konwicki sennik


Tadeusz Konwicki Sennik współczesny

Bohaterowie:

Akcja rozgrywa się w miasteczku nad Sołą. Inne miejsca wymienione w tekście to Bór Sołecki, Podjelniaki, miasto, do którego pojechała Regina oraz nienazwane miejsca ze wspomnień Pawła

Czas akcji bliżej nieokreślony - na pewno po wojnie - możliwe, że II połowa lat pięćdziesiątych XX w., o czym świadczą odwołania do władzy ludowej, akcja rozpoczyna się jesienią, obejmuje kilka miesięcy, natomiast fabuła sięga do czasów II wojny [wspomnienia Pawła], a nawet do rewolucji 1905 [młodość Korsaka].

Wspomnienia Pawła dotyczą trzech etapów życia - dzieciństwa, wojny i czasów powojennych.

Treść:

Wieczór u Korsaków - w łóżku leży półżywy Paweł. Kossakowie i partyzant odratowali go po próbie samobójczej, połknął tabletki nasenne. Na wieść o wypadku do Korsaków zaczynają się schodzić mieszkańcy miasteczka: Romuś, torowy Dębicki, hrabia Pac, sierżant Główko. Po ustaleniu faktów i stwierdzeniu, że mężczyzna przeżyje, u Korsaków zaczyna się wieczorna nasiadówa przy wódeczce i zakąskach. Korsak jak zwykle, gdy popije zaczyna śpiewać rosyjska piosnkę. Siostra ucisza go, przyciskając do framugi okna, a potem nieprzytomnego kładzie na łóżku Pawła. Ten nie może znieść towarzystwa pijanego Ildefonsa, próbuje się wydostać na powietrze. Udaje się mu wyjść na zewnątrz, ale potknął się o suchą trawę i upadł na ziemię.

W drzwiach domu stanęła Regina. Rozmawia z Korsakówną o pogodzie [piękna jesień, jabłonie już drugi raz kwitną, pani Malwina wróży z tego jakieś nieszczęście] i wypadkach wczorajszego wieczoru [Regina była na zabawie w Podjelniakach, o niczym nie wie]. Paweł leży na posłaniu pod drzewami, Korsakówna udziela mu rad o życiu namawia go by spotkał się z Józefem Carem [podobno nawet sam Huniady się z nim spotkał]

Następuje opis okolicy: dom Korsaków stał na pagórku, wśród pól biegnących wysoko w górę stał klasztor, w którym mieszkało czterech zakonników. Po przeciwnej stronie za torem kolejowym i rzeką Sołą zaczynał się Bór Sołecki. Paweł nie mógł dłużej leżeć i gapić się na otoczenie, tym bardziej że Ildefons ostro rąbał drzewo i dźwięk piły był nie do zniesienia. Wstał, wziął kij i ruszył przed siebie. Dotarł pod sklep Reginy, gdzie doszły go odgłosy sprzeczki Reginy i partyzanta. Nagle rozległ się łomot, zduszony krzyk i na ulice wybiegł partyzant cały w mące. Partyzant spostrzega Pawła i żali się na swój los - kiedyś zapraszano go na wódkę, panny za nim ganiały, był bohaterem, a dziś jest kaleką i pijakiem. Paweł pyta czy partyzant słyszał coś o Huniadym, następnie kieruje się w stronę torów kolejowych. Nad rzeką spotyka Romusia, który przynosi nowinę: będą wycinać Bór Sołecki, zbudują na Sole tamę i zaleją to miasteczko.

Paweł znajduje w rzece krzyż powstańczy z 1863 r. w ogóle cała okolica pełna jest mogił i pamiątek nie tylko po ostatniej wojnie, ale i z czasów powstania 1863 r. W trakcie czyszczenia znaleziska Paweł dostrzega, że nie jest sam - na szczycie drogi stał mężczyzna - Józef Car. Paweł czuł, że zna go wiele lat, ze jego twarz śniła mu się po nocach, kiedy ścigały go mary senne. Po krótkiej rozmowie Józef odchodzi, zaprasza Pawła, by kiedyś ich odwiedził. Ich, ponieważ na spotkanie Józefowi wyszła szczupła kobieta, objęci weszli do domu, przy którym rosła jarzębina. Kobietą była Justyna.

Wieczorem pani Malwina pyta Pawła, czy nie chce iść się pomodlić. Ona i Ildefons wychodzą właśnie na wieczorna modlitwę na brzegiem Soły, którą prowadzi Józef Car. Paweł odmówił, jednak chwilę później poszedł nad rzekę i z przeciwnego brzegu obserwował modlących się. Byli tam m.in.: Korsakowie, Regina, Romuś, hrabia Pac, torowy. Ogólnych zapałów mieszkańców miasteczka nie podziela sierżant Główko, jednak jego żona klęczy w pierwszym rzędzie tuż obok Cara.

Hrabia Pac, partyzant, Romuś i Paweł na polecenie torowego układają szyny- budują bocznicę kolejową. Partyzant i Pac rozmawiają o kobietach, głównie o Reginie. Nadchodzi torowy, narzeka, że nie widać postępów w pracy. Korsak, który przyszedł w międzyczasie pyta torowego o posadę dróżnika. Nagle rozlega się skrzypienie kół: droga przy torach jedzie wóz, a za nim wlecze się Romuś, wiozą trupa - znaleziono go w lesie przy mierzeniu terenu. Mężczyzna wpadł do starego bunkra i zabił się, pojawia się pytanie, czy to czasem nie Huniady. Mężczyźni rozmawiają o czekającej ich wyprowadzce, wyprowadzce zalaniu miasteczka, o elektrowni, która ma na tym miejscu powstać. Partyzant wypytuje Pawła, po co tu przyjechał i dlaczego chciał się zabić. Rozmowę przerywa pojawienie się Reginy - idzie nad rzekę. Hrabia Pac i partyzant podążyli w ślad za kobietą. Paweł, by uwolnić się od natarczywych pytań torowego udaje się na przechadzkę. Zaczepia go Justyna, niesie wielki kosz jabłek. Paweł znowu ma wrażenie, że zna ją od dawna, a przecież widzi ją po raz pierwszy w życiu. Odprowadza ja do domu, Justyna stwierdza, że będą dobrymi przyjaciółmi. W drodze powrotnej Paweł ponownie spotyka Romusia.

W nocy budzi Pawła stukanie w szybę. Okazuje się, że to partyzant - nieco popił i dobija się do Reginy. Ta nie chce go wpuścić, zdesperowany wybija okno, ale w tym momencie spostrzega Pawła stojącego na werandzie i po zamienieniu z nim kilku słów ucieka. Na werandę wychodzi Regina, zwierza się Pawłowi ze swoich problemów z partyzantem, a jednocześnie wypytuje go o jego życie prywatne.

Rankiem Paweł ogolił się, co wzbudziło zainteresowanie pani Malwiny - stwierdziła ona, że skoro człowiek patrzy już w lustro to znaczy, że jest zdrowy. Mężczyzna oznajmia, ze idzie na spacer do Boru Sołeckiego. Malwina przestrzega go, ze to „zły las” i nie należy tam chodzić, radzi mu, by zajął się czymś pożytecznym, np. pisaniem, tak jak Ildefons. Tu wywiązuje się rozmowa z Ildeczkiem, który opowiada o swojej pisaninie, której on sam nawet nie czyta i nie chce żeby ktokolwiek teraz ją czytał. Pisze o życiu w miasteczku, ale nie jest to dokument, ma nadzieję, że w przyszłości ktoś odnajdzie i przeczyta jego książkę.

Przy torach Paweł spotyka szafira, który sugeruje mu, że powinien go odwiedzić, gdyż przeglądał jego kartę personalną i ma do niego kilka pytań. Paweł mówi, że nie czuje się zbyt dobrze i odchodzi w stronę opuszczonego domu. Tu na łące spotyka Justynę. Rozmawiają, spacerują, Paweł z jednej strony pragnie jej towarzystwa, z drugiej - chce zostać sam, chce, żeby ona przestała już pleść bez sensu jak uczennica i zostawiła go samego. Justyna zauważyła, że facet jej nie słucha, popatrzyła na niego i bez słowa ruszyła w stronę lasu. Gonił ją, nagle zatrzymała się i poprosiła, by Paweł oddał jej koc, który niósł. Oznajmiła mu, że nie pójdzie dalej z nim i zbiegła w stronę rzeki. Długo patrzył za nią, pragnąc, żeby się odwróciła, jednak nie doczekał się, więc ruszył w stronę boru. W lesie ma wrażenie, że jest śledzony. Odnajduje wejście do starego tunelu [bór pełen był bunkrów z czasów wojny], ślady ogniska i łuski po nabojach. Pod wpływem znaleziska zaczyna krzyczeć - wzywa Korwina [Paweł cofa się myślami w przeszłość].

Sypie śnieg, jakieś miasto - jeżdżą tramwaje, na przystanku tramwajowym gromadzi się tłum gapiów - człowiek wpadł pod tramwaj. Toczą się spekulacje na temat wypadku: czy to samobójstwo, zabójstwo czy też może nieszczęśliwy wypadek? Jednym z gapiów jest Paweł, ale stoi jakby z boku, nie zastanawia się nad przyczyną nieszczęścia, jego myśli skierowane są na zegarek i to, co ma się wydarzyć za 20 minut. Zaraz wejdzie do budynku partii i na zebraniu ma „wyspowiadać się ze swojej wojennej i nie tylko przeszłości, gdyż chce zapisać się do partii. Sekretarz prosi go, by opowiedział swój życiorys. Paweł przypomina sobie noce spędzone nad spisywaniem życiorysu i nad książkami. Nie przyszło mu to łatwo - książki, m.in. „Popioły” dostawał za pracę - rąbanie drzewa, kopanie ogrodu, noszenie wody dla dwóch staruszek, których jedynym bogactwem były właśnie książki. W taką noc po stokroć razy przypominał sobie godzinę, w której odebrano mu broń i przepędzono z oddziału, przezywał na nowo haniebny powrót do domu, gdy zdarto mu emblematy z munduru, gdy skradał się nocami do domu, obawiając się Niemców i swoich.

