JEŻELI NIE POSIADASZ
ORGINAAU TEJ KSIŻKI
USUC TEN PLIK,
LUB ZAKUP ORGINAA.
PLIK PRZEZNACZONY
WYACZNIE DO UŻYTKU
DOMOWEGO JAKO POMOC
PRZY PRACACH Z
KOMPUTEREM DLA
POSIADACZY ORGINAAU.
KOSZT ORGINAAU TO
OK 25 ZA
MADE BY HYPNOX
OPOWIEŚCI Z
BLARNII
LEWA LADACZNICA I
STARA SZAFA
Pamięci Giacomo Parodisty (1471-1517,1518)
pierwszego parodysty w dziejach i jedynego człowieka,
którego spalono na stosie dwa razy!
INFORMACJA DLA RODZICÓW
I INNYCH ZAINTERESOWANYCH
OSÓB
W zalewie nieprzyzwoitych i wulgarnych treści, masowo
publikowanych przez typów, którym zależy tylko na szybkim zysku", nie
sposób śledzić wszystkiego, z czym ma styczność dzisiejsza młodzież.
Właśnie dlatego niniejszą książkę wydrukowano przy użyciu nowego,
wymyślonego przeze mnie systemu, zwanego Cenzorwizją.
Dzięki Cenzorwizji nieodpowiednie treści stają się CAAKOWICIE
NIEWIDZIALNE dla niewinnych oczu. Jeśli czytelnik nigdy jeszcze nie
przeczytał, nie usłyszał ani nie pomyślał o którymś ze słów znajdujących się
w tej książce, dane słowo się nie pojawi, a w jego miejscu pozostanie tylko
nieszkodliwe, puste miejsce.
Oto przykład. Następne zdanie zawiera kilka nadzwyczaj paskudnych,
jakkolwiek słabo rozpowszechnionych wulgaryzmów.
Była to _____, _____, _____, i _____, _____, ciemna, deszczowa noc".
Dzięki Cenzorwizji powinno to brzmieć jak wyjątkowo mdłe, ale i
całkowicie niewinne zdanie. Jeśli jest inaczej, uprasza się o natychmiastowy
zwrot egzemplarza książki, ponieważ Twoja Cenzorwizja jest uszkodzona i
w każdej chwili grozi wybuchem.
Istnieje jeszcze druga możliwość jesteś nad wyraz zdeprawowanym
osobnikiem, który wymaga opieki specjalisty.
W takim wypadku witamy w klubie.
Dziękuję za przeczytanie wstępu i mam nadzieję, że książka Ci się
spodoba.
Jest zupełnie ________ i pełna ____, a także ______ i ____.
Pod sam koniec pojawia się nawet trochę _____.
Ta książka totalnie Cię ________!
Mój ______ komputer padł, bo była tak _______ świńska!
Istnieje jeszcze druga możliwość jest to urocza, umoralniająca opowieść
o pięciorgu angielskich uczniów.
"
Kłaniam się!
ROZDZIAA 1
Było sobie czworo dzieci b imionach Picia, Zuzka, Edi i Wygódka, a ta
książka opowiada o tym, co im się przydarzyło, gdy rodzice sprzedali je do
eksperymentów medycznych. No, w zasadzie wypożyczyli, bądzmy wobec
nich w porządku.
Któregoś ranka Picia, Zuzka, Edi i Wygódka zostali wbrew swojej woli
starannie zapakowani w szary papier i doręczeni do domu starego profesora.
Profesor, który referencje kupił sobie przez Internet, mieszkał na zupełnym
zadupiu, dziesięć długich mil od najbliższego komisariatu. Nie bez powodu.
Pewne wydarzenia w jego domu miały dość podejrzany charakter, ale tak to
już bywa z postępem nauki. Profesor nie miał żony, co po części go
zdradzało, i mieszkał w wielkiej, pilnie strzeżonej rezydencji z gosposią,
która nazywała się pani Makbet, oraz z kilkoma służącymi. Byli oni zbytnimi
prostakami, aby występować w książce czy nawet mieć nazwiska z
prawdziwego zdarzenia. Nie martwcie się, więcej o nich nie wspomnę.
Profesor miał siwe włosy i wielkie, budzące grozę bokobrody, jakie dzieci
widziały wcześniej tylko raz, na przerażających zdjęciach Isaaca Asimova.
Nosił biały kitel laboratoryjny i miał stetoskop, którym ciągle wszystko
osłuchiwał, nawet takie przedmioty, jak stoły i krzesła. Kiedy podszedł do
drzwi, by rozpakować i przeszukać czworo dzieci z rodziny Perversie, te
miały ochotę wziąć nogi za pas, jakby ich ciała wypełniły wirujące bąbelki.
Ucieczka wydawała im się jednak czymś nieuprzejmym, zwłaszcza że
sprzątaczki trzymały pod fartuchami uzi.
