v 04 023







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.23)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






23. IZMAEL BEN
FABI


Napisane
11 września 1944. A, 3385-3407
Widzę Jezusa.
Idzie szybko główną
drogą. Zimny, poranny wiatr dmie, utrudniając marsz. Na polach po
obydwu stronach drogi
ukazuje się delikatny puszek zbóż. Właśnie wykiełkowały [i okryły pola]
delikatną
zasłoną zieleni. To zapowiedź przyszłego chleba, lecz obietnica ta jest
ledwie
dostrzegalna. Są tam jeszcze, w cieniu, bruzdy pozbawione tej rodzącej
się i
błogosławionej zieleni. Ta delikatna zieleń jest bowiem tylko na
skibach znajdujących
się w miejscach najbardziej nasłonecznionych. Jest to zieleń radosna,
bo mówi o
nadchodzącej wiośnie. Drzewa owocowe są jeszcze pozbawione liści. Brak
na nich
jakichkolwiek pączków, które wyrastałyby na ciemnych konarach. Tylko
oliwki mają
swój kolor wiecznie szarozielony, tam samo smętny w sierpniowym słońcu,
jak i w bladej
jasności tego zimowego poranka. A przy nich ukazują swój zielony kolor
pulchne liście
kaktusów. To zieleń delikatna, jak ledwie pomalowana ceramika.
Jezus idzie z
przodu, jak to czyni
często, oddalony o kilka kroków od Swych uczniów. Wszyscy są mocno
okryci wełnianymi
płaszczami. W pewnej chwili Jezus zatrzymuje się i odwraca, żeby
zapytać uczniów:
«Znacie drogę?»
«Tak. To ta droga,
ale nie wiemy,
gdzie znajduje się dom, gdyż jest głęboko pośród pól... Być może tam,
gdzie jest
ten oliwny zagajnik?...» [– zastanawiają się głośno.]
«Nie. Musi być
tam, w głębi,
gdzie się znajdują te wielkie pozbawione liści drzewa...» [– mówią
inni.]
«Musiałaby do nich
prowadzić droga
dla wozów...»
Apostołowie nie
wiedzą więc nic
dokładnie. Nie widać nikogo ani na drodze, ani na polach. Idą zatem
przed siebie,
szukając drogi. Napotykają mały domek biedaków z kilkoma poletkami przy
nim. Jakaś
dziewczynka właśnie wyciąga wodę ze studni.
«Pokój z tobą,
dziewczynko» –
mówi Jezus, zatrzymując się przy żywopłocie, w którym jest przerwa,
żeby można
było przejść.
«Pokój z Tobą.
Czego chcesz?»
[– pyta dziewczynka.]
«Wskazówki. Gdzie
się znajduje dom
Izmaela, faryzeusza?»
«Zabłądziłeś,
Panie. Musisz
wrócić do rozstaju dróg i pójść tą drogą, która prowadzi na zachód. Ale
trzeba
iść bardzo, bardzo wiele, bo musisz się wrócić do rozdroża, a potem iść
o wiele
dalej. Jadłeś coś? Jest zimno, a z pustym żołądkiem bardziej się to
odczuwa.
Wejdź, jeśli chcesz. Jesteśmy ubodzy, ale i Ty nie jesteś bogaty. Nie
będzie Ci obce
[nasze ubóstwo]. Chodź.»
I przenikliwym
głosem woła:
«Mamo!»
Na próg wychodzi
niewiasta, która
może mieć trzydzieści pięć lub czterdzieści lat. Twarz ma poczciwą,
lecz nieco
smutną. W ramionach ma dziecko mogące mieć około trzech lat, skąpo
odziane. [Mówi do
Jezusa:]
«Wejdź. Ogień jest
rozpalony. Dam
Ci mleka i chleba.»
«Nie jestem sam.
Mam tych
przyjaciół.»
«Niech wszyscy
wejdą, a wraz z
pielgrzymami, którym udzielam schronienia – błogosławieństwo Boże.»
Wchodzą do kuchni,
niskiej i
mrocznej, ożywianej przez migocący płomień. Siadają tu i tam na
prymitywnych
skrzyniach.
«Zaraz
przygotuję... To ranek...
Nic jeszcze nie uprzątnęłam... Wybacz mi.»
«Jesteś sama?» –
pyta Jezus.
«Mam męża i
dzieci. Siedmioro.
Dwoje najstarszych jest jeszcze w Nain, na targu. Muszą tam chodzić, bo
mój mąż jest
chory. To wielki ból!... Dziewczynki mi pomagają. Ten jest
najmłodszy... Mam jeszcze
jedno dziecko nieco większe od niego.»
Malec – teraz już
ubrany w tunikę
- podbiega boso do Jezusa i przygląda mu się ciekawie. Jezus uśmiecha
się do niego.
Przyjaźń jest zawiązana.
«Kto Ty jesteś?» –
pyta ufnie
dziecko.
«Jestem Jezus.»
Kobieta odwraca
się. Patrzy na Niego
uważnie. Stoi z chlebem w rękach, między paleniskiem a stołem. Otwiera
usta, jakby
chciała coś powiedzieć, lecz milczy. Dziecko pyta dalej:
«A dokąd idziesz?»
«Na drogi świata»
[– odpowiada
Jezus.]
«A co robisz?» [–
pyta dalej
dziecko.]
«Błogosławię
dzieci, które są
dobre, i ich domy, w których są wierni Prawu» [– odpowiada Jezus.]
Niewiasta odwraca
się, jakby
chciała wykonać jakiś gest, ale daje tylko znak Judaszowi Iskariocie,
który stoi
najbliżej niej. Ten pochyla się ku niewieście, która pyta: «Kim jest
twój
przyjaciel?»
