Zielonookie piękno


Zielonookie piękno


Rozdział 1.

Zaczerpnąć oddech

Z początku było to tak subtelne, że Severus nie był pewien, czy sobie tego nie wyobraził. W końcu był to Harry Potter; niewątpliwie można się było spodziewać pewnej aury zasmucenia, promieniującej z tego szesnastolatka. Lecz choć w życiu Pottera nie brakowało cierpienia i smutku, dotychczas nie okazywał tego otwarcie i wydawał się raczej szczęśliwy podczas minionych pięciu lat spędzonych w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Może Severusa zwodziła wyobraźnia, ale czasami nie do końca był o tym przekonany.
Teraz miał pewność.
Chłopak pogrążony był w głębokiej melancholii. Coś się za tym kryło; Severus, który obserwował Pottera od jakiegoś czasu, był tego pewien. Mimo że pośród gwaru, który przepełniał szkołę, łatwo było zbagatelizować zachowanie Harry'ego, trzy tygodnie to za długo, by sprawiać wrażenie pogrążonego w smutku. Ostatnio Potter niezwykle rzadko się uśmiechał, a jeśli nawet, uśmiech ten nigdy nie sięgał jego intensywnie zielonych oczu. Sprawiał wrażenie, że śmieje się wyłącznie po to, by uniknąć natarczywych pytań. Prawie nic nie jadł. To było znaczące, gdyż Potter w kwestii jedzenia zachowywał się zawsze jak typowy nastolatek. Teraz jadał powoli, jeżeli w ogóle; zagubiony w myślach, ledwie skubał potrawy. Sprawiał wrażenie, jakby nie mógł przełykać, albo miał z tym problemy, bo coś utkwiło mu w gardle.
Kiedy nie dręczył go smutek, bywał zły. Jak zwykle na początku roku on i Malfoy pokłócili się w pociągu jadącym do Hogwartu, ale zaledwie tydzień później Severus w drodze do Wielkiej Sali natknął się na rozwścieczonego Pottera, który próbował wybić Malfoyem dziurę w ścianie. Oczywiście natychmiast ukarał Pottera szlabanem z McGonagall i odjął Gryffindorowi 50 punktów.
Tydzień później Potter znów wdał się w bójkę.
Tym razem miała miejsce w samej Wielkiej Sali. Snape obserwował rozwój wydarzeń aż do samego końca, kiedy Zabiniego, Malfoya, Weasleya i Pottera musiano rozdzielić siłą. Malfoy i Zabini szydzili z niego, jak to mieli w zwyczaju, zaś Potter dał się ponieść. Weasley, spiesząc by ochronić Pottera, dał się wciągnąć w bijatykę raczej przypadkowo. Gryffindor znów stracił punkty, zaś każdy z chłopców dostał tygodniowy szlaban.
Severus niewiele mógł zrobić, nawet gdyby naprawdę próbował. Sto punktów odjętych Gryfonom w odstępie jednego tygodnia za dwie bójki to było dużo, zwłaszcza dla Pottera. Chłopak siał zamęt w Hogwarcie od chwili, gdy się tu pojawił, zwykle jednak okazywał więcej rozsądku i lepiej nad sobą panował.
Można by pomyśleć, że Harry, który nosił teraz na piersi lśniącą, czerwono-złotą plakietkę Prefekta, będzie bardziej uważał by nie zrobić niczego, co mogłoby zaszkodzić jego obecnej pozycji. Lecz wydawało się, że zdrowy rozsądek, dość nietypowo, ostatnimi czasy coraz częściej opuszcza młodego czarodzieja.
Z Potterem działo się zdecydowanie coś niedobrego.
Severus zdecydował się na omówienie całej sprawy w cztery oczy z Dumbledorem. Co prawda nadal musiał dbać o swoją reputację, ale wiedział też, jak wielką miłością Albus darzy chłopaka. Nie byłoby dobrze stracić Harry'ego na rzecz czegoś, co najwyraźniej przypominało depresję jednobiegunową*. Jeśli miał być szczery, nie poświęcił tak wiele tylko po to, by ten durny dzieciak zmarnował się na jego oczach i wątpił, by ktokolwiek w magicznym świecie wybaczyłby mu, gdyby coś takiego się stało. Nie miał ochoty nadużywać cudzej cierpliwości.

- Oczywiście, że jest nieco przygnębiony, Severusie. Dopiero co zginął jego ojciec chrzestny. Czego się spodziewałeś? - stwierdził Dumbledore.
Snape potrząsnął głową. Jego ciemne oczy były głębokie i nieprzeniknione. Choć zwykle zachowywał swoje przemyślenia dla siebie, tym razem postąpił inaczej, co nie umknęło uwadze Dumbledore'a. Severus nie marnował czasu na drobiazgi i mało znaczących studentów.
- Wiem, że przez te pięć lat wiele przeszedł. Wiem, że stracił swojego ojca chrzestnego. Wiem również, że każdy pogrąża się w rozpaczy po stracie bliskiej mu osoby. Jednak, zgodnie z twoimi oczekiwaniami wobec nas wszystkich, musiałem dobrze go poznać w ciągu ubiegłego roku. Nie pozwolę, by ten bachor myślał, że może oszukać cały magiczny świat. Merlin raczy wiedzieć, dlaczego wszyscy muszą mu w kółko powtarzać, jak bardzo jest ważny. Wszystko to uderzyło mu do tej małej, durnej głowy. Już widziałem takie zachowanie. Znam je z autopsji. Chciałem po prostu wskazać ci kierunek, w którym moim zdaniem to wszystko zmierza - odciął się Snape ze złością. - Niech mnie licho, jeśli ktoś będzie mnie obwiniał za brak nadzoru nad tym głuptasem. Zrobiłem swoje, teraz twoja kolej.
Tym razem to Dumbledore potrzasnął głową.
- Zbyt wiele się w tym doszukujesz, Severusie. Naprawdę, nie wydaje mi się, by Harry czuł w tej chwili coś więcej niż smutek - westchnął. - Ale zdaję się na twoją opinię. Jeżeli naprawdę myślisz, że Harry ma kłopoty albo potrzebuje wskazówek, to mogę jedynie pozostawić tobie decyzję o tym, jakie kroki należy podjąć. Do tej pory wystarczająco wiele razy wpływałem na jego życie i nie sądzę, by pozwolił mi na to raz jeszcze.

Słysząc to Severus gwałtownie poderwał się z miejsca, przewracając krzesło, na którym siedział.
- Czy miłość do Pottera zaślepia cię tak bardzo, że nie widzisz, co się z nim dzieje? - zapytał z gniewem. - On nie potrzebuje mnie, ale ciebie, byś go ratował! Nie ufa mnie, tylko tobie!
Dumbledore patrzył na niego w milczeniu; tylko jego oczy zdradzały niepokój.
- Chyba nie zdajesz sobie z tego sprawy, Severusie, ale Harry ufa mi obecnie niewiele bardziej niż tobie - odparł. - Z nas dwóch to ja prawdopodobnie byłbym tym, który natknąłby się na mur, próbując się do niego zbliżyć. Wyjdzie z tego, ale gdyby zbłądził po drodze, liczę, że spróbujesz mu pomóc.
Wychodząc z biura Dumbledore'a Snape był tak wściekły, jak chyba nigdy wcześniej. Ponownie obserwował Pottera, a im więcej widział, tym większy czuł gniew. Potter wiecznie sprawiał trudności i jak zawsze wybrał sobie najgorszy czas. Był przekleństwem życia Severusa. Nawet teraz, gdy starał się ochraniać chłopca, w ogóle go nie rozumiał, za wyjątkiem spraw, co do których miał stuprocentową pewność. Harry Potter cierpiał i jeśli nikt mu nie pomoże, wkrótce załamie się nerwowo albo coś sobie zrobi. Oczywiście nie była to informacja, która powinna trafić do wiadomości publicznej.
Severus nie chciał zobowiązywać się do pomagania temu nieznośnemu utrapieńcowi. Wcale nie chciał zostać powiernikiem Harry'ego Pottera, chociaż wiedział, że to nieuniknione. Siedząc w Wielkiej Sali Snape widział, jak Potter rzuca Malfoyowi mordercze spojrzenie. Jednak gdy chłopcy odwrócili się ku swoim stołom, nienawiść niemal natychmiast zniknęła z twarzy Harry'ego, który wyglądał teraz jak człowiek toczący głęboką wewnętrzną walkę z samym sobą. Widząc to Snape skrzywił się najmocniej, jak mógł.
Nienawidził się martwić.

Harry znowu czuł, że jest obserwowany.
Zawsze ktoś wpatrywał się w niego, tak jakby chciał spojrzeniem wypalić w nim dziurę na wylot. Żaden jego czyn nie pozostawał niezauważony, przyciągając spojrzenia innych - jedne nienawistne, inne pełne uwielbienia. Nienawidził tego; najchętniej powiedziałby im wszystkim, żeby się odwalili i dali mu wreszcie pożyć.
Wiecznie pod obserwacją. Cały świat na niego patrzył. Wszyscy oczekiwali tak wiele od Chłopca, Który Przeżył. Harry miał ochotę przeklinać głupotę tych wszystkich, którzy pokładali w nim całe swoje zaufanie. Chciał wykrzyczeć, jak bardzo nie nadaje się na bohatera, którego w nim widzieli.
Dlaczego? Dlaczego on? Dlaczego wszystko zawsze przytrafiało się właśnie jemu? Co takiego uczynił? A jeżeli coś uczynił, to czy mógł to zmienić, by odzyskać normalność?
Był pewien, że powoli zaczyna wariować.
Rozpadał się; wszyscy patrzyli, ale nikt niczego nie zauważał. Zupełnie jakby krzyczał ile tchu w piersiach, zaś każdy, kto go mijał, po prostu uśmiechał się, machał do niego i szedł dalej.
Tak bardzo zauważany, że aż niewidoczny. Jak mógł uosabiać te dwa przeciwieństwa? Jak ktokolwiek mógł przewiercać go wzrokiem na wskroś każdego dnia i nie pogrążać się w rozpaczy wraz z nim?
Harry nie był pewien, ile jeszcze zdoła znieść.
- Harry? Wybierasz się gdzieś? Przegapisz deser - powiedziała Hermiona, kiedy wstał od stołu.
Harry przywołał na twarz uśmiech, miał nadzieję, że wystarczająco wiarygodnie.
- Nie szkodzi, nie bardzo mam dzisiaj ochotę na jedzenie. Poza tym muszę jeszcze coś zrobić, zanim się położę. Jestem zmęczony, więc myślę, że im szybciej się za to wezmę, tym lepiej.
Hermiona pokiwała głową ze zrozumieniem. Harry ponownie się uśmiechnął, jednak gdy tylko oddalił się od Gryfonów, uśmiech ten zgasł jak zdmuchnięta świeczka. W pośpiechu nie zauważył, że podąża za nim spojrzenie ciemnych oczu, których właściciel siedział za stołem nauczycielskim. Ale nawet gdyby zwrócił na to uwagę, nie miałoby to dla niego żadnego znaczenia.
W końcu zawsze był ktoś, kto gapił się na Harry'ego Pottera.

- Ej, Mionka, gdzie polazł Harry? - spytał Ron, widząc, że Harry opuszcza Wielką Salę. Hermiona wzruszyła ramionami.
- Powiedział, że ma coś do zrobienia. Że jest zmęczony i chciał coś dokończyć, czy coś takiego.
- Zmęczony? A niech mnie, przecież dopiero siódma! Co takiego robił, że jest zmęczony o tej porze? - zdumiał się Ron.
Odkąd wrócili do Hogwartu, widywał się z Harrym tylko w czasie lekcji. Jako że byli już na szóstym roku, nie mogli rozmawiać na zajęciach tak jak kiedyś. A potem dostali tygodniowy szlaban ze Snapem, co jeszcze bardziej zmniejszyło ilość czasu, jaką mieli dla siebie. Teraz, kiedy szlaban wreszcie dobiegł końca, Ron miał nadzieję, że spędzi wieczór plotkując w gronie swych najlepszych przyjaciół. Wiadomość, że Harry znalazł sobie inne zajęcie, wyraźnie go rozczarowała.
Hermiona roześmiała się, widząc jego minę.
- Co w tym niezwykłego, że czuje się zmęczony? - zapytała z rozbawieniem w głosie. - Ledwo wrócił, od razu dostał szlaban, przez dwa tygodnie pod rząd. Dopiero dziś ma pierwszy wolny wieczór, więc pewnie chce odespać wszystkie zarwane noce.
Ron skinął głową. Oczywiście Hermiona miała rację, ale nadal wydawało mu się to dziwne, że Harry nawet nie zaczekał, by wreszcie z nimi pogadać.

Harry nie mógł oddychać. Jego dłoń drżała.
Pochylał się nad jedną z umywalek w opuszczonej łazience dla dziewcząt, tej samej, w której na drugim roku on i jego przyjaciele warzyli eliksir wielosokowy. Tym razem to nie z winy eliksiru Harry czuł się tak nędznie i walczył o oddech.
Łzy napłynęły mu do oczu. Harry uniósł głowę i spojrzał na swoje odbicie w magicznym lustrze, czekając aż spłyną w dół, by znów mógł widzieć wyraźnie. Poczuł wilgoć na policzkach i zacisnął powieki, ale łzy nie przestawały płynąć. Szloch, który wydobył się z gardła Harry'ego był tak głośny, jakby wraz z nim wydarto mu duszę. Przez jego myśli przewinął się szereg obrazów, ukazujących wydarzenia z przeszłości.
Całe cierpienie, którego był przyczyną.
Wszystkie śmierci.
Wszyscy ludzie, którzy oddali za niego życie.
Nie ocalił ich, tak jak nie ocali nikogo innego.
Pod wpływem wspomnień mrok wkradł się w jego umysł, a gardło ścisnęło, odbierając mu oddech. Harry poczuł, że brakuje mu powietrza, które próbował wciągnąć w płuca, łkając. Nic nie mogło uśmierzyć jego bólu, ani wypełnić tej pustki, którą w sobie czuł.
Dusił się. Czuł, że musi w jakiś sposób dać upust swojemu cierpieniu.
Patrząc w dół sięgnął po leżące na umywalce ostrze, które wcześniej wyczarował. Wolną ręką otarł łzy, które wciąż płynęły mu z oczu. Zapatrzył się na swoją dłoń, błyszczącą od łez, zastanawiając się, dlaczego ta ciecz na jego ręce jest przezroczysta, a nie czerwona.
Był tak bardzo zraniony na duszy. Jakby coś rozszarpywało go od wewnątrz, aż dziw, że nie krwawił.
Powinien płakać krwią, nie wodą.
Jednak tak się nie działo, a łzy nie zmniejszały męczarni. Nie zmniejszało jej również powietrze, które wciągał ze szlochem. Harry znał tylko jeden sposób, by odzwierciedlić swą wewnętrzną mękę. Podwinął lewy rękaw szaty i koszuli do łokcia i uniósł ostrze. Na wewnętrznej stronie jego ramienia widniały liczne, cienkie linie, znacząc miejsca po poprzednich nacięciach - blizny, które dzięki zaklęciu maskującemu zwykle pozostawały niewidoczne.
Nadal płacząc, łkając i cierpiąc, przycisnął ostrze do miękkiej skóry i bardzo powoli przesunął je wzdłuż ręki. Patrzył, jak krew zaczyna płynąć.
Przestał płakać. Znów mógł oddychać; szloch ucichł, ból zniknął.
Gdy tylko jego oddech uspokoił się, upuścił ostrze na podłogę i użył zaklęcia, by się go pozbyć. Potem spojrzał na ranę na swoim ramieniu. Tyle krwi. Zawsze było tyle krwi, ale tak było dobrze.
Ponownie użył różdżki i za pomocą zaklęcia, którego nauczył się specjalnie na takie okazje zasklepił ranę. Pozostanie zaczerwieniona i świeża, ale przynajmniej powstrzymał krwawienie. Przez jakiś czas rana będzie bolesna, lecz to również było dobre, bo w ten sposób nie musiał tego robić przez następne dwa tygodnie. Będzie miał pamiątkę, gdy jego psychiczne cierpienie znowu zacznie się wzmagać.
Harry złapał za kurek przy zlewie. Już dawno temu przekonał się, że zaklęcia czyszczące i świeże rany nie idą ze sobą w parze. Zaklęcie otworzyłoby ranę, a tego akurat nie chciał. Właśnie miał umyć rękę, kiedy usłyszał jakiś dźwięk za plecami. Obrócił się szybko.
Za nim stała Jęcząca Marta, a w jej wielkich, smutnych, przezroczystych oczach widoczne były łzy.
- Harry Potterze, coś ty najlepszego zrobił? - zapytała swoim piskliwym głosem ducha. - To było bardzo złe. Nie powinieneś tego robić, nawet jeśli było ci bardzo smutno.
- Odejdź, Marto - powiedział miękko Harry, zmywając krew z ramienia.
Jęcząca Marta załkała. Harry zazwyczaj traktował ją uprzejmie, ale nie tym razem. Najpierw zranił siebie, a teraz ją.
Z Harrym Potterem rzeczywiście działo się coś niedobrego.

