Ef


William Barclay

LIST
DO EFEZJAN

Poznań 2002


Tłumaczyła: Ruth Kowalczuk

Wydanie poprzednie ukazało się nakładem

Wydawnictwa „Słowo Prawdy” w 1981 r.

Redakcja: Adam Ciorga


WPROWADZENIE DO LISTU DO EFEZJAN

Najwspanialszy list

List do Efezjan został nazwany „Królową Listów Apostolskich”. Wielu biblistów uważa go za szczytowe osiągnięcie nowotestamentowej myśli. Coleridge nazwał go „boskim dziełem napisanym przez człowieka” i podkreślił, że „zostały w nim zawarte nie tylko koncepcje i doktryny wyłącznie chrześcijańskie ale także i te, które są wspólne dla chrześcijaństwa i dla objawienia ogólnego.” Wśród listów Apostoła Pawła List do Efezjan zajmuje szczególne miejsce.

Istnieją jednak sprawy związane z tym Listem, które nie są całkowicie oczywiste i wymagają wyjaśnienia. Wątpliwości te nie powstały jedynie w umysłach uczonych teologów, lecz nasuwają się każdemu uważnemu czytelnikowi. Kiedy uporamy się z tymi problemami, List do Efezjan stanie się dla nas jeszcze wspanialszym, pełnym jasności przesłaniem.

Okoliczności powstania listu

Zanim zajmiemy się problemami dyskusyjnymi ustalmy fakty bezsporne. Po pierwsze, List do Efezjan został napisany w czasie, kiedy Ap. Paweł przebywał w więzieniu. Nazywa siebie „więźniem Chrystusa” (Ef 3,1), napomina adresatów jako „więzień w Panu” (Ef 4,1) i mówi o sobie, że jest „sprawującym poselstwo w więzach” (Ef 6,20). A więc, ponad, wszelką wątpliwość, List był pisany w czasie pobytu Apostoła Pawła w więzieniu i to pod koniec tego okresu.

Po drugie, List posiada wiele powiązań z Listem do Kolosan. Możliwe, że doręczycielem obu listów był Tychikus. W Liście do Kolosan Ap. Paweł nadmienia, że „wszystko co mnie dotyczy opowie wam Tychikus” (Kol 4,7). W Liście do Efezjan znajdujemy taką samą wzmiankę (Efez. 6, 21). Uderzające jest również podobieństwo obu Listów pod względem treści. Ponad 55 wersetów w obu Listach brzmi identycznie. Możliwe, że jak utrzymuje Coleridge, List do Kolosan jest rozwinięciem Listu do Efezjan, albo też List do Efezjan - jest niejako ukoronowaniem myśli zawartych w Liście do Kolosan. W dalszym ciągu naszych rozważań zobaczymy, że właśnie to podobieństwo stanowi klucz do zrozumienia szczególnego miejsca Listu do Efezjan wśród wszystkich Listów Apostoła Pawła.

Sprawy niejasne

Istnieje absolutna pewność co do tego, że List do Efezjan został napisany w czasie, kiedy Ap. Paweł był więziony za wiarę, oraz że jest bardzo podobny do Listu do Kolosan. Niejasności pojawiają się przy ustaleniu rzeczywistego adresata Listu do Efezjan.

W czasach starożytnych listy były pisane na zwojach papirusu. Ukończony list zwijano w rulon i związywano sznurkiem. W przypadku listów ściśle prywatnych lub bardzo ważnych, węzły sznurka opatrywano pieczęcią. Listy te były rzadko opatrywane adresami, z tej prostej przyczyny, że nie działał wtedy żaden system pocztowy dostępny przeciętnym cywilom. Istniała wprawdzie poczta rządowa, ale zajmowała się tylko urzędową korespondencją cesarstwa. Listy doręczane były adresatowi osobiście do rąk własnych i dlatego nie było potrzeby umieszczania na nich adresów. Z tych powodów, nagłówki listów zawartych w Nowym Testamencie mogły nie być oryginalną częścią listów; mogły zostać umieszczone później, kiedy je zebrano i przepisano w całości z przeznaczeniem do czytania w całym Kościele.

Dokładne przestudiowanie Listów do Efezjan nastręcza uzasadnione wątpliwości co do tego, że adresatem Listu był zbór w Efezie. Składa się na to szereg przesłanek wewnątrz samego Listu.

a) List pisany był do pogan. Adresatami byli poganie w ciele, nazywani nieobrzezanymi..., byliście w tym czasie bez Chrystusa, dalecy od społeczności izraelskiej i obcy przymierzom zawierającym obietnicę” (Ef 2,11-12). Ap. Paweł napomina ich, żeby „już więcej nie postępowali jak poganie” (Ef 4,17). Fakt, że ci, do których była kierowana treść Listu, byli poganami, nie oznacza sam przez się, że List nie mógł być napisany do Efezjan. Warto jednak wziąć to pod uwagę.

b) List do Efezjan jest listem najmniej osobistym z wszystkich, jakie Ap. Paweł napisał. Nie zawiera żadnych osobistych pozdrowień, ani osobistych wzmianek, które tak często pojawiają się w innych jego listach. Dziwi nas to tym bardziej, kiedy przypomnimy sobie, że Ap. Paweł przebywał w Efezie dłużej, niż w innych miastach, w każdym razie nie krócej niż 3 lata (Dz 20,31). Opisane w Dziejach Apostolskich pożegnanie Ap. Pawła ze starszymi zboru w Efezie przed wyjazdem w jego ostatnią podróż misyjną, świadczy o bliskiej i bardzo osobistej więzi uczuciowej Ap. Pawła z tym zborem (Dz 20,17-35).

Czytając ten urywek trudno jest uwierzyć, że Ap. Paweł wysłałby do Efezjan list tak bardzo pozbawiony wszelkich osobistych akcentów.

c) Ponadto, List wskazuje na to, że Ap. Paweł i ci, do których pisał, nie znali się osobiście, a to, co o sobie wiedzieli, pochodziło „ze słyszenia”. W pierwszym rozdziale Listu Ap. Paweł pisze: „odkąd usłyszałem o wierze waszej w Jezusa Chrystusa” (1,l5). O wierności tych, do których się zwracał dowiedział się więc pośrednio. Dalej pisze, „zapewne słyszeliście o darze łaski Bożej, która mi została dana dla waszego dobra” (3,2), co można sparafrazować następująco: słyszeliście na pewno, że Bóg powierzył mi szczególne zadanie oraz godność apostoła wśród pogan, takich, jak wy”. Wynikałoby z tego, że zbór, który był adresatem Listu, znał Ap. Pawła jako apostoła pogan na podstawie tego, co o nim słyszał, a nie z osobistych kontaktów. Przytoczone wyżej fragmenty Listu nie zgadzają się z tym, co wiemy o osobistej i serdecznej więzi Ap. Pawła ze zborem w Efezie.

Istnieje jeszcze jeden fakt, tym razem poza treścią Listu, który jest niepodważalny. Mianowicie, żaden z pierwotnych manuskryptów greckiego Nowego Testamentu nie zawiera wyrażenia „w Efezie” w pierwszym wersecie pierwszego rozdziału tego Listu. We wszystkich manuskryptach werset ten brzmi następująco: „Paweł, ... do świętych i wierzących w Chrystusa Jezusa”. Z uwag i komentarzy pierwszych greckich Ojców Kościoła wynika, że ten werset był im znany właśnie w takiej formie.

Czy Apostoł Paweł był autorem listu?

Są bibliści, którzy posunęli się jeszcze dalej w wyszukiwaniu niejasności w Liście do Efezjan. Wysunęli wątpliwości czy w ogóle Ap. Paweł był autorem Listu. Skąd powstała ta wątpliwość?

Zdaniem niektórych biblistów słownictwo Listu różni się od tego, jakim Ap. Paweł posługiwał się w większości swoich tekstów. Prawdą jest, że w Liście do Efezjan znajduje się około 70 słów, których nie spotykamy w żadnym innym Liście pisanym przez Ap. Pawła. Należy jednak pamiętać, że właśnie w tym Liście pisze on o sprawach, o których nie pisał nigdy przedtem. Nowe obszary jego myśli wymagały nowych wyrażeń. Byłyby rzeczą śmieszną przypuszczać, żeby ktoś o takim umyśle jak Paweł zawsze operował tym samym zakresem słów, nigdy go nie poszerzał i zawsze wyrażał się w ten sam sposób.

Wysuwa się też argument, że styl Listu nie jest stylem Ap. Pawła. Rzeczywiście, nawet w przekładzie angielskim, nie mówiąc już o greckim widać, że styl Listu do Efezjan różni się od stylu innych Listów Ap. Pawła. Były one pisane w odniesieniu do konkretnej sytuacji zaistniałej w danych zborach. Natomiast List do Efezjan, jak wyraził to A. H. M'Neile, jest „traktatem teologicznym, albo raczej rodzajem rozmyślań religijnych”. Moffat tak pisze o stylistyce Ap. Pawła: „Ogólnie mówiąc, język Pawła płynie jak rwący potok; ale w Liście do Efezjan jest on podobny do powolnego strumienia płynącego wzdłuż wysokich brzegów”. Zadziwiająca jest długość zdań w tym Liście. W języku greckim wersety 1,3-14; 15-23; 2,1-9; 3,1-7 stanowią jedno długie, meandryczne zdanie. M'Neile ma rację, kiedy nazywa List do Efezjan „poematem pisanym prozą”. Wszystko to jest bardzo niepodobne do normalnego stylu Ap. Pawła.

Jak wytłumaczyć ten fakt? Jest rzeczą ogólnie znaną, że żaden wielki pisarz nie posługuje się zawsze tym samym stylem. Np. każde z wielkich dzieł Szekspira, takie jak „Hamlet”, „Sen nocy letniej”, czy „Poskromienie złośnicy” posiada własny, odrębny styl. Każdy wielki stylista dobiera odpowiedni styl w zależności od założonego celu, konkretnych okoliczności i czasu. Ap. Paweł był wielkim stylistą i dlatego błędem jest mniemanie, że nie on jest autorem Listu do Efezjan tylko dlatego, że zastosował w nim nowe słownictwo i nowy styl.

Należy również pamiętać, w jakich okolicznościach Ap. Paweł pisał większość swoich listów. Było to w samym środku działania, podczas intensywnych przedsięwzięć misyjnych, przeważnie w drodze. Pisał je zawsze w związku z jakąś konkretną, zaistniałą sytuacją, lub sprawą, którą trzeba było się zająć, a czas poświęcony na pisanie musiał być wyrwany z bardzo aktywnego życia. Kiedy przebywał w więzieniu, sytuacja była zupełnie inna. Miał bardzo dużo czasu. Czy można więc się dziwić, że styl Listu do Efezjan pisanego właśnie podczas pobytu w więzieniu jest inny, niż styl poprzednich listów?

Warto też zwrócić uwagę, że ta odmienność stylistyczna, te elementy medytacji i poezji najwyraźniej występują w trzech pierwszych rozdziałach, które są jedną, długą modlitwą, zakończoną doksologią, czyli oddaniem Bogu czci i chwały.

Rzeczywiście, w żadnym z listów Ap. Pawła nie występują podobne środki wyrazu. Jest to język modlitwy lirycznej, a nie język argumentacji, polemiki, czy napominania. Różnice, o których mowa, nie mogą jednak stanowić dostatecznego dowodu na to, że List do Efezjan nie był napisany przez Ap. Pawła.

Myśl przewodnia Listu do Efezjan

Niektórzy bibliści podtrzymują opinię, że myśl przewodnia Listu do Efezjan wykracza daleko poza treść wszystkich pozostałych Listów Ap. Pawła. Była już mowa o dużym podobieństwie Listów do Kolosan i do Efezjan. Centralną myślą Listu do Kolosan jest pełnia i wszechwystarczalność Jezusa Chrystusa. W Chrystusie „są ukryte wszystkie skarby mądrości i poznania” (Kol 2,3), „w Nim mieszka cieleśnie cała pełnia boskości” (Kol 2,9), „w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów” (Kol 1,14). Cała treść Listu do Kolosan opiera się na tej myśli, a treść Listu do Efezjan jest jej rozwinięciem. Streszcza się ona w dwóch wersetach pierwszego rozdziału, gdzie Ap. Paweł mówi o Bogu, który „oznajmiwszy nam według upodobania swego, którym go uprzednio obdarzył, tajemnicę woli swojej, aby z nastaniem pełni czasów wykonać ją i w Chrystusie połączyć w jedną całość wszystko to, co jest na niebiosach i to, co jest na ziemi w nim” (Ef 1,9-10).

Myśl przewodnią Listu do Efezjan można streścić następująco: połączenie i pojednanie wszystkiego jest w Jezusie Chrystusie. Bez Niego nie ma we wszechświecie jedności i harmonii; jest podział i rozdźwięk, panuje tzw. prawo kłów i pazurów. Człowiek pogwałcił porządek natury i stał się jej wrogiem, doprowadził do podziałów klasowych, rasowych, ideologicznych i narodowych. W naturze ludzkiej panuje również wewnętrzne rozdarcie. W każdym człowieku rozgrywa się walka; jakby wojna domowa: jest rozdarty między pragnieniem dobra, a dążeniem do zła, nienawiścią do grzechu i równocześnie upodobaniem grzechu. Zgodnie z grecką i żydowską myślą współczesną Ap. Pawłowi, to rozdarcie sięga także sfer pozaziemskich, odbywa się walka między siłami dobra i siłami zła, między Bogiem i demonami. Najtragiczniejszy jest rozdźwięk między Bogiem a człowiekiem. Człowiek, który został stworzony aby żyć w społeczności z Bogiem, odwrócił się od Niego i poszedł swoją drogą.

I tak w świecie bez Chrystusa panują rozdźwięk i rozdarcie, których nie było w zamierzeniach Stworzyciela. Jedność i harmonia mogą powrócić jedynie wtedy, kiedy wszystko zostanie połączone w Jezusie Chrystusie.

Źródła i przesłanki myśli przewodniej

W jaki sposób Ap. Paweł doszedł do tej wielkiej koncepcji pojednania wszystkiego w Jezusie Chrystusie? Można przypuszczać, że myśl jego szła dwiema drogami. Przede wszystkim, była naturalnym i konsekwentnym rozwiązaniem jego przekonania o wszechwystarczalności Jezusa Chrystusa przedstawionego tak wyraźnie w Liście do Kolosan.

Być może, były jeszcze inne przesłanki, które na zasadzie skojarzeń ukierunkowały jego tok myślenia. Ap. Paweł był obywatelem rzymskim i uważał to za przywilej. W czasie swoich podróży zwiedził sporą część Cesarstwa Rzymskiego, a teraz był w Rzymie, w samym sercu Cesarstwa. Imperium Rzymskie stanowiło przykład szczególnego rodzaju jedności. Poznał też Pax Romana, czyli Pokój Rzymski. Królestwa, państwa i kraje, które kiedyś prowadziły między sobą wojny, zostały pogodzone i połączone w ramach jednego organizmu państwowego, jakim było Rzymskie Imperium. Możliwe, że przebywając w więzieniu w Rzymie rozmyślał nad tym co widział wokół siebie, jak wszystko w doskonały sposób koncentrowało się w stolicy Cesarstwa, a patrząc nowymi oczami, przez pryzmat wielkości i wszechwystarczalności Jezusa, doszedł drogą analogii do tej myśli, że jeśli podzielony i rozdarty świat ma kiedykolwiek dojść do pojednania, to wszystko musi się skoncentrować w Chrystusie. Widzimy tutaj, że na źródło tej wielkiej koncepcji Ap. Pawła składały się również jego przemyślenia, doświadczenia i obserwacje.

Funkcja Kościoła

W pierwszych trzech rozdziałach Listu Ap. Paweł rozwija koncepcję Jedności w Chrystusie; w trzech następnych pisze o roli Kościoła w Bożym planie przywrócenia tej jedności. Zostaje tutaj sformułowana jedna z największych prawd chrześcijaństwa. Kościół jest ciałem Chrystusa. Kościół ma być rękami, które wykonują Jego dzieło, stopami, które pójdą w Jego sprawach, oraz ustami, które głoszą Jego Ewangelię. List do Efezjan zawiera więc podwójną tezę. Chrystus jest Bożym narzędziem pojednania; Kościół zaś jest narzędziem pojednania w ręku Chrystusa. Zadaniem Kościoła jest przybliżyć światu Chrystusa. Właśnie Kościół powinien być tym miejscem, gdzie zostają zburzone wszystkie mury i bariery dzielące ludzi. Właśnie poprzez Kościół musi się dokonać pojednanie. E. F. Scott pisze: „Istotą i celem Kościoła jest powszechne pojednanie, to pojednanie, dla którego Chrystus przyszedł na świat. Chrześcijanie powinni we wzajemnych stosunkach urzeczywistniać tę ideę leżącą u podstaw istnienia Kościoła”.

Autorstwo listu

Jak zostało to już zaznaczone, niektórzy bibliści analizując słownictwo, styl i myśl przewodnią Listu do Efezjan, wysuwają pytanie, czy rzeczywiście Ap. Paweł był autorem tego Listu. Amerykański biblista, E. J. Goodspeed, przedstawił ciekawą, lecz mało przekonywującą teorię. Istnieje przypuszczenie, że właśnie Efez był tym miejscem, gdzie około 90 r. pierwszy raz zostały zebrane Listy Ap. Pawła i rozesłane do czytania w całym Kościele. Według teorii Goodspeed'a jeden z uczniów Ap. Pawła, który był odpowiedzialny za ten zbór mógł napisać List do Efezjan, jako wstęp do całości. Teoria ta jednak nie wytrzymuje próby jednego, oczywistego faktu, a mianowicie, że każde naśladownictwo jest gorsze od oryginału. List do Efezjan nie tylko nie jest gorszy od innych Listów, ale jest uważany za największy z wszystkich Listów Ap. Pawła. Jeżeli Ap. Paweł nie był autorem tego Listu, to należałoby przyjąć, że był nim ktoś większy od Ap. Pawła. Pytamy więc za E. F. Scottem: czy można uwierzyć, że w czasach Ap. Pawła istniał w Kościele jakiś nieznany nauczyciel o takich walorach ducha i umysłu, jak Ap. Paweł? Musimy więc przyznać, i to z całą pewnością, że ten wspaniały List, jako największe dokonanie Ap. Pawła w tej dziedzinie nie mógł być napisany przez nikogo innego. Nigdy i nikomu nie była dana wspanialsza wizja Chrystusa, niż ta, która ukazuje, jak w Nim, wszystko, co było rozdarte sprzecznościami zostaje pojednane i połączone w jedno. Nikt też nie posiadał większej wizji Kościoła, jako Bożego narzędzia w dziele powszechnego pojednania. Wolno nam więc także przyjąć i wierzyć, że nikt prócz Ap. Pawła nie mógł wznieść się na wyżyny takiej wizji.

Do kogo był pisany List do Efezjan?

W tym miejscu musimy wrócić do problemu zasygnalizowanego na początku naszego wstępu. Jeżeli List do Efezjan nie był pisany do zboru w Efezie, to jaki zbór miał być adresatem Listu?

Najwcześniejsze sugestie wymieniały zbór w Laodycei jako ewentualnego adresata. W Liście do Kolosan (4,16) Ap. Paweł pisze: „A gdy ten list będzie u was odczytany, postarajcie się o to, aby został odczytany także w zborze Laodycejczyków, a ten, który jest w Laodycei i wy też przeczytajcie”. To zdanie utwierdza nas w przekonaniu, że istniał list napisany przez Ap. Pawła do zboru w Laodycei. Nie znajdujemy go jednak w zbiorze Listów Pawłowych. Jednym z pierwszych, którzy zebrali Listy Ap. Pawła w połowie II w. był Marcjon. Właśnie on zatytułował List do Efezjan, jako List do Laodycejczyków. W ten sposób, od wczesnych wieków musiało istnieć w Kościele odczucie, że List do Efezjan był najpierw wysłany do Laodycei.

Jeśli nawet przyjmiemy tę interesującą skądinąd sugestię, to pozostaje jeszcze do wyjaśnienia zagadka, w jaki sposób i dlaczego list ten stracił swój adres Laodycejski i zaczął być przypisywany zborowi w Efezie? Możliwe są dwie interpretacje.

Być może, po śmierci Ap. Pawła, zbór w Efezie wiedział, że Laodycejczycy są w posiadaniu cudownego Listu Pawłowego i zwrócił się do nich z prośbą o jego kopię. Taka kopia mogła być wysłana już bez pierwotnego adresu Laodycei. W pierwszym zdaniu Listu w miejscu, gdzie pierwotnie napisane „w Laodycei” pozostawiono puste miejsce. W zachowanych, najstarszych rękopisach Listu jest właśnie to puste miejsce. Około 30 lat później był kompletowany zbiór Listów Pawłowych. Na obszarze, na którym znajdowała się Laodycea występowały częste trzęsienia ziemi i mogło się zdarzyć, że uległy zniszczeniu wszystkie archiwa, a w czasie kompletacji zbioru jedyną kopią listu do Laodycejczyków była ta, która przetrwała w Efezie. List ten mógł być później znany jako List do Efezjan, ponieważ właśnie stamtąd pochodziła ta jedyna kopia.

Druga interpretacja została przedstawiona przez znanego niemieckiego biblistę, Harnack'a. Przypomina on, że zbór w Laodycei przeżywał w późniejszych latach okres upadku duchowego. W Księdze Objawienia, (3,14-22) znajdujemy bardzo smutny list do zboru w Laodycei, w którym Zmartwychwstały Chrystus potępia ten zbór tak mocno, że wypowiada ostre obrazowe zdanie: „Wypluję cię z ust moich” (Obj 3,16). W starożytnych czasach istniał zwyczaj zwany damnatio memoriale, czyli potępienie pamięci człowieka. Nazwiska osób, które oddały państwu jakieś wybitne usługi były zwykle umieszczane w księgach, w kronikach państwowych, tablicach pamiątkowych lub nagrobkach. Jeśli jednak dana osoba popełniła przed śmiercią jakiś haniebny czyn, jej pamięć została potępiona. W takim przypadku wymazywano jej nazwisko z wszystkich ksiąg i kronik, usuwano je z tablic i nagrobków. Harncak dopuszcza też możliwość, że za swój upadek, zbór w Laodycei poniósł karę damnatio memoriale i jego nazwa została wymazana z kronik chrześcijańskich. Gdyby tak było, to List do Laodycejczyków nie miałby żadnego tytułu ani adresu, a w czasie kompletowania zbioru umieszczono by na nim adres zboru w Efezie.

List obiegowy

Obie przytoczone wyżej interpretacje są możliwe do przyjęcia, ale istnieje jeszcze jedna, która jest najbardziej prawdopodobna. Uważamy, że List do Efezjan nie był w rzeczywistości pisany do żadnego konkretnego zboru, lecz był listem obiegowym pisanym do wszystkich zborów, które Ap. Paweł założył w Azji. Wróćmy jeszcze raz do Listu do Kolosan 4,l6: „a gdy ten list będzie u was odczytany, postarajcie się o to, aby został odczytany także w zborze Laodycejczyków, a ten, który jest w Laodycei i wy też przeczytajcie”. Ap. Paweł nie pisze, że Kolosańczycy mają przeczytać list do Laodycei; mają oni przeczytać list z Laodycei. To tak, jakby powiedział: „Jest w obiegu list. Obecnie jest czytany w Laodycei, postarajcie się, żebyście i wy mogli go przeczytać”. Wynikałoby z tego, że był list, który krążył po zborach azjatyckich i wierzymy, że był to List do Efezjan.

Zwróciliśmy uwagę na bliskie podobieństwo Listu do Efezjan do Listu do Kolosan. Uważamy, że Ap. Paweł pisał List do Kolosan w obliczu zaistniałej tam sytuacji, a mianowicie, pojawieniem się w tym zborze odstępstwa od nauki Chrystusowej. W liście tym Ap. Paweł sformułował wielką prawdę o wszechwystarczalności Chrystusa. Doszedł przy tym do wniosku, że należy tę prawdę przekazać wszystkim. Usunął więc z zawartości Listu do Kolosan wszystkie odniesienia lokalne, sytuacyjne i czasowe, rozwinął myśl przewodnią i w ten sposób powstał nowy List, do wszystkich wschodnich zborów, list, który głosił, że Chrystus jest wszechwystarczalny, że pojednanie świata i ludzi jest możliwe tylko w Chrystusie oraz że Kościół musi stać się narzędziem Chrystusa w tym powszechnym pojednaniu człowieka z człowiekiem i człowieka z Bogiem. Dlatego właśnie List do Efezjan został uznany za „Królową Listów”.

List do Efezjan

Treść Listu do Efezjan jest bardzo skondensowana. Myśl Autora jest wyrażona w długich, dość skomplikowanych zdaniach. Datego lepiej jest czytać go najpierw większymi partiami, następnie dzielić je na mniejsze odcinki przeznaczone do bardziej szczegółowych rozważań.

LIST DO EFEZJAN

Pozdrowienia dla Ludu Bożego (1,1-2)

Przedstawiając się na początku Listu Ap. Paweł pisze, że jest apostołem Chrystusa z woli Bożej. W tym wyznaniu ma na myśli dwie cechy, które posiada i które są przedmiotem jego chluby. Po pierwsze, jest apostołem Jezusa Chrystusa. Ten fakt miał dla niego potrójne znaczenie:

a) Oznaczał, że zarówno on sam, jak i całe jego życie jest własnością Chrystusa. Nie może więc dowolnie rozporządzać swoim życiem, lecz żyć tak, jak tego chce Jezus.

b) Został wysłany przez Jezusa. Wyraz apostolos pochodzi od czasownika apostellein, czyli wysyłać. Znajdujemy go w zdaniach, w których mowa o flotylli statków wysyłanych na wyprawę, lub o ambasadorze wysłanym przez rząd jego kraju. Apostolos oznacza więc człowieka wysłanego do wykonania specjalnego zadania. Chrześcijanin jest człowiekiem, który w ciągu całego swego życia uważa się za żołnierza do specjalnych poruczeń, wysłanego do spełnienia specjalnej misji, którą jest służenie Chrystusowi w tym świecie.

c) Wszelka moc, jaką posiada, jest mocą jemu powierzoną. Sanhedryn był żydowskim Sądem Najwyższym. W sprawach religii posiadał władzę nad każdym Żydem na całym świecie. Decyzja podjęta przez Sanhedryn była powierzana specjalnemu wysłannikowi - apostolos, żeby ten przekazał ją osobie, której dana decyzja dotyczyła, oraz żeby dopilnował jej wykonania. Wysłany z decyzją apostolos reprezentował Sanhedryn i miał za sobą jego autorytet. Chrześcijanin jest przedstawicielem Chrystusa w tym świecie, ale nie jest zdany na własne siły w spełnianiu powierzonego mu zadania; stoi za nim autorytet i moc Jezusa Chrystusa.

Po drugie Ap. Paweł wyznaje, że jest apostołem z woli Bożej. Ten fakt jest dla niego nie tyle powodem do dumy, ile powodem wielkiego zdumienia. Do końca swoich dni nie przestał się dziwić, że Bóg mógł wybrać dla swego dzieła takiego człowieka jak on.

„Że możesz mniemać o nas tak dobrze

Tak doskonałym będąc Bogiem,

Mój rozum lichy pojąć nie może;

Lecz w sercu płoną szczęścia zorze”

Wykonanie Bożego zadania nie powinno być dla chrześcijanina powodem pychy, lecz raczej powodem zdumienia, że Bóg uznał go godnym udziału w Jego dziele.

List rozpoczyna się od pozdrowienia. „Łaska wam i pokój...” Są to dwa wielkie słowa w języku wiary chrześcijańskiej. Słowo łaska zawiera dwa główne pojęcia. Grecki wyraz charis w języku teologicznym oznacza łaskę ale poza tym zawsze oznacza piękno, wdzięk. Życie chrześcijańskie powinno być synonimem piękna; w przeciwnym przypadku nie jest prawdziwym chrześcijaństwem. Drugim znaczeniem tego słowa jest cieszyć się niezasłużoną życzliwością, otrzymać dar, czyli coś, czego człowiek sam nie może sobie zapewnić, coś, na co nie może zapracować ani w żaden sposób zasłużyć. Spotykając się ze słowem łaska, pamiętajmy o pięknie chrześcijańskiego życia i o niezasłużonej hojności Bożego serca.

Greckie słowo oznaczające pokój brzmi ēirenē, a jego hebrajskim odpowiednikiem jest shalōm. Pojęcie shalōm oznaczało dla Izraelity więcej niż brak kłopotów. Zawierało ono w sobie wszystko, co przyczynia się do najwyższego dobra człowieka. Dla chrześcijanina pokój jest czymś zupełnie niezależnym od okoliczności zewnętrznych. Ludzie mogą żyć wygodnie, opływać w dostatki, posiadać najpiękniejsze domy i wysokie konta bankowe i równocześnie nie mieć pokoju. Może być i tak, że ktoś pozbawiony wszelkich dóbr i wygód umiera z głodu, jest więziony, lub nawet ginie na stosie, ale równocześnie posiada całkowity spokój wewnętrzny. Istnieje tylko jedno źródło pokoju w całym świecie, a jest nim czynienie woli Bożej. Kiedy robimy coś wbrew własnemu przekonaniu lub uchylamy się od czegoś co jest naszą powinnością, zawsze wtedy rodzi się w nas niepokój. Ale kiedy wykonujemy coś nawet bardzo dla nas trudnego, wbrew naszym chęciom, to dopóki jesteśmy przekonani, że postępujemy słusznie, odczuwamy wewnętrzne zadowolenie i spokój. „W Jego woli jest nasz pokój.”

Wybrani przez Boga (1,3-4)

W języku greckim cały długi odcinek od 3 do 14 wersetu jest jednym, długim zdaniem. Jest to nie tyle wywód logiczny, argumentacja, ile liryczny hymn pochwalny. Odbiera się wrażenie, jakby przed oczami duszy Autora przesuwały się jeden po drugim, wszystkie wspaniałe dary Boże i cuda Jego miłości. Aby lepiej zrozumieć ten odcinek, należy podzielić go na mniejsze fragmenty.

