Zakupy z Alice translated by Annie


Od Annie vel. Gowdy:
Jest to wycięty przez Meyer fragment, mający pierwotnie pojawić się w  Zmierzchu . Akcja
zaczyna się od chwili, gdy Bella wraz z Alice i Jasperem jadą do Phoenix, uciekając przed
Jamesem. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam miłego czytania.
Od S. Meyer:
Rozpoznacie część tego rozdziału  niewielkie kawałki przetrwały i zostały połączone z tym,
co jest w rozdziale 20 "Zniecierpliwienie." Ten rozdział zwolnił przebieg  polowania w
opowiadaniu, ale czuję się tak, jakbym powycinała zbyt dużą część, pokazującą charakter Alice.
Zakupy z Alice.
Samochód był elegancki, czarny i potężny, o szybach ciemniejszych niż w zwykłej limuzynie. Silnik
zamruczał jak wielki kot kiedy ruszyliśmy w ciemną, głęboką noc. Jasper prowadził jedną ręką, z
pozoru nie dbając o to, jak jedzie, jednak samochód sunął do przodu z doskonałą precyzją.
Alice usiadła ze mną na tylnym siedzeniu obitym czarną skórą.. Nawet nie wiem kiedy moja głowa
opadła na jej ramię. Objęła mnie chłodnymi ramionami, przyciskając swój policzek do czubka mojej
głowy. Przód jej bawełnianej koszuli był zimny i wilgotny od moich łez. Od czasu do czasu, gdy mój
oddech stawał się nierówny, mruczała uspokajająco; w jej szybkim, wysokim głosie słowa otuchy
brzmiały jak najcudowniejszy śpiew. Aby się uspokoić, skupiłam się na dotyku jej skóry,
przypominającej fakturą granit; czułam się wtedy tak, jakbym znajdowała się w ramionach
Edwarda.
Oboje zapewnili mnie gdy uświadomiłam sobie, ogarnięta paniką, że wszystkie moje rzeczy były
wciąż w furgonetce  że zostawienie tego było niezbędne, by coś zrobić z moim zapachem.
Zabronili mi martwić się o ubranie albo pieniądze. Spróbowałam im zaufać, starając się
jednocześnie ignorować uczucie niewygody, jakie odczuwałam w zle dopasowanym stroju Rosalie,
w który byłam ubrana. To była błahostka, którą nie powinnam była się przejmować w tych
okolicznościach.
Na pustych autostradach, Jasper nigdy nie prowadził samochodu poniżej stu dwudziestu mil na
godzinę. Wyglądał na całkowicie nieświadomego z prędkości, jakie rozwijał, ale nigdy nie
natknęliśmy się na policyjny wóz, patrolujący drogę. Przerwaliśmy monotonną jazdę jedynie dwa
razy, by wstąpić do stacji benzynowej i napełnić pusty bak. Bezczynnie przyglądałam się, jak Jasper
wchodzi do środka, by zapłacić gotówką za paliwo.
Gdy byliśmy gdzieś w północnej Kalifornii, pomału zaczął nastawać świt. Wpatrywałam się w szare
światło bezchmurnego nieba, choć raziło mnie boleśnie w oczy. Byłam wyczerpana, ale nie
potrafiłam zasnąć, ani chociażby się odprężyć, nieznośnie realistycznie obrazy wciąż przesuwały mi
się przed oczami, jeden po drugim; załamany Charcie, Edward z obnażonymi zębami, bystre
spojrzenie tropiciela, ostrzeżenie Laurenta, martwy wyraz oczu Edwarda, kiedy pocałował mnie na
pożegnanie& Jednocześnie odczuwałam przerażenie i rozpacz.