Hermiona i Ron skończyli jeść kolację i właśnie wychodzili z Wielkiej Sali, kiedy zatrzymał ich Snape.
- Gdzie jest Potter?
Minęła prawie godzina, odkąd Harry opuścił stół Gryfonów. Patrząc w nieprzyjazne oczy Mistrza Eliksirów przyjaciele zastanawiali się, czy Harry właśnie zasłużył na kolejny szlaban.
Sądząc po minie Rona, jego odpowiedź byłaby mocno nieuprzejma, więc Hermiona odrzekła prędko:
- Miał coś do zrobienia i wyszedł jakąś godzinę temu. Nie wiem co dokładnie, panie profesorze, ale powiedział, że jest zmęczony i że zaraz po tym położy się spać.
- Rozumiem - odparł Snape. Jako że nie dodał nic więcej, Hermiona uznała, że już z nimi skończył.
Ron natomiast zdecydował, że teraz jego kolej by coś powiedzieć.
- Harry nie ma już żadnych innych szlabanów do odrobienia, profesorze. Nie zrobił nic złego, więc niech pan nie myśli, że ma pan za co ukarać go kolejnym. I wie pan co - on już wystarczająco dużo przeszedł, więc mógłby pan przestać go prześladować. Myślałem, że jest pan w stanie zrozumieć chociaż tyle.
Gdyby Snape już wcześniej nie patrzył na nich z gniewem, teraz na pewno by zaczął. Zmrużył oczy, które pociemniały jeszcze bardziej.
- To, czego chcę od Pottera, jest wyłącznie moją sprawą, Weasley. Zapamiętaj sobie, że jeżeli o niego pytam, czynię tak wyłącznie dla jego dobra - powiedział Snape bardzo cicho.
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdyż w tej samej chwili dostrzegł, jak Harry wychodzi zza rogu i kieruje się w stronę wieży Gryffindoru.
- A teraz, jeśli wasza dwójka mi wybaczy - uciął Snape i ruszył przed siebie. Nie odwracając się, rzucił na odchodnym:
- Byłbym zapomniał, Weasley - to będzie kosztowało Gryffindor dziesięć punktów. Nie będę tolerował twoich impertynencji. Lepiej bądź wdzięczny, że ominął cię kolejny szlaban.
Ron już zamierzał się odgryźć, lecz zanim zdążył się odezwać, Hermiona zasłoniła mu ręką usta. Za sprawą chłopców Gryffindor stracił już sto pięćdziesiąt punktów, a przed chwilą Ron dołożył do nich kolejne dziesięć. Pomyślała, że gdyby odjęto im jeszcze jakieś punkty, pozostali Gryfoni mogliby poczuć chęć sprawdzenia, czy któreś z ich trójki biegnie szybciej niż rzucane za nimi klątwy.
Poza tym Snape nie próbowałby chyba skrzywdzić Harry'ego; w końcu teraz pracował dla Zakonu. A gdyby nawet próbował, Dumbledore raczej by tego nie pochwalił. Tak więc Harry powinien być bezpieczny, nieprawdaż?
Idąc za Ronem, Hermiona starała się zapomnieć, jak bardzo Mistrz Eliksirów nienawidził jej przyjaciół i jej samej.

- Potter, proszę na słowo!
Słysząc głos Snape'a pozostali studenci, którzy znajdowali się na korytarzu pospiesznie zeszli mu z oczu. Jednak wołany zachowywał się tak, jakby niczego nie słyszał.
- Potter! - zawołał Snape, tym razem nieco donośniej, powstrzymując się jednak od krzyku.
Harry nadal szedł, jak gdyby nigdy nic. Widząc to Severus przyspieszył i wkrótce znalazł się na tyle blisko chłopca, by schwycić go za ramię. Ku jego zaskoczeniu Harry głośno krzyknął z bólu. Odwrócił się błyskawicznie, by stanąć twarzą w twarz z profesorem i starając się zrozumieć, co kryje się w jego ciemnych, zamyślonych oczach. Spojrzenie Snape'a pozostało nieprzeniknione i pozbawione emocji.
Severus puścił ramię Harry'ego i uniósł dłoń, chcąc dokładnie przyjrzeć się czubkom swoich palców.
Harry przeklinał się w duchu. Głupiec! Głupiec! Jak mógł być taki głupi?! Zapomniał o zaklęciu maskującym, by ukryć ranę i wszystko, co miało związek z nią i innymi bliznami. Przez Jęczącą Martę Harry nie mógł się skupić, a ponieważ chciał się pozbyć jej towarzystwa, obmył tylko pospiesznie ramię i wyszedł. Nie słyszał wołania Snape'a, bo zagubił się w… w tym wszystkim, a nie pomyślał, że ten złapie go za ramię, by zwrócić na siebie uwagę.
Harry wiedział, że ma kłopoty. Mimo że jego szkolne szaty były czarne i dokładnie zakrywały ramię, czuł, że zaklęcie przestało działać, kiedy Snape go złapał. Nawet z miejsca, w którym stał, widział, że palce profesora pokryte były krwią.
- Potter, pójdziesz za mną. Musimy porozmawiać - oznajmił Severus, odrywając spojrzenie od swoich zakrwawionych dłoni, po czym szybko wsunął ręce do kieszeni swej szaty. To nie było stwierdzenie, ale rozkaz. Przygnębiony Harry spuścił głowę i przytaknął.
Kilka metrów dalej Hermiona, Ron i pozostali studenci obserwowali, jak Harry podąża za Snape'em, zastanawiając się, co właściwie zaszło przed chwilą między nimi.

Rozdział drugi.

Całkiem niezły kompromis

Severus przemierzał szkolne korytarze, krzywiąc twarz w gniewnym grymasie. Z jego oczu wyzierała złość. Wszystko wydarzyło się zbyt szybko - nie zdążył się nawet zastanowić, jak ma się uporać z jednym problemem Pottera, a ten już dołożył mu kolejny.
Dokładnie wiedział, co chłopak zamierzał zrobić. Wiedział to od chwili, gdy zobaczył krew na swoich rękach, ale i tak dał się zaskoczyć. Teraz przeklinał się za własne niedopatrzenie, bo tak naprawdę to, co się stało, nie powinno być dla niego niespodzianką. Ile razy widział podobne zachowanie u uczniów Slytherinu w ciągu minionych lat? Ile razy innych opiekunów Domów gnębiły te same troski?
Nie powinno go to dziwić, ale tak właśnie było, ponieważ teraz chodziło o Harry'ego Pottera. Severus nie był świadomy, że sprawy mogą zajść tak daleko.
- Potter, to moje prywatne komnaty.
Niespodziewanie, ku wielkiej uldze Harry'ego zatrzymali się przed osobliwie wyglądającymi drzwiami. Snape kluczył krętymi korytarzami tak długo, że równie dobrze mogli chodzić w kółko. W końcu Harry zaczął się zastanawiać, czy tę samą trasę przemierzali Ślizgoni za każdym razem, gdy wracali do swoich komnat. Mimo że prywatne pokoje opiekunów domów nie były częścią dormitoriów, zazwyczaj znajdowały się w ich sąsiedztwie. Harry nigdy nie był w kwaterze profesor McGonagall, niemniej wszyscy Gryfoni wiedzieli, gdzie się one znajdują. Założył, że dotyczy to także Snape'a i Ślizgonów.
- Potter - powtórzył Snape. Nie mówiąc ani słowa Harry spojrzał na drzwi. Dokuczało mu zdrętwiałe ramię, z trudem więc skupił swoją uwagę na wejściu do komnat Mistrza Eliksirów. Musiał jednak przyznać, że znajdowały się przed nim jedne z bardziej fascynujących drzwi, jakie zdarzyło mu się zobaczyć w Hogwarcie. Jak wszystkie, również i te miały klamkę i zawiasy… Zaskakujące było jednak to, że klamka znajdowała się dokładnie po tej samej stronie, co zawiasy. Mimo to drzwi pozostawały szczelnie zamknięte.
Harry przyglądał się nauczycielowi, który dotknął klamki swoją różdżką i wymruczał dziwne zaklęcie.
- Zapukaj trzy razy i naciśnij klamkę - poinstruował go Snape. Harry miał ochotę spytać, dlaczego miałby to zrobić i jaki właściwie był sens tego wszystkiego, ale zamiast tego spełnił polecenie. Gdy tylko nacisnął klamkę, ta przesunęła się wzdłuż drzwi gładko jak po szynach. Następnie zatrzymała się dokładnie w miejscu, w którym powinna się znajdować, i drzwi stanęły otworem.
- Czy wszyscy Ślizgoni wiedzą jak to zrobić? - Harry był pod wrażeniem.
- Nie - odparł niemal niedosłyszalnie Snape, przechodząc szybkim krokiem obok nastolatka.
Drzwi same zamknęły się za nimi. W pokoju, w którym się znajdowali, panował wzorowy porządek, jednak Harry czuł się nieswojo.
Na podłodze leżał kremowy dywan. Rzędy półek, ciągnących się wzdłuż ścian zastawione były książkami oraz fiolkami i butelkami pełnymi eliksirów. Na środku pokoju stał długi stół, na którym piętrzyły się zwoje pergaminu, pióra i inne akcesoria do pisania, zaś po prawej stronie znajdowały się trzy pary drzwi, wiodących do innych pomieszczeń.
- To moje prywatne biuro. Za tymi drzwiami jest sypialnia, tamte prowadzą do mojej pracowni, a te do łazienki - wyjaśnił Snape.
- Po co tu przyszliśmy? - spytał w odpowiedzi Harry.
- Zdejmij szatę, Potter, zaraz wrócę - powiedział Severus. Ignorując pytanie Harry'ego przeszedł do pracowni. - Niczego. Nie. Dotykaj.
Kiedy wrócił, Harry - nadal ubrany - stał na środku pokoju. Severus spodziewał się tego, więc bez słowa wyciągnął rękę z butelką eliksiru.
- Wypij to - polecił chłopcu.
- Co to? - spytał podejrzliwie Harry. Był przekonany, że Snape chętnie skorzystałby z okazji, by go otruć i dlatego nie zamierzał pić czegokolwiek, czym go częstował Mistrz Eliksirów.
W oczach Snape'a pojawiły się złośliwe błyski, jednak zdołał się opanować.
- To powstrzyma ból w twoim ramieniu i zatrzyma krwawienie na tyle, bym mógł obejrzeć ranę.
Twarz Harry'ego przybrała wyraz determinacji.
- Nie ma nic do oglądania, profesorze - odrzekł pewnym głosem. - Spieszyłem się do dormitorium i po drodze zaczepiłem ręką o jedną ze zbroi.
- Nie obrażaj mojej inteligencji, Potter - uciął Severus. - Twoja szata nie jest podarta. Zanim zaczniesz udawać, że naprawiłeś rozdarcie, zauważ, że krwawi wewnętrzna strona twojej ręki. Nawet jeśli mówisz prawdę, to szczerze wątpię, czy nawet najbardziej uparta zbroja mogłaby cię tam zranić. A teraz wypij eliksir i pozwól mi zbadać swoje ramię, zanim wykrwawisz się na śmierć na moim dywanie!
Nauczyciel wyciągnął rękę, chcąc dotknąć ramienia Harry'ego, ale ten spanikował.
- Nie! - krzyknął. Szukając możliwości ucieczki, cofał się, aż wpadł na stół.
- Potter! - zawołał Snape, podchodząc o krok bliżej.
Harry osunął się na podłogę, przyciągnął kolana do brody i zaczął kiwać się w przód i w tył. Płakał bezgłośnie, ale nie zrobił nawet jednego gestu, aby otrzeć łzy. Severus odetchnął głęboko i podszedł bliżej do zrozpaczonego chłopca.
- Nie skrzywdzę cię, Potter - powiedział najłagodniej, jak potrafił. - Nie ukarzę cię, ani nie będę się gniewał za to, co zrobiłeś. Chcę tylko zobaczyć ranę i powstrzymać krwawienie. Jestem tu, by ci pomóc. Wybacz więc, ale nie pozwolę ci umrzeć z nadmiernego upływu krwi.
Harry nie poruszył się ani o centymetr. Zamiast odpowiedzi z jego ust wydobyło się ciche zawodzenie.
Snape pochylił się nad nim, ale Harry utkwił wzrok w podłodze, nadal kołysząc się i łkając.
- Potter - spróbował ponownie Severus. - Muszę zaleczyć ranę. Mogę to zrobić ja, albo Pomfrey, ale coś mi mówi, że nie chciałbyś się znaleźć w skrzydle szpitalnym z tą dolegliwością.
Harry nadal kołysał się, zawodząc.
- Jeżeli chcesz, zostawię bliznę - kontynuował łagodnym tonem Severus. - Wiem, że to dla ciebie ważne. Muszę tylko zatamować krew i zasklepić ranę.
Płacz i kołysanie ustały. Harry pociągnął nosem i powoli wyciągnął ramię w kierunku Snape'a. Ten podał mu eliksir.
- Najpierw weź to.
Harry wypił zawartość fiolki i natychmiast poczuł, jak znika senność spowodowana utratą krwi. Zmniejszyło się także mrowienie, które czuł w ramieniu i dłoni. Tymczasem Severus z wolna odwijał przesiąknięty krwią rękaw szaty Harry'ego, aż odsłonił ranę. Nie była tak głęboka, jakby na to wskazywał upływ krwi. Kolejną rzeczą, jaką spostrzegł, były inne blizny na ramieniu chłopca. które wyraźnie wskazywały, że tym razem Harry ciął się głębiej niż uprzednio.
Snape wyciągnął z kieszeni niewielki słoiczek z jasnoniebieską maścią. Wcierając ją w świeżą ranę, patrzył, jak za sprawą magii nacięcie zamknęło się i zmniejszyło, aż zaczęło wyglądać jak pozostałe blizny, które znaczyły gładką poza tym skórę chłopca.
- Gdzie jest ta za twojego ojca chrzestnego? - głos Mistrza Eliksirów nadal brzmiał łagodnie.
Harry szybko przyciągnął rękę do siebie. Jego oczy błysnęły podejrzliwie.
- Chcę tylko sprawdzić, czy goi się właściwie. Nie zrobię nic wbrew twojej woli - wyjaśnił. - Poza tym nie mam zaufania do mugolskiej medycyny. Działa zbyt wolno i nigdy nie uzdrawia do końca.
Harry przytaknął ze zrozumieniem. Czuł palącą potrzebę by spytać, skąd Snape wiedział o ranie, którą zadał sobie z powodu Syriusza. Zamiast tego odparł cicho:
- Jest na nodze.
Za pomocą różdżki i odpowiedniego zaklęcia Severus usunął fragment materiału, odsłaniając udo i kolano chłopca. Rana, którą zobaczył, była z pewnością głębsza niż dzisiejsza. Severus założył, że Harry musiał ją sobie zadać przynajmniej dwa miesiące temu, ale rana wciąż była bardzo zaczerwieniona i wyglądała na bolesną.
- Może ją pan wyleczyć - Harry przerwał milczenie. - Chcę tylko, żeby… wyglądała jak pozostałe trzy.
Skinąwszy głową, Severus nałożył maść na nie zagojoną ranę, która w jednej chwili straciła swoją żywą, czerwoną barwę, stając się tylko kolejną blizną na nodze Harry'ego. Ślady, które pokrywały nogę chłopca nie były zaledwie cienkimi, białymi liniami. Były o wiele wyraźniejsze. Dokładnie tak, jak tego chciał Harry.
Kolejne skinienie różdżki Mistrza Eliksirów i spodnie Harry'ego znów były w całości. Chłopiec spojrzał pytająco na Snape'a.
- Ten lek opracowałem specjalnie w tym celu, Potter - odrzekł Severus, podnosząc się z podłogi. - A zatem nie, nie można go nigdzie kupić, nawet na Nokturnie. Tylko osoby o dość szczególnej osobowości nadal chcą mieć blizny, gdy rany są już wygojone.
- Och - odparł tylko Harry, również wstając. - Muszę iść.
- A więc idź - powiedział Snape. Zszedł z drogi Harry'emu, zmierzającemu do wyjścia, a jego spojrzenie znów stało się nieprzeniknione. - Ale jeśli będziesz chciał o tym porozmawiać, Potter, lub też będziesz potrzebował pomocy, przyjdź i powiedz mi o tym. Wiesz, jak otworzyć drzwi, a ja spędzam tu większość czasu.
Nie mówiąc ani słowa, Harry otworzył drzwi. Stojąc na progu, zwrócony tyłem do Mistrza Eliksirów, odpowiedział w końcu:
- Nie chciałbym pana obrazić, ale… pan jest chyba ostatnim człowiekiem, z którym mógłbym o tym porozmawiać.
Potem wymknął się z pokoju, zdecydowanie zamykając za sobą drzwi. Severus spoglądał za nim w milczeniu.
Jeszcze nigdy nie był tak uprzejmy względem Pottera, czy innego ucznia, a wiedział, że na tym się nie skończy. Potter wróci. Co więcej, Dumbledore spodziewał się że on, Snape, udzieli mu pomocy. A to oznaczało, że będzie musiał zachowywać się tak, by Złoty Chłopiec czarodziejskiego świata był w stanie go zaakceptować. Severus miał nadzieję, że Potter przynajmniej spróbuje zachowywać się znośnie, gdyż obawiał się, że w przeciwnym razie zabije go własną różdżką.
Biorąc pod uwagę blizny na ramieniu chłopaka (a zapewne nie brakowało ich także na jego drugiej ręce) Mistrz Eliksirów pomyślał, że Harry Potter może być inny niż to sobie zawsze wyobrażał. Ktoś, kto wiódł cudowne życie wypełnione szczęściem nie powinien mieć powodów, by zadawać sobie ból. Jedynie głęboko skrywane cierpienie mogłoby wywołać w nim myśl o świadomym samookaleczaniu.
Severus powinien to wiedzieć. W końcu uczył w Hogwarcie już od dobrych kilku lat i zmagał się już z takimi problemami.

