24. Gdzie są ci, którzy zajęliby nasze miejsce?
Prorokom wieszczącym zmierzch Europy rzucę trzy podstawowe argumenty, które nakazują ufać, a zatem działać w interesie Europy.
Pierwszy z nich: Cywilizacja europejska jest tą jedyną, która rzeczywiście stała się cywilizacją uniwersalną. Niejedna już cywilizacja przed naszą żywiła o sobie takie przekonanie. Tamte dawniejsze myliły się, ale dziś, kiedy cała ziemia, aż po najdalsze krańce, jest już znana, nie może być mowy o podobnym błędzie. Aleksander Wielki i cesarzowie chińscy wyobrażali sobie, że panują nad całym światem; była w tym nie tyle pycha, co naiwność, ponieważ nie wiedzieli wzajemnie o swoim istnieniu. Dziś każde biuro podróży Cooka potrafiłoby ich wyleczyć z takich złudzeń. My, Europejczycy XX wieku, wiemy, że nie panujemy nad światem politycznie, ale wiemy zarazem, że wszystkie nowe miasta w Azji i Afryce naśladują nasze nowoczesne miasta, technikę ich konstrukcji, ulice, place i domy, szpitale i szkoły, hotele i dzienniki, a nawet powtarzają nasze kłopoty z ruchem ulicznym. Wiemy też dobrze, że wszystkie nowe kraje naśladują nasze parlamenty, partie i związki zawodowe, a czasem nawet nasze dyktatury. I wiemy, że nie da się tego odwrócić.
Jak jednak wyjaśnić to zjawisko, które w całej historii nie ma precedensów?
Zobaczyliśmy, że europejska cywilizacja, zrodzona ze zbieżnych, a przeróżnych źródeł, tym właśnie różni się od wszystkich innych, które były monolityczne i jednorodne. Dlatego okazała się na tyle złożona i wielokształtna,. że potrafiła jeśli nie zadowolić,- to w każdym razie uwieść wszystkie ludy świata.
Mówiliśmy także o tym, że Europa wysyła w świat więcej maszyn i doradców technicznych niż książek i misjonarzy. Europa zlaicyzowała się, przeszła w wymiar doczesny i oderwała się od chrystianizmu, który w tak' silnym stopniu i tak wielorako ją współtworzył. Dzięki temu właśnie — i w tym jest jej dramat, ale jednocześnie" najoćżywistsza tajemnica jej „sukcesu" — jej kultura okazała się czymś, co szczególnie łatwo da się przenieść w inne warunki, przyjąć i naśladować.
Trzeba jednak uprzytomnić sobie na koniec, że ta cywilizacja mogła stać się uniwersalną właśnie dzięki czemuś bardzo zasadniczemu, co od początku predestynowało ją do uniwersalności. Myślę o chrześcijańskiej wierze w równą wartość każdego człowieka w obliczu |Boga, niezależnie od jego narodowości, barwy skóry czy | rasy. Dawny Egipt nie wierzył w to absolutnie. Słowo: człowiek było tam synonimem mieszkańca delty Nilu. Na oznaczenie mieszkańców ziem sąsiednich istniało inne słowo. Mówiło ono o istocie pośredniej pomiędzy zwierzęciem a Egipcjaninem. (W tym samym duchu Bismarck określał mieszkańca Bawarii jako „istotę pośrednią między Austriakiem i człowiekiem".) Podobnie dla Greków i Chińczyków istniały dwa gatunki istoty dwunożnej zachowującej pozycję pionową: z jednej strony Grecy lub"! Chińczycy, z drugiej barbarzyńcy, to znaczy wszyscy pozostali, którzy nie byli tak naprawdę i do końca ludźmi. Te cywilizacje, zresztą o bardzo wysokim poziomie^ pozostały wskutek tego ograniczone do określonego regionu i doczekały się schyłku w granicach wyznaczonych^ własnym panowaniem. I przeciwnie, chrześcijańska koncepcja wyrażona przez świętego Pawła („Nie ma już Żyda [ ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny i kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie"), i tylko ona, miała nauczyć tych, których do głębi ukształtowała że wszystkich ludzi trzeba uznać za godnych i zdolnych do pełnego udziału, w tym czy w innym czasie, we współ| tworzeniu cywilizacji.
