moje zycie z regresingiem






Strona ramki








Moje życie z regresingiem

 

Leszek Żądło
 
Słyszałem, że byli tacy, którzy
już w kołysce, a niektórzy jeszcze wcześniej wiedzieli, jaką mają misję do
spełnienia w życiu. Mnie się to nie przydarzyło, tym niemniej, w dzieciństwie
uwielbiałem bajki magiczne. Później, gdzieś w szóstej klasie szkoły podstawowej,
zainteresowały mnie książki o tematyce psychologicznej, religijnej i
etnograficznej. One wniosły cenny wkład do mojej wiedzy. Odkąd moi  koledzy
zaczęli dojrzewać, uważali mnie za doskonałego pomocnika w rozwiązywaniu ich
problemów. Dopóki nie ukończyłem liceum, nie studiowałem psychologii, choć
interesowałem się nią intuicyjnie. Dopiero studia pedagogiczne wyposażyły mnie w
wiedzę i warsztat - ach, jakże mizerny w porównaniu z tym, jakie zadanie
postawiło przede mną życie! Miałem jednak solidne podstawy.
Niekonwencjonalne metody,
którymi zajmuję się, mają wiele związków z mistyką. Odwołują się do Wyższej
Inteligencji, do intuicji, do pierwotnie dobrej ludzkiej natury... Ponadto
pomagają ludziom w zrozumieniu ich własnych doświadczeń mistycznych, a nawet w
uwalnianiu od skutków zmienionych stanów świadomości i od decyzji, które zostały
podjęte wówczas, gdy ich świadomość była ograniczona.
Najciekawszego doświadczenia
mistycznego doznałem leżąc w gorączce (ok. 41 stopni). Miałem wówczas
kilkanaście lat. Lekarz nie wiedział, co mi jest, rodzice załamywali ręce. Nic
nie skutkowało, żadne lekarstwa. Byłem tak słaby, że nie mogłem już chodzić i
nagle usłyszałem... chóry anielskie. Pomyślałem sobie, że chyba to już koniec,
albo zwariowałem, bo przecież nie ma czegoś takiego. Na drugi dzień byłem
całkowicie zdrowy.
Dopiero po wielu latach
przeczytałem, że znanych jest więcej takich duchowych uzdrowień. Podobne
doświadczenia mają często związek ze stanem wysokiej gorączki lub tragicznymi
wypadkami. Później zrozumiałem, że było to spontaniczne wejście w ten rejon,
który nazywa się Nadświadomością, dysponującą potężną energią duchową. To mnie
uzdrowiło i to nagle. Ale wtedy wyglądało mi raczej na brak piątej klepki.
Mając kilkanaście lat odkryłem,
że w bibliotece po prababci leżą, przykryte grubą warstwą kurzu, książki
dotyczące chrześcijaństwa ezoterycznego, jogi, pozytywnego myślenia. Spodobały
mi się, choć drażnił mnie archaiczny język tych publikacji. Odtąd postanowiłem
czytać książki pisane w sposób zrozumiały, ale o takie było trudno. Napisałem
więc po kilku latach pierwszą własną - Poradnik rozwoju duchowego. Byłem
zdziwiony, ponieważ okazała się ona ogromnym sukcesem. Do dziś przeczytało ją co
najmniej 20.000 osób, co w warunkach polskich znaczy ogromnie dużo.
Napisanie pierwszej książki
poprzedziły lata praktyki. Zajmowałem się medytacjami, afirmacjami, studiowałem
Hunę - wiedzę tajemną. To wszystko bawiło mnie, ponieważ widziałem zmiany na
lepsze w moim życiu. Czułem się coraz przyjemniej, coraz lepiej. Doznawałem
duchowych ekstaz, skutecznie pomagałem ludziom i cieszyłem się z tego.
Poznawałem różne metody niekonwencjonalnej medycyny i psychoterapii. Żyłem sobie
na luzie mając świadomość, że troszczy się o mnie jakaś potężna, inteligentna,
dobra siła, która prowadzi mnie we właściwym kierunku. Było mi z tym dobrze, ale
coś jednak mąciło moje zadowolenie. Coraz częściej odzywały się ślady jakichś
negatywnych odczuć, a w pewnych tematach nie miałem odwagi w ogóle niczego
zdziałać. Wiedziałem jednak, że jeśli chcę urzeczywistnić doskonałość, to nie
wystarczy mi samo przyjemne samopoczucie. Musiałem się przekonać, że poradzę
sobie również z tym, czego dotychczas unikałem i czego się obawiałem. Trafiałem
jednak na niezwykły opór. Jakby wszystkie znaki na niebie i na Ziemi mówiły mi,
że nie powinienem tego ruszać. A jednak czułem i wiedziałem, że to tylko wykręty
podświadomości, która chciała uniknąć nieprzyjemnych zgrzytów i odczuć. A one
pojawiały się niezmiennie, gdy tylko ruszałem pewne tematy.
No cóż. Trzeba było wziąć "byka
za rogi" i "ukręcić łeb bestii".
Tu po pewnym czasie stosowania
rebirthingu, dzięki któremu naenergetyzowałem się i ugruntowałem w pozytywach,
pojawiło się zainteresowanie terapiami regresywnymi. Miałem do tego pewne
przygotowanie teoretyczne. Zajęcie się regresjami wypłynęło z moich doświadczeń.
Widząc, jak pewne osoby męczą się podczas sesji rebirthingowych ciągle z tym
samym tematem, zacząłem trafiać do ich podświadomości przez proste podpowiedzi,
by skojarzyli, skąd wzięło się ich niemiłe samopoczucie i napięcie. Pierwsze
rezultaty przeszły najśmielsze oczekiwania, a ludzie zaczęli sobie przypominać
odległe wcielenia. Poznając przyczyny stresów uwalniali się od nich
błyskawicznie. Po takich sesjach ich samopoczucie wyraźnie poprawiało się. To
było bardzo pozytywne.
Zaobserwowałem jednak, że pewna
grupa osób potrzebuje przerobić podczas jednej sesji znacznie więcej, niż to
udawało się przy okazji łączenia podpowiedzi z rebirthingiem. I znów stanąłem
przed wyzwaniem, które, tym razem,  miało mnie doprowadzić do opracowania metody
