tmp2034.htm
Omawianie planów wyprawy w Klubie Odkrywców w New Yorku. Od prawej;
Podróżnik i badacz grenlandzki Peter Freuchen, Thor Heyerdahl, Herman Watzinger
i przywódca szkockiego klanu "Clannfhearghuis".
Nasz jeep wspiął się- na 4600 m ponad poziom morza,. Po drodze spotykamy
Indian górskich z jucznymi zwierzętami...
Indianki przędące wełnę przez cala drogę...
...i stada lam.
Znaleźliśmy drzewa balsa w dżungli. Ścięliśmy największe i obdarliśmy korę z
nich na sposób indiański.
Na pniach zbudowaliśmy szałas...
...po czym cały budulec - balsę i bambus - spławiliśmy w dół rzeki Palenque
do Oceanu Spokojnego.
Uczestnicy wyprawy Kon-Tiki. Od
lewej: Knut Haugland, Bengt Danielsson. Thor Heyerdahl, Erik Hesselberg,
Torstein Raaby, Herman Watzinger.
Dziewięć wielkich pni balsy powiązaliśmy razem konopnymi linami.. W całej
tratwie nie było ani jednego gwoździa, ani innego kawałka metalu.
Kon-Tiki gotów do startu w porcie Callao. Nasza tratwa była wierną kopią
przedhistorycznych tratw -indiańskich.
W kole: Gerd Vold, która ochrzciła tratwę mlekiem kokosowym, nadając jej
"imię "Kon-Tiki" ku czci boga-slońca.
Erik przy wykańczaniu tratwy. Peruwiański marynarz pomaga mu umocować na
rufie kloc pod wiosło sterowe.
Żegnajcie! Holownik "Guardian Rio" wraca do portu po wyholowaniu
tratwy z zatoki Callao na ocean.
Po ostatnich, meteorologicznych pomiarach Wat-zingera spożywaliśmy kolacją
przed progiem szałasu...
...zawieszaliśmy latarnię na maszcie...
...i patrzyliśmy, jak w powodzi wspaniałych barw słońce zachodzi na oceanie.
Gotowaliśmy na primusie ustawionym w skrzyni, a jadaliśmy na skraju tratwy,
przed wejściem do szałasu. Naczynia można było zmywać nie wstając od stołu.
Przy silnym wietrze gnaliśmy przez fale, aż takielunek trzeszczał. Rekordem
tratwy było przebycie 132 kilometrów w ciągu doby.
Nadchodzi fala. Widok z masztu na, wachtę przy sterze. Bywały dni, w Których
tysiące ton wody wtaczały się na rufę tratwy i znikały miedzy pniami.
Przez cała dobę zmienialiśmy się przy wiośle sterowym -co 2 godziny. Chociaż
fale wzbijały się często na wysokość masztu, tratwa gładko wspinała się na ich
grzbiety. Steruje dowódca wyprawy.
Zanim jeszcze skończyły się świeże owoce, w jadłospisie pojawiły się ryby.
Tak jak nasi przedhistoryczni poprzednicy, zabraliśmy z Peru ba-taty, kokosy
i tykwy.
W prądzie Humbolta. przeszliśmy twarda szkole - ostatni instruktorzy
żeglowania na tratwie wymarli przed wiekami.
Nawet w najspokojniejsze dni pchał nas pasat i niósł prąd morski. Płynęliśmy
na zachód z przeciętną szybkością 79 kilometrów na dobę.
"Wyspa szczęśliwości". Rankiem pierwszym obowiązkiem, kucharza
było pozbierać smakowite ryby latające, które w nocy wylądowały na tratwie.
Pewnego razu ujrzeliśmy żywą, podobną do węża, rybę Gempylus, która ta nocy
wskoczyła do śpiwora Torsteina.
Łowienie tuńczyków było emocjonującym sportem. Mięso 2 jednej takiej ryby
wystarczyło by dla całej flotylli tratw.
Walzinger ze swoją zdobyczą. Bonity należały do najsmaczniejszych ryb
złowionych przez nas na Pacyfiku. Zdarzało się, że same z falami wpływały na
tratwą.
W szałasie znajdowaliśmy schronienie przed wiatrem i skwarem. W jego
bambusowych ścianach, pod dachem z liści banana, czuliśmy się jak w dżungli.
Słaby wiatr i tropikalne upały nie sprawiały nam wiele kłopotów. W spokojne
dni wypuszczaliśmy się daleko od tratwy w malej, gumowej łódce.