Matka nocą łkała w poduszkę, choć nie miała pojęcia o hańbie syna. Nagle ciszę nocy przerwał ryk motoru. Paweł zgasił światło i wyszedł na zewnątrz. Na skrzyżowaniu dostrzegł niemiecką ciężarówkę. Nie wiadomo, dlaczego spojrzał w stronę domu, w którym mieszkał „obcy przybłęda, tułacz bez wiary i obywatelstwa”. Zakradł się pod dom od strony ogrodu, zapukał w szybę i próbował ostrzec mieszkańców, by uciekali, gdyż przyjechali szaulisi. Mężczyzna zaczął się pośpiesznie ubierać, jednak było już za późno - szaulisi weszli już do domu. Mężczyznę zabrano, w domu została jego żona i dziecko. Paweł długo przyglądał się ukryty za studnią. Dopiero widok kobiety rozbierającej się do kąpieli, spłoszył go. Wrócił do domu. Usnął w kuchni jednak nie na długo, ponownie zbudził go ryk motoru. Szaulisi dobijali się do drzwi - Paweł uciekł do ogrodu, szukał schronienia u sąsiadów, jednak wszędzie zastał drzwi zamknięte. Nawet na plebani odmówiono mu schronienia, napominając, by nie narażał innych. Upokorzony rankiem wracał środkiem drogi do domu, nie krył się po opłotkach, jednak wiedział, że jest obserwowany przez sąsiadów. W domu nie zastał matki, ułożył się na jej pościeli. Obudziła go czyjaś obecność - dom pełen był sąsiadów. Patrzyli złowrogo, kazali Pawłowi ratować matkę, która przez niego została wywieziona do miasta. Paweł jak w letargu wstał i wyszedł z domu tak jak stał. Trafił w końcu przed okratowany gmach, przed którym stali wartownicy. Już miał wejść, kiedy ktoś chwycił go pod ręce. Kobieta i mężczyzna zaprowadzili go do jakiegoś mieszkania. Tłumaczyli mu po drodze, ze jego matka została wywieziona do rzeszy, że już jej nie odnajdzie, że teraz każde życie jest drogie i on nie powinien bez sensu się narażać. Paweł przyznał się, że wyrzucili go z oddziału Orkana. Zapadło krepujące milczenie. Paweł wrócił do domu, a raczej w jego okolice, gdyż w domu w każdej chwili mogli zjawić się szaulisi. Przez dłuższy czas ukrywał się w opuszczonym domu, pewnej nocy, kiedy spadł śnieg w kryjówce pojawił się jakiś mężczyzna. Po krótkiej rozmowie zniknął. Nagle Paweł zrozumiał, że powinien zapytać go o wiele rzeczy, że jest mu potrzebny, zaczął go szukać. Biegł przed siebie na oślep, aż trafił pod to okno, przez które próbował ostrzec sąsiada przed szaulisami. Przez oszroniona szybę dostrzegł kobietę czytającą list. Paweł czekał, aż do pokoju wejdzie mężczyzna, lecz nikt nie nadchodził. Nagle kobieta podniosła się z krzesła i wolnym ruchem ściągnęła bluzkę. Paweł znowu zobaczył nagość kobiecą, jednak teraz nie uciekł.

Po zakończonym przemówieniu Pawła, sekretarz prosi o zadawanie pytań. Wstaje jakiś mężczyzna, pyta, czy Paweł wie, co się dzieje z dowódcą „bandy podziemnej”, do której należał [chodzi oczywiście o oddział partyzancki]. Wywiązuje się długa rozmowa, Paweł nie pamięta lub nie chce powiedzieć niczego, co wiąże się z przeszłością partyzancką. Pada pytanie, czy kogoś zabił, czy zabił kogoś z „naszych ludzi”, „partyjnych”. Paweł mówi, że zdarzył się taki wypadek, otrzymał rozkaz wykonania wyroku. Nie wiedział nic o tym człowieku, znał tylko jego adres, było ciemno, widział, ze miał oliwkową cerę i ciemne włosy, był wysoki. Na te słowa wstała protokolantka i oznajmiła, że tak zginął jej mąż, że Paweł zabił jej męża. Paweł tłumaczy, ze nikogo nie zabił. Otrzymał rozkaz, musiał go wykonać i wykonał, ale strzelił tak, by nie zabić. Partyjni dopytują się, dlaczego nie zabił. Paweł tłumaczy, że nie chce pamiętać o tamtych czasach, nie chce o nich mówić. Odpiera zarzuty, że należał do bandyckiej bandy, ze był zwykłym bandytą, wspomina, ze ludzie z bezpieczeństwa zabili cały patrol idący na zadanie do wsi, żołnierze zamarzli pośrodku wsi, trzeba było ich odrąbywać od ziemi. Z Sali padają okrzyki, ze to nie prawda, że „ich ludzie” tak nie postępowali. Spory kończy sekretarz, który stwierdza, ze o tak tragicznych sprawach nie należy mówić. Kobieta, której rzekomo Paweł zabił męża pyta go, dlaczego chce wstąpić do partii. Po dłuższej chwili milczenia Paweł szepce, że nie chce nikogo zdradzić.

Paweł nadal znajduje się w lesie, raz jeszcze wzywa Korwina, odpowiada mu tylko cisza. Nagle usłyszał trzask chrustu. Najpierw poznał Reginę, potem zauważył partyzanta. Obserwował ich skryty w krzakach, chciał odejść, ale nie mógł. Wiedział, ze nie należy ich teraz płoszyć. Partyzant rozłożył na ziemi marynarkę i usiedli. Nieśmiało zaczęli się całować, potem wyzwolili się ze wstydu. Jeszcze długo leżeli nie śmiejąc spojrzeć na siebie. Regina wstała i wolno poszła ścieżką przed siebie. Partyzant wołał za nią, ale nie obejrzała się, więc wstał i odszedł przeciwnym kierunku. Paweł jakby zbudził się z odrętwienia, ruszył w stronę miasteczka. Najpierw usłyszał śpiew, potem zobaczył ludzi zgromadzonych na modlitwie. Byli wszyscy, nawet torowy był dziś bliżej niż zwykle. Ale Justyny nie dostrzegał. Powlókł się do domu. Niedługo po nim zjawiła się Regina. Nie wiedząc, czemu Paweł zaczął rozmowę. Regina powiedziała jedynie, ze żałuje, ze pojechała do miasta i zmarnowała tyle czasu. Uciekła do swojego pokoju, potem Paweł słyszał szloch kobiety.

Rano mężczyźni znów stanęli do pracy przy układaniu torów. Hrabia znów pyta Pawła, dlaczego przyjechał do miasteczka, po czym ponownie unosi się, iż nie jest żadnym hrabią. Partyzant spóźnił się do pracy, hrabia dogryza mu, że albo zapił wczoraj, albo zabalował z kobitkami. Partyzant jest wściekły, ale nie daje się sprowokować. Hrabia mówi, że widział go, jak wczoraj wybierał się na spacer z Reginą. Partyzant zaprzecza wszystkiemu a Reginę wyzywa od najgorszych. Wymianę zdań przerywa pojawienie się pani Malwiny, z krową Paweł pytał ją czy wie cos o Huniadym. Ale Malwina nie chce mówić o „bandycie”. Nagle spostrzegają Romusia, który biegnie, a raczej stara się [Romuś cierpi na paraliż]. Postanawiają wyjść mu naprzeciw. Romuś przynosi wieść o przyjeździe robotników, którzy będą stawiać tamę. Towarzystwo udaje się nad rzekę, gdzie już stanęły baraki. Partyzant rzuca groźby w kierunku robotników. Paweł spojrzał w kierunku domu Józefa Cara - stał przed swoim domem w grupie ludzi nieruchomych.

Wieczorem Paweł leży w swoim pokoju, przegląda zawartość komody. Znalazł jakieś dokumenty, rozmyśla o człowieku, do którego one należały, stwierdza, że on także musiał schować daleko stąd wszystko, co dotyczyło jego dzieciństwa i młodości, pani Malwina namawia Pawła, by poszedł z nim na modlitwę. Mężczyzna stwierdza, że kiedy zacznie się modlić, oznaczać to będzie, ze się poddał. Paweł zostaje sam. Jeszcze raz przegląda znalezione dokumenty. Nagle słyszy jakiś ruch. Na werandzie stała Justyna. Paweł zaprasza ją do środka. Kobieta opowiada o swoim dniu - była w Podjelniakach w domu dziecka, bawi się tam z sierotami. Opowiada o swoim dzieciństwie, dzieciństwie tym jak znaleziono ja w czasie jakiejś bitwy. Paweł wysuwa tezę, że Justyna jest dzieckiem czarownicy. Wypytuje także o męża Justyny. Kobieta mówi, ze on wiele przeszedł, był nauczycielem, kiedyś ludzie go bardzo nie lubili. Na pożegnanie daje mu chryzantemę i ucieka. Paweł wychodzi za nią na ulicę, ale nikogo nie znajduje. Już ma wracać, kiedy za jego plecami odzywa się Romuś. Grozi Pawłowi, że jeżeli nie zostawi Justyny w spokoju, to go zabije. Paweł wrócił do pokoju. W nocy znów obudził go partyzant dobijający się do okien Reginy.

Rankiem nad rzeką ma miejsce kolejna utarczka miedzy mieszkańcami a robotnikami. Paweł idzie do lasu. Po drodze spotyka Józefa Cara. Po wymianie grzeczność Józef pyta, czemu Paweł ich nie odwiedzał, jego żona bardzo Pawła lubi. Pyta, czy Paweł już się w niej zakochał. Paweł nie wie, co ma odpowiedzieć. W końcu stwierdza, że chciałby kiedyś z Carem porozmawiać. Car. Radzi mu, by wyjechał z miasteczka jak najszybciej, zanim się przyzwyczai, zanim znajdzie swoje miejsce na ziemi. Paweł odchodzi.