- Harry, mogę cię prosić na słówko?
Chłopak z trudem powstrzymał się od jęku. „Czy ten dzień nigdy się nie skończy?” - pomyślał.
Harry po raz kolejny tego dnia kierował się do wieży Gryfindoru, kiedy zatrzymał go Dyrektor. Wyglądało na to, że musi się pożegnać z myślą o tym, by jak najszybciej znaleźć się we własnym łóżku. Pewnym pocieszeniem była myśl, że przynajmniej tym razem korytarz był pusty.
Dumbledore spojrzał ze współczuciem na ucznia. W jakiś niezwykły sposób rozumiał, co kryło się w oczach Harry'ego i przyrzekł sobie w duchu, że nie będzie to jedna z charakterystycznych dla niego długich i żartobliwych rozmów.
- On po prostu próbuje ci pomóc, Harry. Powinieneś z nim porozmawiać. Rozumie więcej, niż ci się wydaje.
Harry potrząsnął głową, wiedząc doskonale, kogo Dumbledore ma na myśli mówiąc „on”.
- Nie. On nie rozumie, profesorze. To Snape, pamięta pan? Jedyna pomoc, jakiej mi udzieli, skończy się tym, że moje martwe ciało wyląduje u stóp Voldemorta.
Dumbledore uśmiechnął się lekko, słysząc tak ostre słowa Harry'ego i bezpośredniość, z jaką się wyraził. Może więc chłopiec nie znienawidził go do końca. Może nawet wybaczył mu ubiegły rok. Ten jeden raz Dumbledore postanowił nie zwracać uwagi Harry'emu, że Snape jest profesorem i tak właśnie powinno się go tytułować.
- Ach, ale dopiero co ci pomógł, prawda? - spytał Dyrektor, wciąż się uśmiechając. Harry zmrużył oczy.
- Właściwie to jestem pewien, że kiedy tu tak sobie gawędzimy, Snape właśnie opisuje swoje zachowanie w swojej Wielkiej Księdze Zła, podrozdział: największe życiowe pomyłki. To tuż obok zapisu o swoim przejściu na stronę Dobra.
- Harry - głos Dumbledore'a zabrzmiał ostrzegawczo. Uczeń posłał mu przepraszające spojrzenie.
- On mnie nienawidzi, profesorze - wytknął mu - myśli, że jestem jakimś zepsutym, egocentrycznym smarkaczem, niepotrzebnie niańczonym przez świat wybrańcem bogów! Pewnie myśli, że jest to panu winien. Albo co gorsza, mojemu ojcu.
Dumbledore roześmiał się. Całkiem prawdopodobne, że tak właśnie pomyślałby Severus.
- Może masz rację co do profesora Snape'a, Harry, ale jestem pewien, że niektóre twoje myśli na jego temat są równie paskudne.
Lekki rumieniec pojawił się na twarzy nastolatka. Ostatnie zdanie Dumbledore'a nie było pytaniem, lecz stwierdzeniem, gdyż wszyscy w szkole wiedzieli o wzajemnej niechęci pomiędzy Harrym i Mistrzem Eliksirów, doskonale widocznej przy każdym ich spotkaniu.
- A wiec naucz go, Harry - powiedział Albus nieco łagodniej. - Opowiedz mu o swoim życiu i sprawdź, jak zareaguje. Myślę, że po dzisiejszym wieczorze chętnie posłucha, co masz mu do powiedzenia.
Harry przytaknął na znak, że przemyśli tę propozycję. Była to jedyna rzecz, jaką mógł w tej chwili zrobić. Miał za sobą długi, męczący dzień i czuł, że zaczyna boleć go głowa. Co gorsza dwie osoby - nie licząc Jęczącej Marty - poznały dzisiaj jego sekret. Harry wolałby, żeby jedna z tych osób miała jedynie podstawowe informacje na temat jego życia. Natomiast druga, czego powinien się w zasadzie spodziewać, dowiedziałaby się prędzej czy później. Dumbledore wiedział o wszystkim, co działo się w Hogwarcie. Niczego nie można było przed nim ukryć, Harry powinien o tym pamiętać.
- Cóż, na mnie już czas. Skończyły mi się miętowe beziki, więc będę musiał zmienić hasło do mojego gabinetu. Nie może to być coś, czego nie mam już w posiadaniu, nieprawdaż? - powiedział Dumbledore, uśmiechając się szeroko. Jego oczy znów błyszczały. Rozbawiona mina nastolatka sprawiła, że Dumbledore z trudem powstrzymał się, by nie uściskać go z całych sił. Nie zrobił tego jednak - Harry miał już szesnaście lat, wątpliwe więc, by chciał być przytulany w korytarzu przez wiekowego już dyrektora.
Kiedy udali się każdy w swoją stronę, obaj poczuli się nieco pokrzepieni na duchu.

Gdy tylko Harry'emu udało się w końcu dotrzeć do pokoju wspólnego Gryfonów, dwójka jego przyjaciół zarzuciła go pytaniami. Pozostali uczniowie leżeli już w łóżkach, więc byli w pokoju sami, jednak Harry nie miał ochoty zdradzać swoich sekretów jeszcze komuś tego wieczoru. Kilka mglistych wyjaśnień, które zadowoliły Rona i rozbudziły ciekawość Hermiony wystarczyło, by pozwolili mu pójść spać.
- Dobranoc, Harry - powiedziała cicho Hermiona i uścisnęła go mocno.
Harry odwzajemnił uścisk, z początku lekko, po dłuższej chwili równie silnie. Zastanawiał się, ile zrozumiała i czy w ogóle wiedziała, że jest co rozumieć. Hermiona zawsze odznaczała się spostrzegawczością i przytomnością umysłu. Chociaż cieszył się z przyjaźni Rona, w chwilach takich jak ta naprawdę doceniał, że jeden z dwojga jego najlepszych przyjaciół jest dziewczyną.
- Miona, puść go! - Wydawało się, że Ron zarumienił się za nich obu. - Nie mamy już jedenastu lat, nie możesz się na nas rzucać za każdym razem, kiedy masz ochotę.
Hermiona uśmiechnęła się lekko do Harry'ego, wypuszczając go z objęć i z błyskiem w oku odwróciła się do Rona.
- W porządku, Ronaldzie Weasley. Jeśli nie chcesz, żebym cię kiedykolwiek przytulała, niech i tak będzie. Natomiast ani Harry, ani ja nie mamy nic przeciwko temu, więc będę go obejmować, kiedy tylko mi się zachce.
Wychodząc, zatrzymała się nagle i odwróciła się w ich stronę.
- Właściwie to ciebie również będę przytulać, jeśli tylko przyjdzie mi ochota! - oznajmiła, po czym wspięła się po schodach prowadzących do dormitoriów dziewcząt.
- Niech ci będzie! - Ron nieco spóźnił się z odpowiedzią. Nadal czerwieniąc się, zwrócił się do Harry'ego.
- Dziewczyny. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam je zrozumieć, brachu.
Wspinając się po schodach do sypialni chłopców Harry pomyślał, że lepiej nie przypominać Ronowi, że Hermiona jest jedyną dziewczyną, której zachowanie tak trudno przychodziło mu zrozumieć.
Pół godziny później Harry leżał w łóżku usiłując zasnąć, kiedy z ciemności panującej w pokoju dobiegł go głos Rona.
- Jesteś pewien, że Snape nie próbował rzucić na ciebie uroku albo dać ci kolejnego szlabanu?
Harry uśmiechnął się do siebie.
- Tak, Ron, jestem pewien. To nie było nic ważnego, po prostu zastanawiał się, czy na pewno chcę mieć eliksiry na szóstym i siódmym roku.
- To do niego podobne! Mam nadzieję, że powiedziałeś mu, że na nieszczęście dla niego wszyscy troje z całą pewnością będziemy kontynuować te zajęcia. W końcu zaliczyliśmy SUMy, chociaż Merlin jeden wie, jak się nam to udało - wyszeptał Ron zapalczywie.
Harry zaśmiał się krótko, jak tego oczekiwał Ron, lecz kilka minut później przyjaciel znowu zaszeptał.
- Czy jesteś absolutnie pewien, Harry? Mógł dać ci szlaban i nie powiedzieć o tym, a jeśli się nie zgłosisz, dołoży ci kolejny i…
Więcej nie zdążył dodać, gdyż w ciemności rozbrzmiał rozzłoszczony głos Deana.
- Cholera jasna, Ron, przecież powiedział, że jest pewien! Daruj sobie, albo odłóż dyskusję do rana!
- Właśnie. No i gdyby tak zrobił, Harry by mu nie darował - dołożył swoje trzy grosze Seamus.
Ron wydał z siebie głośne „Ha!”, a Neville zachrapał przez sen. Poza tym w sypialni zapanowała cisza. Wszyscy zasnęli. Wszyscy - z wyjątkiem Harry'ego, który rozmyślał, leżąc w ciemnościach. Myślał o swoich przyjaciołach, o ich oczekiwaniach względem niego i o… Mistrzu Eliksirów.
Do tej pory nikt nie zaoferował duchowego wsparcia Chłopcu, Który Przeżył.
Snape był pierwszy.

Kiedy rozległo się pukanie, Severus spojrzał w kierunku drzwi znad sterty wypracowań, które oceniał. Zaklęciem sprawdził godzinę. Jasnozielona mgiełka uformowała się w cyfry 2:00, co oznaczało, że przynajmniej jedna zasada szkolnego regulaminu została złamana.
Trzy stuknięcia, chwila ciszy, po czym drzwi uchyliły się ostrożnie i do pokoju wszedł Harry Potter.
Severus popatrzył na niego bez cienia zainteresowania i ponownie zabrał się za ocenianie. Usłyszał, jak drzwi zamykają się, po czym zapadła cisza. Potter stał i wpatrywał się w siedzącego za biurkiem profesora.
- Ilu uczniów wie, jak to zrobić? - spytał w końcu.
- Tylko pan, panie Potter - odparł Severus, nie podnosząc głowy.
- Więc zaklęcie, które rzucił pan na klamkę, pozwala z niej korzystać tylko mnie?
- Brawo, Potter.
Kolejna chwila ciszy.
- Dlaczego muszę pukać? Czy pan też musi?
Snape nie odrywał wzroku od wypracowań, które poprawiał. - Czy w domu puka pan do własnych drzwi?
- Nie.
- A do drzwi swoich krewnych?
- Nie.
Tym razem Severus podniósł głowę znad stosu pergaminów, by popatrzeć na Harry'ego. Ten uparcie wpatrywał się w podłogę, jakby sprawdzając, czy wytrzyma tak intensywne spojrzenie.
- Rozumiem, że chodzi panu o to, czy pukam do drzwi innych ludzi, kiedy chcę z nimi porozmawiać? Jeśli tak, to owszem, pukam. - Harry podniósł głowę napotykając spojrzenie Snape'a. - Ale nigdy nie zapukałbym do drzwi mojego wuja, profesorze. Wolę życie bez awantur.
Severus skinął głową, po czym wrócił do pracy.
- Cóż, Potter. Przekonałeś się już, jak sądzę, że drzwi w Hogwarcie są wyjątkowe. Oczekują że w nie zapukasz, jeżeli pokój, do którego prowadzą, nie należy do ciebie. W przeciwnym razie uznają, że jesteś źle wychowany. Wierz mi, Potter, nie ma nic gorszego niż zostać zbesztanym przez magiczne drzwi.
Harry roześmiał się szczerze z wizji, który podsunęła mu wyobraźnia. Mimo że wyraz twarzy Severusa tego nie odzwierciedlał, Mistrz Eliksirów uznał, że właśnie spełnił drugi dobry uczynek w tym roku.
Zdjął z półki jeden z najcenniejszych pergaminów i transumutował go w kanapę, która stanęła przed jego biurkiem. Na oparciu siedzenia, wyszyte na czarnym aksamicie, widniało godło rodu Snape'ów. Podchodząc bliżej, Harry uśmiechnął się nieśmiało, po czym wyciągnął się na kanapie, z głową na jednym oparciu, a stopami na drugim.
- Opowiedz mi o swoich krewnych, Potter - Severus zanurzył pióro w stojącym na biurku kałamarzu. - Dlaczego mieliby ganić cię za pukanie do drzwi?
- W porządku, ale pod jednym warunkiem - będzie pan mówił do mnie po imieniu. Kiedy słyszę „Potter”, od razu przypominają mi się lekcje eliksirów… - Harry celowo urwał zdanie, wiedząc, że Snape doskonale wie, co ma na myśli.
- A zatem również możesz zwracać się do mnie po imieniu. Lecz jeśli powiesz do mnie Severus poza tymi komnatami, zamienię cię w klepsydrę i postawię na moim biurku. Na cały dzień. Jasne?
Harry przewrócił oczami. Wpatrując się w sufit myślał intensywnie, od czego zacząć swoją opowieść.
- Wujostwo to najmniej sympatyczna parą Mugoli, jakich kiedykolwiek spotkałem, a ich syna, Dudleya, najlepiej można opisać jako hipopotama na dwóch nogach. Chociaż myślę, że właściwie to byłaby to obraza dla biednego hipcia, możesz mi wierzyć…

Rozdział trzeci.

Ja odzwierciedlone

Gdyby Harry wiedział, że ten dzień, od początku do końca, będzie stawał się coraz gorszy, w ogóle nie wstałby z łóżka. Niestety, jako że na owutemach z Wróżbiarstwa poniósł sromotną klęskę, w żaden sposób nie mógł przewidzieć co go czeka. Z drugiej strony była to gra niewarta świeczki. Harry miał dość rozważań na temat swojej przyszłości, nawet nie podejmując bezsensownych prób jej odkrywania.
Znając jego szczęście było całkiem prawdopodobne, że skończyłby oglądając swoje ostatnie chwile, tuż przed śmiercią z ręki Voldemorta.
- Panie Potter, co pan wyprawia? Proszę się skoncentrować na swoim zadaniu!
- Przepraszam, pani profesor - wykrztusił Harry, podczas gdy profesor McGonagall przemknęła obok niego w drodze do stołu Neville'a, by sprawdzić jego postępy. Upłynął jednak kolejny kwadrans, zanim zdołał skupić się na tyle, by przypomnieć sobie zaklęcia, które najpierw podzielą sznurek na pół, a potem transmutują każdą z jego części odpowiednio w szczura i wiewiórkę. Po chwili zorientował się, że na jego ławce znajdują się zupełnie inne zwierzęta niż te, o które prosiła McGonagall. Pamiętał dokładnie, że chodziło jej o „drapieżcę i jego łup”, a przecież wiewiórki nie żywiły się szczurami.
- Na Merlina, Harry, coś ty znowu wymyślił? - Hermiona spojrzała na niego raz, a kiedy zauważyła jego pomyłkę, spojrzała ponownie, najwyraźniej nie wierząc własnym oczom. - Nie tego uczy nas McGonagall, wypowiedziałeś zupełnie inne zaklęcie!
Harry uciszył ją. Po pierwsze dlatego, że McGonagall kierowała się teraz w jego stronę i musiał naprawić swój błąd, a także dla własnego komfortu psychicznego. Do czasu, gdy nauczycielka znów znalazła się przy jego ławce, Harry zdążył wyczarować szczura i węża, jednak dalsza część zadania okazała się dla niego niemożliwa do wykonania. Wyczarowany przez niego wąż stanowczo odmawiał ukąszenia gryzonia, a był to jedyny sposób, by obydwa zwierzęta znów stały się jednym kawałkiem sznurka.
- Co to znaczy, że nie chcesz - zasyczał Harry w wężomowie, starając się mówić jak najciszej.
- Nie jessstem głodny, proszę czarodzieja - odparł czarno-brązowy gad.
Harry miał ochotę go uderzyć i zastanawiał się, czy ktokolwiek zwróciłby na to uwagę.
- Nie proszę cię, byś go połknął! Musisz tylko trochę go nadgryźć. Wtedy jego siły życiowe połączą się z twoimi i będę mógł was transmutować w sznurek.
Wąż sprawiał wrażenie nieco zirytowanego słowami Harry'ego. Tymczasem szczur zwinął się w kłębek, biernie oczekując na swój koniec.
- Niesssssbyt podoba mi się pomyssssł bycia sznurkiem - wysyczał gad, lekko potrząsając głową. - Poza tym nie jessstem głodny, a on nie wygląda na smacznego.
To powiedziawszy zwinął się w kłębek, ignorując zarówno Harry'ego, jak i szczura. Harry jęknął z niezadowoleniem i w tej samej chwili zdał sobie sprawę, że spojrzenia wszystkich osób w klasie jak zawsze skupione są na nim. Mina McGonagall była nieodgadniona, jakby odebrało jej mowę, a równocześnie odczuwała niepohamowaną chęć, by wybuchnąć śmiechem. Zapewne zdała sobie sprawę, że Harry właśnie ucinał sobie pogawędkę z wyczarowanym przez siebie wężem.
Chłopiec, Na Którego Wszyscy Się Gapią wywrócił oczami i stwierdził:
- Nie chce jeść.
Gdyby ktokolwiek mógł powiedzieć o McGonagall że oniemiała, to byłaby właśnie ta chwila.
- Przecież nie musi go pożerać w całości. Wystarczy, że go lekko skubnie - stwierdziła wreszcie.
Harry potrząsnął głową.
- Nie jest głodny, a poza tym nie ma ochoty znów być sznurkiem.
Do tej pory zgromadzeni w klasie uczniowie dzielnie utrzymywali powagę. Usłyszawszy jego odpowiedź, nie zdołali się jednak powstrzymać i salę wypełnił ich gromki śmiech. Uśmiechając się nieznacznie, McGonagall szybkim zaklęciem i skinieniem różdżki uwolniła Harry'ego od problematycznych wyników jego eksperymentu.
- To było genialne, Harry! - stwierdził Ron, podczas gdy pozostali uczniowie, niektórzy wciąż krztusząc się ze śmiechu i chichocząc, opuszczali klasę. Na policzkach Rona błyszczały jeszcze łzy, które wycierał gwałtownie.
- Cieszę się, że mogłem dostarczyć ci rozrywki, Ron. - odrzekł Harry, który jako jedyny nawet się nie uśmiechnął.
Cóż, Neville'owi przynajmniej raz się upiekło, pomyślał, obserwując jak przyjaciel opuszcza klasę. Szeroki uśmiech na twarzy Rona ustępował miejsca jedynie kolejnym atakom śmiechu.
- Panie Potter, mógłby pan tego nie robić?
Tym razem żądanie padło podczas lekcji Zaklęć, zaś oblicze profesora Flitwicka przybrało interesujący odcień czerwieni, jakby na dowód, że nawet po tylu latach pracy w zawodzie karcenie Harry'ego Pottera sprawia mu pewną trudność. Flitwickowi praktycznie nie zdarzało się kogokolwiek upominać w trakcie swoich zajęć, więc Harry uznał, że rzeczywiście musiał zachować się nagannie.
- Przepraszam, panie profesorze - powiedział cicho.
W czasie wykładu Flitwicka Harry zapełnił swój pergamin gryzmołami, jednak szybko się tym znudził i zaczął rysować na wierzchu swojej dłoni. Następnie zaczarował rysunki tak, by poruszały się na jego skórze. Ron zauważył zabawne scenki, rozgrywające się na ręce przyjaciela i roześmiał się, a to z kolei ściągnęło na nich uwagę Flitwicka. Oczywiście pierwszą rzeczą, którą zauważył profesor były ruchome rysunki, a chociaż mile zaskoczyła go biegłość, z jaką Harry użył tak trudnego zaklęcia, zganił go za brak uwagi.
Tak oto Harry siedział na lekcji Zaklęć rumieniąc się z zakłopotania. Wstydził się, że został przyłapany na czymś tak banalnym i jednocześnie dziecinnym. Jeżeli łagodny Flitwick miał mu udzielać reprymendy, to wolałby dostarczyć profesorowi o wiele poważniejszych powodów, na przykład wdać się z kimś w bójkę. Poza tym mógłby przysiąc, że znów wszyscy w klasie patrzyli na niego, zapewne zastanawiając się, co właściwie dziś w niego wstąpiło. Nie odwrócił głowy, by sprawdzić, czy rzeczywiście tak było.
Nie miał ochoty.