Judasz, nadęty
(jakby Mesjasz był
nim dzięki jego zasłudze i dobroci) mówi: «To Rabbi z Galilei. Jezus z
Nazaretu. Nie
wiesz tego, niewiasto?»
«Galilea nie jest
blisko. A ja mam
tak wielki ból!... Ale... Czy mogłabym Mu o nim powiedzieć?»
«Możesz» - mówi z
wyższością
Judasz.
Wygląda jak
najważniejsza osoba na
świecie, która udziela zgody na audiencję... Jezus nadal rozmawia z
dzieckiem, które
pyta Go, czy też ma dzieci.
Dziewczynka
widziana już wcześniej
wraz z drugą, nieco większą, przynosi mleko i naczynia. Niewiasta zaś
podchodzi do
Jezusa. Przez chwilę się waha, a potem wydaje przytłumiony okrzyk:
«Jezu, ulituj się
nad moim
mężem!»
Jezus wstaje.
Przewyższa ją
wzrostem, lecz patrzy na nią z tak wielką dobrocią, że to ją ośmiela.
[Pyta:]
«Co chcesz, żebym
ci uczynił?»
«On jest bardzo
chory. Spuchnięty
jak bukłak... nie może się schylać, żeby pracować. Nie potrafi spać, bo
się dusi i
jest pobudzony... A mamy dzieci jeszcze całkiem małe...»
«Chcesz, żebym go
uzdrowił? Ale
dlaczego chcesz tego ode Mnie?» [– pyta Jezus.]
«Bo to jesteś Ty.
Nie znam Ciebie,
lecz słyszałam, co o Tobie mówią. Los przyprowadził Cię do mnie, a ja
trzy razy
szukałam Cię w Nain i w Kanie. Dwa razy był ze mną także mój mąż.
Szukał Cię,
pomimo cierpienia, jakie zadawała mu podróż w wozie... Teraz też
odszedł ze swoim
bratem... Powiedziano nam, że Rabbi po wyjściu z Tyberiady poszedł do
Cezarei
Filipowej. Mąż poszedł więc, żeby na Ciebie czekać...» [– tłumaczy
niewiasta.]
«Nie poszedłem do
Cezarei. Idę do
faryzeusza Izmaela, a potem pójdę w stronę Jordanu...» [– wyjaśnia jej
Jezus.]
«Ty, taki dobry,
do Izmaela?» [–
kobieta wyraża swe zaskoczenie.]
«Tak. Ale
dlaczego?» [– pyta ją
Jezus.]
«Bo... bo...
Panie, ja wiem, że Ty
mówisz, żeby nie osądzać, lecz – wybaczać i kochać. Nigdy Cię nie
widziałam, ale
usiłowałam się dowiedzieć o Tobie, ile tylko możliwe. Prosiłam
Przedwiecznego,
żebym Cię mogła choć raz usłyszeć. Nie chcę uczynić czegoś, czego nie
pochwalasz... Jak jednak można nie osądzać Izmaela i kochać go? Ja nie
mam z nim nic
wspólnego, zatem nie mam mu nic do wybaczenia. Zniewagi, jakie rzuca
nam w twarz, kiedy
spotyka naszą nędzę na swej drodze, strząsamy z tą samą cierpliwością,
z jaką
otrzepujemy błoto lub kurz, który pada na nas, gdy szybko mija nas swym
powozem. Ale
kochać go i nie osądzać?... To zbyt trudne... On jest taki zły!»
«Taki zły? Dla
kogo?» [– pyta
Jezus.]
«Dla wszystkich.
Uciska sługi,
pożycza na lichwiarski procent i ma okrutne wymagania. Kocha tylko
siebie samego. Jest
najbardziej okrutny w okolicy. Na nic nie zasługuje, Panie.»
«Wiem o tym.
Powiedziałaś
prawdę» [– przyznaje Jezus.]
«I Ty idziesz do
niego?» [– pyta
kobieta.]
«Zaprosił Mnie» [–
wyjaśnia
Jezus.]
«Strzeż się,
Panie. On tego nie
uczynił z miłości. On nie może Cię kochać. I Ty... nie możesz
go
kochać...»
«Ja kocham nawet
grzeszników,
niewiasto. Przyszedłem ocalić tego, który się zagubił...» [– mówi jej
Jezus.]
«Ale jego nie
ocalisz. O! Przebacz,
osądziłam go! Ty wiesz... Wszystko jest dobre, co Ty robisz! Przebacz
mojemu głupiemu
językowi i nie karz mnie za to...»
«Nie karzę cię,
ale nie rób tego
więcej. Kochaj nawet złych. Nie z powodu ich niegodziwości, lecz
dlatego że dzięki
miłości wyjednuje się dla nich miłosierdzie, które ich nawraca. Ty
jesteś dobra i
pragniesz taką być jeszcze bardziej. Kochasz prawdę. Prawda, która do
ciebie
przemawia, mówi ci, że cię kocha. Zgodnie bowiem z Prawem ulitowałaś
się nad
gościem i pielgrzymem. Tak też wychowałaś swe dzieci. Bóg będzie ci
nagrodą. Muszę
jednak iść do Izmaela, który Mnie zaprosił, i spotkać jego licznych
przyjaciół,
którzy pragną Mnie poznać. Nie mogę czekać na twego męża, który – wiedz
to –
jest już w drodze powrotnej. Powiedz mu, żeby jeszcze trochę pocierpiał
i przyszedł
natychmiast do Izmaela. Przyjdź ty również. Ja go [tam] uzdrowię.»