U Korsaków znów zakąszanie przy naleweczce z ziółek, Malwina prosi Pawła, by dołączył do towarzystwa. Ildefons miał już mocno w czubie, bo zaczął śpiewać rosyjską piosenkę. Nagle wpadają dzieci sierżanta Główki i ciągną ojca do domu, ten obiecuje im, ze za chwilę pójdzie. Przy stole brak Reginy, hrabia Pac ofiaruje się, ze doprowadzi zgubę do stołu. Po kilku głębszych rozmowa schodzi na temat tamy. Pani Malwina próbuje namówić torowego, żeby wykorzystał swoja pozycje w partii i spróbował zmienić decyzję w sprawie budowy tamy. Torowy oburzył się i opuścił towarzystwo. Hrabia coraz bardziej przystawia się do Reginy, partyzant wyraźnie szuka zaczepki, w końcu rzuca się na hrabiego. Regina wpada w histerię, wymyśla im od chamów, którym trzeba dziwki i wybiega z pokoju. Paweł wychodzi na powietrze. Przed domem spotyka Szafira, rozmawiają chwilę, po czym Paweł oddala się w kierunku torów, idzie do opuszczonego domu. Tam nieoczekiwanie zastaje Justynę. Kobieta czekała na niego, z wyrzutem mówi, że zmarzła, bo Paweł nie spieszył się. Mężczyzna jest zdziwiony jej widokiem, ale cieszy się ze ją widzi. Mówi, ze przy opuszczonym dworku rośnie wiśnia, przy tym drzewie będą się spotykać. Robi się zimno, Paweł proponuje, by schowali się w środku domu. Siadają na sianie, Paweł całuje Justynę, długo musiał czekać, by dziewczyna oddała pocałunek. Paweł próbował czegoś więcej, ale Justyna odepchnęła go i rozpłakała się. Próbował jakoś powstrzymać tan atak płaczu, ale Justyna uciekła. Dogonił ją, zagrodził drogę i zapytał, czy jej mąż ma bliznę od kuli na prawym boku. Nie odpowiedziała.

Rano przed dom Korsaków zajechał drabiniasty wóz. Był to ten sam woźnica, który wiózł trupa z boru, Harap. Jechał do miasta. Drzwi od pokoju Reginy otworzyły się, stanęła w nich gotowa go drogi. Za nią Romuś dźwigający walizki, Regina pożegnała się z panią Malwiną, obiecała, ze jak wyjedzie za granicę, nie zapomni o niej i będzie przysyłać paczki. Żegna się tez z Pawłem mówiąc mu ze byłaby z nich dobra para, gdyby tylko on powiedział słowo. Wsiadła na wóz i odjechała, partyzant krzyczał za nią, jakiś czas nawet biegł za wozem, ale kobieta nawet się nie obejrzała.

Przed południem pod dom Korsaków zajechał samochód. Wysiadł z niego dziennikarz z zagranicznym gościem, który koniecznie chce zwiedzić Bór Sołecki, wie, ze ta okolica ma być zatopiona, chce więc opisać ją w zagranicznej pracy, wypytuje także o Huniadego, jednak mieszkańcy nie chcą rozmawiać z przybyszami. W końcu Romuś zostaje wyznaczony na przewodnika. Pozostali, czyli Paweł, Pac i partyzant układają się w ogrodzie Korsaków. W między czasie wychodzi do nich Ildefons, pojawia się także zakonnik, który przyszedł do sklepu, ale sklep zamknięty, Regina wyjechała. Powracając przybysze z Boru, pytają o restaurację i nocleg, jednak w miasteczku nie znajdują ich. Mieszkańcy nie są życzliwie nastawieni do obcych, nie pozwalają fotografować okolicy. Dziennikarz i jego gość odjeżdżają, partyzant zabiera się z nimi do miasta. Wrócił wieczorem - pojechał za Reginą, jednak jej nie znalazł. Znaleźli go natomiast robotnicy z budowy i odpłacili mu za obelgi.

Paweł stał przed domem Józefa Cara i zastanawiał się czy ma wejść. Gdy w końcu zdecydował się na ten krok, ujrzał na Józefa podnoszącego się z tapczanu, obok leżała Justyna. Paweł chciał się wycofać, jednak Józef zatrzymał go. Justyna zostawiła ich samych. Paweł pyta Cara, czy go poznaje. Ten udziela wymijających odpowiedzi. Paweł twierdzi, że musi go pamiętać, nie mógł tak po prostu zapomnieć, tak jak on nie może zapomnieć o Józefie. „Chciałbym o panu zapomnieć. A jednak stale pamiętam”:

Zima. Noc. Las. Idą już bardzo długo - Stary [Paweł] jest dowódca oddziału. Sokół słyszy nadjeżdżające sanie. Stary początkowo nie wierzy, mówi, że to przez duży mróz, różne rzeczy się człowiekowi wydają, jednak Sokół ma rację. Stary zauważa sznur sań, kiedy jego oddział wyszedł z lasu i przedziera się przez polanę, wydaje rozkaz wycofania się w las. Ledwo zdążyli się schować. Obserwują przejeżdżające sanie. Leżą ma nich zamarznięci polscy partyzanci. To oddział Kmicica - Niemcy złapali ich przed wczoraj i wożą po lesie na postrach. Stary wydaje rozkaz do marszu. Docierają do folwarku. Dokonują rozpoznania - w folwarku stacjonuje wojsko; wracają do bunkra w lesie. Tu wywiązuje się rozmowa z Musią ps. Jaskółka. - łączniczką. Mówi, że Korwin opowiadał jej o Pawle, o wypadku z czasów niemieckich. Paweł mówi, ze z tamtych czasów został mu jedynie pseudonim, ze wszyscy przed nim uciekali, dopiero Korwin wziął go do swojego oddziału. Partyzanci jedzą śniadanie, ktoś przypomina, że dziś wigilia. Komendant Korwin wydaje rozkaz, by Stary o zmierzchu wyszedł na patrol. To będzie trudne zadanie - trzeba wykonać wyrok na tym, kto wydał oddział Kmicica. Korwin radzi, by żołnierze wylosowali, kto być katem, ale Stary stwierdza, że on to zrobi. Musia upiera się, że chce iść ze Starym, pokaże drogę. Zdrajca mieszka w poniemieckim domu koło Turgielan. Korwin wręcza Starem wyrok śmierci spisany na kartce papieru. Wszystko musi się odbyć oficjalnie - należy zdrajcy odczytać wyrok, by wiedział, za co spotyka go taki los. W drodze do Turgielan Musia i Stary rozmawiają o tym, co będzie po wojnie, jak ułożą sobie życie. Stary pyta czy Musia kocha Korwina. Dziewczyna stwierdza, że miłość nie może narodzić się w takim brudzie, pod kulami. Następnie Stary przypomina sobie swój pierwszy dzień w partyzantce:

W szpitalu pielęgniarka zakłada Pawłowi gips na nogę, który po raz setny wyjaśnia, jak doszło do wypadku. Jest mu wstyd się przyznać, że wystraszył się krzyku Niemca i upuścił szynę, która roztrzaskała mu nogę. Skłamał więc, że Niemiec wydał nagły rozkaz porzucenia ciężaru, że Paweł o ułamek sekundy za późno puścił szynę, a ta połamała mu obydwie kości. Pielęgniarki kiwają ze zrozumieniem głowami, jednak nie ma w nich współczucia ani dla Pawła ani dla tłumu kaszlących gruźlików, którzy przyszli błagać o zaświadczenia o chorobie, by jakoś wymigać się od niewolniczej pracy dla okupanta. Współczucie budzili w siostrach jedynie żołnierze, powstańcy odnoszący rany w walkach. Pawła drażniła ta obojętność dla jego cierpienia, odrzucił pomoc pielęgniarki i sam, bez kuli wykuśtykał na ulicę. Ogarniała go coraz większa złość, choć sam nie wiedział, dlaczego. Dotarłszy do parku, usiadł na ławce i obserwował niedzielny tum spacerowiczów. Wtedy dostrzegł niemieckiego oficera kroczącego dumnie z dwiema niemieckimi pielęgniarkami u boku. Paweł czuł się upokorzony przez Niemca, który butnie rozpychał przechodniów. Zrozumiał, że należy ukarać zuchwałego okupanta. Bez namysłu zerwał się z ławki, kulejąc dogonił Niemca i zastąpił mu drogę. Na widok Pawła z gipsowa kulą u nogi oficer sięgnął do kieszeni zapewne po jałmużnę, ale Pawłowi wydawało się, że sięga do kabury, więc rzucił się na niego i z całej siły uderzył go w twarz. Przerażony swoim czynem zerwał się do ucieczki. Nikt go nie ścigał. Po krótkim przemyśleniu sprawy Paweł stwierdził, że czyn jego nie został dostrzeżony, więc wrócił do parku, odnalazł Niemca i znów zaszedł mu drogę. Żołnierz tym razem był przerażony, Paweł wymierzył mu trzy ciosy w twarz, ale nie zdołał już uciec - siostry złapały go pod ręce i „wyjąć dziko” wlokły go w kierunku patrolu żandarmerii. W kilka dni później Paweł stanął przed sądem, skazany został na 3 tygodnie aresztu. Wyszedłszy z więzienia, kilka tygodni spędził w rodzinnej wsi, dojrzewała w nim chęć dokonania czegoś naprawdę znaczącego. Wczesna zimą wstąpił do oddziału Orkana.

