03 (536)






"Kordian" Juliusza S艂owackiego









J臋zyk polski:

揔ordian" Juliusza S艂owackiego
 






 
SPISEK KORONACYJNY
 
SCENA I
Plac przed zamkiem kr贸lewskim w Warszawie, okna dokolnych dom贸w przystrojone kobiercami, pe艂ne widz贸w. - Wielkie rusztowanie, czerwonym suknem nakryte, zalega wi臋ksz膮 cz臋艣膰 placu - na nim siedz膮 rz臋dami przystrojone kobiety... Najbli偶ej widza kolumna Zygmunta, na podstawie lud zasiad艂... Ludzie r贸偶nego stanu stoj膮 doko艂a i patrz膮c na zamek rozmawiaj膮
 
PIERWSZY Z LUDU
No! patrzaj, panie kumnie, co przed zamkiem stoi...
To car nasz mi艂o艣ciwy kaza艂 stawi膰 w nocy
Te wielkie rusztowanie... je艣li nar贸d zbroi,
To b臋d膮 艣cina膰 g艂owy...
 
DRUGI Z LUDU
Wa艣膰 rzucasz jak z procy
Niepomy艣lane baje... na te rusztowanie
Wchodz膮 wielmo偶ni nasi i wielmo偶ne panie,
Co na koronacyj膮 chc膮 patrze膰 z wysoka...
 
PIERWSZY M艁ODZIENIEC
Kwiatem dam si臋 pokrywa estrada szeroka.
 
DRUGI M艁ODZIENIEC
Estrada! jakie s艂owo - ja przyswoi膰 wol臋
Wyraz wschodowidownia.
 
PIERWSZY M艁ODZIENIEC
Zgoda, m贸j purysto.
Lecz patrzaj, pi贸ra, kwiaty, tiule, parasole,
To istna 艂膮ka. - Chcia艂bym zosta膰 ziemn膮 glist膮
I pe艂za膰 po tych kwiatach.
 
DRUGI M艁ODZIENIEC
Wolisz zosta膰 carem
I chodzi膰 po tych g艂owach.
 
SZEWC
Uf! jak duszno! t艂umnie!
Si艂a miejsca uby艂o z grubym piwowarem
Odk膮d si臋 przy Zygmunta zatoczy艂 kolumnie.
 
SZLACHCIC
To膰 ten sam, kt贸ry niegdy艣 jak ko艅 w taczkach chodzi艂
Za jakie艣 przewinienie, z woli ksi臋cia pana,
Tak wychud艂 biedak w贸wczas i tak si臋 wyg艂odzi艂,
呕e, jak m贸wi膮, a偶 w艂asne obaczy艂 kolana
I 艂zami si臋 rozp艂aka艂.
 
SZEWC
Kt贸偶 mu tu przyj艣膰 radzi艂?
Wstyd mu bij膮 te kot艂y i wstydem gra tr膮ba,
Chyba 偶ywot kulami i siark膮 nasadzi艂
I chce si臋 u n贸g cara rozprysn膮膰 jak bomba.
 
SZLACHCIC
Ten szewc poj膮艂 honoru i zemsty prawid艂a.
Prawid艂a... M贸j kalambur upad艂 - o! lud g艂upi!
Nie podj膮艂 kalamburu! o! zgrajo przebrzyd艂a
Kto twoje ber艂o kupi, kij pastucha kupi...
 
SZEWC
Cha! cha! cha! jak si臋 szlachcic czerwony jendyczy!..
 
PIERWSZY Z LUDU
Cicho! s艂uchajcie - oto pierwszy szereg krzyczy
Cesarz przechodzi - krzyczmy.
 
KILKU Z LUDU
Niech 偶yje! Niech 偶yje!
 
PIERWSZY Z LUDU
Nic nie wida膰... Chor膮giew z wiatrami si臋 bije
I posuwa si臋 z wolna...
 
DRUGI Z LUDU
Idzie jaki艣 starzec,
Siwy ca艂y - oh, siwy jak srebrzysty marzec,
Niesie z艂ot膮 poduszk臋, na niej szabla le偶y...
 
呕O艁NIERZ
Oj, dobrze cesarzowi, 偶e polskie szablice
Spi膮 sobie na poduszkach...
 
PIERWSZY Z LUDU
Wielki ksi膮偶臋 bie偶y
I nakaza艂 gard艂owej przegrywa膰 muzyce.
s艂ycha膰 艣piew na nut臋: "God save the King"
 
呕O艁NIERZ
Ha! ha! dm膮 sobie ludzie w gard艂a jak w oboje.
 
PIERWSZY Z LUDU
Sypn臋艂y si臋 zielone szambelan贸w roje,
Po偶贸艂cia艂e haftami, niby pszczo艂y z ula...
Ha! idzie...
 
KILKU
Kto?
 
PIERWSZY Z LUDU
Kr贸l.
 
呕O艁NIERZ
艣piewa
Bo偶e, pochowaj nam kr贸la
 
SZEWC
Nie w takt spiewasz i nie w sens...
 
呕O艁NIERZ
Ha, nie moja wina,
Pod Maciejowicami og艂uch艂em od kuli
I przyznam si臋, 偶e nie znam jak w mariasza kr贸li;
Gdy si臋 z nimi kozyrna po艂膮czy dziewczyna,
To sobie ze czterdziestu cho膰 na dyszlu wal臋...
 
SZEWC
Ciszej no! wa艣膰 o kr贸lach gadasz tak zuchwale,
Jak gdyby szpiegi but贸w nie umieli skroi膰?
Wierz mi wa艣膰 - co masz gada膰, to wola艂by艣 broi膰,
A kiedy nie masz dratwy, to dziur nie kol szyd艂em...
 
KILKU
Cha! cha! cha!
 
PIERWSZY Z LUDU
To go wstrzyma艂 sk贸rzanym w臋dzid艂em.
 
GARBATY ELEGANT
Pozwolcie te偶, panowie, spojrze膰 cz艂owiekowi...
 
KILKU
Garbu艣! garbu艣! ust膮pcie miejsca garbusiowi...
Wsadzi膰 go na ramiona...
 
SZEWC
Zgodzi艂by si臋 ma艂y!
Wszak o nim historyja 艣wiat obieg艂a ca艂y:
Wracaj膮c noc膮, nie m贸g艂 rynsztoka przeskoczy膰;
Sajetowego sukna nie chcia艂o si臋 zmoczy膰;
Czeka... A偶 tu przechodzi drog膮 pozytywek,
Wi臋c w pro艣by, by go ludzie zanie艣li do domu;
Zgodzili si臋, na skrzyni konno usiad艂 krzywek;
Gdy go tam przywi膮zali jak gar艣膰 such膮 艂omu,
Nu偶 korb膮 kr臋ci膰, r贸偶ne muzyki wygrywa膰
I do szynk贸w zachodzi膰... musia艂 biedak spiewa膰,
A nie spiewa膰, to ludziom gra膰 jak z dobrej woli...
 
KILKU
Cha ! cha ! cha !
 
呕O艁NIERZ
Ze starego 艣miejcie si臋 偶o艂nierza,
Lecz wara z u艂omnego przedrwiwa膰 niedoli.
Gdzie on?..
 
PIERWSZY Z LUDU
Ot, w inn膮 stron臋 posz艂a sobie wie偶a...
 
DRUGI Z LUDU
Car przeszed艂, a my wszyscy patrzyli jak g艂upce
Na garb i nie widzieli cara...
 
PIERWSZY Z LUDU
Wielka szkoda!
Id藕my lepiej po bruku wybija膰 ho艂ubce,
M贸wi膮, 偶e z beczek wino leje si臋 jak woda.
Lud si臋 rozchodzi
 
SCENA II
Wn臋trze ko艣cio艂a katedralnego - o艂tarz wielki rz臋si艣cie o艣wiecony - PRYMAS z bogato przybran膮 asystencj膮 odprawia msz臋. - Muzyka... CESARZ stoi pod szkar艂atnym baldakimem, na szczeblach tronu polscy dygnitarze pa艅stwa i jenera艂owie moskiewscy... Prymas lud 偶egna i przyst臋puj膮c do cesarza podaje mu koron臋, cesarz k艂adzie j膮 na g艂ow臋 - kanclerz podaje na w臋zg艂owiu miecz pa艅stwa, cesarz mieczem robi znak krzy偶a na cztery strony 艣wiata. Prymas podaje ksi臋g臋 konstytucyjn膮.
 
CESARZ
k艂ad膮c r臋k臋 na ksi臋dze
Przysi臋gam!...
Zn贸w cisza g艂臋boka... Prymas odchodzi od o艂tarza i intonuje psalm
"Te Deum"
 
SCENA III
Plac przed zamkiem i lud jak w scenie pierwszej. Muzyka gra pie艣艅 揋od
save" ; Bo偶e, zachowaj kr贸la nam
 
PIERWSZY Z LUDU
Car si臋 ukoronowa艂, wychodzi z ko艣cio艂a,
Przysi膮g艂 konstytucyj膮 艣wi臋ci膰 jak pacierze.
 
DRUGI Z LUDU
Wr贸ciwszy, pewnie w zamku zasi膮dzie do sto艂a?
Cho膰 kr贸lem, to je艣膰 musi jak i ka偶de zwierz臋.
 
SZLACHCIC
A wiecie偶, co je艣膰 b臋dzie?
 
DRUGI Z LUDU
A prosz臋 waszmo艣ci,
To膰 zapewne nie b臋dzie ogryza艂 tam ko艣ci,
To偶 kr贸lowi na pokarm dostateczny stawa.
 
SZLACHCIC
B臋dzie zjada艂 ba偶anty, a na wety - prawa.
 
SZEWC
Wa膰pan musisz zagadki s艂a膰 do Kuryjera.
Co to za krzyk?
 
PIERWSZY Z LUDU
Zapewne 偶andarm t艂um przeciera
 
STOJ膭CY NA KOLUMNIE
O! nie, to si臋 sam ksi膮偶臋 wda艂 z babami w boje.
 
G艁OS DALEKI KOBIECY
Dzieci臋 moje! o! dzieci臋! dzieci臋! dzieci臋 moje!
 
PIERWSZY Z LUDU
do stoj膮cego na kolumnie
C贸偶 to za krzyk, waszmo艣ci czo艂o a偶 poblad艂o.
 
STOJ膭CY NA KOLUMNIE
Ksi膮偶臋 uderzy艂 star膮 kobiet臋 z dzieci臋ciem,
Potkn臋艂a si臋 i dziecko do rynsztoka pad艂o.
Zbieg艂 si臋 t艂um... teraz ca艂y ucieka przed ksi臋ciem
I tylko wida膰 star膮 nad dzieckiem kobiet臋,
Cia艂em dzieci臋 zakrywa... To odwaga rzadka!
 
G艁OS DALEKI
Dziecko zabite...
 
G艁OS BLI呕SZY
Dziecko zabite...
 
STOJ膭CY NA KOLUMNIE
do dalszych
Zabite...
 
LUD
A matka?...
 
STOJ膭CY NA KOLUMNIE
Kto wie, czy to matka.
 
LUD
O! to matka,
Inna by ju偶 uciek艂a; co si臋 tam z ni膮 sta艂o!?...
 
STOJ膭CY NA KOLUMNIE
Czekajcie! Dw贸ch 偶andarm贸w niebog臋 porwa艂o,
Zamietli przed cesarzem krwi膮 polane bruki...
Lud cz臋艣ci膮 si臋 rozchodzi ponury... Orszak koronacyjny powraca do zamku... Lud przerzedzony milczy - muzyka gra - 艣ciemnia si臋. Lud rzuca si臋 na sukno pokrywaj膮ce estrad臋
 
LUD
To dla nas sukno! dla nas! rozerwa膰 je w sztuki!...
艢ciemnia si臋 coraz bardziej. - Ludzie rozerwali sukno i w czerwone p艂achty okryci rozchodz膮 si臋 po ulicach... Przy beczkach z winem wida膰 jeszcze garstk臋 pij膮cych... Cz艂owiek czarnym p艂aszczem okryty mi臋sza si臋 mi臋dzy nich... i spiewa
 
SPIEW NIEZNAJOMEGO
Pijcie wino! pijcie wino!
Nie wierzycie, 偶e to cud,
Gdy strumienie wina p艂yn膮,
Cho膰 nie sadzi winnic lud.
Pij, dru偶yno! pij, dru偶yno!
Chrystus wod臋 mieni艂 w wino,
Gdy weselny s艂ysza艂 spiew,
Gdy wesele by艂o w Kanie...
g艂o艣niej
A gdy przysz艂o zmartwychwstanie,
Chrystus wino mieni艂 w krew...
Jutro b艂y艣nie jutrznia wiary,
Pijcie wino! id藕cie spa膰!
My we藕miemy win puchary,
By je w 艣klanny sztylet zla膰.
Niech ten sztylet silne rami臋
W piersi wbije i za艂amie...
Pijcie wino! id藕cie 艣ni膰!
Lecz si臋 b臋dzie 艣wit promieni膰,
Trzeba wino w krew przemieni膰,
Przemienione wino pi膰 !. ..
pie艣艅 ustaje - Nieznajomy odchodzi
 
PIERWSZY Z LUDU
Kto to spiewa艂?
 
DRUGI Z LUDU
艢piew hucza艂 we mnie i pode mn膮...
 
TRZECI Z LUDU
Id藕my do domu... Jest co艣 strasznego... tak ciemno.
 
SCENA IV
Loch podziemny w ko艣ciele St. Jana, wko艂o trumny kr贸l贸w polskich, w g艂臋bi ma艂y o艂tarz. Przed o艂tarzem st贸艂 okr膮g艂y - jedna lampa i krzes艂o. PREZES spisku sam jeden siedzi za sto艂em - w czarnej masce i z siwymi jak 艣nieg w艂osami... Wida膰 wschody prowadz膮ce na g贸r臋 do korytarz贸w ko艣cielnych, na schodach szyldwach widny do po艂owy
 
PREZES
sam
Ciemna jaskinio trumien, znam ja ciebie!
Nieraz w te prochy iskr臋 my艣li k艂ad艂em,
Budzi艂em kr贸l贸w, serca ich odgad艂em,
Dzia艂ali... w dziejach jak na jasnym niebie
Nigdzie czerwone nie pada艂y plamy.-
Gdyby艣cie, kr贸le, z trumien dzi艣 powstali,
Ludzie by rzekli: "O, znamy was! znamy!
Starzec nam o was m贸wi艂, 偶e艣cie biali
Jako anieli... Tak nam starzec prawi艂".
Ja偶 bym tron nieskalany Polak贸w zakrwawi艂?
Rzuci艂em si臋 w otch艂ani spisk贸w czarne cienie
Zapalonej m艂odzie偶y sztyletami w艂adam,
Mam sto r膮k, sto sztylet贸w... gdy chc臋, sto ran zadam;
Wzrok m贸j przyt臋pia艂 d艂ugim wiekiem, lecz sumnienie
Ma bystre oczy, widz臋, 偶e 艣wiat艂o zagas艂o.
Lepiej przy Waszyngtonie by艂o umrze膰...
 
