kartezjusz rozprawa o metodzie bmlcmu62sfae6i6u46j5vaxnop7y6uinljxac7a BMLCMU62SFAE6I6U46J5VAXNOP7Y6UINLJXAC7A


Urzędnicy wybierani są przez owych czterech najwyższych dostojników, O, Pona, Sina i Mora, oraz przez ludzi biegłych w tej umiejętności, z którą dany urzędnik będzie miał do czy­nienia. Ludzie ci wiedzą dobrze, kto się najwięcej nadaje do kie­rowania pewnym zawodem lub czuwania nad zachowaniem pew­nej cnoty, dla której ma być powołany zarządca. Wbrew ogólnie przyjętemu zwyczajowi nikt sam nie zabiega o żadną godność, kandydaci zaś są na zgromadzeniu ludowym wysuwani przez owych dygnitarzy. Jeśli komuś znane są rzeczy świadczące prze-» ciwko kandydatowi, może mu się sprzeciwić; wolno też prze­mawiać za kandydatem.

Jednakowoż godności O może dostąpić tylko ten, kto po­zna! dzieje wszystkich ludów, ich obyczaje, obrzędy religijne 1 prawa, wszystkie republiki i monarchie, prawodawców, twór-(•'.-•-•. nauk, jak również układ niebios i budowę ziemi. Uważają oni za rzecz niezbędną także znajomość wszystkich rzemiosł (...). Podobnież wymagają znajomości nauk przyrodniczych, matema­tyki i astrologii. Mniej zależy im na nauce języków, mają bo­wiem aż zbyt wielu tłumaczy, którymi są w ich państwie nau­czyciele gramatyki. Lecz przede wszystkim trzeba dokładnie znać metafizykę i teologię, a prócz tego przyswoić sobie podstawowe -założenia, główne zasady i wyniki wszystkich sztuk i nauk; po­dobieństwa i różnice między rzeczami; przejawy konieczności, przeznaczenia i harmonii we wszechświecie; moc, mądrość i mi­łość w rzeczach stworzonych oraz w samym Bogu; różnicę stop­ni między istotami i zbieżność ich z rzeczami niebieskimi, ziem­skimi i morskimi oraz z pojęciami idealnymi w Bogu, o ile śmier­telnym wolno to wiedzieć. Należy też opanować sztukę przepo­wiadania i astrologię. W związku z tym już na długo przed wy­borem wiadomo, kto zostanie O. Wszelako na tę bardzo wyso­ką godność nie wynosi się nikogo przed osiągnięciem trzydzie­stu pięciu lat życia. Stanowisko to obsadza się na stałe, chyba że znajdzie się ktoś inny, jeszcze mędrszy i jeszcze zdolniejszy do sprawowania rządów.

Przełożony: Ale któż może nauczyć się aż tylu rzeczy? A do togo człowiek gorliwie oddający się nauce wydaje się nieodpo­wiedni do rządzenia.

Genueńczyk: To samo i ja im zarzucałem. Ale odpowiedzieli

mi: „Jesteśmy przekonani, iż tak uczony mąż naprawdę będzie umiał rządzić; mamy co do tego pewność większą niż wy, którzy zwierzchnikami swymi czynicie nieuków, uważając ich za zdat­nych tylko dlatego, że pochodzą z panującego rodu lub zostali obrani przez najpotężniejsze stronnictwo. Nasz O , nawet nie •mając najmniejszego doświadczenia w rządach, nigdy jednak nie będzie ani okrutnikiem, ani zbrodniarzem, ani tyranem — wła­śnie dlatego, że zdobył tak ogromną wiedzę.

(...) Przełożony: A teraz chciałbym, żebyś opowiedział mi o wszystkich dziedzinach życia publicznego, rozróżniając każdą z osobna, oraz byś dokładniej przedstawił zagadnienie wycho­wania publicznego.