Punkt zbiorczy był w folwarku, do północy zeszli się już wszyscy kandydaci, m.in. piętnastoletni chłopiec, jedynak z profesorskiej rodziny. Nowi musieli wymyślić sobie pseudonimy, chłopiec usiadł gdzieś z boku i na kartce spisywał te, które mogły wejść w rachubę. Nagle jedna z sióstr bliźniaczek- córek gospodarza folwarku na jego widok powiedziała: „ot, pyzio”. Wszyscy podchwycili i odtąd chłopiec, mimo protestów i łez, nazywany był Pyziem. Dowódcą kadetów był Śmiały, miał zaprowadzić ich do oddziału, gospodarz radził, by nie iść przez Turgielany, bo tam Niemcy. Śmiały stwierdził, że pięcioosobowym patrolem poradzą sobie. Wręczył Pawłowi broń - słyszał o jego wyczynie, o spoliczkowaniu oficera niemieckiego. Szli przez las, Pyzio trzymał się blisko Pawła. Gdy wchodzili w pierwsze zabudowania zaskoczył ich niemiecki wartownik. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Chaotyczne strzały i bezładne wycofywanie się. Paweł jak w hipnozie wyjął pistolet, odbezpieczył, wymierzył w jakąś ciemną postać tuląca się do drzewa, strzelił. Postać odkleiła się od pnia i bardzo wolno osuwała się na ziemię. Rozległ się krzyk Śmiałego i wszyscy ruszyli za nim. Rano, na kwaterze, kiedy spali, przyszedł porucznik Orkan. Śmiały zdał meldunek - wszyscy dotarli. Ale okazało się, ze nie wszyscy - brakowało Pyzia. Czekali do północy, ale chłopiec nie przyszedł. Po bezsennej nocy, nękany obrazem tej pierwszej potyczki Paweł zabrał trzy granaty i skierował się w stronę Turgielan. Szedł odważnie drogą. Chłopi początkowo patrzyli na niego ze zgrozą i zdumieniem, ale później wnioskując po odważnym kroku i pistolecie zatkniętym za pas domyślali się, że jest policjantem, który przybywa na posterunek niemiecki. Paweł wszedł pomiędzy drzewa i bez trudu odnalazł, to, którego obraz męczył przez całą noc. Pod nim jarzyła się czerwona strużka krwi prowadząca w kierunku posterunku policji. Paweł ruszył tym śladem, z każdym krokiem krwi było coraz więcej. Jego oczom ukazało się wreszcie wejście do frontu niemieckiego i wartownik. Wewnątrz słychać było krzyki Niemców i świst brzozowych witek, którymi chłostali się kąpiący. Paweł przyglądał się konstrukcji słomianego dachu - dobrze wiedział, że nie ma pod nim sufitu. Związał granaty i przez dziurę po oknie strychowym wrzucił je do środka. Wartownik z przerażeniem obserwował ich lot. Wreszcie dach rozłupał się na dwie części, strzeliły rozpalone kamienie, na śnieg wypadły drzwi, zaraz potem zaczęli wyczołgiwać się ranni i okaleczeni Niemcy.

Partol Starego dociera wreszcie do Turgielan, odnajdują dom zdrajcy. Mężczyzna pod groźbą wyważenia drzwi wpuszcza Starego i Musie do środka. Reszta patrolu staje na warcie. W pokoju oprócz mężczyzny znajduje się także dziewczynka. Stary zamyka ją w osobnym pomieszczeniu, ta boi się ciemności i prosi, by zostawić jej lekko uchylone drzwi, stary jest zdenerwowany, bo okazuje się, że zdrajcą jest osoba, którą Stary zna. Jest to mężczyzna, którego Paweł ostrzegał przed szaulisami, jego sąsiad. Musia także poznaje tego człowieka, chce zostać przy egzekucji, ale stary poleca jej wyprowadzić dziecko. Zdenerwowany Paweł szuka w kieszeni kartki z wyrokiem, nie może jej znaleźć. Wie, że musi go zabić - taki dostał rozkaz, jednak waha się. W końcu odbezpiecza automat, przestawia go z ognia seryjnego na pojedynczy, mierzy w prawą stronę piersi, naciska spust. Prawie razem z hukiem strzału wyskakuje do sieni, tu zderza się z Musią, która chce go objąć, jednak Stary wyrywa się, ucieka w stronę torów. Patrol wraca do kwatery.

Po długim milczeniu Józef Car pyta Pawła, czy czytał Apokalipsę. Paweł dopatruje się w jego twarzy zapamiętanych odruchów i grymasów, jednak Car patrzy w ziemię i cień skrywa jego rysy. Nagle podniósł wzroki patrząc Pawłowi w oczy spytał, dlaczego targnął się na swoje życie? Paweł nie chce o tym mówić, stwierdza, ze nie dlat6ego przyszedł do Józefa. Ten ironicznie pyta, czy Paweł chce się przyłączyć do modlących się nad Sołą. Wciąż zmienia temat, zaskakując Pawła nowymi pytaniami: czy szuka Justyny - poszła do Podjelniaków, czy kocha Justynę - ona opowiadała mu o ich randkach, to kobieta fatalna, a raczej kobieta - dziecko. Paweł zirytowany mówi, że przecież Car wie, po co tu przyszedł. Car zapytał, czy Paweł chce, żeby Car powiedział mu, że to on jest tym człowiekiem, którego Paweł spotyka przez całe życie. Józef nagle sięga do rozcięcia koszuli i mówi: „Więc dobrze, pokaże ci ślad twojej kuli, opowiem, jak leżałem ranny na podłodze i słuchałem płaczu dziecka. Jak moje wołanie przechodnie brali za krzyk biesiadnika świątecznego stołu, jak zajechali przed mój dom oni, którzy w saniach wieźli zamarzniętych partyzantów Kmicica. Jak jechałem do powiatu wśród zlodowaciałych trupów zlizując z ich rąk puch śnieżny, bo męczył mnie gorączka pełna majaków i zwidów. Przypomnę ci wszystkie nasze spotkania, kiedy w twoich oczach widziałem zaszczucie podobne memu, kiedy przeczuwałem, ze los nas złączy i będziesz mnie szukał do końca życia, jak ja szukam swego oczyszczenia”. Usłyszawszy to, co chciał, Paweł nie odczuł ulgi, jednak podziękował Józefowi, ale car nie podał mu ręki. Za to stwierdził, że nie jest tym człowiekiem, którego Paweł szuka, mógłby go okłamać, ale wie, że Paweł nie szuka takiego pocieszenia, dlatego wysyła go w dalsza drogę, twierdząc, że jest już blisko odnalezienia tego, co jest mu potrzebne. Paweł krzyczy, że to kłamstwo. Car mówi mu, ze w każdym człowieku będzie widział tych, których skrzywdził, ze każda twarz będzie mu się wydawać znajoma. Paweł nie chce tego słuchać - rzuca się na Cara, starzec szarpnął się i z impetem wpadł na drzwi do sąsiedniego pokoju. Paweł patrzył w okno, czekał aż mężczyzna wróci. Czekał tak bardzo długo. Kiedy jednak pomyślał, że Józef dawno pewnie wyszedł z domu i nie ma sensu dłużej czekać, skrzypnęły drzwi. Wyszedł Józef i jak gdyby nigdy nic powiedział „dzień dobry” i zaczął pogawędkę. Pawłowi zdawało się, że widzi krew w jego ustach, ale pomyślał, że to refleks zachodzącego słońca odbija się w ślinie. Po chwili z przerażeniem stwierdził, że starzec ma usta pełne krwi. Józef nadal ciągnął rozmowę, wyraził swój żal z powodu wyjazdu Pawła. Paweł wyszedł bez pożegnania. Jeszcze długo w nocy rozmyślał o tej rozmowie, o tym, co usłyszał i w końcu przyznał Józefowi rację: wszędzie doszukuje się znaczeń, nigdy się z tego nie wyplącze.

Paweł idzie do opuszczonego domu, ma nadzieję, że spotka tam Justynę. Ku jego zdziwieniu - nie ma jej. Paweł długo jeszcze stał w sadzie i obserwował dolinę. Nad rzeką gromadzili się ludzie na modlitwę, pośrodku nich klęczał Józef Car. Nawet torowy klęczał pomiędzy ludźmi. Po drugiej stronie rzeki robotnicy obserwowali modlących się, od czasu do czasu rzucając w nich kamieniami. Nagle na niebie ukazuje się niezwykły obłok w kształcie olbrzyma, oświetlony promieniami zachodzącego słońca. Ludzie w zadziwieniu klękają na kolana, pani Malwina zaczyna śpiewać pieśń. Paweł oddala się kierunku łąk, mija olszynę i nagle natyka się na Justynę. Mógł się jeszcze wycofać - kobieta siedziała tyłem, ale w tym momencie nie odwracając się Justyna zaczyna rozmowę. Paweł siada obok niej. Jak zwykle ich rozmowa jest jakby przypadkową zbieranina słów… najpierw ona mówi, ze on zmęczył jej męża tą poranną rozmową, potem pyta, czy Paweł znał się wcześniej z Józefem, zastanawia się dlaczego Paweł chciał odebrać sobie życie, on zaprzecza twierdząc, że zatruł się czymś, po czym ona nagle zaczyna opowiadać o swoim dzieciństwie, dzieciństwie tym, że nie zna swoich rodziców, ze kiedyś ją znaleziono, że może jest dzieckiem Niemców porzuconym w czasie ucieczki. I ni stąd ni zowąd mówi, że wie, ze będzie miała przez Pawła przykrości. Nagle Paweł zaczyna ją całować, kobieta długo się broni, wreszcie ulega, upadają na ziemię i wreszcie mężczyzna dopina swego - lecz stało się to bez udziału kobiety [biedny] potem długo jeszcze słuchali swoich wstrzymywanych oddechów. Paweł spojrzał na Justynę - wydała się mu prawie brzydka. Zapytał ją czy jest szczęśliwa, nie opowiedziała. Gdzieś za ich plecami trzasnęła gałązka. Justyna podniosła się, zaczęła poprawiać włosy i ubranie, Paweł nie był pewny jej reakcji, więc objął ją i zaczął całować kark. Nie protestowała. Nagle odwróciła się i zapytała, co Paweł ma na piersi. Mężczyzna pokazał jej krzyż powstańczy, który znalazł w Sole. Justyna tez chce mieć cos takiego wiec idą nad Sołę szukać „skarbów”. Ale zbliżał się wieczór, nad rzeką panował już mrok, postanowili, ze poszukają za dnia. Pawłowi zdawało się, że ktoś ich obserwuje, jego obawy potwierdziły się, gdy skierowali się w stronę lasu - rozległ się jakby tętent uciekającego zwierzęcia. Paweł bardzo się zmartwił faktem, ze ktoś ich obserwował. Odprowadził Justynę do domu, chciał ja pocałować na pożegnanie, ale kobieta uciekła. Paweł wracał przez las, jak zwykle rozmawiał ze sobą, nagle w tę rozmowę włączył się mężczyzna. Dopiero po jakimś czasie Paweł dostrzegł, że jest to torowy, lekko podpity. Korzystając z okazji podpytuje go o Huniadego. Torowy opowiada, że znał Huniadego, ganiał go po całym powiecie, umawiał się kilka razy z nim na spotkanie, ale nigdy nie przychodził. Huniady zostawił mu u ludzi wiadomość, że przyjdzie do niego, nocna porą i żeby torowy zawsze na niego czekał. Więc torowy ściągnął saperów z powiatu i zaminował cały teren wokół bunkrów, w których miał się ukrywać Huniady. I tak już czeka dwunasty rok, czy nie wybucha czasem jakaś mina, czy Huniady nie wybiera się czasem do niego. W lesie rozlega się strzał. Torowy powiedział, że to drzewo się złamało i odszedł na nocleg do opuszczonego domu, a Paweł prawie pobiegł w kierunku torów. Miał wrażenie, że znów ktoś za nim idzie i był prawie pewny, że jest to Romuś.