SZYLDWACH
Has艂o!...
 
G艁OS
Winkelried.
 
SZYLDWACH
T臋dy!
schodzi do lochu zamaskowany w ubiorze ksi臋dza
 
KSI膭DZ
Prezes wszystkich nas ubieg艂e艣.
 
PREZES
Nie dziw si臋, 偶e mi臋 w grobach pierwszego spostrzeg艂e艣,
Staro艣膰 mi臋 prowadzi艂a.
 
KSI膭DZ
Powiedz mi, Prezesie,
Jak si臋 to sko艅czy?
 
PREZES
Nie wiem.
 
KSI膭DZ
Burza nie rozniesie
Sztylet贸w tak jak li艣ci... Byle si臋 uda艂o!
 
PREZES
Pomnij, 偶e nosisz szat臋 Zbawiciela bia艂膮.
Splamisz j膮.
 
KSI膭DZ
G艂os tw贸j drz膮cy...
 
PREZES
Zimno mi i ciemno...
 
KSI膭DZ
A mnie krew pali...
 
PREZES
Bo偶e! zmi艂uj si臋 nade mn膮...
Ksi臋偶e, powiedz mi, wiele lat masz?...
 
KSI膭DZ
Pi臋膰dziesi膮ty...
 
PREZES
Gdy艣 si臋 rodzi艂, rok mia艂em dwudziesty dziewi膮ty
I bi艂em si臋 za wolno艣膰...
 
KSI膭DZ
C贸偶 st膮d?
 
PREZES
Nic... wspomnienie.
 
KSI膭DZ
Zachwia艂e艣 dusz膮 moj膮 - zbudzi艂e艣 sumnienie,
C贸偶 rozka偶esz? co robi膰?
 
PREZES
z zapa艂em
Wstrzyma膰 ich, na Boga!
Niech my艣l m艂odych ciemnicy nie przest膮pi proga,
Niech spisek z czarn膮 twarz膮 na 艣wiat nie wychodzi
Bo tam na 艣wiecie bia艂ym b艂yszczy Boga s艂o艅ce!
Zwo艂a艂em tu szalonych, bo wiatr grob贸w ch艂odzi,
Bo mog臋 wezwa膰 prochy kr贸l贸w za obro艅ce.
Jam niegdy艣 z piersi moich la艂 poety pienia,
Dzi艣 bym je ch臋tnie wydar艂 z kart wiekowej s艂awy
I spali艂bym je w ogniu; gdyby z ich p艂omienia
My艣l wydoby膰 g艂o艣niejsz膮 nad m艂odzie艅cze wrzawy,
My艣l 艂ami膮c膮 sztylety.
 
KSI膭DZ
殴le pocz膮艂e艣 sobie,
Oni tu miecze jasne wyostrz膮 na grobie.
 
PREZES
Na grobie kr贸l贸w naszych? O ha艅bo! o wstydzie!
Ostrzy膰 miecz kr贸lob贸jczy? sztylety?
 
SZYLDWACH
Kto idzie
 
G艁OS
Winkelried
 
SZYLDWACH
T臋dy droga.
schodzi zamaskowany PODCHOR膭呕Y
 
PREZES
do ksi臋dza cicho
Wesprzyj mi臋, biskupie.
 
KSI膭DZ
Poznany jestem... Maski zdradzaj膮 nas trupie.
 
PODCHOR膭呕Y
Ile si臋 w trumnach kr贸l贸w robactwa wypas艂o?
Chcia艂bym podnie艣膰 te wieka, zajrze膰 w prochy...
 
SZYLDWACH
Has艂o!
 
G艁OS
Winkelried.
schodzi zamaskowany PIERWSZY Z LUDU
 
PIERWSZY Z LUDU
Ha, Prezesa g艂owa, chocia偶 stara,
Dobre obra艂a miejsce... Bo ko艣cio艂 otwarty
Na czterdziestogodzinne pacierze za cara
A przy bramie ko艣cielnej stoj膮 szpieg贸w warty,
A spisuj膮 pochwa艂y dla cz艂eka, co wchodzi
Pomodli膰 si臋 za cara. - Wi臋c to nic nie szkodzi,
Mo偶na jednym krzesiwem dwie hubki zapali膰,
B臋dzie nas i kraj kocha膰, i szpieg cara chwali膰.
 
SZYLDWACH
Kto idzie? ludzie, kto wy? has艂o...
 
G艁OS
Winkelriedy
schodzi wielu maskowych r贸偶nego stanu
 
PIERWSZY Z LUDU
Co to znaczy Winkelried?..
 
DRUGI Z LUDU
Jakie艣 s艂owo czar贸w.
 
PODCHOR膭呕Y
By艂 tu niegdy艣 dowodzca u wolnych Szwajcar贸w.
艢r贸d walki w obie d艂onie zgarn膮艂 wrog贸w dzidy
I wbi艂 we w艂asne serce, i drog臋 rozgrodzi艂.
 
PIERWSZY Z LUDU
Toby si臋 dzi艣 贸w rycerz dobrze z nami zgodzi艂!
 
PREZES
Cicho! m贸dlcie si臋 raczej! miejsce nie do gwar贸w
Zeszli艣my si臋 w grobowce sk艂ada膰 s膮d na car贸w,
Patrzcie wi臋c w serca wasze! patrzcie w serca wasze!
Aby je wiecznej lud贸w nie przeda膰 ohydzie.
Niech nas B贸g wie艅cem prawdy gwia藕dzistej opasze,
Niech anio艂 cichy zejdzie po艣r贸d nas.
 
SZYLDWACH
Kto idzie?
 
G艁OS
Winkelried:
 
Tu s艂ycha膰 ci膮gle glos szyldwacha i odpowiadanie spiskowych. Ludzie r贸偶nego ubioru, zamaskowani, schodz膮 po szczeblach i siadaj膮 w milczeniu na 艂awach - g艂osy szyldwacha coraz rzadsze, ustaj膮 zupe艂nie... cisza g艂臋boka. - Zegar na wie偶y ko艣cielnej bije z wolna... godzin臋 dziesi膮t膮
 
PREZES
Bracia, w imi臋 Boga s膮d otwarty
chwila milczenia
 
PIERWSZY Z LUDU
W imi臋 Boga sztyletem pisz臋 zemsty s艂owo...
 
DRUGI Z SPISKOWYCH
W imi臋 Boga, ja drugi.
 
INNY
Ja trzeci.
 
INNY
Ja czwarty...
 
PREZES
Ludzie, stoj臋 przed wami z osiwia艂膮 g艂ow膮
I powiadam: Czekajcie! Moje oczy stare
Widzia艂y wielkich m臋偶贸w i m贸wi臋 wam 艣wi臋cie,
呕e艣cie wy niepodobni do nich! Je艣li wiar臋
Boga chowacie w sercu? na Boga zakl臋cie
Wzywam was, ludzie: St贸jcie! i sztylety wasze
Zamie艅cie na 艣wi臋cone w ko艣cio艂ach pa艂asze,
A kiedy艣 uderzemy w zmartwychwstania dzwony,
Tak 偶e odg艂osem kr贸l贸w zachwiej膮 si臋 trony
Jak drzewa podr膮bane.
 
PODCHOR膭呕Y
W przesz艂o艣膰 patrz臋 ciemn膮
I widz臋 cie艅 kobiety w 偶a艂obie - kto ona?
Patrz臋 w przysz艂o艣膰 - i widz臋 tysi膮c gwiazd przede mn膮,
A cie艅 przesz艂o艣ci ku nim wyci膮ga ramiona;
Te gwiazdy to sztylety... Kraj nasz dawny widz臋.
M膮dro艣膰 rz膮dc贸w na starym zaszczepi艂a drzewie
Kraj m艂ody, oba kwit艂y na jednej 艂odydze,
Jako dwie r贸偶e barw膮 r贸偶ne w jednym krzewie
Jak dwaj r贸wni rycerze w jednakowej zbroi
Chodzili pier艣 przy piersi z wrogiem stacza膰 bitwy...
Jako dwie w 艂onie Boga ton膮ce modlitwy
Jedn膮 natchni臋te my艣l膮 - jak dwa pszczelnych roi,
Kt贸re pasiecznik zlewa w jednych ul贸w 艣ciany...
Onego czasu! wielkie po艂udnia Tytany
Powstali przeciw Bogu - kr贸lom - i niewoli.
B贸g u艣miechn膮艂 si臋 tylko na tronie szafir贸w,
Lecz kr贸le pad艂y na kszta艂t zr膮banej tapoli;
Gilotyna okryta 艂achmanami kir贸w,
Niezmordowana, r臋k膮 waha艂a stalow膮,
A ilekro膰 skin臋艂a, t艂um umniejsza艂 g艂ow膮.
I widzieli j膮 kr贸le, bo ta gilotyna
By艂a tragedi膮 ludu, a kr贸le widzami.
Wi臋c zemsta! Nierz膮dnica i car Katarzyna
Zabijaj膮ce oko trzyma艂a nad nami;
Os膮dzi艂a nas wartych m臋cze艅skiego wie艅ca,
Wymy艣li艂a m臋cze艅stwo... Wzi膮wszy czaszk臋 spad艂膮
Z burbo艅skiego tu艂owu - krwaw膮 i poblad艂膮,
Wsadzi艂a j膮 na tu艂贸w swego oblubie艅ca
I da艂a nam za kr贸la kr贸la z trupi膮 g艂ow膮.
Potem spod niego krad艂a dziedzin臋 grobow膮,
A on r臋k膮 nie ruszy艂... I nie sta艂o kiru
Na szat臋 matki naszej, wi臋c w troje poci臋to.
A dzi艣 - zapytaj mewy lec膮cej z Sybiru,
Ilu w kopalniach j臋czy? a ilu wyr偶ni臋to?
A ilu przedzier偶gniono w zdrajc贸w i skalano?
A wszystkich nas 艂a艅cuchem z trupem powi膮zano,
Bo ta ziemia jest trupem. Brat si臋 w艣ciek艂 carowi,
Wi臋c go rzuci艂 na Polsk臋, niech pian膮 zara偶a!
Z臋bem w艣ciek艂ym rozrywa! M艣ciciele! spiskowi!
Gdy car wk艂ada艂 koron臋 u stopni o艂tarza,
Trzeba go by艂o jasnym pa艅stwa mieczem zg艂adzi膰
I pogrzeba膰 w ko艣ciele, i ko艣cio艂 wykadzi膰
Jak od d偶umy tureckiej, i drzwi zamurowa膰,
I rzec: "O Bo偶e, racz si臋 nad grzesznym zmi艂owa膰!..."
To wszystko - i nic wi臋cej... Teraz car za sto艂em,
Satrapy nasze korni pok艂adli si臋 czo艂em,
Win tryskaj膮 brylanty z kielich贸w tysi膮ca
I pal膮 si臋 pochodnie, a muzyka grzmi膮ca
Gipsy ze 艣cian opr贸sza. Kobiety doko艂a
Rozkwit艂e, 艣wie偶e, wonne jak Saronu r贸偶e,
Na rosyjskich ramionach opieraj膮 czo艂a.
silnie
Id藕my tam... i wypalmy ogniami na murze
Wyrok zemsty, zniszczenia, wyrok Baltazara
Carowi nie dopita z r膮k wypadnie czara,
B艂臋kitnym blaskiem miecz贸w napisane s艂owa
Wyt艂umaczy 艣mier膰 m臋drsza ni偶 g艂os Danijela.
A potem kraj nasz wolny! potem jasno艣膰 dniowa!
Polska si臋 granicami ku morzom rozstrzela
I po burzliwej nocy oddycha i 偶yje.
呕yje! - Czy temu s艂owu zajrzeli艣cie w dusz臋?
Nie wiem... w tym jednym s艂owie jakie艣 serce bije,
Rozbieram je na d藕wi臋ki, na litery krusz臋
I w ka偶dym d藕wi臋ku s艂ysz臋 g艂os ca艂y ogromny!
Dzie艅 naszej zemsty b臋dzie wielki - wiekopomny!
A dzie艅 pierwszy wolno艣ci, gdy rado艣膰 roznieci,
Ludzie wesela krzykiem o niebo uderz膮,
A potem d艂ug膮 ciemno艣膰 niewoli przemierz膮,
Si膮d膮... i z wielkim 艂kaniem zap艂acz膮 jak dzieci
I s艂ycha膰 b臋dzie p艂acz ogromny zmartwychwstania.
s艂ycha膰 szmer zapa艂u
 
PREZES
Piekielna my艣l z艂oconym obrazom przygania,
Nie 艣mia艂by艣 zg艂臋bi膰 my艣li - sumnienia oczyma;
Ciebie m艂odzie艅czy zapa艂 nad przepa艣ci膮 trzyma.
Patrz, car zabity - we krwi - zabita rodzina -
Bo to nast臋pstwo zbrodni... lecz nas B贸g ukarze!
 
PODCHOR膭呕Y
Z Cezara kar艂a we藕my zemst臋 Rzymianina.
 
PREZES
A gdy jak Antoniusz Europie poka偶e
P艂aszcz skrwawiony Cezara?... i do zemsty zbudzi?
A kiedy si臋 na Polsk臋 wszystkie ludy zwal膮,
Wielu przeciw postawisz wojska? wielu ludzi?
Czym zbrojnych? czy sztyletu zalkrwawion膮 stal膮?...
 
KSI膭DZ
Co偶 powie g艂os z mownicy? gdy cia艂o mocarza,
Kt贸ry swym ber艂em trony Europy podwa偶a,
W艣r贸d kadzid艂, 艣wiec jarz膮cych na katafalk wnios膮?
O ludy! ludy! p艂aczcie 艂ez rz臋sist膮 ros膮
I za ziemi臋 Lechit贸w w prochy bijcie czo艂em,
I posypujcie czo艂a prochem i popio艂em,
Bo ta ziemia Jaheli uzbrojona 膰wiekiem,
Niegodnie...
 
PODCHOR膭呕Y
Str贸j si臋 艣wi臋tym wydaje cz艂owiekiem,
Mia艂e艣 na cara pogrzeb mow臋 napisan膮.
Wiatr jaki艣 chor膮giewk臋 okr臋ci艂 blaszan膮,
Obosieczne kazanie przeciw nam obr贸ci艂.
Mia艂o by膰 tak w kazaniu: "Nar贸d wi臋zy zrzuci艂,
Wi臋c przed ziemi膮 Lechit贸w, ludy, bijcie czo艂em,
A kr贸le niechaj g艂owy posypi膮 popio艂em
I wyj膮 na ulicach".
 
SPISKOWI
Cha! cha! cha!
 
PREZES
Przekl臋ty,
Kto 艣miechem groby kr贸l贸w zniewa偶a...
 
KSI膭DZ
Wykl臋ty!
 
