118 119

Chętnie, odparła, pod warunkiem, że pójdziemy gdzieś, gdzie nie ma telewizora. Oboje parsknęliśmy śmiechem. Ale to nie był żart. Bez przesady mogę stwierdzić, że kiedy poznałem Sue, sport był całym moim życiem. Tak już jest ze sportem. Jeśli człowiek chce, może całkiem się pogrążyć i nie mieć czasu na nic więcej. Codziennie biegałem. Trenowałem do maratonu, trenowałem swoją drużynę i jeździłem z nią na mecze, oglądałem rozgrywki w telewizji, ćwiczyłem w sali gimanstycznej.

Z drugiej strony, byłem samotny, a Sue bardzo pociągająca. Od początku poświęcała mi wiele uwagi, kiedy tego potrzebowałem, a jednocześnie nie przeszkadzała robić tego, co chciałem czy musiałem. Miała syna, Tima, sześciolatka. Jego też bardzo lubiłem. Były mąż Sue mieszkał w innym stanie, rzadko odwiedzał chłopca, więc prędko się zaprzyjaźniłem z małym. Widziałem, jak bardzo potrzebuje ojca.

Po roku wzięliśmy ślub, ale wkrótce coś się zaczęło psuć. Sue narzekała, że nie zwracam uwagi ani na nią, ani na Tima, że wciąż mnie nie ma, a jeśli już siedzę w domu, to tylko przed telwizorem. Ja mówiłem, że bokiem mi wyłazi to jej wieczne utyskiwanie, że przecież widziała, kogo bierze. Skoro jej się nie podoba, droga wolna. Niemal bez przerwy wściekałem się na Sue, za to na Tima nigdy, on po prostu nie mógłby mnie rozzłościć; widziałem też, jak mały cierpi podczas naszych awantur. Chociaż wtedy bym się do tego nie przyznał, Sue miała racją. Unikałem i jej, i Tima. Dzięki sportowi miałem co robić, miałem o czym mówić i myśleć; sport był bezpieczny i wygodny. W mojej rodzinie, jeśli chcieliśmy porozmawiać z ojcem, ściągnąć jego uwagę, poruszaliśmy wyłącznie tematy sportowe. Niewiele więcej wiedziałem o byciu mężczyzną.

Właściwie dojrzeliśmy z Sue do rozstania, tak często się kłóciliśmy. Im mocniej naciskała, tym bardziej ją „wyciszałem", uciekałem do biegania, do futbolu. Pewnej niedzieli, podczas dogrywki meczu Miami Dolphins — Oakland Raiders, zadzwonił telefon. Sue poszła gdzieś z Timem; pamiętam, jak się zirytowałem, że muszę wstać i odejść od telewizora. Dzwonił mój brat z wiadomością, że ojciec miał atak serca, nie żyje.

Na pogrzeb pojechałem bez Sue. Po tych wszystkich awanturach nie chciałem jej zabierać, i dobrze zrobiłem. Powrót do rodzinnego miasta zmienił całe moje życie. Oto byłem tam, na pogrzebie ojca, z którym nigdy nie potrafiłem się dogadać, bliski drugiego rozwodu, bo z żoną też nie umiałem znaleźć wspólnego języka. Czułem, że tak wiele tracę,

i nie rozumiałem, czemu mi się to wszystko przytrafia. Przecież byłem takim sympatycznym facetem, ciężko pracowałem, nigdy nikogo nie skrzywdziłem. Użalałem się nad sobą i czułem się strasznie samotny.

Z pogrzebu wracałem z najmłodszym bratem. Bez przerwy płakał. Powtarzał, że teraz już za późno, że już nie zbliży się z ojcem. W domu wszyscy rozmawiali o tacie, jak to po pogrzebie, żartobliwie wspomi­nali jego zamiłowanie do sportu i to, jak godzinami oglądał rozgrywki w telewizji. Mój szwagier, siląc się na dowcip, powiedział: — Wiecie, po raz pierwszy, odkąd pamiętam ten dom, nie gra telwizor i ojciec nie ogląda jakiegoś meczu. — Spojrzałem na brata, a on znowu się rgzpłakał, nie tyle ze smutkiem, ile z goryczą. Nagle pojąłem, co ojciec robił przez całe życie i robię ja sam. Podobnie jak on, nie dopuszczałem do siebie nikogo, nie pozwalałem, żeby ludzie mnie poznali, żeby ze mną rozmawiali. Tkwiłem w telewizyjnym pancerzu.

Zostawiliśmy wszystkich i pojechaliśmy z bratem nad jezioro. Prze­siedzieliśmy tam wiele godzin. Brat mówił o tym, jak długo czekał, żeby ojciec go zauważył, a ja słuchając, pierwszy raz zobaczyłem praw­dziwego siebie, zrozumiałem, jak bardzo przypominam ojca. Myślałem o Timie — on też stale czekał, niby smutny szczeniaczek, aż poświęcę mu trochę czasu i uwagi, a ja byłem zbyt zajęty i dla niego, i dla jego mamy.

Podczas lotu powrotnego rozmyślałem, co bym chciał, żeby ludzie o mnie mówili, kiedy umrę, i to mi pomogło podjąć właściwą decyzję.

Porozmawiałem szczerze z Sue, być może po raz pierwszy w życiu. Popłakaliśmy razem, a potem zawołaliśmy Tima, i on też z nami płakał.

Później przez jakiś czas było po prostu cudownie. Wspólnie spędzaliśmy czas, zabieraliśmy Tima na wycieczki rowerowe i pikniki. Chodziliśmy na przyjęcia i zapraszali gości do nas. Trudno mi było całkiem machnąć ręką na sport, ale musiałem, przynajmniej chwilowo, żeby spojrzeć na to wszystko z perspektywy. Naprawdę chciałem się zbliżyć z tymi, których kochałem, żeby po mojej śmierci nie czuli się tak jak my po śmierci ojca.

Ale dla Sue taki układ okazał się trudniejszy niż dla mnie. Po paru miesiącach oznajmiła, że zamierza w weekendy pracować na pół etatu. Nie mogłem uwierzyć. Przecież weekendy mieliśmy spędzać razem. Teraz sytuacja się odwróciła: to Sue ode mnie uciekała! Zdecydowaliś­my się poszukać pomocy.

Podczas sesji z terapeutą Sue przyznała, że nasza bliskość do-

118

119


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
118, 119
118 119 407 pol ed02 2005
118 119
118 i 119, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
118 119
highwaycode pol a2 rower i motor (str 118 119)
118, 119
118 119
118 119
118 119 308blsw pol ed02 2008
118 119 807 pol ed01 2009
118, 119
człowiek z kamerą 5 (strony 118 119)
Lekcje 118,119,120