W Sacramento, Alice chciała by Jasper się zatrzymał, by kupić dla mnie jedzenie. Ale potrząsnęłam
jedynie głową i zmęczonym głosem poleciłam im, by kontynuowali jazdę. Kilka godzin pózniej w
podmiejskiej dzielnicy poza Los Angeles, Alice jeszcze raz przemówiła do niego łagodnie i opuścił
autostradę przy akompaniamencie moich słabych protestów. Duże centrum handlowe było
doskonale widoczne z autostrady i to w jego stronę pojechał, wjeżdżając w dół do piętrowego
parkingu.
- Zostań przy aucie - poinstruowała Jaspera.
- Jesteś tego pewna?  zapytał pełen obaw.
- Nie widzę tutaj nikogo - odpowiedziała. Kiwnął głową, zgadzając się. Alice chwyciła mnie za rękę,
wyciągając z samochodu. Trzymała mnie blisko przy sobie, gdy wychodziłyśmy z ciemnego garażu.
Ominęła go, uporczywie trzymając się cienia. Doskonale wiedziałam, jak jej skóra reaguje na
promienie słoneczne.
Centrum handlowe było zatłoczone, mijało nas wiele osób, niektórzy nawet obracali głowy, gdy
koło nich przechodziłyśmy.
Przeszłyśmy pod mostem, który krzyżował się z górnym poziomem piętrowego parkingu, do
drugiego magazynu domu towarowego, zawsze trzymając się z dala od bezpośredniego światła.
Jak tylko byłyśmy wewnątrz, pod wpływem fluorescencyjnych świateł sklepu Alice wyglądała mniej
niezwykle  ot, kredowoblada dziewczyna z podkrążonymi oczami i nastroszonymi czarnymi włosy.
Cienie pod moimi oczami, czego byłam pewna, były bardziej oczywiste, niż jej. Wciąż
przyciągałyśmy zaciekawione spojrzenia ludzi. Zastanowiłam się nad tym, co mogą widzieć.
Delikatną, poruszającą się niczym zawodowa baletnica Alice, z twarzą uderzająco pięknego anioła,
ubraną w wąski, jasny strój, który, mimo wszystko, nie całkiem maskował jej nienaturalną bladość.
Ja natomiast, zmęczona, wlokłam się za nią w niedopasowanych, ale zapewne drogich ubraniach, z
poskręcanymi włosami opadającymi na plecy. Byłam jej całkowitym przeciwieństwem.
Alice nieomylnie zaprowadziła mnie do sklepiku spożywczego.
- Co chcesz do jedzenia?
Od zapachu tłustych Fast foodów przewróciło mi się w żołądku. Zrobiło mi się niedobrze.
- Mogę iść do ubikacji? - zapytałam ponieważ zmierzaliśmy do kolejki.
- Okey - i zmieniła kierunek, nie puszczając mojej ręki.
- Mogę iść sama - atmosfera centrum handlowego sprawiła, że poczułam się niemalże tak
normalnie jak przed tym całym rozpoczęciem naszej fatalnej gry zeszłej nocy.
- Wybacz, Bello, ale gdy Edward się tutaj znajdzie, z pewnością zacznie mi czytać w myślach i jak
zobaczy, że zostawiłam cię samą na chociażby minutę& - ucichła, niechętna do dalszego rozważania
tragicznych konsekwencji tego czynu.
Przynajmniej poczekała na zewnątrz, nie wchodząc ze mną do zatłoczonej łazienki. Umyłam
zarówno swoją twarz, jak i ręce, ignorując zaskoczony wzrok kobiet wokół mnie. Spróbowałam
rozczesać palcami włosy, ale szybko machnęłam ręką, dając sobie z tym spokój. Alice chwyciła mnie
za rękę zaraz jak tylko pojawiłam się pod drzwiami i poszłyśmy wolnym krokiem z powrotem stanąć
w kolejce do sklepu spożywczego. Powlokłam się za nią, ale ona nie wydawała się być
zniecierpliwiona moim zachowaniem.