W cytowanym fragmencie Ap. Paweł zwraca się do chrześcijan, jako do ludzi wybranych przez Boga. W tym określeniu zawierają się trzy główne myśli. Pierwsza dotyczy samego faktu Bożego wyboru. Ap. Paweł nigdy nie mniemał o sobie, że to on wybrał swój udział w dziele Bożym. Zawsze był świadomy tego, że to Bóg go wybrał. Jezus powiedział do Uczniów: „nie wy mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem...” (J 15,16). Nie byłoby dobrze, gdyby człowiek wybierał Boga; to Bóg sam, w niepojętej miłości wybiera człowieka.

Druga myśl, to wspaniałomyślność i hojność Bożego wyboru. Bóg nas wybrał, żeby obdarzyć nas takim błogosławieństwem, jakie jest tylko w niebie. Są rzeczy, które człowiek może odkryć sam, ale są i takie, które są poza jego zasięgiem. Może sam zdobyć jakąś umiejętność, osiągnąć pozycję, zgromadzić pewną ilość dóbr doczesnych, ale własnymi siłami nie może osiągnąć dobroci albo spokoju ducha. Bóg nas wybrał aby obdarzyć nas tym, co tylko On jeden może sprawić.

W trzeciej myśli Ap. Pawła zawiera się pytanie: Jaki jest cel Bożego wyboru? Bóg wybrał nas, abyśmy byli święci i nienaganni. Święty, po grecku hagios, zawiera w sobie pojęcie inności i oddzielenia. Świątynia jest święta, ponieważ jest inna od reszty budowli. Duchowny jest święty, ponieważ jest inny od zwyczajnych ludzi. Sabat jest święty, ponieważ jest inny od reszty dni tygodnia. Tak więc Bóg wybrał chrześcijan, żeby byli inni od reszty ludzi. Jest to prawda, którą dzisiejszy Kościół niezbyt chętnie akceptuje. Chrześcijanin pierwszych wieków nigdy nie miał wątpliwości, że musi być inny od świata. W rzeczywistości był pewny, że powinien być na tyle inny, że może go to kosztować życie, a w najlepszym przypadku narazi się na nienawiść. Jest w dzisiejszym Kościele tendencja do zacierania różnic między Kościołem, a światem. Często słyszymy: „Jeśli prowadzisz życie uczciwe i porządne, możesz należeć do Kościoła i nazywać się chrześcijaninem. Nie musisz tak bardzo różnić się od innych.” A przecież chrześcijanin powinien być na tyle inny, żeby można go było w tym świecie łatwo rozpoznać.

Należy jednak pamiętać, że w tej „inności”, której żąda Jezus, nie chodzi o różnice, które w rezultacie prowadzą do wyjścia ze świata, trzeba być innym, żyjąc w świecie. Chrześcijanin powinien być rozpoznawalny w biurze, w szpitalu, w szkole, w fabryce - wszędzie. A ta inność polega na tym, że chrześcijanin postępuje nie tylko zgodnie z tym, co nakazują normy ludzkie, lecz według tego, czego wymaga od niego Chrystus. Nauczyciel, który jest chrześcijaninem, pracuje nie po to, aby tylko spełnić wymagania władz oświatowych, ale po to, aby wypełnić nakazy Jezusa, a to będzie na pewno oznaczało inny, szczególny stosunek do uczniów. Lekarz - chrześcijanin nigdy nie będzie uważał chorego za jeden z przypadków, ale zawsze będzie widział w nim człowieka i bliźniego. Chrześcijański pracodawca zrobi dla swoich pracowników o wiele więcej, niż zapewnienie możliwie najniższego wynagrodzenia i minimum w zakresie warunków pracy. Prawda jest taka, że gdyby wystarczająco duża ilość chrześcijan stała się hagios, czyli innymi ludźmi - mogliby zrewolucjonizować swoje społeczeństwo.

Wyraz nienaganny - greckie amōmos, było używane w związku ze składaniem ofiar w świątyni. Według żydowskiego prawa, zwierzę przeznaczone na ofiarę rytualną musiało być najpierw dokładnie sprawdzone i w przypadku stwierdzenia jakiejś wady lub braku, zostawało odrzucone. Tylko to, co najlepsze nadawało się na ofiarę dla Boga. Amōmos - nienaganny, oznacza, że cały człowiek, każda część jego życia, jego praca, wolny czas, sport, przyjemności, życie domowe, osobiste związki, powinny być takie, żeby można je ofiarować Bogu. Mówiąc, że chrześcijanin powinien być amōmos, oznacza, że musi odrzucić poprzestawanie na drugorzędnej jakości. Chrześcijańska norma jakości to nie mniej, niż doskonałość.

Boży plan (1,5-6)

Mówiąc o planie Bożym, o tym co Bóg czyni dla ludzi, Ap. Paweł posługuje się pojęciem synostwa. Bóg ustanowił nas, przyjął nas jako synów do swojej rodziny. Porównanie takie znajdujemy również w Listach do Rzymian (8,23) i Galacjan (4,5).

W czasach starożytnych, tam gdzie panowało prawodawstwo rzymskie, porównanie to miało jeszcze większe znaczenie, niż dziś. Obowiązujące prawo patria potestas - czyli władza ojcowska dawała ojcu absolutną władzę nad dziećmi i to w ciągu całego swego i ich życia. Dion Cassius pisze, że zgodnie z tym prawem, „ojciec mógł swojego syna uwięzić, wychłostać, zakuć w kajdany, zmusić do niewolniczej pracy na swoich dobrach, a nawet pozbawić życia. Władza ojcowska obejmowała syna nawet wtedy, gdy ten był dorosły, brał czynny udział w życiu politycznym, piastował wysokie stanowiska w urzędach, na przykład w magistracie, był poważany przez ogół społeczeństwa.” Jeśli ojciec miał osądzić syna, to oczywiście był zobowiązany zwołać wszystkich dorosłych mężczyzn w rodzinie na naradę, ale nie było to bezwzględnie konieczne. Istniały faktycznie przypadki, kiedy ojciec skazywał syna na śmierć. Kiedy Aulus Fulvius przyłączył się do spisku Katyliny, aresztowano go w drodze i sprowadzono do Rzymu. Ojciec skazał go na śmierć, a uczynił to na mocy przysługującego mu prawa i motywował swój wyrok tym, że „nie spłodził go dla Katyliny i przeciwko Rzymowi, lecz odwrotnie” (Sallust, Spisek Katyliny, 39).

Według prawa rzymskiego dziecko nie mogło posiadać żadnej własności. Każde dziedzictwo przekazane testamentem, każdy prezent stawały się własnością ojca. Ani wiek syna, ani jego pozycja nie miały na to wpływu. Syn całkowicie podlegał władzy ojca. W tych warunkach akt usynowienia był krokiem bardzo poważnym. Zdarzało się, choć może nie tak często, że adoptowano dzieci w celu zachowania ciągłości rodziny. Procedura adopcji rozpoczynała się od specjalnego obrządku. Przybrany ojciec rzucał na szalę wagi miedziane monety, a prawdziwy ojciec rzucając swoje miedziaki, symbolicznie odkupywał swojego syna. Przy trzecim rzucie transakcja była zawarta. Następnie adoptujący musiał udać się do pretora, to jest jednego z rzymskich urzędników i złożyć prośbę o adopcję. Dopiero po uzyskaniu urzędowej decyzji adopcja była ważna. Chłopiec, który został adoptowany nabywał wszystkie prawa prawdziwego syna i równocześnie tracił wszystkie prawa wynikające z przynależności do dawnej rodziny. W oczach prawa był on zupełnie nową osobą, na tyle nową, że nawet wszystkie długi zaciągnięte przez jego dawną rodzinę zostały w stosunku do niego umorzone.

Tak właśnie, mówi Ap. Paweł, Bóg uczynił z nami. Byliśmy całkowicie podlegli władzy grzechu i tego świata. Bóg, przez Jezusa Chrystusa wyrwał nas spod tej władzy i usynowił. Ta adopcja przekreśla przeszłość i czyni nas nowymi ludźmi.

Boży dar (1,7-8)

Ten krótki fragment zawiera trzy wielkie koncepcje wiary chrześcijańskiej.

1. Odkupienie. Zastosowany tutaj grecki wyraz apolutrōsis pochodzi od czasownika lutroun, który oznacza złożyć okup, wykupić, na przykład wykupić kogoś z niewoli, z niewolnictwa, lub nawet zapłacić za zwolnienie z wyroku śmierci. Lutroun stosowane było dla określenia wyprowadzenia narodu izraelskiego z niewoli egipskiej, jak i dla zsyłanego im przez Boga ratunku i pomocy w czasach klęsk i niedoli. W każdym z tych zastosowań chodzi o wyratowanie człowieka z sytuacji, z której nie może się wydostać własną mocą, zapłacenie kary pieniężnej, grzywny, której sam nigdy nie mógłby zapłacić.

Ap. Paweł chce tutaj przede wszystkim powiedzieć, że Bóg wybawił człowieka z sytuacji, z której on sam nie mógłby nigdy wybrnąć własnymi siłami. To właśnie przyniosło ludziom chrześcijaństwo. Najbardziej tragiczną cechą ówczesnego społeczeństwa było poczucie własnej niemocy. Wiedzieli, że życie, jakim żyją jest złe, ale wiedzieli również, że są bezsilni, żeby cokolwiek w nim zmienić.

Takie uczucie beznadziejności i frustracji dominuje w pismach Seneki. Opisuje ludzi przygniecionych świadomością własnej niemożności w najważniejszych dla nich dziedzinach życia. W poczuciu rozpaczy kochają swoje wady i słabości i jednocześnie je nienawidzą. Brak im jakiejś ręki, która by ich podniosła zniżając się do ich położenia. Najwięksi myśliciele świata pogańskiego zdawali sobie sprawę, że znaleźli się w matni, w uścisku własnej niemożności, z której nie ma wyjścia.

Właśnie to wyjście, to uwolnienie przyniósł Chrystus. Jest to prawda ciągle aktualna. Jezus może uwolnić człowieka od bezwolnego ulegania rzeczom, które go pociągają i jednocześnie napawają wstrętem. W uproszczeniu, można powiedzieć, że dzisiaj, tak samo, jak kiedyś, Jezus może ze złych ludzi uczynić ludzi dobrych.

2. Przebaczenie. Świat starożytny był nękany poczuciem winy. Można powiedzieć, że cały Stary Testament jest jakby rozwinięciem jednego zdania: „Każdy, kto grzeszy, umrze” (Ez 18,4). Ludzie byli świadomi swoich grzechów i żyli w ciągłym strachu przed swoim Bogiem, lub bogami. Często powtarza się opinię, że starożytnym Grekom było obce pojęcie grzechu. Tak jednak nie było. „Człowiek”, mówił Hezjod, „znajduje upodobanie w pielęgnowaniu swojej własnej zguby”. Wszystkie sztuki Ajschylosa zbudowane są na jednej myśli: „Kto czyni zło, zapłaci za to cierpieniem”. Winny popełnienia złego czynu był ścigany przez Nemesis i to, że zostanie ukarany, było tak pewne, jak pewne jest, że po dniu nastąpi noc. William Szekspir w Ryszardzie III pisze:

„Moje sumienie tysiąc ma języków,

A każdy język inną prawi powieść,

A każda powieść nędznikiem mnie

świadczy,”

(Akt V sc. III. tł. L. ULRICH)

Jeśli nawet ludzie nie wiedzieli wiele, to poczucie winy i strach przed Bogiem były im dobrze znane. Jezus zmienił to wszystko. Uczył ludzi nie o nienawiści i zemście, lecz o miłości Bożej. Przez przyjście Jezusa na ten świat ludzie nawet grzeszni mogli poznać miłość Bożą.

3. Mądrość i roztropność, po grecku sophia i phronēsis. Posiadanie obu tych cech oznaczało dobre przygotowanie do życia. Arystoteles definiował wyraz sophia jako wiedzę o rzeczach najcenniejszych. Cycero określał go jako znajomość rzeczy ludzkich i boskich.

Wyraz sophia kojarzył się z umysłem poszukującym, odpowiedzią na odwieczne problemy życia i śmierci, Boga i człowieka, czasu i wieczności.

Słowo phronēsis u Arystotelesa oznaczało wiedzę o sprawach ludzkich i o tych, które wymagały zaplanowania. Plutarch uważał phronēsis za równoznaczne z praktyczną znajomością spraw nas dotyczących. Cycero definiował je, jako wiedzę o rzeczach do których należy dążyć, lub takich, których trzeba unikać. Dla Platona była to dyspozycja umysłu rozróżniająca, co należy, a czego nie należy czynić. Reasumując, phronēsis to roztropność, dzięki której człowiek potrafi rozwiązywać praktyczne problemy codziennego życia.

Ap. Paweł twierdzi, że w Jezusie otrzymujemy zarówno wiedzę intelektualną dla zaspokojenia naszych potrzeb intelektualnych (sophia), jak i wiedzę praktyczną (phronēsis), która pozwala nam radzić sobie z problemami egzystencji i życia codziennego. W ten sposób osobowość chrześcijanina może być pełna i zrównoważona. Są ludzie, którzy radzą sobie doskonale i z łatwością w sprawach filozofii i teologii, ale w obliczu zwykłych codziennych spraw czują się bezradni. Są też i tacy, którzy tak bardzo angażują się w sprawy dnia powszedniego, że nie zostaje im czasu na zajmowanie się problemami wieczności. W świetle daru mądrości i roztropności, jakie daje nam Bóg w Jezusie Chrystusie, oba przedstawione wyżej typy osobowości są niepełne i niedoskonałe. Jezus Chrystus przynosi nam rozwiązanie zarówno problemów wiecznych, doczesnych, jak i problemów czasu, w którym żyjemy.

Cel historii (1,9-10)

Dopiero w tym fragmencie Ap. Paweł wprowadza główny temat Listu. Słowo tajemnica posiada w Nowym Testamencie specjalne znaczenie. Nie chodzi tu o coś tajemniczego, trudnego do zrozumienia, lecz o sprawę, która była długo trzymana w tajemnicy i teraz została podana do wiadomości, ale dla osoby, która nie jest wprowadzona w jej znaczenie nie jest jeszcze zrozumiała. Posłużmy się przykładem. Przypuśćmy, że osoba, która nic nie wiedziała o chrześcijaństwie została zaproszona na nabożeństwo połączone z Komunią, czyli Wieczerzą Pańską. Nie rozumiałaby w ogóle o co chodzi. Ale dla kogoś, kto wie, czym była Ostatnia Wieczerza i jakie miała znaczenie, całe nabożeństwo byłoby zrozumiałe.

Tak więc, w znaczeniu nowotestamentowym, tajemnicą jest to, co jest zakryte dla pogan, a zrozumiałe dla chrześcijan.

Czym była dla Ap. Pawła tajemnica woli Bożej? Było nią otwarcie Ewangelii dla pogan. W Jezusie Bóg objawił, że Jego miłość i troska, Jego łaska i litość nie są tylko dla Żydów, ale dla całego świata.

W kilku słowach wersetu 10, Ap. Paweł streszcza swoją wielką koncepcję. Dotychczas ludzie żyli w świecie podzielonym i pełnym antagonizmów, między ludźmi i zwierzętami, między Żydami i poganami, między Grekami i nie Grekami etc. Jezus przyszedł na świat, aby zburzyć podziały i zlikwidować antagonizmy. Dla Ap. Pawła to była właśnie tajemnica Boża. Leżało to w Bożych zamierzeniach, żeby wszystkie wrogie i zwalczające się strony zostały pojednane w Chrystusie.

Jest tutaj jeszcze inna, wielka myśl. Ap. Paweł mówi, że cała historia jest wypełnieniem się Bożych zamierzeń. Całe wieki przygotowywały ten dzień pojednania. Pojęcie przygotowania wyraził Paweł greckim słowem oikonomia, co dosłownie znaczy zarządzanie gospodarstwem. Oikonomos był zarządcą majątku i spraw rodziny. W przekonaniu chrześcijan historia jest wypełnieniem się woli Bożej. Nie dostrzega tego jednak wielu historyków i myślicieli. W jednym ze swoich epigramatów Oscar Wilde napisał: „Dajcie dzieciom kalendarz przestępstw w Europie i powiedzcie, że to jest historia.” W swoim wstępie do Historii Europy H. A. L. Fischer pisze: „Ludzie mądrzejsi i bardziej uczeni ode mnie dostrzegli w historii wątek, rytm i jakąś z góry ustaloną prawidłowość. Ja nie potrafię wysnuć takich wniosków z historii. Widzę w niej tylko klęski i nieszczęścia powracające i następujące jedne po drugich jak morskie fale. Historyk powinien umieć dostrzec w ludzkich losach grę przypadków i niemożliwość przewidywania czegokolwiek.” Andrê Maurois pisze: „wszechświat jest obojętny. Kto go stworzył? Dlaczego znaleźliśmy się tutaj na tej śmiesznej kupie błota szybującej w nieskończoność? - Nie mam najmniejszego pojęcia i jestem przekonany, że nikt tego nie wie.”

Żyjemy w epoce, w której ludzie utracili wiarę w cel istnienia naszego świata. Ale chrześcijanin wierzy, że w istnieniu świata, w jego historii wykonuje się plan Boży. Ap. Paweł jest przekonany, że celem tego planu jest nadejście takiego dnia, kiedy całe stworzenie stanie się jedną rodziną w Chrystusie. Dopóki Jezus nie przyszedł na świat, tajemnica ta nie była objawiona; ale teraz, zadaniem Kościoła jest urzeczywistnienie zamierzenia Bożego, urzeczywistnienie pojednania w Chrystusie.

Żyd i poganin (1,1-14)

W tym fragmencie Ap. Paweł daje pierwszy przykład nowej jedności, którą przynosi Chrystus. W wersecie 11 mówi o swoim własnym narodzie, o Żydach. Werset 13 odnosi się do pogan, do których się zwraca, kiedy pisze: „w nim i wy, którzy usłyszeliście słowo prawdy”. Kiedy w następnym zdaniu (w. 14) pisze „który jest rękojmią dziedzictwa naszego”, ma na myśli i Żydów i pogan.

Żydzi, mówi Paweł, mieli również i swój udział w planie Bożym. Byli narodem, który pierwszy miał uwierzyć w przyjście Pomazańca Bożego. Cała ich historia była oczekiwaniem na przyjście Mesjasza. Główny ich udział w Bożym planie polegał na tym, że Mesjasz miał być wybrany właśnie spośród tego narodu.

Wielki ekonomista Adam Smith dowodził, że u podstaw wszelkich form życia społecznego leży społeczny podział pracy. Rozwój może nastąpić tylko wtedy, kiedy każdy wykonuje przydzieloną mu pracę, a efekty wszystkich prac zebrane razem tworzą wspólne dobro. Np. szewc robi buty, piekarz piecze chleb, krawiec szyje ubrania; jeśli każdy ma swoją pracę i wykonuje ją efektywnie, powstaje wspólne dobro dla całego społeczeństwa. Podobnie rzecz się ma z całymi narodami. Każdy naród ma swój udział w Bożym porządku spraw. Grecy nauczyli innych piękna myśli i formy; Rzymianie wypracowali system prawa i wiedzę o rządzeniu państwem; Żydzi mieli religię, która przyciągała inne narody, a ich samych przygotowała do wydania spośród siebie Mesjasza.

W swoim planie Bóg przygotowywał również inne narody do przyjęcia chrześcijaństwa, ale wielkim przywilejem Żydów było to, że oni pierwsi mieli doczekać się przyjścia Pomazańca Bożego na ziemię.

W wersecie 13 Ap. Paweł zwraca się do pogan. Mówi, że najpierw „usłyszeli słowo”. Po pierwsze było to „słowo prawdy”, prawdy o Bogu, o świecie, w którym żyli i o nich samych. Po drugie, była to dobra nowina: poselstwo o miłości i o łasce Bożej. Następnie zostali zapieczętowani Duchem Świętym. W starożytności pieczęć była używana do opieczętowywania przesyłek i wskazywała skąd pochodzi przesyłka i do kogo należy.

Duch Święty jest taką pieczęcią, wskazującą, że człowiek należy do Boga; objawia nam też wolę Bożą i równocześnie czyni nas zdolnymi do jej wykonania. Jest także Duch Święty rękojmią, a według dawniejszych tłumaczeń Biblii, zadatkiem naszego zbawienia. Zadatek, po grecku arrabōn, był najczęstszym elementem transakcji handlowych w Grecji. Była to część ceny zakupu wypłacana wcześniej, jako gwarancja, że reszta należności zostanie zapłacona w określonym czasie. Wyraz arrabōn figuruje na wielu greckich dokumentach handlowych. Ap. Paweł chce tutaj powiedzieć, że kiedy doświadczamy działania Ducha Świętego w naszym życiu doczesnym, kiedy wypełnia nas pokój Boży i radość, to jest to jakby zadatek, przedsmak niebiańskiego szczęścia i gwarancja, że przyjdzie taki dzień, kiedy dana nam będzie pełnia szczęśliwości Bożej.

Cechy Kościoła (1,15-23)

Najważniejszy fragment, ten drugi wielki krok w rozwoju koncepcji Ap. Pawła znajduje się przy końcu przytoczonego odcinka. Jednak wiersze poprzedzające zawierają tyle istotnych spraw, że warto na nie zwrócić uwagę.

Mamy w nich idealne podsumowanie cech charakterystycznych prawdziwego Kościoła. Ap. Paweł pisze, że słyszał o ich wierze w Jezusa i o ich miłości do wszystkich świętych (poświęconych przez Boga ludzi). Każdy prawdziwy Kościół musi posiadać dwie cechy, a mianowicie, wierność Chrystusowi i miłość do ludzi.

Istnieje wierność Chrystusowi, która nie wyraża się w miłości do ludzi. Pustelników i mnichów cechowała wierność Chrystusowi, ale taka która kazała im porzucić swój normalny udział w życiu między ludźmi po to, by żyć w odosobnieniu. Inkwizycja Hiszpańska i podobne trybunały w swojej wierności Chrystusowi prześladowały, torturowały i wydawały wyroki śmierci na tych, którzy myśleli inaczej od nich. Faryzeusze byli tak wierni Bogu, że potępiali tych, których podejrzewali o gorszą wierność, niż ich własna.

Prawdziwy chrześcijanin kocha Chrystusa i kocha bliźnich i co więcej, wie, że nie może pokazać miłości do Chrystusa inaczej, niż przez miłość do ludzi. Kościół może posiadać najczystszą teologię, najpiękniejsze nabożeństwa, ale nie może być Kościołem prawdziwym, w pełnym i rzeczywistym znaczeniu tego słowa, jeśli jego cechą równorzędną nie jest miłość do ludzi. Są kościoły, które w swoich publicznych wystąpieniach zawsze osądzają i krytykują. Mogą mieć najczystszą teologię, ale nie są kościołami chrześcijańskimi. Prawdziwy Kościół cechuje się podwójną miłością: miłością do Chrystusa i miłością do ludzi.

Robert Buchanan w swojej książce pt.: Cień miecza przedstawia niezwykły obraz: „Sto lat temu na ponurych i jałowych bagnach Bretanii stały ruiny dawnej budowli. Na czarnych ścianach widniały ślady mułu, który gromadził się tam przez wieki. Dniem i nocą unosiła się nad tym miejscem nasiąknięta deszczem ciemna mgła. Nad wejściem widniały resztki napisu, z którego wynikało, że kaplica była poświęcona Matce Nienawiści. „Tutaj” - pisze autor - „w godzinie cierpienia i bólu przychodzili ludzie, żeby wykrzyczeć przekleństwa na swoich wrogów: dziewczyna na niewiernego chłopca, który ją oszukał, chłopiec na fałszywą wybrankę, mąż na niewierną żonę, zdradzona żona na męża. Każde z nich modliło się, żeby Matka Nienawiść zesłała zemstę, żeby ten znienawidzony do roku czasu umarł. Następnie pisarz podaje: „Tak wyraźnie i głęboko zapadło światło chrześcijaństwa w ich umysł !”

Przedstawiony obraz tworzy bardzo ponurą wizję. Czy jednak zawsze jesteśmy od niej tak daleko? Nienawidzimy ludzi o poglądach, naszym zdaniem, zbyt liberalnych, nienawidzimy tych, którzy są fundamentalistami, lub tych, których teologia jest inna od naszej. Katolicy nienawidzą protestantów, protestanci - katolików, wygłaszamy poglądy i opinie, w których jest dużo potępienia i gorzkiej urazy, nie ma zaś chrześcijańskiej miłości i zrozumienia. Nie powinniśmy zapominać o tym, że miłość do Chrystusa i miłość do ludzi muszą iść w parze, że jedna bez drugiej istnieć nie może. Jonatan Swift, wybitny pisarz angielski, powiedział kiedyś z goryczą: „jesteśmy wystarczająco religijni, żeby się wzajemnie nienawidzieć, ale za mało religijni, żeby się miłować.”

Apostoł Paweł modli się za zbór (1,15-23 ciąg dalszy)

O co modli się Ap. Paweł dla umiłowanego, dobrze funkcjonującego zboru?

1. Prosi o Ducha Mądrości. Jak już czytaliśmy, Sophia, grecki odpowiednik słowa mądrość, oznacza znajomość wielkich i głębokich spraw Bożych. Ap. Paweł modli się, aby dane było zborowi coraz wnikliwiej zgłębiać wieczne prawdy Boże. Takie poznanie jest jednak możliwe tylko wtedy, kiedy zbór spełnia określone warunki.

a) Potrzebni są w zborze ludzie myślący. Pewnego razu Goldsmith powiedział: „Tak jak odbieram gotowe buty od szewca, albo ubranie od krawca, tak też przyjmuję prawdy religijne od mojego duchownego”. Wielu ludzi sądzi podobnie. A przecież prawdy religijne dopiero wtedy nabierają dla człowieka wartości, kiedy są odkrywane osobiście. Dawno temu Platon pisał: „nie jest warte przeżycia takie życie, którego się nie bada i nad którym się nie zastanawia”. Obowiązkiem człowieka myślącego jest przemyśliwanie swojej drogi do Boga.

b) Potrzebne jest w zborze nauczanie. Willam Chillingsworth powiedział, że dla protestantów religią jest Biblia i tylko Biblia. To prawda, ale trzeba również zgodzić się z tym, że pierwszym warunkiem duchowego przebudzenia jest właśnie rozważnie, wykładanie Pisma.

c) Potrzebne jest w zborze i w Kościele zachowanie właściwych proporcji między sprawami bardziej i mniej ważnymi. Zadziwia nas fakt, że na synodach kościelnych, konferencjach i zjazdach na jedną godzinę rozważania i dyskusji na temat wiecznych prawd Bożych przypada kilkanaście godzin poświęconych na debaty w sprawach porządkowych i administracyjnych.

2. Ap. Paweł modli się o głębsze poznanie i pełniejsze objawienie Boga w zborze. Dla chrześcijanina, wzrastanie w poznaniu i w łasce jest sprawą zasadniczej wagi. Każdy, kto wykonuje jakiś zawód, wie, że nie może przestać się uczyć. Żaden lekarz nie uważa, że zakończył swoją edukację w momencie uzyskania dyplomu. Każdego tygodnia, a nawet każdego dnia, pojawiają się nowe odkrycia w zakresie sposobu leczenia lub nowych leków. Lekarz musi wszystko to śledzić na bieżąco, jeśli chce naprawdę dobrze służyć swoim pacjentom. Podobnie chrześcijanin; synonimem życia chrześcijańskiego jest poznawanie Boga każdego dnia lepiej. Przyjaźń, która z biegiem lat się nie zacieśnia, z biegiem lat po prostu zanika. Tak jest też między nami a Bogiem.

3. Modlitwa Apostoła dotyczy również ugruntowania chrześcijańskiej wiary i nadziei. O wieku, w którym żyjemy mówi się, że jest wiekiem zwątpienia i rozpaczy. Zewsząd rozlegają się głosy katastroficznego pesymizmu. Nigdy też, bardziej niż dzisiaj nie było większej potrzeby, żeby zabrzmiały fanfary chrześcijańskiej nadziei! Jeżeli poselstwo Ewangelii jest prawdą, to świat nie kroczy drogą prowadzącą do zagłady, lecz ku spełnieniu.

4. Ap. Paweł prosi także o nowe uświadomienie i zrozumienie mocy Bożej. Największym dowodem tej mocy było dla Apostoła - Zmartwychwstanie. Ono nam mówi, że zamierzenie Boże nie może być unicestwione przez żadne ludzkie działanie. Warto sobie uświadomić, że światem, który sprawia wrażenie chaosu, ciągle jeszcze rządzi Bóg.

5. Końcowe słowa modlitwy mówią o zwycięstwie Chrystusa „nad wszelką nadziemską władzą i zwierzchnością, i mocą, i panowaniem, i wszelkim imieniem, jakie może być wymienione”. W tamtych czasach istniała głęboko zakorzeniona wiara w demony i anioły. Słowa użyte w tym fragmencie oznaczały nazwy poszczególnych stopni w hierarchii aniołów. Ap. Paweł chce przez to powiedzieć, że Chrystus jest potężniejszy od wszelkich istot na niebie i na ziemi i włada wszystkim. Apostoł modli się, żeby ludzie zdali sobie sprawę jak wielki i potężny jest zesłany im przez Boga Zbawiciel.

Ciało Chrystusa (1,15-23 ciąg dalszy)

Dochodzimy do dwóch ostatnich wersetów tego rozdziału. Zawarł w nich Ap. Paweł najodważniejszą i najbardziej wzniosłą myśl, jaka kiedykolwiek powstała w umyśle ludzkim.

Celem głębszego zrozumienia, powróćmy jeszcze raz do przewodniej myśli całego Listu. Świat jest pełen wszechobecnej niezgody i rozdźwięków. Nie ma w nich harmonii ani jedności. Jest podział na Żydów i pogan, jest rozdźwięk między ludźmi tej samej narodowości, konflikt w samym człowieku, gdzie dobro walczy ze złem, przede wszystkim istnieje konflikt między człowiekiem a Bogiem.