Genueńczyk: Domy, sypialnie, łóżka i inne rzeczy niezbędne mają oni wspólne. Regularnie co sześć miesięcy przełożeni usta­lają, kto będzie spał w tym kręgu, a kto w tamtym oraz kto zajmie pierwszy pokój sypialny, kto — drugi itd., jako że po­koje te oznaczone są literami wypisanymi na belkach nad drzwiami. Mężczyźni i kobiety uprawiają rzemiosła i prowadzą badania naukowe wspólnie — z tą jednakże różnicą, że prace wymagające większego wysiłku albo połączone z chodzeniem wykonywane są przez mężczyzn. Należy tutaj: orka, siew zboża, zbiór plonów, młocka, a czasami też winobranie.

Tłumaczył W. Kornatowski

KARTEZJUSZ

Renę Descartes (Kartezjusz, 1596—1650) studiował matematy­ką i tjył znakomitością w tej dziedzinie. Zajmował się też filozofią (szczególnie metafizyką), fizyką i etyką. Uznając pewność własnego myślenia za podstawę wiedzy, sformuło­wał słynne twierdzenie „cogito ergo sum". Kartezjusz (podo­bnie jak św. Augustyn, tylko w inny sposób) szukał odpo­wiedzi na pytania, jakie są właściwości Boga, duszy i ciał. Stworzył teorię mówiącą, że fundamentu wiedzy trzeba szu­kać w człowieku, w podmiocie, w świadomym duchu, a nie w świecie zewnętrznym, w przfdmiocio, w materii. Napisał kilka dzieł, zaś do najważniejszy, h należą: Medytacje o pier-los^ej filozofii oraz Rozprawa o metodzie.



136

137


Rozprawa o metodzie

Podstawy metafizyki

Dawno już dostrzegłem, że co się tyczy obyczajów, zachodzi cza­sem potrzeba, by dać się wieść mniemaniom, o których wiemy, że są bardzo niepewne, w taki sam sposób jak gdyby były nie­wątpliwe, co omówiłem powyżej; ponieważ jednak wówczas pragnąłem oddać się wyłącznie poszukiwaniom prawdy, pomy­ślałem, że należało postąpić wręcz przeciwnie i odrzucić jako bezwzględnie fałszywe wszystko, co do czego mógłbym sobie wyobrazić najlżejszą nawet wątpliwość, aby zobaczyć, czy potem nie zostałoby w zespole mych wierzeń nic takiego, co by było całkowicie niewątpliwe. Tak więc, jako że nasze zmysły niekie­dy nas zwodzą, zamierzałem przyjąć, że nie istnieje ani jedna rzecz, która by była taką, jaką wydaje nam się za ich sprawą. Ponieważ zaś są ludzie, którym się zdarza, że mylą się w rozu­mowaniach odnośnie najprostszych nawet tematów geometrii i wyprowadzają z nich niewłaściwe wnioski, to sądząc, iż tak jak każdy inny byłem podatny omyłkom, odrzuciłem jako błędne wszystkie racje, które brałem poprzednio za dowody. Na koniec wreszcie, zważywszy, że wszelkie myśli, które mamy na jawie, mogą nas nachodzić również we śnie, z tym jednak, że wtedy żadna nie jest prawdziwa, postanowiłem przyjąć, że wszystko, co kiedykolwiek znalaziło się w moim umyśle, nie było bardziej prawdziwe aniżeli moje senne widziadła. Zaraz potem jednak zwróciłem uwagę na to, że w chwili, gdy chciałem tak myśleć, że wszystko jest fałszywe, stawało się konieczne, bym ja, któ­rym to myślał, był czymś. A spostrzegłszy, że ta prawda: mysie, wiać jestem była tak niezachwiana i pewna, że wszelkie naj­bardziej dziwaczne przypuszczenia sceptyków nie zdołały jej zachwiać, uznałem bez obawy błędu, że mogę ją przyjąć jako pierwszą zasadę filozofii, której poszukiwałem.

