Ebook Molier Doktor Z Musu


Molier
DOKTOR Z
MUSU
Konwersja: Nexto Digital Services
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
Spis treści
OSOBY.
AKT PIERWSZY.
Scena I.
Scena II.
Scena III.
Scena IV.
Scena V.
Scena VI.
AKT DRUGI
Scena I.
Scena II
Scena III.
Scena IV.
Scena V.
Scena VI.
Scena VII.
Scena VIII.
AKT TRZECI
Scena I.
Scena II.
Scena III.
Scena IV.
Scena V.
4/52
Scena VI.
Scena VII.
Scena VIII.
Scena IX
Scena X.
DOKTOR Z MUSU
Molier
Komedya Moliera we trzech aktach.
tłumaczona wierszem przez Franciszka Kowal-
skiego
OSOBY.
STARECKI.
LUCYNA iego córka.
JAN WIERNICKI kochanek jej.
KARPO miotlarz.
KUNEGUNDA żona jego.
DYDAK sąsiad Karpa.
Mazury, lokaie Stareckiego: MARCIN, STACH
AGNIESZKA żona Stacha, mamka Stareckiego.
wieśniacy: KUBA, BARTEK syn jego
Scena na wsi, przed domem Stareckiego.
AKT PIERWSZY.
Scena I.
KARPO, KUNEGUNDA.
KARPO.
Nie, nie, ja ci powiadam, nic z tego nie będzie
Milcz, bo tylko czas tracę na próżnej gawędzie
Jam powinien być Panem, jam powinien gadać.
KUNEGUNDA.
A ja tobie powiadam, że sama chcę władać
Janie na tom za ciebie poszła mój kochanku
Bym znosić twe kaprysy miała bez ustanku
KARPO.
Ach! co to jest za bieda mieć; żonę! niestety?
Dobrze Arystoteles mówi, że kobiety,
Gorsze niż wszyscy diabli!
KUNEGUNDA.
Otoż rai styl szumny!
7/52
Patrz, jaki mi filozof? jaki mi rozumny
Z swym Arystotelesem, takim jak sam, osiem?
KARPO.
Tak; filozof, rozumny, z rozumem urosłem,
Znajdzże mi proszę ciebie takiego miotlarza
Któryby, służąc tylko sześć lat u lekarza
Umiał jak ja, o każdej rzeczy rezonować,
I przy robieniu mioteł, mógł czasem kurować?
KUNEGUNDA.
Głupi!
KARPO.
Ty sama głupia. Dość tych bagateli...
KUNEGUNDA.
Bodaj cię diabli wzięli:
KARPO.
Bodaj ciebie wzięli,.
8/52
KUNEGUNDA.
Ach! dzień ten i godzina, niech będzie przeklęta
W której się odważyłam, pójść w małżeńskie pętał
KARPO.
Ach dzień ten, i godzina niech będzie przeklęta,
W której ciebie poznałem, i wpadłem w twe pęta?
KUNEGUNDA.
I tyż się możesz żalić, albo mnie W czem winić?
Nie powinienżeś za to dzięki Bogu czynić?
Ze mnie wziąłeś za żonę? tak mnie umiesz cenić?
Czy godzieneś był z taką jak ja, się ożenić?
KARPO
To prawda, żeś mi wielki honor uczyniła,
I że krótko po szlubie byłaś dla mnie miła:
Lecz porzućmy te fraszki, dość już na tem będzie:
Bom ci gotów powiedzieć pewną rzecz w tym
względzie.
KUNEGUNDA.
Co? cóż mi powiesz?
9/52
KARPO.
Basta i bieda z tym kłopotem:
Co wiem, to wiem; przestańmy, nie gadajmy o
tem,
Wiedz, że jesteś szczęśliwą, że mnie masz za
męża.
KUNEGUNDA
(z szyderstwem).
Szczęśliwą? człowiek, który cnotę nadwyręża,
Rospustnik, co mnie zniszczył, łotr zakamieniały.
Który rosproszył, przejadł, mój majątek cały!..
KARPO.
Skłamałaś moje serce; trochę się przępiło,
KUNEGUNDA.
Posprzedawał powoli co w mym domu było?
KARPO.
Jest to żyć z gospodarstwa.
KUNEGUNDA.
Zjadł ostatnie łóżko!
10/52
KARPO.
Za to będziesz wstawała, raniej moja duszko;
KUNEGUNDA.
Nie zostawił żadnego sprzęta w całym domu!
KARPO.
Aatwiej się ich oszczędzi.
KUNEGUNDA.
Śmiech powiedzieć koniu?
Leniuch co niechce niczem zająć się, pobrudzić,
Codziennie gra i pije?
KARPO.
Aby się nie nudzić,
KUNEGUNDA.