- Potter, czy zamierzasz dziś konkurować z Longbottomem? Bądź tak łaskaw i uważaj, co robisz, w przeciwnym razie dopilnuję, byś na koniec zajęć wypił to, co nawarzyłeś. Cokolwiek by to nie było - ostrzegł Snape, po raz piąty sprawdzając zawartość jego kociołka.
Do cholery, gdybyś tylko nie sterczał nade mną, może udałoby mi się zrobić ten przeklęty eliksir! - pomyślał Harry, jednak nie wypowiedział tej myśli na głos. Spojrzał ukradkiem na Snape'a, sprawdzając, czy chociaż odrobinę przypomina człowieka, z którym rozmawiał dwa dni temu, ale niczego takiego nie dostrzegł. W ciemnych oczach nauczyciela krył się jedynie lodowaty chłód i nic poza tym. Osoba, która odpowiedziała mu spojrzeniem, to był Snape, jakiego Harry pamiętał od zawsze, nie zaś ktoś, kogo spodziewał się zobaczyć.
Kłamstwo, to wszystko było kłamstwem - zrozumiał Harry.
Jeżeli dzień już wcześniej był okropny, to w tym momencie wydał się Harry'emu jeszcze gorszy. Odetchnął głęboko i próbował się uspokoić, patrząc, jak nauczyciel zbliża się do kolejnej ofiary. Ale i to nie pomogło, a nawet przyniosło odwrotny skutek. Teraz, gdy jego umysł przestał roztrząsać zmianę w zachowaniu Snape'a, wypełniła go rozpacz. Może był tak beznadziejnym przypadkiem, że po prostu się poddał? Harry zastanawiał się, czy pozostawianie osoby potrzebującej pomocy samej sobie jest etycznym zachowaniem w czarodziejskim świecie.
- Potter!
Słysząc okrzyk, Harry podskoczył. Nie pamiętał, jakie składniki dodał ostatnio do eliksiru, ale coś z pewnością było nie tak, skoro ciecz zabarwiła się na kolor jasnozielony, a nie żółty. Zanim Snape zdążył nawrzeszczeć na Harry'ego, Hermiona od niechcenia wychyliła się znad swego kociołka i dodała coś do eliksiru Harry'ego. Eliksir natychmiast przybrał właściwy odcień.
- Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru, Granger, za pilnowanie cudzego kociołka - warknął Snape, lecz Hermiona nawet nie mrugnęła. - I dodatkowe dziesięć, Potter, za brak należytego skupienia przy sporządzaniu eliksiru tak potężnego, jak Wszechleczący. A teraz odsuń swój kociołek i jego zawartość dalej od pozostałych uczniów, nie życzę sobie, byś zrobił komuś krzywdę - poza samym sobą.
Dziesięć minut później Harry znalazł się poza zasięgiem wzroku pozostałych uczniów, którzy stali teraz tyłem do niego. Nikt nie ośmielił się odwrócić, by na niego spojrzeć. Harry mieszał swój eliksir zgodnie z ruchem wskazówek zegara, mając nadzieję że to właściwy kierunek. Naszła go paskudna myśl, że Snape dotrzyma swojej obietnicy i pod koniec zajęć każe mu wypić uwarzoną miksturę. Eliksir był wprawdzie przeznaczony dla chorych, którzy odnieśli rozległe rany, wymagające natychmiastowego wyleczenia, ale Harry wiedział, że dla Snape'a był to mało istotny szczegół, gdyby rzeczywiście chciał spełnić swoją groźbę.
Kretyn ze mnie! Niech to szlag, ale ze mnie głupek! Na Merlina, można by pomyśleć, że po pięciu latach w tej klasie, mając go za nauczyciela, w końcu czegoś się nauczyłem. Cholera! Jak mogłem uwierzyć, że potraktuje mnie inaczej, albo że zasłużyłem na inne traktowanie? Dlaczego ja? Dlaczego nic nigdy nie dzieje się po mojej myśli, nawet jeżeli daję z siebie wszystko? Na Merlina, naprawdę wszystko?
Harry nie przestawał łajać w myślach samego siebie, aż reprymenda przerodziła się w wewnętrzny dialog pomiędzy jego świadomością, gniewem a Mistrzem Eliksirów. Im dłużej nad tym myślał, tym większe czuł cierpienie, które stało się w końcu tak dojmujące, że miał ochotę zrzucić wszystkie składniki eliksiru ze stołu. Zamiast tego stłumił swój gniew, zastępując go poczuciem bezsilności, ale cierpienie w końcu zatriumfowało. Jego ręka zadrżała, powstrzymując łzy zbierające się w kącikach oczu. Postanowił za wszelką cenę nie dopuścić do tego, by w środku lekcji eliksirów rozpłakać się jak dziecko.
- Potter - Snape znów znalazł się za jego plecami i chociaż jego głos nie brzmiał już tak ostro, Harry zignorował nauczyciela.
Nie mógł jednak zignorować dłoni, która z wolna zacisnęła się wokół jego własnej, w której trzymał fiolkę z krwią kobry. Chociaż wyglądało na to, że jego ręka już nie drży, nie była to prawda. Był pewien, że Severus nadal mógł wyczuć drżenie jego palców pod swoimi.
Harry niespiesznie odwrócił się, by popatrzeć na człowieka, który spędził ostatnie półtorej godziny odejmując Gryffindorowi punkty z jego powodu, a który teraz stał się dziwnie miły - coś niebywałego. Gdyby Harry nie widział go takim podczas nocnej wizyty w lochach, również by w to nie uwierzył. Wyraz twarzy Severusa nieco złagodniał, gdy jego spojrzenie napotkało szmaragdową zieleń oczu Chłopca, Który Przeżył. Jednak udręka, widoczna w spojrzeniu Harry'ego szybko zniknęła. Jego oczy zwęziły się, a twarz skrzywiła w grymasie.
- Przepraszam, panie profesorze - powiedział Harry, chociaż żaden z nich nie wiedział, za co właściwie miałby przepraszać.
- Przyjdź dziś wieczorem i porozmawiaj ze mną - odparł Severus, ale Harry potrząsnął głową i łagodnie odsunął dłoń Severusa.
- Wolałbym nie.
Kiedy Snape oddalał się na drugi koniec klasy, Harry dodał do eliksiru brakujący składnik i sięgnął po następną fiolkę. Tak bardzo chciał, aby drżenie rąk wreszcie ustąpiło.
Tak bardzo chciał, by jego cierpienie wreszcie się skończyło

Kiedy nadeszła pora posiłku i uczniowie zasiedli do kolacji, Harry'ego ogarnęła całkowita rezygnacja. Nawet drwiny siedzącego przy stole Slytherinu Malfoya nie były w stanie go sprowokować. Ron, który nie zauważył niczego niezwykłego w zachowaniu przyjaciela, odgrywał się za siebie i Harry'ego, opowiadając, co chętnie zrobiłby z Malfoyem i Snapem, gdyby tylko miał okazję. Hermiona była bardziej spostrzegawcza, chociaż nie z powodu milczenia przyjaciela, lecz z powodu jego braku apetytu.
- Wszystko w porządku, Harry?
Nie, nic nie jest w porządku. Jest mi wszystko jedno, Hermiono. Nie widzę nic, prócz ciemności. Nie czuję nic, prócz pustki. Chciałbym coś poczuć, cokolwiek. Sam już nie wiem…
- Tak, wszystko OK.
- Więc dlaczego nic nie jesz?
- Przecież jem. Po prostu nie jestem bardzo głodny.
Hermiona spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem, jakby chciała wyczytać prawdę z jego twarzy, ale Harry nie patrzył już w jej stronę. Jego uwaga skupiła się na ziarnach kukurydzy i fasolce na stojącym przed nim talerzu. Dźgał je widelcem, ale nie przełknął ani kęsa.
- Harry, słyszałam to już wczoraj i przedwczoraj - powiedziała Hermiona, wciąż szeptem, lecz głośniej niż poprzednio.
Wrzawa przy stole wzmogła się. Uwaga Rona skupiła się na Seamusie i Deanie, którzy powiększyli groszek i kawałek brokułu, wyczarowali im kończyny, a teraz obserwowali, jak tańczą walca. Zanosząc się śmiechem, Gryfoni komentowali warzywne pląsy - zarówno groszek, jak i brokuł były najwyraźniej rodzaju męskiego i każde z nich chciało prowadzić w tańcu.
W odpowiedzi Harry potrząsnął głową, patrząc na pląsające warzywa, jakby chciał uporządkować myśli.
- No cóż, taka jest prawda. Po prostu nie mam apetytu, ale to jeszcze nie koniec świata.
Podniósł się szybko i wyszedł, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć czy zareagować w inny sposób.
- Harry, gdzie się wybierasz? - zawołał za nim Ron, widząc, że jego najlepszy przyjaciel opuszcza salę, lecz Harry szedł dalej, nie zwracając na niego uwagi.
- Ciągle to robi, Hermi, ale dlaczego? Zawsze mu się tak spieszy, żeby zwiać zaraz po obiedzie.
- Nie wiem - odpowiedziała w zamyśleniu Hermiona.
Harry nie zaczekał, by sprawdzić, czy była w stanie znaleźć jakąś wymówkę dla jego zachowania.

Drogi Profesorze Dumbledore,
Właśnie obudziłem się z koszmarnego snu. Moja blizna strasznie boli. Nie wiem, czy nadal mam Pana informować o takich sprawach, skoro Voldemort wie o moim połączeniu z jego umysłem i może teraz szperać w mojej głowie do woli. Śniłem o Voldemorcie i śmierciożercach torturujących rodzinę Mugoli. Nie wiem, gdzie się znajdowali, ale chyba gdzieś niedaleko stąd. W każdym razie, taki był mój sen. Może to był tylko sen, a nie wizja, może moja blizna tak naprawdę nie boli, jednak postanowiłem to opisać. Piszę o tym na wypadek, gdyby jednak chciał Pan wiedzieć.
Harry


Harry wygramolił się z łóżka i ubrał, po czym tłumiąc ziewnięcie wyszedł z sypialni chłopców. Nie miał zbyt dużego pożytku z okularów, gdy szedł w kierunku pokoju wspólnego, próbując utrzymać równowagę. W jednej ręce ściskał list do Dyrektora; drugą dłoń wcisnął pod okulary, przyciskając palce do blizny nad okiem, chcąc uśmierzyć palący ból.
Oczywiście skłamał w liście do Dumbledore'a. Nie było możliwe, by tak silny ból był tylko kwestią wyobraźni. Jeszcze w porze obiadu siedząc obok Hermiony i pozostałych Gryfonów tak desperacko chciał poczuć cokolwiek. Jak na ironię, ból, który go teraz dręczył był zupełnie innego rodzaju. Za sprawą piekącej blizny na czole Harry'ego jego poczucie wewnętrznej pustki stało się jeszcze bardziej dojmujące.
W końcu oderwał rękę od twarzy. Wyciągając niewielką szczyptę proszku fiuu z kieszeni pomyślał z wdzięcznością o profesorze Flitwicku, który nauczył ich korzystać z sieci Fiuu. Cisnął proszek w płomienie i wysłał list do gabinetu Dumbledore'a.
Usiadł przy kominku i zamknął oczy. Ukrywszy twarz w dłoniach czekał i czekał, aż wreszcie ból rozsadzający mu głowę zelżał i przeminął.
- Tempus - wyszeptał, skinąwszy różdżką. Cienka smużka czerwonej mgły wysnuła się z jego różdżki, formując się w cyfry.
Pierwsza trzydzieści.
Harry walczył z gwałtowną chęcią, by zerwać się z fotela i pognać szkolnym korytarzem do kogoś, kto, jak przypuszczał, również nie spał o tak późnej porze.
I kto prawdopodobnie wyrzuci go ze swych komnat, jeżeli odważy się tam wejść.
x-x-x
Zaledwie kilka minut wcześniej Severus wrócił z biura Dumbledore'a i właśnie szykował się do dalszego poprawiania sprawdzianów z eliksirów, kiedy usłyszał, że ktoś puka do jego drzwi.
Nawet bez użycia różdżki wiedział, że dochodzi druga w nocy - sprawdził, która godzina, gdy wezwał go Dumbledore. Pukanie do drzwi zaskoczyło go - był przekonany, że Harry już go więcej nie odwiedzi.
- Co pan robi? - zapytał Harry, zamykając za sobą drzwi.
Severus lekko uniósł brew. Pytanie było całkowicie niewinne, jednak w oczach swojego ucznia dostrzegł silne wzburzenie.
Może lepiej by było, by wyładował jakoś swój gniew, pomyślał Severus. Zanim odpowiedział, rzucił zaklęcie wyciszające.
- Poprawiam sprawdziany, Potter.
- Może pomóc?
Ponownie, słowa były wypowiedziane spokojnym tonem, lecz oczy Harry'ego zwęziły się, jakby poddawał próbie siedzącego przed nim Mistrza Eliksirów.
Severus udał, że chwyta przynętę.
- Potter, czyżbyś zapomniał, jak beznadziejnie idzie ci nauka eliksirów? Raczej nie ryzykowałbym angażowania cię w cokolwiek związanego z tym przedmiotem. No chyba że akurat chciałbym, byś wywołał jakąś pomniejszą katastrofę, gdyż fakt, że studiujesz sztukę warzenia eliksirów już szósty rok, wydaje się kompletnie bez znaczenia.
Harry'emu to wystarczyło.
- Ty… wiedziałem! Nie mogłeś się wprost doczekać, żeby się mnie pozbyć! Po co w ogóle proponowałeś mi pomoc, jeśli nie miałeś ochoty? Na Merlina, nie mogę uwierzyć, że dałem się nabrać i uwierzyłem, że możesz być milszy niż zazwyczaj! To wszystko łgarstwa, przyznaj, że skłamałeś!
Harry odwrócił się i zamierzał wybiec, lecz powstrzymały go słowa Severusa.
- Oczekujesz, że będę cię traktował jak jakiegoś bożka, Potter? Przecież sam mówiłeś, jak bardzo nienawidzisz bycia stawianym na piedestale! Będę cię traktował dokładnie tak samo, jak każdego innego ucznia w tej szkole. Może kiedyś było inaczej, ale zdecydowałem, że koniec z tym. Dziś rano jednakże zachowywałeś się jak półgłówek. A może miałem ci pozwolić wysadzić cały loch w powietrze?
Ton Severusa był równie spokojny, jak podczas ich rozmowy dwie noce temu i jedynie słowo „półgłówek” wypowiedziane było z pewnym naciskiem. Przez kilka sekund Harry zwlekał z podjęciem decyzji, w końcu jednak odwrócił się by spojrzeć w twarz Mistrza Eliksirów, jednak Severus powrócił do pracy nad stertą pergaminów.
- Nie mów do mnie Potter. Już ci to mówiłem, a ty się zgodziłeś.
Severus spojrzał na niego i skinął głową.
- Zresztą, gdzie się podziała kanapa? Nie zapisałeś jej chyba?
Severus wycelował różdżkę w prawo i sofa pojawiła się nagle w rogu pokoju, obok rzędu półek zastawionych książkami. Kolejnym skinieniem różdżki i zaklęciem Accio Severus przysunął kanapę tak, że znów stała przed jego biurkiem.
Harry usiadł i patrzył. Severus zaś udawał nieświadomego świdrującego spojrzenia szmaragdowych oczu.
- Czy musisz być taki podły na zajęciach? Odjąłeś Gryfonom dwadzieścia punktów! Poza tym Hermiona próbowała tylko zapobiec wysadzeniu twoich lochów w powietrze, chyba wiesz…
Severus popatrzył na niego, po czym odwrócił wzrok, wracając do przerwanego zajęcia.
- Ty masz swoje problemy, a ja swoje. Jestem przyzwyczajony do tego, że w zależności od czasu i miejsca ujawniam różne aspekty mojej osobowości. Jak dotąd sztuka kompromisu była mi obca, zaś kompromisowe rozwiązania mogły mnie kosztować życie, biorąc pod uwagę to, czym się do tej pory zajmowałem.
Harry uznał, że to jedyne przeprosiny, na jakie mógł liczyć, znów więc zaczął wpatrywać się w Severusa, tym razem nieco bardziej melancholijnie.
Nauczyciel westchnął niemal niedosłyszalnie. Wyciągnął z szuflady złamane pióro i transmutował je w krzesło. Następnie podzielił stertę pergaminów i jedną jej część, wraz z kałamarzem i piórem, położył obok na biurku. Kiedy skończył, popatrzył na Harry'ego ze zniecierpliwieniem.
Lekki uśmiech pojawił się na twarzy Harry'ego, kiedy usiadł na wyczarowanym krześle i spojrzał na leżący przed nim stosik pergaminów. Sprawdziany pierwszoklasistów, ale lepsze to niż nic. Opanował materiał z pierwszej klasy i zapewne nie miałby problemów także z wiedzą na poziomie szóstej, ale dzisiaj miał raczej pecha.
- Jak twoja blizna? Dumbledore pokazał mi twój list. Na twoim miejscu nie lekceważyłbym tej wizji - Severus przerwał milczenie, podczas gdy jego zwinne palce przekładały kolejne arkusze pergaminu.
Harry wzruszył ramionami.
- Moja blizna przestała mi dokuczać wieki temu i naprawdę nie sądzę, że ta wizja byłą prawdziwa. Myślę, że po prostu próbuje mnie nastraszyć.
Ty, Harry Potterze, będziesz następny. Nikt nie umknie przed moim gniewem.
Przeszedł go dreszcz, kontynuował jednak.
- Był wściekły i mam wrażenie, że próbował odwrócić moją uwagę. Nie bardzo jednak wiem, od czego. Zresztą kto może wiedzieć, jak pracuje umysł opętany przez zło.
Severus pokiwał głową. Przez chwilę sprawiał wrażenie głęboko pogrążonego w myślach, po czym wrócił do pracy. W milczeniu poprawiali sprawdziany, nie przerywając ciszy, która zapadła.
Zagłębiając się w lekturę sprawdzianu jakiegoś ucznia o wilkołactwie, Harry czuł, że przytłaczająca pustka, którą odczuwał, stała się nieco mniej dotkliwa, zaś ból zmniejszał się. Chłopiec z trudem powstrzymał się od śmiechu, jako że autor tekstu najwyraźniej czerpał wiedzę na ten temat z książek Lockharta.
Severus obrzucił go spojrzeniem i po raz kolejny zwalczył chęć, by uśmiechnąć się z dumą, widząc drobne postępy, jakie czynił Harry w takich chwilach.
Doprawdy, powinien mu pozwalać się wykrzyczeć dłużej i częściej.