Dzieci stały więc w wielkim holu, a pani Makbet rozcinała krępujące je
sznurki i odklejała znaczki pocztowe (Ediemu wyskubała przy tym kawałek
brwi). Kiedy byli już rozpakowani, profesor obejrzał im zęby i chrząknął z
zadowoleniem. Chociaż żadne z dzieci nie było nigdy w Szwecji, wszystkie
natychmiast doznały syndromu sztokholmskiego, obdarzając profesora
bezgranicznym zaufaniem i sympatią. To znaczy wszystkie z wyjątkiem
najmłodszego Ediego.
Edi był najmądrzejszy z rodzeństwa Perversie i przez to cierpiał.
Jego bratu Pici dolegał chroniczny wstrząs mózgu, gdyż zbyt wiele piłek do
krykieta trafiało go prosto w czoło. Mózg jego siostry Zuzki był przeciętny i
stosunkowo mało uszkodzony.
Dziewczyna jednak uważała niekonwencjonalne myśli za plamy na honorze,
była zatem niewiarygodnie, powalająco wręcz nudna.
Jeśli chodzi o najsłabszą z miotu, biedną, piszczącą, zagubioną Wygódkę
nikt dokładnie nie wiedział, co jest z nią nie tak. Nieustannie wpadała w
tarapaty. Pewien lekarz, kończąc wizytę, nazwał ją geniuszem
autodestrukcji . Zuzka, jako że tylko ona była choć trochę odpowiedzialna,
miała pełne ręce roboty, próbując uchronić Wygódkę przed przypadkowym
otruciem, uduszeniem, zgnieceniem, złożeniem w ofierze czy
unicestwieniem się w inny sposób. Czasami bez wątpienia wiedziała, co robi
m na przykład teraz. Chwilę po wejściu do domu profesora Wygódka
wdrapała cię na stół i bezskutecznie usiłowała ssać końcówkę wyłączonego
palnika gazowego z epoki wiktoriańskiej.
Edi patrzył na nią beznamiętnie
Uwaga do siebie powiedział do swojego palca wskazującego.
Temat: zachowanie Wygódki.
Edi Perversie miał mocne postanowienie, ze kiedyś stanie się bogaty i
wpływowy. Pierwszym krokiem do tego celu było jego zdaniem sprawienie
sobie przenośnego dyktafonu, by nie zapominać wszystkich genialnych myśli
i spostrzeżeń, które każdego dnia przychodziły mu do głowy. Ediemu
pomysł wydawał się najzupełniej rozsądny, kiedy jednak poprosił rodziców o
zakup takiego urządzenia, ci patrzyli na niego z osłupieniem. Zdaniem
Ediego był to kolejny dowód, że państwo Perversie to idioci, skazani na
życie w nędzy. Edi nieraz zastanawiał się, czy będzie ich utrzymywał, gdy
się zestarzeją. Uznał, ze prawdopodobnie jednak będzie, zęby mieli nauczkę.
Niezrażony Edi postanowił i tak pielęgnować swój zwyczaj, dlatego też
często można go było zobaczyć, jak dyktuje godne zapamiętania plany i
cenne uwagi na temat Niezwykłego Spektaklu Życia do uniesionego palca
wskazującego prawej dłoni.
Czy zachowanie Wygódki to wołanie o pomoc? Czy też po prostu
wołanie o wciry?
Pomijając już opinie Ediego, zapewne nawet sama Wygódka nie rozumiała,
jakie siły pchają ją do tego, by przywołując jeden z mniej barwnych
przykładów przez całe piękne, letnie popołudnie próbować rozpłaszczyć
się na śmierć za pomocą wałka mamy.
Dzieci wcale nie mają mniej tajemnic niż dorośli, tyle tylko, że to wszystko
jest upakowane w mniejszej przestrzeni.
Picia zauważył, że brat nagrywa swoją uwagę. Chociaż Edi już wiele razy
tłumaczył mu, na czym polega ta czynność, spytał:
Co robisz? Dłubiesz w nosie?
Edi wykrzywił usta w uśmiechu. Eskimosi mają wiele słów na określenie
śniegu, a Edi dysponował całym repertuarem min, które miały wywołać
negatywne emocje u rodzeństwa. Pewnie trudno Ci będzie w to uwierzyć,
drogi Czytelniku, ale Edi miał to nieszczęście, że jego rodzina to były
wielkie fujary". Rzecz niemal niesłychana, wiadomo bowiem, że rodzeństwo
to na ogół najlepsi kumple na całym świecie. Ty sam, na przykład, z
pewnością tak przepadasz za swoimi braćmi i siostrami, że często aż nie
możesz tego znieść. Założę się, że czasami sam się szczypiesz i walisz po
uszach, tak dla czystej przyjemności.
Ale biedny Edi nie miał tyle szczęścia. Oprócz tego, że robił miny, to jeszcze
dręczył tamtych, kiedy tylko mógł i jak mógł. Rodzeństwo nigdy nie było w
stanie przeniknąć jego diabolicznej przebiegłości. W wyniku tego pozostałe
dzieci z rodziny Perversie stały się przesądne i wierzyły (na przykład), że złe
chochliki zaczynają każdy dzień od sikania im do płatków śniadaniowych.