«O, Panie!...» –
niewiasta jest
na klęczkach u stóp Jezusa i patrzy na Niego śmiejąc się i płacząc.
Potem zaś
mówi: «Ale dziś jest szabat!...»
«Wiem o tym.
Potrzebuję tego
szabatu, żeby powiedzieć coś na ten temat Izmaelowi. Wszystko, co
czynię, czynię w
jasnym celu i nie ma w tym błędu. Wiedzcie o tym wszyscy, nawet wy,
Moi przyjaciele,
którzy lękacie się i chcielibyście, żebym podporządkował Moje
zachowanie ludzkim
zwyczajom, żeby nie ponieść szkody. Kieruje wami miłość, wiem o tym. Ale
tego,
kogo kochacie, musicie umieć kochać lepiej i nigdy – przed sprawą
Bożą –
nie dawać pierwszeństwa sprawie tego, kogo kochacie. Odchodzę,
niewiasto, i czekam
na ciebie. Niech w domu tym stale panuje pokój. Tu bowiem miłuje się
Boga i Jego Prawo,
szanuje się małżeństwo i wychowuje w sposób święty dzieci, kocha się
bliźniego i
szuka Prawdy. Żegnaj.»
Jezus kładzie rękę
na głowie
niewiasty i dwóch dziewczynek, potem pochyla się i całuje najmłodsze
dzieci, i
wychodzi.
Teraz słabe zimowe
słońce łagodzi
chłód powietrza. Chłopiec, który ma około piętnastu lat, czeka z wozem
prostym i w
bardzo złym stanie.
«Mam tylko to,
Panie, ale dotrzesz
szybciej i wygodniej...»
«Nie, niewiasto.
Zatrzymaj wóz,
żeby przybyć do Izmaela. Pokaż mi tylko najkrótszą drogę» [– prosi
Jezus.]
Chłopiec idzie u
Jego boku. Poprzez
pola dochodzą do pagórkowatego terenu. Za nim jest rozległa kotlina:
wiele hektarów
uprawianej ziemi. Pośrodku stoi piękny dom, przestronny i niski,
otoczony zadbanym
ogrodem.
«Oto dom, Panie –
mówi chłopiec.
– Jeśli już mnie nie potrzebujesz, wrócę do domu pomóc mamie.»
«Idź i bądź zawsze
dobrym
chłopcem. Bóg jest z tobą.»
[por. Łk 14,1n]
...Jezus wchodzi do okazałego wiejskiego
domu Izmaela. Wiele [sług] biegnie na powitanie Gościa, wyraźnie
oczekiwanego. Inni
idą uprzedzić gospodarza, który wychodzi na spotkanie Jezusa, głęboko
Mu się
kłaniając.
«Serdecznie witam,
Nauczycielu, w
moim domu!»
«Pokój tobie,
Izmaelu ben Fabi.
Pragnąłeś mnie [spotkać]. Przychodzę. Dlaczego Mnie zaprosiłeś?» [–
pyta Jezus.]
«Żeby mieć
zaszczyt goszczenia
Ciebie i przedstawienia Cię przyjaciołom. Chcę, żeby byli również
Twoimi
[przyjaciółmi], jak pragnę, żebyś Ty był moim przyjacielem.»
«Ja jestem
przyjacielem wszystkich,
Izmaelu» [– mówi Jezus.]
«Wiem o tym. Ale
wiesz, dobrze jest
mieć przyjaciół wysoko postawionych. Ja i moi przyjaciele takimi
właśnie jesteśmy.
Ty – wybacz mi, że Ci to mówię - zbytnio lekceważysz tych, którzy
mogliby Cię
wesprzeć...» [– wyjaśnia Izmael.]
«A ty do nich
należysz? Dlaczego?»
[– pyta Jezus.]
«Tak, należę do
nich. Dlaczego?...
Bo Cię podziwiam i chcę, żebyś był dla mnie przyjacielem» [– odpowiada
faryzeusz.]
«Przyjacielem! A
czy ty wiesz,
Izmaelu, jaki sens Ja nadaję temu słowu? [– pyta Jezus. –] Dla wielu
‘przyjaciel’ oznacza znajomego, dla innych – wspólnika, dla jeszcze
innych –
sługę. Dla Mnie oznacza: wierny Słowu Ojca. Kto taki nie jest, nie może
być
przyjacielem dla Mnie ani Ja – dla niego.»
«Ale to właśnie
dlatego, że chcę
być wierny, pragnę być Twoim przyjacielem, Nauczycielu. Nie wierzysz w
to? Spójrz, oto
przybywa Eleazar. Zapytaj go, jak Cię broniłem przed Starszyzną. Witaj,
Eleazarze.
Chodź, bo Rabbi chce cię o coś zapytać.»
Głębokie ukłony i
wzajemne
badawcze spojrzenia...
«Powiedz,
Eleazarze, co mówiłem o
Nauczycielu ostatnio, kiedy się zgromadziliśmy» [– domaga się Izmael.]
«O! To była istna
mowa pochwalna!
Żarliwa obrona! Wtedy przyszła mi ochota usłyszeć Cię, tak Izmael mówił
o Tobie,
Nauczycielu. Mówił jako o największym Proroku, który przyszedł do ludu
Izraela.
Pamiętam, że stwierdził, iż nikt nie wypowiada słów głębszych niż Ty,
nikt nie
wzbudza większej fascynacji i że gdybyś umiał wprawić w ruch miecz tak,
jak potrafisz
mówić, wtedy nie byłoby króla większego od Ciebie w Izraelu.»
«Moje
królestwo!... To królestwo
nie jest ludzkie, Eleazarze.»