regresingowej. 
Mając doświadczenie z różnymi
terapiami, a także wiedzę na temat terapii regresywnych, oraz na temat
reinkarnacji, czy buddyjskiej medytacji wykorzeniania, zacząłem przeprowadzać
głębsze badania. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że poza wyżej wymienionymi i
rebirthingiem istnieją zaawansowane terapie reinkarnacyjne. Połączyłem
najważniejsze  elementy znanych mi technik i w ten sposób stworzyłem własną
metodę.
To, z czego czerpałem, wydaje
mi się dość istotne.
Buddyjska medytacja
wykorzeniania polega na powrocie do pierwotnych przyczyn danego napięcia,
choroby, problemu itp. Tego samego mechanizmu użyłem w regresingu. Zdecydowanie
zaś zrezygnowałem z popularnego w psychoterapii Zachodu wprowadzania klienta w
odmienne stany świadomości czy to za pomocą hipnozy, czy innych stymulatorów
(np. halucynogenów). Dzięki temu regresing ma nad nimi pewną przewagę, jeśli
chodzi o efekty terapeutyczne.
Owszem, można żałować, że
regresing nie daje tak przyjemnych odczuć, jak dłużej stosowany rebirthing, ale
przecież zawsze można sobie świadomie pooddychać w wolnym czasie. Po kilku
sesjach można to czynić  samodzielnie.
Dziś, z perspektywy wielu lat,
mogę stwierdzić, że regresing zmienił w moim życiu bardzo dużo. I nadal zmienia.
Bywały takie chwile w moim życiu, że okazywał się on dla mnie konieczny, wręcz
niezbędny. Owszem, dziś nie czuję się tak przyjemnie, jak kiedyś, gdy
doświadczałem "na okrągło" duchowych ekstaz, ale za to znacznie więcej mi się
udaje dokonać. Odkrywam swoją wewnętrzną moc i uwalniam się od wszelkich
przeszkód, które utrudniały mi posługiwanie się nią. To dla mnie niezwykle
ważne, ponieważ niemoc, zablokowanie mocy wewnętrznej, przez wiele wcieleń były
przyczynami wielu moich kłopotów i niepowodzeń. Ten mechanizm dał mi się we
znaki i w obecnym życiu.
Niektórzy znajomi mówią: "może
byś więcej uwagi poświęcił  czemu innemu - modlitwie, wizualizacji... To
przecież przyjemniejsze i skuteczne."
Ja odpowiadam na to, że owszem,
te metody akceptuję i stosuję, ale jeżeli chodzi o regresing, to jest on dla
mnie  najważniejszą techniką.
No bo cóż można sobie wymodlić
czy zwizualizować, jeśli człowiek nie wie, czego chce, albo jeśli jego
pragnienia są pragnieniami innych osób. Gdy świadomość przesłonięta jest
nierealnymi wyobrażeniami i oczekiwaniami, to za pomocą wizualizacji lub
modlitwy bardziej można sobie zaszkodzić, niż pomóc. To samo dotyczy stosowania
tych technik przy niskiej samoocenie i przy kierowaniu się emocjami.
Ktoś, kto nie czuje się godny,
osiąga minimum lub nawet potrafi sobie zaszkodzić. Ten, kto uważa, że został tu
posłany ze szczególną misją, na pewno szkodzi sobie i innym, gdyż usiłuje
realizować coś, co zupełnie nie ma sensu. On jednak wierzy, że to coś niezwykle
cennego. I wreszcie iluż to ludzi modli się, by Bóg ukarał tych, których oni nie
lubią, których obwiniają o swoje nieszczęścia?
Podczas sesji regresingowej
człowiek zaczyna być świadomy swoich intencji. Ta świadomość często jednak
przeraża go. Wypiera się prawdziwych motywów swego postępowania i swych decyzji
oskarża nawet terapeutę o to, że został przez niego zmanipulowany, by nie mógł
osiągnąć swych celów - w jego mniemaniu jak najbardziej słusznych i
sprawiedliwych, jak choćby oszukanie partnera, bądź okradzenie kontrahenta.
Jeśli ktoś miał tak zapapraną
karmę, jak te nieszczęsne istoty, bądź jak ja, to powinien sobie z tym jak
najszybciej poradzić i oczyścić swój umysł i swoje intencje. Ja tak robię,
chociaż i mnie czasami nie jest łatwo, szczególnie gdy podstępnie i umiejętnie
zaprogramowana w przeszłości podświadomość wodzi mnie za nos.
Przypominając sobie różne
sytuacje z różnych wcieleń doszedłem wreszcie do wniosku, że tak naprawdę nikt
nigdy nie mógł mi wyrządzić krzywdy. Nikt, poza mną samym, kiedy kierowałem się
zaślepieniem i głupotą.
Miałem wiele różnych wcieleń, i
mądrych, i głupich. Okresy silnie destruktywne trzeba było pooczyszczać. A to
znaczy, że musiałem rozwiązać  problemy, które przeniosłem z tamtych
egzystencji. Przyznaję się, że nie wszystkie zdołałem przepracować. To wymaga
wielu lat pracy, bo stale z głębi podświadomości wychodzą takie historie,
których człowiek nie jest w stanie przewidzieć. I ciągle pojawiają się nowe
wyzwania, z którymi trzeba sobie radzić.
Po prostu - w podświadomym
umyśle istnieją matryce zachowań, poglądów, emocji, wzorców energetycznych,
które zostały zakodowane w przeszłości w związku z ważnymi dla nas wydarzeniami.
Ważnymi, to znaczy takimi, którym towarzyszyły silne emocje. Matryce te czekają
na naenergetyzowanie ich podobnymi emocjami. Teraz jednak siła niezbędna do
uruchomienia reakcji zapisanej w matrycy może być o wiele mniejsza od tej, która
ją utworzyła. To dlatego z pozoru nic nie znaczące przeżycia mogą uruchamiać
lawinę zbędnych (z punktu widzenia rozwiązania) działań i zachowań. Reakcje te
często nas peszą, ale chyba jeszcze częściej uznawane są przez nas za
szczególnie cenne umiejętności i zdolności radzenia sobie w trudnych sytuacjach.