Przyglądała się, jak jadłam, początkowo wolno, a następnie coraz szybciej, ponieważ mój apetyt
powrócił. Wypiłam colę, którą przyniosła mi w błyskawicznym tempie, ani razu nie spuszczając ze
mnie oka, przy okazji kupując mi też coś do jedzenia.
- To zdecydowanie jest coś bardziej odpowiedniejszego do jedzenia  zauważyła, kiedy skończyłam
 ale nie wydaje się dawać dużo& frajdy.
- Polowanie jest na pewno bardziej ekscytujące, wyobrażam sobie.
- Nawet nie masz pojęcia jak.  błysnęła śnieżnobiałymi zębami i głowy kilku osób zwróciły się w
naszą stronę.
Po wyrzuceniu naszych śmieci, zaprowadziła mnie w dół szerokich korytarzy centrum handlowego,
a jej oczy błyskały pożądaniem za każdym razem, gdy spostrzegała coś, czego pragnęła. Zatrzymała
się na moment przy drogim butiku, by kupić trzy pary okularów słonecznych, dwie kobiece i jedne
męskie. Zauważyłam, jakim spojrzeniem obdarzył ją ekspedient, gdy podała mu nieznaną, czystą
kartę kredytową ze złotymi liniami w poprzek. Następnie znalazła sklep z różnymi akcesoriami,
gdzie zdobyła szczotkę i gumki do włosów.
Ale tak naprawdę odżyła, gdy zaciągnęła mnie do sklepu do którego nigdy nie zaglądałam,
ponieważ cena jednej pary skarpetek zwalała z nóg.
- Masz rozmiar dwa.*  to nie było pytanie. Uczyniła ze mnie swojego własnego muła, obładowując
mnie olbrzymią ilością najrozmaitszej odzieży. Od czasu do czasu była w zasięgu mego wzroku,
jednak ze względu na swój niziutki wzrost, nie za często. Po jakimś czasie znowu się pojawiła, by
zaprezentować mi inny strój. Ubranie, które wybrała dla siebie było wykonane z ciężkiego
materiału, miało długie rękawy i sięgało do podłogi, zaprojektowane tak, by zakrywać tak dużo
skóry, jak to było możliwe. Czarny kapelusik ze słomki uwieńczył górę ubrania.
Reakcja sprzedawczyni była podobna do reakcji ekspedienta w butiku na niezwykłą kartę
kredytową. Stając się bardziej uprzejma, zaczęła mówić do Alice per  pani . Jednak imię, jakim
zwróciła się do niej, było mi nieznane. Jak tylko wyszłyśmy jeszcze raz z centrum handlowego i
załadowałyśmy bagaże, z których Alice podniosła lwią część, zapytałam się o dziwną reakcję
sprzedawczyni.
- Czemu ona cię tak nazwała?
- Ta karta kredytowa jest na nazwisko Rachel Lee**. Staramy się być tak ostrożni, jak to możliwe, by
nie zostawić jakiegokolwiek śladu tropicielowi. Chodz się przebrać.
Też o tym pomyślałam, gdyż przyprowadziła mnie z powrotem do toalet, wpychając do jednej z
nich siłą. Słyszałam jak grzebie w torbach, w końcu zawieszając na moich drzwiach lekką, niebieską
sukienkę z bawełny w sam raz dla mnie. Z wdzięcznością zdjęłam za długie i zbyt wąskie jeansy
Rosalie, następnie zerwałam bluzkę, która dziwnie na mnie leżała, wyciągając się w niewłaściwych
miejscach i odrzuciłam to wszystko nad drzwiami do Alice. Zaskoczyła mnie, gdy popchnęła pod
drzwiami w moją stronę parę miękkich, skórzanych sandałków  kiedy je dostała? Sukienka
pasowała zdumiewająco dobrze, tak samo sandałki. Gdy wyszłam, zauważyłam, że wpycha ubrania
Rosalie do pojemnika na śmieci.
- Zatrzymaj swoje tenisówki.  powiedziała. Usłużnie położyłam je na wierzch jednej z toreb.