«A Król Izraela?!»
[– pytają.]
«Niech wasze
umysły otworzą się
na zrozumienie zakrytych słów. Przyjdzie Królestwo Króla królów, lecz
nie według
ludzkich pojęć. [To będzie Królestwo] nie tego, co niszczeje, lecz
tego, co trwa
wiecznie. Nie wchodzi się do niego drogą ukwieconą i zwycięską ani po
dywanie
zabarwionym nieprzyjacielską krwią. Wiedzie do niego uciążliwa droga
ofiary i słodka
drabina przebaczenia i miłości. Zwycięstwa odniesione nad nami
samymi dadzą nam to
Królestwo. I oby zechciał Bóg, żeby jak najwięcej Izraelitów
zrozumiało Mnie.
Ale tak nie będzie. Myślicie o tym, czego nie ma. W Moich dłoniach
będzie berło. To
lud Izraela włoży je w nie... Królewskie i Wieczne. Żaden król nie
będzie mógł
odebrać go Mojemu Domowi. Jednak w Izraelu wielu nie będzie mogło go
oglądać bez
drżenia z przerażenia. Będzie ono bowiem mieć nazwę dla nich
straszliwą...» [–
tłumaczy im Jezus.]
«Sądzisz, że nie
jesteśmy zdolni
iść za Tobą?» [– pytają faryzeusze.]
«Gdybyście
chcieli, moglibyście
[iść]. Wy jednak tego nie chcecie. Ale dlaczego nie chcecie? Przecież
jesteście już
sędziwi. Wiek powinien przydawać wam zrozumienia i sprawiedliwości...
Sprawiedliwości
również wobec was samych. Młodzi... będą mogli się mylić i potem się
nawrócić.
Ale wy! Śmierć jest zawsze bliżej was, starszych. Eleazarze, ty jesteś
mniej
ogarnięty różnymi teoriami niż wielu tobie podobnych. Otwórz swe serce
na
Światło...»
Podchodzi Izmael z
pięcioma
nadętymi faryzeuszami.
«Chodźcie do domu»
– zaprasza
gospodarz.
Opuszczają atrium
pełne
dekoracyjnych krzeseł i dywanów. Wchodzą do pomieszczenia, do którego
wnoszone są
amfory i misy dla oczyszczeń. Potem idą do sali biesiadnej suto
zastawionej.
«Jezus przy
mnie... pomiędzy
Eleazarem a mną...» – nakazuje gospodarz.
I Jezus, który
stał w głębi sali
przy uczniach onieśmielonych i zostawionych na uboczu, musi usiąść na
zaszczytnym
miejscu. Posiłek zaczyna się od licznych dań mięsnych i pieczonych ryb.
Wina i – jak
mi się wydaje – soki, a co najmniej woda z miodem, krążą tam i z
powrotem.
Wszyscy usiłują
nakłonić Jezusa
do przemówienia. Jeden z obecnych, zupełnie trzęsący się, pyta
skrzeczącym głosem
zgrzybiałego starca:
«Nauczycielu, czy
to prawda, że
zamierzasz zmienić Prawo?»
«Nie zmienię ani
joty w Prawie.
Przeciwnie, (Jezus kładzie nacisk na te słowa:) właśnie po to
przyszedłem, aby je
na nowo uczynić tak doskonałym, jakim było dane Mojżeszowi.»
«Czy chcesz
powiedzieć, że
zostało zmienione?»
«Nie, nigdy.
Jedynie doczekało się
losu tych wszystkich rzeczy, które zostały złożone w ręce człowieka» [–
wyjaśnia
Jezus.]
«Co chcesz przez
to powiedzieć?
Sprecyzuj...» [– proszą Go.]
«Chcę powiedzieć,
że człowiek -
w następstwie dawnej pychy lub z powodu dawnego zarzewia potrójnej
pożądliwości –
chciał poprawić proste słowa. Uczynił z nich jednak narzędzie do
uciskania wiernych.
Dla tych zaś, którzy dokonali poprawek, są one tylko zespołem zdań...
jakie daje się
innym do użycia.»
«Ależ,
Nauczycielu! Nasi
rabini...» [– odzywa się ktoś.]
«To oskarżenie!»
[– protestują
inni faryzeusze.]
«Chcemy być Ci
użyteczni. Nie gaś
naszego pragnienia!...»
«Cha! Cha! Mają
rację ci, którzy
mówią, żeś jest buntownikiem!» [– śmieje się jeden z gości.]
«Cisza! Jezus jest
moim gościem.
Niech mówi całkowicie swobodnie» [– odzywa się Izmael.]
«Nasi rabini
podejmując trud mieli
święty zamiar sprawić, że stosowanie Prawa będzie łatwiejsze [–
wyjaśnia dalej
Jezus. –] Bóg sam rozpoczął to nauczanie, kiedy do słów dziesięciu
przykazań
dodał bardziej szczegółowe wyjaśnienia. Uczynił tak, żeby człowiek nie
miał
wymówki, że nie potrafił zrozumieć. Dziełem świętym była więc praca
nauczycieli,
którzy rozdrobili na kawałki – dla dzieci Boga – chleb dany przez Niego
duchowi. Ale
świętym [dziełem było to] wtedy, gdy przyświecał im prawy cel. Nie
zawsze jednak
tak było. A dziś... mniej niż kiedykolwiek... Dlaczego jednak chcecie,
żebym o tym
mówił, skoro się obrażacie, kiedy wymieniam winy potężnych?»
