2. Jedność nie uniformizująca
Nie mówię tu zatem o jedności w najprostszym rozumieniu, dotyczącym ilości lub charakteru tego, co jest jedno, jednorodne i pozbawione części. Pozostawiam to znaczenie jakobinom i innym fanatykom uniformizacji. Mówię o jedności żywej, nieskończenie złożonej, biologicznej, zakładającej istnienie części składowych, włączanych lub organizowanych w systemy napięć, systemy mniej lub bardziej autonomiczne, mniej lub bardziej zrównoważone.
Jedność Europy jako kultury jest wspólnotą wartości antynomicznych, o bardzo różnym pochodzeniu, połączonych w bardzo różnych proporcjach. Jest to również dialektyczne współdziałanie kilku najważniejszych zasad, religijnych wyobrażeń, podstawowych opcji, które kształtują nie tylko przemiany w zakresie sztuk, nauk, systemów politycznych i ocen moralnych, ale również całą sferę gospodarczą, całe materialne istnienie narodów.
Jedność Europy jako kultury można zdefiniować w kategoriach pojmowania, podobnie jak termin „społeczeństwo" wedle Toynbee'ego w jego słynnej, podstawowej tezie: „Zrozumiałą jednostką badań historycznych nie jest ani Państwo Narodowe* (nation state), ani ludzkość jako całość, ale pewna wspólnota ludzi, której nadaliśmy miano społeczeństwa".
Europę można pojąć globalnie tylko jako jedność kulturową, a z kolei nasza dzisiejsza zachodnioeuropejska kultura staje się zrozumiała dopiero w ramach liczącej sobie trzy tysiąclecia ewolucji kontynentu, a nie na płaszczyźnie Państw Narodowych, które powstały w niedawnych czasach, ani na płaszczyźnie całej ludzkości, która nigdy nie posiadała wspólnej kultury, choć istotnie stara się ją stworzyć z elementów zapożyczonych z kultury naszej, europejskiej