Wróciłyśmy z powrotem na parking. Alice była tak obłożona torbami, że nie było jej prawie w ogóle
widać. Zobaczyłam w oddali czekającego na nas Jaspera. Wyślizgnął się z samochodu, gdy
podeszłyśmy do niego. Sięgnąwszy najpierw po moje torby, spojrzał z przyganą na Alice.
- Wiedziałem, że powinienem pójść  wybąkał.
- Tak  zgodziła się  Na pewno inne kobiety ucieszyłyby się na twój widok w damskiej ubikacji.
Nie odpowiedział. Alice szybko przekopała bagaże w poszukiwaniu czegoś, zanim włożyła je do
bagażnika. Podała Jasperowi parę okularów słonecznych, drugą zakładając sobie na nos, a trzecią,
wraz ze szczotką do włosów, podała mnie. Oddalając się od bagażnika, zabrała garść ubrań i,
zawijając je w piłkę, uformowała coś na kształt poduszki, którą położyła na tylnym siedzeniu.
- Potrzebujesz teraz snu  powiedziała stanowczo.
Wczołgałam się posłusznie na miejsce i kładąc głowę na oparciu, od razu mi się w niej zakręciło.
Gdy silnik samochodu zaczął cicho mruczeć, byłam w połowie drogi do odpłynięcia w krainę snów.
- Nie powinniście robić dla mnie tych wszystkich rzeczy.  wymamrotałam.
- Nie przejmuj się tym, Bello. Póki co  śpij.  jej głos był cudownie kojący.
- Dziękuję  westchnęłam, po czym popadłam w niespokojny sen.
Spanie w takiej pozycji, w bezruchu, było bardzo niewygodne, więc niedługo po tym się obudziłam.
Byłam wciąż wyczerpana, ale uprzytamniając sobie, gdzie jestem, poczułam się roztrzęsiona.
Siadłam, żeby zobaczyć Dolinę Słońca, której tak dawno nie widziałam: szeroka, bezbarwna
przestrzeń pokrytych dachówkami dachów, palm, autostrad, smogu i basenów, znajdujących się na
tle krótkich, skalistych grzbietów, które nazywaliśmy górami. Zaskoczona, nie czułam żadnego
poczucia ulgi, tylko dokuczającą nostalgię dla wiecznie pochmurnego i deszczowego nieba i
zielonych miejsc, przypominających mi o Edwardzie. Potrząsnęłam swoją głową, próbując nie
dopuścić do ogarnięcia mnie rozpaczy, która mogłaby mnie sparaliżować, a tego wolałam uniknąć.
Jasper i Alice rozmawiali; byłam pewna, że świadomie nie dawali mi żadnego znaku. Ich szybkie,
ciche głosy, jeden niski, drugi wysoki, melodyjnie rozbrzmiewały w moich uszach. Ustaliłam, że
dyskutują o tym, gdzie się zatrzymać.
- Bello  Alice przemówiła do mnie zdawkowym tonem, jakbym od początku brała udział w
rozmowie  Którędy na lotnisko?
- Trzymaj się stodziesiątki - odpowiedziałam odruchowo  Zaraz będziemy je mijać.  Mój osłabiony
niewielką dawką snu mózg działał bardzo powoli.
- Wybieramy się dokądś samolotem?  zapytałam.
- Nie, ale lepiej być blisko, tak na wszelki wypadek.
Przytknęła telefon komórkowy do ucha, najwyrazniej dzwoniąc po jakieś informacje. Mówiła
wolniej niż zwykle, pytając o hotele blisko lotniska, kiedy przerwała połączenie, zgadzając się na
jakąś propozycję. Zrobiła rezerwację na najbliższy tydzień, na nazwisko Christian Bower, podając
numer karty kredytowej, którą trzymała w ręce. Słyszałam, jak parokrotnie powtarzała numer,
przez wzgląd na operatora. Widok telefonu o czymś mi przypomniał.