Teraz tym łatwiej było uwierzyć w podobne niesamowitości, skoro znalezli
się w starym, budzącym dreszcz domu na zapadłej wsi, pełnym dziwnych
ludzi, z których niejeden miał pewnie bogatą kartotekę.
Po kilku godzinach papierkowej roboty, wydłużającej się z powodu
sprzeczek (Zuzka nie mogła uwierzyć, że kontraktowa niewola" oznacza
właśnie to, co powiedział Edi, wydawało jej się to bardzo nie fair), dzieci
zostały wysłane do łóżek.
Dziś nie będzie kolacji oznajmił profesor Berke żebyśmy jutro
mogli od samego rana zacząć testy.
Po chwili chłopcy przekradli się do pokoju dziewcząt, by porozmawiać.
Rewelacyjne miejsce! krzyknął Picia, wpadając do środka.
Rodzice daleko! Możemy robić, co chcemy!
Niestety, Picia chciał robić to, co zawsze, czyli przejawiać nadmierną
ruchliwość i zachowania destrukcyjne. Trzymając poduszkę niczym piłkę do
rugby, pomknął przez pomieszczenie, wpadając na różne rzeczy.
Zatrucie testosteronem mruknął Edi, uchylając się przed upadającym
wieszakiem na płaszcze.
Kto jeszcze uważa, że profesor znajduje się na liście najbardziej
poszukiwanych przez Amnesty International?
"
Tylko bez włochatych myśli, dobrze? Tego było by za wiele, bo moje są już wystarczająco
włochate.
O, wcale nie jest taki zły stwierdziła łagodnie jego starsza siostra
Zuzka. Moim zdaniem to miły staruszek.
No, oczywiście powiedział Edi. Czekaj... Powiedziałaś miły"?
Zuzka zmarszczyła brwi na te słowa. Marszczyła brwi przy każdej okazji.
Takim już była dzieckiem, nadzwyczaj poważnym, choć obywała się przy
tym bez typowych wymówek dorosłych, takich jak niezapłacone podatki czy
trudna menopauza. Wszyscy podskoczyli, gdy Picia uderzył w komodę i
stracił przytomność. Ciężko się rozmawiało, gdy Picia był w pobliżu.
Przestępca czy nie, ten profesor jest cholernie skąpy prychnął Edi.
Żebyśmy sami musieli płacić za przesyłkę...
To bardzo uprzejmie z jego strony, że nas przyjął wtrąciła Wygódka
przy tych niemieckich bombardowaniach Londynu...
Obejrzała jakąś książkę, po czym niepewnie spróbowała zamknąć ją na
swojej krtani. Bez powodzenia.
Bombardowania, jasne powiedział Edi. Wygódka wierzyła we
wszystko. Zwykle z rozkoszą traktował ją palnikiem gazowym, ale w tej
chwili był zbyt zirytowany. Słuchaj, tłumaczyłem ci to w furgonetce
pocztowej w drodze z Londynu. Nie ma żadnej wojny...
Picia się ocknął.
Ktoś powiedział wojna"? spytał z zapałem.
Druga wojna światowa skończyła się kilkadziesiąt lat temu.
Mama i tata kłamią.
Tere-fere wtrąciła Zuzka.
Nie gadaj głupstw. Gdyby nie było wojny, po co kazaliby nam nosić
hełmy pod prysznicem?
Z tego samego powodu, dla którego tata udawał, że bomba urwała mu
rękę.
Teraz to już naprawdę przesadzasz powiedziała Wygódka.
Nie widziałeś, jak to wyglądało wtedy przy śniadaniu? Zanim odrosła?
Ręce nie odrastają oznajmił Edi. On ją po prostu wetknął pod
koszulę. O, tak.
Zademonstrował, po czym wysunął rękę z powrotem.
Jeszcze jeden cud! Dwa razy w tej samej rodzinie! wykrzyknęła
Wygódka i posłała bratu złośliwe spojrzenie.
A ty uważasz, że chodzenie do kościoła to głupota.
Zuzka siedziała z dłońmi na kolanach i ściągniętymi brwiami.
Edi zaczął ją już przekonywać.
Przez swoje wrodzone ponuractwo łatwiej spodziewała się po innych pod-
łych zamiarów".
Ale, Edi, dlaczego mieliby nas okłamywać? Chcesz powiedzieć, że
mama i tata, nasza krew, to Srebnianie?
Chcę powiedzieć, że to świry odparł beznamiętnie Edi.
Sprzedali naszego kota. A może nadal wierzysz, że uciekł, żeby robić
karierę w Hollywood"?
Słuchaj no, młodszy Perversie! odezwał się Picia, rzucając poduszką i
zaciskając pięści. Nikomu nie pozwolę tak mówić o moich rodzicach!
Przykucnął i zbliżył się do Ediego. Dawaj! rzucił, wymachując
pięściami jak dawni bokserzy.
Edi wyciągnął z kieszeni gaz pieprzowy i szczodrze kał nim brata. Gdy Picia
z wyciem biegał po pokoju, Edi podał Zuzce kawałek papieru.