Czyż wystarczy wszystkiemu jedna ma osoba?
Co będę robić z dziećmi?
11/52
KARPO.
Co ci się podoba.
KUNEGUNDA.
Mam ich czworo na głowie....
KARPO.
Połóż je ha ziemi.
KUNEGUNDA.
Co mnie zawsze jeść proszą.
KARPO.
To zabaw się z memi,
Daj im rózgi; skoro się najem i napiję,
Niechaj wszyscy w mym domu, żyją jak ja żyję,
Niechaj jedzą i piją.
KUNEGUNDA.
J chceszże opoju,
Abym ja zawsze była w mozołach i znoju?
12/52
KARPO.
Moja żono ! powoli.
KUNEGUNDA.
Abym zawsze znosiła
Twoje rozpusty.
KARPO.
Dosyć, moja żonko miła.
KUNEGUNDA.
Nie będzieszże, wypełniał swoich powinności?
KARPO.
Moja żono; ja niemam wiele cierpliwości,
Jak wiesz; i w mojem ręku dosyć siły czuję.
KUNEGUNDA.
Co? co? coż ty mi zrobisz? ja z grózb twych żartuję.
KARPO.
Moja luba żoneczko, mój Aniołku drogi,
Skóra ci świerzbi.
13/52
KUNEGUNDA.
Znaj to że ja nie mam trwogi.
KARPO.
Moja duszko, cierpliwość nadwyrężasż moję.
KUNEGUNDA.
(krzycząc).
Ja się ciebie nie boję, nie boję, nie boję.
KARPO.
Moja pupeczko miła i jak ci dam...
KUNEGUNDA.
Pijaku?
KARPO.
Moja śliczna laleczko; będę bił...
KUNEGUNDA.
14/52
Aajdaku!
KARPO.
Jak cię wezmę w swe ręce...
KUNEGUNDA.
(krzycząc z całej siły).
Hultaju! zwodniku!
Oszuście! zdrajco! łotrze!, ośle! obłudniku!
Złodzieju!...
KARPO.
Ha! więc muszę kurtę ci wykroić....
(bije ją)
KUNEGUNDA.
Aj! aj! aj!
KARPO.
O! tak można ciebie uspokoić!
15/52
Scena II.
KARPO, KUNEGUNDA, DYDAK.
DYDAK.
Hola! hola! hola! fi! co to za szaleństwo?
Panie Kumie? bić żonę? takieżto małżeństwo?
KUNEGUNDA.
(do Dydaka.)
A Aspanu co do mnie? ja chcę, niech mnie bije.
DYDAK.
A!.. jezli tak, to zgoda.
KUNEGUNDA.
Jak ja z mężem żyję
Co Aspanu do tego?
DYDAK.
To przepraszam Panią
17/52
KUNEGUNDA.
Aspan wart reprymendy,
DYDAK.
Zasłużyłem na nią.
KUNEGUNDA.
Patrz, jaki moralista., jaki mi uczony?
Zuchwalec, chce zabronić mężom bić swe żony?
DYDAK.
Ja się cofam.
KUNEGUNDA.
Czyś Aspan przyszedł tu w potrzebie?
DYDAK.
Nie.
KUNEGUNDA.
No, czegóż?
18/52
DYDAK.
Już milczę.
KUNEGUNDA.
Aspan pilnuj siebie;
DYDAK.
Już nic nie gadam.
KUNEGUNDA.
Niechaj bije mnie do woli,
DYDAK.
A! z całej duszy zgoda.
KUNEGUNDA.
Aspana nie boli.
DYDAK.
Prawda.
19/52
KUNEGUNDA.
Aspan nie w swoję Wtrącasz się tu rzeczy;
(daje mu policzek)
DYDAK.
(do Karpa)
Kumie, daruj, żem tutaj przybył do odsieczy,
Bij, tłucz, morduj swą żonę, jeszcze ci pomogę.
KARPO.
A kiedy mi się niechcę
DYDAK.
Więc idę w swą drogę.
KARPO.
Ja jak chcę, to ją biję, jak nie chcę, nie biję,
DYDAK.
To dobrze
20/52
KARPO.
Ona ze mną, a nie z tobą żyje.
DYDAK.
Bez wątpienia.
KARPO.
Ja ciebie nie słucham.
KARPO.
Tu mi w niczem twój rozum pomocy nie doda,
DYDAK.
Ja wiem.
KARPO.
Nic ci do tego. Cycero powiada,
Nie kładz drzwi między nosa, bo to wielka zdrada.
(podnosi kij, Dydak ucieka)
Scena III.
KARPO, KUNEGUNDA.
KARPO.
Zgódzmy się moja żono, gadajmy inaczej.
KUNEGUNDA.
Tak; za to, że mnie biłeś.