PIERWSZY Z LUDU
Zwo艂ali nas, a偶eby na艣mia膰 si臋 do woli,
Ob艂膮ka膰 i przeklina膰...
 
KSI膭DZ
Sam B贸g nie pozwoli,
Aby zbrodnia, w ko艣cielnym rozwini臋ta domu,
Mia艂a ogie艅 b艂yskawic ze skrzyd艂ami gromu.
B贸g! co zab贸jc贸w rzuca w piekielne ogniska.
 
STARZEC Z LUDU
Wiele potrzeba zabojstw, nim si臋 kraj odzyska?
 
G艁OS Z T艁UMU
Car...
 
STARZEC
To jedne...
 
G艁OS
Carowa 偶ona...
 
STARZEC
Drugie...
 
G艁OS
I dw贸ch braci...
 
STARZEC
Cztery... Licz dalej, bracie,bo si臋 liczba straci...
 
G艁OS
Syn cara...
 
STARZEC
Pi膮te..
 
G艁OS
I ju偶 wszyscy.
 
STARZEC
Zabijajcie!!!
A krew niech na mnie spada...
 
PREZES
Masz w艂os bia艂y, starcze!
 
STARZEC
Do ciebie nic nie m贸wi臋... spiskowi, sluchajcie!
Je艣li krwi ci臋偶arowi jeden nie wystarcz臋,
Syny moje i c贸rki za was si臋 po艣wi臋c膮.
Krew dziecka i kobiety sam wezm臋 - ksi膮偶臋c膮
Syny wezm膮. Dw贸m c贸rkom nieszcz臋snym na g艂owy!
Na dwie - bo s艂abe - rzuc臋 lekk膮 krew cesarza.
A kiedy B贸g zawo艂a w straszny dzie艅 s膮dowy,
Stan臋 przed Bogiem obok jakiego mocarza,
Co si臋 codzienn膮 zbrodni膮 we 艂zach ludu p艂awi,
I powiem: "Bo偶e! Bo偶e, patrz, oto艣my krwawi!
Zdj臋li艣my t臋 krew z ludzi, aby drzewo krzy偶a
L偶ejsze by艂o p艂acz膮cym na ziemskim padole;
A teraz si臋 zna twoj臋 opuszczamy wol臋"...
 
PODCHOR膭呕Y
O! b艂ogos艂aw mi, starcze!
 
KSI膭DZ
On Bogu ubli偶a,
Sprawiedliwo艣ci boskiej. ..
 
PODCHOR膭呕Y
Milcz, ksi臋偶e! milcz, ksi臋偶e!
My艣li w niebo lec膮cej tw贸j wzrok nie dosi臋偶e...
Wi臋c oto jest ogromna po艣wi臋ce艅 nauka!
Mnie samego ten starzec now膮 natchn膮艂 wiar膮.
Chyba was po tych s艂owach sam szatan oszuka,
Chybam ja Boga jak膮艣 obci膮偶ony kar膮,
Je艣li wyrazy siej臋 jak kwiat bezowocny.
Wierzcie mi! wierzcie, ludzie! jam jest wielki, mocny.
Jedyn膮 s艂abo艣膰 zamkn臋 w sercu tajemniczym,
Robak smutku mi臋 gryzie... tak 偶e m贸wi膮c z wami,
Chcia艂bym przesta膰... i usi膮艣膰, i zala膰 si臋 艂zami;
Lecz ten smutek - to 偶a艂o艣膰 dziecinna, po niczym,
Mo偶e po kraju... Ludzie, wierzy膰 powinni艣cie
Cz艂owiekowi, co cierpi... nie siada膰 pod drzewem
Kt贸remu wiek spr贸chnia艂e poobrywa艂 li艣cie...
z rozpacz膮
O, gdyby lutni! ja bym was poruszy艂 艣piewem;
Gdyby historii ksi臋ga!... przeczyta艂bym kart臋
O Polszcze, kiedy by艂a kwitn膮ca, szcz臋艣liwa,
A wstaliby艣cie wszyscy jak groby otwarte,
Rzucaj膮ce m艣cicieli... Mnie zapa艂 rozrywa,
Zdaje mi si臋, 偶e piersi otworzy艂 na po艂y,
呕e powinni艣cie widzie膰 czyste serce moje...
Nie przyszed艂em was b艂膮ka膰 jak ciemne anio艂y
Ani si臋 waham my艣l膮 przeci臋ty na dwoje,
Jestem ca艂y i jeden... A gdy kraj ocal臋,
Nie zasi膮d臋 na tronie, przy tronie, pod tronem,
Ja si臋 w chwili ofiarnej jak kadzid艂o spal臋!
Imienia nie zostawi臋 po ciele spalonem,
Tylko echo... i miejsce jakie艣 wielkie! pr贸偶ne!
A dzieje b臋d膮 memu imieniowi d艂u偶ne
Pochwa艂膮, a zap艂ac膮 tylko zapomnieniem.
Nic! nic po mnie!. lecz imi臋 ON, i tym imieniem
Piastunki na kr贸lewskie dzieci b臋d膮 swarzy膰,
Kr贸l膮tka zaczn膮 p艂aka膰 i nocami marzy膰
O bezimiennym duchu, co zrywa korony...
Dla was 偶ycie, kraina wolna, dla was trony;
Ja wszystko sko艅cz臋 z chwil膮 ogromn膮 odrodu.
Lecz dajcie mi si臋 w r臋ce, zamiast trzyma膰 ber艂o
Niechaj piastuj臋 si艂臋 olbrzymi膮 narodu!
A koron臋 Jehowy przyozdobi臋 per艂膮
Ludu zmartwychwsta艂ego... Dajcie mi si臋 w r臋ce!
Ani mi臋 duma wstrzyma, ani sny zwierz臋ce,
P贸ki d艂ugiej wolno艣ci nie zaszczepi臋 wieki,
Niechaj si臋 sen do moich powiek nie przybli偶a.
L臋kacie si臋? - wi臋c we藕cie, przybijcie do krzy偶a,
Niech mam jako Regulus obci臋te powieki,
Niechaj wiecznie bezsenny, na kraj patrz臋 mr膮cy,
Potem nie艣cie przed sob膮 god艂o - krzy偶 cierpi膮cy
Nie zgubi was... Przysi臋gam na ojcowskie cienie!
I na m臋k臋 Chrystusa!... Przysi臋gam, 偶e wiara
M贸wi nam: "Wy jeste艣cie krainy sumnienie,
Zburzcie si臋 - i z dusz waszych odrzu膰cie grzech cara".
I przysi臋gam wam jeszcze! 偶e przysi膮g艂em szczerze!
Jak chc臋 zbawienia duszy mojej! jak w ni膮 wierz臋!
Tak dajcie mi si臋 w r臋ce...
 
PREZES
O! g艂os mi zastyga,
Nie mog臋 m贸wi膰...
siada i p艂aszczem, twarz zakrywa
 
PODCHOR膭呕Y
Starcze! zapa艂 ci臋 prze艣ciga?
Oto pierwsze zwyci臋stwo... pokonam! lub zgin臋!...
Ha! carze, ty nam polsk膮 ukrad艂e艣 krain臋?
Za to 艣mier膰! bo wiedzia艂e艣 kradn膮c, 偶e艣 wart 艣mierci!
Ha! carze, ty艣 j膮 zabi艂 i rozdar艂 na 膰wierci,
Potem kawa艂y spad艂e z gilotyny 艣cienic
Przybi艂e艣 do trzech tron贸w jak do trzech szubienic,
Gdzie na nie patrz膮 wzgard膮 kr贸lewscy zbrodniarze;
Carze! gdyby艣 dwa razy m贸g艂 umrze膰? o carze,
Dwa razy ciebie przed s膮d Boga zapozywam...
s艂ycha膰 szmer w t艂umie... podnosz膮 sztylety... wstaj膮 z 艂aw
 
PREZES
zrzuca p艂aszcz z g艂owy... Wstaje i robi znak umywania r膮k, potem m贸wi z wolna i powa偶nie
R贸bcie, jak chcecie... Lecz ja r臋ce z krwi umywam.
 
PODCHOR膭呕Y
do Spiskowych
A wy?
milczenie d艂ugie
 
SZYLDWACH
przy wej艣ciu
Kto idzie? has艂o?
milczenie
 
SPISKOWI
Zgin臋li艣my! zdrada!
 
PODCHOR膭呕Y
Ciszej.
s艂ycha膰 odg艂os padaj膮cego cz艂owieka
 
SZYLDWACH
Nie wiedzia艂 has艂a...
 
PIERWSZY SPISKOWY
Trup po schodach spada.
 
PODCHOR膭呕Y
Nie dr偶yj, Prezesie! wszak偶e z krwi umy艂e艣 d艂onie?
zbli偶a si臋 z lamp膮 do trupa
Dajcie mi lamp臋... sztylet w zabitego 艂onie...
Na piersiach jaki艣 papier pomi臋ty, rozdarty...
Tak... jest to zdanie sprawy ze szpiegowskiej warty.
To szpieg... Wi臋c go zakopa膰 tam - w k膮cie ciemnicy.
dw贸ch ze Spiskowych unosz膮 w k膮t trupa, zapalaj膮 dwie latarnie - i gr贸b kopi膮
 
PREZES
Rozchod藕my si臋 ze schadzki... drugiej nie naznaczam.
 
PODCHOR膭呕Y
Starcze, umiesz korzysta膰 z losu b艂yskawicy?
Z marnego przera偶enia? Lecz ja nie rozpaczam.
Ka偶dy z osobna cara os膮dzi zbrodniarza;
Roz艂am my艣li na g艂os贸w pojedy艅cze wota,
A obaczemy, zapa艂, trwogali przewa偶a?
 
PREZES
Niech tak b臋dzie... przewa偶y staropolska cnota.
Czym偶e b臋dziem g艂osowa膰?...
 
KSI膭DZ
Radzi s艂uga bo偶y,
Kto jest za 艣mierci膮 cara, rzuci na st贸艂 kul臋,
Kto za uniewinnieniem, niechaj grasz po艂o偶y...
Ten grosz znajdzie si臋 zawsze w ubogich szkatule...
rzuca pieni膮dz - za nim Prezes pieni膮dz k艂adzie, potem Spiskowi kolejno rzucaj膮 z brz臋kiem kule lub pieni膮dze...
 
PIERWSZY ZE SPISKOWYCH
Za Prezesa przyk艂adem niechaj grosz utrac臋.
 
INNY
Nie mam grosza przy duszy, a wi臋c kul臋 k艂ad臋,
Niech 偶yje wolno艣膰!
 
INNY
A ja grosza nie zap艂ac臋
Za cara 偶ycie
 
INNY
Mo偶e kupujemy zdrad臋,
Niech z grosiwa nasz Prezes zda spraw臋, czas przyjdzie.
 
PIERWSZY ZE SPISKOWYCH
do ludzi kopi膮cych gr贸b
Wy, co tam gr贸b kopiecie, chod藕cie... rzecz tu idzie
O to, czy grosz, czy kul臋 rzuci膰.
 
KOPI膭CY GR脫B
Wiemy! Wiemy!
My dla g艂uchego cz艂eka mogi艂臋 kopiemy,
Lecz sami z 艂aski Boga nie g艂uszce.
 
PIERWSZY ZE SPISKOWYCH
Grosz dali
Wida膰, 偶e si臋 w grabarzy nie chc膮 pisa膰 cechu,
L臋kaj膮 si臋, by carom grobu nie kopali.
Obaczemy偶, z kt贸rego wiatr powieje miechu
I pogra na organach?
wszyscy kolej膮 przeszli... Prezes liczy...
 
PREZES
艢wie膰cie mi pochodni膮 -
Dzi臋ki ci, Bo偶e, tylko pi臋膰 g艂os贸w za zbrodni膮.
 
PODCHOR膭呕Y
Wi臋c car zginie...
 
PREZES
M艂odzie艅cze, pi臋膰 kul tylko pad艂o...
Stu pi臋膰dziesi臋ciu przeciw zbrodni g艂osowa艂o...
 
PODCHOR膭呕Y
Jak偶e mi nagle w oczach 偶ycie moje zblad艂o!
Na jedn膮 kart臋 przysz艂o艣膰 postawi艂em ca艂膮,
I nic... Olbrzymy spadli ze szczude艂 - to kar艂y!
Ludzie, warto by przejrze膰 wszystkich trumien wieka,
Czy w ka偶dej le偶y cz艂owiek przed wiekiem umar艂y?
Czy z kt贸rej trumny nie wsta艂 ten szkielet cz艂owieka.
do Prezesa
Starcze, gdy w twoje my艣li zagl膮dam zgrzybia艂e,
Widz臋, 偶e艣 si臋 ty w inne urodzi艂 stolecie;
Po co ta maska? Ciebie nikt nie zna na 艣wiecie.
 
PREZES
Wszak maski nie w艂o偶y艂em na me w艂osy bia艂e
 
PODCHOR膭呕Y
Wiecznie spiewasz to samo! hymn staro艣ci piejesz;
Jako baka艂arz szkolny w dusz臋 dzieci siejesz
Nauk臋, aby wstali przed zbiela艂ym w艂osem. -
Pami臋taj, 偶e s膮 ludzie tkni臋ci nieszcz臋艣膰 ciosem,
Ludzie z bij膮cym sercem i z dusz膮 p艂omienn膮,
Kt贸rych w艂osy zbiela艂y w jedn膮 noc bezsenn膮;
Wi臋c ich uszanuj - wsta艅 przed nimi, stare dzieci臋...
do Spiskowych
A wam wszystkim 艣miem d艂ugie przepowiedzie膰 偶ycie,
Bo艣cie umieli wybra膰 gwiazd臋 przewodnika;
Id藕cie za srebrn膮 g艂ow膮 w noc niewoli czarn膮-
We mnie wszystka nadzieja upada i znika;
Bo艣cie z t艂umu wysiani jak najwi臋ksze ziarno;
A tak mali jeste艣cie... Id藕cie! gardz臋 wami!
Kto nie 艣mia艂 si臋 po艣wi臋ci膰, mo偶e zdrad臋 knuje?
Wi臋c na znak wzgardy ludziom okrytym maskami
Rzucam pod nogi 偶ycie moje... i daruj臋...
zrywa mask臋 z twarzy
 
SPISKOWI
To Kordian! Kordian! Kordian! nie znasz nas, Kordianie!...
Nie ma tu zdrajcy! nie ma! Patrzaj w nasze twarze.
Wszyscy demaskuj膮 si臋... Kordian rzuca wzrok doko艂a, zamy艣la si臋 -
i potem wznosz膮c g艂ow臋 m贸wi z wolna
 
KORDIAN
Po艣r贸d szlachetnych Kordian zwyci臋偶c膮 zostanie.
Wy oblicza, on my艣li i serce poka偶e.
Kordian ma wart臋 w zamku tej nocy... s艂yszycie?
Kordian ma wart臋 w zamku w nocy...
zbli偶a si臋 do sto艂a; na kawa艂ku papieru pisze s艂贸w kilka i rzuca je Spiskowym
 
PIERWSZY SPISKOWY
czyta
"Narodowi
Zapisuj臋, co mog臋... krew moj膮 i 偶ycie,
I tron do rozrz膮dzenia pr贸偶ny".
 