Jezus umarł po to, aby te niespójne elementy we wszechświecie połączyć w jedno, pojednać, zburzyć przedziały i bariery, pojednać człowieka z człowiekiem i człowieka z Bogiem. Jezus Chrystus jest przede wszystkim Bożym narzędziem pojednania. Umarł właśnie po to, aby sprowadzić wszystkich ludzi do jednej rodziny. Ale takiej jedności jeszcze dotychczas nie ma. Posłużmy się ludzką analogią. Przypuśćmy, że jakiś wielki naukowiec odkryje lekarstwo na raka. Lek został wynaleziony, ale bardzo wielu ludzi musi wziąć udział w udostępnieniu go szerokiej rzeszy chorych, na przykład lekarze muszą zaznajomić się z jego działaniem, skutkami, dawkowaniem etc. Podobnie jest z Jezusem i Kościołem: W Jezusie jest możliwe pojednanie pojedynczych ludzi i całych narodów, ale aby tak się stało, ludzie muszą poznać Jezusa. I to jest zadanie, jakie musi wykonać Kościół.

Chrystus jest głową; Kościół jest ciałem. Tylko w połączeniu z ciałem głowa i mieszczące się w niej ośrodki mózgowe mogą wykonywać swoje funkcje. Kościół, to ręce do wykonywania pracy Chrystusa, to nogi, które mają iść w Jego sprawach, to głos, który ma przekazywać Jego słowa.

W ostatnim zdaniu Ap. Paweł mówi, że Kościół jest pełnią Chrystusa Tak, jak praca mózgu nie może przynieść efektu bez udziału czynności ciała, tak cała chwała, jaką Chrystus przyniósł na świat nie może się urzeczywistnić bez pracy Kościoła. Czytamy dalej, że Jezus Chrystus wypełnia wszystko, ale ten proces wypełniania wszystkiego wykonywany jest przez Kościół. Jest to jedna z najwspanialszych prawd chrześcijaństwa i oznacza, że Boży plan dla świata jest w rękach Kościoła.

Bardzo trafnie streszcza tę prawdę opowiadanie, które jest starą i dość dowolną legendą. Kiedy Jezus powrócił do nieba, Archanioł Gabriel powiedział: „Panie, musiałeś przejść okropne cierpienia, żeby zbawić ludzi. Ale, czy oni wszyscy wiedzą, jak ich miłujesz i co dla nich uczyniłeś? - Nie, jeszcze nie wszyscy. Tylko mała grupka osób w Palestynie wie o tym” - odpowiedział Jezus. „A co uczyniłeś - pytał dalej Gabriel - „żeby wszyscy się dowiedzieli?” Jezus na to mówi: „prosiłem Piotra, Jakuba Jana i kilku innych uczniów, żeby podjęli się tego zadania, a ci, którzy usłyszą, żeby powiedzieli innym, a ci jeszcze innym, aż po najdalsze zakątki ziemi” Gabriel spojrzał z powątpiewaniem, ponieważ wiedział, jak słaby i ułomny jest człowiek, i ciągnął dalej: „Ale co się stanie, jeśli Piotr, Jakub i Jan będą już bardzo znużeni tą pracą, a ludzie, którzy przyjdą po nich, zapomną o wszystkim?. A co będzie, jeśli w XX wieku ludzie nie będą mówili innym o Tobie? Czy nie przygotowałeś Panie, żadnych innych planów?” „Nie przygotowałem żadnych innych planów. Ja liczę na nich.” Kiedy mówimy, że Kościół jest ciałem Chrystusa, oznacza to, że Chrystus może na nas liczyć.

Życie bez Chrystusa i łaska Boża (2,1-10)

Odnosi się wrażenie, jakby w tym urywku Listu język nie nadążył za tokiem myśli autora i nie stosował się do reguł gramatycznych. Są zdania rozpoczęte i niezakończone, jedna konstrukcja zdaniowa przechodzi w inną etc. Jest tak dlatego, że mamy tu do czynienia raczej z lirycznym hymnem o miłości Bożej, a nie z wywodem teologicznym. Nie analizuje się śpiewu słowika według praw kompozycji; słowik śpiewa dla samej radości śpiewania. Podobnie jest tutaj z Ap. Pawłem. Wylewa swoje serce, jak w pieśni i wymagania formy muszą ustąpić przed zachwytem nad wspaniałością cudu łaski Bożej.

Życie bez Chrystusa (2,1-3)

Kiedy Ap. Paweł pisze wy, ma na myśli pogan; kiedy pisze nas, myśli o Żydach, swoich rodakach. Opisuje w tym fragmencie, jak straszne było życie bez Chrystusa zarówno dla pogan, jak i dla Żydów.

Było to życie w grzechu i upadku. Zastosowane tu dwa ostatnie wyrażenia mają bardzo ciekawy rodowód. Greckim odpowiednikiem słowa grzech jest hamartia i pierwotnie oznaczało chybienie. Wypuszcza się strzałę do celu, strzała nie trafia - i to jest hamartia. W tym znaczeniu grzech jest chybieniem celu życia. I właśnie dlatego jest zjawiskiem tak powszechnym.

Pojęcie grzechu jest ogólnie używane w niewłaściwym znaczeniu. Jesteśmy gotowi zgodzić się, że grzesznikami są tacy, jak morderca, rabuś, bandyta, pijak, gangster etc. Ponieważ większość z nas to przyzwoici obywatele, pielęgnujemy w głębi serca przeświadczenie, że nie mamy nic wspólnego z grzechem. Bylibyśmy oburzeni, gdyby ktoś nazwał nas grzesznikami zasługującymi na piekło. Ale określenie hamartia stawia nas twarzą w twarz z tym, co jest grzechem, a mianowicie z chybieniem celu, czyli z faktem, że nie jesteśmy tym, czym powinniśmy być i czym mogliśmy być.

Czy jesteś dobrym mężem, takim, jakim mógłbyś być? Czy starasz się, żeby życie twojej żony było łatwiejsze? Czy wyładowujesz swój zły humor na rodzinie? Czy jesteś na tyle dobrą żoną, na ile cię stać? Czy interesujesz się pracą twojego męża? Czy próbujesz zrozumieć jego problemy i kłopoty? Czy jesteśmy dobrymi rodzinami, takimi, jakimi być powinniśmy? Czy wychowujemy nasze dzieci w dyscyplinie i uczymy je tak, jak należy to czynić, czy też często od tego się uchylamy? Czy jesteśmy blisko naszych dzieci, kiedy one dorastają, czy też może tworzy się między nimi a nami bariera uniemożliwiająca wszelki bliższy kontakt i stajemy się sobie obcy? Czy jesteśmy na tyle dobrymi synami i córkami na ile byłoby nas stać? Czy często mówimy „dziękuję” za to, co dla nas zrobiono? Czy dostrzegamy ból i cierpienie w oczach naszych rodziców i wiemy, że to z naszego powodu? Czy jesteśmy dobrymi pracownikami w swoich miejscach pracy, takimi, jakimi powinniśmy być? Czy pracujemy sumiennie, a każde zadanie wykonujemy tak dobrze, jak tylko jest nas na to stać?

Kiedy uświadamiamy sobie czym naprawdę jest grzech, dochodzimy do wniosku, że nie jest to pojęcie wymyślone przez teologów; jest czymś, co przenika życie. Jest to uchybienie, zaniedbanie w uczynieniu naszego życia tym, czym powinno i mogłoby być w każdej jego dziedzinie.

Drugim wyrażeniem, jakie Autor umieszcza obok słowa grzech jest greckie paraptoma, co oznaczało tyle, co potknięcie, poślizg lub upadek i używane było w sytuacji kiedy człowiek zbacza z właściwej drogi, kiedy nie może czegoś pojąć, uchwycić i myśl jego błądzi obok prawdy. Można więc ten wyraz tłumaczyć jako pójście niewłaściwą drogą wtedy, kiedy można było wybrać tę właściwą; zlekceważenie poznania prawdy, którą powinniśmy byli poznać. Jest to chybienie celu, który powinniśmy byli osiągnąć. Czy jesteśmy w życiu tam, gdzie powinniśmy byli się znaleźć? Czy osiągnęliśmy cel, do którego predysponowały nas nasze uzdolnienia i możliwości? Czy osiągnęliśmy cel, jakim jest służba bliźnim tak, jak nas było na to stać, albo czy osiągnęliśmy dobroć, w takim stopniu, jaki był dla nas możliwy?

Główną treścią pojęcia grzechu jest zaniedbanie, nieosiągnięcie, chybienie celu, jaki mógłby być dla nas osiągalny, życia takiego, jakie mogło być naszym udziałem. W tej definicji mieści się każdy z nas.

Śmierć w życiu (2,1-3 ciąg dalszy)

Jest tutaj mowa o ludziach umarłych w grzechach. Co rozumiał przez to Autor? Niektórzy uważali, że bez Chrystusa ludzie żyją w stanie grzechu, który po dłuższym okresie czasu powoduje śmierć duszy. Ale Ap. Paweł nie mówi o tym, co może się stać w przyszłości; mówi o życiu doczesnym. Grzech powoduje śmierć w trzech głównych dziedzinach osobowości człowieka.

1. Grzech zabija niewinność. Nikt nie pozostaje tym, kim był, gdy popełni grzech. Psychologia mówi, że pamięć przechowuje wszystko. Wszystko, co kiedykolwiek uczyniliśmy, widzieliśmy lub słyszeliśmy przechowywane jest w naszej podświadomości. Popełniony grzech czyni szkodę temu, kto go popełnia; zabija niewinność, a tej, raz utraconej, odzyskać nie można. Jeśli zrobimy plamę na ubraniu, lub dywanie, możemy je odczyścić, ale ubranie, czy dywan nie będą już takie same.

2. Grzech zabija ideały i burzy właściwą postawę wobec dobra i zła. Na początku człowiek patrzy na zły czyn z oburzeniem; przychodzi jednak następny etap, kiedy pojawia się pokusa, żeby go popełnić. Nawet, jeśli tak się stanie, człowiek jest świadomy, że postąpił źle i czuje się winny. Na trzecim etapie, gdy popełnia dany grzech często, nie ma już mowy o skrupułach. Każdy grzech sprawia, że następny jest łatwiejszy. Grzech jest rodzajem samobójstwa, ponieważ zabija ideały, nadające życiu wartość.

3. Grzech zabija wolę. Na początku człowiek pozwala sobie na jakieś zakazane przyjemności, jak na kaprys. W końcu jednak robi to, bo nie może się już bez tego obejść. Najpierw jakaś rzecz staje się przyzwyczajeniem, a od przyzwyczajenia jest już niedaleko do konieczności. Kiedy pozwolimy sobie na to, żeby przyzwyczajenie, dogadzanie sobie, zapanowały nad nami, wówczas stajemy się ich niewolnikami.

Grzech posiada morderczą siłę. Zabija niewinność: można uzyskać przebaczenie, ale skutki grzechu pozostają. Zabija ideały. Człowiek zaczyna robić bez skrupułów to, na co kiedyś patrzył z przerażeniem. Im dalej brniemy w grzech, tym silniejszą ma on nad nami władzę. I wreszcie, po trzecie, grzech zabija wolę; nie mamy siły, żeby się od niego uwolnić.

Charakterystyka życia bez Chrystusa (2,1-3 ciąg dalszy)

Jest to niejako lista tych cech, którymi charakteryzuje się życie bez Chrystusa.

1. Jest to życie według norm i wartości tego świata. Chrześcijaństwo głosi przebaczenie; według norm starożytnego świata niewykorzystanie możliwości zemsty było oznaką słabości. Normą i największym przykazaniem chrześcijaństwa jest miłość, nawet do wrogów. Według Plutarcha natomiast, dobry człowiek odznacza się tym, że jest pomocny dla przyjaciół ale okrutny dla wrogów. Chrześcijaństwo wymaga służby; ale świat nie może zrozumieć misjonarzy, którzy wędrują do obcego kraju, żeby uczyć w szkole, lub nieść pomoc chorym za czwartą część wynagrodzenia, jakie mieliby w swoim kraju w świeckich instytucjach. Istotą norm tego świata jest stawianie siebie w centrum; istotą norm chrześcijańskich jest stawianie w centrum Chrystusa i bliźnich. Motywacją postępowania w tym świecie jest zysk; w chrześcijaństwie zasadniczym motywem jest pragnienie służenia.

2. Jest to życie pod dyktando sił złego. W drugim wersecie rozważanego fragmentu czytamy: „naśladując władcę, który rządzi w powietrzu”. Mamy tu do czynienia z pojęciami, które w czasach Ap. Pawła były bardzo popularne i głęboko zakorzeniły się w umysłach ludzkich. Starożytny świat wierzył w złe duchy. Panowało przekonanie, że trudno było zmieścić między nimi nawet szpilkę. Pitagoras mówił: „cała atmosfera jest pełna duchów”, a Filos twierdził, że „powietrze jest domem bezcielesnych duchów”. Nie wszystkie te demony były uważane za złe, ale większości z nich przypisywano podjudzanie do zła, niweczenie planów Bożych, niszczenie ludzkich dusz. Człowiek opanowany przez złe duchy staje się przeciwnikiem Boga.

3. Jest to życie w nieposłuszeństwie. W rozmaity sposób Bóg objawia ludziom swoją wolę. Czyni to poprzez sumienie, głos Ducha Świętego, który w nas działa, przez mądrość i przykazania Jego Księgi poprzez rady dobrych ludzi Bożych. Ale człowiek, który żyje bez Chrystusa obiera sobie własną drogę, nawet wtedy, gdy zna drogę Bożą.

4. Jest to życie w niewoli pożądania. Epithumia, grecki odpowiednik pojęcia pożądanie, oznaczał pragnienie rzeczy złych i zakazanych. Poddanie się takiemu pragnieniu niechybnie prowadzi do katastrofy. Jednym z tragicznych życiorysów XIX wieku była kariera angielskiego pisarza, Oscara Wilde'a. Był bardzo zdolny. Studia uniwersyteckie ukończył z najwyższym oznaczeniem. Jako świetny i błyskotliwy pisarz, zdobywał najwyższe nagrody literackie. Posiadał niezwykły urok osobisty i cechowała go instynktowna dobroć. Przez uleganie pokusom wszedł w kolizję z prawem i skończył w więzieniu opuszczony przez wszystkich. Bardzo cierpiał nad swoim upadkiem i w tym czasie napisał książkę „de Profundis”, w której między innymi zawarł takie wyznanie: „Bogowie dali mi prawie wszystko. Dałem się jednak zwabić niedorzecznym, zmysłowym przyjemnościom i wywieść na manowce. Zmęczony przebywaniem na szczytach rozmyślnie schodziłem na dno w poszukiwaniu nowych doznań. Sprzeczność z ogólnym mniemaniem, jakie pielęgnowałem w sferze myśli, przeniosła się na sferę uczuć i namiętności i wyraziła się w perwersji. Zacząłem lekceważyć wszystkich i wszystko dokoła. Robiłem tylko to, co sprawiało mi przyjemność. Zapomniałem, że wszystko cokolwiek się robi każdego dnia, otwarcie, czy w ukryciu, albo wzmacnia albo osłabia nasz charakter. Przestałem być panem samego siebie, straciłem możność kierowania swoim postępowaniem, choć wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Pozwoliłem, aby pragnienie przeżywania przyjemności zdobyło nade mną całkowitą władzę. Skończyłem w strasznym poniżeniu”.

Pożądanie jest złym panem. Człowiek zdany na jego łaskę i niełaskę staje się niewolnikiem. Nie dotyczy to tylko spraw cielesnych pożądliwości; obejmuje pożądanie wszystkiego co jest zakazane.

5. Jest to życie zdominowane pożądliwościami ciała. Przez grzech cielesny Ap. Paweł rozumie więcej niż nieczystość seksualną. Wylicza je w Liście do Galacjan (5,19-21). Obok wszeteczeństwa, nieczystości i rozpusty wymienia bałwochwalstwo, czary, wrogość, zazdrość, gniew, zawiść, knowania, waśnie, zabójstwa, pijaństwo, obżarstwo, odszczepieństwo. Ciało jest tą częścią naszej natury, która daje grzechowi przyczółki i stanowisko do ataku. Mogą to być różne przyczółki u różnych osób. U jednych, tym słabym punktem może być ich rozwinięty popęd fizyczny i czyhające ryzyko grzechu nieczystości; u innych mogą to być sprawy intelektualne i duchowe; ryzyko pychy i zarozumialstwa; jeszcze u innych sprawy ziemskie i ryzyko rozwijania niezdrowych ambicji, lub brak opanowania i ryzyko konfliktów. Są to wszystko grzechy cielesne. Cielesnością jest wszystko, co daje grzechowi szansę; jest to natura ludzka bez Boga, życie zdominowane przez niższe poziomy naszej natury, przez tę gorszą część naszej osobowości.

6. I wreszcie, jest to życie, które zasługuje jedynie na Boży gniew. Ale właśnie w miłości Bożej objawionej w Chrystusie jest przebaczenie dla tych, którzy nie zasłużyli na nic prócz sądu i kary, którzy podeptali Jego miłość i złamali Jego prawa.

Dzieło Chrystusa (2,4-10)

Na początku rozdziału Ap. Paweł pisze, że byliśmy umarłymi w grzechu i upadku w wersecie 4 i 5 czytamy, że Bóg w wielkiej miłości ożywił nas wraz z Jezusem Chrystusem. Pamiętamy z poprzednich rozważań, że grzech powoduje duchową śmierć poprzez zniszczenie trzech bardzo ważnych elementów naszej osobowości. Jezus może każdy z nich ożywić i uzdrowić.

1. Utraconej niewinności nawet Jezus nie może człowiekowi zwrócić; może jedynie zdjąć z nas brzemię winy. Grzech przede wszystkim wytwarza w nas uczucie oddalenia się od Boga. Kiedy człowiek dopuścił się grzechu, coś mu mówi, że nie może stanąć przed Bogiem. Prorok Izajasz, kiedy dana mu była wizja Boga, zawołał: „Biada mi! Zginąłem, bo jestem człowiekiem nieczystych warg i mieszkam pośród ludu nieczystych warg,” (Iz 6,5). Pierwszą reakcją Piotra, kiedy zobaczył kim jest Jezus były słowa: „Odejdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny” (Łk 5,8).

Jezus zdejmuje z nas ciężar winy i uczucie oddalenia od Boga. Przyszedł, aby nam powiedzieć, że drzwi do obecności Bożej stoją otworem, niezależnie od tego, jacy jesteśmy. On sprawił, że możesz przyjść do Boga tak, jak stoisz.

2. Widzieliśmy, że grzech zabija w nas ideały, cele naszych szlachetnych dążeń. Jezus może je na nowo powołać do życia. Pod wpływem Dobrej Nowiny odżywają i zapalają się na nowo szlachetne dążenia, jak mówi ta stara pieśń:

Serca ludzkiego głębie

kryją cmentarze uczuć

załamanych przez zło i zabitych.

I tylko łaska święta

może je znów obudzić,

przywrócić życiu.

Łaska Jezusa Chrystusa ożywia na nowo te szlachetne dążenia w człowieku, które zostały zniszczone przez ciągłe uleganie grzechowi. Ta łaska stawia nasze życie z powrotem na drodze, która prowadzi w górę.

3. Rzeczą największą jest to, że Jezus przywraca człowiekowi jego utraconą wolę. Widzieliśmy, że grzech powoli, lecz skutecznie rujnuje wolę człowieka i że uleganie pokusom, które zaczyna się jak niewinna przyjemność, w końcu staje się koniecznością. Jezus odradza wolę, stwarza ją w człowieku na nowo. Tak zawsze czyni miłość. Wielka miłość jest zawsze oczyszczająca. Człowiek, który prawdziwie kocha, chce czynić tylko dobrze. Tę szansę daje nam Chrystus. Kiedy Go kochamy, miłość odradza naszą wolę i kieruje ją ku dobroci. Mówi o tym pięknie strofa pieśni:

„Przebacza i łamie moc grzechu

i więźnia wypuszcza na wolność”

Uczynki a łaska (2,4-10 ciąg dalszy)

W zakończeniu tego fragmentu, Ap. Paweł formułuje dwie pozornie przeciwstawne prawdy.

1. Podkreśla, że jesteśmy zbawieni przez łaskę. Nie zasłużyliśmy sobie na zbawienie i nie mogliśmy sobie na nie zasłużyć. Jest ono darem Bożym, i my mamy je tylko przyjąć. Po pierwsze, Bóg jest doskonały i tylko doskonałość mogłaby sprostać Boskim normom. Natura ludzka uniemożliwia osiągnięcie takiej doskonałości. Dlatego, jeśli kiedykolwiek człowiek ma zbliżyć się do Boga, to Bóg musi być tym, który daje, a człowiek tym, który przyjmuje. Po drugie, Bóg jest miłością; grzech jest dlatego wykroczeniem nie przeciwko prawu, ale przeciwko miłości. Można odbyć karę za naruszenie prawa, ale nie można odbyć kary za złamanie serca. Posłużmy się bardzo niedoskonałym przykładem: Przypuśćmy, że w czasie nieuważnej jazdy kierowca spowodował śmiertelny wypadek. Ginie dziecko. Kierowca jest aresztowany, sądzony i skazany na karę więzienia i grzywnę. Po odsiedzeniu kary i zapłaceniu grzywny, cała sprawa z punktu zostaje zakończona i przestaje istnieć. W stosunku do przepisów prawa, kierowca uregulował wszystko do końca. Jednak nie mógł tego uczynić w stosunku do nieszczęśliwej matki, która straciła dziecko. Odbycie kary nie naprawi skutków wypadku i nie jest żadnym zadośćuczynieniem wobec matki, nie zdejmie ze sprawcy poczucia winy. Może to uczynić tylko akt przebaczenia z jej strony. Podobnie jest z nami i z Bogiem. Zgrzeszyliśmy nie tylko przeciw prawu Bożemu, ale przede wszystkim przeciw Jego miłości i tylko wielkoduszny akt przebaczenia, akt łaski Bożej, może nam przywrócić utracony kontakt z Bogiem.

2. Opierając się tylko na tym, co zostało tutaj powiedziane można zrozumieć, że czyny nie mają nic wspólnego z dostąpieniem zbawienia. Niesłusznym byłoby zakończenie analizy myśli Ap. Pawła w tym miejscu, choć często tak się zdarza. Mówi on przecież dalej, że jesteśmy stworzeni w Chrystusie do dobrych uczynków. Tu leży paradoks myśli Ap. Pawła: Wszystkie dobre uczynki całego świata nie mogą usprawiedliwić nas przed Bogiem, ale z drugiej strony, źle się dzieje z chrześcijaństwem, które nie realizuje się w dobrych uczynkach.

Nie ma w tym nic z tajemnicy. Jest to po prostu prawo miłości, którego nie da się ominąć. Jeśli kocha nas jakiś wspaniały człowiek, usilnie staramy się być godni tej miłości. Taki jest nasz stosunek do Boga. Dobrymi uczynkami nie można zasłużyć na zbawienie, ale nie jest dobrze, jeśli zbawienie nie owocuje w postaci dobrych uczynków. Przez nasze dobre uczynki Bóg nie staje się naszym dłużnikiem; ale miłość Boża zobowiązuje nas do nieustannych wysiłków, byśmy się stawali tej miłości godni.

Wiemy, czego Bóg od nas oczekuje; powiedział nam o tym przez swoje Słowo i przez swojego Syna. Nie możemy zapracować sobie na miłość Bożą, ale możemy i musimy pokazać, jak bardzo jesteśmy za nią wdzięczni, dążąc całym sercem do takiego życia, jakie uraduje Jego serce.

Zanim przyszedł Chrystus (2,11-12)

Apostoł Paweł był Apostołem pogan, ale nigdy nie zapomniał o szczególnym miejscu Żydów w planie i objawieniu Bożym. W tym odcinku przedstawia kontrast między życiem poganina i Żyda.

1. Poganie byli nazwani nieobrzezanymi przez tych, którzy podlegali obrzezaniu. Obrzezanie było aktem czysto fizycznym dokonywanym przez człowieka i stanowiło pierwszy, zasadniczy element podziału między tymi narodami. Poza tym, Żydzi żywili dla pogan pogardę. Mówili, że poganie zostali stworzeni na opał dla ognia piekielnego, że spośród wszystkich narodów Bóg umiłował tylko naród żydowski, że zabicie poganina znaczyło tyle, co zabicie jadowitej żmii. Nie wolno było nawet udzielić pomocy kobiecie pogańskiej w czasie porodu, gdyż byłaby to tylko pomoc w przyjściu na świat jeszcze jednego poganina. Małżeństwo Żyda z poganką równało się u Żydów wyrokowi śmierci. Nawet przybycie do domu poganina czyniło Żyda nieczystym. Przed przyjściem Chrystusa, mur dzielący Żydów i pogan był nie do przebycia. Po Jego przyjściu mur ten został rozwalony.

2. Poganie nie mieli nadziei na przyjście Mesjasza. W wersecie 12 czytamy: „byliście w tym czasie bez Chrystusa”. Grecki wyraz Christos nie był pierwotnie imieniem własnym, lecz przymiotnikiem i oznaczał pomazany, namaszczony; królowie podczas koronacji byli namaszczani, lub pomazywani. Wyraz Christos, jako dosłowne tłumaczenie hebrajskiego Mesjasz, zaczął oznaczać Pomazaniec Boży, oczekiwany Król, którego Bóg miał zesłać na świat, a który miał wyzwolić wybrany naród, po czym miał nastać złoty wiek. Nawet w najgorszych chwilach Żydzi nigdy nie wątpili, że Mesjasz przyjdzie; poganie nigdy nie mieli takiej nadziei.

Dla Żydów historia zmierzała do określonego celu. Nadzieja na lepszą, wspaniałą przyszłość pomagała im znosić nierzadko uciążliwe sytuacje teraźniejszości. Spojrzenie Żydów na historię było z gruntu optymistyczne. Dla pogan natomiast historia zmierzała do nikąd. Stoicy uważali, że historia ma charakter cykliczny. Świat miał trwać 3000 lat i spłonąć w ogniu, a potem wszystko miało się zacząć od nowa, miały się powtórzyć te same wydarzenia, przy udziale tych samych ludzi. Ponieważ historia i czas zmierzały do nicości, życie pozbawione było perspektywy i sensu; wierzący Żyd wiedział, że historia, to zmierzanie do Boga, to droga do wspanialszego życia. Z przyjściem Chrystusa otworzyły się dla pogan drzwi historii zmierzającej do Boga.

Bezradni i bez nadziei (2,11-12 ciąg dalszy)

3. Poganie byli wyobcowani ze społeczności izraelskiej. Co to znaczy? W języku greckim Izraelici nazywali się ho hagios laos, co oznaczało święty naród. Widzieliśmy poprzednio, że hagios było używane w znaczeniu inny, różny. Pod jakim względem naród izraelski różnił się od innych narodów? Przede wszystkim tym, że jedynym ich królem byl Bóg. System taki nazywał się teokracją. Kiedy po zwycięstwach Gedeona naród ofiarował mu tron królewski, Gedeon powiedzał: „Ja nie będę panował nad wami, ani mój syn; Pan będzie panował na wami” (Sdz 8,23). Psalmista pisał: „wywyższać cię będę, Boże mój, Królu” (Ps 145,1). Być Izraelitą, oznaczało być człowiekiem społeczności Bożej, posiadać obywatelstwo, które pochodzi od Boga. Życie każdego narodu ze świadomością takiego obywatelstwa musiało się różnić od innych społeczności. Mówiono, że kiedy Perykles, największy z Ateńczyków miał przemawiać do zgromadzenia, powtarzał sobie: „Pamiętaj, że jesteś Ateńczykiem i przemawiasz do Ateńczyków”. Żyd mógł powiedzieć: „Pamiętaj, że jesteś obywatelem Bożym i mówisz do ludu Bożego”. Jest to świadomość wielkości, która nie ma równej sobie na tym świecie.

4. Poganie byli obcy przymierzom zawierającym obietnice; Żydzi byli przede wszystkim narodem przymierza. Wierzyli, że Bóg sam wybrał ich, żeby byli Jego narodem: „I przyjmę was za swój lud i będę wam Bogiem” (2 Mjż 6,7). To przymierze zawierało dla nich nie tylko przywileje, ale i obowiązki. Obejmowało przede wszystkim przestrzeganie zakonu. W Drugiej Księdze Mojżeszowej (24,1-8) znajdujemy wspaniałą scenę przyjęcia przez Żydów przymierza i jego warunków: „Wszystkie słowa, które powiedział Pan, wypełnimy” (2 Mjż 24,3.7).

Wykonanie planu Bożego zawsze musi się realizować przez ludzi. Wybór Izraela do tego celu nie oznaczał szczególnego uprzywilejowania, lecz szczególną odpowiedzialność. Dana im była ta unikalna świadomość, że są narodem Bożym. Ap. Paweł nie mógł o tym zapomnieć. Był to przecież fakt historyczny: Żydzi byli narzędziem w rękach Boga.

5. Poganie żyli bez nadziei i bez Boga. Często mówi się o Grekach, że jest to naród słońca; ale istniało też takie pojęcie, jak grecka melancholia pod powierzchnią pozornie pogodnego życia kryła się beznadziejność i rozpacz. Motyw ten znajdujemy nawet u tak wczesnych poetów jak Homer. Jest w Iliadzie (6,146-149) scena, gdzie Glauk i Tydyd spotykają się w pojedynku. Przed końcem walki Tydyd chce poznać linię genealogiczną swego przeciwnika. Glauk mówi:

„skąd się o ród mój pytasz, na co się to przyda? Jako się liście rodzi, tak i ludzkie plemię; Jako wiatr liście wstrząsa, okrywa niem ziemię, a w inne w czasie wiosny drzewo się przybiera; Jedno plemię się rodzi, a drugie wymiera.”

Grek mógł powiedzieć:

„Zielenisz się i kwitniesz, jak liście na drzewie

Jak liście też więdniesz i giniesz”

Ale nie mógł on dodać tryumfalnej strofy:

„Ale Ty, Boże, nigdy się nie zmieniasz”.

Geogenis pisał:

„Młodość jest czasem radości i zabawy. Czeka mnie i tak długi spoczynek pod ziemią. Bez życia będę zimny i niemy, jak kamień. I chociaż jestem człowiekiem dobrym, nie zobaczę więcej słońca, ani żadnej rzeczy, które tak kocham.

Ciesz się więc duszo młodością! Już niedługo inni wkroczą na scenę życia, a wtedy ja będę tylko ciemnym pyłem pod ich stopami. Nikt pod słońcem, kto jest śmiertelny, nie może być szczęśliwy”.