KARPO.
Ach, to nic nie znaczy.
Pocałuj mnie
KUNEGUNDA.
Ja nie chcę.
KARPO.
He?
KUNEGUNDA.
22/52
Nie.
KARPO.
Moja duszo
Zgoda!
KUNEGUNDA.
Nie chcę.
KARPO.
Czy ciebie prośby me nie wyruszą?
Kunusiu!
KUNEGUNDA.
Daj mi pokój; jestem w gniewie cała,
Jdz sobie.
KARPO.
Ale nie bądz tak zakamieniała;
Gniewać się o te fraszki? no, no, zgoda święta!.
Niech mi moja Kunusia tego niepamięta.
KUNEGUNDA.
23/52
Gniewam się.
KARPO.
Przebacz; niechciej serca ku mnie tracić.
KUNEGUNDA.
Przebaczam ci,
(na stronie)
Lecz za to musisz mi zapłacić.
(ściskają się).
KARPO.
yle, że na to uważasz, to nie jest zniewaga,
Tego przyjazń prawdziwa codziennie wymaga,
A między osobami, które się kochają,
Dwa, lub trzy kije, miłość tylko powiększają.
No; żegnam cię serduniu, bo dziś nie mam czasu.
Pęk mioteł doskonałych przyniosę ci z lasu.
Scena IV.
KUNEGUNDA (sama),
Poczekajno, poczekaj; będziesz miał za swoje,
Ja ci tęgiego figla koniecznie wystroję,
Żona, którą i honor, i wstyd przezwycięża,
Ma tysiące sposobów wzięcia pomsty z męża.
Oj! będziesz mnie pamiętał? dam ja tobie za to.
Krzywdę moję poczwórną nagrodzisz odpłatą.
Scena V.
STACH, MARCIN, KUNEGUNDA
(niewidziana od nich.)
STACH.
Juz tyz bracie ja niewiem, co to z tego będzie:
Ha wzdyć prózno łaziwa i sukawa wsędzie
Rozumnego doktora; a wsak ich jest wielu
Koło panny Lucyny.
MARCIN.
Ha, mój Psyjacielu;
Tseba wzdyć słuchać pana; a wsakoz my oba
Chcewa, by jego córki ustała choroba;
Pseto za mąz nie idzie; a ja mam rudzieję,
Ze z tego skozystawa skoro ozdrowieje.
Bogacki, który suto ma zawsze w i. kieseni,
Ma prawo się spodziewać, ze się nią wożeni.
A chociaż ona kocha Wiernickiego, psecie
Ociec jej jest pseciwny, iak wy sami wiecie.
STACH.
Ale co tyz się stało doktorom, Marcinie,
26/52
Ze wsyscy zapomneli gadać po łacinie?
MARCIN.
Wzdyć ja. niewiem; jednakże sukajwa mój bracie;
Casem dobre doktory siedzą w niskiej chacie.
KUNEGUNDA.
(na stronie)
Poczekaj, choćbym miała niewiedzieć co stracić,
Muszę ja ci koniecznie wet za wet zapłacić.
(głośno do Marcina i Stacha.)
A czego to szukacie teraz Aspanowie?
MARCIN.
Ha wzdyć to moja Pani, jak niesie psysłowie.
Każden ma swego mula.
KUNEGUNDA.
Chciejcie się wyjawić,
Może ja wam potrafię pomoc jaką sprawić.
MARCIN.
Prosiewa moja Pani: my jesce od wcora
Chcewa znaleść gdzie w kącie mądrego doktora
27/52
Coby wylecył córkę u nasego pana,...
Którą opanowała słabość niespodziana
J wzdyć za jednym razem odjęła jej mowę,
Juz wszyscy doktorowie zachodzą az w głowę.
Gdyż całą swoję mądrość psy niej wycerpnęni:
Ale tyz są w zacisach ludzie utajeni,
Kturzy jakimś sposobem dziwnym lecyć mogą,
Mają lekarstwa" jakich nie ma u nikogo,
J robią wielkie cuda; tego wzdyć nam tseba.
KUNEGUNDA.
(na stronie.)
Brawo! myśl doskonałą zesłały mi nieba!
(głośno)
Mnie się można w tej mierze najlepiej zaradzić;
Ja was tu w pewne miejsce mogę zaprowadzić,
Gdzie człowiek najuczeńszy potajemnie gości,
U którego są niczem największe słabości.
MARCIN.
Ach zmiłujcie się Pani, gdzie my go znajdziewa
KUNEGUNDA.
Oto w tym małym lasku on obcina drzewa.
28/52
STACH.
Doktor wobcina dzewa?
MARCIN.
Może zbiera zioła?
KUNEGUNDA.
