. Po
pierwsze, taki prezent daje siÄ™ w ele-
ganckim pudełeczku od jubilera. A po
drugie, to po prostu niemożliwe ze
względów finansowych. Dysponowali
bardzo ograniczonym budżetem do-
5/29
mowym, więc wszelkie ekstrawagancje
były wykluczone.
Powinna była od razu spytać męża o te
kolczyki, nie chciała jednak swoją pode-
jrzliwością psuć wspólnego wieczoru.
W rezultacie nie spytała do dziś, co wcale
nie znaczyło, że sprawę uznała za niebyłą.
Oczywiście, że nie! Przecież kolczyki ot-
worzyły jej oczy na inne, równie pode-
jrzane zjawiska! Przede wszystkim na to,
że Dave od jakiegoś czasu był dziwnie za-
jęty. Tak bardzo, że miły obyczaj spędza-
nia po obiedzie co najmniej godziny tylko
we dwoje poszedł w zapomnienie, bo
Dave musiał dokądś pędzić, albo na
obiedzie w ogóle go nie było przynajmniej
dwa, trzy razy w tygodniu. A poza tym os-
tatnio zaczął bardziej dbać o swój
wygląd. Oczywiście można to złożyć na
karb zbyt bujnej wyobrazni, niemniej jed-
nak...
6/29
Dni mijały, liczba podejrzeń podwoiła
się, a nawet potroiła, jednak Emily wciąż
zwlekała z zasadniczą rozmową.
Owszem, zaczęła podpytywać męża,
dokąd się wybiera, lecz za każdym razem
uzyskiwała dość mętną odpowiedz. Dave
wymieniał kompletnie nieznane jej
nazwiska, wspominał o jakichś spotkani-
ach, a przede wszystkim Emily odnosiła
wrażenie, że jest jej dociekliwością
urażony. Dlatego po jakimś czasie przes-
tała pytać.
Mamusiu, kiedy tata wróci? spytał
Mark, młodszy synek, zerkając na nią
znad talerza. Miał osiem lat i brązowe
oczy po ojcu.
Mały Mark nie wiedział, że mama zada-
je sobie w duchu identyczne pytanie.
Wkrótce tu będzie odparła, starając
się, żeby zabrzmiało to tak, jakby nie mi-
ała najmniejszych wątpliwości.
7/29
Tata prawie nigdy nie je z nami.
Matthew, starszy synek, nie krył niezad-
owolenia.
Cóż, taka była prawda. Dave a bardzo
często nie było razem z rodziną przy jed-
nym stole i Emily coraz bardziej
utwierdzała się w przekonaniu, że jej mąż
jada obiady z innÄ… kobietÄ….
Oczywiście przed synkami, jak zawsze,
usprawiedliwiła nieobecność męża
w sposób najprostszy:
Waszego tatę zatrzymało coś w koś-
ciele. Zdarza się powiedziała lekko
i swobodnie, siadając przy stole. Cała
trójka złożyła ręce i pochyliła głowy,
kiedy Emily zmawiała krótką modlitwę
dziękczynną, do której ostatnimi czasy
dodawała w duchu gorącą prośbę
o odwagę, kiedy będzie musiała stawić
czoło temu, co zapewne już niebawem
wybuchnie w ich małżeństwie.
8/29
Mamo, a nie możemy chociaż raz na
niego poczekać? spytał Mark, niechęt-
nie sięgając po widelec.
Nie, bo macie lekcje do odrobienia,
prawda?
Ale tato...
Tata zje pózniej.
Udawała, że je. Jej apetyt znikł w chwili,
gdy znalazła kolczyki z diamentami
i zdała sobie sprawę, że nie wolno jej już
niczego ignorować. Chociaż, jak pow-
tarzała sobie wielokrotnie, obecność kol-
czyków w kieszeniach marynarki męża
można wytłumaczyć na wiele sposobów.