Następnie, skoro uważnie zbadałem to, czym byłem, do­strzegłem, iż mogłem przypuścić, że nie miałem wcale ciała, że nie było wcale świata ani żadnego miejsca, gdzie bym się znaj­dował; lecz nie mogłem dla tych względów przypuścić, bym wcale nie istniał, a przeciwnie, z tego właśnie, że zamierzałem

138

wątpić o prawdziwości innych rzeczy, wynikało w sposób zupeł­nie oczywisty i zupełnie pewny, że istniałem; natomiast skoro bym tylko przestał myśleć, chociażby wszystko pozostałe, com kiedykolwiek wyobrażał sobie, było prawdą, nie miałbym żadnej racji mniemać, że wówczas istniałem. Poznałem dzięki temu, że byłem substancją, której całą istotę czy naturę stanowi wyłącz­nie myślenie i która dla swego istnienia nie wymaga żadnego miejsca i nie zależy od żadnego przedmiotu materialnego. Tak, że to oto Ja, czyli dusza, dzięki której jestem tym, czym jestem, jest całkowicie odrębna od ciała i jest nawet łatwiejsza do po­znania niż ono, a nadto, gdyby nie było wcale ciała, dusza nie przestałaby być tym wszystkim, czym jest.

W dalszym ciągu rozważyłem, ujmując zagadnienie ogólnie, czego potrzeba, by twierdzenie było prawdziwe i pewne, gdyż skoro znalazłem jedno, o którym wiedziałem, że jest takie wła­śnie, sądziłem, że winienem również dowiedzieć się, co stanowi tę pewność. A zauważywszy, że w zdaniu: myślę, uńęc jestem nie ma nic innego, co by mnie upewniało, że mówię prawdę, jak tylko to, że widzę bardzo jasno, iż aby myśleć, trzeba istnieć, uznałem, że mogę przyjąć za ogólne prawidło, że rzeczy, które pojmujemy bardzo jasno i bardzo wyraźnie, są wszystkie praw­dziwe; zachodzi tylko pewna trudność, by móc zauważyć do­kładnie, które to rzeczy właśnie pojmujemy wyraźnie.

Po czym, zastanawiając się nad tym, że wątpiłem i że wsku­tek tego moja istota nie była całkiem doskonała, jasno bowiem widziałem, że większa doskonałością było wiedzieć aniżeli wąt­pić, wpadłem na myśl, by wyśledzić, od kogóż nauczyłem się myśleć o czymś doskonalszym od siebie; rozpoznałem oczywiście, że musiało to być od istoty, której natura rzeczywiście była do­skonalsza. Co zaś do moich myśli o wielu innych rzeczach dla mnie zewnętrznych, jak niebo, ziemia, światło i wiele innych, to nie miałem takich samych racji, by jednako troszczyć się, od kogóż to pochodziły; nie dostrzegając w nich bowiem niczego, co, jak mi się wydawało, stawiało je wyżej ode mnie, mogłem sądzić, że jeżeli były prawdziwe, zależały od mojej natury w tym stopniu, w jakim zawierała ona pewną doskonałość; a jeśli nie były prawdziwe, otrzymywałem je z nicości, to znaczy, że znaj­dowały się we mnie na skutek mej niedoskonałości. Nie mogłem