KORDIAN
opiera si臋 o o艂tarz i patrzy z ob艂膮kaniem na milcz膮cych Spiskowych... potem macha r臋k膮 i m贸wi...
Precz, Spiskowi!
Rozchodz膮 si臋 wszyscy w milczeniu... Kordian stoi oparty o o艂tarz, pogr膮偶ony w my艣lach... Dwaj grabarze zakopali cia艂o i zostawiwszy na mogile pal膮ce si臋 latarnie, odchodz膮:.. Prezes s膮du sam zostaje - i kl臋ka u stopni o艂tarza za stoj膮cym Kordianem
 
PREZES
Kordianie !
 
KORDIAN
obraca si臋 i m贸wi z ob艂膮kaniem coraz wzrastaj膮cym
Kt贸偶 mi臋 budzi? czy godzina bi艂a?
Przychodz臋 do pami臋ci... latarnie - mogi艂a...
Jeste艣 jednym z grabarzy i 偶膮dasz zap艂aty?
Ha - oto masz z Naj艣wi臋tsz膮 Pann膮 dwa dukaty,
Kt贸re mi da艂a matka b艂ogos艂awi膮c syna.
Musisz mie膰 dzieci? S艂uchaj! niech twoja rodzina
Westchnie za mn膮 do Boga.
 
PREZES
Oh! ja nie mam. dzieci.
 
KORDIAN
Nie masz? - A w艂os tw贸j bia艂y jako srebro 艣wieci;
Ty艣 nic za twoje 偶ycie nie odp艂aci艂 Bogu.
 
PREZES
Kordianie! oto kl臋cz臋 na o艂tarza progu,
Lecz nie przed Bogiem, kl臋cz臋, Kordianie, przed tob膮.
Jam ci臋 na 艣mier膰 po艣wi臋ci艂, teraz walcz臋 z sob膮,
Z sumnieniem, jam s膮d zmrozi艂 sumnieniem...
 
KORDIAN
Ha! stary!
K艂adziesz zbrodni膮 na zbrodni膮, kl臋k艂e艣 przed zbrodniarzem.
Chod藕 ze mn膮 - zajrzym w ksi臋gi i 艣wiatu wyka偶em,
呕e Polska ca艂a 偶adnej niegodna ofiary,
呕e ja b臋d臋 zbrodniarzem...
 
PREZES
Na Boga, Kordianie!
Ty masz gor膮czk臋, w oczach dziwne ob艂膮kanie...
 
KORDIAN
To nic, starcze... To w艂os mi siwieje i boli,
W艂os ka偶dy cierpi, czuj臋 zgon ka偶dego w艂osa;
To nic... Na grobie wsadzisz dwie r贸szczki topoli
I r贸偶臋... Potem spadnie 艂ez rz臋sistych rosa,
To mi w艂osy o偶yj膮... Masz pi贸ro przy sobie?
Chcia艂bym spisa膰 imiona p艂acz膮cych nade mn膮. -
Ojciec w grobie - i matka w grobie - krewni w grobie,
Ona - jak w grobie... Wi臋c nikt po mnie! wszyscy ze mn膮!
A szubienica b臋dzie pomnikiem grobowym...
 
PREZES
Kordianie! oto pismo, kt贸re艣 da艂 Spiskowym,
Schowaj je, spal, b膮d藕 wolnym od przyrzecze艅 s艂owa.
 
KORDIAN
Raz, dwa, trzy, bro艅 na rami臋, warta pa艂acowa...
Czujno艣膰... G艂upie wyrazy, st膮pa膰, jak naka偶膮?
Starcze, nudzisz mi臋! nudzisz nieruchom膮 twarz膮,
Nie b臋d臋 m贸g艂 zapomnie膰, 偶e starym nie b臋d臋,
Je艣li ci臋 kiedy z ko艂em mych dzieci obsi臋d臋,
Plu艅 mi na siwe w艂osy.
zegar na wie偶y bije jedynast膮.
To z nieba wo艂anie.
Wybiega. Prezes za nim wyci膮ga r臋ce
 
PREZES
Kordianie - st贸j, na Boga zaklinam... Kordianie!
wychodzi za nim
 
SCENA V
Sala tak nazwana koncertowa w zamku kr贸lewskim, o艣wiecona lamp膮 - wko艂o kolumny z marmuru, 艣ciany zamalowane arabeskami - wida膰 przez drzwi otwarte na przestrza艂 ci膮g dlugi ciemnych pokoj贸w, w ko艅cu b艂yska s艂abe 艣wiat艂o sypialnej komnaty cara. KORDIAN oparty na bagnecie karabinu. R贸偶ne widma
 
KORDIAN
id膮c naprz贸d z karabinem
Puszczajcie mi臋! puszczajcie! jam car贸w morderca;
Id臋 zabija膰... kto艣 mi臋 za w艂os trzyma.
 
IMAGINACJA
S艂uchaj! ja m贸wi臋 oczyma.
 
STRACH
S艂uchaj! m贸wi臋 biciem serca.
 
KORDIAN
Nikogo nie ma,
Kto艣 gada...
 
IMAGINACJA
Nie patrz na mnie, lecz patrzaj, gdzie ja palcem wska偶臋.
 
KORDIAN
Palca twego nie widz臋, lecz m贸j wzrok upada
Tam, gdzie wskazujesz palcem. Widz臋 jakie艣 twarze.
To arabeski, 艣cienne malowid艂a.
 
STRACH
Przekonaj si臋! wpatrzaj si臋 w 艣ciany,
艢ciana gadem si臋 rusza... przebrzyd艂a... .
Ka偶dy w膮偶, z艂ota ogniem nalany,
Pier艣cieniami rozwija si臋 z muru.
Kolumny potrz膮saj膮 w臋偶贸w zwitych grzyw臋;
Sfinksy straszliwe
Spe艂z艂y z marmuru;
Sfinksy p艂acz膮 jak dzieci - w臋偶e jak wiatr 艣wiszcz膮.
Nie nast膮p na nie... patrzaj... wij膮 si臋 i b艂yszcz膮.
 
IMAGINACJA
Jako motyl p艂ocha, powiewna,
Odlecia艂a od 艣ciany dziewica;
Mo偶e jaka艣 zakl臋ta kr贸lewna?
Kr贸lewna -lub czarnoksi臋偶nica?
Przypomnij ! widzia艂e艣 jej lica,
Przypomnij ! do kogo艣 podobna,
Przypomnij !
Tamta by艂a pas臋pna i patrza艂a skromniej,
U tej szata gwiazdami ozdobna,
To gwiazdy prawdziwe - to 艣wiaty,
B艂yszcz膮 na szafirze szaty...
Jest to pasterka z gwiazd sio艂a.
Kosz na g艂owie, w koszu kwiaty,
I twarz anio艂a.
 
STRACH
Lecz patrz na oczy! nieruchome oczy!
Gdzie si臋 obr贸cisz, patrz膮 za tob膮:
 
IMAGINACJA
Czy czujesz wo艅 jej warkoczy?
 
STRACH
Rozgniot艂e艣 w臋偶a pod sob膮,
P臋k艂a 偶mija.
 
KORDIAN
Jezus Maryja ! ! !
przeciera oczy
Sen znikn膮艂... Naprz贸d! naprz贸d z bagnetem w pier艣 cara!
Wchodzi do nast臋puj膮cej sali - zupe艂nie ciemnej. Na lewo drzwi otwarte do gabinetu konferencyjnego. Pok贸j ten, w kszta艂cie wyz艂oconego jaja, zupe艂nie ksi臋偶ycem o艣wiecony. W 艣rodku stoi tr贸jnog sztucznie ze z艂ota urobiony - a na nim le偶y carska korona
 
OBIE W艁ADZE
St贸j!...
 
KORDIAN
Pu艣膰cie! Boska ci臋偶y na mnie kara!...
 
OBIE W艁ADZE
S艂uchaj ! szum g艂uchy z milczeniem si臋 bije,
Jak gdyby wicher wlecia艂 w komnat szyje.
Niby szum suchego drzewa,
Niby ulewa
Grzmi o dachy pa艂acu... grzmi... a ksi臋偶yc 艣wieci!
 
KORDIAN
patrz膮c do gabinetu konferencyjnego
Ta komnata srebrnego nala艂a si臋 blasku,
Tr贸jnog z艂oty - korona le偶y na tr贸jnogu,
Jest to korona car贸w dzisiaj - lecz o brzasku
Ta korona nale偶e膰 b臋dzie tylko - Bogu...
Id藕my! nie mog臋 oczu odpi膮膰 od korony.
 
IMAGINACJA
Patrz d艂u偶ej - krew z niej kapie, a pod ni膮 schylony
Cz艂owiek czarny jak smo艂a,
Zaj臋ty prac膮...
 
STRACH
Dwa rogi wytrys艂y mu z czo艂a,
Oczy jak 偶ar - bez powiek...
Sk膮d on? i na co?
 
KORDIAN
Sk膮d? i na co ten cz艂owiek?
 
WIDMO
Koron臋 nosi艂 car,
Krew Piotr贸w, krew Iwana
Leje si臋 z niej jak z czar;
Pod艂og臋 polsk膮 czyszcz臋,
Bo krwi膮 car贸w zwalana;
Ale 艣ladu nie zniszcz臋,
Chyba za drugi wiek!...
 
KORDIAN
Je艣li nie zmyjesz wod膮 z polskich rzek,
Przynios臋 krwi - pod艂og臋 ca艂膮
Wymyjemy, b臋dzie bia艂膮
Jak twarz trupa.
po chwili
Jeszcze jedn膮 komnat臋 przej艣膰 trzeba,
wchodzi do sala tronowej
Ciemno - i czarne okna; 偶adnej gwiazdy z nieba-
Tam wiedzie - droga na kszta艂t ognistego s艂upa.
Lampa strze偶e cesarza, o艣wieca mu 艂o偶e
I leje 艣wiat艂o na posadzki szkliste,
Jak ksi臋偶yc po w贸d jeziorze.
Chwyta 艂贸d藕 moj膮 w kr臋gi ogniste...
P艂yn臋 zawrotem g艂owy... kt贸偶 doda podniety?
 
IMAGINACJA
Tw贸j bagnet 艂ysn膮艂... p艂omienne bagnety
Zlecia艂y si臋 w powietrzu i z ostrzem si臋 zbieg艂y...
Jak rybki, gdy w krysztale kruszyn臋 spostrzeg艂y...
Zlecia艂y si臋 i stal szczypi膮,
I pal膮.
W powietrze uderzasz stal膮,
Z powietrza jak iskry si臋 sypi膮.
Czekaj, a偶 si臋 ul ca艂y p艂omyk贸w wyroi...
 
STRACH
Nie patrz tylko za siebie - bo tam u podwoi...
Kordian obraca si臋
 
IMAGINACJA
Dwie z malakitu wazy, w nich dwa drzewa rosn膮
Zim膮 i wiosn膮.
Patrz! li艣cie z ludzkich uszu, z oczu ludzkich kwiaty
I zwyk艂y nasionami j臋zyk贸w si臋 plemi膰,
Lecz cesarz rwie nasiona, by drzewa oniemi膰...
Wi臋c jak nieme hajduki, przy wej艣ciu komnaty
Patrz膮 kwiatem - li艣ciem s艂ysz膮;
A wszystko z grobow膮 cisz膮
W grubiej膮cy pie艅 si臋 wlewa...
 
KORDIAN
Widz膮! s艂ysz膮! drzewa...
 
STRACH
Nie zagl膮daj przez okna na ciemn膮 ulic臋!
Kordian patrzy przez okno
 
IMAGINACJA
Z ko艣cio艂a a偶 do zamku orszak zmar艂ych d艂ugi,
Nios膮 偶贸艂te gromnice,
Wiele trup贸w... jeden, drugi,
Setny, nie przeliczysz wi臋cej
Tysi膮c tysi臋cy...
Ber艂a - korony - szaty kr贸leskie,
Z gromnic dymy niebieskie
Mgl膮 trupom twarze ko艣ciane.
A trumien, ile trup贸w - ka偶dy niesie trumn臋;
Rzucaj膮 pod zamku 艣cian臋,
Buduj膮 wschod贸w kolumn臋,
Wysoko jak stogi gumien...
Trumny si臋 krusz膮,
Lecz tyle trumien!
Wej艣膰 musz膮.
 
KORDIAN
Gdzie id膮?
 
IMAGINACJA
Tu.
 
KORDIAN
Czy cara trumnami udusz膮?
 
IMAGINACJA
Ciszej! patrz... jakie艣 straszyd艂o
Z ognist膮 twarz膮 wysz艂o z sypialnej komnaty.
Nie s艂ycha膰 kroku jego, cho膰 posadzek kraty
Rozst臋puj膮 si臋 - 艂ami膮 pod nog膮 obrzyd艂膮.
 
STRACH
Czu膰 krew! Wyszed艂 z tamtej komnaty...
Tam spi cesarz w 艂o偶u bia艂em,
Ten cz艂owiek stamt膮d wyszed艂...
 
IMAGINACJA
Widzia艂e艣?
 
KORDIAN
Widzia艂em
 
STRACH
Co on tam robi艂?
 
KORDIAN
Co on tam robi艂?
 
DIABE艁
Zd艂awi艂em cara - i by艂bym go dobi艂,
Lecz tak we 艣nie do ojca mojego podobny.
 
IMAGINACJA
S艂yszysz dzwon贸w j臋k 偶a艂obny...
Po ca艂ym mie艣cie i na wszystkie strony?...
 
KORDIAN
z przera偶eniem
S艂ysz臋 - dzwony-
 
IMAGINACJA
B艂ysk w szybach sali...
Po trumnach wszed艂 trup i stoi cichy w oknie,
Gromnic膮 szyby pali.
 
KORDIAN
Wiatr zrywa mu p艂aszcz - a robak w ka偶dym w艂oknie
Jak ni膰 bia艂a...
Gdzie oczu blask, tam 艣wieci ko艣膰 spr贸chnia艂a.
To trup贸w kat... wykona, co uchwal膮...
Patrz, w okno bije... rozbija...
 
KORDIAN
Jezus! Maryja!
 
IMAGINACJA
Znikn膮艂... trumny si臋 wal膮
Jak grom.
 
STRACH
Wracaj, tu czarta dom...
 