Głowę na żaglu skopiowaliśmy z kamiennego posagu Kon-Tiki, zaginionego
monarchy, który 1500 lat temu wiódł swój lud naszą obecna trasa.
Trzymaj się, Haugland! - Zdarzało się, że sternik na rufie miał szczególnie
mokrą wachtę, jeśli doliny fal były zbyt ciasne, żeby pomieścić cala tratwę.
Gdy byliśmy już w połowie drogi, czuliśmy się jakby zawieszeni pomiędzy słońcem
a księżycem; byliśmy oddaleni 4000 kilometrów od najbliższego lądu. Hesselberg
stoi na skrzyni i mierzy sekstansem wysokość słońca.
Większość prowiantu leżała bezpiecznie pod bambusowym pokładem, pomiędzy
poprzecznymi pniami.
Odwiedziny wielorybiego rekina. Jest to największa ryba na świecie - osiąga
długość 15-20 metrów, a paszcze tną szeroką na półtora metra.
Wielorybi rekin podpływa pod tratwę. Wierzchołek .olbrzymiej płetwy
grzbietowej wystaje z wody - płetwo, ogonowa wychyla się z wody kilka metrów
dalej.
Często odwiedzały nas wieloryby - u; porównaniu z nimi tratwa wydawała się
bardzo mała. Czasami towarzyszyły nam przez wiele godzin, potem dawały nurka i
znikały.
Zderzenie z wielorybem, na pewno nie wyszłoby naszej tratwie na dobre.
Nieraz wydawało się, że wieloryby pędzą prosto na tratwę z pełną świadomością
swojego celu; jednak w ostatniej chwili nurkowały i przemykały pod pniami. .
Potów rekinów gołymi rękoma. Całymi miesiącami mieliśmy rekiny wokół tratwy,
toteż poznaliśmy ich sztuczki i zwyczaje. Na zdjęciu - rekin chwyta rybę z
ręki, Heyerdahla; ciemna głowa żarłacza wystaje z wody. Jednym kłapnięciem
szczęk odcina rekin prawie cala makrele.
Gdy rekin daje nurka, , trzeba . go schwycić za płetwę ogonową, szorstka jak
papier szklisty, i mocno trzymać.
Teraz można -wciągnąć rekina na krawędź tratwy. Mając płetwę ogonową ponad
wodą, rekin jest niezdolny do manewrowania; kiedy zaś workowaty żołądek osunie
się ku głowie żarłacza, rekin jest jakby sparaliżowany
Zmaganie kończy się - rekin sam niemal podrzuca głowę na pokład. Wówczas
trzeba -uciekać - i powrócić dopiero wtedy kiedy bestia przestanie już kłapać
szczękami.
Na tratwie się nie głoduje. Dziś mamy do wyboru tuńczyki, rekiny i bonity.
Błękitny rekin na pokładzie tratwy. Po wymoczeniu w morskiej wodzie mięso
rekinów jest jadalne.
Trzymaj i ciągnij! Takielunek obluzowywał, się na tropikalnym słońcu i
deszczu - sztagi masztów trzeba, często naciągać.
Idylla. Hesselberg był pieśniarzem i muzykantem. Ulubionym 'przebojem
Torsteina Raaby było "Dziewczę z Ha-wanny".
Złote makrele płynęły za tratwa przez cały Ocean Spokojny. Złowić je można było
zawsze, jeśli na haczyku była latająca ryba.
Haugland, przytrzymywany za nogi, bada liny pod tratwą i sprawdza czy nie
obluzowały się wiązania.
Nowy rekin ląduje na pokładzie. Śliskie pnie i niska burta ułatwiały
wyciąganie wielkich ryb na tratwę.
Ze starego, wiklinowego kosza Hesselberg robi kosz do nurkowania. Gdy nurkowi
sprawdzającemu wiązania tratwy zagrażało pod wodą spotkanie z niepożądanymi
drapieżnikami, chował się do kosza, który prędko wyciągano na pokład.
Codziennie Hesselberg brał pomiary słońca i określał naszą pozycję, dla
oznaczenia przebytej drogi. Dopiero po trzech miesiącach podróży, u progu
Polinezji, aktualne się stały problemy lądowania.
Za tekturowym przepierzeniem, ozdobionym przez Danielssona, Raaby i Haugland
mieli swoją radiostację. Za pośrednictwem krótkofalowców-amatorów nadawali i
otrzymywali meldunki z wielu krajów. Wysyłali również codziennie nasze
obserwacje meteorologiczne i oceanograficzne, do Instytutu Meteorologicznego w
Waszyngtonie.