139


jednak sądzić tego samego o idei istoty doskonalszej ode mnie; by? o bowiem jawną niemożliwością, bym ją otrzymał z nicości; a ponieważ jest nie mniejszą sprzecznością, żeby rzecz najdo­skonalsza pochodziła od mniej doskonałej i do niej przynależała, aniżeli to, że coś powstaje z niczego, więc ja również nie mo­głem uzyskać jej od samego siebie. Pozostawało więc tylko jed­no, że była mi dana przez istotę o naturze, która naprawdę była doskonalsza ode mnie, a nawet która posiadała w sobie wszyst­kie doskonałości, o których mogłem mieć jakąkolwiek ideę, co, jednym słowem, znaczy, która była Bogiem. Do czego dodałem, że skoro były mi znane jakieś doskonałości, których nie posia­dałem, nie mogłem być jedyną istotą, która istniała (pozwólcie, że użyję tu bez skrępowania terminów Szkoły1), lecz że było konieczne, by Istniała jakaś inna istota doskonalsza, od której bym zależał i od której bym zdobył to wszystko, co posiadam. Albowiem gdybym był sam jeden i niezależny od czego bądź innego, tak że z siebie samego posiadałbym choć trochę tej do­skonałości, przez którą uczestniczyłem w byoie doskonałym, z tej samej racji mógłbym sam uzyskać całą resztę, której bra­ku byłem świadom, i tym sposobem samemu -być nieskończonym, wiecznym, niezmiennym, wszystko wiedzącym, wszechpotężnym i w końou posiadać wszelkie doskonałości, które mogłem do­strzec w Bogu. W myśl rozumowań przeprowadzonych tu celem poznania natury Boga w stopniu dostępnym własnej mej natu­rze winienem był jedynie rozważyć co do tych wszystkich rze­czy, których jakąś ideę znajdowałem w sobie, czy posiadanie ich byłoby doskonałością, czy też nie; miałem przy tym pew­ność, że żadna spośród rzeczy napiętnowanych jakąś niedosko­nałością nie znalazłaby się w nim, lecz za to wszystkie inne w nim się znajdowały. Podobnie też wiedziałem, że wątpienie, niestałość, smutek i podobne własności nie mogły mu przysłu­giwać ze względu na to, że ja sam byłbym bardzo rad, mogąc się od nich uwolnić. W dalszym ciągu posiadałem poza tym idee wielu rzeczy zmysłowych i cielesnych, gdyż chociażbym przy­puszczał, że śniłem oraz że to wszystko, co widziałem lub wy­obrażałem sobie, było fałszem, nie mógłbym wszelako zaprzeczyć

1 Szkoła — chodzi tu o szkołę uczącą filozofii scholastycznej.

140

temu, że idee tego wszystkiego rzeczywiście znajdowały sit; w mej myśli; ponieważ jednak jasno już w sobie rozpoznałem to, że natura myśląca jest różna od cielesnej, więc zważywszy, że wszelka złożoność świadczy o zależności, a zależność jest oczywistym brakiem, wnosiłem stąd, że nie mogłoby to być do­skonałością Boga, gdyby składał się z tych dwóch natur, i że przeto nie jest złożony; jeśliby jednak na świecie były jakieś ciała lub jakieś duchy, lub też inne istoty, które nie byłyby cał­kowicie doskonałe, byt ich winien był zależeć od jego mocy w takim stopniu, że nie mogłyby ostać się bez niego ani jednej chwili.

Chciałem szukać następnie innych prawd i zwróciłem się ku przedmiotowi badań geometrów; rozumiałem go jako ciało ciągłe lub przestrzeń nieograniczenie rozciągającą się na dłu­gość, szerokość, wysokość lub głębokość, podzielną na różne części, które mogą przybierać rozmaite kształty i mieć różne rozmiary i które mogą być poruszane i przemieszczane na róż­ne sposoby; takie bowiem własności geometrzy przypisują swemoi przedmiotowi; przebiegłem więc myślą kilka ich naj­prostszych dowodzeń. Skoro zauważyłem, że chaiekter tej wiel­kiej pewności, którą przypisują im wszyscy, opiera się na tym jedynie, że w myśl reguły, którą dopiero co wygłosiłem, pojmu­je się je jako coś oczywistego, zauważyłem także, że nie było w nich nic takiego, co by upewniło mnie o istnieniu ich przed­miotu. Bo na przykład, zakładając, że mam dany trójkąt, do­strzegałem wyraźnie, że jego trzy kąty były z konieczności rów­ne dwóm prostym, lecz nie dostrzegałem nic, co by mnie upew­niło, żeby na świecie był jakikolwiek trójkąt. Natomiast powra­cając do rozpatrywania idei, jaką posiadałem o Istocie doskona­łej, dostrzegałem, że istnienie zawierało się w niej w taki sam sposób, a może nawet w sposób bardziej oczywisty, jak w idei trójkąta zawiera się to, że jego trzy kąty są równe dwóm pro­stym, lub w idei kuli, że wszystkie jej części są równo odległe od środka; przeto jest co najmniej tak pewne, że Bóg, ta Istota doskonała, jest, czyli istnieje, jak nie mogłoby być pewne żadne dowodzenie geometrii.