U Korsaków przy wódeczce kolejna nasiadówa, tym razem z okazji 17 rocznicy wyjazdu z Ejszyszek. Atmosfera trochę napięta, torowy i partyzant wspominają o Huniadym, partyzant służył pod Huniadym, ale w zimie odszedł z oddziału. Korsak znowu śpiewa po rosyjsku, dzieci Główki jak zwykle szukają go, ten chowa się za ścianą, Malwina okłamuje dzieci, że ich ojca tu nie było. Wspominają Reginę. Pac przystawia się do Malwiny, partyzant wymyśla mu od erotomanów, ten znów na niego, że partyzant jest Żydem. Zaczynają się bić. Polała się krew. Główko schował się pod stół. Na widok krwi do bijących się skoczył Paweł, rozdzielił ich, a następnie odpędzał ich waląc na oślep. Bitwę przerwała Malwina, która całym ciężarem uczepiła się ręki Pawła. Partyzant i pac powoli podnosili się z podłogi, Główko wylazł spod stołu. W tym momencie drzwi się otworzyły i na progu stanął Józef Car. Wyjaśniają mu całe zajście, on uspokaja partyzanta, że nie wierzy, iż jest Żydem, na widok Pawła dziwi się, bo mówiono mu, że już wyjechał, w końcu stwierdza, że dziwna jest ta noc i dziwny dzień po niej nastąpi. Biesiadnicy powoli się rozeszli do domów. Paweł wyszedł przed dom, postał chwilę, a potem bezwiednie skierował się w stronę torów. Wydaje się mu, ze ktoś za nim idzie. Kieruje się w stronę rzeki, tu odnajduje miejsce jego i Justyny. Za drzewami dostrzega trzy postacie, odurzony alkoholem wstaje z kolan i pyta, kto za nim idzie. W tym momencie dostrzega wachlarz ognia i z odgłosem strzału spada do rzeki. Strzelano do niego z karabinu o krótko uciętej lufie, stąd niecelność. Walcząc wodorostami przedziera się na drugi brzeg rzeki. Wie, że idą za nim, biegnie przed siebie, obija się w ciemności o drzewa, nagle zatrzymują go rozpostarte twarde ramiona, upada na kolana. Okazuje się ze trafił na mogiłę żony i dzieci torowego. „Adela Dębicka” odczytał z pogrzebowej blachy i pierwszy raz od wielu lat przeżegnał się. Postanowił przeczekać tu do świtu, jednak kolejny wystrzał zmusza go do ucieczki. Zaczął padać deszcz. Paweł zastanawiał się, dokąd i czemu ucieka, przecież nie ma ucieczki. Usiadł na betonowym bloku bunkra niemieckiego i czekał aż przyjdą po niego, lecz nikt nie nadchodził. Nagle uświadomił sobie, że teren wokół bunkrów jest zaminowany. Zanim dotarła do niego groza sytuacji zdążył wspiąć się na pagórek, badał teren przed sobą, czy czasem nie zawiera jakichś przewodów i wtedy ziemia pod nim zapadła się. Znalazł się na dnie starego bunkra, zapewne jednej z kryjówek Huniadego, był tu stary siennik. Pawła ogarnął lęk, że zaraz zobaczy żarzący się piecyk i wyciągną się ku niemu trupie ręce Musi, dziewczyny zwanej Jaskółką.

Nad ranem Pawłowi udało się wydostać z bunkra, z lekiem przemierzał pole minowe zastanawiając się, czy owe miny istnieją naprawdę, czy może rozsypały się już z upływu lat. Dotarł nad Sołę, która przez noc wróciła do swojego właściwego poziomu wody uniemożliwiając przedostanie się na drugi brzeg, mimo to Paweł próbuje przyrzec się przez rzekę. Spostrzegają go robotnicy budujący tamę, oferują mu przewiezienie na tratwie. Na drodze prowadzącej do miasteczka Paweł spotyka Cara, który mówi mu, że wszyscy go szukają. Paweł mówi, że strzelano do niego w nocy, dlatego uciekał, znalazł bunkier, zimowisko Huniadego, wie, że on tu żyje. Józef uśmiecha się tylko i mówi, ze Paweł jest chory. Car odchodzi, Paweł zmierza w stronę torów, gdzie spotyka torowego. Wywiązuje się rozmowa o religii: torowy modli się z tłumem nad rzeką, bo partia nie uznaje religii, ale przecież modlitwa z carem to nie religia.

W swoim pokoju Paweł pada na łóżko, za ścianą raz po raz rozlega się szloch i cichnie, jakby czekał na reakcję Pawła. W końcu drzwi do pokoju otwierają się i wchodzi Malwina w rozdartej sukience. Opowiada, co wydarzyło się w nocy: Ildeczek ją pobił, pierwszy raz w życiu. Z sąsiedniego pokoju dobiegają przekleństwa jeszcze nieco zapitego Ildeczka. Nagle Korsak pojawił się w pokoju Pawła i rzucił Malwinie swoje zeszyty, potem zaczął je drzeć. Okazuje się, że w nocy Malwina zaczęła czytać te zapiski Ildefonsa: wszystko tak jak w książkach - głupie i do śmiechu. Opisał wszystkich z miastecka jako królów itp., nawet Paweł został opisany jako zrzucony z jakiejś planety, w zielonej zbroi. Malwina nie spostrzegła, kiedy Korsak obudził się i przyłapał Malwinę na gorącym uczynku. Zatrzęsło nim, zbladł ze złości. Korsakówna wiedziała, że trzeba delikatnie, no bo jeszcze pijany był, więc zaczęła spokojnie tłumaczyć, że Ildeczek ma talent do układania słów, ale dlaczego marnuje go na takie głupoty, że lepiej by było, gdyby zaczął chwalić Boga, że z takiego pisania to tylko grzech i pycha przeziera. Na co Ildeczek się wkurzył podniósł ją za włosy i rzekł, ze ona - wiedźma całym swoim życiem grzeszy i urąga Bogu. No i Ildeczek zaczął lać swoją siostrę. To było w nocy, teraz Korsak pyta Malwinę, czy skarży się na brata obcym ludziom. Mówi, że o wielu rzeczach nie ma pojęcia, np. ona dla brata poświęciła całe życie a on pół swojego w burdelach spędził. Malwina przerażona twierdzi, ze Korsak jest chory, zaszkodziła mu wódka, bredzi. „Braciszku Ildefonsie, mu naszą niewinność weźmiemy do grobu. To nasze bogactwo, nasza majętność za całe życie”. Kolejną kłótnię przerywa przyjazd wozu - Regina wróciła. Za nią zjawił się Romuś. Malwina zamknęła się w pokoju z Reginą, długo rozmawiały. Paweł idzie na spacer, spotyka Szafira, który mówi, że należy zwołać zebranie ludności. Paweł wraca do domu. Tam Malwina oznajmia mu, że Ildeczek zdecydował się wyprowadzić, jak tylko dostanie posadę dróżnika. Przy okazji Malwina mówi, że Regina wróciła dlatego, że torowy posłał do miasta Harapa w swaty. I Regina wszystko sobie przemyślała i postanowiła wyjść za torowego

Nocą Paweł znów wychodzi z domu, obiecuje sobie, że tylko zobaczy, czy Justyna czeka na niego. Zamiast niej spotyka zakonnika Gabriela - lekko upośledzony, dlatego jako jedyny z braci mógł wychodzić do miasta. Zaprasza Pawła do zwiedzenia klasztornego muzeum, a w razie wylania Soły klasztor chętnie Pawła ugości - jest wysoko, tam woda nie dojdzie. Paweł idzie do opuszczonego domu, szuka tam Justyny. Nagle w świetle błyskawicy spostrzega ja - stoi na wyciągniecie ręki. Znów niejako przymusza kobietę do współżycia, a potem głupio pyta czy jest szczęśliwa. Paweł znów pyta o Cara. Justyna śmieje się, że zacznie podejrzewać, że spotyka się z nią tylko ze względu na jej męża. No i jak to bywa „tuż po” był papieros Paweł pyta, czy Justyna wyjechałaby z nim. Nie odpowiedziała. Wracają do domów.

