Oczyszczająca moc miłosierdzia
Wciąż uczy się przebaczać i nie ukrywa, że nie jest to dla niego łatwe. Ale - jak sam mówi - bez prawdziwego przebaczenia nie ma wiary ani miłości. Z ojcem Augustynem Pelanowskim, paulinem, rozmawia Małgorzata Terlikowska.
Ozon: Jest ojciec spowiednikiem, kierownikiem duchowym wielu osób, problem przebaczenia na pewno powraca w rozmowach. Ale czy ojciec sam umie przebaczać?
O. Augustyn Pelanowski: Nie umiem. Ciągle się tego uczę. Myślę, że dopiero się uczę dostrzegać nie tylko to, jak Bóg przebacza innym, ale też to, jak ja jestem nieustannie prowokowany do tego, by dochodzić do granic przebaczenia. Są to takie granice, kiedy człowiek nie chce przebaczyć, nie potrafi tego zrobić, ale Bóg mimo wszystko nie dopuszcza takiego rozwiązania. Bóg stawia mnie w takich sytuacjach i wiem, po co On to robi. Jemu chodzi o rozszerzenie mojego serca, o rozszerzenie mojego istnienia. Przebaczenie jest jakimś rodzajem rozwoju siebie samego, wzrostu, który jest upodabnianiem się do Boga.
Dlaczego?
- Bo odmawiając przebaczenia, oddalamy się od Boga, zubożamy nasze duchowe życie. Zamykamy się na wielki cud. Odrzucamy szansę, miłosierdzie, które ofiarowuje nam sam Bóg. A do tego - i o tym też nie można zapominać - brak przebaczenia ma konkretne skutki psychiczne, a nawet somatyczne. Znam ludzi, którzy właśnie dlatego, że nie potrafili przebaczyć - poważnie zachorowali. Bo brak przebaczenia jest o wiele groźniejszy niż ptasia grypa.
Czy przebaczyć to to samo co zapomnieć?
- Myślę, że nie. Jeśli zapominamy o czymś, to tak jakbyśmy amputowali to przeżycie. Pozbawiamy się całego bogactwa, jakie ono niesie. I nigdy już go nie odzyskamy, ono w nas ginie raz na zawsze. Również dobro, które w zapomnianym wydarzeniu było ukryte.
Czym w takim razie jest przebaczenie?
- Przebaczenie to jest dogłębne zrozumienie tego, co się wydarzyło. To jest namaszczenie całą miłością tej tragicznej sytuacji, która nas spotkała. Gest przebaczenia ma moc oczyszczającą. Ładunek miłości Chrystusa, która się w nim objawia, jest tak ogromny, że oczyszcza naszą pamięć, nasze relacje, naszą teraźniejszość. To nie oznacza, że rany znikają, ale przestają tak mocno boleć. Pamiętamy cierpienie, ale nie ono jest najważniejsze. Bo zdarzył się cud.
Czy aby przebaczyć, muszę dokładnie przeanalizować krzywdę?
Odpowiem jak chrześcijanin. Ludzkie siły są za małe, aby człowiek sam z siebie umiał przebaczyć. Człowiek jest zdolny do wybaczenia nawet najgorszych krzywd tylko wtedy, gdy jest wspomagany przez łaskę. Gdy otwiera się na mądrość i miłość, jaka jest w Jezusie. Bo proszę zwrócić uwagę, że Jezus, wisząc na krzyżu, był skrzywdzony totalnie i maksymalnie, jak tylko człowiek może być skrzywdzony. Zmasakrowany i upokorzony, a mimo to przebacza swoim prześladowcom. Ewangelia św. Jana mówi, że kiedy dostaje ostatni cios, w serce, natychmiast - nie za pięć minut, nie za pół dnia, nie za rok - z tego serca wypływają woda i krew. To bardzo głęboka wizja: Jezus nie zwleka z przebaczeniem, w tej samej chwili, kiedy pojawia się cios, On obdarowuje krzywdziciela czymś więcej niż tylko przebaczeniem...
Staje się moralnym zwycięzcą?
- ...On przezwycięża ciąg nienawiści nagrodą miłosierdzia. Ono jest nie tylko przebaczeniem, ale czymś o wiele głębszym: wyniesieniem krzywdziciela na wyższy poziom.
I my też mamy tak przerywać krąg nienawiści? Wybaczyć mężowi, który zdradził; ojcu czy wujowi, który wykorzystywał seksualnie?
- To bolesny proces, ale konieczny. Tym bardziej bolesny, że aby prawdziwie przebaczyć, trzeba powrócić do tamtych krzywd. Rozłożyć na czynniki pierwsze każdą z nich, przeanalizować i spróbować zrozumieć całą złożoność tamtej sytuacji. Pamiętając, że tam gdzie są diabły, są też aniołowie, a tam gdzie jest zło, pojawia się i dobro. A zatem cierpienia, które nas spotkały, zawsze mają jakiś głębszy sens, prowadzą nas do większego dobra. A przez to stają się darem.
Ojciec proponuje, by dostrzec dobro w tym, że ktoś nas skrzywdził?
- To nie jest możliwe bez wytrwałej, ciągłej modlitwy. W tym procesie musimy mieć przed oczami postać Chrystusa, bo dopiero gdy przemodlimy Jego przebaczanie, to stanie się ono siłą dla nas. Jeśli nie przepracujemy w sobie i nie przemodlimy tych krzywd, pozostaniemy na poziomie emocji. A na poziomie emocji nie ma prawdziwego przebaczenia.