Wiele jednak jest osób przeświadczonych, że jest bardzo trudno go poznać, jak również poznać, czym jest nasza dusza:

141


dzieje się to dlatego, że nie wznoszą nigdy swego umysłu ponad rzeczy zmysłowe i że są do tego stopnia przyzwyczajone do roz­ważania czegokolwiek nie inaczej jak tylko wyobrażając to so­bie (a jest to szczególny sposób myślenia o przedmiotach ma­terialnych), iż to wszystko, co nie jest wyobrażalne, wydaje im się niezrozumiałe. Ujawnia się to wyraźnie w tym, że nawet fi­lozofowie w szkołach wyznają zasadę, że nie ma nic w umyśle, co nie byłoby najpierw w zmysłach, gdzie przecież idee Boga i duszy z pewnością nigdy się nie znajdowały. Zdaje mi się, że ten, kto chce posługiwać się wyobraźnią, żeby je zrozumieć, po­stępuje w ten sam sposób, jak wówczas, gdyby chciał posługi­wać się oczami, aby czuć zapachy lub słyszeć dźwięki; a zacho­dzi tu ta jeszcze różnica, że zmysł wzroku upewnia nas o real­ności przedmiotu, który stara się ująć, nie mniej niż węch i słuch, gdy tymczasem ani nasza wyobraźnia, ani zmysły nie zdołałyby nigdy upewnić nas co do czegokolwiek bez współ­udziału władzy pojmowania.

Na koniec, jeśli są jeszcze ludzie, których o istnieniu Boga i własnej duszy nie przekonały dostatecznie przytoczone przeze mnie argumenty, usilnie pragnę, by wiedzieli, że mniej są pew­ne wszystkie inne rzeczy, co do których czują się może bardziej upewnieni, a więc to, że posiadają ciało, że istnieje ziemia, gwia­zdy i podobne rzeczy. Chociaż bowiem taką mamy pewność mo­ralną tych rzeczy, że nie możemy o nich wątpić nie chcąc po­paść w dziwactwo, niemniej, jeśli idzie o pewność metafizyczną, to musimy przyznać, o ile nie brak nam rozsądku, że mamy do­stateczne przyczyny, by nie być tak całkowicie co do nich upew nionymi; wystarczy bowiem dać baczenie na to, że możemy w taki sam sposób wyobrazić sobie we śnie, że mamy inne cia­ło, widzimy inne gwiazdy i inną ziemię, aczkolwiek nic takiego wcale nie istnieje. Bo też skądże wiemy, że myśli zjawiające się we śnie są fałszywe raczej niż tamte na jawie, zważywszy, że często nie są mniej żywe i wyraźne? I niechże najwybitniejsze umysły badają to, ile zapragną, nie przypuszczam jednak, by zdołały przytoczyć jakąkolwiek rację wystarczającą do usunię­cia tej wątpliwości, jeśli z góry nie założyłyby istnienia Boga. Po pierwsze bowiem, nawet przyjęta pirzeze mnie przed chwilą

142

zasada, że rzeczy, które pojmujemy bardzo jasno i wyraźnie, są wszystkie prawdziwe, jest tylko dzięki temu pewna, że Bóg jest czy też istnieje oraz że jest on Istotą doskonałą i że wszystko, co w nas się znajduje, od niego pochodzi. Stąd wynika, że nasze idee, czyli pojęcia, jako rzeczy rzeczywiste pochodzące od Boga w tym wszystkim, w czym są jasne i wyraźne, mogą jako takie być tylko prawdziwe. Tak, że o ile dość często posiadamy idee zawierające fałsz, mogą to być wyłącznie takie, które mają w so­bie coś mętnego i ciemnego, ponieważ tym właśnie uczestniczą w naturze niebytu; znaczy to, że tylko dlatego są w nas tak mętne, że my nie jesteśmy całkowicie doskonali. Jest oczywi­ste, że nie mniej sprzeciwia się rozumowi pogląd, że fałsz lub niedoskonałość jako taka pochodzi od Boga, jak pogląd, że praw­da lub doskonałość pochodzą z niebytu. Jeślibyśmy jednak nie wiedzieli wcale, że to wszystko, co jest w nas prawdziwe i rze­czywiste, pochodzi od bytu doskonałego i nieskończonego, to choćby nasze idee były jasne i wyraźne, nie mielibyśmy żadnej racji, która by nas upewniała, że przysługuje im doskonałość prawdziwości.