Rozdział czwarty
Kto pierwszy rzucił kamieniem

Harry był szczęśliwy. Częściej się śmiał, wrócił także do charakterystycznych utarczek słownych z Malfoyem. Co najważniejsze, trzymał nerwy na wodzy, chociaż wciąż zdarzało mu się odczuwać pokusę, by porządnie przyłożyć małemu gnojkowi. Był jednak pewien, że gdyby dostał jeszcze kilka szlabanów, nawet Dumbledore nie powstrzymałby Ministerstwa przed wydaleniem go z Hogwartu.
Humor mu dopisywał - na szczęście, ponieważ pierwszy mecz quidditcha w tym sezonie miał być rozegrany tego popołudnia. Już od dawna nie czuł takiego entuzjazmu dla gry, a wyczerpanie sprawiło, że treningi stały się niemal nużącym obowiązkiem. Niemniej jednak Harry nie opuścił żadnego, co wreszcie powinno zaprocentować.
Gra pomogłaby mu także przestać myśleć o innych sprawach.
Poranki były całkiem znośne, ale nocą sny Chłopca, Który Przeżył stawały się coraz bardziej zdominowane przez wizje o Voldemorcie. W niektóre noce zasypiał cztery lub pięć razy, by po chwili zostać obudzonym przez ten sam piekący ból, którego źródło stanowiła blizna na jego czole. Czasami więc sen przychodził z trudem; innym razem była to jedyna rzecz, jakiej pragnął.
Przynajmniej Dumbledore wie o wszystkim. - To była jedyna myśl, która pomagała mu w chwilach, gdy wydawało mu się że jego czoło zaraz eksploduje z powodu nieznośnego bólu.
Severus również o wszystkim wiedział.
Od ostatniego spotkania Harry odwiedził lochy jedynie trzy czy cztery razy. Przez większą część czasu sam starał się radzić sobie z cierpieniem, mając nadzieję, że Dumbledore przekazuje jego listy Mistrzowi Eliksirów. Gdy jednak szedł zobaczyć się z Severusem, ich rozmowy i dyskusje dotyczyły nie tylko blizny Harry'ego, ale także jego samego i ujawniały o wiele więcej niż to, co mówił dyrektorowi.
Teraz jednak nie rozmawiał z Severusem zbyt często, gdyż nie chciał być dla niego zbyt wielkim ciężarem.

Severus martwił się.
Co prawda nie miał konkretnego powodu do obaw, jako że będący przyczyną jego niepokoju Harry znajdował się zaledwie kilka stóp dalej i warzył kolejny eliksir. Wydawało się, że jego psychika jest w o wiele lepszym stanie niż kilka tygodni wcześniej. Severus wiedział jednak, że pozory mylą. Harry odwiedził go zaledwie kilka razy i nauczyciel miał wrażenie, że chłopak nie mówi mu wszystkiego Było to trochę niepokojące - jak również fakt, że Harry wydawał się taki szczęśliwy.
Oczywiście Mistrz Eliksirów odczuwał ulgę na myśl, że jego podopieczny od ostatniego razu nie próbował znów się kaleczyć - tyle że jego zachowanie zmieniło się tak nagle i niespodziewanie. Cudowne uzdrowienia w ciągu jednej nocy nie były możliwe. Chociaż poprawa utrzymywała się już od trzech tygodni, Snape nie mógł zaznać spokoju. Dziwiło go, że do tej przemiany doszło bez żadnej pomocy z zewnątrz. Severus doskonale wiedział, że nie jest wystarczająco elokwentny, by przyczynić się do tak szybkiego wyzdrowienia Harryego.
Pewnym krokiem Mistrz Eliksirów podszedł do stołu, przy którym Harry i jego przyjaciele przygotowywali eliksir. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko, powiedział najspokojniej jak potrafił:
- Zostań w klasie po zajęciach.
Oczywiście pozostali uczniowie, którzy w ciszy i skupieniu pracowali nad poprawnym przygotowaniem eliksiru, również usłyszeli polecenie nauczyciela i jak jeden mąż odwrócili się, by spojrzeć na Harry'ego. Ten zignorował kolegów; kontynuował pracę nad swoim eliksirem i nawet nie kiwnął głową na znak zgody.
Hermiona nachyliła się w jego stronę i wyszeptała:
- O co się czepia? Zrobiłeś coś nie tak?
Harry potrząsnął głową.
- Nie wiem. Dowiem się po lekcji.
- Na pewno się zastanawia, jak to możliwe że nie masz szlabanu, więc chce znaleźć powód, by ci jakiś wlepić - zawyrokował Ron.
- Nie bądź głupi, nie sądzę, żeby o to chodziło. Świat się nie kończy na szlabanach i byciu podłym - skarciła go natychmiast Hermiona. Powoli pochyliła się nad stołem, a jej usta niemal dotknęły szyi Rona. Schwyciwszy słoik pyłku z elfich skrzydełek, wyprostowała się szybko i podała Ronowi.
- Masz, dodaj szczyptę do swojego eliksiru. Na pewno o tym zapomniałeś, a jeśli nie zrobisz tego w ciągu następnych kilku minut, eliksir zniknie. Tylko uważaj! Wiesz, jak trudno zdobyć ten proszek.
Ron wydął usta i spojrzał na nią z wściekłością.
- Harry też zapomniał go dodać, dlaczego jego nie ostrzegłaś?
Hermiona wywróciła oczami i bez słowa wrzuciła odrobinę proszku do kociołka Harry'ego, mając nadzieję, że Snape niczego nie zauważył.
- Ależ proszę. Zadowolony?
Ron w milczeniu wsypał proszek do swojego eliksiru i znów zajął się warzeniem. Hermiona spojrzała na niego ze smutkiem, jednak ponieważ Ron postanowił ignorować i ją, i Harry'ego, niczego nie zauważył.
Harry po prostu pokręcił głową.

Po lekcji, kiedy pozostali uczniowie opuścili już klasę, Severus zamknął drzwi i zabezpieczył je zaklęciem wyciszającym. Odwrócił się do Harry'ego, który właśnie w tej chwili skończył się pakować i przelewać uwarzony przez siebie eliksir do butelki. Harry przeszedł przez klasę i stanął przed nauczycielem.
- Pokaż ręce.
Harry stłumił uśmiech, ale wyciągnął ręce przed siebie. Odwinąwszy rękawy szkolnej szaty, Severus szybko obejrzał nieco umięśnione, pokryte lekką opalenizną ramiona chłopca. Oprócz starych blizn nie znalazł jednak niczego interesującego.
- Czy powinienem poszukać gdzie indziej? - zapytał Severus, ale Harry pokręcił głową.
- To się robi nudne, Severusie - stwierdził prowokująco. - Może spróbujesz zaklęcia demaskującego, tak na wszelki wypadek? Mogłem użyć zaklęcia, nigdy nic nie wiadomo.
Mistrz Eliksirów zmrużył oczy i postąpił zgodnie z sugestiami Harry'ego, ale i tym razem nie dostrzegł świeżych ran na jego skórze.
- Skończyłeś?
- Nie - odrzekł Severus. - Co się z tobą dzieje?
Chłopiec, Który Przeżył westchnął i przysunął sobie krzesło. Wsparty o stół, Severus czekał.
- Nie dzieje się nic złego, wiesz o tym - usłyszał w końcu. - Myślałem, że już ustaliliśmy, że raczej… no… wiesz, będę z tobą rozmawiał i mówił ci, jeśli będę się czymś martwił.
Severus skrzyżował ramiona i uważnie spojrzał na swojego ucznia.
- Minął prawie tydzień od naszego ostatniego spotkania. Doskonale wiem, że blizna dokucza ci prawie każdej nocy. Do tego dochodzi dzisiejszy mecz z Puchonami. Wszyscy oczekują, że go wygrasz, a z tego co widziałem, Weasley i Granger wydają się nieco zajęci własnymi sprawami, więc raczej nie możesz na nich liczyć. Czy próbujesz mi powiedzieć, że wcale się tym nie przejmowałeś w ciągu ostatnich trzech tygodni?
Harry spuścił wzrok i zaczął skubać paznokieć kciuka.
- Co za wspaniały sposób na rozdrapanie starych ran - powiedział łagodnie - jesteś pewien, że próbujesz mi pomóc, nie zaś doprowadzić na skraj załamania?
- Harry… - zaczął Severus, również łagodnie, i Harry nagle poczuł, że musi ukryć uśmiech. Nigdy wcześniej Severus nie nazwał go po imieniu; zwracał się do niego możliwie bezosobowo. Harry musiał więc przyznać, że tak niezwykłe zdarzenie sprawiło mu pewną radość.
- No dobrze! - przerwał Mistrzowi Eliksirów, nie mogąc dłużej powstrzymać uśmiechu. Spojrzał na nauczyciela i dostrzegł na jego twarzy ten niezwykły wyraz, o którym wiedział, że jest zarezerwowany tylko dla niego. Znów poczuł potrzebę, by powierzyć temu człowiekowi wszystkie swoje tajemnice. Widok zmartwionego Severusa to było to, co Harry potajemnie uwielbiał.
- Dobrze co?
- Niech będzie - zaczął znów chłopiec - to było trzy dni temu. Jest naprawdę niewielka, przysięgam! Mam ją na kostce u nogi i już się pewnie zagoiła. Zrobiłem ją piórem, ledwie krwawiła.
Oczywiście po tym wyznaniu Severus chciał sam sprawdzić ranę i zdecydować, czy słowa chłopca są zgodne z prawdą. Harry musiał zatem zdjąć but i skarpetkę i zaczekać, aż nauczyciel usunie zaklęcie maskujące. Rzeczywiście, była to tylko cienka, czerwona linia, pokryta strupem. Rana goiła się sama, więc Severus jedynie spojrzał na ucznia z dezaprobatą i znowu oparł się o biurko.
- Nie obchodzi mnie, jak małe lub płytkie są. Chcę wiedzieć - zażądał, a Harry ponownie przytaknął. - O wiele częściej się śmiejesz, masz lepsze stopnie, więc przypuszczam, że nastąpiła poprawa - przyznał Mistrz Eliksirów, mówiąc bardziej do siebie niż do Harry'ego. - Ale czy jesteś pewien, że czujesz się dobrze, i że nie jest to jakaś sztuczka?
Tym razem Harry zaśmiał się krótko i Severus z łatwością zauważył, że chłopiec wygląda o wiele lepiej, gdy jego oczy rozjaśnia błysk rozbawienia
- Tak, Severusie, czuję się dobrze! - oświadczył Harry, nadal się uśmiechając.
- W takim razie możesz odejść - stwierdził Severus, wzdychając lekko i szybko usunął zaklęcie wyciszające. W tym czasie Harry dokończył pakowanie. Kierując się ku drzwiom spojrzał na nauczyciela, który zajął miejsce za biurkiem, i smutno uśmiechnął się do siebie. W czarnych, przepastnych oczach nie było śladu Severusa; powrócił Snape, nauczyciel.
- Harry! Naprawdę, siedziałeś tam strasznie długo, próbowaliśmy coś usłyszeć, ale po prostu się nie dało! Rzucił zaklęcie wyciszające? O czym rozmawialiście? Chyba nie próbował…
Przyjaciele osaczyli go zaraz po wyjściu z klasy. Hermiona jak zwykle wyrzucała z siebie sto pytań na minutę. Z uśmiechem na twarzy, Harry kłamał najlepiej, jak mógł; powziął także twarde postanowienie, że tego wieczoru zobaczy się z Severusem.

- Harry? Zaczekaj chwilę.
Harry miał na sobie kompletny strój do quidditcha, jako że mecz miał się rozpocząć za kwadrans. Zdecydował, że poszuka wytchnienia poza szatnią, ale przede wszystkim chciał pomyśleć z dala od nerwowej paplaniny jego kolegów z drużyny, roztrzęsionych przed meczem.
Stojąc tuż obok boiska obserwował, jak uczniowie szybko zapełniają miejsca na trybunach. Nieco się zdziwił, widząc, że Hermiona biegnie w jego stronę. Złapał w ramiona rozpędzoną dziewczynę, a ta objęła go mocno.
- Przez chwilę bałam się, że nie zagrasz dzisiaj - powiedziała, nadal go obejmując. - Przez cały dzień nawet nie wspomniałeś o meczu. Chociaż od paru tygodni nie jesteś już taki ponury, bałam się, że już nigdy nie dojdziesz do siebie i w ogóle przestaniesz grać. Wiesz, że jesteś w tym świetny?
Harry powoli wyplątał się z jej żelaznego uścisku i spojrzał na nią z uśmiechem.
- Ejże, Miona - do czego zmierzasz?
Dziewczyna zarumieniła się.
- Wiem, że Ron pewnie niczego nie zauważył, ale ja - tak. Wiem, że na pewno nadal czujesz smutek z powodu śmierci Syriusza i że odkąd wróciłeś z wakacji niewiele jesz, rzadko się odzywasz i prawie nie uśmiechasz. Wiem, że to ukrywasz, ale trochę się o ciebie martwię. Nie musisz kłamać ani nic takiego. Nie musisz nawet mówić mi, co jest nie tak, ale wygląda na to, że czujesz się lepiej i naprawdę cieszę się z tego powodu. Może nie jestem Ronem, ale my również jesteśmy przyjaciółmi. Nadal możesz mi mówić o wszystkim. Na pewno już się przekonałeś, że potrafię dochować tajemnicy.
Tym razem to Harry przytulił ją mocno. Hermiona odwzajemniła uścisk, również przytulając go z całych sił.
- Dzięki. - Śmiejąc się, uwolnił się z objęć Hermiony, po czym spojrzał na nią z drażniącym uśmieszkiem na twarzy.
- Jestem zaskoczony, że zauważyłaś tak wiele. Myślałem, że całą energię poświęcasz, by zmusić Rona, aby pokazał, co do ciebie czuje.
Twarz Hermiony przybrała żywszy odcień czerwieni.
- Chyba nie było to aż takie oczywiste… było? Co za półgłówek. Zaczynam myśleć, że źle się do tego zabrałam. Odkąd wszedł w okres dojrzewania, chyba myśli nie głową, ale inną częścią ciała. Może gdyby pewnej nocy wszedł do dormitorium i zastał mnie w swoim łóżku, coś by w końcu załapał. Merlinie broń, ale jestem bliska, żeby zastosować tę metodę.
- Hermiono! - zbeształ ją Harry ze śmiechem - akurat tego wolałbym sobie nie wyobrażać. Dziewczyna taka jak ty nie powinna się zniżać do tak prymitywnych sposobów. Upominanie czy dręczenie Rona nigdy nie prowadziło do niczego dobrego. Mogłem ci to od razu powiedzieć i zaoszczędzić ci kłopotu.
Hermiona roześmiała się.
- Tylko proszę, nie wkradaj się do naszej sypialni, żeby odegrać scenę łóżkową. Pewnie padłbym trupem z wrażenia dużo wcześniej, niż Ron zorientowałby się, co jest grane - kontynuował Harry.
Ponownie się roześmiała.
- Na pewno cię uprzedzę, i pozostałych również, jeśli się na to zdecyduję.
A potem znów uściskała Harry'ego.
- Powinieneś już iść. Mecz zaraz się zacznie. Jeszcze chwila, a mnie zlinczują za zatrzymywanie szukającego Gryfonów.
- Już idę. - Harry pocałował ją w policzek, po czym wyszeptał:
- Ze mną wszystko w porządku. Nie musisz się już tak martwić.
Na twarzy Hermiony znowu pojawił się uśmiech. Wypuściła przyjaciela z objęć i pobiegła w stronę trybun. Harry obserwował ją, zanim wrócił do szatni, by stamtąd przejść tunelem na boisko, razem z resztą drużyny.
Podczas gdy Seamus wywoływał kolejno graczy z zespołu Gryfonów, Harry wsłuchiwał się w okrzyki skandującego tłumu.
„Kto dziś wygra, kto dziś wygra, GRYFFINDOR!”
Czuł, że przepełnia go radość; śmiejąc się, dosiadł miotły i wzbił się w wieczorne niebo.