Miała zamiar spytać go o nie następnego
dnia... i nie spytała.
Wiedziała, co ją od tego powstrzymuje.
Bała się usłyszeć prawdę, bała się, co
z tej prawdy wyniknie. Bała się, że pas-
torzy, jak zwykli śmiertelnicy, nie potrafią
oprzeć się pokusie. Potrafią się zaroman-
9/29
sować, popełniać błędy, których nie moż-
na już naprawić.
Oczywiście był jeszcze cień nadziei, że
to tylko nieporozumienie, które pod wpły-
wem wyobrazni nabrało wymiarów
tragedii. Ten cień znikł jednak bez śladu
po spotkaniu z Beldonami, Bobem i Peg-
gy, właścicielami pensjonatu Thyme and
Tide. Natknęła się na nich w sklepie
spożywczym, w przejściu między regała-
mi. W trakcie rozmowy Bob wspomniał,
że bardzo mu brakuje gry w golfa
z Dave em.
Od trzech lat Dave i Bob, kiedy pogoda
dopisała, raz w tygodniu grywali razem
w golfa. A z tego, co powiedział Bob,
wynikało niezbicie, że Dave zrezygnował
z tej rozrywki już rok temu. Rok! Mimo
to zeszłego lata w każdy poniedziałek po
południu ładował do samochodu kije gol-
fowe i jechał niby na spotkanie z Bobem.
10/29
A tak naprawdÄ™ na spotkanie z kimÅ› in-
nym!
Emily westchnęła. Nie, nie powinna do-
puszczać, by wszystkie jej myśli szły
w jednym kierunku, podążając dobrze już
wydeptaną ścieżką wątpliwości i pode-
jrzeń. Przecież doszło do tego, że połowę
czasu spędza na odgrywaniu roli
zrównoważonej, bezkonfliktowej żony,
drugą połowę poświęca na rozpamięty-
wanie wszystkiego, co złe, a jednocześnie
powstrzymuje się od zażądania wy-
jaśnień. Tak. Bo nadal, chociaż niby chci-
ała poznać prawdę, bez względu na to,
jak bardzo byłaby bolesna, bała się ją poz-
nać. Która żona by się nie bała?
W rezultacie milczała, sama zaskoc-
zona, jak znakomicie udaje jej siÄ™ to
udawanie, że wszystko jest w najlepszym
porzÄ…dku. Znajomi niczego nie podejrze-
wali, a Dave sprawiał wrażenie, jakby był
11/29
pewien, że żona jest kompletnie
nieświadoma. Może gdyby było inaczej,
gdyby wyczuł, że Emily ma jednak pewne
wątpliwości, sam zacząłby rozmowę na
ten temat. Ona z kolei, niby żądna wy-
jaśnień, a jednocześnie odkładająca pyta-
nia na pózniej, zapewne podświadomie na
to właśnie czekała. Że mąż pierwszy za-
cznie rozmowÄ™. W rezultacie oboje
dawali niezły popis sztuki aktorskiej.
A zeszłej niedzieli Dave wygłosił
wzruszające kazanie o miłości do współ-
małżonka.
Emily, słuchając pięknych, podniosłych
słów, czuła się jak większość
niekochanych żon na naszym globie. Była
bliska zalania siÄ™ Å‚zami na oczach wszys-
tkich wiernych zgromadzonych w koÅ›-
ciele. Oczywiście, wszyscy by pomyśleli,
że to ze wzruszenia. Przecież Dave,
wygłaszając kazanie, w jakiś sposób
12/29
składał hołd swojej małżonce. A ona na-
jchętniej ogłosiłaby wszem i wobec, że
owszem, słowa brzmią bardzo pięknie,
ale to tylko słowa.
Trudno uwierzyć, że coś takiego przy-
trafiło się właśnie im. Emily zawsze była
pewna, że ich małżeństwo opiera się na
solidnych podstawach, a Dave jest jej na-
jlepszym przyjacielem. Okazało się, że nie
miała racji.