Z chwilą jednak, gdy wiedza o Bogu i duszy dała nam pew­ność co do tej zasady, staje się łatwo zrozumiałe, że marzenia, które roimy śniąc, nie powinny w żaden sposób budzić w nas wątpliwości co do prawdziwości idei, które mamy na jawie. Je­śli bowiem nawet zdarzyłoby się, że ktoś uzyskał we śnie jakąś bardzo wyraźną ideę, na przykład, gdyby geometra wynalazł jakieś nowe dowodzenie, to idea ta byłaby prawdziwa, choć po­wstała we śnie. Co zaś do najczęstszej pomyłki w naszych snach polegającej na tym, że przedstawiają nam one rozmaite przed­mioty w taki sam sposób jak zmysły zewnętrzne, nie jest rze­czą ważną, że błąd ten daje nam okazję do nieufności dotyczą­cej prawdziwości takich idei; mogą cne bowiem również zwo­dzić nas dość często, chociażbyśmy nie spali; tak więc ci, którzy mają żółtaczkę, widzą wszystko w żółtej barwie, podobnież gwiazdy lub inne bardzo odległe ciała zdają się nam znacznie mniejsze, aniżeli są rzeczywiście. W końcu bowiem, bądź to we śnie, bądź na jawie, możemy dać się przekonać wyłącznie oczy­wistości naszego rozumu. A należy zwrócić uwagę, że mówię: na-

143


szego rozumu, a bynajmniej nie wyobraźni czy zmysłów. Tak więc na przykład, jakkolwiek widzimy bardzo jasno słońce, nie powinniśmy sądzić dlatego, że jest ono tak właśnie wielkie, ja­kim je widzimy; łatwo też możemy sobie przedstawić wyraźnie głowę lwa doczepioną do ciała kozy, co nie ma wcale znaczyć, by istniała na świecie Chimera; rozum bowiem bynajmniej nie wskazuje na to, by było prawdziwe to, co widzimy lub co sobie wyobrażamy. Z pewnością jadnak wskazuje on. na to, że wszel­kie nasze idee lub pojęcia muszą zawierać jakąś podstawę praw­dziwości; byłoby bowiem niemożliwe, by Bóg, który jest w peł­ni doskonały i zawsze prawdomówny, wprowadził je w nas bez niej. Co do tego, że nasze rozumowania nie są nigdy tak oczy­wiste i zupełne we śnie jak na jawie, aczkolwiek nasze wyobra­żenia są równie lub bardziej jeszcze żywe i wyraźne, to rozum wskazuje nam również, iż, jako że nie jesteśmy zupełnie do­skonali, myśli nasze nie mogą być wszystkie prawdziwe: ta praw­da jednak, która w nich się zawiera, niezawodnie musi znaleźć się raczej wśród tych, które mamy na jawie, aniżeli we snach.

Tłumaczyła W. Wojciechowska

BŁAŻEJ PASCAL

Blaise Pascal (1623—1662), znakomity fizyk i matematyk fran­cuski, badał zjawiska dotyczące ciśnienia atmosfery i hydro-statyki (stąd prawo Pascala). Ze względu na słabe zdrowie w 31. roku życia zrezygnował z badań naukowych i zaczął wieść życie mistyka i ascety. Zastanawiając się nad wartością poznania rozumowego, doszedł do przekonania, że wiedza ro­zumowa nie wychodzi poza prawdopodobieństwo, przeto nie może w sposób pewny rozwiązywać zagadek życia. Pascal dostrzegł natomiast niezawodność w „intuicji serca"; twier­dził, że ma ona „swoje racje, których nie posiada rozum". Najważniejszym dziełem filozoficznym Pascala są Myśli, skła­dające się z fragmentów i aforyzmów, gdyż autor nie zdążył utworu dokończyć.