- Alice  zaczęłam, kiedy skończyła rozmawiać  Muszę zadzwonić do taty  byłam już w pełni
przytomna. Bez słowa mi go podała.
Było pózne popołudnie; miałam nadzieję, że był w pracy. Ale podniósł słuchawkę przy pierwszym
sygnale.
- Tato?  zapytałam niepewnie.
- Bello! Gdzie jesteś, skarbie?  wyczułam silną ulgę w jego głosie.
- Jestem w drodze.  nie było potrzeby mówić mu o tym, że w ciągu trzech dni pokonałam całą
trasę.
- Bello, musisz zawrócić.
- Muszę pojechać do domu.
- Skarbie, porozmawiajmy o tym na spokojnie. Nie musisz wyjeżdżać przez jakiegoś chłopaka& -
mówił bardzo ostrożnie.
- Tato, daj mi tydzień. Muszę dobrze się zastanowić nad pewnymi rzeczami, a potem postanowię,
czy wrócę, czy nie. To nie ma nic wspólnego z tobą, okej?  mój głos zadrżał nieznacznie.  Kocham
cię, tatuś. Cokolwiek zdecyduję, zobaczymy się niedługo. Obiecuję.
- Dobrze, Bello.  powiedział zrezygnowanym głosem.- Zadzwoń do mnie, gdy dojedziesz do
Phoenix.
- Zadzwonię do ciebie z domu, tato. Pa.
- Pa, Bells.  zawahał się przed odłożeniem słuchawki.
Przynajmniej byłam w dobrych stosunkach z Charliem, pomyślałam, podając telefon Alice. Bacznie
mi się przyglądała, być może czekając na jakiś przejaw tłumionych przeze mnie emocji. Jednak
byłam zbyt zmęczona. Znajome miasteczko mignęło zza przyciemnionego okna. Ruch był mały,
więc drogę przebyliśmy szybko, objechawszy dookoła północną stronę Sky Harbor International i
skręcając na południe do Tempe***. Po drugiej stronie wyschniętej rzeki Salt, ponad półtora
kilometra od lotniska, Alice nakierowała Jaspera tak, by podjechał prosto pod wejście do hotelu
Hilton.
Myślałam, że zatrzymamy się w Motelu 6, ale zapomniałam, że nie przejmowali się tak drogimi
kosztami, jak pobyt w trzygwiazdkowym hotelu Hilton. Wydawali się mieć nieskończenie duży zapas
pieniędzy.
Podjechaliśmy do ludzi zajmujących się odstawianiem samochodów, dbając o to, by znajdował się
on w cieniu. Dwóch boyów hotelowych ruszyło szybko w stronę naszego imponującego auta, stając
po jego bokach i usłużnie otwierając drzwi. Jasper i Alice wyszli z niego, wyglądając niczym
gwiazdorzy filmowi, zakamuflowani ciemnymi okularami. Ja wyszłam z niego jak zwykle
niezgrabnie, czując, że cała zesztywniałam, od tego siedzenia w bezruchu. Jasper otworzył
bagażnik, a personel hotelowy szybko wyładował nasze torby na zakupy na mosiężny wózek.
Wywnioskowałam, że byli równie dobrze wyszkoleni, na nieokazywanie zdumienia na widok osób
bez jakiegokolwiek bagażu.
Wewnątrz ciemnego wnętrza samochodu było chłodno; gdy wyszłam na zewnątrz, nawet w cieniu,
poczułam, jak gorące powietrze smagnęło mi twarz. Po raz pierwszy tego dnia, poczułam się jak w
domu.
Jasper pewnym krokiem przeszedł przez drzwi, a następnie przez pusty hol. Alice ostrożnie
trzymała mnie u swojego boku, zaś boye hotelowi ochoczo pchali za nami wózek z rzeczami. Jasper
zbliżył się do biurka z nieświadomie królewską miną.