Znalazłem to poufne ogłoszenie w komodzie taty.
Grzebiesz w komodzie taty? zachłysnęła się Wygódka jakby się
spodziewała, że na Ediego spadnie z nieba grom z powodu nieprzyzwoitości
tego czynu. Co ja słyszę!
Cicho bądz, Wygódko. Zuzka wzięła wycinek i przeczytała na głos:
Wypożyczcie swoje dzieci za MNÓ$TWO FOR$Y! .
Picia wrzeszczał bez ładu i składu, pocierając dłońmi oczy. Należało go
spryskiwać kilka razy dziennie, choćby po to, by utrzymać go w ryzach, więc
nikt nie zwracał szczególnej uwagi na te hałasy. Wpadł na regał z książkami
i przewrócił go z łoskotem.
Picia, opanuj się, proszę. Próbuję czytać.
Przepraszam powiedział Picia, ciurkiem wylewając łzy. Skrył głowę
pod pachą i wrzasnął w koszulę.
Zmęczeni potomstwem? Zdejmę wam je z barków na miesiąc, pół roku,
ile chcecie!" czytała Zuzka. Niepokorny chemik w oryginalnym,
paramilitarnym ośrodku szuka materiału ludzkiego do testowania terapii
hormonalnych nowej generacji. Największa niezależna placówka naukowa w
Wielkiej Brytanii. Obiekty badawcze muszą być w wieku poprzedzającym
okres dojrzewania i/lub łatwe do okiełznania.
"
Zwłaszcza jeśli w sprawę zamieszani byli Srebnianie. Z jakiegoś powodu Zuzka uważała, że ten
najłagodniejszy z narodów odpowiada za większość problemów świata, a każde złe zachowanie
stanowiło jej zdaniem niechybny dowód na ukryte srebniaiiskie korzenie. Przykro było patrzeć na
kogoś tak ogarniętego uprzedzeniami. Edi wpisał Zuzkę na listę odbiorców biuletynów różnych
srebniańskich organizacji rządowych. Z jakiegoś powodu najbardziej drażniły ją materiały o
srebniańskiej reprezentacji piłkarskiej. To dlatego, że udają niegroznych... wyjaśniła Zuzka.
Ponadprzeciętna łatwowierność mile w dziana. Żadne dziecko nie jest za
małe ubijmy interes!".
Zuzka poczekała, aż słowa dotrą do wszystkich, po czym podała wycinek
młodszej siostrze. Wygódka nie chciała go wziąć.
Nie! Nie obchodzi mnie, co mówicie! powiedziała, po czym zgniotła
ogłoszenie i rzuciła nim w Ediego. Wojna naprawdę trwa, profesor to
szanowany naukowiec i... i& tata by nam tego nie zrobił! wykrzyknęła z
rozpaczą.
Picia, Zuzka i Edi popatrzyli na Wygódkę, wszyscy z tą samą myślą.
Wygódka desperacko kochała ojca, więc nikt nie wspominał o jej
uderzającym podobieństwie do pakistańskiego właściciela sklepu
tytoniowego na rogu.
Spokojnie, Wygódko, spokojnie powiedziała Zuzka matczynym
tonem, uspokajając młodszą siostrę chwytem zapaśniczym. Gdy Wygódka
runęła na podłogę, Zuzka powiedziała: Przez jakiś czas będzie cicho.
Picia, ty jesteś najstarszy. Jak myślisz, co powinniśmy zrobić?
Hej! wtrącił Edi. Przecież to ja...
Edi ma rację stwierdził Picia, który wciąż miał zaczerwienione oczy,
ale zachowywał się spokojnie. Picia nadzwyczaj szybko odzyskiwał siły,
przez co Edi podejrzewał, że to mutant. No, Edi, co mamy zrobić?
Uciec, to oczywiste. A jeszcze bardziej oczywiste, że nie możemy do
tego czasu nic jeść ani pić. Pewnie będą w tym jakieś prochy.
Racja przyznał Picia zdecydowanym tonem. Jeśli mamy uciec,
musimy znalezć konia z łękami.
Ooo, konia! krzyknęła Wygódka, która uwielbiała konie niemal w
równym stopniu, co lodowaty dotyk Zaświatów.
A kiedy już go znajdziemy, będę go mogła zatrzymać?
Wygódko, nie jesteś nieprzytomna?
Ojć, zapomniałam przyznała Wygódka przy pierwszym z wielu
błędów logicznych w tej opowieści.
Edi pokręcił głową. To miała być jedna z tych książek. Tymczasem,
wracając do narracji, Zuzka wydawała się za niepokojona.
Co się stało, Zuzka? spytał Picia.
Picia, wiem, że jesteś... wysportowany powiedziała Zuzka ale
naprawdę myślisz, że gimnastyka to w takiej chwili odpowiedni pomysł?
Picia wybuchł pogodnym śmiechem.
Nie, nie, Zuzka. Tak się stąd wydostaniemy!