W Hymnach Homera czytamy, jak bogowie Olimpu są zabawiani przez Muzy; które śpiewają „o wspaniałej nieśmiertelności bogów i o smutku ludzi, którzy, nawet jeśli za wolą bogów spokojnie przeżywają swoje bezcelowe życie, nie znajdą przecież lekarstwa na śmierć ani obrony przed starością”.

Poganin rzeczywiście żył bez nadziei, ponieważ żył bez Boga. Izraelowi zawsze przyświecała nadzieja w Bogu i nie gasła nawet w najciemniejszych i najgorszych chwilach. Chrystus przyszedł po to, żeby ta nadzieja stała się również udziałem pogan.

Zburzony mur wrogości (2,13-18)

Widzieliśmy już, ile pogardy żywili Żydzi w stosunku do pogan. Ap. Paweł chciał podkreślić, że ta nienawiść i pogarda należą już do przeszłości. W tym celu posługuje się porównaniami, które przemawiały do wyobraźni Żydów. Pisze, że ci, którzy niegdyś byli dalecy, stali się bliskimi. Do proroka Izajasza Bóg powiedział: „Pokój! Pokój dalekiemu i bliskiemu” (Iz 57,19). O przyjęciu nawróconego na judaizm Rabini mówili, że został on przybliżony. W jednym z żydowskich opowiadań czytamy na przykład, że kiedy pewna kobieta pogańska przyszła do Rabina i po wyznaniu, że jest grzesznicą, prosiła o przyjęcie do wiary żydowskiej, użyła określenia „Przybliż mnie”. Ale Rabin odmówił. Drzwi zostały przed nią zamknięte. Teraz drzwi do Boga są otwarte dla wszystkich. Ci, którzy byli daleko od Niego zostali przybliżeni, stali się bliskimi.

Drugie porównanie jest jeszcze bardziej obrazowe. Oto został zburzony mur wrogości. Jest to porównanie wzięte ze świątyni. Obszar świątyni składał się z kilku dziedzińców, położonych kolejno, coraz wyżej i dochodzących do Miejsca Świętego, które znajdowało się w środku, na poziomie najwyższym. Najniżej położony i pierwszy od wejścia był Dziedziniec Pogan, wyżej - Dziedziniec Kobiet, dalej Dziedziniec Izraelitów, a nad nimi dziedziniec Kapłanów okalający bezpośrednio Miejsce Święte. Poganie mogli wejść tylko na dziedziniec pierwszy. Pomiędzy nim, a Dziedzińcem Kobiet była przegroda z marmuru o bardzo pięknej konstrukcji. W niej były wmurowane tablice oznajmiające, że poganin, który odważy się przejść poza tę ścianę, wydaje na siebie wyrok śmierci. W opisie świątyni, jaki znajdujemy w pismach historyka żydowskiego, Józefa Flawiusza, czytamy: „Za pierwszym murem znajduje się dziedziniec oddzielony od następnego dziedzińca kamiennym murem o wysokości 3 łokci (około 1,3 m). Na murze, w równych odstępach stoją kolumny z wmurowanymi tablicami, na których widnieje napis zabraniający cudzoziemcom wstępu na następny dziedziniec pod karą śmierci. Napisy były wyryte literami greckimi i łacińskimi”. (Wojna Żydowskie 5,5,2). Jedna z takich tablic została odnaleziona. Napis na niej brzmi: „Każdy pochwycony na przekroczeniu tego zakazu będzie winien kary śmierci”.

Ap. Paweł dobrze znał ten mur. Jego aresztowanie w Jerozolimie i późniejszy pobyt w więzieniu były przecież skutkiem oskarżenia o przyprowadzenie poganina z Efezu, Trofima, właśnie za ten mur (Dz 21,28-29). Ten mur odgradzał pogan od obecności Boga.

Podzielony świat (2,13-18 ciąg dalszy)

Żydzi nie byli jedynym narodem, który stawiał mury dzielące ich od innych narodów. Świat starożytny był pełen takich barier. Okolo 100 lat wcześniej, kiedy Grecji groziła inwazja Persów, takie słynne miasta, jak Ateny, Teby i Korynt nie chciały się połączyć dla wspólnej obrony przed wrogiem. Jak pisał T. R. Glover, „niebezpieczeństwo wynikało z faktu, że każde z tych miast chciało pozostać niezależne od pozostałych za wszelką cenę”.

Poza tym, jak wiele lat później wyraził to Cycero, „Grecy uważali, że wszyscy ludzie dzielą się na dwie kategorie: Greków i barbarzyńców.” Każdy, który nie mówił po grecku był przez Greków nazywany barbarzyńcą i traktowany pogardliwie. U Arystotelesa czytamy: „Okrucieństwo najczęściej spotykamy między barbarzyńcami” - za barbarzyńców uważał wszystkich nie Greków. Mówi o „dalekich szczepach barbarzyńców należących do tej okrutnej kategorii ludzi”. Jedną z najbardziej żywotnych odmian religii greckiej była tak zwana Religia Tajemna, absolutnie niedostępna dla barbarzyńców. Jak pisze Livy, „Grecy prowadzą intensywną walkę przeciwko ludziom innych ras, przeciwko barbarzyńcom”. Również Platon miał się wyrazić, że barbarzyńcy są naturalnymi wrogami Greków.

Problem podziałów i barier nie dotyczy tylko starożytności. Ojciec Taylor z Bostonu mawiał: „Jest w świecie wystarczająca ilość miejsca dla wszystkich ludzi, ale nie mieszczą się w nim bariery, które tych ludzi dzielą”. Filip Gibbs pisze w swojej książce pod tytułem „Krzyż pokoju” następujące słowa: „Zjawisko barier stało się jednym z najostrzejszych problemów, przed jakimi stanął współczesny świat. Bariery te, o różnych liniach i przecięciach biegną poprzez rasy i narody świata. Postęp techniczny zmniejszył fizyczną odległość między ludźmi na różnych krańcach świata, staliśmy się wszyscy niejako sąsiadami. Bóg stawia przed nami zadanie zmniejszenia odległości duchowej, zmiany sąsiedztwa na braterstwo. W czasach barier rasowych, klasowych i wyznaniowych winniśmy na nowo wstrząsnąć światem poprzez poselstwo o Chrystusie, który obejmuje, łączy wszystkich, w którym nie ma Żyda, ni Greka, Scytyjczyka, barbarzyńcy, ale wszyscy są jednością.

Podobnie jak świat starożytny był pełen barier, jest nimi nękany świat współczesny. Wszędzie tam, gdzie nie ma Chrystusa tworzą się bariery.

Jedność w Chrystusie (2,13-18 ciąg dalszy)

Ap. Paweł oznajmia, że w Chrystusie wszystkie bariery zostały usunięte. W jaki sposób się to dokonało?

1. Spróbujmy zastanowić się, co Ap. Paweł zawarł w zdaniu „On jest pokojem naszym”. Posłużmy się analogią. Załóżmy, że zostały skłócone ze sobą dwie osoby, które łączyła przyjaźń. Spór trafia do sądu, gdzie zostają sporządzone odpowiednie dokumenty sprawy. Sąd rozstrzyga spór na podstawie przepisów prawa i zaleca pogodzenie się stron. Jest słaba szansa, że przez wyrok sądu wzajemne stosunki między skłóconymi osobami zostaną naprawione i zapanuje między nimi dawny spokój. Przypuśćmy jednak, że ktoś, kogo te osoby kochają, przyjdzie do każdej z nich i będzie w sposób serdeczny rozmawiał o możliwości i potrzebie pogodzenia się. W tym przypadku oczywiście szanse na pogodzenie się będą o wiele większe.

Tak właśnie czyni Chrystus. On jest naszym pokojem. Przez miłość do Niego ludzie zaczynają miłować się nawzajem. Ten pokój został kupiony za wysoką cenę. Krzyż jest największym źródłem miłości i napełnia miłością serce. Pokój między ludźmi nie jest wynikiem dokumentacji i przewodów sądowych. Prawdziwy pokój jest tylko w Chrystusie.

2. Jezus przyszedł także po to, aby obalić zakon, z wszystkimi jego dekretami i przepisami. Żydzi wierzyli, że tylko poprzez przestrzeganie żydowskiego prawa, człowiek mógł stać się dobry i mógł zapracować sobie na społeczność i przyjaźń z Bogiem. Prawo to zostało rozpracowane w tysiącach nakazów i zakazów: ręce należało myć w określony sposób, naczynia musiały być myte w ten sposób, a nie inny; strona po stronie, zawierała dziesiątki i setki przepisów, co można było robić, a czego nie można było robić w dzień Sabatu; takie, a takie ofiary miały być składane w związku z taką, a nie inną sytuacją etc. Jedynymi ludźmi, którzy w pełni przestrzegali zakon żydowski, byli faryzeusze, a liczba ich wynosiła w tamtym czasie około 600. Religia oparta na wszelkiego rodzaju rozporządzeniach i rytuałach nie może stać się religią uniwersalną. Gdzie indziej Ap. Paweł mówi: „Albowiem końcem zakonu jest Chrystus” (Rz 10,4). Jezus usunął ustawy i przepisy z zasad religii.

Wniósł w to miejsce miłość do Boga i miłość do ludzi. Przyszedł, aby powiedzieć ludziom, że nie mogą uzyskać Bożej aprobaty przez przestrzeganie przepisów obrzędowych, ale przez przyjęcie przebaczenia i społeczności z Bogiem, które w swojej łasce Bóg nam ofiaruje za darmo. Religia oparta na miłości może stać się religią uniwersalną, religią dla wszystkich.

Rita Snowdon opowiada ciekawą historię z czasów wojny: „Było to we Francji. Oficer i kilku żołnierzy przynieśli ciało zabitego w czasie akcji bojowej kolegi, aby je pochować na cmentarzu przy kościele. Ksiądz delikatnie zapytał, czy nieboszczyk był ochrzczony według obrządku Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Odpowiedzieli, że nie wiedzą. Ksiądz wyraził swoje ubolewanie, że w tej sytuacji nie może wydać zezwolenia na pochowanie ciała na cmentarzu należącym do jego parafii. Zawiedzeni koledzy zmarłego zabrali ciało i pogrzebali je niedaleko poza ogrodzeniem cmentarza. Kiedy następnego ranka przyszli zobaczyć mogiłę, ze zdumieniem stwierdzili, że grobu nie ma i nie ma też śladu po świeżo zruszonej ziemi. Na to nadszedł ksiądz i powiedział: „serce nie dało mi spokoju po waszym odejściu. Wstałem więc wcześnie rano, i tymi oto własnymi rękami przesunąłem ogrodzenie tak, żeby ciało waszego kolegi, który poległ za ojczyznę znalazło się w obrębie cmentarza”.

Oto, co czyni miłość. Przepisy i zakazy postawiły płot, ogrodzenie, mur, ale miłość je przesunęła. Jezus usunął przegrody odgradzające człowieka od człowieka, ponieważ odrzucił religię zbudowaną na ustawach i przepisach i przyniósł ludziom religię opartą na miłości.

Dary jedności w Chrystusie (2,13-18 ciąg dalszy)

1. Oto Żyd i poganin zostali pojednani i stali się jednym, nowym stworzeniem w Chrystusie. Język grecki posiada dwa odpowiedniki słowa nowy: neos i kainos. Neos oznacza nowy w aspekcie czasu. Rzecz, która jest neos, powstała niedawno, ale mogły istnieć tysiące takich samych rzeczy przed tym. Ołówek wyprodukowany w tym tygodniu jest neos, choć istnieją setki i tysiące takich ołówków wyprodukowanych wcześniej. Kainos oznacza nowy w sensie jakości.

Ap. Paweł posługuje się słowem kainos i mówi, że Jezus pojednał Żyda i poganina i z nich obu uczynił nowego człowieka. Jest to bardzo ważne, bo nie implikuje, że Jezus uczynił Żydów poganami, a pogan Żydami. Pozostając sobą stali się nowymi ludźmi.

Jedność, jaką daje Chrystus nie powstaje przez odrzucenie, przekreślenie wszystkich cech danej rasy, lub narodu, ale przez przemianę wszystkich tych ludzi w chrześcijan.

Wiele winniśmy się z tego nauczyć. Bywało tak, że nasi misjonarze, którzy pracowali w odległych krajach, wprowadzali wśród krajowców angielskie zwyczaje, język, ubiór, porządek nabożeństw, wszystko na wzór swojego kraju i swojego macierzystego zboru. A przecież celem Jezusa nie było ujednolicenie wszystkiego na modłę jednego narodu, ale żeby byli na przykład hinduscy chrześcijanie, afrykańscy chrześcijanie etc., a ich jedność, żeby polegała na tym, że są chrześcijanami. Jedność, o której mowa, to jedność w Chrystusie, a nie w rzeczach i zmianach zewnętrznych.

2. Jezus pojednał Żydów i pogan z Bogiem. Zastosowane tutaj słowo apokatallasein, oznacza odnowienie, przywrócenie zerwanej przyjaźni. Jezus chciał pokazać wszystkim, że Bóg jest ich przyjacielem i dlatego powinni być sobie nawzajem przyjaciółmi. Pojednanie z Bogiem zawiera w sobie i wymaga pojednania z człowiekiem.

3. Przez Jezusa zarówno Żydzi, jak i poganie mają dostęp do Boga. Dostęp, greckie prosagōgē, posiada kilka znaczeń, takich, jak przynoszenie Bogu ofiary, przyprowadzanie przed oblicze Boga tych, którzy mają zostać poświęceni dla Jego służby, albo też przedstawienie mówcy, lub ambasadora w zgromadzeniu narodowym, ale ponad wszystko, oznaczało to słowo wprowadzenie człowieka przed oblicze króla. Na dworze króla Persów był faktycznie dworzanin nazywany prosagōgeus którego funkcją było wprowadzenie i przedstawienie tych, którzy pragnęli być przyjęci na audiencji u króla. Jak dobrze jest mieć świadomość, że można przyjść do Boga o każdej porze, a szczególnie wtedy, kiedy nękają nas troski, smutki, trudności, kiedy czujemy się samotni. To jest właśnie ten dar Jezusa.

Jedność w Jezusie, to takie chrześcijaństwo, które jest ponad wszelkie różnice o charakterze lokalnym i rasowym, gdzie ludzi łączy przyjaźń, ponieważ są w przyjaźni z Bogiem, gdzie ludzi nic nie dzieli, ponieważ spotykają się w obecności Boga, do którego wszyscy mają dostęp.

Rodzina Boża i domownicy Boga (2,19-22)

Apostoł Paweł mówi tutaj, że poganie nie są już więcej obcymi ale pełnoprawnymi członkami rodziny Bożej. Obcy, cudzoziemiec, oznacza po grecku xenos. W każdym greckim mieście byli xenoi i życie ich nie było łatwe. Jeden z takich obcych pisał do domu: „Lepiej jest być u siebie w domu nawet najgorszym, niż w obcym kraju”. Obcy był zawsze traktowany podejrzliwie i z niechęcią. Słowo paroikos, czyli gość, ozmaczało cudzoziemca, który stale zamieszkiwał dany kraj, ale nie przyjął jego obywatelstwa; płacił podatki za prawo zamieszkiwania w kraju, który nie był jego ojczyzną. Zarówno xenos jak i paraikos znajdowali się jakby poza nawiasem życia obywateli danego kraju.

Tak więc Apostoł Paweł mówi do pogan: „Wśród ludu Bożego nie jesteście już więcej obcy, nie jesteście poza nawiasem ich życia; jesteście współobywatelami świętych”. W skrócie można powiedzieć, że przez Jezusa jesteśmy domownikami Boga.

A. B. Davidson opowiada, jak mieszkał przez jakiś czas w obcym mieście i był sam. Spacerował wieczorami po ulicach i przez okna widział całe rodziny siedzące przy stole, lub przy kominku w miłej, rodzinnej atmosferze. Kiedy zasuwano zasłony czuł się jeszcze bardziej samotny, jakby odepchnięty w ciemność.

Coś takiego nie może się zdarzyć w rodzinie Bożej. Nie wolno, żeby zdarzyło się w zborze. Ludzie stawiają ściany, mury, kościoły, zatrzymują Stół Pański tylko dla swoich członków. Bóg nigdy tak nie czyni. Tragedią wielu kościołów jest fakt, że są czasem bardziej ekskluzywne od Boga.

Druga ilustracja, jaką posługuje się Apostoł Paweł, to budowa. Myśli o każdym zborze jako części wielkiej budowli, a o każdym chrześcijaninie jako o pojedynczej cegle, lub kamieniu wbudowanym w ściany tej budowli. Kamieniem węgielnym jest Jezus Chrystus i na Nim się wszystko opiera.

Proces budowy ciągle trwa; każda jej część została wbudowana w Chrystusa. Wyobraźmy sobie ogromną, starą katedrę, różne jej części, od podziemi, aż po wieżę były budowane w różnych wiekach i w różnych stylach architektonicznych, aż po współczesność. Cała jednak budowla stanowi jedną całość i cała służy do oddawania czci Bogu i do spotykania się z Jezusem Chrystusem.

Taki właśnie powinien być Kościół. Jego jedność nie jest wynikiem organizacji, obrzędów, lub liturgii, lecz pochodzi od Jezusa Chrystusa. Ubi Christus, ibi ecclesia, tam, gdzie jest Chrystus, tam jest Kościół. Tę jedność Kościół uświadomi sobie wtedy, kiedy zrozumie, że istnieje nie po to, aby propagować punkt widzenia jakiejkolwiek grupy ludzi, lub jednostki, ale po to, żeby stać się domem gdzie może zamieszkać Jezus Chrystus w Duchu Świętym, i gdzie wszyscy kochający Jezusa mogą się spotykać w tym Duchu.

Więzienie i przywileje (3,1-13)

Zauważmy, że w tym fragmencie Listu wersety 2-13 są jednym, długim zdaniem, jakby w nawiasie. Słowo dlatego w wersecie 14 podejmuje na nowo i streszcza myśl rozpoczynającą się od słowa dlatego w wierszu 1.

Ktoś zwrócił uwagę na to, że u Apostoła Pawła często jakieś słowo lub pojęcie rozwijało jego myśl w nowym kierunku. Pisząc o sobie, jako o „więźniu Chrystusa”, wznosi się myślą ku wszechobecnej miłości Bożej oraz ku swemu zadaniu w przybliżeniu tej miłości poganom. Myśl tę oddają wersety 2-13, a werset 14 wraca do pierwotnego wątku, po czym następuje rozwinięcie tego, co autor chciał powiedzieć na samym początku.

Wielkie odkrycie (3,1-7)

W czasie pisania tego Listu Apostoł Paweł przebywał w Rzymie, w areszcie, czekając na rozprawę przed Neronem. Czekał także na żydowskich rzeczników oskarżenia i wiedział, że przybędą pełni złości i nienawiści. W areszcie Apostoł Paweł korzystał z pewnych ulg, na przykład mógł przebywać w wynajętym przez siebie pomieszczeniu, mógł być odwiedzany przez przyjaciół. Jednak pozostawał więźniem. W dzień i w nocy był przykuty łańcuchem do ręki rzymskiego żołnierza, który był jego strażnikiem i który czuwał, żeby więzień nie zbiegł.

W tych okolicznościach Apostoł Paweł nazywa siebie „więźniem Chrystusa”. Jest to następny przykład tego, że chrześcijanin żyje jakby w dwóch płaszczyznach. W kategoriach ludzkich Apotoł Paweł był więźniem cesarza rzymskiego. I tak faktycznie było. Ale Paweł nigdy nie uważał siebie za więźnia Rzymu; zawsze uważał siebie za więźnia Chrystusa. Widzimy, jak ważne jest z jakiego punktu widzenia patrzy się na siebie i swoją sytuację.

Znane jest opowiadanie, jak Christopher Wren, który projektował i nadzorował budowę Katedry Świętego Pawła, podszedł pewnego dnia do jednego z robotników i zapytał: „co robisz?” Robotnik odpowiedział: „obrabiam ten kamień na odpowiedni kształt”. Drugi zapytany powiedział, że zarabia po prostu pieniądze. Kiedy zadał to samo pytanie trzeciemu robotnikowi, ten zastanowił się chwilę, i rzekł: „pomagam Panu Wren budować Katedrę Świętego Pawła”.

Człowiek znajdujący się w więzieniu za jakąś wielką sprawę, może albo uważać siebie za nieszczęśliwego, skrzywdzonego przez los, albo trzymać głowę do góry, jakby trzymał sztandar wartości moralnych wielkiej sprawy. W pierwszym przypadku uważa więzienie za karę, w drugim za przywilej, za zaszczyt. Kiedy przeżywamy trudności, jesteśmy odepchnięci, pogardzani, ponosimy straty materialne, w imię wiary chrześcijańskiej, możemy uważać siebie albo za ofiary skrzywdzone przez ludzi, albo za bojowników Chrystusa. Apostoł Paweł nie myślał o sobie, jako o więźniu Nerona, ale o więźniu Chrystusa.

W tym fragmencie Apostoł Paweł wraca do myśli, która jest centralną myślą całego Listu. Wraca do objawionej mu tajemnicy Bożej, według której swoją miłość i łaskę Bóg ofiaruje nie tylko Żydom, ale całej ludzkości. W drodze do Damaszku zostało mu objawione, że Bóg posyła go do pogan „aby otworzyć oczy ich, odwrócić od ciemności do światłości, od władzy szatana do Boga, aby dostąpili odpuszczenia grzechów i przez wiarę we mnie, współudziału z uświęconymi” (Dz 26,18).

Było to zupełnie nowe odkrycie. Głównym grzechem starożytnego świata była pogarda; Żydzi pogardzali poganami jako ludźmi bezwartościowymi w oczach Boga. Poganie, w najgorszym razie żyli po to, by pójść na zatracenie; „naród i królestwa, które tobie będą służyć, zginą i takie narody będą doszczętnie wytępione” (Iz 60,12), a w najlepszym razie istnieli po to, żeby być niewolnikami Izraela. „Robotnicy Egiptu i kupcy Etiopii i Sabejczycy, mężczyźni rośli, przejdą do ciebie i będą twoi, pójdą za tobą w pętach i będą się tobie kłaniać...” (Iz 45,14)

Dla ludzi, którzy myśleli tymi kategoriami, myśl, że łaska i chwała Boża mogła obejmować również pogan, - była nie do przyjęcia. Grecy z kolei pogardzali barbarzyńcami, a takimi byli dla nich wszyscy nie Grecy. Według Celsusa „barbarzyńcy mogli mieć pewną możliwość odkrywania prawdy, ale zrozumieć ją mógł tylko Grek”. Pogardliwy stosunek jednych narodów do drugich nie kończy się w starożytności.

W angielskim magazynie handlu morskiego z roku 1859 czytamy w dokumentach chińskich, że nazwy „barbarzyńca” nie powinno się stosować do obywateli brytyjskich. W świecie starożytnym jednak, te bariery były nie do przebycia. Nikt nie dopuszczał nawet myśli, że przywileje Boże mogły obejmować wszystkich ludzi bez względu na ich rasę i narodowość. Właśnie Apostoł Paweł był tym, który dokonał tego odkrycia. Gdyby nie on, może w ogóle nie bylibyśmy dziś chrześcijanami?

Wyróżnienie do służby i wierności (3,1-7 ciąg dalszy)

Apostoł Paweł nie uważał siebie za odkrywcę tej wielkiej prawdy; uważał, że została mu ona objawiona. Jest w człowieku zmysł, odbierający od Boga prawdę i piękno, które później znajdują wyraz w najwspanialszych dziełach muzyki, literatury, sztuki, czy też w naukowych odkryciach. Bywa na przykład, że naukowiec po wielu badaniach i doświadczeniach dochodzi do martwego punktu. I nagle przychodzi taki moment, jedna myśl... i problem zostaje rozwiązany. Taka myśl także pochodzi od Boga.

Autor Listu mówił o sobie jako o „przekazującym łaskę Bożą”. Kiedy spotkał się ze starszymi Kościoła, żeby omówić z nimi misję wśród pogan, mówił: „została mi powierzona ewangelia między nieobrzezanymi” oraz, że „poznali okazaną mi łaskę” (Gal 2,7.9). W Liście do Rzymian mówi o „mocy łaski, która mi jest dana od Boga” (Rz 15,15). Uważał, że jego najważniejsze zadanie polega na przekazywaniu łaski Bożej ludziom. Wszystkie wspaniałe dary chrześcijaństwa otrzymaliśmy po to, by się nimi dzielić z innymi. To jest jedna z najważniejszych prawd chrześcijańskiego życia. Zawiera ona jednak ostrzeżenie, że możemy te dary utracić, jeśli zatrzymamy je tylko dla siebie.

Uważał także, że dana mu była godność służenia. Pisze, że został sługą według daru łaski Bożej. Nie uważał swojej służby za ciężki obowiązek, ale za radosny przywilej. Dziwne, jak czasem trudno jest skłonić ludzi do pracy prowadzonej w zborze. Nauczanie dla Boga, śpiewanie dla Boga, zwiastowanie dla Boga, załatwianie spraw gospodarczych, też dla Boga, odwiedzanie potrzebujących pomocy, ofiarowanie swego czasu, zdolności, talentów i środków materialnych dla Boga, nie powinny być traktowane jako wymuszony obowiązek, przykra konieczność; jest to przecież przywilej i zaszczyt, który powinien być przyjmowany z radością.

Apostoł Paweł był gotów cierpieć dla Chrystusa. Wiedział, że droga jego służby nie będzie łatwa, że swą wierność Chrystusowi będzie musiał okupić nie jedną trudną ofiarą. Wielki mistyk hiszpański, Unamuno, kiedyś powiedział: „Niechaj Bóg pozbawi cię spokojnego życia, a obdarzy cię swoją chwałą”. F. R. Maltby pisał, że Jezus obiecał swoim uczniom trzy rzeczy: że „będą na przekór wszystkiemu szczęśliwi, nieustraszeni i żyć będą wśród ciągłych niebezpieczeństw i trudności”. Cierpienie dla Chrystusa nie jest karą, lecz chwałą, ponieważ stanowi udział w cierpieniach samego Chrystusa oraz okazję do wykazania się jaka jest w rzeczywistości nasza wierność Panu.

Przywilej i pokora (3,8-13)

Apostoł Paweł był w pełni świadomy, że objawienie, jakiego dostąpił, było źródłem podwójnego zaszczytu. Oto właśnie jemu zostało objawione, że wszyscy ludzie mogą dostąpić miłości Bożej, i właśnie on, Paweł ma tę tajemnicę odsłonić Kościołowi i ma być tym, który zaniesie tę łaskę Bożą do pogan. Ta świadomość nie jest dla niego źródłem pychy, lecz przeciwnie, wywołuje w jego sercu uczucie głębokiej pokory. Ogarnia go zdumienie, że to właśnie jemu, który jak to ujmuje, jest najmniejszy ze wszystkich świętych, przypadł w udziale taki zaszczyt.

Jeżeli dany nam jest ten przywilej zwiastowania Radosnej Nowiny o miłości Bożej, lub kiedy możemy uczynić cokolwiek dla Chrystusa, pamiętajmy, że to nie my jesteśmy wtedy wielcy; wielkość leży w naszym zadaniu i w tym co zwiastujemy. Skromną ilustracją tej prawdy może być apel wielkiego dyrygenta, Toskaniniego, skierowany do członków orkiestry przed wykonaniem jednej z symfonii Beethoven'a. Powiedział: „Panowie, nie liczę się ja, ani wy wszyscy; liczy się tylko Beethoven”. Dyrygent wiedział dobrze, że obowiązkiem jego nie było skupienie uwagi publiczności na sobie ani na orkiestrze, ale na samej muzyce.

Opowiadał kiedyś kaznodzieja L. Weatherhead, że pewnego dnia zgłosił się do niego młody chłopiec i powiedział, że postanowił poświęcić się pracy kaznodziejskiej. Zapytany o motywy i okoliczności takiej decyzji, powiedział, że został szczególnie poruszony przez pewne kazanie na nabożeństwie w szkolnej kaplicy. Kaznodzieja zapytał, kim był przemawiający. „Nie wiem”, odpowiedział. „Wiem tylko, że Jezus przemówił do mnie tamtego dnia”. To było prawdziwe zwiastowanie.

Niestety, w dziele zwiastowania jest wielu takich, których bardziej obchodzi ich własny prestiż, troszczą się bardziej o to, żeby widziano ich samych, niż o to, by ludzie zobaczyli Chrystusa i Jego chwałę.

Mądrość Boża i Boży plan (3,8-13 ciąg dalszy)

Apostoł Paweł przypomina nam, że zbawienie całej ludzkości było częścią odwiecznego planu Bożego. Ewangelia nie została zaniesiona do pogan tylko dlatego, że Żydzi jej nie przyjęli; zbawienie pogan nie było dziełem przypadku.

O mądrości Bożej mówi autor, że jest różnorodna. Zastosowane tutaj greckie słowo polupoikilos jest przymiotnikiem, który także tłumaczy się jako różnobarwny. W całej złożoności życia, bogactwie jego przejawów i różnorodności sytuacji kryje się mądrość Boża, która nigdy nas nie zawiedzie.

Jeszcze raz wraca Apostoł Paweł do swojej ulubionej myśli: w Jezusie mamy swobodny dostęp do Boga. Posłużmy się i tutaj przykładem z codziennego życia. Bywa tak, że ktoś z naszych przyjaciół zna jakąś bardzo ważną i wybitną osobę. Sami nie mielibyśmy odwagi, ani możności wejść z nią w osobisty kontakt; jednak w towarzystwie naszego przyjaciela takie spotkanie staje się sprawą możliwą i prostą. Jezus jest właśnie takim pośrednikiem. W Jego obecności mamy prawo stanąć przed obliczem Boga.

Fragment ten kończy się prośbą Apostoła Pawła, żeby przyjaciele nie upadali na duchu z powodu jego uwięzienia. Być może istniała obawa, że głoszenie Ewangelii zostanie zahamowane, ponieważ Apostoł pogan został pozbawiony wolności. Apostoł Paweł przypomina, że prześladowania i udręki, jakie znosi, są dla ich dobra.