W kuchni Kossakowie na klęczkach klepią pacierze. Paweł obserwuje ich zza uchylonych drzwi. Na podsłuchiwaniu przyłapuje go Regina - zaczynają rozmawiać. Kobieta opowiada o motywach swojej decyzji wyjścia za mąż za torowego, mimo że nie kocha go. Nagle oznajmia mu, że był z kobietą, ma na sobie jej zapach, ale był z niewłaściwą kobietą. Porusza temat problemów ze snem, pyta czy Paweł na pigułki na sen. Prawie go oskarża, że wtedy zażył zbyt dużo i dla niej nie zostawił. Mężczyzna przeczuwa nastroje samobójcze u Reginy potwierdzone jej wyznaniem, że uważa, że na ziemi jest za dużo ludzi i to czy Regina będzie, czy jej nie będzie- nie zrobi nikomu różnicy. Nagle Paweł otwiera drzwi na werandę - stoi tam partyzant, szuka Reginy. Gdy ta wychyla się zza pleców Pawła, Krupa tłumaczy jej, by nie wierzyła w plotki głoszące, że on jest Żydem. Regina nie chce go słuchać i ucieka do siebie, partyzant goni za nią, tłumaczy jej, że teraz będzie wszystko inaczej, że szukał jej w mieście i wiedział, że ona wróci. Ale Regina go nie słucha, wściekły rzuca się w stronę Pawła oskarżając go, że to wszystko przez niego, że on niego się wszystko zaczęło.. Paweł cofnął się do pokoju, zapadł w sen, w którym nawiedzały go różnego zwidy.

Nagle za oknem zobaczył rozczochraną głowę Szafira. Był zdyszany, krzyczał, że zwariowali i pociągnął Pawła w stronę rzeki. Okazało się, że mieszkańcy miasteczka chcą przejść na drugą stronę rzeki i powrzucać maszyny robotników do wody - ogarnęła ich ekstaza religijna. Modlącym się jak zwykle przewodził Józef Car. Zgromadzeni zdawali się oczekiwać Szafira i Pawła, jakby przewidzieli taki obrót sprawy. Na ich widok zapadło milczenie. Szafir usiłując złapać oddech krzyczał, by ludzie rozeszli się do domów, że nie wolno im nic ruszyć z tamtego brzegu. Ludzie patrzyli na nich wrogo, mściwie, jak na obcych. Sierżant główko odszedł nieco od tłumu, wyjął pałkę gumową i stwierdził, że należy się rozejść - władza ludowa każe i płazem nie puści buntu. Ale nieszczęsny Główko miał przecież żonę… z tłumu wyszła pani Główkowa, Zocha i przywołała męża do porządku, tzn. wyrwała pałkę i natłukła biednego… szafir nadal próbował przemówić ludziom do rozsądku, ale z tłumu wyłonił się Józef Car i skierował się ku Pawłowi. Oskarżył go, że jest powodem wszystkich nieszczęść, jakie spadły na dolinę, że trzeba go przepędzać jak psa. Paweł patrząc na jego twarz, zbielałe oczy upewnił się, że jest to ta sama postać, której szuka całe życie, łączy ich ten sam grzech, ta sama pamięć. Stwierdza, że wie już, dlaczego Józef wybrał tą dolinę - niemal identyczną, z tą, w której mieszkał: Józef wszędzie był obcy, zaszczuty, samotny. Goniony zajadle przez tłum, a teraz stanął na jego czele, przewodzi mu i nigdy tej władzy nie odda. Car próbował wyszarpać rękę zaplataną w płaszcz Pawła, jednak nie miał siły tego zrobić, w końcu przewrócił się. Z trudem wstawał szarpiąc trawę w jakimś konwulsyjnym tańcu, z ust toczyła się różowo-krwista piana. Wszyscy patrzyli na niego z przerażeniem, nagle Malwina krzyknęła, że Duch w niego wstąpił i runęła na kolana intonując pieśń. Wtedy Paweł rzucił się do niego - tłum myślał, że chce mu oddać cześć, ale kiedy przygniótł go kolanami, Korsakówna rzuciła się na Pawła krzycząc, że to świety,ż3e ma objawienie. Z tłumu wyszedł Romuś, stwierdził, że to wszystko wina Pawła i zaczął go okładać, tłum dołączył. Paweł odzyskał przytomność na chwilę, gdyż obok tratowano Szafira. Padło hasło utopienia ich w rzece i pewnie rozwścieczony tłum zrobiłby to, ale ktoś odkrył, że Paweł na piersiach ma krzyż - ten sam, który znalazł w Sole, krzyż partyzancki z 1863 r. ze zdziwieniem stwierdzili, że „taki też w Boga wierzy” i kazali modlić się mu do Ojca. I Paweł pomodlił się do Ojca, ale nie do Boga, pomodlił się do swojego ojca, który zmarł, jak Paweł był małym chłopcem. Gdy tylko zorientowali się, że to nie modlitwa zdecydowali wrzucić go do rzeki. Regina wstawiła się za Pawłem i poddała propozycję, żeby zamknąć go w opuszczonym domu - bóg rozstrzygnie, jeśli woda podejdzie i zabierze dom, będzie to znak, że stało się z woli Boga.

Paweł ocknął się w pustym domu - obok niego leżał Szafir. Z trudem podniósł się, by sprawdzić, czy można się jakoś wydostać. Niestety wejście było zabite deskami. Za ściana dudniła wezbrana Soła, deszcz nie ustawał. Chwilami ktoś chodził koło domu. Pobitych mężczyzn ogarnia gorączka, wspomnienia bezładnie cisną się do głowy, Szafir wspomina o nauce gry na skrzypcach, o laniu, jakie ojciec spuszczał mu za każdy nieczysty ton. Pawła nachodzą wspomnienia z czasów wojny:

Wczesna wiosna. Patrol siedzi na skraju lasu, za nimi noc marszu. Przed nimi tory kolejowe i stacja Gudaje. Paweł poleca Korwinowi rozpalić ogień, ten niezbyt sobie radzi. Paweł pokazuje chłopcu, jak powinien to zrobić. Ogień się pali, Paweł opowiada Korwinowi o swoim ojcu, który zmarł na gruźlicę, ukradkiem spluwa krwią. Korwin uspokaja go, że tylko się przeziębił, ale Paweł wie, że boi się jego choroby. Rozmawiają o tym, że niedługo będą mieć konie dla całego oddziału, że wojna się skończy i życie wróci do normy. Nagle po drugiej stronie toru idzie jakiś człowiek, mężczyźni obserwują do. Sokół stwierdza, że w osadzie mieszka taki jeden odludek, nikt go nie zna i on nikomu się nie kłania, jedyne co potrafi to pomóc w polu, dają mu za to ludzie trochę kartofli. Korwin mówi, że tak mało ludzi widują, że każdy wydaje się mu znajomy - ten przypomina mu brata, który zdradził rodzinę, był bolszewikiem i na bolszewika chciał wychować Korwina. Bił go do nieprzytomności i stwierdził, że albo zrobi z niego bolszewika, albo go zabije. Korwin poprzysiągł mu zemstę.

[kolejne wspomnienie z dzieciństwa]

Paweł wychowywał się na wsi, swój dom określa jako dziwny, dom pielgrzym, dom otwartych drzwi - przychodzili tu różni ludzie, zostawali ile im było potrzeba i odchodzili. Rodzina Pawła była biedna, chłopiec miał jedną parę butów, którą matka kupiła mu, kiedy szedł do szkoły - do miasta. Chciał się uczyć, przez co stal się obiektem drwin rówieśników. Rzucali w niego kamieniami wyzywając od inteligentów, kozich pipków. Paweł czuł pewną wyższość nad nimi - on wiedział, czego chce i wiedział jak to osiągnąć - za wszelką cenę wyrwać się z tej dziury bez przyszłości. Chłopcy z osady natomiast zostaną tam do końca życia, tkwiąc bezmyślnie w dziurze i nie mając pojęcia, że można żyć inaczej.. Jednak w szkolnym hallu Paweł odczuł, że tak naprawdę jest nikim, nic nie znaczy pośród tych miastowych dzieci porównujących swoje stroje, obycie, pozycję rodziców. Po raz pierwszy poczuł jak smakują łzy.. Nagle ktoś zapytał go, czemu płacze, nazwał go chłopczykiem. Później podano tematy egzaminacyjne, Paweł wybrał, „Co może powiedzieć ławka szkolna”, wplatając w wypracowanie wątki z własnego życia ubrane w ckliwość, zabiedzenie i szantaż emocjonalny. Kiedy wyszedł na przerwę Paweł wiedział już, gdzie jego miejsce - usuwał się z drogi kolegom, nie chcąc nikomu zawadzać, zasłaniać słońca. Usiadł sobie na podwórzu szkolnym, gdzie starsi chłopcy puszczali kaczki w basenie. Nagle jakiś kamień trafił go w poniżej prawego oka, krzyknął, oko natychmiast spuchło. Potem prowadzono go korytarzem, opatrzono go. W pomieszczeni znajdował się ten sam nauczyciel, który zapytał wcześniej Pawła, czemu płacze, ten sam, który pilnował go w czasie egzaminu, obok niego stal oprawca - przestępując z nogi na nogę, w mundurku gimnazjalnym, taki, co to niejeden raz zimował w tej samej klasie. Nauczyciel spytał czy to ten chłopak rzucił w Pawła kamieniem, chłopiec przytaknął. Okazało się, że za ten wybryk uczeń zostanie usunięty z listy uczniów, chyba, że Paweł przyjmie przeprosiny i daruje mu doznaną krzywdę. Chłopiec zgodził się. Nauczyciel jeszcze chwile z nim rozmawiał, pytając skąd jest?, czy będzie miał na wpisowe?, mówił, że to ciężkie gimnazjum dla takich jak Paweł, czy sobie poradzi? Chłopiec odparł, że bardzo chce się uczyć. W ten sposób zyskał opiekuna w osobie profesora. Paweł wyszedł na korytarz i tu niespodziewanie ktoś uderzył go z otwartej dłoni w twarz. Był to ten sam uczeń, który rzucił go kamieniem. Paweł znieruchomiał, początkowo nie wiedział, co ma zrobić, ale po chwili uświadomił sobie, jakiej zniewagi doświadczył. W tym momencie zadzwonił dzwonek, rozpoczął się egzamin z matematyki. Po zajęciach chłopiec pierwszy wyszedł ze szkoły, zdążył jeszcze przymierzyć się do roślejszych kolegów - są wyżsi jedynie o głowę.. Zaczekał przed wyjęciem na „kolegę”, wyjął z teczki drewniany piórnik i czekał. Pojawił się w drzwiach z grupką koleżków. Przystanął i spytał, czego Paweł chce. Ten w milczeniu zbliżał się z piórnikiem w dłoni. Rozbił mu zegarek, rozkwasił łokciem nos, aż kolega obsunął się na ziemię. Na ratunek rzucili się jego towarzysze, Paweł już nie myślał, co się dziej tylko bił na oślep. Niestety przewaga wroga była znaczna i w efekcie Paweł leżał na ziemi zbity, sponiewierany. Sprawcy, choć także mocno pokiereszowani, uciekli.