Prawdą jednak jest, że
najczęściej są one nie tylko nieprzydatne, ale wręcz komplikują nam życie.
Niezależnie jednak od tego, jak je kwalifikujemy, zwykle nas zaskakują - a to
gwałtownością, a to nieadekwatnością. Ba, problem często polega na tym, że wielu
ludzi uznaje je za dowód swej doskonałości (np. odnowienie transów walki w
sytuacji zagrożenia).
Mam pełną świadomość, że droga
do doskonałości polega na tym, żeby nauczyć się żyć doskonale w tym ciele i w
tym świecie. Tyle, że dla mnie żyć doskonale - znaczy przejawiać wszelkie bosko
doskonałe cechy, zdolności, umiejętności i "zachowania", czyli wzorce. Tak, jak
czynią to oświecone istoty, które w wyniku praktyk medytacyjnych i
oczyszczających umysł wyzbyły się emocji i przymusowych reakcji.
Pamiętam wiele ze swych
przeszłych doświadczeń duchowych, w tym związanych z oświecającymi praktykami.
Pamiętając obietnice mistrzów duchowych, których udzielali mi oni przez wiele
wcieleń i konfrontując je z rzeczywistością, której doświadczam, nauczyłem się,
że nie warto ufać tym, którzy obiecują lepszą egzystencję po śmierci. Warto
natomiast ufać swojej wewnętrznej mocy, która jest niczym innym, jak boską mocą.
Ona tkwi w każdym z nas, jednak dojść do niej można tylko w wyniku wykonywania
właściwej praktyki medytacyjnej.
Wiem, że moc dokonywania
zmian na lepsze tkwi w chwili obecnej, nie warto więc ich odkładać na
następne wcielenia czy na życie wieczne.
Dziś wybieram lepszą przyszłość
dla siebie. To dlatego DZIŚ rozwiązuję zaszłości z poprzednich wcieleń, żeby
przestały mi dokuczać w przyszłości.
Oczywiście, regresing nie jest dla mnie jedyną praktyką
duchową, czy parapsychiczną. To drabina, po której dobrze,  a przede wszystkim
skutecznie, idzie mi się do celu, którym jest ostateczne oświecenie.
 



Friko.pl - Darmowe serwery WWWFriko_stopka.style.display = 'none';

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
maryjo moje zycie
To moje życie
Moje życie beze mnie [2003] napisyPL

więcej podobnych podstron