Teraz, kiedy ta postawa została przyjęta albo jest przyjmowana, i kiedy ten jakiś „próg światowy" został przekroczony, trudno wyobrazić sobie, żeby cywilizacja, którą Europa przekazała wszystkim ludziom ziemi, mogła przeżyć schyłek albo zupełny upadek, nie pociągając za sobą w katastrofie całego rodzaju ludzkiego.
A oto drugi powód: Cywilizacja europejska, która odkrywała kultury wygasłe albo wygasające i zwracała im w ten sposób życie, stworzyła zarazem techniczne warunki zachowania i przekazania swojej istoty epokom przyszłym.
Valery powiedział: „Okoliczności, które sprawią, że dzieła Keatsa i Baudelaire'a podzielą los dziel Menandra, nie są bynajmniej niewyobrażalne: czytamy o nich w gazetach". Od tamtej pory odnaleziono parę komedii Menandra, a niektóre z nich nawet wystawiono. Jeśli zaś chodzi o dzieła Keatsa i Baudelaire'a, a także samego Valery'ego, to prezentowane na całym świecie, dzięki technice fonograficznej zarejestrowane na taśmach czy płytach, uzyskały większe szansę przetrwania w czasie niż malowidła z Las-caux, greckie posągi i świątynie faraonów, którym zagrażają wody spiętrzone zaporą.
Śmiertelność kultur wydaje się więc nie zawsze taka sama. Oczywiście, że niektóre z nich znikły, a jedynym pozostawionym i wciąż znaczącym dziedzictwem okazały się tylko pozostałe po nich dzieła sztuki. Tak jest w wypadku kultury oryniackiej lub bliższej nam w czasie kultury Hetytów, czy — jeszcze bliżej — Majów i Azteków. Ale czy rzeczywiście są martwe dawne cywilizacje Egiptu i Bliskiego Wschodu, których przedłużeniem stała się cywilizacja grecka i rzymska, a które z kolei to, co w nich najistotniejsze, przekazały naszej? Muzea i pracownie europejskie przechowały ich najcenniejsze osiągnięcia i w naszych czasach można nimi obdarzyć całą ziemię. Rywalizujące z nimi cywilizacje azjatyckie — o większym stopniu wyrafinowania, jak się utrzymuje — pozostają za nimi daleko w tyle. Prawa Minosa, Drakona i Solona, które z Krety i Egiptu zostały nam przekazane za pośrednictwem antycznej Grecji, Dekalog i Osiem Błogosławieństw z Kazania na Górze, i na koniec Kodeks Justyniana, skąd wywodzi się Habeas Corpus i Karta Praw Człowieka, oto co dziś określa godność osoby ludzkiej i wszelkiego postępu społecznego dla wszystkich ludów Trzeciego Świata, niemal w tym |samym stopniu co dla narodów NATO. Nie zaś system kastowy ani władza mandarynów, zmbushido. Można nad tym ubolewać, ale trzeba ten fakt stwierdzić.
Na temat owego słynnego zdania. Valery'ego Rogerl Caillois napisał — nie bez pewnego poczucia humoru — że „gdyby cywilizacje umierały bez reszty, Yalery nie mógłby tych słów wygłosić, bo nic by o tych cywilizacjach nie wiedział". Zaproponował także, żeby ów słynny passus poddać następującej korekturze: „My, cywilizacje, od niedawna wiemy już, że nigdy nie umrzemy bez reszty, i że z naszych prochów powstaje nowe życie. Minął już czas, kiedy cywilizacje były śmiertelne".
Ja dodałbym jeszcze jedną refleksję. Wiemy, ile cywilizacji rzekomo spoczywających snem wiecznym wydobyto w XX wieku z zapomnienia, ile świętych ksiąg spisanych przez antycznych mędrców i mistyków doczekało się w naszych czasach wydania i ilu wyznawców wszędzie znajduje. A stało się tak dzięki europejskim etnografom, archeologom i filozofom, którzy prowadzą niestrudzenie światową inwentaryzację skarbów kultury, zapoczątkowaną w dobie renęsansu przez naszych odkrywców ludzkiej przestrzeni i ludzkiego trwania w czasie.