«Winy! Winy! Czy
my mamy tylko
winy?» [– pytają faryzeusze]
«Chciałbym,
żebyście posiadali
jedynie zasługi!» [– mówi Jezus]
«Ale my ich nie
posiadamy! Ty tak
myślisz i mówi to Twoje spojrzenie. Jezu, to nie poprzez krytykę
zdobywa się
przyjaźń możnych. Nie będziesz królował. Nie znasz się na tym.»
«Nie proszę o
królowanie zgodne z
waszymi ideami i nie żebrzę o przyjaźń. Pragnę miłości, lecz miłości
szlachetnej
i świętej. Miłości, która [pochodzi] ode Mnie i idzie do tych, których
kocham, i
ujawnia się wobec biednych przez to czego nauczam: przez miłosierdzie.»
«Ja, odkąd Cię
usłyszałem, nie
pożyczam na procent» – mówi jeden.
«Bóg ci da za to
nagrodę» [–
odpowiada mu Jezus.]
«Pan jest mi
świadkiem, że już
nie uderzyłem żadnego sługi, który zasługiwał na baty, odkąd
opowiedziano mi jedną
z Twoich przypowieści» - odzywa się inny.
«A ja? Ponad
dziesięć korcy
jęczmienia zostawiłem na polach dla ubogich!» – woła jeszcze jeden.
Faryzeusze
przechwalają się
znakomicie. Izmael się nie odzywa. Jezus zwraca się do niego: «A ty,
Izmaelu?»
«O, ja! Ja zawsze
okazywałem
miłosierdzie. Mogę więc czynić jedynie to, co zawsze robiłem» [–
stwierdza.]
«Tym lepiej dla
ciebie! Jeśli tak
jest w istocie, jesteś człowiekiem, który nie zna wyrzutów sumienia» [–
odpowiada
mu Jezus.]
«O, oczywiście, że
[ich] nie
znam!»
Jezus przeszywa go
Swym szafirowym
spojrzeniem.
Eleazar dotyka
ramienia Jezusa:
«Nauczycielu,
posłuchaj. Chcę Ci
przedstawić specjalny przypadek. Zdobyłem w ostatnim czasie posiadłość
od
nieszczęśnika, który się zrujnował z powodu kobiety. Sprzedał mi
[posiadłość],
ale nie powiedział, że jest tam stara służąca, jego karmicielka.
Obecnie oślepła i
jest niemal nienormalna. Sprzedający jej nie chce. Ja... też bym jej
nie chciał. Ale
wyrzucić ją na ulicę... Co Ty byś uczynił, Nauczycielu?»
«A ty co byś
powiedział,
udzielając rady komuś innemu?»
«Powiedziałbym:
“Zatrzymaj ją.
Jeden chleb nie doprowadzi cię do ruiny» [– odpowiada Jezusowi Eleazar.]
«A dlaczego tak
byś powiedział?»
[– pyta go Jezus.]
«Ponieważ myślę,
że to tak
powinienem postąpić, i chciałbym, aby wobec mnie też tak postąpiono...»
«Jesteś bardzo
blisko
Sprawiedliwości, Eleazarze. Działaj zgodnie z tym, co byś poradził
[innym], a Bóg
Jakuba zawsze będzie z tobą» [– mówi mu Jezus.]
«Dziękuję,
Nauczycielu» [–
odpowiada Eleazar.]
Inni szepczą coś
między sobą.
«O czym tak
szepczecie? – pyta
Jezus – Czy nie powiedziałem słusznie? A on czy nie przemówił
sprawiedliwie?
Izmaelu, broń twoich gości... ty, który zawsze postępowałeś
miłosiernie...»
«Nauczycielu,
dobrze mówisz, ale...
gdybyśmy tak zawsze postępowali!... Bylibyśmy ofiarami innych...» [–
mówi Izmael.]
«W takim razie
lepiej, według
ciebie, żeby to inni byli naszymi ofiarami, prawda?» [– pyta Jezus.]
«Tego nie mówię,
ale w pewnych
wypadkach...»
«Prawo mówi, że
trzeba okazywać
miłosierdzie...»
«Tak, ubogiemu
bratu, cudzoziemcowi,
pielgrzymowi, wdowie, sierocie... [– potwierdza Izmael –] Ale ta
staruszka, która
wpadła w objęcia Eleazara, nie jest ani jego siostrą, ani wędrowcem,
ani cudzoziemcem,
ani sierotą, ani wdową. Niczym nie jest dla niego... Ni mniej, ni
więcej tylko jakby
starym stołem zapomnianym przez dawnego właściciela w sprzedanej
posiadłości. Eleazar
mógłby bez jakichkolwiek skrupułów ją wyrzucić. W końcu nie na niego
spadłaby
odpowiedzialność za śmierć starej, lecz na jej prawdziwego pana...»
«...który nie może
jej zatrzymać,
bo i on jest ubogi. W rezultacie on też jest zwolniony ze zobowiązań [–
dopowiada
Jezus. –] W takim razie, gdy staruszka umrze z głodu, ona sama będzie
temu winna,
prawda?»
«Właśnie,
Nauczycielu. To jest los
tych... którzy już nie są przydatni. Chorzy, starzy, niezdolni, są
skazani na nędzę
i żebranie. A śmierć jest dla nich najlepsza... tak jest, odkąd świat
światem, i tak
zawsze będzie...»
[por. Łk 14,2n]
«Jezu, miej litość nade mną!» –
przenika [nagle] jęk przez pozamykane okna, gdyż sala jest zamknięta, a
lampy –
zapalone, być może z powodu chłodu.
«Kto Mnie woła?»
[– pyta Jezus.]
«Jakiś natręt.
Każę go
przegonić. Albo może to jakiś żebrak. Każę dać mu chleba» [– mówi
Izmael.]