Bóg, który jest Ojcem (3,14-17)

Autor powraca tutaj do zdania, które rozpoczął w pierwszym wersecie tego rozdziału. Słowo „dlatego” niejako podsumowuje całą sprawę, o którą Apostoł się modli. Pamiętamy wspaniałą wizję Kościoła, jaką Apostoł Paweł przedstawił nam w poprzednim rozdziale: W świecie rozbitym i tonącym w chaosie, gdzie jest tyle barier, wrogości i konfliktów między rasami, narodami, grupami i jednostkami, a także wewnątrz człowieka, Kościół chrześcijański jest powołany do tego, aby realizować wśród ludzi dzieło pojednania, które przyniósł na ziemię Chrystus, Syn Boży. Kościół ma zanieść prawdę o Jezusie Chrystusie i Bożej miłości do wszystkich ludzi. O tę właśnie sprawę modli się Apostoł Paweł, modli się o tych, którzy są w Kościele i prosi dla nich o taki wzrost duchowy, aby cały Kościół mógł stać się ciałem Chrystusa.

W wierszu 14 Apostoł Paweł pisze: „zginam kolana”; ale oznaczało to w tamtych czasach więcej, niż postawa klęcząca, oznaczało to tyle, co „padam na twarz” przed Bogiem. Według powszechnie przyjętego wśród Żydów zwyczaju, modlono się w postawie stojącej, z dłońmi wzniesionymi do góry. Modlitwa Apostoła o Kościół jest tak intensywna i tak żarliwa, że pada przed Bogiem na twarz. Modli się do Boga, który jest Ojcem. Warto prześledzić, w jakim kontekście Apostoł używa pojęcia Boga Ojca na kartach całego Listu do Efezjan. Pozwoli nam to lepiej zrozumieć co miał na myśli Apostoł Paweł, mówiąc w swej modlitwie o ojcostwie Boga.

1. Bóg jest Ojcem Jezusa (1,2.3; 1,17; 6,23). Pojęcie ojcostwa w stosunku do Boga było znane w antycznym świecie. Grecy nazywali Zeusa ojcem bogów i ludzi; najgłówniejszy bóg Rzymian nosił imię Jowisz, co oznaczało Deus pater, czyli Bóg Ojciec. Przed przyjściem Chrystusa pojęcie ojcostwa było używane raczej w znaczeniu fizycznym, i odnosiło się do aktu stworzenia. Greckiego lub rzymskiego boga nazywano ojcem, ponieważ dał życie bogom i ludziom. W tak pojętym ojcostwie nie mieściło się nic z tej czułej więzi troski, jakie łączą ojca z synem. Dopiero Jezus nadal pojęciu ojcostwa to szersze i szczególne znaczenie. W centrum chrześcijańskiej koncepcji Boga jest wszystko to, co przyniósł ludziom Jezus Chrystus, a więc przede wszystkim miłość, litość i dobroć. Apostoł Paweł zawsze myślał o Bogu w kategoriach Jezusa.

2. Bóg jest Ojcem, do którego mamy dostęp, (2,18; 3,12) Starotestamentowa koncepcja Boga wykluczała możliwość bezpośredniego i swobodnego dostępu przeciętnych wyznawców do Boga. Kiedy Manoach, ojciec Samsona zdał sobie sprawę, kim był Przybysz, który odwiedził jego dom, powiedział: „Na pewno pomrzemy, gdyż oglądaliśmy Boga” (Sdz 13,22). W Świątyni Jerozolimskiej wydzielone było Miejsce Najświętsze, gdzie jak wierzyli Żydzi, przebywał Bóg. Miał tam wstęp tylko Najwyższy Kapłan i to tylko raz w roku - w Dniu Pokuty.

Istotą wiary chrześcijańskiej jest nieograniczony dostęp do Boga. Oto bardzo skromna ilustracja tej prawdy: Mały chłopiec dowiaduje się o awansie swojego ojca na wysokie stanowisko w wojsku. Milczy przez chwilę, po czym pyta: Czy myślisz, że ojciec będzie miał mi za złe, że będę dalej do niego mówił „tatusiu”?

3. Bóg jest Ojcem Chwały (1,17). Mamy tutaj do czynienia z drugim aspektem pojęcia ojcostwa. Mówiąc, że Bóg jest dostępny dla wszystkich, możemy popaść w traktowanie miłości Bożej w sposób wyłącznie emocjonalny, i tak często bywa. Ale wiara chrześcijańska, przyjmując z radością cudowną możliwość dostępu do Boga, nie zapomina ani na chwilę, o Bożej świętości i o Jego chwale. Bóg przyjmuje grzesznika, ale nie wtedy, gdy ten chce spekulować Jego miłością, żeby móc bezkarnie pozostawać w grzechach. Bóg jest święty, i człowiek, który pragnie Jego przyjaźni musi być także święty.

4. Bóg jest Ojcem wszystkich (4,6) Żaden człowiek, żaden naród, ani żaden kościół nie może rościć sobie wyłącznego prawa do Boga. Taki błąd popełniali Żydzi. Ojcostwo Boga obejmuje wszystkich ludzi, a to znaczy, że musimy się wzajemnie miłować i szanować.

5. Bóg jest Ojcem, któremu należy się dziękczynienie (5,20). Ojcostwo Boże jest to taki stosunek między Bogiem i człowiekiem, w którym człowiek jest dłużnikiem Boga. Nie powinniśmy myśleć, że Bóg pomaga nam tylko w skrajnych i najtrudniejszych chwilach naszego życia. Ponieważ otrzymujemy od Boga tak wiele i tak często, zapominamy, że są to Jego dary dla nas. Chrześcijanin winien zawsze pamiętać, że jest dłużnikiem Boga i być wdzięczny nie tylko za zbawienie duszy, ale także za życie i za wszystko, co w tym życiu jest jego udziałem. Bóg jest wzorem prawdziwego ojcostwa. Nakłada to ogromną odpowiedzialność na wszystkich ojców rodzin. Nie trzeba udowadniać, jak silnie i trwale odciska się obraz ojca w osobowości i w pamięci dziecka. Uczymy nasze dzieci, żeby Boga nazywały Ojcem; ale należy zdać sobie sprawę z tego, że jedynym wyobrażeniem ojca, jakie jest im dostępne, jesteśmy my sami, jako ich ojcowie: Pamiętajmy, że nasze ojcostwo powinno być kształtowane według wzoru ojcostwa Bożego.

Utwierdzeni w Chrystusie (3,14-17 ciąg dalszy)

Apostoł Paweł modli się, żeby chrześcijanie zostali „utwierdzeni w wewnętrznym człowieku”. Co to znaczy? Wyrażenie człowiek wewnętrzny funkcjonowało w języku greckim jako zwrot, który posiadał potrójne znaczenie.

1. Oznaczał pracę umysłu, rozum. Przedmiotem modlitwy Apostoła o braci było, żeby Chrystus ugruntował w nich rozum odnowiony przez nawrócenie do Boga, żeby wzmocnił w nich zdolność rozróżniania tego co dobre, od tego co złe. Pragnął, aby Bóg udzielił im mądrości, która pomoże prowadzić życie czyste i rozumne.

2. Sumienie. - Apostoł Paweł prosi Boga, żeby sumienie chrześcijan stawało się coraz bardziej wrażliwe. Jeżeli przez dłuższy czas lekceważymy głos naszego sumienia, staje się ono twarde i nieczułe. Apostoł Paweł modlił się, żeby Jezus zachował w nich sumienie czułe i czujne.

3. Wola. Jak często wiemy, co jest dobre, i chcielibyśmy czynić dobrze, ale nasza wola nie jest na tyle silna, by poprzeć nasze chęci i nasze intencje zamienić w czyn. John Drinkwater pisał:

Daj nam siłę, by działać

jak dyktuje serce i myśl rozumna.

Daj nam cel niezachwiany

by torował drogę.

O wiedzę Cię nie prosimy, boś Ty jest wiedzą,

Lecz, Panie, spełń tę najgłębszą potrzebę

i daj nam wolę niezłomną!

Daruj moc tworzenia czynów

wspanialszych od najszczytniejszych zamierzeń.

Człowiek wewnętrzny, to rozum, sumienie i wola. Utwierdzenie wewnętrznego człowieka następuje wtedy, kiedy na stałe zamieszka w nim Chrystus. Wyraz zamieszkać, po grecku katoikein, oznaczał zamieszkać na stałe, w przeciwieństwie do pobytu czasowego. W wierszu pod tytułem „Zamieszkaj ze mną” Henry Lyte napisał między innymi:

Nie o przelotne spojrzenie, ni ulotne błagam słowo,

lecz byś tak jak z uczniami w rodzinie

przebywasz łaskawie, cierpliwie, swobodnie,

przybył nie na pobyt krótki, lecz zamieszkał u mnie.

Tajemnicą siły jest obecność Chrystusa w naszym życiu. Wkracza On z radością w życie człowieka, ale nigdy nie chce wtargnąć w nie siłą. Czeka na nasze zaproszenie. Chce do nas przyjść i udzielić nam swojej mocy.

Miłość nieskończona (3,18-21)

Apostoł Paweł modli się, żeby chrześcijanie mogli pojąć co znaczy szerokość, długość, głębokość i wysokość miłości Chrystusowej. To tak, jakby wskazał na wszechświat: bezgraniczne niebo, nieskończony horyzont, głębokość mórz i oceanów i powiedział: tak ogromna jest miłość Chrystusa.

Ta wspaniała ilustracja miłości była dla wielu źródłem ciekawych i pięknych skojarzeń. Jeden ze starożytnych komentatorów pisał, że symbolem takiej miłości jest Krzyż. Jego ramiona rozpostarte na nieskończoną przestrzeń wszechświata, to miłość, która ogarnia wszystko i wszystkich. W wyobrażeniu św. Hieronima miłość Chrystusowa sięga wysoko, aż do aniołów, tak daleko, żeby ogarnąć wszystkich, którzy z trudem pną się po drodze wiodącej wzwyż i tak szeroko, że dociera do tych nawet, którzy odchodzą od Jezusa na szerokość drogi tego świata.

Podsumowując, moglibyśmy powiedzieć, że miłość Chrystusowa w swym nieskończonym zasięgu obejmuje każdego człowieka w każdym czasie i w każdym ze światów; idzie tak daleko, że nie cofnie się nawet przed Krzyżem; w swej głębokości schodzi aż w dolinę cienia śmierci; nie kończy się nawet na wysokości niebios, gdzie „wstawia się za i nami” (Hbr 7,25). Żaden człowiek nie jest poza jej zasięgiem i nie ma takiego miejsca, gdzie nie mogłaby dotrzeć.

Autor wraca jeszcze raz do przewodniej myśli Listu. Gdzie można doświadczyć i poznać tę miłość, która przewyższa wszelkie poznanie? Werset 18 mówi nam, że jest to możliwe „ze wszystkimi świętymi”, czyli w społeczności Kościoła chrześcijańskiego. Rację miał Wesley, kiedy mówił: „Bóg nie wie nic o religii jednostkowej. Nikt nie doszedł do nieba samotnie”. Należy pamiętać, że zbór, choć nie jest wolny od wad i błędów, a jego członkowie są dalecy od tego, czym być powinni - jest tą społecznością, w której znajdujemy miłość Bożą.

Modlitwa Apostoła kończy się doksologią, czyli oddaniem chwały Bogu. On może uczynić dla nas daleko więcej, niż to, o co prosimy, lub nawet o czym myślimy. Czyni to przez Kościół i przez Chrystusa.

Zanim skończymy ten rozdział, wróćmy raz jeszcze naszą myślą do wspaniałej wizji Kościoła, jaką przedstawił nam Apostoł Paweł. Otaczający nas świat nie jest tym, czym miał być; jest rozdarty przez zwalczające się nawzajem siły, przez nienawiść; naród powstaje przeciwko narodowi, klasy społeczne przeciw sobie, człowiek przeciwko człowiekowi, a wewnątrz pojedynczego człowieka ścierają się siły dobra i zła. W Bożym planie, wszyscy ludzie i całe narody mają się pojednać w Chrystusie. Do tego zadania potrzebny jest Kościół, który musi wyjść na świat ze zwiastowaniem Dobrej Nowiny o miłości Chrystusa i o łasce Bożej. Ale najpierw członkowie Kościoła muszą połączyć się w prawdziwą, braterską społeczność i przeżyć tę ogromną, nieskończoną miłość Chrystusa.

Rozdział 4 Listu do Efezjan

Rozdział 4 otwiera drugą część Listu. W części pierwszej Apostoł Paweł zajmował się wielkimi i nieprzemijającymi prawdami wiary chrześcijańskiej oraz rolą i funkcją Kościoła w Planie Bożym.

W drugiej części Listu autor próbuje nakreślić wzorzec, jakiemu powinien odpowiadać każdy poszczególny członek Kościoła, aby Kościół mógł wykonać swoje zadanie.

Zanim przystąpimy do czytania tego rozdziału, przypomnijmy sobie przewodnią myśl całego Listu, która mówi, że na rozdarty, pełen antagonizmów świat Jezus przyniósł dar pojednania. Droga do pojednania prowadzi przez wiarę w Chrystusa. Zadaniem Kościoła jest przekazywanie tego posłania całemu światu. Jaki ma być chrześcijanin, aby Kościół mógł być narzędziem Chrystusa w dziele powszechnego pojednania człowieka z człowiekiem i człowieka z Bogiem?

Cnoty chrześcijańskie (4,1-3)

Kiedy człowiek staje się członkiem jakiejś grupy społecznej, to przez ten fakt zobowiązuje się do spełniana wymogów tej grupy w zakresie prowadzenia określonego rodzaju życia. W przypadku nie spełnienia wymogów grupy, przeszkadza w osiąganiu jej celów i dyskredytuje się w jej oczach. Dlatego Apostoł Paweł opisuje, jakie życie powinien prowadzić człowiek, który wszedł do społeczności Kościoła chrześcijańskiego.

Pierwsze trzy wersety skrzą się jak diamenty; zawierają określenia wielkich i pięknych cnót chrześcijańskich.

1. Pokora. Greckiemu słowu tapeinophrosunē dopiero chrześcijaństwo nadało obecne znaczenie. W języku greckim wszystkie słowa używane dla określenia pojęcia pokory łączą się z pojęciem ubóstwa. Dopiero późnej Św. Bazyli miał opisać pokorę jako „szkatułkę zawierającą klejnoty wszystkich cnót”. Przed Chrystusem bowiem pokora nie była wcale uważana za cnotę. Świat antyczny traktował tę cechę pogardliwie.

Język grecki posiadał przymiotnik pokorny - tapeinos, który zwykle występował z takimi słowami, jak niewolniczy, (andrapodōdē, doulikos, douloprepēs), niecny, haniebny (agennēs), złej sławy (adoxos), służalczy (chamaizēlos) - przymiotnik opisujący roślinę wijącą się przy ziemi). W czasach przed przyjściem Chrystusa pojęcie pokory było zawsze uważane za coś tchórzliwego, służalczego, haniebnego. A jednak chrześcijaństwo stawia tę cechę w awangardzie wszystkich cnót. Skąd więc wzięła się chrześcijańska pokora i na czym polega?

a) Chrześcijańska pokora ma swoje źródło w naszej samoświadomości. Bernard mówi o pokorze, jako o „cnocie, dzięki której człowiek staje się świadomy swej nicości w wyniku najprawdziwszej wiedzy o sobie samym”.

Spojrzenie w oczy prawdzie o nas samych jest najczęściej rzeczą bardzo upokarzającą. Większość z nas „dramatyzuje” swoją własną osobę, widzi siebie jako centrum wszystkiego co się dzieje dokoła.

Pewien człowiek przed zaśnięciem miał dziwne sny na jawie. Wyobrażał sobie, że jest głównym bohaterem dramatycznej akcji ratowniczej na morzu; lub w płomieniach, albo mówcą trzymającym w napięciu ogromną widownię, lub piłkarzem olśniewającym swym kunsztem gry. Człowiek ten zawsze widział się w centrum wydarzeń jako ich główny bohater. Podobnie czyni większość z nas. Zaś prawdziwa pokora polega na stawieniu czoła prawdzie o sobie: naszej słabości, egoizmowi, niepowodzeniom w kontaktach z drugim człowiekiem, fiasku naszych usiłowań i działań. Pokora zależy od uczciwości i odwagi spojrzenia na siebie gołym okiem i bez różowych okularów samouwielbienia, miłości własnej i egocentryzmu.

b) Chrześcijańska pokora polega na złożeniu własnego życia w cieniu żywota Jezusa i w świetle wymagań Bożych. Bóg jest doskonałością; zaś sprostanie wymaganiom doskonałości jest niemożliwe. Fakt, że jesteśmy ludźmi, oznacza, że zawsze mamy przed sobą niedościgniony cel. Równanie do lepszych może zostać uwieńczone sukcesem; gdy jednak staramy się dorównać doskonałości, bardzo prędko widzimy nieporadność własnych poczynań. Ktoś może myśleć, że jest dobrym pianistą, póki nie usłyszy gry Rubinsteina. Ktoś inny może uważać się za dobrego sportowca, póki nie ujrzy kunsztu mistrza. Komuś może wydawać się, że jest dobrym naukowcem, póki nie zetknie się z dziełami wielkich uczonych i ich wiedzą. Podobnie kaznodzieja, przestanie uważać się za dobrego ewangelistę, gdy usłyszy Billy Grahama. Samozadowolenie zależy od punktu odniesienia. Dużo satysfakcji może nam dostarczyć porównanie się z naszym bliźnim; ale punktem odniesienia dla chrześcijanina jest Jezus Chrystus oraz wymagania Bożej doskonałości, i wówczas nie ostoi się żadne samozadowolenie ani pycha.

c) Można to ująć jeszcze inaczej. R. C. Trench powiedział, że pokora wynika z ciągłej świadomości, że jesteśmy stworzeniem Bożym i jesteśmy całkowicie od Niego zależni. Jak mówią słowa pieśni:

„To Ty we wszelkiej godzinie

Od śmierci mnie obronisz,

Nie zdobyłbym się na tchnienie,

Lecz Ty mnie siłą zbroisz.

Przyjaciele, członki me zdrowe,

Rodziców para droga

Nie stąd mi są dane;

Lecz pochodzą od Boga”.

Niczego nie zawdzięczamy sobie samym. Znajdujemy się zawsze w postawie biorącej. Jesteśmy stworzeniem, któremu jedynie przysługuje pokora wobec Stwórcy.

U źródeł chrześcijańskiej pokory leży świadomość wynikająca ze spojrzenia na siebie, spojrzenia na Chrystusa i spojrzenie na Boga - Stwórcę.

Łagodność (4,1-3 ciąg dalszy)

Drugą wielką cnotą chrześcijańską jest łagodność. Greckie praus (przymiotnik) i praotes (rzeczownik) nie stanowią odpowiedników, gdyż nie da się ich zastąpić jednym słowem. Przyjrzyjmy się, co dokładnie znaczą oba te wyrażenia. Praus było używane w dwóch znaczeniach.

a) Arystoteles, wielki myśliciel grecki definiował każdą cnotę jako wyważony środek między dwoma skrajnościami. Z jednej strony pewna wartość występowała w nadmiarze, z drugiej, nie było jej wcale. W środku między tymi skrajnościami owa wartość znajdowała właściwe proporcje. Praotēs było przez niego definiowane, jako wyważenie między krańcowym gniewem, a krańcową łagodnością. Człowiek, który jest praus, to taki, którego ogarnia gniew we właściwym czasie, ale nigdy nie denerwuje się w momencie niewłaściwym. Ujmując to jeszcze inaczej, można powiedzieć, że człowiek, który jest praus, gniewa się wtedy, kiedy spotyka się z cierpieniem i krzywdą innych, natomiast, kiedy sam musi znosić krzywdę i obrazę, czyni to bez gniewu.

b) Słowo praus było używane przez Greków także w odniesieniu do zwierzęcia, które zostało wytresowane, nauczone reakcji na komendę i całkowicie podlega dyscyplinie i kontroli. W tym znaczeniu człowiek łagodny, to taki człowiek, którego instynktowne odruchy, uczucia i pasje, podlegają doskonałej kontroli. Błędem byłoby stwierdzenie, że taki człowiek posiada całkowitą i doskonałą samokontrolę, ponieważ to leży poza ludzkimi możliwościami; można powiedzieć, że człowiek o doskonałej samokontroli to ten, nad którym panuje Bóg.

Prawdziwy członek Kościoła podlega Bogu do takiego stopnia, że nawet swój negatywny stosunek do określonych zjawisk potrafi wyrazić we właściwej formie i we właściwym czasie. Jego „ja” zanikło, a ster i kontrola jego życia należą do Boga.

Cierpliwość (4,1-3 ciąg dalszy)

Cierpliwość jest trzecią wielką cnotą chrześcijanina. Grecki odpowiednik makrothumia posiada dwa znaczenia.

1) Wytrwałość, niezłomność. Człowiek posiadający te cechy nigdy nie ulegnie, wytrwa do końca i doczeka się nagrody. Dobrze oddaje znaczenie tego słowa kronikarz żydowski opisując „uporczywość Rzymian, którzy nigdy nie zawarliby pokoju będąc w odwrocie”. W okresie swej świetności Rzymianie byli nie do pokonania. Mogli przegrać bitwę, nawet kampanię, lecz nigdy wojny. Doświadczając nawet najbardziej dotkliwej klęski, nigdy nie pomyśleli o poddaniu się i przyznaniu do przegranej. Chrześcijanin cierpliwy, nigdy nie daje za wygraną, nie kapituluje przed najtrudniejszym zadaniem, nie załamuje się żadnym nieszczęściem, cierpieniem, czy rozczarowaniem, lecz wytrwa do końca.

2) Cierpliwość w obcowaniu z ludźmi, zdolność znoszenia cierpień. Chryzostom widzi tę cechę u człowieka, który nigdy nie korzysta z możliwości zemsty. Podobnie Lightfoot mówi, że makrothumia nie odpłaca za wyrządzone krzywdy, lecz znosi je cierpliwie. By użyć bardzo niedoskonałej analogii: Często widzimy małe szczenię w towarzystwie wielkiego psa. Szczeniak warczy i szczeka na swego olbrzymiego towarzysza, zaczepia go, gryzie i atakuje, jednak przez cały czas dorosły pies, który mógłby jednym ruchem ogłuszyć narzucającego się małego, znosi te wybryki z powagą i wyrozumiałym dostojeństwem. Makrothumia, czyli cierpliwość, to cecha, która każe znosić obrazę i krzywdę bez narzekania i goryczy, a ludzką głupotę bez irytacji.

Znaczenie słowa „cierpliwość” najlepiej oddaje fakt, że jest ono wielokrotnie użyte w Nowym Testamencie w odniesieniu do Boga. Apostoł Paweł pyta grzesznika, nieskorego do pokuty, czy ten „lekceważy bogactwo dobroci i cierpliwości Bożej” (Rz 2,4). Mówi też o wszelkiej cierpliwości, którą okazał Chrystus (1 Tm 1,16). Apostoł Piotr przypomina, że „Bóg cierpliwie czekał na dni Noego” (1 P 3,20) oraz, że „cierpliwość Boża jest naszym ratunkiem” (2 P 3,15). Gdyby Bóg był człowiekiem, już dawno, w porywie słusznego gniewu unicestwiłby świat za nieposłuszeństwo ludzi. Lecz cierpliwość Boża każe Mu miłować i czekać. Chrześcijanin powinien odnosić się do swego bliźniego z taką cierpliwością, jaką Bóg okazał jemu samemu.

Chrześcijańska miłość (4,1-3 ciąg dalszy)

Czwartą wielką cechą chrześcijaństwa jest miłość. Pojęcie miłości chrześcijańskiej było czymś tak nowym, że aby oddać jego treść, chrześcijańscy prozaicy musieli stworzyć nowy termin, lub przynajmniej zastosować bardzo rzadko używane greckie słowo agapē nadając mu nowe, głębsze znaczenie.

W języku greckim istnieją cztery słowa dla określenia pojęcia miłości. Erōs - oznacza miłość między kobietą i mężczyzną i odnosi się zdecydowanie do seksu. Philia - określa zaangażowanie uczuciowe pomiędzy osobami sobie bliskimi. Storgē odnosi się do uczuć rodzinnych. Wspomniane już słowo agapē jest tłumaczone w Piśmie świętym jako miłosierdzie. Prawdziwe znaczenie słowa agapē, to bezgraniczna łaskawość, życzliwość, dobrodziejstwo. Jeżeli odnosimy się do kogoś z agapē, to znaczy, że niezależnie od tego co ta osoba uczyni, będziemy pragnęli dla niej tylko najwyższego dobra. Choć nas zrani, skrzywdzi, będziemy w stosunku do niej żywili tylko uczucie dobroci. Wskazuje to jasno na fakt, że agapē, miłość chrześcijańska, to nie tylko sprawa emocji, ale także sprawa woli. Jest to zdolność zachowania niczym niezwyciężonej dobrej woli i życzliwości w stosunku do ludzi nie dających się kochać, ludzi niemiłych, do tych, którzy nas nie kochają, a nawet do tych, których nie darzymy sympatią. Agapē jest tą wartością umysłu i serca, która pozwala chrześcijaninowi nie żywić urazy ani pragnienia zemsty, lecz pragnąć i dążyć do najwyższego dobra każdego człowieka, niezależnie od tego, jaki on jest.

Tak więc mamy cztery wielkie cnoty chrześcijańskiego życia: pokorę, łagodność, cierpliwość i miłość. Ich sumą i wynikiem jest cnota piąta - pokój. Apostoł Paweł w swoich listach doradza i bezwzględnie wymaga, aby chrześcijanie zachowali „świętą jedność”, która powinna cechować prawdziwy Kościół.

Pokój można zdefiniować, jako właściwy stosunek człowieka do człowieka. Ta jedność, pokój, właściwe stosunki między ludźmi mogą być utrzymane w jeden tylko sposób. Każda z czterech wielkich cnót chrześcijańskich jest uwarunkowana przez jeden czynnik, którym jest zrezygnowanie z własnego „ja”. Jak długo nasze „ja” znajduje się w centrum spraw, nie dojdziemy nigdy do pełnej jedności. W społeczeństwie, gdzie przeważa jednostkowe własne „ja”, ludzie są zbiorem zantagonizowanych jednostek. Kiedy w sercach naszych zaczyna żyć Chrystus, a nasze „ja” zamiera, wtedy przychodzi pokój, i jedność; a są to wielkie znamiona prawdziwego Kościoła.

Podstawy jedności (4,4-6)

W tym fragmencie Apostoł Paweł precyzuje podstawy, na których opiera się chrześcijańska jedność.

1. Jedno ciało. Chrystus jest głową, a Kościół ciałem. Żaden ośrodek mózgowy nie może władać rozczłonkowanym ciałem. Gdy ciało nie stanowi skoordynowanej całości, funkcja głowy zostaje udaremniona. Dla dzieła Chrystusa jedność Kościoła jest sprawą zasadniczej wagi. Nie chodzi tutaj o jedność w pojęciu organizacji i administrowania, lecz o jedność opartą na miłości Chrystusa i na miłości wzajemnej wszystkich członków Kościoła.

2. Jeden Duch. Grecki odpowiednik pneuma był rozumiany zarówno jako duch i jako tchnienie i w rzeczywistości używany był powszechnie w tym drugim znaczeniu. Kiedy organizm przestaje oddychać - umiera. Ożywczym tchnieniem Kościoła jest Duch Chrystusowy. Gdzie nie ma Ducha Świętego, tam nie ma Kościoła, a Duch Święty nie przychodzi tam, gdzie nie ma oczekiwania w społecznej modlitwie.

3. Jedna nadzieja. Wszyscy zmierzamy do jednego celu; i to jest wielka tajemnica jedności. Nasza organizacja, metody działania, a nawet niektóre z naszych przekonań mogą się od siebie różnić, lecz wszyscy walczymy o jeden cel: o świat zbawiony przez Chrystusa.

4. Jeden Pan. Credo pierwszych chrześcijan można najtrafniej wyrazić jednym zdaniem: „Jezus Chrystus jest Panem” (Flp 2,11). Apostoł Paweł wierzył, że marzeniem Boga jest taki dzień, w którym wszyscy ludzie uczynią takie wyznanie. Wyraz pan brzmi po grecku kyrios. Grecy używali go w dwóch znaczeniach. Pierwsze, to pan w przeciwieństwie do sługi lub niewolnika. Drugie, to desygnat i tytuł Cesarza Rzymskiego. Jedność chrześcijan polega na tym, że wszyscy należą do jednego Pana i Władcy i Jemu służą.

5. Jedna wiara. Apostoł Paweł nie miał tutaj na myśli jednego wyznania. W Nowym Testamencie bardzo rzadko słowo wiara oznacza wyznanie. Przez wiarę Nowy Testament prawie zawsze rozumie całkowite oddanie się Jezusowi Chrystusowi. Apostoł Paweł chce powiedzieć, że chrześcijanie są złączeni poprzez akt całkowitego poddania się miłości Jezusa Chrystusa. Akt ten może być określany różnymi terminami w różnych wyznaniach i grupach, ale niezależnie od stosowanych określeń, poddanie się Chrystusowi jest wspólne dla wszystkich chrześcijan.

6. Jeden chrzest. W pierwszym Kościele chrzest był chrztem dorosłych i stanowił przede wszystkim publiczne wyznanie wiary. W jeden tylko sposób mógł Rzymianin wstąpić do armii: musiał złożyć publiczną przysięgę wierności swemu Cesarzowi do końca swego życia. Podobnie, istniała tylko jedna droga do Kościoła Chrześcijańskiego, a to poprzez publiczne wyznanie wiary w Jezusa Chrystusa, czyli potwierdzenie oddania się i wierności Jezusowi.

7. Jeden Bóg. Przyjrzyjmy się bliżej jakie treści niesie werset 6, który w niezwykle skondensowanej formie mówi o Bogu, w którego wierzymy. Przede wszystkim, Bóg jest Ojcem wszystkich. Największą prawdą o Bogu Chrześcijańskim, jest nie to, że jest On Władcą, Najwyższym Sędzią, lecz, że jest Ojcem. Chrześcijańskie pojęcie Boga rozpoczyna się od miłości.