Czyli: nie ma Boga, nie ma przebaczenia?
- Tak właśnie jest. Sam widzę to po sobie, że stawiany jestem w sytuacjach, kiedy po prostu nie umiem sam wybaczyć. Tylko inspirowany przez Ducha Świętego, przez to, co wiem z Biblii, jestem w stanie przebaczyć to, co z ludzkiego punktu widzenia jest nie do przebaczenia. Mój ojciec był bardzo daleko od Pana Boga. Pił, urządzał w domu awantury. Sąsiedzi doskonale wiedzieli, co się u nas w domu dzieje. A moja mama mimo wszystko przy nim trwała, potrafiła mu wybaczać. I ja też mu wybaczyłem. Choć to było dla mnie bardzo trudne.
A co z tymi, którzy w Boga nie wierzą? Ateista nie może wybaczyć?
- Może, bo niezależnie od jego przekonań czy wyborów on jest obecny w planach bożych. Bóg kieruje jego życiem i może go obdarować łaską przebaczenia. On nawet nie wie, jak to się stało, ale też odczuwa cudowność wyzwolenia.
Jest ojciec spowiednikiem, sam miewa trudności z wybaczeniem, co ojciec mówi ludziom, którzy spowiadają się z tego, że nie są w stanie wybaczyć: żonie, mężowi, dzieciom czy rodzicom?
Tu nie ma prostych recept. Konfesjonał, biorąc pod uwagę ilość czasu, jaką mamy, jest miejscem, w którym niejednokrotnie trudno jest rozeznać, czy dana osoba powinna już przebaczyć, czy też musi do tego aktu dojrzeć. Czasem potrzeba do tego lat. Próba wymuszenia wcześniejszego przebaczenia byłaby przerwaniem niezwykle istotnego duchowego procesu. Dlatego nigdy nie daję prostych rad. Ale czasem wyczuwam, że już nadszedł ten właściwy moment i namawiam osobę, by zdobyła się na ten gest.
nie obawia się czasem ojciec, że chcemy przebaczyć, żeby poczuć się lepiej, żeby zobaczyć w sobie bohatera, herosa duchowego? - Przebaczenie jest w pewnym sensie cudem. Nie da się go racjonalnie wyjaśnić ani tym bardziej racjonalnie wykorzystać. To działanie Boga w nas. Z doświadczenia kierownika duchowego widzę, że przebaczenie jest nam niezwykle potrzebne, bo nas oczyszcza, przemienia. Jeżeli nie ma przebaczenia, to na płaszczyźnie duchowej oddalamy się od Boga. Ale trudno mi sobie wyobrazić, by ktoś tak instrumentalnie je traktował. To by oznaczało, że nie ma w nim gotowości do prawdziwego przebaczenia, a są fałszywe emocje. A czy nie ma niebezpieczeństwa pychy, pragnienia okazania się lepszym w oczach Boga? Oto ja jestem w stanie zrobić coś, na co inni nie potrafią się zdobyć? - Raczej nie. Takie zadowolenie z siebie może być jakimś naddatkiem, ale w gruncie rzeczy nieistotnym, bo w przebaczaniu nie chodzi o to, żeby się komuś przypodobać, ale o cudowne zdjęcie z nas ogromnego ciężaru. Czasem patrząc na żonę, która przebacza mężowi-alkoholikowi, czy rodziców wciąż na nowo przyjmujących dziecko-narkomana, które wynosi im z domu dobytek, wykrada pieniądze z ich portfeli, myślimy sobie: no, w takiej sytuacji wybaczenie to już czysta naiwność. A przecież Chrystus mówi do uczniów: wybaczajcie nie siedem, ale siedemdziesiąt siedem razy. Więc jak to jest: wybaczać w takich sytuacjach, wykazywać się naiwnością czy w końcu dać sobie spokój i zatrzasnąć drzwi? - Przychodzą do mnie czasem rodzice - dobrzy, pobożni chrześcijanie, często zaangażowani w jakieś ruchy czy wspólnoty kościelne - i mówią mi, że ich dziecko się zupełnie stoczyło, weszło w dziwne środowisko, bierze narkotyki. I pytają mnie, co mają robić, jak z nim postępować. Ja namawiam do przebaczenia, bo niesie ono ze sobą ogromny ładunek miłości i Miłosierdzia Bożego, którego nie wolno nam zaprzepaścić. Tu znowu powróćmy do Ewangelii. W niej podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus jako pierwszego karmi chlebem i winem Judasza. Wie, co on zrobi, wie, że Judasz za chwilę go zdradzi, ale jak matka karmi go tym, co ma najlepszego. Mimo wszystko, wbrew wszystkiemu. To jest potęga miłości i miłosierdzia. I jej nie możemy zagubić tylko z obawy przed naiwnością. Nawet jeśli krzywdziciel szyderczo się z nas zaśmieje i uzna nas za głupców? - Sam gest przebaczenia jest często dla krzywdziciela zaskoczeniem. Do tego momentu to on był górą, on nad nami panował. Teraz przez tę wielką miłość to my jesteśmy górą, do nas należy inicjatywa. To jest dla niego szok, a z perspektywy duchowej nawet więcej - przedsmak Sądu Ostatecznego. Z drugiej strony to dla niego także szansa na nawrócenie. Dlatego nie mamy prawa ze strachu mu jej odbierać. |
|