Kiedy Hermiona, Harry i Ron przyszli na obiad, Wielką Salę jak zwykle wypełniał hałas. Wrzawa wzmogła się jeszcze , kiedy Gryfoni zaczęli wiwatować. Harry'emu udało się złapać znicz i Gryffindor wygrał dwieście pięćdziesiąt do siedemdziesięciu. Nawet niektórzy z Puchonów, mimo że przegrali, dołączyli się do aplauzu. To był znakomity mecz i dla tych z pierwszoklasistów, którzy go oglądali, widowisko zapewniło wszystko to, o czym słyszeli, a nawet więcej.
Uśmiech nie schodził z twarzy Harry'ego. Kiedy latał, czuł się pełen życia; wprost nie mógł uwierzyć, że stracił zainteresowanie sportem, który dawał mu tyle radości. Quidditch był zdumiewającą i wspaniałą grą; Harry znów miał powód, by śmiać się i cieszyć. Tak wiele zapomniał przez ten rok, lecz dosiadanie miotły i latanie sprawiły, że wszystko wróciło w jednej chwili.
- Harry, rządzisz i wymiatasz! - krzyknął znad talerza Dean, kiedy Trójca usiadła do obiadu.- Ten zwód był fantastyczny! Te obroty i szybkość, poszło ci cholernie dobrze!
Harry uśmiechał się i przytakiwał komplementom. Hermiona nachyliła się ku niemu i na chwilę przytuliła, a potem jeszcze uścisnęła na dodatek.
- Dean ma rację, byłeś dzisiaj rewelacyjny, Harry - powiedziała. Miał to być szept, przeznaczony tylko dla jego uszu, ale z powodu panującego wokół gwaru musiała nieco podnieść głos.
- Ron, powiedz, czy nie był wspaniały? - zapytała.
Na stołach pojawił się posiłek i większość uczniów natychmiast zajęła się jedzeniem. Hałas nie zmniejszył się jednak, zrobiło się nawet jeszcze głośniej. Ron, który siedział po drugiej stronie Harry'ego, wydawał się pochłonięty kontemplowaniem zawartości swojego talerza, milczał jednak i niczego nie tknął.
Hermiona pomyślała, że to dziwne. Zdecydowała, że najskuteczniej wciągnie Rona w rozmowę, pytając go o zdanie.
- Tak, Hermiono, był wspaniały - odpowiedział Ron, ale mówiąc to, spoglądał na Harry'ego. - Wspaniały, jak zawsze.
Na szczęście przy końcu stołu, gdzie siedzieli Dean i Seamus, podniósł się zgiełk. Chłopcy wyczarowali z widelcow miniaturowe miotły, by odtworzyć manewr, dzięki któremu Harry zdobył znicza dla Gryfonów. Hermiona nie usłyszała więc ostatnich słów Rona, w przeciwieństwie do Harry'ego. Tyle że ten postanowił je zignorować.
W kwadrans później, kiedy wrzawa nieco opadła, rozległ się charakterystyczny odgłos uderzeń skrzydeł zbliżających się sów. Jeden z pierwszorocznych Krukonów wstał i zawołał „poczta!”, na co zgromadzeni w sali uczniowie wybuchli śmiechem.
Sowy różnej wielkości, w najrozmaitszych kolorach, wleciały do Sali, niosąc przymocowane do ich nóżek listy i paczki. Poczta nie przychodziła od tygodnia i większość uczniów zaczęła się zastanawiać, co właściwie dzieje się za bramami Hogwartu. Jak zwykle Harry, który nie oczekiwał na żadną przesyłkę, spokojnie jadł swój obiad.
Przynajmniej do momentu, kiedy Dan krzyknął:
- Harry! Uważaj!
Zaraz potem rozległ się okrzyk Seamusa:
- Uważaj, stary, zaraz to upuści!
Ostrzeżenia nadeszły w samą porę, gdyż Harry ledwo miał czas, by zauważyć Hedwigę, zanim upuściła niesiony pakunek. Chłopak złapał paczkę w ostatniej chwili, nim wylądowała w jego talerzu z rosołem. Wszyscy przy stole obserwowali, jak odwija brązowy papier. Wszyscy Gryfoni, nawet ci młodsi, słyszeli że Harry rzadko otrzymuje pocztę, ale kiedy już coś dostawał, zazwyczaj zawierała coś ciekawszego, niż zwykłe listy czy słodycze.
Nie rozczarowali się - z pospolicie wyglądającej paczki Harry wyciągnął wyjątkowo niepospolity przedmiot. Jak można się było spodziewać, kilku studentów westchnęło ze zdumienia. A potem przy stole zawrzało.
- Cholera jasna, Harry! Czy to jest to, na co wygląda?
- Nawet mój tata takiej nie ma, a jest dorosłym czarodziejem i ma całą rodzinę na głowie!
- Uczniom nie wolno ich mieć! Wiem na pewno, chciałem taką mieć, i…
Harry od razu wiedział, co to za przedmiot, ale nie mógł zdobyć się na nic więcej, jak tylko spoglądać na niego w milczeniu, podczas gdy pozostali rozmawiali o niezwykłym szczęściu, które go spotkało. Ale to nie z powodu szczęścia właśnie ta rzecz była mu niezbędna.
W końcu zwyczajni czarodzieje nie potrzebowali myślodsiewni.
Przeszukał paczkę, aż w końcu znalazł liścik, dokładnie tak jak tego się spodziewał. Do brązowego papieru pakunkowego przyczepiona była niewielka karteczka:

Pomyśleliśmy, że przyda ci się, by łatwiej przetrwać dzień.

List wprawdzie nie był podpisany, ale Harry doskonale wiedział, kto jest jego nadawcą. Natychmiast spojrzał w stronę stołu nauczycielskiego i zobaczył, że wzrok większości profesorów skierowany jest na niego. Hagrid wyglądał tak, jakby miał za chwilę wykrzyczeć coś do Harry'ego przez całą Wielką Salę i ze wszystkich sił powstrzymywał się, by tego nie zrobić. Na ustach profesor McGonagall pojawił się ledwie dostrzegalny uśmiech, po czym znowu zajęła się obiadem, podczas gdy Flitwick szczerzył się od ucha do ucha; wydawało się, że zupełnie stracił zainteresowanie zawartością swojego talerza. Błyski w oczach Dumbledore'a osiągnęły jasność latarni morskiej, lecz on sam tylko lekko skinął głową i odwrócił się, by powiedzieć coś do McGonagall. Najistotniejsze było jednak, jak zachowa się profesor Snape… to jest, Severus.
Żadnego uśmiechu, żadnego skinienia głową. Spoglądał tylko na Harry'ego z przeciwległego końca Wielkiej Sali. Harry nie mógł oderwać wzroku od czarnych, przeszywających oczu, które jakby czytały w jego duszy.
Harry uśmiechnął się lekko, a jego usta ułożyły się w słowo "dziękuję". Dopiero wtedy Severus odwrócił wzrok.
Nie uśmiechnął się, nie skinął głową; nie zrobił nic, ale Harry wiedział, że przekonanie Dumbledore'a aby podarował mu myślodsiewnię z pewnością sprawiło mu nieco trudu. Nawet jeśli trud ten był bardzo niewielki.
- Ron, masz pojęcie? Myśloodsiewnia! - Harry zwrócił się do przyjaciela. - Właściwie to zawsze chciałem mieć cos takiego. Odkąd tylko zobaczyłem, jak Dumble…
Nie zdążył dokończyć, gdyż Ron wstał od stołu.
- Dokąd idziesz? - zapytał zszokowany Harry. Hermiona również była zaskoczona, widząc że Ron chce już wyjść, zwłaszcza że jeszcze nie skończył obiadu.
- Straciłem apetyt - oznajmił Ron, ale usiadł z powrotem, nie chcąc robić scen.
- Ron…
Ostrzegawcza nuta w głosie Hermiony doprowadziła go do szału. Jako że siedział twarzą w twarz z Harrym, nietrudno było się domyślić, że celem ataku stanie się jego przyjaciel.
- Nie wystarczy ci, że jesteś Harry Potter, co? Nie wystarczy, że ludzie płaszczą się przed tobą, żeby ci służyć? Masz tyle pieniędzy, ile tylko zamarzysz, bo każdy tylko marzy, żeby wyzionąć ducha, zapisując ci cały majątek. Każda na ciebie leci, bez względu na wiek, jak tylko zorientuje się, kim jesteś. Oczko w głowie nie tylko każdego nauczyciela, ale całego cholernego magicznego świata! Ale ja, Harry, ja jestem twoim przyjacielem!
Nie wykrzyczał tych słów, raczej cedził je przez zaciśnięte zęby, podczas gdy jego oczy ciskały błyskawice, ale parę osób, które siedziały najbliżej i słyszały jego słowa, umilkło.
- Ron, chłopie, o czym do licha gadasz? Co ci Harry takiego zrobił? - Seamus pierwszy pozbierał się na tyle, by przemówić. Neville i Dean wyglądali na całkowicie zszokowanych wybuchem Rona. Tymczasem Hermiona musiała użyć siły, by wydrzeć Harry'emu widelec, który chłopak zacisnął zbyt mocno w swojej wyraźnie trzęsącej się dłoni. Prędko owinęła swoje palce wokół dłoni Harry'ego, mając nadzieję, że nikt poza nią nie zauważył jej nadal widocznego drżenia.
Jednak Ron jeszcze nie skończył.
- Myślodsiewnia, Harry! Żadnemu innemu szesnastolatkowi nie wolno mieć myślodsiewni! Ale ty jesteś Harry Potter i oczywiście dostajesz wszystko, czego dusza zapragnie! Wystarczy pstryknąć palcami i od razu ktoś przyleci!
- Ron, jeżeli to z powodu myślodsiewni, to pozwól mi wytłumaczyć, dlaczego ją dostałem… - zaczął Harry łagodnie, ale Ron mu przerwał.
- Nie chodzi o cholerną myślodsiewnię! Nie chodzi nawet o to, że ledwie raczysz się do mnie odezwać! Wróciliśmy do szkoły dwa miesiące temu, a ja nawet nie wiem, jak spędziłeś wakacje! Ale oczywiście zawsze masz czas, żeby wymykać się nocami, kiedy myślisz że wszyscy śpią. Sądziłeś, że nie wiem, że wyszedłeś raz czy drugi i nawet słówkiem nie pisnąłeś? Myślałem, że wszystko robimy razem! A teraz odbierasz mi jedyną rzecz, jaką miałem!
Harry ponownie spróbował przemówić.
- Ron, jeśli coś ci zrobiłem…
Ron znów wszedł mu w słowo.
- Jeśli coś mi zrobiłeś! Owszem, jest coś, co mi zrobiłeś! - Wskazał na złączone ręce Harry'ego i Hermiony.
- Nie mogłeś zostawić jej w spokoju, co? Jedyna dziewczyna, która mi się podoba, a ty o tym wiedziałeś! Wiedziałeś, a teraz widzę te wasze spacerki, obściskiwanie i szepty. Widziałem was przy boisku przed meczem, znowu to samo - rozmowy, przytulanie! Bo Harry Potter dostaje wszystko, czego chce!
- Ron! - Hermiona powtórnie użyła ostrzegawczego tonu, ale Harry puścił jej dłoń i wstał.
- Jeżeli tak uważasz… jeżeli sądzisz, że próbowałem ukraść ci Hermionę… to się mylisz - odpowiedział spokojnie.
Ron skoczył na równe nogi.
- Zamknij się, Potter! Nie mam ochoty wysłuchiwać twojej gadki! Widziałem was dwoje, i to nie tylko tam! Po prostu cholerny tchórz z ciebie i boisz się przyznać przede mną, że ona też ci się podoba!
Rzecz jasna wszyscy przy stole usłyszeli krzyk Rona. Gryfoni zamilkli, czekając co odpowie lub zrobi Harry.
On zaś po prostu odwrócił się i odszedł.

Rozdział piąty
Stojąc na krawędzi


- Gdzie się pan podziewał? Czekałam, aż pan wróci. Proszę iść za mną!
Kwadrans wcześniej, gdy po obiedzie Severus wyszedł z Wielkiej Sali, myślał tylko o tym, by wziąć szybki prysznic, poprawić kilka sprawdzianów drugo-, czwarto- i piątoklasistów, przygotować plan zajęć dla siódmej klasy i przeredagować tenże dla klasy trzeciej - jako że bachory sprawiały wrażenie, że zapomniały o wszystkim, czego ich nauczył w ubiegłym roku. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim a wschodem słońca następnego dnia zamierzał także sprawdzić, czy uda mu się znaleźć czas na choćby cztery godziny snu.
W jego planach nie było miejsca dla Jęczącej Marty, która stała w jego łazience, obok umywalki, załamując swoje przezroczyste ręce.
- Co tu robisz?
Odkąd Severus zaczął nauczać w Hogwarcie, Marta jeszcze nigdy nie nawiedziła tych komnat. Właściwie był niemal zszokowany widząc, że może przenikać instalację hydrauliczną w jego toalecie równie łatwo, jak w innych zamkowych łazienkach.
- Proszę iść za mną! - powtórzyła Jęcząca Marta, a wielkie, przezroczyste krople łez spływały po jej równie przezroczystych policzkach. - To straszne!
Severus próbował nie skrzywić się w widoczny sposób. Było jasne, że nie zabierze się do pracy tak szybko, jak sobie zaplanował.
- Co jest straszne? O czym ty mówisz? - zapytał, nie próbując nawet ukryć irytacji. Działała mu na nerwy. I nie tylko jemu. A jej dzisiejszy występ bynajmniej nie przyczynił się do poszerzenia granic jego cierpliwości.
Westchnęła, po czym ukryła twarz w dłoniach i zaszlochała dramatycznie.
- To okropne. Wszędzie krew. Wszystko zniszczone. Zdewastowane. Musi pan przyjść. Musi pan pomóc.
Krew? Mistrz Eliksirów poczuł, jak jego własna odpływa mu z twarzy. Na Merlina, tylko nie następny, który się tnie.
- Kto, Marto? - zapytał nagląco.
Spojrzała na niego nagle, a na jej obliczu pojawiła się złość. Poszybowała w górę. Unosiła się nad nim, ręce na biodrach, oczy błyszczące gniewem upiorzycy.
- A JAK MYŚLISZ? - wrzasnęła z całych sił - JAKBYŚ NIE WIEDZIAŁ!
Severus zaczerpnął kilka uspokajających oddechów. Natychmiast przyszło mu na myśl kilka czarnomagicznych zaklęć, lecz zdołał z powrotem upchnąć je w zakamarkach pamięci. Znał klątwę, która wysłałaby ją do Czyśćca, zmuszając do przebywania pomiędzy Niebem a Piekłem. Znał też inną, pod wpływem której Marta musiałaby błąkać się w czyśćcowej otchłani wraz z duszyczkami innych niegrzecznych dzieci. Znał nawet taką, która obróciłaby ją w przeżarte przez larwy ciało, tak by przetrwała wieczność, martwa, lecz jednocześnie świadoma swojego losu. Gdyby mógł, pofolgowałby mrocznej stronie swojego „ja” i rzucił na nią wszystkie trzy.
Niestety, była mu potrzebna, by mógł dowiedzieć się czegoś więcej.
- Nie, Marto, nie mam pojęcia, o kim mówisz! - Severus pomyślał, że doskonale nad sobą panuje, nawet jeśli mówił nieco podniesionym tonem.
Z oczu Marty znów popłynęły łzy. wydawało się, że jej gniew całkiem minął.
Znów wylądowała przy umywalce i pociągnęła nosem, a potem zajęczała. Gdy wreszcie opanowała się wystarczająco, spojrzała mu prosto w oczy. Niespodziewanie rozjaśniła się nieco.
- To Harry Potter. - Uśmiechnęła się nieśmiało. - Wygląda na to, że wreszcie postanowił do mnie dołączyć.