«Jezu, jestem
chory. Ocal mnie!»
[Słychać ponowne wołanie.]
«Powiedziałem:
jakiś natręt.
Ukarzę sługi za to, że pozwolili mu wejść» [– mówi] Izmael i wstaje.
Jednak Jezus –
młodszy o jakieś
dwadzieścia lat i przewyższający go o głowę – sadza go na miejscu,
kładąc mu
rękę na ramieniu i nakazując mu:
«Zostań, Izmaelu.
Chcę zobaczyć
tego, który Mnie szuka. Wpuśćcie go.»
Wchodzi mężczyzna
o włosach
jeszcze czarnych. Może mieć jakieś czterdzieści lat. Jest opuchnięty
jak beczka i
żółty jak cytryna. Ma rozchylone sine wargi, dyszy. Za nim idzie
niewiasta, [którą
widziałam] w pierwszej części wizji.
Mężczyzna
podchodzi z trudem z
powodu choroby i lęku. Widzi, że spoglądają na niego tak bardzo złym
okiem! Jezus
jednak opuścił Swe miejsce i podszedł do nieszczęśliwego. Ujmuje go za
rękę i
prowadzi na środek sali, pod samą lampę, na wolne miejsce pomiędzy
stołami,
ustawionymi w kształcie podkowy.
«Czego chcesz ode
Mnie?» [– pyta
go.]
«Nauczycielu...
Tak bardzo Cię
szukałem... Od tak dawna... Nie chcę niczego poza zdrowiem... dla moich
dzieci i dla
mojej małżonki... Ty wszystko możesz... Zobacz, co się ze mną stało...»
«I wierzysz, że
mogę cię
uzdrowić?» [– pyta Jezus.]
«O, jak bardzo
wierzę!... Każdy
krok jest dla mnie bolesny... każde poruszenie straszliwe... ale mimo
to pokonałem wiele
mil w poszukiwaniu Ciebie... potem na wozie udałem się za Tobą... ale
Cię nie
spotkałem... O, czy wierzę!?... Jestem zdziwiony, że jeszcze nie
zostałem uzdrowiony,
odkąd moja dłoń znajduje się w Twojej, bo wszystko w Tobie jest święte,
o Święty
Boga.»
Biedak sapie jak
foka z powodu
wysiłku, z jakim tak wiele powiedział. Niewiasta spogląda na swego
męża, na Jezusa i
płacze. Jezus patrzy na nich i uśmiecha się. Potem odwraca się i pyta,
zwracając się
do starca o drżącym głosie, który przemawiał do Niego na początku:
«Ty, stary uczony,
odpowiedz Mi: czy
wolno uzdrowić w szabat?»
«W czasie szabatu
nie wolno
wykonywać żadnej pracy» [– pada odpowiedź.]
«Nawet ocalić
kogoś od rozpaczy?
To nie jest praca fizyczna» [– wyjaśnia Jezus.]
«Szabat jest
poświęcony Panu»
[– mówi faryzeusz.]
«Jakie dzieło jest
bardziej godne
dnia świętego od sprawienia, że [jakiś] syn Boży powie swemu Ojcu:
“Kocham Cię i
wychwalam, bo mnie uzdrowiłeś?”»
«Powinien to samo
mówić, nawet
jeśli jest nieszczęśliwy» [– stwierdza starzec. Jezus mu odpowiada:]
«Chananiaszu, czy
wiesz, że w tej
chwili twój najpiękniejszy las płonie, a całe zbocze Hermonu
zaczerwieniło się od
łuny tego pożaru?»
Starzec
podskakuje, jakby go
ukąsiła żmija:
«Nauczycielu,
mówisz prawdę, czy
to tylko żart?»
«Mówię prawdę.
Widzę i wiem»
[– odpowiada Jezus.]
«O! Jakże jestem
nieszczęśliwy!
Mój najpiękniejszy las! Setki lat w popiele! Przekleństwo! Niech będą
przeklęte te
psy, które podłożyły ogień! Niech im wnętrzności spłoną, jak mój las!»
Starzec jest
zrozpaczony.
«To tylko las,
Chananiaszu, a ty
się uskarżasz! [– mówi Jezus –] Dlaczego nie wychwalasz Pana w tym
nieszczęściu?
Ten [człowiek] nie traci lasu, który się zresztą odrodzi, lecz życie i
chleb dla
swoich dzieci. [Mówisz, że] on powinien wychwalać Boga, a ty sam tego
nie czynisz? A
zatem, uczony w Piśmie, czy wolno Mi go uzdrowić w szabat?» – [ponawia
pytanie
Jezus.]
«Bądź przeklęty
Ty, on i szabat!
Ja mam inne sprawy...» – i potrącając Jezusa, który mu położył rękę na
ramieniu, wychodzi wściekły. Słychać jego rozdzierający krzyk, kiedy
wzywa wóz.
«A teraz? – pyta
Jezus zwracając
się do innych. – A teraz wy powiedzcie Mi: wolno to uczynić czy nie?»
Nikt jednak nie
odpowiada. Eleazar
spuszcza głowę. Najpierw otwarł usta, ale potem je zamknął, ogarnięty
chłodem sali.
«Zatem Ja będę
mówił» –
odzywa się Jezus.
W postawie i
głosie jest potężny i
grzmiący, jak zawsze kiedy ma zdziałać cud.
«Ja będę mówił.
Mówię.
Powiadam: człowieku, niech ci się stanie według twojej wiary. Jesteś
zdrowy. Chwal
Wiecznego. Odejdź w pokoju.»