Na wiele dni przedtem, zanim ujrzeliśmy lad, odwiedzały nas ptaki z Polinezji.
Sterowaliśmy w tym kierunku, w którym odlatywały o zachodzie słońca.
Ląd na horyzoncie! Po 93 dobach w morzu, na wysokości Puka-puka, ujrzeliśmy
po raz pierwszy ląd. Wiatr i prąd przeniosły nas jednak obok wyspy, która znowu
zniknęła za, widnokręgiem.
Kon-Tiki zmierza ku lądowi. Podchodziliśmy do francuskiej wyspy Angatau,
wiec na szczyt masztu wciągnęliśmy trójkolorową flagę. Teraz byliśmy już w
Polinezji.
Pojawiają się w czółnie pierwsi krajowcy, którzy zauważyli nasz dziwny
statek sunący wzdłuż wyspy. Po zachodzie słońca morze zaroiło się od czółen z
krajowcami, którzy .chcieli pomóc nam w wylądowaniu, ale tratwę znowu zniosło
na ocean i Angatau również zniknęła za horyzontem.
Prawdziwe piekło przyboju zagrodziło nam drogą do koralowej rafy Raroia. Po ciężkiej
przeprawie przez kipiel i wiry Kon-Tiki został wreszcie wyrzucony na rafę.
Na, rafie tkwił Kon-Tiki szereg dni. Fale przyboju stopniowo spychały wrak
tratwy ku lagunie. Rafa Raroia była mocnym jak skala falochronem zbudowanym
przez maleńkie koralowce.
Po zapasach z falami wszystko na tratwie ulęgło gwałtownej zmianie. Maszt był
złamany, chatka rozpłaszczona, reszta tworzyła chaotyczną plątaninę. Zaczęliśmy
ratować rzeczy; Danielsson, z głową obolałą od uderzenia padającego masztu,
wyciąga ze stosu szczątków swój siennik. Zdołaliśmy uratować wszystkie ważne
przedmioty.
Pierwszym naszym domem po drugiej stronie oceanu była bezludna, palmowa
wysepka w lagunie koralowego atolu, Nigdy nie zapomni-my rozkoszy stąpania po
gorącym, suchym piasku po stu dniach spędzonych na tratwie.
Uratowaliśmy większość naszego ekwipunku i przywieźliśmy na wyspę w gumowej
dinghy, którą odnaleźliśmy daleko na. rafie. Zbadaliśmy także drugą wysepkę (w
głębi zdjęcia), również bezludną.
W miejscu, w którym wylądowaliśmy, zasadziliśmy orzech kokosowy z Peru.
one orzechy kokosowe, pełne świeżego mleka, wisiały palmach w wielkich
gronach. Odżywialiśmy się mlekiem kokosowym, krabami i małymi rybkami łowionymi
lagunie.
"Wszystko w porządku, wszystko w porządku...!" nadawali całymi
godzinami Raaby i Haugland, żeby zapobiec . wysłaniu po nas ekspedycji
ratunkowych
Po upływie tygodnia z loioski krajowców po drugiej stronie laguny przybiła
do naszej wyspy polinezyjsko łódź z wysięgiem. Z napięciem oczekujemy spotkania
z krajowcami.
Ke-ke te huru-iiuru - ciągnij, rraz! - - nawoływali raźnie krajowcy,
pomagając nam przeciągnąć tratwą ku wyspie.
Kon-Tiki w lagunie Raroia.. Żaden inny statek, nie potrafiłby wyjść cało z
lądowania po nawietrznej stronie rafy.
francuski szkuner rządowy "Tamara" holuje Kon-Tiki do Tahiti.
Pierwszy władca Tahiti nazywał się Tiki. Na wielu wyspach wzniesiono ku jego
czci kamienne posągi.
Obecny wódz krajowców na Tahiti nazywa się Teriieroo a Teriierooi
terai.
Purea, która jest spokrewniona, z ostatnią królową wyspy, tańczy
"hula" na ślicznej wyspie Tahiti.
Dziewczyna z Tahiti.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
KONwielkie wyprawy morskieAneks 9 RCiWNs14KCCH 8P2(kon)1 Wyprawa plebańskaŚpiewnik 72D Jedna piosenka aneks 4aneksBiochemia TZ wyklad 5 bialka kon lowanaliza finansowa wyklad KONwięcej podobnych podstron