KORDIAN
P贸jd臋 mimo diab艂贸w g艂osy,
Abym si臋 we krwi och艂odzi艂.
T艂um jaki艣 drog臋 zagrodzi艂,
Przej艣膰 nie mo偶na... jak przez k艂osy
Trzeba depta膰... nie roztr膮c臋.
Widma blade i milcz膮ce,
Jak stooki stra偶nik pawi,
Zagl膮daj膮 w tamte drzwi,
Gdzie spi cesarz... czy ciekawi,
Jaka barwa carskiej krwi?...
Ha... m贸wcie... czy si臋 nie budzi...
Po偶ar艂bym teraz mow臋 stu tysi膮ca ludzi...
Jak w grobie g艂ucho...
s艂ycha膰 dzwon na jutrzni膮
Kto艣 mi przez ucho
Do m贸zgu sztylet wbija...
Jezus Maryja!
wymawiaj膮c ostatnie s艂owo pada bez czucia krzy偶em na bagnecie u drzwi sypialnego cara pokoju. CAR. Wychodzi z sypialnego pokoju z lamp膮 nocn膮 w r臋ku
 
CAR
S艂ysza艂em jaki艣 stuk i czu艂em we sn贸w burzy,
Jakby mi臋 kto艣 za gard艂o cisn膮艂 szarf膮.
Czu艂em co niegdy艣 ojciec m贸j, lecz czu艂em d艂u偶ej,
Czy偶 zawsze sen ma by膰 sumnienia harf膮,
Po kt贸rej graj膮 wichry strachu?...
Id藕my. - Lecz nie znam dr贸g, zab艂膮dz臋 w gmachu.
chce i艣膰 i potyka si臋 o le偶膮cego Kordiana
C贸偶 to? Co to si臋 znaczy... Tu trup jaki艣 le偶y...
Z bagnetem w r臋ku, mundur polskich ma 偶o艂nierzy ;
Ze szko艂y podchor膮偶ych. Pewnie sta艂 na warcie
I szed艂 do mnie zabija膰?... Pad艂 na samym progu...
Wszak brat mi za nich r臋czy艂? Kusicielu! czarcie!
Nie natr膮caj mi na my艣l brata - w ka偶dym wrogu
Pokazujesz mi brata, nie, to by膰 nie mo偶e...
O, gdyby wsta艂 ten cz艂owiek i przem贸wi艂 s艂owo!...
Ciep艂y... Wsta艅! m贸w! bo szpad膮 gard艂o ci otworz臋.
M贸w, czy to brat ci kaza艂?
szpad膮 rani w r臋k臋 Kordiana, kt贸ry oczy otwiera
 
KORDIAN
z ob艂膮kaniem
Z pochodni膮 grobow膮
Trupy w oknie.
 
CAR
Przem贸wi艂... Otw贸rz jeszcze usta,
Wym贸w: brat? - s艂owo kr贸tkie... brat?
 
KORDIAN
Blady jak chusta
Car spi... Jezus Maryja!... 艣wit zacz膮艂 pobiela膰...
 
CAR
Nic z niego si臋 nie dowiem, ni z ust, ani z twarzy...
O! to brat... brat m贸j pewnie...
wo艂a
Stra偶y! moja stra偶y!
Wbiegaj膮 偶o艂nierze. Car pokazuje na Kordiana
Je艣li nie zwaryjowa艂 ten 偶o艂nierz... rozstrzela膰...
 
SCENA VI
SZPITAL WARYJAT脫W
Wida膰 klatki, w kt贸rych siedz膮 艂a艅cuchami powi膮zani waryjaci, niekt贸rzy chodz膮 wolno. - KORDIAN le偶y na 艂贸偶ku w gor膮czce. DOZORCA szpitalu.- DOKTOR obcy
 
DOZORCA
do Doktora
Wa膰pan przyszed艂e艣 zwiedzi膰 szpital waryjat贸w?
 
DOKTOR
Oto jest pozwolenie.
daje dukata
 
DOZORCA
Z podpisem dukat贸w...
Wolno panu, gdzie zechcesz, zaziera膰 do klatek;
Tu waryjaci, dalej sala waryjatek...
Ca艂y szpital roz艂o偶臋 jak zegar po sztuce
Pan zapewne w medycznej 膰wiczysz si臋 nauce?
 
DOKTOR
Tak.
 
DOZORCA
Jakie偶 systemata pan doktor zachwala?
 
DOKTOR
Macanie g艂贸w.
 
DOZORCA
Rozumiem, to systemat Galla.
 
DOKTOR
Tak.
 
DOZORCA
Ciekawo艣膰 mi臋 bierze, czy si臋 pan przekona
Z g艂贸w, kt贸ra tutaj g艂owa najostrzej szalona?
 
DOKTOR
O! ja odgadn臋 z twarzy s膮dem Lawatera.
wskazuj膮c na Kordiana
Ot - ta...
 
DOZORCA
Wzrok Eskulapa niedobrze przeziera,
Ten m艂odzieniec wszed艂 tutaj, bo cesarz os膮dzi艂,
呕e musi by膰 szalony - lecz cesarz pob艂膮dzi艂.
Ten m艂ody ma gor膮czk臋, lecz rozs膮dek zdrowy,
Zdrowszy ni偶 tw贸j, doktorze, ni偶 m贸j nawet.
 
DOKTOR
Nawet?
 
DOZORCA
Ha! obrazi艂em ciebie, paluszku Gallowy!
Chcia艂by艣 mi ostrym s艂贸wkiem odpali膰 wet za wet
I aby艣 dowi贸d艂, 偶e ten m艂ody pstro ma w g艂owie,
Mo偶e dowiedziesz, 偶em ja szalony?
 
DOKTOR
Kt贸偶 to wie?..
Pozw贸l mi pan zapali膰 cygaro hawa艅skie...
 
DOZORCA
Nie mam ognia.
rzucaj膮c dukat
Do kro膰set! dukat d艂o艅 mi piecze.
 
DOKTOR
podejmuje dukat i zapala przy nim cygaro - potem go oddaje dozorcy...
Dzi臋kuj臋.
 
DOZORCA
O! na Boga, to sztuki szata艅skie!
 
DOKTOR
Tak ci si臋 to wyda艂o, rozumny cz艂owiecze,
Patrz, dukat zimny jak l贸d, pali, bo czerwony
 
DOZORCA
Czy mi si臋 zda艂o? czym ja doprawdy szalony?
Niech mi臋 Naj艣wi臋tsza Panna w swej opiece trzyma!
 
DOKTOR
Nie patrz nigdy na dukat rozs膮dku oczyma,
Dukat jest elementem, 偶ywio艂em...
 
DOZORCA
Prawdziwie!
Odej艣膰 musz臋, gdy s艂ucham, rozum sobie krzywi臋.
Dozorca odchodzi
 
DOKTOR
Wyp臋dzi艂em go przecie, jutro oszaleje
My艣l膮c o tym dukacie; teraz mam nadziej臋,
呕e sam na sam z szalonym pogadam m艂odzie艅cem.
siada na 艂贸偶ku Kordiana
 
KORDIAN
Kto艣 ty jest? Brat m贸j? krewny?
 
DOKTOR
Jestem zapale艅cem.
 
KORDIAN
Musia艂e艣 si臋 wi臋c chyba urodzi膰 dzi艣 rano?
Wszyscy dot膮d m贸wili, 偶em jeden na 艣wiecie.
 
DOKTOR
Ciebie znali, mnie jeszcze dot膮d nie poznano,
Siedzia艂em sobie cicho zamkni臋ty w sztylecie.
 
KORDIAN
Daj mi pi膰... mam gor膮czk臋... s艂贸w twych nie rozumiem.
 
DOKTOR
Nat臋偶 uwag臋... jasno t艂umaczy膰 si臋 umiem,
Ale nat臋偶 uwag臋 mocno! mocno! mocno!
 
KORDIAN
Nat臋偶y艂em... Znam ciebie...
 
DOKTOR
W godzin臋 p贸艂nocn膮
Wychodzi艂em z sypialnej cesarza komnaty.
 
KORDIAN
C贸偶 tam robi艂e艣?
 
DOKTOR
Ha! nic, polewa艂em kwiaty...
 
KORDIAN
Co? owe drzewa pe艂ne uszu, bez j臋zyk贸w...
 
DOKTOR
Tak, to klony... a inne rosn膮 w li艣膰 krzy偶yk贸w
Jak gwo藕dziki malta艅skie; inne jako trzciny
Pe艂ne kolan, i puste, a cesarza syny
Na pustych kolankowych trzcinach gra膰 si臋 ucz膮.
 
KORDIAN
Czemu twoje wyrazy tak brz臋cz膮 i hucz膮?
Gadaj ciszej... czy jakiej nie umiesz modlitwy?
 
DOKTOR
Umiem jedn膮, co ludzi popycha do bitwy.
 
KORDIAN
Nie chc臋... za g艂o艣na b臋dzie, a mo偶e bezbo偶na?
 
DOKTOR
To modlitwa turecka, jak ksi臋偶yc dwuro偶na,
Jednym rogiem zabija wroga, drugim siebie...
 
KORDIAN
Wszak potrzeba bi膰 wrog贸w?
 
DOKTOR
Wiem o tej potrzebie...
Nar贸d ginie, dlaczego? - aby wieszcz
Mia艂 tre艣膰 do poematu, a wieszcz rym odlewa艂,
Aby nieliczn膮 iskr臋 ognia po艣r贸d lodu
Z pie艣ni wygrzeba艂 anio艂 i w niebie zaspiewa艂.
Widzisz, jak ceni臋 wieszcz贸w gromow艂adne plemi臋.
 
KORDIAN
Nie - to nie tak... inaczej... id藕 z nieba na ziemi臋.
 
DOKTOR
Rozumiem. Hymn anio艂a w wieszcza si臋 przelewa,
Za艣piewa艂 - nar贸d ginie, bo poeta spiewa.
 
KORDIAN
G艂upi艣! M贸w co ze starych testament贸w ksi臋gi,
 
DOKTOR
Faraon, kiedy stan膮艂 na szczycie pot臋gi,
艢ni艂o mu si臋, 偶e siedem wypasionych wo艂贸w
Siedem chudych po偶ar艂o.
 
KORDIAN
Nie! to nie tak by艂o:..
 
DOKTOR
Ale tak jest, zapytaj potomka Mogo艂贸w..
 
KORDIAN
M贸w o czym innym, pismo 艣wi臋te mi臋 zabi艂o.
Czy nie jeste艣 botanik?...
 
DOKTOR
呕膮dam tajemnicy,
A zwierz臋 si臋, 偶em wcale nowe odkry艂 ziele;
Ro艣nie na moim oknie, w rycerskiej przy艂bicy,
Posiane w stu miast dawnych ostyg艂ym popiele.
Wkr贸tce, jak si臋 spodziewam, wyda p膮czek liczny
Jak my艣li milijon贸w... a potem kwiat 艣liczny,
Czerwony jak krew ludzi, a potem nasienie -
W str膮kach wielkich zawarte, kt贸re p臋kn膮 z trzaskiem
Jak milijony harmat... Wpadasz w zachwycenie?
Oczy twe poetycznym zap艂on臋艂y blaskiem.
 
KORDIAN
Czy ta ro艣lina kwitnie? plemi si臋?
 
DOKTOR
Ju偶 wschodzi.
 
KORDIAN
Wschodzi dopiero?
 
DOKTOR
Tak jest, a 偶e mr贸z jej szkodzi
Wi臋c j膮 do czasu garnkiem przykry艂em kuchennym.
 
KORDIAN
Dr臋czysz mi臋 - nudzisz - 艂amiesz - gryziesz - jestem
Gadaj mi nie o kwiatach. [sennym...
 
DOKTOR
Trzy s膮 elementa,
Kt贸re sk艂adaj膮 rozum, trzy wielkie my艣lniki.
Przez nie wyt艂umaczona jasno Tr贸jca 艢wi臋ta.
My艣lnik jedno艣膰 - urodzi艂 wielo艣ci liczniki,
Z niesko艅czono艣ci starszej okre艣lno艣膰 wyp艂ywa;
A zwi膮zek mi臋dzy nimi, my艣l, co por贸wnywa,
Jest trzecim elementem, z trzech tr贸jca si臋 sk艂ada;
Bez wyobra偶e艅 liczby wnet jedno艣膰 upada;
Bez okre艣lno艣ci bytu niesko艅czono艣膰 niknie;
Wi臋c jedna r贸wna drugiej jak Ojciec Synowi,
Wzgl臋dno艣膰 ich da艂a 偶ycie 艢wi臋temu Duchowi,
A wszystkie trzy ideje s膮 tr贸jc膮 - rozumem.
 
KORDIAN
Nape艂ni艂e艣 mi uszy oceanu szumem,
Mam gor膮czk臋... Cz艂owieku, co prawisz u kata?
 
DOKTOR
Wylecz臋 ciebie... Teraz o stworzeniu 艣wiata
Czy o stworzeniu lud贸w... 艢wiat przed lud藕mi ginie;
Ziemia to orzech, w chmurnej zawarty 艂upinie.
B贸g przez sze艣膰 dni wiekowych stwarza艂 ziemskie ludy.
W pierwszym dniu stworzy艂 pa艅stwo modl膮ce si臋 Judy,
To by艂a ziemia, na niej wyros艂y narody.
W drugim dniu porozlewa艂 wschodnich lud贸w wody,
W trzecim - jak drzewa greckie wyros艂y plemiona;
W czwartym dniu za艣wieci艂o z g贸r Sokrata s艂o艅ce;
W pi膮tym wzlecia艂y or艂贸w rzymia艅skich znamiona,
To by艂y ptaki - a na dnia pi膮tego ko艅ce
Pad艂a noc wiek贸w 艣rednich, d艂uga, zachmurzona,
W sz贸stym cz艂owieka zlepi艂 B贸g... Napoleona.
Dzi艣 dzie艅 si贸dmy, B贸g r臋k臋 na r臋k臋 za艂o偶y艂,
Odpoczywa po pracy, nikogo nie stworzy艂.
 
KORDIAN
艁偶esz, pod艂y! Ka偶dy cz艂owiek, kt贸ry si臋 po艣wi臋ca
Za wolno艣膰 - jest cz艂owiekiem, nowym Boga tworem
 
DOKTOR
Cha! cha! wolno艣膰 gancarskie ko艂o dzi艣 pokr臋ca,
Dobrze m贸wisz, te ko艂o nowym idzie torem
Wyda gliniany garnek.
 
KORDIAN
Wyda wielkich ludzi!...
 
DOKTOR
Widzisz, jak ci si臋 p艂omie艅 gor膮czkowy studzi,
Gadasz wcale do rzeczy...
 
KORDIAN
S艂uchaj! powiedz szczerze,
Czy nie widzia艂e艣 nigdy cz艂owieka-anio艂a?
Co swe cierpienia ludom przynosi w ofierze
I gromom spadaj膮cym wystawia cel czo艂a,
I 艣mier膰 za Zbawiciela ponosi przyk艂adem
Za lud cierpi膮c...
 
DOKTOR
Ten cz艂owiek szed艂 tu moim 艣ladem.
Zawo艂am go.
Wo艂a dw贸ch waryjat贸w, jeden z nich trzyma rozkrzy偶owane r臋ce, drugi jedn膮 r臋k臋 podniesion膮 ma do g贸ry
Dw贸ch widzisz, za lud cierpi膮 oba;
A jak cierpi膮, powiedz膮; aby艣 sam oceni艂...
do waryjata z rozkrzy偶owanymi r臋koma
Bracie! powiedz mi, co艣 ty za wielka osoba?
 