Mężczyzna stoi
oniemiały. Być
może sądził, że stanie się nagle smukły jak wcześniej. Wydaje mu się,
że nie jest
zdrowy. Lecz kto wie, co czuje... Wydaje okrzyk radości. Rzuca się do
stóp Jezusa.
Całuje je.
«Idź, idź! Bądź
zawsze dobry.
Żegnaj!»
Mężczyzna wychodzi
wraz z
małżonką, która aż do końca odwraca się, żegnając Jezusa.
«Jednak,
Nauczycielu... w moim
domu... w szabat...» [– odzywa się Izmael.]
«Nie pochwalasz
tego? Wiem o tym. I
to dlatego przyszedłem. Ty – przyjacielem? Nie. Jesteś Moim wrogiem.
Nie jesteś
szczery ani wobec Mnie, ani wobec Boga» [– zwraca się do niego Jezus.]
«Teraz mnie
obrażasz?...» [–
pyta Izmael.]
«Nie. Mówię
prawdę.
Powiedziałeś, że Eleazar nie jest zobowiązany wspierać tej staruszki,
bo ona nie
należy do jego własności. Ty zaś miałeś dwoje sierot w twojej
posiadłości. To
były dzieci dwojga wiernych sług, którzy umarli przy pracy. On – z
sierpem w
dłoni... a ona – zabita przez zbyt wielki trud... Bo żeby móc pozostać,
[ta kobieta]
musiała do swojej pracy dodać tę, którą wykonywał jej mąż.
Powiedziałeś:
“Umówiłem się o pracę dwóch osób. Zatrzymam cię, ale chcę, żebyś
wykonywała
pracę swoją i zmarłego.” Kobieta przystała na to i umarła wraz z
dzieckiem, które
nosiła. Bo ta niewiasta była matką... Ale nie okazano jej litości, jaką
się ma wobec
rodzącego zwierzęcia. Gdzie jest teraz tych dwoje dzieci?»
«Nie wiem...
Znikły pewnego
dnia...» [– mówi Izmael.]
«Teraz nie kłam.
Wystarczy, że
jesteś okrutny. Nie musisz dodawać kłamstwa, żeby uczynić twoje szabaty
obrzydłymi
Bogu, nawet jeśli są pozbawione niewolniczych prac. Gdzie są te dzieci?»
«Nie wiem. Nie
wiem tego, wierz mi»
[– tłumaczy się Izmael.]
«Ale Ja wiem.
Znalazłem je pewnego
listopadowego wieczoru, zimnego, deszczowego, mrocznego... Znalazłem je
głodne i
drżące, blisko jakiegoś domu. Szukały kawałka chleba jak dwa psy...
Przeklął je i
wygonił człowiek, który miał serce psa, człowiek gorszy od psa, gdyż
pies by się
ulitował nad tym dwojgiem sierot. Ale ty i tamten mężczyzna nie
mieliście litości...
Ich rodzice już ci nie służyli, prawda? Umarli... Zmarli mogą jedynie
płakać w
grobach, słysząc szloch swych nieszczęśliwych dzieci, którymi inni się
nie zajmują.
Duchy zmarłych zanoszą jednak do Boga płacz swój i swoich dzieci -
sierot. Mówią:
“Panie, dokonaj naszej pomsty, bo świat ciemięży, kiedy nie może już
wyzyskiwać.” Dwoje dzieci nie było jeszcze w wieku, żeby ci służyć,
prawda? Tak i
nie... bo dziewczynka mogła zbierać kłosy na ścierniskach... Jednak
wypędziłeś ich,
odmawiając im nawet tej odrobiny dóbr, jakie należały do ich ojca i
matki. Mogły
umrzeć z głodu i z zimna jak uliczne psy. Mogły przeżyć stając się, on

złodziejem, a ona – prostytutką, gdyż głód popycha do grzechu. Ale co
ciebie to
obchodziło...
Przed chwilą
przytoczyłeś Prawo
dla poparcia swoich poglądów. Ale czy Prawo nie mówi: ‘Nie wyrządzajcie
krzywdy
wdowie i sierocie. Jeśli ich skrzywdzicie, głosy ich wzniosą się do
Mnie, a Ja
usłyszę ich wołanie. Mój gniew zapłonie i wytępię was mieczem. Wasze
małżonki
zostaną wdowami, a dzieci wasze – sierotami’? Czyż nie to mówi Prawo?
Dlaczego
więc go nie zachowujesz? Broniłeś Mnie przed innymi? Dlaczego więc nie
bronisz w samym
sobie Mojej Nauki? Chcesz być Moim przyjacielem? Dlaczego więc
postępujesz sprzecznie z
tym, co Ja mówię?
Jeden z was
biegnie do utraty tchu,
wyrywa sobie włosy z głowy, z powodu zniszczenia jego lasu. A nie
wyrywa ich z powodu
zniszczenia swego serca! A ty, na co czekasz, żeby tak postąpić?
Dlaczego chcecie się
uważać za doskonałych tylko dlatego, że los dał wam wyższą pozycję? A
jeśli
jesteście w czymś doskonali, to dlaczego nie usiłujecie być tacy we
wszystkim?
Dlaczego Mnie nienawidzicie za to, że odkrywam wasze rany? Jestem
Lekarzem waszego ducha.
Czy lekarz może wyleczyć rany bez ich odkrycia i oczyszczenia? Czy nie
wiecie, że
bardzo wielu – a ta niewiasta, która właśnie wyszła, należy do tej
[grupy] –
zasługuje na pierwsze miejsca na uczcie Bożej, pomimo nędznego wyglądu!
Nie to, co
jest na zewnątrz, lecz serce i duch posiadają wartość. Bóg widzi was z
wysokości
Swego tronu i osądza. Iluż widzi takich, którzy więcej są warci od was!