Robi się ciemno. Stary jeszcze raz przedstawia plan akcji, gdzieś daleko odzywa się lokomotywa. Partyzanci podchodzą pod stację. Z chwilą, gdy pociąg wjeżdża na stacje rozpoczyna się akcja przejęcia transportu broni. Wszystko rozgrywa się szybko i jakby bez udziału świadomości, czas biegnie bardzo powoli. Chłopcy działają jak w transie: zabijają obsługę stacji, zabierają kasetę z pieniędzmi i transport broni, wracają zwycięsko. W nocy zjawiają się na miejscu postoju - rannego Małankę niosą do sanitariusza. Rankiem komendant porucznik Orkan wzywa Starego. Przed kwaterą główną zebrane wszystkie odziały, komendant odczytuje rozkaz: za nieustanne łamanie dyscypliny, za samowole i nierespektowanie rozkazów przełożonych sierżant Stary zostaje z dniem dzisiejszym zdegradowany, pozbawiony odznaczeń i prawa do ponownego zaciągnięcia się w szeregi armii, a jego pluton rozwiązany oraz zdemobilizowany. Partyzant wyprowadza Starego i jego oddział z miejsca postoju. Idą bez celu, nagle Korwin stwierdza, że on musi wrócić, musi odkupić winy brata, Stary zostaje sam. Zdejmuje z szyi blaszkę identyfikacyjną z wyrytą datą 12.12.1942 - data wstąpienia do oddziału Orkana. W pobliskiej wsi znajduje sukmanę pastuszą, zakłada ją, a marynarkę wojskową wyrzuca.

Ktoś chodził przed domem, Szafir z Pawłem zastanawiają się, co będzie, kiedy stąd wyjdą… jeśli wyjdą… Szafir stwierdza, że nie będzie zawiadamiał władz powiatowych, o tym co się stał, gdyż za dużo w życiu nasłuchał się ludzkich historii. Starał się zawsze pomagać ludziom, jak tylko mógł, choć jego pomoc częściej spotykała się z szyderstwem i drwiną niż z podziękowaniem. Ale robił to, gdyż w pamięci zawsze miał pewne zdarzenie z dzieciństwa, gdy wybrał się kiedyś do miasta, do iluzjonu. Miał przy sobie 15 groszy, zarobionych lub kradzionych. Szedł przez 3 godziny przez pola i lasy, aż doszedł do celu wyprawy i wtedy okazało się, że bilet kosztuje 20 groszy. Chłopiec był zdruzgotany, niczego bardziej nie pragnął, jak zobaczyć ten film.. Zaczepił go jakiś podchorąży, zapytał o powód zmartwienia, a kiedy chłopiec opowiedział całą historię, z jedynej złotówki, którą posiadał odjął 10 groszy i podarował dziecku. Te dziesięć groszy stało się podstawą światopoglądu Szafira.

Mężczyźni rozmawiają o wczorajszym zajściu, o tym, że wszyscy zostaną stąd wysiedleni i nie ma na to rady. Szafir ponownie wspomina o swoim talencie do skrzypiec, o podróży do Hiszpanii, o możliwości wstąpienia do szkoły muzycznej we Francji, po czym stwierdza, że los nie był łaskawy i stało się inaczej. Szafir wstaje z trudem, kieruje się w stronę sieni, wreszcie zawołał, że są wolni. Paweł potoczył się do sieni i zobaczył wyłamaną deskę, stwierdza, że ktoś ich uwolnił, bo przecież wszystkie wyjścia były zabite - sam sprawdzał. Wyszli na zewnątrz, świtało. Szafir zaproponował, żeby zapomnieli o tej nocy.

Paweł budził się powoli, ze zdziwieniem stwierdził, że leży pod kołdrą w ubraniu i płaszczu przeciwdeszczowym. Wyszedł przed dom i skierował się w stronę rzeki. Była spokojniejsza cichsza niż w nocy, ale nadal zalegała na łąkach, muł oblepiał zbocze wzgórza. Dom Justyny i Cara zalegał w ciszy, po drugiej stronie rzeki stały maszyny robotników. Paweł wrócił do torów. Hrabia Pac, Romuś i partyzant smarowali zwrotnice. Paweł nie pozdrowił ich, w milczeniu przystąpił do pracy. Pac śmieje się, że dobrze Paweł trafił, szykuje się mała uroczystość. W tym momencie Paweł spostrzega Malwinę z wielkim koszem osłoniętym białym obrusem, zmierzającą spiesznie do budki torowego, za nią mknie Korsak ze skrzynką, z której wystawały szyjki butelek. Na pytanie Pawła, co to za uroczystość, Romuś mówi, że może będą go żegnać, ludzie mówią, że Paweł wyjeżdża. Okazuje się jednak, ze to zaręczyny Reginy z torowym. Impreza generalnie się nie udała - Regina jak w transie powtarza, że wesele będzie mieć taaakie, ludzie zapamiętają na długo, a suknie będzie mieć najpiękniejszą. Malwina wznosi toasty, jeden partyzant nie chce pić. Napatoczył się Główko - i jego do stołu proszą, ten wymawia się, że żona czeka, że dzieci zaraz przyjdą… w końcu jednak przy użyciu siły Główko ląduje za stołem. Jednak atmosfera nadal jest pogrzebowa.. Korsak chce śpiewać, ale tylko rosyjskie pieśni. Na okoliczność pieśni Malwina opowiada historie spod Ejszyszek: żyło sobie dwóch braci - Lonka i Sewuś. Starszy był uzdolniony muzycznie, na każdym instrumencie umiał grać - wszyscy byli zachwyceni. Sewuś także za harmoszkę się chwytał, jednak nie wychodziło mu tak składnie jak bratu. Ludzie się z niego naśmiewali, ale do czas - chłopak nie wytrzymał i wyjechał do Polski. Długo o nim nie było wieści, aż jednego razu ktoś powiedział, że w gazetach o nim napisali, że wielki artysta. Zaczął do domu pieniądze przysyłać, pewnego razu poszła plotka, że ma przyjechać do Ejszyszek, do swoich stron dać koncert. Ludzie się zebrali, wzięli nawet Lońka z akordeonem i czekają. Wyszedł Sewuś czarno odziany, usiadł do fortepianu i zaczął grać. Ludzie z Ejszyszek myśleli, że on stroi instrument, zdziwili się bardzo, kiedy koncert się zakończył i wszyscy zaczęli go oklaskiwać, wiec żeby nie odstawać Ejszyszkowi rzucili się do klaskania. Miastowi wychodzą kiwają głowami, chwalą, na co Ejszyszkowi stwierdzili - wiadomo, zapłacili to i chwalić muszą. Z czasem pamięć o Sewusiu minęła, ludzie jak im się przypomniało pochwalili, bo gazety o nim pisały, nawet Lońka, jak podpił to pokazywał zdjęcia Sewusia mówiąc, że to jego brat. Ale jak podsumowała pani Malwina: wszyscy wiedzą, że Lońka to prawdziwy artysta, utalentowany muzyk, a Sewuś to karykatura, nawet jednej nutki powtórzyć nie umie.

Za stołem toczą się dysputy - Regina znów zawodzi, jakiego to ona wesela mieć nie będzie, partyzant wymyśla torowemu, pyta, czy Dobas wierzy, ze Regina za niego z miłości idzie. Wtrąca się Malwina z tekstem, że po co miłość - oni są już dorośli i takich głupstw nie potrzebują - „statecznym ludziom to grzech”. Torowy nachylił się ku Pawłowi i dokonuje spowiedzi z życia - co robił w czasie wojny: jak większość narodu ani nie walczył, ani nie krył się po lasach ani nie był w obozie. Ot, siedział sobie w źle opalonym domu i trudnił się handlem, nigdy nikomu w oczy się nie rzucał, nawet w przedwojennym wojsku - wszyscy stali na warcie, a on jeden przez 12 miesięcy służby - ani razu. Główko nie może ścierpieć, ze stoi przed nim pełna szklanka i proponuje toast, partyzant wyrywa się, że za państwa młodych i chce wypić do Reginy. Ta chlusta mu wódką po oczach z tekstem, że z „tobą mam wypić?” Pac zaczyna swój monolog o spokojnym śnie skierowany zarówno do partyzanta jak i do Pawła. Mówi, że on ma spokojny sen, nie potrzebuje uciekać się do pigułek nasennych ani do myśli o samobójstwie. Nikt w dolinie nie potrzebował Pawła gorliwości i pomocy, „cóż przeklinacie los, który sami sobie wybraliście?” Po tej tyradzie nieco się uspokoiło, ale Paweł zauważył, że Romuś przygląda się mu. Wywiązuje się rozmowa o sytuacji z nad rzeki - Romuś skopał Pawła i Szafira. Okazuje się, że Szafir leży od 10 dni bardzo chory. Pierwszy wyszedł Główko, potem już kolejno wszyscy opuszczali budkę torowego wychodząc w dżdżystą noc. Paweł kieruje się w stronę domu, dogania go partyzant i pyta, czy wierzy w to, że on jest Żydem? Paweł odpowiada, że on tez jest Żydem, bo nie ma swojej ziemi, bo tuła się z miejsca na miejsce, bo nikt nie rozumie jego mowy, bo można go bezkarnie ukrzyżować na każdym słupie telefonicznym.