Bóg jest ponad wszystkim. W tym stwierdzeniu mieści się istota Bożego zwierzchnictwa nad światem. Bez względu na to, co się dzieje, Bóg panuje nad biegiem wydarzeń. Tego faktu nie zmieniają nawet takie kataklizmy, jak potop. Psalmista mówi: „Pan zasiadł na tronie nad wodami potopu” (Ps 29,10). Bóg jest początkiem i końcem wszechrzeczy, jest i działa przez wszystkich i „przez wszystko” i w tym zawiera się istota Opatrzności Bożej. Bóg stworzył świat i nie pozostawił go własnemu losowi, ale troszczy się, wspiera, kieruje i miłuje.

Bóg jest we wszystkim, jest wszechobecny. Możliwe, że Apostoł Paweł zaczerpnął tę myśl od stoików. Wierzyli oni, że Bóg jest ogniem czystszym od wszelkiego ognia ziemskiego i że życie ludzkie bierze początek od iskry ognia boskiego, która zamieszkała w ciele człowieka. Apostoł Paweł jest przekonany o wszechobecności Boga; chrześcijanin wierzy, że Bóg stworzył świat, w którym żyjemy, trzyma go w swoich dłoniach i wypełnia go swoją obecnością.

Dary łaski (4,7-10)

W poprzednim fragmencie Apostoł Paweł pisał o tym, jakie cechy powinien posiadać członek Kościoła. Teraz przechodzi do omówienia funkcji chrześcijanina w Kościele. Na początku precyzuje to, co było dla niego podstawową prawdą: wszystko, cokolwiek jest w człowieku dobrego, jest darem łaski Bożej, jest darowane przez Chrystusa. Jak mówią strofy poezji:

„A wszelką cnotę daną nam

I wszelki tryumf nasz

I myśl najświętszą, którą znam

Od Niego masz”

W wersecie 8 autor nawiązuje do treści Psalmu 68. Psalm opisuje zwycięski powrót króla. Władca „wstępuje na wysokość”, to znaczy wspina się stromą drogą z Góry Syon ku ulicom Świętego Miasta. W tryumfalnym pochodzie prowadzi za sobą zakutych w łańcuchy jeńców demonstrując swą zwycięską potęgę. I tutaj następuje zmiana w stosunku do strof 68 Psalmu. W Psalmie, zdobywca powraca z łupami; wymaga od zwyciężonych należnego mu okupu i kontrybucji. Apostoł Paweł natomiast pisze, że Zwycięzca Nowego Testamentu, Jezus Chrystus nie bierze, lecz obdarowuje darami. Jest to zasadnicza różnica między Starym, a Nowym Testamentem. Starotestamentowy zwycięzca domaga się okupu, darów od ludzi, natomiast w Nowym Testmencie, miłujący Bóg obdarza ludzkość swoją miłością. W tym mieści się istota Dobrej Nowiny.

Następnie Apostoł Paweł zatrzymuje się nad słowem wstąpił i kieruje swoje myśli ku Jezusowi. Jezus Chrystus zstąpił na ziemię jako człowiek i wstąpił na wysokość, gdy opuścił ziemię powracając do chwały niebieskiej. Chrystus zstępujący i wstępujący, to jedna i ta sama Osoba. Autor tak mocno podkreśla tę myśl, ponieważ pragnie, aby ludzie zrozumieli, że Chrystus, który jest Panem Chwały, tym samym jest Jezusem, który stąpał po ziemi, jest tym, który w dalszym ciągu miłuje ludzi, przebacza grzesznikom, uzdrawia cierpiących, pociesza zasmuconych i ciągle jeszcze jest przyjacielem tych, którzy są poza nawiasem społeczeństwa.

Jak mówi szkocka pieśń ludowa:

„Choć z wysokości zstąpił gwiazd

On zajrzy do najniższych gniazd,

I jako człowiek zesłan nam,

On poznał kruchy ludzki stan.

Cierpienie nasze dzielił sam

I w ludzkich losach bratem nam.

Choć Jezus dziś, to niebios Król,

Pamięta ziemskie łzy i ból.

Gdy rozpacz naszym sercem rwie

każdym smutku Chrystus wie.

Współczując, przy nas zawsze stał,

W cierpiące serce ulgę słał”.

Jezus Chrystus, który wstąpił na wysokość chwały nieba, w dalszym ciągu miłuje duszę ludzką.

Jeszcze jedna myśl uderza autora. Jezus wstąpił na wysokość nie po to, aby opuścić świat, lecz, aby wypełnić go swoją obecnością. Gdy w ludzkiej postaci przebywał na ziemi, mógł w danym momencie przebywać tylko w jednym miejscu; podlegał cielesnym ograniczeniom. Wyzwalając się z ciała, wyzwolił się z ograniczeń; przez Ducha Świętego może być wszędzie. Dla Apostoła Pawła wstąpienie Chrystusa na wysokość do chwały niebios nie oznaczało porzucenia naszego ziemskiego bytu; ale przeciwnie, oznaczało wypełnienia go obecnością Chrystusa.

Funkcje w Kościele (4,1-13)

Ten fragment Listu przedstawia zarysy organizacji wczesnego Kościoła. Istniały wtedy trzy rodzaje urzędów, lub funkcji, których autorytet i uprawnienia uznawane były w całym Kościele. Obok nich istniały funkcje związane z lokalnymi zborami.

1. Apostołowie. Ich władza i autorytet rozciągały się na cały Kościół. Liczba apostołów była większa niż 12. Wiemy, że apostołem był Barnaba (Dz 14,4.14), Jakub, brat naszego Pana (1 Kor 15,7); (Gal 1,19) Sylwan (1 Tes 2,6) oraz Andronik i Junia (Rz 16,7).

Aby ktoś mógł zostać zaliczony do grona apostołów, musiał spełnić szereg warunków, z których dwa były najważniejsze. Przede wszystkim, apostołem mógł być tylko ten, kto osobiście widział Jezusa. Gdy Apostoł Paweł domagał się uznania swej funkcji apostolskiej przez zbór w Koryncie, pytał: „Czy nie jestem apostołem? Czy nie widziałem Jezusa, Pana naszego?” (1 Kor 9,1). Ponadto, apostoł musiał być świadkiem Zmartwychwstania i Zmartwychwstałego Pana. Kiedy jedenastu uczniów apostołów zebrało się, aby wybrać następców Judasza, mówili, że może nim zostać tylko „jeden z tych mężów, którzy chodzili z nami przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał między nami ... aż do dnia, w którym od nas został wzięty w górę, stał się wraz z nami świadkiem jego zmartwychwstania” (Dz 1,21-22).

Wymóg ten w znaczeniu dosłownym mógł być realny tylko do pewnego czasu. Było sprawą oczywistą, że apostołowie, którzy chodzili z Jezusem i byli świadkami Jego Zmartwychwstania, kiedyś zejdą z tego świata. Jednak w innym, szerszym znaczeniu wymóg ten pozostaje ciągle aktualny. Ten kto naucza o Chrystusie, musi znać Chrystusa; kto przekazuje innym moc Syna Bożego, ten musi sam najpierw doświadczyć mocy Zmartwychwstałego Pana.

2. Prorocy. Prorok nie tyle przepowiadał przyszłość, ile przekazywał wolę Bożą. Przy przekazywaniu woli Bożej prorocy musieli w pewnym sensie przepowiadać przyszłość, ponieważ objawiali ludziom konsekwencje nieposłuszeństwa Bogu.

Prorocy poruszali się po obszarze całego Kościoła. To, co przekazywali, nie było uważane za rezultat przemyśleń i nauki, ale za działanie Ducha Świętego. Nie mieli domu, rodziny, ani środków utrzymania. Wędrowali od zboru do zboru i ogłaszali wolę Bożą, tak jak została im objawiona przez Boga.

Ta funkcja w Kościele zanikła już bardzo dawno. Stało się tak z trzech powodów:

a) W czasach prześladowania chrześcijan, prorocy, którzy nie mieli ani miejsca, ani środków, żeby się ukryć, pierwsi cierpieli za wiarę i oddali za nią swoje życie.

b) Wraz z rozwojem Kościoła zbory były coraz bardziej zorganizowane, miały swoich kaznodziejów i starszych zboru, którzy niechętnym okiem patrzyli na wtrącanie się wędrownych proroków do życia społeczności zborowych i zakłócanie ustalonego porządku. Nieuniknioną konsekwencją takiej sytuacji było stopniowe zanikanie proroków w Kościele.

c) Funkcja proroka była narażona na niebezpieczeństwo nadużyć. Wędrowni prorocy cieszyli się znacznym prestiżem. Niektórzy z nich korzystając z tego prestiżu prowadzili bardzo wygodne życie na koszt odwiedzanego zboru.

Najstarszą księgą traktującą o administracji kościelnej jest Didachē, Księga Nauk Dwunastu Apostołów, pochodząca z około 100 r. Dowiadujemy się z niej zarówno o prestiżu proroków, jak i podejrzeniach i obawach w stosunku do nich. W opisie porządku nabożeństw znajdujemy uwagę, że prorok może usługiwać w nabożeństwach według przez siebie zaproponowanego porządku. Księga zawiera także pouczenie, że prorok może przebywać w jednym zborze tylko jeden, lub dwa dni, a kiedy usiłuje pozostać dłużej, nie podejmując żadnej pracy, lub kiedy w swoim proroctwie zamieszcza prośbę o wsparcie - oznacza to, że jest prorokiem fałszywym.

3. Ewangeliści. Oni również byli wędrowcami. Ich działalność można porównać z dzisiejszą działalnością misjonarzy. Apostoł Paweł pisze do Tymoteusza: „wykonuj pracę ewangelisty” (2 Tm 4,5). Ewangeliści byli zwiastunami Dobrej Nowiny. Nie posiadali ani władzy, ani autorytetu apostołów, którzy widzieli Jezusa, nie posiadali takiego wpływu na ludzi, jak natchnieni prorocy. Byli szeregowymi misjonarzami Kościoła i nieśli Dobrą Wieść o Jezusie do ludzi, którzy nigdy jeszcze jej nie słyszeli.

4. Pasterze i nauczyciele. Spełniali jedno z najważniejszych zadań, jakie stało przed Kościołem. Nie byli wędrowcami. Mieszkali stale i pracowali w jednym zborze. Mieli potrójną funkcję.

a) Byli nauczycielami. Należy pamiętać, że w tamtych czasach w Kościele było bardzo mało ksiąg: druk został wynaleziony czternaście wieków później. Każda księga musiała być pisana ręcznie i była bardzo droga. Książka o objętości Nowego Testamentu kosztowała tyle, ile wynosił roczny zarobek robotnika. Oznaczało to, że Ewangelia Chrystusowa musiała być przekazywana jedynie ustnie. Zanim Ewangelia została spisana, była przez długi okres czasu przekazywana z ust do ust. Nakładało to na nauczycieli wielką odpowiedzialność. Musieli znać, przechowywać i przekazywać historię życia Jezusa.

b) Większość nowo nawróconych przychodziła do Kościoła prosto z pogaństwa. Nie wiedzieli wiele o chrześcijaństwie, oprócz tego, że Jezus dotknął się ich serca i ogarnął ich swoją miłością. Zadaniem nauczycieli było otwierać przed nimi tajniki wiary i nauczać zasad życia chrześcijańskiego. Im właśnie zawdzięczamy fakt, że wiara chrześcijańska pozostała czysta i nie zniekształcona w czasie kolejnych przekazów.

c) Nauczyciele ci byli również pastorami. Słowo pastor pochodzi od łacińskiego wyrazu, który oznaczał pasterza. W tamtych czasach Kościół chrześcijański stanowił małą wysepkę na morzu pogaństwa. Ci, którzy nawracali się i stawali członkami zborów, dopiero co wyszli z pogańskiego życia i groziło im ciągle niebezpieczeństwo zboczenie na stare drogi. Obowiązkiem pastorów było czuwanie nad swoim stadem i ochrona przed niebezpieczeństwem.

Pasterz, to stare i szanowane pojęcie. Jeszcze za czasów Homera, król Agamemnon zwany był Pasterzem Ludu. Jezus nazywał siebie Dobrym Pasterzem (J 10,11.14); List do Hebrajczyków nazywa Jezusa Wielkim Pasterzem Owiec (Hbr 13,20); Apostoł Piotr - pasterzem i stróżem ludzkich dusz (1 P 2,25) i arcypasterzem (1 P 5,4); Jezus poleca Piotrowi, aby pasł Jego owieczki (J 21,16). Ap. Paweł napomina starszych w Efezie, żeby mieli pieczę nad całą trzodą, którą Bóg im powierzył (Dz 20,28); Ap. Piotr poleca starszym, żeby paśli trzodę Bożą (1 P 5,2).

Obraz pasterza został w niezatarty sposób wpisany w Nowy Testament. Pasterz był człowiekiem, który dbał o stado i prowadził je do miejsc bezpiecznych. To on szukał zbłąkanej owcy i przywracał ją stadu, bronił owieczki przed wrogiem i jeśli zachodziła potrzeba oddawał życie w ich obronie. Pasterz stada Bożego nosi lud Boży w swoim sercu, karmi go prawdą, szuka tych, którzy zboczyli z drogi i chroni przed wszystkim, co mogłoby zachwiać ich wiarę. Każdy chrześcijanin powinien spełniać rolę pasterza w stosunku do braci.

Funkcje w Kościele - zadania (4,11-13 ciąg dalszy)

Po wyliczeniu rozmaitych funkcji pełnionych w Kościele, Apostoł Paweł przechodzi do omówienia powinności osób pełniących poszczególne funkcje oraz celów i zadań ich pracy.

Pierwszym celem jest przygotowywanie, przysposabianie. Słowo przygotowanie jest tłumaczeniem greckiego katartismon, pochodzące od czasownika katartizein, które było używane w chirurgii, jako określenie nastawienia złamanej lub zwichniętej kończyny. W polityce, słowo to oddaje kompromis między dwoma przeciwstawnymi frakcjami pozwalający na dalsze funkcjonowanie rządu. W Nowym Testamencie użyte jest w odniesieniu do naprawiania sieci (Mk 1,19), a także określenia „poprawiania” i przywrócenie upadłego człowieka do społeczności zborowej (Gal 6,1) Podstawowym więc sensem tego słowa jest przywracanie danej rzeczy lub osoby do stanu, w jakim powinna się znajdować. Zadaniem osób pełniących w Kościele omawiane funkcje jest staranie, aby jego członkowie byli w taki sposób nauczani, prowadzeni, otoczeni opieką, nawracani, kiedy zbłądzą, żeby stali się tym, czym członek kościoła być powinien.

Członkowie Kościoła mają być przygotowani do dzieła posługiwania. Posługiwanie, po grecku diakonia, wyraża pojęcie praktycznej służby. Pełniący funkcje zborowe nie powinni zajmować się tylko teologią i przepisami kościelnymi; zadaniem ich jest dopilnowanie, aby niesiona była praktyczna pomoc chorym, biednym i samotnym członkom społeczności zborowej. Powinni również dążyć do tego, żeby Kościół wzrastał, żeby nieustannie realizowało się budowanie ciała Chrystusowego. Ich wpływ powinien być zawsze konstruktywny, nigdy zaś destruktywny. Nie wolno im swoim postępowaniem doprowadzać do powstawania konfliktów w Kościele; przeciwnie, winni wszelkie konflikty łagodzić, zanim te urosną do poważniejszych problemów. Winni wzmacniać, a nie osłabiać budowę Kościoła.

Wymienione powyżej cele mają charakter doraźny, bezpośredni; za nimi kryją się cele wyższe, bardziej perspektywiczne. Jednym z nich jest jedność członków Kościoła. Nie należy nigdy pozwolić na formowanie się frakcji. Nie wolno im przyczyniać się do powstawania różnic w łonie Kościoła. Przez przykład i perswazję winni pielęgnować i rozwijać jedność.

Osiągnięcie przez społeczność Kościoła chrześcijańskiego męskiej doskonałości jest jeszcze jednym celem, ku któremu powinny zmierzać osoby pełniące funkcje w Kościele. Nie należy poprzestać na satysfakcji, że członkowie Kościoła prowadzą przyzwoite i godne szacunku życie. Wszak celem jest osiągnięcie chrześcijańskiej doskonałości i pokazania takiego przykładu innym.

Apostoł Paweł kończy rozważania na ten temat wymieniając nie mający sobie równego cel nadrzędny, do którego winien zmierzać Kościół chrześcijański: jego członkowie winni dorosnąć do wymiarów pełni Chrystusowej. Oznacza to, że Kościół winien ich kształtować na podobieństwo Chrystusa. Podczas wojny Krymskiej Florence Nightingale przechodząc przez oddział szpitalny pochyliła się nad łóżkiem ciężko rannego żołnierza. Ten spojrzawszy jej w oczy powiedział: „Jest pani dla mnie, jak Chrystus”. Pojęcie „święty” zostało zdefiniowane jako ktoś, w kim na „nowo objawia się życie Chrystusa”. Taki właśnie powinien być członek Kościoła.

Wzrastanie w Chrystusa (4,14-16)

W każdym zborze znajdują się członkowie, nad którymi należy roztoczyć szczególną opiekę. Są oni, jak dzieci, podatni na rozmaite wpływy, a także najmodniejsze tendencje religijne. Jak uczy historia, nowinki w sprawach religijnych pojawiają się i znikają. Trwa jedynie Kościół. Prawdziwy, stały pokarm można znaleźć tylko w Kościele.

Są również tacy, którzy wymagają ochrony. Apostoł Paweł mówi o oszustwie ludzkim i podstępie. Stosuje tu słowo kubeia, oznaczające zręczność manipulowania kośćmi do gry. Zawsze znajdą się ludzie, którzy przy pomocy zręcznych argumentów usiłują odwieść chrześcijanina od wiary. W naszych czasach więcej się mówi o religii, niż w latach ubiegłych. Chrześcijanin, a szczególnie człowiek młody, musi być przygotowany na ustosunkowanie się do często bardzo racjonalnych argumentów ludzi zwalczających Kościół i wiarę w Boga.

Tylko w jeden sposób można uniknąć ulegania płytkim nowinkom religijnym, lub zwodniczym argumentom antyreligijnym; jest nim ciągłe wzrastanie w Chrystusie.

Apostoł Paweł używa też innego porównania. Pisze, że organizm jest tylko wtedy zdrowy i zdolny do działania, kiedy każda jego cząstka jest w sposób doskonały skoordynowana z innymi, gdy każda część ciała spełnia wyznaczoną jej rolę. Podobnie jest z Kościołem. Organizm Kościoła jest wtedy zdrowy, kiedy jego głową jest rzeczywiście Jezus Chrystus i On kieruje życiem każdego pojedynczego członka.

Jedynie bliska więź z Jezusem i poddanie się jego kierownictwu, jest w stanie zapewnić niezachwianą wiarę chrześcijanina, a Kościołowi - zdrowy organizm i zdolność sprawnego działania.

Sprawy, z którymi należy zerwać (4,17-24)

Apostoł Paweł apeluje do nowo nawróconych aby porzucili swój dotychczasowy sposób życia i zaczęli postępować wzorem Chrystusa. Najpierw mówi o sprawach, które uważa za najbardziej charakterystyczne dla życia pogańskiego. Poganie postępują w próżności swego umysłu, zajmują się rzeczami próżnymi, bez znaczenia. Nie posiadają jasności widzenia, ponieważ nie są świadomi prawdziwych wartości. Ich serca są zatwardziałe.

Słowo, jakiego używa autor dla określenia zatwardziałości serca, to greckie pōrōsis. Pochodzi ono od pōrōs, pierwotnie oznaczające kamień twardszy od marmuru. Z czasem termin ten nabrał znaczenia medycznego i używany był dla określenia złogu artretycznego, który formuje się w stawach uniemożliwiając wszelki ruch. Oznaczał także zgrubienie powstające w miejscu zrośnięcia się złamanej kości i twardsze od niej samej. Utrata wszelkiej zdolności czucia również wyrażana była słowem pōrōs. Opisuje ono coś, co stało się tak twarde, skamieniałe, że nie posiada żadnej siły odczuwania.

Tak właśnie Apostoł Paweł widział życie pogańskie. W jednym ze swych utworów, pod tytułem: List do Młodego Przyjaciela Robert Burns pisze:

„Chciałbym móc wyrzec się grzechu

I strachu, co mnie prześladuje,

Lecz jestem stwardniały od wewnątrz;

I nic nie czuję”

Terror grzechu polega na jego znieczulającym działaniu. Nikt jednak nie staje się od razu wielkim grzesznikiem. Początkowo grzech człowieka przeraża. Kiedy zgrzeszy, dręczą go wyrzuty sumienia i żałuje tego, co zrobił. Lecz gdy brnie dalej, dochodzi do takiego momentu, że traci wszelką wrażliwość i może dokonać najhaniebniejszego czynu bez udziału jakichkolwiek uczuć. Sumienie takiego człowieka zostało sparaliżowane.

Opisując pogański sposób życia, Apostoł Paweł mówi, że „oddali się rozpuście dopuszczając się wszelkiej nieczystości z chciwością” (w. 19)

Warto zwrócić uwagę na dwa greckie słowa, użyte przez autora w tym wersecie: alsegeia i pleonexia. Pierwsze, definiowane jako bezczelność, gotowość na każdą przyjemność, i niezdolność do znoszenia dyscypliny, określa człowieka, który lekceważąc opinię publiczną jawnie dąży do zaspokojenia swoich pożądliwości. Grzech może tak zawładnąć człowiekiem, że ten traci wszelkie poczucie przyzwoitości i wszelki wstyd. Można go porównać z narkomanem, który początkowo narkotyzuje się w ukryciu, lecz w miarę pogłębiania się nałogu dochodzi do takiego stanu, że potrafi otwarcie błagać, a nawet skamleć o porcję narkotyku, bez którego już nie potrafi się obejść. Człowiek może stać się takim niewolnikiem alkoholu, że nie zwraca uwagi kto widzi go kiedy się upije. Podobnie dzieje się w dziedzinie seksu.

Drugim greckim słowem użytym przez autora jest pleonexia, tłumaczone jako butna chciwość, przeklęta miłość posiadania, lub też bezprawne pożądanie rzeczy będących własnością innych. Jest to taka cecha, która popycha człowieka do zaspokajania własnych pragnień kosztem bliźniego; jest nieokiełznaną żądzą posiadania tego, do czego nie mamy prawa. Może się ona przejawiać w kradzieży, w deptaniu innych na drodze do osiągnięcia swego celu, lub też w grzechu natury seksualnej.

Podsumowując, możemy powiedzieć, że Apostoł, Paweł widział w pogańskim świecie trzy główne elementy zła. Widział tak sparaliżowane serca ludzi, że nie byli świadomi popełnionych grzechów; widział ludzi tak opanowanych grzechem, że wyzbyli się wszelkiej przyzwoitości i wstydu, a także tych, którzy opanowani żądzą, nie zwracali uwagi kogo skrzywdzili, czyim kosztem zaspokajali swoje pragnienia.

Czyż nie są to dokładnie te same grzechy, które w dzisiejszym świecie bez Chrystusa przenikają życie we wszystkich jego przejawach i plenią się na ulicach każdego wielkiego miasta?

Zwraca się więc Apostoł Paweł do nawróconych z całą stanowczością, aby skończyli z takim życiem. Posługuje się bardzo obrazowym językiem, jakby chciał powiedzieć: „zrzućcie z siebie swoje dawne życie, tak jak się zdejmuje stare ubranie i przyjmijcie nowy sposób życia; zrzućcie z siebie wasze grzechy, a nałóżcie sprawiedliwość i świętość, które daje wam Bóg”.

Sprawy, które należy usunąć z życia (4,25-32)

W poprzednim fragmencie Apostoł Paweł mówił, że z chwilą, gdy człowiek staje się chrześcijaninem, musi odrzucić stare życie, tak jak odkłada się stary płaszcz, który stał się bezużyteczny. Teraz precyzuje, jakie sprawy należy usunąć z chrześcijańskiego życia.

1. Nie może być więcej kłamstwa. Jest wiele rodzajów kłamstwa w tym świecie, na przykład kłamstwo słowne. Czasem jest zamierzone, a czasem nieświadome. Dr Johnson daje interesującą radę odnośnie wychowywania dzieci: „Przyzwyczajajcie dzieci do mówienia prawdy. Jeśli coś się zdarzy w określonym miejscu, a będą twierdzić, że stało się to gdzie indziej, nie wolno przechodzić nad tym do porządku dziennego. Trzeba natychmiast sprawdzić. Nigdy nie wiadomo, na czym może się skończyć półprawda, lub ćwierć-prawda...” W świecie jest tyle fałszu bardziej ze względu na lekceważenie prawdy, niż na zamierzone kłamstwo.

Kłamstwo może się także wyrażać milczeniem. Andrè Maurois, znany pisarz francuski wiele pisał o groźbie spraw niewypowiedzianych. Może się zdarzyć, że w czasie dyskusji postanawiamy milczeć a przez milczenie udzielamy poparcia postanowionym tam działaniom, które według naszego zdania, są złe. Bywa, że powstrzymujemy się od udzielania ostrzeżenia, lub upomnienia, chociaż wiemy, że powinniśmy byli to uczynić.

Jest bardziej ważny powód, dla którego powinniśmy być prawdomówni. Jesteśmy wszyscy członkami tego samego ciała. Nasz organizm nie jest narażony na żadne niebezpieczeństwo tak długo, jak długo zmysły i nerwy przekazują prawidłową informację do mózgu. Gdyby zostały przekazane informacje fałszywe, na przykład, że coś jest chłodne i niegroźne dla dotyku, a w istocie byłoby to gorące, moglibyśmy ulec poparzeniu, a w innych przypadkach nasze życie mogłoby się znaleźć w niebezpieczeństwie. Jeśli więc, jako Kościół jesteśmy wszyscy złączeni w jednym ciele, to może ono funkcjonować prawidłowo tylko pod warunkiem, że będziemy mówili prawdę.

2. W życiu chrześcijanina musi być miejsce na gniew. Nie jest nim oczywiście złość, ani skłonność do irytacji. Ale istnieje gniew, bez którego świat byłby gorszy. Stracilibyśmy wiele, gdyby nie gniew Wilbeforce'a na widok handlu niewolnikami, czy gniew Shaftsbury'ego na warunki pracy mężczyzn, kobiet i dzieci w XIX wieku. Była pewna surowa szczerość w tym, co mówił Johnson. Gdy uważał, że coś jest złe, mówił o tym otwarcie, z całą siłą. Tuż przed wydaniem „Podróży na Hybrydy” Dr Johnson był proszony przez Hannah More o złagodzenie niektórych sformułowań. Powiedział na to: „nie będę zaokrąglał ostrości tego, co chcę powiedzieć ostro, ani nie zmienię się z tygrysa w kotka tylko po to, żeby komuś przyjemnie było czytać”. Jest w życiu miejsce na słuszny gniew; i coś się zatraca, kiedy z tygrysa zamieniamy się w łagodnego kotka.

Był też czas, kiedy Jezusa ogarniał srogi królewski gniew. Są sceny w ewangelii, w których widzimy Jezusa w majestacie gniewu. Kiedy uczeni w Piśmie i Faryzeusze podpatrywali Go, żeby zobaczyć, czy uzdrowi człowieka z uschłą ręką w Sabat (Mk 3,5), rozgniewał się na ich sztywną, ortodoksyjną postawę, w której więcej liczyły się przepisy, niż cierpienie człowieka. Ogarnął Go również gniew na handlarzy religią, kiedy ukręconym z powrozów biczem wypędzał ich z dziedzińca Świątyni (J 2,13-17).

F. W. Robertson pisze w jednym ze swoich listów, że pewnego razu spotkał się oko w oko z człowiekiem, o którym wiedział, że zwodzi niewinną dziewczynę i wciąga ją do moralnego bagna. Był tak wzburzony, że pogryzł wargi do krwi, żeby nie dać się ponieść jakiemuś niekontrolowanemu odruchowi. John Wesley kiedyś powiedział: „dajcie mi stu ludzi, którzy nie boją się niczego i nikogo prócz Boga, nie nienawidzą niczego, prócz grzechu i znają tylko Jezusa Ukrzyżowanego - a wstrząsnę światem”.

Gniew samolubny i niekontrolowany jest krzywdzący i szkodliwy i należy usunąć go z chrześcijańskiego życia. Zaś gniew bezinteresowny wprzęgnięty w służbę dla Chrystusa i bliźnich jest ważną siłą dynamiczną w ulepszaniu świata.

Sprawy, które należy usunąć z życia (4,25-32 ciąg dalszy)

3. W wersecie 26 znajdujemy pouczenie, które mówi, że słońce nie powinno zachodzić nad naszym gniewem. Uczniowie Pitagorasa mieli taką zasadę, że jeśli podczas dnia jeden obraził drugiego w porywie gniewu, to zanim zaszło słońce podawali sobie dłonie, i wymieniali braterski pocałunek na zgodę. Pewien Rabin żydowski pozostawił po sobie modlitwę następującej treści: „Panie nie pozwól mi nigdy zasnąć, dopóki w sercu żywię urazę do mojego bliźniego”.

Rada Apostoła Pawła jest rozsądna, ponieważ im dłużej odkładamy naprawienie skutków kłótni tym mniejsza jest szansa, że kiedykolwiek je naprawimy. W przypadku nieporozumień między członkami zboru, lub grupy ludzi, którzy często się spotykają, jedynym sposobem rozwiązania problemu jest zająć się nimi od razu i jak najszybciej doprowadzić do wyjaśnienia całej sprawy. Im dłużej będziemy hodować nieporozumienie i urazy, tym więcej narośnie w nas goryczy i zawziętości. Jeżeli wina była po naszej stronie, jeżeli to my nie mieliśmy racji, módlmy się o łaskę, aby stać nas było na przyznanie się do tego; a nawet, jeśli mieliśmy rację i nie było naszej winy, módlmy się o łaskę, która pozwoli nam uczynić pierwszy krok do zgody.

Do tej rady Apostoł Paweł dołącza ostrzeżenie: „Nie dawajcie diabłu przystępu”. Zdanie to w języku greckim może mieć dwojakie znaczenie. Pierwsze, to „nie dawajcie diabłu szansy”. Nie wyleczone urazy, to dla szatana doskonała okazja do posiania niezgody. Bywało nieraz, że powodem rozłamu w zborze był fakt, że dwóch ludzi pokłóciło się ze sobą i pozwoliło, żeby słońce zaszło nad ich gniewem. Jest jeszcze drugie znaczenie tego zdania. Słowo szatan oznacza po grecku diabolos; ale diabolos tłumaczy się również jako oszczerca, potwarca.