[por. Łk 14,7n]
Posłuchajcie więc. Przyjmijcie zawsze za
zasadę waszego postępowania to: jeśli was zaproszą na ucztę weselną,
wybierajcie
zawsze ostatnie miejsce. Spotka was podwójny zaszczyt, gdy pan domu
powie wam:
‘Przyjacielu, zbliż się”. Zaszczyt zasługi i zaszczyt pokory... W
przeciwnym
razie... o jakaż byłaby to smutna chwila dla pysznego, z powodu wstydu,
gdyby
usłyszał, jak mówią do niego: “Idź tam, w głąb, bo jest tu ktoś większy
od
ciebie.” I czyńcie to samo na tajemnej uczcie waszego ducha dla
zaślubin z Bogiem. Kto
się upokarza, będzie wyniesiony; a kto się wywyższa, będzie poniżony.
[por. Łk 14,12n]
Izmaelu, nie miej do Mnie nienawiści za
to, że cię opatruję. Ja cię nie nienawidzę. Przyszedłem, żeby cię
uzdrowić.
Jesteś bowiem bardziej chory niż ten człowiek. Zaprosiłeś Mnie, żeby
sobie samemu
przydać blasku i zadowolić swych przyjaciół. Często zapraszasz, ale z
pychy i dla
własnej przyjemności. Nie czyń tego. Nie zapraszaj bogatych, krewnych,
przyjaciół.
Otwórz swój dom, otwórz serce dla ubogich, dla żebraków, dla chromych,
dla
niedołężnych, dla sierot i dla wdów. Oni w zamian dadzą ci tylko
błogosławieństwa.
Bóg jednak zamieni je na łaski dla ciebie. Ale na końcu... O, jakiż na
końcu będzie
szczęśliwy los wszystkich miłosiernych, których Bóg wynagrodzi przy
zmartwychwstaniu
umarłych!
Biada tym, którzy
pieszczą [w
sobie] jedynie nadzieję zysku, a potem zamykają serce na brata, który
już nie może
służyć. Biada im! Ja pomszczę na nich tych, którzy zostali opuszczeni.»
«Nauczycielu...
ja... ja chcę Cię
zadowolić. Wezmę znowu te dzieci.»
«Nie» [– odpowiada
Jezus.]
«Dlaczego?» [–
pyta Izmael]
«Izmaelu?!»
Izmael spuszcza
głowę, chcąc
odgrywać pokornego. Ale to żmija, z której wyciśnięto jad: nie kąsa
tylko dlatego,
że wie, iż nie ma już jadu. Czeka jednak na stosowną chwilę, żeby
ukąsić...
[por. Łk 14,15n]
Eleazar próbuje zaprowadzić pokój
mówiąc:
«Błogosławieni,
którzy biorą
udział w uczcie Bożej w swym duchu i w Królestwie Niebieskim. Wierz
jednak,
Nauczycielu, że życie przynosi nam przeszkody... Obowiązki...
zajęcia...»
Jezus opowiada im
przypowieść o
uczcie:
«Pewien człowiek
wyprawił wielką
ucztę i zaprosił wielu. Kiedy
nadszedł czas uczty,
posłał sługę, aby powiedział zaproszonym: “Przyjdźcie, bo już wszystko
jest gotowe.”
Wtedy zaczęli się
wszyscy
jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: “Kupiłem pole,
muszę wyjść,
aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego!” Drugi
rzekł:
“Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za
usprawiedliwionego!” Jeszcze inny rzekł: “Poślubiłem żonę i dlatego nie
mogę
przyjść.”
Sługa powrócił i
oznajmił to
swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: “Wyjdź co
prędzej na ulice i
zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych!”
Sługa
oznajmił: “Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce.”
Na to pan
rzekł do sługi: “Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia,
aby mój
dom był zapełniony. Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie
skosztuje mojej
uczty...»
Na koniec Jezus
mówi:
«Obowiązki... zajęcia... powiadasz. To prawda. Dlatego właśnie
powiedziałem ci na
początku tej uczty, że Moje Królestwo zdobywa się zwycięstwami nad
samym sobą, a nie
przez zwycięstwa na polach bitew. Miejsce na wielkiej uczcie jest dla
ludzi pokornych
sercem, którzy potrafią być wielcy przez wierną miłość. Ta zaś nie
mierzy ofiar i
wszystko zniesie, żeby przyjść do Mnie. Nawet jedna godzina wystarczy,
żeby odmienić
serce. Oby tylko serce tego chciało. Wystarczy jedno słowo... A
Ja powiedziałem
wam ich tak wiele. I widzę... w jednym sercu zrodzi się święta roślina.
W innych –
ciernie dla Mnie. W tych cierniach – żmije i skorpiony... Nieważne. Ja
idę prosto
Moją drogą. Kto Mnie miłuje, idzie za Mną. Ja wzywam do pójścia za Mną.
Niech ci,
którzy są prawego serca, przyjdą do Mnie. Ja idę, pouczając. Niech
szukający
sprawiedliwości zbliżą się do Źródła. Co do innych... Innych Ojciec
Święty
osądzi.
Żegnam cię,
Izmaelu. Nie żyw do
Mnie nienawiści. Zastanów się. I uświadom sobie, że byłem surowy z
miłości, a nie
– z nienawiści. Pokój temu domowi i jego mieszkańcom. Pokój wam
wszystkim, jeśli na
niego zasługujecie.»


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
methcathinone a new postindustrial drug forensic sci intl 153 99 101 2005 j forsciint 2005 04 023
023 04 (3)
023 04
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO
r07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi

więcej podobnych podstron