Wyniesiemy konia z łękami na trawnik, a potem na zmianę będziemy pod
nim kucali i kopali tunel, wynosząc ziemię w spodniach. Widziałem to w
filmie.
Edi odwrócił się do Pici.
Nie wierzę, że jesteśmy spokrewnieni oznajmił.
No a jaki ty masz pomysł?
Nie wiem. Może uciekniemy biegiem? Wiem, że to strasznie pospolite,
ale...
Nie, nie, tego nie możemy zrobić stwierdziła Zuzka. Nie
napisałam bileciku z podziękowaniami.
Oj, na miłość boską! wykrzyknął Edi. Zuzka była nieprzejednana.
Kiedy gościsz u kogoś w domu...
Wbrew własnej woli?
& przyjęło się zostawiać podziękowania dokończyła Zuzka.
Nie mam żadnej ładnej papeterii.
Edi milczał, patrząc przez okno na księżyc, który rzucał drwiący odblask na
fosę poniżej. Próbując załagodzić sytuację, Picia spytał:
A co ty myślisz, Edi?
Myślę, czy gdybym wypchnął Wygódkę przez to okno, to czy przeżyłaby
i wszystko tym popsuła?
Edi! krzyknęła półgłosem Zuzka. Zamknij się! Podajesz pomysły
sam wiesz komu.
Już na to wpadłam wtrąciła Wygódka. To fosa? Myślałam, że to
okrągła rzeka.
Tak, to jest fosa. Wygódko, a ty w niej nie zginiesz oznajmiła Zuzka, z
trzaskiem zamykając okno.
Wykrzywiła twarz do Ediego. Oboje wyciągnęli noże i zaczęli krążyć wokół
siebie. Zuzka nauczyła się walki na noże w harcerkach, a Edi w skautach
(zanim wywalili go za niesubordynację).
Picia, urodzony przywódca, wkroczył do akcji.
Edi, Zuzko, musimy trzymać się razem, zwłaszcza jeśli sytuacja jest tak
zła, jak się wydaje Ediemu.
Edi podniósł wzrok znad swojego ostrza.
Co to znaczy się wydaje"? Może ty nie możesz się doczekać
wiwisekcji...
Panie Pesymisto powiedziała Zuzka, cofając nóż. A może tylko
wkroplą nam kosmetyki do oczu?
Super! Na pewno napiszę bilecik z podziękowaniami.
Słuchaj, Edi, wiem, że się wkurzasz, bo nie przyjęliśmy twojego planu
ucieczki odezwał się Picia ale wydaje mi się, że jest trochę...
ryzykowny. Im szybciej znajdziemy konia z łękami...
I jakąś papeterię wyrwała się Zuzka.
...tak, i jakąś papeterię, tym prędzej będziemy w domu.
Z naszymi rodzicami, groznymi psychotykami uzupełnił Edi.
Picia zjeżył się na tę zniewagę, lecz potem przypomniał sobie o gazie
pieprzowym.
Puszczę to mimo uszu, bo jesteśmy spokrewnieni wiedział.
Jeśli jutro będzie ładnie, wystawimy konia z łękami i zaczniemy kopać.
***
Następny dzień był typowy dla angielskiego lata ponury i wilgotny. Nad
ziemią zawisła mokra, dziwnie lepka mgła, tak gęsta, że przez okno nie było
widać gór ani lasu, ani nawet ogrodu, w którym głodzono owczarki niemiec-
kie, wywołując tym coraz większą ich zaciekłość
Edi wyjrzał przez okno doskonale! Zwykle lubił budzić się wcześnie i
słuchać tego, co jego brat mruczy przez sen, w nadziei że będzie to coś
nieprzyzwoitego i wstydliwego.) Dzisiaj jednak nie miał na to czasu.
Picia, obudz się powiedział Edi, potrząsając bratem.
Rewelacja... przewodniczący... paskudztwo... mruknął Picia.
Edi potrząsnął nim mocniej.
Obudz się, młotku! Musimy iść! Picia usiadł i starł senność z oczu.
Pośpiesz się i ubierz! powiedział Edi, rzucając bratu mundurek
szkolny".
Jest mgła. Jeśli dostaniemy się do lasu&
Nie, Edi przerwał mu stanowczym tonem Picia.
Obiecałem Zuzce, że będzie mogła napisać podziękowanie. Picia
dotrzymywał słowa, nieważne, jak idiotyczne się to słowo okazywało.
Edi upadł, obrócił się i wrzasnął w poduszkę, wierzgając nogami w bezsilnej
wściekłości.
"
Połączenie głupoty i kłopotów finansowych sprawiło, że Picia był wyrzucany z każdej prywatnej
szkoły w kraju. W końcu trafił do szkoły dla psów, z której go jednak wydalono, gdy pojawił się na
rozpoczęciu roku w kapeluszu słomkowym, z kuferkiem i rakietą tenisową. Od tamtej pory Picia
żył w świecie fantazji. Obawiając się nieuchronnych skutków społecznych ewentualnej serii
zabójstw w wykonaniu brata, po jego powrocie Zuzka uszyła mu mundurek szkolny", na którym
widniał nawet herb w postaci skrzyżowanych piszczeli nad hydrantem.