Drzwi z kuchni do garażu otwarły się
i do domu, ku wielkiemu zaskoczeniu
Emily, wszedł jej mąż.
Tata!
Mark natychmiast zsunął się z krzesła
i popędził do ojca. Był tak bardzo
rozpromieniony, jakby nie widział go co
najmniej rok.
Witaj, synu! Co u ciebie nowego?
spytał Dave, przygarniając go do siebie.
Mark był już za duży, żeby brać go na
13/29
ręce, ale każde dziecko przecież łaknie
zainteresowania i czułości ze strony ojca.
Dave przytulił Marka, starszemu
synkowi żartobliwie rozwichrzył włosy,
żonę pocałował w policzek.
Tak się cieszę, że udało mi się zdążyć
do domu na obiad powiedział, siadając
do stołu.
Też się cieszę, tato! Bardzo! zawołał
Mark, spoglÄ…dajÄ…c na ojca roziskrzonym
wzrokiem.
W rezultacie Emily również poczuła się
uradowana i ochoczo poderwała się
z krzesła, by przynieść czwarte nakrycie.
Tego dnia zrobiła zapiekaną enchiladę.
Dave, uśmiechając się do żony szeroko,
nałożył sobie na talerz olbrzymią porcję.
Moja ulubiona tortilla! Dziękuję, Em,
że ją zrobiłaś!
Zrobiłam z wielką przyjemnością.
14/29
Moment szczęśliwości trwał. Emily
przechwyciła wzrok męża, zdając sobie
sprawę, że w jej spojrzeniu na pewno jest
teraz tylko i wyłącznie czułość. I bardzo
dobrze. Przecież zawsze może się okazać,
że te wszystkie nieszczęsne podejrzenia
są całkoicie bezpodstawne.
Tatusiu, pomożesz mi po obiedzie
w lekcjach? spytał Mark.
Ich młodszy syn, uczeń drugiej klasy, był
prymusem i absolutnie nie potrzebował
żadnej pomocy w odrabianiu lekcji, ale
wiadomo, chciał, żeby ojciec poświęcił
mu trochÄ™ czasu.
Tato, obiecałeś mi, że pogramy w fut-
bol, pamiętasz? spytał Matthew, choć
był to koniec listopada i na dworze zro-
biło się już ciemno.
Spokojnie! Spokojnie! Dave roześmi-
ał się i podniósł ręce. Dajcie mi chwilę
odetchnąć!
15/29
Chłopcy nadal patrzyli na ojca wyczeku-
jąco, a ponieważ chwila szczęśliwości już
minęła, Emily serce się krajało, gdy pa-
trzyła na swoich synków. Jak bardzo
kochają swojego tatę, który...
Potem zajmę się wami oznajmił
Dave. Przedtem jednak muszę zamienić
kilka słów z waszą mamą.
Po plecach Emily przebiegł lodowaty
dreszcz. Czyżby to właśnie dziś miało do-
jść do upragnionej rozmowy, z powodu
której jednocześnie umierała ze strachu?
Tato, nie! zajęczał Mark.
To będzie bardzo krótka rozmowa
obiecał Dave. A teraz nałóżcie sobie fa-
solki.
Dobrze...
Emily pierwszemu Dave owi podsunęła
miseczkę z fasolką szparagową z płatka-
mi migdałów polaną roztopionym
masłem. Dave co prawda fanem fasolki
16/29
nie był, ale ponieważ chłopcom należało
dać przykład, dlatego nałożył sobie na
talerz parę łyżek.
Po obiedzie chłopcy sprzątnęli ze stołu
i poszli do siebie na tak zwanÄ… godzinÄ™
kształcenia. Tak wymyślił Dave. Nieza-
leżnie od tego, czy mieli coś zadane do
domu, czy nie, ta godzina przeznaczona
była na rozwój umysłu. Na czytanie,
pisanie albo przeglÄ…danie pracy do-
mowej. Telewizor był wyłączony, gry
wideo w tym czasie zakazane.