PIERWSZY WARYJAT
Jam nie osoba, jam si臋 dawno w krzy偶 zamieni艂.
Ja by艂em krzy偶em w Chrystusa m臋ce,
Do mnie zmar艂ego przybili;
A jam go zamiast 膰wiek贸w unosi艂 za r臋ce,
Jak ma艂e dzieci臋, gdy kwili.
Jestem krzy偶em; gdy papie偶 daje krzy偶a drzewo,
Nie wierzcie! - ja mam nogi, r臋k臋 praw膮, lew膮,
Nic ze mnie nie uby艂o, niech kto cz臋艣ci liczy...
smutnie m贸wi odchodz膮c
Bo偶e! odwr贸膰 ode mnie ten kielich goryczy.
 
DOKTOR
do Kordiana
Widzisz, on si臋 po艣wi臋ci艂 za lud.
 
KORDIAN·
Zwaryjowa艂!...
 
DOKTOR
do waryjata z podniesion膮 r臋k膮
A ty czemu艣 tak r臋k膮 w niebo wyg贸rowa艂?...
 
DRUGI WARYJAT
Ciszej m贸w! Nieba sufit lazurowy
Trzymaj膮c na tej d艂oni, zas艂aniam 艣wiat ca艂y.
Niebo, s艂o艅ce, ksi臋偶yc bia艂y
Chc膮 upa艣膰 ludziom na g艂owy;
Lecz ja stoj臋 pod nieba nachylonym stropem,
Znu偶ony, t臋skny, bezsenny.
M贸dlcie si臋 do mnie, jam zbawca codzienny,
Zas艂aniam ludy przed nieba potopem...
Spijcie, ludzie! dobrej nocy!
odchodzi
 
DOKTOR
A c贸偶? to wielki cz艂owiek! za lud si臋 po艣wi臋ci艂!
 
KORDIAN
To waryjat!...
 
DOKTOR
Blu藕nierstwa rzucasz z ustnej procy!
 
KORDIAN
To waryjaty oba! i ty艣 sam m贸zg skr臋ci艂.
 
DOKTOR
A c贸偶 wiesz, 偶e nie jeste艣 jak ob艂膮kani?
Ty chcia艂e艣 zabi膰 widmo, po艣wi臋ci膰 si臋 za nic.
O! z艂ota rybko w kryszta艂owej bani,
T艂ucz si臋 o twarde brzegi niewidzianych granic;
Ma艂y kryszta艂 powietrza, w kt贸rym pluszczesz skrzel膮,
Jest wszystkim, a 艣wiat ca艂y nico艣ci topiel膮.
 
KORDIAN
My艣l臋.
 
DOKTOR
Wi臋c 艣wiat jest my艣l膮 twoj膮.
 
KORDIAN
Cierpi臋.
 
DOKTOR
Nie my艣l.
 
KORDIAN
Nie mog臋...
 
DOKTOR
Mo偶esz, spos贸b niemy艣lenia przemy艣l,
Oszalej, b臋dziesz 艣wi臋tym w Stambule.
 
KORDIAN
Szatanie!
Przyszed艂e艣 tu zabija膰 duszy mojej dusz臋;
Ostatni skarb wydzierasz, w艂asne przekonanie;
Ostatni promie艅, gasisz.
 
DOKTOR
Glin臋 bosk膮 krusz臋...
 
KORDIAN
Niechaj B贸g lito艣ciwy wyrwie z twej paszcz臋ki...
 
WIELKI KSI膭呕臉 KONSTANTY wpada z 偶o艂nierzami i wskazuje na
Kordiana
 
WIELKI KSI膭呕臉
Wzi膮艣膰 go, prowadzi膰 zaraz na 艣mier膰 i na m臋ki!
 
KORDIAN
To g艂os ludzi, o Bo偶e! raczy艂e艣 mi臋 przecie
Cho膰 艣mierci膮 wyswobodzi膰 od tego cz艂owieka...
pokazuje na miejsce, z kt贸rego Doktor znikn膮艂
Gdzie偶 on? gdzie偶 on?
 
WIELKI KSI膭呕臉
Skoro go w mundur ubierzecie...
Prowadzi膰 na plac Saski.:.
wychodzi
 
KORDIAN
Gdzie偶 on?
 
呕O艁NIERZ
Ksi膮偶臋 czeka.
 
SCENA VII
PLAC SASKI
Wojsko polskie, jeszcze nie ustawione... W jednej stronie placu wida膰 grono jenera艂贸w, po艣r贸d nich CAR, WIELKI KSI膭呕臉 KONSTANTY niecierpliwy przechadza si臋... Z dala naoko艂o placu lud warszawski
 
CH脫R
Tysi膮ce 偶o艂nierzy, bagnet贸w tysi膮ce,
Obwis艂e sztandary, bagnety nie drz膮ce,
Cicho jak w ostatni s膮d.
 
WIELKI KSI膭呕臉
komenderuj膮c
Do frontu! r贸wna膰 front!...
 
CH脫R
W jeden rz膮d d艂ugi, prosty piechota si臋 zwar艂a.
Gdyby艣 o cal w szeregu wykaza艂 pier艣 cara,
A z drugiej strony szyku mia艂 Tella Szwajcara,
Strza艂a by si臋 o ka偶d膮 pier艣 polsk膮 otar艂a.
I nie raziwszy 偶adnej, zbi艂a jab艂ko carskie.
 
WIELKI KSI膭呕臉
Gra膰 !
 
CH脫R
I zagrzmia艂y muzyki janczarskie,
Ucich艂y znowu... daj膮 g艂os carowi.
 
CAR
do 偶o艂nierzy
Zdrowi艣cie, dzieci?
 
G艁OS 呕O艁NIERZY
Z 艂aski Boga zdrowi.
 
CH脫R
Co powiedzieli gwarem, B贸g tylko zrozumie,
Jak modlitw臋 rozbita w morza g艂uchym szumie.
Sze艣ciu 偶o艂nierzy przyprowadzaj膮 bladego Kordiana. Stawi膮 go przed
carem... Wielki Ksi膮偶臋 przybiega z w艣ciek艂o艣ci膮
 
WIELKI KSI膭呕臉.
do Kordiana, pieni膮c si臋
Ha! psie polski! przyszed艂e艣 - czemu艣 taki blady?
Przewidzia艂e艣, co czeka? Kacie! raskolniku...
Ty nosisz szlify? - precz! precz! precz! Rozciskam gady.
Rzuc臋 ci臋 pod kopyta tr贸jrz臋dnego szyku
Albo tu zwal臋 w piasek... i moj膮 ostrog膮
Napisz臋 wor na czole. Car ciebie darowa艂
Zem艣cie mojej... Car ciebie sam w grobie pochowa艂!
Z ksi膮偶臋cej d艂oni diab艂y wydoby膰 nie mog膮!
 
CAR
na stronie
My艣li, 偶e mi臋 oszuka?
 
WIELKI KSIA呕臉
Da膰 tu cztery. konie!
Ha, ty psie, masz gor膮czk臋, ale cia艂o zdrowe?
Ka偶dy z cz艂onk贸w zostawisz na ko艅skim ogonie,
A ko艅 m贸j najsilniejszy zerwie z karku g艂ow臋.
Milczysz!... Ha, ja si臋 w艣ciekn臋... ten pies ci膮gle milczy.
uderza ku艂akiem w pier艣 Kordiana
S艂uchaj, do twego cia艂a g艂贸d uczu艂em wilczy
K膮sa艂bym.
zgrzyta z臋bami
Cha! cha! carze, lubisz konne sztuki?
Poka偶臋 ci ogromny skok.:. Znie艣膰 karabiny,
Ustawi膰 w piramid臋, posczepia膰 za kruki
Ostrzem do g贸ry - zwi膮za膰 jak snopy, jak trzciny.
偶o艂nierze ustawili piramid臋 z karabin贸w
Teraz, psie! siadaj na ko艅... i le膰 z nim do diab艂a.
Ty milczysz... co? Na widok dusza ci os艂ab艂a?
My艣lisz, 偶e si臋 zlituj臋. - Wszak po艣wi臋cam konia,
Konia po艣wi臋cam, s艂yszysz? A ciebie? No! w drog臋!
No! ruszaj ! ruszaj ! ruszaj ! Czemu偶 tr膮b膮 s艂onia
Wzi膮艣膰 ciebie i na kolce zarzuci膰 nie mog臋?
Wrzuci艂bym...
ostygaj膮c
No, pos艂uchaj, Lachu; wstydem p艂on臋...
M贸wi艂em o Polakach, 偶e ch艂opy szalone,
Gotowi z kr贸lewskiego zamku w Wis艂臋· skoczy膰...
z w艣ciek艂o艣ci膮
Skacz! bo ka偶臋 ci臋 w lochy Karmelit贸w wt艂oczy膰!
G艂odem zamorz臋! wsadz臋 pomi臋dzy szkielety!
prosz膮cym tonem
No, Lachu! je艣li 偶ywy przeskoczysz bagnety,
To daruj臋 ci 偶ycie...
 
KORDIAN
Dzi臋ki, ksi膮偶臋! dzi臋ki,
呕e艣 mi powiedzia艂 wszystko... Gdyby dar 偶ywota
Mo偶na zyska膰 ruszeniem palca u tej r臋ki,
To nie ruszy艂bym palcem.
 
WIELKI KSI膭呕臉
Boi si臋 ho艂ota!
 
CAR
Je艣li o to ci chodzi, r臋cz臋, 偶e cho膰 zdrowy
Jako ptaszek przelecisz nad las bagnetowy,
To kule ci臋 nie min膮... Ksi膮偶臋, on si臋 boi!...
 
WIELKI KSI膭呕臉
Widzisz! wi臋c car zar臋czy艂... zginiesz... martwy stoi!...
呕o艂nierze! kto z was skoczy, dam krzy偶 艣wi臋tej Anny,
艢wi臋tego Stanis艂awa... je艣li wyjdzie ranny,
Tysi膮c z艂otych pensyji... tysi膮c - dwa tysi膮ce,
Cztery tysi膮ce... o wy psy! nie psy - zaj膮ce!
Polaki!...
 
KORDIAN
Niech mi konia podadz膮...
siada na konia i odje偶d偶a w koniec placu
 
WIELKI KSI膭呕臉
wo艂a Kurut臋
Kuruta!
O gdyby on przeskoczy艂!...
 
KURUTA
Ten cz艂owiek wart knuta.
 
WIELKI KSI膭呕E
Niechaj przeskoczy! s艂uchaj! ja chc臋, niech przeskoczy!
Car ujrzy, jak m贸j 偶o艂nierz nad Moskale lotny...
Patrz! jedzie... zatrzyma艂 si臋... tam obraca oczy,
Do ludu... tam lud stoi cichy, czarny, b艂otny.
marszczy si臋 jak tygrys
Nie lubi臋 tego ludu... Patrz, chustkami wieje,
Kapelusze podrzuca... Kruta! masz nadziej臋?
 
KURUTA
Jak wasza ksi膮偶臋ca mo艣膰...
 
KSI膭呕臉
gwa艂townie
Patrz! patrz! piasku chmura!
Nie widz臋... Spinaj konia! Ha! przeskoczy艂...
 
WOJSKO
krzyczy
Urra !
 
LUD
krzyczy z dala
呕yje!
偶o艂nierze przyprowadzaj膮 chwiej膮cego si臋 Kordiana, Ksi膮偶臋 bierze go
w swoje obj臋cia
 
WIELKI KSI膭呕臉
C贸偶 ci, m贸j druhu? No! no! chwat m艂odzieniec!
Nieprawda, ko艅 m贸j 偶artki? skacze jak szaleniec?
Musia艂e艣 nie czu膰 skoku? - Wasza mo艣膰 cesarska
Widzia艂e艣. - Odprowadzi膰 konia, niech wyparska.-
do Kordiana
R臋cz臋 za twoje 偶ycie... id藕! ty艣 chory? senny?
Wzi膮艣膰 go... odnie艣膰 do 艂贸偶ka...
odprowadzaj膮 Kordiana
 
CAR
do jenera艂贸w tak, 偶e Ksi膮偶臋 nie s艂yszy
Z艂o偶y膰 s膮d wojenny;
Godzi艂 na moje 偶ycie... Rozstrzela膰...
 
WIELKI- KSI膭呕臉
weso艂o
Tr臋bacze!
Niech graj膮 D膮browskiego, ksi膮偶臋 sam poskacze...
parada na p1acu Saskim
 
SCENA VIII
Izba klasztorna obr贸cona na wi臋zienie, okno kratowe, st贸艂 i 艂贸偶ko drewniane. KORDIAN skazany na 艣mier膰 gada z ksi臋dzem zakonnym. GRZEGORZ, stary s艂uga, chodzi po pokoju ze 艂zami w oczach
 
GRZEGORZ
do siebie
Ten ksi膮dz ju偶 od godziny dr臋czy mego pana,
Ot! dajcie mu przed 艣mierci膮 pok贸j! dajcie pok贸j!
Jaki tam B贸g powiedzia艂: "Dziecko w wi臋zy okuj?"
Nie ma Boga, przystaj臋 do cechu szatana...
 
KORDIAN
Grzegorzu, m贸dl si臋 za mnie.
Grzegorz jak skarcone dziecko pada na kolana i modli si臋... Kordian kl臋ka u st贸p ksi臋dza, ten b艂ogos艂awi... i m贸wi podnosz膮c Kordiana
 
KSI膭DZ
Synu! powsta艅 z prochu
I le膰 do Boga, ale przebacz 艣wiatu.
B贸g ci臋 wyrywa z lwiej paszczy i z lochu,
W kt贸rym by艣 uwi膮d艂 na kszta艂t md艂ego kwiatu...
Teraz, m贸j synu, przed wieczno艣ci drog膮,
Nie masz co komu przekaza膰 na ziemi?
 
KORDIAN
Nic.
 
KSI膭DZ
I nikogo na ziemi?...
 
KORDIAN
Nikogo.
 
KSI膭DZ
Nie byli偶 ludzie przyjacio艂mi twemi?
 
KORDIAN
Nikt.
 
KSI膭DZ
Ty艣 mi tego nie powiedzia艂 grzechu!
Zlituj si臋 nad nim, Bo偶e! wielki Bo偶e!
 
KORDIAN
Nim zimne cia艂o do grobowca z艂o偶臋, .
Jaki艣 g艂os t臋skny s艂ysz臋 w duszy echu;
Pami膮tek wo艂a... i 艣ladu na 艣wiecie...
 