Nie martw się powiedział Picia, poklepując go po plecach.
Pójdzie jak po maśle. Na pewno gdzieś tu znajdzie się koń z łękami. A wiesz,
jak to mówią: Gdzie koń z łękami, tam i papier listowy".
Tak mówią? A mówią też: Przygotuj się na zgnojenie przez szalonego
naukowca, bo rodzice wynajęli cię jak wolny pokój ?".
Picia zamyślił się.
Nie powiedział. Nie wydaje mi się, żeby tak mówili.
Sam zaczniesz tak mówić.
Nim dzieci zdążyły poszukać ekwipunku przydatnego w ucieczce, musiały
zjeść śniadanie ze swoim dobroczyńcą" w mrocznej jadalni na dole. Nie
było to zbyt miłe, jako że młodzi Perversie mocno postanowili nic nie jeść
ani pić, a profesor równie mocno postanowił rozpocząć swoje eksperymenty.
Twarz naukowca coraz bardziej pochmurniała, a dzieci wciąż wypluwały i
wyrzucały potrawy i napoje, które pani Makbet skrzętnie zastępowała
nowymi. Gd siedzieli już po kostki w odłamkach naczyń i kawałkach
jedzenia, profesor uznał swoją porażkę.
A zatem zastosujemy ostrzejsze metody powiedział po czym rzucił
serwetkę i wymaszerował z pomieszczenia.
Mam nadzieję, że postąpiliśmy właściwie powiedziała Zuzka.
Profesor wydawał się dość zdenerwowany. Myślę, że tak stwierdził Picia.
Wskazał roślinę doniczkową, która wcześniej wyglądała normalnie.
Wylałem na nią swoje mleko.
Roślina rosła teraz na boki.
Już mnie tu nie ma oznajmił Edi. Wstał i zaczął napinać ścięgna,
szykując się do sprintu.
Edi, poczekaj powiedziała Zuzka. Co mamy zrobić, kiedy
znajdziemy konia z łękami?
A, wy ciągle o tym mruknął Edi. Miałem nadzieję, że przez noc w
waszych łbach pojawiła się odrobina rozsądku. Teraz widzę, że mój
optymizm był żałosny.
Myślę, że będzie nam potrzebny jakiś sygnał powiedział Picia.
Co powiecie na okrzyk: Ej, gnojki, znalazłem, kurde, tego
pieprzonego...".
Edi! Zuzka skrzywiła się, zasłaniając uszy Wygódki.
Za pózno zaśpiewała radośnie Wygódka. I tak już wcześniej to
wszystko słyszałam. Nie macie pojęcia, jak to jest na placu zabaw. W jej
głosie pobrzmiewała nutka zmęczenia życiem.
Może głos ptaka? podsunął Picia. Ja będę naśladował orła. Zuzka,
ty możesz być gołębiem, Edi, ty sową, a Wygódka... Wygódko, znasz jakieś
głosy ptaków?
Może kura? zaproponował Edi. Wiedział, że jest złośliwy, ale skoro
alternatywą było poduszenie ich wszystkich w łóżkach, rozpierała go
energia.
To musi wystarczyć stwierdził Picia. Jeśli ktoś was zatrzyma,
powiedzcie, że szukacie łazienki. Edi, słuchasz?
Nie.
Dobra powiedział Picia, który też nie słuchał. Zaczynajmy.
Dzieci rozdzieliły się, chcąc pokonać większy dystans i dodać akcji
dramatyzmu. Choć z powodu wieku budynku całe skrzydła co rusz waliły się
w gruzy, dom wciąż był ogromny. Gdy koszty utrzymania rezydencji stały
się zbyt wysokie, profesor próbował przekazać ją władzom, te jednak
odmówiły. Przeklinając wygórowaną cenę dynamitu, profesor zaczął
wpuszczać turystów. Przez pół roku nabrał takiego niesmaku do bliznich, że
przekształcenie domu przodków w pilnie strzeżony ośrodek
pseudomedycznych tortur wydawało się logiczne. Podobnie jak Edi, profesor
był człowiekiem pełnym pasji o ile przez pasję" rozumiemy łatwość
wpadania w gniew.
Rezydencja stanowiła labirynt wyłożonych drewnem korytarzy, ozdobionych
jedynie pociemniałymi portretami wspaniałych przodków. (Każdy z
antenatów profesora miał imponujące bokobrody, nawet kobiety). Tu i
ówdzie, ku wielkiej uciesze Pici, stały zbroje. Wszystkie były boleśnie
podziurawione i wyszczerbione, co wskazywało, że przodkowie profesora
albo byli marnymi wojownikami, albo bezwstydnie okradali zwłoki.
Budynek był pełen zabawnych, krótkich korytarzy i schodów, które
prowadziły donikąd, a co trzecie drzwi otwierały się na ceglaną ścianę z
napisem Buuu! . Był to bez wątpienia najdziwniejszy dom, jaki dzieci
kiedykolwiek widziały, a przy tym najbardziej zakurzony. Gosposia
profesora Berke, pani Makbet, nie miała czasu, zajęta zmywaniem z rąk plam
niewidzialnej krwi.