Chłopcy powlekli się do swojego pokoju,
Emily nastawiła ekspres, cały czas zas-
tanawiając się, czy istotnie będzie to roz-
mowa, jakiej się spodziewała.
Dave rozpoczÄ…Å‚ jÄ… w chwili, gdy
kończyła nalewanie kawy.
Jesteś szczęśliwa, Emily? Zabrzmiało
to tak żarliwie, jakby koniecznie musiał to
wiedzieć.
17/29
Unikając spojrzenia męża, postawiła na
stole dwa parujÄ…ce kubki.
Czy jestem szczęśliwa?
Odruchowo wsadziła ręce do kieszeni
spranych dżinsów i zaczęła się zastanaw-
iać. W obecnej sytuacji odpowiedz nie
była taka prosta...
Nie spodziewałem się, że to pytanie
okaże się dla ciebie tak bardzo kłopotliwe
mruknÄ…Å‚ wyraznie rozczarowany jej wa-
haniem.
Co skłoniło Emily do zabrania głosu:
Przecież nie ma powodu, żebym była
nieszczęśliwa, prawda? Mieszkam
w pięknym domu, nie muszę pracować
zawodowo, więc mogę zajmować się
naszymi synkami, jak tego chcieliśmy.
A mój mąż kocha mnie nad życie, praw-
da? Ostatnie zdanie, oczywista aluzja do
niedzielnego kazania, można było jednak
odebrać jako szczyptę ironii. Dlatego, up-
18/29
rzedzając Dave a, sama zadała pytanie:
A jak z tobą? Czy ty jesteś szczęśliwy?
Naturalnie, że jestem odparł bez wa-
hania.
W takim razie ja też oznajmiła
również bez wahania i zamiast usiąść
przy stole, zabrała się do wkładania brud-
nych naczyń do zmywarki.
Usiądz, Emily powiedział Dave.
Proszę. Chciałem z tobą jeszcze o czymś
pogadać.
Trudno, musiała opaść na krzesło.
SÅ‚ucham.
Dziś w nocy nie spałaś dobrze.
A więc zauważył. Zasnęła bez proble-
mu, ale po jakiejś godzinie czy dwóch
obudziła się całkiem przytomna i do
samego rana rzucała się po łóżku, cza-
sami tylko przysypiajÄ…c na moment. Nie
mogła spać z powodu tych okropnych
myśli kłębiących się w głowie. Dave za-
19/29
kochany jest w innej... Może nawet
dokonał już prawdziwej zdrady...
Zawsze uważała siebie za kobietę o sil-
nej psychice, która w sytuacji kryzysowej
potrafi zachować zimną krew. Kobietę, od
której inni oczekują wsparcia i otuchy. Ni-
estety, w tej konkretnie sytuacji, jakże
bardzo kryzysowej, zachowywała się
niczym zwyczajny tchórz.
Jeśli coś cię trapi, Emily, to po prostu
powiedz. Może będę mógł ci pomóc
powiedział łagodnym aż do bólu za-
troskanym głosem, którego często używał
wobec wiernych.
Niestety nie była jedną z parafianek,
która wyszeptuje pastorowi swoje troski.
Była jego żoną i miała problem, którym
nie tak łatwo się podzielić.
A co niby ma mnie... trapić?! rzuciła
prawie wesoło i leciutko wzruszyła
20/29
ramionami, spodziewając się, że Dave uz-
na temat za wyczerpany.
A jednak okazał się bardzo dociekliwy.
Nie wiem, dlatego ciÄ™ pytam, Emily.
Może panie z naszej parafii żądają od
ciebie zbyt wiele? Jesteś przemęczona?
Bez przesady.