KSI膭DZ
I to grzech, synu... Wy, m艂odzie艅cy, chcecie
Schodz膮c ze 艣wiata 艣lad wieczny zostawi膰,
My艣l膮 wypali膰 lub mieczem wykrwawi膰;
Po c贸偶 ta 偶膮dza? Ani te opady
Li艣ci uwi臋d艂ych chciwa rola zbierze,
Ani pomog膮 duszy jak pacierze
W ustach przechodnia... I po c贸偶 te 艣lady?...
Jam ci臋 zas臋pi艂... przebacz! bo ja mo偶e
Jestem za stary, a ty dzieci臋 wiosen...
Wi臋c nie rozumiem... S艂uchaj... przy klasztorze
Jest ciemny ogr贸d, szpalerami sosen
R贸偶nie poci臋ty... dzisiaj w tym ogrodzie
Zasadz臋 r贸偶臋 miesi臋czn膮 i twojem
Nazw臋 imieniem... by zakwit艂a w ch艂odzie
Pos臋pna, blada...
 
KORDIAN
Niech ci pociech zdrojem .
B贸g wynagrodzi... i nazwiesz t臋 r贸偶臋
Moim imieniem? i mo偶e nie zwi臋dnie!...
Ksi膮dz odchodzi
Sp艂y艅cie si臋 teraz w jednej my艣lnej chmurze
Wszystkie sny marze艅 lataj膮ce b艂臋dnie!
I b膮d藕cie ze mn膮! Niebo! ty mi zapal
S艂o艅ce i ksi臋偶yc, i gwiazdy, bo konam!
Bo tam przed lud藕mi, cho膰by wbity na pal,
Zamkn臋 cierpienia i bole pokonam;
Lecz tu 艂ez moich duma nie zatrzyma...
O! gdybym wiedzia艂, 偶e tak bez powrotu
Ziemi臋 偶egna艂em; przed chwil膮 odlotu
Patrza艂bym na 艣wiat innymi oczyma,
D艂u偶ej! ciekawiej, a mo偶e ze 艂zami...
Bo tam pomi臋dzy ogrodu kwiatami
Jest pewnie pi臋kny kwiat... a ja go nie znam!...
Mo偶e d藕wi臋k jaki nowy struna daje...
A jam nie s艂ysza艂... Czego艣 mi nie staje!
Ludzi zna膰 nie chc臋, lecz niech si臋 obeznam
Z ziemi膮, piastunk膮 ludzi!... O! ty ziemio!
By艂a偶e艣 dla mnie piastunk膮 troskliw膮?
po chwili ze wzgard膮
Niech si臋 rojami podli ludzie plemi膮
I niechaj plwaj膮 na matk臋 nie偶yw膮,
Nie b臋d臋 z nimi! - Niechaj z ludzkich stade艂
Rodz膮 si臋 ludziom przeciwne istoty
I 艣wiat nicuj膮 na z艂膮 stron臋 cnoty,
A偶 艣wiat, jak obraz z przewrotnych zwierciade艂,
Wr贸ci si臋 w 艂ono Boga, niepodobny
Do tworu Boga... Niechaj t艂um 贸w drobny!
Jak mr贸wki drobny! ludem siebie wyzna!
Nie b臋d臋 z nimi! - Niech s艂owo o j c z y z n a
Zmaleje d藕wi臋kiem do trzech liter c a r a;
Niechaj w te s艂owo wsi臋knie mi艂o艣膰, wiara
I ca艂y j臋zyk ludu w te litery,
Nie b臋d臋 z nimi! - Niech szubienic drzewa
W ogrodach miejskich rosn膮 jak szpalery,
Niech si臋 w ogrody takie t艂um wylewa,
艢miechom przyjazny, a 艂zom nienawistny;
Niech nia艅ki w ogr贸d szubienic bezlistny
Prowadz膮 dziatki, by tam dla zabawy
Grzeba艂y piasek krwi膮 m臋cze艅sk膮 rdzawy...
Nie b臋d臋 z nimi! - O zmarli Polacy,
Ja id臋 do was!... Jam jest 贸w najemny,
Kt贸remu Chrystus nie odm贸wi艂 p艂acy,
Chocia偶 ostatni przyszed艂 sadzi膰 grono;
A t膮 zap艂at膮 jest gr贸b cichy, ciemny;
Tak wam p艂acono...
 
GRZEGORZ
Panie! nie mog臋 sko艅czy膰 pacierza, co ka偶e
Przebaczy膰 wrogom. B贸g ich na ziemi ukarze!
Oj, paniczu m贸j drogi, na c贸偶 tobie by艂o
Ten pistolet przyk艂ada膰 do bia艂ego czo艂a?...
Pami臋tam, w lesie oko miesi臋czne 艣wieci艂o,
Szed艂em, a ci膮gle za mn膮 kto艣: "Grzegorzu!" - wo艂a.
Szed艂em po lesie... nagle widz臋 me dzieci膮tko
Na wrzosach, krew czerwona p艂ynie jak rubiny...
 
KORDIAN
Nie wspominaj mi o tym..
 
GRZEGORZ
Szata艅sk膮 piecz膮tk膮
Pan naznaczy艂e艣 czo艂o, giniesz z owej winy.
Widzi pan... Cz艂owiek siebie nad brata mi艂uje,
Gdy B贸g kara艂 Kaima, a on zabi艂 brata;
Wi臋c ka偶dy, co si臋 kul膮 zabija lub truje...
zatrzymuje si臋 i z rozpacz膮
Przewidzia艂em nieszcz臋艣cie... lecz 艣mier膰 z r臋ki kata!!!
O! o! o! Panie drogi! pociesz mi臋, m贸w do mnie!
Pisarzowi napisa膰 ka偶臋 twoje s艂owa,
W 偶yciu je stary Grzegorz na piersi przechowa;
Ka偶臋 je dzieciom w grobie po艂o偶y膰 - ko艂o mnie,
Blisko... bo s艂owa dziecka - to staremu kwiaty...
 
KORDIAN
Czy ty masz dzieci?
 
GRZEGORZ
Oh! mam syna..
 
KORDIAN
Czy 偶onaty?
Grzegorz daje znak g艂ow膮, 偶e tak
Wi臋c je艣li si臋 synowi twemu syn narodzi,
To go ochrzcij imieniem moim, Kordian...
 
GRZEGORZ
Panie,
B臋d臋 p艂aka艂, wo艂aj膮c na wnuczka: Kordianie!
 
KORDIAN
O nie! tak nie nazywaj... imi臋 mu zaszkodzi..
Nie nazywaj Kordianem...
 
GRZEGORZ
Paniczu m贸j drogi,
Nie wydzieraj, co艣 dawa艂; jam si臋 ju偶 oswoi艂
Z t膮 my艣l膮, 偶e m贸j malec, cho膰 n臋dzarz, ubogi,
Ja go b臋d臋 nazywa艂 Kordian... je艣li zbroi艂,
Ja go nie b臋d臋 kara艂... Niech ro艣nie jak kwiatek
Kordianek ma艂y! m贸j Kordianek! m贸j b艂awatek!...
艣mieje si臋 ze 艂zami w oczach
O! panie! panie! czemu偶 ty go nie zobaczysz?
 
KORDIAN
Bo偶e! dziecka za imi臋 ukara膰 nie raczysz
Ani mu stworzysz 偶ycie, r贸wne memu 偶yciu?
To dziwnie! 偶e jak cz艂owiek ton膮cy w rozbiciu
Chwytam si臋 ka偶dej s艂omki... szukam prze偶y膰 siebie...
zamy艣lony
Wi臋c gdy mi wezm膮 偶ycie... a starzec pogrzebie!...
Kiedy艣!... za b艂臋dnym dzieckiem po 艂膮kach lub w borze
G艂os matki wo艂a膰 b臋dzie: Kordian! Kordian! - d艂ugo...
Dzieci臋 艣miechem odpowie nad kwiecist膮 strug膮...
A po艣r贸d ciemnych mur贸w, gdzie艣 w cichym klasztorze
R贸偶a moja zakwitnie... Ksi膮dz w czarnym habicie
Pacierze nad ni膮 zm贸wi... Wi臋c r贸偶a i dzieci臋.
 
OFICER wchodzi z KSI臉DZEM zap艂akanym
 
KSI膭DZ
Synu!...
 
KORDIAN
Na jak膮 id臋 艣mier膰?...
 
OFICER
Na rozstrzelanie...
 
Grzegorz pada ma kolana. Kordian bierze w obie r臋ce jego siw膮 g艂ow臋 i ca艂uj膮c m贸wi przerywanym g艂osem
 
KORDIAN
B膮d藕 zdr贸w - m贸j wierny - ojcze...
odchodzi
 
GRZEGORZ
wyci膮gaj膮c r臋ce
Panie! panie! panie!
Pada na ziemi臋... Potem zrywa si臋 i wybiega spiesznie za Kordianem
 
SCENA IX
Pok贸j w zamku kr贸lewskim
 
CAR
sam
Nudno! Szkoda, 偶em pu艣ci艂 tego szambelana,
Co jak mops na dwu 艂apach przede mn膮 ta艅cowa艂.
Skacz! skacz! skacz! Rad bym dosta膰 Machmuda su艂tana,
Aby skaka艂 przede mn膮... B臋d臋 go cz臋stowa艂
Dymami siarki, prochu, a偶 w dymie udusz臋...
patrzy na 艣ciany
C贸偶 to, na 艣cianach gmachu py艂 spostrzegam brudny?
Tam, w ko艅cu, paj膮k sid艂a zastawuje musze.
Py艂... py艂... Ten py艂 mi臋 bawi, 艣wiadczy gmach odludny,
To chwast na grobie wroga... Polska ju偶 ostyg艂a,
Umar艂a i na wieki. - Jak magnesu ig艂a
Na p贸艂noc obr贸cona, w Sybir patrzy mro藕ny.
Z dala trup tego kraju zdawa艂 mi si臋 gro藕ny...
Marz膮ce o podbojach my艣li nieraz zwichn膮艂...
Przyjecha艂em... trup zadr偶a艂, nawet si臋 u艣miechn膮艂...
艁ez nie widzia艂em... domy kobiercami kwietne...
Dalej wi臋c... Europ臋 jak jab艂ko rozetn臋,
A n贸偶 zatruty obie zatruje po艂owy.
Kr贸le! dajcie mi pok艂on koronami z g艂owy!...
Ha! ha! albom ja wielki? albo 艣wiat ten ma艂y?
Albo g艂upi 艣wiat ca艂y? albom ja rozumny?...
Cz臋艣膰 ogromnego kraju Szach mi odda艂 dumny;
Gar艣膰 tej ziemi kaza艂em sp艂omieni膰 w kryszta艂y
I kryszta艂owe 艂o偶e Szach dosta艂, i wdzi臋czny.
O wielki synu s艂o艅ca! o bracie miesi臋czny!
Czy ci nie zimno w 艂o偶u kryszta艂owym cara?
Na zachodzie stug艂owa wyrasta poczwara,
Lecz wkr贸tce w petersburskiej ka偶臋 ula膰
艁o偶e drugie z kryszta艂u dla lud贸w zachodu;
Miar臋 na d艂ugo艣膰 wezm臋 z moskiewskiego rodu,
A kt贸ry nar贸d d艂u偶szy nad 艂o偶a okucie,
Kryszta艂u nie rozci膮gn臋, lud skr贸c臋 o g艂ow臋.
Ludy! poszl臋 wam! poszl臋 艂o偶e kryszta艂owe.
Kt贸偶 to?. .. Brat m贸j !
KSI膭呕臉 KONSTANTY wbiega zadyszany
Jak si臋 masz, Kostusiu! co s艂ycha膰?
 
WIELKI KSI膭呕臉
Wasza cesarska mo艣膰... niech..
 
CAR
Nie mo偶esz oddycha膰?
Wida膰, 偶e艣 si臋 tu spieszy艂? czemu偶 ci tak 艣pieszno?
Zapewne mi przynosisz jak膮 wie艣膰 pocieszn膮?
 
WIELKI KSI膭呕臉
Ha, wasza cesarska mo艣膰... kaza艂e艣...
 
CAR
M贸w 艣mia艂o...
 
WIELKI KSI膭呕臉
Rozstrzela膰... Ha!
 
CAR
Tak mi si臋, bracie, podoba艂o:..
 
WIELKI KSI膭呕臉
Niech wasza cesarska mo艣膰 odwo艂a! niech raczy
Odwo艂a膰 wyrok 艣mierci.
 
CAR
Ksi膮偶臋; co to znaczy?
 
WIELKI KSI膭呕臉
Prosz臋 waszej cesarskiej mo艣ci, niech ten cz艂owiek
呕yje... Nie tra膰my czasu - chwili, mgnienia powiek,
Oto u艂askawienie, pi贸ro...
 
CAR
Pi贸ro moje
Spisa艂em na wyroku 艣mierci, przy mim stoj臋.
 
WIELKI KSI膭呕臉
Wasza Rska mo艣膰 niech stawi 偶yda na papierze,
Byle podpis... do kro膰set...
 
CAR
Bracie m贸wmy szczerze,
Chcesz ocali膰 Kordiana?
 
WIELKI KSI膭呕臉
Chc臋! Chc臋! Chc臋!
 
CAR
I w艂a艣nie
Dlatego zginie.
 
WIELKI KSI膭呕臉
z zadziwieniem
Co? Co?
 
CAR
Bracie, sko艅czmy wa艣nie,
Spa膰 mi si臋 chce...
 
Ksi膮偶臋 chodzi po sali, wida膰 w nim burz臋 w艣ciek艂o艣ci... bierze z kominka porcelan臋 i rozciska w d艂oni
 
WIELKI KSI膭呕臉
Dlaczego偶 wasza mo艣膰 cesarska
Nie chce tej ma艂ej 艂aski? - Jam ci tron darowa艂!...
 
CAR
Bracie, pohamuj w艣ciek艂o艣膰, co nozdrzami parska.
 
WIELKI KSI膭呕臉
Przebacz, wasza cesarska mo艣膰, b臋d臋 hamowa艂,
Lecz prosz臋, niech ten cz艂owiek 偶yje.
 
CAR
Ty艣 morderca,
Je艣li on nie morderca... Odejd藕, bracie mi艂y,
Nie chce mi si臋 zagl膮da膰 w brudy twego serca;
Wola艂bym dwumiesi臋czne rozrzuca膰 mogi艂y.
 
WIELKI KSI膭呕臉
Co? Nie rozumiem...
 
CAR
No! no! id藕 i b膮d藕 spokojny.
 
WIELKI KSI膭呕臉
Bracie! bracie, z tygrysem nie zaczynaj wojny!
Jam ci tron da艂, na kt贸rym siedzisz, ja przy tronie
Le偶臋 jak lew br膮zowy, je艣li ja zawyj臋?
Je艣li us艂ysz膮 ludy, 偶e lew ryczy? 偶yje?
Ludy przypomn膮, 偶em ja winien 偶y膰 w koronie
A ty w stajni, w kazernie musztrowa膰 szeregi...
 