- Bower  to było wszystko, co powiedział do profesjonalnie wyglądającej recepcjonistki. Szybko
przetworzyła informacje, tylko czasami rzucając ukradkowe spojrzenia w kierunku złotowłosego
Anioła, jednak szybko odwracała głowę, by się nie zdekoncentrować i wykazać brakiem
profesjonalizmu.
Szybko zostaliśmy zaprowadzeni do apartamentu, składającego się z dwóch sypialni. Gdy usiadłam
z trudem na kanapie, a Alice oddaliła się tanecznym krokiem obejrzeć pokoje, boye sprawnie
wypakowali nasze torby. Jasper uścisnął każdemu z osobna dłoń i gdy wychodzili, wymienili między
sobą bardzo zadowolone spojrzenia.
Zostaliśmy sami.
Jasper podszedł do okien, dokładnie zakrywając je grubymi zasłonami. Alice bezszelestnie pojawiła
się u mojego boku, rzucając mi na kolana kartę menu.
- Wybierz sobie coś  poinstruowała.
- Czuję się dobrze.  odpowiedziałam bez życia.
Rzuciła mi gniewne spojrzenie, z powrotem chwytając menu. Burcząc coś pod nosem o Edwardzie,
podniosła telefon.
- Alice, naprawdę& - zaczęłam, ale jej spojrzenie sprawiło, że zamilkłam. Położyłam głowę na
ramieniu kanapy i zamknęłam oczy.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Podskoczyłam szybko na kanapie, spadając z niej i boleśnie
uderzając czołem o brzeg niskiego stolika.
- Oj  powiedziałam oszołomiona, pocierając głowę.
Usłyszałam krótki śmiech Jaspera i gdy podniosłam głowę, spostrzegłam, iż próbuje nieudolnie
ukryć swoje rozbawienie. Alice stała w drzwiach, zaciskając stanowczo wargi, jednak kąciki jej ust
drżały zdradziecko.
Zarumieniłam się i wgramoliłam z powrotem na kanapę, trzymając za głowę. Poczułam zapach
czerwonego mięsa, serca, czosnku i ziemniaków  zapachy te, pomieszane ze sobą, wirowały
nęcąco wokół mnie. Alice niosła tacę w moim kierunku tak zręcznie, jakby pracowała jako kelnerka
przez wiele lat i położyła ją na moich kolanach.
- Potrzebujesz białka  wyjaśniła, podnosząc srebrny klosz, by pokazać obfity befsztyk i ozdobną
ziemniaczaną rzezbę.  Gdy Edward się tu zjawi, nie będzie zadowolony, gdy poczuje, że twoja krew
anemicznie pachnie.
Byłam prawie pewna, że to był żart. Czując aromatyczny zapach jedzenia, poczułam się okropnie
głodna. Jadłam szybko, czując, jak wraca mi energia, gdy cukier dostał się do krwiobiegu. Alice i
Jasper mnie ignorowali, oglądając wiadomości i rozmawiając tak cicho i szybko, że byłam w stanie
zrozumieć jedynie pojedyncze słowa.
Rozległo się drugie pukanie do drzwi. Zerwałam się na równe nogi, ledwie unikając innego
wypadku z, do połowy pustą, tacą.
- Bello, uspokój się  powiedział Jasper, gdy Alice otworzyła drzwi. Pracownik personelu podał jej
torebeczkę z logiem hotelu Hilton i wyszedł cicho. Dziewczyna ponownie weszła do pokoju,
podając mi ją. Po otworzeniu znalazłam w niej szczoteczkę i pastę do zębów, oraz wszystkie inne
istotne rzeczy, jakie zostawiłam w bagażniku. Poczułam wzbierające się w kącikach oczu łzy.
- Jesteście dla mnie tacy mili  popatrzyłam na Alice, a następnie na Jaspera, silnie wzruszona.
Jasper zawsze unikał przebywania zbyt blisko mnie, więc poczułam się zaskoczona, gdy podszedł
bardzo blisko, przykładając delikatnie rękę do mojego ramienia.