Nikt nie zaprzątał sobie głowy wytłumaczeniem Wygódce, co to jest koń z
łękami, a zatem, łażąc z pokoju do pokoju, miała w głowie obraz cierpiącego
na biegunkę kuca szetlandzkiego, na jakim jezdziła zeszłego lata.
Niesamowite, jak bardzo stary mebel przykryty prześcieradłem mógł
przypominać konia, przynajmniej dla osłabionej głodem ośmiolatki.
Po zwiedzeniu pięciu pomieszczeń i znalezieniu w nich tylko pleśni i
rozczarowania Wygódka miała kłopoty z koncentracją z powodu burczenia w
brzuchu.
Następny pokój, do którego zajrzała, wydawał się pusty, jeśli nie liczyć
wielkiej szafy Był to zwykły pokój, nie różniący się od pięciu poprzednich...
a jednak Wygódka została w nim dłużej. Gdy jej oczy przywykły do
ciemności, zobaczyła także króliczą norkę, lustro, peron 9 i 3/4, a także
leżący w kącie, niewielki teserakt. Wygódka uznała, że szafa jest
wystarczająco duża dla stojącego na tylnych nogach kuca... Drzwi otworzyły
się z łatwością, zupełnie jakby dziewczynka miała wejść do środka.
Weszła, pamiętając, by drzwi zostały lekko uchylone. Wygódka wiedziała,
że zatrzaśnięcie się w szafie to głupota, ale, jak lubił mówić Edi, głupoty
były specjalnością Wygódki". Tylko w ostatnim roku weszła do porzuconej
lodówki, opuściła się do studni, a nawet znalazła się bez biletu w komorze
podwozia samolotu, lecącego do holenderskich Indii Wschodnich.
Zatrzaskiwanie się w cuchnących, przenośnych toaletach stanowiło jej
ulubione zajęcie, co zainspirowało Ediego do nadania jej przezwiska
Wygódka". Wewnątrz szafy Wygódka rozejrzała się. Snop światła ukazał
nie konia, tylko najdziwniejszą garderobę, jaką dziewczynka w życiu
widziała. Były to hipisowskie insygnia najlepszego sortu: satynowe
marynarki w stylu sierżanta Peppera, koszulki z koralikami, peleryny z
czarnego aksamitu i psychodeliczne, wełniane ubrania w kolorowe prążki.
Zbadała jedną z satynowych marynarek, przeszukała kieszenie i znalazła
kostkę cukru.
Doskonale! powiedziała cicho Wygódka.
Tam, gdzie były kostki cukru, często były także kuce. Wygódka rozsunęła
ubrania i weszła głębiej. On musi tu gdzieś być, pomyślała, wyciągając ręce,
by na niego nie wpaść.
Kucyku, kucyku, kucyku... wołała półgłosem. Jeśli nie wyjdziesz,
zjem twój cukier... zagroziła.
Poczekała dwie sekundy, nasłuchując rżenia albo odgłosów świadczących o
problemach gastrycznych. Nie usłyszawszy ani jednego, ani drugiego,
wsunęła kostkę cukru do ust. Była zadowolona, że tak zrobiła. Dzięki tej
odrobinie jedzenia poczuła się lepiej.
Jaka ogromna szafa, pomyślała, gdy ściany zaczęły chwiać się i wyginać. Jej
stopa natrafiła na coś twardego i Wygódka sięgnęła w dół, by sprawdzić, co
to takiego. Była to duża butelka z brązowego szkła z pożółkłą etykietą, na
której z trudem można było odczytać 1000x ekstrakt ze skórki bananowej,
Hotel Eel Pie Island, ok. 1966".
A pod spodem dopisane drżącą ręką: Uwaga! Strasznie mocne, gościu".
Gdy patrzyła na etykietę, butelka zmieniła się w jeża w meloniku. Wygódka
odłożyła go delikatnie.
Zuzka zawsze mówi, że powinniśmy być mili dla zwierząt
powiedziała Wygódka, gdy jeż zmykał, mamrocząc coś po francusku.
Z poczuciem winy pomyślała o biednym koniku polnym, któremu w zeszłym
tygodniu Picia wyrwał nogi. Zobaczyła go wyraznie w swoim umyśle,
okaleczonego, w pyle, machającego kikutami, wydającego krzyk
niesłyszalny dla ludzkich uszu. Zastanawiała się, czy powinna była zatrzy-
mać tego jeża. Może by się jeszcze przydał. Nie mogła sobie przypomnieć,
czy jeże są jadowite, czy nie.
Co ja robiłam? A, tak, szukałam konia. Wygódka ruszyła dalej.
Kucyku, kucyku, kucyku... wołała, dostrzegając przy tym, że ciemność w
szafie stała się nagle bardzo b mollowa.