CAR
Ksi膮偶臋! widz臋, 偶e wina przela艂e艣 nad brzegi.
Co, ty艣 mi tron darowa艂? By艂o go wzi膮艣膰, bracie,
Bo艣 ty si臋 w purpurowej urodzi艂 komnacie,
Sto dzia艂 grzmia艂o nad twoj膮 z艂ocist膮 ko艂ysk膮
I dano ci greckiego cesarza nazwisko;
Lecz potem matka twoja, 偶ona Paw艂a cara,
Zbrzydzi艂a ci臋, wyrodku! Ty艣 mia艂 nos Tatara.
Zamiast ssa膰 艂ono, ty艣 je pok膮sa艂 jak szczeni臋...
Wyros艂e艣. Przysz艂a matka i rzek艂a: "Ty艣 g艂upi" -
A tobie powiedzia艂o to samo sumnienie.
Rzek艂a ci: "Daj tron bratu!", rzek艂e艣: "Niech brat kupi..."
Wi臋c kupiono u ciebie zrzeczenie si臋 tronu.
By艂o go wzi膮艣膰... a co by ci zosta艂o z plonu?
Czy 艣mia艂by艣 w oczy matki spojrze膰 okiem cara?
A u艣miech jej? a s艂owo: Ty艣 g艂upi? a czara
Nalana zmarszczonymi r臋kami twej matki?...
 
WIELKI KSI膭呕臉
Carze! carze! trucizn臋 schowaj na ostatki.
Zna艂em was dobrze, kat贸w bezczestnych i dumnych,
Was matka nauczy艂a zabija膰 s艂owami.
Dw贸ch by艂o m膮drych, trzeci g艂upi; do rozumnych
Kto艣 rzek艂: "Waszego ojca udusim szarfami"
Odpowiedzieli: 揇obrze". Poszli... udusili...
Pomnisz, Beningsen przyszed艂 i rzek艂: "Paw艂a cara
Udusili艣my..." rzekli: "Amen..." Wi臋c zabili,
Sami zabili ojca - a noc szarfy kara...
Ha! szarfy wyrzucili jak zu偶yte sprz臋ty
Za granice moskiewskie, na kraje s膮siad贸w;
Darowali Europie gniazdo 偶贸艂tych gad贸w.
A do lochu rzucili zew艂ok ojca 艣wi臋ty,
Zaledwo ksi膮dz odszepta艂 jeden pacierz pr臋dki.
Nie wynie艣li艣cie trupa na tron z艂otolity?
Bo spod nogi zab贸jc贸w wyszed艂 zmi臋ty, zbity,
Podobny do tygrysa z b艂臋kitnymi c臋tki.
Lecz nar贸d krzycza艂: "Syny! wy艣cie nam ukradli
Komedyj膮 pogrzebu, 艂zy wasze ksi膮偶臋ce
I widok mi艂y kr贸l贸w, co tak nisko spadli...
Wynie艣cie ojca cia艂o! ca艂ujcie mu r臋ce!
Bo my chcemy obaczy膰, jakie to s膮 cary,
Kt贸rych mo偶na zabija膰 bez s膮du i kary..."
Pami臋tasz! jak zduszony kadzide艂 wyziewy
Ca艂owa艂e艣 t臋 r臋k臋, i ca艂un 偶a艂obny?...
A potem my艂e艣 usta ca艂膮 wod膮 Newy.
O! jak ty jeste艣, bracie, do ojca podobny.
Patrze膰 nie mog臋! Zmyj twarz! zmyj twarz, podobie艅stwo...
Bo ja patrze膰 nie mog臋... Bo rzuc臋 przekle艅stwo,
Kt贸re a偶 B贸g us艂yszy...
 
CAR
To kr贸lewska zbrodnia.
 
WIELKI KSI膭呕臉
A wszak偶e ci Sybircy, kt贸rych karzesz co dnia,
Mog膮 krzycze膰 z kibitek: "Carze! z nami razem!
Jed藕 z nami! bo zabi艂e艣 ojca; niechaj katy
Poca艂uj膮 ci臋 w czo艂o czerwonym 偶elazem..."
Lecz ty lud trzymasz g艂upi, bez 偶adnej o艣wiaty,
Kilka k艂os贸w z gwardyjskiej wyros艂o r贸wniny,
Wi臋c na Turk贸w! - "Michale, wied藕 ich..." On nie umie...
"Wiesz, czego chc臋 po tobie?" - Micha艂 nie rozumie.
"G艂upcze - krzykn膮艂e艣 - podsad藕 pod szeregi miny
I wysad藕 na powietrze!..." Brat Micha艂 dwa palce
Do czo艂a - pok艂on niemy - i odszed艂 - a w miesi膮c
Pod gwardi膮 zatopione saletry padalce
Wybuchn臋艂y jak piorun... a偶 grunt musia艂 przesi膮c
Krwi膮 rusk膮... Car si臋 u艣mia艂... i rzek艂: "To pomy艂ka!..."
A wiesz, carze? 偶e za to ma艂o knuty! zsy艂ka!...
Katorgi nawet ma艂o!
 
CAR
Bracie, twego serca
Powstydzi艂by si臋 mo偶e naj臋ty morderca.
Przypomn臋 ci zdarzenie...
 
WIELKI KSI膭呕臉
Co? jakie?
 
CAR
Nie sk艂ami臋.
Zna艂e艣?
 
m贸wi kilka s艂贸w do ucha ksi臋ciu
 
WIELKI KSI膭呕臉
Carze! milcz! milcz! milcz!
 
CAR
Nie! a偶 ci臋 po艂ami臋
S艂owami knutowymi... a偶 czo艂o wypiek臋
Do m贸zgu my艣li twoich.
 
WIELKI KSI膭呕臉
Carze, ja si臋 w艣ciek臋,
Milcz !
 
CAR
Milcze膰?... Wszak nie jestem sumnieniem ksi膮偶臋cia
Ani pochlebc膮 p艂atnym...
 
WIELKI KSI膭呕臉
Na wszystkie zakl臋cia!
Milcz!
 
CAR
Gdzie si臋 owa pi臋kna Angielka podzia艂a?
Lat szesna艣cie, dziecinna, p艂ocha, jak 艣nieg bia艂a,
Z b艂臋kitnymi oczyma, na balach szcz臋艣liwa,
Na p贸艂 smutna, weso艂a, mdlej膮ca i 偶ywa;
Tak nie艣wiadoma uczu膰 i 艣wiatowej burzy,
呕e mog艂aby si臋 kocha膰 sercem w bia艂ej r贸偶y
I broni膰 si臋 kotar膮 zakrytego 艂o偶a
Przed r贸偶 kwitn膮cych wzrokiem...
Ksi膮偶臋 siada - i trzyma oczy wlepione w 艣ciany
Na ni膮 r臋ka bo偶a
Wysypa艂a brylanty wszystkie i gwiazd ognie...
Lekki tw贸r kryszta艂owy z艂amie si臋, nie pognie -
Tak w艂a艣nie ona...
 
WIELKI KSI膭呕臉
Ona... widz臋 j膮...
 
CAR
W dzie艅 pewny
Przed dom Angielki dworska zaje偶d偶a kareta;
Zapraszaj膮 lokaje na bal do kr贸lewny.
W lekkich szatach, niemy艣lna jak motyl kobieta,
Przyje偶d偶a, wiod膮 w zamek - w nieznane komnaty.
Pyta, gdzie bal? gdzie 艣wiat艂a? gdzie muzyka? kwiaty?
Wsz臋dzie cicho... prowadz膮:.. wiesz, gdzie wprowadzona?
Nie star艂e艣 jeszcze z czo艂a 艣liny, kt贸r膮 plwa艂a.
M艣ciwy - wo艂asz... 偶o艂nierzy w艣ciek艂ych rota ca艂a...
Wali si臋. . .
 
WIELKI KSI膭呕臉
Nie ko艅cz, carze! bo ci j臋zyk skona!
 
CAR
Sied藕 i s艂uchaj! Wiem koniec zabawnej powie艣ci.
Na pi臋kny 偶art si臋 zdoby艂 lubownik niewie艣ci;
Jak ukry膰 trupa? Lato - nie w艂o偶y膰 do lodu!
A trzeba skry膰 przed carem, przed pos艂em narodu,
Z kt贸rego ksi膮偶臋 ukrad艂 cz艂owieka - gdzie偶 schowa膰
Jeden z przyjaci贸艂 ksi臋cia podj膮艂 si臋 us艂ugi,
Nie zaniedba艂 wszelako w艂os贸w przemalowa膰,
Twarzy przekszta艂ci膰... Potem jak Pylades drugi,
Wzi膮wszy odzie偶 bogat膮, krzy偶e, tytu艂 grafa,
Naj膮艂 w mie艣cie cz臋艣膰 domu i zap艂aci艂 z g贸ry.
Do pokoj贸w z meblami wesz艂a wielka szafa;
Co by艂o w szafie? nie wiem - od藕wiernego c贸ry
My艣la艂y, 偶e w niej szaty wieszano dziewicze.
Zamkn膮wszy drzwi na zamek znikn膮艂 Pylad wierny.
Up艂ywa tydzie艅 - drugi:.. szmery tajemnicze...
Przez szpary do pokoj贸w zagl膮da od藕wierny,
Nikogo... nagle krzykn膮艂: "Zaraza! zaraza!"
Wi臋c drzwi wywali艂, z szafy odbija 偶elaza,
Okropnego co艣 razem wszystkie zmys艂y bije;
W szafie szkielet cz艂owieka topi si臋 i gnije...
Na trupie zapomniany brylant ogniem b艂yska.
Ten pier艣cie艅 m贸wi艂... i dwa powiedzia艂 nazwiska:
Jej i twoje -
 
WIELKI KSI膭呕臉
budzi si臋 z g艂臋bokiego os艂upienia - i m贸wi z wyciem st艂umionym,
zrywaj膮c si臋 z krzes艂a
Ha! carze! carze! znasz morderc臋?
Ja ci musz臋 te s艂owa nazad w gard艂o wd艂awi膰!
Po艂kn膮艂e艣 tajemnic臋 i nie mo偶esz strawi膰?
Pomog臋 mieczem... Ona w sercu? - wydr臋 serce!
Ona w m贸zgu? - wi臋c z m贸zgiem na 艣ciany rozprysn臋!
Czy wiesz, 偶e skoro szpad膮 z okna tego b艂ysn臋,
Wnet czterdzie艣cie tysi臋cy bagnet贸w porusz臋?
No co? - Ja ci na gardle si膮d臋 i udusz臋;
Do szaf zamkn臋 kr贸lewskich i wyjd臋 weso艂y.
Na ulicach Warszawy t艂um ludu natrafi臋,
Cha! cha! cha! zapytaj膮: "Gdzie brat? gdzie car?" - 揥 szafie!"-
Cha! cha!!! Cara zamkn膮艂em jak miecz kata go艂y
W pochw臋 zgnilizny... Cha! cha! niechaj go rdza toczy!
Niech lud czuje w powietrzu! A co? dr偶ysz, m贸j bracie?
Wiesz, 偶em silny jak tygrys... wiesz, 偶e w tej komnacie
Jeste艣 sam na sam ze mn膮... A co? Patrz mi w oczy!...
 
Car spogl膮da w oczy brata... i patrz膮 d艂ugo na siebie, jeden drugiego chce wzrokiem prze艂ama膰... Konstanty pierwszy spuszcza oczy... i oddala si臋... chodzi po sali. Car... uwa偶a ka偶de jego poruszenie i m贸wi do siebie...
 
CAR
Dobrze! wyszed艂em ca艂o... ta moskiewska 偶mija
Buntu d藕wign膮膰 nie mog艂a... my艣l膮 si臋 zabija...
Gdyby zamiast s艂贸w szpady doby艂, ju偶 bym nie 偶y艂...
Zamy艣lony - w zmarszczone czo艂o si臋 uderzy艂;
Musz臋 t臋 my艣l uprzedzi膰... Konstanty!...
 
WIELKI KSI膭呕臉
odpasuje szpad臋 i podaje bratu
Niech wasza
Cesarska mo艣膰 t臋 szpad臋 we藕mie...
 
CAR
Brat przeprasza...
Konstanty stoi milcz膮cy z czo艂em spuszczonym ku ziemi. Car bierze szpad臋 jego... potem podpisuje u艂askawienie Kordiana i zatkn膮wszy je na koniec szpady podaje ksi臋ciu m贸wi膮c:
We藕 je razem ze szpad膮.
Ksi膮偶臋 schyla g艂ow臋 - bierze szpad臋, potem dzwoni gwa艂townie. ADIUTANT wchodzi... Ksi膮偶臋 daje mu u艂askawienie
 
WIELKI KSI膭呕臉
Le膰 na plac Marsowy!
We藕 mego konia, zabij w galop - a le膰 ptakiem...
Zanie艣 to... Biada! je艣li w艂os z Kordiana g艂owy
Spadnie, nim ty dojedziesz.-
Adiutant wychodzi
 
CAR
艣ciskaj膮c d艂o艅 w艣ciekle
M贸j brat... ju偶 Polakiem.
 
SCENA OSTATNIA
PLAC MARSOWY
Z dala wida膰 KORDIANA przed plutonem 偶o艂nierzy. Na przodzie sceny lud rozmawia
 
PIERWSZY Z LUDU
Patrz! teraz kat nad g艂ow膮 艂amie l艣ni膮c膮 szpad臋.
 
DRUGI Z LUDU
Jaki to krzyk? czy krzykn膮艂?
 
PIERWSZY Z LUDU
Nie, usta ma blade
I nic nie m贸wi - ale gdy kat szpad臋 艂ama艂,
Jaki艣 starzec pad艂 z j臋kiem, mo偶e stary s艂uga?...
 
DRUGI Z LUDU
Wi臋c mu wzi臋li szlachectwo...
 
TRZECI Z LUDU
Dekret dobrze sk艂ama艂:
On jako ch艂op nie p贸jdzie do ch艂opskiego p艂uga,
P艂ug po nim ora膰 b臋dzie...
 
PIERWSZY Z LUDU
Chc膮 zawi膮za膰 oczy -
Nie pozwoli艂...
 
DRUGI Z LUDU
Oficer wyst膮pi艂 po przedzie...
Ju偶 ma komenderowa膰... co艣 mi serce t艂oczy!
Podnie艣li bro艅 do oka...
 
KRZYK W T艁UMIE
St贸j, Adiutant jedzie!..
 
PIERWSZY Z LUDU
Oficer go nie widzi... r臋k臋 podni贸s艂 w g贸r臋.
 

 







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
863 03
ALL L130310?lass101
Mode 03 Chaos Mode
2009 03 Our 100Th Issue
jezyk ukrainski lekcja 03
DB Movie 03 Mysterious Adventures
Szkol Okres pracodawc贸w 03 ochrona ppo偶
Fakty nieznane , bo nieby艂e Nasz Dziennik, 2011 03 16
2009 03 BP KGP Niebieska karta sprawozdanie za 2008rid&657
Gigabit Ethernet 03
Kuchnia francuska po prostu (odc 03) Kolorowe budynie
10 03 2010

wi臋cej podobnych podstron