- Jesteś teraz częścią sabatu**** - podroczył się, uśmiechając się ciepło. Poczułam nagle ciężkie
znużenie, które ogarnęło całe moje ciało; moje powieki były zbyt ciężkie, by je podnieść.
- Nie ma co, bardzo subtelnie ci to wyszło, Jasper.  powiedziała cierpko Alice. Jej chłodne, szczupłe
ramiona wsunęły się pod moje kolana i plecy. Podniosła mnie, ale usnęłam zanim jeszcze położyła
mnie na łóżku.
Gdy się obudziłam, było jeszcze wcześnie. Spałam dobrze, bez żadnych snów i byłam czujniejsza, niż
zazwyczaj po obudzeniu się. Było ciemno, jedynym zródłem światła był niebieskawy błysk
dochodzący ze szpary pod drzwiami.
Sięgnęłam ręką obok łóżka, próbując znalezć lampkę na stoliku nocnym. Gdy światło zapaliło się
nad moją głową, zaczęłam z trudem łapać powietrze. Ale to była jedynie Alice, która klęczała przy
moim łóżku, z ręką na lampie, nierozsądnie zamontowaną ponad wezgłowiem.
- Przepraszam  powiedziała, gdy opadłam z powrotem na poduszkę, czując niewysłowioną ulgę. 
Jasper miał rację.  kontynuowała  Musisz się odprężyć.
- Nie mów mu o tym  mruknęłam  Jeśli jeszcze raz będzie próbował mnie rozluznić, nie
gwarantuję, że nie popadnę w śpiączkę.
Zachichotała.
- Zauważyłaś, prawda?
- Jeśli uderzyłby mnie patelnią w głowę, byłoby to mniej oczywiste.
- Potrzebowałaś snu  wzruszyła ramionami, wciąż się uśmiechając.
- A teraz potrzebuję prysznica!  zdałam sobie sprawę, że wciąż jestem w lekkiej, niebieskiej
sukience, która była niemalże cała pomarszczona. Poczułam mdły smak w ustach.
- Myślę, że będziesz miała siniaka na czole  wspomniała, gdy skierowałam się do łazienki.
Po tym, jak się odświeżyłam, poczułam się znacznie lepiej. Założyłam ubranie, które przygotowała
dla mnie Alice na łóżku, zieloną koszulkę, która wydawała się być z jedwabiu i krótkie, brązowe,
lniane spodenki.
To było miłe, móc coś w końcu zrobić z włosami; szampony hotelowe były dobrej jakości i moje
włosy znowu zaczęły błyszczeć. Poświęciłam trochę czasu, by je dokładnie wysuszyć.
Pobieżne zerknięcie w lustro ujawniło dosyć pokazny cień na moim czole. Bajecznie.
Gdy się w końcu pojawiłam, słońce było już wysoko na niebie, widoczne jedynie wokół krawędzi
grubych zasłon. Alice i Jasper siedzieli na kanapie, wpatrując się nieprzerwanie w niemal całkowicie
przyciszony telewizor. Na krześle stała nowa taca z jedzeniem.
- Jedz.  powiedziała stanowczo Alice, wskazując na nią.
Usiadłam posłusznie na podłodze i wzięłam pierwszy kęs do ust, nie zastanawiając się nawet nad
tym, co jem. Nie spodobał mi się wyraz ich twarzy.
Ich znieruchomienie nie było normalne. Nie odrywali oczu od ekranu telewizora, nawet, gdy leciały
reklamy. Odepchnęłam tacę, czując narastające mdłości.
Alice odwróciła wzrok, z niezadowoleniem patrząc na pełną tacę.
- Coś się stało, Alice?  zapytałam łagodnie.
- Nic złego.  jej spojrzenie wydawało się szczere, ale i tak jej nie ufałam.
- Więc& co teraz?
- Czekamy na telefon Carlisle a.