Nagle Wygódka zauważyła, że tym, co szoruje po jej dłoniach i twarzy, nie
są naturalne tkaniny i wiktoriańskie stroje swingującego Londynu, lecz
kolczasta roślinność.
Oo uuuuu powiedziała Wygódka, zataczając się.
Z przodu zobaczyła światło, które dla poszatkowanego umysłu Wygódki
było bez cienia wątpliwości Bogiem. Odwróciła się, by rzucić się do
ucieczki. Jeśli Bóg był choć po części taki, jak mówili mama i tata, nie
chciała go spotkać. Potem jednak potknęła się i to dało jej chwilę do
namysłu. On i tak jest wszędzie i pewnie już wie o koniku polnym,
pomyślała, więc równie dobrze mogę podejść i się przywitać.
Tym Wygódka udowodniła, że jest rozsądną dziewczynką (jeśli nie liczyć
palącej żądzy, by odwalić kitę). W końcu, jak często można spotkać
Wszechmogącego? On wiele podróżuje i nawet w najbardziej sprzyjających
okolicznościach trudno się do Niego dostać.
Wygódka weszła w śnieg śnieg?! i po dziesięciu krokach znalazła się
w lesie. Znowu na chwilę opuściła ją odwaga. Potem jednak obejrzała się i
zobaczyła daleko w tyle smużkę światła płynącą z otwartych drzwi szafy. W
nietypowym przypływie rozsądku, który spokojnie możemy przypisać
działaniu narkotyków, zostawiła drzwi lekko uchylone.
(Wszystkie dzieci powinny wiedzieć, że głupotą jest zamykanie się w szafie,
a ich rodzice powinni wiedzieć, że kupując książki to opisujące,
automatycznie zyskali prawo pozwania do sądu autora, który tak czy owak
ma nadzwyczaj dobrych prawników).
Wygódka, podniesiona na duchu, szła dalej. Po dziesięciu minutach zdała
sobie sprawę, że światło, które widziała, nie było Bogiem, tylko
najzwyklejszym sygnalizatorem ulicznym, błyskającym w zaśnieżonym lesie
na czerwono, pomarańczowo i zielono. Usmażona świadomość dziewczynki
uznała ten fakt za coś najbardziej naturalnego pod słońcem. Wygódka
wyciągnęła rękę i dotknęła zimnego metalu. Gdy już miała go polizać,
usłyszała zbliżające się kroki. Na pierwszy rzut oka wydało się jej, że to
kucyk idący na tylnych nogach. Ale gdy się zbliżył, stwierdziła, że to
znacznie silniejsze stworzenie wyglądało jak kozioł, który zachowuje się
jak człowiek.
Czy mama i tata nie mówili jej, że kozły to symbol Szatana? A może
chodziło o trójbarwne koty? Zmarszczyła nos. Czymkolwiek było
stworzenie, bez wątpienia pochodziło z Francji. To wyjaśniało szpiczastą
bródkę, ale co z tymi różkami? Szatan na pewno Szatan! niósł kilka
paczek, zapewne były to przeklęte dusze skazane na Piekło. Wygódka
stwierdziła, że jej wędrówka zamienia się w koszmar, ale za wszelką cenę
postanowiła nie ulegać przerażeniu. Schowam się za tym sygnalizatorem,
pomyślała, i przyjrzę mu się dokładniej.
Stwór, skupiony na swoich obowiązkach i gęsto padającym śniegu, przeszedł
tuż obok niej. Gdy ją minął, Wygódka zobaczyła coś, czego miała już nigdy
nie zapomnieć. Choć z przodu wyglądał jak kozioł i był porośnięty wełnistą
sierścią, z tyłu okazał się sflaczałym, siwym mężczyzną w średnim wieku.
Dziewczynka, patrząc z przerażeniem na trzęsące się pośladki, usłyszała, jak
stwór mruczy coś do siebie.
Masz ci los! Spojrzał na swój kieszonkowy zegarek. Spóznię się!
Wygódka nie mogła się powstrzymać. Oburzona, wyszła zza sygnalizatora i
krzyknęła:
Ej! To jest z innej książki!
Faun był tak zaskoczony widokiem Wygódki, że na śnieg trysnął strumyczek
złotego moczu.
Jezu Chryste! wykrzyknął faun, rozrzucając paczki.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Gdy jesteście rozdzieleni by przemówić do nieobecnego partnera (partnerki)rozdział 19 opowieść Belzebuba o jego drugim zstąpieniu na planetę Ziemia NET Reverse Engineering Tutorial Episode 1 by MaDMAn H3rCuL3srozdzial 3 net device managerrozdzial 4 net device monitor NET Reverse Engineering Tutorial Episode 2 by MaDMAn H3rCuL3sCopyright by MIDI NET POLSKAFound And Downloaded by AmigoAlchemia II Rozdział 8Drzwi do przeznaczenia, rozdział 2kod z WOŚP polecane chomiki by closer9czesc rozdzialFound And Downloaded by AmigoRozdział 51Debugowanie NET Zaawansowane techniki diagnostyczne?bnetwięcej podobnych podstron