Nie; to jest człowiek rzadki, nadzwyczajny, zgoła,
Jest to dziwak, fanatyk; kto go raz zobaczy,
Wnet o nim sądzić będzie zupełnie inaczej;
Ubiera się dziwacznie, ma prostacką minę.
A zna najdoskonalej całą medycynę.
On tak jest suchorlawy i troszeczki łysy.
MARCIN.
Tak wsyscy wielcy ludzie mają swe kaprysy;
W ich mądrości jest głupstwa choć jedno ziarecko.
KUNEGUNDA.
Ten ma nierównie więcej: on jak małe dziecko.
Bawi się, choć mu głowę okrywa siwizna,
J do swojej mądrości nigdy się nieprzyzna,
Aż go wybić potrzeba i patrzcież Aspanowie,
Czy ma on choć cokolwiek oleju w swej głowie.
A zatem, wy z nim nigdy nie dojdziecie sprawy,
Jeżeli niewezmiecie kijów, bez obawy,
29/52
J nie będziecie dobrze mu boki okładać,
Tak o iego nauce można go wybadać,
Tak my zawsze robimy skoro go nam trzeba.
Bez kijów nic nie będzie.
MARCIN.
To dziwak! wo nieba,
KUNEGUNDA.
Mimo to, w kurowaniu zawsze mu się uda,
Ujrzycie Aspanowie, że on robi cuda,
Bo jest bardzo uczony.
MARCIN.
Jak się won nazywa?
KUNEGUNDA.
On się nazywa Karpo: lecz choć się ukrywa,
Aatwo go można poznać; ma krągłą czapeczkę,
J granatowy fraczek, a zwierszchu kurteczkę.
STACH.
Wala Boga! Pan doktor chodzi jak kozacek,
Ma kurteckę, a zwierzchu granatowy fracek!
30/52
MARCIN.
Leć prawdaż moja Pani, ze won tak wucony?
KUNEGUNDA.
A! on dziwy wyrabia! on nieoceniony?
Tu raz jedną kobietę mieli kłaść do trumny,
Bo już była umarła; ale on rozumny
Jak tylko ją zobaczył, wnet jej rozdjął zęby,
I kroplę niewiem czegoś wpuścił jej do gęby,
Natychmiast. wstała z łóżka, tak jakby nieboga
Nigdy nie chorowała. Tak to.
STACH
(zdziwiony)
Wa la Boga!
MARCIN.
Ha wzdyć to być musiała kropla cegoś, Stachu.
KUNEGUNDA.
Zapewne. Chłopiec jeden upadł tu raz z dachu,
J jak zleciał nieborak na bruk z wysokości;
31/52
Zupełnie pogruchotał wszystkie w sobie kości,
Połamał nogi, ręce, i głowę rospłatał:
Ociec jego daremnie po doktorach latał,
Lecz skoro przyszedł Karpo, siłą wprowadzony,
Za którym ludzi w różne rozsyłano strony,
Czemś go smarował, wszystkie odżywił mu żyłki.
Zaraz się chłopiec zerwał i pobiegł do piłki.
STACH.
Wa la Boga!
MARCIN.
Ten cłowiek jest wuconych wzorem;
Ha wzdyć on jest na wszystko najlepsym dok-
torem;
KUNEGUNDA.
Nikt nie wątpi.
STACH.
(postrzegając z daleka Karpa.)
La Boga! wzdyć tyz ja go wizę,
W on tyz, tutaj Marcinie nuzeckami stsyze!
32/52
MARCIN.
Zdoprawdy?
STACH.
(do Marcina.)
Wa patsajciez!
MARCIN.
To won! toz odcienie!
(do Kunegundy)
Dziękujewaz Aspani bardzo wonizenie.
(do Stacha)
Podzwa kumie do niego.
KUNEGUNDA.
Ale Aspanowie
Dobrze moję przestrogę zachowajcie w głowie.
(odchodzi)
STACH.
Wa la Boga! nie tseba nam gadać jak komu;
Gdzie tylko bić potseba, już my wtedy w domu.
33/52
MARCIN.
Jak scęśliwe spotkanie! dobze się nam dzieje;
Ja mam z tego mój Stachu najlepszą nadzieję.
Koniec wersji demonstracyjnej.
Scena VI.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
AKT DRUGI
Scena I.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena II
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena III.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena IV.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena V.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena VI.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena VII.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena VIII.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
AKT TRZECI
Scena I.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena II.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena III.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena IV.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena V.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena VI.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena VII.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena VIII.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena IX
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Scena X.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
E book Miłość Doktora Molier
Świętoszek Molier Ebook
Fundacje i Stowarzyszenia zasady funkcjonowania i opodatkowania ebook
ebook pimsleur french 1

więcej podobnych podstron