Owszem, panie, które wymyśliły opra-
cowanie nowej książki kucharskiej, chci-
ały, żeby to ona pokierowała realizacją
projektu. Jednak zgodnie z prawdÄ…
powiedziała, że nie ma na to czasu, oczy-
wiście wiedząc doskonale, że w tym mo-
mencie niejedna dama nastroszyła piór-
ka. Przecież w parafialnej wspólnocie
uważano powszechnie, że niepracująca
zawodowo żona pastora powinna być na
każde skinienie. Tak samo jak Dave. Emi-
ly nie miała najmniejszego zamiaru być
jeszcze jednym kościelnym wyrobnikiem,
i to darmowym. Dała to jasno do zrozu-
21/29
mienia, kiedy jej mąż obejmował parafię
w Cedar Cove. Uważała, że jej rola polega
na wspieraniu męża, poza tym jest matką
dwóch synów i prowadzi dom. No
i wystarczy.
Emily, gdyby coś cię zdenerwowało,
powiedziałabyś mi, prawda?
Oczywiście!
Do kuchni zajrzał Mark.
Tato, skończyłeś już rozmawiać
z mamą? Możesz mi pomóc w matmie?
Dave spojrzał na Emily.
Ze mnÄ… wszystko w porzÄ…dku
powiedziała z naciskiem.
Dave nie sprawiał wrażenia przeko-
nanego, ale nie dyskutował. Dopił kawę
i wstał.
Dobrze, Mark. Już do ciebie idę.
OdprowadzajÄ…c wzrokiem wychodzÄ…-
cych z kuchni męża i synka, nie ustawała
w wyrzutach wobec samej siebie. Jak
22/29
mogła zaprzepaścić taką szansę! Przecież
to właśnie pytanie czy jesteś szczęśliwa
stwarzało znakomitą okazję do
wypowiedzenia siÄ™ na wiadomy temat!
Ale ona, oczywiście, stchórzyła! Tak, tak,
choć próbuje siebie usprawiedliwić, up-
arcie wmawiając sobie, że przed tak
poważną i brzemienną w skutki rozmową
powinna zebrać jeszcze więcej faktów.
Czyli jest po prostu beznadziejna.
O dziewiątej obaj synkowie już spali.
Kiedy ojciec był w domu, z zapędzeniem
ich do łóżek nie było problemu, jednak
kiedy wieczorem go nie było ostatnio
prawie standard chłopcy wynajdywali
tysiące powodów, by położyć się spać jak
najpózniej.
Resztę wieczoru Emily postanowiła
spędzić w pokoju, w którym urządziła
pracownię krawiecką. Zabrała się do pra-
sowania kwadratów, z których miała pow-
23/29
stać patchworkowa kołdra dla Matthew.
Materiał, który udało jej się zdobyć pod-
czas wyprzedaży w Patchworkowej
Żyrafie, był naprawdę bardzo ładny. Jasna
bawełenka w delikatny wzorek...
Nagle usłyszała za sobą kroki. Potem
ktoś objął ją wpół. Wiadomo kto.
W końcu sami szepnął Dave
i pocałował ją w kark.
Emily uśmiechnęła się mimo woli
i wyłączyła żelazko. Ona i Dave tacy
właśnie byli, spontaniczni, pełni czułości,
starali się też wszystko brać na wesoło...
Byli. Bo w którymś momencie zaczęło
to się zmieniać. Kiedy dokładnie? Chyba
na początku roku. W każdym razie już
dawno mąż tak miło jej... nie zaczepił.
Och, Dave, co ty...
Po prostu kocham moją żonę
mruknÄ…Å‚ do jej karku.
24/29
Emily zaśmiała się i ścisnęła mocno jego
palce na swoich biodrach.
Naprawdę, Dave? Po czym jęknęła
w duchu, bo zabrzmiało to niemal błagal-
nie.
Kocham całym sercem i duszą.