Jakbym był uwięziony w szklanej kuli.

- Co takiego zrobiłem? - krzyknął Harry - nic nie poradzę, że jestem tym, kim jestem!

Wszyscy mnie kochają, lecz nikt mnie nie zauważa.

Na myśl o tym Harry zaszlochał, uderzając głową o ścianę. Wrzeszczał, łkał i płakał.
Podarł swoją szatę zaraz po wejściu do łazienki. Gdy uspokoił się na tyle, by rzucić zaklęcie, uszczelnił drzwi. Teraz jednak spokój całkowicie go opuścił.

„Nie wystarczy, że jesteś Harrym Potterem, co?”

Pełne złości słowa znów uderzyły, przenikając jego myśli, wciągając go niczym wir w nieprzeniknioną otchłań. Otoczyły jego umysł, jakby chciały pogrążyć go w szaleństwie, on zaś nie mógł się od nich uwolnić. Nie mógł powstrzymać ich ataku na swoją jaźń.

„Możesz mieć wszystko, co tylko zechcesz!”

Harry zamknął oczy, zakrył uszy rękoma i wrzasnął.
Krzyczał, by odpędzić otchłań, która groziła pożarciem jego duszy. Krzyczał, by powstrzymać ten głos, te słowa, te kłamstwa, które stały się prawdą. Krzyczał, by ocalić swoją normalność.
Walczył o każdy oddech, podczas gdy łzy wypalały sobie ścieżkę poprzez mrok. Czuł, jakby wywracał się na lewą stronę. Wszystkie jego uczucia próbowały wydostać się na zewnątrz i uciec z klatki, w której je zamknął.
Nawet nie zauważył, kiedy potłukł lustra, roztrzaskał drzwi do kabin i rozbił umywalki. W dodatku cisnął gdzieś swoją różdżkę, a nie mógł skupić się na tyle, by przypomnieć sobie gdzie. Potrzebował jej teraz.
Nagle zdał sobie sprawę, że tak naprawdę niepotrzebna mu różdżka.
Wszędzie wokół leżały odłamki szkła. Schwycił jeden i ścisnął, z trudem wciągając powietrze. Walcząc z pustką, która pochłaniała jego wnętrze, nawet nie poczuł, jak szkło przecięło delikatne tkanki jego dłoni. Widział tylko, że krew wypływa spomiędzy jego palców; podniósł kawałek szkła wyżej, ku swojemu obnażonemu ramieniu, najpierw jednej, potem drugiej ręki.
Nacięcia były jak małe liźnięcia płomieni, tańczących w jego ciele. Wypalających ból.
Nigdy więcej Harry'ego Pottera.
- Ja! - zawołał Harry w ciszę. - To tylko ja! Nie mam zielonego pojęcia, jak być doskonałym!
Krzycząc, wrzeszcząc i skowycząc wyrzucał z siebie słowa, które już dawno pragnął wypowiedzieć. Potoki myśli i gniewu. Rzeki bólu, które musiały z niego wypłynąć.

„Zamknięty w swojej własnej, małej bańce. Stracony dla zewnętrznego świata.”

- Harry, otwieraj!
Severus zjawił się akurat w chwili, gdy Hermiona dobijała się do łazienki dziewcząt. Ron był tam również, jednak siedział oparty o framugę, udając, że nie zauważa błagań Hermiony, skierowanych w ciszę za drzwiami.
- Harry, nie bądź dziecinny, możemy o tym porozmawiać. Proszę… - argumentowała, przyciskając czoło i dłonie do drzwi. Najwidoczniej była zbyt wyczerpana, by znów w nie uderzać.
- Granger, Weasley, co się tu dzieje?
Mistrz Eliksirów zaskoczył ich oboje. Obserwował, jak próbują się wytłumaczyć.
- Ni… nic takiego, panie profesorze - odpowiedziała Hermiona, podczas gdy Ron podniósł się z miejsca i stanął przy niej. Żadne z nich nie patrzyło nauczycielowi w oczy. Gdyby tylko chciał, mógł ukarać ich oboje - w oczywisty sposób byli winni temu, że Potter… Harry dał się ponieść emocjom.
- Odsuńcie się - nakazał. Usłuchali niechętnie.
Z uchem przyciśniętym do drzwi Severus nasłuchiwał… za drzwiami panowała cisza. Zaklęcie Wyciszające. Niedobrze.
Odwrócił się do dwójki uczniów, którzy obserwowali go nieufnie i uśmiechnął się szyderczo.
- Będziecie mieli się z czego tłumaczyć, myślę jednak, że dobrze wam zrobi, jeżeli tymczasem coś sobie obejrzycie. Sugerowałbym, abyście osłonili się stosownym zaklęciem.
Dał im chwilę na wykonanie polecenia, a potem, skinąwszy różdżką, wypowiedział zaklęcie. Drzwi łazienki eksplodowały, zasypując ich odłamkami.
Harry obejrzał się. Miał nieprzytomne spojrzenie, włosy sterczały mu na wszystkie strony, zaś jego twarz i ręce umazane były krwią. Jego szata, różdżka i wszystko inne, zwłaszcza podłoga, spoczywały na wpół zagrzebane pod stertą potłuczonego szkła, drewna z drzwi do kabin i skorup z roztrzaskanych umywalek. Głębokie rany pokrywały ramiona Harry'ego, a ponieważ ciął się przez ubranie, jego spodnie i koszula zwisały w strzępach. Materiał przesiąknięty był krwią, której purpurowe strużki płynęły po ciele młodego czarodzieja.
Stojąca za Severusem Hermiona wciągnęła głośno powietrze, zaś z ust Rona wydobył się jęk, lecz uwaga ich profesora skupiona była na Harrym.
- Potter - rzekł serdecznym tonem - Potter, podejdź tutaj.
Kiedy Harry nie poruszył się, Severus zrobił krok naprzód; w odpowiedzi chłopak zaskowytał coś gniewnie. Starszy czarodziej znieruchomiał.
- Nie bądź głupi, wiesz, że cię nie skrzywdzę - spróbował znowu, ale Harry zaczął się cofać. Mistrz Eliksirów zrobił głęboki wdech, a potem gwałtownie wypuścił powietrze z płuc. Najwyraźniej ten sposób postępowania nie działał i Severus wiedział dlaczego. Starał się pomóc Harry'emu nie tracąc autorytetu, którego potrzebował ze względu na obecność Weasleya i Granger. Harry zaś potrzebował Severusa, a nie profesora Snape'a. Tylko jednego z nich. Severus zaczynał czuć się niczym schizofrenik i próbował sobie przypomnieć dlaczego, na brodę Merlina, zgodził się wziąć na siebie obowiązek pomagania Złotemu Chłopcu.
Zacisnął powieki, usilnie starając się zwalczyć swoją dumę. Potem znowu spojrzał na chłopaka z troską, którą wcześniej tylko Harry'emu dane było poznać.
- Harry - przemówił łagodnie - Harry, pozwól, że ci pomogę. Pozwól mi…
Harry westchnął cicho i łzy popłynęły po jego twarzy, lecz poza tym wydawał się zupełnie pozbawiony emocji. Jakby zagubił się w swoim własnym świecie.
- Nie wiem - powiedział, załamany - nie mam pojęcia, jak być doskonałym.
- Nikt tego od ciebie nie oczekuje. Nikt, na kim ci zależy - Severus starał się utrzymać kontakt wzrokowy z Harrym, lecz ten błyskawicznie przerzucił wzrok na Rona i Hermionę. Oni zaś byli tak oszołomieni, że stali nieruchomo na progu.
Dopiero wtedy Severus zrozumiał.
- Granger, Weasley, natychmiast do gabinetu Dyrektora. Powiedzcie, że ja was przysłałem i zaczekajcie tam.
Usłyszał, jak odchodzą opieszale, lecz nadal skoncentrowany był na tym, co działo się z Harrym.
- Harry, podejdź do mnie. Musimy porozmawiać.
Lecz Harry, odwróciwszy się do niego plecami, chwycił się rękami za głowę i załkał cicho.
- Odejdź. Po prostu zostaw mnie samego.
Mistrz Eliksirów podszedł do chłopaka i powoli położył dłoń na jego ramieniu. Harry odwrócił się, jakby w szoku. Oczy błyszczały mu gniewnie, chociaż nadal płynęły z nich łzy, mieszając się z krwią na jego twarzy.
- Nie! - wykrzyknął. - Nie dotykaj mnie! Wiem, że masz to gdzieś! Nie chcę twojej litości, ani poświęcania się dla sprawy! Nie chcę, żebyś mi pomagał, bo tak nakazał Dumbledore, a ty myślisz, że jesteś to winien mojemu ojcu i reszcie świata!
Severus spoglądał na niego w milczeniu. Czekał.
- Pomóż mi ze względu na mnie samego - wykrztusił Harry i odwrócił się. - Pomóż Harry'emu ponieważ jest tym, kim jest. Nie dlatego, że jest synem Jamesa Pottera, albo Chłopcem, Który Przeżył, lecz po prostu Harrym. Po prostu Harrym…
- Harry, nie jesteś dla mnie obowiązkiem, który muszę wypełnić. Przestałeś nim być tej pierwszej nocy, kiedy przyszedłeś do mojego biura i opowiedziałeś mi o swojej rodzinie - odpowiedział w końcu Severus. - Jednak tak długo byłeś dla mnie Potterem, że od tego właśnie muszę zacząć. Jeżeli chcesz ode mnie czegoś jeszcze, musisz mi powiedzieć więcej i nie bać się zaufać mi. Będę pracował nad tym, czego nie rozumiem, w miarę, jak będziemy kontynuować.
Harry przytaknął i wziął głęboki, urywany wdech.
- Nie chciałem być tym, kim jestem. Nie wiem, jak mam to zmienić - załkał cicho. - Ron twierdzi, że mam wszystko, czego potrzebuję. Nie mam. A potrzebuję tak wiele, że aż brak mi tchu, kiedy myślę o tym wszystkim. Zawsze muszę z tym walczyć. Muszę śmiać się, kiedy mam ochotę krzyczeć. Świat oczekuje ode mnie tak wiele, a ja czuję przerażenie. Boję się, że zawiodę i oni wszyscy będą cierpieć z mojego powodu.
Westchnął.
- Severusie… za dużo tego wszystkiego, a ja umrę. Umrę, jeśli… jeśli nie znajdę wytchnienia.
- A to jest właśnie to, co starałem się dla ciebie zrobić - odparł Mistrz Eliksirów. - Próbowałem zapewnić ci miejsce, w którym poczujesz się wolny i nie będziesz musiał martwić się o świat poza murami Hogwartu. Próbowałem pomóc…
Harry upadł na kolana, czując się tak, jakby jego nogi stały się zbyt słabe, by dźwigać ciężar, który na nim spoczywał. Zapłakał. Wciągane w płuca powietrze, łzy, spływające po jego policzkach, cały gniew i poczucie winy stawały się torturą, a nieznośny ból pochłaniał jego duszę.
Severus próbował mu pomóc. Tak, Harry o tym wiedział. Nie z powodu litości czy poczucia obowiązku, jak potajemnie wierzył. Próbował mu pomóc, zaś on, Harry, wszystko zepsuł. Przez ostatnie trzy tygodnie starał się poprawić, ale mu się to nie udało. Tłamsił jedynie w sobie swoje uczucia, a teraz zawiódł Severusa, poddając się tym emocjom.
- Tak mi przy…przykro - wyjęczał cicho.
Mistrz Eliksirów uklęknął za nim i po krótkim wahaniu oplótł ramionami zbyt wątłe, zbyt szczupłe ciało, po czym przytulił Harry'ego mocno do swojej piersi.
Harry zaś zapłakał, nie starając się nawet wytrzeć ani łez, które płynęły z jego oczu, ani krwi, cieknącej mu po twarzy. Krwi, która ściekała z jego czoła… z blizny, którą tak desperacko starał się usunąć paznokciami, krzykiem i kawałkami stłuczonego szkła.
Nie chciał dłużej być Harrym Potterem.

- Masz. Wypij.
Severus ostrożnie przeniósł Harry'ego do swoich komnat, wdzięczny losowi, że o tej porze korytarze były opustoszałe, zaś większość uczniów wróciła już na noc do swoich dormitoriów. Położył go na czarnej kanapie, stojącej przed biurkiem, i podał mu flakonik z Eliksirem Wszechleczącym. Harry wziął go bez słowa i wypił, nie protestując, chociaż wiedział, co to takiego i jak podziała na świeże rany, którymi tak bardzo starał się naznaczyć swoją duszę.
Nie minęło wiele czasu, nim eliksir zaczął działać. Ciepłe, niebieskie lśnienie przesuwało się po jego skórze, zasklepiając wszystkie nowe rany i wkrótce skóra Harry'ego była jak nowa. Blizna na jego czole znów stała się widoczna.
- Zaraz wracam - powiedział Severus, czekając na reakcję, której jednak niespecjalnie się spodziewał.
Istotnie, nic się nie działo. Wokół leżącego na kanapie nastolatka dało się wyczuć aurę smutku i roztargnienia. W przyćmionej, szmaragdowej zieleni jego oczu nie było już radosnych błysków, które Severus dostrzegł rankiem tego dnia.

„Jakby minęły wieki od tej chwili… Szkoda, którą wyrządzono w ciągu zaledwie kilku godzin…”

Rzuciwszy naprędce zaklęcia, które naprawiły i wyczyściły ubranie Harry'ego, Severus wszedł do sypialni i stanął przy kominku, gdzie trzymał pojemnik z proszkiem Fiu. Zaczerpnął garść i odstawił pojemnik na miejsce, a potem wrzucił proszek w ogień.
- Biuro Albusa Dumbledore'a! - oznajmił i wkroczył w płomienie.
Gdy wyłonił się z kominka w gabinecie dyrektora, pierwszą rzeczą, jaką spostrzegł, był promienny uśmiech Dumbledore'a. Severus zastanawiał się, czy istniał jakikolwiek sposób, by zlikwidować ten uśmiech jakimś zaklęciem, nie ryzykując natychmiastowej śmierci z rąk dyrektora.
- Gryffindor traci dwieście punktów - powiedział zimno, wiedząc, że dwoje uczniów, których tu przysłał, znajduje się gdzieś w gabinecie. Szybko zorientował się, że kulą się obok drzwi. Hermiona wypłakiwała się na ramieniu Rona, który zbladł tak bardzo, że jego piegi wyglądały jak kropki na jego policzkach. Wydawało się, że obydwoje zaraz zemdleją na skutek doznanego szoku.
- I jeszcze kolejne sto za zniszczenia, dokonane w łazience - dodał Severus, nadal patrząc na Dyrektora.
- Ależ Severusie, nie działaj pochopnie - rzekł Dumbledore, nadal się uśmiechając - może usiądźmy wszyscy i poszukajmy rozwiązania tego problemu.
Skinął ręką i kilka krzeseł pojawiło się obok jego biurka. Ron, a następnie Hermiona usiedli. Severus dołączył do nich niechętnie.
- Dropsa cytrynowego? Nie? Herbaty?
Mistrz Eliksirów czuł, że jeszcze trochę, a głośno wyrazi swój niesmak. Dumbledore musiał to chyba wyczuć, gdyż uśmiechnął się i wyczarował cztery filiżanki herbaty.
Wypiwszy łyk naparu, Severus musiał przywołać wpojone mu zasady savoir vivre, by nie wypluć go z powrotem.
Herbata była zaprawiona Eliksirem Uspokajającym, zaś on bynajmniej nie zamierzał się uspokoić.
- Zakładam, że jesteśmy tutaj z powodu Harry'ego Pottera? - zapytał Dumbledore. Ron i Hermiona przytaknęli, lecz Severus zmrużył oczy z gniewu.
- A czy kiedykolwiek nie chodziło właśnie o niego?
Dumbledore uśmiechnął się, wyczuwając w Mistrzu Eliksirów głęboko skrywaną troskę. I znów, Severus nie przejmował się nieistotnymi sprawami i mało ważnymi uczniami. W szczególności Dumbledore był pewien, że dostrzegł cień zmartwienia w głębi ciemnych, przepastnych oczu.
- Czy ja… czy on wyjdzie z tego? - spytał drżącym głosem Ron. Hermiona zaszlochała.
Severus odwrócił się w jego stronę.
- Dlaczego cię to interesuje? Czyżbyście próbowali go zabić? Myśleliście, że ocalicie w ten sposób Czarnego Pana, łamiąc Potterowi serce tylko dlatego, że możecie? Nawet nie zapytam, co podłego mu powiedzieliście. Nie muszę również znać waszych powodów ku temu. Wy, należąc do tak nielicznych osób, którym ufa i …
- Severusie - przerwał mu Dumbledore. - Tylko spokojnie, jestem przekonany, że tych dwoje nie chciało świadomie wyrządzić mu krzywdy. Pan Weasley i panna Granger kochają Harry'ego jak brata. Nigdy nie skrzywdziliby go ot, tak sobie.
- Więc wiesz, co się stało? Powiedzieli ci? - zapytał Severus, ponownie patrząc na Dumbledore'a. - Mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że w swym okrucieństwie niczego mu nie oszczędzili.
- Hermiona nic nie zrobiła. Nie wciągaj jej w to. Ona chciała pomóc… - zaprotestował Ron.
- Ach, tak. A więc to ty, Weasley, jesteś za wszystko odpowiedzialny. Dlaczego zatem nie opowiesz Dyrektorowi i mnie, co dokładnie zdarzyło się dziś wieczór? Z wielką przyjemnością udowodnię, jakim jesteś idiotą!
- Właściwie to wolałbym pozostać niewtajemniczonym w szczegóły tej sprawy. Oczywiście, jeżeli ty, Severusie, chcesz się z nimi zapoznać, jestem pewien, że chętnie ci o wszystkim opowiedzą - oświadczył Dumbledore.
Severus spojrzał wprost na siedzącego przed nim Dyrektora. Mógł niemal czytać w oczach starszego czarodzieja, jak ze zwojów pergaminu.

