tyle szybkie, że nie zdążyłem zobaczyć skrawka wschodzącego słońca, którego złote strzały uśmiercają czas i przeganiają Upiory. A może jednak je zobaczyłem? Z krzykiem ukryłem twarz w fałdach płaszcza mego nauczyciela.
— Świta! Świta! — krzyczałem. —Już świta, a ja jestem Upiorem!
Było jednak za późno. Światło, ciężkie i ostre jak skalne bloki, zwaliło mi się z hukiem na głowę.
W następnej chwili płaszcz mojego Nauczyciela okazał się starym, poplamionym suknem, które ściągnąłem z biurka, kiedy przewracałem się wraz z krzesłem. Walące się na moją głowę bloki światła okazały się książkami, które spadając wraz z suknem, uderzały mnie boleśnie. Obudziłem się w zimnym pokoju, skulony na podłodze obok wystygłego kominka. Zegar bił właśnie trzecią, a na dworze buczały syreny.