Jeszcze raz pocałował ją w kark i ruszył
do drzwi.
Dave! A ty dokÄ…d?
Robisz patchwork, więc posiedzę nad
niedzielnym kazaniem.
Aha...
Ciekawe. Zwykle Dave pisał kazania
w kancelarii parafialnej. Zaskoczona Emi-
ly popatrzyła za mężem. Przeszedł kory-
tarzem, wszedł do swojego gabinetu
i starannie zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi.
Te drzwi zwykle były otwarte. Dopiero
ostatnio Dave zaczął je zamykać...
Emily włączyła żelazko i znów zajęła się
prasowaniem, choć akurat głowę miała
25/29
zajętą czymś zupełnie innym. Trudno
przecież skoncentrować się na kołdrze,
kiedy do żony dociera, że mąż nagle uznał
za konieczne zamykać drzwi.
Dlaczego? Wiadomo. Najpewniej dz-
woni teraz do kogoś i nie chce, żeby żona
go słyszała.
Po godzinie Emily doszła do wniosku, że
Dave, jeśli dzwonił, rozmowę na pewno
już zakończył, warto się jednak upewnić.
Z czym nie będzie problemu, bo po prostu
zaniesie mu kawÄ™.
Puknęła w drzwi tylko raz i weszła do
środka. Mąż istotnie siedział za biurkiem,
na którym leżały otwarta Biblia oraz
brulion o żółtych kartkach, w którym
Dave robił notatki.
Przyniosłam ci kawę.
O, dziękuję, że o tym pomyślałaś,
kochanie.
Bardzo proszÄ™.
26/29
Postawiła kubek na podstawce, to
znaczy płytce ceramicznej z malowidłem
Matthew wykonanym w pierwszej klasie,
i wyszła z gabinetu. Teraz ona starannie
zamknęła za sobą drzwi. Odetchnęła
głęboko i poszła do kuchni, do telefonu.
Nacisnęła redial i po trzecim sygnale
usłyszała kobiecy głos, miękki, z leciutką
zadyszkÄ…. Po prostu niebywale seksowny.
To znowu ty, Davey?
Davey?!
Przepraszam, pomyłka rzuciła
szorstko Emily i odłożyła słuchawkę, czu-
jÄ…c, jak wszystko w niej siÄ™ obrywa.
Matko święta, właśnie go przyłapała! Mi-
ał czelność dzwonić z własnego domu do
jakiejś baby, przez którą prawdopodobnie
rozleci się ich małżeństwo!
Okropność. Emily drżącymi palcami
nadal ściskała słuchawkę. Świadomość,
że ma rację, nie dawała jej żadnej satys-
27/29
fakcji. Żadnej, czego zresztą wcale się nie
spodziewała.
Tytuł oryginału:
8 Sandpiper Way
Pierwsze wydanie:
MIRA BOOKS, 2008
Opracowanie graficzne okładki:
Kuba Magierowski
Redaktor prowadzÄ…cy:
Grażyna Ordęga
Opracowanie redakcyjne:
Władysław Ordęga
Korekta:
Małgorzata Narewska
© 2008 by Debbie Macomber
© for the Polish edition by Arlekin Wy-
dawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.,
Warszawa 2012
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie
z prawem reprodukcji części lub całości dzieła
w jakiejkolwiek formie.
29/29
Wydanie niniejsze zostało opublikowane
w porozumieniu z Harlequin Enterprises II
B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczy-
wistych żywych lub umarłych jest
całkowicie przypadkowe.
Arlekin Wydawnictwo Harlequin Enterprises
sp. z o.o.
00-975 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal
24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-238-9233-5
Konwersja do postaci elektronicznej:
Legimi Sp. z o.o.
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Debbie Macomber The First Man You MeetMacomber Debbie Srebrzyste dzwonkiGrajnert Józef Dzielny Komorek E bookwięcej podobnych podstron