spodnie. Okulary zsunęły mu się na czubek nosa. Wstał, zamknął i książkę- Oprawne w skórę wydanie Szkoły uczuć Flauberta.
Czytałeś to, synu?
Tylko Panią Bovary, wiele lat temu.
Wspaniała powieść realistyczna — stwierdził. — Flaubert był za u
realizm ostro krytykowany. — Schylił się powoli i pogłaskał Spike'a. ^
Urządziłem mu wybieg w cieniu, w ogrodzie różanym. Na wypadek,
go chcieli zostawić samego.
Czy sprawiamy kłopot, zabierając go ze sobą?
Nie. Dziś nie zwiedzamy zoo. Chodźcie, pokaże wam
bibliotekę.
Poprowadził nas przez bladoniebieską jadalnie umeblowaną w stylu Chippendale.
— Rzadko tu jadamy — powiedział. — Gdy tylko to możliwe, wy
chodzimy na zewnątrz.
Dawny pokój kredensowy znajdował się za mahoniowymi drzwiami. Otworzył jedno skrzydło. Ściany obite łososiowego koloni morą, dwa regaty z ciemnego drewna, rzeźby, kryształowe żyrandole. Suszone kwiaty w wielkim zielonym wazonie.
Zamknął drzwi.
— Jak już mówiłem, nie na wiele się wam przyda.
Przeszliśmy przez pokój śniadaniowy z wywoskowanym parkietem, przez żółtą spiżarnie, zautomatyzowaną kuchnie, minęliśmy wbudowane w ścianf lodówki, i wyszliśmy tylnymi drzwiami na jedną z kamiennych ścieżek. Najbliższy pawilon był tego samego, jasnobrązowego koloru, co budynek główny. Dachówki zastąpiono gontem.
Wewnątrz pawilonu znajdował się mały, chłodny pokój, z piękną boazerii z czerwonozłotej akacji hawajskiej, wyposażony w stare, ale w doskonałym, stanie biurko z drewna orzechowego, ze skórzanym bibularzem, srebrnym kałamarzem i elektryczną maszyną do pisania.
U sufitu obracał się zdezelowany wentylator. Przy przeciwległej ścianit stała brązowa kanapa i takiż fotel, kilka stolików i lamp. Górę boazerii zdobił japoński rzeźbiony motyw. Wysoko, na półkach leżały muszle i kawałc koralowca. Poniżej wisiały akwarele pani Moreland.
Przez dwa małe, wychodzące na podjazd, okna wpadał lekki wietrzyk Fontanna lśniła niczym światła Tivoli. Cisze mąciło tylko ciężkie sapań" Spike'a.
— Bardzo tu przyjemnie — powiedziałem.
Moreland otworzył znajdujące się za biurkiem drzwi. Naszym ukazało się większe pomieszczenie z sięgającymi sufitu półkami na wszys czterech ścianach. Podłoga zastawiona była stosami kartonowych pudeł, wyglądały jak brązowe kolumny.
Setki pudeł prawie całkowicie wypełniały ów pokoik.
Moreland wzruszył przepraszająco ramionami.
66
jak sam widzisz, czekałem na ciebie.
JefiO przypominająca flaminga niezręczność rozbawiła mnie w równym nio; co ogrom czekającej nas pracy.
—- 'Naprawdę mi wstyd, Alex. Nie masz pojęcia, ile razy zasiadałem tu, rńbuiąc wymyślić jakiś system klasyfikacji, ale zawsze dawałem za wygraną. P _ czy są ułożone alfabetycznie?
ws p
_ po kilku pierwszych latach praktyki spróbowałem je ułożyć alfabetycznie. I powtarzałem cały proces co parę lat. Jednak działo się to .jystko tak jakoś... przypadkowo. Będzie tu pewnie z tuzin oddzielnych — Wzniósł ręce. — Nie będę udawać: wszystko jest zrobione na chybił ł ale przynajmniej charakter pisma mam nie tak zły jak na lekarza. Robin uśmiechnęła się i wiedziałem, że myśli o moich bazgrołach.
— Nie oczekuje cudów — ciągnął Moreland. — Czytaj uważnie,
przerzucaj, rób, co przyjdzie ci do głowy. Po prostu starałem się zebrać dane
dotyczące psychologii i warunków życia... A teraz, moja droga, pozwól, że
pokaże ci twoją pracownię.
Sąsiedni pawilon był identyczny, ale ściany od wewnątrz miał pomalowane na biało. Trochę starych, ładnych mebli, stół do szkicowania, stołek, sztalugi, szafka z szufladami. Na szafce palety w plastikowych opakowaniach, tace z tubami farb olejnych, akryli i akwareli. Flaszeczki z tuszem, piórka, węgiel, pędzle wszelkich kształtów i rozmiarów. Wszystko nowiuteńkie. Metki z cenami na pędzlach mówiły, że pochodzą ze sklepu zaopatrującego artystów w Honolulu.
Z boku stał stolik zastawiony lśniącymi przedmiotami.
— To muszle — powiedział Moreland. — Ślimaki porcelanka monetka,
słuchotka kalifornijska, macica perłowa. A także trochę twardego drewna.
Narzędzia do strugania. Kupiłem je od pewnego starego człowieka, który
specjalizował się w skaczących delfinach, kiedy jeszcze kwitło tu pa
miątkarstwo. " f -
Robin wzięła w rękę piłę. '
Dobra jakość. >iv-..
To był przybytek Barbary... mojej żony. Wiem, że teraz nie rzeźTnsz
* drewnie, ale Alex opowiadał mi, jaka jesteś zdolna, wie,c pomyślałem sobie,
« może zechciałabyś...
Z przyjemnością — powiedziała Robin.
•— Oczywiście tylko na tyle, na ile pozwoli ci nadgarstek. Szkoda, że nie udało się wam popływać.
~~ Spróbujemy kiedy indziej.
—• To dobrze, dobrze... Chciałabyś się tu teraz rozejrzeć, moja droga? zy wolisz być obecna przy tym, jak Alex będzie si? przekonywał, do jakiego °PJja jestem bałaganiarzem?
y*a to grzecznie wyrażona prośba, żeby zostawiła ich samych. ~" Widzę tu mnóstwo ciekawych rzeczy. Alex, wpadnij po mnie, kiedy "życie.
f
67