Marcin Luter rozumiał to zdanie w następujący sposób: „nie daj oszczercy miejsca w twoim życiu”. Możliwe, że Apostoł Paweł myślał w podobny sposób, pisząc to ostrzeżenie. Nikt nie może uczynić większej szkody, niż ten, który opowiada oszczercze sensacje z życia innych ludzi. Jak pisał Coleridge w Chstistabel:

„Młodzieńcza przyjaźń długo trwa

- póki nie wzejdzie plotka zła”

Ileż dobrych opinii zostało zrujnowanych przy stoliku nad filiżanką kawy. Przed roznosicielem plotek należy kategorycznie zamykać drzwi.

4. Kto był złodziejem, musi się stać uczciwym człowiekiem i wziąć się do uczciwej pracy. Pouczenie to było bardzo aktualne, gdyż w tamtych czasach złodziejstwo było zjawiskiem nagminnym. Występowało głównie w portach, ale przede wszystkim w publicznych łaźniach. Łaźnie spełniały rolę klubów towarzyskich. Kradzież odzieży i rzeczy klientów łaźni zaliczały się do najpopularniejszych wykroczeń w każdym greckim mieście.

Ciekawa jest też motywacja pracy zarobkowej, jaką Apostoł Paweł wymienia w tym wersecie. Nie mówi „pracujcie solidnie, żebyście mogli zarobić na swoje własne utrzymanie”, ale zaleca uczciwą, nawet żmudną pracę, żeby za nią zdobyć środki dla dzielenia się z innymi, uboższymi ludźmi. Jest to nowa myśl i nowy ideał: pracować, żeby móc dawać. Znany powieściopisarz angielski, Arnold Bennett tak pisze w jednym ze swoich listów do kolegi po piórze, którego bliżej nie znał, ale wiedział że jest w trudnościach finansowych: „Przeglądałem właśnie moje konto bankowe i stwierdziłem, że jest tam 100 funtów, które nie są mi potrzebne. Wysyłam więc Panu czek na tę sumę”. W dzisiejszym społeczeństwie nikt nie uważa, że posiada, za dużo; powinniśmy jednak pamiętać, że chrześcijańską motywacją pracy nie jest gromadzenie dóbr, ale możność udzielania ich innym, kiedy zachodzi taka potrzeba.

5. Apostoł Paweł występuje przeciwko nieprzyzwoitej, wulgarnej mowie. Mowa chrześcijanina powinna budować drugiego, powinna mu pomagać. Elifaz z Temanu daje wyraz wielkiego uznania dla Joba, kiedy mówi: „Upadającego podniosły twoje słowa, a uginającego się kolana umacniałeś, (Job 4,4). Taką rolę powinny spełniać słowa chrześcijanina.

6. Dalej następuje ostrzeżenie Apostoła przed zasmucaniem Ducha Świętego. Duch Święty jest przewodnikiem życia. Kiedy będąc dziećmi robimy coś odwrotnego niż proszą nas, lub radzą nam rodzice, sprawiamy im przykrość. Podobnie też nasze działanie, które jest sprzeczne z kierownictwem Ducha Świętego, zasmuca Bożego Doradcę i rani serce Ojca Niebieskiego, który mówił do nas przez swego Ducha.

Sprawy które należy usunąć z życia (4,25-32 ciąg dalszy)

Rozdział czwarty kończy się listą rzeczy, które nie powinny mieć miejsca w życiu chrześcijanina.

a) Gorycz, greckie pikria było definiowane jako długotrwała obraza, jako postawa odrzucająca myśl o pojednaniu. Jak wielu z nas pielęgnuje, karmi i na nowo rozjątrza nasze urazy, rozpamiętuje doznane krzywdy! Każdy chrześcijanin powinien się modlić, żeby Bóg uczył go jak pozbawić się takich uczuć, jak zapominać urazy.

b) Zapalczywość i gniew, greckie thumos i orgē. Thumos oznaczało ten rodzaj złości, która jest podobna do płomienia zapalonej słomy: szybko wybucha i szybko gaśnie. Orgē wyraża gniew, który nosimy w sobie tak długo, że staje się przyzwyczajeniem. Chrześcijaninowi nie wolno ani wybuchać złością, ani nosić w sobie gniewu.

c) Krzyk i złorzeczenie. Pewien sławny kaznodzieja opowiadał w jaki sposób żona pomagała mu w pracy. Po prostu prosiła go: „pamiętaj, kiedy stoisz za kazalnicą, nigdy nie podnoś głosu”. Jeżeli podczas jakiejkolwiek dyskusji, lub sporu uświadomimy sobie, że podnosimy głos, jest to znak, że czas skończyć dyskusję. Żydzi uważali, że winny przed Bogiem jest każdy, kto znieważa drugiego człowieka słowem. Nazywało się to „grzechem znieważenia”. Król Lir, ze znanej tragedii Szekspira tak mówi o najlepszej, troskliwej córce, Kordelii:

„Głos jej

Był zawsze słodki, łagodny i cichy;”

Byłoby o wiele mniej cierpienia i załamań między ludźmi, gdybyśmy nauczyli się mówić spokojnie i łagodnie, albo umieli milczeć, wtedy kiedy nie mamy do powiedzenia drugiemu niczego dobrego. Argument, który trzeba wspierać krzykiem, nie jest żadnym argumentem, a dyskusja, w której jeden drugiego znieważa, nie jest dyskusją, lecz awanturą.

Podsumowując swoje zalecenia i rady, Apostoł Paweł mówi, żebyśmy byli uprzejmi i serdeczni. Grecki odpowiednik tych przymiotników - chrestos - oznaczał serdeczną dobroć; czyli taką postawę, która każe nam poświęcać tyle samo troski sprawom naszych bliźnich ile naszym własnym. Taka dobroć zna tajemnicę patrzenia od siebie, na zewnątrz, zamiast patrzenia w siebie. Mamy tutaj też zalecenie, żebyśmy przebaczali sobie wzajemnie, tak jak Bóg nam przebaczył.

W ten sposób Apostoł Paweł jednym zdaniem formułuje zasadę wzajemnych stosunków między ludźmi: powinniśmy być tacy dla naszych bliźnich, jakim Jezus był dla nas.

Naśladowanie Boga (5,1-8)

Autor stawia przed chrześcijanami najwspanialszy wzór, najwyższą formę: mówi, że mają być naśladowcami Boga. Wyraz naśladowanie - minesis, było dobrze znane wykształconym Grekom; było jednym z elementów kształcenia mówców. Według nauczycieli retoryki, nauka krasomówstwa składała się z trzech części: teorii, naśladowania i ćwiczenia. Głównym elementem było naśladowanie dawnych mistrzów krasomówstwa. To tak, jakby Apostoł Paweł powiedział: „gdybyście mieli się uczyć jak zostać mówcą, musielibyście naśladować mistrzów oracji. Ponieważ uczycie się, jak żyć, musicie naśladować Pana wszelkiego dobrego życia”.

Ponad wszystko chrześcijanin powinien naśladować miłość i przebaczenie. Apostoł Paweł posługuje się starotestamentowym zwrotem „ku miłej wonności”, związanym z bardzo starą tradycją składania ofiar. Ten dawny zwrot, powtarzający się około 50 razy w Starym Testamencie, zostaje użyty przez autora dla określenia ofiary, jaką Jezus Chrystus złożył Bogu Ojcu. Ofiara Jezusa była miła Bogu.

Co obejmowała ta ofiara? Było to życie w absolutnym posłuszeństwie Bogu i w bezgranicznej miłości do ludzi. Posłuszeństwo tak absolutne i miłość tak bezgraniczna nie cofnęły się przed Krzyżem. To, co mówi tutaj Apostoł Paweł, oznacza: Naśladujcie Boga; możecie tak czynić jedynie, miłując ludzi tą ofiarną miłością, którą Jezus ich umiłował i przebaczając im w miłości, tak jak Bóg im przebaczył.

Następnie autor przechodzi do innych spraw. Jak już było powiedziane, czystość moralna była jedną z najważniejszych wartości, jakie chrześcijaństwo przyniosło światu. Wiemy również, że w świecie antycznym w tamtych czasach zepsucie seksualne i niemoralność traktowano lekko i z niepisaną aprobatą. W takich miastach, jak Korynt, wielkie świątynie były pełne kapłanek, które były w rzeczywistości „świętymi prostytutkami”, a dochody z nierządu były przeznaczone na utrzymanie tych świątyń. Cyceron w swojej mowie Pro Caelio głosił: „Każdy, kto uważa, że młodzieńcom trzeba zabraniać odwiedzania domów publicznych, jest człowiekiem skrajnie surowym. Nie potrafię zaprzeczyć samej idei, która jest podstawą opinii tych moralistów, ale śmiem sądzić, że poglądy takie stają w sprzeczności nie tylko z przyjętą w naszym wieku swobodą, ale również ze zwyczajami i przywilejami naszych przodków. Kiedy nie robiło się takich rzeczy z przyzwoleniem? Kto to ganił? Kiedy było to nielegalne?” Grecy twierdzili, że Solon pierwszy zezwolił na wpuszczenie prostytutek do Aten i popierał budowę domów publicznych, a z uzyskanych dochodów zbudowano świątynię Afrodyty, bogini miłości.

Położenie tak wielkiego nacisku na czystość moralną było normą, o jakiej poganom nawet się nie śniło. Dlatego właśnie Apostoł Paweł zwraca się do chrześcijan z tak usilną prośbą i z taką mocą formułuje nowe normy moralne. Należy pamiętać, z jakiego społeczeństwa pochodzili nowo nawróceni i w jakim żyli otoczeniu.

Historia nie zna przykładu większego cudu, jakiego dokonało chrześcijaństwo w dziedzinie moralności.

Nie wolno lekceważyć grzechu (5,1-8 ciąg dalszy)

Wersety 3 i 4 zawierają dwa dalsze ostrzeżenia.

1. Apostoł Paweł pisze, że o tych bezwstydnych grzechach nie należy nawet mówić. U Persów istniał kiedyś przepis, który zabraniał mówienia o rzeczach, których nie wolno było czynić. Jeżeli dany moralnie zły postępek jest częstym przedmiotem żartów, lub rozmów, wchodził on powoli do myśli człowieka, co w końcu może doprowadzić do popełnienia tego grzechu. Apostoł Paweł przestrzega, że są sprawy, o których nawet rozmowa, lub żarty są niebezpieczne. Nie świadczy dobrze o naturze ludzkiej fakt, że wiele książek, sztuk teatralnych i filmów miały tak wielkie powodzenie tylko dlatego, że pokazywały rzeczy grzeszne i zakazane.

2. Nowo nawrócony człowiek nie powinien sobie pozwalać na to, żeby ktoś go zwodził pustą mową. Jakie podłoże miało to ostrzeżenie?

W świecie antycznym, a nawet w Kościele chrześcijańskim pojawiały się poglądy propagujące niefrasobliwe traktowanie grzechów ciała. Istniał wtedy prąd filozoficzny zwany gnostycyzmem, który wychodził z założenia, że duch jest dobry, natomiast materia jest zawsze zła. Wynikałoby z tego, że należy cenić i uznawać tylko ducha, a materia zasługuje jedynie na potępienie. Człowiek składa się zarówno z ducha, jak i z materii. Według gnostyków, w człowieku liczy się tylko duch, ciało natomiast nie ma żadnego znaczenia. Dlatego, przynajmniej niektórzy Gnostycy argumentowali, że to, co człowiek robi ze swoim ciałem, na przykład, czy oddaje się rozpuście i zaspokajaniu swoich żądz, nie jest w ogóle ważne. Grzechy ciała po prostu się nie liczą, nie mają znaczenia, ponieważ są sprawą ciała, a nie ducha. Chrześcijaństwo odpierało taką naukę i twierdziło, że zarówno ciało, jak i dusza stworzone są przez Boga i są tak samo ważne.

Jezus Chrystus przyjmując na siebie ludzkie ciało, uświęcił je po wieczne czasy; ciało jest świątynią Ducha Świętego i chrześcijaństwo dąży do zbawienia całego człowieka: i duszy i ciała.

3. Byli w Kościele również tacy, którzy wypaczali doktrynę łaski. Już w Liście do Rzymian daje się zauważyć zapowiedź tej dyskusji (Rz 6). Argumentacja była następująca: jeżeli łaska Boża jest tak ogromna, że może zakryć wszelki grzech, można grzeszyć dalej, bo i tak wszystko zostanie przebaczone. Im więcej grzeszymy, tym większą szansę: dajemy łasce.

Chrześcijaństwo odparło i ten argument wykazując, że łaska jest nie tylko darem i przywilejem, ale odpowiedzialnością i zobowiązaniem. Prawdą jest, że miłość Boża może przebaczać i przebacza, ale ten właśnie fakt, że Bóg nas miłuje, zobowiązuje nas, żebyśmy się stali godni tej miłości i zasłużyli na nią najlepiej, jak tylko możemy.

Najgorszą przysługą, jaką możemy wyrządzić człowiekowi, jest nauczenie go lekkiego traktowania grzechu. Apostoł Paweł dlatego właśnie tak usilnie prosił nawróconych, żeby nie dali się zwieść próżną mową, która stępia uczucie lęku przed grzechem.

Dzieci światłości (5,8-14)

Apostoł Paweł widział życie pogańskie, jako życie w ciemności, a życie chrześcijańskie, jako życie w światłości. Porównanie to było dla niego bardzo wyraźne. Dla niego chrześcijanie są po prostu światłością, a poganie - ciemnością. Autor ma wiele do powiedzenia na temat światłości, jaką przyniósł Jezus, i jej owoców w życiu chrześcijanina.

1. Owoce światłości, to dobroć, sprawiedliwość i prawda. Dobroć, (agathēōsunē) oznacza szczodrobliwość serca. Przez sprawiedliwość, (dikaiosunē), Grecy rozumieli oddawanie ludziom i Bogu tego co jest im należne. Prawda, (alētheia), oznaczała w Nowym Testamencie więcej niż kategorię intelektualną; oznaczała również prawdę moralną jako przedmiot nie tylko poznania, ale i wykonania. Światłość, którą przynosi Chrystus, czyni z nas dobrych i pożytecznych obywateli tej ziemi, którzy nie lekceważą powinności nałożonych na nich przez Boga i przez ludzi; światłość daje nam moc do czynienia tego, o czym wiemy, że jest dobre.

2. Światłość pozwala nam rozróżniać między tym, co jest miłe Bogu, a tym, co Go zasmuca. Wszelkie nasze postępowanie, jak i jego motywy powinny być sprawdzane, oglądane w świetle Jezusa Chrystusa. Na wschodnich bazarach sklepiki i stragany składają się zwykle z trzech ścian i nie mają okien. Zanim ktoś kupi na przykład jedwab, lub wyroby artystyczne, zwykle wynosi je przed sklepik, na słońce, żeby w naturalnym świetle mógł dostrzec ewentualne braki, w danym towarze. Obowiązkiem chrześcijanina jest wystawiać na światłość Chrystusa każdy swój postępek, każdy motyw, zamiar i każdą decyzję.

3. Światłość ujawnia zło. Najlepszym sposobem zwalczania zła jest wyciąganie go na światło. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w grzechu popełnianym w ukryciu będziemy brnęli coraz dalej. Możliwość taka zmniejsza się z chwilą wyciągnięcia go na światło. Warunkiem oczyszczenia najgłębszych zakamarków naszej duszy, a nawet skorygowania postępowania całych społeczności jest prześwietlenie wszystkiego światłem Jezusa.

4. W wersecie 14 czytamy: „Wszystko bowiem, co się ujawnia, jest światłem”. Apostoł Paweł ma tutaj myśl oczyszczającą siłę światła. Nawet w naszych czasach wiele chorób leczy się działaniem promieni słonecznych. Takie jest właśnie działanie światłości Chrystusa. Nie należy przypisywać jej tylko roli ujawniającej i potępiającej grzech; światłość posiada również siłę uzdrawiającą. Fragment ten kończy się cytatem poetyckim:

„Obudź się, który śpisz,

I powstań z martwych,

A zajaśnieje ci Chrystus”.

Apostoł Paweł wprowadza ten cytat, tak jak gdyby był on wszystkim znany; nie wiemy jednak skąd on pochodzi. Istnieje kilka interesujących hipotez na ten temat.

Jest prawie pewne, że jest to fragment pieśni religijnej pierwszych chrześcijan. Możliwe, że była to część pieśni śpiewanych przy chrzcie. We wczesnym Kościele każdy chrzest był chrztem dorosłych i stanowił wyznanie wiary nawróconych do Jezusa Chrystusa. Możliwe, że strofę tę śpiewano, kiedy katechumeni byli podnoszeni z zanurzenia w wodzie i miały one symbolizować przejście ze snu w ciemnościach pogaństwa do przebudzenia do nowego życia w Chrystusie.

Sugerowano także, że cytowana strofa jest częścią archanielskiego hymnu czasów ostatecznych, który zabrzmi po raz ostatni i wzbudzi ludzkość ze snu śmiertelnego do wiecznego życia z Chrystusem.

Są to wszystko jedynie hipotezy i sugestie. Wydaje się jednak pewne, że mamy tutaj do czynienia z fragmentem jednej z pierwszych pieśni śpiewanej we wczesnym Kościele chrześcijańskim.

Społeczność chrześcijańska (5,15-21)

Nawoływanie do życia chrześcijańskiego, jakie Apostoł Paweł kieruje do tych, którzy się nawrócili przez jego pracę, kończy się napomnieniem, żeby żyli, jak ludzie mądrzy. Czasy w jakich żyją, są złe, powinni więc wyrywać jak najwięcej czasu spod działania zła. Autor rysuje kontrast między społecznością (w sensie wspólnego spędzania czasu) pogańską, a społecznością chrześcijańską. Spotkania pogańskie najczęściej łączą się z pijaństwem i rozpustą. Terminem „sympozjum” określa się obecnie spotkania pewnej ilości osób dla przeprowadzenia dyskusji na dany temat. Greckie sumposion oznaczało spotkanie przy kieliszku. Kaznodzieja A. C. Welch przemawiał pewnego razu na podstawie tekstu 18 („bądźcie napełnieni Duchem Świętym”). Rozpoczął od krótkiego zdania: „Człowieka trzeba czymś napełnić”. Poganin znajdował szczęście w syceniu się winem i świeckimi przyjemnościami; szczęściem chrześcijanina było napełnianie się Duchem Świętym.

Na podstawie tego urywka możemy sobie wyobrazić, jak wyglądała społeczność chrześcijańska wczesnego Kościoła.

1. Wczesny Kościół był kościołem śpiewającym. Śpiewano psalmy, hymny i pieśni duchowne. Mieszkała wśród nich radość, która kazała im śpiewać.

2. Był to Kościół dziękujący. Członkowie tej społeczności nosili w sercach wdzięczność - za wszystko, zawsze i wszędzie. Chryzostom, późniejszy wielki kaznodzieja, miał ciekawy pogląd na wdzięczność. Mówił, że był w stanie dziękować Bogu nawet za piekło, ponieważ ono było ostrzeżeniem przed zejściem z dobrej drogi. Wczesny Kościół był kościołem dziękującym, ponieważ jego członkowie byli ciągle jeszcze zdumieni i zafascynowani tym cudownym faktem, że miłość Boża zniżyła się do nich, żeby ich zbawić. Byli też wdzięczni za posiadaną pewność, że są w rękach Bożych.

3. Wczesny Kościół był społecznością ludzi, którzy szanowali się wzajemnie i poważali jeden drugiego. Apostoł Paweł mówi, że podstawą takiego wzajemnego szacunku jest odnoszenie się do Jezusa Chrystusa z czcią i bojaźnią. Widzieli siebie wzajemnie nie w świetle pozycji społecznej, lub zawodowej, lecz w świetle Chrystusa; i dlatego widzieli godność każdego człowieka.

Małżeństwo (5,22-33)

Trudno jest dziś w XX wieku zdać sobie w pełni sprawę z doniosłości tego fragmentu Listu. Poprzez te wszystkie lata dzielące nas od czasów Apostoła Pawła, szeroko przyjął się chrześcijański pogląd na małżeństwo. Nawet w dzisiejszych czasach rozluźnionej dyscypliny moralnej, chrześcijańskie pojęcie małżeństwa jest przez większość ludzi uważane za wzór, za ideał. Żyje on w sercach i myślach, w dążeniach i pragnieniach chrześcijańskich społeczeństw nawet w przypadkach, kiedy instytucja małżeństwa w praktyce od tego ideału odbiega. Małżeństwo uważane jest za doskonały związek ciała, ducha i umysłu mężczyzny i kobiety. Kiedy Apostoł Paweł pisał ten List, małżeństwo było zupełnie czymś innym. Na tle zepsutego świata, ideał jaki został przedstawiony przez Apostoła, promieniował nieznaną dotąd czystością.

Przyjrzyjmy się pokrótce sytuacji, jakiej przeciwstawiał się autor, pisząc ten fragment.

W poglądach i obyczajowości Żydów, kobieta zajmowała bardzo podrzędne miejsce. W swej porannej modlitwie Żyd dziękował Bogu za to, że Bóg nie stworzył go poganinem, niewolnikiem lub kobietą. W świetle żydowskiego prawa kobieta nie była osobą, lecz rzeczą. Nie posiadała żadnych formalnie ustanowionych praw, była absolutną własnością męża, który mógł z nią postępować według własnej woli. W teorii, ranga małżeństwa była wśród Żydów wysoka. Rabini mówili: „Każdy Żyd powinien raczej poświęcić swoje życie, niż popełnić cudzołóstwo, morderstwo, lub rozwieść się z żoną. Nawet ołtarz smuci się i roni łzy, kiedy mężczyzna rozwodzi się z żoną poślubioną w młodości”. W rzeczywistości jednak, w czasach Apostoła Pawła przeprowadzenie rozwodu wśród Żydów stało się aż tragicznie łatwe.

Przepisy dotyczące rozwodu są streszczone w 5 Mjż 24,1: „Jeżeli ktoś pojmie kobietę za żonę, a potem zdarzy się, że ona nie znajdzie upodobania w jego oczach, gdyż on odkrył w niej coś odrażającego, to wypisze jej list rozwodowy, wręczy jej go i odprawi ją ze swego domu”. Oczywiście, wszystko zależało tutaj od interpretacji słowa „coś odrażającego”. Bardziej surowi Rabini ze szkoły Szemmaja uczyli jednoznacznie, że „coś odrażającego”, znaczy cudzołóstwo i tylko cudzołóstwo i że dla żadnego innego powodu nie wolno żony oddalać. Nawet kobieta podobna w swej przewrotności do Izabel, dopóki nie popełni cudzołóstwa, nie może być oddalona. Bardziej liberalna szkoła Hillela interpretowała słowo „coś odrażającego” w sposób bardzo szeroki. Według ich nauki, mężczyzna mógł oddalić żonę, jeśli ta źle ugotowała, lub przesoliła obiad, jeżeli pokazywała się publicznie z nie nakrytą głową, jeżeli rozmawiała z mężczyznami na ulicy, mówiła lekceważąco o rodzicach męża, jeżeli była kobietą kłótliwą, lub przysparzała mężowi kłopotów. Rabbi Akiba chyba najdalej posunął się w interpretacji słów „jeśli nie pozyska łaski w jego oczach”. Uważał, że mężczyzna może oddalić żonę, jeżeli znalazł sobie inną kobietę, którą bardziej miłuje i którą uważa za piękniejszą. Łatwo się domyśleć, która szkoła interpretacji przepisów rozwodowych była bardziej popularna.

W świetle żydowskiego prawa żonie nie przysługiwało prawo występowania o rozwód za wyjątkiem przypadku, kiedy małżonek zachorował na trąd, stał się odstępcą od wiary, lub uprawiał odrażający zawód. Mąż natomiast mógł rozwieść się z żoną właściwie z każdego powodu, ponadto procedura rozwodowa była bardzo uproszczona. Zgodnie z postanowieniem Prawa Mojżeszowego, człowiek, który chciał rozwieść się z żoną, musiał wręczyć jej list rozwodowy, który brzmiał: „niechaj to pismo będzie dla ciebie oświadczeniem rozwodowym, listem odprawiającym i zwracającym wolność tak, że możesz poślubić jakiegokolwiek mężczyznę według swojej woli”. Wystarczyło, żeby mąż wręczył swojej żonie taki list napisany przy pomocy Rabina w obecności dwóch świadków, a rozwód stawał się prawomocny. Jedynym dodatkowym warunkiem było zwrócenie żonie jej posagu.

W czasach współczesnych Apostołowi Pawłowi instytucja małżeństwa u Żydów przeżywała poważny kryzys. Pozycja kobiet w małżeństwie była tak niepewna, że młode dziewczyny wzbraniały się przed wyjściem za mąż.

Małżeństwo (5,22-33 ciąg dalszy)

U Greków sytuacja w dziedzinie małżeństwa była jeszcze gorsza. Prostytucja była uznanym i istotnym składnikiem życia. Demostenes tak wyraził przyjętą powszechnie zasadę: „Mamy kurtyzany, żeby dostarczały nam przyjemności, konkubiny, żeby z nimi przebywać na co dzień, oraz żony, żeby rodziły nam prawowite dzieci i pilnowały domowego gospodarstwa”. W wyższych warstwach społecznych kobieta żyła w odosobnieniu i w zamknięciu. Nie brała żadnego udziału w życiu publicznym. Nigdy nie pokazywała się sama na ulicy, nie pojawiała się na oficjalnych przyjęciach. Przebywała w swoich komnatach, do których nikt, prócz małżonka nie miał prawa wstępu. Według Ksenofonta, było tak dlatego, „żeby kobieta jak najmniej widziała, jak najmniej słyszała i jak najmniej pytała”.

Sposób wychowania dziewcząt w greckich szacownych rodzinach uniemożliwiał przyjaźń lub partnerstwo między małżonkami. Sokrates mawiał: „Czy jest ktoś, komu powierzasz poważniejsze sprawy niż żonie? A czy jest ktoś, do kogo byś mniej mówił, niż do żony?” Verus był przyjacielem Marka Aureliusza. Kiedy żona wypomniała mu związki z innymi kobietami, odpowiedział: „Musisz pamiętać, że żona, to miano godności, ale nie przyjemności”. Grek wymagał od żony prowadzenia domu, wychowywania dzieci, natomiast przyjemności i towarzystwa szukał gdzie indziej. Co gorsza, rozwód w Grecji nie był objety przepisami prawa. Jak to ktoś określił, rozwód był zależny od kaprysu. Jedynym zabezpieczeniem, jaki miała żona, był jej posag, który musiał być jej zwrócony. Zanikało życie domowe i rodzinne, a wierność małżeńska w ogóle nie istniała.

Małżeństwo (5,22-33 ciąg dalszy)

W Rzymie instytucja małżeństwa była przedmiotem największej degeneracji. Wprawdzie przez pierwsze pięć wieków Republiki Rzymskiej nie został zanotowany ani jeden przypadek rozwodu, a pierwszy, zarejestrowany rozwód miał miejsce w 234 r. przed Chrystusem, ale w czasach Apostoła Pawła, życie rodzinne w Rzymie przeżywało prawdziwą katastrofę. Seneka pisze, że kobiety wychodziły za mąż, żeby się rozwodzić, a rozwodziły się po to, aby znów wyjść za mąż. W Rzymie nie oznaczano lat liczbami, lecz imionami kolejnych konsulów. Według Seneki, kobiety oznaczały lata imionami swoich kolejnych mężów. Opowiadano o kobiecie, która miała 10 mężów, Juvenaliusz zaś pisze o matronie, która w ciągu pięciu lat miała kolejno ośmiu mężów.

U Św. Hieronima znajdujemy potwierdzenie faktu, że pewna kobieta poślubiła mężczyznę, który był jej dwudziestym trzecim mężem, zaś ona sama była jego dwudziestą pierwszą małżonką. Cesarz August zażądał, żeby Livia, będąc brzemienną, rozeszła się ze swym mężem i zawarła małżeństwo z Cesarzem. Nawet Cicero w starszym wieku oddala swoją żonę, żeby ożenić się z młodą spadkobierczynią majątku, wobec którego był zadłużony i w ten sposób pozbywa się długów.

Nie oznacza to jednak, że nie istniało w Rzymie coś takiego, jak wierność małżeńska. Swetoniusz pisze o Rzymskiej matronie zwanej Mallonią, która wolała popełnić samobójstwo, niż ulec zachciankom cesarza Tyberiusza.

Całą atmosferę moralną ówczesnego Rzymu można bez przesady określić jako rozwiązłą. Instytucja małżeństwa była na najlepszej drodze do całkowitego rozkładu.

Takie było społeczno-obyczajowe tło, jakie towarzyszyło pisaniu Listów Apostoła Pawła. Pisząc te piękne wersety o małżeństwie, nie wyrażał poglądu, który był ogólnie przyjęty. Wzywał mężczyzn i kobiety do nowej czystości i nowej więzi w życiu małżeńskim. Należy zdać sobie sprawę, jak bardzo oczyszczający był wpływ chrześcijaństwa na życie rodzinne antycznego świata i jak wiele zyskały na tym kobiety.

Małżeństwo (5,22-33 ciąg dalszy)

W tym fragmencie Listu poznajemy prawdziwy pogląd Apostoła Pawła na małżeństwo. Wcześniejsze wypowiedzi Apostoła na temat małżeństwa zawarte w Pierwszym Liście do Koryntian, w rozdziale 7, są dla nas zaskakujące. Wynika z nich, że zawieranie małżeństwa zezwolone jest tylko dlatego, żeby uniknąć czegoś gorszego. Czytamy, że „ze względu na niebezpieczeństwo wszeteczeństwa, niechaj każdy ma swoją żonę i każda niechaj ma własnego męża”(1 Kor 7,2). Zezwala się, żeby wdowa wyszła po raz drugi za mąż, ale lepiej byłoby, gdyby pozostała samotna (1 Kor 7,39-40). Apostoł Paweł wolałby, żeby ci, którzy dotąd nie wstąpili w związek małżeński pozostali w stanie wolnym. Ale „jeśli jednak nie mogą zachować wstrzemięźliwości, niechaj wstępują w stan małżeński; albowiem lepiej jest wstąpić w stan małżeński, niż gorzeć” (1 Kor 7,9).