Zob. Tadeusz Płużański: Pascal. Warszawa 1974.

Myśli *

22. (...) Są więc dwa rodzaje umysłów: jeden, który wnika żywo i głęboko w konsekwencje zasad, i to jest umysł logiczny; drugi, który zdolny jest ogarnąć wielką liczbę zasad nie gubiąc się w nich, i to jest umysł matematyczny. Jeden znamionuje siła i trafność, drugi szerokość zasięgu. Otóż można posiadać jedno bez drugiego: umysł może być silny, a ciasny, jak znowuż być rozległy, a wątły.

23. Ludzie, którzy nawykli sądzić wyczuciem, nie pojmują zgoła procesu rozumowania; chcą od razu ogarnąć rzecz jednym spojrzeniem i nie są przyzwyczajeni do szukania zasad. Drudzy, przeciwnie, przyzwyczajeni rozumować na podstawie zasad, nie pojmują zgoła spraw uczucia, szukając w nich zasad i nie umie­jąc objąć ich jednym rzutem.

  1. Skoro nie można być uniwersalnym i wiedzieć wszy­
    stkiego, co się da wiedzieć o wszystkim, trzeba wiedzieć wszy­
    stkiego po trosze. O wiele bowiem piękniej jest wiedzieć coś ze
    wszystkiego niż wiedzieć wszystko o jednym: to najpiękniejsza
    rzecz taka uniwersalność. Gdyby można mieć to i to, jeszcze
    lepiej; ale jeśli trze:ba wybierać, trzeba wybierać owo pierwsze
    i świat czuje to i tak czyni, świat bowiem jest często dobrym
    sędzią.

  2. Na ogół łatwiej daje się człowiek przekonać racjom,
    do których sam doszedł, niż tym, które nastręczyły się komuś
    drugiemu.

  1. Potrzebne są wdzięk i prawda; ale trzeba, aby sam
    wdzięk był czerpany z prawdy.

  2. Wymowa służy do odmalowania myśli ci zatem, którzy
    odmalowawszy dodają coś jeszcze, robią obraz zamiast portretu.

75. Znajomość Boga bez znajomości własnej nędzy rodzi pychę. Znajomość własnej nędzy bez znajomości Boga rodzi rozpacz. Znajomość Chrystusa stanowi pośrodek, ponieważ w niej znajdujemy i Boga, i swoją nędzę.

* Fragmenty pochodzą z Myśli w tłumaczeniu T. Żeleńskiego (Boya) w nowym układzie wg wyd. J. Chevaliera. Warszawa 1977, oraz z Anto­logii literatury francuskiej T. Żeleńskiego (Boya). Warszawa 1958.



144

Teksty filozoficzne — 10

145



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
kartezjusz rozprawa o metodzie
kartezjusz rozprawa o metodzie
Kartezjusz rozprawa o metodzie
Descartes René (Kartezjusz) Rozprawa o metodzie
Kartezjusz Rozprawa o metodzie 1-4, filozofia
DESCARTES (Kartezjusz) ROZPRAWA O METODZIE
Filozofia Kartezjusz Rozprawa o metodzie
Kartezjusz rozprawa o metodzie
Kartezjusz Rozprawa o Metodzie
Kartezjusz. Rozprawa o metodzie. Tekst.
31[1]. Kartezjusz-Rozprawa o Metodzie, Materiały
Kartezjusz Rozprawa o metodzie
Kartezjusz Rozprawa o metodzie
Kartezjusz Rozprawa o metodzie
Kartezjusz - Rozprawa o Metodzie, Kartezjusz
Kartezjusz Rozprawa o Metodzie(1)

więcej podobnych podstron