- A powinien był już dawno zadzwonić?  mogłam zobaczyć, że mój strzał był celny. Alice zerknęła
mimowolnie na swój telefon, leżący na torbie ze skóry.
- Co to oznacza?  mój głos zadrżał, choć próbowałam nad nim zapanować.  Czemu nie dzwoni?
- To oznacza, że nie mają nam nic do przekazania.  powiedziała spokojnie, ale wydało mi się to
sztuczne. Powietrze zrobiło się jakby gęstsze.
- Bello  powiedział Jasper podejrzanie kojącym głosem  Spokojna głowa. Jesteś tutaj całkowicie
bezpieczna.
- Myślisz, że o to właśnie się martwię?  zapytałam z niedowierzaniem.
- Więc o co chodzi?  spytał zdezorientowany. Wyczuwał targające mną emocje, ale nie wiedział, co
je powoduje.
- Słyszałeś co powiedział Laurent. - mówiłam bardzo cicho, ale oczywiście i tak mnie doskonale
słyszeli.  Powiedział, że James pokona każdego. A co, jeśli coś pójdzie nie tak, rozdzielą się? Jeśli
któremuś z nich coś się stanie, Carlisle owi, Emmettowi& Edwardowi& - przełknęłam gulę w gardle.
 Jeśli ta dzika kobieta zaatakuje Rosalie albo Esme& - mój głos stawał się coraz wyższy, zdradzając
początek histerii.  Jak mogłabym żyć ze świadomością, że to wszystko jest moją winą? Żaden z was
nie powinien narażać swojego życia dla mnie&
- Bello, Bello, przestań!  przerwał mi, wyrzucając z siebie słowa w zaskakująco szybkim tempie 
Niepotrzebnie się martwisz. Zaufaj mi  żaden z nas nie jest zagrożony, nikomu nic nie grozi. Dużo
ostatnio przeszłaś, więc niepotrzebnie się nie zadręczaj. Posłuchaj mnie!  rozkazał, gdy
odwróciłam wzrok  Nasza rodzina jest silna. To ciebie boimy się stracić.
- Ale dlaczego sobie&
Tym razem to Alice mi przerwała, dotykając mojego policzka zimnymi palcami.
- Przez niemalże cały wiek Edward był sam. W końcu znalazł ciebie, więc teraz nasza rodzina jest
cała. Myślisz, że którekolwiek z nas byłoby w stanie spojrzeć mu w oczy , gdyby przez następne sto
lat był pogrążony w żałobie?
Gdy wpatrywałam się w jej ciemne oczy, czułam coraz mniejsze wyrzuty sumienia. Ale właśnie
wtedy, gdy stopniowo zaczął ogarniać mnie spokój, wiedziałam, że nie mogę ciągle polegać na
niezwykłym darze Jaspera. Mój spokój nie mógł być ciągle jego zasługą.
_______________________
* - amerykański rozmiar dwa to inaczej rozmiar XS.
** - myślę, że to było nawiązanie do sławnej amerykańskiej wiolonczelistki, Rachel Lee. Choć,
oczywiście, mogę się mylić. ^^
*** - Sky Harbor International  lotnisko w Phoenix; Tempe  miasto w stanie Arizona, w zespole
miejskim Phoenix.
**** - sabat [z ang. Cohen]  to tzw. spotkanie czarownic, w niektórych przypadkach wampirów [w
tym teksie to raczej odnosi się do wampirów.]


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
The Zen Teaching of Rinzai translated from Chinese by Irmgard Schloegl
Found And Downloaded by Amigo
kod z WOŚP polecane chomiki by closer9
Found And Downloaded by Amigo
translate p
Found And Downloaded by Amigo
30 31 by darog83
Zakupy
Found And Downloaded by Amigo
Found And Downloaded by Amigo
USTRÓJ ORGANÓW OCHRONY PRAWNEJ by A P

więcej podobnych podstron