Istniały powody, dla których Apostoł Paweł pisał w ten sposób. Oczekiwał rychłego Powtórnego Przyjścia Jezusa. Był przekonany, że chrześcijanin nie powinien wiązać się żadnymi ziemskimi sprawami i że należy całkowicie skoncentrować się na wykorzystaniu krótkiego czasu, jaki pozostał na przygotowanie się na Przyjście Pana. „Kto nie ma żony, troszczy się o sprawy Pańskie, o to, jak by się podobać. A żonaty troszczy się o sprawy tego świata, o to, jakby podobać się żonie” (1 Kor 7,32-33).

Okres dzielący napisanie 1 Listu do Koryntian i Listu do Efezjan najprawdopodobniej wynosił 9 lat. W ciągu tych lat, Apostoł Paweł zdał sobie sprawę, że Powtórne Przyjście nie miało nastąpić tak rychło, jak uprzednio przypuszczał oraz, że ani on sam, ani jego bracia i siostry nie żyją w sytuacji tymczasowej, lecz mniej, lub bardziej stałej. Tak więc, właśnie w Liście do Efezjan zawiera Apostoł prawdziwą naukę o małżeństwie. Mówi, że chrześcijańskie małżeństwo jest najcenniejszym w życiu związkiem, który można porównać jedynie do wzajemnego stosunku między Kościołem a Jezusem.

Możliwe, że wypowiedzi w sprawie małżeństwa zawarte w 1 Liście do Koryntian były dodatkowo zabarwione osobistymi przeżyciami autora. Wszystko wskazuje na to, że jako gorliwy Żyd, Paweł powinien być członkiem Sanhedrynu. Opowiadając, jak w przeszłości nienawidził chrześcijan wspominał: „kiedy zaś skazywano ich na śmierć, ja głosowałem za tym” (Dz 26,10). Uważa się, że do Sanhedrynu mogli należeć tylko ludzie żonaci. Stąd wynikałoby przypuszczenie, że Paweł mógł być w przeszłości człowiekiem żonatym. Nigdy o swojej żonie nie wspomina. Dlaczego? Mogło być tak, że żona odeszła od niego, kiedy został chrześcijaninem, możliwe, że w okresie pisania Listu do Koryntian, jego własne małżeństwo okazało się jednym z najbardziej bolesnych i załamujących przeżyć i to właśnie, obok oczekiwania rychłego Przyjścia Jezusa, mogło być dodatkową przyczyną uznania małżeństwa za przeszkodę dla chrześcijaństwa.

Podstawa miłości (5,22-33 ciąg dalszy)

W interpretacji tego fragmentu często kładzie się nacisk nie na te sprawy, które są najważniejsze. Uważa się, że główną jego treścią jest zasada podporządkowania żony mężowi. Zdanie „mąż jest głową żony” cytuje się w izolacji od innych myśli. A przecież istotą tego fragmentu nie jest ani podporządkowanie, ani panowanie, lecz miłość. Apostoł Paweł pisze tutaj, jaką miłością mąż powinien miłować swoją żonę.

1. Powinna to być miłość ofiarująca, miłość dająca. Mąż winien tak kochać swoją żonę, jak Chrystus umiłował Kościół oddając siebie samego. Nie może to być miłość egoistyczna. Chrystus miłował Kościół nie po to, żeby Kościół wykonywał dla Niego pracę, ale po to, żeby On sam mógł wiele uczynić dla Kościoła.

U Chryzostoma znajdujemy wspaniałe rozszerzenie tego urywka: „Znasz miarę posłuszeństwa? Poznaj też miarę miłości. Chcesz, żeby żona była ci tak posłuszna, jak Kościół ma być posłusznym Chrystusowi? Kochaj ją i troszcz się o nią, tak jak czyni to Chrystus w stosunku do Kościoła. I nie uchylaj się jeśli będzie trzeba, żebyś oddał swoje życie, dał się porąbać na kawałki lub znieść wszystko cokolwiek przyjdzie. Jezus sprawił, że Kościół Go wielbi i oddaje cześć, nie przez groźby, lub ze strachu, lecz przez wielką miłość i troskę; ty też powinieneś być takim mężem dla swojej żony”.

Mąż jest głową żony; to prawda, powiedział tak Apostoł Paweł; ale powiedział on również, że mąż ma tak miłować żonę, jak Chrystus umiłował Kościół - miłością, która nie jest tyranią władzy, ale która jest gotowa ponieść każdą ofiarę dla jej dobra.

2. Powinna to być miłość oczyszczająca. Symbolem oczyszczenia i poświęcenia Kościoła przez Chrystusa jest chrzest każdego z jego członków w dniu, kiedy publicznie wyznaje swą wiarę. Możliwe, że Apostoł Paweł miał także na myśli jeden z greckich zwyczajów związanych z obrzędem ślubnym: panna młoda musiała dać się obmyć w strumieniu poświęconym jednemu z bóstw. W Atenach takim strumieniem był Callirhoe, poświęcony bogini Atenie. Jest jednak pewne, że autor odnosi swoje porównania do chrztu. Droga poprzez oczyszczenie, chrzest i wyznanie wiary była tą drogą, na której Chrystus widział dojście Kościoła do czystości i świętości takiej, jaka nie zostawia ani jednej plamki, ani szpecącej zmarszczki. Każda miłość, która ściąga człowieka w dół, jest fałszywa. Miłość, która nie uszlachetnia, która musi oszukiwać, która osłabia tkankę moralną, nie jest miłością. Prawdziwa miłość jest siłą oczyszczającą.

3. Musi to być miłość dbająca. Mąż winien bak dbać o swoją żonę, jak dba o własne ciało. Prawdziwa miłość nie każe się obsługiwać; nie dba tylko o swoją wygodę; prawdziwa miłość sama realizuje się w dbałości, trosce i szanowaniu ukochanej osoby. Jest bardzo źle, jeżeli mąż świadomie, lub podświadomie uważa żonę jedynie za kogoś, kto dla niego gotuje, pierze, sprząta i wychowuje jego dzieci.

4. Ma to być miłość nierozerwalna. Dla tej miłości człowiek opuszcza swego ojca i matkę i łączy się z żoną i stają się jednym ciałem. Są tak złączeni, jak połączone są wszystkie cząstki jednego ciała i myśl o rozłączeniu się z żoną oznacza dla męża tyle, co rozdarcie jego własnego ciała. Był to rzeczywiście szczytny ideał w czasach, kiedy zarówno mężczyźni jak i kobiety zmieniali swych partnerów „jak rękawiczki”.

5. Więź między mężem i żoną jest więzią w Chrystusie Panu. W chrześcijańskim domu Chrystus jest stałym gościem. W chrześcijańskim małżeństwie jest nie dwoje partnerów; lecz troje. Tą trzecią Osobą jest Chrystus.

Dzieci i rodzice (6,1-4)

Widzieliście, jak wiele uczyniło chrześcijaństwo dla polepszenia sytuacji kobiety; jeszcze więcej uczyniło dla dzieci. Pewne cechy w cywilizacji rzymskiej współczesnej Pawłowi sprawiały, że życie dzieci było narażone na ciągłą niepewność i niebezpieczeństwo.

1. Według obowiązującego prawa patria potestas; rzymski ojciec posiadał absolutną i nieograniczoną władzę nad swoją rodziną. Mógł sprzedać członków rodziny jako niewolników, mógł zmusić do pracy w swoich posiadłościach w charakterze niewolników, włącznie z zakuciem ich w łańcuchy, mógł karać ich według własnego uznania, mógł nawet wykonać na nich karę śmierci. Władza ojcowska nad dziećmi trwała do końca jego życia, niezależnie od wieku dzieci. Rzymski syn nigdy nie uzyskiwał praw dorosłego mężczyzny za życia jego ojca, nawet wtedy, kiedy był już na tyle dorosły, że pełnił ważne urzędowe funkcje, lub był obdarzony przez państwo zasłużonymi honorami; zawsze pozostawał we władzy ojca. „Błędem było”, pisze Becker, „że rzymski ojciec daną mu przez naturę powinność wychowania, ochrony i kierowania dzieckiem w czasie wczesnego dzieciństwa, rozciągał na niemal całe życie dziecka”. W praktyce ta władza ojcowska rzadko była egzekwowana w ekstremalnych rozmiarach, gdyż nie pozwalała na to opinia publiczna, ale faktem jest, że w czasach Pawła władza ojcowska nad dzieckiem była absolutnie nieograniczona.

2. Istniał wtedy pewien szczególny zwyczaj obrazujący przyjęcie nowo narodzonego dziecka przez ojca. Niedługo po urodzeniu przynoszono niemowlę ojcu, kładąc je u jego stóp. Jeśli ojciec schylił się i podniósł niemowlę do góry, oznaczało to, że uznaje je i pragnie je zatrzymać. Jeśli jednak ojciec odwrócił się i odszedł, dał tym do zrozumienia, że odmawia uznania dziecka i że można je po prostu wyrzucić.

Zachował się list z pierwszego roku przed Chrystusem niejakiego Hilariona do żony. Małżonek przebywał wtedy w Aleksandrii i w taki sposób pisał o sprawach domowych:

Hilarion do żony Alis z serdecznymi pozdrowieniami, jak również do Berou'sa i Appolonariona. Jesteśmy w dalszym ciągu w Aleksandrii. Nie martw się o mnie, nawet kiedy wszyscy powrócą, a ja zostanę tutaj. Proszę cię i zaklinam opiekuj się maleństwem. Z chwilą, kiedy otrzymam wynagrodzenie wyślę ci pieniądze bezzwłocznie. Jeśli urodzi się dziecko, a będzie to chłopiec, niech pozostanie; jeśli urodzi się dziewczynka, wyrzuć. Przekazywałaś, żebym ciebie nie zapomniał; jak mógłbym o tobie zapomnieć? Dlatego proszę cię, nie martw się.

Dziwny to list; z jednej strony dużo w nim uczucia, z drugiej tyle okrucieństwa wobec dziecka, które ma przyjść na świat.

Rzymskiemu niemowlęciu zawsze mogło grozić niebezpieczeństwo, że zostanie nieprzyjęte, lub po prostu wyrzucone.

W czasach Apostoła Pawła ryzyko było jeszcze większe. Widzieliśmy, jak bardzo nietrwała była instytucja rodziny, jak bardzo szybko małżonkowie zmieniali partnerów. W tych warunkach przyjście na świat dziecka było wprost nieszczęściem. Przyrost naturalny w tym czasie był tak niski, że władze wydały specjalny dekret, o ograniczeniu praw spadkowych w stosunku do bezdzietnych rodziców. Niechciane dzieci były przeważnie pozostawiane w Forum Romanum. Każdy, kto chciał, mógł niemowlę zabrać na własność. Zabierano je nocą, przeważnie po to, żeby odchować do pewnego wieku i potem sprzedać jako niewolników, lub jako „towar” do rzymskich domów publicznych.

3. Antyczna cywilizacja była bezlitosna dla chorowitych, lub kalekich dzieci. Jak pisze Seneka: „Zabijamy nieposłusznego wołu, dusimy wściekłego psa, zabijamy chorą owcę, żeby nie zakaziła stada; topimy dzieci, które rodzą się słabe, lub zniekształcone”. Słabe i wątłe dziecko, albo takie, które urodziło się z jakąś wadą fizyczną, lub deformacją, nie miało szansy na życie.

Taka była sytuacja, na tle której Apostoł Paweł pisał swe rady dla dzieci i rodziców. Jeśli nas zapytają, co dobrego przyniosło światu chrześcijaństwo, wystarczy, że wskażemy tylko na to, co uczyniło dla kobiet i dzieci.

Dzieci i rodzice (6,1-4 ciąg dalszy)

Apostoł Paweł pisze do dzieci, że mają przestrzegać przykazania i czcić swoich rodziców. Nie chodzi tu o cześć wyrażoną tylko w słowach. Czcić rodziców, oznacza szanować ich, być posłusznym i nigdy nie sprawiać im bólu.

Dla autora ważna jest także odwrotna strona tego zagadnienia. Tłumaczy ojcom, że nie wolno im prowokować dzieci do gniewu. Bengel, zastanawiając się dlaczego to polecenie jest skierowane tylko do ojców, dochodzi do wniosku, że matki posiadają wręcz anielską cierpliwość, a ojcowie są bardziej podatni na zniecierpliwienie i wybuchy gniewu.

Dziwi nas, że Apostoł Paweł powtarza ten nakaz jeszcze raz w Liście do Kolosan, dodając, „aby nie upadały na duchu” (Kol 3,21). Bengel twierdzi, że depresja i załamanie na skutek ciągłej krytyki, nagany i zbyt ostrej dyscypliny, jest plagą młodego wieku. Zadaniem Dawida Smith'a, Apostoł Paweł napisał to zdanie na podstawie własnych, przykrych doświadczeń. Wyczuwa się nutę wzruszenia bardzo osobistego, jakby starszy już człowiek wracał myślą do niewdzięcznych lat własnego dzieciństwa. Wychowany w surowej atmosferze sztywnych tradycji religijnych doświadczył mało ciepła, a wiele zaciętości i zna dobrze to uczucie młodzieńczej depresji. Możemy wyrządzić krzywdę dziecku w trojaki sposób:

a. Kiedy zapominamy, że wszystko się zmienia z biegiem czasu i zwyczaje jednego pokolenia są inne od zwyczajów pokolenia następnego. Pewna matka chciała wpłynąć na córeczkę, żeby ta czegoś nie zrobiła, mówiąc: „mnie nigdy nie pozwalano na to, kiedy byłam w twoim wieku”. Na to dziewczynka powiedziała: „Musisz pamiętać mamusiu, że ty byłaś wtedy, a ja jestem teraz”.

b. Kiedy roztaczamy zbyt ostrą władzę i kontrolę nad dzieckiem. Trzymanie dziecka zbyt długo „na pasku” świadczy o tym, że nie ufamy mu, co też oznacza, że nie mamy zaufania do naszej metody wychowawczej. Lepiej jest pomylić się za wiele ufając, niż popełnić błąd sprawowaniem zbyt autorytatywnej władzy;

c. Kiedy zapominamy o obowiązku akceptacji, aprobaty i dodawania otuchy. Ojciec Marcina Lutra zwykł mawiać: „Oszczędź kija, a zepsujesz dziecko - to prawda, ale powinieneś obok kija trzymać jabłko jako nagrodę za dobre wykonanie zadania”.

Benjamin West opowiadał, jak został malarzem: Pewnego dnia matka wyszła z domu zostawiając pod jego opieką małą siostrzyczkę Sally. W czasie nieobecności matki znalazł w domu atrament w różnych kolorach i zaczął malować portret Sally. Przy tej okazji narobił wiele nieporządku. Matka po powrocie nie oburzyła się na bałagan, podniosła karton i popatrzyła na rozpoczęty portret: „Ależ to Sally”! - schyliła się i ucałowała synka. Zawsze później Benjamin West mawiał: „To ten pocałunek mojej matki uczynił ze mnie malarza”. Zachęta uczyniła więcej, niż mogłaby zrobić przygana. Anna Buchan wspomina ulubione powiedzenie swojej babki: „nigdy nie należy potępiać ani zniechęcać młodzieży”.

Apostoł Paweł uważa, że dzieci powinny czcić swych rodziców, zaś rodzicom nie wolno nigdy zniechęcać swoich dzieci.

Panowie i niewolnicy (6,5-9)

Obliczono, że w czasach Apostoła Pawła w Cesarstwie Rzymskim znajdowało się 60 milionów niewolników. Rzymianie byli wprost opanowani przez lenistwo. W Rzymie, spełniającym rolę pana świata, pracę uważano za zajęcie poniżej godności obywatela rzymskiego. W praktyce cała praca była wykonywana przez niewolników. Niewolnikami byli nawet lekarze, nauczyciele i najbliżsi przyjaciele Cezarów. Zdarzało się, że niewolnika i pana łączyły więzy głębokiej przyjaźni i lojalności. Pliniusz pisze do przyjaciela, że przeżywa głęboki smutek z powodu śmierci jego niewolnika. Zostały mu dwa rodzaje pocieszenia, które jednak nie są w stanie ukoić jego żalu. „Po pierwsze, zawsze chętnie zgadzałem się na wyzwalanie niewolników, a po drugie, pozwalałem im sporządzać coś w rodzaju testamentu, który teraz wypełnia jego prawo”. Są to słowa dobrego pana.

Powszechnie jednak życie rzymskiego niewolnika było straszne. Według prawa, niewolnik nie był osobą, lecz rzeczą, Arystoteles głosił, że nie może być przyjaźni między panem i niewolnikiem, ponieważ obie strony nie mają ze sobą nic wspólnego. „Niewolnik jest żywym narzędziem, a narzędzia są przecież nieożywionymi niewolnikami”. Varro pisząc o rolnictwie, dzieli narzędzia na trzy klasy: mówiące, nie mówiące i nieme; kategoria narzędzi mówiących obejmuje niewolników, narzędziami nie mówiącymi jest bydło, zaś wozy są narzędziami niemymi. Niewolnik nie jest niczym więcej, niż zwierzęciem, które umie mówić. W poradach udzielanych komuś, kto obejmuje gospodarstwo wiejskie, Kato pisze: „Należy wyrzucić z gospodarstwa wszystko, co opóźnia pracę w tym również starych niewolników, których trzeba wyrzucić na wysypiska śmieci, żeby tam powymierali z głodu. Dawanie pewnej racji żywności niewolnikowi choremu, jest rozrzutnością”.

Prawo rzymskie było jednoznaczne, jeśli chodzi o status niewolników. Gajus tak pisze w Institutes: „Jest rzeczą ogólnie przyjętą, że pan posiada pełną władzę nad życiem i śmiercią niewolnika”. Jeżeli niewolnik zbiegł, najlżejszą karą było wypalenie na jego czole litery „F”, co oznaczało fugitivus, czyli zbiegły; najcięższą karą była kara śmierci. Niewolnik był całkowicie zdany na łaskę i niełaskę i na kaprysy swego pana. Cesarz August kazał ukrzyżować niewolnika za zabicie oswojonej kuropatwy, a Vedius Pollio kazał wrzucić żywego niewolnika do stawu z żarłocznymi morskimi stworami, co miało być karą za stłuczenie kryształowej szkatuły. Według Juvenaliusza, pewna rzymska matrona kazała zabić niewolnika tylko dlatego, że ją zdenerwował. Na protest męża miała odpowiedzieć: „I ty nazywasz niewolnika człowiekiem? - nie zrobił nic złego? - Możliwe, ale ja tak chcę, to jest moja wola. I to wystarczy”. Niewolnice, które usługiwały Rzymiankom miały często powyrywane włosy a na twarzach nosiły ślady podrapania paznokciami swych pań. Juvenaliusz opisuje również pewnego pana, który znajdował szczególne upodobanie w odgłosach chłosty, albo w brzęku łańcuchów, uważając je za „słodsze od śpiewu syrenek”. Zarządzał on najgorsze tortury, włącznie z przypalaniem ciała niewolnika za błahe przewinienia, na przykład za zaginięcie kilku ręczników. U pewnego rzymskiego pisarza znajdujemy takie stwierdzenie: „Cokolwiek pan uczyni swojemu niewolnikowi z rozmysłem, czy w porywie gniewu, zasłużenie, lub niezasłużenie, świadomie, lub nieświadomie, jest samo w sobie prawem i sprawiedliwością”.

Dopiero na tle przedstawionej tutaj w skrócie okrutnej sytuacji niewolników można przystąpić do rozważania tego, co Apostoł Paweł pisze do niewolników, którzy stali się członkami Kościoła chrześcijańskiego.

Panowie i niewolnicy (6,5-9 ciąg dalszy)

Rady jakie Apostoł Paweł kieruje do niewolników można uważać za ewangelię robotnika - chrześcijanina.

1. Nie radzi im, żeby wzniecali bunt; poleca, ażeby byli chrześcijanami tam, gdzie są. Powinniśmy realizować nasze chrześcijaństwo tam, gdzie Bóg nas postawił; jest to wielkie posłnie chrześcijaństwa do każdego człowieka. Okoliczności, w których znaleźliśmy się mogą być bardzo złe, ale to jedynie powiększa nasze zadanie. Chrześcijaństwo nie wzywa nas do ucieczki od danych okoliczności; wzywa nas do ich przezwyciężenia.

2. Zaleca rzetelną pracę i to nie tylko wtedy, kiedy pilnuje nadzorca. Rzetelność w pracy powinna wypływać ze świadomości, że Bóg patrzy na wszystko. Cokolwiek chrześcijanin wykonuje w ramach swojej pracy, powinno być wykonane tak dobrze, żeby mogło być pokazane Bogu. Samo polepszenie warunków pracy, lub podniesienie zarobków nie uczyni z ludzi lepszych pracowników, choć jest to czynnik bardzo istotny i dopilnowanie tych spraw jest obowiązkiem chrześcijanina. Jeszcze mniej dobrej pracy uzyskamy przez zaostrzenie wszelkiego rodzaju sankcji. Tajemnicą dobrej pracy jest wykonywanie jej dla Boga.

Zwraca się również Apostoł Paweł do właścicieli niewolników. Powinni oni pamiętać, że chociaż są panami innych ludzi, są równocześnie sługami Boga i wszystko, co czynią jest w zasięgu Jego wzroku. Ponad wszystko muszą pamiętać, że oni sami, i ci, którzy im podlegają, pewnego dnia staną razem przed Bogiem; a wtedy ani pozycja społeczna, ani różnice między stanami nie będą miały żadnego znaczenia.

Problemy dotyczące pracy zostałyby rozwiązane, gdyby zarówno panowie jak i słudzy, pracodawcy i pracownicy, podporządkowali się Bogu i spełniali to, czego Bóg od nich żąda.

Zbroja Boża (6,10-20)

Pod koniec Listu, kiedy przychodzi do pożegnania, Apostoł Paweł zamyśla się nad tym wszystkim, co czeka chrześcijan na dalszej drodze ich życia, nad walką, jaką przyjdzie im staczać na każdy dzień.

Dla ludzi żyjących w tamtych czasach, życie miało w sobie więcej ciemnej atmosfery lęku niż dla człowieka naszej ery.

Istniała szeroko rozpowszechniona wiara w demony, które unosiły się w powietrzu i czyniły ludziom zło. Stosowane przez Apostoła Pawła określenia, takie jak moce, zwierzchności, władcy, były nazwami rozmaitych poziomów hierarchii złych duchów. Dla antycznego człowieka cały wszechświat był polem bitwy. Chrześcijanin nie tylko musiał dawać odpór atakom ludzkim, ale musiał walczyć z wszystkimi mocami duchów wojujących z Bogiem. Możemy nie brać dosłownie wyrażeń stosowanych przez autora, ale doświadczenie nam mówi, że działają na świecie i wokół nas moce zła. Stevenson pewnego razu powiedział: „Znasz dworzec w Edynburgu? - w pewien zimny, wietrzny ranek spotkałem się tam z szatanem”. Nie wiemy, co faktycznie przydarzyło się tam Sevensonowi, ale znamy takie uczucie; każdy z nas czuł siłę wpływu zła, które skłaniało nas do grzechu.

Przez cały czas pobytu w więzieniu, Apostoł Paweł przykuty był łańcuchem do ręki rzymskiego żołnierza, który dniem i nocą pilnował, żeby więzień nie uciekł. Obcując ze strażnikiem i patrząc na jego uzbrojenie Apostoł Paweł dostrzegł doskonałą analogię z tym, co chciał wyrazić w swoim liście. Chrześcijanin także posiada zbroję; każda część uzbrojenia rzymskiego może być przetłumaczona na język i pojęcia chrześcijańskiego życia.

Pas prawdy. Żołnierz rzymski nosił pas z umocowanym mieczem. Pas ten opasywał jego tunikę i dawał żołnierzowi pełną swobodę ruchów. Chrześcijanin porusza się pewnie i swobodnie, ponieważ zna prawdę. Ci, którzy prawdy nie znają, błądzą w ciemności, a niepewność krępuje ich ruchy.

Pancerz sprawiedliwości. Jeżeli człowiek ma na swoją obronę sprawiedliwość, nie może go dosięgnąć żadna strzała. Słowa nie są obroną przed zarzutami; może nią być tylko dobre, prawe życie. Ktoś oskarżył Platona o popełnienie różnych przestępstw. „A więc”, powiedział Platon, „trzeba żyć w taki sposób, żeby udowodnić bezzasadność oskarżenia”. Jedynym sposobem przeciwstawienia się zarzutom przeciwko chrześcijaństwu jest pokazanie jak dobre może być życie chrześcijanina.

Sandały. Były symbolem gotowości do wyruszenia w drogę z Dobrą Nowiną do tych, którzy jeszcze jej nie słyszeli.

Tarcza. Chodziło tutaj o dużą, owalną tarczę noszoną przez wojowników w ciężkiej zbroi. Jedną z najniebezpieczniejszych rodzajów broni były w tamtych czasach ogniste strzały. Były one zakończone pakułami nasyconymi smołą, które zapalano przed wystrzeleniem. Duża tarcza składała się z dwóch sklejonych ze sobą płatów drewna. Kiedy strzała trafiła w tarczę, wbijała się w drewno, gasząc w ten sposób ogień. Taką właśnie rolę może odgrywać wiara chroniąc przed strzałami pokus. Według Apostoła Pawła, wiara, to całkowita ufność Chrystusowi; kiedy chodzimy z Nim, jesteśmy zabezpieczeni przed pokusami.

Przyłbica zbawienia. Nasze zbawienie nie jest tylko faktem odniesionym do czasu przeszłego. Zbawienie w Chrystusie daje nam nie tylko przebaczenie grzechów, które popełniliśmy przed nawróceniem, ale daje nam też siłę do zwycięstwa nad grzechem teraz i w przyszłości.

Miecz. Jest nim Słowo Boże. Miecz ten służy do obrony przed grzechem, a także do ataku w walce ze złem tego świata. W tej wojnie duchowej nie odniesiemy nigdy zwycięstwa bez Słowa Bożego.

W końcu autor dochodzi do najskuteczniejszego ze wszystkich rodzajów broni, jaką jest modlitwa. Podnosi trzy ważne cechy modlitwy. Przede wszystkim, modlitwa musi być stała. Jesteśmy skłonni modlić się tylko w krytycznych momentach naszego życia. A przecież tylko z codziennej modlitwy chrześcijanin czerpie siłę do życia na każdy dzień. Modlitwa powinna być też intensywna, usilna. Modlitwa powierzchowna, bez całkowitego zaangażowania nie może być skuteczna. Prawdziwa modlitwa wymaga całkowitego zaangażowania całej osobowości i skoncentrowania jej na Bogu. I wreszcie, modlitwa nie może być egoistyczna. Uważam, że nasze modlitwy zbyt często dotyczą tylko nas samych, a zbyt rzadko naszych bliźnich. Powinniśmy nauczyć się modlić za innych i z innymi, przynajmniej w takim stnpniu, w jakim uwzględniamy w modlitwie naszą własną osobę.

Prosi również Apostoł Paweł, żeby modlono się za niego; nie o spokojne i wygodne życie dla niego, ale o to, żeby dane mu było odważnie zwiastować tajemnice Boże o Jego miłości ku wszystkim ludziom. Dobrze czynimy pamiętając, że każdy pracownik na niwie Pańskiej, każdy kaznodzieja potrzebuje modlitwy podtrzymującej jego ręce.

Błogosławieństwo końcowe (6,21-24)

Jak czytaliśmy we wstępie do niniejszego komentarza, List do Efezjan był listem obiegowym, a tym, który go niósł od zboru do zboru był Tychikus. W odróżnieniu od większości listów Apostoła Pawła, List do Efezjan nie zawiera żadnych informacji o autorze za wyjątkiem faktu, że przebywał w więzieniu. Ale Tychikus chodząc po zborach, na pewno opowiadał o sytuacji Apostoła Pawła, przekazywał jego pozdrowienia i słowa otuchy.

List kończy się błogosławieństwem; Apostoł wraca jeszcze raz do największych wartości chrześcijańskich. Wymienia pokój, który jest najwyższym dobrem człowieka, wiarę polegającą na całkowitym spoleganiu na Bogu, oraz łaskę - ten cudowny, niezasłużony Boży dar. Pragnie, aby tymi wartościami Bóg obdarzył tych, do których pisał ten List. Ponad wszystko jednak, modli się o miłość; pragnie, żeby poznali miłość Bożą, i żeby tak miłowali jedni drugich, jak nieskończoną miłością ukochał ich Jezus Chrystus.


SPIS TREŚCI

WPROWADZENIE DO LISTU DO EFEZJAN

W. Barclay w swoim tłumaczeniu Listu na język angielski stosuje tu słowo „dopełnienie” (przyp. tłum.).

Przekład J. Dmochowskiego.

123

88



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ef 271 4 2012 zal nr 2 id 15072 Nieznany
Ćw.1.Cr ef. katali
Canon Ef 28 135 Repair Manual
PM wykłady 4 rok EF cytologia OUN tyton historia
Canon Ef 70 200 2 8 L Usm Repair Manual
pi%b3sudzki+j%f3%9fef+ +22+stycznia+1863 3mddn6cdqukiqndmyj7guywidnpqowzg557xw4i 3MDDN6CDQUKIQNDMYJ7
SiS Lab02 Micha 322 Kucab EF-DI1 2008 L06, Studia, Semestr 1, Sygnały i Systemy, Sprawozdanie 2
KONTR-EF
ef i przyklady produkty blokowe
Cw 9 EF
Informacja nt obowiazku ef en za 2015 r
10 Ef
Pieśń Ef 1, Kantyki biblijne
kl2g-kat33-Ef 1, Bałagan - czas posprzątać i poukładać
Canon Ef 28 2 8 (Type 1, 2) Repair Manual
SiS LAB05 Dawid Warchoł EF-DI1 2009 L14, Studia, Semestr 1, Sygnały i Systemy, Sprawozdanie 5
SiS LAB04 Dawid Warchoł EF-DI1 2008 L14, Studia, Semestr 1, Sygnały i Systemy, Sprawozdanie 4
Di gr FG prof Marcinek testy, Grupa EF
Pieśń Ef 1 w 3, Kantyki biblijne

więcej podobnych podstron