Paweł wszedł do opuszczonego domu, czekała na niego. Jak zwykle rozmowa półsłówkami, że śnił o niej, ale to był zły sen, że „wszystko przez niego”, że nie lubi już tego domu, żeby stąd poszli… usiedli na płaszczu brezentowym pod jakimś krzakiem. Objął ją, całował po włosach, karku i zimnym policzku i dale j i dalej… ale ona jak zwykle przerwała. On nie chciał odpuścić, szamotali się nieco, w końcu przewrócili się i sturlali z urwiska. Gdy już się zatrzymali powiedział jej, że ją lubi, ze pojutrze przyjedzie pierwszy pociąg i że pojadą nim jak najdalej stąd, do domu Pawła, bo on teraz już wie, że to jej szukał. Ona zmienia usilnie temat, nie obiecuje mu, że przyjdzie, bo on niczego nie rozumie… znad brzegu rzeki wiatr przywiał pieśń modlitewną, wstali, nagle Paweł zobaczył krew na jej ustach, kiedy opuściła wzrok okazało się, że cała jej ręka jest zakrwawiona - z przegubu spływała krew. Opatrzył jej ranę i znów pytał czy z nim pojedzie, Justyna przytaknęła i rozstali się. Paweł wrócił do domu, okazało się, że Kossakowie przygotowują się do ewakuacji - Ildeczek zwinął płot, bo to najważniejsze - żeby się mieć, czym ogrodzić na nowej ziemi, żeby w ten sposób wyznaczyć cząstkę swojej własnej przestrzeni. Gdzieś z boku odzywa się Romuś: Szafir umarł, leży sam w domu, ludzie boją się wchodzić. Paweł nagle pyta partyzanta o Huniadego, nie wiadomo skąd pojawia się Pac, rozmowa schodzi na Pawła - znów pytają, kiedy pojedzie, dlaczego w ogóle przyjeżdżał, Romuś nawet rzuca podejrzenie, że może Paweł jest Huniadym. Rozmowa kończy się konstatacją, że Paweł musi koniecznie wyjechać, gdyż spokoju tu nie zazna.

Rankiem przed dom Szafira zajechała ciężarówka, wysiadło z niej 6 mężczyzn czarno ubranych, zabrali trumnę i weszli do domu. Cała okolica śledziła to zdarzenie zza firanek, tylko Paweł i pani Malwina szli w kondukcie żałobnym. Zakonnicy spoglądali na pochód z wysokości muru klasztornego, nagle zabrzmiały dzwony, Paweł zaczął się zastanawiać, czy to czczą zmarłego bezbożnika czy wzywają na Anioł Pański. Pochowali Szafira w najdalszym rogu cmentarza starego cmentarzyka, w miejscu bardzo stromym, gdzie widniało zaledwie kilka świeżych krzyżów nad grobami topielców i zabitych milicjantów. W drodze powrotnej zaczepia Pawła zakonnik - ojciec Gabriel, zaprasza go do odwiedzenia klasztornego muzeum, w którym zgromadzone są meteoryty. Pyta także, czego życzyć Pawłowi na drogę? Ten stwierdza, że jego życzenia są świętokradcze. Ojciec Gabriel tylko się uśmiechnął i powiedział, że zadzwoni sygnaturką za Pawła. Mężczyzna po dłuższym zastanowieniu, prosi, by zakonnik zadzwonił za dwoje ludzi na poranny Anioł Pański. Odchodzi powtarzając sobie, że on jeden ma, po co wyjeżdżać. Zaczepia go partyzant, gratuluje jemu i sobie, że to nie oni poszli do piachu. Paweł podejrzewa, że partyzant jest pijany, ale ten zapiera się, że kto z rana pije… opowiada o pewnym krzaku, z którego liści ktoś nauczył Krupę parzyć herbatkę - taki trunek na zapomnienie, nie nałóg, nie narkotyk, tylko lekarstewko - wypijesz szklaneczkę i cały dzień człowiek spokojny. Paweł żegna się z partyzantem. Przed domem spotyka Romusia, który na jego widok ucieka na drugą stronę ulicy, chowa się między drzewami.

W pokoju prawie pusto, Paweł kończy pakowanie. Zagląda do Reginy - u niej bałagan, a właścicielka tego bałaganu wyszła z ukrycia samym szlafroku, z mokra głową. Paweł mówi, że chciał się z nią pożegnać. Regina żałuje, że nie będzie Pawła na jej weselu. Zamiast wielkiej miłości wielkie wesele - tak określa swoją decyzje poślubienia torowego. Żegnają się długo, o krok od nieprzyzwoitości, Paweł obiecuje, że napisze do niej list. Na werandzie czekała pani Malwina w odświętnej sukni - żegna się z Pawłem, jak zwykle, prawiąc mu kazania, że jego życie jest piękne, tylko on tego nie zauważa, że wielu ludzi zamieniłoby się z nim na los, a on niebu wygraża, świat przeklina. Pożegnali się, Paweł zarzucił worek na plecy i wyszedł. Musiał zajść jeszcze w jedno miejsce- do Józefa Cara. Zastaje go klęczącego w słomie wśród jabłek. Na stole leżała biblia. Car tłumaczy, że szanuje pomniki piśmiennictwa, ale jako kabotyn ma ciekawsze lektury. Pyta czy Paweł szuka Justyny - poszła do Podjelniaków. Paweł stwierdza, że chciał się pożegnać, ale teraz żałuje, że przyszedł. Car mówi, że Paweł niczego nie szuka, nosi go pycha, niezdrowa ambicja, swój los ubiera w znaczenie szczególnie, ozdabia sensem, upina w przejmująca metaforę, usiłuje zachować twarz wobec własnej pustki, jest rozhisteryzowany własną niemocą, próbuje utkać sobie z życia nici płaszcz królewski, który wyróżniałby go spośród tłumu. Paweł zaczyna żałować w głębi duszy starca, podaje mu rękę - Józef nie chce jej uścisnąć, po dłuższej chwili robi to, jednak długo rękę trze o spodnie. Wyraża żal, że nie ma Justyny, ona lubi Pawła, ale jest chora, potrzebuje opieki, radzi Pawłowi o wszystkim zapomnieć, tak będzie najlepiej. Mężczyzna odczuł gwałtowny niepokój słysząc te słowa, pobiegł na bocznice i czekał na Justynę. Nie przychodziła. Ktoś szepnął za plecami, ze pociąg jedzie, że Paweł musi wyjechać - był to Romuś. Podniósł Pawła z worka i sprowadzał kierunku torów. Szedł jak w transie, przygnębiony, zgarbiony pod ciężarem worków. Zapytał, dokąd jedzie ten pociąg - hrabia Pac odpowiedział, że dowie się od ludzi. Żegnali go wszyscy - partyzant, hrabia, Romuś, Regina, Malwina i Korsak - dróżnik. Jej nie było. Paweł został dosłownie wsadzony do pociągu, chciał jeszcze raz spojrzeć na dolinę i wtedy zobaczył ją. Stała samotnie u stóp nasypu kolejowego, kręciła przecząco głową - ni pojedzie z nim, nie może. Paweł zeskoczył na rampę i rzucił się w kierunku Justyny, ale ona była już daleko, zbiegała w kierunku rzeki. Wrócił do pociągu. Ponownie zobaczył w tym samym miejscu Justynę, jej oczy były przerażone, pociąg nie odjeżdżał - naprawiano lokomotywę. Wreszcie pociąg ruszył. Paweł odwrócił się tyłem do miasteczka doliny, nie chciał niczego widzieć, niczego pamiętać. Nagle pojawiła się myśl, że ona jedzie w innym wagonie. Biegł wytrwale ku końcowi pociągu, jednak jej nie było, zamiast tego ujrzał pustą trasę kolejową prowadzącą do miasteczka. Wtedy przypomniał sobie o swoim worku, odnalazł go na skraju pomostu. Coraz bardziej zbliżał się do brzegu, za którym widniała pusta jama między wagonami. Paweł zapatrzył się w ten obraz uciekających szyn, określił go jako królewski dywan kuszący wygoda wytchnieniem w podróży, schylał się nad nim wolno, jakby nad łąką pełną kwiatów… i wtedy nagle pomyślał, że zaraz obudzi się z tego „dusznego snu, który na każdego kiedyś spada, snu pełnego majaków i widziadeł, ułomków zdarzeń przeżytych i zmarnowanych, wyobrażonych

i niespełnionych, ze snu skrwawionego pamięcią, rozpalonego gorączką przeczucia”, że z tej nocy resztką sił wstanie do zwyczajnego, powszedniego dnia z jego zwykłymi troskami, z potocznym trudem.

9



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Konwicki - Sennik współczesny - oprac i streszczenie, T
Konwicki - Sennik współczesny - oprac i streszczenie, Lit. pol. po 1918 roku
Konwicki - Sennik wspolczesny, Złote myśli - eboki (Mężczyzna, Kobieat, sukces itd.)
Konwicki - Sennik wspolczesny - oprac i streszczenie, LEKTURY, Lit. współczesna
Konwicki - Sennik współczesny - oprac i streszczenie, Polonistyka, III rok, HLP po 1918
Konwicki - Sennik współczesny - oprac i streszczenie, WSPÓŁCZESNA
Konwicki Sennik współczesny oprac i streszczenie
Konwicki Sennik współczesny oprac i streszczenie
Tadeusz Konwicki Sennik wspolczesny
SENNIK na G
SENNIK na F

więcej podobnych podstron