A oto trzeci argument. Nie widać poważnych kandydatów, którzy mogliby przejąć dziedzictwo naszej światowej cywilizacji.
Znamy okoliczności upadku cywilizacji wcześniejszych;!! czasem była to jakaś katastrofa naturalna — jak ostatni okres lodowcowy albo wyschnięcie Sahary — która obejmowała cały obszar, gdzie kwitła dotąd jakaś określona cywilizacja. Pozostałe nic o tym nawet nie wiedziały; Częściej jednak była to inwazja ze strony rywalizującej z nią, a prymitywniejszej i agresywniejszej cywilizacji;" Dorowie zawładnęli Kretą, Germanowie osiedlili się w rzymskich prowincjach, Galii i Iberii, a kilkuset Hiszpanów opanowało imperium Azteków. W każdym wypadku były to cywilizacje o określonym, lokalnym zasięgu, otoczone; przez nieznanych bliżej „barbarzyńców". Chętnych do przejęcia prymatu następców było wielu. Natomiast jest dziś choć jeden kandydat, który by domagał się od nas ustąpienia z dotychczasowej pozycji, czy choćby miał szansę przejąć naszą odpowiedzialność?
Ktoś mógłby wskazać na Stany Zjednoczone. Ale substancja, z której się zrodziły, jest naszą, europejską substancją, i sądzę, że jest to kraj, który europeizuje się głębiej dzięki naszym wpływom kulturalnym niż Europa amerykanizuje się w zakresie stroju i wystroju miast. A co nowego wnosi Związek Radziecki? Czy stworzył nową, inną cywilizację? Rewolucja — wedle słów Lenina — to „marksizm plus elektryfikacja". Ale marksizm nie jest wynalazkiem radzieckim, nie wymyślił go Popów, tylko pewien niemiecki Żyd, którego ojciec przeszedł na protestantyzm, a który w British Museum pisywał dla nowojorskiej „Herald Tribune" artykuły zapewniające mu środki do życia i składające się na pewną część Kapitału. Marksizm narodził się w Europie i z Europy, na przecięciu wielowiekowych sporów teologii i filozofii, w momencie kiedy powstawały socjologia i technika, przemysł, wielkonakładowa prasa, obowiązek nauki szkolnej, powszechny pobór do wojska oraz żywiące się tym pokarmem nacjonalizmy. Trudno wyobrazić sobie bardziej typowy dla Europy zespół tendencji duchowych, moralnych i praktycznych. Elektryczność, o której mówił Lenin, jest natomiast symbolem uprzemysłowienia. Elektryfikując kraj komunizm powtórzył zamysł Piotra Wielkiego. Po raz drugi zeuropeizował Rosję. Z kolei Związek Radziecki wziął na siebie zadanie pomocy Chinom w zlikwidowaniu cywilizacji mandarynów; Związek Radziecki wprowadził w otoczone murem cesarstwo nowego konia trojańskiego: technikę i to wszystko, co ona niesie ze sobą w obyczajach i mentalności narodu. Słynny chiński „skok do przodu" był po prostu skokiem w uprzemysłowienie i w socjalizm — wynalazki Europy i nieodłączne elementy jej kultury. Jeśli chodzi o Afrykę, zauważmy tylko, że jej obecne usamodzielnienie nie polega bynajmniej na pojawieniu się jakiejś oryginalnej kultury ani na powrocie do struktur plemiennych, ale przeciwnie — na przyjmowaniu, i to nazbyt szybkim, wytworzonych przez nowożytną Europę form życia politycznego, społecznego i ekonomicznego. Przedstawmy to skrótowo: oto Azja Południowa, kraj nierozwinięty, idzie w ślad za Chinami, które starają się naśladować Rosję, która chciałaby dogonić Amerykę, która jest wytworem Europy...
I gdzie w tym wszystkim dopatrywać się „zmierzchu" Europy w sensie europejskiej kultury? Chyba w umysłach europejskich intelektualistów; i tylko tam.