Zgodziłem się, abyś się tym zajął, ponieważ ufam, że potrafisz, Severusie. Pamiętaj, że to ty jesteś osobą, która podjęła się tej misji.

Doprawdy… Severus uznał, że ma już serdecznie dość tych głupot. Wstał, by odejść. Jego oczy ciskały błyskawice, lecz wyraz twarzy pozostawał spokojny, jeśli nie oziębły.
- Jeżeli tak ma to wyglądać, wybaczcie, ale mam inne, ważniejsze rzeczy do zrobienia.
Granger i Weasley również podnieśli się z miejsc, zaś Ron ponownie zadał pytanie:
- Czy wszystko z nim w porządku, profesorze? On chyba nie… umarł… czy…
Severus w ostatniej chwili powstrzymał się, by nie prychnąć z niesmakiem. Ten chłopak zasłużył, by wierzyć w samobójczą próbę Harry'ego. Jeżeli najlepsi przyjaciele Pottera byli właśnie tacy, to wolał nie zastanawiać się nad resztą Gryfonów.
- Będziesz musiał poczekać, aż sam zobaczysz - odparł, krzywiąc się złośliwie. Zbliżył się do kominka, wziął garść proszku Fiu i już miał opuścić gabinet, gdy Dumbledore chrząknął i oznajmił:
- Trzysta punktów dla Gryffindoru. Wybacz mi, Severusie, ale nie mogę pozwolić, by odejmowano punkty domom w ramach prywatnych porachunków.
- Dobranoc, dyrektorze - zabrzmiało w odpowiedzi. Mistrz Eliksirów cisnął proszek w palenisko i wkroczył w płomienie.
Zignorował fakt, że oczy Dumbledore'a błyszczały z cichej radości, zaś on sam znowu uśmiechał się szeroko obserwując, jak Severus znika w kominku.

Harry tkwił dokładnie w tej samej pozycji i w tym samym miejscu, gdzie Severus go zostawił. Temu ostatniemu nie pozostawało nic innego, jak westchnąć i pogodzić się z faktem, że Harry na skutek ciężkich przeżyć pogrążył się w katatonii. Zdumiał się więc niezmiernie, kiedy w czasie, gdy przepisywał plan zajęć dla trzeciego roku, chłopak poruszył się, a potem usiadł na kanapie.
- Myśli, że czuję coś do Hermiony - powiedział cicho Harry. Dłoń Severusa zatrzymała się nad zapisywanym pergaminem, zaś on sam podniósł wzrok, napotykając spojrzenie zielonych oczu.
- Nic do niej nie czuję - kontynuował Harry ściszonym głosem. - To znaczy jest moją przyjaciółką, ale nie czuję do niej nic… nic więcej.
- Więc to wszystko… To wszystko z powodu ataku zazdrości Weasleya? - zapytał Severus, unosząc brew. Harry przytaknął.
- To nie był jedyny powód - dodał Harry po chwili milczenia. - Chodziło także o myślodsiewnię i o mnie, o bycie Harrym Potterem. To zawsze było mu nie w smak. Przypuszczam, że zawsze chciał to powiedzieć, a teraz… wyrzucił z siebie to wszystko.
- Harry… - zaczął znowu Severus, lecz przerwał mu cichy głos młodego czarodzieja.
- Nie. Ja… Ron zasługuje, by powiedzieć swoje zdanie. Jestem jego przyjacielem. Ja… - urwał. - Są sprawy, o których mu nie mówię, więc uważam, że ma prawo się gniewać.
- Jakie sprawy? - zapytał Severus. - Wątpię, że mogłeś zrobić cokolwiek, by powstrzymać Weasleya, kiedy postanowił otwarcie powiedzieć, co myśli.
W odpowiedzi Harry posłał mu przenikliwe spojrzenie, a potem podniósł się powoli, by zdjąć koszulę.
I znów Severus nie mógł odpędzić myśli o tym, jak szczupły był chłopak, nawet jeśli na jego brzuchu i ramionach rysowały się mięśnie, wyrobione wieloletnią grą w Quidditch. Nie był w stanie oderwać oczu od kolekcji blizn, które przecinały lekko opaloną skórę na piersi Harry'ego. W sumie pięć. Severus nie musiał nawet liczyć. To niewiele, ale każda z nich znaczyła tak dużo.
Harry wskazał na jedną z blizn, która wydawała się pozostałością po najgłębszej ranie. Miała około trzech cali długości i biegła ukośnie pośrodku jego klatki piersiowej. Severus zmusił się, by nie dotknąć ręką własnej piersi, kiedy tak wpatrywał się w bliznę.
- To było pod koniec czwartego roku, a potem w środku piątego, kiedy otworzyłem ją ponownie - rzekł Harry. Wyglądał, jakby walczył z jakimś bolesnym wspomnieniem. - Później po prostu pogodziłem się z tym, co wiedziałem. Nieważne, jak bardzo krwawiłem, nie mogłem pozbyć się tej wiedzy. Więc teraz się z tym pogodziłem.
- Pogodziłeś się z czym?
Ponownie przenikliwe spojrzenie Harry'ego przykuło jego wzrok, podczas gdy chłopak odrzekł powoli:
- Że pociągają mnie inni mężczyźni. Jestem gejem. Nie darzę Hermiony takimi uczuciami. Nigdy nie będę.
Severus z chęcią by przyznał, że spodziewał się podobnego wyznania - lecz mówiąc szczerze, był tak zszokowany, że nie pomyślał nawet, by to ukryć.
- Czy twój ojciec chrzestny wiedział?
Harry ze smutkiem potrząsnął głową.
- Nigdy nie miałem okazji, by mu o tym powiedzieć.

„Dobry Merlinie, ileż to człowiek musi się wycierpieć, zanim zlitujesz się nad jego duszą? "

Była to myśl pełna goryczy, jednak Severus wiedział, że gorycz nie jest Harry'emu potrzebna. W końcu chwilę wcześniej sam przyznał, że zdążył się już pogodzić ze swoją orientacją seksualną.
- Miałeś czternaście lat? Już wtedy o tym wiedziałeś? I nie powiedziałeś o tym żadnemu ze swoich przyjaciół?
Chłopak wzruszył ramionami.
- No cóż, właściwie tak do końca o tym nie wiedziałem. To po prostu było coś, od czego nie mogłem się uwolnić. Stąd te rany. To znaczy wtedy podobały mi się dziewczyny, ale czułem, że coś jest nie tak. Potem była piata klasa i kiedy nie wyszło mi z Cho, gdzieś w głębi ducha wiedziałem, dlaczego tak się stało.
Skrzywił się.
- Nie miałem dziwnych snów, ani nic takiego. Jeżeli nawet miewam jakieś sny, i tak są zdominowane przez Voldemorta. To po prostu coś, o czym wiedziałem. Tak jak wiem, że czuję złość, wiedziałem, że jestem… no cóż, gejem. Nie przeszkadza mi to zbytnio. Nie chciałbym, żeby wszyscy wiedzieli, ale myślę, że powinienem powiedzieć przynajmniej niektórym osobom. Jak Ronowi, Hermionie… i Syriuszowi.
- Rozumiem.
- Tak, owszem, oficjalnie jesteś pierwszym człowiekiem, który o tym wie - odparł Harry. Wciągnął z powrotem koszulę i zasiadł na kanapie.
- Prawdziwy szczęściarz ze mnie. - Głos Severusa przepełniony był udawanym sarkazmem.
Harry przewrócił oczami, a potem rozciągnął się na siedzeniu, opierając głowę na zagłówku i kładąc obute stopy na poduszce.
- Dziękuję - wyszeptał po chwili milczenia tak długiej, że Severus przysiągłby, że chłopak zasnął.
- Za co?
- Za to, że postanowiłeś być spoiwem, które trzyma mnie w całości - westchnął Harry w czarną, aksamitną poduszkę.
- Nie jestem twoim spoiwem, Potter. To zadanie dla twoich przyjaciół - odciął się Severus. - Ja jedynie próbowałem utrzymać cię przy życiu i w zdrowiu psychicznym o dzień dłużej.
Harry postanowił nie komentować tej wypowiedzi. Zamiast tego po kolejnej, długiej chwili zapytał:
- Czy mogę zostać tu na noc? Nie chcę wracać na górę. Jestem okropnie zmęczony, a tu jest miło i wygodnie. Po prostu chce mi się spać.
- Nie, nie możesz zostać tutaj na noc. - Chociaż Severus skoncentrował się na swojej pracy, jego odpowiedź była natychmiastowa. - Jak również w żadnym razie nie możesz tutaj zasnąć. Nie zapominaj, kim w tej szkole jesteśmy. Jesteś uczniem, Potter, i z całą pewnością nie wolno ci robić takich rzeczy.
- Nie mów do mnie „Potter”! - zamruczał Harry na wpół przytomnie - Będziesz miał ku temu okazję, kiedy znów zrobię coś bezsensownego.
Severus stwierdził, że nie warto odpowiadać, jednak dziesięć minut później, kiedy znów spojrzał na szczupłą postać, spoczywającą na kanapie, musiał się powstrzymać, by nie sapnąć ze złości.
Harry zrobił dokładnie to, czego mu przed chwilą zabronił.
Zasnął.

Wychodząc z ukrycia


Harry unikał swoich przyjaciół. Czynił tak przez cały tydzień.
Poprzedniej nocy wyjaśnił Severusowi z prostotą, że nie miał nic przeciwko rozmowie z nimi, pragnął jedynie zyskać na czasie. W ten sposób mógłby uporządkować swoje myśli, by wyjaśniając coś tak skomplikowanego nie wydał się egoistą - ani swoim przyjaciołom, ani samemu sobie.

Severus skrzywił się i zapytał natychmiast, gdzie podziała się sławna gryfońska odwaga, której Harry był symbolem, na co ten roześmiał się i opowiedział, jak to Tiara Przydziału chciała umieścić go w Slytherynie. Mistrz Eliksirów podziękował swojej szczęśliwej gwieździe, że oszczędziła mu pięciu lat tortur w wykonaniu Chłopca, Który Przeżył. W odpowiedzi Harry znów się zaśmiał i zasugerował, że jutro odezwie się do Rona i Hermiony.

I tak nadeszła pora lunchu, a Severus nadal czekał, aż Harry pojedna się z przyjaciółmi.

Jeśli chodzi o pojednanie, to Harry wkroczył do Wielkiej Sali i spojrzał w stronę stołu Gryfonów z determinacją w oczach. Zarówno Ron i Hermiona obrócili się na swoich miejscach i spojrzeli na Harry'ego. Ten zaś uśmiechnął się lekko, a kiedy przyjaciele odpowiedzieli uśmiechem, podszedł i usiadł na ławie pomiędzy nimi.
W połowie lunchu Harry powiedział coś do Rona, który w chwilę później podał mu solniczkę. Solniczka powędrowała następnie do Hermiony, która dodała trochę do swojego posiłku. Cała trójka znowu zajęła się jedzeniem, prowadząc jednocześnie luźną pogawędkę, która zakończyła się niespodziewanym wybuchem radości. Podczas gdy Ron i Hermiona zanosili się od śmiechu, Harry obrzucił przelotnym spojrzeniem stół nauczycielski. Uśmiechnął się nieznacznie, napotykając wzrok Severusa, który po raz pierwszy od długiego czasu musiał zwalczyć silne pragnienie, by nie odpowiedzieć tym samym.
Ponieważ Harry najwyraźniej nie oczekiwał więcej, ponownie zwrócił się ku przyjaciołom i z uśmiechem włączył się w rozmowę.

-Jak on się miewa, Severusie? - zapytał łagodnym głosem siedzący obok Mistrza Eliksirów Dumbledore. Severus spojrzał w jego stronę.
- Powiedz szczerze, Albusie, czy naprawdę cię to obchodzi? - odpowiedział z wymuszoną uprzejmością.

Dumbledre westchnął.

- Wiesz, że Harry zawsze będzie obiektem mojej najwyższej troski.

Kiedy Severus nie odpowiedział, Albus westchnął i kontynuował.

- Wydaje się, że jego stan się poprawił. Rozumiem, że wypadek z ostatniego tygodnia był naprawdę poważny i przepraszam, jeśli odniosłeś wrażenie, że w jakikolwiek sposób jestem przeciwny twojej trosce o jego dobro. Czas, który poświęcił zwierzając się tobie najwyraźniej pomógł wam obydwu.

Severus ponownie zwrócił się ku starszemu mężczyźnie i spojrzał na niego złowieszczo.

- Co chcesz osiągnąć, Albusie? Chyba nie chcesz powiedzieć, że ostatni rok niczego cię nie nauczył? Wtedy również próbowałeś odseparować mnie od Harry'ego i wiesz, jak się to skończyło. Nawet przez moment nie myśl, że możesz mi go podrzucić tylko dlatego, że czujesz się winny - powiedział twardo. - Jesteś dla niego jak dziadek, a ostatnią rzeczą, jakiej Harry potrzebuje, to siedzenie w samotności i zastanawianie się, jaką też zbrodnię popełnił tym razem, że traktujesz go obojętnie.

- Ostatnią rzeczą, jakiej pragnę jest wciągnięcie tego dziecka w środek nadciągającej wojny, zwłaszcza jeżeli mogę temu zapobiec - brzmiała odpowiedź Dumbledore'a. Severus odwrócił się z obrzydzeniem.

- On nie jest dzieckiem, Albusie. Nie zapominaj, że rozmawiamy teraz o Harrym Potterze. Był w środku tej wojny od moment, kiedy Czarny Pan naznaczył go tą blizną, którą nosi na czole. Z tego powodu bardziej niż ktokolwiek inny zasługuje, by opowiedzieć mu o tym więcej. Zasługuje, by traktować go lepiej niż dziecko, za które go uważasz - odrzekł, starając się nie podnosić głosu. Lepiej, by reszta nauczycieli nie wiedziała o zmianie, jaka zaszła w jego relacjach z Harrym.

- Severusie - zaczął Dumbledore. Cierpliwość w jego głosie doprowadzała do szału. - Rozumiem, że twoje uczucia do niego zmieniają się i pochwalam to. Pomógłbym mu jak tylko mogę i tak, jak mogę. Harry dostatecznie już wycierpiał. Wybacz - wierzę, że ten nowy związek pomiędzy wami może mu w końcu pomóc. Jeżeli zechce ze mną porozmawiać, zawsze znajdę dla niego czas, ale pod tym względem masz rację. Podobnie jak ty, jest dla mnie jeszcze jednym dzieckiem, które potrzebuje mojej opieki. Jak właśnie zauważyłeś, potrzebuje powiernika, nie zaś kolejnej osoby, która chce go zagłaskać na śmierć.

- I wierzysz, że to ja jestem tą osobą? Czyżbyś zapomniał o jego przyjaciołach? - ostatnie słowo zabrzmiało w ustach Severusa jak wulgaryzm.

Dumbledore uśmiechnął się.

- Ach, ale wy dwaj macie ze sobą tyle wspólnego.

Mistrz Eliksirów uznał, że najlepiej będzie, jeśli wyjdzie z Wielkiej Sali, zanim stanie się coś drastycznego - jak utrata panowania nad sobą w obecności stada bachorów, zwanych uczniami. Obrzucił piorunującym spojrzeniem nadal uśmiechającego się Dyrektora i uczniów i szybko opuścił pomieszczenie.

Jego pierwsza lekcja w tym dniu wypadała z pierwszoklasistami i naprawdę musiał kontrolować się tak, jak tylko możliwe, jeśli miał przetrwać dzień w tej nieznośnej placówce edukacyjnej bez rzuconej na kogoś klątwy.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zielonookie piękno, Harry Potter
Angelspirit Zielonookie piękno
ROŚLINY ZAWSZE ZIELONE
Mehran Mansha Sobotnia Szkoła Piękności
ZielonySkarbiec
zielona ksiega K2HHJSHOJH2WI6CEC7LSEDKHWNOUJJUDXNP2PYA
Centrum Zielonych technologii raport
Gwarda Zielone środki transportu miejskiego
Potęga i piękno
ZAPROSZENIE, Documents, IP Zielona gora, mat inf
Zielona gąsienica, przepisy dla DZIECI
Zupa z zielonej herbaty
W zielonym gaju gdzie sarenki żyją, Teksty piosenek, TEKSTY
Cytryna – sposób na naturalne piękno, Bliżej natury, Zawsze piękna i młoda
testy z Ani z Zielonego.. Chłopcy z placu broni, Lektury SP scenariusze lekcji

więcej podobnych podstron